Ta książka to coś więcej niż opowieść o dysfunkcyjnej rodzinie skazanej na zagładę. To uniwersalne studium władzy oraz wnikliwy obraz epoki, która do dziś kształtuje Rosję.


Romanowowie przez ponad trzysta lat rządzili Rosją, wierząc, że władza absolutna jest ich świętym powołaniem.

Jak jedna rodzina mogła przekształcić zrujnowane wojną domową księstwo w największe imperium na świecie? I jak mogła to wszystko stracić?

Simon Sebag Montefiore tworzy intymne portrety ponad dwudziestu carów i caryc – postaci fascynujących i charyzmatycznych, dziwnych i odrażających, często bliższych szaleństwa niż geniuszu.

Odkrywa sekretny świat nieograniczonej władzy, intryg i okazjonalnej dyplomacji. Świat, w którym wspaniałe pałace, pełne przepychu bale i kultura, która zrodziła Puszkina, Czajkowskiego i Tołstoja, istniały obok pogromów, seksualnych ekscesów, tortur i morderstw.

Książka Simona Sebaga Montefiore To mistrzowska biografia najpotężniejszej dynastii czasów nowożytnych.

***

Ta książka nie ma być pełną historią Rosji ani jej gospodarki, dyplomacji czy wojskowości. Nie jest biografią Piotra Wielkiego czy Mikołaja II, anatomią rewolucji ani studium genealogicznym. Zagadnienia te opisano już znacznie lepiej niż tutaj. Tylko dwaj wielcy historycy, Amerykanin i Brytyjczyk, napisali historię całej dynastii i obaj uczynili to wspaniale. Profesor Bruce Lincoln, ekspert w dziedzinie wielkich reform, i nie tylko, napisał autorytatywne dzieło The Romanovs: Autocrats of All the Russias (Romanowowie. Samodzierżcy Wszechrusi), w którym dzieli narrację na rozdziały poświęcone polityce wewnętrznej i zagranicznej, przeplatając je ze sobą. Świętej pamięci profesor Lindsey Hughes jest z kolei autorką The Romanovs: Ruling Russia 1613–1917 (Romanowowie. Rządzenie Rosją 1613–1917), mistrzowskiej, zwięzłej monografii naukowej. Rekomenduję obie prace, ale moja książka jest pierwszą historią Romanowów, która łączy kwestie osobiste i polityczne w jedną opowieść, używając do tego celu materiałów archiwalnych oraz publikowanych opracowań.
Simon Sebag Montefiore

Simon Sebag Montefiore
Romanowowie 1613-1918
Przekład: Tomasz Fiedorek, Władysław Jeżewski
Wydawnictwo Znak Horyzont
Premiera: 15 stycznia 2024
 
 


WPROWADZENIE


Ciężka jest czapka Monomacha.
Aleksander Puszkin, Borys Godunow

Panować nad sobą to najwyższa władza.
Seneka, Listy moralne, 113

W Rosji najbardziej niebezpieczne jest okazywanie słabości.
Piotr Stołypin

Niełatwo być carem. Rosja jest trudnym krajem do rządzenia. Dwudziestu władców z dynastii Romanowów rządziło Rosją przez trzysta cztery lata, od 1613 roku do czasu zniszczenia caratu przez rewolucję w 1917 roku. Ich droga na szczyt zaczęła się w epoce Iwana Groźnego, a dobiegła końca w czasach Rasputina. Tragedia ostatniego cara skłaniała potem co bardziej romantycznie nastrojonych kronikarzy do twierdzeń, iż na Romanowach ciążyła jakaś klątwa, jednak w rzeczywistości byli oni najskuteczniejszymi budowniczymi imperium od czasów Mongołów. Jak obliczono, po objęciu tronu przez Romanowów w 1613 roku imperium rosyjskie powiększało się o 142 kilometry kwadratowe dziennie, to jest o ponad 50 tysięcy kilometrów kwadratowych rocznie. Pod koniec XIX wieku władało ono jedną szóstą powierzchni lądowej Ziemi i ciągle się rozszerzało. Romanowowie mieli we krwi budowanie imperium.
Pod pewnymi względami ta książka stanowi studium władzy absolutnej i traktuje o tym, w jaki sposób wypacza ona charakter jednostki, która ją sprawuje. Jest to także opowieść o miłości, małżeństwie, cudzołóstwie i dzieciach, ale różni się od innych tego typu historii – rody królewskie zawsze są wyjątkowe, gdyż władza zarówno wzbogaca, jak i zatruwa tradycyjne związki rodzinne: urok władzy praktycznie zawsze okazuje się silniejszy niż więzy pokrewieństwa. To opowieść o monarchach, ich rodzinach i członkach ich świty, ale także portret rosyjskiego absolutyzmu. Cokolwiek się sądzi na temat Rosji, jej kultura, dusza, istota zawsze były wyjątkowe, a wyjątkowość tę starała się uosabiać jedna rodzina. Nazwisko Romanowów nie oznaczało jedynie nazwy kolejnej dynastii wraz z towarzyszącym jej przepychem, ale było również symbolem despotyzmu, parabolą szaleństwa i arogancji władzy absolutnej. Od czasu cesarzy rzymskich żadna inna dynastia nie zajmowała tak ważnego miejsca w społecznej wyobraźni i kulturze. Dzieje władców Rzymu i rosyjskich carów w jednakowym stopniu pokazują mechanizmy funkcjonowania władzy, które pozostają tak samo aktualne wtedy i dziś. Nieprzypadkowo słowo „car” wywodzi się od „cezara”, zaś rosyjscy cesarze używali po prostu łacińskiej nazwy „imperator”.
Świat Romanowów był zdominowany przez rywalizację między poszczególnymi rodami, seksualne ekscesy i zdeprawowany sadyzm; w tym świecie nieznani osobnicy nagle podają się za cudem ocalałych następców tronu, którzy zmarli na długo wcześniej, carskie narzeczone są otruwane, ojcowie potrafią zatłuc synów na śmierć, synowie zabijają ojców, żony mordują mężów, człowiek uważany za świętego, chociaż otruty i zastrzelony, rzekomo powstaje z martwych, a zwykli cyrulicy i chłopi osiągają największe zaszczyty; w tym świecie władcy i możni kolekcjonują olbrzymów i „monstra”, karłami rzuca się niczym piłkami, całuje się ścięte głowy, wyrywa języki, chłoszcze aż do kości, wbija się na pal i zarzyna dzieci; można tu znaleźć oszalałe na punkcie mody nimfomańskie cesarzowe, lesbijskie ménage à trois oraz cesarza, który był autorem najbardziej erotycznej korespondencji, jaką kiedykolwiek napisała głowa państwa.
Jest to jednak również opowieść o imperium zbudowanym przez bezwzględnych zdobywców i błyskotliwych mężów stanu, którzy podbili Syberię i Ukrainę, wkroczyli do Berlina i Paryża; o cywilizacji szczycącej się wybitną kulturą i nadzwyczajnym pięknem, która wydała Puszkina, Tołstoja, Czajkowskiego i Dostojewskiego.
Wyjęte z kontekstu owe ekscesy wydają się tak pretensjonalne i dziwaczne, że surowi historycy akademiccy zazwyczaj wstydliwie je pomijają lub bagatelizują. Ostatecznie legenda Romanowów – podlana sosem hollywoodzkich filmów i seriali telewizyjnych – jest równie potężna i popularna co fakty historyczne. To dlatego ten, kto opowiada tę historię, musi być świadom narosłych wokół niej wątków melodramatycznych i mitologii, unikać teleologii – grożącej pisaniem historii wstecz – oraz zachowywać ostrożność w zakresie metodologii. Sceptycyzm ma kluczowe znaczenie, gdyż naukowe podejście wymaga nieustannej weryfikacji faktów i ich analizy. Jedną z korzyści historii narracyjnej jest jednak to, że każde kolejne panowanie ukazane we właściwym kontekście umożliwia nam przedstawienie ewolucji Rosji, jej autokracji i jej duszy. I w tych przejaskrawionych postaciach, wypaczonych przez samodzierżawie, jak w krzywym zwierciadle odbijają się typowe cechy ludzkiej natury.
O ile zadanie, jakie stanowiło sprawowanie władzy w Rosji, zawsze było niewdzięczne, o tyle rola rosyjskiego samodzierżcy wymagała istnego geniusza – a w większości rodzin można ich znaleźć bardzo niewielu. Karą za błąd była śmierć. „Władza w Rosji to autokracja ograniczana przez uduszenie” – kpiła Madame de Staël. Sprawowanie władzy było niebezpiecznym zajęciem. Sześciu z ostatnich dwunastu carów zostało zamordowanych – dwóch przez uduszenie, jeden zasztyletowany, jeden przy użyciu dynamitu i dwaj z broni palnej. W finałowej katastrofie 1918 roku zginęło osiemnastu Romanowów. Szczególną uwagę zwracam na każdą sukcesję, która zawsze stanowi najlepszy test stabilności reżimu. Jest w tym pewna ironia, iż obecnie, dwa wieki po tym, jak Romanowowie w końcu wydali dekret o następstwie tronu, rosyjscy prezydenci nadal sami wyznaczają swoich następców, tak jak kiedyś Piotr Wielki. Czy chodzi o pokojowe przekazanie władzy, czy o gwałtowne okresy przejściowe, te właśnie chwile skrajnego napięcia, gdy walka o przetrwanie wymaga rzucenia na szalę całej pomysłowości i uciekania się do każdej możliwej intrygi, pokazują prawdziwe fundamenty władzy.
Istotą caratu była projekcja majestatu i siły. Trzeba to było jednak połączyć z tym, co Bismarck – rywal i sojusznik Romanowów – określił mianem „sztuki osiągania tego, co możliwe, sztuki wyboru drugiej najlepszej możliwości”. Dla Romanowów sztuka przetrwania polegała na balansowaniu między poszczególnymi rodami, interesami i osobowościami zarówno na malutkim dworze, jak i w ogromnym imperium. Imperatorzy musieli dbać o zachowanie poparcia własnej armii, szlachty oraz administracji. Jeśli utracili wszystkie trzy, zazwyczaj oznaczało to dla nich utratę tronu, a w autokracji zwykle było to równoznaczne ze śmiercią. Oprócz zajmowania się zabójczymi rozgrywkami politycznymi władcy musieli emanować wewnętrzną, niemal zwierzęcą siłą. Skuteczny car mógł być srogi, pod warunkiem że był zawsze srogi. Władcy są często zabijani nie z powodu swojej brutalności, ale niekonsekwencji. Carowie musieli również budzić zaufanie i szacunek wśród dworzan, lecz nabożną cześć u chłopów, stanowiących dziewięćdziesiąt procent ich poddanych, którzy uważali ich za łagodnych, lecz surowych „ojczulków”. Masy chłopskie oczekiwały, że władcy będą srogo karać swych urzędników, bo przecież „car jest dobry”, a „bojarzy są źli”.
Władza ma zawsze charakter osobisty: jakiekolwiek studium poświęcone demokratycznemu przywódcy zachodniemu rządzącemu w naszych czasach, nawet w transparentnym systemie politycznym z krótkim okresem sprawowania kadencji, pokazuje, że to osobowości kształtują charakter rządów. Demokratyczni przywódcy często rządzą za pośrednictwem swoich zaufanych współpracowników, z pominięciem oficjalnych ministrów. Na każdym dworze władza jest czymś płynnym i zmiennym, tak jak ludzka osobowość. Wypływa ona ze źródła i do niego wpływa, lecz bieg tych strumieni nieustannie się zmienia i można go zmienić, a nawet odwrócić. W autokracji władza jest zawsze w ruchu, zmienna jak nastroje, relacje i otaczające warunki – zarówno osobiste, jak i polityczne – jednego człowieka oraz jego ogromnego i ludnego imperium. Wszystkie dwory działają w podobny sposób. W XXI wieku nowe autokracje panujące w Rosji i w Chinach mają wiele wspólnego z dawnym carskim samodzierżawiem. Rządzą nimi małe kliki gromadzące ogromne bogactwa, powiązane między sobą hierarchicznymi relacjami patron-klient i całkowicie zależne od kaprysów panującego.
W tej książce moim celem było podążanie śladem tej niewidzialnej, tajemniczej alchemii władzy, aby odpowiedzieć na zasadnicze dla sprawowania polityki pytanie, wyrażone lakonicznie przez mistrza walki o władzę Lenina: „kto kogo?”, czyli kto kogo kontroluje?
W autokracji cechy charakteru władcy ulegają wyolbrzymieniu; wszystko to, co jest osobiste, ma znaczenie polityczne i wszelka bliskość wobec władcy zmienia się we władzę, utkaną w złotą nić biegnącą od korony do każdego, kto jej dotknie. Istniały sprawdzone sposoby na pozyskanie sobie zaufania cara. Pierwszym była służba na dworze, w armii lub rządzie, a zwłaszcza odniesienie zwycięstwa militarnego; drugim było zagwarantowanie mu bezpieczeństwa – wszyscy panujący, nie tylko ci w Rosji, potrzebują niezastąpionego człowieka do brudnej roboty; trzeci miał charakter mistyczny – ułatwienie duszy imperatora dostępu do Boga; czwartym zaś i najstarszym ze wszystkich był seks, skuteczny zwłaszcza w stosunku do kobiet zasiadających na cesarskim tronie. W zamian carowie mogli nagrodzić swoich faworytów pieniędzmi, chłopami pańszczyźnianymi i tytułami. Carowie, którzy lekceważyli niepisaną umowę zawartą z dworem lub dokonywali dramatycznych zwrotów w polityce zagranicznej, wbrew woli możnych, a zwłaszcza dowódców wojskowych, ryzykowali, że zostaną zamordowani. Zabójstwo było jednym z nielicznych sposobów na wyrażenie protestu przez elity w systemie autokratycznym, w którym nie było formalnej opozycji. (Lud protestował, wzniecając chłopskie powstania, ale dla cara bliscy mu dworzanie stanowili znacznie większe zagrożenie niż odlegli chłopi).
Inteligentni carowie rozumieli, że nie ma żadnego rozdziału między ich życiem publicznym i prywatnym. Ich życie osobiste, rozgrywające się na dworze, było w nieunikniony sposób rozszerzeniem polityki: „Twoim przeznaczeniem – pisał rzymski historyk Kasjusz Dion o Oktawianie Auguście – jest żyć w teatrze, w którym widownią jest cały świat”. Lecz nawet na tym szczeblu prawdziwy proces podejmowania decyzji był zawsze niejasny, tajemniczy i oparty na zaufaniu władcy (tak jak to jest do dzisiaj na Kremlu). Nie sposób zrozumieć Piotra Wielkiego, nie analizując w równym stopniu znaczenia jego pijatyk z udziałem nagich karłów i prześmiewczych „papieży” wymachujących sztucznymi fallusami, co jego reform wewnętrznych oraz polityki zagranicznej. Niezależnie od tego, jak ekscentryczny był ten system, to jednak działał i pozwalał wypłynąć utalentowanym jednostkom. Może być pewnym zaskoczeniem, że dwaj spośród najbardziej utalentowanych ministrów carskich, Szuwałow i Potiomkin, zaczynali swe kariery od bycia kochankami cesarzowych. Kutajsow, turecki golibroda imperatora Pawła, zdobył sobie wpływy godne księcia. Historyk Romanowów musi przeanalizować nie tylko oficjalne dekrety i statystyki dotyczące produkcji stali, ale także miłosne związki Katarzyny Wielkiej i rozpustne wybryki Rasputina. Im potężniejsi stawali się ministrowie, tym bardziej samodzierżcy polegali na osobistych zausznikach.
Tego rodzaju praktyki w przypadku uzdolnionych władców sprawiały, że ich działania były tajemnicze, zaskakujące i budzące grozę, ale gdy tron obejmowały niekompetentne jednostki, władza pogrążała się w beznadziejnym chaosie. Powodzenie autokracji zależy całkowicie od wartości danej jednostki. „Tajemnica szlachectwa to zoologia” – pisał Karol Marks, mając na myśli odpowiedni dobór partnerów i partnerek, będący warunkiem przedłużenia danego rodu. W XVII wieku Romanowowie organizowali przeglądy młodych panien – swoiste konkursy piękności – żeby znaleźć sobie rosyjskie żony, ale już na początku XIX wieku wybierali żony z tego „europejskiego biura matrymonialnego”, jakim były niemieckie księstwa, dołączając w ten sposób do szerszej rodziny koronowanych głów Europy. Wychowanie prawdziwych polityków to jednak nie nauka. Ile rodzin wydało choćby jednego wyjątkowego przywódcę zdolnego sprawować rządy absolutne, nie wspominając już o dwudziestu pokoleniach monarchów, którzy obejmowali tron na skutek kaprysu biologicznej loterii i pałacowych intryg. Jedynie bardzo nieliczni, którzy sami obrali drogę kariery politycznej, są w stanie znieść wymagania i trudy tak wzniosłego urzędu, którego obsada była tak przypadkowa. Tymczasem car musiał być jednocześnie dyktatorem i generalissimusem, najwyższym kapłanem i „ojczulkiem”, co oznaczało, że potrzebował wszystkich tych cech, które wymieniał socjolog Max Weber: „daru uroku osobistego”, „cnoty prawowitości” i „władzy wiecznego wczoraj”, innymi słowy magnetyzmu, legitymacji władzy i tradycji. Poza tym wszystkim carowie musieli jeszcze być skuteczni i mądrzy. Car musiał budzić grozę i szacunek: w polityce śmieszność jest bowiem prawie tak samo niebezpieczna jak porażka.
Romanowowie wydali dwoje politycznych geniuszy – Piotra i Katarzynę, których nazwano Wielkimi – oraz kilku obdarzonych talentem i magnetyczną osobowością. Po brutalnym zamordowaniu cesarza Pawła w 1801 roku wszyscy następni carowie byli obowiązkowi i pracowici, a większość z nich była także charyzmatyczna, inteligentna i kompetentna. To stanowisko stało się jednak tak bardzo niewdzięczne dla zwykłego śmiertelnika, że już nikt z własnej woli nie walczył o tron; było to brzemię, które przestało sprawiać jakąkolwiek radość. „W jaki sposób jeden człowiek może rządzić [Rosją] i naprawiać wszelkie człowieka o zwyczajnych zdolnościach, takiego jak ja, ale nawet dla geniusza”. Marzył o tym, aby porzucić tron i osiąść na roli gdzieś nad Renem. Wszyscy jego następcy byli przerażeni koroną i jeśli tylko mogli, woleli unikać jej przyjęcia; kiedy już jednak zasiadali na tronie, musieli walczyć o życie.
Piotr Wielki rozumiał, że autokracja wymagała nieustannego sprawdzania i grożenia. Takie były – i są nadal – niebezpieczeństwa wiążące się z rządzeniem tym kolosalnym państwem przy pomocy osobistego despotyzmu bez jasno określonych zasad i granic, dlatego często trudno oskarżać władców Rosji o paranoję: skrajna czujność poparta gwałtowną przemocą była i jest ich naturalnym stanem. Wielu z nich mogło się podpisać pod słowami cesarza rzymskiego Domicjana, który (na krótko przed tym, jak został zamordowany) gorzko zażartował, że „wielu władców było nadzwyczaj nieszczęśliwych, ponieważ, gdy przepowiadali spiski, nikt im nie wierzył, dopóki nie zostali zabici”. Sam strach jednak nie wystarczał: nawet po zabiciu milionów ludzi Stalin narzekał, że nadal nikt go nie słucha. Rządzenie w autokracji wcale „nie jest takie łatwe”, stwierdziła kiedyś niezwykle inteligentna Katarzyna – „nieograniczona władza” to tylko złudzenie. Decyzje podejmowane przez jednostki często kierowały Rosję na całkiem nowe tory, chociaż rzadko w zamierzonym przez nie kierunku. Parafrazując pruskiego feldmarszałka Helmutha von Moltkego, można powiedzieć, że polityczne „plany rzadko przeżywają pierwsze spotkanie z wrogiem”. Na prawdziwy krajobraz polityki składają się przypadkowe zdarzenia, konflikty, różne osobowości i zwykłe szczęście, a wszystko to ograniczone jest klasycznym dylematem „armaty czy masło?”. Jak oznajmił kiedyś Katarzynie Wielkiej książę Potiomkin, największy ze wszystkich ministrów Romanowów, polityk nie może tylko reagować na nieprzewidziane sytuacje, musi „poprawiać wydarzenia”. Albo, jak to ujął Bismarck: „Zadaniem męża stanu jest wsłuchiwać się w kroki Boga idącego przez historię oraz próbować chwycić się poły Jego płaszcza, kiedy koło nas przechodzi”. Jakże często ostatni Romanowowie beznadziejnie i uporczywie próbowali powstrzymać pochód historii.
Zwolennicy rosyjskiego samodzierżawia byli przekonani, że tylko wszechpotężna jednostka pobłogosławiona przez Boga jest w stanie promieniować majestatem niezbędnym, aby pokierować i onieśmielić to wielonarodowe imperium oraz pogodzić ze sobą złożone interesy ogromnego państwa. Jednocześnie władca musiał być ucieleśnieniem świętej misji Cerkwi prawosławnej oraz dbać o to, aby naród rosyjski miał zapewnione wyjątkowe miejsce w dziejach świata. Ponieważ żaden człowiek nie mógł dokonać tego wszystkiego w pojedynkę, podstawową umiejętnością była sztuka delegowania zadań. Największy tyran wśród Romanowów Piotr Wielki miał niezwykły dar wynajdywania w całej Europie uzdolnionych ludzi, których następnie mianował swymi doradcami, nie zważając kompletnie na ich przynależność stanową lub pochodzenie etniczne. Nie było również dziełem przypadku, że Katarzyna Wielka promowała nie tylko Potiomkina, ale również Suworowa, najwybitniejszego rosyjskiego dowódcę wojskowego z czasów panowania Romanowów. Nawet Stalin, który sam był mistrzem w dobieraniu sobie podwładnych, stwierdził, że to właśnie był największy dar Katarzyny. Carowie starali się znaleźć ministrów zdolnych do rządzenia, jednak od samodzierżców zawsze oczekiwano, że będą rządzić sami: Romanow nie mógł nigdy mianować kogoś pokroju Richelieu lub Bismarcka. Imperatorzy musieli z jednej strony być ponad polityką, a z drugiej być przebiegłymi politykami. Nawet niespecjalnie utalentowany władca, jeśli mądrze kierował podwładnymi i korzystał z ich rad, mógł wiele osiągnąć, chociaż nowożytna autokracja wymagała równie misternego rozwiązywania złożonych zagadnień, jak dzisiejsza polityka w ustroju demokratycznym.
Niepisana umowa zawarta przez cara z ludem była charakterystyczna dla prymitywnej Rosji chłopów i szlachty, można tu jednak również dostrzec pewne podobieństwo do polityki Kremla w XXI wieku – dbanie o chwałę Rosji za granicą i bezpieczeństwo w kraju w zamian za przyzwolenie na rządy jednego człowieka i jego dworu oraz ich niemal nieograniczone bogacenie się. Ta umowa składała się z czterech głównych elementów religijnego, imperialnego, narodowego i militarnego. Jeszcze w XX wieku ostatni car nadal uważał się za patrymonialnego władcę rządzącego krajem jak osobistym majątkiem, na dodatek obdarzonego sankcją boską. Relacje władzy z Cerkwią ewoluowały w kolejnych stuleciach: w XVII wieku patriarchowie Cerkwi prawosławnej mogli jeszcze rzucać wyzwanie supremacji carów. Po tym, jak Piotr Wielki rozwiązał patriarchat, dynastia mogła jednak uważać się niemal za teokrację. Samodzierżawie zyskiwało uświęcony wymiar w chwili namaszczenia w czasie ceremonii koronacyjnych, które miały ustanawiać transcendentne połączenie między Bogiem i człowiekiem. Tylko w Rosji to aparat państwowy, tworzony przez ponurych drobnych funkcjonariuszy, sam niemal stał się świętością. To jednak również miało nastąpić dopiero z czasem. Chociaż carat opierał się głównie na dziedzictwie bizantyńskim i tatarskim, w XVI wieku władcy moskiewscy niczym się nie wyróżniali na tle innych monarchów europejskich, czerpiąc swą charyzmę ze średniowiecznej chrystologii królewskiej. Lecz w odróżnieniu od reszty Europy w Rosji nie rozwinęły się niezależne zgromadzenia stanowe i instytucje przedstawicielskie, a średniowieczne porządki trwały znacznie dłużej – aż do XX wieku, kiedy sprawiały już dziwacznie przestarzałe wrażenie, nawet w porównaniu z dworem niemieckich kajzerów. Ta mistyczna misja, służąca aż do 1917 roku za uzasadnienie dla panowania Romanowów, w dużym stopniu tłumaczy upór ostatniego cara Mikołaja i jego żony Aleksandry. Legitymację dla samodzierżawia stanowiło nieustannie się rozszerzające, wielowyznaniowe i wielonarodowe imperium, jednak w późniejszym okresie rosyjskiego, co jednak nie przeszkadzało im występować jednocześnie w roli obrońców całej Słowiańszczyzny. Im bardziej hołubili rosyjski nacjonalizm, tym bardziej prześladowali jednak wielką rzeszę nierosyjskich narodów zamieszkujących ich państwo, takich jak Polacy, Gruzini, Finowie i zwłaszcza Żydzi. Jak mówił rabin w Skrzypku na dachu: „Boże, błogosław cara i trzymaj go jak najdalej od nas”.
Owa sprzeczność pomiędzy imperium i narodem była źródłem wielu trudności. Dwór Romanowów stanowił połączenie rodzinnego majątku ziemskiego, zakonu rycerskiego prowadzącego prawosławną krucjatę i sztabu wojskowego. Taka charakterystyka przynajmniej częściowo tłumaczy płomienny zapał i agresywność reżimów będących następcami Romanowów, czyli Związku Sowieckiego oraz obecnej Federacji Rosyjskiej.
Nawet w epoce przedindustrialnej plan zajęć cara był przepełniony religijnymi ceremoniami i przeglądami wojskowymi, nie wspominając już o walkach między poszczególnymi koteriami i kłótniach rodzinnych, co pozostawiało bardzo niewiele czasu na rozmyślania o sposobach rozwiązania złożonych problemów. Nawet dla urodzonego polityka przetrwanie pięcioletniej kadencji jest poważnym wyzwaniem, nie wspominając już o dożywotnim sprawowaniu władzy, a trzeba pamiętać, że wielu carów panowało ponad ćwierć wieku. Biorąc pod uwagę fakt, iż większość pochodzących z wyboru przywódców krajów demokratycznych odchodzi od zmysłów, zanim jeszcze upłynie dziesięć lat ich rządów, trudno się dziwić, że carowie władający swym krajem przez wiele dziesięcioleci byli wyczerpani i dawali się zwodzić. Zdolność cara do podejmowania właściwych decyzji była również ograniczona przez informacje, jakie przekazywali mu członkowie jego świty: wszyscy monarchowie narzekali, że otacza ich zasłona kłamstw, jednak im dłużej rządzili, tym bardziej wierzyli w to, co chcieli usłyszeć. „Uważaj, abyś się nie scezarzył, abyś się nie zaraził”* – przestrzegał Marek Aureliusz, jednak łatwiej było to powiedzieć, niż zrobić. Z czasem wymagania rosły. Trudniej było zarządzać imperium w czasach kolei żelaznych, telefonów i pancerników niż w epoce koni, armat i garłaczy. Chociaż jest to studium jednoosobowej władzy, zbytnie skupienie się na kwestiach osobistych przesłoniłoby działania potężnych sił historii, moc idei czy skutki pojawienia się stali, dynamitu i silnika parowego. Postęp techniczny zwiększył jeszcze wyzwania, z jakimi musiało się zmierzyć zakorzenione w średniowieczu samodzierżawie.
Kiedy czyta się o chaotycznym dryfowaniu i kapryśnej dekadencji słabych carów z końca XVII wieku oraz o hedonistycznych imperatorowych wieku XVIII, historyk (jak również czytelnik tej książki) musi postawić pytanie: w jaki sposób Rosja odnosiła tyle sukcesów, będąc tak kiepsko rządzona przez tak groteskowe potrafił funkcjonować. „Bóg jest w niebie, a car daleko” – mówili chłopi, którzy w swoich odległych wioskach niezbyt przejmowali się wydarzeniami w Petersburgu i niewiele ich one obchodziły, dopóki istniała jakaś władza. Symbolem trwałości tej władzy była właśnie dynastia Romanowów, która stanowiła jedynie wierzchołek i fasadę politycznego systemu powiązań rodzinnych oraz osobistych, rywalizujących lub współpracujących ze sobą w rządzeniu państwem w charakterze pomniejszych partnerów tronu. Ten system był elastyczny. Kiedy tylko car się żenił, rodzina jego żony dołączała do jądra władzy, zaś carowie promowali utalentowanych faworytów, zwycięskich generałów i kompetentnych cudzoziemców, zwłaszcza książąt tatarskich, nadbałtyckich Niemców oraz szkockich jakobitów. Wprowadzali oni powiew świeżości do tego sanktuarium wzajemnych powiązań, zapewniając samodzierżawiu bazę społeczną, która walnie przyczyniła się do tego, że Rosja była tak potężnym mocarstwem.
Sercem imperium był sojusz zawarty przez Romanowów ze szlachtą, która potrzebowała wsparcia władcy do zapewnienia sobie kontroli nad majątkami ziemskimi i pańszczyźnianymi chłopami. Poddaństwo chłopów stanowiło fundament tego partnerstwa. Ideałem samodzierżawia był układ, w którym Romanowowie cieszyli się władzą absolutną i powiększali chwałę imperium, a szlachta bez niczyjej ingerencji rządziła swymi majątkami ziemskimi. Car był największym posiadaczem ziemskim w Rosji, dlatego monarchia rosyjska nigdy nie stała się zabawką w rękach szlachty, jak to miało miejsce w Anglii i Francji. Członkowie blisko powiązanych ze sobą rodów szlacheckich służyli w administracji, na dworze i przede wszystkim w klasycznej dynastyczno-arystokratycznej armii. Ta ostatnia rzadko podważała władzę cara, stając się raczej efektywną machiną imperialnej ekspansji i spoiwem państwa, które łączyło szlachtę i chłopstwo pod sztandarem potężnej ideologii cara, Boga i narodu. Ponieważ Romanowowie doszli do władzy w czasach „wielkiej smuty” (1603–1613), czyli wojny domowej rozdzierającej kraj, ich reżim od samego początku miał charakter militarny. Nieustanne wojny z Polakami, Szwedami, Turkami, Brytyjczykami, Francuzami i Niemcami oznaczały, że autokracja rozwijała się jako militarne centrum dowodzenia, które mobilizowało do walki własną szlachtę i nieustannie pozyskiwało z Zachodu nową technikę wojskową. Korona i szlachta żerowały na pańszczyźnianych chłopach, którzy płacili podatki, dostarczali zboże i służyli w wojsku. Dzięki temu armia rosyjska była znacznie tańsza w utrzymaniu niż w innych krajach europejskich. Sukces, jaki odnieśli Romanowowie na polu jednoczenia kraju, oraz ogromny strach przed wybuchem kolejnego chaosu wewnętrznego oznaczały, że nawet gdy jakiś car został zamordowany, monarchia była generalnie bezpieczna i zawsze mogła liczyć na wsparcie szlachty, z rzadkimi wyjątkami w latach 1730, 1825 i 1916–1917. Poza tymi wyjątkowymi przypadkami Romanowowie i członkowie ich otoczenia zgodnie współpracowali w świętym, prestiżowym i zyskownym przedsięwzięciu, jakim było odpieranie obcych inwazji i budowanie własnego imperium. Dlatego ta książka nie jest tylko opowieścią o Romanowach, ale także o innych rodach – Golicynach, Tołstojach i Orłowach.
Ogniwem łączącym koronę z elitą w ramach owego sojuszu był dwór, istny sezam z nagrodami i zaszczytami, teatr przepychu i majestatu, gdzie rzekomo lekkomyślne cesarzowe nadzwyczaj zręcznie potrafiły manipulować chełpliwymi magnatami. Ten partnerski układ rozkwitał aż do wojny krymskiej w połowie XIX wieku, gdy stary reżim został zmuszony tak czy inaczej przekształcić się w zdolne do egzystowania nowoczesne państwo. Walka poza granicami kraju zmuszała imperium Romanowów do wyczerpującej geopolitycznej rywalizacji z Wielką Brytanią, Niemcami, Japonią i Ameryką, które bogactwem i rozwojem technologicznym dalece wyprzedzały Rosję. Kolosalny potencjał kraju mógł zostać uwolniony tylko przez zmianę formy posiadania ziemi przez chłopów, przez ryzykowną industrializację finansowaną z zachodnich kredytów, rozszerzenie udziału społeczeństwa we władzy oraz rozmontowanie skorumpowanej i represyjnej autokracji, czyli coś, do czego dwaj ostatni Romanowowie – Aleksander III i Mikołaj II – nie byli zdolni z przyczyn ideologicznych. Stanęli oni w obliczu prawdziwej łamigłówki: jak zachować ogromne terytorium, czerpiąc siłę proporcjonalną do ich imperialnych pretensji z zacofanego społeczeństwa. W razie niepowodzenia groziła im utrata legitymacji władzy wewnątrz kraju. A im więcej porażek notowali w polityce wewnętrznej, tym mniejszą rolę odgrywało ich imperium na arenie międzynarodowej. Gdyby zdecydowali się na blef i pomimo to zostali zmuszeni do odkrycia kart, do wyboru mieliby już tylko upokarzający odwrót lub wojnę, która groziła rewolucyjną katastrofą.
Niewykluczone, że Piotr lub Katarzyna zdołaliby się uporać z problemami rewolucji i wojny światowej, z którymi na początku XX wieku musiał zmagać się Mikołaj II. Niefortunnym zrządzeniem losu w obliczu tego największego kryzysu imperium stanął jednak najmniej uzdolniony i najbardziej ograniczony umysłowo, a przy tym najbardziej pechowy z Romanowów. Nie dosyć, że Mikołaj mylił się w ocenie ludzi, to jeszcze nie był skory do delegowania komukolwiek władzy. Kiedy sam nie mógł wywiązać się ze swej roli samodzierżcy, używał swojej władzy, żeby nie dopuścić do tego, aby ktokolwiek go wyręczył.
Dokładnie te same stare metody rządzenia krajem, które aż do połowy XIX wieku przynosiły Rosji tak ogromne sukcesy, z czasem coraz bardziej utrudniały jakiekolwiek zmiany. Tak jak radykalną i morderczą kulturę Związku Sowieckiego można zrozumieć tylko poprzez marksistowsko-leninowsko-stalinowską ideologię, tak samo trajektorię ostatnich Romanowów, często dziwaczną, zwariowaną i autodestrukcyjną, da się pojąć jedynie poprzez ideologię świętego samodzierżawia. Autokracja w końcu wypaczyła charakter monarchii rosyjskiej, stając się celem samym w sobie i główną przeszkodą w efektywnym zarządzaniu nowoczesnym państwem: niemożliwy do rozwiązania okazał się problem, w jaki sposób przyciągnąć zdolnych polityków i rozszerzyć ich udział w reżimie, nie pozbywając się przy tym jego przestarzałych filarów – elit i cerkwi – tego świata „ikon i karaluchów”, jak to określił Trocki.
Ostatecznie, jak to pokazała epoka wielkich dyktatur lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku oraz nowe autokracje z początku XXI wieku, nowoczesność i autorytaryzm wcale nie są ze sobą sprzeczne – nawet w dzisiejszym świecie internetu i całodobowych programów informacyjnych. To charakter caratu i rosyjskiego społeczeństwa sprawiły, że ten system przestał działać. Rozwiązania jednak nie były tak proste, jak wydają się teraz, z perspektywy czasu, powiększonej jeszcze przez naszą pełną samozadowolenia przewagę Zachodu. Reformator Aleksander II na własnej skórze przekonał się, że Marek Aureliusz miał rację, pisząc: „Królewska to rzecz czynić dobro, a wysłuchiwać kalumni”.
Zachodni historycy krytykują dwóch ostatnich carów za to, że z dnia na dzień nie wprowadzili demokracji. Równie dobrze może to być jednak złudzenie, gdyż tak radykalna operacja mogła po prostu zabić pacjenta, i to znacznie wcześniej, niż nastąpiło to w rzeczywistości.
Koniec dynastii Romanowów był niebywale okrutny i często przedstawia się go jako nieunikniony. Warto jednak pamiętać, że rosyjska monarchia była tak silna, iż Mikołaj II rządził przez dwadzieścia dwa lata – przez pierwsze dziesięć nawet dość udanie – zdołał przetrwać wojnę, rewolucyjny ferment oraz trzy lata wojny światowej. Rewolucja lutowa 1917 roku obaliła monarchię, ale los rodziny wcale nie był przesądzony. Lecz nawet gdy w październiku, siedem miesięcy po abdykacji, Romanowowie wpadli w ręce bolszewików, Lenin rozważał różne rozwiązania, zanim zdecydował się na okrutną zbrodnię: zamordowanie rodziców i ich niewinnych dzieci. W historii nic nie jest nieuniknione. Ta masakra oznacza koniec dynastii i naszej opowieści, ale na tym nie kończy się ta historia. Dzisiejsza Rosja pobrzmiewa echami swej historii. Nawet kości Romanowów są przedmiotem intensywnych kontrowersji politycznych i religijnych, zaś tereny będące przedmiotem ich imperialnych zainteresowań – od Ukrainy po kraje bałtyckie, od Kaukazu po Krym, od Syrii i Jerozolimy po Daleki Wschód – nadal są polem aktywnych działań Rosji. Skąpane we krwi, kapiące złotem, wysadzane brylantami, romantycznie awanturnicze, poruszające i pechowe wzloty oraz upadki Romanowów pozostają nie tylko fascynujące, ale i pouczające, zarówno w swym ludzkim, jak i strategicznym wymiarze. To kronika opowiadająca o ojcach i synach, megalomanach, potworach i świętych.

 
Wesprzyj nas