David J. Helfand odtwarza z pomocą atomów całą historię Wszechświata, począwszy od pierwszej mikrosekundy jego istnienia, która upłynęła 13,8 miliarda lat temu.


„Zegary Wszechświata” to żywa, niezwykle interesująca opowieść detektywistyczna o najmniejszych elementach składowych naszego świata, dzięki którym możemy odkryć tajemnice związane z wydarzeniami z zamierzchłej przeszłości, lepiej zrozumieć teraźniejszość, a nawet zajrzeć w przyszłość.

Atomy są niewyobrażalnie małe. Potrzeba ich aż 15 trylionów, by mogło powstać jedno ziarenko maku. W dodatku prawie nic w nich nie ma, ponieważ ponad 99,9999999999% ich zawartości stanowi pusta przestrzeń.

David J. Helfand pokazuje, że dzięki wykorzystaniu detektorów i reaktorów, mikroskopów i teleskopów możemy odczytać opowieści zapisane w maleńkich drobinach, jakimi są atomy, i znaleźć odpowiedzi na intrygujące pytania.

Czy średniowieczny modlitewnik wystawiony na sprzedaż jest autentyczny? Jaki klimat panował na Ziemi przed pojawieniem się na niej człowieka? Dlaczego wyginęły dinozaury?

David J. Helfand
Zegary Wszechświata
Atom. Historia, jakiej nie znacie
Przekład: Ewa L. Łokos, Bogumił Bieniok
Wydawnictwo Copernicus Center Press
Premiera: 26 czerwca 2024
 
 

Wpro­wa­dze­nie

 
W 99,9999999999995% skła­dają się z pu­stej prze­strzeni. Są nie­mal do­sko­nałą ni­co­ścią.
A mimo to two­rzą wszystko, co wi­dzimy i od­czu­wamy oraz czego do­ty­kamy. Kar­mią nas i odzie­wają. Za sprawą ich ru­chu jest nam cie­pło (lub zimno). Wy­wo­łują na­sze na­dzieje, ma­rze­nia i wspo­mnie­nia. Mogą ist­nieć w cał­ko­wi­tym od­osob­nie­niu i wcho­dzić w skład bar­dzo skom­pli­ko­wa­nych struk­tur. Od­mie­rzają czas. Po­tra­fią od­sła­niać przed nami ta­jem­nice prze­szło­ści, któ­rych w ża­den inny spo­sób nie mo­gli­by­śmy po­znać.
Cho­dzi oczy­wi­ście o atomy.
Więk­szość z nas ni­gdy nie wi­działa po­je­dyn­czego atomu, mimo że są obecne w na­szym świe­cie na każ­dym kroku. Nie ma w tym nic dziw­nego, je­śli uświa­do­mimy so­bie, że nie tylko nie­mal w ca­ło­ści skła­dają się z pustki, ale w do­datku są to nie­zwy­kle małe frag­menty pustki – po­trzeba ich 15 try­lio­nów, by mo­gło po­wstać jedno zia­renko maku.
Opa­no­wa­li­śmy jed­nak taj­niki bez­po­śred­niego od­dzia­ły­wa­nia na te frag­menty nie­mal do­sko­na­łej pustki, mo­żemy więc za­da­wać im trudne py­ta­nia, zmie­niać ich stan we­wnętrzny i od­czy­ty­wać ich skom­pli­ko­waną hi­sto­rię. Jak tra­fi­łeś do kartki śre­dnio­wiecz­nego mo­dli­tew­nika? Kiedy przy­cze­pi­łeś się do ściany ja­skini, prze­no­sząc się na nią ze skóry da­niela, który ocie­rał się o skałę? Jaka była tem­pe­ra­tura, gdy spa­dłeś w płatku śniegu na gren­landzki lo­do­wiec? Gdzie by­łeś, gdy z dysku ma­te­rii krą­żą­cej wo­kół świeżo na­ro­dzo­nego Słońca for­mo­wała się Zie­mia? Co ro­bi­łeś ra­zem ze swo­imi ko­le­gami w ciągu trzech pierw­szych mi­nut ist­nie­nia Wszech­świata?
Je­śli od­po­wied­nio na nie wpły­niemy, atomy chęt­nie od­po­wie­dzą na te py­ta­nia:
– Zo­sta­łem do­dany nieco póź­niej, w 1896 roku – od­po­wiada z za­że­no­wa­niem atom z pięt­na­sto­wiecz­nego mo­dli­tew­nika.
– To było 17 150 lat temu, plus mi­nus jedna de­kada – stwier­dza atom ze ściany ja­skini.
– Tem­pe­ra­tura po­wie­trza wy­no­siła wtedy –25,5°C – in­for­muje atom zna­le­ziony w gren­landz­kim lą­do­lo­dzie na głę­bo­ko­ści jed­nego ki­lo­me­tra.
– Da­leko od or­bity wa­szej za­chłan­nej pla­nety – za­pew­nia atom z pasa pla­ne­toid.
– Och, nie­wiele bra­ko­wało, a po­łą­czył­bym się wtedy z pew­nym uro­czym ją­drem deu­teru – wspo­mina pier­wotny atom z na­szego pa­znok­cia.
Atomy chęt­nie po­mogą nam rów­nież w po­szu­ki­wa­niu od­po­wie­dzi na bar­dziej zło­żone py­ta­nia:
Jak zmie­niała się dieta lu­dzi na prze­strzeni dzie­jów? Kiedy nasi przod­ko­wie za­częli upra­wiać ro­śliny i po­rzu­cili ko­czow­ni­czy tryb ży­cia? Kiedy i dla­czego po 180 mi­lio­nach lat cał­ko­wi­tej do­mi­na­cji na na­szej pla­ne­cie znik­nęły di­no­zaury? Jak to się stało, że w tak krót­kim cza­sie po utwo­rze­niu się Ziemi po­wstało na niej ży­cie i dla­czego naj­waż­niej­sze czą­steczki or­ga­ni­zmów ży­wych są le­wo­skrętne? W ja­kim okre­sie hi­sto­rii Wszech­świata po­wstało złoto two­rzące te­raz ob­rączkę na moim palcu?
Ba­da­jąc, zli­cza­jąc, po­bu­dza­jąc i prze­kształ­ca­jąc na­szych ma­łych ato­mo­wych hi­sto­ry­ków, mo­żemy uzy­skać szcze­gó­łowe od­po­wie­dzi na te i inne py­ta­nia. Naj­pierw jed­nak po­win­ni­śmy przed­sta­wić wspa­nia­łych bo­ha­te­rów na­szej książki tak, jak na to za­słu­gują.
Grec­kie słowo ato­mos ozna­cza „nie­po­dzielny” i zgod­nie z pier­wotną kon­cep­cją atomy miały być naj­mniej­szymi, ja­kie mogą ist­nieć, nie­po­dziel­nymi ka­wał­kami ma­te­rii. Dwa i pół ty­siąca lat póź­niej, gdy idea ato­mów po­ja­wiła się po­now­nie na Za­cho­dzie, trak­to­wano ją jako czy­sto fi­lo­zo­ficzne po­ję­cie. Wy­obra­żano so­bie, że świat jest zło­żony z wielu róż­no­rod­nych sub­stan­cji i gdy­by­śmy wzięli frag­ment jed­nej z nich, na przy­kład ka­wa­łek drewna, po­dzie­lili go na pół, a po­tem jesz­cze raz na pół i jesz­cze raz, i tak da­lej, to w końcu do­tar­li­by­śmy do naj­mniej­szej moż­li­wej cząstki, czyli do „atomu” drewna. Oczy­wi­ście lu­dzie nie mieli wtedy żad­nej moż­li­wo­ści spraw­dze­nia po­praw­no­ści tej idei, ale nie wy­da­wała się ona cał­ko­wi­cie po­zba­wiona sensu.
W sta­ro­żyt­nej Gre­cji po­ję­cie atomu prze­grało w ry­wa­li­za­cji z al­ter­na­tywną fi­lo­zo­fią, która opie­rała się na prost­szym po­glą­dzie, że ma­te­ria składa się w róż­nych pro­por­cjach je­dy­nie z czte­rech pod­sta­wo­wych ży­wio­łów: ziemi, po­wie­trza, ognia i wody. Z tego po­wodu przez nie­mal 2000 lat ato­mowy ob­raz świata prak­tycz­nie w ogóle nie po­ja­wiał się w roz­wa­ża­niach za­chod­nich fi­lo­zo­fów. Jed­nak w XVI stu­le­ciu pie­czo­ło­wi­cie prze­cho­wane przez is­lam­skich uczo­nych po­ję­cie atomu po­ja­wiło się po­now­nie w za­chod­niej my­śli fi­lo­zo­ficz­nej. Naj­pierw atomy zo­stały zre­ha­bi­li­to­wane w oczach Ko­ścioła jako dzieło Boga, a po­tem, w XVIII stu­le­ciu, stały się przed­mio­tem ba­dań em­pi­rycz­nych.
Obec­nie na­dal uwa­żamy je do pew­nego stop­nia za pod­sta­wowe skład­niki ma­te­rii, ale cał­ko­wi­cie po­rzu­ci­li­śmy już kon­cep­cję ich nie­po­dziel­no­ści. Prawdę mó­wiąc, udało nam się nie­zwy­kle szcze­gó­łowo po­znać pod­sta­wowe ele­menty ich we­wnętrz­nej struk­tury – wiemy, że po­sia­dają zło­żone, do­dat­nio na­ła­do­wane ją­dro zbu­do­wane z pro­to­nów i neu­tro­nów (które same skła­dają się z jesz­cze bar­dziej pod­sta­wo­wych czą­stek – kwar­ków), a wo­kół niego krążą ujem­nie na­ła­do­wane elek­trony, za­li­czane do zu­peł­nie in­nej ka­te­go­rii czą­stek zwa­nych lep­to­nami. Na­wet na­sze wy­obra­że­nie tych pod­sta­wo­wych skład­ni­ków w for­mie „czą­stek” – dro­bin ma­te­rii znaj­du­ją­cych się w okre­ślo­nym miej­scu i po­ru­sza­ją­cych się z usta­loną pręd­ko­ścią – oka­zało się nie­od­po­wied­nie i za­miast niego po­słu­gu­jemy się te­raz nie­in­tu­icyjną ideą dziw­nych kwan­to­wych fal czą­stek.
Je­żeli jed­nak po­mi­niemy na chwilę tę zło­żo­ność, mo­żemy po­wie­dzieć, że udało nam się po­twier­dzić, że naj­mniej­szymi jed­nost­kami wszyst­kich sub­stan­cji są atomy (lub ich ści­śle okre­ślone kom­bi­na­cje). Co wię­cej, wiemy, że hi­sto­ria Wszech­świata i wszyst­kiego, co za­wiera, jest za­pi­sana w po­szcze­gól­nych ukła­dach ele­men­tów two­rzą­cych atomy – lep­to­nów i kwar­ków – które sta­no­wią pod­sta­wowe ele­menty skła­dowe ca­łej zwy­czaj­nej ma­te­rii znaj­du­ją­cej się obec­nie w ko­smo­sie. Dzięki zna­jo­mo­ści praw fi­zyki rzą­dzą­cych za­cho­wa­niem tych czą­stek mo­żemy od­czy­tać tę hi­sto­rię zu­peł­nie tak samo, jak dzięki zna­jo­mo­ści praw gra­ma­tyki i składni ję­zy­ko­wej mo­żemy od­czy­ty­wać do­ku­menty hi­sto­ryczne po­zo­sta­wione przez na­szych przod­ków. Choć atomy nie ule­gają wpły­wom kul­tu­ro­wym tak jak nie­któ­rzy hi­sto­rycy, to jed­nak są po­datne na in­nego ro­dzaju wpływy i mu­simy za­cho­wać czuj­ność, gdy je ba­damy, sta­ra­jąc się usta­lić, co mogą nam po­wie­dzieć na te­mat prze­szło­ści.
Naj­waż­niej­sze jed­nak jest to, że dzięki „ato­mo­wym hi­sto­ry­kom” mo­żemy się cof­nąć do cza­sów o wiele wcze­śniej­szych niż wy­da­rze­nia przed­sta­wiane w naj­star­szych za­pi­skach i uzy­skać opis ilo­ściowy okresu, który hi­sto­rycy na­zy­wają pre­hi­sto­rią. Co wię­cej, atomy po­zwa­lają nam po­znać hi­sto­rię na­szej pla­nety w okre­sie, gdy nie było na niej jesz­cze lu­dzi. Dzięki nim mo­żemy usta­lić, jak prze­bie­gała chro­no­lo­gia zmian kli­ma­tycz­nych na Ziemi i jak zmie­niała się jej at­mos­fera, zba­dać po­czątki ży­cia, na­ro­dziny Układu Sło­necz­nego, a na­wet, nieco au­to­re­flek­syj­nie, hi­sto­rię sa­mych ato­mów, która roz­po­częła się w chwili po­ja­wie­nia się ich pod­sta­wo­wych skład­ni­ków w pierw­szych kilku mi­kro­se­kun­dach po Wiel­kim Wy­bu­chu.
Jak już za­uwa­ży­li­śmy, atomy są ma­leń­kie. Bi­liony ta­kich mi­kro­sko­pij­nie ma­łych dro­bin mogą tań­czyć walca na główce od szpilki, nie na­stę­pu­jąc so­bie przy tym na nogi, ro­bią więc chyba jesz­cze więk­sze wra­że­nie niż anio­ło­wie. Ich struk­tura we­wnętrzna rze­czy­wi­ście przy­po­mina skom­pli­ko­wane fi­gury ta­neczne na­ła­do­wa­nych czą­stek, a cha­rak­te­ry­styczny rytm ich tańca po­zwala roz­po­znać je na­wet z od­le­gło­ści mi­liar­dów lat świetl­nych. Choć wy­daje się to nie­zwy­kłe, atomy, które wi­dzimy w od­le­głym ko­smo­sie, są do­kład­nie ta­kie same jak atomy two­rzące na­sze ciało.
Jak wy­glą­dają te ma­leń­kie ka­wałki nie­mal cał­ko­wi­tej pustki? No cóż, gdy­bym po­ło­żył piłkę te­ni­sową na ze­wnątrz mo­jej pra­cowni miesz­czą­cej się na skrzy­żo­wa­niu Sto Dwu­dzie­stej Ulicy i Broad­wayu na Man­hat­ta­nie i przy­jął, że przed­sta­wia ona ją­dro atomu wo­doru (naj­prost­sze ją­dro, ja­kie może ist­nieć), to elek­tron zwią­zany z tym ją­drem po­wi­nien krą­żyć po or­bi­cie prze­ci­na­ją­cej Broad­way na wy­so­ko­ści Dzie­więć­dzie­sią­tej Szó­stej i Sto Czter­dzie­stej Pią­tej Ulicy, a więc w od­le­gło­ści około dwóch ki­lo­me­trów. Idąc szyb­kim kro­kiem, do­szli­by­śmy tam mniej wię­cej po pół­go­dzi­nie. I co uj­rze­li­by­śmy po do­tar­ciu na miej­sce? Praw­do­po­dob­nie zu­peł­nie nic, po­nie­waż, po pierw­sze, elek­tron w tej skali by­łyby o wiele mniej­szy od ziarnka pia­sku (mó­wiąc do­kład­niej, przy­naj­mniej 100 ty­sięcy razy mniej­szy), a po dru­gie, mu­siałby pę­dzić z pręd­ko­ścią 2170 ki­lo­me­trów na se­kundę – byłby roz­pro­szoną chmurą ulot­nego praw­do­po­do­bień­stwa i za­uwa­że­nie go by­łoby prak­tycz­nie nie­moż­liwe.
Udało nam się już jed­nak tak do­brze po­znać atomy, że po­tra­fimy dość pre­cy­zyj­nie wpły­wać na ich za­cho­wa­nie, a to po­zwo­liło na skon­stru­owa­nie wielu no­wo­cze­snych urzą­dzeń. Atom cezu o licz­bie ato­mo­wej 55 sta­nowi na przy­kład pod­stawę na­szego sys­temu po­miaru czasu, po­nie­waż jedną se­kundę de­fi­niuje się obec­nie jako okres równy do­kład­nie 9 192 631 770 drga­niom fali świa­tła emi­to­wa­nego, gdy atom cezu prze­cho­dzi mię­dzy dwoma sta­nami wzbu­dzo­nymi[1]. Tak do­kładna de­fi­ni­cja jest nie­zbędna do po­praw­nego dzia­ła­nia urzą­dzeń GPS, na przy­kład ta­kich, ja­kie mon­tuje się w te­le­fo­nach. Na po­kła­dzie sa­te­li­tów sys­temu GPS znaj­dują się ze­gary ato­mowe, które od­mie­rzają czas z do­kład­no­ścią do jed­nej se­kundy na 32 000 lat i wła­śnie dzięki temu mo­żemy szybko zna­leźć drogę do naj­bliż­szej ka­wiarni. Prawdę mó­wiąc, na­wet zwy­kłe dzia­ła­nie te­le­fonu, który, jak wszystko inne, jest zbu­do­wany z ato­mów, rów­nież jest moż­liwe tylko dla­tego, że po­tra­fimy pre­cy­zyj­nie i nie­za­wod­nie wy­ko­ny­wać różne ope­ra­cje na ato­mach, i to w spo­sób po­wta­rzalny. Żyw­ność, którą zja­damy, ra­tu­jące ży­cie le­kar­stwa i pa­liwa na­pę­dza­jące na­sze po­jazdy – wszystko to działa tylko dla­tego, że po­trafmy zmie­niać układy ato­mów.
Choć atomy nie są nie­znisz­czalne (w dal­szej czę­ści książki prze­ko­namy się, ja­kie są kon­se­kwen­cje ich znisz­cze­nia i prze­kształ­ce­nia), to jed­nak są nie­zwy­kle trwa­łymi pod­sta­wo­wymi ele­men­tami skła­do­wymi ma­te­rii, które w ziem­skich wa­run­kach mogą za­cho­wy­wać swoje wła­sno­ści przez do­wol­nie długi czas. Za­tem atomy two­rzące na­sze ciało są ato­mami po­cho­dzą­cymi ze zja­da­nej przez nas żyw­no­ści, wy­pi­ja­nej wody i wdy­cha­nego po­wie­trza (w licz­bie 50 try­liar­dów ato­mów w każ­dym gra­mie). Żyw­ność zbu­do­wana jest z ko­lei z ato­mów po­cho­dzą­cych z ro­ślin, które znaj­dują się na sa­mym dole łań­cu­cha po­kar­mo­wego i po­bie­rają atomy z po­wie­trza i sub­stan­cji przy­swa­ja­nych za po­mocą ko­rzeni. Skład ato­mowy po­wie­trza i gleby zmie­nia się w wy­niku pro­ce­sów geo­lo­gicz­nych i bio­lo­gicz­nych za­cho­dzą­cych na po­wierzchni pla­nety, przy czym naj­now­sze tego typu zmiany wy­ni­kają ze zbio­ro­wej dzia­łal­no­ści ca­łego na­szego ga­tunku. Atomy uwal­niane i prze­sta­wiane we wszyst­kich tych pro­ce­sach tra­fiły na na­szą pla­netę 4,567 mi­liarda lat temu z mię­dzy­gwiaz­do­wego ob­łoku gazu i pyłu, z któ­rego utwo­rzył się Układ Sło­neczny. I ow­szem, atomy two­rzące ten ob­łok po­wstały jesz­cze wcze­śniej w pro­ce­sach za­cho­dzą­cych w za­mierz­chłej prze­szło­ści, na­wet w pierw­szych chwi­lach Wiel­kiego Wy­bu­chu.
Ta książka, opi­su­jąca hi­sto­rię Wszech­świata w ciągu 13,8 mi­liarda lat, jest re­la­cją z fa­scy­nu­ją­cej po­dróży przed­sta­wioną w for­mie cy­klu opo­wie­ści, w któ­rych główną rolę za­wsze od­gry­wają atomy. Jak się prze­ko­namy, w na­szym dra­ma­cie wy­stę­pują dzie­więć­dzie­siąt cztery po­sta­cie pierw­szo­pla­nowe, znane jako pier­wiastki.
Dzięki nie­zwy­kłej sta­bil­no­ści ato­mów i ich in­dy­wi­du­al­nym ce­chom, uważny ob­ser­wa­tor może od­kryć wiele szcze­gó­łów na­wet bar­dzo od­le­głej hi­sto­rii. Mo­żemy wy­ko­rzy­stać atomy do usta­le­nia do­kład­nych dat po­wsta­nia róż­nych przed­mio­tów, prze­śle­dze­nia hi­sto­rii rol­nic­twa i diety na­szych przod­ków, a także usta­le­nia szcze­gó­łów zmian kli­ma­tycz­nych za­cho­dzą­cych w prze­szło­ści w celu zro­zu­mie­nia, co może nam przy­nieść przy­szłość. Mo­żemy na­wet od­two­rzyć hi­sto­rię Układu Sło­necz­nego i sa­mego Wszech­świata. W na­stęp­nych roz­dzia­łach od­kry­jemy fał­szer­stwa dzieł sztuki, usta­limy po­cho­dze­nie skra­dzio­nych po­sąż­ków i usta­limy przy­czynę śmierci pra­daw­nych lu­dzi (do­wiemy się też przy oka­zji, co je­dli na obiad na krótko przed śmier­cią). Okre­ślimy, jaka tem­pe­ra­tura pa­no­wała na Ziemi przed 100 ty­sią­cami lat i po­wią­żemy jej war­tość ze skła­dem ów­cze­snej at­mos­fery. Usta­limy wiek na­szej pla­nety i Księ­życa oraz chwilę, w któ­rej po­wstało ży­cie. Dzięki temu, że udało nam się do­sko­nale zro­zu­mieć struk­turę ato­mów i ich różne od­miany, mo­żemy bo­wiem od­two­rzyć hi­sto­rię atom po ato­mie.
Atomy re­je­strują zda­rze­nia za­cho­dzące za­równo w świe­cie oży­wio­nym, jak i nie­oży­wio­nym. Od szkliwa na­zęb­nego do ro­ślin i ma­leń­kich sko­ru­pek plank­tonu, od szkla­nych ku­lek wy­rzu­ca­nych przez wul­kany do skał po­wsta­ją­cych głę­boko pod sko­rupą ziem­ską i po­wie­trza uwię­zio­nego w pę­che­rzy­kach w ark­tycz­nym lo­dzie atomy są świad­kami hi­sto­rii. Bar­dzo czę­sto dają świa­dec­two w spo­sób bez­po­średni, ale cza­sami mają swoje ta­jem­nice i mu­simy je od­kryć, by móc w pełni za­ufać temu, czego się od nich do­wia­du­jemy. Mimo że w nie­któ­rych przy­pad­kach in­ter­pre­ta­cja wy­ni­ków ba­dań jest nieco bar­dziej skom­pli­ko­wana, atomy po­zo­staną na­szymi wier­nymi prze­wod­ni­kami, gdy zaj­miemy się ba­da­niem dzieł sztuki i żyw­no­ści, zmian kli­ma­tycz­nych i ka­ta­strof pla­ne­tar­nych, a także po­cząt­ków ży­cia i na­ro­dzin Wszech­świata.

1.
Wzywa się świad­ków hi­sto­rii

Straż­nicy nie mieli stóp. Na­tu­ral­nej wiel­ko­ści po­sągi wy­ko­nane z pia­skowca, przed­sta­wia­jące straż­ni­ków świą­tyn­nych, pil­no­wały wej­ścia do Me­tro­po­li­tan Mu­seum of Art w No­wym Jorku i od dwu­dzie­stu lat wi­tały go­ści od­wie­dza­ją­cych ga­le­rię sztuki Azji Po­łu­dniowo-Wschod­niej. Nie­stety, przed około sześć­dzie­się­ciu laty utra­ciły stopy. Ich do­kładne po­cho­dze­nie po­zo­sta­wało nie­znane, ale wia­domo było, że sta­no­wią re­pre­zen­ta­tywny przy­kład sztuki Khme­rów z X wieku. Co się stało z ich sto­pami? Sąd wzywa na świadka skand.
Dzięki uważ­nemu zba­da­niu na po­zio­mie ato­mo­wym ka­mie­nio­ło­mów w Kam­bo­dży nasi straż­nicy mo­gli wresz­cie za­mel­do­wać się na służ­bie kom­pletni, ra­zem ze sto­pami, które zna­le­ziono przy za­chod­niej bra­mie Koh Ker, daw­nej sto­licy pań­stwa Khme­rów wznie­sio­nej przez króla Dża­ja­war­mana IV (zob. rozdz. 7).

***

Rok 1258 za­pi­sał się w hi­sto­rii Eu­ropy jako wy­jąt­kowo trudny. Kon­ty­nent na­wie­dziło wów­czas wiele nie­szczęść. Ceny żyw­no­ści gwał­tow­nie wzro­sły, pa­no­wał po­wszechny głód, a wśród zwie­rząt ho­dow­la­nych i lu­dzi sza­lała za­raza. Au­to­rzy śre­dnio­wiecz­nych kro­nik opi­sują nie­zwy­kłą po­godę, jaka utrzy­my­wała się w le­cie 1258 roku. W 1267 roku Ry­szard z Sens opi­sał ją na­stę­pu­jąco:

 
Przez całe lato niebo było przy­kryte tak grubą war­stwą chmur, że nikt nie po­tra­fił po­wie­dzieć, czy to lato, czy je­sień. Siano, prze­mok­nięte od ulew­nych desz­czy, które pa­dały nie­prze­rwa­nie tam­tego roku, nie wy­sy­chało, po­nie­waż sło­neczne cie­pło nie mo­gło się prze­bić przez grubą po­krywę chmur.

 
Co się wy­da­rzyło? Po prze­pro­wa­dze­niu ana­lizy kry­mi­na­li­stycz­nej ato­mów po­cho­dzą­cych z drewna zna­le­zio­nego na Bali i składu che­micz­nego szkla­nych ku­lek od­kry­tych pod an­tark­tyczną czapą lo­dową udało się usta­lić, że win­nym tej ka­ta­strofy był in­do­ne­zyj­ski wul­kan Sa­ma­las (zob. rozdz. 11).

***

Gór­ska wy­prawa może się za­koń­czyć nie­szczę­ściem. We wrze­śniu 1991 roku para nie­miec­kich tu­ry­stów prze­mie­rza­ją­cych Alpy w po­bliżu wło­sko-au­striac­kiej gra­nicy przy­pad­kowo na­tra­fiła na wy­jąt­kowo do­brze za­cho­wane ciało wy­sta­jące spod śniegu na kra­wę­dzi lo­dowca. Są­dząc, że musi to być ja­kiś al­pi­ni­sta, który uległ wy­pad­kowi, tu­ry­ści po­wia­do­mili o swoim od­kry­ciu od­po­wied­nie wła­dze.
W za­sa­dzie mieli ra­cję, ale gdy na­ukowcy wy­do­byli w końcu z lodu ciało nie­szczę­śnika i prze­pro­wa­dzili ana­lizę ato­mową w celu usta­le­nia daty jego śmierci, oka­zało się, że zmarł pod­czas gór­skiej wę­drówki około 5200 lat temu.
Dzięki dal­szym ba­da­niom czę­ściowo zmu­mi­fi­ko­wa­nego ciała Öt­ziego, bo tak go na­zwano, udało się po­znać fa­scy­nu­jące fakty na te­mat ży­cia lu­dzi na te­re­nie Eu­ropy w epoce mie­dzi. Jego ubra­nie, na­rzę­dzia i inne przy­bory, po­ży­wie­nie zna­le­zione w jego żo­łądku i je­li­tach, ta­tu­aże, a na­wet jego do­brze za­cho­wane DNA po­zwo­liły szcze­gó­łowo zre­kon­stru­ować tamte czasy. Po uzy­ska­niu do­dat­ko­wych wy­ja­śnień od dwóch spo­krew­nio­nych ato­mów strontu uczeni po­znali jesz­cze wię­cej szcze­gó­łów hi­sto­rii Öt­ziego: usta­lili miej­sce jego uro­dze­nia i wy­kre­ślili trasę jego po­dróży przed owym fa­tal­nym dniem w Al­pach (zob. rozdz. 10).

***

Ka­ta­strofy pla­ne­tarne zda­rzają się nie tylko w fil­mach. Od­kryte ska­mie­liny do­wo­dzą, że w okre­sie ostat­nich pię­ciu­set mi­lio­nów lat na Ziemi kilka razy do­cho­dziło do wy­gi­nię­cia wielu (a cza­sami na­wet więk­szo­ści) ro­ślin i zwie­rząt. Po ta­kich wy­da­rze­niach za każ­dym ra­zem po­ja­wiały się nowe ga­tunki, które zaj­mo­wały miej­sce wy­mar­łych or­ga­ni­zmów. Chyba naj­bar­dziej zna­nym i nie­ustan­nie obec­nym w po­pkul­tu­rze ma­so­wym wy­mie­ra­niem jest ka­ta­strofa, w któ­rej do­szło do wy­gi­nię­cia di­no­zau­rów. W po­ło­wie XIX wieku uczeni po raz pierw­szy za­uwa­żyli, że ska­mie­niałe szczątki tych ogrom­nych zwie­rząt prze­stają się na­gle po­ja­wiać w war­stwach od­po­wia­da­ją­cych okre­sowi sprzed około 65 mi­lio­nów lat. Spe­cja­li­ści bar­dzo długo nie po­tra­fili usta­lić, co mo­gło być przy­czyną ich wy­gi­nię­cia. Te­raz wiemy już, co się stało.
Dzięki do­wo­dom przed­sta­wio­nym przez iryd mo­żemy stwier­dzić po­nad wszelką wąt­pli­wość, że di­no­zaury wy­gi­nęły na sku­tek zde­rze­nia Ziemi z ja­kąś zbłą­kaną pla­ne­to­idą. Z po­mocą na­szych ato­mo­wych hi­sto­ry­ków mo­żemy szcze­gó­łowo od­two­rzyć prze­bieg tej ko­smicz­nej ka­ta­strofy i po­znać jej skutki, które były od­czu­walne na ca­łej pla­ne­cie (zob. rozdz. 12).

***

Je­ste­śmy tym, co zja­damy – do­słow­nie! Część ato­mów, które każ­dego dnia wpro­wa­dzamy do or­ga­ni­zmu, od muf­fi­nek zja­da­nych na śnia­da­nie po kie­li­szek wina wy­pi­jany do ko­la­cji, tra­fia do struk­tur po­wsta­ją­cych w na­szym ciele – ko­ści i zę­bów, ko­mó­rek skóry i neu­ro­nów. Nie­które z nich to­wa­rzy­szą nam przez całe ży­cie, inne na­to­miast zo­stają wy­da­lone w ciągu za­le­d­wie kilku dni. Jed­nak wszyst­kie ra­zem – całe 3 kwa­dry­liardy ato­mów, z któ­rych się skła­damy – mogą jed­no­znacz­nie po­wie­dzieć, co zje­dli­śmy, a także gdzie i kiedy spo­ży­wa­li­śmy po­siłki.
Prze­słu­chu­jąc wę­giel, azot i inne pier­wiastki, mo­żemy od­twa­rzać hi­sto­rię na­wy­ków ży­wie­nio­wych ludz­ko­ści i roz­woju rol­nic­twa na prze­strzeni 10 ty­sięcy lat, a na­wet wy­kre­ślić mapę wę­dró­wek na­szych przod­ków na ca­łym świe­cie (zob. rozdz. 10).

***

Nie­które daty uro­dzin za­pa­dają nam szcze­gól­nie w pa­mięć. Ja uro­dzi­łem się na przy­kład 7 grud­nia, w „dniu hańby” (choć kilka lat po tych tra­gicz­nych wy­da­rze­niach)[1*]. Gdy mia­łem pięć lat, był to dla mnie bar­dzo ważny dzień, te­raz jed­nak nie przy­wią­zuję już do niego tak du­żej wagi. Moja żona uro­dziła się na­to­miast 23 lu­tego i w dniu jej uro­dzin do­szło do wy­jąt­ko­wego zda­rze­nia – w 1987 roku astro­no­mo­wie za­ob­ser­wo­wali wy­buch względ­nie bli­skiej gwiazdy. Było to pierw­sze tego typu wy­da­rze­nie od 1604 roku, a w do­datku to po­przed­nie na­stą­piło pięć lat przed wy­na­le­zie­niem te­le­skopu. Po­nie­waż za­wo­dowo zaj­muję się ba­da­niem po­zo­sta­ło­ści po wy­bu­chach gwiazd, był to je­den z naj­waż­niej­szych dni w moim ży­ciu (i te­raz mogę być spo­kojny o to, że już ni­gdy nie za­po­mnę o uro­dzi­nach żony). Jed­nak z szer­szego punktu wi­dze­nia ta­kie daty nie mają więk­szego zna­cze­nia.
Nikt nie wie, jaka jest do­kładna data uro­dzin Układu Sło­necz­nego, i za­pewne można by po­wie­dzieć, że nie jest to w ogóle istotne. Jed­nak ba­da­nie hi­sto­rii po­wsta­nia i ewo­lu­cji na­szego układu pla­ne­tar­nego może po­móc w zro­zu­mie­niu, dla­czego wy­gląda on tak, a nie ina­czej i ja­kie mamy szanse na zna­le­zie­nie w ko­smo­sie in­nych po­dob­nych ukła­dów.
Po­twier­dza­jące się wza­jem­nie ze­zna­nia ru­bidu i oło­wiu po­zwa­lają nam usta­lić wiek Ziemi z do­kład­no­ścią do ułamka pro­cent, a dzięki do­dat­ko­wym do­wo­dom przed­sta­wio­nym przez glin mo­żemy na­wet okre­ślić w ogól­nym za­ry­sie, co działo się w na­szej oko­licy przed ufor­mo­wa­niem się Słońca (zob. rozdz. 15).

***

Wszy­scy hi­sto­rycy mają ja­kichś ro­dzi­ców. Atomy, które będą na­szymi prze­wod­ni­kami – świad­kami hi­sto­rii – rów­nież mu­siały się skądś wziąć. Choć wy­daje się to nie­zwy­kłe, udało nam się po­znać hi­sto­rię ich przod­ków z ogromną szcze­gó­ło­wo­ścią. Gdy Wszech­świat osią­gnął doj­rza­łość w wieku trzech mi­nut, mie­li­śmy tylko pierw­sze trzy pier­wiastki, po­zo­stałe 91 po­wstało we wnę­trzach gwiazd i ka­ta­stro­fal­nych wy­bu­chach, do ja­kich do­cho­dziło w póź­niej­szym okre­sie, obej­mu­ją­cym 13,8 mi­liarda lat. Ba, wiemy na­wet, skąd wzięły się te pierw­sze trzy ro­dzaje pier­wiast­ków.
Prze­py­tu­jąc do­cie­kli­wie cięż­sze niż za­zwy­czaj ją­dra wo­doru i lek­kie ją­dra helu ob­ser­wo­wane w od­le­głych ga­lak­ty­kach, mo­żemy usta­lić, ja­kie wa­runki pa­no­wały we Wszech­świe­cie w okre­sie się­ga­ją­cym na­wet jed­nej mi­lio­no­wej se­kundy po po­czątku czasu. Ato­mowi hi­sto­rycy są na­prawdę uważ­nymi ob­ser­wa­to­rami (zob. rozdz. 16 i 17).

 
Wesprzyj nas