Frances i Joseph Giesowie poświęcili życie zgłębianiu tajemnic średniowiecza. Oto najnowsze zbiorcze wydanie ich kultowych prac.
Okazałe zamki, rezydencje, dwory, pałace. Możnowładcy, damy i rycerze.
*
Tętniące życiem miasta, barwne jarmarki. Kupcy, pątnicy i mnisi.
*
Skąpana w słońcu wieś i pola, na których praca trwa od świtu do zmierzchu.
Frances i Joseph Giesowie poświęcili życie zgłębianiu tajemnic średniowiecza. Oto najnowsze zbiorcze wydanie ich kultowych prac.
I jedyna książka, której potrzebujesz, by dowiedzieć się, jak wyglądało życie w średniowieczu.
Życie w średniowiecznym zamku, Życie w średniowiecznej wiosce i Życie w średniowiecznym mieście to seria fascynujących książek historycznych napisanych przez małżeństwo historyków Frances i Josepha Giesa w latach siedemdziesiątych XX wieku. Ich prace ponownie zostały wydane w pierwszej dekadzie XXI wieku, pod wpywem rekomendacji George’a RR Martina, który czerpał inspiracje z prac małżeństwa Gies przy pracy nad powieścią “Gra o tron”.
Życie w średniowieczu
Przekład: Jakub Janik
Wydawnictwo Znak
Premiera: 14 sierpnia 2024
W ŚREDNIOWIECZNYM ZAMKU
PROLOG
Zamek Chepstow
Na północ od współczesnego mostu wiszącego nad rzeką Severn, na granicy z Walią, w hrabstwie Monmouthshire, wznosi się zamek Chepstow. Warownia stoi na szczycie wąskiego grzbietu dominującego nad Wye – szeroką i płytką rzeczką, która zmienia się codziennie wraz z przypływami Severn: od rzeki umożliwiającej nawigację aż po taką o suchym, za-mulonym dnie.
Z drugiego brzegu zamek prezentuje się jako niedostępna i prawie nienaruszona kamienna forteca o znacznej długości – blisko 700.stóp. Twierdzę zbudowano na linii wschód–zachód i otoczono murami obronnymi, które dodatkowo wzmocniono potężnymi kwadratowymi i okrągłymi basztami.
By wejść do warowni, trzeba minąć umieszczoną po wschodniej stronie Wielką Bramę, za którą znajduje się porosły trawą dziedziniec o powierzchni około 200.stóp kwadratowych. Obok wjazdu wznosi się wysoki na 40.stóp mur, zakończony w południowo-wschodnim narożniku ogromną wieżą, płaską od wewnątrz i półokrągłą z drugiej strony. Nazwę nadano jej na cześć Henry’ego Martena, więźnia politycznego z siedemnastego wieku, który spędził w niej ostatnie dwadzieścia lat swego życia. Naprzeciwko, po północnej stronie, znajdziemy grupę trzynastowiecznych budynków stykają-cych się z murem od strony rzeki. Jest to skrzydło mieszkalne, które tworzą dwa wielkie kamienne halle* wraz z komnatami, piwnica-mi, magazynami i latrynami zawieszonymi bezpośrednio nad wodą.
Wspomniany wcześniej dziedziniec, najbardziej wysunięty na wschód, nazywany jest dolnym. Dalej w kierunku zachodnim znajduje się kolejna przestrzeń otoczona murami – tzw. środkowy dziedziniec, na który można się dostać przez wewnętrzną strzeżoną bramę. Na dalszym końcu placu wznosi się tzw. Wielka Wieża. Zo-rientowano ją, podobnie jak cały zamek, w układzie wschód–zachód, w taki sposób, że prawie całkowicie wypełnia najwęższą część grani.
I choć dziś przypomina pozbawioną pięter i dachu łupinę, z całkowicie zniszczoną połową górnej kondygnacji, trzeba pamiętać, iż jest najstarszą częścią warowni Chepstow. Wielką Wieżę postawiono już w jedenastym stuleciu i później jeszcze dwukrotnie przebudowywa-no, dodano między innymi trzecią kondygnację. Do czasu wzniesienia skrzydła mieszkalnego była ona centrum życia na zamku i to właśnie tu można znaleźć pierwotną strukturę twierdzy. Wskazują na nią kamieniarstwo oraz detale architektoniczne: wielkie żółte kamienne bloki u podstawy, wspierające ściany zbudowane z mniejszych, surowo ciosanych kamieni w tym samym kolorze. Wszystko to z małymi, półokrągłymi (styl romański) otworami na okna i drzwi lub z kwadratowymi nadprożami i belkami okiennymi. Pierwsza przebudowa, z drugiej ćwierci trzynastego wieku, widoczna jest dzięki charakterystycznej surowej wapiennej kamieniarce. Dołożo-no wtedy trzecią kondygnację w zachodniej części wieży i powiększo-no otwory na piętrze. Powstały dzięki temu ostrołukowe (gotyckie) okna i drzwi ze skomplikowanymi, rzeźbionymi dekoracjami.
* Przez hall rozumiemy tu w początkowym okresie komnatę wspólną (wielką salę), która dla lorda i jego rodziny miała funkcję reprezentacyjno-prywatną.
Jej rozmiar i dokładne przeznaczenie zależały od okresu, rodzaju budowli oraz miejsca jej usytuowania. Z czasem hall rozrastał się i mógł przyjąć postać rezydencji. Wtedy przez pojęcie to rozumiemy główne kwatery mieszkalne zamku.
Wszystkie przypisy dolne pochodzą od tłumacza.
Drugą – i ostatnią – zmianą była dobudowa pozostałych dwóch trzecich najwyższego poziomu po wschodniej stronie pod koniec trzynastego stulecia. Elementy wtedy powstałe można łatwo rozpoznać – używano surowo ciosanego tłucznia i czerwonego piaskowca.
Po północnej stronie Wielkiej Wieży, pomiędzy nią i murem od strony rzeki, biegnie przejście zwane galerią, które kiedyś przykryte było drewnianym dachem. Kolejna ufortyfikowana brama (dziś już nieistniejąca) strzegła wejścia z galerii na trzeci i najbardziej na zachód wysunięty plac – tzw. górny dziedziniec. Na jego końcu stoi prostokątna wieża, zbudowana w celu obrony bramy z tej strony zamku. To wejście zostało później dodatkowo wzmocnione przez dodanie zewnętrznej sekcji murów, nazywanej barbakanem, wypo-sażonej we własną wieżę bramną. Tutaj właśnie znajduje się najdalej na zachód wysunięty punkt zamku.
Pomimo zniszczenia drewnianych dachów, pięter i dobudówek oraz zrujnowania górnych części niektórych wież i fragmentów murów zamek Chepstow jest wyjątkowo dobrze zachowany. Biorąc pod uwagę rozmiar, siłę i położenie, można mówić tu o jednej z najbardziej imponujących średniowiecznych fortec w Europie. Jest to tym bardziej godne uwagi, że nie została ona poddana współczesnej renowacji. Jako całość warownia reprezentuje trzy wieki sztuki budowania zamków – jej władcami byli przedstawiciele czterech znacznych anglonormańskich rodów. Nadkruszone zębem czasu kamienie mówią o epoce pełnej odwagi, epoce niewielu wygód i licznych zagrożeń, okresie zdominowanym przez Chepstow i inne tego typu warownie od Skandynawii aż po Włochy. Wszędzie w Europie w trakcie pełnego średniowiecza zamki odgrywały kluczową rolę: wojskową, polityczną, społeczną, ekonomiczną i kulturową. W Anglii specyficzny kontekst historyczny uczynił „karierę” zamku wyjątkowo spektakularną. W efekcie kraj ten może się dziś poszczycić jedną z najbogatszych kolekcji ruin średniowiecznych zamków spośród wszystkich państw, w których warownie w ogóle się pojawiły – niektóre szacunki mówią, iż mamy tu do czynienia z pozostałościami przynajmniej 1500 fortec.
Tematem tej książki jest pokazanie, jak budowano średniowieczne zamki, jaka była ich funkcja w historii i przede wszystkim jak wyglądało życie, które wypełniało mury fortec w czasach ich największej świetności – w trzynastym stuleciu. Opowieść siłą rzeczy skoncentruje się wokół Chepstow – jako przykładu. Warownia ta doskonale ilustruje wiele cech architektury oraz panujących na zamku warunków życia, a jej właściciele należeli do najznaczniejszych możnych swoich czasów. Inne twierdze, zarówno w Anglii, jak i na kontynencie, również pojawią się w tekście. Badanie tylko jednego zamku, nawet tak reprezentatywnego jak Chepstow, nie jest w stanie w pełni pokazać wszystkich aspektów życia wewnątrz i dookoła średniowiecznej warowni.
ROZDZIAŁ 1
Skąd pochodzą zamki
Rankiem 28 września 1066 roku prawie 1000 dwustronnych, otwartych długich łodzi z prostokątnymi żaglami niespodziewanie pojawiło się u wybrzeży Anglii w okolicach Pevensey, mniej więcej 40 mil na południowy wschód od Dover. Gdy statki dobijały do brzegu, wyskoczyło z nich około 7000 uzbrojonych mężczyzn, którzy wylądowali na plaży. Była to armia księcia Wilhelma z Normandii, która po kilku tygodniach oczekiwania na pomyślne wiatry w ciągu jednej nocy przekroczyła 70 mil kanału La Manche.
Miała siłą potwierdzić pretensje swego przywódcy do angielskiego tronu. Wojownicy rekrutowali się zarówno spośród normandzkich wasali księcia, jak i najemników oraz poszukiwaczy przygód z północnej Francji, a nawet dalszych krain. Jak na jedenaste stulecie była to nie tylko bardzo duża, ale także niezwykle zdyscyplinowana siła wojskowa – co niewątpliwie było zasługą auto rytetu oraz zasobów finansowych księcia Wilhelma.
Nie była to pierwsza inwazja zza morza, która dotknęła Anglię. Wcześniejsze jednak nie dorównywały jej rozmiarem. No-vum w armii desantowej księcia Wilhelma były konie. Nie mniej niż 3000 wierzchowców zostało przetransportowanych przez Kanał przy użyciu techniki, którą normańscy najemnicy podpatrzyli u Bizantyń czyków. Prawdopodobnie chodziło o swego rodzaju uprzęże. Dodatkowo najeźdźcy wieźli ze sobą kompletny składany fort. Jego drewniana konstrukcja została pocięta, dopasowana i zmontowana już we Francji. Następnie rozłożono wszystko na części, zapakowano do wielkich beczek i załadowano na łodzie. Po wy-lądowaniu w Pevensey Normanowie ponownie złożyli całość przed nadejściem wieczora.
Była to swego rodzaju zapowiedź. Orderic Vitalis* dokonał ważnej obserwacji. Zauważył on, iż w Anglii pod rządami Sasów było „niewiele fortec, które Normanowie zwą zamkami”. W całym kraju w 1066 roku zamków było może pół tuzina: jeden w hrabstwie Essex niedaleko wschodniego wybrzeża, trzy w Hereford przy granicy z Walią, jeden w Arundel – w hrabstwie Sussex, w nieznacznej odległości od Kanału (wszystkie zostały zbudowane przez normańskich rycerzy króla Edwarda Wyznawcy). Ostatni z zamków znajdował się w Dover, a powstał na zlecenie następcy wspomnianego władcy i zarazem rywala Wilhelma – króla Harolda II. Większość tych twierdz, o ile nie wszystkie, zbudowana była z drewna i ziemi – podobnie jak prawie każdy zamek w Europie tamtych czasów. Jean de Colmieu** opisał typową rezydencję obronną typu motte-and-bailey*** z terenu północnej Francji:
Jest zwyczajem szlachetnie urodzonych, by usypać kopiec ziemny, tak wysoko, jak tylko dadzą radę, a następnie otoczyć go rowem tak głębokim, jak to tylko możliwe. Zamykają oni przestrzeń na szczycie kopca palisadą z bardzo mocnych, ociosanych kłód, trwale ze sobą połączonych, wzmocnionych co kawałek przez tak wiele wież, na ile mają środków. Wewnątrz palisady jest dom, centralna cytadela albo donżon, zawiadujące całym okręgiem obronnym.
Wejście do fortecy wiedzie po moście […], wspieranym parami słupów […], przecinającym rów i docierającym do górnego poziomu kopca na wysokości bramy [do wnętrza palisady]. Budowa tego typu fortyfikacji nie wymagała wysoko wykwalifi-kowanej siły roboczej, były one zatem tanie i szybkie w konstrukcji.
Dodatkową zaletą było to, że ich budowy nie trzeba było uzależniać od warunków terenowych: fortecę motte-and-bailey można było na dobrą sprawę zbudować wszędzie tam, gdzie była potrzebna. Motte, czyli kopiec, był stromy, czasem powstawał częściowo naturalnie, a czasem całkowicie sztucznie. Do jego usypania używano w części ziemi wybranej pod wykopanie otaczającego całość rowu. Kopiec miał ścięty szczyt i z grubsza okrągły obrys, a jego rozmiary wahały się zazwyczaj od 100 do 300 stóp średnicy u podstawy i od 10 do 100 stóp wysokości. Sam wierzchołek motte ukoronowany był drewnianą palisadą. Wspomniana w źródle „centralna cyta dela albo donżon” była zazwyczaj fortem lub wieżą, najczęściej wykonaną z drewna. Czasami, gdy w okolicy znajdowano dużo materiału, mogła być zbudowana z kamienia. Tak czy owak była za mała dla większej liczby ludzi.– w zasadzie mieszkali w niej jedynie lord lub dowódca zamku (kasztelan) i jego najbliższa rodzina. Na dodatek przestrzeń wewnątrz fortyfikacji była ograniczona. Na co dzień nie dało się w niej zmieścić garnizonu wraz ze zwierzętami i zapasami. Wyjątek robiono jedynie w sytuacjach kryzysowych.
W efekcie zazwyczaj oczyszczano o wiele większe miejsce u stóp kopca, otaczano je osobną palisadą i rowem oraz łączono z górną fortecą za pomocą pochyłego pomostu wraz z mostem zwodzonym.
Ten niższy dziedziniec, noszący nazwę bailey, był mniej więcej okrągły lub owalny, co zależało od ukształtowania terenu. Czasami wy-tyczano dwa, a nawet trzy dziedzińce – przed kopcem lub po obu jego bokach. Cel tego typu rozplanowania był jasny: garnizon używał obszaru całego grodu na co dzień, mógł się też w nim bronić przed słabszymi atakami. W przypadku poważnego zagrożenia wy-cofywano się na stromy szczyt motte. Mimo rzadkiego występowania w Anglii gródki stożkowate były bardzo popularne na kontynencie.
Oczywiście sztuka fortyfikacji ma swoje korzenie w starożytności i stosowano ją w Europie szeroko nawet w czasach przedrzymskich.
Przykładowo zamek zbudowany przez króla Harolda w Dover stał na pozostałościach rzymskiego fortu. Ten z kolei wzniesiono „na gruzach” o wiele wcześniejszej warowni z epoki żelaza. Rzymskie legiony słynęły ze swych umiejętności w zakresie stawiania fortyfikacji – oddziały Imperium potrafiły wznieść szańce z murami i rowami w ciągu kilku godzin, niezależnie od miejsca, w którym się znalazły. Jeśli legion pozostawał dłużej w jednym miejscu, zazwyczaj przekształcał takie tymczasowe cas trum w stałą kamienną twierdzę. Przynajmniej osiem innych rzymskich warowni, poza Dover, powstało w rejonie starego saskiego wybrzeża we wschodniej Anglii.
Miały one za zadanie walkę z piratami z okresu trzeciego i czwartego stulecia. W innych miejscach Imperium również wykorzystywano pozostałości starych umocnień z epoki żelaza do budowy własnych, kamiennych fortec. Duża umocniona wieś Old Sarum była kolejnym przykładem takiego zagospodarowania wcześniejszych struktur.
Niemniej rzymskie konstrukcje nie były do końca zamkami w późniejszym tego słowa znaczeniu. Bardziej przypominały forty, stworzone jako miejsce stacjonowania zawodowych garnizonów, i w.związku z tym nie musiały mieć rzeczywistej siły obronnej. Tak naprawdę wszystkie odgrywały znaczącą rolę, tylko jeśli były w pełni obsadzone załogami – podobnie jak miało to miejsce w przypadku Wału Hadriana, największego rzymskiego systemu fortyfikacji w Anglii.
Podobnie rzecz się miała z burhs, umocnieniami budowanymi przez saskich następców Rzymian. Również te struktury nie były klasycznymi zamkami, a porównać je można bardziej z obwarowa-nymi grodami należącymi do całej wspólnoty. Miały postać szańców ochraniających osady, z powierzchnią o wiele większą niż powierzchnia zamku, i bronionych przez znaczne siły.
Stworzenie „przodka” prawdziwego zamku, czyli budowli nada-jącej się do obrony siłami nielicznego garnizonu, zawdzięczamy Bi-zantyńczykom. Wiąże się to z kampaniami pod wodzą Belizariusza prowadzonymi w północnej Afryce w szóstym wieku. Twierdza Ain Tounga na terenie dzisiejszej Tunezji składała się z wielobocznego muru z grubych kamieni z wieżą bramną chroniącą wejście, wzmocnionego w narożnikach wysokimi basztami. Jedna z nich została rozbudowana, by pełnić funkcję ostatecznego miejsca obrony dla zamkowego garnizonu. Ten typ wieży, przejęty przez Europejczyków kilka wieków później, będzie przez nich nazywany stołpem lub donżonem. Również muzułmanie zaadaptowali bizantyński sposób konstrukcji kamiennych warowni. Użyli go na przykład w ósmym i dziewiątym stuleciu do zbudowania setek zamków wzmocnionych kwadratowymi wieżami na szczytach wzgórz w Hiszpanii. To z kolei chrześcijanie skopiowali podczas rekonkwisty.
Tymczasem prawdziwy zamek – prywatna forteca – pojawił się po raz pierwszy w północno-zachodniej Europie w dziewiątym wieku, nieprzypadkowo w okresie niszczycielskich najazdów wikingów i Saracenów. Kiedy w 863 roku Karol Łysy, wnuk Karola Wielkiego, zarządził budowę zamków w celu obrony przed agresorami, prawdopodobnie proces wznoszenia tego typu fortec trwał już w najlepsze. Zdecentralizowany charakter państwa Karolingów wymusił niejako potrzebę oddania nowych warowni w ręce książąt, hrabiów i baronów, którzy żyli w nich razem ze swoimi rodzinami, służbą.i zbrojnymi załogami. Z kolei technologia i względy ekonomiczne sprawiły, że twierdze były konstruowane głównie z ziemi i drewna.
W efekcie wspomniane rezydencje obronne motte-and-bailey zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu na obszarze Francji, Niemiec, Włoch i Niderlandów.
Budowa zamków wywarła znaczący wpływ na europejską scenę polityczną tamtych czasów. Forteca nie tylko mogła zablokować inwazję w danym regionie, ale również zapewniała efektywną kontrolę nad lokalną populacją. Oba te aspekty były dobrze rozumiane w Europie kontynentalnej, gdzie już wkrótce właściciele warowni stali się niekwestionowanymi posiadaczami władzy.
Gdy Wilhelm Zdobywca najechał Anglię, król Harold miał jedynie kilka rozproszonych twierdz. Był więc zmuszony postawić wszystko na jedną kartę i szukać rozstrzygnięcia w pojedynczej bitwie. Mimo że 14 października 1066 roku jego armia walczyła dzielnie pod Hastings, to jednak przegrał krwawe starcie. Jeźdźcy Normanów zastosowali podstęp: udając ucieczkę, wywabili obrońców z ich lepszych pozycji na zboczu wzgórza. Król Harold i jego dwaj bracia padli, zginęła też większość ich najlepszych wojowników.
Sama intensywność starcia i jego decydujący charakter były typowe dla jedenastowiecznych walk. Podobnie wyglądały wcześniejsze potyczki na północy – zwycięstwo Haralda III Srogiego nad hrabiami Mercji i Nortumbrii pod Fulford oraz Harolda II nad Ha-raldem.III pod Stamford Bridge. Liczyła się też technologia. Dość niska efektywność broni miotanej zmuszała armie tamtych czasów do bliskich zwarć. W efekcie nie dziwi fakt, że 15 października 1066 roku Wilhelm, mimo ciężkich strat w swoim wojsku, jako jedyny w Anglii miał rycerzy zdolnych do walki.
W dodatku wraz ze śmiercią Harolda i jego braci zniknęła wszel-ka konkurencja Wilhelma do tronu. Łatwość, z jaką wódz z Normandii dokonał podboju całego kraju, jest jednak oszałamiająca i w dużej mierze można ją wiązać z małą liczbą angielskich zamków.
Podbój Anglii przez Wilhelma Zdobywcę zapoczątkował erę zamków na wyspie.
Z tych, które istniały, jedynie Dover mógłby stawić skuteczny opór. Załoga skapitulowała jednak na sam widok armii Wilhelma, prawdopodobnie dlatego, że cały garnizon został wybity pod Hastings.
Mając zabezpieczone wybrzeże, Wilhelm ruszył na zachód. Po nieśmiałej próbie rajdu na Londyn okrążył miasto szerokim łukiem, by odciąć je od wnętrza Anglii. W trakcie tej operacji żadna forteca nie stanęła na drodze najeźdźców. Siły Wilhelma rozciągnęły się wokół miasta z południowego wschodu na północny zachód i osa-motniony Londyn skapitulował. W dzień B ożego Narodzenia książę Normandii został koronowany na króla i zaprezentowany swoim nowym poddanym. Co charakterystyczne, w trakcie tej ceremonii arcybiskup Yorku mówił po angielsku, a biskup Coutances po francusku.
Londyńczycy zostali też od razu zagonieni do budowy zamku. Tak powstała oryginalna londyńska Tower – wewnątrz rzymskich murów miejskich, nad brzegiem Tamizy pomiędzy miastem i morzem.
Twierdza początkowo zbudowana była z ziemi i drewna. Dopiero dwanaście lat później zastąpiono ją kwadratowym monolitem ka-miennej Białej Wieży.
Gdy na początku 1067 roku Wilhelm opuścił Wyspy i udał się do Normandii, nie zapomniał dodatkowo się zabezpieczyć. Z jego rozkazu ukończono kolejną twierdzę – tym razem w najważniejszym mieście południowo-zachodniej Anglii, Winchesterze. Zarząd nad twierdzą nowy król oddał Williamowi Fitz Osbernowi, opisa-nemu przez Orderica Vitalisa jako „najlepszy oficer w jego armii” oraz „najodważniejszy z Normanów”. Z kolei wzmocniony zamek Dover wraz z ziemiami Kentu przypadł w udziale biskupowi Bayeux, Odonowi, przyrodniemu bratu Wilhelma. Obaj możni zostali dodatkowo ustanowieni najwyższymi sędziami albo regentami i otrzymali zadanie budowy nowych twierdz poza obszarem trójkąta Dover–Londyn–Winchester. Od razu też rdzenną ludność bezwzględnie za-pędzono do pracy. Kronika anglosaska podaje wprost, iż Fitz Osbern i Odo „postawili zamki gęsto w kraju i uciskali biednych ludzi”.
Nie dziwi zatem, iż pod nieobecność Wilhelma na południowym zachodzie kraju wybuchło powstanie. Popierał je hrabia Eustachy z Boulogne, niezadowolony francuski baron, który okazał się nie-przewidzianym zagrożeniem dla nowego władcy. Rebeliantom nie udało się jednak zdobyć warowni w Dover, co więcej, jej załoga roz-gromiła atakujących podczas zaskakującego wypadu za mury. I choć od świąt Bożego Narodzenia 1067 roku król był już z powrotem w Anglii, to następne trzy lata były czasem kilku kolejnych zrywów wymierzonych w Wilhelma – czasem wspieranych również przez za-graniczną pomoc z Danii, Szkocji lub Walii. W każdym przypadku odpowiedź władcy była jednakowa – zdławić rebeliantów i postawić w okolicy nowy zamek. Potwierdza to Orderic: „Dał pieczę nad zamkami niektórym spośród swych najodważniejszych Normanów, rozdzielając między nich liczne dobra jako zachętę do ochoczego znoszenia trudów i niebezpieczeństw ich obrony”.
Po bitwie pod Hastings Wilhelm przejął posiadłości anglosaskich możnych, którzy w niej zginęli. Nagrodził nimi swoich głównych do-wódców, jednak większość pozostawił w rękach dawnych lordów. Teraz jednak zaczął konfiskować również te majątki na prawo i lewo, „podnosząc swoich najnędzniejszych normańskich poddanych do bogactw i władzy”, jak zauważył Orderic. W efekcie kilka tysięcy odrębnych angielskich posiadłości zostało połączonych w mniej niż 200. wielkich baronii zwanych honorami ( honors). Przypadły one w udziale w większości Normanom. Z kolei pierwotni anglosascy posiadacze, którym udało się zachować grunty, spadali automatycznie w feudalnej drabinie społecznej o jeden poziom. Było tak dlatego, iż stawali się de facto poddanymi normańskiego lorda – posiadacza honoru i bezpośredniego lennika króla. Dzięki tym zmianom całe hrabstwo Hereford na granicy z Walią stało się własnością Williama Fitza Osberna, prawej ręki Wilhelma. Przeniósł on swoją siedzibę z Dover do Chepstow, a właściwie Striguil – jak wtedy czasem nazywano to miejsce. Słowo pochodziło z języka walijskiego i oznaczało „zakręt” (w domyśle – rzeki Wye).
Fitz Osbern zbudował swój zamek z kamienia. Być może powodem było skaliste podłoże lub strategiczne położenie, albo jedno i drugie. W efekcie prostokątny donżon, który wyrósł na szczycie wąskiego grzbietu dominującego nad Wye, był jednym z najpotężniejszych w normańskiej Anglii. Jego groźny masyw nie tylko pełnił funkcję bariery mającej powstrzymać walijskie plemiona, ale również dawał podstawę do akcji zaczepnych przeciwko nim.
Co ciekawe, zamek Chepstow – jako jedna z nielicznych anglonormańskich fortec – nie został zbudowany po to, by kontrolować ważne miasto. Takie sytuacje również się zdarzały i wtedy to warownia stymulowała rozwój ośrodka miejskiego. Rzemieślnicy i kupcy osiedlali się „w cieniu” twierdzy, korzystając z jej ochrony i służąc swoimi umiejętnościami. Przykładem takiej historii jest Newcastle, które wyrosło wokół fortecy strzegącej brodu, postawionej przez Roberta – syna Wilhelma Zdobywcy. Podobnie było na kontynencie: miasta takie jak Gandawa, Brugia czy Ypres mają analogiczny rodowód.
Do roku 1086 dominująca pozycja elit wywodzących się z najeźdźców była już niepodważalna. Wtedy też ukończono przeprowadzony na rozkaz władcy pełen przegląd podległych mu ziem (słynna Domesday Book). W całym kraju na południe od hrabstwa Yorkshire tylko dwóch rdzennych Anglików było baronami – bezpośrednimi lennikami króla. Angielski kronikarz Wilhelm z Malmesbury sko-mentował to w następujący sposób: „Prawdopodobnie zachowanie króla, gdy był czasem surowy wobec Anglików, można usprawiedliwić, jako że nie znalazł prawie żadnego z nich wiernym sobie. Fakt ten tak podrażnił jego gwałtowny umysł, że władca zabrał co znacz-niejszym z nich wpierw majątek, później ziemię i wreszcie w niektórych przypadkach życie”.
Zdobywca zmarł w następnym roku – 1087. Przekazał swemu starszemu synowi Robertowi bogatą ojczystą dziedzinę Normandii. Młodszy Wilhelm Rufus otrzymał nowy rodzinny nabytek – Anglię. Rdzenni mieszkańcy wysp ulegli – poddani silnej kontroli zamków – a twierdze zaczęły pokazywać swoje drugie oblicze. Potężne fortece, jako niekwestionowane centra lokalnej władzy, skusiły swoich normańskich właścicieli do porzucenia lojalności i feudalnych zobowiązań wobec króla. W ten sposób lordowie zdobywali coraz większą kontrolę i niezależność w swoich regionach. W 1071 roku wierny Fitz Osbern zginął w walkach we Flandrii, zaś jego ziemie podzielono między synów. Młodszy z nich, Roger z Breteuil, odziedziczył angielskie posiadłości ojca wraz z zamkiem Chepstow. Już w 1074 roku zorganizował rebelię razem ze swoim szwagrem, Bretończykiem Ralphem de Guader, hrabią Norfolk, „fortyfikując zamki, przygotowując broń i szkoląc zbrojnych”.
Król Wilhelm zdławił to powstanie, jak wiele wcześniejszych zor-ganizowanych przez Anglików, i nie szczędził wysiłków, by zjednać sobie dwójkę przywódców. W tym celu wysłał pojmanemu Robertowi wielkanocny prezent w postaci wartościowych ubrań, jednak obrażony lord Chepstow wrzucił podarunek do ognia. Źle się to dla niego skończyło – resztę życia spędził w więzieniu, a zamek został skonfiskowany.
Do początku dwunastego wieku pół tuzina angielskich fortec z czasów podboju rozmnożyło się w imponującą liczbę ponad 500.warowni. Większość nadal była z drewna – miało się to zmienić w ciągu najbliższych 100 lat, gdy prawie wszystkie twierdze zmieniono w murowane zamki. Rewolucja w budownictwie ogarnęła Europę. W tamtym okresie pojawiły się nowe techniki prowadzenia działań wojennych oraz nastąpiło postępujące bogacenie się odrodzonego Zachodu. Dzięki temu zwiększały się dochody królów i możnowładztwa z tytułu podatków, myta, targów, rent i zezwoleń.
Wszystkie te czynniki doprowadziły do rozprzestrzenienia się kamiennych fortec od Adriatyku po Morze Irlandzkie.
Największy wkład w rozwój i ulepszanie zamków miała pierwsza krucjata z jedenastego wieku. Większość chłopów i rycerzy, którzy przeżyli podróż i walki w Ziemi Świętej, wkrótce wróciła do domu. Obrona podbitego terytorium na Bliskim Wschodzie spadła zatem na barki nielicznych wojowników. Należeli oni głównie do nowo powstałych zakonów rycerskich: templariuszy i joannitów. Zastosowane przez nich rozwiązania musiały być podobne do użytych w Anglii przez Wilhelma Zdobywcę. Fortece budowane w Ziemi Świętej były jednak większe i zrobione z kamienia, miały też bardziej skomplikowaną konstrukcję. Krzyżowcy wykorzystali umiejętności budowlane swoich tymczasowych greckich sojuszni-ków, a także ich muzułmańskich przeciwników oraz udoskonalili je w oparciu o swoje doświadczenie. Rezultatem był zadziwiający progres w technologii – olbrzymia, kunsztownie zaprojektowana warownia z solidnego kamienia. Ten nowy model zamku od razu przyjął się w Europie Zachodniej, również w Anglii.
Na kontynencie, nawet przed epoką krucjat, potężne donżony budowano czasem z kamienia w miejscach, gdzie warunki temu sprzyjały. Przykładem mogą być tu twierdze takie jak Langeais nad Loarą postawiona na rozkaz Fulka Czarnego około roku 1000, zamek Brionne w Normandii z początku jedenastego stulecia czy donżony Normanów w południowej Italii i na Sycylii po ich podboju w jedenastym wieku. Dziedzińce przyległe do tych kamiennych wież otaczano najprawdopodobniej drewnianymi palisadami. Pomiędzy podbojem Anglii a pierwszą krucjatą pojawiło się na wyspie kilka kamiennych warowni.
Niektóre z nich były po prostu przebudowanymi do postaci tzw. shell keep* rezydencjami typu motte-and- bailey. Tutaj palisadę na szczycie kopca zastępowano murem, a w jego obrębie budowano najczęściej drewniane kwatery mieszkalne. Mogły one opierać się o fortyfikacje zewnętrzne i tworzyć centralny dziedziniec lub po prostu przyjąć postać wolnostojącej wieży albo hallu.
Często kopiec był zbyt słaby, by stanowić podstawę dla ciężkiego kamiennego muru. W takiej sytuacji umocnienia musiały zostać wybudowane w solidniejszym miejscu – na dolnym dziedzińcu.
Te nowe donżony zazwyczaj projektowano na planie prostokąta, czasami konstruowano je na skalistym gruncie lub w wyżej położonym miejscu, jednak lokalizacja nadal nie stanowiła kluczowego wy-znacznika. Tak było w jedenastym wieku w całej północnej Francji oraz w Anglii, gdzie do wieży warowni Chepstow dołączyły donżon londyńskiej Tower (tzw. Biała Wieża) oraz te w Canterbury i Colchester. Stare drewniane palisady zastąpiono ciężkim kamiennym murem kurtynowym, zbudowanym z warstw przyciętych bloków kamiennych, które otaczały rdzeń z tłucznia. U góry miał on krenelaż – to znaczy blanki z ustawionymi naprzemiennie elementami wystającymi (merlonami) i przerwami (miedzami), tworzące charakterystyczny zębaty wzór. Całość była dodatkowo wzmocniona basztami.
W dwunastym wieku liczba prostokątnych wież z kamienia nadal wzrastała, a ich grube mury mogły sięgać wysokości 60 stóp lub nawet wyżej. Z terenu Anglii warto wspomnieć tutaj Dover, Kenilworth, Sherborne, Rochester, Hedingham, Norwich czy Richmond. Zazwyczaj wejście do wieży znajdowało się na drugiej kondygnacji. Można było dostać się do niego po schodach opierających się o ścianę donżonu, często schowanych i chronionych przez przybudówkę. Główne pomieszczenie, wielki hall, było ulokowane na poziomie wejścia i odchodziły od niego poszczególne komnaty. Na parterze pozba-wionym okien lub mającym jedynie wąziutkie szczeliny znajdowały się spiżarnia i magazyn. Całości dopełniała furtka lub alternatywna brama broniona wieżami, która często znajdowała się w murze kurtynowym po przeciwnej stronie warowni. Oczywiście była również studnia – nieodłączny element zamku. Wykop schodził nieraz bardzo głęboko, a wodę z niego transportowano na wysokość dwóch, trzech pięter. Na każdym z nich znajdowały się punkty czerpania.
Z czasem ujawniły się słabe strony prostokątnej wieży centralnej. Jej rogi narażone były na wysadzenie lub zniszczenie za pomocą tarana bojowego. Zapewniały również atakującym schronienie w postaci „martwego pola”, dokąd nie docierały strzały obrońców.
Rozwiązaniem tego problemu stały się okrągłe i wieloboczne wieże, po raz pierwszy zbudowane przez Bizantyńczyków i Saracenów. Jednak prostokątne wieże miały inną przewagę: możliwość lepszego zorganizowania przestrzeni wewnętrznej – dlatego kształt zmieniał się w Europie stopniowo. Przez pewien czas średniowieczni inżynierowie eksperymentowali z donżonem, który był okrągły na zewnątrz i prostokątny w środku. Próbowano też otaczać wieże bardzo blis ko postawionym wysokim murem osłonowym zwanym z francuska chemise. W nim znajdowała się brama, dalej wspinano się po schodach umieszczonych po wewnętrznej stronie fortyfikacji, by wyjść na chodnik obronny połączony z wieżą mostem lub ścież-ką z elementem zwodzonym. Część ruchoma mogła być w razie potrzeby wciągana na platformę przed bramą lub podnoszona na łańcuchach, tworzyła wtedy dodatkową pionową barierę przeciw atakującym. Innym rozwiązaniem było obracanie ruchomego elementu przejścia w osi horyzontalnej połączone z przesunięciem środkowej części w dół. Wtedy zewnętrzna podnosiła się, blokując bramę. Atakujący musieli zatem sforsować bramę, wspiąć się po schodach, przebiec po wąskiej ścieżce na murze oraz przejść po „mostku”, cały czas wystawieni na strzały z wszystkich kierunków.
Szukano też innych rozwiązań konstrukcyjnych. Tak zwana Wieża Cezara w Provins na wschód od Paryża, zbudowana w połowie dwunastego wieku na kopcu wcześniejszej twierdzy typu motte-and-bailey, była kwadratowa u dołu, a okrągła u góry. Obie części łączyło ośmioboczne piętro. Dodatkowo w narożnikach umieszczono cztery półokrągłe wieżyczki, a wokół szczytu kopca i w dół na dziedziniec poprowadzono mur osłonowy z blankami. Tutaj wejście biegło przez sklepioną klatkę schodową na szczyt wzgórza, a dalej, przez mur, wąską ścieżkę oraz most zwodzony, przechodziło się do wieży centralnej.