Artysta, projektant, wizjoner. Jedna z najbardziej wpływowych figur świata mody. William Middleton rekonstruuje to, co Karl Lagerfeld obsesyjnie ukrywał za fasadą z ekscesu.


W lutym 2019 roku świat stracił jedną z najtrwalszych ikon kultury. Karl Lagerfeld przez ponad trzydzieści lat piastował stanowisko dyrektora kreatywnego słynnego domu mody Chanel. Ekscentryczny projektant stał się legendą nie tylko dzięki zreformowaniu tej marki i wizjonerskim projektom, ale także za sprawą swojego charakterystycznego stylu – nieodłącznych okularów przeciwsłonecznych i śnieżnobiałych włosów zebranych w gładki kucyk – czy bezgranicznego oddania kotce Choupette.

Drzwi do kariery otworzyło mu zwycięstwo w konkursie na najlepiej skrojony płaszcz. Niedługo potem został asystentem Pierre’a Balmaina. Projektował dla Valentino, Krizii, Chloe, Fendi i własnej marki Karl Lagerfeld. Kiedy w 1983 roku objął stery Chanel, wprowadził szereg rewolucyjnych zmian i scementował pozycję kultowej marki na rynku, na zawsze zapisując się w historii mody.

W tej zajmującej książce Middleton, który osobiście znał projektanta, zabiera czytelników do najbardziej ekskluzywnych miejsc branży modowej i za kulisy pokazów. Przedstawia błyskotliwych artystów, stylowych bywalców salonów i najsłynniejsze gwiazdy – i pozwala zajrzeć do świata pełnego nieuchwytnych, niezapomnianych postaci.

***

Fascynująca opowieść o sile talentu, determinacji i autokreacji. Lagerfeld kochał modę, bycie w centrum zainteresowania, sławę, ryzyko i pozostawanie szczupłym za wszelką cenę. Nadal go nie lubię, ale po lekturze tej książki lepiej go rozumiem – jego oraz mechanizmy rządzące brutalnym i pięknym biznesem, jakim jest moda.
Karolina Korwin Piotrowska, dziennikarka, autorka podcastu Pierwsza Młodość

Jeśli ktoś mógł odbudować podupadającą legendę Chanel, to tylko kajzer – dyktator mody i życia Karl Lagerfeld. Niedostępny, nieustępliwy w dążeniu do ideału, zawsze kierujący się instynktem (choć i ten od czasu do czasu zawodził). Za ciemnymi okularami, wykreowaną przez siebie samego legendą, pozornym brakiem emocji i perfekcyjnie skrojonymi marynarkami krył się inteligentny, filuterny i zabawny człowiek. Ktoś więcej niż projektant. Więcej niż ikona popkultury. Oto portret Lagerfelda, jakiego nie znacie.
Maja Chitro, „Elle”

William Middleton rekonstruuje to, co Karl Lagerfeld obsesyjnie ukrywał za fasadą z ekscesu. Ta wartka opowieść o historii mody przedstawia złożony portret człowieka, który nie pozwolił sobie tylko na jeden luksus – luksus bycia sobą.
Kamila Wagner, „Vogue”

William Middleton
Karl Lagerfeld. Raj jest teraz
Przekład: Magdalena Koziej
Wydawnictwo Marginesy
Premiera: 15 maja 2024
 
 


PRO­LOG
Su­per­gwiazda!

Ni­gdy nie jest za późno
na nowe ży­cie.[1]

 
Je­sie­nią 2004 roku Karl La­ger­feld był nie­sły­cha­nie ak­tywny. Karl, jak na­zy­wali go nie­mal wszy­scy, miał wkrótce skoń­czyć sie­dem­dzie­siąt je­den lat, a więc osią­gnął wiek, w któ­rym wielu pro­jek­tan­tów wy­co­fy­wało się z branży. Yves Sa­int Lau­rent, długo po­strze­gany jako jego wielki ry­wal, prze­szedł na eme­ry­turę dwa lata wcze­śniej (i zmarł w 2008 roku w wieku sie­dem­dzie­się­ciu je­den lat). Karl jed­nak aran­żo­wał wła­śnie wiele zna­czą­cych przed­się­wzięć, co było pierw­szą oznaką, że wy­ko­rzy­sta ostat­nie pięt­na­ście lat ży­cia do mak­si­mum.
Już od pięć­dzie­się­ciu lat był osobą po­wszech­nie znaną. Uro­dził się i wy­cho­wał w oko­li­cach Ham­burga, na­stro­jo­wego portu otwar­tego na świat, dru­giego co do wiel­ko­ści mia­sta w Niem­czech, po­ło­żo­nego nie­da­leko uj­ścia Łaby do Mo­rza Pół­noc­nego. Jako na­sto­la­tek za zgodą ro­dzi­ców prze­niósł się do Pa­ryża, swego emo­cjo­nal­nego, in­te­lek­tu­al­nego i du­cho­wego domu. Ob­szar fran­cu­skiej sto­licy, na któ­rym wiódł ży­cie, ogra­ni­czał się do kilku ki­lo­me­trów kwa­dra­to­wych po obu stro­nach Se­kwany. Pa­ryż Karla roz­cią­gał się od Ogrodu Luk­sem­bur­skiego i Place Sa­int-Sul­pice, gdzie pro­jek­tant miał swoje pierw­sze miesz­ka­nia, przez Fau­bo­urg Sa­int-Ger­main, ary­sto­kra­tyczną dziel­nicę, którą za­miesz­ki­wał – w ko­lej­nych, co­raz to efek­tow­niej­szych apar­ta­men­tach – przez kil­ka­dzie­siąt lat, eks­klu­zywne ulice wo­kół Ave­nue Mon­ta­igne, gdzie roz­po­czy­nał ka­rierę, Champs-Ély­sées, gdzie – z wi­do­kiem na Łuk Trium­falny – wy­lan­so­wał wła­sny dom mody, aż po rue Cam­bon, wą­ską uliczkę tuż za ho­te­lem Ritz, przy któ­rej mie­ści się główna sie­dziba Cha­nel, hi­sto­rycz­nego domu mody, który Karl re­wo­lu­cjo­ni­zo­wał, po­cząw­szy od 1983 roku, po czym za­mie­nił w mię­dzy­na­ro­do­wego ko­losa o rocz­nych ob­ro­tach ze sprze­daży wy­so­ko­ści je­de­na­stu mi­liar­dów do­la­rów[2]. W ob­rę­bie tego cza­row­nego skrawka Pa­ryża Karl osią­gnął naj­wyż­szą po­zy­cję w spo­łecz­nych, fi­nan­so­wych i in­te­lek­tu­al­nych krę­gach mia­sta i udało mu się zo­stać jedną z naj­bar­dziej nie­zwy­kłych ikon kul­tury ostat­nich dzie­się­cio­leci.
Na po­czątku no­wego mi­le­nium w pro­jek­tanta wstą­piło nowe ży­cie. Za­ła­twił trudną sprawę z fran­cu­skim urzę­dem skar­bo­wym, usta­la­jąc, że ofi­cjal­nie jest miesz­kań­cem Mo­nako, ale zgo­dził się za­pła­cić po­datki od swo­ich fran­cu­skich do­cho­dów[3]. Przez więk­szość lat dzie­więć­dzie­sią­tych miał nad­wagę, którą ukry­wał pod luź­nymi czar­nymi gar­ni­tu­rami sy­gno­wa­nymi przez awan­gar­do­wych ja­poń­skich pro­jek­tan­tów i za wiel­kim wa­chla­rzem, jed­nym ze swo­ich dłu­go­let­nich atry­bu­tów. Po­tem, w 2000 roku, roz­po­czął ra­dy­kalne od­chu­dza­nie. Mó­wił wszyst­kim, że chce schud­nąć, aby móc no­sić do­pa­so­wane ubra­nia naj­bar­dziej wzię­tego pro­jek­tanta odzieży mę­skiej, He­diego Sli­mane’a, pra­cu­ją­cego dla marki Chri­stian Dior. Hedi był zresztą mło­dym męż­czy­zną, któ­rego Karl uwa­żał za dość atrak­cyj­nego. Osta­tecz­nie Karl zrzu­cił czter­dzie­ści ki­lo­gra­mów w ciągu trzy­na­stu mie­sięcy. „Jak­bym zdjął z sie­bie parkę z tłusz­czu”, po­wie­dział po­tem[4].
W tam­tych la­tach Karl za­czy­nał każdy dzień o pią­tej albo szó­stej rano. Bu­dził się w swoim osiem­na­sto­wiecz­nym apar­ta­men­cie i na­rzu­cał na sie­bie szla­frok z bia­łej wy­kroch­ma­lo­nej piki. Miał ry­go­ry­styczne po­dej­ście do pracy i rów­nie dro­bia­zgowo pod­cho­dził do wła­snego wy­glądu – nie­raz szta­fi­ro­wał się ran­kiem aż dwie go­dziny[5]. Pierw­szym za­da­niem było zwią­za­nie się­ga­ją­cych do ra­mion wło­sów w koń­ski ogon, który no­sił od końca lat sie­dem­dzie­sią­tych. „Moje fa­lu­jące, nie­sforne włosy nie ukła­dają się do­brze, na­wet gdy są krót­kie – wy­ja­śniał. – Wy­glą­dają jak na­leży, tylko gdy są ze­brane do tyłu”[6]. Do­piero póź­niej, w la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych, pod­kre­ślał swój znak roz­po­znaw­czy bielą, przy­pró­sza­jąc włosy su­chym szam­po­nem. Po kilku go­dzi­nach po­ran­nego szki­co­wa­nia w ga­bi­ne­cie przy­le­ga­ją­cym do sy­pialni uda­wał się do do­sko­nale upo­rząd­ko­wa­nej gar­de­roby, by wy­brać strój dzienny. Gdy od­zy­skał szczu­płą syl­wetkę, za­czął no­sić do­pa­so­wane gar­ni­tury albo kurtki z wą­skimi dżin­sami i białe ko­szule o wy­so­kich koł­nie­rzy­kach, szyte na miarę w fir­mie Hil­ditch & Key. We wrze­śniu 2003 roku, tuż po swo­ich sie­dem­dzie­sią­tych uro­dzi­nach, wy­stą­pił we fran­cu­skiej te­le­wi­zji w no­wym wy­mu­ska­nym wy­da­niu. Pro­wa­dzący pro­gram za­su­ge­ro­wał, że upu­dro­wa­nymi wło­sami i wiel­ko­pań­skim sty­lem ży­cia Karl przy­wo­dzi na myśl czło­wieka z in­nej epoki. „Je­stem za­równo prost­szy, jak i no­wo­cze­śniej­szy – od­parł. – Wolę żyć w trze­cim mi­le­nium niż w wieku XVIII albo XIX, któ­rego nie cier­pię, albo w XX, który był w po­rządku. Wolę dziś”[7].

 
Uro­dziny Karla 10 wrze­śnia wy­pa­dały w pią­tek. Rzadko chciał je świę­to­wać, bo je­żył się na wszystko, co zbyt mocno sku­piało się na jego prze­szło­ści. Jed­nak dwie przy­ja­ciółki, Fra­nço­ise Du­mas, pu­bli­cystka o wspa­nia­łych ko­nek­sjach oraz or­ga­ni­za­torka róż­nych wy­da­rzeń, i Be­thy La­gar­dère, była mo­delka z Bra­zy­lii i wdowa po fran­cu­skim prze­my­słowcu Jean-Lucu La­gar­dèrze, za­py­tały, czy Karl po­zwoli im zor­ga­ni­zo­wać przy­ję­cie uro­dzi­nowe. Zgo­dził się. Przy­stał na coś ta­kiego po raz pierw­szy, a one miały dwa­dzie­ścia cztery go­dziny na re­ali­za­cję[8]. Wy­da­rze­nie od­było się w oka­za­łej osiem­na­sto­wiecz­nej po­sia­dło­ści La­gar­dère’a (jed­nym z naj­wspa­nial­szych pry­wat­nych do­mów w Pa­ryżu, przy rue Bar­bet de Jouy, na­le­żą­cym obec­nie do ko­lej­nego bli­skiego przy­ja­ciela Karla, Ber­narda Ar­naulta). „To był wspa­niały dzień, z nie­zwy­kłym świa­tłem – wspo­mi­nała La­gar­dère. – Opróż­ni­ły­śmy sa­lon i usta­wi­ły­śmy długi stół na kil­ka­na­ście osób. Za­le­żało nam na wy­jąt­ko­wym efek­cie, więc ustro­iły­śmy po­kój bia­łymi or­chi­de­ami. I za­czę­ły­śmy za­pra­szać przy­ja­ciół Karla”[9].
Choć przy­ję­cie zor­ga­ni­zo­wano po­spiesz­nie, bez trudu zwa­biono go­ści. Wielu rzu­ciło wszystko, żeby tylko się po­ja­wić: księż­niczka Ka­ro­lina z Mo­nako i Er­nest Au­gust, książę Ha­no­weru i Brunsz­wiku, ak­torki Je­anne Mo­reau i Isa­belle Hup­pert, pro­jek­tant Hedi Sli­mane, po­li­tyczka Ro­se­lyne Ba­che­lot, de­ko­ra­tor Ja­cques Grange z part­ne­rem, wła­ści­ciel ga­le­rii Pierre Pas­se­bon. Był to dîner placé, więc Du­mas i La­gar­dère wzo­rowo roz­pla­no­wały miej­sca przy stole. Tym­cza­sem Karl przy­pro­wa­dził nie­spo­dzie­wa­nego go­ścia. „Nie uprze­dził nas, że być może przyj­dzie z Amandą Har­lech albo inną przy­ja­ciółką, po czym na­gle zja­wił się z Yoko Ono – wspo­mi­nała ze śmie­chem La­gar­dère. – Spra­wiał wra­że­nie za­do­wo­lo­nego z sie­bie”[10].
W po­koju o ciem­nych bo­aze­riach i drzwiach wi­siały osiem­na­sto­wieczne ry­ciny w zło­tych ra­mach, a drzwi bal­ko­nowe wy­cho­dziły na ogród. Długi stół oświe­tlały świece w ma­syw­nych po­zła­ca­nych świecz­ni­kach, a zdo­biły białe or­chi­dee w wiel­kich krysz­ta­ło­wych mi­sach wy­peł­nio­nych świe­żymi zie­lo­nymi wi­no­gro­nami – dzieło ulu­bio­nej pa­ry­skiej kwia­ciarni Karla, La­chaume. Go­ści ob­słu­gi­wało sze­ściu kel­ne­rów w bia­łych dwu­rzę­do­wych ma­ry­nar­kach, bia­łych ko­szu­lach i czar­nych kra­wa­tach. Po dra­stycz­nym od­chu­dza­niu Karl bar­dzo uwa­żał na to, co je. Pla­nu­jąc uro­dzi­nową ko­la­cję, Du­mas i La­gar­dère zwró­ciły się do sa­mego Guya Sa­voy, uwa­ża­nego za jed­nego z naj­lep­szych sze­fów kuchni na świe­cie. Sa­voy przy­go­to­wał dla Karla i jego przy­ja­ciół wy­ra­fi­no­wane menu: ho­mar z Bre­ta­nii z sa­łatką z ba­kła­ża­nów i mor­skich kra­bów, zupa z kar­czo­chów z czar­nymi tru­flami, gla­zu­ro­wana gicz ja­gnięca i ziem­niaki z tru­flami oraz cia­sto cze­ko­la­dowe ser­wo­wane na cie­pło, po­kryte masą mig­da­łową i kre­mem z cy­ko­rii. Cho­ciaż Karl rzadko pi­jał al­ko­hol, Fran­cja to jed­nak Fran­cja, więc Sa­voy do­brał do po­siłku od­po­wied­nie wina: bia­łego bur­gunda Meur­sault, rocz­nik 2001, i czer­wone bor­de­aux Château La La­gune, rocz­nik 1995[11].
Tego wie­czoru Karl miał na so­bie ciemny gar­ni­tur, białą ko­szulę z bar­dzo wy­soką stójką, wą­ski czarny kra­wat i czarne oku­lary prze­ciw­sło­neczne. Włosy oczy­wi­ście zwią­zane w koń­ski ogon i przy­pu­dro­wane na biało. Jak za­wsze w pry­wat­nych kon­tak­tach był ser­deczny, uj­mu­jący i za­cie­ka­wiony roz­mów­cami. Go­ście wi­dzieli, że jest w świet­nym na­stroju, pa­no­wała szcze­gól­nie od­świętna at­mos­fera. „Ko­la­cja się prze­cią­gała – opo­wia­dała La­gar­dère. – Wszy­scy try­skali hu­mo­rem. Oświe­tle­nie było nie­zwy­kłe, po­si­łek do­sko­nały, miało się po­czu­cie praw­dzi­wej har­mo­nii. Na­wet gdy­by­śmy pla­no­wały ten wie­czór przez cały mie­siąc, nie mógłby być bar­dziej udany”[12].
Gdy przy­ję­cie do­bie­gło końca, a go­ście ru­szyli do wyj­ścia, cze­kała ich ostat­nia nie­spo­dzianka. Na sta­rym bruku dzie­dzińca, cour d’hon­neur, Du­mas i La­gar­dère usta­wiły dzie­siątki świec, które roz­świe­tlały pa­ry­ską noc, two­rząc wielką li­terę K[13].

 
W ko­lejny pią­tek pod­czas pu­blicz­nego wy­da­rze­nia od­by­wa­ją­cego się na naj­wyż­szym pię­trze Cen­tre Pom­pi­dou Karl z waż­nego pro­jek­tanta zmie­nił się w mię­dzy­na­ro­dową su­per­gwiazdę. „Pro­jek­tanci mody uwa­żają się za wiel­kie sławy – po­wie­dział wów­czas Hedi Sli­mane, pro­jek­tant Dior Homme. – A tak na­prawdę wcale nie są sławni, na­wet Ca­lvin Klein. Jest tylko je­den sławny pro­jek­tant mody – Karl”[14].
Zy­skał jesz­cze więk­szą niż do­tąd sławę dzięki ko­lek­cji kap­su­ło­wej dla H&M, szwedz­kiego ko­losa, z rocz­nymi zy­skami ze sprze­daży w wy­so­ko­ści 6,2 mi­liarda do­la­rów oraz ty­sią­cami skle­pów w dzie­więt­na­stu kra­jach (obec­nie zy­ski ze sprze­daży prze­kra­czają rok­rocz­nie 25 mi­liar­dów do­la­rów). Czło­wiek, który spra­wił, że Cha­nel stało się jedną z naj­bar­dziej eks­klu­zyw­nych ma­rek na świe­cie, wszedł do ma­in­stre­amu. Za­mie­rzał zro­bić to, czego jesz­cze ni­komu nie udało się osią­gnąć: po­łą­czyć ele­gan­cję haute co­uture z siłą rynku ma­so­wego od­biorcy (dwa­dzie­ścia lat wcze­śniej, w roku 1983, kiedy Hal­ston pró­bo­wał zro­bić to samo z JCPen­ney, znisz­czyło mu to ka­rierę, gdyż z dnia na dzień wy­le­ciał z Berg­dorf Go­od­man)[15].
Współ­praca Karla z H&M uka­zuje wiele cech, które wy­róż­niały go spo­śród in­nych pro­jek­tan­tów. Za­wsze był cał­ko­wi­cie sku­piony na te­raź­niej­szo­ści. Cho­ciaż do­brze znał hi­sto­rię, uwa­żał, że no­stal­gia jest okropna. Poza tym fa­scy­no­wało go wszystko, co działo się w świe­cie stylu, i za­wsze wie­dział, co w tra­wie pisz­czy. Rzadko zda­rzało się, by umknął jego uwa­dze ja­kiś trend mody, nowy utwór mu­zyczny czy ruch ar­ty­styczny. A wresz­cie, w prze­ci­wień­stwie do in­nych pro­jek­tan­tów, a już na pewno tych po sie­dem­dzie­siątce, Karl za­wsze był skory do po­dej­mo­wa­nia ry­zyka.
W spra­wie pro­jektu dla H&M zwró­cił się do niego Do­nald Schne­ider, były dy­rek­tor ar­ty­styczny fran­cu­skiego „Vo­gue’a”, który przy­go­to­wy­wał kam­pa­nie re­kla­mowe dla tej firmy odzie­żo­wej. Za­dzwo­nił, by przed­sta­wić mu swój po­mysł. „Spy­ta­łem go, czy zna tę szwedzką markę, a on od­po­wie­dział: «Oczy­wi­ście, wszy­scy asy­stenci się tam ubie­rają»”. Karl po raz pierw­szy zwró­cił na nią uwagę, gdy je­chał do stu­dia Cha­nel. W win­dzie spo­tkał atrak­cyjną młodą ko­bietę w dżin­sach i twe­edo­wym płasz­czu, miała też pi­ko­waną skó­rzaną to­rebkę. Gdy skom­ple­men­to­wał wy­gląd ko­biety, po­wie­działa: „To­rebka jest od Cha­nel, ale płaszcz z H&M – nie stać mnie na taki od Cha­nel”[16]. Karl za­uwa­żył, że marka jest już znana w jego świe­cie, wy­czuł jej zna­cze­nie i po­ten­cjał. „Na­tych­miast pod­chwy­cił po­mysł – mó­wił Schne­ider. – Roz­mowa trwała ze dwie mi­nuty. Po­wie­dzia­łem: «Świet­nie, zor­ga­ni­zuję pierw­sze spo­tka­nie»”. Już miał się roz­łą­czyć, kiedy usły­szał, że Karl mówi: „Nie, mam py­ta­nie”. „Po­my­śla­łem: «O nie, za­czyna się, pew­nie za­żąda dzie­się­ciu mi­lio­nów euro czy coś»”. Za­miast tego Karl spy­tał: „Do­nald, czy zwró­ci­łeś się z tym do ko­goś jesz­cze, pro­po­no­wa­łeś coś in­nym pro­jek­tan­tom?”. „Nie, ty je­steś pierw­szy”. Od­po­wiedź Karla brzmiała: „Okej, więc zróbmy to”.
„Wiele o tym my­śla­łem przez lata – wspo­mi­nał Schne­ider. – Je­stem pe­wien, że inni pro­jek­tanci, do któ­rych mógł­bym wtedy za­dzwo­nić, jak Tom Ford, chcie­liby wie­dzieć, kto ro­bił to wcze­śniej. «Nie, naj­pierw spró­buj z in­nymi, a po­tem, je­śli po­mysł wy­pali, mo­żemy o tym po­ga­dać». Na tym wła­śnie po­le­gała róż­nica. Karl wy­czuł, ja­kie zna­cze­nie może mieć ten pro­jekt, chciał go zre­ali­zo­wać – i to jako pierw­szy”[17].
Cho­ciaż Karl miał ochotę wy­ko­nać tak od­ważny ruch, nie­które osoby z jego ze­społu miały mnó­stwo wąt­pli­wo­ści. Ca­ro­line Le­bar, która pra­co­wała z La­ger­fel­dem od 1985 roku nad jego wła­sną marką, za­py­tała: „Ale czy ty w ogóle wi­dzia­łeś te ubra­nia z H&M?”. Wspo­mniała o mar­nej ja­ko­ści ma­te­ria­łów, kroju, brzyd­kim wy­stroju skle­pów. Była prze­ra­żona. „Ależ z cie­bie mieszczka!”, prych­nął Karl[18].
Po­sta­no­wił ujaw­nić pro­jekt, który przez więk­szość roku utrzy­my­wał w se­kre­cie, we wto­rek 17 wrze­śnia w re­stau­ra­cji Geo­r­ges, miesz­czą­cej się na szó­stym pię­trze Cen­tre Pom­pi­dou. Efek­towna, fu­tu­ry­styczna prze­strzeń miała prze­szklone ściany i ta­ras na da­chu, z któ­rego roz­cią­gał się fan­ta­styczny wi­dok na Pa­ryż. Z gło­śni­ków dud­niły naj­now­sza mu­zyka ta­neczna i eu­ro­pej­ski pop, a wi­ru­jąca dys­ko­te­kowa kula roz­sie­wała ko­lo­rowe „za­jączki” na szy­bach. W szkla­nych ga­blo­tach roz­miesz­czo­nych wzdłuż ścian stały ma­ne­kiny pre­zen­tu­jące naja­trak­cyj­niej­sze pro­jekty, głów­nie czarno-bia­łej ko­lek­cji obej­mu­ją­cej trzy­dzie­ści przed­mio­tów, któ­rych ceny wa­hały się od 19,90 do­lara za ti­szert do 419 do­la­rów za płaszcz z mie­szanki wełny i kasz­miru[19]. W ko­lek­cji zna­la­zły się ubra­nia dla ko­biet i męż­czyzn oraz ak­ce­so­ria, ta­kie jak skó­rzane to­rebki, bie­li­zna dam­ska oraz per­fumy Li­quid Karl. Ubra­nia – dżer­se­jowe spód­nice, golfy, ko­szule smo­kin­gowe oraz zdo­bione ce­ki­nami ma­ry­narki – były pro­ste, no­wo­cze­sne i nie­wąt­pli­wie bar­dzo pa­ry­skie.
Przy­ję­cie przy­cią­gnęło ty­siące go­ści – re­dak­to­rów działu mody, mo­delki, przy­ja­ciół Karla. Pro­jek­tant, znany z tego, że za­wsze się spóź­nia, tym ra­zem zja­wił się tuż po cza­sie z mo­delką Erin Was­son, któ­rej przy­dzie­lił główną rolę w kam­pa­nii dla H&M, w któ­rej wy­stą­piła u jego boku. W to­wa­rzy­stwie kilku in­nych osób wje­chali na przy­ję­cie w Pom­pi­dou ru­cho­mymi scho­dami. „Był piękny letni wie­czór, wszy­scy wy­le­gli na ta­ras, gdzie pod go­łym nie­bem po­pi­jali szam­pana i czę­sto­wali się prze­ką­skami – wspo­mi­nał Schne­ider. – Wszę­dzie po­roz­sta­wiano ka­napy i fo­tele, było tro­chę jak w klu­bie na plaży. Karl wje­chał scho­dami wraz ze swą świtą i przy­po­mi­nało to wej­ście Mi­cha­ela Jack­sona. Lu­dzie za­częli krzy­czeć, kla­skać, pod­ska­ki­wać, by móc go zo­ba­czyć”[20].
Był oto­czony przez fo­to­gra­fów, ka­me­rzy­stów i dzien­ni­ka­rzy. Pe­wien hisz­pań­ski żur­na­li­sta, nie­za­do­wo­lony z tego, że wcze­śniej tego dnia nie udało mu się uzy­skać wy­wiadu, pró­bo­wał wsko­czyć w śro­dek wia­nuszka wo­kół Karla i zo­stał wy­pro­wa­dzony przez ochronę. Séba­stien Jon­deau, szo­fer pro­jek­tanta, jego ochro­niarz oraz se­kre­tarz, miał na oku tłu­mek ota­cza­jący pra­co­dawcę. Karl, w sa­mym środku za­mie­sza­nia, z któ­rego był naj­wy­raź­niej bar­dzo rad, wkro­czył w krąg go­ści.
„Uwiel­biał być w cen­trum uwagi – mó­wiła Anna Win­tour, re­dak­torka na­czelna «Vo­gue’a», dłu­go­let­nia przy­ja­ciółka Karla. – Jako pierw­szy zro­zu­miał moc sławy, wy­ko­rzy­sty­wał ją i wzmac­niał. Nie­któ­rzy pro­jek­tanci mają po­dej­ście eli­ta­ry­styczne, a Karla, który pod pew­nymi wzglę­dami był sno­bem, ce­cho­wał de­mo­kra­tyzm. Chciał po­do­bać się ca­łemu światu. Mam na my­śli to, że chciał go­ścić na swoim przy­ję­ciu wszyst­kich”[21].

 
Do­kład­nie trzy ty­go­dnie póź­niej, w pią­tek 8 paź­dzier­nika Karl do­ko­nał ko­lej­nego wy­czynu. Mi­nęło już po­nad dwa­dzie­ścia lat, od­kąd za­czął peł­nić funk­cję dy­rek­tora kre­atyw­nego Cha­nel. Jako pierw­szy po­ka­zał, że DNA wiel­kich pro­jek­tan­tów można pod­ra­so­wać, trak­to­wać żar­to­bli­wie, a na­wet od­rzu­cić, aby stwo­rzyć coś zu­peł­nie in­nego i ak­tu­al­nego. „Karl był pierw­szym z nas, który już w la­tach osiem­dzie­sią­tych wziął się za stary dom, od­re­stau­ro­wał go, a wresz­cie cał­ko­wi­cie od­mie­nił – po­wie­dział Tom Ford w roku 2005. – Kiedy pra­co­wa­łem dla Gucci w la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych, in­spi­ro­wa­łem się tym, co Karl zro­bił w Cha­nel. Są­dzę, że nie tylko wspa­niale kon­ty­nu­ował do­ko­na­nia Coco Cha­nel, ale rów­nież od­no­wił i oży­wił jej markę, która obec­nie stale ko­re­spon­duje ze współ­cze­snym ży­ciem”[22].
Karl pre­zen­to­wał wio­senno-let­nią ko­lek­cję prêt-à-por­ter Cha­nel na rok 2005 w sa­lach wi­do­wi­sko­wych Car­ro­usel du Lo­uvre znaj­du­ją­cych się w pod­zie­miach mu­zeum. Na po­kaz Cha­nel po­łą­czono dwie sale, by po­mie­ścić dużą pu­blicz­ność i jesz­cze więk­sze de­ko­ra­cje. W ostat­nich la­tach wy­biegi umiesz­czano na po­zio­mie pod­łogi, dzięki czemu pu­blicz­ność znaj­do­wała się bli­żej mo­de­lek i ubrań. W tym se­zo­nie Karl po­sta­no­wił pod­nieść wy­bieg, jak to by­wało daw­niej[23]. Po­le­cił też po­kryć go czer­wo­nym dy­wa­nem i za­an­ga­żo­wał do po­kazu dzie­więć­dzie­siąt pięć mo­de­lek[24]. Gdy spece od mody zaj­mo­wali swoje miej­sca, na po­bli­ski par­king pod­ziemny za­je­chał czarny mer­ce­des. Wy­sie­dli z niego re­ży­ser Baz Luhr­mann i Ni­cole Kid­man.
Ak­torka była u szczytu sławy po wielu na­gra­dza­nych fil­mach, ta­kich jak Mo­ulin Ro­uge, Wzgó­rze Na­dziei i Go­dziny, a Karl La­ger­feld wpadł na po­mysł, by za­pro­po­no­wać jej nową rolę – gwiazdy kam­pa­nii re­kla­mo­wej Cha­nel N°5[25]. Kid­man zja­wiła się w czar­nym gar­ni­tu­rze Cha­nel, bia­łym je­dwab­nym sza­liku okrę­co­nym wo­kół szyi, a pu­kle blond wło­sów, czę­ściowo ze­bra­nych do tyłu, opa­dały na twarz. Kid­man i Luhr­mann z żoną Ca­the­rine Mar­tin, pro­jek­tantką ko­stiu­mów, i kil­koma ochro­nia­rzami prze­szli przez par­king. Grupka do­tarła do ma­łego po­miesz­cze­nia z be­żo­wymi za­sło­nami, gdzie po­wi­tał ich Karl. To­wa­rzy­szyła mu jego bli­ska przy­ja­ciółka In­grid Si­schy, re­dak­torka na­czelna „In­te­rview”. Po po­wi­tal­nych po­ca­łun­kach ze­brani po­zo­wali ra­zem do zdjęć, a po­koik roz­świe­tlił błysk fle­szy.
Roz­ma­wiano o po­ka­zie, który miał się za chwilę za­cząć.
„Je­ste­śmy w two­ich rę­kach”, po­wie­dział Luhr­mann do Karla. „Wiem, jak to się robi – za­pew­nił go pro­jek­tant. – Wy je­ste­ście do­brzy w fil­mach, a ja w tym”[26].
Od lat Karl bar­dzo sta­ran­nie two­rzył swój pu­bliczny wi­ze­ru­nek: cia­sno za­cze­sany koń­ski ogon, ciemne oku­lary, strój o su­ro­wym kroju, roz­le­gła wie­dza na te­mat hi­sto­rii i kul­tury, za­bawne, na­wet je­śli zja­dliwe, ko­men­ta­rze. Ów oso­bi­sty ko­deks był rów­nie ry­go­ry­styczny – i rów­nie sku­teczny – co za­sady, które usta­lił dla Cha­nel. Wy­kre­ował barwną po­stać pu­bliczną, różną od jego pry­wat­nego wi­ze­runku, i uwiel­biał da­wać do zro­zu­mie­nia, że to go bawi.
„To twój po­kaz – po­wie­dział Luhr­mann do pro­jek­tanta, su­ge­ru­jąc, że po­wi­nien za­aran­żo­wać ich wej­ście. – Ty nas re­ży­se­ru­jesz”. „To nie mój po­kaz – od­parł Karl. – To nasz po­kaz. Wszy­scy je­ste­śmy tu ak­to­rami”[27].
W Car­ro­usel du Lo­uvre wszy­scy zdą­żyli już za­jąć miej­sca, a fo­to­re­por­te­rzy zbici w gro­madkę na końcu wy­biegu za­częli się nie­cier­pli­wić, kiedy wresz­cie w od­le­głym rogu po­ja­wiła się ak­torka, a świa­tła pa­dły na jej blond włosy i pro­sty ża­kiet Cha­nel. Chaos. Kiedy Kid­man szła na swoje miej­sce w pierw­szym rzę­dzie, ota­czała ją grupa fo­to­gra­fów i dzien­ni­ka­rzy. „Ni­cole! Baz!” Ochro­nia­rze two­rzyli wo­kół nich ochronną ba­rierę. Po­noć na Kid­man na­cie­rało wów­czas stu fo­to­gra­fów i ka­me­rzy­stów[28]. Re­dak­tor mody, który sie­dział w rzę­dzie tuż za nią – Ha­mish Bow­les z „Vo­gue’a” – stwier­dził, że przy­po­mi­nało mu to tłumne sceny z filmu Dzień sza­rań­czy[29]. Po­nie­waż za­mie­sza­nie nie usta­wało, po­kaz roz­po­czął się z nie­mal go­dzin­nym opóź­nie­niem. „Chciał mieć przed­sta­wie­nie, to miał – zrzę­dził je­den z fo­to­gra­fów po po­ka­zie. – Na­wet w Can­nes nie było ta­kiego ści­sku”[30].
Karl mu­siał za­brać głos i po­pro­sił wszyst­kich o po­nowne za­ję­cie miejsc, by można było za­czy­nać[31]. „Chciał za­dymy – wspo­mi­nał Ste­fan Lu­brina, de­ko­ra­tor, który pra­co­wał z Kar­lem przy tym po­ka­zie i przy wszyst­kich in­nych jego du­żych re­ali­za­cjach od trzy­dzie­stu lat. – Ale to wy­mknęło się spod kon­troli. Aż ta­kiego za­mie­sza­nia wcale so­bie nie ży­czył!”[32]
Gdy po­kaz wresz­cie się roz­po­czął, po­dest za­lały świa­tła i za­brzmiał re­miks pio­senki I Wanna Dance with So­me­body Whit­ney Ho­uston. Na końcu wy­biegu, przed fo­to­gra­fami, za ta­kimi sa­mymi ba­rier­kami, ja­kich używa się na fe­sti­walu fil­mo­wym w Can­nes, po­ja­wiły się su­per­mo­delki: Linda Evan­ge­li­sta, Na­omi Camp­bell, Am­ber Val­letta, Sha­lom Har­low, Kri­sten McMe­namy, Eva He­rzi­gová, Erin Was­son i Nadja Au­er­mann. Miały na so­bie stroje wie­czo­rowe Cha­nel z czar­nej sa­tyny i po­zo­wały ra­zem do zdjęć. Gdy szły po wy­biegu, to­wa­rzy­szyli im kro­czący przej­ściem z boku mo­dele w ob­ci­słych czar­nych swe­trach, dzier­żący apa­raty ze sta­ro­świec­kimi fle­szami. Pod ko­niec po­kazu Karl zszedł z wy­biegu, by uca­ło­wać ak­torkę.
Tego wie­czoru wy­dał wy­strza­łową ko­la­cję na cześć Kid­man w swoim osiem­na­sto­wiecz­nym apar­ta­men­cie przy rue de l’Uni­ver­sité 51, zna­nym jako Hôtel Pozzo di Borgo. Na za­pro­sze­niu wid­niał ry­su­nek Karla przed­sta­wia­jący ak­torkę ubraną w za­pro­jek­to­waną przez niego suk­nię ba­lową haute co­uture od Cha­nel ozdo­bioną bla­do­ró­żo­wymi stru­simi pió­rami, srebr­nymi krysz­tał­kami i czte­ro­me­tro­wym tre­nem[33]. Go­ście wcho­dzili przez dzie­dzi­niec i zmie­rzali do głów­nego wej­ścia z wy­so­kim su­fi­tem i im­po­nu­ją­cymi mar­mu­ro­wymi scho­dami. Karl za­mie­nił ja­dal­nię na par­te­rze w stu­dio fo­to­gra­ficzne i ro­bił por­trety przy­by­łym. „Za­wsze lu­bił prze­by­wać i pro­wa­dzić roz­mowy w gro­nie bli­skich przy­ja­ciół – po­wie­działa Amanda, lady Har­lech, która była jedną z naj­bliż­szych współ­pra­cow­nic Karla w Cha­nel i Fendi od roku 1996. – Jed­nak słabo so­bie ra­dził z tak zwaną gadką szmatką w po­koju peł­nym lu­dzi. Tak więc, za­miast sie­dzieć, wo­lał fo­to­gra­fo­wać”[34].
Kid­man zja­wiła się na ko­la­cji w wie­czo­ro­wej sukni bez ra­mią­czek od Cha­nel, ozdo­bio­nej srebr­nym ha­ftem i pa­cior­kami. Przy wej­ściu do domu go­ście byli kie­ro­wani do tyl­nych drzwi, a na­stęp­nie do ogrodu, gdzie spe­cjal­nie na tę oka­zję wy­bu­do­wano kon­struk­cję, która bar­dziej przy­po­mi­nała śred­niej wiel­ko­ści aulę niż zwy­czajny na­miot. W środku bez­błęd­nie od­two­rzono osiem­na­sto­wieczne wnę­trze – wielu są­dziło, że na­dal znaj­duje się w domu – a skala bu­dowli umoż­li­wiła roz­miesz­cze­nie wiel­kich ekra­nów.
„To jedna z naj­pięk­niej­szych ko­la­cji zor­ga­ni­zo­wa­nych przez Cha­nel – wspo­mi­nała Vir­gi­nie Viard, która w 1987 roku zo­stała sta­żystką Karla, a w 2019, po śmierci pro­jek­tanta, jego na­stęp­czy­nią i dy­rek­torką kre­atywną Cha­nel. – Rue de l’Uni­ver­sité była tej nocy wspa­niała. Bar­dzo mnie to cie­szyło przez wzgląd na Karla”[35].
Głów­nym wy­da­rze­niem wie­czoru była pre­miera re­klamy Cha­nel N°5, re­ży­se­ro­wa­nej przez Luhr­manna, z Kid­man w roli głów­nej. Ak­cja dwu­mi­nu­to­wego filmu roz­gry­wała się na fik­cyj­nym Man­hat­ta­nie. Ak­torka, w ró­żo­wej sukni haute co­uture ze stru­simi pió­rami, bie­gnie mię­dzy sto­ją­cymi w korku sa­mo­cho­dami, za­mia­ta­jąc ulicę tre­nem. Ści­gana przez pa­pa­raz­zich bo­ha­terka wi­ru­ją­cych na ekra­nie na­chal­nych na­głów­ków zo­staje przed­sta­wiona jako więź­niarka wła­snej sławy. Wska­kuje do żół­tej tak­sówki i do­strzega, że dzieli tylne sie­dze­nie z za­bój­czo przy­stoj­nym bra­zy­lij­skim ak­to­rem Ro­dri­giem San­toro. „By­łem chyba je­dyną osobą na świe­cie, która nie wie­działa, kim ona jest”, mówi ak­tor. Mu­zyka na­ra­sta, a mię­dzy parą wy­bu­cha ro­mans. Na­tych­miast jed­nak oboje uświa­da­miają so­bie, że ta mi­łość nie ma przy­szło­ści. Za­miast wspól­nej ucieczki na­stę­puje okra­szone łzami – po­że­gna­nie. Przed­kła­da­jąc obo­wią­zek nad na­mięt­ność, ak­torka sa­mot­nie zja­wia się na pre­mie­rze filmu. „Kro­czy scho­dami ku chwale”, jak opi­sał tę scenę Karl[36]. Kid­man wspina się po stro­mych, po­kry­tych czer­wo­nym dy­wa­nem stop­niach, ubrana w za­pro­jek­to­waną przez Karla czarną suk­nię z je­dwab­nego ak­sa­mitu. Głę­boki de­kolt na ple­cach od­sła­nia po­ły­sku­jący na dłu­gim dia­men­to­wym łań­cuszku wi­sio­rek z sym­bo­lem N°5.
Tego wie­czoru we fran­cu­skich wia­do­mo­ściach szcze­gó­łowo re­la­cjo­no­wano wy­da­rze­nia mi­nio­nego dnia. „To nie fe­sti­wal w Can­nes, to fe­sti­wal Karla”, oznaj­mił je­den z dzien­ni­ka­rzy. Na po­czątku re­la­cji te­le­wi­zyj­nej po­ka­zano za­męt, jaki na­stą­pił po zja­wie­niu się Kid­man na po­ka­zie Cha­nel, sceny roz­gry­wa­jące się na wi­downi i krzy­czą­cych fo­to­gra­fów. Szcze­gó­łowo opi­sy­wano naja­trak­cyj­niej­sze pro­jekty ko­lek­cji i ogła­szano, że re­klama w re­ży­se­rii Luhr­manna po­jawi się we fran­cu­skiej te­le­wi­zji już za ty­dzień.
W jed­nej z re­la­cji po­ka­zano pro­jek­tanta, który stoi na wy­biegu tuż po za­koń­cze­niu po­kazu. Re­por­ter te­le­wi­zyjny do­ska­kuje do niego i pyta, czy to prawda, że za­pła­cono Kid­man za udział w re­kla­mie sie­dem mi­lio­nów do­la­rów.
„Nie mam po­ję­cia – od­po­wiada na­tych­miast Karl. – Nie pra­cuję w księ­go­wo­ści!”[37]

 
Wesprzyj nas