Islam Issa, aleksandryjczyk z pochodzenia, odkrywa przed nami barwną mozaikę kultur, które od tysiącleci spotykają się w Aleksandrii, żeby nienawidzić się i kochać, wymieniać wiedzą i mordować, a przede wszystkim wpływać i na siebie, i na przyszłość nas wszystkich.
Aleksandria – utopijne miasto wyśnione przez Aleksandra Wielkiego, rządzone przez Ptolemeuszy, zdobyte przez Juliusza Cezara i Napoleona Bonaparte.
Miasto, które przetrwało ich wszystkich.
Aleksandria oparła się trzęsieniom ziemi, pożarom i starciom cywilizacji. Położona na styku trzech kontynentów zawsze stanowiła łakomy kąsek dla najeźdźców. Swoje piętno odcisnęli na niej Rzymianie i Żydzi, Krzyżowcy i Osmanowie, Francuzi i Brytyjczycy.
Jednak gdy Rzymianie i Żydzi, Krzyżowcy i Osmanowie, Francuzi i Brytyjczycy zmieniali Aleksandrię, Aleksandria zmieniała ich. A wraz z nimi – cały świat.
*
Islam Issa, doktor University of Birmingham, to aleksandryjczyk z pochodzenia. Pochyla się nad swoim miastem z miłością podpartą wiedzą i latami badań naukowych. Odkrywa przed nami barwną mozaikę kultur, które od tysiącleci spotykają się w Aleksandrii, żeby nienawidzić się i kochać, wymieniać wiedzą i mordować, a przede wszystkim wpływać i na siebie, i na przyszłość nas wszystkich.
Aleksandria. Miasto, które zmieniło świat
Przekład: Władysław Jeżewski
Wydawnictwo Znak
Premiera: 27 listopada 2024
Wstęp
Pod cytadelą Kaitbeja jest zawsze rojno i gwarno. Ludzie spacerują całymi rodzinami i zajadają lody o smaku mango. Dzieci jeżdżą na niebezpiecznie dużych rowerach albo rytmicznie stąpających konikach, a straganiarze jeden przez drugiego zachwalają swój towar: muszle każdej wielkości. W cieniu majestatycznej budowli nawet w dzień powszedni panuje niedzielna atmosfera. Kiedy nadciąga zmierzch, zgiełk milknie. Opętańczy stukot końskich podków po bruku znów jest powolny, miarowy jak bicie serca, gdy odpoczniemy po wielkim wysiłku. Ludzie odchodzą, rozmawiają. Dorośli jedzą gotowaną kukurydzę, a dzieci wloką się za nimi, nagle spokojne i ciche jak nigdy w ciągu całego dnia; przykładają do ucha ogromne muszle i wsłuchują się w ich szum, zachwycone. Na scenie następuje zmiana niczym w spektaklu teatralnym: skalisty cypel nad zatoką obsiadają zakochani. Godzinami będą tęsknie patrzeć sobie w oczy, w niebo roziskrzone gwiazdami i na huczące morze pogrążone w mroku.
Nadbrzeżna promenada Corniche, z której roztacza się widok na Morze Śródziemne, ma około dwudziestu kilometrów i przecina całą Aleksandrię – od cytadeli po wschodnie krańce miasta. Siedzę na występie skalnym na końcu promenady i patrzę w stronę biblioteki. Wielka Biblioteka Aleksandryjska, jeden z najwspanialszych ośrodków wiedzy w dziejach, powstała w III wieku p.n.e., ale od dawna nie ma po niej śladu. Po z górą dwóch tysiącach lat od jej założenia zbudowano nową bibliotekę. Wznosi się ona w pobliżu miejsca, w którym stała kiedyś jej starożytna poprzedniczka. Patrzę na bibliotekę z zachwytem nie dlatego, że jej szklany dach pochyla się ku morzu jak tarcza zegara słonecznego, ale dlatego, że sama jej symbolika przenosi mnie w inną epokę. Spoglądam na zatłoczoną promenadę, a potem podnoszę wzrok i patrzę w dal. W jednej chwili zapominam o teraźniejszości, a moje myśli ulatują w przeszłość. Ojciec, zwykle gdy leżałem już w łóżku, lubił opowiadać mi o pełnych chwały czasach naszego miasta – i w tej chwili przypominają mi się jego opowieści. Wystarczy głęboko odetchnąć, by poczuć wiew historii.
Aleksandria to żywy dowód na wzajemne przenikanie się historii i mitologii. Wiele miejsc na świecie ma swój mit założycielski, opowieść o sławnych początkach, która służy wytworzeniu poczucia tożsamości. O Aleksandrii powstało wiele takich mitów, a jej tożsamość nie jest jednoznacznie określona. Po części z powodu braku widocznych pozostałości starożytnego miasta wśród zabudowań współczesnej metropolii; kryją się one pod ziemią i w morskich głębinach. A po części dlatego, że jego założyciel – Aleksander Wielki – sam jest jedną z najbardziej legendarnych postaci wszystkich czasów. W Aleksandrii mit miał wpływ zarówno na założenie, jak i na rozwój miasta, na jego pejzaż i jego mieszkańców.
Prawdziwe i mityczne opowieści z dziejów Aleksandrii – które przekazywali sobie moi przodkowie i które za chwilę sam będę snuł na kartkach tej książki – niezawodnie splatają się, mieszają jak farby na malarskiej palecie. Każde pociągnięcie pędzla umieszcza osobę, wydarzenie, epokę na wiecznotrwałym płótnie tego wciąż zmieniającego się miasta.
Egipskie miasto Aleksandria zostało założone prawie dwa i pół tysiąca lat temu, a jego okolice były zamieszkane jeszcze dawniej przez ludzi trudniących się połowem ryb. Nie ma drugiego takiego miasta – tylko Aleksandria może poszczycić się tym, że do jej powstania przyczynili się Aleksander Macedoński, sławny polihistor Arystoteles i wybitny architekt Dejnokrates.
Miasto zrodziło się z potęgi wyobraźni: sennej mary Aleksandra Wielkiego, która kazała mu zapuścić się w te strony, i z ambitnego planu zrealizowanego przez tutejszych władców – Ptolemeuszy. Marzenia i decyzje twórców Aleksandrii pokazują, jak można tworzyć i rozbudowywać miasta. Przyjęli oni dwa szokująco śmiałe założenia: że skupisko ludzi pochodzących z różnych stron świata, którzy mieli razem żyć i pracować, uczyni ten strategiczny punkt ośrodkiem światowego handlu; i że dzięki gromadzeniu i wzbogacaniu wiedzy stanie się ono globalną potęgą. Kiedy wcielali te założenia w życie, określili po nowemu samo pojęcie miasta – przeobrazili tradycyjne wyobrażenia o tym, gdzie i jak budować takie ośrodki i w jaki sposób przyciągnąć nowych mieszkańców. Rozumieli też, że jest wiele dróg do zdobycia politycznej supremacji, a jedna z nich prowadzi przez skarbnicę wiedzy.
Działalność Biblioteki Aleksandryjskiej nie sprowadzała się do gromadzenia książek. Wytężona praca nad kolacjonowaniem uczonych tekstów, ich rozpowszechnianiem i szerzeniem wiedzy stała się niezawodnym źródłem „soft power”, a Ptolemeusze dołożyli wszelkich starań, aby nic nie przeszkodziło bibliotece w realizacji jej posłannictwa. Zaledwie kilkadziesiąt lat od założenia miasto stało się centrum nauki. Najtęższe umysły ówczesnego świata przybywały tu, aby snuć filozoficzne rozważania, dyskutować, prowadzić badania, dokonywać odkryć i konstruować wynalazki. Już pierwsze pokolenie uczonych aleksandryjskich dowiodło, że Ziemia nie jest płaska i że krąży wokół Słońca. Świat zawdzięczał im maszyny parowe, wiatraki, automaty sprzedające, klawiatury, lata przestępne, geometrię i znaki przestankowe. Dzięki swym założycielom i uczonym, mozaice etnicznej i kolejnym falom najeźdźców Aleksandria przeobrażała filozofię, technikę, politykę, teologię i geografię świata.
Położenie na styku trzech kontynentów, ruchliwy port przyjmujący gości z całego świata i szybko spełniające się aleksandryjskie marzenie, które skłaniało ludzi do osiedlania się tutaj – dzięki temu wszystkiemu miasto stało się miejscem spotkania wielu kultur, czego wynikiem była niewyobrażalna wcześniej różnorodność. Mieszkali tu Egipcjanie i Grecy, Żydzi i buddyści. Wschód spotykał się z Zachodem, Afryka z Azją i Europą, a wielkie cywilizacje – egipska, grecka i rzymska – mogły stapiać się jak w tyglu. Historia Aleksandrii przekracza granice samego miasta i obejmuje najbardziej abstrakcyjne pojęcia składające się na charakter danego miejsca. Pokolenia różnych ludów przybywały do Aleksandrii wraz ze swymi obrzędami, religiami, umiejętnościami i wartościami, a każde z nich odcisnęło piętno na jej tradycjach, architekturze i poziomach tolerancji. Jej dzieje pokazują, czym potrafi stać się miasto i jakie owoce mogą wydać dwa tysiąclecia wymiany kulturalnej.
Już sto lat po założeniu miasto budziło powszechną zazdrość jako wielkie ognisko handlu i wiedzy. Przyćmiło Ateny, przerosło Kartaginę i stało się największym rywalem Rzymu, którego wyżywienie zależało od dostaw zboża z Aleksandrii. Było nie tylko naocznym świadectwem przemijalności życia i niebezpieczeństw szybkiego rozrostu. Stanowiło też okno wystawowe największych imperiów w dziejach: ptolemejskiego, rzymskiego, arabskiego, osmańskiego, francuskiego i brytyjskiego.
Aleksandria to megalopolis, bez której judaizm, chrześcijaństwo i islam byłyby czymś zupełnie innym. Jej założyciela przygarnęły wszystkie trzy tradycje, a nazwa miasta pojawia się na kartach Talmudu i Biblii. Każda grupa, która osiadła w Aleksandrii, przejęła coś z jej filozofii. Aleksandria – cel pielgrzymek cesarzy, którzy odwiedzali mauzoleum Aleksandra Wielkiego, i klasycystów nawiązujących do wizji tego wielkiego zdobywcy – stała się też schronieniem dla ludzi skłóconych z otoczeniem, oryginałów i pionierów. Przyciągała Żydów pragnących bezpieczeństwa lub innego życia niż to, które wiedli w Ziemi Świętej, chrześcijańskich nonkonformistów i muzułmańskich mistyków szukających prostego życia. A w ciągu różnych złotych wieków odkryć zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie uczeni czerpali natchnienie z pism powstałych w Aleksandrii. Tu również rozgrywała się akcja popularnych dramatów renesansowych Williama Shakespeare’a i George’a Chapmana, a także powieści noblistów: Anatole’a France’a i Nadżiba Mahfuza.
W Aleksandrii protagonistą jest morze ze swymi żywymi kolorami i grzmiącymi falami – zawsze obecne i bezkresne. Ale bohaterów, którzy przepłynęli to morze i których spotkamy w tej książce, jest bez liku. Nie licząc założyciela miasta, są to: Helena Trojańska, Homer, Arystoteles, Juliusz Cezar, Kleopatra, święty Marek Ewangelista, Mahomet, podróżnik Ibn Battuta, Napoleon Bonaparte, admirał Nelson, pisarz E.M. Forster, Gamal Abdel Naser – i wiele innych intrygujących postaci, kobiet i mężczyzn, sławnych i mniej znanych, w tym moich przodków. Ich biografie i epoki, w których żyli, potwierdzają pozycję Aleksandrii jako ośrodka architektury i sztuki, mody i teatru, nonkonformistycznych prądów ideowych i satyry, seksualnych epifanii i pierwszych sufrażystek.
Aleksandria była też widownią zniszczeń i pożarów, klęsk żywiołowych i epidemii, krucjat i czystek etnicznych, masowych mordów i samobójstw. Była świadkiem kontrabandy, samosądów, obcinania głów, a nawet kanibalizmu. Jej historia – historia sukcesów i klęsk miasta pełnego sprzeczności – pokazuje, jak obosieczne bywają ambicja i nowoczesność. Czternastowieczny podróżnik Ibn Battuta pisał, że Aleksandria to jedyne miejsce „jednoczące w sobie” to, co „rozdzielone jest pomiędzy inne miasta”1. Ale miejsce to we frapujący sposób zamazuje też granice dzielące Wschód i Zachód, tradycję i nowoczesność, racjonalizm i zabobony, religię i naukę, pokój i wojnę, tolerancję i fanatyzm, mit i rzeczywistość, zniszczenie i trwanie, wreszcie przeszłość i teraźniejszość.
Nie można jednak nie zauważyć, że mimo starożytnej sławy i ogromnego wpływu na dzieje świata Aleksandria – w porównaniu z innymi ośrodkami antyku – pozostaje w cieniu. Turyści tłumnie przybywający do Egiptu i nad Morze Śródziemne omijają ją, a we współczesnych dyskusjach rzadko się o niej wspomina. Można to nazwać ironią losu, bo wiele spraw, o których się dziś mówi – dotyczących naszych wartości, stosunków i polityki – było zawsze bliskich temu miastu. Aleksandria to brama, przez którą osoby, cywilizacje i idee przybywały i odchodziły – miasto zaś wciąż stoi.
Dziś na tym śródziemnomorskim brzegu znajdujemy tętniącą życiem metropolię z wielobarwną mozaiką widoków, zapachów i dźwięków. Znakomita większość sześciu milionów mieszkańców Aleksandrii zajmuje się codziennymi sprawami, nieświadoma swego miejsca w długiej historii miasta. Dzisiejsi aleksandryjczycy, tacy jak ja, reprezentują setne pokolenie mieszkańców. Jest to fakt tym bardziej godny uwagi, że DNA mojego ojca wykazuje aż 97,5-procentową zgodność z genami rodowitych aleksandryjczyków. Dla mnie Aleksandria to miłe uczucie w sercu, świadomość zakorzenienia, które towarzyszy mi wszędzie, gdzie jestem. To ciepłe dni i wietrzne noce, szum fal i cisza zachodów słońca. To zabytki starożytności, kina w stylu art déco, palmy, uliczne stragany z kwiatami i zielone okiennice. Ludzie przesiadujący na balkonach i koty ocierające się o nogi. To dźwięki muzyki poważnej dobiegające z kawiarni oświetlonej blaskiem księżyca.
Książka ta to uporządkowana chronologicznie historia miasta drogiego mojemu sercu. Podczas pisania korzystałem z najrozmaitszych źródeł: rękopiśmiennych dokumentów, kronik, listów, obrazów, map i przedmiotów przechowywanych w archiwach Aleksandrii i innych miast; z tego, co zobaczyłem w muzeach, galeriach i na stanowiskach archeologicznych; z relacji pisarzy antycznych, biografii, antologii i mitologii; z książek historycznych pochodzących z dawnych i nowych czasów; z wyników współczesnych badań z wielu dziedzin, od archeologii po zoologię; z pism religijnych; z podań ludowych; z przekazów ustnych i opowieści rodzinnych; z rozmów z nieznajomymi ludźmi i ekscentrycznymi obieżyświatami; i z własnych doświadczeń spacerowicza włóczącego się po Aleksandrii.
Wszystko to złożyło się na opowieść o przebogatych i pasjonujących dziejach miasta, które zmieniło świat.
ROZDZIAŁ 1
PRADZIEJE MIASTA
Nasi przodkowie od zarania dziejów osiedlali się nad wodą. To dlatego sto milionów mieszkańców Egiptu, jednego z najludniejszych państw Afryki, zamieszkuje zaledwie 5–7 procent powierzchni kraju liczącej milion kilometrów kwadratowych. Egipcjanie stronią od rozległych pustyń i skupiają się nad Nilem, Morzem Czerwonym, Morzem Śródziemnym i w garstce oaz na morzu piasku. Zjawisko to rzuciło mi się w oczy, gdy pewnej nocy leciałem samolotem na południe i przycisnąwszy policzek do okiennej szyby, ze zdumieniem patrzyłem w dół. Światła siedzib ludzkich układają się w kształt litery T: to wybrzeże Morza Śródziemnego i wyraźnie zarysowana nitka Nilu błyszczą w ciemności.
Zachodni kraniec delty Nilu – gdzie płynąca na północ rzeka uchodzi wieloma ramionami do Morza Śródziemnego – zaczyna się dokładnie tam, gdzie stoi aleksandryjska cytadela. Przed wiekami była tu tylko mała wyspa, którą starożytni Grecy nazywali Faros.
Jest to dość niepozorny skrawek lądu zbudowany ze skał wapiennych. Chociaż powierzchnia wyspy nie potwierdza hipotezy o wczesnym osadnictwie, ślady budownictwa kamiennego w wodach otaczających Faros świadczą o tym, że przed kilkoma tysiącami lat w pobliżu znajdował się port. Niedawne prace wykopaliskowe ujawniły skażenie ołowiem sięgające 2700 roku p.n.e., co potwierdza datowanie radiowęglowe okruchów muszli. Wynika z tego, że odcinek wybrzeża naprzeciwko Faros, gdzie dziś wije się aleksandryjska promenada, jest zamieszkiwany od pięciu tysięcy lat, a może nawet dłużej.
W czasie wykopalisk znaleziono szczątki organiczne i wytwory rąk ludzkich, co dowodzi, że ludzie z całą pewnością mieszkali tu już około 1300 roku p.n.e., a prawdopodobnie znacznie wcześniej. Ten fragment wybrzeża stwarzał tak znakomite warunki do połowów, że dziesiątki rodzin zbudowało tu swoje domostwa z suszonego mułu zmieszanego z trzciną papirusową.
Epoka brązu była dla Egiptu czasem dobrobytu i – co bardzo ważne – zjednoczenia państwa. Przez długie stulecia na tym terenie istniały dwa państwa: Dolny Egipt na północy i Górny Egipt na południu – nazwy te wynikały stąd, że aż do XVI wieku na większości map południe znajdowało się u góry. Dolny Egipt miał pod dostatkiem wody. Jego stolica, Memfis, leżała w delcie Nilu, gdzie rzeka dzieli się na siedem odnóg, a cały obszar pocięty jest kanałami. Górny Egipt był zamożniejszy. Jego gospodarcze ośrodki – Tinis, czyli zaginiona stolica, i Teby – handlowały z północą kraju i leżącą jeszcze dalej Mezopotamią.
Około 3150 roku p.n.e. doszło do historycznego zjednoczenia kraju. Tradycyjnie uważa się je za narodziny starożytnego Egiptu, jaki znamy dziś – a dokładniej za przejście od okresu predynastycznego do dynastycznego, od prehistorii, jak to często się nazywa (czasów sprzed powstania pisma), do historii (czasów, z których zachowały się już źródła pisane). Długo sądzono, że Dolny Egipt połączył z Górnym król o imieniu Narmer, który tym samym został pierwszym faraonem. Tak zwana paleta Narmera, płaskorzeźba w kształcie litery „V” używana do celów rytualnych, zawiera jeden z pierwszych znanych przykładów pisma hieroglificznego i przedstawia Narmera bohatersko jednoczącego egipskie plemiona za zgodą bogów. Król w stroju wojownika trzyma w uniesionej ręce oręż, co każe przypuszczać, że przed zjednoczeniem najechał Górny Egipt. Możliwe też, że stanowiło ono powolny i nieuchronny proces – kupcy z czasem wędrowali coraz dalej na północ, a woda, w którą obfitował Dolny Egipt, przyciągała osadników. Tak czy inaczej, zjednoczenie było doniosłym wydarzeniem i zapoczątkowało nową epokę w historii kraju, zwanego wówczas Kemet, czyli Czarna Ziemia – od koloru jego żyznej gleby.
Z perspektywy czasu wiadomo, że bez zjednoczenia Egiptu rozwój Aleksandrii nie byłby możliwy. Obszar, na którym leżała mała wioska rybacka, stanie się w końcu siedzibą władz kraju, co doprowadzi do upadku takich miast jak Memfis, Tinis i Teby. Założenie Aleksandrii w IV wieku p.n.e. przez macedońskiego króla będzie też oznaczać kres panowania rodzimych władców w Egipcie.
Zjednoczenie oznaczało zasadniczą zmianę, ale wiele rzeczy w Egipcie pozostało po staremu. Życie kraju, tak jak przez tysiące lat, koncentrowało się bardziej w Dolinie Nilu niż nad Morzem Śródziemnym. Nil był źródłem wszelkiego życia i narzędziem w ręku bogów: to oni inicjowali doroczne wylewy rzeki, by zamienić jałowy piasek w urodzajną glebę nadającą się do uprawy. Ale wieś rybacka nad Morzem Śródziemnym miała szczególną zaletę. Ogromne jezioro położone kilka kilometrów na południe zapewniało wodę do picia, do pojenia i do nawadniania pól, co zwabiało w te okolice jeszcze więcej osadników. Bardzo dawno temu za sprawą silnych prądów morskich i fal powstała piaszczysta mierzeja, która z czasem zamknęła zatokę i stworzyła rozległe jezioro. Na pasie lądu między morzem a nowym zbiornikiem wyrosło kilka wsi, między innymi osada o nazwie Marea. Jezioro, które niebawem zaczęto nazywać Mareotis, objęło znaczny obszar. Dziś nosi nazwę Mariut i ma powierzchnię pięćdziesięciu kilometrów kwadratowych, ale w starożytności było co najmniej dziesięciokrotnie większe. Kilka kilometrów na północny wschód od wsi rybackich, na samych krańcach delty Nilu, powstały trzy inne osady: Pikuat (później Kanopos), Thonis (później Heraklejon) i Menutis.
Główna wieś leżała na bagnistym terenie. Bliżej jeziora występowały zarośla porastające mokradła, uważane za nie do przebycia od południa. Dla tubylców panowały tu jednak doskonałe warunki do uprawy i wypasu. Populacja kóz szybko rosła. Znajdowały się tu siedliska licznych gatunków ptaków, więc zewsząd dolatywał ich świergot i ćwierkanie. Mieszkańcy trudnili się połowem ryb, rolnictwem i hodowlą. Egipcjanie z wielkim zapałem udomawiali zwierzęta, choć nie zawsze przynosiło to oczekiwany skutek. Z chwytaniem i udomawianiem hien było wiele kłopotu, ale psy zostały już oswojone i zarówno dotrzymywały ludziom towarzystwa, jak i pomagały w połowie ryb na płytkich wodach. Rybołówstwo nie było jeszcze skomercjalizowane, co nastąpi w późniejszych stuleciach, i miejscowe łodzie rybackie miały małe rozmiary – mieściły co najwyżej pięciu ludzi. Do połowu stosowano różne metody: sieci, dzidy i wędki. Rozmaite stworzenia morskie – między innymi rekiny, mątwy, barweny i kałamarnice – pieczono na otwartym ogniu, gotowano z ziołami i jagodami albo suszono, solono i przechowywano. Około IV wieku p.n.e. miejscowa ludność przekonała się, że kraje niemające dostępu do morza i pozbawione świeżych ryb są gotowe dobrze zapłacić za solone owoce morza.
Już od IV wieku p.n.e. Egipt szczycił się uprawą papirusu; jasnozielone łodygi tej rośliny osiągały wysokość pięciu metrów i były uważane za cenny dar Nilu. Papirus – od którego pochodzi słowo „papier” – stanie się ważnym czynnikiem powstania w Aleksandrii ośrodka wiedzy i rękodzielnictwa, ale służył Egipcjanom nie tylko za materiał piśmienny. Korzystano z niego w budownictwie, a także do wyrobu wielu przedmiotów codziennego użytku: od amuletów do tarcz i łodzi, koszyków i pudełek, żagli i sandałów, materacy i lekarstw, mat i lin, zabawek i stołów, sznurków i ubrań.
Łodygi papirusu były też niewyszukanym jadłem – cięto je na małe kawałki i pieczono w glinianych piecach. Tutejsi Egipcjanie spożywali w ciągu dnia dwa główne posiłki. Rano – ciężki pszeniczny chleb, mętne jęczmienne piwo i wonne cebule. Wieczorem również chleb i piwo, a do tego warzywa: papirus albo czosnek, cebule, seler, tykwy i melony. Mięso miało nieco mniejsze znaczenie, ale jedzono je regularnie: powodzeniem cieszyły się ptactwo wodne, gęsi, koźlina i wołowina. Mniejsze ptaki, takie jak przepiórki, solono i spożywano na surowo. Czerwone mięso zwykle pochodziło z większych zwierząt, więc musiało być konserwowane w solance, miodzie lub piwie. Egipcjanie już około 2500 roku p.n.e. zaczęli tuczyć gęsi i cielęta. Tradycja ta trwała aż do założenia Aleksandrii wiele wieków później, kiedy zaczęto tuczyć gęsi suszonymi figami, żeby powiększyć wątroby tych zwierząt. Zwyczaj ten przejęli od aleksandryjczyków Rzymianie, u których gęsie wątróbki stały się specjałem. Taki jest rodowód francuskiego pasztetu foie gras.
Spożywanie mięsa niektórych zwierząt było zakazane. Świnie, ryjące w ziemi, odgrywały użyteczną rolę, bo w spulchnionej glebie łatwiej było sadzić rośliny, ale świniopasów miano w pogardzie i nawet nie wpuszczano do świątyń. Herodot, grecki historyk, pisze, że Egipcjanie uważali świnię za zwierzę nieczyste, „jeżeli więc który z nich w przejściu otrze się o świnię, idzie do rzeki i zaraz zanurza się w niej wraz z ubraniem”1. Wieprzowiny więc nie jedzono ze względu na nieczystość świń, ale niektóre zwierzęta oszczędzano dlatego, że uchodziły za święte. Byki były przedmiotem kultu, a w jednym – imieniem Apis – widziano bezpośrednie wcielenie boga stwórcy, Ptaha. Apis był przypuszczalnie najszczęśliwszym, najbardziej rozpieszczanym zwierzęciem na ziemi: otoczony czcią, wiódł luksusowe życie w specjalnej świątyni. Po śmierci był mumifikowany jak król, po czym rozpoczynano poszukiwania jego nowo narodzonego następcy. Podczas ogólnokrajowych uroczystości namaszczano go na nowego Apisa. Z kolei krokodyle, które osiągały do sześciu metrów długości, były tak niebezpieczne, że nadawano im boską rangę w nadziei, że przez wdzięczność nie będą atakować człowieka. Czasami jednak urządzano polowania na krokodyle, aby je zmumifikować – mumie stawały się przedmiotem kultu. Możliwe, że zwierząt tych nie jedzono dlatego, że były po prostu zbyt groźne. Hipopotamy też przecież łączono z bogami, a mimo to je odławiano. Ani krokodyl, ani hipopotam – mimo swego religijnego znaczenia – nie mogły się jednak równać z pewnym niepozornym zwierzęciem.
Egipskie słowo oznaczające kota było wspaniałe w swojej prostocie: miw. Z historii wiemy, że dzisiejsze popularność i władza kotów nie są niczym nowym. W Egipcie koty od dawna były udomowionymi towarzyszami człowieka, ale uważano je też za strażników faraonów. Miw był otoczony miłością i szacunkiem. Nie tylko odpędzał gryzonie; zauważono, że ma cechy boskie: jest delikatny i zarazem drapieżny, pełen wdzięku i niebezpieczny. W grobie z XIII wieku p.n.e. zachował się nawet wizerunek tego zwierzęcia ze srebrnym kolczykiem w uchu – prezentem od właściciela, a przecież w tych czasach srebro było metalem rzadszym i cenniejszym niż złoto. Odebranie życia kotu było czynem niewybaczalnym i karanym śmiercią. Dzisiaj miejscowych kotów wszelkiej maści, nieco mniejszych niż ich europejscy i północnoamerykańscy krewni, jest pełno w całej Aleksandrii. Wślizgują się one do domów podczas podwieczorków i upominają o resztki, włażą do szaf na czas kocenia się i odchowywania młodych. Wchodzą tam, gdzie nie wolno wchodzić ludziom: między nogi niczego niepodejrzewających gości nadmorskich restauracji rybnych i na blanki wyniosłej cytadeli. Trudno też sobie wyobrazić, żeby nie wdrapywały się na aleksandryjską latarnię morską, gdy jeszcze stała.
Wybrzeże, na którym miała powstać Aleksandria, było czymś więcej niż skrawkiem lądu – miało znaczenie mityczne. Aby to w pełni zrozumieć, przenieśmy się na drugą stronę Morza Śródziemnego: do Grecji pod koniec VIII wieku p.n.e. Tu bowiem powstały dwie epopeje, które staną się jednymi z najważniejszych utworów literackich kultury zachodniej. Ówcześni Grecy przyjęli nazywać Homerem tajemniczego autora Iliady i Odysei. Oba utwory, bez wątpienia dzieło genialnego poety lub genialnych poetów, łączyły prawdę ze zmyśleniem i były zwieńczeniem wielowiekowej tradycji ustnej. Przez długie stulecia miały być podstawą greckiej edukacji i kultury. Wobec braku w Grecji kasty kapłańskiej i świętej księgi to z tych utworów możemy poznać najważniejsze rysy greckiej teologii, między innymi to, jak Grecy wyobrażali sobie bogów. Wciąż nie wiemy, kim dokładnie był Homer – a nawet czy ktoś o tym imieniu w ogóle istniał. Wiemy jednak, że to fascynujący poetycki narrator, który chełpi się, że został natchniony przez bogów, i przypisuje sobie powszechny autorytet.
Helena Trojańska najprawdopodobniej występowała w podaniach sprzed czasów Homera. Ta córka Zeusa, najpotężniejszego boga, i spartańskiej królowej Ledy uchodziła za najpiękniejszą kobietę na świecie. W mitologii greckiej nazywano ją po prostu „Piękną Heleną”, była ona jednak nie tylko piękna, lecz także najbardziej czarująca. Dares Frygijczyk w swojej Historii upadku Troi, rzekomym dzienniku wojny trojańskiej napisanym przez świadka wydarzeń, z zachwytem wyraża się o jej przepięknych nogach, malutkich ustach i pieprzyku między brwiami, o którym nie sposób zapomnieć. Tymczasem synem króla i królowej Troi był przystojny i inteligentny Parys. Znano go też pod innym imieniem – Aleksandros – co znaczy „obrońca ludzi”. W czasach późniejszych to greckie imię przybierze w językach wschodnich formę Iskander, a w językach zachodnich, począwszy od łaciny, Aleksander.
Helena była żoną Menelaosa, króla Sparty, ale Parys, usychający z miłości do niej, pewnej nocy wdarł się do pałacu, by ją uprowadzić. Jedni antyczni autorzy twierdzą, że Parys siłą porwał Helenę, inni, że para zakochała się w sobie i uciekła. To wydarzenie, przedstawiane na tysiącach obrazów, spowodowało, że Spartanie ruszyli na Troję, aby odbić Helenę. Spór o nią doprowadził do wybuchu gigantycznej wojny trojańskiej. W Troi jednak nigdzie nie było królowej. Według niektórych relacji Parys i Helena dotarli do Egiptu – być może silny wiatr zaniósł ich statek ku egipskim brzegom. Legenda mówi, że wylądowali na wyspie niedaleko delty Nilu, czyli na Faros, gdzie dziś stoi aleksandryjska cytadela. Młoda Helena nie kryła jednak zawodu i żaliła się, że jej jedynym towarzystwem są tutaj foki. Kilkaset lat po Homerze Herodot w swojej mniej znanej relacji napisał, że król wyspy Proteus był tak zgorszony postępkiem Parysa, iż nie pozwolił mu odpłynąć z Heleną do Troi. Co prawda oszczędził go jako swego gościa, ale wygnał z wyspy, a Helenę zatrzymał w Egipcie na całe dziesięć lat trwania wojny trojańskiej.
Ostatecznie Helena znów trafiła wyspę. Tym razem – a było to około dwudziestu lat później – towarzyszył jej mąż Menelaos. Zupełnie przypadkowo, zboczywszy z kursu podczas sztormu, znaleźli się na tym samym skrawku lądu. Teraz jednak fokom towarzyszyli ludzie. Po zejściu na ląd Menelaos zatrzymał pierwszego napotkanego człowieka, którym był jakiś starzec, i zapytał go, co to za wyspa. W odpowiedzi nieznajomy podał imię jej właściciela, używając staroegipskiego słowa „Prouti”, co znaczy „faraon”. Menelaos zrozumiał je albo jako Faros, albo jako Proteus, co było imieniem greckiego bóstwa morskiego. Menelaos nie miał pewności, które słowo jest właściwe, dlatego zapamiętał oba i w efekcie wyspa miała nosić nazwę Faros, jej patron zaś – imię Proteus. A podczas opowiadania po powrocie do Grecji swojej historii Menelaos i Helena celowo zmienili foki w nimfy, co jeszcze bardziej zagmatwało całą sprawę.
Wedle Odysei Homera, w której po raz pierwszy pojawia się nazwa Faros, Menelaos tkwił uwięziony na wyspie przez dwadzieścia długich dni i pragnął uciec za wszelką cenę. To wówczas spotkał piękną człekopodobną istotę o imieniu Ejdotea, która wyjaśniła mu, że wyspą włada jej ojciec: „Zachodzi tu często starzec morski, nieomylny, nieśmiertelny Proteus egipski, który zna wszystkie czeluści morza”2. Na widok rozpaczy Menelaosa Ejdotea ulitowała się nad nim, pomogła mu zniewolić swego ojca i odpłynąć.
Nie wiadomo, jaką nazwę nosiła przedtem wyspa. Kallimach, bibliotekarz aleksandryjski z III wieku p.n.e., nazywał ją Wyspą Heleny. Pomijając legendy, jedna z hipotez głosi, że wyspa mogła zostać nazwana od fok, które na niej żyły, albo od dźwięku, jaki wydawały. Nie wiemy, jak tubylcy nazywali foki, i można powątpiewać, czy słowo Faros brzmi jak odgłosy wydawane przez foki. Po Homerze etymologii nazwy wyspy dociekali antyczni pisarze greccy, między innymi Eurypides i Herodot. Ten drugi pisze, że odwiedził Egipt i rozmawiał z tubylcami.
Opowieści te są powodem, dla którego dwa bóstwa kojarzące się z Faros to Proteus, potężny władca mórz, i Ejdotea, wdzięczna bogini morza. W podaniach ludowych Ejdotea często występuje jako nimfa, ale nimfy są personifikacjami sił przyrody, długowiecznymi kobietami, natomiast Ejdotea była nieśmiertelna. To, że zanurza się w morzu i wyłania z niego, każe sądzić, że jest istotą podobną do syreny. Dziś Aleksandria nazywana jest między innymi Oblubienicą Morza Śródziemnego. „Oblubienica morza” oznacza w języku arabskim syrenę, a zatem Aleksandria staje się Syreną Śródziemnomorską: piękną, czarodziejską, ulotną, mityczną. Wielkie skały otaczające dziś aleksandryjską cytadelę – na których co noc tulą się do siebie zakochani – to właśnie miejsce, gdzie mityczna Ejdotea wyłoniła się z morza i ukazała się Menelaosowi. Potem na powrót urzekająco „znikła w falach” i nikt jej więcej nie widział.
Do żywej mitologii tych okolic należy twórca, który wzbogacił naszą wiedzę o postaciach i wydarzeniach wspomnianych wyżej: Homer. Jeśli ten słynny bard naprawdę istniał, mógł podróżować po basenie śródziemnomorskim i znaleźć się w pobliżu Faros, zapewne około VIII wieku p.n.e. Według niektórych legend Fantazja, egipska intelektualistka, pomogła mu napisać ze znajomością rzeczy o tym miejscach. Fantazja, poetka i córka wybitnego filozofa ze starożytnej stolicy Memfis, była podobno autorką relacji o wojnie trojańskiej i jej bohaterze Odyseuszu, które złożono w pobliskiej świątyni. Stały się one głównym źródłem dzieł Homera. Twierdzi się nawet, że podczas zwiedzania Memfis Homer po prostu ukradł pisma Fantazji i przypisał sobie ich autorstwo. Pogląd ten zyskał sporą popularność wśród filologów klasycznych z dziewiętnastowiecznej Europy. Inni idą jeszcze dalej i utrzymują, że Homer i Fantazja – czyli wyobraźnia – to ta sama osoba. A Eustacjusz, bizantyński uczony i biskup, sądził, że Homer był Egipcjaninem, a przynajmniej pobierał nauki w Egipcie. Miasto, które powstanie obok Faros, niebawem weźmie to domniemanie za pewnik.
Odłóżmy jednak na bok legendy. Wiemy, że w starożytnej Grecji rapsod był zawodowym recytatorem utworów epickich. Odziany w długą szatę, wędrował z laską od miasta do miasta, zatrzymywał się na placach i recytował poematy, zarówno ku zabawie, jak i ku pouczeniu gawiedzi. Utwory Homera były zrazu przekazywane ustnie, w końcu jednak zostały spisane. Mniej więcej między VIII a VI wiekiem p.n.e. rapsodowie, często niepiśmienni, podyktowali te dzieła skrybom. Najstarszy zachowany rękopis pochodzi z III wieku p.n.e., kiedy to uczeni aleksandryjscy pracujący w Wielkiej Bibliotece uwiecznili tekst na papirusie. Rękopisy te stały się podstawą kopii, które powędrowały w świat. Fakt ten skłania uczonych do wniosku, że to właśnie w Aleksandrii pierwszy raz teksty Odysei i Iliady zostały uporządkowane i podzielone na dwadzieścia cztery pieśni; podział ten obowiązuje do dziś. Wśród redaktorów, którzy przygotowali kanoniczną edycję utworów Homera, byli trzej pierwsi kierownicy Biblioteki Aleksandryjskiej. Zenodot z Efezu podzielił utwory na pieśni, opracował również pierwsze krytyczne wydanie Homera – poddał tekst rewizji i usunął wątpliwe wersy, a także zestawił bardzo przydatny słownik terminów homerowych. Arystofanes dał inną edycję utworów, a po nim Arystarch zredagował najbardziej znane wersje – dodał akcenty, uściślił metrum poetyckie i napisał krytyczny komentarz do obu dzieł. Dopiero po wykonaniu tych prac przez aleksandryjskich uczonych powstała kanoniczna wersja eposów Homera.
Gdy będziemy mówić o tym, jak Aleksandria stała się światową stolicą wiedzy, wrócimy do wspominanych trzech bibliotekarzy. Teraz powiemy tylko tyle, że życie tego zakątka Egiptu w czasach przed powstaniem miasta płynęło ustalonym trybem i niczym szczególnym się nie wyróżniało. Nad Morzem Śródziemnym i dalej na południe, nad jeziorem Mareotis, leżały wsie rybackie i mokradła. Mimo swej legendarnej sławy pobliska wysepka Faros pozostawała bezludna.
Gdy patrzy się na gorączkowe życie dzisiejszej Aleksandrii – co najmniej pięć tysięcy lat po tym, jak w tych okolicach osiedlili się pierwsi ludzie – można nie pamiętać o skromnych początkach miasta. Ale małym wioskom i pustej wyspie, które poprzedzały powstanie metropolii, przeznaczona była wielkość. Siły rzeczywistości i mitu miały połączyć się w sposób tajemniczy i nieprzewidywalny, by stworzyć miasto, które zmieni świat.
ROZDZIAŁ 2
MARZENIE ALEKSANDRA
Pół tysiąca lat po Homerze, w połowie IV wieku p.n.e., nastoletni chłopiec o bardzo chudych nogach, maleńkich oczach i starannie utrefionych włosach przyjechał do starożytnego miasta Ateny, by wstąpić do Akademii Platońskiej. Miał zostać uczniem Platona – sławnego mędrca, wychowanka Sokratesa, czyli pierwszego znanego filozofa moralności1. Młodzieniec, zwący się Arystotelesem, pochodził z bardzo szacownej rodziny. Jego ojciec był nadwornym lekarzem Amyntasa III, króla Macedonii, prawnuka Aleksandra I – byłego władcy tego kraju. Amyntas miał trzech synów, którzy jeden po drugim zasiądą na macedońskim tronie: Aleksandra, Perdikkasa i Filipa, urodzonego mniej więcej w tym samym czasie co Arystoteles. Miał również córkę Eurinoe, którą wymienia bodaj tylko jedno źródło historyczne – Zarys dziejów powszechnych Justynusa, rzymskiego historyka – ale która odegrała doniosłą rolę: ocaliła życie ojca, gdy powiadomiła go o spisku na jego życie uknutym przez matkę i jej kochanka.
Arystoteles uczęszczał do Akademii Platońskiej przez lat dwadzieścia i opuścił ją dopiero po śmierci sędziwego Platona w 348 roku p.n.e. Odejście mistrza, z którym był związany przez całe dorosłe życie, odczuł zapewne bardzo boleśnie. Zarazem jednak pomógł on Arystotelesowi powziąć postanowienie o opuszczeniu Aten i osiedleniu się w Atarneusie, po drugiej stronie Morza Egejskiego (w dzisiejszej zachodniej Turcji). Do podjęcia trudnej decyzji o wyjeździe być może skłoniło filozofa to, że schedę po Platonie w Akademii objął jego siostrzeniec Speuzyp, Arystoteles zaś, wciąż uchodzący za człowieka obcego, nie-Ateńczyka, został pominięty. Rosnąca potęga króla macedońskiego wzmagała napięcia między Grekami a Macedończykami, którzy – choć mieli ze sobą wiele wspólnego – uważali się nawzajem za odrębne narody. Ateny stały się siedliskiem antymacedońskich intryg, a wiedziano powszechnie, że rodzina Arystotelesa jest związana z najnowszym wrogiem publicznym republiki. Arystoteles utrzymywał bliskie kontakty z Macedończykami i po trzydziestce został wręcz ich szpiegiem. Dowiódłszy swej wierności, otrzymał zaproszenie do Macedonii od starego znajomego, Filipa, który panował teraz w tym kraju jako Filip II.
Filip pragnął kształcić dwunastoletniego syna, a zadanie to zamierzał powierzyć któremuś z największych umysłów swoich czasów. Rozpoczęły się poszukiwania nauczyciela dla królewicza. Filip myślał zrazu o Izokratesie, który zdobył rozgłos jako mówca i pobierał fantastycznie wysokie opłaty od uczniów swojej elitarnej szkoły retoryki, miał już jednak dziewięćdziesiąt lat. Król zastanawiał się też nad siostrzeńcem Platona Speuzypem, który dowiedziawszy się o zainteresowaniu ze strony Filipa, pospiesznie zgłosił gotowość do rezygnacji z kierowania Akademią. Ale szczęśliwym wybrańcem miał zostać kto inny.
Arystoteles urodził się w Stagirze, przy górzystej granicy grecko-macedońskiej. W roku śmierci Platona król Filip napadł na miasto i je złupił. Arystoteles oświadczył mu wprost: w zamian za kształcenie syna oczekuje, że król odbuduje Stagirę i wyzwoli jej obywateli. Filipowi tak zależało na jak najlepszym wychowaniu syna, że nie tylko darował wolność zniewolonym obywatelom Stagiry, lecz także dźwignął miasto z ruin – zapewnił mu nawet nowoczesną sieć wodociągową. Następnym krokiem było znalezienie miejsca na szkołę. Filip zdecydował się na miasto Mieza, w którego świątyni nimf kazał urządzić sale lekcyjne i sypialnie. Świątynia zajmowała dwie jaskinie, połączone prostokątną komorą wydrążoną w skale. Były tam kolorowe filary i ściany pokryte malowidłami. Szkoła znajdowała się z dala od wszelkich pokus, mogących odrywać uczniów od nauki, i była gotowa na przyjęcie synów najświetniejszych macedońskich rodów. Nazwiska wielu z nich staną się w przyszłości sławne: Ptolemeusz, Hefajstion, Kassander, Klejtos, Lizymach i oczywiście, Aleksander – syn Filipa, noszący imię po swoim stryju Aleksandrze II i przodku Aleksandrze I.
Aleksander urodził się w 356 roku p.n.e. w Pelli, stolicy Macedonii, jako syn Filipa i Olimpias. Filip zakochał się na zabój w swojej przyszłej żonie na greckiej wyspie Samotrace (leżącej w połowie drogi między dzisiejszą Grecją a Turcją). Olimpias pochodziła z Epiru (położonego na zachód od Macedonii), toteż uważano ją za cudzoziemkę, a nawet barbarzynkę, czyli osobę nieznającą greki. Ale jej arystokratyczna rodzina wywodziła swój ród od Achillesa, wielkiego greckiego wojownika. Natomiast rodzina Filipa szczyciła się tym, że ich przodkiem był najważniejszy heros grecki, który stał się bogiem – Herakles (Herkules). Ponieważ zarówno Achilles, jak i Herakles pochodzili od bogów, małżeństwo Filipa i Olimpias zostało zawarte w mitycznych niebiosach.
Historię poczęcia Aleksandra spowijają legendy godne starożytnego bohatera. W noc przedślubną matka Aleksandra miała dziwny sen: oto w jej łono uderzył piorun, od którego wybuchł ogień. Filipowi z kolei przyśniło się, że przyłożył papirusową pieczęć z podobizną lwa do łona swej żony. Zdaniem wróżbitów lew oznaczał, że para będzie miała syna odznaczającego się odwagą. Papirus rósł tylko w Egipcie, co łączyło nowo narodzone dziecię z Amonem-Re, głównym egipskim bóstwem, znanym i często czczonym w Grecji jako Zeus Amon, przedstawiany z dwoma baranimi rogami na głowie. Zgodnie z inną legendą ostatni faraon Nektanebo II przebrał się za Amona-Re i zapłodnił Olimpias. Co do pioruna, który poraził królową – Filipowi doradzono złożenie ofiary Zeusowi Amonowi, bogu nieba i piorunów. Kiedy Olimpias opowiadała tę historię już za pełnoletności Aleksandra, piorun uważano za potencjalny dowód na to, że została zapłodniona przez samego boga-pioruna, co znaczyło, że Aleksander jest synem Zeusa. Filip prawdopodobnie faworyzował Olimpias, swą czwartą żonę, w stosunku do pozostałych małżonek (ogółem poślubił siedem niewiast) – głównie dlatego, że urodziła Aleksandra. Jako chłopiec Aleksander był hołubiony przez ojca, w którym znaki towarzyszące narodzinom syna wzbudziły wielkie nadzieje. W dniu urodzin Aleksandra armia Filipa wygrała bitwę, a jego koń wyścigowy zwyciężył w igrzyskach olimpijskich. Na tej podstawie władca utwierdził się w przeświadczeniu, że jego syn będzie niezwyciężony.
Aleksander, jako członek rodziny królewskiej, rozpoczął naukę jeszcze przed wstąpieniem do szkoły. W bardzo młodym wieku nauczył się czytać i polować. Grał również na lirze, instrumencie strunowym podobnym do harfy; chłopców uczono gry na lirze, bo uważano, że dzięki temu staną się kulturalniejsi i grzeczniejsi. Lira zapewniała też akompaniament muzyczny poetyckim recytacjom, między innymi eposów Homera. W Iliadzie Achilles sam gra na lirze, opiewając czyny bohaterów.
Nasza wiedza o Aleksandrze Wielkim pochodzi w dużej części z tak zwanych romansów o Aleksandrze, czyli fabularyzowanych biografii tego władcy, których podstawą są autentyczne wydarzenia. Legendy o czynach Aleksandra zaczęły powstawać w Aleksandrii niedługo po jego śmierci. Najważniejszym z tych legendarnych żywotów zdobywcy jest Romans o Aleksandrze – kompilacja opowieści o nim, uzupełniana w ciągu wieków o relacje w różnych językach; w efekcie powstało wiele wersji dzieła. Długi czas uważano, że Romans w obecnej postaci pochodzi z III wieku, ale wiele wskazuje na to, że tekst oryginalny zaczął powstawać niedługo po śmierci wielkiego Macedończyka, już w III wieku p.n.e.
W Romansie możemy przeczytać, że pewnego dnia piętnastoletni Aleksander usłyszał przeraźliwe rżenie zamkniętego konia. Gdy o to zapytał, dowiedział się, że koń, wokół którego walały się szczątki ludzkich zwłok, jest „ludożercą”. Kiedy Aleksander podszedł do rumaka, zachowanie zwierzęcia zmieniło się – koń zaczął lekko trącać księcia chrapami. Aleksander wszedł więc do klatki i dosiadł demonicznego konia, którego wszyscy się bali. Romans nadaje rumakowi mityczne cechy i zauważa, że wyrocznia delficka przepowiedziała Filipowi, iż kto dosiądzie tego konia, będzie „rządzić światem”. Dowiedziawszy się, czego dokazał jego syn, Filip objął go mocno i oznajmił: „Aleksandrze, władco świata, bądź nam pozdrowiony”2. Plutarch, historyk grecki z przełomu I i II wieku n.e., podaje inną wersję wydarzeń. Pisze, że kiedy Filipowi zaproponowano kosztownego wierzchowca, który nie dawał się nikomu dosiąść, dziesięcioletni Aleksander oświadczył ojcu, że okiełzna rumaka, a jeśli nie, to sam go kupi. Młodzieniec zdążył zauważyć, że koń – wielki czarny źrebak z błękitnymi oczami i białą gwiazdą na czole – boi się swojego cienia. „Obrócił” więc rumaka „przodem do słońca”, aby zwierzę się uspokoiło, a potem „pogłaskał je delikatnie”, dosiadł i odjechał galopem. Król i jego ludzie, którzy przed chwilą wyśmiewali się z Aleksandra, otworzyli usta ze zdumienia. Gdy książę zawrócił i ruszył w ich kierunku, zaczęli wiwatować, a ojciec „z radości podobno się nawet rozpłakał”. „Kiedy zaś Aleksander zsiadł z konia, ucałował [syna] w głowę”, po czym jął go nakłaniać, by mierzył wysoko: „Synu, szukaj sobie równego ci królestwa, bo Macedonia dla ciebie za ciasna”3. W obu opowieściach król darowuje wierzchowca synowi, który nadaje zwierzęciu imię Bucefał, czyli „byczogłowy”, ze względu na jego narowistość albo dlatego, że miał na zadzie znamię w kształcie głowy byka. Tyle legendy. Możemy jednak być pewni, że Aleksander nauczył się jeździć konno i grać w polo i że naprawdę miał wiernego rumaka o imieniu Bucefał, który stał się jednym z najsłynniejszych koni w historii.
W szkole Aleksander uczył się pilnie, bo Arystoteles, mający teraz lat czterdzieści z okładem, godzinami stał przy tablicy i pisał na niej kredą. Najważniejsza rzecz, jaką wpajano młodemu księciu, zwała się areté. Słowo to oznaczało cnotę, doskonałość, a wcześniej używano go do charakteryzowania bohaterów Homera. Aleksander mógł podziwiać, jak jego nauczyciel sam dąży do doskonałości przez skupioną kontemplację: Arystoteles długimi godzinami siedział w głębokim zamyśleniu na kamiennej ławie, a w przerwach przechadzał się powoli po zielonej, cienistej okolicy. W późniejszych latach uczeni mężowie należący do arystotelesowskiej szkoły filozoficznej stali się znani jako perypatetycy. Był to hołd dla Arystotelesowskiego zwyczaju przechadzania się w trakcie myślenia i nauczania.
Aleksander wychował się w wielojęzycznym środowisku i władał biegle co najmniej dwoma językami: klasyczną greką i macedońskim swojej niańki; najprawdopodobniej znał też dialekt epirocki matki. Arystoteles uczył swych podopiecznych pisania w czterech językach: po grecku, po babilońsku, po hebrajsku i po łacinie. Przekazywał im wiadomości z wielu dziedzin wiedzy, między innymi astronomii, etyki, geografii, logiki, medycyny, metafizyki, polityki, retoryki i oczywiście literatury. Opowiadał o naturze świata – morzach, wiatrach, gwiazdach. Dzielił się swymi poglądami na życie i moralność. Aleksander przyswoił sobie niektóre z jego maksym: że „wszyscy ludzie z natury pragną wiedzy”, że „człowiek jest z natury zwierzęciem politycznym” i że – to efektowne twierdzenie – „poezja jest bardziej filozoficzna i poważna niż historia; poezja wyraża przecież to, co ogólne, historia natomiast to, co jednostkowe”. Arystoteles będzie później rozmyślać nad tym, że „młodzi” są bezbronni wobec pragnień, które nimi targają, ale za to są pełni optymizmu, ambicji i nadziei. W osobliwej rozprawie na ten temat pisał:
Są pobudliwi, porywczy i skorzy do gniewu. Ulegają żarowi namiętności. […] Lubią zaszczyty, lecz jeszcze bardziej zwycięstwa. […] Zwycięstwo i sławę młodzi wyżej cenią niż pieniądze. Nie przywiązują żadnej wagi do pieniędzy, ponieważ nie doświadczyli jeszcze ich braku. […] [Są] pełni nadziei […]4.
Plutarch zauważa, że Aleksander kochał Arystotelesa równie mocno jak własnego ojca. Wydaje się, że uczucie to było wzajemne: wedle późniejszej legendy Arystoteles miał powiedzieć Aleksandrowi, że los przeznaczył mu rolę „największego króla”. Może była to ze strony Arystotelesa zachęta dla królewicza, najpewniej jednak opowieść ta powstała później, gdy władza Aleksandra i sława Arystotelesa wzrosły. Filozof zapewne bardzo troszczył się o swego najważniejszego ucznia, który z kolei przejawiał głębokie zainteresowanie nauką. Młody Aleksander na pewno nie był jednak filozofem – był młodzieńcem impulsywnym i zapalczywym. „Wydaje im się, że wszystko wiedzą, i wypowiadają sądy nieznoszące sprzeciwu” – pisał Arystoteles o swoich podopiecznych. Trzeba przyznać, że nie była to zbyt pochlebna opinia. Ale jeśli chodziło o poetykę, sprawa przedstawiała się inaczej. Aleksander umiał na pamięć duże fragmenty tragedii greckich. Arystoteles nie znał nastoletniego ucznia, którego epopeje Homera zainteresowałyby tak bardzo, jak Aleksandra. Podobno Iliada oczarowała młodego księcia do tego stopnia, że za jednym zamachem przeczytał ją całą. Aby zaspokoić żądzę wiedzy swego ucznia, Arystoteles musiał zapoznać go z własną, dokładnie skomentowaną wersją dzieł Homera.
Aleksander nie był zwykłym nastolatkiem ani nawet zwykłym księciem. Znalazł się w jedynej w swoim rodzaju sztafecie edukacyjnej, do której należeli najwięksi myśliciele, twórcy zachodniej filozofii i nauki. Sokrates uczył Platona, Platon uczył Arystotelesa, a teraz Arystoteles uczył Aleksandra.
W wieku dojrzałym Aleksander miał około półtora metra wzrostu – niewiele mniej niż przeciętny Macedończyk owych czasów. Wojskowa zaprawa uczyniła go mężczyzną krępym i muskularnym, a ponadto Aleksander naprawdę dbał o wygląd. Tylko jeden rzeźbiarz, najwybitniejszy artysta tej epoki, miał prawo go portretować. To dzięki Lizypowi, nadwornemu rzeźbiarzowi Aleksandra od czasów chłopięcych, wiemy dość dobrze, jak wyglądał. Rzeźby i malowidła – tak jak dziś fotografie – służyły oczywiście celom politycznym i przedstawiały portretowanego w odpowiedni sposób. Ale w podobiznach Macedończyka wiele cech występuje na tyle często, że zasługuje na uwagę.
Najważniejszym wizerunkiem wielkiego zdobywcy jest popiersie znane jako Hermes Azara. To rzymska kopia jednej z rzeźb Lizypa, wykonanej prawdopodobnie na prośbę Aleksandra. Dziś znajduje się w zbiorach paryskiego Luwru, bo na początku XIX wieku została podarowana Napoleonowi przez Hiszpanów, którzy odkryli ją w czasie wykopalisk we Włoszech. Aleksander ma, jak na większości obrazów i rzeźb, zmysłowe kędziory, falami opadające na kark, kształtny nos i krótką, szeroką szczękę. Jest gładko ogolony, co może było zamysłem, ale może też być koniecznością – zarost Aleksandra był po prostu zbyt rzadki. Zarówno bujna czupryna, jak i brak zarostu były czymś niezwykłym u władców, żołnierzy i atletów owych czasów. Członkowie dynastii, z której wywodził się Aleksander, włącznie z jego ojcem, zwyczajowo krótko strzygli włosy i nosili bujną brodę. Długie włosy, dzielone na czubku głowy, kojarzyły się z rozwiązłością, a ogolona twarz – ze słabością i zniewieściałością. Aleksandrowi jednak podobała się ta oryginalna aparycja i stanowczo nie zamierzał jej zmieniać. Pomału zyska ona popularność i w końcu zostanie powszechnie przyjęta przez jego następców. Aleksander wyglądał jak młodzieniec jeszcze długo po przekroczeniu progu dorosłości.
Popiersie ukazuje głęboko osadzone oczy o przenikliwym spojrzeniu, chociaż ich koloru nie jesteśmy w stanie określić. Według legendy Aleksander miał jedno oko ciemne, a drugie jasne – chodziło o to, aby wydawał się jeszcze bardziej niezwykły. Na kopiach współczesnych mu obrazów Aleksander ma brązowe oczy i takież włosy. Według romansów aleksandryjskich te ostatnie przypominały lwią grzywę, co miało nie tyle mówić o ich barwie, ile symbolizować męstwo portretowanego. Plutarch pisze, że Aleksander miał „cerę jasną, przechodzącą zwłaszcza na twarzy i na piersi w odcień różowy”, ale dodaje, że Apelles, nadworny malarz Aleksandra, nadał jego cerze odcień „bardziej śniady i zbyt ciemny”, co być może miało świadczyć o opaleniźnie5. Oryginalne dzieła Apellesa niestety się nie zachowały, ale późniejsi artyści chętnie tworzyli obrazy, na których maluje on Aleksandra.
W przeciwieństwie do Arystotelesa Aleksander chodził szybkim krokiem. W mowie był równie prędki. Lubił się kąpać i ku zdumieniu swoich żołnierzy po bitwie wskakiwał nawet do lodowatej wody. W Pelli nie brakowało łaźni publicznych, ale mężczyźni mieli zwyczaj kąpać się tylko w zimnej wodzie; gorące kąpiele były dla kobiet, zwłaszcza brzemiennych. Dbałość Aleksandra o higienę zrodziła opowieści o tym, że wydzielał przyjemny zapach. Do wyrobu wonnych olejków używano korzeni i podczas kampanii w Persji Aleksander okazał duże zainteresowanie pachnidłami – zaraz po pokonaniu króla Dariusza III pospieszył do jego perfumerii.
Jedynie „sen i rozkosz miłosna” przypominały Aleksandrowi o jego śmiertelności, pisał Plutarch6. Szczytowanie i sen to przejściowe stany nieświadomości i słabości, jakby „małej śmierci” – la petite mort, jak mówią Francuzi, którzy nazywają tak orgazm. Aleksander, prowadzący życie erotyczne od młodego wieku, będzie miał trzy żony i co najmniej cztery metresy. Co noc wybierał sobie nałożnicę i przespał się nawet z eunuchem. Podczas kampanii wojennych żołnierze Aleksandra zażywali towarzystwa hetairai – pobudzające i dowcipne konwersacje z nimi miały nie mniejsze znaczenie niż seks. W przeciwieństwie do pornai – pospolitych robotnic seksualnych, które należały do alfonsów i pracowały na ulicach oraz w domach publicznych w specjalnych dzielnicach – hetairai zajmowały najwyższy szczebel w hierarchii ówczesnych prostytutek. Były wyrafinowane, znały się na sztukach pięknych i muzyce, odznaczały się dużą kulturą i dowcipem. Miały tak wysoką pozycję, że brały udział w najważniejszych ucztach, podczas których delektowały się jadłem i toczyły rozmowy z najpotężniejszymi ludźmi w imperium.
Przypuszcza się, że Aleksander stracił dziewictwo z Pankastą, słynną z urody; kobieta rychło została jego ulubioną kochanką. Macedończyk jednak potrafił godzić zmysłowość z upodobaniem do sztuk pięknych: według rzymskiego historyka Pliniusza Starszego poprosił Apellesa o namalowanie portretu Pankasty. Gdy wykonywał to zadanie, Apelles zakochał się w swej atrakcyjnej modelce. Aleksandrowi tak spodobało się dzieło malarza, że oddał mu kochankę, choć jej portret zatrzymał.
Kiedy Aleksander poznał Persjankę Barsine, urzekło go w niej to, że świetnie znała literaturę grecką. Plemię kobiet zwane Amazonkami słynęło wówczas z nieprzystępności. Na czele tych wojowniczek stała królowa mogąca pokonać nawet najsilniejszego mężczyznę. Wędrowały one przez Grecję i Azję Mniejszą, aż dotarły wreszcie do Egiptu. Z mężczyznami stykały się na krótko i tylko po to, aby ich plemię nie wymarło. Jeśli na świat przychodził chłopiec, oddawały go ojcu lub zabijały. Według legendy ich królowa Minytyja, postanowiwszy urodzić potężną dziedziczkę, udała się do Aleksandra, by ją zapłodnił. Kochali się przez trzynaście gorących dni i nocy. Dla Aleksandra i jego następców opowieść ta miała dużą wartość propagandową, dowodziła bowiem jego erotycznego wigoru i żywotności całego rodu. To, że o Amazonkach wspomina Iliada, jeszcze raz potwierdza, jak bardzo Aleksandrowi zależało na naśladowaniu w swoim życiu motywów tej epopei.
Poligamia praktykowana z umiarem była wówczas czymś całkowicie naturalnym, choć władcom trudniej było zachować umiar. Gdy Aleksander dowiedział się, że jego jedyna siostra, Kleopatra Macedońska, ma romans, po prostu wykrzyknął, że ma ona prawo do przyjemności. W tych czasach, zwłaszcza wśród macedońskiej arystokracji, nikogo też nie dziwiło łączenie heteroseksualnego małżeństwa z przygodami homoseksualnymi, chociaż raczej o tym nie rozmawiano. Stosunki homoseksualne były popularniejsze wśród młodych mężczyzn, ale mogły też łączyć starszego mężczyznę z młodszym. Jest więc możliwe, że Aleksander również miał takie stosunki. Szczególnie bliski był mu Hefajstion, szkolny kolega. Dawni historycy przyjmowali, że Hefajstion był starszy od Aleksandra, podobnie jak Patroklos był starszy od homeryckiego bohatera Achillesa. W rzeczywistości Aleksander i Hefajstion byli praktycznie rówieśnikami. Kochali się i do samej śmierci Hefajstiona łączyła ich silna więź uczuciowa. Wiemy na pewno, że byli co najmniej najbliższymi przyjaciółmi.
Zaledwie Aleksander skończył szesnaście lat, ojciec powierzył mu władzę nad Macedonią. Filip, noszący przepaskę na prawym oku, bo przebiła mu je strzała, wyprawił się na Bizancjum. Potrzebował więc zarówno regenta, który by go zastąpił podczas nieobecności, jak i dziedzica, na wypadek gdyby nie wrócił. Aleksandrowi, ulubionemu synowi, dał pierwszeństwo przed jego starszym bratem przyrodnim Filipem Arridajosem, który według źródeł miał kłopoty z nauką. Następca tronu po raz pierwszy mógł rozporządzać królewską pieczęcią i od razu energicznie wcielił się w nową rolę. Może ucieszył się nawet, że – jak mu doniesiono – trackie plemię Majdów, mieszkające kilkaset kilometrów na północny wschód od stolicy, sposobi się do powstania przeciwko władzy macedońskiej. Szybko zebrał armię, ruszył na nieprzyjaciela i wyparł Majdów z ich miasta, w którym następnie osadził Macedończyków. A ponieważ przed kilku laty Filip zmienił nazwę pewnej miejscowości na Filipopolis, Aleksander postanowił tak samo zaznaczyć swój pierwszy triumf – nadał zdobytemu miastu Majdów własne imię. Powstało w ten sposób pierwsze miasto Aleksandra, Aleksandropolis. Nie uświetniło ono jednak sukcesu swego imiennika, bo zaraz po przemianowaniu zostało praktycznie opuszczone i popadło w zapomnienie. Dziś nie wiemy nawet, gdzie dokładnie się znajdowało, choć możemy przypuszczać, że na terenach dzisiejszej południowo-zachodniej Bułgarii, nad rzeką Strumą.
Mimo powodzenia kampanii przeciwko Majdom nie wszystko szło po myśli Aleksandra; w jego życiu nastąpił zwrot, nagły i dramatyczny. Podobno Filip zakochał się w młodej Kleopatrze Eurydyce, bratanicy Attalosa, jednego z wodzów swojej armii. Matka Aleksandra zajmowała co prawda uprzywilejowaną pozycję, Aleksander zaś miał objąć tron po ojcu, ale żadna z sześciu żon króla nie była Macedonką. Zmieniło się to po ożenku Filipa z Kleopatrą, która nie tylko była Macedonką i zdecydowanie najmłodszą z żon króla, lecz także miała wpływowego stryja, cieszącego się zaufaniem władcy. Olimpias kipiała z wściekłości – i Aleksander świetnie o tym wiedział.
Na ślubie arystokracja macedońska spełniała puchar za pucharem za zdrowie młodej pary. Pito wino, które wówczas dzielono na białe i czarne, w zależności od ilości zawartej weń wody. Osiemnastoletni Aleksander przyglądał się temu z niechęcią. Attalos miał rzecz jasna słuszny powód, żeby pić jak gąbka, i kiedy wstał, by wznieść toast, chwiał się jak trzcina na wietrze, rozlewając wino ze swego złotego pucharu. Plutarch pisze, że Attalos podniósł ręce i zaczął się modlić: oby jego bratanica obdarzyła króla „prawowitym następcą tronu”. Chwilę później w stronę głowy Attalosa pofrunął kielich. Rzuciła go ręka Aleksandra, który krzyczał teraz: „Cóż to, łotrze, czyżbym ja był bękartem?”. Goście rzucili się sprawdzić, czy Attalosowi nic się nie stało, a rozgniewany Filip powstał, by upomnieć syna. Władca sięgnął po miecz, a wyraz jego oczu kazał przypuszczać, że gotów jest nawet zabić królewicza. Ale też był już pijany. Wstając, zachwiał się, a po chwili runął na ziemię jak długi. Gdy usiadł, Aleksander podszedł do niego i zapytał, jak chce „przeprawić się z Europy do Azji”, skoro nie potrafi nawet „przenieść się z jednego łoża na drugie”. Po tych słowach wyszedł szybkim krokiem i jął szykować się do opuszczenia dworu. Zawiózł matkę do jej ojczyzny, a sam pojechał do Ilirii na Półwyspie Bałkańskim. Raptem, po wielu latach nauki i ćwiczeń oraz krótkim, ale upajającym okresie sprawowania władzy, nie wiedział, czy nadal jest następcą tronu, a nawet czy jest mile widziany w królestwie ojca. Ale gniewnym okrzykiem na weselu ujawnił swój pomysł na zawładnięcie światem. Miał on polegać na zbliżeniu do siebie dwóch kontynentów: Europy i Azji. Dlatego późniejsza Aleksandria, leżąca na ich styku, będzie przez wiele stuleci celem różnych imperialnych przedsięwzięć.
Dopiero po kilku miesiącach spór został załagodzony i syn marnotrawny wrócił na ojcowski dwór. W tym czasie zbliżył się do matki i otoczył grupą oddanych sobie ludzi, do której należeli między innymi Ptolemeusz i Hefajstion. Szybko pojawiły się jednak nowe komplikacje. Filip postanowił ożenić Filipa Arridajosa, przyrodniego brata Aleksandra, z córką perskiego satrapy. Aleksander omawiał tę sprawę z matką i przyjaciółmi i doszedł do przekonania, że król sposobi jego brata na swego następcę. Aby pokrzyżować te plany, postanowił sam ubiegać się o rękę Persjanki. Jak jednak miał przekazać tę wiadomość do Persji? Ponieważ przyjaźnił się z Tessalosem, słynnym tragikiem znanym ze wspaniałych występów scenicznych, wpadł na oryginalny pomysł. Poprosił aktora, żeby udał się do perskiego satrapy i skorzystał ze swych aktorskich umiejętności, by namówić go do zmiany zamiaru. Po przybyciu do Persji Tessalos wyjaśnił satrapie, że Filip Arridajos, któremu zamierzał oddać rękę córki, to nieślubny syn, a poza tym półgłówek i człowiek niezrównoważony. Pers był wstrząśnięty, gdy to usłyszał, ale ucieszył się, że jego córka poślubi Aleksandra. Wiadomość o intrydze księcia doszła już jednak do króla Filipa, który skarcił syna i stwierdził, że znalazł mu już odpowiedniejszą partię. Tessalos został zakuty w kajdany, a najlepszych druhów Aleksandra – wśród nich Ptolemeusza – ukarano za udział w spisku banicją. Cała historia pokazała, jak bardzo książę pragnął być panem swego losu i jak głęboko wierzył w moc sztuki. Aleksander jednak stracił swoich popleczników, których już przy nim nie było, podobnie jak matki.
Latem 336 roku p.n.e., zaraz po dwudziestych urodzinach Aleksandra, w jego życiu znów zaszła nagła zmiana. Na ślubie jeszcze jednej Kleopatry, tym razem jego siostry, rozegrały się makabryczne sceny. Wesele królewny było uroczystością państwową i Filip zamierzał z tego skorzystać. Postanowił odprawić swą siedmioosobową gwardię przyboczną i wejść do teatru bez obstawy, aby goście honorowi i zwykli obywatele zobaczyli, że jest bardzo przystępny i nie obawia się niczego. Okazało się to bardzo niefortunnym pomysłem. Zaledwie po kilku minutach jeden z członków straży przybocznej rzucił się na Filipa i przebił go mieczem. Wesele zamieniło się w piekło. Krwawiący ojciec panny młodej padł na ziemię i wydał ostatnie tchnienie. Zamachowiec pobiegł do konia, którego zostawił w dogodnym do ucieczki miejscu, ale pędzący rumak zaplątał się w winorośl i zrzucił jeźdźca. Kilka chwil później zabójca, zidentyfikowany jako Pauzaniasz, również leżał w kałuży krwi.
Śmierć ojca odmieniła losy Aleksandra. Nie wygląda na to, aby to królewicz albo jego matka zaplanowali zabójstwo króla; bardziej prawdopodobny wydaje się spisek uknuty przez Dariusza III, nowego króla Persji. Ale według trzech źródeł, w tym Arystotelesa, Pauzaniasz miał własne porachunki z królem, a w szczególności z Attalosem, przyjacielem władcy. Jako młody dworzanin Pauzaniasz był wielce urodziwy i Filip ponoć nawiązał z nim romans. Pewnego wieczora Attalos zaprosił Pauzaniasza na kolację, lecz miał w tym ukryty cel. Spoił gościa czystym, nierozcieńczonym winem i wykorzystał jego stan, by go zgwałcić. Nie dość na tym – oddał go potem swoim przyjaciołom. Zhańbiony Pauzaniasz prosił króla, aby ukarał złoczyńcę. Attalos jednak był wodzem armii Filipa, a od czasu ślubu króla z Kleopatrą Eurydyką również jego teściem. Dlatego władca, ku rozpaczy Pauzaniasza, odmówił ukarania Attalosa. A żeby udobruchać pokrzywdzonego, mianował go członkiem swojej straży przybocznej. Był to błąd prawdziwie fatalny.
Wszystkie te wydarzenia wywarły zupełnie nieoczekiwany wpływ na dalsze losy przyszłego zdobywcy. Po pierwsze, za sprawą toastu na ślubie Filipa Aleksander znalazł się poza dworem swego ojca i poznał szeroki świat; przekonał się też, jakie mogą być skutki pochopnego postępowania i jak cenni są oddani przyjaciele. Po drugie, śmierć przekreśliła wszelkie plany Filipa związane z alternatywnym następcą tronu. Aleksander zdążył już zastępować ojca, miał więc największe prawo objąć po nim schedę. Oznaczało to, że zamach Pauzaniasza rozwiał wszelkie wątpliwości co do tego, kto zostanie następnym władcą Macedonii. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że gdyby nie podłość Attalosa i późniejsze działania Filipa i Pauzaniasza, Aleksander mógłby nigdy nie zostać królem.
Zasiadłszy na macedońskim tronie, dwudziestoletni Aleksander III zamierzał utrwalić swą władzę i odcisnąć piętno na dziejach świata. Natychmiast kazał stracić Attalosa, którego podejrzewał o chęć ucieczki do Aten. Kleopatra Eurydyka i jej mała córeczka, przyrodnia siostra Aleksandra, zostały umieszczone na statku – podobno na polecenie Olimpias – który został następnie podpalony. Nowo koronowany król podjął działania mające doprowadzić do podporządkowania Macedonii całego regionu. W mieście-państwie Tebach, które przez ostatnie stulecie było niezależnie zarządzaną stolicą okolicznych ziem, doszło do buntu przeciwko władzy macedońskiej. Aleksander ruszył więc na czele armii do Teb. Ponieważ miasto odmówiło kapitulacji, macedoński władca przykładnie je ukarał. Zburzył Teby, wyrżnął wszystkich mężczyzn, uprowadził kobiety i dzieci, a to, co zostało, puścił z dymem. Kazał oszczędzić tylko jeden dom, należący swego czasu do Pindara, poety lirycznego, którego podziwiał. Zniszczenie Teb przez Aleksandra miało doniosłe znaczenie. Uświadomiło mu, że nawet wielkie miasto można unicestwić i zamiast niego założyć nowe, takie, jakie się chce, i to w miejscu, które przysłuży się głównemu celowi Aleksandra, czyli zaatakowaniu imperium perskiego, pierwszego supermocarstwa starożytności.
Aleksander, występujący z początku jako władca wszystkich Greków, podbił Anatolię i Lewant, a potem ruszył na zachód, do Egiptu. Ten zamożny prastary kraj opływał w nieprzebrane bogactwa natury, między innymi złoto i zboże. Miał dostęp do zasobów i niewolników z Azji, czyli ze wschodu, i z pozostałej części Afryki, czyli z południa. Opanowanie Egiptu zasiliłoby imperium i armię Aleksandra, a utrzymanie i rozwinięcie jego wymiany handlowej przyniosłoby mu wielkie zyski. Droga do Egiptu wiodła przez morze i wielką rzekę. Kraj szczycił się siecią kanałów wybudowanych przez faraonów, które otwierały drogę do Oceanu Indyjskiego, skąd Aleksander mógł dalej rozszerzać swoje imperium. Egipt słynął też z wiedzy – gospodarcza zależność od przyrody, zwłaszcza od Nilu, sprawiła, że tutejsi uczeni znali się wybornie na astronomii, alchemii i medycynie. Z ekonomicznego i praktycznego punktu widzenia Egipt miał więc podstawowe znaczenie dla osiągnięcia przez Aleksandra jego wielkiego celu: zapanowania nad światem.
Persowie od stuleci marzyli o zawładnięciu Egiptem. W 525 roku p.n.e. dynastii Achemenidów udało się go podbić i włączyć do swego imperium. Około 404 roku p.n.e. Egipcjanie podnieśli bunt i odzyskali niepodległość, ale w 343 roku p.n.e. Persowie ponownie ich podbili. Na zaledwie dziesięć lat przed przybyciem do Egiptu Aleksandra Macedońskiego Egipcjanie znów wzniecili antyperską rebelię, lecz tym razem została ona brutalnie stłumiona. Aby im pokazać, kto tu rządzi, Persowie zniszczyli niektóre egipskie świątynie. Mniej więcej w tym samym czasie urządzili też skandaliczne i celowo prowokacyjne pieczenie Apisa, świętego byka. Nawet jeśli ta historia jest nieprawdziwa, potwierdza nieprzychylny stosunek ówczesnych Egipcjan do perskich okupantów. Między innymi dlatego armia Aleksandra po napotkaniu oporu w Gazie bez trudu weszła w głąb Egiptu i zmusiła perskiego satrapę do ustąpienia. Po długich stuleciach niepodległego bytu Egipcjanie nie mogli się zbytnio cieszyć z nowej okupacji, ale sytuacja sprzyjała Aleksandrowi, którego większość Egipcjan powitała jako wyzwoliciela.
Jego pierwsza decyzja była dobrze przemyślana. Aleksander złożył ofiarę bogu Apisowi, by pokazać Egipcjanom, że szanuje ich tradycje, co przysporzyło mu pewnej sympatii. Urządził też igrzyska sportowe i literackie, do których zostali zaproszeni zarówno Grecy, jak i Egipcjanie; miało to upewnić tych drugich, że nie będą traktowani jak barbarzyńcy. Aleksander rządził teraz sławnym krajem i zapisywał swe imię w księdze jego długich i świetnych dziejów. Co prawda tylko w Romansie o Aleksandrze znajdujemy twierdzenie, że kapłani egipscy koronowali Aleksandra na faraona, ale obok jego imienia w inskrypcjach świątynnych z późniejszych czasów rzeczywiście pojawia się ten tytuł.
Dziecięcy zapał Aleksandra do literatury przerodził się po osiągnięciu dorosłości w dojrzałą namiętność. Młody władca nigdy nie lubił sportów wymagających rywalizowania, takich jak lekka atletyka i boks, czym różnił się od ojca, który wystawiał konie w każdych igrzyskach olimpijskich, i swego przodka Aleksandra I, osobiście biorącego udział w najważniejszych zawodach olimpijskich: stadionie (biegu na sto osiemdziesiąt metrów) i pięcioboju. Wszędzie otaczał opieką rapsodów, muzyków i dramaturgów, dla których ufundował kilka nagród. Miłość do sztuki wpływała na stosunek Aleksandra do świata, a nawet na decyzje polityczne. Wszak Arystoteles za pomocą literatury objaśniał swym uczniom rzeczywistość. Na przykład opowieści o wojnie trojańskiej Homera służyły filozofowi do wpajania podopiecznym wiedzy o sztuce dowodzenia. W swojej filozofii Arystoteles, czerpiący przykłady z epopei i tragedii, ukazywał związki między polityką a etyką. Podkreślał, że każdy człowiek, nie mówiąc już o przywódcy, musi najpierw doskonalić swój charakter. W Iliadzie odwaga jest cnotą bardziej polityczną niż indywidualną i uwydatnia się w niej znaczenie ambicji i działania zespołowego. Aleksander podziwiał władców opisywanych przez Homera, nie tylko silnych charakterem, lecz także stanowczych w działaniu. A trzeba pamiętać, że dla Macedończyka i jego otoczenia opowieści Homera nie były tylko fikcją literacką – zawierały wiele cennych i pouczających treści. Dzięki nowo zdobytej władzy Aleksander mógł jeszcze skuteczniej naśladować swoich bohaterów. Lizyp za życia króla wyrzeźbił jego posąg: władca jest nagi, ciężar ciała opiera na jednej nodze, a w wyciągniętej ręce trzyma włócznię. Kopie tego posągu są pozbawione włóczni, ale nadal podkreślają heroiczność postawy króla. Aleksander stylizował się na herosa, jednego z tych, o których czytał w młodości, zwłaszcza Achillesa. Z czasem sytuacja się odwróciła i rzeźby Aleksandra zaczęły służyć za obraz tego, jak wyglądał Achilles.
Kiedy wojska Aleksandra grabiły bogactwa Persji, królowi przyniesiono w darze złotą szkatułę, będącą rzadkim okazem. Władca zastanawiał się, do czego mógłby jej użyć, a nawet rozmawiał o tym z przyjaciółmi. Bardzo cenił sobie egzemplarz Iliady Homera podarowany przez Arystotelesa i nigdy się z nim nie rozstawał. W czasie kampanii wojennych przechowywał więc księgę za dnia w owej szkatule z litego złota. Nocą zaś, ilekroć miał zapaść w sen, unosił poduszkę i z wielką troskliwością umieszczał pod nią cenne dzieło – obok swego sztyletu. Plutarch pisze, że pewnej nocy, gdy nie mógł zasnąć, Aleksander przypomniał sobie słowa Menelaosa z Odysei:
Jest na grzmiącym morzu wyspa, tuż naprzeciw Egiptu, nazywa się Faros, oddalona o dzień drogi okrętem, gdy się ma ostry wiatr za rufą. Jest na wyspie dobra przystań, skąd można z powrotem zepchnąć na morze okręty, gdy się z nich czarną wodę wyczerpie.
Zasnąwszy, Aleksander miał dziwny sen. Ujrzał w nim postać czcigodnego starca, który rzekł mu krótko i dobitnie: „Wyspa pośród burzliwych fal morza / Leży naprzeciw Egiptu, a nazywają ją Faros”. Plutarch pisze, że zdumiony Aleksander zaraz się zbudził i „poszedł na miejsce tego Faros”7.