W naszej historii falami przychodziły epidemie i katastrofy naturalne, nowe idee i rewolucje, czasy rozkwitów i upadków imperiów. Fala, która nadchodzi tym razem, zmieni wszystko.


Mustafa Suleyman jako współzałożyciel pionierskiej firmy DeepMind zajmującej się rozwijaniem sztucznej inteligencji znalazł się w samym centrum trwającej obecnie rewolucji. W swojej przełomowej książce „Nadchodząca fala” pokazuje, że AI – w której pokładamy tyle nadziei – może stać się bronią obosieczną.

• Wzburzenie powierzchni
Algorytmy samodzielnie zaczynają grać w gry i układać przynoszące zwycięstwo nowe strategie. W 2016 roku pierwszy raz program AI pokonał człowieka w go.

• Powstanie fali
W roku 2022 pojawia się przełomowy Chat GPT, drukarki 3D drukują elementy, z których buduje się domy, autonomiczne kombajny i traktory przejmują opiekę nad uprawami, rozwijają się techniki „zaprogramowanego odmładzania”.

• Tsunami
Technologia deepfake pozwala na sianie chaosu na niespotykaną skalę, powstaje inteligentna broń, państwa wykorzystują systemy rozpoznawania twarzy do zwiększania nadzoru nad obywatelami. W Chinach rodzą się pierwsze dzieci ze zmodyfikowanym DNA. Dzięki inżynierii genetycznej możliwe staje się eliminowanie szkodliwych dla człowieka gatunków. AI dostaje możliwość manipulowania życiem.

***

• Nadchodząca fala to fascynująca, znakomicie napisana i ważna książka. Rozpatruje egzystencjalne zagrożenia, jakie sztuczna inteligencja i biotechnologia stwarzają dla ludzkości, a zarazem proponuje praktyczne rozwiązania na rzecz zażegnania niebezpieczeństwa. Nadchodząca fala technologiczna niesie obietnicę obdarzenia ludzkości boską mocą kreacji, ale jeśli nie będziemy nią mądrze dysponować, może nas zniszczyć.
– Yuval Noah Harari

• Nadchodząca fala sztucznej inteligencji i biologii syntetycznej sprawi, że następna dekada będzie najlepsza w historii ludzkości. Albo najgorsza. Mustafa Suleyman jak nikt inny rozumie i wyjaśnia stojące przed nami kolosalne wyzwania. To pozycja obowiązkowa, dająca do myślenia, aktualna, napisana niezwykle sugestywnym, przystępnym stylem. Powinien ją przeczytać każdy, kto chce zrozumieć oszałamiającą moc tych technologii.
Erik Brynjolfsson, dyrektor Digital Economy Lab w Institute for Human-Center AI na Uniwersytecie Stanforda

• Ta ważna książka stanowi głośny sygnał ostrzegawczy. Drobiazgowo nakreśla zagrożenia i możliwości stwarzane przez ekscytujący postęp naukowy ostatnich lat. Nadchodząca fala obfituje w interesujące fakty, uderzające argumenty i fascynujące obserwacje; to lektura obowiązkowa.
– Daniel Kahneman, laureat Nagrody Nobla, autor bestsellera Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym

• Nadchodząca fala przekonująco i pouczająco dowodzi, że zaawansowane technologie przeobrażają wszystkie aspekty społeczeństwa: władzę, bogactwo, wojny, pracę, a nawet relacje międzyludzkie. Czy zdołamy zapanować nad nowymi technologiami, zanim te zapanują nad nami? Mustafa Suleyman, jeden z najwybitniejszych na świecie twórców sztucznej inteligencji i wieloletni orędownik działania rządów, wielkich firm technologicznych i społeczeństwa obywatelskiego na rzecz dobra wspólnego, to idealne źródło odpowiedzi na te kluczowe kwestie.
Jeffrey D. Sachs, profesor Uniwersytetu Columbia, prezes oenzetowskiej Sieci Rozwiązań na rzecz Zrównoważonego Rozwoju (The UN Sustainable Development Solutions Network)

Mustafa Suleyman – współzałożyciel i dyrektor generalny firmy Inflection AI, a wcześniej współzałożyciel DeepMind Technologies, pioniera w dziedzinie tworzenia sztucznej inteligencji (obecnie będącego częścią Google). Jego zaangażowanie w rozwój etycznych zastosowań AI przyczyniło się do rewolucji w dziedzinie uczenia maszynowego i stanowi fundament dla tworzenia nowych standardów oraz kierunków w rozwoju technologii przyszłości.

Michael Bhaskar – brytyjski pisarz i wydawca, autor kilku książek, w tym The Content Machine i Human Frontiers.

Michael Bhaskar, Mustafa Suleyman
Nadchodząca fala
Sztuczna inteligencja, władza i najważniejszy dylemat ludzkości w XXI wieku
Przekład: Justyn Hunia
Wydawnictwo Szczeliny
Premiera: 15 maja 2024
 
 


Słowniczek kluczowych terminów

AWERSJA DO PESYMIZMU: Powszechna skłonność, szczególnie silna wśród elit, do ignorowania, bagatelizowania lub odrzucania narracji, które uważają za przesadnie negatywne. Odmiana błędu nadmiernego optymizmu, która nadaje ton większości debat na temat przyszłości, szczególnie w kręgach technologicznych.

BIOLOGIA SYNTETYCZNA: Umiejętność projektowania i tworzenia nowych organizmów lub modyfikowania istniejących systemów biologicznych.

CZTERY CECHY: Cechy dystynktywne nadchodzącej fali, które potęgują problem powstrzymania. Są to: asymetria, hiper­ewolucja, wszechstronność i autonomia.

DYLEMAT: Rosnące prawdopodobieństwo, że nowe technologie mogą doprowadzić do katastrofalnych i/lub dystopijnych skutków.

FALE: Globalna ekspansja lub rozprzestrzenianie się zespołu technologii opartych na nowej technologii ogólnego przeznaczenia.

NADCHODZĄCA FALA: Zespół spodziewanych w niedalekiej przyszłości wzajemnie powiązanych technologii skupiających się na AI i biologii syntetycznej, których rewolucyjne zastosowania zarówno dadzą ludzkości potężne możliwości, jak i będą stwarzać bezprecedensowe ryzyko.

POWSTRZYMYWANIE: Zdolność monitorowania, ograniczania, kontrolowania, a potencjalnie nawet wycofywania z użytku technologii.

PROBLEM POWSTRZYMYWANIA: Tendencja technologii do ekspandowania szerokimi falami i wywoływania emergentnych skutków, których nie da się przewidzieć ani kontrolować, w tym negatywnych i niespodziewanych konsekwencji.

AI, AGI, ACI: Sztuczna inteligencja (AI, artificial intelligence) to dziedzina nauki zajmująca się konstruowaniem maszyn zdolnych do uczenia się umiejętności zbliżonych do ludzkich. Sztuczna inteligencja ogólna (AGI, artificial general intelligence) to punkt, w którym sztuczna inteligencja posługuje się wszystkimi ludzkimi zdolnościami poznawczymi lepiej niż najbardziej inteligentni ludzie. ACI, czyli kompetentna sztuczna inteligencja (artificial capable intelligence), to zbliżający się wielkimi krokami etap pośredni między AI a AGI: ACI potrafi wykonywać szeroką gamę złożonych zadań, ale wciąż daleko jej do kompletnej wszechstronności.

TECHNOLOGIA: Stosowanie wiedzy naukowej (w najszerszym możliwym sensie) do tworzenia narzędzi lub osiągania praktycznych celów.

WĄSKA ŚCIEŻKA: Zdolność ludzkości do znajdowania właś­ciwej miary między postawą otwartości a sceptycyzmem w kwestii powstrzymywania technologii nadchodzącej fali w celu zażegnania katastrofalnych lub dystopijnych skutków.

WIELKA UMOWA: W zamian za monopol na stosowanie siły obywatele oczekują od państw narodowych zapewniania ładu i porządku oraz świadczenia usług publicznych, między innymi przez wykorzystanie nowych technologii przy jednoczesnej minimalizacji ich szkodliwych skutków ubocznych.

WZMACNIACZE NIESTABILNOŚCI: Zastosowania i sposoby oddziaływania technologii nadchodzącej fali, które zachwieją i tak już kruchymi fundamentami państwa narodowego.

Prolog

Tak to widzi sztuczna inteligencja.

PYTANIE: Co nadchodząca fala technologii oznacza dla ludzkości?

W annałach historii ludzkości są momenty, które zapisały się jako punkty zwrotne, momenty, w których los ludzkości wisi na włosku. Opanowanie ognia, wynalezienie koła, ujarzmienie elektryczności – wszystkie te przełomy przeobraziły ludzką cywilizację, odmieniając na zawsze bieg historii.
Dziś stoimy u progu kolejnego takiego momentu – w obliczu narastającej fali technologii, obejmującej i zaawansowaną sztuczną inteligencję, i biotechnologię. Nigdy wcześniej nie byliśmy świadkami technologii o podobnym potencjale transformacyjnym, niosących obietnicę przemodelowania naszego świata w sposób budzący zarówno podziw, jak i lęk.
Z jednej strony z tych technologii płyną potencjalnie potężne i daleko idące korzyści. Dzięki sztucznej inteligencji moglibyśmy rozszyfrować tajemnice wszechświata, leczyć choroby, które przez długi czas wymykały się nauce, tworzyć nowe formy sztuki i kultury, poszerzające granice wyobraźni. Dzięki biotechnologii moglibyśmy projektować życie w sposób pozwalający walczyć z chorobami i reformować rolnictwo, kreując zdrowszy i bardziej zrównoważony świat.
Z drugiej jednak strony potencjalne zagrożenia związane z tymi technologiami są nie mniej potężne i daleko idące. Dzięki sztucznej inteligencji moglibyśmy tworzyć systemy wymykające się naszej kontroli i zdalibyśmy się na łaskę algorytmów, których nie rozumiemy. Dzięki biotechnologii moglibyśmy manipulować cegiełkami życia, potencjalnie wywołując niezamierzone konsekwencje zarówno dla jednostek, jak i całych ekosystemów.
Znajdując się w tym punkcie zwrotnym, stajemy przed wyborem – wyborem między przyszłością niezrównanych możliwości a przyszłością niewyobrażalnych zagrożeń. Los ludzkości wisi na włosku, a decyzje, jakie podejmiemy w nadchodzących latach i dziesięcioleciach, zaważą na tym, czy sprostamy wyzwaniom niesionym przez te technologie, czy raczej padniemy ofiarą stwarzanych przez nie zagrożeń.
Lecz w tej chwili niepewności jedno jest pewne: epoka zaawansowanej technologii już nastała i musimy być gotowi stawić czoła jej wyzwaniom.

Powyższe słowa napisała sztuczna inteligencja. Pozostała część książki jest dziełem człowieka, chociaż wkrótce może zrobić to za niego sztuczna inteligencja. Ten moment zbliża się nieubłaganie.

Rozdział 1
Powstrzymanie technologii jest niemożliwe

Fala

W niemal każdej kulturze spotykamy mit o potopie.
W starożytnych tekstach hinduskich protoplasta ludzkiego rodu Manu zostaje ostrzeżony przed nadciągającym potopem i dzięki temu jako jedyny uchodzi z życiem. W Eposie o Gilgameszu jest mowa o bogu Enlilu, który zniszczył świat, zsyłając katastrofalną powódź, a historia ta przemówi do wyobraźni każdego, kto zna starotestamentową opowieść o arce Noego. Platon opowiadał o zaginionej Atlantydzie, zatopionej przez masy rwącej wody. W przekazach ustnych ludzkości i w starożytnych tekstach przewija się wspomnienie gigantycznej fali, która zmiata wszystko na swojej drodze, przynosząc przeobrażenie i odrodzenie świata.
Powodzie są częścią historii także w sposób odczuwalny fizycznie – weźmy sezonowe wylewy wielkich rzek świata, podnoszenie się poziomu oceanów u kresu epoki lodowcowej, straszliwe tsunami pojawiające się bez ostrzeżenia na horyzoncie. Asteroida, która spowodowała wyginięcie dinozaurów, wywołała wysoką na półtora kilometra falę, co zmieniło bieg ewolucji. Niszczycielski ogrom tych potopów odcisnął w naszej zbiorowej świadomości wizje gigantycznych ścian rozszalałej, dzikiej, niepowstrzymanej wody. To jedna z najpotężniejszych sił na naszej planecie – kształtuje kontynenty, podtrzymuje uprawy, napędza rozwój cywilizacji.
Nie mniejszą moc transformowania świata miały fale innego rodzaju. Przyjrzyjmy się raz jeszcze biegowi dziejów, a przekonamy się, że wyznacza go seria fal metaforycznych: wzrosty i upadki imperiów i religii czy też obserwowany w różnych miejscach rozkwit handlu. Pomyślmy o chrześcijaństwie lub islamie, religiach, które z początku były drobnymi zmarszczkami na tafli wody, ale z czasem urosły do ogromnych rozmiarów i rozlały się do odległych zakątków Ziemi. Takie fale są stale powtarzającym się motywem, ilustrującym zmienne koleje historii, przełomowe walki o władzę oraz okresy gospodarczego ożywienia bądź regresu.
Rozwój i ekspansja technologii również następowały falami, które przekształcały świat. Jeden zasadniczy trend nie zmienił się od chwili, kiedy nasz gatunek opanował ogień i wynalazł narzędzia kamienne, czyli pierwsze technologie. Niemal każda przełomowa technologia, jaką kiedykolwiek wynaleziono – od czekana, pługa i garncarstwa po fotografię, telefony i samoloty – podlega jednemu, na pozór niezmiennemu prawu: z czasem staje się coraz tańsza i łatwiejsza w użyciu i ostatecznie ogarnia swoim zasięgiem ogromny obszar.
To skokowe, następujące falami, rozprzestrzenianie się technologii jest opowieścią o homo technologicus – zwierzęciu techno­logicznym. Dążenie ludzkości do postępu – ulepszania siebie samej i poprawy swojego losu, poszerzania swoich umiejętności i wpływu na środowisko – napędza ustawiczny rozwój idei i nowatorstwa. Wynalazczość to nieustający, szeroko zakrojony, oddolny i spontaniczny proces podtrzymywany przez samoorganizujących się i rywalizujących ze sobą wynalazców, naukowców, przedsiębiorców i liderów, z których każdy śmiało próbuje urzeczywistnić własne cele. Ten ekosystem wynalazczości jest z zasady ukierunkowany na ekspansję – to tkwi w samej naturze technologii.
Pytanie brzmi: co dalej? W kolejnych rozdziałach przedstawię opowieść o następnej wielkiej fali historii.
Rozejrzyjcie się wokół siebie.
Co widzicie? Meble? Budynki? Telefony? Jedzenie? Park w stylu angielskim? Niemal każdy obiekt znajdujący się w zasięgu naszego wzroku najprawdopodobniej został stworzony lub przetworzony za sprawą ludzkiej inteligencji. Kolejnym wytworem, a zarazem siłą napędową, naszej inteligencji jest język – fundament naszych interakcji społecznych, naszych kultur, naszych organizacji politycznych i być może też istota naszego człowieczeństwa. Każda zasada i pojęcie abstrakcyjne, najmniejszy nawet twórczy wysiłek lub przedsięwzięcie, każde spotkanie w naszym życiu – wszystko to jest zapośredniczone przez właściwą naszemu gatunkowi niepowtarzalną i nieskończenie złożoną zdolność do używania wyobraźni, kreatywności i rozumowania. Ludzka pomysłowość jest czymś zdumiewającym.
Tylko jedna siła występuje równie powszechnie: życie bio­logiczne. Przed epoką nowożytną, z wyjątkiem niektórych kamieni i minerałów, większość wytworów ludzkich rąk – od drewnianych domów przez bawełniany przyodziewek po węglowe paleniska – wzięła się z surowców, które wcześniej były częściami żywych organizmów. Wszystko, co od tamtego czasu pojawiło się na świecie, wypływa z nas, wypływa z faktu, że jesteśmy istotami biologicznymi.
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że cały ludzki świat jest zależny czy to od systemów żywych, czy też od naszej inteligencji. Dziś jednak i owe systemy, i nasza inteligencja znajdują się w bezprecedensowym momencie gwałtownych innowacji i wstrząsów, niespotykanego wcześniej wzrostu, który odmieni niemal wszystko, co znamy. Wokół nas wznosi się z impetem nowa fala technologii, uwalniająca moc tworzenia tych dwóch uniwersalnych fundamentów: inteligencji i życia.
Tę nadciągającą falę określają dwie zasadnicze technologie: sztuczna inteligencja (AI) i biologia syntetyczna. Przyniosą one ludzkości nowy początek, tworząc niespotykane wcześniej bogactwo i nadwyżki. Ich błyskawiczne rozpowszechnianie się może jednak wyzwolić potężne moce i dać je do ręki wszelkiej maści aktorom o niekoniecznie dobrych intencjach, którzy mogą wywołać zamęt, niestabilność, a nawet katastrofę na niewyobrażalną skalę. Owa fala stanowi niebagatelne wyzwanie, które zaważy na biegu XXI wieku: nasza przyszłość w takim samym stopniu zależy od tych technologii, w jakim jest przez nie zagrożona.
Z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się, że zahamowanie tej fali, czyli wzięcie jej w ryzy, opanowanie, a nawet powstrzymanie, jest niemożliwe. W książce tej spróbuję wyjaśnić, dlaczego powyższe stwierdzenie może być prawdziwe i co za sobą pociąga. Implikacje tych pytań prędzej czy później będą miały wpływ na wszystkich mieszkańców Ziemi i na każde następne pokolenie.
Uważam, że nadchodząca fala technologii prowadzi historię ludzkości do punktu zwrotnego. Jeśli jej powstrzymanie okaże się niemożliwe, konsekwencje dla naszego gatunku będą dramatyczne, a nawet być może tragiczne. Zarazem jednak bez jej dobrodziejstw jesteśmy słabi i bezbronni. W ciągu ostatniej dekady argument ten wysuwałem po wielekroć przy drzwiach zamkniętych, ale że potencjalne skutki tej zmiany coraz trudniej ignorować, nadszedł czas, abym wyłożył sprawę na forum publicznym.

Dylemat

Rozważania nad potęgą ludzkiej inteligencji skłoniły mnie do postawienia prostego pytania, które od tamtego czasu pochłania mnie bez reszty: co by było, gdybyśmy mogli wydestylować esencję tego, co czyni nas twórczymi i zdolnymi istotami, i zamknąć to coś w programie komputerowym, w algorytmie? Znalezienie odpowiedzi na to pytanie może utorować drogę powstaniu niewyobrażalnie potężnych narzędzi, które pozwolą nam rozwiązać najtrudniejsze problemy. To tu może się kryć narzędzie, dotąd będące nie do pomyślenia, które pomoże nam stawić czoła gigantycznym wyzwaniom nadchodzących dziesięcioleci, od zmiany klimatu, przez starzenie się populacji, po przyjazną dla środowiska produkcję żywności.
Mając to na uwadze, latem 2010 roku w uroczym staroświeckim budynku biurowym w stylu regencji z widokiem na Russell Square w Londynie wspólnie z dwoma przyjaciółmi, Demisem Hassabisem i Shane’em Leggiem, założyłem firmę o nazwie DeepMind. Przyświecał nam cel, który z perspektywy czasu wciąż wydaje się tak samo ambitny, szalony i obiecujący jak wtedy: skopiować właśnie to, co czyni nasz gatunek wyjątkowym – naszą inteligencję.
Aby urzeczywistnić ten cel, musielibyśmy stworzyć system, który opanowałby, a następnie ostatecznie przewyższył wszystkie ludzkie zdolności poznawcze, od umiejętności widzenia i mówienia po planowanie, wyobraźnię, a w końcu empatię i kreatywność. Ponieważ taki system korzystałby z masowego przetwarzania równoległego wykonywanego przez superkomputery oraz lawinowego napływu nowych źródeł danych z całego publicznie dostępnego internetu, wiedzieliśmy, że nawet skromny postęp w realizacji tego zadania pociągnie za sobą głębokie implikacje społeczne.
W tamtym czasie zamysł ten z pewnością był z gatunku mocno ekstrawaganckich. Powszechne zastosowanie sztucznej inteligencji było wtedy odległym marzeniem, bardziej fantazją niż faktem, obsesją grupki zamkniętych w wieży z kości słoniowej naukowców i postrzelonych entuzjastów science fiction. Ale kiedy piszę te słowa i myślę o ostatniej dekadzie, widzę, że postęp w rozwoju AI był wprost oszałamiający. DeepMind dokonał szeregu przełomowych odkryć i stał się jednym ze światowych liderów w branży AI. Tempo i skala tej nowej rewolucji zaskakują nawet tych z nas, którzy są jej kołem zamachowym. Podczas pracy nad tą książką tempo rozwoju AI wprost zapierało dech w piersiach, a każdy kolejny tydzień, a niekiedy nawet dzień, przynosił nowe modele i nowe produkty. Widać jak na dłoni, że ta fala przyspiesza.
Dzisiejsze systemy sztucznej inteligencji potrafią niemal idealnie rozpoznawać twarze i przedmioty. Przetwarzanie mowy na tekst i natychmiastowe tłumaczenie językowe uznajemy za coś oczywistego. AI potrafi kierować pojazdami w ruchu ulicznym tak dobrze, że w niektórych ustawieniach jest w stanie robić to bez udziału kierowcy. Na podstawie kilku prostych poleceń (promptów) modele AI nowej generacji potrafią tworzyć oryginalne obrazy i teksty o nadzwyczajnym poziomie szczegółowości i spójności. Systemy AI umieją już generować niezwykle realistyczne syntetyczne wypowiedzi dźwiękowe i komponować oszałamiająco piękną muzykę. Znaczący postęp dokonuje się nawet w wypadku bardziej wymagających kompetencji, które długo uważano za wyłączną domenę człowieka, takich jak planowanie z dużym wyprzedzeniem, wyobraźnia czy modelowanie złożonych idei.
Sztuczna inteligencja od dziesięcioleci wspina się po drabinie zdolności poznawczych i wygląda na to, że w ciągu najbliższych trzech lat* dorówna człowiekowi w nader szerokim spektrum zadań. To nadzwyczaj śmiałe twierdzenie, ale nawet jeśli choć trochę się mylę, to implikacje są doprawdy poważne. To, co w chwili powstania DeepMind zakrawało na donkiszoterię, stało się nie tylko prawdopodobne, ale też wręcz nieuniknione.
Od początku nie miałem wątpliwości, że sztuczna inteligencja będzie potężnym narzędziem oferującym niezwykłe dobrodziejstwa, choć zarazem, jak większość form władzy, niosącym ogromne niebezpieczeństwa i dylematy etyczne. Od dawna niepokoją mnie zarówno konsekwencje rozwoju AI, jak i kierunek postępu całego ekosystemu technologicznego. Poza AI dokonywała się szersza rewolucja, a AI napędzała potężną nową generację technologii genetycznych i robotyki. Dalszy postęp w jednej dziedzinie przyspiesza chaotyczny rozwój innych, które wzajemnie się napędzają w ramach procesów wymykających się wszelkiej bezpośredniej kontroli. Było jasne, że jeśli ktokolwiek – my lub ktoś inny – zdoła odwzorować ludzką inteligencję, nie będzie to wyłącznie kolejny krociowy biznes, lecz również wywrotowa zmiana dla całej ludzkości, wyznaczająca początek epoki, w której niespotykane dotąd możliwości będą szły w parze z nieznanymi wcześniej zagrożeniami.
Dokonujący się w ciągu ostatnich lat rozwój techno­logii spotęgował moje obawy. A co, jeśli ta fala okaże się tsunami?
W 2010 roku prawie nikt nie mówił poważnie o sztucznej inteligencji. Jednak coś, co niegdyś wydawało się idée fixe wąskiego kręgu badaczy i przedsiębiorców, stało się dziś szeroko zakrojonym przedsięwzięciem o zasięgu globalnym. AI jest wszechobecna – spotykamy ją w wiadomościach i smartfonach, hand­luje akcjami i projektuje strony internetowe. Największe firmy i najbogatsze kraje świata prześcigają się w rozwijaniu najnowocześniejszych modeli AI i technik inżynierii genetycznej, inwestując w nie dziesiątki miliardy dolarów.
Gdy te nowe technologie osiągną dojrzałą formę, będą się błyskawicznie rozprzestrzeniać, stale taniejąc, zyskując na dostępności i obejmując swoim zasięgiem coraz szersze kręgi społeczeństwa. Przyniosą niezwykły postęp w medycynie i przełom w produkcji czystej energii, dając początek nie tylko nowym biznesom, ale także nowym branżom i gałęziom gospodarki oraz zapewniając poprawę jakości życia w niemal każdym wymiarze.
Lecz obok wszystkich tych korzyści sztuczna inteligencja, biologia syntetyczna i inne postacie zaawansowanej technologii stwarzają pewne wysoce niepokojące ryzyka. Mogą stanowić egzystencjalne zagrożenie dla państw narodowych – tak poważne, że istnieje niebezpieczeństwo zachwiania, a nawet zburzenia ustalonego ładu geopolitycznego. Uchylają furtkę potężnym, wspomaganym AI cyberatakom, zautomatyzowanym wojnom, które mogą obracać w ruinę całe państwa, sztucznie wywoływanym pandemiom, torując drogę światu podlegającemu niewytłumaczalnym, acz pozornie wszechmocnym siłom. Choć prawdopodobieństwo wystąpienia każdego z tych scenariuszy jest niewielkie, potencjalne konsekwencje są ogromne. Nawet znikome ryzyko ziszczenia się takiego czy innego scenariusza domaga się pilnej uwagi.
Niektóre kraje zareagują na możliwość wystąpienia takich katastrofalnych zagrożeń, sięgając po wspomagany technologią autorytaryzm i usiłując spowolnić rozprzestrzenianie się tych nowych sił. Będzie to wymagało szeroko zakrojonego nadzoru oraz masowej ingerencji w nasze życie prywatne. Trzymanie w ryzach technologii może stać się częścią bardziej ogólnego dążenia do permanentnej inwigilacji wszystkiego i wszystkich w dystopijnym globalnym systemie nadzoru, uzasadnianym potrzebą ochrony państw przed jej potencjalnie najbardziej katastrofalnymi skutkami.
Równie prawdopodobna jest reakcja w duchu luddystów**. Pojawią się zakazy, bojkoty i moratoria. Czy powstrzymanie się od rozwijania nowych technologii i wprowadzenie szeregu moratoriów jest w ogóle możliwe? Perspektywa ta wydaje się mało prawdopodobna. Wobec ogromnej wartości geostrategicznej i handlowej przełomów technologicznych trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób państwa narodowe bądź korporacje dałyby się namówić na jednostronną rezygnację ze stwarzanych przez nie potężnych możliwości przeobrażania świata. Mało tego – próba zakazania rozwoju nowych technologii sama w sobie niesie ryzyko: historia pokazuje, że społeczeństwa pogrążone w technologicznej stagnacji są niestabilne i narażone na upadek i ostatecznie stają się niezdolne do postępu i rozwiązywania problemów.
Od teraz zarówno rozwijanie nowych technologii, jak i zaniechanie takiego działania jest obarczone ogromnym ryzykiem. Szanse na dreptanie „trzecią drogą”, lawirowanie między jednym a drugim scenariuszem – między technoautorytarną dystopią a katastrofą wywołaną otwartością na te nowe przełomy – maleją, w miarę jak technologia staje się tańsza, potężniejsza i powszechniejsza, a ryzyka się kumulują. A jednak zaniechanie też nie wchodzi w grę. Choć martwimy się zagrożeniami stwarzanymi przez technologie nadchodzącej fali, to niesamowitych korzyści, jakie oferują, potrzebujemy bardziej niż kiedykolwiek. Oto zasadniczy dylemat: prędzej czy później potężna technologia nowej generacji narazi ludzkość na katastrofalne lub dystopijne konsekwencje. To wielki metaproblem XXI wieku.
Na kartach tej książki staram się wyjaśnić, dlaczego ten straszliwy dylemat staje się nieunikniony, a zarazem badam, jak możemy się z nim zmierzyć. W taki czy inny sposób musimy wyciągać z technologii to, co w niej najlepsze, a przy tym niezbędne do tego, byśmy mogli podołać ogromowi globalnych wyzwań i rozwiązać wspomniany dylemat. Tocząca się dziś dyskusja nad etyką i bezpieczeństwem technologii pozostawia wiele do życzenia. Pomimo wysypu poświęconych tematyce technologii książek, debat, wpisów na blogach i dyskusji na Twitterze rzadko mówi się cokolwiek o powstrzymywaniu jej niekontrolowanego rozwoju. Rozumiem przez to zestaw wzajemnie uzupełniających się technicznych, społecznych i prawnych mechanizmów ograniczających i kontrolujących technologię na każdym możliwym poziomie, czyli hipotetyczny sposób na uniknięcie powyższego dylematu. Mimo to nawet najzagorzalsi krytycy technologii uchylają się od retoryki „twardego” powstrzymywania technologii.
Mam nadzieję, że ta książka pokaże, dlaczego ten stan rzeczy musi ulec zmianie, i podpowie, jak to spowodować.

Pułapka

Kilka lat po założeniu DeepMind skompilowałem zestaw slajdów obrazujących potencjalne długofalowe skutki gospodarcze i społeczne wynikające z rozwoju sztucznej inteligencji. Podczas prezentacji dla grona kilkunastu założycieli najbardziej wpływowych przedsiębiorstw, prezesów zarządów i speców od technologii zgromadzonych w eleganckiej sali konferencyjnej na Zachodnim Wybrzeżu przekonywałem, że AI niesie wiele zagrożeń wymagających działań wyprzedzających. Wskazywałem, że technologia ta może doprowadzić do masowych naruszeń prywatności bądź też wywołać apokaliptyczną lawinę dezinformacji oraz posłużyć do niecnych celów, zamieniając się w śmiercionośną nową cyberbroń, źródło kolejnych luk w bezpieczeństwie naszego usieciowionego świata.
Zwracałem też uwagę na to, że sztuczna inteligencja może pozbawić pracy ogromne rzesze ludzi. Poprosiłem słuchaczy o przyjrzenie się licznym znanym z historii przypadkom znikania miejsc pracy z powodu automatyzacji i mechanizacji. Na początku pojawiają się wydajniejsze sposoby wykonywania określonych zadań, następnie rację bytu tracą konkretne stanowiska, a wkrótce potem całe sektory gospodarki redukują zatrudnienie o całe rzędy wielkości. Argumentowałem, że systemy AI w podobny sposób zastąpią „umysłową pracę fizyczną” w ciągu następnych kilku dekad, a już na pewno na długo przed tym, zanim roboty w całości zastąpią pracę fizyczną. W przeszłości nowe miejsca pracy powstawały w tym samym czasie, gdy stare odchodziły do lamusa, ale co by było, gdyby AI była w stanie po prostu zastąpić większość z nich? Wskazywałem, że nowe formy koncentracji władzy, jakie pojawią się w najbliższej przyszłości, w zasadzie będą bez precedensu. Choć potencjalnie poważne zagrożenia wydawały się odległe, w istocie wielkimi krokami zbliżają się do naszych społeczeństw.
Na końcowym slajdzie pokazałem kadr z Simpsonów. W prezentowanej scence mieszkańcy Springfield wzniecili bunt i czereda uzbrojonych w pałki i pochodnie znajomych postaci wszczyna rozruchy. Mimo że przekaz nie wymagał komentarza, oznajmiłem: „Nadchodzą ludzie z widłami”. A idą po nas, twórców technologii. To my musimy sprawić, by w przyszłości nie trzeba było oglądać takich obrazków.
Moi słuchacze przyjęli te wywody z kamiennymi twarzami. Byli niewzruszeni, moje argumenty do nich nie przemówiły. Posypały się kontrargumenty. Dlaczego wskaźniki ekonomiczne nie potwierdzają tego, o czym mówiłem? Sztuczna inteligencja wywoła nowy popyt, który stworzy nowe miejsca pracy, wyposaży ludzi w nowe kompetencje i pozwoli im być jeszcze bardziej produktywnymi. Być może istnieje pewne ryzyko, przyznawali, ale nie takie znowu straszne. Ludzie są inteligentni. Zawsze znajdowało się jakieś rozwiązanie. „Bez obaw – zdawali się myśleć. – Przejdźmy do następnej prezentacji”.
Kilka lat później, niedługo przed wybuchem pandemii COVID-19, wziąłem udział w poświęconym zagrożeniom technologicznym seminarium zorganizowanym na znanym uniwersytecie. Scenariusz był podobny: kolejny wielki stół, kolejna górnolotna dyskusja, dzień wypełniony rozmowami o budzących trwogę zagrożeniach, prowadzonymi przy kawie, ciastkach i prezentacjach w PowerPoincie.
Jedno z tych zagrożeń rzucało się w oczy. Prelegent pokazywał gwałtowny spadek cen aparatury do syntezy DNA, dzięki której można „drukować” na zamówienie łańcuchy DNA. Sprzęt ten kosztuje kilkadziesiąt tysięcy dolarów i jest na tyle mały, że można go postawić na ławce w garażu i wynająć ludzi do syntetyzowania – czyli produkowania – DNA. A wszystko to jest teraz w zasięgu ręki każdego magistra biologii lub internetowego pasjonata wiedzy.
Zwracając uwagę na rosnącą dostępność takich narzędzi, prelegent roztoczył przed słuchaczami przerażającą wizję: za niedługo ktoś będzie w stanie tworzyć patogeny o wiele bardziej zakaźne i śmiercionośne niż wszystko, co występuje w naturze. Takie syntetyczne patogeny mogą wymykać się znanym nauce środkom zaradczym, rozprzestrzeniać się bezobjawowo lub mieć wbudowaną odporność na terapie. W razie potrzeby taki chałupniczy eksperymentator mógłby posłużyć się zamówionym online i samodzielnie zmodyfikowanym DNA. Apokalipsa w sprzedaży wysyłkowej.
To nie science fiction, przekonywał prelegent, uznany profesor z ponaddwudziestoletnim doświadczeniem – to realne i aktualne zagrożenie. Na końcu wybrzmiała niepokojąca myśl: wszystko wskazuje na to, że w dzisiejszych czasach jedna osoba jest w stanie zabić miliard ludzi. Potrzebuje do tego jedynie odpowiedniej motywacji.
Wśród słuchaczy zapanowało niespokojne poruszenie. Zaczęli się wiercić i pokasływać. Potem rozległy się wykręty i powątpiewania. Nikt nie chciał uwierzyć, że to możliwe. Na pewno nie jest tak źle, przecież muszą istnieć jakieś skuteczne mechanizmy kontroli, tworzenie nowych chorób nie może być tak łatwe, musi istnieć sposób na zablokowanie dostępu do baz danych i specjalistycznego sprzętu. I tak dalej, i tak dalej.
W reakcji słuchaczy na to wystąpienie było coś więcej niż tylko lekceważenie – po prostu nie przyjęli do wiadomości wizji zaprezentowanej przez prelegenta. Nikt nie chciał mierzyć się z implikacjami twardych faktów i realnych zagrożeń, o których była mowa. Zaniemówiłem, byłem autentycznie wstrząśnięty. Wkrótce seminarium dobiegło końca. Tamtego wieczoru poszliśmy wszyscy na kolację i jak gdyby nigdy nic wdaliśmy się w pogaduszki. Dopiero co spędziliśmy cały dzień na rozważaniach o końcu świata, ale to nie znaczyło, że nie można zjeść pizzy, przerzucać się dowcipami czy uciec myślami do swojego biura albo gabinetu… Udzielił mi się ogólny nastrój. Gdzieś z tyłu głowy wmawialiśmy sobie, że na wszystko w końcu znajdzie się jakaś rada albo jakiś człon tej argumentacji jest chybiony.
Jednak przez kolejne miesiące tamta prelekcja nie dawała mi spokoju. Dlaczego ja i reszta uczestników seminarium nie potraktowaliśmy tego poważniej? Dlaczego z zakłopotaniem unikamy głębszej dyskusji? Dlaczego niektórzy uderzają w sarkastyczne tony i oskarżają osoby stawiające takie pytania o katastrofizm czy też niedostrzeganie niezwykłych dobrodziejstw technologii? Tę powszechną reakcję emocjonalną, którą wtedy obserwowałem, nazwałem pułapką niechęci do pesymizmu – to błąd poznawczy pojawiający się wtedy, gdy ogarnia nas lęk przed konfrontacją z potencjalnie nieprzyjemnymi faktami, wywołujący w nas skłonność do odwracania od nich wzroku.
Odruch ten w mniejszym lub większym natężeniu występuje u niemal każdego – jego skutek jest taki, że ignorujemy wiele istotnych tendencji rysujących się na naszych oczach. To niemal wrodzona reakcja fizjologiczna. Nasz gatunek nie jest genetycznie zaprogramowany do radzenia sobie z przemianami o takiej skali ani tym bardziej z zagrożeniem, że technologia zawiedzie nas w ten sposób. Odczucie to towarzyszy mi przez całą moją karierę zawodową, a podobną instynktowną reakcję widziałem u wielu innych ludzi. Zmierzenie się z tym odczuciem – chłodne, trzeźwe spojrzenie na fakty, jakkolwiek niewygodne – to jeden z celów tej książki.
Właściwa reakcja na tę falę, wzięcie w ryzy technologii i sprawienie, by zawsze służyła ludzkości, wymaga przezwyciężenia niechęci do pesymizmu. A to oznacza, że należy stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością, jaką niesie dzień jutrzejszy.
Ta książka jest taką właśnie próbą. Chciałbym wydobyć z cienia i naświetlić kształt nadchodzącej fali; zbadać, czy jej powstrzymanie jest możliwe; osadzić sprawy w kontekście historycznym i ukazać pełny obraz sytuacji, zrywając z wszechobecnym hurraoptymistycznym tokowaniem o technologii. Moim zamysłem jest zmierzenie się z tym dylematem i zrozumienie kryjących się za nim procesów, które stanowią motor napędowy nauki i techniki. Chcę zaprezentować te idee tak klarownie, jak tylko potrafię, jak najszerszemu gronu odbiorców. Rzecz tę napisałem w duchu otwartości i poznawczej ciekawości: zaczynam od obserwacji i podążam za ich implikacjami, ale jestem też otwarty na kontrargumenty i lepsze interpretacje. Niczego nie pragnę bardziej niż dowodów na to, że się w tej kwestii pomyliłem i że powstrzymanie niekontrolowanego rozwoju technologii leży w zasięgu naszych możliwości.
Od kogoś takiego jak ja, założyciela dwóch firm zajmujących się sztuczną inteligencją, niektórzy mogą oczekiwać bardziej „technoutopijnej” książki – co zrozumiałe. Jako spec od technologii i przedsiębiorca z natury jestem optymistą. Pamiętam rozpierającą mnie radość, kiedy jako nastolatek po raz pierwszy zainstalowałem Netscape’a na moim komputerze Packard Bell 486. Jak zaczarowany nasłuchiwałem terkoczących wentylatorów i zniekształconego gwizdu mojego modemu telefonicznego o przepustowości 56 kB/s, wdzwaniającego się do systemu World Wide Web i łączącego mnie z forami i czatami, które były dla mnie przepustką do wolności i wiele mnie nauczyły. Uwielbiam technologię. Jest motorem postępu, powodem do dumy i zachwytu nad dokonaniami ludzkości.
Uważam też jednak, że ci z nas, którzy wyznaczają kierunki rozwoju technologii, muszą znaleźć w sobie dość odwagi, by przewidywać, dokąd może nas on zaprowadzić w nadchodzących dziesięcioleciach, i by wziąć za to odpowiedzialność. Musimy zacząć radzić, co należy zrobić, gdyby się okazało, że istnieje realne ryzyko, że technologia nas zawiedzie. Choć potrzebna jest reakcja społeczna i polityczna, a nie tylko indywidualne wysiłki, to pierwszy impuls musi wyjść ode mnie i ludzi takich jak ja.
Znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że to wszystko przesada. Że ta zmiana będzie znacznie bardziej rozłożona w czasie. Że to tylko klasyczny przykład rozdmuchania tematu i nadmiernych oczekiwań. Że mechanizmy radzenia sobie z kryzysami i zmianami w rzeczywistości są całkiem solidne. Że mój pogląd na ludzką naturę jest zbyt pesymistyczny. Że jak dotąd ludzkość nieźle sobie radziła. Że w historii nie brakuje fałszywych proroków i katastrofistów, których czarne wizje się nie spełniły. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
Niechęć do pesymizmu jest reakcją emocjonalną, instynktowną odmową przyjęcia do wiadomości możliwości ziszczenia się negatywnych scenariuszy. Zwykle występuje ona u jednostek piastujących stabilne i wpływowe stanowiska i wyznających ugruntowane światopoglądy, ludzi, którzy na pierwszy rzut oka radzą sobie ze zmianami, jednak mają trudności z zaakceptowaniem jakiegokolwiek realnego zagrożenia dla ich wizji świata. Wielu z tych, którym zarzucam, że tkwią w pułapce niechęci do pesymizmu, w całej rozciągłości akceptuje rosnącą krytykę technologii. Kiwają potakująco głowami, ale nie podejmują żadnych działań. „Jakoś damy radę, zawsze dajemy radę”, przekonują.
Jeśli spędzimy trochę czasu wśród koryfeuszy technologii i polityki, szybko zobaczymy, że nagminnie w tych kręgach występującą postawą jest chowanie głowy w piasek. Każde inne podejście i inny sposób postępowania narażają nas na tak silny strach przed potężnymi, nieubłaganymi siłami, że wszelkie działanie wydaje się jałowe. W efekcie to dziwaczne intelektualne podziemie kisi się we własnym sosie niechęci do pesymizmu. Znam je aż za dobrze, sam tkwiłem w nim zbyt długo.
Od czasu, kiedy założyliśmy DeepMind i od tamtych prezentacji, dyskusja nieco się zmieniła. Temat automatyzacji pracy przewałkowano już na dziesiątą stronę. Globalna pandemia ukazała zarówno zagrożenia, jak i potężne możliwości bio­logii syntetycznej. Pojawił się swego rodzaju „techlash”, w którego ramach krytycy w ośrodkach decyzyjnych w Waszyngtonie, Brukseli i Pekinie w artykułach i książkach odsądzali technologie i firmy technologiczne od czci i wiary. Marginalne dotąd lęki związane z technologią z impetem wdarły się do życia publicznego, wzrósł sceptycyzm opinii publicznej wobec niej, nasiliła się krytyka ze strony środowiska akademickiego, społeczeństwa obywatelskiego i świata polityki.
Wobec obserwowanej u technoelity silnej niechęci do pesymizmu oraz nadciągającej fali i stwarzanego przez nią wielkiego dylematu to wszystko może jednak okazać się niewystarczające.

Argumentacja

Historia ludzkości toczy się falami, a fala, o której tu mówimy, jest po prostu najnowszą z całego ich ciągu. Wielu ludziom się wydaje, że to wciąż melodia przyszłości, tak odległej i abstrakcyjnej, że zajmującej jedynie nerdów i zwariowanych radykalnych myślicieli – że to raczej hiperbola, technologiczna dętologia i autopromocja. A to błąd. Zagrożenie jest realne, niczym tsunami, które wyłania się na horyzoncie niewzruszonego błękitnego oceanu.
To nie jest niczyja fantazja ani nie są to oderwane od rzeczywistości wydumane dywagacje. Choćbyście nie zgadzali się z moją argumentacją i uważali, że żaden z tych scenariuszy nie jest prawdopodobny, to apeluję o doczytanie tej książki do końca. Owszem, wywodzę się ze środowiska badaczy sztucznej inteligencji i siłą rzeczy patrzę na świat przez pryzmat technologii. Owszem, jestem stronniczy, gdy idzie o pytanie o znaczenie tych wszystkich zjawisk. Obserwując z bliska od półtorej dekady tę nadciągającą rewolucję, dochodzę do wniosku, że stoimy u progu najważniejszej transformacji, jaka wydarzy się za naszego życia.
Jako twórca tych technologii wierzę, że mogą one przysporzyć wiele dobra, przynieść poprawę życia niezliczonej rzeszy ludzi i wspomóc nas w stawianiu czoła fundamentalnym wyzwaniom, od nowych metod produkcji czystej energii po tworzenie tanich i skutecznych leków na nasze najtrudniejsze do wyleczenia choroby. Technologie mogą i powinny wzbogacać nasze życie; w przeszłości, co wypada tu powtórzyć, stojący za nimi wynalazcy i przedsiębiorcy byli potężnym kołem napędowym postępu, który podniósł stopę życiową miliardów ludzi.
Lecz bez ujęcia w ryzy technologii każdy inny jej aspekt, każda dyskusja na temat jej niedostatków etycznych lub korzyści, jakie może przynieść, są pozbawione znaczenia. Pilnie potrzebujemy niepodważalnych odpowiedzi na pytanie, jak opanować nadchodzącą falę i stawiać jej tamę oraz jak utrzymać zabezpieczenia i dobrodziejstwa demokratycznego państwa narodowego, ale w tej chwili nikt nie ma w odniesieniu do tych zagadnień żadnego planu. To przyszłość, której nikt z nas sobie nie życzy. Obawiam się jednak, że jest ona coraz bardziej prawdopodobna, co uzasadnię w kolejnych rozdziałach.
W części pierwszej przyjrzymy się długiej historii technologii oraz sposobowi jej rozprzestrzeniania się – wzbierającym przez tysiąclecia falom. Co napędza te fale? Co czyni je tak powszechnymi? Zapytamy też, czy istnieją przykłady społeczeństw, które świadomie mówią „nie” nowym technologiom. Kiedy spoglądamy w głąb dziejów, nie dostrzegamy przykładów odwracania się od postępu technologicznego, lecz wyraźny wzorzec jego rozprzestrzeniania się, pociągającego za sobą długie rozgałęziające się łańcuchy zarówno zamierzonych, jak i niezamierzonych konsekwencji.
Powyższą kwestię nazywam problemem powstrzymywania: jak utrzymać kontrolę nad najcenniejszymi technologiami, jakie zna historia, kiedy te tanieją i ekspandują szybciej niż wszystkie wcześniejsze?
W części drugiej przyjrzę się bliżej tej nadchodzącej fali. U jej podstaw leżą dwie technologie ogólnego zastosowania niosące ogromny potencjał, możliwości i zagrożenia: sztuczna inteligencja i biologia syntetyczna. Obie były od dawna zapowiadane, a mimo to twierdzę, że skala ich oddziaływania jest wciąż powszechnie niedoceniana. W ich otoczeniu dojrzewa szereg technologii pokrewnych, takich jak robotyka i komputery kwantowe, których trajektorie rozwojowe będą się wzajemnie krzyżować w złożony i żywiołowy sposób.
W części tej przyjrzymy się temu, jak powstawały i co potrafią, a także zastanowimy się, dlaczego tak trudno trzymać je w ryzach. Technologie, o których tu mowa, mają cztery wspólne zasadnicze cechy wskazujące na ich bezprecedensowość: są z natury uniwersalne, a zatem mają wszechstronne zastosowania, błyskawicznie ewoluują, mają asymetryczne oddziaływanie i pod pewnymi względami stają się coraz bardziej autonomiczne.
Tworzenie ich jest pobudzane przez potężne bodźce: rywalizację geopolityczną, perspektywę krociowych profitów oraz otwartą, rozproszoną kulturę badań. Dziesiątki podmiotów państwowych i niepaństwowych będą się prześcigać w ich rozwijaniu, niezależnie od działań zmierzających do ich uregulowania i okiełznania. Ryzyko podejmowane przez uczestników tego wyścigu odbije się na nas wszystkich, czy nam się to podoba, czy nie.
W części trzeciej skupię na politycznych implikacjach gigantycznej redystrybucji władzy wywołanej przez niekontrolowaną falę technologii. Fundamentem naszego obecnego ładu politycznego – a przy tym najważniejszym aktorem zdolnym do powstrzymywania technologii – jest państwo narodowe. Choć już dziś targają nim rozmaite kryzysy, to jeszcze osłabi je seria wstrząsów potęgowanych przez nadchodzącą falę, takich jak nowe formy przemocy, zalew dezinformacji, ubytek miejsc pracy i perspektywa wypadków o katastrofalnych skutkach.
Następnie fala ta wywoła serię tektonicznych przesunięć władzy, skutkujących jednoczesną centralizacją i decentralizacją. W efekcie powstaną potężne nowe przedsiębiorstwa, umocni się autorytaryzm, a całe grupy i ruchy staną się zdolne do funkcjonowania poza tradycyjnymi strukturami społecznymi. Delikatna tkanka państwa narodowego zostanie poddana ogromnej presji dokładnie wtedy, gdy będziemy najbardziej potrzebować takich właśnie instytucji. W konsekwencji staniemy przed wspomnianym dylematem.
W części czwartej dyskusja skoncentruje się na tym, co możemy na to poradzić. Czy istnieje choć cień szansy na powstrzymanie technologii, na wyrwanie się z kleszczy wspomnianego dylematu? A jeśli tak, to jak tego dokonać? Przedstawię tu dziesięć kroków, przechodzących od poziomu kodu komputerowego i DNA do poziomu międzynarodowych traktatów, tworzących twardy zestaw zagnieżdżonych jedne w drugich ograniczeń, zarys planu powstrzymywania technologii.
To książka o mierzeniu się z porażkami. Technologie mogą okazać się zawodne w przyziemnym sensie niedziałania, tak jak silnik, który nie chce odpalić, albo zerwany most. Ale mogą też zawieść w szerszym znaczeniu. Jeśli technologia szkodzi ludzkiemu życiu czy też hoduje społeczeństwa przesycone krzywdą bądź nierządem z powodu rosnących wpływów wszelkiej maści uzbrojonych w nią aktorów o złych intencjach (lub nieumyślnie niebezpiecznych) – jeśli per saldo technologia jest szkodliwa – to można powiedzieć, że zawiodła w innym, głębszym sensie, nie spełniając obietnicy, jaką z nią wiązano. Tak rozumiana porażka nie jest podyktowana żadną obiektywną cechą technologii – wiąże się z kontekstem, w którym działa, formami rządzenia, jakim podlega, sieciami władzy oraz użytkiem, jaki z niej uczyniono.
Ta imponująca pomysłowość, która daje dziś początek wielkim przemianom, sprawia, że lepiej radzimy sobie z unikaniem sytuacji awaryjnych pierwszego rodzaju. Mniej samolotów się rozbija, samochody są mniej szkodliwe dla środowiska i mniej narażone na wypadki, komputery stają się sprawniejsze i bezpieczniejsze. Naszym wielkim wyzwaniem jest to, że wciąż nie przygotowaliśmy się na sytuacje awaryjne drugiego rodzaju.
Na przestrzeni stuleci technologia radykalnie poprawiła warunki bytowe miliardów ludzi. Dzięki nowoczesnej medycynie cieszymy się niespotykanym wcześniej zdrowiem, większość mieszkańców planety ma zapewnione bezpieczeństwo żywnościowe, ludzie nigdy nie byli tak dobrze wykształceni, nie żyli w tak spokojnych czasach ani nie dysponowali takimi wygodami materialnymi. Te przełomowe osiągnięcia po części zawdzięczamy wielkiemu kołu zamachowemu ludzkości: nauce i tworzeniu nowych technologii. To dlatego postanowiłem poświęcić swoje życie rozważnemu doskonaleniu tych narzędzi.
Ale wszelki optymizm, jaki czerpiemy z tej niezwykłej historii, musi mieć pokrycie w nagiej rzeczywistości. Zabezpieczenie się przed utratą kontroli i sytuacjami awaryjnymi wymaga zrozumienia i ostatecznego zmierzenia się z tym, co może pójść nie tak. Musimy doprowadzić naszą linię rozumowania do jej logicznego końca, bez obawy o to, dokąd może ona zmierzać, a kiedy już do tego końca dotrzemy, musimy podjąć odpowiednie działania. Istnieje poważne ryzyko, że nadchodząca fala technologii wymknie się spod kontroli wcześniej i na szerszą skalę niż wszystko, co zna historia ludzkości. Ten stan rzeczy wymaga powszechnej uwagi całego świata. Wymaga odpowiedzi, których jeszcze nie mamy.
Na pierwszy rzut oka powstrzymanie technologii nie wydaje się możliwe. A jednak dla dobra nas wszystkich musi być możliwe.

* Książka ukazała się we wrześniu 2023 r. (przyp. red.).
** Luddyści – członkowie ruchu robotników brytyjskich o nazwie „luddyzm”, pochodzącej od nazwiska jego przywódcy (zapewne legendarnego), który był znany jako King Lud (prawdopodobnie od nazwiska mitycznego Neda Ludda). Ruch związany był z akcją niszczenia maszyn fabrycznych (zwłaszcza warsztatów tkackich) w odpowiedzi na przemiany zachodzące w wyniku rewolucji przemysłowej (przyp. tłum.).

 
Wesprzyj nas