Pierwszy tom mrożącej krew w żyłach dystopii YA, w której troje nastolatków walczy o przetrwanie i o siebie nawzajem.
Connor, Risa i Lev uciekają z transportu do ośrodka transplantacyjnego. Mają nadzieję, że unikną losu swoich rówieśników, którzy zostali przeznaczeni na rozszczepienie, czyli na podział na narządy do przeszczepu. Muszą jednak przetrwać do osiemnastych urodzin, aby uniknąć przeznaczenia, jakie czeka ich zgodnie z okrutną Ustawą o Życiu…
Po długiej i krwawej wojnie domowej armie zwolenników życia i tych opowiadających się za wyborem doszły do porozumienia i uchwalono „Ustawę o życiu”. Chroniła ona ludzką egzystencję od chwili poczęcia do trzynastego roku życia.
Jednak między trzynastymi a osiemnastymi urodzinami rodzic mógł zdecydować o rozszczepieniu swojego dziecka, czyli podzieleniu na narządy i części, które przekazywano do przeszczepu. Ten proces według władz państwa gwarantował zdrowie społeczeństwa, a także bezpieczeństwo. Osobniki niechciane lub sprawiające kłopoty były eliminowane, jednak formalnie nie umierały.
Connor się buntował, więc rodzice podpisali zlecenie rozszczepienia. Mieszkająca w domu dziecka Risa została wysłana do ośrodka transplantacyjnego ze względu na oszczędności budżetowe. A Lev, dziesiąte dziecko w religijnej rodzinie, już od urodzenia miał zostać poświęcony w ofierze.
Kiedy tej trójce udaje się uciec z transportu, pojawia się nadzieja, że jeszcze nie wszystko stracone. Muszą tylko przetrwać do swoich osiemnastych urodzin. To bardzo długo, jeśli ten czas mają spędzić w ukryciu…
Unwind
Przekład: Katarzyna Agnieszka Dyrek
Seria „Podzieleni”, tom 1
Wydawnictwo Uroboros
Premiera: 28 lutego 2024
Ustawa o życiu
Druga wojna domowa, zwana również wojną obyczajową, była długim i krwawym konfliktem toczonym z powodu zaledwie jednego problemu.
Aby ją zakończyć, przyjęto pakiet poprawek do konstytucji znanych jako „Ustawa o życiu”.
Rozwiązanie zadowoliło zarówno armię obrońców życia, jak i tych opowiadających się za wyborem.
„Ustawa o życiu” stanowi o ochronie ludzkiej egzystencji od chwili poczęcia aż do momentu osiągnięcia przez dziecko trzynastego roku życia.
Jednak pomiędzy trzynastym a osiemnastym rokiem życia dziecka rodzic może zdecydować o jego wstecznej aborcji…
…pod warunkiem że jego istnienie teoretycznie się nie zakończy.
Proces, w którym dziecko zostaje unicestwione, a jednocześnie utrzymane przy życiu, nazwano rozszczepieniem.
Rozszczepienie jest teraz powszechnie stosowaną i akceptowaną praktyką.
Część I. Trzy kopie
Nigdy nie miałem zajść daleko, ale teraz, statystycznie rzecz biorąc, istnieje znacznie większe prawdopodobieństwo, że jakaś część mnie osiągnie wielkość. Wolę być częściowo wspaniały niż w całości bezużyteczny.
Samson Ward
Rozdział 1. Connor
– Możesz pojechać do wielu miejsc – powiedziała Ariana. – A taki mądry chłopak jak ty ma sporą szansę, żeby dotrwać do osiemnastki.
Connor nie był wcale tego pewien, ale kiedy spojrzał Arianie w oczy, na chwilę zniknęły jego wątpliwości. Dziewczyna miała urocze fiołkowe tęczówki z szarymi smużkami. Podporządkowywała się modzie i zgodnie z bieżącymi trendami wstrzykiwała sobie pigment. Connor nigdy się czymś takim nie interesował. Jego oczy zawsze miały taką barwę, z jaką przyszedł na świat. Brązową. Nigdy też nie zrobił sobie tatuażu, jak wiele dzieci na świecie. Jedyne, co barwiło jego skórę, to opalenizna w lecie, ale teraz, w listopadzie, już zbladła. Starał się nie myśleć o tym, że już nigdy nie zobaczy lata. Przynajmniej nie jako Connor Lassiter. Wciąż nie mógł uwierzyć, że w wieku szesnastu lat miał być okradziony z życia.
Fiołkowe oczy Ariany zaczęły błyszczeć od łez, które spływały po jej policzkach, gdy dziewczyna mrugała.
– Tak mi przykro, Connor. – Przytuliła go i nagle wydało mu się, że wszystko będzie dobrze, jakby byli jedynymi ludźmi na świecie. Connor przez moment miał wrażenie, że jest niepokonany, nietykalny… Jednak kiedy dziewczyna go puściła, minęła magiczna chwila i wróciła rzeczywistość. Znowu poczuł pod stopami drżenie autostrady. Przemierzali ją w samochodach ludzie, którzy nie wiedzieli o obecności Connora i się nią nie przejmowali. Był po prostu kolejnym naznaczonym dzieciakiem, którego za tydzień czekało rozszczepienie.
Chociaż Ariana się starała, jej słowa mu nie pomogły. W zgiełku ulicznym ledwo słyszał, co powiedziała. Miejsce, gdzie ukrywali się przed światem, było jednym z tych niebezpiecznych, które wywołuje u dorosłych dezaprobatę, a jednocześnie wdzięczność, że to nie ich dzieci są na tyle głupie, aby siedzieć na krawędzi estakady. W przypadku Connora nie chodziło jednak o głupotę czy nawet bunt, a o to, by poczuć, że żyje. Najlepiej było mu na tej betonowej półce, gdy zakrywała go tablica z napisem „wyjazd”. Oczywiście jeden fałszywy krok i mógłby zginąć na drodze. Jednak dla Connora liczyło się wyłącznie życie na krawędzi.
Nie przyprowadzał tu wcześniej innych dziewczyn, chociaż nie wyznał tego Arianie. Zamknął oczy i wczuł się w wibracje ruchu ulicznego, miał wrażenie, jakby ten pulsował w jego żyłach, jakby był częścią jego istoty. Do tego właśnie miejsca uciekał po każdej kłótni z rodzicami albo kiedy po prostu kipiał wściekłością. Jednak w tej chwili był mocniej zdenerwowany niż kiedykolwiek wcześniej. Nie miał już o co walczyć. Rodzice podpisali zlecenie – umowa została przygotowana.
– Powinniśmy postawić na dezercję – powiedziała Ariana. – Ja też mam dosyć. Rodziny, szkoły, wszystkiego. Mogłabym zdezerterować i nie oglądać się za siebie.
Connor zastanowił się nad tym. Przerażała go myśl, żeby dać stąd nogę. Być może był twardy, w szkole uchodził za rozrabiakę, ale ucieczka? Nie wiedział, czy się na nią odważy. Jednak sytuacja by się zmieniła, jeśli Ariana zrobiłaby to z nim. Wtedy nie uciekłby sam.
– Nie wiem, co chcesz przez to powiedzieć.
Dziewczyna popatrzyła na niego magicznymi oczami.
– Oczywiście, że wiesz. Mogłabym z tobą stąd odejść. Gdybyś mnie o to poprosił.
Connor zdawał sobie jednak sprawę z powagi sytuacji. Ucieczka przed rozszczepieniem wymagała wysiłku. Mocno wzruszyło go to, że zrobiłaby to z nim. Pocałował ją i pomimo wszystkiego, co działo się w jego życiu, poczuł się najszczęśliwszym chłopakiem pod słońcem. Przytulił ją – może nawet za mocno, bo Ariana zaczęła się wykręcać, a przez to chciał ją ścisnąć jeszcze mocniej, ale zwalczył to pragnienie i wypuścił ją z ramion. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
– Dezercja… – powtórzyła. – Co to w ogóle znaczy?
– To chyba pochodzi ze starej nomenklatury wojskowej – odpowiedział. – Oznacza oddalenie się bez pozwolenia.
Ariana zastanowiła się nad tym, po czym uśmiechnęła.
– Hm, a może życie bez nakazów.
Connor wziął ją za rękę, usilnie starając się jej nie ściskać. Powiedziała, że z nim ucieknie, jeśli ją o to poprosi. Dopiero teraz uświadomił sobie, że jeszcze jej o to nie zapytał.
– Odejdziesz stąd ze mną, Ariano?
Dziewczyna przytaknęła z uśmiechem.
– Pewnie – odparła. – Oczywiście.
***
Rodzice Ariany nie lubili Connora.
– Od zawsze wiedzieliśmy, że zostanie rozszczepiony – mówili. – Powinnaś trzymać się od chłopaka Lassiterów jak najdalej.
Dla nich nigdy nie był Connorem, a chłopakiem Lassiterów. Wydawało im się, że mają prawo go oceniać, bo co rusz odsyłano go do szkoły poprawczej.
Mimo to Connor, kiedy odprowadził Arianę tego dnia, zatrzymał się przed jej domem i schował za drzewem, gdy dziewczyna wchodziła do środka. Idąc do siebie, rozważał, czy ukrywanie się będzie od teraz ich sposobem na życie.
***
Dom.
Connor zastanawiał się, jak może nazywać domem miejsce, w którym mieszkał, skoro miał się wynieść – i to nie tylko spod dachu, pod którym spał, ale również z serc tych, którzy powinni go kochać.
Kiedy wszedł, zastał ojca, siedzącego w fotelu i oglądającego kanał informacyjny.
– Cześć, tato.
Ojciec wskazał na jakąś masakrę na ekranie telewizora.
– Znów klaskacze.
– Co tym razem zrobili?
– Wysadzili sklep Old Navy w centrum handlowym w północnej części Akron.
– Hm – mruknął Connor. – Można by pomyśleć, że powinni mieć lepszy gust.
– Nie uważam tego za zabawne.
Rodzice Connora nie zdawali sobie sprawy z tego, że dowiedział się o ich zamiarach. Nie miał wiedzieć, że zostanie rozszczepiony, ale od zawsze potrafił odkrywać ich sekrety. Trzy tygodnie wcześniej, szukając zszywacza w gabinecie ojca, znalazł w biurku bilety lotnicze na Bahamy. Rodzice w Święto Dziękczynienia wybierali się na wakacje. Był z tym tylko jeden mały problem – znalazł jedynie trzy bilety: matki, ojca i młodszego brata. Dla niego nie zakupiono żadnego. Początkowo założył, że jego bilet jest gdzieś indziej, ale im dłużej o tym myślał, tym bardziej wydawało mu się, że coś tu nie gra. Kiedy rodzice wyszli z domu, postanowił pogrzebać nieco głębiej i znalazł zlecenie rozszczepienia. Zostało przygotowane w starym stylu w trzech kopiach. Białą wysłano do władz, żółta miała towarzyszyć mu do końca, a różowa zostać z rodzicami na dowód tego, co zrobili. Być może oprawią ją i powieszą tuż obok zdjęcia Connora z pierwszej klasy podstawówki.
Data na umowie przypadała na dzień przed ich wyjazdem na Bahamy. On miał jechać na rozszczepienie, a oni na wakacje, aby w związku z zaistniałą sytuacją poprawić sobie humor. Przez tę niesprawiedliwość miał ochotę coś stłuc. Zniszczyć naprawdę wiele rzeczy, ale tego nie zrobił. Choć raz zapanował nad sobą i prócz kilku bójek w szkole, do których się nie przyczynił, ukrywał emocje. Zachował dla siebie wiedzę o tym, co miało nadejść. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że zamówionego rozszczepienia nie dało się odwołać, więc krzyki i kłótnie nic by nie dały. Poza tym dzięki odkryciu tajemnicy rodziców miał nad nimi pewną moc. Teraz mógł im zadawać o wiele celniejsze ciosy. Pewnego dnia przyniósł matce kwiaty, przepłakała potem wiele godzin. Innym razem pochwalił im się czwórką plus z fizyki. To najlepsza ocena, jaką otrzymał do tej pory z tego przedmiotu. Podał oceniony sprawdzian ojcu, któremu na ten widok krew odpłynęła z twarzy.
– Widzisz, tato, coraz lepiej się uczę. Być może na koniec semestru dostanę nawet piątkę.
Ojciec jeszcze godzinę później siedział w fotelu, ściskając sprawdzian w palcach i tępo gapił się w ścianę.
Connor miał prosty cel – sprawić, by cierpieli. Aby żyli ze świadomością, jak straszny błąd popełnili.
Jednak zemsta nie była słodka, a teraz, po trzech tygodniach sprawiania im bólu, ani odrobinę nie poprawił mu się nastrój. Wbrew sobie zaczął współczuć rodzicom i nienawidzić własnych emocji.
– Spóźniłem się na obiad?
Ojciec nie oderwał wzroku od telewizora.
– Matka zostawiła ci posiłek w kuchni.
Ruszył w tamtą stronę, kiedy w połowie drogi usłyszał:
– Connor?
Obrócił się i zobaczył, że ojciec na niego spoglądał. Nie, nie spoglądał, ale usilnie się w niego wpatrywał. Powie mi, pomyślał. Powie, że zamierzają poddać mnie rozszczepieniu, po czym wybuchnie płaczem i będzie powtarzał, jak bardzo mu przykro. Gdyby tata się o to pokusił, Connor być może przyjąłby przeprosiny. Mógłby mu nawet wybaczyć, zdradzić, że nie planuje tu zostać, gdy przyjdą po niego policjanci z Wydziału do spraw Nieletnich. Ostatecznie jednak ojciec zapytał:
– Zamknąłeś drzwi?
– Zaraz to zrobię.
Connor przekręcił klucz w zamku, a potem poszedł do swojego pokoju, bo stracił wszelki apetyt na to, co ugotowała matka.
***
O drugiej w nocy Connor ubrał się na czarno i zapakował do plecaka to, co naprawdę było dla niego ważne. Zostało miejsce na trzy stroje na zmianę. Zdumiało go, że miał tak niewiele rzeczy, które warto było zabrać. Głównie pamiątki z czasów, zanim popsuło się między nim a rodzicami. Tak naprawdę między nim a resztą świata.
Zajrzał do brata i zastanowił się, czy go obudzić, żeby się pożegnać, ale doszedł do wniosku, że to nie najlepszy pomysł. Cicho wymknął się w noc. Nie mógł wziąć roweru, ponieważ zainstalował zabezpieczenie antykradzieżowe. Wcześniej nie wziął pod uwagę, że być może samemu przyjdzie mu go ukraść. Jednak wiedział, że Ariana ma rowery dla nich obojga.
Trasa do domu dziewczyny ulicami osiedla wymagała około dwudziestominutowego spaceru. Na przedmieściach Ohio nie było prostych dróg. Connor wybrał skrót przez las i dotarł na miejsce przed upływem kwadransa.
W domu Ariany nie paliło się światło, ale tego się spodziewał. Byłoby podejrzane, gdyby nie spała przez całą noc. Connor stanął z dala od budynku. Wiedział, że zarówno trawnik przed domem, jak i ganek wyposażone są w czujki ruchu, które włączą lampy, gdyby tylko znalazł się w ich pobliżu. System miał na celu odstraszać dzikie zwierzęta i przestępców. Rodzice dziewczyny uważali Connora za jedno i drugie.
Wyjął telefon i wybrał znajomy numer. Stojąc w cieniu na skraju podwórza, usłyszał, że w jej pokoju na górze odezwał się dzwonek. Szybko się rozłączył i cofnął głębiej w mrok w obawie, że rodzice Ariany mogli wyjrzeć przez okno. Co ona wyprawia? Miała włączyć wibracje.
Obszedł podwórze dookoła, żeby nie uruchomić świateł. Gdy stanął na ganku, zapaliła się jedna z lamp, ale tylko okno pokoju Ariany wychodziło na tę stronę. Chwilę później dziewczyna otworzyła drzwi, choć nie na tyle szeroko, aby mogła wyjść lub on mógł wejść.
– Hej, jesteś gotowa? – zapytał. Najwyraźniej nie była, bo miała na sobie szlafrok, a pod nim satynową piżamę. – Nie zapomniałaś, prawda?
– Nie, nie zapomniałam…
– To się pospiesz! Im szybciej stąd odejdziemy, tym będziemy mieć większe szanse na powodzenie, zanim ktoś się zorientuje, że nas nie ma.
– Connor – zaczęła. – Chodzi o to, że…
Prawda zawierała się w jej głosie, w sposobie, w jakim z wysiłkiem wypowiedziała jego imię, jak roztrzęsione przeprosiny wybrzmiały między nimi niczym echo. Ariana nie musiała już niczego dodawać, bo on już wszystko wiedział, ale i tak pozwolił jej dokończyć, ponieważ zdawał sobie sprawę, jakie to dla niej trudne, lecz nie zamierzał niczego jej ułatwiać. Zapragnął, by była to dla niej najtrudniejsza rzecz w życiu.
– Connor, naprawdę chcę wyjechać, ale… to dla mnie nieodpowiednia pora. Siostra wychodzi za mąż. Wiesz, że wybrała mnie na swoją pierwszą druhnę. No i jeszcze szkoła…
– Nie znosisz szkoły. Mówiłaś, że rzucisz ją, gdy skończysz szesnaście lat.
– Że spróbuję to zrobić – odpowiada. – To różnica.
– To nie idziesz?
– Naprawdę bardzo bym chciała… ale nie mogę.
– Więc wszystko, co mówiłaś, to kłamstwo?
– Nie – rzuciła. – To było marzenie, ale na przeszkodzie stanęła rzeczywistość, to wszystko.
– Tylko dzięki ucieczce pozostanę przy życiu – wysyczał Connor. – W razie gdybyś zapomniała, mam zostać rozszczepiony.
Ariana delikatnie dotknęła jego twarzy.
– Wiem – przyznała. – Ale mnie to nie dotyczy.
Na szczycie schodów włączyło się światło, a Ariana odruchowo przymknęła nieco drzwi.
– Ari? – Connor usłyszał głos jej matki. – Co się dzieje? Co robisz w wejściu?
Wycofał się z pola widzenia, a dziewczyna obróciła się w stronę schodów.
– Nic, mamo. Chyba widziałam przez okno kojota, chciałam się upewnić, że koty nie zostały na zewnątrz.
– Koty są na górze, skarbie. Zamknij drzwi i wracaj do łóżka.
– Zatem jestem kojotem – powiedział Connor.
– Cicho! – skarciła go Ariana i przymknęła drzwi tak, że pozostała jedynie niewielka szczelina, w której Connor widział tylko fragment jej twarzy i jedno fiołkowe oko. – Uciekniesz, wiem, że ci się uda. Zadzwoń do mnie, gdy już będziesz w bezpiecznym miejscu. – Zamknęła drzwi.
Connor stał na jej ganku przez dłuższą chwilę, aż samoistnie zgasło światło. Nie planował uciekać w pojedynkę, choć zdawał sobie sprawę, że tak właśnie powinien uczynić. Przecież od momentu, w którym rodzice podpisali dokumenty, i tak został sam.