„Nomadzi” są niezwykłą opowieścią o tym, czego my, ludzie miast, nauczyliśmy się od ludzi drogi, dlaczego wyruszamy w podróż i lubimy wracać do domu. To także refleksja nad mobilnością i otwartością kulturową – fundamentami dalszego rozwoju ludzkości.


Znaczna część świata, kultury i cywilizacji została ukształtowana przez nomadów. Nawet po tym, gdy niektóre grupy osiadły w miastach – Uruk, Babilonie czy Chang’an – wiele ludów nadal wiodło tułacze życie poza kartami historii. Co o nich wiemy?

Anthony Sattin przedstawia pasjonującą historię nomadów: począwszy od rewolucji neolitycznej, poprzez dzieje koczowniczych imperiów Arabów i Mongołów, rozwój Jedwabnego Szlaku oraz dobę kolonializmu, na XXI wieku kończąc.

To wędrowcy, siedem tysięcy lat przed wzniesieniem piramid, zbudowali pierwsze monumentalne kamienne budowle, takie jak Göbekli Tepe. Udomowili konie i skonstruowali łuk kompozytowy. Umiłowali poezję, fascynowali się nauką, a przyrodę darzyli szacunkiem. Ich działalność handlowa doprowadziła do kulturalnego rozkwitu w Eurazji i przyczyniła się do narodzin europejskiego renesansu.

***

Książka, która powstała z idealistycznej miłości do bezkresnych przestrzeni, relacji człowieka z naturą i… koni. Porusza aktualny w nauce temat konfliktów między światami rolników i koczowników w starożytności i później. Konfliktów, z których część trwa nadal w XXI wieku. Pobrzmiewają tu echa Nomadland Jessiki Bruder, choć w kontekście ludów rdzennych.
Dr hab. Radosław Palonka, prof. UJ

Żarliwa obrona wolności, swobody przemieszczania się i migracji, romantyczny hołd dla niezależności oraz dla życia w harmonii z rytmami natury.
Marc David Baer, autor The Ottomans

Znakomity, pobudzający wyobraźnię tekst, w którym osobiste doświadczenie splata się z epicką panoramą historyczną. Świetna lektura.
Jerry Brotton, autor albumu Słynne Mapy. Arcydzieła Światowej Kartografii

Nomadzi to skłaniające do zadumy, liryczne, a przy tym przekrojowe studium dziejów ludzi, których Anthony Sattin nazywa „naszą wędrowną drugą połową”. Jest to ważna, wnikliwa i świetnie napisana książka.
William Dalrymple, autor książki Dziewięć żywotów. Na tropie świętości we współczesnych Indiach

Byłem pod ogromnym wrażeniem zręczności i lekkości, z jakimi autor przekazuje ogrom wiedzy na temat kultury nomadów. Jest to doprawdy znakomita książka.
Roland Philips, autor książki A Spy Named Orphan

Nomadzi Anthony’ego Sattina roztaczają przed nami rozległą panoramę nomadyzmu, który kształtował przeszłość i którego przejmujące echo pobrzmiewa w naszej teraźniejszości.
Colin Thubron, autor książki Cień Jedwabnego Szlaku

Książka oszałamia bogactwem odniesień do literatury, historii i antropologii. Prawdziwa gratka dla każdego ciekawego świata podróżnika, również takiego, który nie rusza się z fotela.
„Kirkus Reviews”

Piękna książka o zniewalającym rytmie narracji, poruszająca lekcja o korzeniach naszego współczesnego, poszatkowanego granicami świata.
„The Times”

Anthony Sattin jest brytyjskim dziennikarzem, podróżnikiem i cenionym autorem książek, w tym takich uznanych pozycji, jak The Gates of Africa i Lifting the Veil. Jego zainteresowania skupiają się głównie na historii i kulturze Bliskiego Wschodu oraz Afryki. Jest członkiem Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, współpracuje z czasopismem „Geographical”.

Anthony Sattin
Nomadzi. Wędrowni twórcy cywilizacji
Przekład: Barbara Gutowska-Nowak
Seria: Historiai
Wydawnictwo Bo.wiem
Premiera: 17 października 2024
 
 

Temudżyn

Powiadano, że jego lud wywodził się od płowej łani i szarego wilka, a zanim przeniósł się do rozległej, otoczonej górami doliny na wschodnich stepach Eurazji, mieszkał za wielką wodą. Powiadano, że on sam został poczęty, gdy promień boskiego światła padł na brzuch jego matki, i że przyszedł na świat z grudką zakrzepłej krwi w zaciśniętej dłoni. Ale oprócz mitu o niepokalanym poczęciu mamy także dane historyczne. Wiemy, że urodził się około 1162 roku. W tamtym okresie trwały wyprawy krzyżowe, Thomas Becket był arcybiskupem Canterbury, Anglicy okupowali Bretanię, a Fryderyk Barbarossa właśnie złupił Mediolan, kazał zniszczył tamtejsze budynki użyteczności publicznej i rozebrać ufortyfikowane mury miejskie. Pierwsze lata życia Temudżyna, podobnie jak większa część reszty, owiane są legendą. Nie sposób stwierdzić, czy rzeczywiście jako noworodek ściskał w dłoni grudkę zakrzepłej krwi, ale w tamtych czasach powszechnie uważano to za znak, że w przyszłości taka osoba dokona podbojów, podczas których dojdzie do przelewu krwi.
Znamy jednak kilka faktów. Nadano mu imię Temudżyn, to znaczy „kowal”, dość popularne wśród nomadów, których uczono jazdy konnej, kiedy tylko nauczyli się chodzić, i strzelania z łuku, kiedy tylko nauczyli się trzymać w siodle. Jego lud kultywował tradycję aranżowania małżeństw, na długo zanim narzeczeni osiągnęli wiek, w którym mogli wziąć ślub, zwłaszcza jeśli taki związek zapewniał plemieniu wymierne korzyści. Legenda głosi, że kiedy dziewięcioletniego Temudżyna wysłano do rodziny jego narzeczonej Borte, przyszłemu teściowi przyśnił się sokół, który ściskał w szponach słońce i księżyc. Szamani zinterpretowali ów sen jako zapowiedź, że Temudżyn będzie władał światem. Przepowiednie jednak nie zawsze się spełniają, a ta musiała się wydawać nieprawdopodobna, tym bardziej że niebawem ojciec chłopca został zamordowany przez wrogów, a stada owiec i koni należące do jego rodziny rozkradziono. Temudżyn wrócił do rodzinnego domu, następnie przez lata żył w nędzy i poniżeniu.
Podobno krótko po śmierci ojca został schwytany i zakuty w dyby, które miały mu uniemożliwić ucieczkę i zemstę za upokorzenie. Udało mu się jednak uciec w góry, gdzie przetrwał dzięki sokołowi, który przynosił mu pożywienie. Przy życiu utrzymywało go także pragnienie zemsty, bo właśnie tam, pośród gór, przysiągł sobie, że przywróci swojej rodzinie majątek i dobre imię.
W 1178 roku Temudżyn mógł wreszcie poślubić swoją narzeczoną Borte, choć oboje byli jeszcze nastolatkami. Niestety, krótko po ślubie Borte została uprowadzona przez inne plemię nomadów. Temudżyn opłakiwał jej utratę przez osiem miesięcy, jego łoże „stało puste”, jak zapisano w kronice Mongołów, a żal „rozdzierał” jego pierś. Od tego momentu jego historia zaczyna się rozwijać zgodnie z teorią rozkwitu i upadu dynastii autorstwa Ibn Chalduna. Temudżyn zgromadził wokół siebie grupę zwolenników, by razem z nimi odbić Borte i sprowadzić ją do domu. Ludzie ci obwołali go swoim chanem, a ich oddanie stało się zalążkiem asabijji. W 1186 roku życie dwudziestoczteroletniego Temudżyna zatoczyło krąg: żona urodziła mu kilku synów, zabił wodza nomadów, który go upokorzył, a jego asabijja była coraz silniejsza.
Okazał się dobrym wodzem, awansował bowiem tych, którzy mu wiernie służyli, nagradzał każdego, kto był wobec niego lojalny, niezależnie od statusu społecznego, pochodzenia i wyznania, był także surowy wobec tych, którzy jego zdaniem zasługiwali na karę. Ponadto znał się na ludziach, umiał ich sobie zjednywać i potrafił docenić znakomitego wojownika. Kiedy więc pewien łucznik z wrogiego plemienia o mało go nie zabił swoją strzałą, Temudżyn kazał go schwytać i przyprowadzić przed swoje oblicze. Mężczyzna spodziewał się, że zostanie stracony, że oprawcy obedrą go żywcem ze skóry albo zaszyją mu usta i nos i wrzucą do rzeki. Zamiast tego Temudżyn uczynił go jednym z najbardziej zaufanych doradców. Łucznik odwdzięczył mu się za zaufanie: został jednym z najwybitniejszych i najwierniejszych generałów stepowej armii chana.
Temudżyn, tak hojny dla przyjaciół, był jednak przerażająco niebezpiecznym przeciwnikiem, zajadłym w boju – choć nie zawsze zwyciężał – i niezmordowanym w dążeniu do zemsty. Potrafił miesiącami ścigać wrogów i przemierzać wielkie odległości, by pozbawić ich życia. Po dwudziestu latach od dnia, w którym Temudżyn został chanem swego plemienia, dzięki umiejętnemu wykorzystaniu sprytnych sojuszy, nieprzerwanych krwawych kampanii, własnego władczego usposobienia, mądrych rad Borte, bezwzględności, wyczucia czasu i okresu wyjątkowo ciepłej, deszczowej aury na mongolskich stepach – władał 2 milionami ludzi. Byli to w większości migrujący nomadzi, którzy swe działania zawsze podporządkowywali dwóm siłom: więzi plemiennej i doraźnemu sojuszowi. Temudżyn zaraził ich nieposkromioną ambicją i zaszczepił w nich nową, panmongolską tożsamość.
Były to mocne fundamenty, na których opierała się ich asabijja. Po zjednoczeniu mongolskich plemion (a przynajmniej po poskromieniu opozycji) słowo Temudżyna stało się prawem w pasie Azji Środkowej o długości półtora tysiąca kilometrów – od Chin na wschodzie po Kazachstan na zachodzie – i szerokości tysiąca kilometrów – od jeziora Bajkał do pustyni Gobi.
W 1206 roku, zwanym Rokiem Tygrysa, Temudżyn umocnił swoją pozycję, zwołując kurułtaj. Kurułtaje, organizowane regularnie wielkie zjazdy „ludów mających wojłokowe jurty”45, były okazją do spotkań, podczas których mongolskie plemiona rozstrzygały spory bez rozlewu krwi, ustanawiały nowe prawa, układały plany na przyszłość i, tak jak tym razem, obierały nowego przywódcę. Kurułtaj z 1206 roku odbył się w duchowej kolebce plemienia, w pobliżu źródła rzeki Onon, w miejscu, gdzie dziś zbiegają się granice Rosji, Mongolii i Chin. To przepiękny fragment surowej tajgi: powietrze jest czyste jak kryształ, wieją przenikliwe wiatry, a zbocza dolin porośnięte są syberyjskimi modrzewiami i sosnami. Tam właśnie wychowywał się Temudżyn, a jego matka, barwnie opisana w kronikach Mongołów, szukała pożywienia w leśnym poszyciu:
nacisnąwszy na czubek głowy czepek i krótko się podpasawszy biegała w górę i w dół Ononu, zbierała różne jagody i dzień, i noc zapychała gardła swych dzieci46.
Teraz zaś czterdziestoletni Temudżyn, który powrócił do krainy swego dzieciństwa, rozbił tu biały namiot i ustawił przed nim białą dziewięcioramienną chorągiew, przemienił się z wodza swego plemienia i wszystkich Mongołów w przyszłego cesarza świata. Został ogłoszony Czyngis-chanem. Dokładne tłumaczenie tego tytułu jest wciąż kwestią sporną – może on oznaczać srogiego, surowego przywódcę albo najwyższego władcę wszystkich ludów – ale wymowa aktu jego mianowania była tak samo oczywista jak to, że sokół rozpoznał w tym mężczyźnie przyszłego Czyngis-chana, człowieka zesłanego przez bogów, by panował nad światem.
Przez kilka następnych tygodni Czyngis-chan odnawiał więzi rodzinne i plemienne, „policzył swoich żołnierzy i podzielił ich na mingany – oddziały po tysiąc żołnierzy – i wyznaczył dowódców minganów”47, podzielił swoich wojowników na dziewięćdziesiąt dziewięć oddziałów po tysiąc w każdym, nagradzał tych, którzy go wspierali, i rozważał kierunki działania w nadchodzących latach. Do tamtej pory Mongołowie tworzyli zamkniętą społeczność i angażowali się w lokalne konflikty tylko wtedy, jeśli było to absolutnie konieczne. Teraz, kiedy stali się regionalną potęgą, Czyngis-chan nakreślił dalekosiężny i starannie przemyślany plan ekspansji ich imperium. Mieli rozszerzyć panowanie na cały świat, wyprawiając się najpierw na wschód, a później na zachód. Ich ekspansja zapoczątkowała jeden z okresów najsilniejszego oddziaływania nomadów na kształt świata.
Co skłoniło Czyngis-chana do zerwania z mongolską tradycją i opuszczenia ojczystego regionu? Czemu nie chciał się zadowolić podbojem Azji Środkowej, która była dość wielka, by zaspokoić ambicje większości władców? Zachodni historycy porównują ten punkt zwrotny w życiu Czyngis-chana z decyzją Cezara o kontynuowaniu marszu na północ, w głąb Galii, a następnie do Anglii, albo z decyzją Hitlera o wkroczeniu do Czechosłowacji i Polski. Z tej perspektywy można interpretować zamysł Czyngis-chana jako manewr polityczny podyktowany pragnieniem zapewnienia imperium większych dochodów albo powiększenia jego zasobów. Plan Czyngis-chana nie był jednak tylko kaprysem plemiennego przywódcy, który boi się tego, co się stanie, kiedy zrezygnuje z dalszej ekspansji. W powszechnym przekonaniu Mongołów ich wódz nie zdecydował samodzielnie o wyborze takiej, a nie innej drogi. Powierzono mu uświęconą misję; jej realizacja była nie tylko zwykłym wypowiedzeniem wojny, lecz także wypełnieniem woli Tengriego, Boga Błękitnego Nieba, Ojca Nieba.
Czyngis-chan, Hun Attyla, który żył osiemset lat wcześniej, i Tamerlan, który urodził się sto siedemdziesiąt lat później, to chyba jedyni wodzowie nomadów ze wszystkich okresów w historii ludzkości, których imiona są znane w dzisiejszym świecie. Imię Czyngis-chana może brzmieć nieco bardziej znajomo, ponieważ został on zapamiętany, przynajmniej na Zachodzie, jako najbardziej żądny krwi i najbardziej mściwy z zabójców, jako okrutnik, który zostawiał za sobą w całej Eurazji płonące miasta i spaloną ziemię, jako rzeźnik, który miał na rękach krew 20, 30, a może nawet 40 milionów ludzi. Wszystko to zapewne prawda, choć liczby, których i tak nie można zweryfikować, są nadal przedmiotem sporów. Jest jednak więcej kwestii związanych z tym człowiekiem i jego ludem, które należy wziąć pod rozwagę, i wiele takich, które wymagają skorygowania. Choć często przedstawia się Czyngis-chana jako popędliwego barbarzyńskiego watażkę, historyczne zapisy jego starannie przemyślanych planów strategicznych świadczą o czymś wręcz przeciwnym. Został zapamiętany jako mściwy okrutnik, ale kiedy tropił i zabijał nomadów, którzy uprowadzili jego młodą żonę Borte, postępował tak samo jak greccy bohaterowie Homera, kiedy wysłali tysiące okrętów na ratunek Helenie Trojańskiej.
Powinniśmy pamiętać nie tylko o zbrodniach, których się dopuścił, o jego legendarnej nienasyconej żądzy i o tym, jak hojnie rozprzestrzeniał swoje DNA po całym świecie – co dwusetny żyjący dziś mężczyzna jest nosicielem jego genów – lecz także o jego osiągnięciach. Imperium, które stworzył, było ponad dwa razy większe od imperium rzymskiego. Ustanowił podstawy prawne Pax Mongolica, pokoju, którego charakter był co najmniej tak samo przełomowy jak charakter Pax Romana. Potrafił być serdeczny i otwarty. Co najważniejsze, wbrew powszechnemu przekonaniu opartemu na uprzedzeniach, jego olbrzymie imperium było zarządzane na podstawie ściśle określonego porządku prawnego.
Na jednym biegunie owego porządku znajdowała się kara śmierci za morderstwo i cudzołóstwo, na przeciwległym zaś – pełna tolerancja religijna: na terytoriach administrowanych przez Mongołów wolno było wyznawać buddyzm, islam, konfucjanizm, zaratusztrianizm, judaizm, chrześcijaństwo albo animizm.
Edward Gibbon, który nie był wolny od uprzedzeń, wyrażał się z podziwem o stosunku Mongołów do wolności sumienia, pisząc, że ich postawa względem religii zasługuje na największy podziw i pochwałę. Gibbon doskonale wiedział, że w tym samym czasie, kiedy Azja pod panowaniem Czyngis-chana kwitła dzięki otwartym granicom i wolności wyznania, francuska monarchia wysyłała armię na wojnę z katarami, których król Francji i papież uważali za heretyków. Krucjata przeciwko katarom, którzy działali na południu Francji, kosztowała życie prawdopodobnie 200 tysięcy chrześcijan, choć liczba ofiar mogła być nawet pięciokrotnie większa. „Katoliccy inkwizytorzy w Europie”, kontynuuje Gibbon, „którzy bronili nonsensu, uciekając się do okrucieństwa, poczuliby się skonfundowani przykładem barbarzyńcy, który wyprzedził nauki filozofów i ustanowił na mocy swoich praw ustrój czystego teizmu i doskonałej tolerancji”.

 
Wesprzyj nas