Historia Jerozolimy składa się z tak wielu wątków, że jest wciągająca niczym najlepsza powieść. O tym mieście napisano już setki książek i trudno oczekiwać zaskoczeń czytając jego dzieje, lecz w ujęciu współczesnych autorów ta opowieść nadal brzmi zaskakująco świeżo i fascynująco.
Biografia miasta to ten rodzaj literatury, który pozwala podróżować w czasie przez epoki, wydarzenia, nastroje. Niektóre z miast daremnie czekają na powstanie książki, która będzie opiewać ich dzieje w sposób porywający i nie dający czytelnikowi się oderwać, inne mogą poszczycić się wieloma takimi publikacjami. Jerozolima z pewnością należy do tej drugiej kategorii. Dwie wyróżniające się księgi, spośród niedawno wydanych – każdą z nich możemy nazwać baśnią o świętym mieście – właśnie macie przed sobą.
Jerozolima. Biografia
Simon Sebag Montefiore
Książka napisana przez brytyjskiego historyka, absolwenta Uniwersytetu Cambridge musi być poważna i “Jerozolima. Biografia” taka jest. Nie da się jej jednak odmówić także baśniowej atmosfery, a to ze względu na sam temat tejże publikacji czyli dzieje miasta istniejącego na styku tego co realne i tego, co związane z mistyczną stroną ludzkiej egzystencji.
Książka Simona Sebaga Montefiorego jest przede wszystkim doskonale uporządkowana, chronologiczna, drobiazgowa. Uzupełniona o mnóstwo przypisów i pokaźną bibliografię. Będzie dobrym wyborem dla tych osób, które chcą poznać historię tego miasta, napisaną jednak z polotem i swego rodzaju iskrą, sprawiającą, że każdy rozdział jest wciągający, rozbudzający wyobraźnię. Ilustracje zawarte w tej książce przedstawiają najwybitniejsze dzieła sztuki związane z miastem, reprodukcje rycin i fotografii dokumentujących znaczące wydarzenia w dziejach, a także zdjęcia niedawne, odnoszące się do wydarzeń wieku XX.
Jerozolima. Nowa biografia starego miasta
Matthew Teller
Teller przedstawia nam Jerozolimę w sposób osobisty. Otwiera przed czytelnikami bramy miasta zwracając uwagę na jego kontrasty, prowadzi nas. To opowieść o historii widziana z perspektywy współczesnego obserwatora, podróżnika. Filtrowana przez pryzmat jego doświadczeń i spostrzeżeń, przyprawiona wypowiedziami ludzi, którzy znają i kochają to miasto albo wręcz przeciwnie, mają do niego stosunek co najmniej zdystansowany.
Dzięki takiemu prowadzeniu narracji tę książkę czyta się błyskawicznie, pomimo że również zawiera mnóstwo faktów i omówień historycznych zdarzeń, procesów, postaci. Książkę tę ilustrują nastrojowe współczesne fotografie i nieliczne ryciny z przeszłości. ■Robert Wiśniewski
Jerozolima. Biografia
Przekład: Maciej Antosiewicz, Władysław Jeżewski
Wydawnictwo Znak Horyzont
Premiera: 25 stycznia 2023
Widok Jerozolimy jest historią świata; jest czymś więcej, jest historią nieba i ziemi.
Benjamin Disraeli, Tancred
Miasto rozrastało się, rozbudowywało, burzono je i wznoszono na nowo. Jerozolima jest podstarzałą nimfomanką, która wyciska ostatnie soki ze swych kolejnych kochanków, zanim zrzuci ich z siebie, ziewając szeroko; samicą pająka, co pożera spółkujące z nią samce, gdy te jeszcze tkwią w jej odwłoku.
Amos Oz, Opowieść o miłości i mroku (przeł. Leszek Kwiatkowski)
Ziemia Izraela jest środkiem świata; Jerozolima jest środkiem Ziemi; Świątynia jest środkiem Jerozolimy; Święte Świętych jest środkiem Świątyni; Arka Przymierza jest środkiem Świętego Świętych, a Kamień Węgielny, z którego powstał świat, jest przed Arką Przymierza.
Midrasz Tanchuma, Kedoszim 10
Sanktuarium ziemi jest Syria; sanktuarium Syrii jest Palestyna; sanktuarium Palestyny jest Jerozolima; sanktuarium Jerozolimy jest Góra; sanktuarium Góry jest miejsce kultu; sanktuarium miejsca kultu jest Kopuła na Skale.
Thaur ibn Yazid, Fadail
Jerozolima jest najwspanialszym z miast, ale ma też swoje złe strony. Dlatego mówi się, że „Jerozolima jest złotą czarą pełną skorpionów”.
Muqaddasi, Description of Syria including Palestine
PRZEDMOWA
Historia Jerozolimy jest historią świata, ale również kroniką ubogiego, często prowincjonalnego miasta leżącego wśród judejskich wzgórz. Jerozolima była niegdyś uważana za środek świata, a dzisiaj jest to bardziej prawdziwe niż kiedykolwiek: miasto jest widownią walk pomiędzy religiami abrahamowymi, świątynią zyskującego coraz większe wpływy chrześcijańskiego, żydowskiego i islamskiego fundamentalizmu, strategicznym polem bitwy ścierających się cywilizacji, linią frontu pomiędzy ateizmem a wiarą, ośrodkiem wiecznej fascynacji, przedmiotem nieprawdopodobnych teorii spiskowych i internetowego mitotwórstwa oraz jasno oświetloną sceną dla kamer filmowych z całego świata w epoce dwudziestoczterogodzinnych serwisów informacyjnych. Zainteresowania religijne, polityczne i medialne podsycają się nawzajem, co sprawia, że Jerozolima jest dzisiaj uważniej obserwowana niż kiedykolwiek przedtem.
Jerozolima jest świętym miastem, a mimo to zawsze była siedliskiem przesądów, szarlatanerii i fanatyzmu; przedmiotem pożądania i dumy imperiów, choć nie przedstawia żadnej wartości strategicznej; kosmopolitycznym domem wielu sekt, a mimo to każda z nich wierzy, iż miasto należy tylko do niej; miastem wielu nazw, chociaż każda z tradycji jest tak sekciarska, że wyklucza wszystkie pozostałe. Jest to miejsce o takiej delikatności, że w tradycji żydowskiej opisywano je zawsze jako zmysłową, żywą kobietę, zawsze jako piękność, ale raz jako bezwstydną nierządnicę, a innym razem jako zranioną księżniczkę, którą porzucili ukochani. Jerozolima jest domem jednego Boga, stolicą dwóch narodów, świątynią trzech religii i jedynym miastem, które ma istnieć dwa razy – w niebie i na ziemi: niezrównany powab ziemskiego nie umywa się do wspaniałości niebiańskiego. Sam fakt, że Jerozolima jest zarówno ziemska, jak i niebiańska, oznacza, że miasto może istnieć wszędzie: nowe Jerozolimy zakładano na całym świecie i wszyscy mieli własne wyobrażenie o Jerozolimie. Prorocy i patriarchowie, Abraham, Dawid, Jezus i Mahomet stąpali podobno po jej kamieniach. Tutaj zrodziły się religie abrahamowe i świat również skończy się tutaj w dniu Sądu Ostatecznego. Jerozolima, święte miasto ludów Księgi, jest miastem Księgi: Biblia stanowi, pod wieloma względami, kronikę Jerozolimy, a jej czytelnicy, od Żydów i pierwszych chrześcijan poprzez muzułmańskich zdobywców i krzyżowców po dzisiejszych amerykańskich ewangelistów, ustawicznie zmieniali jej historię, aby spełnić biblijne proroctwo.
Kiedy Biblia została przetłumaczona na grekę, a później na łacinę i angielski, stała się księgą uniwersalną, a Jerozolima miastem uniwersalnym. Wszyscy wielcy królowie wywodzili się od Dawida, wszystkie szczególne narody były nowymi Izraelitami, a każda wzniosła cywilizacja była nową Jerozolimą, miastem, które nie należy do nikogo i istnieje dla wszystkich w ich wyobrażeniach. I na tym polega tragedia miasta, a także jego urok: wszyscy, którzy marzyli o Jerozolimie, wszyscy goście we wszystkich epokach, od apostołów Jezusa po żołnierzy Saladyna, od wiktoriańskich pielgrzymów po dzisiejszych turystów i dziennikarzy, przybywają z własną wizją autentycznej Jerozolimy i są gorzko rozczarowani tym, co znajdują, zmieniającym się nieustannie miastem, które rozkwitało i podupadało, było odbudowywane i niszczone wiele razy. Ale ponieważ jest to Jerozolima, własność wszystkich, tylko ich wyobrażenie jest prawdziwe; skażona syntetyczna rzeczywistość musi być zmieniona; wszyscy mają prawo zastąpić Jerozolimę swoją „Jerozolimą” – i ogniem i mieczem, często to czynili.
Ibn Chaldun, czternastowieczny historyk, który jest zarówno uczestnikiem, jak i źródłem dla części wydarzeń opisanych w tej książce, zauważył, że historia „jest bardzo poszukiwana. Ludzie na ulicy pretendują do jej znajomości. Królowie i przywódcy rywalizują o nią”. Odnosi się to zwłaszcza do Jerozolimy. Nie można napisać historii tego miasta, jeśli się nie zrozumie, że Jerozolima jest tematem, punktem oparcia, a nawet kośćcem historii świata. W czasach, kiedy potęga internetowej mitologii oznacza, że komputerowa mysz i zakrzywiony miecz mogą być orężem w tym samym fundamentalistycznym arsenale, poszukiwanie faktów historycznych jest znacznie ważniejsze, niż było dla Ibn Chalduna.
Historia Jerozolimy musi być studium natury świętości. Zwrotu „Święte Miasto” używa się nieustannie, aby opisać cześć dla jej świątyń, ale naprawdę oznacza to, że Jerozolima stała się najważniejszym na ziemi miejscem do komunikacji pomiędzy Bogiem a człowiekiem.
Musimy również odpowiedzieć sobie na pytanie: spośród wszystkich miejsc na świecie, dlaczego właśnie Jerozolima? Miasto było oddalone od szlaków handlowych na wybrzeżu Morza Śródziemnego; pozbawione dostępu do wody, spieczone letnim słońcem, chłostane zimowymi wiatrami, jego skały ostre i niegościnne. Ale wybór Jerozolimy jako miasta Świątyni był po części arbitralny i osobisty, po części organiczny i ewolucyjny. Świętość stała się jeszcze pełniejsza, ponieważ Jerozolima od dawna była święta. Świętość wymaga nie tylko uduchowienia i wiary, lecz także uzasadnienia i tradycji. Każdy radykalny prorok prezentujący nową wizję musi wyjaśnić stulecia, które minęły, i przedstawić swoje objawienie w uznanym języku i geografii świętości – przepowiedni wcześniejszych objawień i miejsc od dawna otoczonych czcią. Nic nie przydaje miejscu większej świętości niż konkurencja innej religii.
Wielu ateistycznych gości odstręcza ta świętość, postrzegana jako zaraźliwy przesąd w mieście dotkniętym pandemią cnotliwego fanatyzmu. Ale takie podejście jest zaprzeczeniem głęboko ludzkiej potrzeby religii, bez której nie da się zrozumieć Jerozolimy. Religie muszą tłumaczyć ulotne radości i wieczne niepokoje, które mamią i przerażają ludzkość: pragniemy poczuć obecność siły większej od nas. Żywimy szacunek dla śmierci i od dawna usiłujemy znaleźć w niej sens. Jako miejsce spotkania Boga i człowieka Jerozolima jest punktem, gdzie te kwestie zostaną rozstrzygnięte w dniu Apokalipsy – pod koniec czasu, kiedy dojdzie do bitwy pomiędzy Chrystusem i Antychrystem, kiedy Kaaba przybędzie z Mekki do Jerozolimy, kiedy nastąpi Sąd Ostateczny, zmartwychwstanie umarłych i nastanie Królestwo Niebieskie, Nowa Jerozolima. Wszystkie trzy religie abrahamowe wierzą w Apokalipsę, ale szczegóły różnią się w zależności od wyznania i sekty. Sekularyści mogą uważać to wszystko za archaiczną bujdę, ale w rzeczywistości jest dokładnie przeciwnie, takie idee są aż nazbyt aktualne. W dzisiejszej epoce żydowskiego, chrześcijańskiego i muzułmańskiego fundamentalizmu Apokalipsa jest dynamiczną siłą w gorączkowej polityce świata.
Śmierć jest naszym nieodłącznym towarzyszem: pielgrzymi przybywali do Jerozolimy, aby umrzeć i spoczywać po śmierci wokół Świętej Skały i aby zmartwychwstać w dniu Sądu Ostatecznego, i nadal to robią. Miasto jest otoczone cmentarzami i zbudowane na cmentarzach, zasuszonym szczątkom starożytnych świętych oddaje się cześć – zmurszała poczerniała prawa ręka Marii Magdaleny nadal jest wystawiana na widok publiczny w bazylice Grobu Świętego; wiele świątyń, a nawet wiele prywatnych domów zostało wybudowanych wokół grobowców. Ciemność tego miasta umarłych bierze się nie tylko ze swoistej nekrofilii, lecz także z nekromancji: umarli są tutaj prawie żywi, nawet gdy czekają na zmartwychwstanie. Niekończąca się walka o Jerozolimę – rzezie, zamieszki, wojny, terroryzm, oblężenia i katastrofy – zamieniły to miasto w pole bitwy, mówiąc słowami Aldousa Huxleya, w „rzeźnię religii”, według Flauberta w „kostnicę”. Melville nazwał to miasto „czaszką” oblężoną przez „armie umarłych”, natomiast Edward Said wspominał, że jego ojciec nienawidził Jerozolimy, ponieważ „przypominała mu o śmierci”.
To sanktuarium nieba i ziemi nie zawsze rozwijało się z udziałem opatrzności. Religie zaczynają się od iskry objawionej jednemu charyzmatycznemu prorokowi – Mojżeszowi, Jezusowi, Mahometowi. Imperia są zakładane, miasta zdobywane dzięki energii i szczęściu jednego wodza. Decyzje jednostek, poczynając od króla Dawida, uczyniły z Jerozolimy – Jerozolimę.
Z pewnością trudno się było spodziewać, że niewielka cytadela Dawida, stolica małego królestwa, stanie się środkiem świata. Jak na ironię, to zburzenie Jerozolimy przez Nabuchodonozora stworzyło podstawę dla świętości, ponieważ w wyniku tej katastrofy Żydzi zaczęli uwieczniać i opiewać chwałę Syjonu. Takie kataklizmy zwykle prowadzą do zniknięcia całych narodów. A jednak spektakularne przetrwanie Żydów, ich uparte oddanie swojemu Bogu, a przede wszystkim ich wersja historii zapisana w Biblii, położyły fundament pod sławę i świętość Jerozolimy. Biblia zajęła miejsce żydowskiego państwa i Świątyni i stała się, jak ujął to Heinrich Heine, „przenośną ojczyzną Żydów, przenośną Jerozolimą”. Żadne inne miasto nie ma własnej księgi i żadna inna księga nie kierowała w taki sposób przeznaczeniem miasta.
Świętość miasta wyrastała z wyjątkowości Żydów jako narodu wybranego. Jerozolima stała się miastem wybranym, Palestyna ziemią wybraną, a tę wyjątkowość odziedziczyli i przejęli chrześcijanie i muzułmanie. Najwyższa świętość Jerozolimy i ziemi Izraela znalazła odzwierciedlenie w narastającej religijnej obsesji na tle powrotu Żydów do Izraela i zachodnim entuzjazmie dla syjonizmu, jej świeckiego odpowiednika, od szesnastowiecznej reformacji w Europie po lata siedemdziesiąte dwudziestego wieku. Od tamtej pory tragiczna, wyjątkowa historia Palestyńczyków, z Jerozolimą jako ich Świętym Miastem, zmieniła sposób patrzenia na Izrael. Zachodnia fiksacja, poczucie uniwersalnego prawa własności może więc działać w obie strony. Dzisiaj znajduje odzwierciedlenie w bacznej obserwacji Jerozolimy i konfliktu izraelsko-palestyńskiego, bardziej zaciętego i emocjonalnego niż jakikolwiek konflikt na świecie.
Nic jednak nie jest takie proste, jak się wydaje. Historia często przejawia się w cyklach gwałtownych zmian i raptownych zwrotów, ale chcę pokazać, że Jerozolima była często miastem ciągłości i współistnienia, niejednorodną metropolią niejednorodnych budowli i niejednorodnego narodu, który wymyka się wąskim klasyfikacjom, należącym do odrębnych legend religijnych i nacjonalistycznych koncepcji z czasów późniejszych. Dlatego właśnie, w miarę możliwości, odtwarzam historię poprzez dramaty rodów – potomków Dawida, Machabeuszy, Herodian, Umajjadów oraz następców Baldwina i Saladyna, aż do Husajnich, Chalidich, Spaffordów, Rothschildów i Montefiore – które ukazują organiczny wzór życia, wymykający się raptownym przypadkom i sekciarskim interpretacjom konwencjonalnej historii. Nie ma po prostu dwóch stron Jerozolimy, lecz wiele powiązanych ze sobą, przenikających się nawzajem kultur i nawarstwiających się tożsamości – wielopłaszczyznowy, zmieniający się kalejdoskop arabskich ortodoksów, arabskich muzułmanów, Żydów sefardyjskich, Żydów aszkenazyjskich, Żydów haredim niezliczonych odłamów, Żydów świeckich, grekokatolickich Ormian, Gruzinów, Serbów, Rosjan, Koptów, protestantów, Etiopczyków, łacinników i tak dalej. Jeden człowiek często miał kilka różnych tożsamości, co stanowiło ludzki odpowiednik jerozolimskich warstw kamienia i kurzu.
Znaczenie miasta rosło i spadało, wiecznie w ruchu, zawsze w stanie transformacji, jak roślina, która zmienia kształt, rozmiary, a nawet kolor, lecz zawsze pozostaje zakorzeniona w tym samym miejscu. Ostatnie wcielenie Jerozolimy – jako medialnego „Świętego Miasta trzech religii” i dwudziestoczterogodzinnego spektaklu telewizyjnego – jest stosunkowo niedawne. Były stulecia, kiedy wydawało się, że Jerozolima traci swoje znaczenie religijne i polityczne. W wielu przypadkach to polityczna konieczność, a nie boskie objawienie, stymulowała i rozniecała zapał religijny.
Ilekroć Jerozolima wydawała się najbardziej zapomniana i nieistotna, bibliolatria – gorliwe poszukiwanie biblijnej prawdy przez ludzi w odległych krajach, czy to w Mekce, w Moskwie, czy w Massachusetts – często na powrót przenosiła wiarę do Jerozolimy. Wszystkie miasta są oknami na cudzoziemski sposób myślenia, ale to miasto jest również dwukierunkowym zwierciadłem, ukazującym jego życie wewnętrzne i odbijającym świat zewnętrzny. Czy była to epoka totalnej wiary, cnotliwego budowania imperium, ewangelicznego objawienia, czy świeckiego nacjonalizmu, Jerozolima stawała się jej symbolem i jej nagrodą. Ale podobnie jak w gabinecie luster, odbicia zawsze były zniekształcone, często dziwaczne.
Jerozolima zawsze potrafiła rozczarowywać i dręczyć zarówno zdobywców, jak i przyjezdnych. Kontrast pomiędzy miastem rzeczywistym a niebiańskim jest tak rozdzierający, że do miejskiego szpitala psychiatrycznego przyjmuje się co roku stu pacjentów cierpiących na jerozolimski syndrom, szaleństwo oczekiwania, rozczarowania i ułudy. Ale syndrom ten ma również aspekt polityczny: Jerozolima opiera się zdrowemu rozsądkowi, pragmatycznej polityce i strategii, istniejąc w królestwie niezwyciężonych emocji, nieprzeniknionych dla rozumu.
Każde zwycięstwo w tej walce o dominację i prawdę tylko potęguje jeszcze świętość miasta dla innych. Im bardziej chciwy zdobywca, im bardziej zawzięta rywalizacja, tym gwałtowniejsza reakcja. Króluje tutaj prawo niezamierzonych konsekwencji.
Żadne inne miejsce nie budzi takiej żądzy posiadania na wyłączność. Ale ten zawistny zapał jest śmieszny, ponieważ większość jerozolimskich świątyń i podań, które się z nimi wiążą, została zapożyczona lub skradziona, albowiem należały wcześniej do innej religii. Przeszłość miasta jest często wyimaginowana. Dosłownie każdy kamień tkwił niegdyś w dawno zapomnianej świątyni innej wiary, łuku triumfalnym innego imperium. Większości, choć nie wszystkim podbojom, towarzyszył impuls, aby wymazać piętno innych religii, przywłaszczając sobie ich tradycje, podania, zabytki. Było wiele zniszczeń, częściej jednak zdobywcy nie niszczyli tego, co zastali, lecz przejmowali i przebudowywali. Najważniejsze miejsca, takie jak Wzgórze Świątynne, Cytadela, Miasto Dawida, góra Syjon i bazylika Grobu Świętego, nie stanowią odrębnych warstw historycznych, lecz są jak palimpsesty, hafty, w których jedwabne nici są tak posplatane, że obecnie nie da się ich rozdzielić.
Dążenie do zawładnięcia zaraźliwą świętością innych sprawiło, że niektóre miejsca stały się święte dla wszystkich trzech religii po kolei, a później jednocześnie; królowie wydawali dekrety, ludzie umierali dla nich – a mimo to są dzisiaj niemal zapomniane. Góra Syjon była obiektem żarliwego kultu dla Żydów, muzułmanów i chrześcijan, lecz dzisiaj niewielu jest muzułmańskich lub żydowskich pielgrzymów i znowu stała się głównie chrześcijańska.
W Jerozolimie prawda jest często znacznie mniej ważna niż mit. „W Jerozolimie nie pytajcie mnie o fakty historyczne – powiedział wybitny palestyński historyk, doktor Nazmi al-Dżube. – Bez zmyśleń nic nie pozostanie”. Historia jest tutaj tak dojmująco potężna, że ustawicznie się ją zniekształca: archeologia sama w sobie jest siłą historyczną i czasami archeolodzy dysponowali taką samą potęgą jak żołnierze, werbowani po to, aby dostosowywać przeszłość do teraźniejszości. Dyscyplina, która chce być obiektywna i naukowa, nie może być wykorzystywana do racjonalizowania religijno-etnicznych uprzedzeń i uzasadniania imperialnych ambicji. Izraelczycy, Palestyńczycy i protestanccy imperialiści XIX stulecia opisywali te same wydarzenia, nadając im sprzeczne znaczenia i przytaczając różne fakty na ich poparcie. Zatem historia Jerozolimy musi być zarówno historią prawdy, jak i legendy. Ale fakty istnieją i ta książka zamierza o nich opowiedzieć, choćby były najbardziej nieprzyjemne dla jednej albo drugiej strony.
Moim celem jest napisanie historii Jerozolimy w jej najszerszym sensie dla różnych odbiorców, czy będą to ateiści, czy ludzie wierzący, chrześcijanie, muzułmanie czy Żydzi, bez politycznego angażowania się w dzisiejszy konflikt.
Opowiadam tę historię chronologicznie, poprzez dzieje mężczyzn i kobiet – żołnierzy i proroków, poetów i królów, chłopów i muzyków – oraz rodów, które stworzyły Jerozolimę. Myślę, że jest to najlepszy sposób, aby przywrócić miasto do życia i pokazać, w jakim stopniu jego złożone i nieoczekiwane prawdy są rezultatem tej historii. Tylko dzięki ujęciu chronologicznemu można uniknąć pokusy patrzenia na przeszłość poprzez obsesje teraźniejszości. Starałem się unikać teleologii – pisania historii tak, jakby wszystkie konsekwencje były nieuniknione. Ponieważ każda zmiana jest reakcją na tę, która ją poprzedzała, chronologia to najlepszy sposób, aby nadać sens tej ewolucji, odpowiedzieć na pytanie – dlaczego Jerozolima? – i pokazać, dlaczego ludzie postępowali tak, jak postępowali. Mam nadzieję, że będzie to również sposób najbardziej zajmujący. Dlaczego mam psuć opowieść, która – by użyć hollywoodzkiej sztampy, w tym przypadku usprawiedliwionej – jest najwspanialszą historią, jaką kiedykolwiek opowiedziano? Wśród tysięcy książek o Jerozolimie jest niewiele opracowań historycznych. Cztery epoki – Dawida, Jezusa, krzyżowców i konfliktu arabsko-izraelskiego – są znane dzięki Biblii, filmom, powieściom i serwisom informacyjnym, ale często nadal są niewłaściwie rozumiane. A co do reszty, to bardzo chcę przywrócić zapomnianą w znacznym stopniu historię nowym czytelnikom.
Jest to historia Jerozolimy jako centrum dziejów świata, ale nie jest pomyślana jako encyklopedyczna historia wszystkich aspektów Jerozolimy ani przewodnik po każdej niszy, kapitelu i łuku w każdej budowli. Nie jest to szczegółowa historia prawosławnych, łacinników czy Ormian, hanafickiej lub szafiickiej szkoły prawa, chasydów czy karaimów, nie została też opowiedziana z jakiegoś szczególnego punktu widzenia. O życiu muzułmańskiego miasta od Mameluków do mandatu brytyjskiego pisano bardzo mało. Genealogie muzułmańskich rodów jerozolimskich były badane przez historyków dziejów palestyńskich, lecz pomijane przez popularnych autorów. Ich losy były i są niezwykle ważne, zadbałem więc o to, aby źródła niedostępne jak dotąd w języku angielskim zostały przetłumaczone z arabskiego, i przeprowadziłem rozmowy z przedstawicielami tych rodów, aby poznać ich historię. Ale stanowią one tylko część mozaiki. Nie jest to historia judaizmu, chrześcijaństwa czy islamu, ani studium o naturze Boga w Jerozolimie: wszystko to zrobili już z wielką znajomością rzeczy inni – ostatnio Karen Armstrong w znakomitej książce Jerusalem: One City, Three Faiths (Jerozolima: Jedno miasto, trzy religie). Nie ma to również być szczegółowa historia konfliktu arabsko-palestyńskiego: żaden temat nie jest dzisiaj dokładniej analizowany. Ale moim śmiałym zamiarem było uwzględnić wszystkie te kwestie, we właściwych, mam nadzieję, proporcjach.
Moim zadaniem jest przedstawienie faktów, a nie zgłębianie tajemnic różnych religii. Z pewnością nie roszczę sobie prawa do orzekania, czy boskie cuda i święte teksty trzech wielkich religii są „prawdziwe”. Każdy, kto studiuje Biblię lub historię Jerozolimy, musi zrozumieć, że jest wiele stopni prawdy. Wierzenia innych religii i innych epok wydają się nam dziwne, natomiast znane zwyczaje naszych czasów i miejsc zawsze wydają się doskonale racjonalne. Nawet XXI stulecie, które wielu zdaje się uważać za apogeum świeckiego racjonalizmu i zdrowego rozsądku, ma własne obiegowe mądrości i quasi-religijne ortodoksje, które nasze prawnuki uznają za niedorzeczne. Ale wpływ religii i ich cudów na historię Jerozolimy jest bez wątpienia prawdziwy i nie można poznać Jerozolimy bez ostrożnego choćby szacunku dla religii.
Są w historii Jerozolimy stulecia, o których niewiele wiadomo. Chodzi o Jerozolimę, więc spory akademickie i archeologiczne są często zajadłe, czasem gwałtowne, a zdarzało się, że prowadziły do zamieszek i walk. Wydarzenia ostatniego półwiecza budzą takie kontrowersje, że istnieje wiele ich wersji.
We wczesnym okresie historycy, archeolodzy i dziwacy naginali, urabiali i przeinaczali nieliczne dostępne źródła w taki sposób, aby pasowały do wszelkich możliwych teorii, których następnie bronili z całym przekonaniem o ich absolutnej pewności. We wszystkich przypadkach weryfikowałem oryginalne źródła oraz wiele teorii i wyciągałem wnioski. Gdybym w każdym przypadku chciał się wszechstronnie asekurować, najczęstszymi słowami w tej książce byłyby „zapewne”, „prawdopodobnie” i „być może”. Dlatego nie używałem ich przy każdej okazji, ale proszę czytelnika, aby zrozumiał, że za każdym twierdzeniem kryje się ogromna literatura, z której starałem się wybrać właściwą interpretację opartą na najnowszych badaniach. Poszczególne części zostały sprawdzone i przeczytane przez specjalistów. Miałem to szczęście, że pomagało mi w tym wielu najwybitniejszych profesorów.
Najpoważniejsza kontrowersja dotyczy króla Dawida, ponieważ jej polityczne implikacje są niezwykle doniosłe i bardzo aktualne. Nawet na płaszczyźnie naukowej ten spór był prowadzony bardziej dramatycznie i z większą zaciętością, niż na jakikolwiek inny temat, z wyjątkiem może natury Chrystusa czy Mahometa. Źródłem do dziejów Dawida jest Biblia. Jego historyczne istnienie od dawna uznawano za pewnik. W XIX wieku imperialistyczno-chrześcijańskie zainteresowanie Ziemią Świętą zainspirowało archeologiczne poszukiwania Jerozolimy Dawida. Utworzenie państwa Izrael w 1948 roku zmieniło chrześcijański charakter tych poszukiwań, nadając mu emocjonalny religijno-polityczny kontekst ze względu na status Dawida jako założyciela żydowskiej Jerozolimy. Z braku świadectw na temat Jerozolimy pochodzących z X wieku rewizjonistyczni historycy izraelscy pomniejszali znaczenie miasta Dawida. Niektórzy wyrażali nawet wątpliwości, czy był on postacią historyczną, ku wielkiemu oburzeniu żydowskich tradycjonalistów i ku uciesze polityków palestyńskich, ponieważ podważało to żydowskie roszczenia do Jerozolimy. Ale odkrycie steli z Tel Dan w 1994 roku dowiodło, że król Dawid istniał naprawdę. Biblia, chociaż nie była w swoim zamyśle pisana jako historia, jest mimo to źródłem historycznym, którym się posłużyłem do uzupełnienia opowieści. Zasięg terytorialny miasta Dawida i wiarygodność Biblii zostały omówione w tekście, a o dzisiejszym konflikcie wokół miasta Dawida jest mowa w epilogu.
Na wszystko, co można napisać dzisiaj o XIX stuleciu, pada cień książki Edwarda Saida Orientalizm. Said, palestyński chrześcijanin urodzony w Jerozolimie, był wykładowcą literatury na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku i reprezentantem oryginalnych poglądów politycznych w świecie palestyńskiego nacjonalizmu. Dowodził, że „ledwo uchwytne i uporczywe europocentryczne uprzedzenia do ludów arabsko-islamskich oraz ich kultury”, zwłaszcza wśród dziewiętnastowiecznych podróżników, takich jak Chateaubriand, Melville i Twain, przyczyniły się do pomniejszenia kultury arabskiej i uzasadnienia anglo-francuskiego i amerykańskiego imperializmu. Niektórzy z akolitów Saida, zainspirowani jego pracą, próbowali nawet wymazać owych zachodnich intruzów z historii: to absurd. Bez Robinsonów, Romanowów, Rothschildów i Rasputinów analiza Saida traci swoje znaczenie. Jest jednak prawdą, że ci przybysze nie zobaczyli i nie zrozumieli wiele z prawdziwego życia arabskiej i żydowskiej Jerozolimy, a ja, o czym wspomniałem wyżej, musiałem się ciężko napracować, żeby pokazać prawdziwe życie miejscowej ludności. Ale moja książka nie jest polemiką, a historyk Jerozolimy musi ukazać dominujący wpływ, jaki wywarła na miasto zachodnia romantyczno-imperialna kultura, ponieważ wyjaśnia to, dlaczego Bliski Wschód tyle znaczył dla wielkich mocarstw.
Przedstawiłem szczegółowo również ewolucję brytyjskiego prosyjonizmu, świeckiego i protestanckiego, od Palmerstona i Shaftesbury’ego po Lloyda George’a, Balfoura, Churchilla i ich przyjaciela Weizmanna, z tej prostej przyczyny, że zaważył on w sposób decydujący na losach Jerozolimy i Palestyny w XIX i XX wieku.
Skończyłem właściwą opowieść na roku 1967, ponieważ wojna sześciodniowa zasadniczo stworzyła sytuację dzisiejszą i stanowi decydującą cezurę. Epilog w zarysie doprowadza historię polityczną do czasów obecnych i kończy się szczegółowym opisem typowego poranka w trzech miejscach świętych. Ale sytuacja ciągle się zmienia. Gdybym ciągnął opowieść do dnia dzisiejszego, książka nie miałaby wyraźnego zakończenia i trzeba by ją uzupełniać niemal co godzinę. Zamiast tego spróbowałem pokazać, dlaczego Jerozolima dzisiaj jest zarówno podstawą, jak i przeszkodą dla jakiegokolwiek układu pokojowego.
Niniejsza praca jest syntezą opartą na szerokiej lekturze podstawowych źródeł, starożytnych i współczesnych, na naradach ze specjalistami, naukowcami, archeologami, rodzinami i mężami stanu oraz na niezliczonych wizytach w Jerozolimie, świątyniach i wykopaliskach archeologicznych. Udało mi się odkryć kilka nowych lub rzadko wykorzystywanych źródeł. Moje badania sprawiły mi potrójną przyjemność: spędziłem dużo czasu w Jerozolimie, przeczytałem wspaniałe dzieła autorów od Usamy ibn Munkiza, Ibn Chalduna, Ewlii Czelebiego i Wasifa Dżauharijego po Wilhelma z Tyru, Józefa Flawiusza i T.E. Lawrence’a, i zaprzyjaźniłem się z jerozolimczykami wszelkich odłamów – Palestyńczykami, Izraelczykami, Ormianami, muzułmanami, Żydami i chrześcijanami – którzy, wśród gwałtownych kryzysów politycznych, tak ufnie i chętnie mi pomagali.
Mam wrażenie, że do napisania tej książki przygotowywałem się przez całe życie. Od dzieciństwa wędrowałem po Jerozolimie. Z powodu powiązań rodzinnych, omówionych w tej książce, „Jerozolima” jest moją rodzinną dewizą. Niezależnie od więzi osobistych, starałem się opowiedzieć o tym, co się wydarzyło i w co ludzie wierzyli. Wracając do punktu wyjścia: zawsze były dwie Jerozolimy, doczesna i niebiańska, obie rządzone bardziej wiarą i emocjami niż rozsądkiem i faktami. A Jerozolima pozostaje środkiem świata.
Nie wszystkim spodoba się moje podejście – w końcu chodzi o Jerozolimę. Ale pisząc tę książkę, zawsze pamiętałem o przestrodze, jakiej Lloyd George udzielił gubernatorowi Jerozolimy Storrsowi, krytykowanemu zajadle zarówno przez Żydów, jak i przez Arabów: „Jeśli jedni lub drudzy przestaną się skarżyć, zostanie pan odwołany”.
PROLOG
Ósmego dnia żydowskiego miesiąca aw, pod koniec lipca 70 roku n.e. Tytus, syn cesarza rzymskiego Wespazjana, dowodzący czteromiesięcznym oblężeniem Jerozolimy, rozkazał całej swojej armii przygotować się do szturmu na Świątynię o świcie. Nazajutrz wypadał ten sam dzień, w którym pięćset lat wcześniej Babilończycy zniszczyli Jerozolimę. Tytus dowodził armią składającą się z czterech legionów – łącznie 60 tysiącami rzymskich legionistów i żołnierzy miejscowych oddziałów posiłkowych, którzy aż się rwali, żeby zadać decydujący cios krnąbrnemu, lecz złamanemu miastu. W obrębie jego murów żyło w strasznych warunkach około pół miliona głodujących Żydów. Niektórzy z nich byli fanatycznymi zelotami, niektórzy zwyczajnymi rozbójnikami, lecz większość stanowili niewinni ludzie, którzy nie zdołali uciec ze śmiertelnej pułapki. Wielu Żydów mieszkało poza Judeą – można ich było spotkać na całym obszarze śródziemnomorskim i Bliskim Wschodzie – a ta ostatnia rozpaczliwa walka miała zadecydować nie tylko o losie miasta i jego mieszkańców, lecz także o przyszłości judaizmu i niewielkiego żydowskiego kultu chrześcijańskiego – a nawet, patrząc sześć stuleci wprzód, o kształcie islamu.
Rzymianie wybudowali wały przy murach Świątyni. Ale szturm z wałów na warownię spełzł na niczym. Wcześniej tego dnia Tytus powiedział swoim dowódcom, że jego starania, aby zachować tę „obcą świątynię”, kosztowały go zbyt wielu żołnierzy, i rozkazał podpalić bramy Przybytku. Srebro bram stopiło się, ogień przerzucił się na drewniane odrzwia i okna, a stamtąd na drewno w samej Świątyni. Tytus rozkazał ugasić ogień. Rzymianie, oświadczył, nie powinni „mścić się na martwych przedmiotach miast ludzi”. Potem udał się na spoczynek do swojej kwatery w na wpół zrujnowanej Wieży Antoniusza, górującej nad imponującym kompleksem świątynnym.
Wokół murów rozgrywały się straszliwe sceny, które musiały przypominać piekło na ziemi. Tysiące zwłok rozkładały się na słońcu. Zaduch był nie do zniesienia. Sfory psów i szakali pasły się ludzkim mięsem. W poprzednich miesiącach Tytus rozkazał krzyżować wszystkich jeńców i zbiegów. Codziennie krzyżowano pięciuset Żydów. Góra Oliwna i skaliste wzgórza wokół miasta były tak zatłoczone krzyżami, że brakowało miejsca do stawiania nowych i drewna do ich robienia1. Żołnierze Tytusa zabawiali się, przybijając swoje ofiary do krzyży w różnych absurdalnych pozycjach. Wielu mieszkańców tak rozpaczliwie pragnęło wydostać się z miasta, że przed ucieczką połykali złote monety, aby ukryć przed rabusiami swój majątek, który mieli nadzieję odzyskać, kiedy będą już bezpieczni. Przychodzili „obrzękli z głodu, jakby cierpiący na puchlinę wodną”, a kiedy zaczynali jeść, „pękały im wnętrzności”. Kiedy rozerwały im się żołądki, żołnierze odkryli połknięte wcześniej kosztowności, zaczęli więc patroszyć wszystkich jeńców, rozpruwać im brzuchy i grzebać we wnętrznościach, choć tamci jeszcze żyli. Ale Tytus był tym oburzony i próbował położyć kres anatomicznym grabieżom. Na próżno, syryjscy sprzymierzeńcy Tytusa, którzy nienawidzili Żydów i byli przez nich znienawidzeni, lubowali się w tych makabrycznych zabawach2. Okrucieństwa popełniane przez Rzymian i powstańców w obrębie murów można porównać z najgorszymi zbrodniami XX wieku.
Wojna zaczęła się w momencie, kiedy nieudolność i chciwość rzymskich namiestników skłoniła nawet judejską arystokrację, żydowskich sprzymierzeńców Rzymu, do udzielenia poparcia ludowej rewolcie religijnej. Powstańcy stanowili mieszaninę religijnych Żydów i pospolitych bandytów, którzy wykorzystali kres rządów szalonego imperatora, Nerona, i chaos, jaki zapanował po jego samobójstwie, aby wygnać Rzymian i odtworzyć niezależne państwo żydowskie zbudowane wokół Świątyni. Ale żydowska rewolta natychmiast zaczęła pożerać samą siebie w krwawych czystkach i walkach wewnętrznych.
Po Neronie nastąpili w szybkiej i chaotycznej sukcesji trzej rzymscy cesarze. Zanim Wespazjan wyłonił się jako imperator i wysłał Tytusa, aby zajął Jerozolimę, miasto było podzielone pomiędzy trzech wodzów walczących ze sobą nawzajem. Żydowscy wodzowie najpierw toczyli zacięte walki na dziedzińcach Świątyni, które spłynęły krwią, a później splądrowali miasto. Ich wojownicy wdzierali się do bogatszych dzielnic, ograbiając domy, zabijając mężczyzn i hańbiąc kobiety – „to była dla nich zwyczajna igraszka”. Upojeni władzą i „nienasyconą żądzą łupów”, prawdopodobnie odurzeni zrabowanym winem, „bez skrupułów z samego przesytu naśladowali zwyczaje kobiece, trefiąc sobie włosy, przywdziewając szaty niewieście, nakraplając się wonnościami i podmalowując oczy dla upiększenia”. Ci prowincjonalni zbóje, paradując w pięknie barwionych chlamidach, zabijali każdego, „kto się nawinął”. W swojej rozwiązłej pomysłowości „wymyślali nawet zakazane miłostki”. Jerozolima, cała „skalana nieczystymi czynami”, stała się „domem nierządu” i izbą tortur – a mimo to pozostała świętym miejscem3.
W jakiś sposób Świątynia nadal funkcjonowała. Jeszcze w kwietniu, tuż przed zamknięciem miasta przez Rzymian, przybyli na Pesach pielgrzymi. Liczba ludności wynosiła zwykle kilkadziesiąt tysięcy, ale teraz Rzymianie odcięli drogę pielgrzymom i licznym uchodźcom przed działaniami wojennymi, w mieście znalazły się więc setki tysięcy ludzi. Dopiero kiedy Tytus otoczył miasto, wodzowie rebeliantów zaprzestali bratobójczych walk, aby zjednoczyć przeciwko Rzymianom łącznie 21 tysięcy swoich wojowników.
Miasto, które Tytus ujrzał po raz pierwszy z góry Skopus, nazwanej od greckiego słowa skopeo oznaczającego „patrzeć na”, było, mówiąc słowami Pliniusza, „najsławniejszym miastem Wschodu”, gwarną, kwitnącą metropolią wybudowaną wokół jednej z najwspanialszych świątyń starożytnego świata, niezwykłego dzieła sztuki na ogromną skalę. Jerozolima istniała już tysiące lat, ale to miasto wielu murów i licznych wież, wznoszące się na dwóch górach wśród jałowych skał Judei, nigdy nie było tak gęsto zaludnione ani tak majestatyczne jak w pierwszym stuleciu n.e.: w istocie Jerozolima nigdy nie była tak potężna aż do XX stulecia. Ta Jerozolima była dziełem Heroda Wielkiego, błyskotliwego, psychotycznego króla judejskiego, którego pałace i fortece zostały wybudowane na skalę tak monumentalną i odznaczały się takim przepychem, że ich opisanie „przekraczało zdolności” żydowskiego historyka Józefa Flawiusza.
Sama Świątynia przyćmiewała wszystko inne swoim wzniosłym splendorem. Gdy tylko „wschód zajaśniał blaskiem”, jej połyskujące krużganki i złocone bramy odbijały „tak oślepiające światło, że jeśli ktoś chciał koniecznie na nie spojrzeć, odwracał oczy jak od promieni słońca”. Kiedy obcy przybysze – tacy jak Tytus i jego legioniści – widzieli Świątynię po raz pierwszy, wydawała im się podobna do „góry zasypanej śniegiem”. Pobożni Żydzi wiedzieli, że pośrodku krużganków tego miasta w mieście na szczycie góry Moria jest maleńki pokoik najwyższej świętości, który nie zawiera dosłownie nic. Ta przestrzeń była ośrodkiem żydowskiego kultu: Miejscem Najświętszym, Świętym Świętych, mieszkaniem samego Boga.
Świątynia Heroda była budowlą sakralną, lecz również niezdobytą fortecą w obrębie otoczonego murami miasta. Żydzi, ośmieleni rzymską słabością w roku czterech cesarzy, i ufni w przewagę, jaką zapewniało im wysokie położenie Jerozolimy, jej fortyfikacje i labirynt Świątyni, stawili czoło Tytusowi z niezmierną pewnością siebie. Bądź co bądź opierali się Rzymowi przez niemal pięć lat. Tytus jednak miał władzę, ambicję, środki i zdolności niezbędne do tego zadania. Postanowił złamać Jerozolimę skutecznością działań i przewagą liczebną. W tunelach nieopodal zachodniego muru Świątyni znaleziono kamienie, którymi oblegający ostrzeliwali miasto z balist – świadectwo intensywności rzymskiego ostrzału. Żydzi walczyli o każdą piędź ziemi z samobójczą wręcz desperacją. Ale Tytus, dysponujący całym arsenałem machin oblężniczych, katapult i pomysłowością rzymskiej inżynierii, sforsował pierwszy mur w ciągu piętnastu dni. Poprowadził tysiące legionistów w labirynt placów targowych Jerozolimy i przypuścił szturm na drugi mur. Żydzi jednak urządzili wypad i odbili mur, który trzeba było zdobywać jeszcze raz. Następnie Tytus spróbował zastraszyć miasto demonstracją potęgi swojej armii – pancerzy, hełmów, połyskujących ostrzy, powiewających sztandarów, lśniących orłów, „koni wspaniale zdobionych”. Tysiące jerozolimczyków zgromadziły się na blankach, by oglądać ten spektakl, podziwiając „wspaniałą zbroję i karne szeregi mężów”. Ale Żydzi byli niezłomni albo zbyt obawiali się swoich wodzów, aby sprzeciwić się ich rozkazom: żadnej kapitulacji.
W końcu Tytus postanowił okrążyć i zamknąć miasto, budując wokół niego wał. Pod koniec czerwca Rzymianie uderzyli na potężną twierdzę Antonię i zburzyli ją, z wyjątkiem jednej wieży, w której Tytus założył swoje stanowisko dowodzenia.
W połowie lata, kiedy urwiste i poszarpane wzgórza porosły lasem czarnych od much, ukrzyżowanych trupów, otoczone miasto nękało widmo nadchodzącej zagłady, zajadły fanatyzm, wymyślny sadyzm i przeraźliwy głód. Zbrojne bandy grasowały po mieście w poszukiwaniu żywności. Dzieci wyrywały resztki pożywienia ojcom, matki zabierały ostatnie kęsy niemowlętom. Zamknięte drzwi nasuwały podejrzenia o ukrytych zapasach, więc wojownicy wyłamywali je, wbijając „ostre kołki w tylne części ciała” ofiar, aby zmusić je do ujawnienia zapasów zboża. Jeśli nic nie znaleźli, „o wiele srożej się z nimi obchodzili, jakby mścili się za wyrządzone im krzywdy”. Nawet jeśli wojownicy sami mieli żywność, zabijali i torturowali z nawyku, „szaleństwo swoje tak traktowali, jakby uprawiali zwykłe ćwiczenia gimnastyczne”. Jerozolimę ogarnęło polowanie na czarownice, ponieważ ludzie denuncjowali się nawzajem jako defetyści i zdrajcy. Żadne inne miasto, napisał świadek naoczny Józef Flawiusz, „nie przeszło przez piekło takiego cierpienia ani jak świat światem nie było bardziej zbrodniczego pokolenia”4.
Młodzi chłopcy, „opuchnięci z głodu”, snuli się „jak widma po placach i padali, gdzie kogo śmierć zastała”. Głód pochłaniał całe rodziny. Jerozolimczycy patrzyli, jak ich najbliżsi umierają „z suchymi oczyma i z wykrzywionymi z bólu ustami”. „Miasto zaległo głębokie milczenie, w nocy królowała śmierć” – a mimo to konający kierowali „wzrok swój na Przybytek”. Ludzie próbowali grzebać swoich bliskich zmarłych. Obcych grzebano bez sprawdzania, czy jeszcze żyją. Ulice były usłane trupami. Niebawem w tej ogromnej kostnicy, wbrew żydowskiemu prawu, nikt już nie grzebał umarłych. Być może Jezus Chrystus przewidział to, kiedy przepowiadał nadchodzącą Apokalipsę, mówiąc: „Niechaj umarli grzebią swych umarłych”. Czasami powstańcy po prostu strącali ciała z murów. Rzymianie pozostawiali je tam, by gniły na cuchnących stertach. A mimo to powstańcy nadal walczyli.
Tytus, przywykły do widoku śmierci rzymski żołnierz, który w swojej pierwszej potyczce zabił z kuszy dwunastu Żydów, był zdumiony i przerażony: mógł tylko westchnąć do bogów, że to nie jego dzieło. Ten dowódca, „umiłowanie i słodycz rodzaju ludzkiego”, słynął z hojności. „Przyjaciele, straciłem dzień” – mawiał, kiedy nie znalazł czasu, żeby dać prezenty swoim towarzyszom. Śmiały i stanowczy, z dołkiem w podbródku, wydatnymi ustami i okrągłą twarzą, okazał się utalentowanym wodzem i zyskał powszechną sympatię jako syn nowego cesarza Wespazjana: niepewny los ich dynastii zależał od zwycięstwa Tytusa nad żydowskimi buntownikami.
W otoczeniu Tytusa było wielu żydowskich renegatów, w tym trzech jerozolimczyków – historyk, król i (jak się zdaje) podwójna królowa, która dzieliła łoże z cezarem. Historykiem był doradca Tytusa, Józef Flawiusz, powstańczy dowódca żydowski, który przeszedł na stronę Rzymian i jest podstawowym źródłem dla tej relacji. Królem był Herod Agryppa II, zromanizowany Żyd, wychowany na dworze cesarza Klaudiusza; sprawował nadzór nad żydowską Świątynią, wybudowaną przez jego pradziadka Heroda Wielkiego i często rezydował w swoim jerozolimskim pałacu, chociaż rządził różnymi terytoriami na obszarze dzisiejszego północnego Izraela, Syrii i Libanu.
Królowi niemal na pewno towarzyszyła jego siostra Berenika, córka żydowskiego monarchy i dwukrotna królowa poprzez małżeństwo, która niedawno została kochanką Tytusa. Jej rzymscy wrogowie nazwali ją później „żydowską Kleopatrą”. Miała około czterdziestu lat, ale była „w swoich najlepszych latach i w pełni swojej urody”, jak zanotował Józef Flawiusz. Na początku rebelii ona i jej brat, żyjący razem (w związku kazirodczym, jak utrzymywali ich wrogowie), próbowali zwrócić się do buntowników z ostatnim wezwaniem do opamiętania. Teraz ta trójka Żydów przyglądała się bezradnie „śmiertelnej agonii sławnego miasta” – Berenika z łoża jego niszczyciela.
Jeńcy i zbiegowie przynosili z miasta wieści, które szczególnie niepokoiły Józefa, ponieważ wewnątrz byli uwięzieni jego rodzice. Nawet wojownikom zaczęło brakować żywności, obszukiwali więc i bezcześcili konających i martwych, szukając złota, okruchów pożywienia, pojedynczych ziaren, „z rozdziawionymi z głodu ustami jak u wściekłych psów błąkali się jak pijani i dobijali do drzwi”. Jedli krowie łajno, garbowaną skórę, popręgi, buty i stare siano. Pewna bogata kobieta imieniem Maria, straciwszy wszystkie pieniądze i całą żywność, popadła w obłęd, zabiła własnego syna i upiekła go, zjadając połowę i przechowując resztę na później. Apetyczny zapach rozszedł się po mieście. Powstańcy poczuli go, odkryli jego źródło i wdarli się do domu, ale na widok na wpół zjedzonego ciała dziecka nawet tych szalonych oprawców „przeszedł dreszcz zgrozy”5.
Szpiegomania i paranoja opanowały świętą Jerozolimę – jak nazywano ją na żydowskich monetach. Majaczący szarlatani i moralizujący hierofanci wylegli na ulice, obiecując odkupienie i zbawienie. Jerozolima, zauważył Józef, była „jak oszalała dzika bestia, która z głodu, pada, pożerając własne ciało”.
Nocą 8 aw, kiedy Tytus udał się na spoczynek, jego legioniści próbowali gasić ogień rozniecany przez stopione srebro, tak jak rozkazał. Ale buntownicy zaatakowali walczących z ogniem legionistów. Rzymianie stawili opór i zepchnęli Żydów do samej Świątyni. Jeden z legionistów, ogarnięty „nieziemską podnietą”, chwycił kawałek płonącego bierwiona i podsadzony przez innego żołnierza, podpalił zasłony i framugę „złotych drzwiczek”, prowadzących do pomieszczeń otaczających Świątynię. Do rana ogień rozprzestrzenił się i dotarł do samego serca Przybytku. Żydzi, widząc płomienie liżące Święte Świętych i grożące jego zniszczeniem, „podnieśli krzyk godny takiego nieszczęścia i rzucili się na ratunek”. Ale było już za późno. Zabarykadowali się na Dziedzińcu Wewnętrznym i przyglądali się z niemą zgrozą.
Zaledwie kilka metrów dalej, wśród ruin twierdzy Antonii, obudzono Tytusa; zerwał się i pobiegł, „w takim stanie, w jakim się znajdował, do Przybytku, aby powstrzymać pożar”. Za nim pospieszyło jego otoczenie, w tym Józef, prawdopodobnie król Agryppa i Berenika, a za nimi pobiegły tysiące rzymskich żołnierzy – wszyscy „porwani szałem”. Wywiązała się zażarta walka. Józef twierdzi, że Tytus znowu rozkazał ugasić ogień, ale ten rzymski sprzymierzeniec miał wszelkie powody, aby usprawiedliwiać swojego patrona. Tak czy inaczej, wszyscy krzyczeli, ogień się rozprzestrzeniał, a rzymscy żołnierze mieli świadomość, że zgodnie z prawami wojny miasto, które tak uparcie stawiało opór, powinno zostać wydane na ich łup.
Udawali, że nie słyszą Tytusa, i nawet krzyczeli do swoich towarzyszy, aby wrzucali do Świątyni więcej płonących głowni. Legioniści byli tak zapalczywi, że wielu zostało stratowanych lub zginęło w płomieniach, zaślepionych żądzą krwi i złota, którego zrabowali tyle, że jego cena spadła niebawem na całym Wschodzie. Tytus, nie mogąc powstrzymać pożaru i z pewnością uradowany perspektywą ostatecznego zwycięstwa, wkroczył do płonącej Świątyni, aż dotarł do Świętego Świętych. Nawet arcykapłan mógł tam wchodzić tylko raz w roku. Żaden cudzoziemiec nie splamił jego czystości od czasu rzymskiego wodza i męża stanu Pompejusza w 63 roku p.n.e. Ale Tytus zajrzał do środka i „oglądał święte miejsce Przybytku i to, co się w nim znajdowało, a wszystko o wiele przechodziło rozgłos, jaki miało między obcymi”, napisał Józef Flawiusz, „i nie ustępowało tej wspaniałości, jaką chełpili się tubylcy”. Następnie rozkazał centurionom okładać kijami żołnierzy podkładających ogień, lecz ich „wściekłość i nienawiść” były zbyt silne. Kiedy ogień ogarnął Święte Świętych, Tytus wycofał się wraz ze swoimi oficerami – „i nikt już nie czynił przeszkód żołnierzom po zewnętrznej stronie w rozniecaniu pożaru”.
Wśród płomieni toczyła się walka: oszołomieni, wygłodzeni jerozolimczycy wchodzili, porażeni i zrozpaczeni, przez płonące bramy. Tysiące mieszkańców i powstańców zebrały się na stopniach ołtarza, aby walczyć do ostatka albo po prostu zginąć. Rozjuszeni Rzymianie poderżnęli im wszystkim gardła, aż „wokół ołtarza zgromadziły się stosy trupów”, a krew spływała po stopniach. W płonącej Świątyni zginęło dziesięć tysięcy Żydów.
Łoskot ogromnych kamieni i drewnianych belek brzmiał jak grzmot. Józef obserwował zagładę Świątyni:
Trzask ognia rozprzestrzeniającego się daleko i szeroko mieszał się z jękami tych, którzy padali. Wskutek wysokości wzgórza i rozmiarów płonącej budowli wydawało się, że pożar ogarnął całe miasto, a od panującej wrzawy trudno byłoby wyobrazić sobie coś bardziej ogłuszającego i przerażającego. Z jednej strony bowiem wznosiły okrzyki bojowe atakujące legiony rzymskie, z drugiej rozlegał się wrzask powstańców otoczonych zewsząd ogniem i żelazem. Lud odcięty powyżej w przerażeniu rzucał się do ucieczki, wpadając wprost na nieprzyjaciół i dodając do tej tragicznej sceny jeszcze jęki. Krzykowi ludzi na wzgórzu wtórował nadto tłum w mieście i nawet wielu z tych, którzy omdlewali z głodu i nie byli zdolni wydać z siebie głosu, jeszcze znajdowało w sobie tyle siły, żeby podnieść lament i głośno wołać, patrząc, jak płonie Przybytek. Echo odbijało się od Perei i okolicznych gór, czyniąc wrzask jeszcze potężniejszym. Lecz straszniejsze od tego tumultu były cierpienia. Można by myśleć, że całe wzgórze, na którym stała Świątynia, od samego podnóża stanowi jedną wrzącą masę płomieni…
Góra Moria, jedna z dwóch gór Jerozolimy, gdzie król Dawid umieścił Arkę Przymierza i gdzie jego syn Salomon wybudował pierwszą Świątynię, była ze wszystkich stron otoczona ogniem, a podłogi Świątyni zasłane trupami. Triumfujący żołnierze wspinali się na stosy ciał. Kapłani stawiali opór, a niektórzy rzucali się w płomienie. Owładnięci szałem Rzymianie, widząc, że wewnątrz Świątynia została zniszczona, pochwycili złoto i kosztowne sprzęty, a zanim uszli z łupem, podpalili resztę zabudowań świątynnych6.
Kiedy wewnętrzny dziedziniec spłonął i wstał świt następnego dnia, pozostali przy życiu powstańcy przebili się przez rzymskie linie do labiryntu dziedzińców zewnętrznych, a część z nich uciekła z miasta. Rzymianie kontratakowali konnicą, odpierając powstańców, następnie podpalając skarbiec świątynny, wypełniony bogactwami z całego żydowskiego świata, od Aleksandrii do Babilonu. Znaleźli tam około sześciu tysięcy kobiet i dzieci, które ukryły się, ponieważ „fałszywy prorok” obwieścił im, że w Świątyni mogą oczekiwać „znaków ocalenia”. Legioniści po prostu podłożyli ogień pod krużganek, paląc wszystkich tych ludzi żywcem.
Rzymianie wnieśli swoje orły na Świętą Górę, złożyli ofiary swoim bogom i obwołali Tytusa imperatorem – najwyższym wodzem. Kapłani wciąż ukrywali się wokół Świętego Świętych. Dwaj skoczyli w płomienie, a jednemu udało się wynieść ze świątyni część skarbów – szaty arcykapłana, dwa złote świeczniki oraz cynamon i kasję, przyprawy palone codziennie w Przybytku. Kiedy reszta się poddała, Tytus rozkazał ich stracić, mówiąc, że „godzi się, aby kapłani ginęli razem z Przybytkiem”.
Jerozolima była – i nadal jest – miastem tuneli. Teraz powstańcy zniknęli pod ziemią, zachowując kontrolę nad Cytadelą i Górnym Miastem na zachodzie. Zdobycie reszty Jerozolimy zajęło Tytusowi następny miesiąc. Kiedy padła, Rzymianie oraz ich syryjscy i greccy sprzymierzeńcy „rozbiegli się po wąskich uliczkach z dobytymi mieczami i zabijali bez różnicy każdego, kogo napotkali, a domy, w których chroniono się, podpalali razem z ludźmi”. Nocą, kiedy skończyło się zabijanie, „szalał pożar” i świt następnego dnia „zastał Jerozolimę pogrążoną w ogniu”.
Tytus pertraktował z dwoma żydowskimi wodzami na moście, który łączył Świątynię z miastem, oferując im życie w zamian za kapitulację. Ale oni odmówili. Rozkazał więc podpalić i splądrować Dolne Miasto, gdzie niemal wszystkie domy były wypełnione ciałami zmarłych z głodu. Kiedy jerozolimscy wodzowie wycofali się do pałacu Heroda i Cytadeli, Tytus zbudował wały, aby złamać ich opór, i 7 dnia miesiąca elul, w połowie sierpnia, Rzymianie przypuścili szturm na fortyfikacje. Powstańcy walczyli w tunelach dopóty, dopóki jeden z ich wodzów, Jan z Giskali, nie poddał się (został oszczędzony, chociaż miał spędzić resztę życia w więzieniu). Drugi wódz, Szymon ben Gioras, wyszedł w białej szacie z tunelu pod Świątynią i wyznaczono mu pierwszoplanową rolę w triumfie Tytusa, urządzonym w Rzymie na cześć jego zwycięstwa.
W następstwie rzezi i metodycznego niszczenia, które nastąpiło później, zniknął świat i pozostało tylko kilka zastygłych w czasie momentów. Rzymianie mordowali starców i chorych: ręka kobiety znaleziona w drzwiach jej spalonego domu świadczy o panice i przerażeniu; popioły budynków w dzielnicy żydowskiej mówią o piekle. W sklepie przy ulicy, która biegnie pod monumentalnymi schodami do Świątyni, znaleziono dwieście brązowych monet, ukrytych prawdopodobnie w ostatnich godzinach upadku miasta. Wkrótce nawet Rzymianie zmęczyli się zabijaniem. Jerozolimczyków zapędzono na Dziedziniec Kobiecy Świątyni, gdzie odbyła się selekcja: wojowników zabito, zdrowych i silnych wysłano do pracy w egipskich kopalniach, młodych i przystojnych sprzedano jako niewolników przeznaczonych na śmierć na arenie lub do udziału w triumfie.
Józef odwiedził nieszczęsnych więźniów na dziedzińcach Świątyni, odnajdując swojego brata i pięćdziesięciu przyjaciół, których Tytus pozwolił mu uwolnić. Jego rodzice prawdopodobnie zginęli. Ale zauważył trzech swoich przyjaciół wśród ukrzyżowanych. „Ścisnęło mi się serce i powiedziałem o tym Tytusowi”, który rozkazał ich zdjąć i oddać pod opiekę lekarzy. Tylko jeden przeżył.
Tytus, podobnie jak Nabuchodonozor, postanowił zetrzeć Jerozolimę z powierzchni ziemi, a Józef obwinił o tę decyzję buntowników: „Wojna domowa pokonała miasto, a Rzymianie wojnę”. Zburzenie najwspanialszego dzieła Heroda Wielkiego, Świątyni, musiało być prawdziwym wyzwaniem inżynieryjnym. Ogromne ciosane kamienie Królewskiego Portyku roztrzaskały się na nowych chodnikach w dole i tam znaleziono je niemal dwa tysiące lat później, na kolosalnej stercie, tak jak upadły, ukryte pod nagromadzonymi przez stulecia szczątkami. Gruz zwalano do doliny obok Świątyni, gdzie zaczął wypełniać parów, dzisiaj prawie niewidoczny, pomiędzy Wzgórzem Świątynnym a Górnym Miastem. Ale mury opasujące Wzgórze Świątynne, w tym dzisiejszy Mur Zachodni, ocalały. Spolia, zwalone kamienie ze Świątyni Heroda i innych budowli są w całej Jerozolimie, wykorzystywane przez zdobywców i budowniczych, od Rzymian do Arabów, od krzyżowców do Osmanów, przez następnych tysiąc z górą lat.
Nikt nie wie, ilu ludzi zginęło w Jerozolimie, a starożytni historycy zwykle są mało rzetelni, jeśli chodzi o liczby. Tacyt twierdzi, że w oblężonym mieście było 600 tysięcy ludzi, natomiast Józef Flawiusz podaje, że ponad milion. Niezależnie od rzeczywistej liczby, była ona ogromna, a wszyscy ci ludzie zmarli z głodu, zostali zabici lub sprzedani w niewolę.
Tytus wybrał się w makabryczny zwycięski objazd. Jego kochanka Berenika i jej brat król ugościli go w Cezarei Filipowej na dzisiejszych wzgórzach Golan. Tam patrzył, jak tysiące żydowskich jeńców walczą między sobą – albo z dzikimi zwierzętami – na śmierć i życie. Kilka dni później zobaczył kolejne 2500 zabitych w cyrku w Cezarei Nadmorskiej, a zanim wrócił do Rzymu, aby odbyć swój triumf, jeszcze więcej zabito dla zabawy w Bejrucie.
Legioniści „całkowicie zburzyli resztę miasta i mury zrównali z ziemią”. Tytus pozostawił jedynie Cytadelę Heroda, aby była „dla upamiętnienia towarzyszącego mu szczęścia”. Tam Legion X urządził sobie kwatery. „Taki los Jerozolimie – napisał Józef Flawiusz – wspaniałemu i na całym świecie sławą cieszącemu się miastu, zgotowało szaleństwo powstańców”.
Pięć stuleci wcześniej Jerozolima została całkowicie zniszczona przez Nabuchodonozora, króla Babilonu. W ciągu pięćdziesięciu lat od pierwszego zniszczenia odbudowano Świątynię, a Żydzi powrócili. Ale tym razem, w roku 70 n.e., Świątynia nie została odbudowana, a Żydzi nie rządzili Jerozolimą przez prawie dwa tysiące lat. Jednak w popiołach tej katastrofy leżą nasiona nie tylko współczesnego judaizmu, lecz także świętości Jerozolimy dla chrześcijaństwa i islamu.
Według znacznie późniejszej legendy rabinicznej, na początku oblężenia Jochanan ben Zakaj, szanowany mędrzec, rozkazał swoim uczniom, aby wynieśli go ze skazanego na zagładę miasta w trumnie, co miało być metaforą ustanowienia nowego judaizmu, nieopartego już na kulcie ofiarnym w Świątyni7.
Żydzi, którzy nadal mieszkali w wioskach Judei i Galilei, jak również w wielkich wspólnotach na obszarze imperium rzymskiego i perskiego, opłakiwali utratę Jerozolimy i nigdy nie przestali czcić tego miasta. Świątynię zastąpiła tradycja biblijna i ustna, ale mówiono, że Opatrzność przez trzy i pół roku czekała na Górze Oliwnej, żeby się przekonać, czy Świątynia zostanie odbudowana – zanim wzniosła się do nieba. Zniszczenie miasta było też decydującym momentem dla chrześcijan.
Niewielka chrześcijańska społeczność Jerozolimy pod przywództwem Szymona, kuzyna Jezusa, uciekła z miasta przed przybyciem Rzymian. Chociaż w świecie rzymskim było wielu nieżydowskich chrześcijan, ci jerozolimczycy pozostali żydowską sektą modlącą się w Świątyni. Ale teraz, kiedy Świątynia została zniszczona, chrześcijanie wierzyli, że Żydzi utracili łaskę swojego Boga: zwolennicy Jezusa oddzielili się na zawsze od religii macierzystej, utrzymując, że są prawowitymi spadkobiercami żydowskiego dziedzictwa. Chrześcijanie przepowiadali nową, niebiańską Jerozolimę, a nie zniszczone żydowskie miasto. Najwcześniejsze Ewangelie, spisane prawdopodobnie niedługo po zniszczeniu, przypominały, że Jezus przepowiedział oblężenie miasta – „Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd” – i zniszczenie Świątyni: „Nie zostanie kamień na kamieniu”. Zrujnowany Przybytek i upadek Żydów były dowodem nowego objawienia. W latach dwudziestych VII wieku, kiedy Mahomet założył swoją nową religię, najpierw przyjął tradycję żydowską, modląc się w stronę Jerozolimy i oddając cześć żydowskim prorokom, ponieważ dla niego też zniszczenie Świątyni stanowiło dowód, że Bóg odebrał swoje błogosławieństwo Żydom i obdarzył nim islam.
Jak na ironię, decyzja Tytusa o zniszczeniu Jerozolimy pomogła uczynić z miasta symbol świętości dla dwóch pozostałych ludów Księgi. Od samego początku świętość Jerozolimy nie rozwijała się tak po prostu, lecz za sprawą decyzji garstki ludzi. Około 1000 roku p.n.e., tysiąc lat przed Tytusem, zdobył Jerozolimę pierwszy z nich: król Dawid.
Jerozolima. Nowa biografia starego miasta
Przekład: Anna Halbersztat, Katarzyna Makaruk
Wydawnictwo Znak
Premiera: 14 lutego 2024
Uwaga dotycząca słowa „Jerozolima”
W całej książce, o ile nie mówię o mieście jako całości, przez „Jerozolimę” rozumiem to, co od około stu lat jest nazywane Starym Miastem – czyli obszar otoczony szesnastowiecznymi murami, który obejmował całą Jerozolimę do czasu, gdy w połowie XIX wieku zaczęła się ona rozrastać. Dla ułatwienia czasem używam też nie w pełni zadowalających sformułowań „Wschodnia Jerozolima” i „Zachodnia Jerozolima”, a także przestarzałego, ale wciąż aktualnego terminu „Bliski Wschód”.
WPROWADZENIE DO JEROZOLIMY
Każdy z nas ma swoją Jerozolimę. Własne niebiańsko idealne miejsce, własne miasto radości. Kulminację nadziei i ucieleśnienie marzeń. Prawdziwy dom, w którym będziemy żyć w zgodzie z ludzkością i siłami wyższymi, w komforcie pewności i pewności komfortu.
Tylko, proszę, nie pomylcie swojej Jerozolimy z tą prawdziwą, ponieważ ta prawdziwa jest teraz w nie najlepszym stanie.
– W ogóle nie postrzegam Jerozolimy jako świętej. Czym zresztą jest świętość? Czujesz, że Stare Miasto jest najbardziej stresogennym miejscem na całym świecie. Za tym murem znajdziesz tak wielu agresywnych, niespokojnych ludzi. To miało być święte miasto, miasto miłości i dzielenia się, ale szczerze mówiąc, ja tego nie widzę – tak odpowiedziała mi przyjaciółka z Jerozolimy Amoun Sleem[1], gdy spytałem ją, co oznacza mieszkanie w świętym mieście. Ale potem dodała: – Jestem związana ze Starym Miastem w sposób wykraczający poza politykę i to, co ludzie czują. Nie mogę tego zmienić. Kocham je.
Tak samo napisała w swoim pamiętniku: „Nie ma nic piękniejszego od mojego domu – Jerozolimy. Mój poranny spacer po Starym Mieście ma w sobie coś magicznego”.
W Jerozolimie znajdziemy tego więcej, tego przyciągania i odpychania, gorąca i zimna. Przywilejem posiadania i przynależności jest krytykowanie, lekceważenie czy nawet nienawiść, ale jednocześnie miłość. Pewien przyjaciel powiedział mi, że zdaje sobie sprawę, iż jerozolimskie historie, na których wyrósł, są fikcją, ale nadal umarłby w obronie kamieni, które je zrodziły. To tylko część tego, co sprawia, że tak trudno zrozumieć Jerozolimę. Nieuchronnie pojawia się też rozdźwięk między tym, jak dana osoba przeżywa swoje miasto każdego dnia, a tym, jak może przekazać owo doświadczenie swoim rówieśnikom oraz osobom wtajemniczonym, nie mówiąc już o osobach postronnych – takich jak ja.
Oto słowa Johna Tleela, jerozolimskiego autora, zmarłego w 2018 roku:
Tylko mieszkając wewnątrz Starego Miasta, zamkniętego jego murami, można naprawdę poznać Jerozolimę. Wraz z jej wąskimi uliczkami zaczynasz odczuwać jej siłę. Zmieniają cię jej kaplice i święte miejsca, zostajesz ochrzczony przez miasto z kamienia. Ale nie jest łatwo być mieszkańcem Jerozolimy. Wzdłuż radości biegnie i ciernista ścieżka. Wielcy stają się małymi wewnątrz Starego Miasta.
Nie wiesz, jak traktować Jerozolimę. Większość podchodzi do niej jak do miasta. A to nie jest miasto. To nie Londyn, nie Nowy Jork, nie Paryż. To osoba. Jerozolima jest żywą osobą. Oddychającą, mówiącą, walczącą. To nie jest miasto. Każda minuta w Jerozolimie jest wyjątkowa. Daje ci nowe życie. W każdej minucie stajesz się nową osobą[2].
Dziesięć tysięcy metafor próbowało uchwycić istotę Jerozolimy. Warstwy cebuli to popularne wyobrażenie – nie tylko dlatego, że przywołuje na myśl kolejne warstwy historii, które można znaleźć zakopane pod każdą ulicą. Mustafa Abu Sway, profesor studiów islamskich, powiedział mi, że korzyścią z mieszkania tutaj jest „posiadanie właściwej wtyczki. Pozwala ci ona podłączyć się bezpośrednio do źródła energii”[3]. Podoba mi się także to, co stwierdził inny przyjaciel, pisarz Yuval Ben-Ami. Nazwał on Jerozolimę „miastem zamrożonej chwili”. Ładnie pokazuje to ideę, wedle której wszystko, co widzisz, jest zaledwie migawką. Każdy maleńki krzyż spośród setek wyrytych w kamiennych ścianach bazyliki Grobu Świętego[4] mówi o życiu pojedynczego pielgrzyma w chwili przybycia do celu. A jeśli – jak od dawna podejrzewano – maleńkie krzyżyki pochodzą z epoki krzyżowców (ostatnie badania wskazują, że mogą być wcześniejsze), to mówią one również o momencie podboju, zastygłym w kamieniu pod wpływem miecza rycerza-pielgrzyma.
Inny przykład: zwieńczenie Kopuły na Skale nie zawsze było złote[5]. Od 1022 do 1959 roku – przez dziewięćset trzydzieści siedem lat – kopułę budowli pokrywał ciemnoszary ołów. Następnie odnowiono ją przy użyciu arkuszy anodyzowanego aluminium, które wyglądały na złote, zanim w 1993 roku ponownie pokryto ją miedzianymi panelami powleczonymi dwumikronową warstwą prawdziwego złota. W ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci w naszym przesyconym obrazami świecie złota kopuła stała się symbolem Jerozolimy. Złota kopuła, tak często przedstawiana na tle przenikliwie błękitnego nieba, oznacza Jerozolimę[I]. Potwierdza istnienie islamskiej Jerozolimy. A wręcz wspaniale reprezentuje sam islam. Teraz jest nie do pomyślenia, że kiedykolwiek była szara czy że kiedykolwiek do tej szarości mogłaby wrócić. Złota kopuła to kolejna zamrożona chwila ukazująca rolę tego budynku na przełomie XX i XXI wieku, na styku religii i geopolityki.
Tak więc pomysł z zamrożoną chwilą jest dobry. Ale nie idzie wystarczająco daleko. Pod powierzchnią kryje się coś jeszcze, coś bardziej prowokacyjnego. Wydaje mi się, że podstawowa prawda o dzisiejszej Jerozolimie to poszarpana dyslokacja między pozorami a rzeczywistością. Cokolwiek tu widzisz, nie jest tym, co dzieje się naprawdę.
*
Przez całe życie kumin kojarzył mi się z moją pierwszą podróżą do Jerozolimy. Nie mogę dokonać w pełni świadomego porównania – byłem wtedy tylko dzieckiem – ale przypuszczam, że miasto, które zobaczyłem w 1980 roku, bardzo różniło się od dzisiejszego. To, co mam w pamięci z tamtych czasów, to rozproszone wrażenia: gładkie płyty chodnikowe pod stopami, pstrokate kolory i tkaniny zawieszone wysoko nad głową w wąskich alejkach, mój ojciec robiący coś, o czym dzisiaj nawet by nie marzył – wymieniający pieniądze w należącej do Palestyńczyka budce w Bramie Damasceńskiej. I zapachy. Tak wiele zapachów. Słodkie rzeczy. Spalone. Gnijące. Mydło do prania. Gorący chleb. Nowa skóra. Zapachy, o których nic nie wiedziałem.
Dopiero po latach, w czasach, gdy kupowanie i używanie przypraw stało się powszechniejsze także dla nas, rodziny z przedmieść Londynu, potrafiłem nazwać ten ziemisty zapach, który przez lata wypełniał moją głowę Jerozolimą. A więc to było to. Kumin. Tak jak wtedy, tak i teraz kumin i jego karmazynowobrązowy zapach dawnego ciepła przenosił mnie mentalnie do otoczonego murami Starego Miasta Jerozolimy, między tłum łokci na skrzyżowaniach migoczących, odurzających, zadaszonych uliczek, gdzie suk al-Bazar, czyli targ na ulicy Dawida, skręca w lewo w suk al-Lahhamin (Targ Rzeźników), podczas gdy wiele mniejszych targowisk wdziera się z obu stron, a główna alejka zbiega w dół, tworząc tarik Bab as-Silsila, czyli ulicę Bramy Łańcucha prowadzącą do świętych miejsc. Wszystko było na tym skrzyżowaniu: złoto, tkaniny, pieniądze, świeży chleb, owoce i mięso, skóry, kozieradki, perfumy, upał, pot, kolor, nowe twarze, nowe języki, nowi ludzie, nowe sposoby bycia. Obserwowałem, ale nie rozumiałem. Nie wiedziałem, jak wielu rzeczy nie wiem. To właśnie był kumin.
Przez lata dodawałem do wszystkiego kumin. Ale tak naprawdę do wszystkiego dodawałem Jerozolimę.
*
Jerozolima nie powinna istnieć. Mam na myśli to, że na tym terenie w ogóle nie powinno być miasta. Ponieważ nie jesteśmy budowniczymi miast, trudno nam pojąć, że w czasach, kiedy Jerozolima powstawała, jeśli ktoś miałby wytypować przestrzeń do życia, nie wybrałby tego miejsca. Źródła wody są zbyt odległe, znajdują się w głębokich dolinach lub bardzo daleko. Grzbiety wzgórz – nie najwyższe w okolicy – są w groźny sposób przeoczone. W pobliżu nie przebiegają główne szlaki handlowe. Wszystko nie tak. A jednak tu jest. „Wiedza nie rozwiewa tajemnic”, napisała Nan Shepherd[6].
Kiedy faraonowie przeklinali „Rosalimum” w tekstach powstałych dziesięciolecia przed 1900 rokiem przed naszą erą i dekady po nim, możliwe, że przeklinali właśnie Jerozolimę. Nie wiemy. Ale Jerozolima – prawdopodobnie nazwana tak na cześć Szalema, boga zachodzącego słońca – z pewnością była już w tym miejscu w momencie, gdy jej władca Abdi-Heba pisał do faraona Echnatona, a więc w 1330 roku przed naszą erą. Później, około 1000 roku przed naszą erą, według jednej z podstawowych tradycji judaizmu coś szczególnego w Jerozolimie skłoniło Dawida, być może władcę Judy, regionu położonego na południu, do zajęcia tego miasta oraz twierdzy Syjon, kontrolowanej wówczas przez Jebusytów.
Wydaje się, że Jebusyci – naród albo może tylko rodzina, tego nie wiem – oraz cały Kanaan, jak nazywano ten kraj w owych czasach, mogli już wtedy czcić Jerozolimę jako centrum świata. Możliwe, że chcieli tu mieszkać pomimo niedostatków logistycznych z powodu energii duchowej. W każdym razie, gdy Salomon, syn Dawida, wybudował Świątynię na jednym z kamienistych szczytów Jerozolimy, prawdopodobnie włączył wcześniej istniejące formy kultu Jebusytów (czyli Kananejczyków) do swoich nowych izraelickich obrzędów. Skała znajdująca się na wierzchołku, otoczona zabudowaniami Świątyni, stała się w judaizmie – nazwanym tak na cześć Judy – kamieniem węgielnym, łącznikiem między ziemią a niebem, źródłem stworzenia i centrum świata, pod którym szalały wody potopu. To tam Bóg zebrał pył, z którego uformował Adama. To tam, według tradycji judaizmu, Abraham przeznaczył na ofiarę swojego syna Izaaka.
Świątynia została zniszczona w 586 roku przed naszą erą, później odbudowana, a następnie ponownie zniszczona w 70 roku naszej ery. Do tego czasu pierwsi chrześcijanie poznali żydowskie tradycje skupione wokół Skały, ale założycielski dramat ich wiary rozgrywał się pięćset metrów na zachód, na kamienistym wzgórzu znanym jako Golgota (a później jako Kalwaria). Kilometr dalej na wschód, na Górze Oliwnej, pielgrzymi oddawali cześć skale, na której znajduje się odcisk stopy Jezusa pozostawiony w momencie jego wniebowstąpienia. W czasach chrześcijaństwa Jerozolima pozostała centrum świata, ale dwukrotne zburzenie Świątyni było oczywistym dowodem na niezadowolenie Boga z Żydów. Nauki Chrystusa zapowiadały zmianę paradygmatu i nowe otwarcie w dziejach ludzkości.
Pierwsi muzułmanie także znali tradycje żydowskie i chrześcijańskie. Już wtedy Jerozolima stanowiła dla nich miejsce o ogromnym znaczeniu[II][7]. To tutaj żyli i modlili się prorocy Abraham, Dawid, Salomon oraz Jezus. Z Mekką łączyła ją isra, nocna podróż proroka Mahometa. Ibn Abbas, kuzyn Mahometa, powiedział: „W Jerozolimie nie ma jednego centymetra, gdzie nie modliłby się prorok lub nie stał anioł”[8]. Kamień węgielny nabrał nowego znaczenia – teraz znajduje się na nim odcisk stopy Mahometa z czasów jego wstąpienia do nieba, kiedy to otrzymał od Boga polecenie, aby modlić się pięć razy dziennie.
Pod nim rozpościerała się otchłań chaosu, źródło rajskich rzek. W islamie Skała była centralnym punktem koranicznego miejsca, meczetu Al-Aksa, zbudowanego, jak wierzą niektórzy, przez pierwszego człowieka, Adama, i odbudowanego przez Salomona. Nad Skałą i wokół niej nowi muzułmańscy władcy Jerozolimy zaprojektowali architektoniczne przywołanie podstawowej roli miasta jako miejsca, w którym odbędzie się sąd ostateczny – ośmiokątny budynek, jak boski tron, ze złotą kopułą, z której biło na cały świat przesłanie islamu. Esplanada wokół tej nowej Kopuły na Skale była miejscem, gdzie dusze zmarłych zbierały się, aby usłyszeć, jak archanioł Israfil dmie w trąbę, ogłaszając koniec świata. Nadeszła pora, by to islam zasygnalizował zmianę paradygmatu i nowe otwarcie w dziejach ludzkości.
Tak jak we wcześniejszych tradycjach, istniała Jerozolima fizyczna oraz moralna, duchowa; stare, „zepsute” przesłanie i nowe, klarowne. Bez znaczenia wydawało się więc, że miasto nie miało rzeki, wartości strategicznej ani zasobów naturalnych przekładających się na bogactwo handlowe. Miało Boga.
*
Kiedyś podróżowałem przez Jordanię z przyjacielem z Vancouver, który jest niewidomy[9]. To było objawienie. Wyobrażał sobie nieznane miejsca w zupełnie nowy sposób. Jak zobrazować osobie niewidomej różnorodność dzikich kwiatów rosnących na wiejskim wzgórzu? Spróbował różnych rodzajów lokalnych miodów – jednego wysokokalorycznego, drugiego lekkiego, trzeciego pachnącego kwiatami, czwartego mdłego – i zrozumiał. Jak przekazać osobie niewidomej długowieczność okupacji na starożytnym stanowisku archeologicznym? Spacerował po hałdzie, słuchając, jak pod stopami chrzęszczą wieki porzuconej ceramiki, oraz dotykając wyrobów wysokiej jakości i tych z fajansu – i zrozumiał. Jak opiszesz miasto osobie niewidomej? Helsinki początkowo go zdeprymowały, bo tamtejsze ulice są ciche i bezwonne, musiał wejść do budynków, żeby zrozumieć. Amman na otwartej przestrzeni, z jego topograficznym echem ruchu ulicznego, muzyki i języków, z zapachami kurzu i gotowania, z targową wrzawą, ulicznym jedzeniem, bogatym w oliwę z oliwek – zrozumiał.
Ta podróż uświadomiła mi, że świat, który tworzymy za pomocą naszych oczu, jest tylko jednym ze światów, a przecież istnieją inne. Czy moje wyobrażenie o wiejskim wzgórzu jest ważniejsze, bo mogę je zobaczyć? Czy jeśli słuchamy wiersza deklamowanego w teatrze pod gołym niebem, ale moje oczy widzą, to znaczy, że moje rozumienie rzymskiego społeczeństwa lub architektury jest lepsze niż rozumienie mojego przyjaciela? Czy zobaczenie targu sprawia, że to miejsce staje się bardziej realne?
Oczy, prawdę mówiąc, nie są w Jerozolimie bardzo pomocne. Na cokolwiek patrzysz – na ulicę, budynek, ludzi, broń – nie poznasz prawdy na podstawie tego, co widzisz. Kiedy rasiści chcą tu zaatakować obcych, (czasami) pytają ich najpierw, kim są. Kolor skóry i cechy fizyczne nic nie zdradzają. Pomijając charakterystyczny ubiór – na przykład hidżab, kipę[III] czy takie tradycyjne stroje jak kaftan albo szarawary – nie możesz, tylko patrząc, stwierdzić, kto jest Izraelczykiem, a kto Palestyńczykiem, kto jest Arabem, a kto Kurdem lub Ormianinem, kto jest muzułmaninem, wyznawcą judaizmu czy kimkolwiek innym. To, co widzisz, nie odzwierciedla prawdy, tak jak nasza twarz nie odzwierciedla naszej wewnętrznej rzeczywistości.
Osoby widzące nie są w stanie odtworzyć wrażeń, jakie daje ślepota, ale mogą nauczyć się traktować dowody wizualne z rezerwą – a najlepszym miejscem ku temu jest Jerozolima, miasto gór lodowych. Na powierzchni widać zaledwie dziesięć procent, a jeśli próbujesz nawigować wyłącznie za pomocą swojego wzroku, możesz się znaleźć pod lustrem wody i szybko zatonąć.
*
W 1965 roku, gdy granica międzynarodowa przebiegała przez środek Jerozolimy – a raczej, gdy Jerozolima składała się z dwóch miast znajdujących się w dwóch państwach – przyjechał do niej król, aby otworzyć hotel. Zachowało się zdjęcie z tego wydarzenia, ukazujące Husajna I z Jordanii, zaledwie dwudziestodziewięcioletniego, kroczącego przez lobby nowego eleganckiego hotelu St George, z uśmiechem równie niedopasowanym, co jego garnitur, zapięty i z wąskimi klapami[10].
– Wiesz, był taki czas, że gdy coś się działo, to działo się tutaj. – Księgarz i impresario literacki Mahmud Muna pochyla się nad kasą, rzucając cień na monografię autorstwa palestyńskiego artysty. – Umm Kulsum, Fajruz oraz Abd al-Wahhab, wszyscy oni najpierw przybyli do Jerozolimy – mówi, wymieniając trzy wielkie gwiazdy arabskiej muzyki XX wieku. – To miasto utraciło swój czar.
Ma na myśli Nakbę (słowo to po arabsku oznacza katastrofę), wysiedlenie i stratę towarzyszące wojnie i deklaracji niepodległości Państwa Izrael w 1948 roku, kiedy to zniszczono palestyńskie społeczeństwo. W innej wojnie w 1967 roku – czy może, precyzyjniej rzecz ujmując, podczas innej części tej samej wojny – Izrael pokonał Jordanię i stał się wojskowym okupantem Wschodniej Jerozolimy. Obszar ten obejmuje Stare Miasto, otoczone szesnastowiecznymi murami, w którym znajdują się najważniejsze święte miejsca dla chrześcijan, muzułmanów i żydów. Izrael wyznaczył nowe granice Wschodniej Jerozolimy, a następnie przyłączył ją do państwa izraelskiego, przesuwając centrum miejskiej energii na zachód, marginalizując jej palestyński charakter i rozszerzając żydowską obecność oraz swój wpływ, zwłaszcza w obrębie Starego Miasta. Około trzystu siedemdziesięciu tysięcy Palestyńczyków[11] we Wschodniej Jerozolimie nadal nazywa się jedynie lokatorami, a nawet pozbawia ich tego statusu, jeśli regularnie nie dostarczają dowodu na to, że „centrum ich życia” znajduje się w mieście[12].
Tak jak Zachodnia Jerozolima przed 1967 rokiem była ograniczona przez jordańską granicę, tak Wschodnią Jerozolimę od tego czasu ograniczają pierścienie izraelskich osiedli, nielegalnych według prawa międzynarodowego, otaczające miasto razem z tym, co eufemistycznie jest nazywane barierą bezpieczeństwa, ośmiometrowym betonowym murem biegnącym przez przedmieścia. Mur fizycznie i psychologicznie odcina palestyńską Jerozolimę od jej wiejskiego zaplecza oraz izoluje mieszkańców Jerozolimy od reszty palestyńskiego społeczeństwa i palestyńskiej gospodarki. W ciągu kilkudziesięciu lat od czasu wizyty króla Husajna I we Wschodniej Jerozolimie nie otworzono ani jednego międzynarodowego hotelu. Turyści niemal bez wyjątku wjeżdżają do Jerozolimy od strony Izraela. Z dwunastu tysięcy pokoi hotelowych blisko jedenaście tysięcy jest zlokalizowanych po zachodniej stronie[13]. Ta proporcja, dziewięćdziesiąt do dziesięciu, znajduje odzwierciedlenie w profilach marketingowych ministerstw turystyki – izraelskiego i palestyńskiego – oraz we względnej widoczności rządowych i pozarządowych przekazów w mediach tradycyjnych i społecznościowych. Zarówno lokalnie, jak i globalnie dominuje jedna narracja o Jerozolimie.
U podstaw tego stanu rzeczy leży inwazja Wielkiej Brytanii na Palestynę w 1917 roku, która położyła kres ponaddwunastowiecznemu panowaniu muzułmanów w Jerozolimie, przerwanemu wcześniej tylko raz na osiemdziesiąt osiem lat w XII wieku przez Królestwo Jerozolimskie założone przez krzyżowców. Brytyjskie rządy kolonialne przedkładały ambicje palestyńskich społeczności żydowskich nad dążenia wszystkich innych grup. Jerozolima nie zawsze stanowiła grę o sumie zerowej, ale Brytyjczycy taką ją uczynili w naszych czasach. Jerozolima oddaliła się od Arabów i muzułmanów na całym świecie – tak jak kiedyś od żydów. Stała się symbolem tęsknoty, silniejszym w wyobraźni niż w rzeczywistości. Większość z nich nie może nawet jej odwiedzić. Ci, którzy nie mają obywatelstwa izraelskiego, muszą najpierw ubiegać się o wizę na wjazd do Izraela; a jeśli już ją otrzymają, muszą stawić czoła przesłuchaniom urzędników granicznych, którzy często i tak odmawiają wjazdu. Nawet Palestyńczycy mieszkający na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy nie mogą wjechać do Jerozolimy bez izraelskiego pozwolenia, które rzadko jest wydawane.
– Na Starym Mieście panuje dziwna energia – powiedział mi Baszar Murad, muzyk mieszkający za murami, we Wschodniej Jerozolimie. – To piękne miejsce, ale jeśli tam pójdziesz, wszędzie zobaczysz izraelskich żołnierzy, stojących z bronią w ręku, a gdy zechcesz zwiedzić Al-Aksę, zostaniesz przez nich przesłuchany na wejściu, potraktują cię jak kryminalistę. To sprawia, że w ogóle nie chce ci się tam iść[14].
Są też prowokatorzy. Ekstremistyczne elementy syjonistycznej prawicy religijnej – tak w Izraelu, jak i gdzie indziej, zarówno żydowskie, jak i działające wśród ewangelicznych chrześcijan – głoszą ideę zrównania z ziemią Kopuły na Skale i zastąpienia ją Trzecią Świątynią, jako preludium do powrotu mesjasza lub w połączeniu z nim. Przez ponad pięćdziesiąt lat nieuczciwi rabini ośmielali się urzeczywistniać te fantazje, odprawiając nielegalne nabożeństwa, budując koalicje fanatyków oraz wystawiając na Starym Mieście makiety obrazujące to, jak nowa świątynia mogłaby wyglądać.
„Wojna 1967 roku przekształciła Jerozolimę z obiektu najszlachetniejszych dążeń ludzi do świętości w plac zabaw dla piromanów”, napisał ponuro jeden z izraelskich prawników zajmujących się prawami człowieka[15].
*
Gdyby obszar w obrębie jerozolimskich murów był niezależnym miastem, byłby jednym z dwudziestu najbardziej inwigilowanych miast na świecie, porównywalnym z Dubajem i Urumczi, chińską stolicą Ujgurów[16]. Izraelska policja w zdalnym centrum kontroli monitoruje sieć czterystu kamer CCTV, obserwujących przez całą dobę każdą ulicę i alejkę Starego Miasta. W niektórych miejscach kamery są zamontowane co dwadzieścia metrów. Sprawia to, że Palestyńczycy, którzy tam mieszkają i pracują, a także wszyscy turyści i odwiedzający są poddawani straszliwej kontroli. Izraelski wywiad wykorzystuje technologię satelitarną do śledzenia ruchu poszczególnych smartfonów na ulicach, a drony monitorują ich aktywność z powietrza. W 2019 roku amerykańska stacja NBC podała, że oprogramowanie do rozpoznawania twarzy jest wykorzystywane do śledzenia osób we Wschodniej Jerozolimie, ale izraelska policja temu zaprzeczyła[17].
Według aktualnych szacunków liczba mieszkańców Starego Miasta wynosi około trzydziestu pięciu tysięcy lub nieco więcej, z czego ponad dziewięćdziesiąt procent stanowią Palestyńczycy. Około dwóch trzecich z nich nie ukończyło trzydziestego roku życia[18]. Okupacja izraelska pogłębia ubóstwo, pogarsza stan zdrowia psychicznego, nasila nadużywanie alkoholu i narkotyków oraz potęguje inne problemy społeczne, w tym przeludnienie[19]. W niektórych dzielnicach Starego Miasta na jeden dunam[IV] przypada więcej ludzi niż w najgęściej zaludnionych dzielnicach Karaczi, Hongkongu czy Nairobi[20]. Jednak chociaż ideologiczne organizacje żydowskich osadników nękają mieszkańców Starego Miasta ofertami opiewającymi na miliony dolarów (często za pośrednictwem zwodniczo życzliwych pośredników) za każdą nieruchomość, dużą lub małą, dzięki której mogliby wzmocnić swoją obecność, większość ludzi jest zdecydowana pozostać na miejscu.
W przewodniku Baedekera z 1876 roku napisano: „Tylko cierpliwie wnikając pod nowoczesną powłokę śmieci i zgnilizny, która zasłania święte miejsca, podróżnik może w końcu uświadomić sobie obraz starożytnej Jerozolimy”. Pięćdziesiąt lat później Thomas Edward Lawrence ujął to nieco lepiej: „Jerozolima była obskurnym miastem… Zjednoczone siły przeszłości i przyszłości były tak silne, że miasto prawie nie miało teraźniejszości. Jego mieszkańcy, z rzadkimi wyjątkami, byli pozbawieni charakteru jak służba hotelowa, żyjąca z tłumu przejeżdżających gości”[21].
Sto lat po Lawrensie nadal znajdą się tacy, którzy bardziej od ludzi cenią kamienie. Często widzi się to w Jerozolimie, kiedy turyści (nie mówiąc już o władzach) traktują mieszkańców miasta nie tylko jak kogoś mało znaczącego wobec ich celów, lecz także jak przeszkodę w realizacji planów, godną jedynie pogardy i odrzucenia. Pewnego popołudnia pisarz George Hintlian tak mi opisał swoich współmieszkańców w Jerozolimie: „Blask w ich oczach zgasł. Można określić, jaki panuje tu nastrój, po opuszczonych ramionach ludzi”.
*
Oto opowieść o murach i przestrzeni, którą one otaczają.
Żydowską Świątynię zaprojektowano jako ciąg koncentrycznych dziedzińców[22]. Po przebudowie dokonanej przez Heroda najbardziej wysunięty na zewnątrz, nazwany Dziedzińcem Pogan, był dostępny dla wszystkich. Kolejnym był Dziedziniec Kobiet, przeznaczony wyłącznie dla żydów. Stamtąd tylko żydowscy mężczyźni mogli wejść na Dziedziniec Izraelitów. Na wewnętrznym Dziedzińcu Kapłanów mieścił się sam budynek świątyni, którego westybul prowadził do świętej komnaty. Z tyłu tejże znajdował się trzon całego kompleksu, bogato zdobione Sancta Sanctorum, Święte Świętych, miejsce przechowywania Arki Przymierza, skrzyni, z której Bóg przemawiał do Mojżesza, zawierającej kamienne tablice z Dekalogiem. Tylko jeden człowiek, najwyższy kapłan, mógł wejść do Sancta Sanctorum, i to tylko w jeden dzień w roku, w Jom Kippur, Dzień Pojednania. Ale Arka zniknęła, może podczas zniszczenia świątyni Salomona w 586 roku przed naszą erą. W czasach Heroda Sancta Sanctorum stało puste już od ponad pięciuset lat. Niczego w nim nie było.
Zapamiętaj ten obraz.
Do bazyliki Grobu Świętego prowadzą dwie bramy, otwierające się z ulicy na zamknięty dziedziniec. Z tego miejsca wierni wchodzą do świątyni, przechodzą przez dziedziniec do centralnej rotundy znanej jako Anastasis (Rezurekcja). Tutaj pod wielką kopułą stoi edykuł, niewielki budynek w budynku, w samym centrum całego kompleksu. Wewnątrz niego kaplica przedsionkowa prowadzi do najświętszego z miejsc, zawierającego grób Jezusa. Odkąd Syn Boży zwyciężył śmierć, zmartwychwstając na trzeci dzień, grób pozostaje pusty.
Na terenie Haram asz-Szarif, czyli zespołu meczetu Al-Aksa, znajduje się obecnie dziesięć bram otwierających się z okolicznych ulic na zamkniętą esplanadę na szczycie wzgórza. Po wejściu na ten ogrodzony teren wierni wchodzą na kolejną platformę wyznaczoną przez wolnostojące arkady. Na szczycie platformy wznosi się błyszcząca, zdobiona Kopuła na Skale. Wejście do tego budynku prowadzi najpierw przez wewnętrzne krużganki otaczające samą odsłoniętą Skałę, Kamień Węgielny, miejsce styku ziemi i nieba oraz punkt, z którego Mahomet wzniósł się na audiencję u Boga. Schody z wewnętrznych krużganków prowadzą do najświętszego ze wszystkich miejsc – Studni Dusz, gdzie dusze zmarłych oczekują na sąd ostateczny. Oprócz niszy wskazującej kierunek modlitwy, grota jest pusta.
Te trzy miejsca: Sancta Sanctorum, Grób Pański oraz – w mniejszym stopniu – Studnia Dusz, są fundamentalne dla wiary i praktyki w judaizmie, chrześcijaństwie i islamie. Jerozolima jest miastem murów, bram i kamieni, ułożonych w koncentryczne warstwy. Ich otoczenie, jak pisał Hisham Matar o Sienie, „nie tyle odpycha, co intensyfikuje” wewnętrzną jerozolimskość[23]. Mijamy mury, przechodzimy przez bramy, dotykamy kamieni. Wyznaczamy sobie drogę z zewnętrznych dziedzińców naszego codziennego świata na wewnętrzne dziedzińce tego, co najświętsze, najbardziej jerozolimskie. Kiedy już uczyniliśmy wystarczająco dużo, aby uzyskać dostęp, kiedy już wszystkie bariery zostały usunięte, a każda brama otwarta, docieramy, wzruszeni, oszołomieni, do pomieszczenia, w którym nie ma nic. Przeniknięcie do samego serca tajemnicy prowadzi nas do nas samych, w pustej przestrzeni.
Spotkanie z tym, co niewidzialne i niematerialne – z tym, co niewysłowione – jest powodem istnienia tego miasta. Cokolwiek tu widać, nie jest tym, co dzieje się naprawdę.
[I] Tak dosłownie jest w palestyńskim języku migowym, w którym słowo „Jerozolima” miga się za pomocą ułożonych w kształt kopuły palców prawej ręki opartych na grzbiecie lewej ręki. (Inaczej jest w językach migowych społeczności izraelskich Żydów oraz w innych, w których słowo „Jerozolima” sygnalizuje się przez pocałowanie koniuszków palców prawej dłoni, którą następnie obraca się na zewnątrz, tak jakby przyciskając opuszki palców do Ściany Płaczu).
[II] Jerozolima nie jest wymieniona z nazwy ani w Koranie, ani w Torze (więcej na ten temat w przypisach do niniejszego rozdziału), a jednak zajmuje centralne miejsce w obu tych dziełach i wielu innych, zarówno w islamie, jak i w judaizmie (oczywiście także w chrześcijaństwie). Miasto zawsze odgrywało główną rolę w praktykach religijnych i duchowych pragnieniach we wszystkich trzech tradycjach.
[III] Hidżab – chusta noszona przez część muzułmanek; kipa – nakrycie głowy noszone przez niektórych Żydów.
[VI] Dunam – pochodząca z czasów osmańskich miara powierzchni ziemi, równa tysiącowi metrów kwadratowych.
Podziały są nieistotne
JAK PODZIELONO JEROZOLIMĘ NA CZTERY CZĘŚCI
Porozmawiajmy o mapach. Mapy Jerozolimy pokazują Stare Miasto podzielone na cztery dzielnice: górną lewą Dzielnicę Chrześcijańską, górną prawą Dzielnicę Muzułmańską, dolną lewą Dzielnicę Ormiańską i dolną środkową Dzielnicę Żydowską. Taki elegancki podział[1].
Wygląda to podobnie niemal na wszystkich współczesnych mapach. Na wielu nawet oznaczono dzielnice kolorami – każda z nich jest jednolicie zacieniowana i ma precyzyjnie wyznaczone krawędzie oznaczające granice między kolejnymi kwartałami. To komplikuje kwestie takich miejsc jak na przykład Brama Jafy. Rozciąga się ona nad jedną z takich granic. Więc do której z dzielnic przynależy – do chrześcijańskiej na północy czy ormiańskiej na południu? (Co za szalone pytanie! Jakby Ormianie nie byli chrześcijanami!)
Idea czterech dzielnic Jerozolimy nie jest stara. Pochodzi z XIX wieku. To nie ulega wątpliwości. Jednak we wszystkich moich lekturach do tej książki, a także wcześniejszych, nigdy spotkałem się z wyjaśnieniem, kto wpadł na ten pomysł – ani w mediach, ani w literaturze, ani nawet w środowisku akademickim. A przecież niezwykle ważne jest zbadanie, skąd wziął się ten pomysł i dlaczego się utrzymał, ponieważ cztery dzielnice umacniają powszechne założenie, że współczesny konflikt w Jerozolimie sprowadza się do odwiecznej nienawiści między religiami – a to kłamstwo, które warto obalić. Ale nikt tego nie robi. Pojawienie się czterech dzielnic zawsze opisuje się tak, jakby nastąpiło spontanicznie, w czasie, gdy liczni Europejczycy zaczęli odkrywać Jerozolimę i sporządzać mapy tego miejsca. Jednego dnia Jerozolima była całością, następnego miała cztery dzielnice.
Niedorzeczne. A jednak wszyscy uznają to za prawdę: „Stare Miasto jest podzielone na cztery części”. Każdy opis. Każdy artykuł. Każda mapa. Każdy przewodnik. Uznani uczeni w pracach naukowych analizują osmańskie spisy ludności w najdrobniejszych szczegółach, śledząc rozwój osadnictwa w Jerozolimie od czasów wypraw krzyżowych, i zawzięcie kwestionują przyczyny, wpływy oraz motywacje – ale potem po prostu akceptują, bez żadnego komentarza, nagłe dziewiętnastowieczne przejście do czterech dzielnic. Takie życie. Niekwestionowane. Niezbadane.
Jeśli macie szczęście, możecie spotkać kogoś mówiącego coś w stylu: „Dziewiętnastowieczni odkrywcy po raz pierwszy podzielili miasto na cztery dzielnice na sporządzonych przez siebie mapach” – ale z tego, co wiem, nikt nigdy nie sprawdził, kto, kiedy i dlaczego tak zrobił.
Więc ja się tego podjąłem. I myślę, że znalazłem odpowiadającą za to osobę. I dowiedziałem się, kiedy to zrobiła. Oraz, przynajmniej z grubsza, dlaczego.
*
„Uliczki Jerozolimy są prążkowane jak tygrys. Nieustannie przechodzisz między pasami światła słonecznego a pasmami cienia”, napisał w ujmujący sposób jeden z odwiedzających osiemdziesiąt lat temu[2]. Najruchliwszą z tych uliczek jest suk Chan az-Zajt. Suk oznacza targ, chan – karawanseraj, a zajt – oliwkę, ale także oliwę. Przez setki lat, aż do XX wieku, ta zatłoczona ulica była pełna warsztatów, w których wyciskano oliwki, a oliwę przechowywano, sprzedawano lub przetwarzano na produkty takie jak oliwkowe mydło. Nie jestem zakupowym influencerem, ale szczerze – jeśli nigdy nie myliście się aromatyczną kostką ręcznie robionego mydła oliwkowego, cóż, czeka na was zupełnie nowy świat łazienkowej błogości. Jest cudowne. Produkcja mydła z oliwy z oliwek przetrwała w Nablusie, który z niego słynie, a także była filarem suku w Aleppo przed wojną w Syrii, ale w Jerozolimie, o ile wiem, zupełnie zniknęła.
A to dopiero szansa na biznes.
Mimo swojego znaczenia i natężenia ruchu pieszego Chan az-Zajt to brukowana alejka o szerokości zaledwie kilku metrów, rozciągająca się z południa na północ, wspinająca się od Bramy Damasceńskiej do centrum Starego Miasta, ze sklepami ciągnącymi się po obu jej stronach, krzykami i zgiełkiem. Można tu kupić dziecięce buciki, sok pomarańczowy lub złote kolczyki. Zabytkową ikonę religijną lub kanapkę, kartę SIM, szafran lub zlew kuchenny. Pielgrzymi się snują, kupujący się rozglądają, koty wałęsają się po śmietnikach, od czasu do czasu zakonnica lub ksiądz w sutannie przemkną w obłoku kadzidła, fachowcy przyspieszają, obwoźni handlarze syczą, cmokają i krzyczą, żeby ich przepuścić, a jedynymi pojazdami, które mogą się przedostać, są brudne miniciągniki z silnikami diesla, które ciągną przyczepy w górę i w dół po schodkowych alejkach, żeby dostarczyć zamówienia lub zebrać śmieci. Jest to najbardziej intensywna, oszałamiająca i wciągająca ulica handlowa na świecie.
I nikt nie wie, w której z „dzielnic” powinna się znajdować. Według większości map – w Dzielnicy Muzułmańskiej, ale przecież znajdują się na niej kaplice, stanowi część Via Dolorosa – wielowiekowego chrześcijańskiego szlaku pielgrzymkowego – oraz prowadzi prosto do bazyliki Grobu Świętego. Niektóre mapy traktują ją jako linię podziału. Wówczas wschodnia strona ulicy zaliczana jest do Dzielnicy Muzułmańskiej, a zachodnia do Dzielnicy Chrześcijańskiej. Czy to oznacza, że morela, którą pewnego dnia upuściłem na środku drogi, jest morelą muzułmańską, czy chrześcijańską?
Można uznać, że nie ma znaczenia, w której dzielnicy znajduje się Chan az-Zajt. Po prostu jest. No właśnie. Żadna z dzielnic nie ma znaczenia. Całe miasto po prostu jest. Ale autorzy niektórych map robią się nachalni. Ponieważ Dzielnica Muzułmańska zajęłaby w innym przypadku zbyt dużo miejsca – rozciągając się od północnowschodniego rogu, obejmując ponad połowę Starego Miasta – decydują się wcisnąć zmniejszoną etykietę „Dzielnica Muzułmańska” tuż obok Bramy Heroda. W ten sposób, w centralnej części, wokół Chan az-Zajt, powstaje próżnia – nieokreślona strefa, czekająca na chętną osobę, która zgłosiłaby do niej roszczenia[I]. Odpowiada to politycznym aspiracjom w Izraelu, który popiera wysiedlenia palestyńskiej społeczności, od dawna zamieszkującej Jerozolimę.
Inni autorzy map, mający podobne zakusy, mogą rozciągnąć etykietę „Dzielnica Żydowska” w kierunku zachodnim, przyznając jej dodatkowe skrawki terytorium, które ocierają się o mury terenów ormiańskich. A jeśli zajrzycie do izraelskiego biura turystycznego, znajdziecie w nim plany Jerozolimy z odwróconym Starym Miastem, z zachodem umieszczonym na dole, ponieważ z tego kierunku wchodzi większość turystów z Izraela. Przy takim układzie Brama Jafy staje się głównym punktem odniesienia – zwłaszcza że ukazana jest w nierealistycznym rozmiarze i przypomina trójwymiarowy model. Dzielnica Chrześcijańska z bazyliką Grobu Świętego znajduje się na godzinie dziesiątej, a Dzielnica Żydowska, z centrum turystycznym, Ścianą Płaczu, na godzinie drugiej. Pomiędzy nimi, w subtelnie wytworzonej centralnej próżni, znajdują się suk i większa część miasta. Dzielnica Ormiańska wydaje się drugorzędna, a Dzielnica Muzułmańska jest wyizolowana na dalekim krańcu strony, spłaszczona przez perspektywę i w dużej mierze pozbawiona szczegółów.
W ten sposób mapy kształtują nasze postrzeganie, celowo ukrywając prawdę, a jednocześnie, być może nieumyślnie, ujawniając motywację swych twórców.
*
Pojawiają się kolejne problemy. Konfiguracja „czterech dzielnic” pomija Wzgórze Świątynne, ale zwykle pokazuje się je jako schludnie otoczony murem prostokąt, wizualnie oddzielony od reszty Starego Miasta. Zazwyczaj oznacza się go przy użyciu innej konwencji typograficznej niż dzielnice. Czy Haram znajduje się w Dzielnicy Muzułmańskiej, czy nie? Biorąc pod uwagę, jaki ma status w islamie, miałoby to sens, ale na każdej mapie Jerozolimy jest on otoczony wyraźnymi, prostymi liniami granicznymi, oddzielającymi go od otaczających ulic. Status Wzgórza jako świętego miejsca, otwartego i niezabudowanego, mógłby sugerować, że nie jest ono zamieszkane jak reszta Starego Miasta, choć tak naprawdę ludzie przez stulecia żyli na nim i wciąż żyją[3]. W judaizmie ma ono status terenu obecnie zniszczonej Świątyni Jerozolimskiej, co dla niektórych stanowi argument przeciwko włączaniu go do Dzielnicy Muzułmańskiej.
Tak więc Wzgórze Świątynne stoi samotnie na mapie, rzadko, jeśli w ogóle, przykryte kartograficzną etykietką „Dzielnica Muzułmańska”. My, zwiedzający, możemy więc wyobrażać je sobie jako coś w rodzaju specjalnej, piątej dzielnicy. Nie jest nią, oczywiście. Wzgórze to miejsce muzułmańskie, ściśle powiązane z życiem ludzi mieszkających na nim i wokół niego – a także z niezliczoną rzeszą innych, znajdujących się w większej odległości osób – w sposób, który nie ma nic wspólnego z wyrazistymi, szybko kreślonymi liniami na mapie. Jak ujęła to pisarka Ahdaf Soueif: „Północne i zachodnie mury Al-Aksy wcale nie są murami; są porowatą miejską granicą, którą wypełniają ludzie, szkoły, biblioteki i archiwa”[4].
Podział na dzielnice to plaga Jerozolimy. Kiedy zbliżacie się do miasta po raz pierwszy, możecie słusznie założyć, że cztery dzielnice (a może jest ich pięć?) oraz ich przypisanie do konkretnych społeczności religijnych są w jakiś sposób święte. Święte miasto podzielone na święte dzielnice. Od tego błędu już tylko krok do następnego – myślenia, że w Dzielnicy Chrześcijańskiej mieszkają (lub, być może, mogliby mieszkać) tylko chrześcijanie. W końcu na Zachodzie pozostała pamięć o gettach, ściśle wyznaczonych i często otoczonych murem dzielnicach miast, do których w przeszłości wtłaczano Żydów. Słowo „getto” przetrwało do naszych czasów, skażone Holokaustem, traumą czarnoskórych w Stanach Zjednoczonych i ciągłym cierpieniem kolorowych społeczności w miastach Zachodu. Można zapytać, zasadnie, czy oznaczone kolorami „dzielnice” w Jerozolimie są w rzeczywistości gettami.
Z tej podwójnej pomyłki z łatwością można by wywieść niewypowiedziane wprost przesłanie, że wy, niewinni odwiedzający, w jednej dzielnicy możecie być milej widziani niż w innej. Widząc na mapie wszystkie te strefy religijności, można wywnioskować, że należy, dla własnego bezpieczeństwa i aby nikogo nie urazić, trzymać się blisko swoich ludzi, kimkolwiek by oni byli.
Takie wnioski pasują do narracji opartej na podziale i wykluczeniu. W rzeczywistości chrześcijanie mieszkają w Dzielnicy Muzułmańskiej, a muzułmanie w Dzielnicy Żydowskiej. (A Żydzi mieszkają również na terenie Starego Miasta, ale ich obecność w dzielnicach Chrześcijańskiej, Muzułmańskiej i Ormiańskiej obecnie jest anomalią, wynikającą nie z naturalnego wzrostu społeczności, ale z usankcjonowanej przez państwo izraelskie polityki przejmowania nieruchomości i osiedlania się, wbrew prawu międzynarodowemu, po tym jak Jordania wygnała społeczność żydowską ze Starego Miasta w 1948 roku).
A jednak na mapach, z których wszyscy dziś korzystamy, Stare Miasto w Jerozolimie wygląda jak układanka stref zakazu wstępu. Wydaje się, że jest to miejsce, do którego trzeba się ostrożnie zbliżyć, żeby zrobić to, co chce się zrobić, albo zobaczyć to, co się chce zobaczyć, a potem wyjechać.
Ma to swoje przyczyny.
Ale najpierw: jedzenie. I wycieczka przez granicę do jeszcze wcześniejszej mapy Jerozolimy, znajdującej się w Jordanii.
*
W Madabie, wesołym, średniej wielkości miasteczku targowym położonym wśród pól pszenicy na wzgórzach na wschód od Morza Martwego, można dobrze zjeść. Nie jest to bogate miejsce, ani też szczególnie ładne, ale od czasu do czasu pozwala dojrzeć fragment przeszłości – sypiący się kamienny mur, wąski balkon na zakręcie ulicy, prosto jak z dziewiętnastowiecznej fotografii. Pojazdy – mieszanka mercedesów, samochodów dostawczych i pick-upów należących do rolników wiozących wystraszone owce – nadal poruszają się główną ulicą, biegnącą przez centrum, zamiast jechać przez przedmieścia. Poza piekarniami, cukierniami oraz aromatycznymi okienkami z falafelami, uliczki za starym targiem owocowo-warzywnym w Madabie skrywają kilka restauracji mieszczących się na kamiennych dziedzińcach w stylu osmańskim, gdzie eleganccy kelnerzy podają puszyste, gorące chlebki posypane nasionami czarnuszki, pikantne sery owcze, kawałki cytrynowego, grillowanego kurczaka i lekkie, kwiatowe jordańskie chardonnay.
Zamożni Ammańczycy lubią Madabę. Jest także przyjemna i łatwo dostępna dla obcokrajowców, a jeśli się poszuka, można znaleźć dowody na istnienie jeszcze bardziej zamierzchłej przeszłości. Wzgórza usiane są dolmenami. Za rzędami sklepów z dywanikami i krucyfiksami z drewna oliwnego rozciąga się rzymska droga. Góra Nebo, z której Mojżesz dojrzał ziemię obiecaną przez Boga potomkom Abrahama, jak mówi Księga Powtórzonego Prawa, znajduje się kilka kilometrów dalej. Na podłodze głównego greckiego kościoła prawosławnego w Madabie, zbudowanego sto trzydzieści lat temu na ruinach znacznie większego przybytku, zachowała się najstarsza na świecie mapa Jerozolimy.
Pierwszy raz zobaczyłem ją w 1997 roku. Z tego, co pamiętam, stałem godzinami przy sznurze rozciągniętym wzdłuż postrzępionej granicy na zakurzonej podłodze kościoła, gdzie nowoczesne ceramiczne płytki między ławami ustępują miejsca bizantyjskim tesserom. Zatraciłem się, wpatrując w Jerozolimę, sugestywny, nieostry owal wypełniony szczegółami mającymi tysiąc czterysta lat. Mozaika przedstawia miasto w ukośnej perspektywie, jakby z wysokiego punktu widokowego: widać zewnętrzną stronę otaczającego miasto muru zachodniego i wewnętrzną stronę muru wschodniego. Budynki znajdujące się w środku przypominają trójwymiarowe modele. Jest to tak wyraziste, że można sobie wyobrazić, że chodzi się po tych ulicach. Można dostrzec główne bramy, w tych samych miejscach, w których stoją dzisiaj, śledzić linie alejek targowych, tych samych, co dzisiaj, oraz poczuć smród zwierzęcych odchodów na maleńkich uliczkach przed otwartymi drzwiami budynków.
Mapa w Madabie została stworzona, by sławić dzieła Boże, ale także aby pomóc chrześcijańskim pielgrzymom w dotarciu do świętych miejsc. Przekazując, podobnie jak wcześniejsze i późniejsze mapy, informacje merytoryczne przemieszane z cząstkowymi ocenami i założeniami, jest ona w dużej mierze dokładna kartograficznie, nawet dzisiaj. Jerozolima, zjednoczona, niepodzielona, stanowi całość. Mapa rozciąga się od współczesnego Libanu na północy, do delty Nilu na południu, od wybrzeża Morza Śródziemnego na zachodzie do otwartej pustyni na wschodzie. Artysta uwzględnił wszystkie najważniejsze miasta – Jerozolimę, Betlejem, Nablus, Jerycho, Gazę i inne. Po Morzu Martwym płyną łodzie prawdopodobnie załadowane pszenicą oraz solą. Święte miejsca, od ogrodu Oliwnego do sanktuarium Lota, są precyzyjnie opisane po grecku. Dolinę Jordanu przemierzają gazele i lwy.
Gdy stworzono tę mapę, czyli prawdopodobnie w latach pięćdziesiątych VI wieku, Madaba była miejscem o dość dużym znaczeniu. Kwitło w niej życie chrześcijańskie, stanowiła też regionalne centrum sztuki: do dziś w mieście i pobliskich wioskach zachowały się dziesiątki misternych mozaik. Kiedy sześćdziesiąt lat później nadciągnęły wojska perskie, a wkrótce potem arabskie wojska muzułmańskie, Madaba poddała się bez walki, dzięki czemu zachowała swoją chrześcijańską tożsamość i ludność: budowano kościoły i układano mozaiki jeszcze przez sto lub więcej lat. Odkryta w pobliżu mozaika wspomina o biskupie Madaby jeszcze w 785 roku. Czy chrześcijanie w tamtych czasach nadal zbierali się tutaj – dokładnie w tym miejscu, w którym stoję – żeby zapoznać się z tą mozaikową mapą na podłodze kościoła, tak starą dla nich, jak dla nas jest teraz Wołanie o prawa kobiety Wollstonecraft? Czy używali jej, aby odwiedzić pobliską Jerozolimę, wówczas już miasto islamskie?
Los Madaby odwrócił się i przez wieki, zwane przez nas średniowieczem, leżała opuszczona, pod gruzami. Wspomnienie o jej mozaikach i cudownej mapie wyblakło. Dopiero w latach osiemdziesiątych XIX wieku, gdy Madaba ponownie się zaludniła, mapa – wyjątkowe dzieło, wyrażające poglądy ludzi żyjących u progu Jerozolimy – ujrzała światło dzienne.
[I] Nie zawsze była ona nieokreślona. W jerozolimskim Muzeum Sądu Starego Jiszuwu znajduje się hebrajskojęzyczna mapa, opublikowana dla syjonistycznych pionierów na początku XX wieku, według której Stare Miasto składa się z pięciu dzielnic – tradycyjnych czterech oraz obszaru pośrodku nazwanego rowa meoraw, czyli „Dzielnicy Mieszanej”. W rzeczywistości w tym okresie większość miasta zamieszkiwała mieszana ludność: tę etykietę stworzono, aby zapewnić sobie prawo do przyszłej rozbudowy Dzielnicy Żydowskiej. To roszczenie nadal istnieje. Autor jednej z hebrajskojęzycznych map z 1984 roku próbował zrealizować tę samą ambicję, sytuując napis „Dzielnica Żydowska” w tym samym miejscu, na północ od ulicy Bab as-Silsila.