Uznana pisarka i reporterka Karolina Sulej, kulturoznawczyni i zadeklarowana wielbicielka Taylor Swift, kreuje wielowymiarowy portret wokalistki i kompozytorki.


Pierwsza polska książka o najpopularniejszej współczesnej gwieździe pop na świecie.

„Era Taylor Swift” to pasjonująca biografia i reportaż o jednej z ikon naszych czasów, a także książka o zmieniającym się rynku muzycznym, o bebechach showbiznesu, o fanach i hejterach. Lektura obowiązkowa zarówno dla swifties, jak i dla wszystkich pasjonatów świata muzyki i popkultury, którzy chcą zrozumieć fenomen tej unikatowej postaci.

Taylor Swift to fascynujące zjawisko, a nawet uniwersum popkultury. Czterokrotna zdobywczyni Grammy za album roku, rekordzistka list przebojów, człowiek roku magazynu „Time”, bilionerka i jedna z najbardziej rozpoznawalnych osób na świecie. Jej historia nie jest prosta. Biografia Taylor Swift to opowieść o emancypacji, coming of age story, podróż bohaterki w czasach późnego kapitalizmu, kryzysów społecznych i poszukiwania autentyczności

• Czy Taylor Swift jest ich dzielną protagonistką czy może czarnym charakterem?
• Czy można „nosić róż i mieć opinie”?
• Czy można być wrażliwą piosenkarką i zarazem kierować multimedialnym, bilionowym imperium?

Uznana pisarka i reporterka Karolina Sulej, kulturoznawczyni i zadeklarowana wielbicielka Taylor Swift, kreuje wielowymiarowy portret wokalistki i kompozytorki. O jej fenomenie rozmawia zarówno z fandomem, jak i z osobami ze świata muzyki, mediów i psychologii. Takiego portretu Taylor Swift jeszcze nie było.

Karolina Sulej
Era Taylor Swift
Wydawnictwo W.A.B.
Premiera: 17 lipca 2024
 
 

Wstęp

Dear Reader,
nie lubię mocno spolaryzowanych opinii. Nie lubię tworzenia z ludzi idoli ani kozłów ofiarnych, bo często jedno przechodzi zbyt łatwo w drugie. Wkurza mnie, kiedy społeczny fenomen jest intelektualnie zbywany, bo należy do popkultury. Wkurzają mnie prędkie i ostateczne wyroki, szczególnie kiedy dotyczą skomplikowanych osobowości. Fascynują mnie herstorie, które mają własny, nierzadko wyprzedzający trajektorię czasów łuk rozwoju. Fascynują mnie kobiety, które usiłuje się zawstydzać tym, co w przypadku mężczyzn uważa się za dowód siły. Ciekawią mnie osoby, o których tak zwana opinia publiczna wydaje się wiedzieć wszystko, a tak naprawdę wiadomo o nich niewiele. Ciekawią mnie sprzeczności, niejednoznaczności.
Taylor Swift to fascynujące zjawisko, a nawet uniwersum popkultury. Czterokrotna zdobywczyni Grammy w kategorii album roku, rekordzistka list przebojów, człowiek roku magazynu „Time”, bilionerka i jedna z najbardziej rozpoznawalnych osób na świecie. Jej historia nie jest prosta. Biografia Taylor Swift to opowieść o emancypacji, coming of age story, podróż bohaterki w czasach późnego kapitalizmu, kryzysów społecznych i poszukiwania autentyczności. Czy jest ich dzielną protagonistką, czy może czarnym charakterem? Czy można „nosić róż i mieć opinie?”. Czy można być wrażliwą piosenkarką i zarazem kierować multimedialnym bilionowym imperium?
Taylor Swift i jej sukces to też dla mnie zwycięstwo dziewczyństwa. Tay pokazuje, że duch dziewczyństwa może należeć do wszystkich, niezależnie od płci, że to stan umysłu – choć daleko jej pozornie do riot girls z lat dziewięćdziesiątych, dla mnie to dziewczyna, która zrobiła w patriarchacie naprawdę niezłe feministyczne zamieszanie.
Koncerty Taylor Swift w Polsce to wydarzenie, którego ciężar gatunkowy można porównać chyba jedynie do przyjazdu Michaela Jacksona na warszawskie Bemowo we wrześniu 1996 roku. Miałam wtedy jedenaście lat i w zachwycie stałam pod płotem wojskowego lotniska. Dziś, jako dorosła, chciałabym zatrzymać się na chwilę i zastanowić – dlaczego koncert Taylor jest tak ważny, dlaczego właśnie ta dziewczyna zyskała tak wielką sławę?
Pomyślałam, że to świetny moment, żeby z miejsca, gdzie mieszkamy, przyjrzeć się osobie, która do nas przyjeżdża, jej fenomenowi, jej tekstom, poszukać w personie człowieka, znaleźć konteksty dla odbioru jej twórczości oraz porozmawiać z tutejszymi Swifties, dla których Blondyna jest ważną częścią życia.
Ta książka z konieczności jest także o mnie, o tym, co ja widzę, kiedy patrzę na Taylor, i co słyszę w jej słowach. Na co dzień jestem reporterką, zajmuję się antropologią mody, kuratoruję, promuję czytelnictwo, nagrywam podcasty, piszę o feminizmie, pracuję w archiwach trudnej wojennej historii, działam jako aktywistka w NGO-sie. Ale jestem też Swiftie. Michał Nogaś nazwał mnie kiedyś Taylor Swift literatury polskiej – teraz ten żart jest jeszcze bardziej na czasie.
Mam nadzieję, że tą książką uda mi się sprawić, że będziecie postrzegać Taylor nieco lepiej, jeszcze bardziej wielowymiarowo i po swojemu.
Karolina Sulej

1989

„Nazywam się Taylor Swift” – tak rozpoczynają się koncerty podczas trwającej już kolejny rok The Eras Tour.

Nazywam się Taylor Swift” – tak rozpoczynają się koncerty podczas trwającej już kolejny rok The Eras Tour. W każdym kraju artystka przedstawia się w używanym tam języku. Europejską część trasy koncertowej zaczęła więc od: „Je m’appelle Taylor!”.

Jeśli chciałaby być precyzyjna, mogłaby dodać, Taylor Allison Swift. W trakcie trasy do albumu 1989 dodawała jeszcze: „I urodziłam się w 1989”. Album ten w 2015 roku wywindował ją na światowy parnas popkultury. 13 grudnia, czyli dzień swoich urodzin, uznała za szczęśliwą datę, „13” rysuje przed koncertami na dłoni jako ochronny symbol. Trzynaście bywa liczbą piosenek na albumach, osiemdziesiąt dziewięć to liczba fanów na pojedynczej imprezie przedpremierowego odsłuchu płyty – przez wiele lat zapraszała na takie prywatne wydarzenia. Lubi bawić się datą urodzin i kodować ją w swoich przekazach, podobnie jak swój znak zodiaku – Strzelec – który raz pojawił się nawet w tytule piosenki.
Dostała na imię Taylor po części ze względu na słabość rodziców do piosenkarza country Jamesa Taylora, a po części dlatego, że mama Andrea uznała, że neutralne płciowo imię zmniejszy prawdopodobieństwo, że córkę dotknie mizoginia podczas rekrutacji na jakieś eksponowane stanowisko. Oboje z mężem Scottem zrobili kariery w obszarze ekonomii i zarządzania – ale Andrei od początku w biznesie było trudniej. Nadanie córce takiego imienia było więc zarazem wyrazem czułości i troski, jak i zwyczajnego pragmatyzmu.
Taylor urodziła się społecznie uprzywilejowana – Swiftowie byli już majętni, kiedy przyszła na świat, a wraz z jej dorastaniem tylko się bogacili. Nie wychowywała się warunkach, które można by uznać za typowe dla życia większości obywateli Stanów Zjednoczonych. Rodzice chuchali na nią i dmuchali, pozwalając jej skupić się na nauce i rozwoju pasji.
Zadbana i oderwana od wyzwań dnia codziennego Taylor rosła jako marzycielka i samotniczka. Całymi dniami biegała między świerkami na jedenastoakrowej farmie choinek bożonarodzeniowych na przedmieściach Reading w Pensylwanii, w okręgu Cumru. Farma należała do dziadka Taylor, który kupił ją od jednego ze swoich klientów (działał na rynku nieruchomości), i stanowiła dodatkowy dochód rodziny. Dla Taylor zaś tajemniczy ogród, gdzie mogła wymyślać historie. Słynna książka Frances Hodgson Burnett stanie się dla niej metaforą świata wyobraźni w ogóle – ów „tajemniczy ogród” to miejsce, gdzie nie może zajrzeć żaden wścibski obiektyw, miejsce, z którego zawsze zaczerpnie siłę. Jak napisze po latach w hicie Shake It Off – „jest we mnie muzyka, która gra, że wszystko będzie dobrze”1.
Tay szybko nauczyła się, że spacery po lesie fikcji może także urządzać, stawiając litery na kartce. Już jako sześciolatka próbowała składać wiersze i pisała opowiadania. Na jeden z ogólnokrajowych konkursów literackich w wieku dziesięciu lat stworzyła następujący wierszyk: „There’s a monster in my closet and I don’t know what to do / have you ever seen him / has he ever pounced on you?”. Konkurs wygrała. Potwory spod łóżka i z szafy, któż się ich nie obawiał? Dla dorosłej Taylor potwory, duchy, zjawy, widma pozostaną metaforami jej stanów emocjonalnych.
Jako czterolatka podbiegała do nieznajomych, śpiewając piosenki z Króla Lwa, wprawiając w zawstydzenie rodzinę, która starała się ją od nich odciągnąć. Zapamiętywała bez wysiłku piosenki z radia albo tematy z ulubionych kreskówek. Odmawiała zasypiania bez historyjek na dobranoc. Dopóki w 1997 roku rodzina nie przeprowadziła się do większego miasta – Wyomissing – jej dorastanie było pełne wolności i nieustannych zabaw. Kochała jeździć na kucykach i na traktorze, skakać w siano i biegać ze skołtunionymi włosami w pogoni za wyimaginowanymi przyjaciółmi.
Kiedy jednak pytano ją, kim chce zostać, gdy dorośnie, odpowiadała z pewnością w głosie, że finansistką, bo tak słyszała od mamy i taty, a była grzeczną dziewczynką. Scott Kinsley Swift studiował biznes i marketing na Uniwersytecie Delaware, jego ojciec, jak również dziadek także pracowali w finansach. Po studiach założył Swift Group zajmującą się bankowością inwestycyjną. Oferował doradztwo pod parasolem konsorcjum Merril Lynch, gdzie w latach dziewięćdziesiątych, po wchłonięciu grupy przez firmę, awansował na stanowisko wicedyrektora. Andreę Gardener Finlay poznał w delegacji, była o sześć lat młodsza, pracowała jako dyrektorka do spraw marketingu w agencji reklamowej i rozkręcała karierę w funduszach powierniczych. Pobrali się w obrządku katolickim w 1988 roku, a Taylor urodziła się rok później. Rodzinna anegdota głosi, jakoby pediatra powiedział świeżo upieczonej matce, że jej dziecko ma bardzo miłe wejrzenie, ale żeby nie dała się na to nabrać, bo mała dokładnie wie, czego chce i jak to zdobyć.
Brat Tay, Austin, urodził się na początku marca 1993. Andrea rzuciła wtedy karierę i skupiła się na macierzyństwie. Była i pozostaje bardzo blisko z Taylor, która traktuje ją jak przyjaciółkę. To do niej jako pierwszej dzwoni się wypłakać i wygadać. Andrea zawsze potrafi przemówić jej do rozsądku i praktycznie doradzić. Ojca Taylor postrzega jako osobę do przesady entuzjastyczną, przytulastą (Taylor ma to po nim, jak mawia, „I’m a hugger”). Szanuje jego finansowy know-how, a tata wciąż pracuje w teamie menedżerskim Taylor, mimo że w 2011 roku rodzice się rozwiedli, a Tay była zawsze w głębszym kontakcie emocjonalnym z matką.
Domyślać się można, że przynajmniej po części na kondycję małżeństwa musiał wpłynąć fakt, że Andrea jeździła z nastoletnią Tay w trasy koncertowe, podczas gdy Scott pracował na etacie i spędzał czas w domu z jej bratem. Taylor nigdy publicznie nie odniosła się do rozwodu, o którym zresztą opinia publiczna dowiedziała się dopiero po latach.
Tu z kolei domyślać się można, że Swiftowie sądzili, iż rozwód w rodzinie może mieć negatywny wpływ na obraz Taylor w oczach konserwatywnej części publiczności słuchającej country. A może po prostu uznali, że jest to ich prywatna sprawa, niezwiązana przecież z karierą ich córki.
Scott i Andrea nadal jeżdżą na koncerty Taylor, a ostatnio także na mecze jej aktualnego partnera, futbolisty Travisa Kelce, i jego drużyny Kansas City Chiefs. Tay w każdym wywiadzie podkreśla, jak wiele zawdzięcza rodzicom i jak jest do nich podobna. Po mamie ponoć wzięła uporządkowanie i obowiązkowość, a po ojcu zdolność do zaprzyjaźniania się z każdym w pięć minut. Przyznaje, że z domu wyniosła też tendencję do nadmiernego planowania, dyscyplinowania się i przymus sprawowania kontroli. Była wychowywana na dobrą chrześcijankę. Kiedy uznawała, że popełniła jakiś „grzech”, sama sobie wymierzała karę – na przykład zamykała się w pokoju i zabraniała sobie wychodzić do znajomych. Do tej pory potrafi być wobec siebie bardziej krytyczna niż jej hejterzy. Jedyna sfera, nad którą nie panuje, to uczucia. „Ale wtedy zawsze mówię sobie, dasz radę. Napiszesz o tym piosenkę. Nauczyłam swój mózg, żeby reagował tak: Ból? Pisz o tym piosenkę! Silna emocja? Pisz o tym piosenkę”.

***

Próżno szukać w otoczeniu dorastającej dziewczynki z wielką blond grzywą inspirujących rodzinnych artystów – z jednym wyjątkiem. To babcia, mama Andrei, Marjorie Finlay, śpiewaczka operetkowa i musicalowa, o której Taylor w przyszłości napisze piosenkę zatytułowaną po prostu Marjorie. Podobno od razu zauważono ich fizyczne podobieństwo oraz że łączy je „to coś”, je ne sais quoi, co sprawia, że to w ich stronę zwracają się wszystkie głowy, kiedy wchodzą do pokoju.
W Wyomissing Taylor trafiła do podstawówki prowadzonej przez zakonnice, do Alvernia Montessori School. Jej marzycielstwo nie przypadło do gustu pyskatym koleżankom. Jako dwunastolatka napisze przejmującą piosenkę The Outside, gdzie skarży się: „How can I ever try to be better? / Nobody ever lets me in”. Muzyka staje się jej ucieczką, chroni się w niej, jak w ukochanym lesie z dzieciństwa. W szczególności lubi country. Ten gatunek śpiewa chociażby Margaret LeAnn Rimes, zaledwie kilka lat starsza. Taylor podoba się, że piosenki oparte są na historiach wziętych z życia. I to, że Shania Twain czy Dixie Chicks śpiewają tylko to, co same napiszą. „Writing is pretty involuntary to me”, będzie podkreślać w wywiadach.
Jako podlotek pisze już codziennie, to odruch i rytuał. Prowadzi dekorowany nalepkami i błyskotkami pamiętnik, notuje ulubione teksty i słowa. Zaczyna też uczyć się gry na gitarze. Rodzice próbują protestować, kiedy prosi ich o dwunastostrunowy instrument, argumentują, że ma za małe paluszki, że lepiej zacząć od tradycyjnych sześciu strun. Taylor z przekorą, którą zawsze będzie reagować, kiedy ktoś powie jej, że nie da rady czegoś zrobić, zapewnia ich, że żadna inna gitara jej nie ucieszy. Jest uparta, nawet kiedy ćwiczenia to męka, a palce krwawią i bolą.
Szkolne korytarze w czasie przerw są dla niej towarzyskim wyzwaniem, ale lubi występować na scenie – gra w musicalach w lokalnym teatrze, świetnie czuje się w głównych rolach. Ale aktorstwo to za mało – chciałaby wyśpiewywać swoje słowa, jak jej idolki country. W jej małoletniej głowie powstaje poważny plan – nie zostanie finansistką, będzie piosenkarką country. Zaczyna odwiedzać lokalne bary karaoke – podczas gdy rozmaici goście piją piwo i fałszują aktualne hity, ona w pełni skupiona śpiewa, jakby występowała przed stadionową publicznością. Andrea albo Scott zawsze są tuż obok – nie chcą, żeby sama włóczyła się po przybytkach dla dorosłych, a wiedzą, że z jej determinacją nie utrzymają jej w domu. W pewnym momencie kameralna (i mało uważna) publiczność barów przestaje jej wystarczać.
Zorientowała się bowiem, że niezłą okazją do zaprezentowania się jest wykonywanie hymnu przed lokalnymi zawodami sportowymi – raz zaśpiewała nawet przed rozpoczęciem zawodów US Open, co było dla niej wielkim wydarzeniem nie tylko ze względu na rangę imprezy, ale także dlatego, że wśród publiczności siedział Jay-Z, który przybił jej piątkę po występie. Przeżywała to przez cały kolejny rok. Rodzina zdążyła przyzwyczaić się do jej marzenia o śpiewaniu, ale zdziwiła się, kiedy pewnego dnia córka zakomunikowała, że prześledziła wnikliwie kariery Dolly Parton i Shanii Twain i wyszło jej, że absolutnie musi pojechać do Nashville, bo właśnie tam ma szansę zostać dostrzeżona.
Poza tym, czego nie powiedziała matce, chciała wyjechać także dlatego, że bardzo przeżywała codzienne szkolne dręczenie. Dzieciaki śmiały się z jej oklejonych plastrami palców, z tego, że nie pije alkoholu i nie wymyka się na imprezy. Zazdrościły jej dostatniego domu, własnego pokoju większego niż ich salony. Nie była cool. Mimo swojej urody i talentu – a może właśnie z tego powodu – nie była częścią żadnej paczki, ale samotną dziewczyną z zeszytem, w którym zapisywała piosenki i wiersze, i która wracała do domu po lekcjach, żeby ćwiczyć akordy.
Beztroska przychodziła dopiero w lecie, w Randy Beach nad jeziorem w New Jersey, gdzie Swiftowie kupili letni dom. Woda, las, kajaki, żaglówki, całe dnie na świeżym powietrzu i towarzysze zabaw z podobnej klasy społecznej – Taylor czuła się tam bezpiecznie. Tam, w wieku czternastu lat, napisała powieść A Girl Named Girl – o dziewczynie, która przychodzi na świat zamiast wyczekiwanego chłopca i mierzy się z nieżyczliwością świata. Tam też po raz pierwszy się zakochała – chłopak w ogóle nie był nią zainteresowany, opowiadał o innych dziewczynach. Piosenkarka poświęci mu bonus track ze swojej debiutanckiej płyty.
Jednak nawet kiedy bawiła się i błaznowała jak wszystkie dzieciaki w jej wieku, cały czas obmyślała, jak zacząć karierę w country. Nie odpuszczała rodzicom i co rusz to wracała do tematu przeprowadzki do Nashville. Początkowo stosunek Swiftów do pomysłu był co najmniej ostrożny – w Wyomissing było im wygodnie, mieli wielki apartament z wewnętrznym basenem i windą, jako członkowie lokalnej elity żyli w luksusie. W końcu Taylor uprosiła Andreę, żeby pozwoliła jej nagrać kilka coverów w lokalnym studiu nagraniowym i zrobić z nich płytę demo, z którą pojadą do Nashville chociaż na kilka dni. Wypalony krążek miał kilka piosenek popularnych wokalistek, a na okładce widniała uśmiechnięta twarz dziewczynki. Andrea zapowiedziała, że zaprowadzi córkę pod drzwi każdej wytwórni, ale nie będzie wchodzić z nią do środka. Podkreśliła, że jeśli Tay naprawdę chce tej kariery, musi nauczyć się walczyć o nią sama. I tak Taylor wkraczała do kolejnych studiów nagraniowych, podchodziła do recepcji i ledwo wystając znad lady, wyraźnie artykułowała:
– Hej, jestem Taylor, mam jedenaście lat, wydajcie mnie!
Po czym wręczała CD.
Ku swojemu dziecięcemu zdziwieniu odkryła, że łatwe to nie będzie – takich jak ona było więcej i żadne wydawnictwo się nią nie zainteresowało. Jeden tylko pracownik zlitował się i zadzwonił, żeby wytłumaczyć, że prezentowanie cudzych nagrań w modusie sprzedawcy ulicznego nie jest najlepszym sposobem autopromocji. Taylor wzięła sobie jego radę do serca – zwłaszcza że jej występy na wydarzeniach sportowych zaczęły wzbudzać zainteresowanie muzycznej branży. Dostrzegł ją ówczesny menedżer Britney Spears, Dan Dymytrow.
Pierwsze zlecenie miało jednak więcej wspólnego z modelingiem niż z muzyką. Pojawiła się w rubryce sponsorowanej przez markę Abercrombie & Fitch w miesięczniku „Vanity Fair”, która przedstawiała obiecujące młode talenty w muzyce i sztuce. W tekście znalazły się m.in. takie cytaty: „Wydaje mi się czasem, że chyba muszę czymś odstraszać chłopaków – ale też nie martwię się tym, że nie mam jeszcze nikogo, bo dopiero odkrywam, kim jestem”. Podkreślała jednak przede wszystkim, że kocha śpiewać i chce opowiadać historie, które będą wzruszać publiczność.
Zmiana strategii wizerunkowej podziałała – miała zaledwie czternaście lat, kiedy zwróciła się do niej wytwórnia RCA Records. Co prawda nie zaproponowali umowy na nagranie płyty, ale przynajmniej stwierdzili, że interesuje ich tak zwany development deal – chcieli poprzyglądać się przez kilka lat, jak ich protegowana będzie się rozwijać. Taylor grymasiła, że kilka lat to dla niej wieczność, ale w rzeczywistości taka umowa była wyjątkowo korzystna – sygnalizowała, że Taylor naprawdę ma szansę zbudować profesjonalną karierę. A przynajmniej właśnie tak odebrali tę ofertę Swiftowie, którzy zdecydowali się podjąć decyzję, o jaką córka od miesięcy zabiegała – postanowili przenieść się do Nashville. Zakomunikowali Tay, że nie będzie to stanowiło problemu i żeby nie miała żadnego poczucia winy. Dorosła Taylor będzie podkreślać, że bardzo docenia ich ówczesne kłamstwo, które uwolniło ją wtedy od wyrzutów sumienia, jakie odczuwałaby w związku z poświęceniem rodziców.
Zamieszkali w domu na przedmieściach Nashville, a Taylor zaczęła bywać w wytwórni RCA, której przedstawiciele poznawali ją z tekściarzami i muzykami. Okazało się też, że szkolne życie w nowym mieście znacząco różni się od udręki, do której była przyzwyczajona. Tutaj jej muzyczne marzenia i ambicje nikogo nie dziwiły. Zyskała też pierwszą przyjaciółkę, Abigail Anderson, która pozostaje w jej towarzyskim kręgu do dziś. Nowi znajomi chcieli słuchać jej piosenek, byli zaciekawieni, jak idzie jej na przesłuchaniach, poczuła wsparcie, które ją uskrzydliło. Pisała przy każdej okazji – na marginesach zeszytów szkolnych, na chusteczkach i serwetkach, na przedramionach, a w toalecie między lekcjami nagrywała melodie na telefonie. Okazało się, że jest tak profesjonalna, że firma Sony zatrudniła ją, aby pisała piosenki dla dorosłych artystów z ich stajni. Po lekcjach więc biegała na sesje nagraniowe, gdzie pracowała z dorosłymi muzykami. Wiedziała, że to dla nich niekomfortowa sytuacja – mają pisać piosenki z dzieckiem, dlatego na każde spotkanie starała się przynosić co najmniej kilka pomysłów na tekst i kompozycje. Chciała być traktowana jak partnerka, a nie jak kuriozum.
Czuła się coraz pewniej i w końcu zakomunikowała rodzicom, że chciałaby odejść z RCA, bo nie może czekać, aż pozwolą jej nagrać debiutancki materiał. Piosenki do wyśpiewania miała w głowie teraz, już. I znów Swiftowie postanowili, że zaufają córce i jej intuicji. Rezygnacja z kontraktu nie oznaczała bowiem, że Taylor przestanie walczyć o uwagę branży – wręcz przeciwnie. Prawie codziennie grała w lokalnych kawiarniach i pubach i zaczęła gromadzić pierwsze grupy fanów swoich kompozycji. Podczas występu w Bluebird Cafe, gdzie odkrytych zostało wiele gwiazd country, usłyszał ją Scott Borchetta, producent, który właśnie odchodził z Universal Records, bo zamarzyło mu się otworzenie własnej wytwórni. Powtarzał potem, w poetyce wręcz miłosnego wyznania, że spotkanie ze Swift było jak uderzenie pioruna, od razu wiedział, że musi ją wydać. Umówił się z rodziną na spotkanie i powiedział wprost: chce pracować z Taylor, ale najpierw musi postawić na nogi swoją firmę. Ojciec Tay wpłacił Borchetcie na konto kilkanaście tysięcy dolarów i tym samym stał się jednym z udziałowców powstającej wytwórni Big Machine.
Poza wyzwaniami finansowymi Scott musiał też stawić czoła wątpliwościom merytorycznym, jakie kierowała do niego branża. Wiele osób powątpiewało, czy jego wiara w talent młodej dziewczyny jest racjonalna – bo nastolatka nie mogła i nie chciała śpiewać o romansach i małżeńskich perypetiach, a te właśnie tematy najczęściej podejmowały wokalistki country. Chciała śpiewać o tym, co sama przeżywa, o swoim nastoletnim życiu, o relacjach z rówieśnikami i pierwszych miłościach.
W końcu Scott trafił na młodego i entuzjastycznie nastawionego do pomysłów licealistki producenta Nathana Champana i zyskał przychylność znanej w środowisku tekściarki Liz Rose, która pomogła Taylor przygotować piosenki na swój debiut. Kompozycje zaczęły powstawać i, dokładnie tak jak Taylor sobie życzyła, opowiadały o wszystkich dramatach z licealnych korytarzy – zaburzeniach odżywiania, nieodwzajemnionej miłości, bullyingu, zdradzie uczuć, poszukiwaniu siebie, pierwszych pocałunkach i przyjaźniach.

 
Wesprzyj nas