„Najdroższa” to nie tylko opowieść o niezwykłej kobiecie z obrazu. To również historia jednego z najbardziej pożądanych dzieł sztuki na świecie, którego dzieje nierozerwalnie splecione są z Polską.
Miłość, intryga, pożądanie zamknięte w obrazie mistrza.
Jest rok 1490. W pałacu Sforzów w Mediolanie Leonardo maluje portret. Zasłony w pokoju są zaciągnięte. Modelka siedzi na krześle. Ma 17 lat i spodziewa się dziecka i jest damą serca Ludovico Sforzy – przyszłego władcy renesansowych Włoch, i uznaną poetką.
Nigdy nie wyglądała piękniej niż teraz: szczupła, w czerwonej sukni ze złotym haftem, na lewej ręce trzyma białe zwierzątko, a prawą głaszcze jego futerko. Skrzypnęły drzwi. Wpadający promień światła podkreśla porcelanową bladość skóry dziewczyny. Modelka odwraca nagle głowę do tyłu. W jej ciemnych, dużych oczach maluje się ciekawość i inteligencja. Kogoś wita? A może żegna się z kimś?
Katarzyna Bik – historyczka sztuki, dziennikarka i autorka książek.
Najdroższa. Podwójne życie Damy z gronostajem
Wydawnictwo Znak
Premiera: 29 stycznia 2025
Wstęp
Nie jest łatwo zrekonstruować wydarzenia z tamtego czasu. Dokumenty właściwe nie istnieją, przetrwały nieliczne zapiski i wspomnienia osób żyjących już później, ale też trudno dociec, ile w nich prawdy, a ile domysłów i fantazji. Sami bohaterowie nie odnotowali wypadków, o których będzie mowa, bądź też ich notatki przepadły. W końcu minęło ponad pięćset lat i czas, ten „pożerca wszystkich rzeczy” – jak mawiał malarz – mógł strawić i to2.
Z faktu, że dziewczyna 3 maja 1491 roku urodziła dziecko, można przypuszczać, że działo się to wszystko późną jesienią lub na początku zimy 1490 roku3. Z pewnością spodziewała się już dziecka, ale ciąża nie była jeszcze tak zaawansowana, by odmieniła jej figurę albo odcisnęła swoje piętno na twarzy. Tak naprawdę modelka nigdy nie wyglądała piękniej niż wtedy, gdy mając niespełna siedemnaście lat, jeszcze szczupła, śliczna, pełna życia i wdzięku, pozowała dwa razy starszemu od siebie mężczyźnie. Oczytana, inteligentna, otwarta, dowcipna i mimo młodego wieku powściągliwie elegancka musiała zwrócić jego uwagę, od razu gdy pojawiła się na mediolańskim dworze na początku poprzedniego roku4. Podejrzewano, że malarza pociągała jej uroda i osobowość5.
Zamek Sforzów górujący nad północną częścią Mediolanu – duma współczesnych mieszkańców miasta – jest olbrzymi, największy we Włoszech i jeden z największych na świecie. Dziś jeszcze, choć znaczna jego część to dziewiętnastowieczne rekonstrukcje, robi niepokojące wrażenie twierdzy mającej coś z więzienia i klasztoru. Może gdyby zbudowano go na wzniesieniu, a nie na równinie, i gdyby nie miał tak regularnego czworobocznego kształtu, nie przytłaczałby wielkością i wysokością. Odgrodzony od miasta głęboką, suchą fosą odcina się od otaczającej go zieleni ciemną czerwienią ceglanych, grubych na trzy i pół metra murów kurtynowych. Od frontu długi na sto osiemdziesiąt metrów mur przepruty sześcioma ostrołukowymi oknami z obu stron flankują wielkie, okrągłe baszty, a pośrodku, nad wejściem, wznosi się trzy razy wyższa od murów wieża. Kraty w oknach, fosa, wąska brama, blanki i machikuły, otwory strzelnicze nie pozostawiają złudzeń, że to obiekt militarny, a nie – jak zapewnia mój przewodnik – majestatyczna rezydencja. Takie wrażenie potęguje jeszcze obecność przy bramie uzbrojonych żołnierzy i opancerzonych pojazdów6. Ale czy nie taka była intencja Galeazza II Viscontiego, władcy Mediolanu, który w połowie czternastego wieku zbudował fortecę przy Porta Giovia? Zburzoną w 1447 roku przez republikanów, którzy rządzili przez trzy lata po śmierci Filippa Marii Viscontiego, odbudował i rozbudował kolejny władca – Francesco Sforza, nadając jej podobny do dzisiejszego wygląd. Już wówczas kilkuset najemników mieszkało w domach za murami i ćwiczyło na placu zamkowym, stąd zapewne jego nazwa: Cortile delle Armi – Dziedziniec Broni.
Wychodząc z mrocznej bramy na gigantyczny, zajmujący dwie trzecie powierzchni kwadratu wewnątrz murów, częściowo wybrukowany dziedziniec, jeszcze silniej doświadczam uczucia odosobnienia. Brunatnoczerwone, miejscami pozbawione okien i ozdób potężne ściany przypominają mury starożytnych miast, takich jak Niniwa. I w upalne sierpniowe południe nie rzucają cienia.
Moim celem jest Rocchetta, twierdza w twierdzy, wznosząca się po lewej stronie dawnego dworu książęcego Corte Ducale, ukończona za czasów Galeazza Marii Sforzy, syna Franciszka, który mieszkał tam z rodziną. Z zewnątrz, zwłaszcza od strony Cortile delle Armi, jej trzypiętrowa ceglana fasada bez okien i dekoracji rzeczywiście kojarzy się z twierdzą, za to wewnątrz budynek już bardziej przypomina elegancki pałac. Z trzech stron opiera się na ślicznych kolumnowych portykach, które wznieśli kolejno: Filarete, Ferrini i Bramante, pośrodku ma zaś kwadratowy dziedziniec. Z udekorowanymi barwną polichromią elewacjami kontrastuje wysoka, surowa Wieża Bony w narożniku Rocchetty.
Bona di Savoia, żona księcia Galeazza Marii Sforzy, kazała zbudować ten obiekt tuż po tym, jak w roku 1476 podstępnie zamordowano jej męża. Nie zapewnił jej jednak bezpieczeństwa. Wkrótce wygnał ją z Mediolanu młodszy brat małżonka Lodovico Sforza i urządził tam sobie komnaty. Czy to nie w nich właśnie przebywała oczekująca dziecka nastolatka, której portret niemłody już Leonardo da Vinci, sławna postać na dworze Sforzy, malował na jego zlecenie w roku 1490?7
Pomieszczenie ma ściany w kolorze cielistym i okna zasłonięte płótnem o tej samej barwie, zgodnie z zaleceniami mistrza dla innych malarzy8. Żaden mebel, żadna dekoracja nie rozprasza uwagi artysty skupionego na dziewczynie. Modelka siedzi na niskim krześle ubrana w czerwoną suknię z kwadratowym dekoltem, dyskretnie haftowaną złotem, pod którą nosi białą koszulę. Na lewe ramię ma narzucony niebieski płaszczyk ze złocistą podszewką. Jedyna jej biżuteria to podwójny sznur czarnych korali.
Jednak tym, co najbardziej przykuwa wzrok malarza, są ręce i twarz dziewczyny. Dłonie ma duże, ale o długich, szczupłych, delikatnych palcach robiących wrażenie zmysłowych, nerwowych i muzykalnych. To nie są giętkie, suche i kościste palce średniowiecznych madonn, lecz palce madonn tego właśnie artysty; wilgotne, nie pozbawione „wrażliwości astralnej, owej subtelnej zmysłowej magiczności, owego drżenia i tajemniczych wibracji”9. Pociągłą twarz bez makijażu okalają długie, gładkie brązowe włosy z przedziałkiem pośrodku, splecione w warkocz na plecach. Okryte są przezroczystym welonem podtrzymywanym zwykłą czarną tasiemką. Długie kosmyki włosów po obu stronach twarzy, zachodząc pod brodę, podkreślają porcelanową karnację skóry. Delikatne brwi, żywe spojrzenie czarnych oczu, długi prosty nos, dość małe dziewczęce usta i znacznie rozwinięty, wysunięty podbródek są oznakami ciekawości, uporu i pewnej dziecinności. Jest to „twarz inteligentna, sprytna i jakby prześwietlona młodzieńczą wesołością”10.
Ona, mimo młodego wieku, jest wykształcona, czyta i pisze wiersze, zna pisarzy antycznych; oboje lubią muzykę; on często mawia, że jest omo senza lettere, człowiekiem niewykształconym, ale to przecież żart. Zgromadził pokaźną bibliotekę obejmującą książki matematyczne, przyrodnicze, filozoficzne, religijne, poetyckie, astronomiczne, medyczne, architektoniczne, prowadzi studia z wielu dziedzin nauki i sztuki11. Na zlecenie Lodovica Sforzy pisze książkę na temat wyższości malarstwa nad poezją12.
Pozowanie w gruncie rzeczy jest nudne i zaczyna męczyć modelkę. Może jest też trochę zaniepokojona, zdenerwowana, spięta? Już przeczuwa, a może i wie, że jej dawne życie się kończy (bynajmniej nie dlatego, że spodziewa się dziecka), a teraz czeka na to, co przyniesie nowe. Mijają godziny, dni, powstają coraz to nowe szkice.
Od czasu do czasu modelka bierze na ręce ulubione zwierzątko i delikatnie głaszcze jego białe futerko. Jedną z takich chwil zakłóca hałas za ścianą, kroki, czyjś głos, skrzypnięcie drzwi. Zwierzę spogląda w stronę wejścia, jakby chciało się wyrwać z objęć dziewczyny. Wpadający przez otwarte drzwi promień światła podkreśla bladość jej skóry. Ona już wie, zaczyna się uśmiechać i odwraca głowę w stronę tego, kto się tam pojawi. Na kogo czeka, a może kogo pożegna?
ROZDZIAŁ I
Puławy
Puławy leżą tysiąc sto pięćdziesiąt kilometrów na północny wschód od Mediolanu, pod innym, już nie tak błękitnym niebem i w chłodniejszym o jakieś dziesięć stopni klimacie. Zimy bywają tam ostre, latem często pada, a przyroda jest mniej rozbuchana niż na południu Europy. Miasto ma około pięćdziesięciu tysięcy mieszkańców. Kominy przemysłowe, blokowiska, chaos urbanistyczny nie dodają Puławom uroku, a mimo to co roku odwiedza je kilkadziesiąt tysięcy turystów zwabionych legendą tego miejsca, skalą i klasą jego zabytków.
Zbudowano tu imponujący neoklasycystyczny pałac. W słoneczne dni jego złocistożółte fasady z attykami nad płaskimi dachami malowniczo odbijają się w wodzie sadzawki usytuowanej na środku trawiastego dziedzińca. Jednak po uważnym przyjrzeniu się widać, że nie jest to architektura oryginalna, rasowa, ale efekt wielokrotnej rozbudowy, licznych przeróbek i remontów, i nawet wprawne oko nie jest już w stanie dostrzec śladów tego, co wcześniej w tym miejscu stworzyli znakomici architekci: w siedemnastym wieku Niderlandczyk Tylman z Gameren, a w osiemnastym – Polak Chrystian Piotr Aigner.
Przed pałacem wodotrysk, klomby, ławeczki obiecują przyjemne wytchnienie w cieniu drzew wokół sadzawki. Pluskowi wody towarzyszy od czasu do czasu krzyk pawi uganiających się po trawie i odpoczywających wśród gałęzi. Egzotyka, jakiej mało kto się spodziewa w takim mieście. A jeśli się już obejrzało ulokowane w pałacu Muzeum Czartoryskich, to skręciwszy z dziedzińca w prawo, można dojść aleją do rozległego parku otaczającego budowlę z trzech stron, schodzącego aż do łachy wiślanej. To trzydzieści hektarów polan i polanek, tarasów, ramp, ścieżek, drzew (takich jak klony, dęby, graby, topole, kasztany i kasztanowce), krzewów i innych roślin, miejscami rosnących dziko i gęsto, ukrywających pomniki, rzeźby, Domek Chiński, Domek Aleksandryjski, schody angielskie, sztuczną grotę.
Spacerujących zaskoczyć może już pierwsza budowla, jaka staje im na drodze na końcu alei parkowej. To Dom Gotycki: prostokątny, dwukondygnacyjny ceglany pawilon z dostawionymi z dwóch stron kolumnowymi podcieniami z kamienia. Ganki, balkony, ostrołukowe arkady, rozety, okna okrągłe, półkoliste i ostrołukowe, wmurowane w fasady kawałki rzeźb, napisów, ułamki kamieni składają się na ten pseudogotycki, romantyczny obiekt, jakby podpatrzony w jakiejś angielskiej posiadłości, urokliwy i pełen wdzięku. Za nim, po prawej stronie, wznosi się jeszcze bardziej szokująca budowla, niby pogańska świątynia żywcem przeniesiona z Grecji czy też Włoch. Z jasnego kamienia, okrągła, otoczona pięknymi wysmukłymi kolumnami, nakryta kopułą Świątynia Sybilli zachwyca elegancją i klasą. A gdy się zejdzie ze stromej skarpy w dół, nad łachę wiślaną, widać stamtąd, że budynek ten ma dwie kondygnacje; dolna wygląda jak ceglana baszta z solidnymi przyporami. Aż trudno uwierzyć, że to wszystko – pałace, budowle, park – jest zasługą niemalże wyłącznie jednej rodziny, właściwie jednego jej pokolenia, a konkretnie jednej kobiety – Izabeli Elżbiety z Flemmingów Czartoryskiej.
Miała prawie tyle lat co modelka pozująca malarzowi jakieś dwieście siedemdziesiąt lat wcześniej w Mediolanie, gdy jesienią 1761 roku w Wołczynie – rodowym majątku Czartoryskich – wyszła za mąż za dwudziestosiedmioletniego kuzyna Adama Kazimierza Czartoryskiego, generała ziem podolskich13. Wniosła w wianie osiemset tysięcy złotych polskich i rozległe dobra14. Była jedynym dzieckiem Jerzego Flemminga, podskarbiego wielkiego koronnego, właściciela olbrzymiego majątku, i Antoniny Elżbiety Czartoryskiej, kanclerzanki wielkiej litewskiej15. Dzieciństwo miała smutne: gdy skończyła rok, jej dwudziestoletnia matka zmarła na ospę podczas porodu drugiej córki (która też nie przeżyła). Ojciec ożenił się powtórnie z siostrą zmarłej, ale i ją zabrała ta sama choroba, gdy Izabela miała niecałe cztery lata16. Wychowywaniem dziewczynki w Warszawie zajęła się więc babka, kanclerzyna wielka litewska.
Nie można powiedzieć (jak niektórzy zdawali się sugerować17), że niczego jej nie nauczono. Znała dobrze francuski, pisała po polsku, porozumiewała się po niemiecku i angielsku, miała wiedzę o historii i literaturze światowej, historii sztuki, rysowała, grała na mandolinie i klawicymbale, czytała nuty. Kochała teatr, pantomimy, balety i żywe obrazy. Była „z natury przekorna, żywa, opozycyjna, niezależna i krytyczna”18. Całkiem nieźle jak na nastolatkę w tamtych czasach. Był tylko jeden szkopuł: natura nie obdarzyła jej olśniewającą urodą, zapewne dlatego nie ma jej portretów z czasów wczesnej młodości. I jak na nieszczęście zachorowała, podobnie jak matka, na ospę, która na całe życie oszpeciła jej twarz19. W wieku trzydziestu pięciu lat napisze, siląc się na dystans do samej siebie: „Piękną nigdy nie byłam, ale często bywałam ładną. Mam piękne oczy, a że się w nich wszystkie uczucia duszy malują – wyraz twarzy mojej bywa zajmujący. Płeć mam dosyć białą, czoło gładkie twarzy nie szpeci, nos ani brzydki, ani piękny, usta mam duże, uśmiech miły i ładny owal twarzy (…)”20. Nie wspomni słowem o śladach po ospie. Na portrecie Alexandra Roslina, ukazującym ją w tym właśnie wieku, Izabela jest rzeczywiście uroczą, czarującą kobietą. Przede wszystkim przyciąga spojrzeniem wielkich ciemnych oczu i leciutkim uśmiechem. Burza włosów opadających na ramiona odwraca uwagę od zbyt uróżowionych policzków i niewielkiego biustu.
Czy taka kuzynka mogła od razu rozkochać w sobie starszego o jedenaście lat potomka legendarnego księcia litewskiego Giedymina?21 Zanim rodzina postanowiła ożenić Adama Kazimierza z Izabelą, jak niektórzy złośliwie piszą – by gigantyczny majątek pozostał w rodzinie, od młodych lat był on wychowywany na króla22. Ten chrześniak króla Augusta III i carycy Anny (w jej imieniu do chrztu trzymała księcia królowa Maria Józefa) odebrał znakomite wykształcenie u francuskich nauczycieli23. Zafascynowany historią i literaturą od osiemnastego roku życia podróżował po Niemczech, Flandrii, Włoszech, Austrii i Anglii; „przygotowywany do służby publicznej, wysłany został w 1759 roku na dwór carski”24. Bibliofil, humanista, kolekcjoner książek i grafik, erudyta, autor sztuk teatralnych i utworów literackich, autentyczny poliglota: znał francuski, niemiecki, angielski, rosyjski, włoski, węgierski, łacinę i grekę oraz arabski, turecki, perski i hebrajski. I sanskryt25. Zostanie generałem ziem podolskich, komendantem Szkoły Rycerskiej, czyli Korpusu Kadetów, i feldmarszałkiem wojsk austriackich. Przystojny, o pięknej twarzy i orlim nosie, nawet w wieku pięćdziesięciu lat – co widać na obrazie Józefa Grassiego – był najlepiej ubranym mężczyzną w Polsce. Wielbiciel teatru, aktor, czarujący bywalec europejskich salonów, dowcipny, otwarty i tolerancyjny, po ślubie żył własnym życiem. Ojciec jego marzył, by został politykiem, dyplomatą, a nawet królem, ale on nie chciał26. „Pomimo presji ze strony ojca i carycy Katarzyny nie przyjął kandydowania do tronu polskiego po śmierci Augusta III”27.
Adam Kazimierz odziedziczył po ojcu olbrzymi majątek: sześćdziesiąt milionów złotych28. Stał się posiadaczem klucza końskowolskiego z Puławami, majątków i kluczy małopolskich z Sieniawą, rozległych dóbr na Podolu, Wołyniu, Ukrainie i Litwie29.
Młodzi nie są szczęśliwi. Podróżują po Polsce i Europie (ona w przebraniu pazia), brylują na salonach i każde oddaje się swoim romansom. W 1762 roku Izabela rodzi pierwszego syna; jest w tym samym wieku co modelka z Mediolanu, kiedy wydała na świat swojego pierworodnego. Rok później przychodzi na świat córka Czartoryskich. I jeszcze tego samego roku 1763 umiera najpierw ona, a kilka tygodni potem jej braciszek30. Przyczyna: ospa lub zespół śmierci w kołysce. O potomstwie spokrewnionej pary raczej się nie wspomina: wiadomo, kto był matką, ale czy ojcem wszystkich dzieci był Adam Kazimierz? Historycy i historycy sztuki taktownie nie podejmują takich wątków, ale co innego pisarze. Gabriela Pauszer-Klonowska w swojej książce opartej na dokumentach z pobłażaniem pisze, że „zalotną damę lekkomyślnego rokoka, bohaterkę wielu romansów o europejskim zasięgu”, w pewnych okresach jej życia nazywano Messaliną31. Spośród „oficjalnych” dziewięciorga dzieci – Teresy, Marii Anny, Adama Jerzego, Konstantego, Zofii, Cecylii oraz trojga zmarłych w niemowlęctwie (dziecko o imieniu Gabriela żyło półtora roku32) – stuprocentową pewność ojcostwa miał książę tylko co do Teresy urodzonej w roku 1765.
Podróże – Saksonia, Austria, Francja, Anglia, Holandia – romanse i imprezy zajmują więc Izabeli w tych pierwszych latach po ślubie sporo czasu. Księżna urządza Pałac Błękitny w Warszawie na wygodną siedzibę, ale to jej nie wystarcza. W latach siedemdziesiątych osiemnastego wieku w podwarszawskich Powązkach tworzy na wzór francuskiego Trianonu sentymentalną wioskę w romantycznym parku ze sztucznymi wyspami, kanałami, „ruinami rzymskimi”, łąkami, „prastarymi” drzewami33. A pośród tego wszystkiego, w chatach krytych słomą, ale wewnątrz urządzonych z przepychem, balowali członkowie rodziny i przyjaciele z Polski oraz z zagranicy, z królem na czele. Czegóż chcieć od życia więcej?
Ukochany syn Izabeli Adam Jerzy tak to będzie wspominał:
Wstawaliśmy wczesnym rankiem i schodzili na śniadanie do matki lub do pani Wojskiej, która nas raczyła doskonałą kawą, po czym pracowano w ogrodach. Obiad przywoził nam z Warszawy służący na osiołku w dwóch koszach, a oczekiwany był zawsze z niecierpliwością. Chiński dzwonek zawiadamiał i zwoływał nas co dzień w inne miejsce na obiad. Nie raz odbywaliśmy spacery i wycieczki na osłach, a w niedzielę i święta jeździliśmy lub chodzili piechotą na mszę świętą do Wawrzyszewa. Żyliśmy sami – matka dla dzieci, a my dla niej, wesoło i pożytecznie czas spędzając. Była to istna sielanka, prawdziwy obraz wiejskiej poezji34.
Nic z tej bajkowej krainy do dzisiejszych czasów nie przetrwało, a szkoda, bo było to oryginalne i nowatorskie przedsięwzięcie jak na Polskę tamtej epoki. Pozostała tylko rycina Zygmunta Vogla ukazująca ruiny łuku triumfalnego w bujnym ogrodzie powązkowskim. W 1794 roku podczas powstania kościuszkowskiego Powązki zostaną zdewastowane przez wojska Suworowa. Ale jeszcze wcześniej, po śmierci Teresy, Czartoryska straci do nich serce.
Beztroskie lata miną bowiem bezpowrotnie. Życiem Izabeli wstrząśnie straszna tragedia. W 1780 roku w Pałacu Błękitnym Teresa, najstarsza, piętnastoletnia córka księżnej, podczas zabawy z siostrą Marią zapaliła się od kominka35. Po trzech dniach strasznych męczarni dziewczynka zmarła. W tym samym czasie Czartoryska rodziła najmłodszą córkę, która od razu po porodzie zmarła. Jakby nie dość było tych nieszczęść, Izabela cztery lata później zaaranżowała małżeństwo Marii z księciem Ludwikiem Wirtemberskim, które okazało się nieudane, a zakończyło się rozwodem i odebraniem Marii syna36. Prywatne tragedie splatały się z klęskami narodu. W tych niezbyt szczęśliwych latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych osiemnastego stulecia Izabela zaczęła się angażować politycznie, próbując ratować pogarszającą się sytuację w kraju. Po aferze z Dogrumową (która oskarżyła Adama Kazimierza o zamach na Stanisława Augusta Poniatowskiego) w 1785 roku Czartoryski postanawia usunąć się z Warszawy. Wybór pada na Puławy.
Miejscowość, a właściwie osada rybacka od szesnastego wieku konkurowała z pobliskim Kazimierzem Dolnym jako miejsce przeprawy przez Wisłę i port37. Puławy sporo zawdzięczały marszałkowi Stanisławowi Herakliuszowi Lubomirskiemu, który w drugiej połowie siedemnastego wieku zbudował tam sobie barokowy pałac. Posiadłość przypadła potem w wianie jego córce Elżbiecie, żonie hetmana Adama Mikołaja Sieniawskiego. I kiedy córka Sieniawskich Maria Zofia poślubiła na początku lat trzydziestych osiemnastego wieku wojewodę ruskiego Augusta Aleksandra Czartoryskiego, ojca Adama Kazimierza, Puławy przeszły na własność Czartoryskich, którzy następnie od czasów saskich wraz z Poniatowskimi będą przewodzić Familii, stronnictwu politycznemu walczącemu o reformy i utrzymanie niepodległości Polski38.
W Puławach wokół księcia Adama Kazimierza skupia się opozycja antykrólewska niezadowolona z uległości Augusta III Sasa wobec carycy. To tam Franciszek Dionizy Kniaźnin wystawi w 1786 roku operę Matka Spartanka, w której zagrają między innymi Izabela z synami39. Trzy lata później, podczas obrad Sejmu Czteroletniego, Izabela „wszędzie demonstrowała swe uczucia patriotyczne i sympatie pruskie”40. Targowica ostatecznie wpłynęła na rzeczywiste przeobrażenie księżnej w „Matkę Spartankę”, wysyłającą synów na wojnę z Rosją w 1792 roku.
Po drugim rozbiorze Czartoryscy poparli powstanie pod wodzą Kościuszki, za co wojska Suworowa na rozkaz carycy zdewastowały i Powązki, i Puławy, a dobra Czartoryskich zostały zajęte.
W połowie 1796 roku księżna wróciła do Puław i rozpoczęła odbudowę pałacu oraz Pałacu Marynki – siedziby jej córki Marii Wirtemberskiej. „Decyzja taka mogła być podjęta dlatego, że poprawiła się sytuacja majątkowa Czartoryskich, bowiem w wyniku doskonałego wrażenia, jakie obaj synowie zrobili w Petersburgu, Katarzyna raczyła wspaniałomyślnie darować zasekwestrowane dobra rodziców, ponadto postanowiono utrzymać przedsięwziętą w roku 1782 priorytetową rolę i pozycję rezydencji puławskiej wśród innych posiadłości księstwa”41.
Czy jednak tylko dlatego? Izabela po prostu zakochała się w Puławach, i nie chodziło jedynie o piękny pałac, ale też o wspaniały park:
Puławy leżą w województwie lubelskim na wzgórzu ciągnącym się ponad Wisłą. Zamek stoi na szczycie. Część parku na równej z zamkiem wysokości, druga spada ku rzece. Od wschodu i północy rozciąga się las dębów, lip, jodeł. Przecięty alejami las jest bardzo rozległy i rozchodzą się w nim szerokie drogi. (…). Takie jest położenie Puław – teraz opis szczegółowy. Główną piękność Puław stanowią drzewa: liczbą, rozmaitością, bogactwem, wielkością. Drugą ozdobą jest wielka, wspaniała rzeka, zawsze okryta statkami, łodziami i małymi łódkami. Park jest urządzony świeżo na sposób angielski. Podstawą jego stare drzewa, sadzone przez naszych przodków. Klomby są urozmaicone wszystkim, co tylko może róść w naszym klimacie. (…) dalsza partia ogrodu jest przerywana urwiskami skał, wąwozami, łąkami i zarostami drzew – następnie lasek na pochyłości do wybrzeża Wisły, most kamienny w stylu gotyckim prowadzi ponad rzekę42
– w liście Izabeli do Jacques’a Delille’a, francuskiego poety, widać wielką miłość do natury. Dziś nie ma już żadnego dębu – ostatni zniknął podczas burzy w 2012 roku. Nie ma też już żadnych drzew z czasów Izabeli. A przecież jej park puławski był olbrzymi – zajmował sześćset hektarów, z czego właściwy park w obrębie murów fortecznych obejmował dwadzieścia dwa hektary, ogrody i tereny zadrzewione w sąsiedztwie murów – około trzydziestu, tereny na Kępie – trzysta, i lasy obejmujące Włostowice, Parchatkę i Bochotnicę – blisko trzysta hektarów43.
Najważniejsze jednak dla polskiej kultury w tym parku są dwa budynki zaprojektowane przez Aignera – Świątynia Sybilli i Dom Gotycki. Nie byłoby ich zapewne, gdyby nie kolekcjonerski wirus, jakim zaraziła się Izabela podczas podróży do Szwajcarii, Anglii i Szkocji w latach 1789–179144. Oczywiście Sieniawscy, Flemmingowie, Czartoryscy i inne potężne magnackie rody gromadziły różne rzeczy, ale było to raczej zbieractwo niż kolekcjonerstwo. Ich lamusy pełne były dawnych mebli, sprzętów, tkanin, ubiorów i broni, a ściany pałaców zdobiły cenne kobierce i konterfekty ziomków, często kiepskie, trudno więc byłoby je nazywać sztuką. Dopiero podróż Czartoryskiej na Wyspy Brytyjskie pod pretekstem dokształcenia dwudziestoletniego Adama Jerzego (niektórzy podejrzewają, że tak naprawdę Adam Kazimierz, widząc ostentacyjny patriotyzm żony podczas obrad Sejmu Wielkiego, postanowił ją oddalić z Warszawy na jakiś czas) uświadomiła jej, co znaczy prawdziwe kolekcjonerstwo. Zwiedzali Londyn z kolekcją w Windsorze, Oksford ze zbiorem księcia Arundela, posiadłość lorda Buckinghama w Stowe z obrazami i słynnym parkiem, dom Szekspira w Stratford-upon-Avon, katedrę w Yorku, różne inne posiadłości, pałace i zamki. Jednak to Szkocja, kraj z wielkim szacunkiem dla przeszłości, kolebka romantyzmu, podbiła serce Izabeli na zawsze. Edynburg, Carron, Perth, Glasgow, Hamilton; zamki, parki, uroczyska, grobowce Fingala i Osjana, zabytki z czasów średniowiecznych i rzymskich, jeziora, świątynia druidów – opisy tych miejsc zajęły sporo miejsca w jej dzienniku z podróży45. To tam znalazła inspirację do działania na następne czterdzieści pięć lat życia. Zdzisław Żygulski jun. pisze: „Stąpała po śladach Celtów i Rzymian, wsłuchiwała się w śpiewy górali szkockich, odnajdując w nich niezaprzeczone relikty »osjanicznych« ballad. Przeżywała średniowieczne legendy i żywą historię w jej autentycznej scenerii starożytnych zamków, królewskich pałaców i gotyckich katedr. Wczuwała się w niepospolite piękno przyrody tego kraju, a także w piękno parków, które były wzorem nowego, romantycznego stylu. Autopsja ogromnej liczby dzieł sztuki, zwłaszcza malarskiej, niezwykle wyrobiła jej artystyczny smak. Najważniejszym wszakże skutkiem podróży było zainicjowanie wielkiej akcji kolekcjonerskiej”46.
Na aukcji w Londynie Izabela kupiła prochownicę „po królu Henryku VIII”, maskę pośmiertną, kaftan i laskę Cromwella, dostała od lorda Hamiltona portret Marii Stuart, a „berło króla Ryszarda II” (jak się okazuje, jest to unikatowa maczuga bojowa z piętnastego wieku) – od lorda Fitzwilliama. Jedną z jej zdobyczy, o którą stoczyła dramatyczną batalię, było krzesło Szekspira. Czartoryska tak to wspominała:
Każda pamiątka człowieka sławnego wzbudza ciekawość i uszanowanie. Będąc w Anglii, byłam w Stratford. Tam mieszkał Szekspir, tam umarł, tam dom jego do tego czasu stoi nietykany. W tym domu można widzieć pokój, w którym ostatnie lata przepędził (…). Na (…) krześle siadywał (…) i to było jego ulubione miejsce. (…) Ja siadłszy na tym krześle, w moim urojeniu widziałam przed sobą Julię i Romea, Mirandę, Desdemonę, Hamleta i Ofelię. (…) Naprzód wyznać muszę, że za pierwszym spojrzeniem na krzesło Szekspira przyrzekłam sobie, że jakimkolwiek sposobem dostać je muszę, i do Domu Gotyckiego przeniesione będzie. Pierwsza wprawdzie moja prośba w tej mierze odrzucona była. Właścicielka domu, nie bardzo majętna, przełożyła nam, że oprócz przywiązania, które ma do tej pamiątki, tyle dla niej drogiej, z powodu, że będąc sama z familii Szekspira, chciałaby ją uwiecznić, przy tym jeszcze, że ma z tego wielki zysk, każdy bowiem, kto jej dom odwiedza, drogo płaci za najmniejsze ułamki i drzazgi odłupane z krzesła, które potem oprawiają w pierścionki i medaliony. Po długich sporach 20 gwinei ułatwiło trudności. Czuła wdowa o wszystkim zapomniała, z radością krzesło na pieniądze zamieniwszy.
Dalej Czartoryska opisuje, jak w chwili gdy murarz wydobywał umocowane w ścianie krzesło, wpadła do alkowy głuchoniema po przebytej ospie dziewczynka, wnuczka właścicielki krzesła, wielbicielka Szekspira:
(…) z największym na to krzesło skoczywszy zapędem rękami i nogami, a na ostatek i zębami, trzymać go starała się. Jęki jakieś osobliwsze rozpacz jej dowodziły. Na koniec krew się jej gębą i nosem puściła i upadła koło krzesła bez sił i przytomności. Przyszedłszy do siebie, z największym żalem na migi wymawiała babce, że pieniądze przedkłada nad to, co dla niej najdroższym być powinno, a trzymając się zawsze krzesła, pokazywała, że chyba z życiem jej go odbiorą. (…) Musieliśmy użyć pastora tamtejszego, który jej przedstawił, że babka uboga, tymi pieniędzmi zasilona, więcej wygód, a tym samym więcej zdrowia mieć będzie. Po długich sporach, zmęczona i zemdlona, przystała na koniec na nasze prośby, lecz z tym warunkiem, że nogi przynajmniej od krzesła zostaną i że już potem będą jej własnością. Zgodziwszy się na to, pieniądze odliczyłam, krzesło zabrałam, a nogi zostawiłam tej młodej i czułej panience47.
Lata poszukiwań, zabiegów, podchodów, fortuna jednego z najpotężniejszych rodów w Polsce, intuicja, rosnąca wiedza, zachłanność, pasja kolekcjonerska, instynkt, poczucie smaku, koneksje w kraju i za granicą, współpraca Stanisława Augusta Poniatowskiego z różnymi ludźmi, często wreszcie własna odwaga i autorytet pozwoliły Czartoryskiej stworzyć zbiór nie mający precedensu na ziemiach polskich48. Księżna nie była przy tym pierwszą osobą w kraju, która wpadła na pomysł stworzenia muzeum. Istniały inne kolekcje, choć niedostępne społeczeństwu, jak Arkadia Radziwiłłów czy kolekcja obrazów Stanisława Augusta Poniatowskiego. Z inspiracji króla w 1775 roku Michał Mniszech, członek Komisji Edukacji Narodowej, złożył projekt utworzenia Musaeum Polonicum, podobnego do Muzeum Brytyjskiego otwartego dla publiczności już w 1753 roku. Do realizacji nie doszło jednak z powodu rozbiorów49.
Izabela była natomiast pierwszą, która wpadła na oryginalny pomysł stworzenia muzeum polskich pamiątek historycznych. Zgodnie z duchem oświecenia i romantyzmu moc tego rodzaju pamiątek płynęła z ich potencjału interpretacyjnego i edukacyjnego, mniej z wartości artystycznej czy zabytkowej. Wyobraźnia i wiedza wiązały je z ludźmi, epokami, miejscami, ideami.
Janusz Wałek, historyk sztuki, wieloletni kierownik Działu Malarstwa Europejskiego Muzeum Czartoryskich i Muzeum Narodowego w Krakowie, mówi:
– Jeszcze podczas pobytu w Anglii Izabela myśli o kolekcji stricte artystycznej, zawierającej obrazy i rzeźby. Upadek kraju wpłynął jednak na zmianę jej podejścia. Czartoryska zaczyna gromadzić pamiątki historyczne, patriotyczne, narodowe. Nad wejściem do pierwszego budynku muzealnego w Polsce umieszcza napis: „Przeszłość – przyszłości”, z nadzieją, że kiedyś, w wolnej Polsce, zbiory te zaświadczą o chwale narodu. Na efektownym wielkim kluczu do Świątyni Sybilli w kształcie kaduceusza każe napisać: „Otwieram świątynię pamięci”. W czasie gdy Czartoryska buduje Świątynię Sybilli, baron Vivant Denon przygotowuje otwarcie Luwru50.
Muzeum puławskie było pierwszym na świecie muzeum poświęconym historii narodu, trzydzieści lat starszym od podobnego muzeum w Wersalu. Instytucją nie tyle narodową, ile dla narodu. Czartoryska tak o nim pisała:
W latach tych, w których tyle klęsk nas przycisnęło, kiedy nas z rzędu narodów wymazano, mówiłam sobie ze łzami: Ojczyzno! Nie mogłam Cię obronić, niech Cię przynajmniej uwiecznię. Ta chęć, to uczucie przywiązywały mnie do życia: wystawiłam naówczas ŚWIĄTYNIĘ PAMIĘCI. Zebrałam tam pamiątki tej Polski, niegdyś tak świetnej, a wtenczas tak nieszczęśliwej. Tam żyłam, że tak rzekę, w przeszłości, a czasem w moich dumaniach tchnęłam nadzieją szczęśliwej przyszłości51.
Świątynia pamięci, panteon pamiątek po Polakach, ale dlaczego Świątynia Sybilli? Profesor Żygulski: „Koncepcja Sybilli była rozwiązaniem doskonałym, gdyż formalnie sięgała do wzorów starożytności klasycznej, popularnych w czasie oświecenia, w treści zaś zawierała elementy mistyki romantycznej. Przeszłość należało uratować od zagłady i wzbogacić legendą, przyszłość zaś powierzyć prorokom. Wśród klęsk i niepewności, w obliczu największego niebezpieczeństwa wiara w proroctwa zawsze rosła niepomiernie”52. W Polsce porozbiorowej ufność pokładana w przepowiedniach wiązała się z nadzieją na odzyskanie niepodległości, stąd zapewne pomysł ustanowienia Sybilli strażniczką dowodów świetności ojczyzny.
W średniowieczu ze wszystkich sybilli, kapłanek Apollina, przepowiadaczek przyszłości najbardziej czczona była Sybilla z Tivoli, która w pierwszym wieku przed naszą erą miała widzenie Dziewicy z Dzieciątkiem na ręku. Jej siedziba znajdowała się prawdopodobnie obok okrągłej świątyni Westy pochodzącej z tegoż stulecia, w starszym o wiek niedużym, prostokątnym budynku53. Czartoryska widywała w parkach angielskich okrągłe budowle, ale nigdy nie była we Włoszech i nie widziała ich pierwowzoru, którym była właśnie świątynia Westy w Tivoli. Pomysł musiał jej podsunąć Aigner, syn puławskiego stolarza, który studiował w Rzymie, był członkiem Akademii Świętego Łukasza i miał już na koncie wiele pięknych klasycystycznych budowli, między innymi w Warszawie. Na pewno mu schlebiało, że Izabela – kreatorka pięknego puławskiego ogrodu krajobrazowego, podróżniczka, mecenaska artystów, literatów i naukowców, filantropka (we Włostowicach ufundowała pierwszą szkołę gminną) i pisarka, autorka Książki do pacierzy dla dzieci wiejskich podczas Mszy Świętej, Myśli różnych o sposobie zakładania ogrodów, Pielgrzyma w Dobromilu czyli nauk wiejskich z dodatkiem powieści czy skróconego Pocztu pamiątek zachowanych w Domu Gotyckim w Puławach – zechciała go przywiązać do Puław. Czy jego antyczne z ducha budowle nie przyczyniły się też do nadania Puławom nazwy „Polskich Aten”?
Aigner musiał być pod wrażeniem cudownej harmonii i wdzięku świątyni Westy w Tivoli, jak i dzisiaj każdy, kto tam dociera. Miasteczko leży dwadzieścia trzy kilometry na wschód od Rzymu. Pociąg jedzie około godziny, mijając mało atrakcyjne krajobrazy. Ulica Świętej Agnieszki prowadzi z nieciekawego dworca do Ponte Gregoriano – dziewiętnastowiecznego mostu nad rzeką Aniene, skąd rozciąga się magiczny widok na starożytne, jeszcze etruskie Tibur – Tivoli. Na skraju, z prawej strony gęstej średniowiecznej zabudowy wyróżnia się nieduża, biała, okrągła świątyńka. Z daleka wygląda, jakby postawiono ją na szczycie wodospadu, wśród szmaragdowej zieleni pobliskich wzgórz. Kiedy jednak podejdzie się bliżej, wąziutką uliczką, było nie było, Sybilli, gdzie w oknach starych domów suszą się gacie na sznurach, widać, że świątynia stoi na tarasie wieńczącym dwupiętrową budowlę z tufu. Sam przybytek zbudowano z trawertynu, ale obłożono białym stiukiem, przez co wygląda, jakby był z marmuru. Budowlę o średnicy czternastu metrów otaczało osiemnaście wysokich na siedem metrów kolumn, z których do dziś przetrwało dziesięć. Czas zniszczył też sklepienie i nadkruszył przepiękne kapitele w stylu korynckim oraz misterne dekoracje architrawu. Kilka metrów od świątyni, z lewej strony, stoi podobnej wysokości prostokątna budowla także z trawertynu, bardziej zrujnowana, która miała niegdyś od frontu cztery kolumny jońskie, a wokół półkolumny wtopione w mury. Pewnie to była właściwa siedziba wieszczki Apollina. Można jeszcze zobaczyć celę, gdzie musiał się znajdować posąg bóstwa.
Takiego widoku się jednak nie spodziewałam: obchodząc wokół świątynię Westy, dosłownie natknęłam się na stoły nakryte białymi obrusami, osłonięte parasolami, czekające na znużonych południowym słońcem turystów. W drzwiach brzydkiego budynku pomalowanego na róż pompejański, z wielkim napisem „Sibilla”, czatowali kelnerzy w krawatach. Jak było dwieście lat temu, tak jest i teraz. Przypomniałam sobie list, który w roku 1800 napisała Izabela do swego syna Adama Jerzego, przebywającego wtedy we Włoszech.
Á propos mojej świątyni, która się posuwa, bądź tak dobry i zbadaj rzecz jedną. [S.O.] powiada, że w Tivoli, gdzie była starożytna świątynia Sybilli, z której wzięłam model do mojej, jest oberża, że w tej oberży jest oberżysta i że ten oberżysta ma u siebie stary ołtarz z tejże świątyni, który mu służy zamiast stołu. Jeżeli tak jest, panie Adamie, staraj się nabyć to dla mnie. Jemu to na nic się nie przyda, a do mojej świątyni byłaby to przedziwna rzecz; mógłbyś mi to przysłać razem z innymi marmurami54.
Ciekawe, czy ta oberża stała właśnie tu gdzie współczesny lokal? Bo na pewno w tym samym miejscu była restauracja pół wieku temu, kiedy świątynię Westy oglądała Gabriela Pauszer-Klonowska, autorka poczytnej do dziś biografii Izabeli Czartoryskiej55.
Czy Aigner miał plany świątyni Westy, tego nie wiadomo, ale na pewno miał jej korkowy model, który był eksponowany w puławskiej Świątyni Sybilli (nie dotrwał do dziś)56. Budowa rozpoczęła się w roku 1798. Pięćdziesięciopięcioletnia Izabela pracuje razem z murarzami po kilka godzin dziennie, oprócz tego sadzi drzewa i pielęgnuje ogród, zdobywa eksponaty do swojej kolekcji. I relacjonuje Adamowi Jerzemu postępy prac budowlanych.
Ukochany syn Izabeli został zesłany do Włoch w 1799 roku za karę, ponieważ w trakcie pobytu na dworze petersburskim, gdzie był adiutantem wielkiego księcia, późniejszego cara Aleksandra I, wdał się w romans z jego żoną Luizą Elżbietą i spłodził z nią córkę57. Jako poseł rosyjski przy królu Sardynii Karolu Emanuelu IV, który wtedy nie miał już swoich terytoriów, bo były to czasy wojen napoleońskich, podróżował po Włoszech. Przebywał w Neapolu, w Pizie, we Florencji, w Rzymie, bawił się w archeologa na Forum Romanum, narzekał na nudę i wyszukiwał dla matki eksponaty. 28 lutego 1800 roku Izabela pisze do niego:
Extra jestem kontenta z ruderów, jakie mi wybrałeś, i z tych, które mi obiecujesz. Od dawna nic mi nie sprawiło tyle przyjemności; urna Scypiona i obelisk to arcypiękne rzeczy. Dziwisz się, że Ci nie daję poleceń na obrazy ani na posągi. Pierwsze drogie, a ja nie mam do nich wielkiego upodobania. Co do rzeźby, ja Cię prosiłabym o biust fauna albo o panterę, jedno lub drugie, dość duże, aby na dworze stać mogły. Ale to, mój kochany panie Adamie, w razie jeśli nie będą nazbyt drogie. Ponieważ chcę skończyć moją świątynię w tym roku, muszę zachować na to wszelkie środki, odmawiając sobie najmniejszych fantazji, aby wszystkie pieniądze na to obrócić. Już mam kamienie obrobione całkiem na fundamenta i sklepienia, trzeba tylko poskładać to razem. Ale potem w środku tyle jest rzeczy do roboty! Same drzwi kosztować będą 200 dukatów!58.
Widocznie książę nie zdobył pantery, bo matka wiosną znowu naciska:
Mój panie Adamie, żebyś mnie się wystarał o jaką ładną statuę. Ja nie chcę, żeby była koniecznie starożytna, byle miała pozór starożytny. Chciałabym mieć albo lwa marmurowego, albo panterę, aby to można postawić na postumencie, w tym guście, jak rysunek na papierze przyłączam. Cokolwiek będzie, żeby nie nazbyt małe, bo to ma stać na dworze59.
W końcu latem, zniecierpliwiona opieszałością syna, pisze do niego znowu:
Mój panie Adamie kochany, jesteś oryginał, jakiego drugiego nie ma. Najpierw muszę Ci powiedzieć, że w Łęcznej na jarmarku chciałam kupić materyi tureckiej i zapytałam Żyda, czy ma. Odpowiedział, że nie, ale że mi przyniesie atłas czarny. I Ty także, panie Adamie, jak ów Żyd, przysyłasz mi głowę Safony, kiedy ja chciałam biustu fauna, pantery albo sfinksa. Ja nie chcę niczego do pokoju, ale bardzo życzę mieć do ogrodu sfinksa albo panterę60.
W końcu syn spełnił życzenie matki – piękna śpiąca pantera z marmuru, wyrzeźbiona zdaje się w tym samym jeszcze roku, trafiła do zbiorów Czartoryskich.
Sposoby pozyskiwania obiektów do swojej kolekcji miała Izabela różne; nie wszystkie rzeczy kupowała, choć w tym bardzo jej pomagali różni ludzie, między innymi Tadeusz Czacki. Wybitny polski historyk, nazywany być może słusznie „archeologiem grobów”, pozyskał domniemaną czaszkę Kochanowskiego i kilka lat później ofiarował ją Czartoryskiej61. Dwa kręgi z szyi Chrobrego przekazał Izabeli, a czaszkę zatrzymał dla siebie (po jego śmierci i tak trafiła do Puław). Dostał też zgodę na otwarcie grobu Kopernika we Fromborku i pobranie „relikwii”. Okazało się już znacznie później, że są to szczątki biskupa Henryka Fleminga zmarłego w 1300 roku. Imponującą kolekcję przedmiotów zebrał Czacki na Wawelu. Jednym z najbardziej znanych był tak zwany trzewik królowej Jadwigi, w rzeczywistości but koronacyjny młodego Zygmunta Augusta. Po śmierci Czackiego cała jego prywatna kolekcja została sprzedana do Puław. Różne eksponaty dostarczali księżnej Izabeli synowie, córki, mąż, krewni, przedstawiciele rodów magnackich skoligaconych lub zaprzyjaźnionych: Sieniawskich, Lubomirskich, Zamoyskich, Potockich, Sapiehów62. Darczyńcami bywali też cudzoziemcy. „Relikwie” Cyda i Chimeny oraz Abelarda i Heloizy wraz z atestami przysłał baron Vivant Denon. Darował też do Puław „paciorki Blanki Kastylijskiej, królowej francuskiej, matki świętego Ludwika, wzięte w jej grobie podczas rewolucji w Paryżu”, „wycisk gipsowy twarzy Henryka IV, zdjęty po jego śmierci”, „szkło od lampy danej przez Karola Wielkiego do katedry w Akwizgranie” i rozmaite pamiątki po Napoleonie63.
Izabela podczas swoich podróży własnoręcznie zbierała kwiaty, kamienie, strzępki tkanin będące pretekstem do wspominania miejsc i osób. W kaplicy w szwajcarskim Morat osobiście wyjęła zza krat „kość człeczą” – fragment szczątków jednego z żołnierzy burgundzkich walczących w piętnastym wieku pod wodzą księcia Karola Śmiałego ze Szwajcarami64, penetrowała też Wawel65. Od kapituły dostała z katedry chorągwie zdobyczne, strzemię Kara Mustafy, fragmenty trumien królewskich, a z zamku – słynne głowy wawelskie. Na wzgórzu w zrujnowanym przez Austriaków kościele Świętego Michała w roku 1803 prowadziła wykopaliska. Pisała:
(…) gruzami zawalony i z pokrycia odarty ten kościółek przez dwie zimy napełniał się deszczem, śniegiem, nawet i lodem. To wszystko tak zaskorupiało, że jak pierwszy raz weszłam, nic wśród gruzów rozeznać nie można było! Ciekawa, czyli by jakie się tam nie znajdowały nagrobki, prosiłam o pozwolenie, żebym mogła te gruzy wywieźć. Z początku bardzo pracowicie szła robota, dlatego że zimową porą i że śniegiem wszystko zmięszane i zamarzłe, trzeba było rąbać i podważać drągami. Po długiej pracy nagrobków nie znaleziono, ale we trzech ołtarzach trzy piękne odkryto obrazy66.
I dziś jeszcze jedno z dwóch dzieł, które zidentyfikowano (o trzecim nic nie wiadomo) – Zaśnięcie Matki Boskiej z około 1530 roku – jest perłą w kolekcji Czartoryskich.
Męża Izabeli Adama Kazimierza bawiły metody kolekcjonerskie żony. Razu pewnego w napisie na cennej hebanowej szkatułce w Świątyni Sybilli: „Pamiątki polskie zebrała Izabela z Flemingów Czartoryska”, dodał brylant nad „z”, tak że wyszło „żebrała”67. Innym razem dał hajdukowi swój stary kapeć i kazał zanieść żonie jako but Dżyngis-chana68. Księżna przechowywała „fragment łosiowego kaftana po królu szwedzkim Gustawie Adolfie”, który sama wycięła i przywiozła z wiedeńskiego arsenału69. Zdzisław Żygulski jun. potwierdził, że w przechowywanym aktualnie w Muzeum Historii Sztuki w Wiedniu kaftanie królewskim rzeczywiście brakuje czworokątnego kawałka.
Żądza kolekcjonerska Czartoryskiej była tak ogromna, że księżna niejeden raz posuwała się do kradzieży. Małżeństwo jej córki Marii z księciem wirtemberskim zbliżyło ją do pruskiego króla Fryderyka II. Pewnego razu odwiedziła go w jego mieszkaniu w Poczdamie w porze obiadowej. Zaciekawiona podeszła do stołu zapełnionego papierami.
Zbliżyłam się ku niemu i wzięłam pełne jeszcze atramentu pióro, którym on dopiero przed chwilą pisał. Ten to sam Fryderyk II rozszarpał ojczyznę moją. Był tylu naszych nieszczęść przyczyną, a ja brałam pióro jego jak drogą pamiątkę! (…) Nie mogę zamilczeć okoliczności, która wypadła z wzięcia przeze mnie tego pióra. Gdy w kilka dni potem byłam na obiedzie u dworu, król, przysunąwszy się do mnie, wymawiał mi żartobliwym sposobem, żem kradzież w jego pokoju popełniła. – Najjaśniejszy Panie – odpowiedziałam – ta kradzież nie może obrażać Waszej Królewskiej Mości, ponieważ musisz być bardzo znakomitą osobą i mieć sławę niepospolitą, żeby Polka tak ceniła twoje pióro. Roześmiał się na tę prawdę i nie miał co odpowiedzieć70.
Profesor Żygulski podkreślał jednak ważną rolę społeczeństwa w rozwoju tej pasji Izabeli: „To nie była jej prywatna mania, ale dzieło zbiorowe. Przyczyniła się do tego polska arystokracja i inteligencja. Tadeusz Czacki przekazał Izabeli to, co zostało ze zrabowanego przez Prusaków skarbca koronnego na Wawelu, między innymi bezcenne archiwum koronne, trofea składane przez królów na Wawelu, w tym chorągiew turecką spod Wiednia, czy sławne miecze grunwaldzkie Jagiełły, które w czasie powstania listopadowego przepadły. To był jego depozyt do tego skarbca narodowego. Taka była przecież intencja Izabeli (…)”71.
W roku 1800, gdy Adam Jerzy wynajduje dla matki „rudery” we Włoszech i kupuje panterę, dolne, ceglane piętro Świątyni Sybilli, niemal dwukrotnie większej od włoskiego pierwowzoru, już stoi na wysokiej skarpie. Ta część widoczna jest tylko od strony łachy wiślanej, gdzie krajobraz zadziwiająco przypomina okolice Tivoli. Aby osiągnąć ten efekt, Izabela kazała rozmieścić wokół budowli potężne głazy sprowadzone z daleka. Od tej strony znajduje się wejście do jedynego pomieszczenia (prawie piętnaście metrów średnicy, ponad dziesięć metrów wysokości) – mrocznej, okrągłej krypty z obejściem z filarów72.
Jest rok 1801. „Świątynia skończona już. Piękna jest bardzo, kiedy oczy na nią obrócę, nie mogę ich oderwać. Wszyscy ją podziwiają…” – pisze Czartoryska do Adama Jerzego73. Zachwycają się całe Puławy – „Polskie Ateny”: Jan Piotr Norblin, Jan Paweł Woronicz, Julian Ursyn Niemcewicz. Górna kondygnacja świątynki, wysoka na dwanaście metrów, o powierzchni trzydziestu sześciu i pół metra kwadratowego i wnętrzu oświetlonym tajemniczym światłem, ma od wschodu (jak w kościołach, gdzie prezbiteria umieszczane są od tej strony) półokrągłą niszę74. Górą obiega ją fryz z gryfów, w czaszy kopuły są prostokątne kasetony. W posadzce z białego marmuru zainstalowano nowoczesne jak na tamte czasy centralne ogrzewanie.
Zdzisław Żygulski jun. pisze:
Izabela zdawała sobie w pełni sprawę z wyjątkowego znaczenia zgromadzonych pamiątek i „relikwii”. Wiedziała, jak kruchy i delikatny jest materiał tych obiektów. Wszelkimi siłami starała się stworzyć system zabezpieczonego skarbca. Zdobyczne chorągwie – szczątki oryginalnych krzyżackich sztandarów spod Grunwaldu, wielkich rozmiarów chorągiew „Carów Szujskich” spod Kłuszyna oraz znacznych rozmiarów chorągiew wielkiego wezyra Kara Mustafy spod Wiednia – przekazane księżnej na podstawie formalnego dokumentu przez kanoników katedry krakowskiej, Czartoryska wystawiła w Świątyni Sybilli bez żadnej osłony, w niszy świątynnej naprzeciw wejścia, tuż za tak zwaną szkatułą królewską z rzeczywistymi pamiątkami po królach polskich, ustawioną – niczym na ołtarzu – na granitowym postumencie. Na ścianach Świątyni umieściła księżna panopliony75 utworzone z broni po sławnych hetmanach. Przeważająca liczba zebranych obiektów, wśród nich trofea wiedeńskie po hetmanie Mikołaju Hieronimie Sieniawskim, pamiątki po Żółkiewskim, Czarnieckim, po Kościuszce i księciu Józefie Poniatowskim, umieszczona została w dwóch kolosalnych, wykonanych na jej polecenie półokrągłych szafach z szufladami, które miały charakter skarbcowy. Szuflady zamykano na klucze pozostające pod opieką samej księżnej. Wybranych gości księżna osobiście oprowadzała po swoich muzeach, otwierając owe szafy i szkatułki. Niekiedy zastępował ją kustosz zbiorów w stroju polskim przy karabeli. Sale Świątyni Sybilli pomieścić mogły najwyżej kilkanaście osób76.
Ciekawe, że nie tylko kształt budynku, ale też niektóre przedmioty w nim pokazane nawiązywały do wróżb i przepowiedni. Fizycznym odzwierciedleniem mitologii sybillińskiej była „tak zwana Tarcza Wróżebna pochodząca z katedry wawelskiej – którą księżna Izabela umieściła w niszy naprzeciw wejścia, czyli w najświętszym miejscu Świątyni Sybilli – z wyobrażeniem Konstantyna pod znakiem krzyża odnoszącego zwycięstwo nad pogańskim konkurentem do tronu cesarskiego, Maksencjuszem. Tarcza Wróżebna, ofiarowana królowi Janowi III przed wyprawą pod Wiedeń, wywróżyła jego zwycięstwo. Ten sam cel przyświecał księżnej w gromadzeniu innych pamiątek zwycięstw”77.
Jakie to musiało być niesamowite przeżycie dla gości Puław: drobna Izabela dobiegająca już sześćdziesiątki kroczy po wysokich schodach do swojego kościoła pamięci! Wspomniany złocony klucz w kształcie kaduceusza – laski, którą Apollo wręczył Hermesowi jako przewodnikowi dusz do zaświatów – wróżący pokój, wkłada w zamek wielkich drzwi świątyni78. Tym przedmiotem o „potężnej magicznej sile otwiera polską »narodową pamięć« i przywołuje dusze bohaterów”79. W tajemniczym świetle trzy tysiące pamiątek, las rzeczy, wydziela „narodowy czad”. Izabela podchodzi do „ołtarza”, otwiera największą świętość – czarną szkatułę okutą złotem i wysadzaną brylantami, kryjącą resztki skarbca koronnego z Wawelu – i delikatnie wyjmuje z niej owe skarby, wymawiając głośno nazwy: kawałek sukni Zygmunta Augusta; fragmenty szat świętego Kazimierza i Zygmunta III; kawałek czaszki Zygmunta, syna Władysława IV; cztery gwoździe, golonka kawałek i kawałek spróchniałej trumny Anny Jagiellonki; puszka ze słoniowej kości z włosami Zygmunta I; wazeczka jaspisowa, którą królowa Bona dała do katedry warszawskiej; łańcuch złoty Marii Ludwiki; łańcuch złoty Jadwigi Królowej; włosy Konstancji, królowej polskiej i szwedzkiej. W ciszy rozlega się litania pięćdziesięciu „relikwii”80.
Nie każdy mógł dostąpić zejścia do podziemnej świątyni, tylko wybrańcy byli wpuszczani. Pogrążona w półmroku migotliwych lamp „sakralna krypta” poświęcona była narodowym bohaterom i pełniła dodatkowo tajemną funkcję – była miejscem posiedzeń loży masońskiej81. Wolnomularze, twórcy Konstytucji 3 maja czuli się tam bezpiecznie – książę i księżna Czartoryscy byli związani z tym ruchem. Ona należała do Loży Dobroczynności, gałęzi Loży Mopsa. Masońska była też symbolika krypty – obelisk wzniesiony na cześć przyjaciela i bohatera Izabeli księcia Józefa Poniatowskiego, stojący przed nim kupiony przez Adama Jerzego we Włoszech trójnóg z czarą, w której płonął ogień, i dwa fotele z brązu z oparciami w formie sfinksów.
Wychodząc z tych królewskich i bohaterskich „zaświatów”, gość puławski zapewne czuł się pokrzepiony tak intensywną dawką chwalebnej przeszłości zaserwowaną przez egzaltowaną księżną.
Była naprawdę niekiepską reżyserką i aktorką. W 1809 roku organizuje w Puławach dziwaczny muzealny happening, jakiego nie wymyśliłby sam Tadeusz Kantor. Naprzeciw oddziałom armii Księstwa Warszawskiego wkraczającym do miasta rusza osobliwa procesja:
„Przodem jechało dwunastu młodych ludzi na dzielnych koniach, w pancernych i husarskich stalowych zbrojach, z kopią lub proporcem w ręku. Za nimi postępowało pieszo kilkudziesięciu obywateli nowo oswobodzonej prowincyi, w narodowym stroju; nieśli buławy, pałasze i inne insygnia wojenne Zamojskich, Chodkiewiczów, Żółkiewskich, Czarnieckich hetmanów, marszałkowskie laski, kanclerskie pieczęcie, biskupie pastorały, zdobyte na Szwedach, Turkach i Tatarach chorągwie, buńczuki i inne łupy zwycięskie. Dalej młode, piękne i całe w bieli ubrane dziewice niosły na bogatych wezgłowiach pamiątki po panujących u nas Piastach, Jagiellonach, Wazach i obieralnych królach, a na ich czele hrabianki Matuszewicówna i Mirówna niosą włosy królowej Jadwigi wydobyte z jej grobu (…). O kilka kroków z tyłu szła poważnym krokiem Izabela z Flemingów Czartoryska, miała w ręku złoty klucz od Sybilli”82.
Tego dnia Czartoryska otwarła też drugi budynek muzealny – Dom Gotycki, w którego księdze wpisał się książę Poniatowski i jego żołnierze83. Na pomysł wybudowania domku wpadła już w 1800 roku. W grudniu pisała do Adama Jerzego we Włoszech:
Trzeba małego mieszkania dla dozorcy. Ten domek stanie na ustroniu, w głębi dzikiej promenady. Zbuduje się z rozmaitych szczątków, jakie tu pozbierałam. Mam je stąd: po Kazimierzach, Zygmuntach, Zamoyskich, gzymsy, orły, odrzwia itd. Mam je z Francji, dwie cegły z Bastylii, dwa kamienie z zamku Franciszka I i inne jeszcze. Mam je ze Szkocji i z Anglii. Otóż proszę Cię bardzo, ale bardzo, żebyś z tymi marmurami, które dla mnie kiedyś przyjdą, kazał na okręt wsadzić i jaką pamiątkę z Rzymu bądź z Kapitolu, bądź z Panteonu. Mój panie Adamie, proszę Cię o to bardzo, sprawisz mi nadzwyczajną przyjemność84.
Zbiory Czartoryskiej rosły i zamiast domku dozorcy Chrystian Piotr Aigner stworzył romantyczny pawilon, inspirowany między innymi słynnym Domem Gotyckim w Wörlitz i Arkadią nieborowską. Oryginalnym pomysłem Izabeli było urządzenie w budynku i na zewnątrz muzeum85. Pawilon nie był zbudowany od nowa, lecz stanowił przeróbkę wcześniejszej budowli barokowej z centralną owalną salą. Dwukondygnacyjny Dom z cegły i kamienia, z gankiem i balkonem, portykami od wschodu i zachodu został na zewnątrz pokryty kawałkami zabytków niczym szkatułka drogocennymi kamieniami. W jego mury wpasowano ułomki budowli polskich i zagranicznych, tworząc niezwykłe międzynarodowe lapidarium składające się z trzystu zabytków, między innymi rzymskich ruin, ale i na przykład kawałka okna z domu Wierzynka w Krakowie. A w podcieniach znalazły się dwadzieścia cztery głowy z sali poselskiej na Wawelu. Każda z dziewięciu ścian miała swoją nazwę w zależności od zabytków, które prezentowała: była więc ściana Kazimierza Wielkiego, Długosza, Rzymska, Cyda i Chimeny, Gostynińska, Boguty i Sędziwoja, Kościuszki, Litewska i Żółkiewskiego. Czartoryska nie byłaby sobą, gdyby nie sięgnęła po cytaty. Nad wejściem do budynku umieściła fragment z Eneidy: „Sunt lacrimae rerum et mentem mortalia tangunt” („I rzeczy płaczą łzami, a choć umarłe, chwytają za serce”)86. Z kolei w głównej sali na parterze, wspartej na jednej kolumnie, „pod herbami”, do dziś zresztą zachowanymi na ścianach, widnieje na belce stropowej inskrypcja: „Wszystkiemu, co los zmienia i co czas pożera, człowiek tkliwym wspomnieniem znikomość odbiera”. Do tej sali prowadził przedpokój, a przylegał do niej pokoik dozorcy. Kręcone kamienne schody wiodły na piętro, do Pokoju Zielonego, podpartego dwiema drewnianymi kolumnami połączonymi jakby balustradą. Przed dwustu laty miał on wyłożone zielonym jedwabiem ściany, bogaty fryz ze stiuku, piękne podłogi ułożone z różnych rodzajów drewna, kominek i wspaniałe zabytkowe witraże pochodzące z trzydziestu siedmiu zrujnowanych zabytkowych kościołów na terenie Belgii, między innymi ze sławnej kaplicy Karola Wielkiego w Akwizgranie87. Witraże były też na klatce schodowej i w przylegającym do zielonego pokoju gabinecie wyłożonym jedwabiem karmazynowym. Niemal wszystko przepadło. Dawne witraże zastąpiły ich nieciekawe wersje nowoczesne, zielony jedwab – zielona farba, oryginalną podłogę – współczesna z różnokolorowego drewna, i nawet kominek nie jest taki, jaki był. Zostały dwie kolumny połączone jakby balustradą, a z tyłu na ścianie – ślad po niedużym prostokątnym obrazie. I wszystkie pomieszczenia są dziś puste88.
Izabela szukała rzeczy, z którymi wiązały się anegdoty, i umiejętnie budowała z nich – jak byśmy dziś powiedzieli – instalacje. „Ubiór, w którym był chrzczony Jan Jakub Rousseau”, „nuty jego ręką pisane” umieściła obok dwóch miniaturowych portretów filozofa. Portret Marii Stuart dopełniały: „kawałek papieru jej ręką pisany”, „kawałki materii z jej łóżka, krzesła i obicia” oraz „kilka włosów Marii”.
W Domu Gotyckim nie zabrakło oczywiście obrazów. W gabinecie na piętrze zawisły najcenniejsze: opisane przez Izabelę jako „portret Rafaela przez niego samego malowany” (Portret młodzieńca Rafaela) i „widok burzy olejno malowany przez Rembrandta” (Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem). Natomiast w najbardziej zatłoczonym Pokoju Zielonym powstała prawdziwa galeria malarstwa. „Obrazy w liczbie ponad 50 rozmieszczono na ścianach swobodnie, jako że symetria rządząca prawami ekspozycji w Świątyni Sybilli nie wystąpiła już w romantycznym Domu Gotyckim”89. Znalazły się tam portrety rodzinne, między innymi teściów Izabeli: Augusta Aleksandra Czartoryskiego i Marii Zofii z Sieniawskich, jej ojca Jerzego Flemminga, podobizny różnych królów, książąt, bohaterów, kochanków, poetów, artystów. A pośród nich, prawdopodobnie w miejscu gdzie jest dziś jakby „duch” po obrazie, wisiał „obraz kobiety nazwanej La Belle Ferroniere, kochanki Franciszka I, króla francuskiego, malowany przez Leonarda da Vinci”. Wizerunek młodziutkiej kobiety „zwróconej nie wiadomo ku czemu i nie wiedzieć po co trzymającej białe zwierzątko”90. Tej, którą w 1490 roku malował artysta na dworze w zamku Sforzów w Mediolanie.