„Rewolucja nie ma końca” to wielka latynoamerykańska summa Artura Domosławskiego. Swoją opowieść układa ze świadectw uczestników wydarzeń oraz własnych obserwacji i doświadczeń.


Przez ostatnie dwie dekady Ameryka Łacińska przeszła ogromne, czasem wręcz rewolucyjne, zmiany. Zmarł „wieczny” Fidel Castro, zakończyła się wieloletnia wojna domowa w Kolumbii, Brazylia przeżywała swój gwiezdny – a potem mroczny czas, Wenezuelą, Boliwią i Peru po raz pierwszy w historii rządzili przywódcy będący potomkami rdzennych mieszkańców, a w Chile, Argentynie i Brazylii – po raz pierwszy kobiety.

Czy udało się poskromić stare demony na kontynencie? Czy pojawiły się nowe? Domosławski sprawdza legendy, nie dowierza utartym opiniom, podważa propagandowe mity. Przygląda się marzycielom, idealistkom, naprawiaczom świata; wielkim reformatorskim projektom i małym rewolucjom. Nie zapomina, że zmiany klimatyczne mogą wkrótce przenicować wszystkie dotychczasowe wysiłki i zmagania.

Swoją opowieść układa ze świadectw uczestników wydarzeń oraz własnych obserwacji i doświadczeń. W zapadłych zakątkach, gdzie diabeł mówi dobranoc, wsłuchuje się w opowieści buntowników; w metropoliach odwiedza ludzi władzy, krytyków i rozbitków systemu. Doświadczenia ich wszystkich zderza z naszymi – europejskimi i polskimi – wyobrażeniami i stereotypami.

Dwadzieścia lat po premierze kultowej „Gorączki latynoamerykańskiej” Artur Domosławski – już jako uznany pisarz z ogromnym dorobkiem (m.in. „Kapuściński non-fiction”, „Śmierć w Amazonii”, „Wykluczeni”, „Wygnaniec. 21 scen z życia Zygmunta Baumana”) – wraca do spraw, które stały się jego znakiem rozpoznawczym, oraz miejsc, z których przed laty wyruszał w swoją pisarską podróż.

„Rewolucja nie ma końca” łączy historie pojedynczych ludzi opowiedziane z reporterską wrażliwością na szczegół i panoramiczne obrazy krajów, miast lub całych społeczności namalowane z rozmachem pisarza eseisty. Wielka latynoamerykańska summa autora.

***

• Opowieść o rewolucji bez końca, to historia podróży, podczas której metamorfozę przeżywa nie tylko reporter, ale także jego czytelniczki i czytelnicy. To książka o byciu we właściwym miejscu i czasie w momencie, kiedy w świecie właśnie wydarza się zmiana. I o upartej nadziei, umiejącej przetrwać mimo wszystko.
– Katarzyna Kasia

• Domosławski napisał reportaż totalny. To historia o przemocy i wyzysku; cierpieniu i oporze; niesprawiedliwości i poszukiwaniu równości oraz wolności. Żaden inny polski reporter nie wie o Ameryce Łacińskiej tak dużo, tak świetnie jej nie rozumie i nie potrafi o niej tak dobrze pisać.
– Adam Leszczyński

• Gorączka latynoamerykańska nie tylko dla mnie była lekturą formacyjną. W nowej, od dawna wyczekiwanej książce, Artur Domosławski – reporter, któremu się wierzy – po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem pióra.
– Michał Nogaś

Artur Domosławski
Rewolucja nie ma końca
Podróże w krainie buntu i nadziei
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 11 września 2024
 
 

Spis tre­ści

Wstęp
Motto
 
1. Kro­nika za­po­wie­dzia­nych eg­ze­ku­cji (1)
2. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Ulica Bal­sa­miczna. Po­czą­tek
3. Kro­nika za­po­wie­dzia­nych eg­ze­ku­cji (2)
4. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Pe­ry­fe­riusz ze Wschodu pa­trzy na pe­ry­fe­rie Po­łu­dnia
5. Kro­nika za­po­wie­dzia­nych eg­ze­ku­cji (3)
6. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Jak zo­sta­łem po­dwój­nym agen­tem
7. Kro­nika za­po­wie­dzia­nych eg­ze­ku­cji (4)
8. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Wszystko wszę­dzie na­raz
9. Lula zna­czy Fe­niks
10. Re­wo­lu­cja trzech po­sił­ków
11. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Cho­roba nie­cier­pli­wo­ści
12. O Ru­be­mie z dwóch świa­tów oraz o stu la­tach zwy­cięstw i po­ra­żek naj­pięk­niej­szego mia­sta świata
13. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Przy­jem­ność jako akt na­dziei
14. O Ru­be­mie z dwóch świa­tów… (do­koń­cze­nie)
15. Ki­choci, Ki­chotki, „re­fo­lu­cja”
16. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Kilka uwag o ma­sach lu­do­wych na sce­nie dzie­jów i o tym, że re­wo­lu­cja jest wieczna
17. Po­wrót do Ca­ra­cas
18. Wszy­scy je­ste­śmy Cháve­zem
19. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
„…bo jest biedny i brzydki, tak jak ja”
20. An­ty­cha­vi­ści (1). Czy „re­fo­lu­cja” ma po­czu­cie hu­moru?
21. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Ko­zetka i wy­wrotka
22. An­ty­cha­vi­ści (2). Chávez jako ko­bra i Chávez jako boa
23. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Hi­per­bole i hy­brydy
24. Rdzenni pod­no­szą głowy, czyli re­wo­lu­cja god­no­ści
25. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Na­pra­wić sys­tem czy urwać coś dla sie­bie?
26. Rdzenni pod­no­szą głowy, czyli re­wo­lu­cja god­no­ści (do­koń­cze­nie)
27. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Wrak ko­lo­nia­li­zmu
28. Wielki Brat Ra­fael
29. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Le­nin, Hi­tler i Wol­ter na an­ty­po­dach
30. Wieczny po­wrót pe­ro­ni­zmu albo gra w klasy
31. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Małe re­wo­lu­cje
32. MAŁE RE­WO­LU­CJE. KO­LUM­BIA
Bo­gota, czyli po­li­tyka jako per­for­mance
33. MAŁE RE­WO­LU­CJE. EKWA­DOR
Fair trade w re­pu­blice ba­na­no­wej
34. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Prze­szłość, która nie chce odejść###
35. PRZE­SZŁOŚĆ, KTÓRA NIE CHCE ODEJŚĆ
Dwóch przy­ja­ciół i dwie przy­ja­ciółki
36. PRZE­SZŁOŚĆ, KTÓRA NIE CHCE ODEJŚĆ
Jak umarł Pa­blo Ne­ruda?
37. PRZE­SZŁOŚĆ, KTÓRA NIE CHCE ODEJŚĆ
Pa­mięć od­zy­ski­wana. Bra­zy­lia
38. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Oszu­stwo epoki. AFP (OFE)
39. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Ho­ward Zinn i małe re­wo­lu­cje
40. MAŁE RE­WO­LU­CJE. CHILE
Psze­pra­szam za or­to­gra­fje, ale ho­dzem do szkoły pó­blicz­nei
41. To­po­lan­sky
42. MAŁE RE­WO­LU­CJE. URU­GWAJ
Le­galna ma­ri­hu­ana, czyli o tym, że spo­łeczna zmiana nie spada z nieba
43. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Upiory prze­szło­ści ści­gają pa­pieża
44. Fran­ci­szek z Bu­enos Aires
45. Chávez. Ne­kro­log
46. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Imi­ta­cje i in­spi­ra­cje
47. Czter­dzie­stu trzech „znik­nię­tych” z Ay­ot­zi­napy
48. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Krew i kicz
49. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Rio, moje Rio – ciąg dal­szy
50. Mun­dial w kraju przy­szło­ści, czyli ma być, cho­lera, ład­nie
51. Ma­rina z desz­czo­wego lasu
52. Spa­lić cza­row­nice albo kto ma czy­ste ręce
53. Po­lo­wa­nie na Lulę, czyli bra­zy­lij­ska Wa­ter­gate
54. Pa­sja i sku­cha. Olim­piada w Rio
55. Dilma Ro­us­seffi par­la­men­tarny za­mach stanu
56. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Kret i krab
57. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Ca­stro i Obama
58. Czy Meyer Lan­sky wróci do Ha­wany, czyli od­wilż w tro­pi­kach
59. Szu­ka­jąc Róży Luk­sem­burg, czyli Kuba oby­wa­teli
60. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Hi­ste­rycy prze­cho­dzą do hi­sto­rii, czyli kilka słów o ku­bań­skiej dia­spo­rze w Miami
61. Fi­del od­cho­dzi
62. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Re­wo­lu­cja gasi świa­tło
63. Przed mro­kiem, przed gło­dem, czyli wielki exo­dus z naf­to­wego raju
64. Białe flagi w Ma­condo
65. Pa­mię­tać i za­po­mnieć. Ko­lum­bia po woj­nie do­mo­wej
66. MAŁE RE­WO­LU­CJE. AR­GEN­TYNA
Opo­wieść, która zmie­niła prawo. Be­lén, zie­lone chu­sty i wolna abor­cja „w kraju pa­pieża”
67. Nad­cho­dzi Bol­so­naro (li­sto­pad 2017–luty 2018)
68. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Jak się złe za­czyna
69. Bol­so­naro wy­grywa (paź­dzier­nik–gru­dzień 2018)
70. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Mit cau­dillo wiecz­nie żywy
71. Cyrk Bol­so­naro (maj–czer­wiec 2019)
72. Naj­pięk­niej­szy dzień rzą­dów Bol­so­naro
73. Pła­sko­ziemca w cza­sach pan­de­mii (ma­rzec–kwie­cień 2020)
74. Stra­te­gia sza­tana (li­piec–wrze­sień 2020)
75. Schy­łek Bol­so­naro (ma­rzec–kwie­cień 2022)
76. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Lek­cje po­pu­li­zmu
77. Trzy­dzie­ści peso, trzy­dzie­ści lat. Chile
78. Ga­briel Bo­ric – dia­lo­gi­sta ra­dy­kalny
79. Druga szansa Chile
80. Diego ver­sus Ma­ra­dona. Ne­kro­log le­gendy (1960–2020)
81. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Jak Or­tega zo­stał So­mozą
82. Or­tega. Thril­ler po­li­tyczny
83. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Po­wrót bun­tow­nika
84. Od­zy­skać wi­dok nieba. Dora Ma­ría Tél­lez
85. Ostatni bój Au­re­liana, czyli jak dawny par­ty­zant zo­stał pre­zy­den­tem
86. PRZE­SZŁOŚĆ, KTÓRA NIE CHCE ODEJŚĆ
Sza­bla Bo­lívara
87. Wróg we wła­snym domu, czyli pierw­sze wy­zwa­nie Luli
88. PRZE­SZŁOŚĆ, KTÓRA NIE CHCE ODEJŚĆ
Czy woj­sko w Bra­zy­lii uznaje de­mo­kra­cję?
89. Janja de­mon­tuje ma­czyzm
90. Druga, pierw­sza – która fala? Kret drąży da­lej, kraba znosi na boki
91. Ope­retka i groza w Peru. Opo­wieść o naj­dziw­niej­szym za­ma­chu stanu
92. Sceny z re­be­lii prze­ciw kon­kwi­ście. Rok
93. PRZE­SZŁOŚĆ, KTÓRA NIE CHCE ODEJŚĆ
Ga­le­ano i otwarte żyły Ame­ryki Ła­ciń­skiej
94. PRZE­SZŁOŚĆ, KTÓRA NIE CHCE ODEJŚĆ
Zbrod­nia za­ło­ży­ciel­ska. Pół­wie­cze oba­le­nia Sa­lva­dora Al­lende
95. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Kis­sin­ger
96. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Trudno wło­żyć cu­dze buty, czyli José i Jó­zef o Ro­sji i Ukra­inie
97. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Na lot­ni­sku im. José Mar­tíego
98. So­cja­lizm ma­giczny albo smu­tek Ha­wany
99. MAŁE RE­WO­LU­CJE. KUBA
Tę­cza nad Ha­waną
100. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Za­nim się po­to­pimy, za­nim się ugo­tu­jemy
101. Wy­schnięty jak Chile
102. MIĘ­DZY DWOMA ŚWIA­TAMI
Sy­zy­fo­wie i Ki­chotki
103. Cho­dzić po ziemi, do­się­gnąć nieba
104. Bez ziemi obie­ca­nej. Za­pis drogi
 
Od au­tora
Przy­pisy

2

M i ę d z y  d w o m a  ś w i a t a m i

Ulica Bal­sa­miczna. Po­czą­tek

Miesz­kam w nędz­nym ho­te­liku na obrzeżu Ma­raby. Od kilku dni po­znaję mia­sto nie­mia­sto, do któ­rego przyj­dzie mi wra­cać przez na­stępne lata. Stara część – stra­gany, skle­piki, knajpki, ob­skurne ho­te­liki. Nowa – slum­so­wate osie­dla po­roz­rzu­cane na bez­kształt­nej prze­strzeni i po­ła­cie pustki. Żad­nej lo­giki ani planu. Ludz­kie sie­dli­ska są po­łą­czone sie­cią byle ja­kich, dziu­ra­wych dróg.
Tym­cza­so­wość, pro­wi­zorka, ba­ła­gan.
Po la­tach do­ce­nię uroki nad­brzeża rzeki To­can­tins, gdzie to­czy się ży­cie nocne mia­sta. Pierw­sze dni nie za­po­wia­dają, że będę chciał tu wra­cać.
Du­chota w Ma­ra­bie jest taka, że gdy otwie­rają się drzwi sa­mo­lotu i scho­dzi się po schod­kach, od razu za­tyka. Po­wie­trze jest go­rącą za­wie­siną. My­ślisz, że to chwi­lowe, że za­duch za mo­ment mi­nie – ale nie mija.
Upa­ja­jący jest za to od po­czątku za­pach po­wie­trza – pach­nie wil­gotną zie­le­nią i roz­grzaną zie­mią. Gdy­bym wy­sia­dał z sa­mo­lotu z za­mknię­tymi oczami, wie­dział­bym po za­pa­chu, że wkoło jest zie­lono. Bujna ro­ślin­ność pod ko­pułą in­ten­syw­nie nie­bie­skiego nieba pod­szy­tego cięż­kimi desz­czo­wymi chmu­rami – oto sce­no­gra­fia. Je­śli uświa­do­mić so­bie, że ten pej­zaż może kie­dyś wsku­tek dzia­ła­nia czło­wieka znik­nąć, za­chwyt nad jego pięk­nem staje się nie­mal de­kla­ra­cją po­li­tyczną.
Cią­gle leje.
W ni­żej po­ło­żo­nej czę­ści mia­sta wy­lała mniej­sza rzeka, Ita­ca­iu­nas, i kil­ka­set ro­dzin zo­stało od­cię­tych. Wi­dzę, jak roz­bit­ko­wie płyną do­kądś drew­nia­nymi łód­kami. Tak jest co roku, a oni nie chcą zo­sta­wić swo­ich dom­ków, pro­wi­zo­rycz­nych jak sza­łasy, i zbu­do­wać ich gdzieś na nowo, tam gdzie nie do­cie­rają wy­lewy rzeki. Tkwią tu­taj wbrew roz­sąd­kowi i na­dziei. Za rok rzeka znów wy­leje.
Hi­sto­rie, które tu usły­sza­łem, po­ma­gają zro­zu­mieć, skąd ich upór. Cza­sem nie ma siły, by cią­gle się prze­pro­wa­dzać, ucie­kać – przed desz­czem, przed lo­sem.
Gdy nie mam umó­wio­nych spo­tkań, zwłasz­cza gdy leje i le­piej prze­cze­kać pod da­chem, po­dró­żuję w pa­mięci. Co mnie tu przy­gnało i po co? Nie do Ma­raby, ale w ogóle do Bra­zy­lii, na ten kon­ty­nent. Pra­gnie­nie no­wego wy­zwa­nia? Przy­pad­kowe spo­tka­nie z pew­nym Bra­zy­lij­czy­kiem gdzieś w Eu­ro­pie? Ma­rze­nie o do­tknię­ciu świata, który zna­łem z li­te­ra­tury i który dzięki niej żył w mo­jej wy­obraźni? A może za­mi­ło­wa­nie do włó­częgi, by­cia w dro­dze, a inne uza­sad­nie­nia to tylko wy­mówki?

 
Pierw­sze było São Paulo, miej­sce o ma­gicz­nie brzmią­cej na­zwie: Rua das Bal­sâmi­cas. Ulica bal­sa­mów. Bal­sa­miczna. Mały świat roz­cią­ga­jący się na ja­kichś stu me­trach; czter­na­ście do­mów jed­no­ro­dzin­nych.
Jak pew­nie po­łowa ulic po­ło­żo­nego na po­fał­do­wa­nej wy­ży­nie mia­sta, Bal­sa­miczna pnie się w górę i gdy leje deszcz – a mię­dzy grud­niem a mar­cem leje kilka razy w ty­go­dniu – za­mie­nia się w rzekę. Ta­kich ulic – ani bo­ga­tych, ani bied­nych, ani ład­nych, ani brzyd­kich – są w São Paulo ty­siące. Bal­sa­miczna od­wdzię­czyła się za za­in­te­re­so­wa­nie: od­sło­niła przede mną swoje opo­wie­ści, cząstkę praw­dzi­wej hi­sto­rii Bra­zy­lij­czy­ków.
Przez po­nad mie­siąc jej miesz­kańcy opo­wia­dali mi o lo­sach swo­ich i swo­ich ro­dzin, emi­gran­tów ko­lej­nych fali: z po­czątku XX wieku, lat trzy­dzie­stych, po­wo­jen­nych. João i jego sio­stra Anna – Ukra­ińcy. Dante – Włoch. Mi­ka­lina – Po­lka z Li­twy. Le­onilda – Por­tu­galka. Ari Ce­sar, mój nowy przy­ja­ciel i go­spo­darz, któ­rego ro­dzina ze strony matki ma ko­rze­nie w Niem­czech. Wszy­scy są od dawna Bra­zy­lij­czy­kami. (Kto z nich jesz­cze żyje?)
„Ame­ryka funk­cjo­no­wała w wy­obraźni eu­ro­pej­skiej jako uto­pijna prze­strzeń, na którą można było roz­cią­gać na­dzieje dawno w Eu­ro­pie utra­cone”. Po la­tach nie umiem po­wią­zać za­pi­sa­nego w ze­szy­cie cy­tatu z au­to­rem. Nie­mniej ta myśl wy­raź­nie ry­muje się z hi­sto­riami miesz­kań­ców „mo­jej” ulicy, a także z na­dzie­jami Eu­ro­pej­czy­ków sprzed stu­le­cia, któ­rzy do­sta­wali od pań­stwa bra­zy­lij­skiego po­letka ziemi, a po­tem dzie­lili je mię­dzy po­tom­ków.
Tę od­ro­dzoną na­dzieję tra­ciły ich dzieci, wnuki, pra­wnuki.
Nie­które wy­lą­do­wały dzie­siątki lat póź­niej w Ama­zo­nii. W Ma­ra­bie i oko­li­cach.

 
Z pierw­szej po­dróży wró­ci­łem owład­nięty pra­gnie­niem po­wrotu – po­wtórki z cze­goś, co od po­czątku miało tem­pe­ra­turę fa­scy­na­cji za­po­wia­da­ją­cej pa­sję. Praca re­por­tera da­wała duże szanse, że ma­rze­nie może się speł­nić.
Za­chwy­ciła mnie Bra­zy­lia, a po­tem rów­nież ży­cie „gdzie in­dziej” – przez wiele ty­go­dni, cza­sem mie­sięcy, choć tego dru­giego za­chwytu długo so­bie nie uświa­da­mia­łem. A może nie umia­łem się do niego przy­znać, bo wy­kra­czał poza obo­wiązki zwią­zane z pracą?
Gdy pi­szę o za­chwy­cie ży­ciem „gdzie in­dziej”, mam na my­śli stan bli­ski temu, o któ­rym opo­wiada bo­ha­ter Cza­ro­dziej­skiej góry – że inny czas i inna prze­strzeń prze­ry­wają „do­tych­cza­sowe sto­sunki czło­wieka z jego oto­cze­niem, prze­no­sząc go w stan pier­wot­nej wol­no­ści” i „w mgnie­niu oka na­wet z pe­danta i osia­dłego miesz­czu­cha [czy­nią] coś w ro­dzaju włó­częgi”[1].
Do­świad­czy­łem też szoku po­znaw­czego. Ze­tknię­cie z nę­dzą działa z po­tężną siłą na wszyst­kie zmy­sły. Kon­tra­sty ma­jąt­kowe po­pchnęły ku py­ta­niom o na­turę sys­temu, w ja­kim ży­jemy. Nie­śmiałe za­rysy od­po­wie­dzi prze­me­blo­wy­wały głowę.
Nie­raz po­tem zma­ga­łem się z py­ta­niem, po co re­por­ter z Eu­ropy Wschod­niej miałby zaj­mo­wać się tak od­le­głym i słabo z nami zwią­za­nym za­kąt­kiem świata czę­ściej niż od czasu do czasu. Gdy mieszka się i pra­cuje na (pół)pe­ry­fe­riach, to nie jest wcale rzadko sta­wiane py­ta­nie. Szczę­śli­wie, do­brych od­po­wie­dzi nie bra­ko­wało.
Bo to re­gion nie­sa­mo­wi­tych hi­sto­rii – nie­ko­niecz­nie ma­gicz­nych. Te­ry­to­rium ma­rzy­cieli i bun­tow­ni­ków, nie mó­wiąc o ge­nial­nych pi­sa­rzach i mu­zy­kach. Miej­sce in­spi­ru­ją­cych kul­tur. Bo z ob­ser­wa­to­rium na pe­ry­fe­riach świat wy­gląda ina­czej niż z jego cen­trów. Bo warto zo­ba­czyć, jak żyje się na pe­ry­fe­riach in­nych niż na­sze; po­znać inne drogi – tak różne, a cza­sem tak po­dobne.
Naj­bar­dziej jed­nak dla­tego, że w Ame­ryce Ła­ciń­skiej nie umarła na­dzieja na to, że da się uczy­nić nasz świat choć tro­chę lep­szym. O tym przede wszyst­kim są spi­sane w tej książce opo­wie­ści i chyba głów­nie po nie po­dró­żo­wa­łem przez lata za ocean. W Eu­ro­pie Wschod­niej, po upadku obie­cu­ją­cego nie­gdyś no­wo­cze­snego pro­jektu zwa­nego ko­mu­ni­zmem, za­miesz­ka­li­śmy w świe­cie – jak się nam wy­da­wało – „końca Hi­sto­rii”. W Ame­ryce Ła­ciń­skiej hi­sto­ria trwała w naj­lep­sze: pod­no­siła się fala bun­tów, któ­rej to­wa­rzy­szyło za­wo­ła­nie „Inny świat jest moż­liwy”.
Don­ki­szo­te­ria? Być może, je­śli ro­zu­mieć ją jako nie­zgodę na rze­komo naj­lep­szy ze świa­tów. Sza­leń­stwo? Nie­wy­klu­czone. Czyż jego odro­bina nie jest lep­sza od ka­pi­tu­la­cji?
Wy­da­rze­nia ko­lej­nych lat, a li­cząc od 1989 roku – po­nad trzech de­kad, wo­dzą na po­ku­sze­nie, by stwier­dzić, że z ob­ser­wa­to­rium na an­ty­po­dach, na pewno w cza­sie, w któ­rym po­dró­żo­wa­łem, wi­dać było wię­cej i wy­raź­niej. Nie zna­czy to, że wzrok wy­ostrzył się od razu.
„Czło­wiek idzie przez te­raź­niej­szość z za­wią­za­nymi oczyma. Może je­dy­nie prze­czu­wać i od­ga­dy­wać, co wła­ści­wie prze­żywa. Do­piero póź­niej od­wią­zuje mu się chu­s­teczkę z oczu, a on spoj­rzaw­szy w prze­szłość, stwier­dza, co prze­żył i jaki to miało sens”[2].
Nie­ła­two przy­znać przed sobą, że żyło się w ilu­zji.

 
Wesprzyj nas