Kamienie, z uwagi na swoją trwałość, fascynowały ludzi od zarania dziejów. W książce „Lapidarium. Sekrety kamieni” Hettie Judah opisała te z nich, które w sposób szczególny zapisały się w historii ludzkich dziejów.
Każdy rozdział w tej książce wydaje się zbyt krótki. Informacje na temat kamieni, które Hettie Judah w nich zawarła są bez wyjątku tak ciekawe i skondensowane, że w konsekwencji pozostawiają niedosyt. Podzielona na sześć sekcji tematycznych książka „Lapidarium. Sekrety kamieni” omawia – mówiąc w największym skrócie – to, jaką rolę odegrał kamień w kształtowaniu ludzkiej kultury. Pojawia się więc tutaj religia, władza, technologia, sztuka, a zatem te dziedziny, w których rozwoju skarby wydobyte z ziemi miały istotne znacznie, od praktycznego po symboliczne. Czytelnik dowie się z tej publikacji między innymi, dlaczego alchemicy poszukiwali cynobru i siarki, jak jadeit kształtował chińską filozofię, czy też jak Michał Anioł wykorzystywał marmur w swoich dziełach.
Autorka wybrała sześćdziesiąt różnych kamieni, od powszechnie znanych, jak bursztyn czy diament, po te bardziej egzotyczne. Każdemu z nich Hettie Judah poświęciła osobny rozdział, opowiadając o jego pochodzeniu, właściwościach, a przede wszystkim o roli, jaką odegrał w historii ludzkich dziejów. Przewijają się więc na kartach tej książki wielkie postaci z różnych epok, najdawniejsze tradycje i wierzenia, odrobina magii i folkloru, pasjonujący podróżnicy, odkrywcy i wynalazcy, kolekcjonerzy, artyści, ekscentryczni bogacze. Dla miłośników kamieni ta mnogość postaci orbitujących w ich otoczeniu nie jest niczym nowym, ale przeciętnego czytelnika może przyprawić o zawrót głowy uświadomienie sobie jak wielu ludzi na różnych etapach dziejów cywilizacji miało związek z różnymi kamieniami i odnosiło się do nich na różne sposoby.
Ciekawym i zaskakującym stwierdzeniem we wprowadzeniu do sekcji „Kamienna technologia” jest to, iż z całą pewnością możemy powiedzieć, że wciąż żyjemy w epoce kamiennej, z uwagi na olbrzymią skalę wydobycia i użytkowania różnego rodzaju kamieni na potrzeby branży budowlanej. Jak zauważa autorka wydobycie piasku i żwiru celem wznoszenia nowych budynków na całym świecie przewyższa wydobycie wszystkich innych surowców pozyskiwanych przez branżę wydobywczą. Ponadto urządzenia elektroniczne, które użytkujemy na co dzień, a których stale przybywa, także potrzebują do swego funkcjonowania pierwiastków pozyskiwanych ze skał magmowych. Nasza rzeczywistość nadal kręci się wokół kamieni, choćby wydawało się nam, że naprawdę daleko odeszliśmy od cywilizacji starożytnych, dla których kamienie były budulcem, ozdobą czy obiektem kultu.
Książka „Lapidarium. Sekrety kamieni” jest bogato ilustrowana, co ułatwia wyobrażenie sobie opisywanych kamieni. ■Robert Wiśniewski
Lapidarium. Sekrety kamieni
Przekład: Andrzej Wojtasik
Wydawnictwo Buchmann
Premiera: 23 października 2024
Spomiędzy kamiennych kolumn podziemnej pałacowej cysterny w Istambule wyzierają głowy dwóch Gorgon o ogromnych, nieruchomych oczach. Cysterna pochodzi z VI wieku naszej ery, z czasów panowania wielkiego bizantyjskiego cesarza Justyniana I, który wzniósł ją wraz z wieloma innymi obiektami w ramach przebudowy miasta. Przez piętnaście wieków odcięte głowy znajdowały się pod wodą, a działanie glonów nadało im nieziemski zielony odcień. Nie wykuto ich po to, by były w tym miejscu, nie miały stać krzywo i wspierać kolumn pogrążone w wilgoci i ciemności. Niegdyś zajmowały wyeksponowane miejsce w jakiejś dużo starszej pogańskiej budowli, której ich przerażające spojrzenie miało strzec niczym talizman. Gdy została ona spustoszona, kamieniarze chrześcijańskiego cesarza przenieśli je – i pozbawili ochronnej mocy.
Mit Meduzy, jednej z trzech Gorgon, to opowieść o kamieniu. W odróżnieniu od swoich sióstr była ona śmiertelna. Perseusz ściął jej głowę ciosem harpe, miecza o zakrzywionym ostrzu. Nawet po śmierci jej spojrzenie mogło zamieniać w kamień wszystko, na czym spoczęło. Według opisu Owidiusza, gdy Perseusz, chcąc obmyć dłonie, delikatnie umieścił głowę Meduzy na miękkim podłożu z morskich roślin, te przekształciły się w pierwsze koralowce.
Działalność wężowowłosej kobiety o wzroku zdolnym zamienić żywą materię w kamień wydaje się całkiem rozsądnym wyjaśnieniem tego, czemu świat wypełniają monolity, iglice, bajeczne kominy, stalagmity i głazy, które sprawiają niepokojące wrażenie, jakby zaraz miały ożyć. Ostatecznie przekonanie, że możemy skamienieć pod czyimś spojrzeniem, nie jest mniej racjonalne niż wiara, że pojedynczy diament może związać dwoje ludzi wieczną miłością. Albo że góry się wypiętrzają, kontynenty są w ruchu, a coś wypycha skarby z wnętrzności Ziemi. Nam, ludziom, łatwiej jest myśleć o abstrakcyjnych pojęciach, takich jak wieczność, niż przestawić się na wyobraźnię geologiczną i podążać za zawartymi w kamieniu wskazówkami, które prowadzą nas ponad cztery i pół miliarda lat wstecz, do początków naszej planety, gdy była ona rozżarzoną kulą.
W przeszłości opowieści pomagały nam zrozumieć niepojęty czas trwania świata. Legendy o przedwiecznym potopie pozwalały wyjaśnić, czemu w skałach na szczytach górskich można natknąć się na muszle morskich stworzeń. Ogromne skamieniałe kości i zęby – wyrzucane przez morze na brzeg i odsłaniane przez kruszące się ściany klifów – dowodziły istnienia gigantów rządzących niegdyś Ziemią. Czasami skała pękała, ukazując ciało pradawnego potwora. Spektakl stalaktytów i stalagmitów rosnących w wapiennych jaskiniach ujawniał cud kamiennych narodzin: kamienną materię formującą się w łonie Matki Ziemi.
Kamień nie tylko dowodził istnienia odległej i tajemniczej przeszłości, lecz również dostarczał ludziom narzędzi, które zapewniały postęp: od najdawniejszych prymitywnych pięściaków, przez przybory do cięcia i szlifowania, po rzadkie minerały, które są fundamentem współczesnej epoki informatycznej. Jako ozdoby kamienie budzą skojarzenia z bogactwem, a często również z korupcją. Żołnierze najeźdźczych armii zdobili zbroje, by pokazać swoją potęgę, i plądrowali podbite terytoria w poszukiwaniu mineralnych skarbów: ze skarbców grabiono kosztowności; z ziemi wydobywano klejnoty, jadeity i marmury; łupiono też świątynie i plądrowano pałace, a zabierane stamtąd kamienne rzeźby umieszczano w nowych miejscach i nadawano im nowe funkcje, jak w przypadku głów Gorgon w cysternie Justyniana.
Ludzie snuli swe opowieści i budowali coraz bardziej wyrafinowane relacje z otoczeniem, a jasne otoczaki i inne kamienne skarby wybierano, by towarzyszyły zmarłym w zaświatach. Formacje wyróżniające się w krajobrazie dostarczały szczegółów opowieści o stworzeniu: bliźniacze zagłębienia wysoko w skale były oczami podstępnego ducha ścigającego siostry przez setki mil pylistej krainy; szczyty i szczeliny w żywej skale były uśpionymi organami rozrodczymi potężnych górskich bóstw. Kamień – zarówno jako źródło pigmentu, jak i trzymany w ręku totem – wyrażał cześć dla duchów, które ożywiały tajemnicze zmienne zjawiska: księżyc i pływy morskie, wiatry i pogodę, obfitość i płodność. Monolity wyznaczały święte miejsca i stanowiły ramy rytualnej przestrzeni.
Chcąc wysławiać naszych bogów – i nas samych – zwracaliśmy się ku pięknu kamienia i kroiliśmy go, aby zdobić powierzchnie świątyń i pałaców. Michał Anioł odwiedzał Carrarę i Pietrasantę, by przechadzać się wśród kamieniarzy, i wspinał się po górach w poszukiwaniu białego jak cukier marmuru, z którego powstawały jego rzeźby. Rzeźbiony kamień przekazuje nam ideały piękna wcześniejszych pokoleń: alabaster nauczył osiemnastowiecznych Europejczyków, jak powinno wyglądać ludzkie ciało. Na początku XX wieku rzeźbiarze pozwolili prowadzić się kamieniowi, szukając ukrytych w nim form. Prowadzone przez alchemików poszukiwania mitycznego kamienia filozoficznego napędzały odkrycia naukowe w Indiach, Chinach, Afryce Północnej, na Bliskim Wschodzie i w Europie. Alchemicy wyobrażali sobie, że kamień ten to coś żywego, produkt rozmnażania minerałów, który potrafi przekształcać jeden rodzaj metalu w drugi i przedłużać ludzkie życie.
To prawda, że kamienie rzadko cechuje kamienna niezmienność: nie są ani nieruchome, ani nieprzemijalne, lecz ich transformacja zachodzi w skali czasowej innej niż ludzka. Współcześni filozofowie zachęcają nas, by myśleć jak kamień, by porzucać przekonanie, że ludzkie życie jest miarą wszystkich rzeczy, i by wyobrażać sobie zmiany zachodzące w powolnym tempie, w jakim ulegają przemianie góry.
Książka Lapidarium przypomina rzeczywiste lapidaria, miejsca przechowywania i prezentacji okazów kamieni – stanowi nieco chaotyczną kolekcję ciekawostek o „kamiennej” tematyce. Zielony miedziany dach lapidarium w praskim Muzeum Narodowym kryje fragmenty architektoniczne i rzeźby, z których część pochodzi z XI wieku. Lapidarium w Awinionie mieści greckie, rzymskie i etruskie rzeźby, a także potrzaskane pozostałości dawniejszych dzieł egipskich i celtyckich. To lapidarium ma formę książki z opowieściami. Każda z nich dotyczy innego kamienia, od ałunitu po turkus, obejmują one miejsca na całym globie (a także poza nim), sięgają w przeszłość aż do początków Ziemi. Niczym fale, które oblewają kamienistą plażę, opowieści te wędrują od tematu do tematu, chwytając fragmenty archeologii, geologii, mitologii, literatury, nauki, socjologii i filozofii.
Żaden autor nie jest w stanie specjalizować się w tak wielu dziedzinach: punktem wyjścia była dla mnie historia sztuki, a inne pokrewne tematy zgłębiałam z fascynacją i entuzjazmem. Mam nadzieję, że te uczucia udzielą się czytelnikom i czytelniczkom. Oczywiście w każdym muzeum jest miejsce na sztukę, a w Lapidarium pojawia się ona dość często, choć nie zawsze tam, gdzie można by się jej spodziewać. Nie jest to książka o sztuce, ale podejmuje tematy, które bardzo interesują artystów, takie jak ekologia, głęboki czas, rozwój idei piękna, prawa rządzące zjawiskami przyrodniczymi, konstrukcja tożsamości, starożytna mądrość i niezachwiane poczucie, że w niektórych przedmiotach – być może również w kamiennym wizerunku Meduzy – zamieszkuje ożywiający je duch.
Przez Lapidarium można wędrować różnymi ścieżkami. Poszczególne opowieści zostały pogrupowane wokół sześciu tematów, zachęcam jednak do bardziej zabawowego podejścia – kamienie mają zastosowanie w wielu grach, wystarczy przypomnieć puszczanie „kaczek” lub chińskie go – i czytania ich w dowolnej kolejności. Lektura tej książki pozwoli nam zrozumieć, w jaki sposób ludzka kultura ukształtowała kamień i jaką rolę kamień odegrał w kształtowaniu ludzkiej kultury.
KAMIENIE I WŁADZA
Kamienie szlachetne lśnią na koronach i berłach, zdobią wielkie sale, dodając im splendoru. Opisują nie tylko bogactwo mineralne państwa, ale także zasięg panowania monarchów. Z insygniów królów i kamieni, z których zbudowano ich pałace, można odczytać, nad jakimi szlakami handlowymi sprawują kontrolę i jakimi odległymi terytoriami władają: lapis-lazuli z Afganistanu, rubiny z Birmy, szmaragdy z Kolumbii lub marmur z Morza Śródziemnego. Katarzyna Wielka dowodziła bogactwa Rosji, nosząc gorsety wyszywane klejnotami. Szaty Elżbiety I mieniły się perłami symbolizującymi dziewictwo królowej. Kamienie szlachetne pomagają budować nieziemską aurę towarzyszącą władzy niczym niebiańskie światło.
Legenda głosi, że kamienie nie tylko wyrażały władzę, ale także nią obdarzały. Głaz zwany Lia Fáil, znajdujący się w miejscu dawnej siedziby królów Irlandii w hrabstwie Meath, był kamieniem koronacyjnym, o którym mówiono, że ryczy, gdy dotknie go prawowity król. Jednym z brytyjskich klejnotów koronnych jest Szafir Świętego Edwarda – rzekomo nosił go Edward Wyznawca, król Anglii z XI wieku. Kiedyś, gdy żebrak poprosił go o jałmużnę, pobożny monarcha podarował mu pierścień, który zdjął z palca. Wiele lat później dwóm pielgrzymom, którzy utknęli w Ziemi Świętej, zaoferowano schronienie: ich gospodarz dał im pierścień z szafirem i przekazał wiadomość od Jana Ewangelisty, że król Edward dołączy doń w niebie. Tak oto uznano, że kamień jest obdarzony boskim autorytetem*.
Walka o władzę nad jakimś terytorium jest często walką o bogactwa mineralne: rudy, paliwa kopalne, materiały budowlane i inne cenne substancje wydobywane z ziemi, by wzbogacić monarchów (i korporacje) w ich odległych o setki mil siedzibach. Geologia nie jest neutralną nauką: z analizowaniem, kategoryzowaniem i nadawaniem nazw rzeczom wiąże się władza. W XIX wieku badania geologiczne zwiększyły efektywność wyścigu o wydobycie zasobów i zapewniły rozwijającym się imperiom paliwo i surowce: badanie geologiczne przeprowadzone w Indiach przez Kompanię Wschodnioindyjską w 1851 roku doprowadziło do odkrycia złóż węgla i rud żelaza, co umożliwiło rozwój sieci kolei1.
W powieści Niewidzialne miasta z 1972 roku Italo Calvino opisuje między innymi Sofronię złożoną z dwóch „półmiast”. W jednym znajdują się cyrki i kolejki górskie, w drugim – kamienne i marmurowe banki, pałace i szkoły. Jedna połowa miasta jest stała, druga – prowizoryczna: „I tak co roku przychodzi dzień, w którym robotnicy zrywają marmurowe frontony, zwalają kamienne mury i betonowe filary, rozmontowują ministerstwo, pomnik, doki, rafinerię ropy, szpital, ładują je na przyczepy, aby pojechać doroczną trasą od placu do placu”**.
Kamień i marmur wyrażają trwałość, a wraz z nią wiarygodność i autorytet. W Londynie architektura władzy przyodziana jest w blady oolit wapienny wydobywany na wyspie Portland w hrabstwie Dorset. Z portlandzkiego wapienia zbudowano pałac westminsterski, katedrę Świętego Pawła, siedzibę Banku Anglii, gmach Muzeum Brytyjskiego, część pałacu Buckingham i Tower Bridge.
Jednak kamienne ruiny stanowią potężny symbol nietrwałości wszelkiej władzy: upadłych imperiów, obalonych despotów, ległych w gruzach plantacji, nad którymi czuwają już tylko duchy.
AŁUNIT
Na skałach i starym moczu można było zbić fortunę. Potrzebna była tylko odpowiednia skała. I odpowiedni przepis. Ałun był jedną z podstawowych substancji wykorzystywanych przez alchemików. Znano go i stosowano w Chinach, Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, odkąd tylko ludzie wzięli się do warzenia mikstur. Ałun, czyli dwunastowodny siarczan glinowo-potasowy, to jeden z niewielu związków chemicznych wymienianych w starożytnych tekstach protonaukowych, które udało się zidentyfikować. W Mezopotamii i starożytnym Egipcie używano go do garbowania skór, produkcji tekstyliów i wytwarzania (niezwykle toksycznych) preparatów medycznych. Dobrze sprawdza się między innymi jako zaprawa farbiarska – środek wspomagający wchłanianie i utrzymywanie się barwników – której angielska nazwa mordant wywodzi się od łacińskiego mordere („gryźć”), co wskazuje na właściwości żrące. Te cechy ałunu sprawiły, że zarówno sama substancja, jak i przepis na jej ekstrakcję z ałunitu stały się niezwykle cenne, a europejski handel ałunem w okresie od XV do XVIII wieku był areną przepychanek szwindli i nadużywania uprawnień (wiele z tych nadużyć odbywało się w imieniu papieża).
Przez wieki Europa zaopatrywała się w barwne tkaniny w Konstantynopolu. Bizantyjskie miasto z wielkimi kopułami było rynkiem jedwabi, które łopotały w powietrzu i przyciągały wzrok niczym upierzenie egzotycznych ptaków; konstantynopolitańskie warsztaty produkowały mieniące się barwami hafty, a kupcy dostarczali pigmenty i zaprawy farbiarskie, które pozwalały nadawać wełnianym tkaninom wspaniałe kolory. W Europie uprawiano urzet, z którego produkowano barwnik niebieski, marzanę, której korzeń dostarczał barwnika czerwonego, oraz kilka innych roślin o podobnym zastosowaniu. Żaden jednak z wytwarzanych tą metodą kolorów nie dorównywał intensywnością tym, które uzyskiwano z importowanych indygo, kermesu2 i szafranu. W zamian za jedwabie, barwniki i przyprawy oferowano drewno, miód, sól, wosk i futra oraz – aż do IX wieku – zniewolonych członków innych europejskich ludów3.
W 1453 roku wojska tureckie zdobyły Konstantynopol. Wielkie muzułmańskie imperium sułtana Mehmeta II zajęło miejsce chrześcijańskiego Bizancjum, zyskując kontrolę nad szlakami handlowymi we wschodniej części Morza Śródziemnego. Włoscy kupcy zaopatrywali się u Turków w ałun i barwniki, jednak drażniło ich, że rodzimy przemysł tekstylny był zależny od kaprysów wrogiej potęgi.
Jednym z Włochów, którzy działali w Bizancjum, był Giovanni de Castro, kupiec tekstylny o dobrych koneksjach. W Konstantynopolu prowadził wytwórnię barwników, a w pobliżu Smyrny4 nadzorował produkcję ałunu. De Castro badał okolice Rzymu i odkrył ałunit na wzgórzach Tolfa w pobliżu Civitavecchia, 70 kilometrów od Watykanu. Wysłannicy, którzy przybyli z Rzymu, „ze szczęścia ronili łzy, trzykrotnie klękali, wielbili Pana i wychwalali Jego dobroć za to, że tak szczodrze ich obdarował”. Budowano przetwórnię ałunu, która rozpoczęła pracę w 1459 roku5. Papież Pius II „postanowił wykorzystać dar Boga dla Jego chwały w wojnie tureckiej i wezwał wszystkich chrześcijan, aby odtąd kupowali ałun tylko od niego, a nie od niewiernych”6. Europejski handel ałunem stał się w ten sposób papieskim monopolem prowadzonym przez ród Medyceuszy, który nie przebierał w środkach, aby stłumić konkurencyjne źródła7.
Tak rozpoczął się skomplikowany taniec między siłami uprzedzeń, mody, ekonomii i Kościoła katolickiego. Żywe tkaniny, które niegdyś zapewniały Bizancjum wiodącą pozycję w europejskiej modzie, zaczęto postrzegać jako „splamione Wschodem” – i nie chodziło tylko o odcień, lecz również o skazę moralną. Jaskrawe kolory były „nieeuropejskie”. Zamiast tego wielkie europejskie dwory zwróciły się ku czerni, na czele z Karolem V Hiszpańskim, który nieprzypadkowo panował również nad Flandrią – od XI wieku centrum północnoeuropejskiego przemysłu tekstylnego i źródłem luksusowych, nasyconych czarnych tkanin8. Wełnę importowaną z Anglii najpierw farbowano w urzecie, a następnie w marzanie i ałunie. Flandria zaopatrywała katolickie dwory Karola V i Filipa II we wspaniale wykonane czarne stroje. Filip II przyjmował na dworze gości tylko ubranych na czarno, co z kolei wzbogaciło północne części imperium. Zasady dotyczące ubioru ustalone przez dwór królewski rozbudziły apetyt, który rozprzestrzenił się na wszystkie warstwy społeczne9.
Później czarna odzież upowszechniła się wśród bogobojnych protestantów z Europy Północnej, odpowiadała bowiem zarówno ich zamiłowaniu do pięknych rzeczy, jak i pragnieniu zewnętrznej skromności: monochromatyczność odróżniała ją od importowanych luksusów. Wraz ze wzrostem popytu na ałun wzrosła również cena ustalona przez Watykan. Papież Leon X, urodzony jako Giovanni di Lorenzo de’ Medici, roztrwonił majątek – zarówno własny, jak i Watykanu – na dzieła sztuki, książki i wzniesienie Bazyliki Świętego Piotra. Aby podreperować finanse, podniósł cenę ałunu oraz nakazał sprzedaż odpustów – za opłatę penitenci mogli zostać zwolnieni od pokuty za popełnione grzechy i wykroczenia. Pierwsza z tych decyzji spowodowała, że Flandria i inne terytoria uległy pokusie handlu z Turkami. W konsekwencji niemiecki teolog Marcin Luter ogłosił swoje 95 tez – wezwanie do publicznej dysputy religijnej na temat istoty i skuteczności odpustów – co zapoczątkowało ciąg wydarzeń, które doprowadziły do jego ekskomuniki i powstania reformacji.
Anglicy, podobnie jak wcześniej Flamandowie, zdali sobie sprawę, że sprzedaż niefarbowanej wełny jest mniej opłacalna niż handel gotowymi tkaninami, i już w początkach XVI wieku podjęli działania, których celem była poprawa kondycji krajowego przemysłu tekstylnego. W 1545 roku protestancki Henryk VIII zakupił znaczne zasoby ałunu z papieskich manufaktur. Po prawdzie wymienił go na dużą ilość ołowiu, którym dysponował po rozwiązaniu angielskich klasztorów10.
Jednak ołów nie zawsze był dostępny, a jeśli Anglia miała produkować gotowe tkaniny, potrzeba było ałunu. Już za panowania Elżbiety I przyznano pierwsze monopole na poszukiwanie i produkcję angielskiego ałunu, jednak nie przyniosło to spodziewanych efektów. Hiszpanie, z powodu ciągnących się waśni z Anglikami, zatrzymywali angielskie łodzie załadowane ałunem, gdy te próbowały przekraczać Cieśninę Gibraltarską. Stan krajowego przemysłu farbiarskiego był opłakany. Według jednej ze współczesnych relacji: „Tylko ktoś, kto nie może sobie pozwolić na nic innego, będzie wdziewał tkaniny farbowane w tym królestwie”. Listy farbiarzy z końca XVI wieku ujawniają stosowanie tak kuszących barw, jak: sheep’s colour [kolor owczy], motley [pstry], new sad colour [nowy smutny kolor], puke [rzygowiny] (czarnogranatowy)*, devil in the hedge [diabeł w żywopłocie] (brudna czerwień), pease-porridge tawny [płowy w odcieniu puddingu z groszku] i goose-turd green [zieleń w odcieniu gęsiego łajna]11.
Wreszcie w 1607 roku konsorcjum kierowane przez sir Thomasa Chalonera odkryło łupki ałunowe w północno-wschodniej części hrabstwa Yorkshire. Chaloner był światowcem i odwiedzał wcześniej kopalnie ałunitu w Niemczech i we Włoszech, a także niektóre pomieszczenia manufaktur produkujących ałun w Civitavecchia. Odnalazł skałę, nie znał jednak metody. Nie udało mu się zbadać we Włoszech całego procesu wytwarzania ałunu, ale znalazł sposób na obejście tego problemu: przekonał włoskich robotników, by wybrali się z nim do Anglii. Według apokryficznej wersji tej opowieści Chaloner przemycił dwóch z nich z portu Civitavecchia ukrytych w beczce12.
Whitby stało się głównym ośrodkiem produkcji ałunu w Anglii, choć musiało upłynąć wiele dekad, nim zaczęto wytwarzać ten związek w opłacalnych ilościach. Bogate w węgiel łupki ałunu wycinano z klifu i rzucano na stosy chrustu, by wypalać na wolnym ogniu podtrzymywanym przez dziewięć miesięcy. Przez ten czas skała zmieniała się w proszek – mieszankę siarczanu żelazawego i siarczanów glinu zmieszanych z nierozpuszczalnymi pozostałościami krzemianów. Następnie przepłukiwano go w celu wychwycenia siarczanów, a płyn przenoszono do ałunowni, gdzie po dodaniu moczu, dostarczanego do Whitby z Sunderland i Newcastle, zachodziła przemiana w siarczan amonowo-glinowy. Ostatnim krokiem było doprowadzenie tej wykwintnej mikstury do precyzyjnego punktu nasycenia, w którym zachodziła krystalizacja ałunu i wytrącenie niepożądanego siarczanu żelazawego. Jak pisze historyk geologii Roger Osborne, było to kluczowy moment tego iście alchemicznego procesu przemiany skały i moczu w złoto, a metoda wyznaczania owego punktu była sekretem wytwórcy ałunu: jeśli jajko umieszczone w roztworze ałunu unosi się na powierzchni, stężenie jest prawidłowe13.
Dzięki własnym zasobom ałunu Anglia była w stanie produkować barwione wełniane tkaniny na potrzeby handlu międzynarodowego. Ponure odcienie odzieży – niegdyś preferowane ze względu na kulturowy i ekonomiczny bojkot „egzotycznego” Wschodu – nadal są w użyciu; to podstawowa gama barwna garniturów dla dżentelmenów. Pingwini stój obowiązujący w biznesie, prawie i dyplomacji zawdzięczamy dawnym metodom przemysłu chemicznego, stuleciom wrogości między Europą a imperium osmańskim, papieskim monopolom handlowym oraz wielkim kadziom wypełnionym sproszkowaną skałą i moczem.