„Diana. Królowa serc” to fabularyzowana historia księżnej, empatycznie i szczegółowo odtwarzająca jej perspektywę oraz targające nią uczucia. To historia o księżnej Walii, małżonce następcy króla, która nigdy nie miała szansy na zostanie królową. Została jednak królową ludzkich serc i pozostanie nią, dopóki pamięć o niej nie zginie.
Oto historia dziewczyny, która marzyła o miłości jak z bajki – lecz której życie nie okazało się bajką.
Londyn, 1978 rok. Siedemnastoletnia Diana Spencer gości na trzydziestych urodzinach następcy tronu brytyjskiego, księcia Karola. Ponieważ sama pochodzi z jednej z najbardziej szanowanych rodzin szlacheckich w kraju, nie jest onieśmielona – przeciwnie, rozpoczyna flirt. Niecałe trzy lata później staje przed tysiącami gości w katedrze Świętego Pawła i odgrywa główną rolę w ślubie stulecia.
Małżeństwo, którego pragnęła, okazuje się jednak pułapką, a Diana, bezwzględnie wykorzystana przez rodzinę królewską, doświadcza izolacji, dojmującej samotności i głębokiego braku zrozumienia. Niedoceniana przez otoczenie, znajduje jednak siłę, by zawalczyć o lepszy los dla siebie i synów.
To opowieść o harcie ducha i niezłomności, o stawianiu czoła przeciwnościom, o walce o prawo do szczęścia. To hołd dla odwagi Diany, która pomimo głębokiego zranienia odważyła się ukazać światu swoją prawdziwą historię – nawet ryzykując zemstę i ostracyzm.
Diana. Królowa serc
Przekład: Agnieszka Hałas
Wydawnictwo Marginesy
Premiera: 28 sierpnia 2024
Choć fabuła tej książki została oparta na prawdziwych wydarzeniach, jest to fikcyjna opowieść o życiu księżnej Diany. Nie wszystkie opisane tu sceny zostały przedstawione zgodnie z ich faktycznym przebiegiem. Niektóre wydarzenia w rzeczywistości wyglądały inaczej i zostały przez Autorkę zaadaptowane do wymogów fabuły. Również dialogi są w dużej mierze dziełem wyobraźni.
Prolog
1996
Jakże inny wydawał się Londyn późnym wieczorem, gdy po długim dniu metropolia powoli odzyskiwała spokój. Nieliczni przechodnie tu i tam. Młodzi zmierzający do restauracji i barów. Kobieta wyprowadzająca pieska na wieczorny spacer. Biznesmen zatrzymujący taksówkę. Wcześniej trochę padało. Diana lubiła, kiedy mokry asfalt lśnił złotą poświatą odbijających się w nim latarni, a samochody z cichym szumem mijały limuzynę. Od czasu do czasu zaglądała do mijanych mieszkań, widziała ludzi, którzy oglądali telewizję, gimnastykowali się, gotowali lub palili papierosa przy otwartym oknie. W eleganckich drapaczach chmur też jeszcze paliły się pojedyncze światła. O tej porze Londyn nabierał magii.
– Za dwie minuty będziemy na miejscu – poinformował szofer.
Diana podziękowała mu i znów pogrążyła się w myślach. Czemu czuła na sercu tak ogromny ciężar, skoro wreszcie wyzwoliła się z kajdan, które więziły ją przez ostatnie lata? I jakim sposobem coś, co zaczęło się tak wspaniale, mogło tak dotkliwie boleć?
– Oto paradoks natury. – Mniej więcej tak odpowiedział jej na to pytanie Karol.
Diana uśmiechnęła się pod wpływem wspomnień. Również za to kiedyś go kochała. Za to, że pragnął nawet dla wielkich uczuć znajdować racjonalne wytłumaczenie.
Nie potrzeba było nawet trzech minut, żeby w małej sali sądowej w Somerset House rozwiązać małżeństwo stulecia. Cóż za ironia, że niecałe trzy kilometry dzieliły ten budynek od katedry Świętego Pawła, gdzie niegdyś, pewnego niezapomnianego lipcowego dnia Diana powiedziała księciu Walii „tak”.
Ból nadal był dotkliwy, lecz rany stopniowo się goiły. Już od dawna wiedziała, że jej marzenie się nie spełni, w ostatnich latach gruntownie odmieniła swoje życie. Dzisiaj jednak coś się kończyło. I coś zaczynało.
Diana wybierała się na uroczystą kolację z członkami Angielskiego Baletu Narodowego. To wydarzenie nieprzypadkowo odbywało się akurat w dniu, w którym sąd ostatecznie przypieczętował jej rozwód z Karolem. Chciała pokazać światu, że również jako rozwódka może być szczęśliwa, nie zaszyje się, rozgoryczona i sfrustrowana, w czterech ścianach. Z rozmysłem wybrała też strój na ten wieczór: modne spodnium, w którym sprawiała wrażenie eleganckiej i pewnej siebie. Jasny błękit przywodził na myśl bezkres letniego nieba.
Samochód zahamował.
Kilka fleszy rozbłysło za przyciemnionymi szybami.
– Jeszcze chwila – powiedziała do kierowcy.
Nigdy nie przyzwyczai się do tego, że jej życie toczy się na oczach świata. Zdążyła się jednak nauczyć, jak wykorzystywać prasę do swoich celów. Wysiadła z lewej strony limuzyny, żeby fotografowie mogli ją lepiej oświetlić. Jej promienny uśmiech powinien trafić na strony tytułowe wszystkich gazet.
Ze wszystkich stron atakował ją teraz grad fleszy.
– Diano, jak się pani czuje jako rozwódka? Co pani teraz planuje? Diano!
Z pełną świadomością trzymała torebkę w lewej dłoni. Dzięki temu wszyscy mogli zobaczyć, że nadal nosi nie tylko obrączkę, ale też wysadzany diamentami i szafirami pierścionek zaręczynowy. W ten sposób chciała przypomnieć światu o obietnicach, które ona i Karol złożyli sobie nawzajem w katedrze Świętego Pawła.
Nigdy nie zapomni tamtego lipcowego dnia przed szesnastoma laty, kiedy jako nieśmiało uśmiechnięta dwudziestoletnia panna młoda w falującej białej sukni jak ze snu szła do swojego księcia, który czekał przy ołtarzu.
Nieważne, co pisano w gazetach, nieważne, co mówili ludzie, nieważne, co twierdził teraz Karol. Kochał ją wówczas, widziała to w jego oczach. Ona też go kochała. Każdą cząstką swojego serca. I pomimo całego zła, jakie jej wyrządził, już zawsze będzie go nosiła w sercu. Był przecież ojcem jej dzieci, a ona chciała w końcu odnaleźć spokój. Dlatego zamierzała go pamiętać jako tego powściągliwego, melancholijnego młodzieńca, którym był podczas ich pierwszego spotkania.
Część I
1
1977
– Może pani na mnie polegać – oznajmił.
Tylko jedno zdanie, za którym krył się cały świat.
Karol przybył w sobotnie przedpołudnie. Sarah zdążyła wcześniej narobić szumu w związku z jego wizytą.
– Przez cały dzień trzymaj się od niego z daleka – przykazała Dianie. – Ciesz się, jeśli będziesz mogła być obecna na obiedzie. Jak ty w ogóle znowu wyglądasz?
Diana miała na sobie białe kryjące rajstopy, a do tego czarne body i lekki jak piórko jedwabny szal. To był jej strój do baletu.
Robiła wszystko, żeby móc jeździć konno razem z księciem i swoją siostrą. Posunęła się nawet do błagań. To jednak tylko utwierdziło Sarah w przekonaniu, że młodsza siostrzyczka jest stanowczo zbyt dziecinna, żeby towarzyszyć księciu. Dlatego Diana ugotowała dużą porcję budyniu dla siebie oraz służących, a następnie zaszyła się z deserem w swoim pokoju, żeby czytać jeden z wyciskaczy łez napisanych przez Barbarę Cartland.
„W głosie mężczyzny było tyle czułości, że przytuliła policzek do jego ramienia… Potem powiedział:
– Dzisiejszej nocy, kochanie, jesteś tylko dzieckiem, a nie kobietą, dlatego właśnie chciałbym być księciem twojego serca, tak jak ty jesteś królową mojego.
– Kocham cię – wyszeptała w odpowiedzi, a jej głowa opadła na białą poduszkę”.
Diana przekręciła się na plecy, odłożyła Bride to the King i wsunęła dłoń pod głowę.
– Być księżniczką! Jakie to musi być cudowne! – westchnęła. – Prawda, panno Harmony?
Panna Harmony była różową świnką morską. Należała do licznej rodziny pluszowych zwierzaków, które zajmowały niemal całe wezgłowie łóżka Diany.
W powieściach Barbary Cartland życie zawsze było tak cudownie proste. Bohaterki były przepiękne, tylko trochę samotne. Spotykały jednak miłość swego życia i rozkwitały, a po kilku dramatycznych wzlotach i upadkach para w końcu mogła być razem i cieszyć się szczęściem aż do kresu swoich dni.
Czy jej życie przypadkiem też odrobinę nie przypominało jednej z tych literackich oper mydlanych? A może było podobne do smutnej baśni?
Jak na komendę z korytarza dobiegł krzykliwy głos macochy:
– Proszę bardziej uważać z łaski swojej! To komoda z epoki georgiańskiej! Wie pani, ile jest warta?
To Raine, zła macocha, znów uprzykrzała życie służbie. A Diana była Kopciuszkiem, szesnastoletnią dziewczyną, która powinna była się urodzić chłopcem. Po pojawieniu się na świecie dwóch córek rodzina Spencerów z utęsknieniem wyczekiwała męskiego dziedzica. Zamiast tego, ku ich gorzkiemu rozczarowaniu, na świat przyszła Diana. Nawet jej młodszy brat Charles, który urodził się trzy lata po niej, nie mógł już naprawić sytuacji. Cztery lata później rodzice się rozwiedli.
Diana usiadła na brzegu łóżka i w zamyśleniu wyjrzała przez okno.
– Bajeczny widok – zachwycał się jej ojciec, ilekroć w czasie konnych przejażdżek spoglądał na rozległy, lekko pagórkowaty wiejski krajobraz. Jesienią drzewa pyszniły się odcieniami rdzawej czerwieni i żółci. Jak okiem sięgnąć – tylko małe gospodarstwa i owce.
– Ach, a tamten okropny obraz może pani zabrać, też pójdzie na aukcję.
Odkąd ojciec Diany rok wcześniej poślubił Raine, zachowywała się w rezydencji Althorp House jak udzielna pani. Wszystko, co jej wpadło w ręce, przehandlowywała na aukcjach. Meble, które od pokoleń pozostawały własnością rodziny Spencerów, wymieniała na lśniący kicz. Diana nie cierpiała Raine jak morowej zarazy, mimo że macocha była córką Barbary Cartland, jej ukochanej autorki. Jak ojciec mógł coś takiego zrobić swoim dzieciom? Poślubić potajemnie tę niepoważną kobietę o krzykliwym głosie?
Znów ogarnęło ją to uczucie… Jakby na sercu Diany zaciskała się zimna żelazna pięść. Jakby na tym świecie nie było dla niej odpowiedniego miejsca. Jaskrawe barwy jesieni znikały za szarą mgłą, która podnosiła się z na wpół zamarzniętych pól, a szesnastowieczny pałac, liczący sto dwadzieścia jeden pokoi, wydał się dziewczynie przytłaczająco ogromny i podobny do samotnej wyspy zawieszonej w nicości.
Ilekroć Dianę ogarniało to uczucie, zaczynała tańczyć, bo taniec uwalniał ją od wszelkich trosk. Zapominała o Raine, o swoich złych stopniach w szkole, zapomniała nawet o tym, że Sarah pod karą śmierci zabroniła jej wychodzić z pokoju. Diana kręciła piruety w nieskończenie długim korytarzu i psotnie pokazywała język portretom przodków, którzy mierzyli ją surowym wzrokiem. Jej matka Frances wyznała kiedyś Dianie, że nigdy nie czuła się dobrze w Althorp House.
– Tutaj jest jak w nieczynnym muzeum – powiedziała wtedy.
Diana najbardziej lubiła tańczyć w wysokiej, efektownej sali Wootton Hall, gdzie czarno-biała wykafelkowana posadzka przypominała szachownicę. Najchętniej stepowała, bo towarzyszący temu hałas doprowadzał Raine do szału.
Warkot silnika sprawił, że Diana się zatrzymała. Lekko zdyszana, wyjrzała przez okno. Przed rezydencją zahamowały dwa samochody: czarny jaguar i nieduży, szykowny sportowy wóz. Z jednego z nich wysiadł on.
Jego zuchwałe wyczyny na nartach, skoki ze spadochronem i osiągnięcia w grze w polo zawsze budziły podziw Diany, gdy oglądała je na ekranie telewizyjnym.
Jego zdjęcie wisiało w pokoju dziewczyny w internacie, nad toaletką z lustrem.
Najbardziej pożądany kawaler świata wysiadł ze swojego auta przed rezydencją jej rodziców.
Sarah powitała go kokieteryjnym dygnięciem.
– Wasza wysokość…
Dobrze się prezentowała w obcisłych jeździeckich spodniach i podkreślającej figurę kurtce, zbyt lekkiej jak na listopad. Ostatnio miewała się lepiej. Dwa lata wcześniej niespodziewanie porzucił ją partner i od tamtej pory bardzo niewiele jadła. Zdążyła już odzyskać wystarczająco dużo pewności siebie, żeby zaprosić księcia Walii na polowanie do rodzinnej posiadłości.
Sarah wprowadziła księcia do rezydencji. Diana szybciutko przemknęła do znajdującej się tuż obok galerii.
– Proszę zaczekać w holu – usłyszała głos siostry. – Dam znać stajennemu, żeby osiodłał konie.
Zamiast zgodnie z przyrzeczeniem danym siostrze wycofać się do swojego pokoju, Diana wyjrzała zza rogu korytarza. Sylwetka księcia przyciągała ją jak magnes.
W eleganckiej tweedowej marynarce przypominał szlachcica z poprzedniego stulecia. Z zainteresowaniem przyglądał się obrazom, które zdobiły ściany od podłogi aż po sufit. Wszystkie przedstawiały ten sam motyw: sceny z polowań na lisa. Odwrócił się do kolejnego dzieła, tak że Diana widziała tylko jego profil. Czuła, że powinna jak najszybciej się oddalić, ale nie była w stanie. Coś w wyglądzie księcia sprawiało, że nie mogła oderwać od niego wzroku. Kiedy stał z dłonią założoną za plecy przed ogromnym olejnym obrazem, na którym jeździec ścigał lisa, Karol wydawał się… osamotniony. Zagubiony. Może wręcz smutny.
Nagle, zupełnie jakby wyczuł obecność Diany, odwrócił się i ją zauważył.
Spojrzenie jego błękitnych oczu przeszyło Dianę aż do szpiku kości. Nie wiedziała, co powiedzieć. Była pewna, że Sarah ją zamorduje. Nie widziała innego wyjścia, jak tylko uciec. Pobiegła na górę szerokimi, wyłożonymi czerwonym dywanem schodami, które zaskrzypiały głośniej niż kiedykolwiek.
Gdyby trochę bardziej się postarała, może zdążyłaby umknąć.
Zatrzymał ją jednak głos księcia. Głos, który słyszała już setki razy w telewizji i w radiu, lecz w tej chwili zabrzmiał znacznie bardziej ekscytująco, choć wypowiedział tylko jedno słowo.
– Halo?
– To tylko ja – odrzekła. – Diana, młodsza siostra Sarah. – Nie odważyła się spojrzeć na księcia, wbiła wzrok w swoje baletki. Nagle oblała się rumieńcem, bo przypomniała sobie, że przed członkiem rodziny królewskiej powinna dygnąć. – Wasza wysokość.
Uśmiechnął się nieznacznie.
– Proszę udawać, że mnie tu nie było – poprosiła.
– A czemu? – zapytał.
– Tego nie mogę zdradzić – odrzekła, lekko przekrzywiając głowę.
– Nawet jeśli w zamian oddam pani szal?
Diana odruchowo dotknęła szyi, tymczasem książę trzymał jej szal w dłoniach. Może zgubiła go celowo, choć oczywiście nigdy by się do tego nie przyznała.
– To jak? – naciskał książę.
– Obieca mi pan, że jeśli wyjawię prawdę, pozostanie to naszą tajemnicą?
– Może pani na mnie polegać. – I nagle w jego oczach nie było już osamotnienia ani smutku, stały się zapraszające niczym ukwiecona łąka na wiosnę, gdzie można opaść na miękką trawę. Jego ciepły głos i jasne spojrzenie tak ją uspokoiły, że zupełnie wyzbyła się onieśmielenia.
– Musiałam przyrzec siostrze, że przez cały dzień nie będę się pokazywać – wyznała. – Bała się, że mogłabym pana wystraszyć.
– Jak mogłaby pani mnie wystraszyć? – zapytał.
– Na przykład ćwicząc balet w galerii. Ale lubię tu tańczyć. Albo w głównym holu. Albo na zewnątrz, na murach. – Na dowód swoich słów zawirowała, robiąc pirueta, czym wywołała śmiech swojego rozmówcy. – Lubi pan tańczyć?
– Kiedy słyszę rytmiczną muzykę, ledwo mogę się powstrzymać – odparł. – Tyle że niestety nie mogę sobie pozwolić na tańczenie na murach.
– Powinien pan kiedyś spróbować. To coś cudownego.
Patrzyli na siebie i do Diany nagle dotarło, co widzi książę. Jak dziecinnie musiała się prezentować w rajstopach i w body, z rumieńcami na policzkach.
– Ćwiczę przed szkolnym przedstawieniem – wyjaśniła pośpiesznie. – Wystawiamy jedną ze sztuk Szekspira.
– Szekspir to jeden z moich ulubionych dramatopisarzy. Zawsze lubiłem też sztuki teatralne.
– Naprawdę?
Zgarbił się nagle i wykrzywił twarz w okropnym grymasie.
– „Nie mogąc przeto zostać adonisem, / By godnie spędzić ten ciąg dni różanych, / Postanowiłem zostać infamisem!”[1] – wyrecytował, po czym wyjaśnił z uśmiechem: – Kiedyś zagrałem w szkolnym teatrzyku księcia Gloucester, zdeformowanego następcę tronu z piętnastego wieku. Może powinno mi dać do myślenia, że reżyser obsadził mnie akurat w tej roli.
Diana była zachwycona tym, jak żartował z samego siebie, i zachichotała, zasłaniając dłonią usta.
– Którą sztukę wystawiacie? – zapytał tymczasem książę.
– Romea i Julię.
– A pani z pewnością gra Julię.
Schlebiał jej? Czy to tylko kurtuazja? Diana nie miała żadnego doświadczenia, jeśli chodzi o mężczyzn. Mimo to poczuła motylki w brzuchu, a kolana jej zmiękły.
– Nie, nie lubię znajdować się w centrum uwagi – wyznała. – Biorę udział w przedstawieniach tylko dlatego, że nie muszę tam nic mówić. Podziwiam pana za to, jak świetnie pan wypada podczas wystąpień publicznych. Zawsze wydaje się pan taki pewny siebie i spokojny. Jakby pan się nigdy niczego nie bał. – Pomyślała o skokach ze spadochronem, ryzykownych wyjazdach i jego karierze jako gracza w polo. Bohater kina akcji w skórze księcia: idealne połączenie.
– No cóż, to strach wyznacza nam granice. A jeśli się dorastało w blasku fleszy, nie zna się innego życia – oznajmił skromnie, po czym się rozejrzał. – Czyli to jest ta słynna galeria w Althorp House, którą wszyscy tak się zachwycają?
Diana potaknęła.
Książę wszedł dwa stopnie wyżej i wyciągnął szal w jej stronę, ale kiedy chciała zabrać swoją własność, nie wypuścił jedwabnej tkaniny z palców.
– Może miałaby pani ochotę pokazać mi galerię po kolacji?
Z największą przyjemnością – chciała odpowiedzieć, ale nie zdążyła, bo nagle w pomieszczeniu pojawiła się jej siostra. Jak to możliwe, że Diana nie usłyszała jej z daleka, tym bardziej że obcasy jeździeckich butów Sarah tak głośno stukały o podłogę?
– Ach, tu pan się ukrył. Konie… – Uśmiech Sarah zniknął, gdy spostrzegła Dianę. – Mogłam się tego spodziewać. – Odwróciła się z powrotem do księcia i powiedziała: – Proszę wybaczyć, jeśli moja młodsza siostra się panu narzucała. Czasem bywa zbyt spontaniczna. Uważa się za lepszą od innych, dlatego mówimy na nią „księżniczka”.
– Wcale nie uważam się za lepszą!
– Nie wolałabyś teraz posiedzieć w swoim pokoju i poczytać jakiegoś romansidła?
Diana uwielbiała swoją siostrę. Czuła przed nią ogromny respekt. Mimo to z pewnością siebie wysunęła podbródek.
– Książę poprosił, żebym mu pokazała galerię.
Kiedy Diana w niedzielny wieczór wspinała się po schodach do swojej sypialni w internacie dziewczęcym West Heath w Kencie, zdawało jej się chwilami, że szybuje.
Książę Karol nie myśli o mnie, myśli, nie myśli, myśli…
A może to wszystko tylko jej się przyśniło?
Dwadzieścia dwa stopnie. Myśli! Diana uśmiechnęła się pod nosem.
Bez pukania weszła do pokoju. Carolyn siedziała po turecku na swoim łóżku, otoczona słodyczami.
– Trzy tabliczki czekolady, jedno opakowanie żelków i dwa pudełka tych niewiarygodnie pysznych pralinek – wyliczyła.
– Co robisz? – Diana uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
– Można powiedzieć, że remanent. Jeśli te drogie pralinki są od mojej mamy, czy to znaczy, że ona mnie bardziej lubi niż mój ojciec? – Carolyn udała, że poważnie zastanawia się nad tym pytaniem, po czym rozdarła opakowanie żelków. – Albo moi rodzice chcą mnie utuczyć, albo naprawdę uważają, że ich wojna rozwodowa nie będzie mnie ruszać, jeśli wepchnę w siebie wystarczająco dużo czekolady.
Może o tym, że Carolyn i Dianę zakwaterowano w jednej sypialni, zadecydował czysty przypadek, a może jednak ktoś z pedagogów uznał, że dziewczyny będą się dobrze dogadywać, skoro w całym internacie były jedynymi uczennicami, których rodzice się rozwiedli. Odkąd Diana zaprzyjaźniła się z Carolyn, już nie czuła się w szkole jak outsiderka. Współlokatorka wiedziała, jakie to uczucie, kiedy człowiek raz za razem ląduje na ziemi niczyjej między walczącymi stronami i jest przekupywany, tak jakby rodzice uważali, że mogą w ten sposób kupić miłość dziecka.
– Ale znacznie ważniejsze jest pytanie, czemu się szczerzysz jak głupi do sera – podjęła Carolyn i przyjrzała się Dianie, mrużąc oczy, jakby próbowała czytać przyjaciółce w myślach.
– Spotkałam go! – wykrzyknęła Diana, obróciła się na pięcie i rzuciła swoją małą torebkę na łóżko. – Nareszcie go spotkałam!
Carolyn wytrzeszczyła oczy.
– Jego? Opowiadaj!
Spojrzenie Carolyn padło na fotografię, którą dziewczyny na słodyczowym rauszu wycięły którejś nocy z czasopisma i przykleiły nad polakierowaną na biało toaletką z lustrem. Zdjęcie przedstawiało dumnego księcia Karola galopującego konno po meczu polo z malletem wzniesionym niczym lanca. Prezentował się wspaniale: silny, męski i bohaterski. Niżej stały dwa oprawione zdjęcia chomików Diany, z których jeden wabił się Mały Czarny Pyszczek, a drugi – Mały Czarny Puszek.
Carolyn nie mogła uwierzyć.
– Naprawdę spotkałaś księcia Karola?
– Tak, wreszcie! Stał przede mną! – Diana przysiadła obok Carolyn na łóżku, które miało białą, ozdobną ramę i nie mogłoby prezentować się bardziej dziewczęco. Zasłony w ich pokoju, pościel, a nawet tapeta były w kwiatowe wzory. „Chronimy wasze córki!” – obiecywał rodzicom wystrój internatu West Heath. „Tutaj nie słucha się rock and rolla’’, tutaj spódnice sięgają za kolano, a dziewczęta uczą się, jak przyrządzić przyszłemu mężowi soczysty kotlet szwajcarski!” – A podczas kolacji siedzieliśmy przy jednym stole. Oddychaliśmy tym samym powietrzem! Ja… Nie potrafię opisać, jakie to było super. On ma po prostu niesamowitą aurę!
– Mogę ci powiedzieć, skąd się bierze ta aura – odparła sucho Carolyn. – To przyszły król Wielkiej Brytanii.
– Wcale nie o to chodzi… – zaprotestowała Diana. – On jest jeszcze fantastyczniejszy niż na tych wszystkich zdjęciach w gazetach i czasopismach. Po prostu wszystko w nim jest fantastyczne!
– Nawet jego odstające uszy?
– To idealne odstające uszy – westchnęła Diana i pozwoliła, żeby Carolyn wsunęła jej w dłoń opakowanie żelek.
– Dobra, może od początku: gdzie go spotkałaś? – zapytała Carolyn, która zdążyła tymczasem zeskoczyć z łóżka i zanurkować pod nie.
Diana opowiedziała przyjaciółce, że Sarah zaprosiła księcia na weekendowe polowanie.
– Chciał, żebym mu pokazała galerię, ale Sarah pokrzyżowała mi plany. Stwierdziła, że książę jest jej gościem, więc to ona go oprowadzi i w ogóle nie ma o czym gadać.
– I pozwoliłaś jej?
– A co miałam zrobić? Ale nie mogłam się powstrzymać, żeby nie powiedzieć: „Pozwól przynajmniej, że ci pokażę, gdzie tam się zapala światło”.
Diana usłyszała dobiegający spod łóżka chichot Carolyn.
– Dobrze jej tak! Ale nie przejmuj się. Sarah na pewno się boi, że książę mógłby się tobą zainteresować. Doskonale wie, jaka jesteś ładna. Niedługo wszyscy mężczyźni będą się za tobą oglądać.
Diana wyprostowała się, przekrzywiła głowę i przyjrzała się odbiciu w lustrze. Na tle swoich pięknych, utalentowanych i wesołych sióstr czuła się jak brzydkie kaczątko.
– Nie rób takiej miny. – Carolyn wyłoniła się tymczasem spod łóżka ze stosem czasopism, które tam przechowywała. – Spójrz tylko na siebie! Twoje błękitne oczy będą łamać wszystkie serca. Boże, co ja bym dała za twoją brzoskwiniową cerę! I zawsze masz te lekkie rumieńce, jakbyś właśnie wróciła ze spaceru. – Z jękiem ponownie zanurkowała pod łóżko. – Podsłuchiwałaś ich przynajmniej, kiedy Sarah pokazywała księciu galerię?
Diana nie mogła się powstrzymać od uśmiechu.
– No pewnie! Och, Carolyn… On jest taki wykształcony! Znał wszystkich malarzy z tej galerii! Wiedział, który obraz został namalowany przez tego całego… van Dycka czy jak mu tam.
– Jasna sprawa, przecież jest od ciebie starszy o trzynaście lat. Mój ojciec też wie mnóstwo rzeczy.
– Ale w porównaniu z nim jestem głupia jak but. Mam beznadziejne stopnie.
Diana nie była tak pracowita jak jej siostra Jane ani tak ambitna jak Sarah. Znacznie więcej radości niż przesiadywanie w dusznej klasie sprawiały jej wycieczki szkolne do Darenth Park, gdzie mieścił się ośrodek opieki dla osób z niepełnosprawnością fizyczną i intelektualną.
Carolyn wyciągnęła spod łóżka kolejną stertę czasopism. Popatrzyła uważnie na Dianę.
– Twoje złe stopnie wcale nie oznaczają, że jesteś głupia. Jesteś po prostu leniwa. A przecież zdobywałaś puchary w turniejach pływackich i tanecznych.
– I co z tego?
– Dużo! To znaczy, że kiedy ci na czymś zależy, potrafisz być niesamowicie ambitna. Poza tym nie znam nikogo, kto potrafiłby tak czarować ludzi jak ty. – Carolyn usiadła u wezgłowia łóżka, chwyciła jedno z czasopism i zaczęła je kartkować, jakby czegoś szukała. – Czy Sarah i książę są teraz parą?
Rozmarzony uśmiech Diany zniknął.
– Nie wiem. Nie sprawiali takiego wrażenia. Flirtowali ze sobą, ale nie wyglądali na zakochanych, zwłaszcza Karol. Wydawał się raczej… – Diana wzruszyła ramionami – …smutny.
– Smutny? Książę Karol zdecydowanie wie, jak używać życia. Czy wuj jego ojca, tak uwielbiany przez Karola lord Mountbatten, nie powiedział przypadkiem ostatnio w wywiadzie, że syn jego siostrzeńca zajmuje się głównie zaliczaniem kolejnych panienek?
– Nawet jeśli tak, mężczyźni mogą się zmienić – powiedziała Diana, ale bez przekonania, bo przecież nie wiedziała o mężczyznach kompletnie nic. – Co robisz?
– Jestem o krok przed tobą i szukam informacji – wymruczała Carolyn, która nadal zawzięcie kartkowała czasopismo, ignorując takie nagłówki jak „The Rolling Stones znów w konflikcie z prawem: Keith Richards aresztowany za posiadanie narkotyków” czy „Mamma mia! Koncerty grupy ABBA robią furorę na całym świecie!”. Czasem, kiedy popołudnia w internacie szczególnie im się dłużyły, Diana i Carolyn kładły się na jednym łóżku i dla rozrywki czytały brukowce. – Wiedziałam, że kiedyś będę wdzięczna losowi, że zachowałam te wszystkie pisma. Bo przecież jest ta cała… Jak ona się nazywa?
– Fiona Watson? – podsunęła Diana.
– Nie… Ona była tak głupia, że zgodziła się na rozbieraną sesję zdjęciową w magazynie dla panów.
– Zgadza się. A co z tą księżniczką z Luksemburga?
– Zapomnij o niej. Jest katoliczką. Karol nie może jej poślubić, prawo na to nie zezwala. W grę wchodzi tylko narzeczona wyznania protestanckiego. Mam! – Carolyn wskazała zdjęcie. Przedstawiało księcia w stroju do gry w polo i młodą kobietę o dość specyficznej urodzie, stojących przed drzewem, w którego pniu wyryto inicjały. Towarzyszka księcia nie wyglądała jak ikona stylu. Miała na sobie zwykłą czerwoną koszulę i trzymała ręce w kieszeniach spodni.
– Camilla Parker Bowles – przeczytała Carolyn.
– Ale oni są tylko przyjaciółmi – powiedziała Diana. – Czy Camilla nie jest przypadkiem mężatką? Chyba nawet ma dzieci!
– I co z tego? Przecież dziadek stryjeczny Karola, Edward VIII, też zakochał się w zamężnej kobiecie i skończyło się to kryzysem abdykacyjnym. Poza tym to żadna tajemnica, że ani mąż Camilli, ani ona sama nie przejmują się zbytnio przysięgą małżeńską. I to właśnie od początku stanowiło problem: Camilla była już doświadczona, zdążyła się wyszumieć, a rodzina królewska chce, żeby Karol poślubił dziewczynę, która nie tylko będzie młoda i śliczna, ale też wyznania protestanckiego, o szlacheckich korzeniach i bardziej dziewicza niż Maryja Dziewica. Nic ich nie obchodzi, że żyjemy w roku 1977, kobiety już nie noszą staników i potrafią przetańczyć całą noc na koncercie Rolling Stonesów! Rodzina królewska szuka dla następcy tronu księżniczki z bajki.
Spojrzenie Diany znów powędrowało w stronę lustra.
1979
W dniu swoich osiemnastych urodzin Diana zdetonowała bombę. Podczas podwieczorku oznajmiła, że razem z przyjaciółkami zamierza wyprowadzić się z internatu do Londynu.
– Nie ma mowy! – warknął Johnnie Spencer.
Odłożył serwetkę na talerzyk deserowy, dając jasno do zrozumienia, że uważa zarówno dyskusję, jak i konsumpcję ciasta za zakończone. Diana podejrzewała, że zareagował tak ostro, ponieważ dwa razy z rzędu oblała egzaminy końcowe ze wszystkich pięciu przedmiotów i ojciec obawiał się, że bez jego nadzoru córka wyląduje na ulicy. Potem jednak spostrzegła, że pośpiesznie opuścił żaluzję tylko po to, żeby ukryć wzbierające w jego oczach łzy. Czyżby przeraziła go perspektywa, że straci również Dianę? Odkąd Jane i Sarah zamieszkały w Londynie, prawie ich nie widywał.
W końcu, zgrzytając zębami, musiał jednak wyrazić zgodę. Może dotarło do niego, że Diana nie czuje się już dobrze w Althorp, odkąd Raine zaprowadziła w rezydencji swoje porządki. A może to właśnie Raine przekonała go, żeby wreszcie wypuścił Dianę w świat.
Razem z przyjaciółkami – Carolyn, Virginią i Anne – Diana zamieszkała w dzielnicy South Kensington we wspaniałym apartamencie będącym własnością jej matki. Windy w kompleksie mieszkalnym były wyłożone mahoniem, mieszkańcy mieli też do dyspozycji należący do wspólnoty mieszkaniowej ogród. Dziewczyny wspólnymi siłami urządziły apartament w prostym, rustykalnym stylu i pomalowały ściany na pastelowe kolory. Diana znalazła pracę jako przedszkolanka, żeby mieć własne pieniądze. Ależ to była frajda wygłupiać się z maluchami! Dzieci nigdy nie udawały kogoś, kim nie były, i mówiły szczerze to, co myślały. Wieczorami, kiedy Diana wracała jako pierwsza, nastawiała muzykę. Czasem ona i jej przyjaciółki wspólnie przyrządzały posiłki, żeby odświeżyć wiedzę z nudnych kursów gotowania. Rodzice dopilnowali, żeby Diana na nie uczęszczała, bo przecież szanująca się dziewczyna musi wiedzieć, jak się przyrządza rostbef oraz Yorkshire pudding[2]! Te kursy były dla Diany koszmarem. Nie znosiła pozostałych dziewcząt z ich aksamitnymi opaskami na włosy i fałszywymi uśmieszkami. Poza tym za każdym razem grożono jej wyrzuceniem z zajęć, bo ciągle wsadzała palce do garnków z sosem.
Diana i jej przyjaciółki żywiły się prawie wyłącznie czekoladą i płatkami kukurydzianymi. Nieraz dzwoniły dla zabawy do ludzi z książki telefonicznej, którzy mieli dziwaczne nazwiska. Najchętniej jednak wylegiwały się na sofie, oglądały komedie romantyczne takie jak Grease albo Gorączka sobotniej nocy i wzdychały do Johna Travolty. Tymczasem nadeszła jesień, a w końcu spadły pierwsze płatki śniegu. Przyjaciółki od czasu do czasu wychodziły na randki i wszystkie po kolei zakochiwały się oraz przeżywały dramaty typowe dla pierwszych miłości. Diana też miała swoich wielbicieli, a z jednym nawet umówiła się kilka razy, ale zawsze dawała do zrozumienia, że tak naprawdę nie jest nim zainteresowana.
Także ona oddała komuś swe serce. Pokochała Londyn. Diana uwielbiała znikać w tłumie przechodniów, w ulicznym zgiełku, w który od czasu do czasu wdzierały się dźwięki robót budowlanych, muzyki oraz warkot silników piętrowych autobusów wożących turystów do Big Bena albo do pałacu Buckingham. Kochała bożonarodzeniowe wystawy w butikach z najnowszą modą. I ślizganie się po wilgotnym bruku w butach na płaskiej podeszwie. Z targu dolatywał smakowity zapach smażonej ryby z frytkami, z perfumerii rozchodziła się przyjemna woń, a kawałek dalej unosiły się kuszące aromaty z herbaciarni, zachęcające, by skosztować kruchych bułeczek – scones – z marmoladą i gęstą śmietaną. Diana uwielbiała nawet zatłoczone metro oraz koncert klaksonów dobiegający ze wszystkich stron, ilekroć zdarzyło jej się utknąć czerwonym sportowym autkiem swojej matki w londyńskim korku.
Czas szybko mijał, śnieg stopniał, w ogrodzie zakwitły pierwsze kwiaty, a Diana mogła znowu zabierać maluchy z przedszkola na dwór. Jeszcze nigdy nie czuła się równie wolna i beztroska.
Przyzwyczaiła się do wczesnego chodzenia spać. Przebierała się w piżamę, mościła wygodnie w łóżku i przed snem kartkowała czasopisma.
Pewnego piątkowego wieczoru do drzwi jej pokoju zastukała Carolyn.
– Zamierzamy pójść na drinka. Otwarto nowy bar. Idziesz z nami?
– Następnym razem.
Carolyn oparła się o futrynę i rozłożyła ręce.
– Co jest? – zapytała Diana, widząc, że przyjaciółka nie odrywa od niej wzroku.
– Masz tylu adoratorów, ale wszystkich zbywasz. Po prostu nie rozumiem, dlaczego tak się zachowujesz… Nie wiem też…
Diana opuściła czasopismo.
– Co robię?
– Czasami mam wrażenie, jakbyś… czekała na kogoś.
Diana parsknęła śmiechem.
– Czekała? Bo wieczorami wolę czytać?
Carolyn zmarszczyła czoło. Już miała się odwrócić, ale coś ją powstrzymało. Zapytała:
– Czy to z powodu księcia?
– Co masz na myśli?
– Nadal rozmyślasz o Karolu?
– Nie!
– Kartkujesz każde pismo, jakie wpadnie ci w ręce, bo szukasz wzmianek o nim.
Diana lubiła oglądać jego zdjęcia i odkrywać nowe szczegóły, jak na przykład to, że jego policzki – tak samo jak jej własne – często barwił lekki rumieniec, albo to, że zawsze miał idealnie równy przedziałek. Najchętniej oglądała wywiady z nim w telewizji, bo uwielbiała słuchać jego głębokiego, ciepłego głosu. Z namysłem dobierał słowa, a kiedy chciał położyć na coś szczególny nacisk, często splatał dłonie albo gestykulował prawym palcem wskazującym.
Mimo wszystko odpowiedziała przyjaciółce:
– To nieprawda. Nie mam pojęcia, co się teraz dzieje w jego życiu.
– Czyżby? – Carolyn usiadła w nogach łóżka Diany. – Nie spotyka się teraz przypadkiem z tą całą Sabriną Guinness?
– Ach, już od jakiegoś czasu nie. Na pewno doprowadzała jego rodziców do białej gorączki, bo towarzyszyła Rolling Stonesom w trasach koncertowych i miała romans z Mickiem Jaggerem. Poza tym spotykała się też z Jackiem Nicholsonem oraz Rodem Stewartem.
– No tak, fakt. Chodziło mi o Annę Wallace…
– Rozstali się.
Nienazwany wprost flirt Karola z Sarah, siostrą Diany, też dobiegł końca po tym, jak Sarah udzieliła dwóm reporterom wywiadu, w którym oznajmiła, że nie jest zakochana w następcy tronu.
Carolyn uniosła brwi.
– Ta płyta, która teraz gra… To nie są czasem Three Degrees?
– Tak, no i?
– Przecież to zespół, który grał na imprezie z okazji trzydziestych urodzin Karola. Sama opowiadałaś. Serio, wszystkie dowody świadczą przeciwko tobie.
Diana nie mogła uwierzyć we własne szczęście, kiedy otrzymała zaproszenie na trzydzieste urodziny Karola. Od ich spotkania w rezydencji Althorp House minął już rok. Sarah oczywiście nie była zachwycona.
– Czemu cię zaprasza?
Diana wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Ale naprawdę bardzo chciałabym pójść.
– Ja tam nie mam nic przeciwko – odparła lekceważąco Sarah.
Jeśli pominąć smakowite przekąski oraz zespół Three Degrees, dzięki któremu Diana mogła się wytańczyć przy rockowej muzyce na żywo, przyjęcie okazało się dla niej wielkim rozczarowaniem. Karola przez cały czas otaczały ślicznotki, których twarze mogłyby się znaleźć na plakatach reklamujących biżuterię z pereł albo perfumy. Poza standardowym „Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin” nie zamieniła z księciem ani słowa i ostatecznie wróciła do siebie bezgranicznie rozczarowana. Dlaczego po prostu do niego nie podeszła i nie zaproponowała, żeby z nią zatańczył? Dwa następne dni przeleżała w łóżku, bo nie miała na nic ochoty. Nie chciała już nigdy czuć tego szarpiącego bólu w piersiach, poczucia, że zawiodła samą siebie.
– Idziesz, Carolyn?! – zawołała Virginia. – Chłopaki czekają na dole.
– Myślę, że powinnaś iść – stwierdziła Diana z szerokim uśmiechem.
– Ostatni raz ci odpuszczam. Przy następnej okazji już się nie wywiniesz. Obiecasz mi, że dasz szansę Jamesowi Gilbeyowi? Jest tobą absolutnie oczarowany.
– Obiecuję – odparła Diana.
– W porządku. Bo naprawdę nie rozumiem, jak możesz tak odmawiać sobie świata.
Diana sama zrozumiała to dopiero wtedy, kiedy ponownie zobaczyła go w pewien weekend w roku 1980. Swojego księcia. Jeden z jego londyńskich przyjaciół, Philip de Pass, zaprosił Dianę na weekend do rezydencji swoich rodziców w New Grove. Na mecz polo.
– Książę też tam będzie – rzucił mimochodem.
Diana kurczowo trzymała się pomalowanego na biało ogrodzenia otaczającego boisko. W swoich żółtych ogrodniczkach i luźnym kardiganie nie pasowała do dam ubranych w modne sukienki koktajlowe i ekstrawaganckie kapelusze. Podczas gdy konie galopowały po rozległej połaci trawy, w pobliskim pawilonie wznoszono toasty szampanem. A kiedy gracze w skupieniu toczyli rozgrywkę, publika śmiała się i plotkowała nad przekąskami. Diana chciała czuć, jak jej twarz ogrzewają promienie słońca, wdychać zapach skoszonej trawy i zrytej końskimi kopytami ziemi. Chciała słyszeć okrzyki jeźdźców i rżenie koni, a nie brzęk kieliszków od szampana. Żaden mecz polo nigdy nie wydawał jej się równie fascynujący. Śledząc wzrokiem Karola, nie miała jednak pojęcia, kto wygrywa! Wpatrywała się w jego naprężone ciało. Silne, pewne ruchy. To, jak lewą ręką trzymał wodze, a prawą uniósł mallet, zamachnął się i – wiwaty! Gol! Diana aż podskoczyła z ekscytacji, podobnie jak jej serce.
Gdy tylko Karol opuścił boisko, opadli go dziennikarze. Z czarującą uprzejmością odpowiadał na wszystkie pytania. Zdawało się, że pochlebia mu bycie w centrum uwagi.
Diana westchnęła i opuściła podwinięte rękawy kardigana. Było tak samo, jak na przyjęciu z okazji jego trzydziestych urodzin. Spędziła z Carolyn długie godziny przed lustrem, zastanawiając się, co powinna włożyć, a ostatecznie książę i tak prawie nie zwrócił na nią uwagi.
Teraz dostała drugą szansę. W czasie wieńczącego weekend przyjęcia przy grillu Karol niepostrzeżenie wycofał się z tłumu i przysiadł na jednej z leżących w pobliżu bel siana. Prawdopodobnie chciał w spokoju zaczerpnąć świeżego powietrza, ale było więcej niż pewne, że nie miną dwie minuty, zanim ktoś znowu go zaczepi. To była dla niej szansa. Diana nie zamierzała pozwolić, by okazja znów wymknęła jej się z rąk.
Co będzie, jeśli się okaże, że książę jej nie pamięta?
Ale zaraz stanęła przed nim.
– Wasza wysokość – powiedziała i dygnęła. Jej serce łomotało jak szalone, tak że prawie nie słyszała własnego głosu. – Wyglądał pan tak samotnie, że pomyślałam, że dotrzymam panu towarzystwa.
– Liczyłem, że z kimś się tu spotkam – odrzekł. Sprawiał wrażenie wyczerpanego. – Niestety ta nadzieja okazała się płonna.
Omiótł ją wzrokiem od stóp do głów. Otworzył usta, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zrezygnował.
– Diana – przedstawiła się z pewnością siebie. – Jestem młodszą siostrą Sarah Spencer. Poznaliśmy się jakieś trzy lata temu, kiedy odwiedził pan naszą rezydencję w Althorp. Zaprosił mnie pan też na swoje urodziny.
– Wiem – odparł. – Po prostu… Bardzo się pani zmieniła.
Przyjaciółki mówiły Dianie już kilka razy, że odkąd zamieszkała w Londynie, rozkwitła. Ilekroć spoglądała w lustro, nie rozumiała, co dziewczyny mają na myśli. Widziała tylko, że w jej błękitnych oczach brakuje radosnego błysku. Wstydziła się też, że zawsze ma lekko zarumienione policzki.
– Odkąd ostatnio się widzieliśmy, minęło dużo czasu – podjęła temat. – Wiele się wydarzyło. Mieszkam teraz w Londynie, a obie moje siostry wyszły za mąż. Jane została żoną Roberta Fellowesa, to…
– …prywatny sekretarz mojej matki – dokończył książę. – Miły człowiek.
– A wuj pańskiego ojca, lord Mountbatten, nie żyje – dodała Diana po krótkiej chwili milczenia. – Proszę przyjąć moje kondolencje.
Lord Mountbatten stracił życie w zamachu, którego dokonali irlandzcy terroryści z IRA. Łódź rybacka wuja właśnie wypływała z portu, kiedy zdalnie zdetonowano podłożoną na pokładzie bombę. Oprócz Mountbattena zginęli też jego czternastoletni wnuk Nicholas Knatchbull, chrześniak Karola, oraz Paul Maxwell – piętnastolatek pomagający przy obsłudze łodzi.
Odkąd Diana pamiętała, Wielka Brytania zmagała się z konfliktem pomiędzy irlandzkimi katolikami a protestantami. Katolicy bronili prawa do zjednoczenia swojej niepodległej republiki Irlandii ze zdominowaną przez protestantów Irlandią Północną, której sześć hrabstw wcielono do Zjednoczonego Królestwa, kiedy brytyjski rząd podzielił wyspę w roku 1922.
Karol starał się nie okazywać bólu, lecz Diana widziała cierpienie w jego oczach.
– Dziękuję – powiedział.
Może lepiej byłoby zmienić temat. Diana nie chciała sprawiać mu przykrości, ale było jej go tak bardzo żal. Aż za dobrze pamiętała, jak osamotniona się czuła, kiedy zmarła jej najukochańsza babcia Cynthia, hrabina Spencer. Tylu ludzi ściskało wówczas dłoń Diany i składało kondolencje, ale nikt jej nie wziął w ramiona i nie przytulił.
Dlatego podjęła:
– Sarah opowiadała, że lord Mountbatten był panu niezmiernie bliski.
Książę potaknął.
– Tak. Był dla mnie jak ojciec.
Diana odważyła się usiąść obok księcia.
Karol zawahał się, a potem zaczął opowiadać.
– Byłem akurat na wyjeździe wędkarskim w Islandii, pośrodku pustkowia, kiedy dostałem wiadomość.
– To musiał być dla pana straszny cios. Wyglądał pan tak smutno w kościele podczas mszy pogrzebowej. Ogromnie mnie to poruszyło.
Spojrzał na nią i coś w jego wzroku kazało Dianie kontynuować.
– Serce mi krwawiło, kiedy patrzyłam na pana.
– Bardzo się starałem, żeby nie okazywać światu mojego cierpienia z powodu tej straty. Gdybym się rozpłakał, ojciec potraktowałby to jak kolejny dowód mojego słabego charakteru. Z wujem Dickiem mogłem otwarcie rozmawiać o wszystkim, bez obawy, że mnie surowo oceni albo wydrwi.
Na moment zapadło milczenie. Diana położyła dłoń na jego zaciśniętej pięści. Karol spojrzał na jej rękę, a potem w jej oczy.
– Musi pan być okropnie samotny. Często myślę o panu. – Diana poczuła, że palą ją policzki. – To znaczy… Wszyscy myślimy.
Kiedy książę się uśmiechnął, zdawało się, że opadł z niego ciężar. To był zupełnie inny uśmiech niż te, którymi obdarzał dziennikarzy. Ujął wisiorek z literą D, który nosiła na łańcuszku, i przyjrzał mu się w zamyśleniu. Przyjaciółki podarowały go Dianie na urodziny.
– Diano… – zaczął, zwracając ku niej twarz, niemal jakby zamierzał ją pocałować.
Jej całe ciało było jednym wielkim bijącym sercem.
– Sir.
– Wybiera się pani z powrotem do Londynu? Chętnie odwiozę panią moim autem.
Diana zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
– To bardzo miłe z pana strony. Jest pan prawdziwym dżentelmenem.
– Księciem – poprawił ją.
– Księciem – powtórzyła i uśmiechnęła się przepraszająco, po czym wstała. – Może następnym razem.
Chociaż ogromnie ucieszyłaby ją przejażdżka szybkim sportowym autem Karola, książę nie powinien myśleć, że jest łatwa. Diana nie zamierzała się zadowalać jedną nocą w książęcych komnatach. Chciała czegoś więcej. Pragnęła, by książę Walii oddał jej serce.
– A będzie następny raz? – zapytał książę i również wstał.
– Jeśli pan zechce.
– Gdzie będę mógł panią znaleźć?
– Jest pan przyszłym królem – odrzekła Diana. Dygnęła głęboko, spoglądając przy tym z szacunkiem na księcia.
Karol rozchylił usta, a jego oczy nagle wydały się ciemniejsze. Zdawało się, że podoba mu się jej pokora.
– Jestem pewna, że znajdzie pan sposób – rzuciła. Na pożegnanie obdarzyła go jeszcze kokieteryjnym spojrzeniem przez ramię.