Jesteśmy jedynymi zwierzętami, które żegnają się w oczekiwaniu, że niedługo mogą znowu się spotkać.


Jesteśmy zdolni do umysłowych podróży w czasie, dzięki czemu możemy z wyprzedzeniem przygotować się do przyszłych zdarzeń, starając się wpłynąć na to, jak będzie wyglądała przyszłość.

Nasz umysł łatwo przeskakuje pomiędzy przeszłymi, teraźniejszymi i możliwymi przyszłymi wypadkami. Możemy dzięki niemu przeżywać kolejny raz przeszłe zdarzenia i wyobrażać sobie przyszłe scenariusze, nawet jeśli wcześniej nie doświadczaliśmy niczego podobnego.

Robimy to nieustannie: wybiegamy myślami ku nadchodzącym wakacjom, rozkoszujemy się wizją umówionej kolacji i dumamy z niepokojem o wynikach testu. Za pomocą naszych umysłowych wehikułów czasu tkamy historię naszego życia – to, skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy.

Przezorność, czyli zdolność przewidywania zdarzeń oraz podejmowania stosownych działań, jest prawdopodobnie najpotężniejszym z naszych wszystkich narzędzi.

Zapraszamy do wspólnej podróży w przyszłość, a na wypadek, gdybyśmy spotkali się w kolejnej książce: do zobaczenia!

Adam Bulley, Jonathan Redshaw, Thomas Suddendorf
Zdolność przewidywania
Jak odczytywanie przyszłości wpływa na nasze życie
Przekład: Tadeusz Chawziuk
Wydawnictwo Copernicus Center Press
Premiera: 26 czerwca 2024
 
 


1
TWÓJ WŁA­SNY WE­HI­KUŁ CZASU

Po­nad pięć ty­sięcy lat temu pe­wien czło­wiek, wspi­na­jąc się na górę w Al­pach, zma­gał się z prze­ni­kli­wym zim­nem. Był ciężko ranny – w ataku, do któ­rego do­szło w po­ło­żo­nej ni­żej do­li­nie, od­niósł głę­boką ranę kłutą mię­dzy kciu­kiem i pal­cem wska­zu­ją­cym pra­wej dłoni. Te­raz znaj­do­wał się da­leko od domu, co naj­mniej je­den lub dwa dni drogi, wśród zmar­z­liny i lasu. Nie była to po­dróż dla lu­dzi o pło­chli­wym sercu lub nie­przy­go­to­wa­nych. Męż­czy­zna miał na so­bie płaszcz, ge­try, ka­pe­lusz, buty, ple­cak i inne ubra­nia uszyte ze skór kilku zwie­rząt. W wo­reczku przy­mo­co­wa­nym do pa­ska trzy­mał ka­mienne na­rzę­dzia do cię­cia, skro­ba­nia i wier­ce­nia, a także ka­wałki pi­rytu, dzięki któ­rym mógł roz­pa­lić ogień. W po­dłużny skó­rzany pas wple­cione miał dwa gu­mo­wate owoc­niki pniarka brzo­zo­wego o dzia­ła­niu prze­ciw­pa­so­żyt­ni­czym – przy­datne, gdy w je­li­cie gru­bym za­gnieź­dzi się wło­so­główka. Męż­czy­zna niósł mie­dziany to­pór, łuk i strzały, a także szty­let wy­ko­nany z czertu. Ten ostatni był wie­lo­krot­nie pie­czo­ło­wi­cie ostrzony. Może oka­zać się po­trzebny. Czy ktoś szedł za męż­czy­zną – jesz­cze tu­taj, po­śród śniegu na szczy­cie góry?
Za­mro­żone i zmu­mi­fi­ko­wane zwłoki zna­le­ziono w 1991 roku w al­pej­skim lo­dowcu, oto­czone wspo­mnia­nym wy­po­sa­że­niem. Męż­czy­zna stał się znany jako Ötzi – od Alp Ötz­tal­skich, gdzie go zna­le­ziono – lub po pro­stu „czło­wiek lodu”[1*]. To, jak Ötzi był przy­go­to­wany, ilu­struje po­tęgę uni­wer­sal­nej zdol­no­ści na­szego ga­tunku do pa­mię­ta­nia tego, co oka­zało się sku­teczne w prze­szło­ści, i prze­wi­dy­wa­nia tego, co może być po­trzebne w przy­szło­ści[1].
Ludzki umysł jest swo­istym we­hi­ku­łem czasu. Mo­żemy dzięki niemu prze­ży­wać ko­lejny raz prze­szłe zda­rze­nia i wy­obra­żać so­bie przy­szłe sce­na­riu­sze, na­wet je­śli wcze­śniej nie do­świad­cza­li­śmy ni­czego po­dob­nego. Lu­dzie czy­nią to nie­ustan­nie: wy­bie­gają my­ślami ku nad­cho­dzą­cym wa­ka­cjom, roz­ko­szują się wi­zją umó­wio­nej ko­la­cji i du­mają z nie­po­ko­jem o wy­ni­kach te­stu. Po­nie­waż czło­wiek jest zdolny do umy­sło­wych po­dróży w cza­sie, może – tak jak Ötzi – przy­go­to­wać się do po­ten­cjal­nych zda­rzeń ze znacz­nym wy­prze­dze­niem, sta­ra­jąc się ukształ­to­wać przy­szłość we­dług wła­snego za­my­słu. Prze­zor­ność, czyli zdol­ność prze­wi­dy­wa­nia zda­rzeń i po­dej­mo­wa­nia sto­sow­nych dzia­łań, jest praw­do­po­dob­nie naj­po­tęż­niej­szym ze wszyst­kich na­szych na­rzę­dzi. Ni­niej­sza książka mówi o isto­cie i hi­sto­rii tej wła­śnie zdol­no­ści, a także o jej zna­cze­niu w dzie­jach ludz­ko­ści[2].
Oczy­wi­ście fakt, że umiemy so­bie wy­obra­zić przy­szłość, nie ozna­cza, że wiemy, co się sta­nie. Prze­cież Ötzi praw­do­po­dob­nie nie spo­dzie­wał się strzały, która ugo­dziła go w plecy i po­ło­żyła do lodu na pięć ty­sięcy lat. Nie spo­dzie­wamy się wielu rze­czy, które się wy­da­rzają, z ko­lei wiele rze­czy, któ­rych się spo­dzie­wamy, ni­gdy się nie wy­da­rza. Na­wet spe­cja­li­ści zaj­mu­jący się pro­gno­zo­wa­niem, jak ma­kle­rzy gieł­dowi czy me­te­oro­lo­dzy, czę­sto mają trud­ność z prze­wi­dze­niem ceny złota w ko­lej­nym kwar­tale lub tego, czy w na­stępny wto­rek bę­dzie pa­dać deszcz. Ludz­kie prze­wi­dy­wa­nia nie­kiedy spek­ta­ku­lar­nie za­wo­dzą. Sły­szy się cza­sem o in­ży­nie­rach ama­to­rach, któ­rzy przy­cze­piają do krze­seł ba­lony wy­peł­nione he­lem albo ra­kiety i spo­dzie­wają się ry­chłego unie­sie­nia w prze­stwo­rza lub uzy­ska­nia wiel­kiej pręd­ko­ści, ale nie za­sta­na­wiają się nad tym, że mogą na­gle spaść[2*][3].
Ist­nieje wiele po­wo­dów, by ubo­le­wać na tym, jak bar­dzo lu­dzie nie umieją kie­ro­wać swo­imi umy­sło­wymi we­hi­ku­łami czasu. Przede wszyst­kim czę­sto nie po­tra­fimy pa­trzeć da­lej, lecz ule­gamy po­ku­sie szyb­kiego za­robku, da­jemy się zwo­dzić do­nie­sie­niom me­dial­nym lub po­lu­bie­niom w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych. Nie­zmien­nie prze­wi­du­jemy, że zre­ali­zu­jemy na­sze pro­jekty w ter­mi­nie i nie prze­kra­cza­jąc bu­dżetu, na­wet je­śli wcze­śniej na­sze opty­mi­styczne pro­gnozy wie­lo­krot­nie oka­zy­wały się błędne. Mamy rów­nież skłon­ność do prze­wi­dy­wa­nia, że ne­ga­tywne zda­rze­nia, ta­kie jak upa­dek z dra­biny, przy­tra­fią nam się rza­dziej, niż to się dzieje na­prawdę[4]. Hi­sto­ria ludz­ko­ści pełna jest przy­kła­dów złego pla­no­wa­nia, które miało ka­ta­stro­falne na­stęp­stwa, tak jak wtedy, gdy urzęd­nicy stanu Qu­een­sland spro­wa­dzili do Au­stra­lii ro­pu­chę ol­brzy­mią, by wy­tę­piła pe­wien ga­tu­nek chrząsz­cza, lecz płazy wy­mknęły się spod kon­troli i spu­sto­szyły lo­kalny eko­sys­tem. Książka ta mówi za­tem także o licz­nych ogra­ni­cze­niach ludz­kiej zdol­no­ści prze­wi­dy­wa­nia oraz o tym, jak lu­dzie pró­bują so­bie z nimi ra­dzić.
Lu­dzie w swo­ich dzie­jach wy­my­ślali zu­chwałe stra­te­gie, które miały im po­móc zaj­rzeć w przy­szłość. Można wy­mie­nić całą al­fa­be­tyczną li­stę me­tod wró­że­nia – od aba­ko­man­cji, czyli wró­że­nia z brudu, pia­sku, dymu lub po­piołu, po zoo­man­cję, czyli od­czy­ty­wa­nie przy­szło­ści z za­cho­wa­nia pta­ków, mró­wek, kóz lub osłów. Wspólną ce­chą tych „-man­cji” jest oczy­wi­ście to, że nie dzia­łają. Nie­mniej są one jed­nym z wielu pro­duk­tów głę­bo­kiego ludz­kiego dą­że­nia do opa­no­wa­nia nie­pew­nej przy­szło­ści i zna­le­zie­nia naj­lep­szej drogi.
Cho­ciaż nie można od­gad­nąć przy­szło­ści ze zwie­rzę­cych wnętrz­no­ści ani z li­ści her­baty, w przy­ro­dzie ist­nieją pra­wi­dło­wo­ści, które po­ma­gają nam prze­wi­dy­wać przy­szłe zda­rze­nia i się na nie przy­go­to­wać. Choć sta­ro­żytni Grecy zwy­kle za­się­gali rady wy­roczni przed po­dej­mo­wa­niem więk­szych przed­się­wzięć, two­rzyli rów­nież nie­zwy­kle do­kładne na­rzę­dzia pro­gno­styczne. Cała sala w Grec­kim Na­ro­do­wym Mu­zeum Ar­che­olo­gicz­nym w Ate­nach jest po­świę­cona jed­nemu szcze­gól­nie in­te­re­su­ją­cemu ar­te­fak­towi uży­wa­nemu w tym celu. Nie­po­zorna bryła ze znie­kształ­co­nego drewna i sko­ro­do­wa­nego me­talu, wy­ło­wiona z Mo­rza Egej­skiego w 1901 roku przez po­ła­wia­czy gą­bek u wy­brzeży An­di­ki­tiry, do­piero wiele dzie­się­cio­leci póź­niej zo­stała zi­den­ty­fi­ko­wana jako naj­wcze­śniej­szy znany hi­sto­ry­kom ana­lo­gowy kom­pu­ter. Li­czy so­bie po­nad dwa ty­siące lat[5].
Me­cha­nizm z An­di­ki­tiry jest za­byt­kiem o za­dzi­wia­ją­cej tech­nicz­nej zło­żo­no­ści – składa się z dzie­sią­tek kół zę­ba­tych z brązu oraz za­tar­tych, ta­jem­ni­czych na­pi­sów. Ob­ra­ca­jąc ręczną korbą, ope­ra­tor wy­bie­rał dzień ka­len­da­rzowy na przed­niej tar­czy i prze­po­wia­dał przy­szłość ciał nie­bie­skich: ru­chy pla­net, fazy Księ­życa i za­ćmie­nia Słońca. Rzym­ski mąż stanu Cy­ce­ron za­chwy­cał się, że roz­wa­ża­jąc pra­wi­dło­wo­ści nie­bios, „do­cho­dzimy do po­zna­nia bo­gów”[6].

Współ­cze­śni lu­dzie do­cho­dzą do po­zna­nia co­raz więk­szej liczby se­kre­tów na­tury i me­tod prze­wi­dy­wa­nia jej biegu. Choć sa­mo­dzielne prze­pro­wa­dze­nie od­po­wied­nich ob­li­czeń może być dla nas trudne, umiemy pre­cy­zyj­nie prze­wi­dzieć porę przy­pływu lub mo­ment wy­stę­po­wa­nia zda­rzeń na nie­bie, ko­rzy­sta­jąc z urzą­dzeń miesz­czą­cych się w kie­szeni. Szyb­kie zaj­rze­nie do Wi­ki­pe­dii po­wie nam, że We­nus przej­dzie przed tar­czą Słońca 27 marca, a Mer­kury – do­kład­nie je­den dzień póź­niej w roku… 224 508 na­szej ery. Na­sze co­dzienne ży­cie w co­raz więk­szym za­kre­sie opiera się na har­mo­no­gra­mach i mo­de­lach przy­szło­ści rzą­dzą­cych ludzką ko­ope­ra­cją. Pra­cu­jemy w wy­zna­czo­nych go­dzi­nach, spo­ty­kamy się co ty­dzień w dys­ku­syj­nych klu­bach książki i sta­ramy się za wszelką cenę do­trzy­mać waż­nych ter­mi­nów.
Nie­mniej jest aż nadto oczy­wi­ste, że na­wet gdy mamy ja­sny ob­raz tego, co nas czeka, mo­żemy nie pod­jąć sto­sow­nych dzia­łań. W Wi­gi­lię Bo­żego Na­ro­dze­nia 2019 roku no­wo­jor­ski po­li­tyk Brian Kolb opu­bli­ko­wał fe­lie­ton ostrze­ga­jący czy­tel­ni­ków przed nie­bez­pie­czeń­stwami zwią­za­nymi z pro­wa­dze­niem po­jazdu pod wpły­wem al­ko­holu – ra­dził, aby „my­śleć na­przód i przy­go­to­wy­wać al­ter­na­tywny plan przed spo­ży­ciem al­ko­holu, gdyż po­zwala to unik­nąć wielu sy­tu­acji, któ­rych można po­tem ża­ło­wać” – a mimo to ty­dzień póź­niej sam zo­stał zła­pany nie­trzeźwy za kie­row­nicą swo­jego sa­mo­chodu, po tym jak zna­lazł się w ro­wie[7]. Ła­two śmiać się z ta­kiej hi­po­kry­zji, ale za­pewne każdy może przy­to­czyć z wła­snego do­świad­cze­nia przy­kłady nie­roz­trop­nych de­cy­zji pod­ję­tych mimo jed­no­znacz­nych pro­gnoz i naj­lep­szych in­ten­cji. Czy kiedy obu­dzi­łeś się z po­tęż­nym ka­cem, przy­się­ga­łeś, że ni­gdy wię­cej nie się­gniesz po al­ko­hol, ale wkrótce ja­koś piwo wpa­dło ci w ręce? Czy zda­rzyło ci się za­mó­wić ocie­ka­ją­cego tłusz­czem ham­bur­gera lub ogromny de­ser lo­dowy, choć wie­dzia­łeś, że bę­dziesz tego ża­ło­wać… i rze­czy­wi­ście ża­ło­wa­łeś? A może kie­dyś pod­ją­łeś po­sta­no­wie­nie no­wo­roczne, ale parę ty­go­dni póź­niej je od­rzu­ci­łeś, uzna­jąc, że spró­bu­jesz w przy­szłym roku? Więk­szość z nas ma pro­blemy z kon­se­kwen­cją w dzia­ła­niu, spój­no­ścią pla­nów i kie­ro­wa­niem się ra­cjo­nalną ana­lizą.
W książce tej opo­wia­damy o tym, jak dzięki prze­wi­dy­wa­niu prze­sta­li­śmy być nie­po­zor­nym ga­tun­kiem na­czel­nych za­mknię­tym w tro­pi­kach Afryki i sta­li­śmy się isto­tami, które dzierżą w rę­kach losy ca­łej pla­nety. Ale nie jest ona je­dy­nie hym­nem po­chwal­nym na cześć na­szej zdol­no­ści prze­wi­dy­wa­nia ani la­men­tem nad na­szymi ułom­no­ściami w tym za­kre­sie. Lu­dzie mają nie­zwy­kłą wła­dzę prze­mie­rza­nia epok w my­śli, ale na­sza naj­więk­sza moc wy­wo­dzi się być może z bar­dziej pro­za­icz­nego źró­dła. Ro­zu­miemy, że nie wiemy na pewno, co przy­nie­sie przy­szłość, i dla­tego sta­ramy się po­dej­mo­wać ja­kieś środki. Pa­ra­dok­sal­nie moc prze­wi­dy­wa­nia w znacz­nej czę­ści po­cho­dzi z tego, że zda­jemy so­bie sprawę z jej ogra­ni­czeń.
W lipcu 1969 roku, na krótko przed lą­do­wa­niem Apollo 11 na Księ­życu, au­tor prze­mó­wień pre­zy­denta Ni­xona, Wil­liam Sa­fire, przy­go­to­wał na­stę­pu­jący tekst, który miał być od­czy­tany w te­le­wi­zji:
 
W RA­ZIE KA­TA­STROFY NA KSIĘ­ŻYCU:

Los za­rzą­dził, że lu­dzie, któ­rzy udali się na Księ­życ, aby pro­wa­dzić po­ko­jowe ba­da­nia, po­zo­staną na Księ­życu, aby spo­czy­wać w po­koju.
Ci od­ważni lu­dzie – Neil Arm­strong i Edwin Al­drin – wie­dzą, że nie ma już na­dziei na ich ura­to­wa­nie. Ale wie­dzą rów­nież, że w ich ofie­rze tkwi na­dzieja dla ludz­ko­ści. […]
Inni pójdą ich śla­dem i na pewno od­najdą drogę do domu. Ludzka eks­plo­ra­cja nie zo­sta­nie prze­rwana. Ci dzielni lu­dzie byli jed­nak pierw­szymi i oni po­zo­staną na pierw­szym miej­scu w na­szych ser­cach.
Od te­raz każdy, kto spoj­rzy w nocy na Księ­życ, bę­dzie wie­dział, że ist­nieje za­ką­tek in­nego świata, który na za­wsze na­leży do ludz­ko­ści[8].
 
Oczy­wi­ście Neil Arm­strong i Buzz Al­drin po­wró­cili bez­piecz­nie z Księ­życa w 1969 roku i pre­zy­dent Ni­xon nie mu­siał zwra­cać się do na­rodu tymi sło­wami. Nie mu­siał także wy­ko­ny­wać in­nych smut­nych punk­tów planu awa­ryj­nego, na przy­kład dzwo­nić do „przy­szłych wdów”, kiedy ich mę­żo­wie po­zo­sta­wali osa­mot­nieni na po­wierzchni Księ­życa. NASA po­siada setki stron pla­nów „je­żeli… to…”, ze szcze­gó­ło­wymi in­struk­cjami dla kon­troli mi­sji do­ty­czą­cymi tego, jak po­winno się po­stą­pić w ra­zie in­cy­den­tów – od „za­kłó­ce­nia mi­sji” po „wy­pa­dek typu A”[9].
Pla­no­wa­nie awa­ryjne nie jest czymś ob­cym dla ni­kogo z nas. Choć wszy­scy mamy plan A – po­wiedzmy, do­ty­czący na­szej ka­riery za­wo­do­wej – poj­mu­jemy, że wy­padki mogą po­to­czyć się ina­czej, niż za­kła­damy: na­sza firma może zban­kru­to­wać, może znu­dzić nas obecna praca lub wpad­niemy pod au­to­bus. Dla­tego sta­ramy się od­kła­dać pie­nią­dze na czarną go­dzinę, roz­glą­damy się za in­nymi spo­sob­no­ściami i wy­ku­pu­jemy ubez­pie­cze­nie na ży­cie. Nie­któ­rzy pod­pi­sują umowy przed­mał­żeń­skie albo in­sta­lują ga­śnice, na wy­pa­dek gdyby były po­trzebne, ma­jąc jed­nak na­dzieję, że ni­gdy nie będą.
W se­rii ba­dań pro­wa­dzo­nych przez na­szą grupę z Uni­wer­sy­tetu Qu­een­slandu w Bris­bane w Au­stra­lii da­wa­li­śmy dzie­ciom pro­ste za­da­nie, które miało nam po­móc usta­lić źró­dło pod­sta­wo­wego prze­ko­na­nia, że przy­szłość może oka­zać się inna, niż prze­wi­dy­wa­li­śmy[10]. Wrzu­ca­li­śmy na­grody do otworu usta­wio­nej pio­nowo rury, przy­po­mi­na­ją­cej od­wró­coną li­terę Y, z dwoma wy­lo­tami u dołu. Przy­go­to­wu­jąc się do zła­pa­nia na­grody, dwu­let­nie dzieci zwy­kle za­sła­niały tylko je­den wy­lot, co ozna­czało, że tylko cza­sami ła­pały na­grodę. Jed­nak dzieci czte­ro­let­nie w więk­szo­ści ro­zu­miały już, co na­leży ro­bić: na­tych­miast i bez wa­ha­nia kła­dły dło­nie na obu wy­lo­tach, co gwa­ran­to­wało, że w każ­dym wy­padku zła­pią na­grodę. Na­wet przed­szko­laki umieją za­ra­dzić temu, że nie po­tra­fią prze­wi­dzieć, z któ­rego otworu wy­pad­nie na­groda. Wy­daje się, że uświa­da­miają so­bie swój brak do­kład­nej wie­dzy o tym, co przy­nie­sie przy­szłość.
Po­nie­waż umiemy so­bie wy­obra­zić wiele wer­sji przy­szło­ści wy­cho­dzą­cych z te­raź­niej­szo­ści, je­ste­śmy w sta­nie po­rów­nać moż­li­wo­ści, tak aby wy­brać naj­lep­szą[11]. Zdol­ność ta ma da­leko idące na­stęp­stwa, jak zo­ba­czymy w dal­szej czę­ści tej książki. Po pierw­sze, daje nam in­tu­icję wol­nej woli – wra­że­nie (nie­któ­rzy po­wie­dzie­liby: ułudę), że je­ste­śmy pa­nami swo­jego losu. Lu­dzie zwy­kle ce­nią so­bie to od­czu­cie. Wpraw­dzie nie za­wsze jest oczy­wi­ste, którą ścieżkę po­win­ni­śmy wy­brać, jed­nak prze­ko­na­nie, że to my sie­dzimy za kie­row­nicą, jest po­krze­pia­jące.
Od­wrotną stroną tej wol­no­ści jest świa­do­mość, że nie mo­żemy cof­nąć czasu. Od­po­wia­damy za skutki na­szych dzia­łań. Gdy zdamy so­bie sprawę, że na­sze za­cho­wa­nie może w przy­szło­ści spo­wo­do­wać szkody, więk­szość z nas czuje się zmu­szona do zmiany po­stę­po­wa­nia. A kiedy rze­czy­wi­ście wy­rzą­dzimy szkody, czę­sto od­by­wamy na­szymi men­tal­nymi we­hi­ku­łami czasu po­dróże po al­ter­na­tyw­nych ścież­kach, roz­wa­ża­jąc, jak po­win­ni­śmy byli się za­cho­wać[12]. Dla­tego od­czu­wamy żal. Z ko­lei mo­żemy rów­nież roz­wa­żać, jak po­win­ni­śmy po­stą­pić na­stęp­nym ra­zem, a na­wet za­sta­na­wiać się, czy pew­nego dnia nie spoj­rzymy z ża­lem na na­sze obecne de­cy­zje i nie za­pra­gniemy, aby ni­gdy nie zo­stały one pod­jęte.
Po­czu­cie wol­nej woli, ja­kie nam dają na­sze men­talne we­hi­kuły czasu, nie tylko ro­dzi w nas świa­do­mość od­po­wie­dzial­no­ści za wła­sne dzia­ła­nia, ale także skła­nia do wy­da­wa­nia osą­dów, ka­ra­nia i żą­da­nia od­wetu za dzia­ła­nia in­nych. W wielu kul­tu­rach lu­dzie dzielą za­cho­wa­nie na do­bre i złe na pod­sta­wie tego, co mo­gła prze­wi­dzieć osoba po­dej­mu­jąca de­cy­zję i ja­kie miała opcje. Je­śli ktoś miał wy­bór i mógł ła­two prze­wi­dzieć ne­ga­tywne skutki swo­ich dzia­łań na inne osoby, to bę­dzie oce­niany su­ro­wiej. Praw­nicy, du­chowni i au­to­rzy plot­kar­skich ar­ty­ku­łów pra­so­wych do znu­dze­nia roz­trzą­sają do­bre in­ten­cje, błędne ra­chuby i nie­prze­wi­dziane oko­licz­no­ści, które mo­głyby zwięk­szać lub ła­go­dzić winę. W pra­wie bie­rze się pod uwagę za­mysł sto­jący za wy­stęp­kiem, a jego usta­le­nie czę­sto jest nie­zbędne do tego, by czyn zo­stał uznany za prze­stęp­czy. Moż­li­wość prze­wi­dy­wa­nia ma rów­nież klu­czowe zna­cze­nie dla od­róż­nie­nia lek­ko­myśl­no­ści, czyli świa­do­mego na­ra­że­nia in­nych na szkody, od nie­dbal­stwa, czyli nie­roz­po­zna­nia moż­li­wego do unik­nię­cia nie­bez­pie­czeń­stwa, które na­le­żało prze­wi­dy­wać.
Zdol­ność prze­wi­dy­wa­nia sta­wia przed nami wiele za­ga­dek i dy­le­ma­tów mo­ral­nych. Czy mo­żemy ko­goś okła­mać, aby tę osobę po­cie­szyć? Czy cier­pie­nie my­szy do­świad­czal­nych jest warte po­ten­cjal­nych przy­szłych ko­rzy­ści z od­kry­cia leku wy­ko­rzy­sty­wa­nego w che­mio­te­ra­pii? Lu­dzie są je­dy­nym ga­tun­kiem, który jest w sta­nie pro­wa­dzić ogród zoo­lo­giczny, gdyż umiemy prze­wi­dzieć, czego po­trze­bują zwie­rzęta i do czego są zdolne, ale je­ste­śmy także je­dy­nym ga­tun­kiem, który jest w sta­nie py­tać, czy po­win­ni­śmy pro­wa­dzić ogród zoo­lo­giczny. Lu­dzie nie­ustan­nie to­czą ze sobą spory o to, co na­leży uczy­nić dla stwo­rze­nia lep­szego świata.
Nie­stety, po­nie­waż mamy świa­do­mość ju­tra, ale na­sza zdol­ność prze­wi­dze­nia, co ono przy­nie­sie, jest ogra­ni­czona, ist­nieje nie­skoń­cze­nie wiele po­wo­dów do nie­po­koju: Czy trafi we mnie pio­run, za­to­nie moja łódź lub za­ata­kuje mnie re­kin? Za zdol­ność prze­wi­dy­wa­nia trzeba pła­cić zmar­twie­niem – Jak zdo­będę pie­nią­dze? Czy ktoś mnie nie oszuka? Czy ta wy­sypka jest nie­groźna? – a na­wet mar­twie­niem się o mar­twie­nie się: A je­śli nie prze­stanę się mar­twić i po­padnę od tego w sza­leń­stwo? Roz­wa­ża­nie roz­ma­itych wer­sji przy­szło­ści może przy­pra­wić nas o lęk i po­czu­cie bez­na­dziei. Poza tym, jak­kol­wiek pra­gnę­li­by­śmy, aby było ina­czej, pewne ne­ga­tywne przy­szłe wy­da­rze­nia są prak­tycz­nie nie­unik­nione. Zdol­ność prze­wi­dy­wa­nia zmu­sza nas do sta­wie­nia czoła prze­ra­ża­ją­cym per­spek­ty­wom, w tym być może naj­bar­dziej nie­przy­jem­nej: że umrzemy. Ale na­wet w tym przy­padku lu­dzie roz­wa­żają nie­pew­ność tego, czy na­dej­dzie coś póź­niej. Na­sze przy­wy­kłe do po­dróży w cza­sie umy­sły wy­bie­gają poza na­szą wła­sną śmierć. Czy przy­wita nas Święty Piotr u bram raju, czy Lu­cy­fer w pie­kle? Czy od­ro­dzimy się jako kleszcz lub ty­grys? A może utra­cimy cał­ko­wi­cie i na za­wsze świa­do­mość, gdy ob­umrą na­sze ko­mórki mó­zgowe? Nie­za­leż­nie od tego, w co wie­rzymy, praw­do­po­dob­nie bę­dziemy także mar­twić się o to, jaki świat po­zo­sta­wimy. Jaka bę­dzie na­sza spu­ści­zna.
Zdol­ność prze­wi­dy­wa­nia jest klu­czowa dla roz­woju i dzia­ła­nia ludz­kiego umy­słu, dla tego, co on po­trafi i w ja­kie pu­łapki wpada, a także dla funk­cjo­no­wa­nia ludz­kich spo­łe­czeństw. Ka­rol Dar­win był tak za­fa­scy­no­wany tą zdol­no­ścią, że naj­moc­niej skła­niał się do wiary w Boga wów­czas, gdy roz­my­ślał o tym, jak mo­gła ona po­wstać. Za­sta­na­wiał się nad trud­no­ściami „wy­obra­że­nia so­bie, iż nie­zmie­rzony i cu­downy wszech­świat wraz z czło­wie­kiem zdol­nym do spo­glą­da­nia za­równo wstecz, jak w da­leką przy­szłość, jest dzie­łem przy­padku lub ko­niecz­no­ści”[13]. Przyj­rzyjmy się bli­żej nie­któ­rym pod­sta­wo­wym wła­ści­wo­ściom tego umy­sło­wego we­hi­kułu, który prze­nosi nas w cza­sie.
Gdyby pew­nego dnia wy­na­le­ziono we­hi­kuł czasu, czy nie mie­li­by­śmy już te­raz za­lewu go­ści z przy­szło­ści? Nie­ży­jący już wielki fi­zyk Ste­phen Haw­king zor­ga­ni­zo­wał kie­dyś na Uni­wer­sy­te­cie Cam­bridge przy­ję­cie dla po­dróż­ni­ków w cza­sie, przy czym wy­słał za­pro­sze­nia[3*] do­piero na­za­jutrz po wy­da­rze­niu. Nikt z za­pro­szo­nych się nie zja­wił. Być może na­sza epoka nie jest szcze­gól­nie in­te­re­su­jąca lub przy­jemna dla od­wie­dza­ją­cych. Ale brak przy­by­szów z in­nego czasu mógłby świad­czyć także o tym, że po­dróże w czwar­tym wy­mia­rze (przy­naj­mniej ku prze­szło­ści) po­zo­staną na za­wsze w sfe­rze ma­rzeń. Nie­stety tyle mó­wią fi­zycy. Od­by­wać po­dróże w cza­sie mo­żemy je­dy­nie w na­szych umy­słach[14].
Wy­obraźmy so­bie, że je­dziemy au­to­bu­sem z pracy do domu. Kiedy pa­trzymy przez okno i ob­ser­wu­jemy mi­janą oko­licę, na­sze my­śli za­czy­nają po­wra­cać do za­da­nia, które mu­simy ukoń­czyć do końca ty­go­dnia. Być może roz­wa­żamy, co jesz­cze mu­simy wy­ko­nać, i krótko prze­bie­gamy my­ślą to wszystko, z czym upo­ra­li­śmy się już dzi­siaj. Za­czy­namy prze­wi­dy­wać ra­dość, jaką sprawi nam zdję­cie z sie­bie tego zo­bo­wią­za­nia. W week­end po­czu­jemy ogromną ulgę. Trzeba bę­dzie to ja­koś uczcić. W ten spo­sób przy­po­mi­namy so­bie o zbli­ża­ją­cych się uro­dzi­nach przy­ja­ciółki i o tym, że trzeba by zor­ga­ni­zo­wać coś wy­jąt­ko­wego. Kiedy ostatni raz or­ga­ni­zo­wa­li­śmy przy­ję­cie na jej cześć, wszy­scy do­brze się ba­wili – ale za­bra­kło szam­pana. Po­sta­na­wiamy, że w so­botę rano ko­niecz­nie po­je­dziemy do sklepu – była ostat­nio pro­mo­cja na fran­cu­skie wina. A może ta pro­mo­cja już się skoń­czyła? Tak czy ina­czej, wspa­niale bę­dzie ode­tchnąć i trą­cić się kie­lisz­kami z przy­ja­ciółmi po tym cią­głym sku­pie­niu na pracy przez ostat­nie ty­go­dnie. Na­gle zbli­żamy się do na­szego przy­stanku i znów my­ślimy o tu i te­raz; chwy­tamy torbę i szy­ku­jemy się do wyj­ścia.

Nasz umysł ła­two prze­ska­kuje po­mię­dzy prze­szłymi, te­raź­niej­szymi i moż­li­wymi przy­szłymi zda­rze­niami. Do­strzega i zgłę­bia łą­czące je łań­cu­chy przy­czy­nowe, kiedy do­świad­czamy na­dziei, ra­do­ści, nie­po­koju i wielu in­nych re­ak­cji emo­cjo­nal­nych na czy­sto men­talne sce­na­riu­sze. Gdy oczy czy­tel­nika prze­bie­gają te wersy, na­pi­sane w zu­peł­nie in­nym miej­scu i cza­sie, jego umysł może prze­nieść się do przy­szłych, jesz­cze nie­za­pla­no­wa­nych przy­jęć lub po­wró­cić do nie­daw­nego wy­jąt­kowo cięż­kiego dnia w pracy. A może na krótko po­wró­cimy do ostat­niego przy­ję­cia uro­dzi­no­wego, na któ­rym by­li­śmy? Na­sze obecne po­ło­że­nie, na przy­kład ota­cza­jące nas ob­razy i dźwięki, zejdą na dal­szy plan, aby zro­bić miej­sce tam­temu do­świad­cze­niu. Na­zy­wamy to pa­mię­cią epi­zo­dyczną: pa­mię­cią, która do­ty­czy epi­zo­dów z na­szego ży­cia. Po­dob­nie, dla­czego by nie po­my­śleć przez chwilę o tym, co bę­dziemy ro­bić w na­sze na­stępne uro­dziny? Tę zdol­ność wy­obra­ża­nia so­bie kon­kret­nego przy­szłego zda­rze­nia i od­po­wied­niego dzia­ła­nia na­zy­wamy prze­wi­dy­wa­niem epi­zo­dycz­nym[15]. Przyj­rzymy się każ­dej z tych władz umy­sło­wych po ko­lei.
Je­den z naj­gor­szych zna­nych na­uce przy­pad­ków amne­zji do­ty­czy an­giel­skiego pia­ni­sty, dy­ry­genta i uczo­nego Clive’a We­aringa, który do­znał uszko­dze­nia mó­zgu na sku­tek za­ka­że­nia opryszczką i nie jest w sta­nie przy­po­mnieć so­bie żad­nego wy­da­rze­nia ze swo­jej prze­szło­ści. Mimo że wciąż po­zo­staje osobą by­strą i in­te­li­gentną, nie two­rzy no­wych wspo­mnień i śle­dzi prze­bieg zda­rzeń je­dy­nie w prze­ciągu paru se­kund. Jego żona De­bo­rah wy­dała przej­mu­jący tom wspo­mnień Fo­re­ver To­day (Nie­koń­czące się dziś), w któ­rym opi­suje, że Clive nie­ustan­nie „bu­dzi się”, są­dząc, że wła­śnie w tej chwili po raz pierw­szy w ży­ciu uzy­skał świa­do­mość[16]. Clive twier­dzi, że jego ży­cie do tej pory było „jak śmierć”: bez ob­ra­zów, dźwię­ków, my­śli, snów. Było ni­co­ścią.
Nie każdy ro­dzaj pa­mięci obej­muje umy­słową po­dróż do prze­szłych wy­da­rzeń. Psy­cho­lo­go­wie roz­róż­niają kilka sys­te­mów pa­mięci, można bo­wiem utra­cić do­stęp do oso­bi­stej prze­szło­ści, za­cho­wu­jąc inne in­for­ma­cje. Clive We­aring na­dal po­siada umie­jęt­no­ści mo­to­ryczne, ta­kie jak gra na pia­ni­nie, co sta­nowi ro­dzaj pa­mięci pro­ce­du­ral­nej. Wciąż prze­cho­wuje także wie­dzę fak­to­gra­ficzną, na przy­kład pa­mięta imię swo­jej żony, co na­zy­wamy pa­mię­cią se­man­tyczną. Utra­cił jed­nak zdol­ność umy­sło­wego co­fa­nia się w cza­sie i po­now­nego prze­ży­wa­nia zda­rzeń, w któ­rych uczest­ni­czył. Utra­cił wszyst­kie swoje wspo­mnie­nia epi­zo­dyczne. Wie, że ma dzieci, ale nie przy­po­mina so­bie żad­nych epi­zo­dów z lat, gdy je wy­cho­wy­wał: ani ich pierw­szego dnia w szkole, ani przy­jęć uro­dzi­no­wych. Clive umie grać na pia­ni­nie i wie, czym jest pia­nino, ale nie pa­mięta, aby kie­dy­kol­wiek na nim grał.
Do naj­bar­dziej oczy­wi­stych funk­cji na­szego wir­tu­al­nego we­hi­kułu czasu na­leży to, że daje nam on po­czu­cie cią­gło­ści – umoż­li­wia po­nowne prze­ży­wa­nie zda­rzeń z na­szego ży­cia i two­rze­nie mię­dzy nimi po­wią­zań nar­ra­cyj­nych. Z nici do­świad­cze­nia tkamy opo­wieść o sa­mych so­bie. Co cie­kawe jed­nak, stały wnio­sek z po­nad stu lat ba­dań jest taki, że na­wet je­śli nie cier­pimy na za­bu­rze­nia pa­mięci, to do­kład­ność na­szych wspo­mnień, po­dob­nie jak do­kład­ność wielu na­szych prze­wi­dy­wań, po­zo­sta­wia wiele do ży­cze­nia[17]. Na­sza pa­mięć jest za­zwy­czaj frag­men­ta­ryczna i uboga w szcze­góły. Czę­sto po pro­stu się my­limy. Co wię­cej, po­czu­cie pew­no­ści co do praw­dzi­wo­ści na­szych wspo­mnień jest za­ska­ku­jąco słabo sko­re­lo­wane z ich rze­czy­wi­stą do­kład­no­ścią. Skła­nia to do nie­we­so­łych wnio­sków, bio­rąc pod uwagę, jak wiele za­leży od nie­za­wod­no­ści ludz­kich wspo­mnień.
Wie­czo­rem 2 marca 1995 roku Mi­chael Ge­rardi i Con­nie Ba­bin opu­ścili re­stau­ra­cję w No­wym Or­le­anie, w któ­rej spo­tkali się na pierw­szej randce. Gdy kilka mi­nut póź­niej oboje pod­cho­dzili do sa­mo­chodu Ge­rar­diego, zo­stali za­cze­pieni przez trójkę na­sto­lat­ków. Ba­bin udało się uciec z miej­sca zda­rze­nia, ale kiedy na chwilę się od­wró­ciła, zo­ba­czyła, jak je­den z na­past­ni­ków strzela Ge­rar­diemu w głowę i za­bija go na miej­scu. Po­tem Ba­bin zi­den­ty­fi­ko­wała szes­na­sto­let­niego Sha­re­efa Co­usina jako za­bójcę i oświad­czyła przed są­dem: „Ni­gdy nie za­po­mnę tej twa­rzy”. Co­usina uznano za win­nego i ska­zano na karę śmierci; spę­dził w celi śmierci dwa lata, do­póki jego wy­rok nie zo­stał osta­tecz­nie uchy­lony. Po­mimo pew­no­ści, jaką miała Ba­bin, Co­usin nie był obecny w miej­scu po­peł­nie­nia mor­der­stwa – w tym cza­sie jego tre­ner ko­szy­kówki od­wo­ził go do domu po me­czu[18].
Lata ba­dań nad ze­zna­niami na­ocz­nych świad­ków do­wo­dzą, że na­sze wspo­mnie­nia zda­rzeń nie opie­rają się na pre­cy­zyj­nym za­pi­sie prze­żyć, ale na ak­tyw­nej re­kon­struk­cji[19]. Nie no­simy w umy­śle ka­mery wi­deo, która wier­nie re­je­struje na­szą prze­szłość i umoż­li­wia jej do­kładne od­two­rze­nie. Ak­tyw­nie re­kon­stru­ujemy epi­zody, gdy po­ja­wia się po­trzeba ich przy­po­mnie­nia. W pro­ce­sie tym po­le­gamy nie­kiedy na in­for­ma­cjach uzy­ska­nych do­piero po zda­rze­niu – na przy­kład na tym, co po­wie­dzieli inni, lub na su­ge­stiach za­war­tych w py­ta­niach. Kiedy ktoś nas za­pyta, czy męż­czy­zna miał wąsy pod­krę­cone w górę czy w dół, mo­żemy włą­czyć do na­szych wspo­mnień fakt po­sia­da­nia wą­sów, na­wet je­śli ich w ogóle nie było. Mamy skłon­ność do upięk­sza­nia spra­woz­dań dla uzy­ska­nia lep­szego efektu albo uwy­pu­kla­nia na­szej roli w wy­pad­kach bądź uspra­wie­dli­wia­nia sa­mego sie­bie. Z każ­dym no­wym po­wtó­rze­niem opo­wia­da­nej hi­sto­rii co­raz trud­niej od­dzie­lić pier­wotne zda­rze­nie od tego, co zo­stało póź­niej do­dane[20].
Naj­wy­raź­niej pa­mięć nie sta­nowi sys­temu za­pew­nia­ją­cego ide­alną ar­chi­wi­za­cję. Sę­dzio­wie i hi­sto­rycy bez wąt­pie­nia wo­le­liby coś bar­dziej pew­nego. Jed­nakże z ewo­lu­cyj­nego punktu wi­dze­nia można po­wie­dzieć, że do­bór na­tu­ralny mało dba o to, czy pa­mięć prze­szłych zda­rzeń jest do­kładna. Li­czą się kon­se­kwen­cje pa­mięci dla prze­trwa­nia i przy­szłej re­pro­duk­cji. Pa­mięć służy przy­szło­ści[21].
Przyj­rzyjmy się pod­sta­wo­wej for­mie pa­mięci, jaką jest wa­run­ko­wa­nie Paw­ło­wow­skie. Iwan Paw­łow, ro­syj­ski fi­zjo­log i lau­reat Na­grody No­bla, od­krył, że psy uczą się ko­ja­rzyć dźwięk dzwonka z po­ja­wie­niem się karmy, tak że za każ­dym ra­zem, gdy sły­szą dzwo­nek, za­czy­nają się śli­nić jesz­cze przed po­ja­wie­niem się prze­ką­sek. Choć oczy­wi­ście cho­dzi tu­taj o pa­mięć, pro­ces ten w rze­czy­wi­sto­ści ukie­run­ko­wany jest na przy­szłość. Pies ślini się, przy­go­to­wu­jąc się na otrzy­ma­nie cze­goś do je­dze­nia. Gdy po ja­kimś za­cho­wa­niu na­stę­puje na­groda, praw­do­po­do­bień­stwo, że zwie­rzę po­wtó­rzy to za­cho­wa­nie, bę­dzie więk­sze, niż gdyby na­stę­po­wała po nim kara. Pies za­czyna ocze­ki­wać, że zo­sta­nie na­gro­dzony, je­śli przyj­dzie w od­po­wie­dzi na za­wo­ła­nie, a także – że zo­sta­nie uka­rany za wsko­cze­nie na stół.
Po­dob­nie wa­run­ko­wa­niu można pod­da­wać lu­dzi. Na­wet osoby ta­kie jak Clive We­aring, które nie przy­po­mi­nają so­bie wy­da­rzeń, wciąż mogą się w ten spo­sób uczyć. Szwaj­car­ski neu­ro­log Édo­uard Cla­pa­rède ukłuł kie­dyś pod­czas uści­sku dłoni – za po­mocą ukry­tej pi­nezki – jedną ze swo­ich pa­cjen­tek cier­piącą na amne­zję[22]. Po­tem ko­bieta, mimo że nie pa­mię­tała, czy kie­dy­kol­wiek wcze­śniej spo­tkała swego le­ka­rza, nie chciała po­dejść, aby się z nim przy­wi­tać. W ten spo­sób unik­nęła ko­lej­nego ukłu­cia.
W prze­ci­wień­stwie do ta­kiego ucze­nia się przez ko­ja­rze­nie pa­mięć epi­zo­dyczna wy­maga świa­do­mego przy­po­mi­na­nia so­bie i wiąże się z wir­tu­alną po­dróżą w prze­szłość. Mo­żemy po­now­nie do­świad­czyć tego, jak ktoś nas skrzyw­dził, i wziąć pod uwagę do­dat­kowe in­for­ma­cje przy in­ter­pre­ta­cji tego wspo­mnie­nia. Je­żeli le­karz ukłuł nas igłą, gdyż – jak pa­mię­tamy – po­bie­rał nam krew, wspo­mnie­nie bólu praw­do­po­dob­nie nie po­wstrzyma nas w przy­szło­ści przed uda­niem się do tego le­ka­rza. Na­sze umy­słowe we­hi­kuły czasu umoż­li­wiają nam in­te­gro­wa­nie in­for­ma­cji po­cho­dzą­cej z róż­nych prze­szłych wy­da­rzeń, a na­wet wie­lo­krotne po­wra­ca­nie do nich w po­szu­ki­wa­niu no­wych nauk[23]. Choć zdol­ność ta może nie­kiedy pro­wa­dzić do nie­po­trzeb­nego roz­pa­mię­ty­wa­nia wła­snych błę­dów czy faux pas, po­maga rów­nież w zro­zu­mie­niu, dla­czego te­raź­niej­szość wy­gląda tak, a nie ina­czej. Jak Sher­lock Hol­mes wy­ja­śnia­jący prze­stęp­stwo, łą­czymy ze sobą różne fakty, aby zre­kon­stru­ować to, co wy­da­rzyło się w prze­szło­ści, choć na­wet w tym przy­padku cho­dzi głów­nie o przy­szłe ko­rzy­ści. Kto raz się spa­rzył, ten na zimne dmu­cha.
Lu­dzie osią­gają ko­rzy­ści nie tylko dla­tego, że za­sta­na­wiają się nad tym, co już się wy­da­rzyło, ale także po­nie­waż prze­no­szą wspo­mnie­nia w przy­szłość i prze­wi­dują, co może się wy­da­rzyć. Je­śli ostat­nim ra­zem, gdy by­li­śmy nad je­zio­rem, po­ką­sały nas ko­mary, mo­żemy prze­nieść to wspo­mnie­nie w przy­szłość i wy­obra­zić so­bie, że zo­sta­niemy po­ką­sani pod­czas ko­lej­nej wy­cieczki. Za­pewne więc za­sto­su­jemy śro­dek od­stra­sza­jący. Nie­wy­klu­czone na­wet, że na­sza tak cenna pa­mięć epi­zo­dyczna wy­ewo­lu­owała głów­nie jako sku­tek uboczny tej praw­do­po­dob­nie znacz­nie bar­dziej do­nio­słej zdol­no­ści prze­wi­dy­wa­nia epi­zo­dycz­nego[24].
Czy pa­mięć epi­zo­dyczna jest tylko ko­re­la­tem wir­tu­al­nego we­hi­kułu czasu, który wy­ewo­lu­ował, aby­śmy mo­gli od­wie­dzać przy­szłość? Czy po­win­ni­śmy trak­to­wać me­ta­forę wir­tu­al­nego we­hi­kułu czasu na tyle po­waż­nie, by uzna­wać pa­mięć i prze­wi­dy­wa­nie za uzu­peł­nia­jące się aspekty jed­nego neu­ro­ko­gni­tyw­nego sys­temu? W końcu ist­nieją za­sad­ni­cze róż­nice: pierw­sza zdol­ność do­ty­czy wy­da­rzeń, które fak­tycz­nie miały miej­sce, a druga tych, do któ­rych nie do­szło (i być może ni­gdy nie doj­dzie). A ten, kto chce śle­dzić to, co zo­stało osią­gnięte i co jesz­cze po­zo­staje do zro­bie­nia, nie po­wi­nien my­lić jed­nej z drugą.
Nie­mniej jed­nak ist­nieje wiele po­wo­dów, aby są­dzić, że umy­słowe po­dróże w prze­szłość i przy­szłość są ze sobą ści­śle po­wią­zane. Clive We­aring stra­cił nie tylko zdol­ność przy­po­mi­na­nia so­bie, że kie­dy­kol­wiek da­wał wy­stępy, ale także zdol­ność umy­sło­wych po­dróży w przy­szłość, wy­obra­ża­nia so­bie, że wy­stę­puje w na­stęp­nym ty­go­dniu – lub kie­dy­kol­wiek w przy­szło­ści. Nie jest w sta­nie za­pla­no­wać, co bę­dzie ro­bił w week­end, tę­sk­nić do przy­szłych wa­ka­cji ani zor­ga­ni­zo­wać dla przy­ja­ciela uro­dzi­no­wego przy­ję­cia-nie­spo­dzianki.
Ba­da­nia po­ka­zały wiele in­nych po­do­bieństw mię­dzy umy­sło­wymi po­dró­żami w prze­szłość i przy­szłość. Pod­czas jed­nego z na­szych wła­snych ba­dań za­da­wa­li­śmy dzie­ciom py­ta­nia do­ty­czące ich prze­szło­ści i przy­szło­ści i wy­kry­li­śmy zwią­zek mię­dzy ich zdol­no­ścią do wier­nego przy­po­mi­na­nia so­bie tego, co ro­biły dnia po­przed­niego, i re­la­cjo­no­wa­nia tego, co zro­bią na­za­jutrz. Po­dob­nie wy­daje się, że z wie­kiem bo­gac­two oraz szcze­gó­ło­wość pa­mięci i prze­wi­dy­wa­nia zmniej­szają się jed­no­cze­śnie. Nie­które stany kli­niczne, ta­kie jak de­pre­sja czy schi­zo­fre­nia, wiążą się z mniej­szą liczbą szcze­gó­łów za­równo we wspo­mnie­niach, jak i w prze­wi­dy­wa­niach. Co wię­cej, za­równo pa­mięć epi­zo­dyczna, jak i prze­wi­dy­wa­nie epi­zo­dyczne tracą na ży­wo­ści, im bar­dziej od­le­głe od te­raź­niej­szo­ści są wy­da­rze­nia. Po­nadto, jak prze­ko­namy się póź­niej, oba pro­cesy po­le­gają na po­dob­nym ro­dzaju ak­ty­wa­cji mó­zgu. Po­do­bień­stwa te nie są dzie­łem przy­padku. Wy­daje się, że na­prawdę uży­wamy tego sa­mego umy­sło­wego we­hi­kułu czasu, aby po­ru­szać się wstecz i w przód[25].

 
Wesprzyj nas