Chociaż mógł robić wszystko, na co tylko miał ochotę, to kolekcjonowanie książek stało się jego największą pasją. Harry Elkins Widener, dziedzic fortuny z przełomu XIX i XX wieku pozostawił po sobie zbiór, który stał się podstawą biblioteki uniwersyteckiej.
Harry Elkins Widener urodził się w rodzinie filadelfijskich bogaczy w roku 1885. Już jako dziecko przejawiał zainteresowanie książkami, a gdy tylko osiągnął wiek nastoletni zaczął gromadzić własną kolekcję biblioteczną. Umożliwiły mu to rzecz jasna pieniądze rodziców, ale też gruntowne wykształcenie, które otrzymywał od najmłodszych lat, jasno wskazujące młodzieńcowi iż wiedza pochodząca z książek jest najważniejszym kapitałem życiowym, jaki pomoże mu utrzymać i pomnażać kapitał finansowy zgromadzony przez przodków. Mówiąc krótko: nie miał skłonności do hulaszczego trybu życia i trwonienia fortuny. Chciał siedzieć w bibliotece i chciał aby była coraz i coraz większa.
Ledwie przekroczywszy dwudziestkę posiadał już 1500 woluminów, a jego ambicją było dołączenie do prestiżowego nowojorskiego klubu bibliofilów Grolier Club, o co zabiegał. To stowarzyszenie, założone w styczniu 1884 roku, jest najstarszym istniejącym po dziś dzień klubem bibliofilskim w Ameryce Północnej. Niemniej już w początkowych latach działalności cieszyło się zainteresowaniem elit, ponieważ wielu zamożnych Amerykanów z ochotą oddawało się pasji kolekcjonowania i czytania książek. Inna sprawa, że współcześnie to się wcale nie zmieniło – najbogatsi wciąż deklarują w wywiadach zamiłowanie do czytania książek, twierdząc że bez rozwoju umysłowego nie byliby w stanie zgromadzić i pomnażać swoich fortun.
Marzenia o powiększaniu biblioteki przełożyły się na decyzję o rodzinnej podróży na Stary Kontynent, aby – uwaga, będzie zaskoczenie – zakupić jeszcze więcej rzadkich egzemplarzy książek niż Widener mógł zdobyć w Stanach Zjednoczonych, skąd pochodził. W marcu 1912 roku wybrał się zatem z rodzicami do Londynu, a podczas tej wyprawy musiał stanąć do rywalizacji z innymi młodymi krezusami, którzy także chcieli kupować książki do swoich kolekcji. W przygnębienie wprawiła go porażka podczas aukcji, gdy Henry Huntington zdołał go przelicytować i zgarnąć mu sprzed nosa upatrzone woluminy.
Żal ukoił na Grafton Street, gdzie w znanym antykwariacie udało mu się wypatrzyć wiele cennych pozycji. Pośród nich znalazło się kieszonkowe wydanie esejów Francisa Bacona z 1598 roku. Było to pierwsze wydanie mające wysokość około 12 centymetrów. Inną cenną zdobyczą okazała się broszurka z pierwszego wieku istnienia prasy drukarskiej, wydana w 1542 roku pod tytułem „Przytłaczające wieści o strasznym trzęsieniu ziemi, które miało miejsce w tym roku w mieście Scarbaria”. Tymi dwiema zdobyczami był usatysfakcjonowany tak bardzo, że w ogóle się z nimi nie rozstawał, nawet w podróży powrotnej do domu.
Podróż ta przypadła zaś na początek kwietnia 1912 roku, więc jak na krezusów przystało rodzina nabyła bilety na najbardziej luksusowy statek w owym czasie… Rejs na Titanicu miał okazać się dla młodego Widenera i jego ojca ostatnim w życiu. Katastrofę przeżyła matka Harry’ego, która wraz z pokojówką trafiła do szalupy ratunkowej, a także jego cenne zakupy profesjonalnie przygotowane do transatlantyckiej podróży i zabezpieczone w wodoszczelnym kufrze. Jednak bibliofile owego czasu nie mogli odżałować dwóch publikacji, które Harry Elkins Widener miał w kieszeni, gdy statek tonął. Ich utratą martwili się prawdopodobnie bardziej, niż śmiercią kolekcjonera.
Jakiś czas później Eleanor Elkins Widener, dla uczczenia pamięci syna ufundowała przy Harvardzie – uczelni, którą ukończył, The Harry Elkins Widener Memorial Library. Podstawą biblioteki stała się kolekcja książek zgromadzona przez syna, będąca do dzisiaj dostępna dla studentów i naukowców zainteresowanych dziejami literatury. ■Agnieszka Kantaruk
Ilustracja: portret Harry’ego Elkinsa Widenera namalowany przez Gabriela Ferriera oraz jego exlibris.
Tę historię szczegółowo opisała, pośród wielu innych, Emma Smith w książce „Przenośna magia. Historia książek i ich czytelników”. TUTAJ przeczytasz recenzję i fragment.
Ciekawa historia. Przynajmniej ludzie aż do dziś mogą rozwijać swoją wiedzę dzięki jego pasji. Smutne, że takie krótkie życie. Pewnie, gdyby żył dłużej, to ta kolekcja byłaby ogromna i też by ją pozostawił jakiejś uczelni.