Jak dezinformacja infekuje umysły i jak się na nią uodpornić. Książka “Fake news” przedstawia wyzwania związane z przeciwdziałaniem wpływowi fałszywych informacji, ukazując naszą daleko idącą podatność na manipulacje i teorie spiskowe.
Krótko mówiąc, fałszywe wiadomości mogą cię zabić.
Fałszywe informacje są jednym z najpoważniejszych problemów naszych czasów. Każdy jest podatny na ich wpływ. Często są nastawione na wywoływanie polaryzacji społecznej, pojawiają się pod postacią teorii spiskowych, wpływają na nasze wybory polityczne, kształtują opinie na ważne, globalne zjawiska.
Niczym wirusy zakażają umysły i namnażają się w zastraszającym tempie. Niby o tym wiemy, lecz i tak ulegamy ich zgubnemu wpływowi. Dlaczego tak się dzieje? I czy możemy temu zaradzić?
W książce “Fake news” dr Sander van der Linden tłumaczy, jak oddzielać prawdę od fikcji i opierać się destrukcyjnym czynnikom wpływu społecznego, a co najważniejsze – radzi, jak za pomocą opracowanych przez jego zespół „szczepionek” uodpornić siebie i innych na atakującą nas zewsząd dezinformację.
Świetna książka, która znakomicie przedstawia wyzwania związane z przeciwdziałaniem wpływowi fałszywych informacji, ukazując naszą daleko idącą podatność na manipulacje i teorie spiskowe.
– prof. sir David Spiegelhalter, autor The Art od Statistics
Wnikliwa i wyczerpująca analiza problemu objaśniająca, dlaczego nasze mózgi przyjmują fałszywe informacje, i podsuwająca sposoby obrony przed tą plagą współczesności.
– Marianna Spring, BBC, specjalistka ds. dezinformacji i mediów społecznościowych
Bardzo mnie cieszy, że wreszcie mamy tę książkę. Nie było dotąd niczego podobnego. –
prof. Robert B. Cialdini, autor superbestselleru Wywieranie wpływu na ludzi
Sander van der Linden, holenderski psycholog społeczny, kieruje Laboratorium Podejmowania Decyzji Społecznych na wydziale psychologii Uniwersytetu w Cambridge. Słynie z badań nad fałszywymi informacjami, dezinformacją, psychologią wpływu, negacją przekazu nauki i mechanizmami perswazji.
Fake news
Przekład: Radosław Kot
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 26 marca 2024
Prolog
Kirkby to niezbyt duża miejscowość w dystrykcie metropolitalnym Knowsley w północno-zachodniej Anglii. Liczy nieco ponad 40 tysięcy mieszkańców i jest miejscem narodzin poety Roberta Athertona, aktora Stephena Grahama, a także pewnego mężczyzny, o którym zapewne aż do teraz nie dane było wam słyszeć: niejakiego Michaela Whitty’ego, ojca trojga dzieci, wolontariusza związanego z miejscową organizacją charytatywną, na co dzień pracującego na lotniskowym parkingu. Po godzinach wolno, acz systematycznie rozwijał on kilka oryginalnych pomysłów, korzystając z pomocy nader przydatnego w takich przedsięwzięciach Internetu.
W niedzielę 5 kwietnia 2020 roku Whitty spotkał się z jeszcze dwoma osobami i razem pojechali na Coopers Lane w Kirkby, gdzie podpalili należący do Vodafone maszt telefoniczny. Whitty należycie się do tego przygotował: najpierw włożył rękawiczki, potem włamał się do skrzynki serwisowej, następnie umieścił tam kilka kostek rozpałki, by wszystko gładko poszło z dymem. Nie było to działanie podjęte pod wpływem chwili. Późniejsze dochodzenie policyjne wykazało, że akt ów został starannie zaplanowany. Pan Whitty był głęboko przekonany, że nowe maszty telefoniczne sieci komórkowej 5G (piątej generacji) są w jakiś sposób powiązane z pandemią koronawirusa, która dopiero co ogarnęła świat.
Z analizy zawartości pamięci telefonu Whitty’ego wynikało, że spędził on sporo czasu na zgłębianiu niuansów technologii 5G i omawianiu jej wad z innymi osobami na czatach online. Jego podejrzliwe podejście do nowinek technicznych oraz ich możliwego wpływu na ludzkie życie i zdrowie, jakkolwiek samo w sobie zrozumiałe, opierało się jednak na fałszywych przesłankach i teorii spiskowej, wedle której promieniowanie z masztów systemu 5G ma negatywny wpływ na nasz układ odpornościowy i może być odpowiedzialne za szybkie rozprzestrzenianie się wirusa SARS-CoV-2.
Prawie cztery lata wcześniej, w 2016 roku, w okresie poprzedzającym wybory prezydenckie w USA, niejaki Edgar Maddison Welch z Karoliny Północnej, dwudziestoośmioletni ojciec dwójki dzieci, wszedł do pizzerii Comet Ping Pong w Waszyngtonie z naładowanym półautomatycznym karabinkiem szturmowym. Był głęboko przekonany, że Hillary Clinton, ówczesna kandydatka na prezydenta, ukrywała w piwnicy budynku małe dzieci przeznaczone na handel w celach seksualnych. Welch, podobnie jak Whitty, bardzo się przejął zagrożeniem (dla życia i zdrowia dzieci w ramach tak zwanej Pizzagate), do czego wybitnie przyczyniła się lektura dziesiątków fałszywych artykułów udostępnianych w Internecie przez celebrytów i polityków.
Zwykle uważa się, że na taką dezinformację podatne są nieliczne jednostki. Aspołeczne, niedostosowane. Bo przecież większość ludzi nie daje się nabrać na fałszywe wiadomości.
Ale czy tak jest naprawdę? Czy możemy spokojnie powiedzieć, że my sami nie ulegliśmy nigdy fałszywemu przekazowi? Czy potrafimy ocenić, ile z tego, co pojawia się w mediach społecznościowych, jest nieprawdą lub co najmniej ma nas skłonić do myślenia czy odczuwania w konkretny sposób? Whitty i Welch to nie są odizolowane przypadki. W gruncie rzeczy na podstawowym poziomie poznawczym wszyscy jesteśmy podatni na dezinformację.
W Wielkiej Brytanii podpalono co najmniej pięćdziesiąt masztów telefonicznych na skutek szeroko rozpowszechnianych fałszywych informacji, że technologia 5G jest w pewnej mierze powiązana z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2. Późniejsze badania naukowe potwierdziły wpływ podobnych przekonań na gotowość do podejmowania aktów przemocy. W 2020 roku zrealizowaliśmy w Cambridge program obejmujący mieszkańców Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Meksyku i Hiszpanii, wprost pytając ludzi, czy ich zdaniem sieć 5G czyni nas bardziej podatnymi na ataki koronawirusa. Zależnie od kraju otrzymaliśmy od 10 do 17 procent odpowiedzi pozytywnych. Jeśli ktoś gotów jest uznać, że to niewiele, mogę dodać, że w wypadku Wielkiej Brytanii 10 procent to ponad 7 milionów ludzi żywiących podobne przekonania. W Stanach będą to 32 miliony. Ponadto, jeśli wystarczy 10 procent, aby ludzie zaczęli podpalać maszty telefoniczne, daje to podstawy do niepokoju, co będzie się działo, jeśli wspomniane przekonania zyskają więcej zwolenników. Jakie będzie to miało skutki dla ogółu społeczeństwa.
Atak na Kapitol z 2021 roku, podjęty w intencji podważenia prezydenckiego zwycięstwa Joe Bidena, w przejmujący sposób uświadamia, jakie szkody może wyrządzić tłum, gdy zostanie wprowadzony w błąd. Fałszywe twierdzenie byłego prezydenta Donalda Trumpa, że demokraci sfałszowali wybory, dokonując masowych oszustw, było często powtarzane w mediach społecznościowych i konserwatywnych serwisach informacyjnych. Pojawiały się tam osobliwe doniesienia o „dosypywaniu głosów na Joe Bidena” i urzędnikach zatrudnionych przy samych wyborach targających całe „walizki fałszywych kart do głosowania”. Było też o „głosowaniu z cmentarza”. Ludzie zajmujący się weryfikacją tego rodzaju doniesień nazwali to potem „tsunami fałszu” – ich zdaniem Trump wygłosił podczas swojej prezydentury ponad 30 tysięcy fałszywych lub wprowadzających w błąd twierdzeń.
Gwałtowne zamieszki na Kapitolu mogły nie być skutkiem wyłącznie dezinformacji jako takiej, ale szeroko zakrojone badanie przeprowadzone przez niezależny portal PolitiFact, w ramach którego przejrzano akta ponad czterystu aresztowanych, pozwoliło na ustalenie, że w wypadku co najmniej połowy z nich to właśnie wprowadzające w błąd informacje były odpowiedzialne za przekonania i poczynania oskarżonych. Wielu z nich wykazywało się wcześniej wielką aktywnością w mediach społecznościowych, kilku obrońcy przedstawiali nawet jako „oszukanych przez fake news”. Pod wieloma względami byli podobni do Whitty’ego i Welcha.
Na przykład taki dwudziestosiedmioletni Anthony Antonio, sprzedawca paneli słonecznych z przedmieścia Chicago. Antonio nie interesował się wcześniej polityką. Nie chodził nawet na wybory prezydenckie. Jak sam stwierdził, po utracie pracy w czasie pandemii zaczął się po prostu nudzić. Non stop oglądał wówczas Fox News, potem zaczął bywać na prawicowych mediach społecznościowych i ostatecznie nabrał przekonania, że wybory prezydenckie zostały sfałszowane. 6 stycznia 2021 roku miał na sobie kamizelkę kuloodporną z insygniami skrajnie prawicowej milicji. Postawiono mu pięć zarzutów, w tym o zakłócanie porządku i wtargnięcie z użyciem przemocy do budynku Kapitolu.
Odnosząc się do tego potoku mylnych informacji, jego obrońca stwierdził wprost: „To jest coś, czym można się zarazić”.
Niemniej do podobnych sytuacji nie dochodzi wyłącznie w świecie Zachodu. W kwietniu 2018 roku na WhatsAppie pojawiły się filmy z ostrzeżeniami przed grasującymi ponoć w południowych Indiach handlarzami dziećmi, które sugerowały wprost, że w pewnej okolicy doszło już do ponad pięćdziesięciu porwań. Podburzyły one około dwustu osób do ataku na niewinną rodzinę, która została wyciągnięta przemocą z samochodu i pobita, w jednym wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Pozostałe osoby odniosły ciężkie obrażenia. Podobnych linczów, także powiązanych z materiałami publikowanymi na WhatsAppie, było znacznie więcej. Na przykład w tym samym roku zostali śmiertelnie pobici dwaj mężczyźni (a siedmiu innych odniosło obrażenia) po pojawieniu się fałszywych doniesień wskazujących na nich jako na złodziei. Na początku 2020 roku odnotowano w Iranie setki zgonów i tysiące hospitalizacji, w tym także dzieci, spowodowanych zatruciem – co wedle wszelkiego prawdopodobieństwa było spowodowane fałszywymi treściami rozpowszechnianymi w mediach społecznościowych, jakoby spożywanie toksycznych produktów na bazie alkoholu miało „neutralizować” koronawirusa.
Krótko mówiąc, fałszywe wiadomości mogą cię zabić.
Nawet jeśli optymistycznie uznamy, że w gruncie rzeczy potrafimy wykrywać fałszywe informacje, zostaje łyżka dziegciu. Otóż wcale nie jest tak, że wszyscy muszą ulec akcji dezinformacyjnej – wystarczy nawet niewielki jej wpływ, by zrobiło się niebezpiecznie. O wyniku niemal wszystkich większych kampanii wyborczych decyduje ostatecznie niewielki margines przewagi jednej lub drugiej strony. Można przez to powiedzieć, że propaganda cyfrowa odgrywa coraz większą rolę w niszczeniu struktur naszych demokracji. Na początku lutego 2022 roku rosyjscy propagandyści zalali media fałszywymi filmami przedstawiającymi ponoć ukraińskie akty agresji i ataki na terytorium Rosji. Miało to uzasadnić planowaną rosyjską napaść. Część z tych materiałów przedstawiała tak naprawdę izraelskie naloty na Strefę Gazy, inne pochodziły z gry komputerowej, strzelanki Arma III. Celem tych kampanii nie było przekonanie całej zagranicznej publiczności, że rosyjska inwazja wojskowa jest w pełni usprawiedliwiona, miały raczej utrudnić odbiorcom odróżnianie faktów od fikcji i zmusić analityków oraz grupy zajmujące się weryfikacją informacji do marnowania czasu na wyłapywanie i demaskowanie tych fejków.
Obawy związane z negatywnym wpływem fałszywych wiadomości na struktury demokratyczne są w pełni uzasadnione. Ankieta przeprowadzona w 2016 roku przez waszyngtoński ośrodek badawczy Pew ujawniła, że wobec zalewu fałszywych wiadomości ponad 65 procent Amerykanów przyznaje się do dezorientacji i ma problemy z ustaleniem, co jest faktem, a co nie. 83 procent Europejczyków uważa, że fałszywe wiadomości to poważny problem, przy czym co najmniej połowa ankietowanych twierdzi, że natyka się na fałszywe informacje co najmniej raz w tygodniu. Nawet teorie spiskowe nie są już czymś „zarezerwowanym” dla statystycznego marginesu: ponad 50 procent Amerykanów wspiera obecnie przynajmniej jedną teorię spiskową. Dane te sugerują, że winniśmy poważnie się zastanowić, czy potrafimy korzystać z mediów informacyjnych. Jak to się dzieje, że ludzie przyjmują fałszywe informacje? Jak i dlaczego się one rozprzestrzeniają? I co możemy z tym zrobić?
W tej książce odpowiem na wszystkie te pytania – ale muszę ostrzec, że nie jest to typowa książka o wpływie na innych i perswazji, a przynajmniej nie taka, jakie zwykle poruszają ten temat. Studiowałem psychologię perswazji oraz wywierania wpływu i opieram na tym swoje życie zawodowe. Co więcej, moje zainteresowanie tematem nie ogranicza się do obszaru akademickiego. W życiu osobistym też sporo czasu spędziłem na rozważaniach, w jaki sposób ludzie, w tym i ja, przyswajają informacje, również te fałszywe. Większa część mojej rodziny ze strony matki została rozstrzelana przez narodowych socjalistów w Holandii podczas drugiej wojny światowej. Dziadkom ledwie udało się uciec, jednak z ich dwóch synów mój wujek, wówczas młody chłopak, został celowo postrzelony przez nazistowskiego żołnierza podczas razzia (łapanki). Zabrano go do pobliskiego szpitala, skąd ruch oporu zdołał go wykraść i przekazać tymczasowej rodzinie. Dziadkowie dowiedzieli się o tym dopiero po wojnie i chociaż w końcu wyzdrowiał i znowu byli razem, psychicznie nigdy nie doszedł w pełni do siebie po tym, co przydarzyło mu się w dzieciństwie.
Wiedząc, jak narodowy socjalizm wpłynął na losy mojej rodziny, od najmłodszych lat interesowałem się procesem wpływu, jaki może mieć na ludzi niebezpieczna propaganda. Z naukowym podejściem do tematu po raz pierwszy zetknąłem się podczas studiów podyplomowych, zgłębiając psychologię dezinformacji. Nie po to, aby samemu się w tym doskonalić, ale raczej nauczyć się odwracać ten proces. I wtedy zastanowiłem się, czy głębsze zrozumienie procesu wpływu perswazyjnego mogłoby pomóc ludziom w stawianiu oporu podejmowanym w złych intencjach staraniom, by przekształcić ich postawy i przekonania. Podjąłem przez to próbę analizy składowych kampanii dezinformacyjnych w nadziei, że może doprowadzi to do znalezienia skutecznej „szczepionki”.
Wszystko to wydarzyło się, zanim termin fake news stał się popularny. Dopiero kilka miesięcy po amerykańskich wyborach prezydenckich w 2016 roku otrzymałem e-mail od „specjalnego sprawozdawcy ONZ do spraw wolności wypowiedzi i wyrażania opinii” z zaproszeniem na trzydniowe spotkanie dotyczące właśnie fake newsów. Zorganizowano je w leżącej na uboczu szesnastowiecznej posiadłości na południowym wybrzeżu Anglii, majątku należącym do brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych. Podczas owego spotkania wysoko postawieni przedstawiciele rządów i firm medialnych z całego świata debatowali nad podstawowymi pytaniami, poczynając od kwestii „Czym są fałszywe wiadomości?” i „Co możemy z tym zrobić?”.
Spotkanie to wywarło na mnie wielki wpływ. Pilnie słuchałem głosów przedstawiających złożone kwestie prawne, w tym związane z prawami człowieka, utrudniające zdefiniowanie fałszywych wiadomości i uregulowanie ich statusu. Było też sporo o praktycznych wyzwaniach pojawiających się przy próbach identyfikacji i ścigania tych, którzy celowo rozpowszechniają fake newsy. Szybko odkryłem, że jestem tam jedynym behawiorystą, i chociaż początkowo moja rola nie była zbyt jasna, zaczęła się ona klarować, gdy dyskutanci doszli do wniosku, iż prawo i technologia to w tym wypadku za mało. Jakiekolwiek ustawodawstwo udałoby się wprowadzić, nie rozwiąże ono problemów związanych z rozpowszechnianiem fałszywych informacji.
Kolejne wystąpienia dotyczyły w coraz większej mierze mechanizmów ludzkiego osądu i procesu podejmowania decyzji. I to już był obszar psychologiczny. Przedstawiłem moje wstępne sugestie sposobów „zaszczepiania” ludzi przeciwko dezinformacji. Okazało się to katalizatorem i miało wpływ na kształt ostatecznego programu badawczego, który dostarczył strategicznych założeń wykorzystanych w programach zwalczania fałszywych wiadomości – podjętych przez rządy, instytucje zdrowia publicznego i największe firmy technologiczne na całym świecie.
I dlatego właśnie w tej książce nie opisuję, jak wywierać wpływ na innych, ale radzę, jak walczyć z próbami narzucenia nam przekonań. Jak zdobyć odporność na ataki perswazyjne i jak sprawdzić, czy nasz umysł jest odporny na działania mające przekonać nas do fałszywych informacji. Podzielę się z wami wszystkim, co wiem na ten temat, poczynając od tego, w jaki sposób nasz mózg odróżnia fakty od fikcji, aż po „wirusowe” rozprzestrzenianie się błędnych informacji w kontekście bardzo prawdopodobnego wpływu tego mechanizmu na wynik wyborów w USA w 2016 roku czy referendum, które zdecydowało o brexicie. Będzie też mowa o jego roli podczas pandemii oraz wojny, a także przyszłości „prawdy” w obiegu społecznym. Wirus dezinformacji zostanie umieszczony pod mikroskopem w celu opracowania skutecznej szczepionki na poziomie społecznym, która zapewni nam grupową odporność na procesy indoktrynacyjne.
Trudno, abym w epoce coraz bardziej wypełnionej półprawdami, fałszywymi wiadomościami i tak zwanymi wiadomościami alternatywnymi próbował wam mówić, w co macie wierzyć. Niemniej niezależnie od waszych afiliacji politycznych ta skromna książka może wam dopomóc w poszukiwaniu prawdy. Andy Norman, filozof z Uniwersytetu Carnegiego i Mellonów, nazywa mnie kognitywistycznym immunologiem. Bardzo podoba mi się to określenie mojej dziedziny badań: studia nad mentalnymi mechanizmami obronnymi umysłu. Chcę dać wam przewodnik pokazujący, jak się do tego zabrać, w jaki sposób mózg każdego człowieka reaguje na natłok prawdziwych i fikcyjnych informacji. Ma to być zestaw narzędzi dający szansę na wykrycie prób oddziaływania na nasze opinie, gdy wypłynie się już na „niezbadane morze manipulacji”. Lub rzeczywiście rodzaj szczepionki przeciwko dezinformacji. Tak jak zwykłe antygeny wywołują odpowiedź odpornościową organizmu, tak antygeny psychologiczne mogą pomóc w budowaniu odporności na fałszywe informacje. Oferuję wam jedenaście takich antygenów, które pomogą wzmocnić naszą odporność.
Prawnik broniący Antonia, uczestnika zamieszek na Kapitolu, miał sporo racji, sugerując, że jego klient „zaraził się” fejkami, podobnie jak można czasem złapać przeziębienie. Mam nadzieję, że przekonam was do trzech kwestii poruszonych w tej książce. Po pierwsze, oprócz zwykłych wirusów istnieją też wirusy umysłu. Wirus biologiczny jest pasożytem, który przyczepia się do powierzchni komórek gospodarza. Następnie wstrzykuje swój własny materiał genetyczny, przejmując maszynerię komórki w celu reprodukcji. Wszelkie teorie spiskowe i fałszywe informacje działają bardzo podobnie. Przyczepiają się do umysłu i wnikają głęboko do naszej świadomości. Infiltrują nasze myśli, uczucia, nawet nasze wspomnienia. Dezinformacja może zasadniczo zmienić to, jak działamy i jak myślimy o świecie. Wirus dezinformacji przejmuje kontrolę nad częścią naszego procesu poznawczego. Niestety, tak jak trudno uleczyć infekcję wirusową (pozwolę sobie przypomnieć, że antybiotyki nie działają na wirusy), tak trudno wykorzenić dezinformację, która zagościła w naszej głowie. Dość było już badań, które to potwierdzają. Zatem rzeczywiście to całkiem dobra analogia.
Druga kwestia dotyczy sposobów rozprzestrzeniania się patogenów. Oba rodzaje wirusów korzystają z podobnej metody – jedna osoba infekuje kolejne. Dlatego WHO ogłosiła w 2020 roku wybuch tak zwanej infodemii. Żaden biologiczny wirus nie przetrwa długo poza ciałem nosiciela i ta sama zasada dotyczy też wirusów umysłu. One również potrzebują gospodarza. Wprowadzający w błąd tweet lub fałszywy nagłówek wiadomości sam w sobie niewiele znaczy – potrzebny jest jeszcze podatny odbiorca, który gotów będzie taki przekaz reprodukować i rozpowszechniać. Wirusy biologiczne zwykle rozprzestrzeniają się poprzez fizyczny kontakt lub drobinki śliny. Wirusy umysłu są jeszcze bardziej zaraźliwe, ponieważ mogą być przekazywane bez żadnego kontaktu fizycznego. Jak się przekonamy, podobnie jak w wypadku zwykłych wirusów, wiąże się to niekiedy z poważnymi konsekwencjami, prowadząc do rozmaitych urazów, czasem nawet do śmierci. Co więcej, rozpowszechnianie fałszywych wiadomości nie zagraża wyłącznie jednostkom. Stanowi poważne zagrożenie dla integralności społeczeństw, zwłaszcza demokratycznych.
Trzecia i ostatnia kwestia dotyczy potrzeby stworzenia skutecznego leku przeciwwirusowego – psychologiczna szczepionka przeciwko fake newsom. Razem z moimi współpracownikami z Uniwersytetu Cambridge pracowałem nad tym zagadnieniem już od wielu lat. Na szczęście rozwój tej szczepionki nie wymaga żadnego osprzętu medycznego, a jedynie otwartego umysłu. I jest to szczepionka praktycznie bezpłatna.
Działać ma jednak tak samo jak szczepionki stosowane w medycynie, które uczą układ odpornościowy, jak rozpoznać intruzów, i przygotowują do walki z nimi. Na przykład przez wprowadzenie do organizmu osłabionych lub martwych szczepów wirusa. Ta mentalna szczepionka ma polegać na wystawieniu człowieka na poważnie osłabioną dawkę fake newsów (czyli wirusów umysłu), które względnie łatwo dadzą się zweryfikować, co z czasem może pozwolić na wykształcenie mentalnych przeciwciał, swoistej psychicznej odporności na dezinformację.
Stworzenie zwykłej szczepionki wymaga rozpoznania struktury wirusa, co oznacza zagłębienie się w chemię organiczną (przez substancje chemiczne będące nośnikami informacji, jak DNA i RNA). W związku z tym spróbowaliśmy ustalić główne procesy, które można zaobserwować podczas powstawania niemal wszystkich fałszywych wiadomości, tworząc coś, co nazwaliśmy „Sześcioma wymiarami manipulacji”. Są to: polaryzacja grup społecznych, odwoływanie się do emocji w celu manipulowania ludźmi, szerzenie teorii spiskowych, kreowanie fałszywych ekspertów i podszywanie się pod oficjalne organizacje, trollowanie ludzi i sianie fermentu w kontaktach online. Szczegółowo omówię je w rozdziale dziewiątym, teraz chcę tylko zasygnalizować, że to one właśnie tworzą podstawowe struktury wirusa fałszywych wiadomości. Kierowaliśmy się przy tym tezą, że można uodpornić ludzi na działanie tego wirusa, i po wielu eksperymentach laboratoryjnych w końcu udało nam się dokonać przełomu. Potrzebowaliśmy jeszcze środka umożliwiającego „iniekcję” owej szczepionki – odpowiednika strzykawki i igły.
Dzięki ścisłej współpracy z twórcami gier komputerowych stworzyliśmy program symulacyjny. Daliśmy mu nazwę Złe wieści (Bad News). Pierwszy taki, jedyny w swoim rodzaju, ma on postać interaktywnej gry, która odtwarza środowisko mediów społecznościowych – wraz z występującymi w nich fałszywymi wiadomościami. Jest to całkiem nowe podejście do tematu, nieco przy tym kontrowersyjne: dla przydania stosownej odporności „wstrzykuje” ona graczom niewielkie dawki fake newsów. Naraża się ich więc na kontakt z osłabionymi wersjami najważniejszych technik wykorzystywanych w procesie rozprzestrzeniania fałszywych informacji. W pewnej chwili gracze sami stają się nawet centralnymi postaciami rozpowszechniającymi fake newsy.
Do przetestowania „szczepionki” zaprosiliśmy dziesiątki tysięcy ludzi ze wszystkich środowisk i z różnych miejsc świata. Przed wzięciem udziału w grze osoby te zostały poproszone o ocenę wiarygodności serii fałszywych nagłówków medialnych. Na przykład:
Kurs wymiany bitcoinów jest skrycie regulowany przez niewielką grupę bogatych bankierów. #Zbadaj teraz.
Tekst ten wyglądał jak typowy post na Twitterze i opierał się na wzorcu teorii spiskowych, czyli zanegowaniu w jakiejś mierze głównego nurtu narracji z obwinieniem elit o to, że knują dla osiągnięcia mrocznego celu (więcej o charakterystycznych cechach teorii spiskowych opowiem w dalszej części tej książki). Po przyjęciu naszej szczepionki (pod postacią gry) tym samym osobom pokazywano kolejny zestaw nagłówków i teraz już trudniej było ich oszukać. W ich umysłach pojawiły się pierwsze mentalne antyciała, czyli zręby zrozumienia, jak działa świat fejków.
Koncepcja szczepionki mentalnej zdecydowanie zmieniła podejście do kwestii weryfikowania odbieranych informacji. W odróżnieniu od procesu, w którym sprawdza się kolejno fakty (zwanym debunkingiem), tutaj przeciwdziałanie zaczyna się, zanim jeszcze szkoda zostanie wyrządzona. Jak w wypadku prawdziwej szczepionki, stawia się bardziej na profilaktykę niż na leczenie. Na atak zamiast obrony. Złe wieści to coś więcej niż tylko zabawna gra: oznacza początek nowego podejścia, które można nazwać prebunkingiem.
Zanim jednak przejdziemy do potencjalnych środków zaradczych, musimy zrozumieć, na ile nasz poznawczy układ odpornościowy radzi sobie z dezinformacją, gdy już ją napotka. Dlatego w pierwszej części tej książki staram się wyjaśnić, dlaczego wszyscy jesteśmy podatni na dezinformację. Druga część przedstawia proces przechodzenia fejków z jednej osoby na drugą, także w rysie historycznym, od starożytnego Rzymu do internetowych sieci społecznościowych. W końcowej, trzeciej części znajduje się przepis, jak rozwijać profilaktykę (pod postacią prebunkingu) i wytworzyć w sobie i innych odporność na fałszywe informacje.
Zacznijmy więc od spraw podstawowych. Jak nasz mózg odróżnia fakty od fikcji?