W swojej książce dr Heather Moday wyjaśnia, że dla większości z nas najważniejsza jest równowaga układu odpornościowego. Lekarka tłumaczy, że układ odpornościowy jest elastyczny, a na jego działanie w dużym stopniu wpływają nasze zachowania, dieta, nawyki i otoczenie.


Dla większości z nas układ odpornościowy stanowi zagadkę – to niewidzialna, skomplikowana sieć komórek, receptorów i przekaźników, której prawidłowości działania nie sposób skontrolować według ustalonych norm. Mimo to rzutuje ona na każdy aspekt naszego zdrowia, wpływając na przebieg prawie wszystkich znanych ludzkości chorób, a niekiedy także je wywołując. Wiele powiedziano na temat „wzmacniania” odporności, tylko co to dokładnie oznacza i co zrobić, jeśli twój układ odpornościowy nie potrzebuje akurat wzmocnienia?

W swojej książce dr Heather Moday wyjaśnia, że dla większości z nas najważniejsza jest równowaga układu odpornościowego. Opierając się na wielu nowatorskich badaniach i fascynujących studiach przypadków, lekarka tłumaczy, że układ odpornościowy jest elastyczny, a na jego działanie w dużym stopniu wpływają nasze zachowania, dieta, nawyki i otoczenie.

Wyróżniła ona cztery podstawowe immunotypy – tlący się, słaby, hiperaktywny i zbłąkany – których działanie stanowi podstawę braku równowagi immunologicznej, często prowadzącej do chorób, przewlekłych stanów zapalnych, infekcji, alergii i autoimmunizacji. Określając swój immunotyp, możesz podjąć odpowiednie działania i dokonać indywidualnych zmian w stylu życia, które pomogą twojemu układowi odpornościowemu w optymalnym funkcjonowaniu.

Ta książka stanowi rewolucyjne podejście do tworzenia indywidualnego stylu życia i diety, sprzyjających większej odporności i witalności oraz długowieczności.

Dr Heather Moday jest dyplomowanym alergologiem i immunologiem, a także lekarzem medycyny integracyjnej i funkcjonalnej. Należy do wyselekcjonowanej grupy najlepszych ekspertów w dziedzinie wellness. Założycielka The Moday Center, gdzie pomaga ludziom w odzyskaniu zdrowia poprzez kompleksowe programy zmiany stylu życia, które koncentrują się na odwracaniu chorób przewlekłych i tworzeniu optymalnego samopoczucia. W swojej pracy łączy naukę z holistycznym podejściem do ciała i ducha. Wierzy, że wszyscy mamy wrodzoną zdolność uzdrawiania, gdy otrzymujemy odpowiednie narzędzia, wsparcie i pożywienie.

Heather Moday
Układ odpornościowy bez tajemnic
Immunotypy pod lupą
Przekład: Piotr Cieślak
Wydawnictwo Czarna owca
Premiera: 28 lutego 2024
 
 

WSTĘP

Tajemnica układu immunologicznego, najważniejszego mechanizmu obronnego naszego ciała

Roku 2020 nie zapo­mnimy z wielu powo­dów. Dla mnie, immu­no­lożki i eks­pertki w obsza­rze medy­cyny inte­gra­cyj­nej i funk­cjo­nal­nej, będzie on zawsze tym, w któ­rym zaczęły się toczyć gre­mialne dys­ku­sje o ukła­dzie odpor­no­ścio­wym. Ter­miny takie jak „cyto­kiny”, „anty­geny” czy „odpor­ność stadna” na dobre weszły do języka roz­mów pro­wa­dzo­nych przez osoby dotąd zupeł­nie nie­zna­jące tej tema­tyki.
Przed pan­de­mią COVID-19 więk­szość z nas zapewne nie zasta­na­wiała się nad wła­snym ukła­dem odpor­no­ścio­wym – ina­czej immu­no­lo­gicz­nym – jeśli nie liczyć faktu, że pomaga on nam prze­zwy­cię­żyć zwy­kłe prze­zię­bie­nie i tro­chę szyb­ciej wró­cić do pracy. Nagle zaczę­li­śmy postrze­gać go jako koło ratun­kowe orga­ni­zmu – kwe­stię życia lub śmierci. Nie­stety dla wielu ludzi, pod­czas pan­de­mii COVID-19 to od spraw­no­ści układu odpor­no­ścio­wego zale­żało, co weź­mie górę.
Nikomu nie życzy­ła­bym tego, co wyda­rzyło się w roku 2020. Nie mogę się jed­nak oprzeć wra­że­niu, że miał on ten pozy­tywny sku­tek, iż wszy­scy zaczęli sza­no­wać układ odpor­no­ściowy i zwra­cać uwagę na jego rolę w naszym życiu. Jest to wszak naj­po­tęż­niej­szy mecha­nizm obronny orga­ni­zmu. Bez­sprzecz­nie to on każ­dego dnia utrzy­muje cie­bie i mnie przy życiu. Nie­stety, układ odpor­no­ściowy od dawna jest uwa­żany za coś oczy­wi­stego, a wręcz lek­ce­wa­żony i wyzy­ski­wany.
Wystar­czy sobie uświa­do­mić, że wła­ści­wie co roku pod­da­jemy się testom prze­sie­wo­wym pod kątem róż­nych scho­rzeń. Robimy sobie kolo­no­sko­pie i mam­mo­gramy, by wyklu­czyć raka; kon­tro­lu­jemy poziomy cho­le­ste­rolu i ciśnie­nia krwi, aby zba­dać kon­dy­cję układu ser­cowo-naczy­nio­wego; nie­któ­rzy pod­dają się nawet testom na nie­do­bór skład­ni­ków odżyw­czych i robią bada­nia krwi, by spraw­dzić, jak się mają ich wątroba i nerki. Ale nikt nie idzie do leka­rza po to, by zba­dać spraw­ność układu odpor­no­ścio­wego. Sły­sząc taką prośbę, dok­tor zapewne zro­biłby dziwną minę i podra­pał się po gło­wie.
Dla­czego tak się dzieje? Układ odpor­no­ściowy jest prze­cież bar­dzo ważny – czemu więc nie dbamy o jego spraw­ność i go nie pie­lę­gnu­jemy?
Po czę­ści wynika to z faktu, że układ immu­no­lo­giczny czło­wieka wciąż sta­nowi zagadkę dla więk­szej czę­ści śro­do­wi­ska medycz­nego, z wyjąt­kiem spe­cja­li­stów i naukow­ców z tej dzie­dziny. Jeśli mam być szczera, domy­ślam się przy­czyn. Jest to nie­zwy­kle zło­żony sys­tem, skła­da­jący się z nie­zli­czo­nych komó­rek, recep­to­rów i prze­kaź­ni­ków che­micz­nych, a każdy z jego ele­men­tów ma budzące obawy nazwy, zło­żone z zagad­ko­wych cią­gów liczb, liter i sym­boli.
Nie wspo­mnę nawet o tym, że więk­szość leka­rzy nie zdo­bywa na stu­diach wielu infor­ma­cji na ten temat. Ja sama wzię­łam udział tylko w jed­nym kur­sie poświę­co­nym immu­no­lo­gii – było to na dru­gim roku medy­cyny – i zapa­mię­ta­łam jedy­nie tyle, by zdać egza­miny. Gdy­bym póź­niej sama nie zde­cy­do­wała się na spe­cja­li­za­cję w dzie­dzi­nie immu­no­lo­gii, więk­szość tej wie­dzy tra­fi­łaby do osnu­tych paję­czy­nami zaka­mar­ków mojego mózgu, tuż obok szcze­gó­ło­wych infor­ma­cji o sekwen­cji roz­woju serca płodu oraz zło­żo­nych reak­cjach che­mii orga­nicz­nej, które wku­łam na bla­chę i szybko wyrzu­ci­łam ze świa­do­mej pamięci.
Kolejną prze­szkodą w zro­zu­mie­niu układu odpor­no­ścio­wego jest ogromna liczba badań na ten temat, jakie poja­wiły się w ciągu kilku ostat­nich dekad. Dzie­dzina immu­no­lo­gii roz­wija się w zawrot­nym tem­pie, nie­ustan­nie prze­su­wa­jąc gra­nice naszej wie­dzy. W tej sto­sun­kowo mło­dej nauce – za jej początki można uznać pro­wa­dzone od 1883 roku bada­nia rosyj­skiego naukowca Ilji Miecz­ni­kowa – więk­szość leka­rzy znie­chęca sam ogrom nowych infor­ma­cji, które należy przy­swoić.
Uwa­run­ko­wa­nia te prze­ja­wiały się w spo­so­bie, w jaki spo­łe­czeń­stwa – czy raczej popu­la­cje na całym glo­bie – pró­bo­wały pojąć dzia­ła­nie wirusa SARS-CoV-2 i uzbroić układ odpor­no­ściowy tak, by nas przed nim ochro­nił. Wszy­scy zasta­na­wia­li­śmy się, jakie kroki należy pod­jąć, by unik­nąć infek­cji. Zakła­da­li­śmy maseczki, litrami kupo­wa­li­śmy środki do dezyn­fek­cji dłoni i zdy­stan­so­wa­li­śmy się spo­łecz­nie do tego stop­nia, że zamy­ka­li­śmy firmy, odwo­ły­wa­li­śmy waka­cje i przez ponad rok pra­co­wa­li­śmy zdal­nie. Szu­ka­li­śmy w inter­ne­cie infor­ma­cji o suple­men­tach i lekach (wąt­pli­wej sku­tecz­no­ści), które mogłyby nas ochro­nić, a także pil­nie śle­dzi­li­śmy wia­do­mo­ści o ogól­no­świa­to­wym wyścigu po szcze­pionkę. Dowia­dy­wa­li­śmy się, że pewne cho­roby współ­ist­nie­jące sta­no­wią czyn­nik ryzyka, i mar­twi­li­śmy, czy to wła­śnie my jeste­śmy w gro­nie osób nara­żo­nych na powi­kła­nia. Chcie­li­śmy „wzmoc­nić” nasz układ odpor­no­ściowy, lecz oka­zało się, że u więk­szo­ści osób umie­ra­ją­cych na COVID-19 docho­dzi do zbyt sil­nej odpo­wie­dzi immu­no­lo­gicz­nej orga­ni­zmu, zwa­nej burzą cyto­ki­nową. Prawda, że to skom­pli­ko­wane? Tyle pytań, tak mało odpo­wie­dzi. To wystar­czyło, żeby­śmy poczuli się przy­tło­czeni i wystra­szeni cał­ko­wi­tym nie­przy­go­to­wa­niem dzi­siej­szego świata do radze­nia sobie z nie­wi­docz­nym mikro­bem, który roz­prze­strze­nia się lotem bły­ska­wicy.
Fak­tem jest, że wspie­ra­nie układu odpor­no­ścio­wego we wła­ściwy spo­sób i w odpo­wied­nim cza­sie wymaga szczypty fine­zji. W szcze­gól­no­ści doty­czy to nowych zagro­żeń, takich jak wirus SARS-CoV-2. Nie ma bowiem jed­nego wia­ry­god­nego bada­nia prze­sie­wo­wego, które pozwa­la­łoby oce­nić kon­dy­cję skom­pli­ko­wa­nego i tajem­ni­czego układu strze­gą­cego naszej odpor­no­ści. Z tej książki dowiesz się, że ele­menty układu odpor­no­ścio­wego znaj­dują się w każ­dym zaka­marku naszego ciała. W pew­nym sen­sie jest on nie­uchwytny – nie ma rze­czy­wi­stych gra­nic ani okre­ślo­nych narzą­dów, w któ­rych można byłoby go odizo­lo­wać i zba­dać. Nie da się zobra­zo­wać tego układu na prze­świe­tle­niu rent­ge­now­skim, wyko­nać biop­sji ani okre­ślić jego spraw­no­ści bądź jej braku przy uży­ciu jed­nego testu.
I choć udało się szybko opra­co­wać sku­teczne szcze­pionki prze­ciwko SARS-CoV-2, nasz układ odpor­no­ściowy przez całe życie będzie na­dal zma­gać się z róż­no­rod­nymi wyzwa­niami, takimi jak poja­wia­jące się nowe wirusy! Na tym nie koń­czą się zagro­że­nia dla układu odpor­no­ścio­wego – w żad­nym razie. Bo choć powszech­nie koja­rzymy go ze zwal­cza­niem bak­te­rii i wiru­sów, prawda jest taka, że jego rola jest znacz­nie waż­niej­sza. Dzia­ła­nie tego układu – dobre lub złe – wpływa na prze­bieg pra­wie każ­dej zna­nej ludz­ko­ści cho­roby lub ją powo­duje. Ow­szem, układ immu­no­lo­giczny na skom­pli­ko­wane spo­soby odpo­wiada na cho­roby wywo­łane przez drob­no­ustroje, takie jak prze­zię­bie­nie czy grypa, ale odgrywa też bar­dzo ważną rolę w cho­ro­bach serca i płuc, cukrzycy, cho­ro­bie Alzhe­imera oraz nowo­two­rach, będą­cych głów­nymi przy­czy­nami zgo­nów na całym świe­cie.
Żaden inny sys­tem orga­ni­zmu nie jest tak roz­bu­do­wany i wszech­stronny. Inte­gral­ność układu odpor­no­ścio­wego jest zasad­ni­czo Świę­tym Gra­alem jako­ści życia. W osta­tecz­nym roz­ra­chunku to wła­śnie jego spraw­ność decy­duje o tym, czy zacho­ru­jemy i umrzemy z powodu danej cho­roby, czy będziemy się cie­szyć dłu­go­wiecz­no­ścią. Gdy zaczy­na­łam swoją karierę jako pro­wa­dząca pry­watną prak­tykę aler­go­lożka i immu­no­lożka, sumien­nie sta­ra­łam się ujarz­miać układ odpor­no­ściowy pacjen­tów, naj­le­piej jak umia­łam. Tego mnie nauczono. Codzien­no­ścią było dla mnie lecze­nie egzemy, pokrzywki, astmy, zapa­le­nia zatok, a nie­kiedy powi­kła­nych zabu­rzeń czy spadku odpor­no­ści. Pro­wa­dzi­łam stan­dar­dową tera­pię – prze­pi­sy­wa­łam zastrzyki prze­ciw­aler­giczne i ste­ry­dowe, kremy, leki na aler­gię, inha­la­tory na astmę i anty­bio­tyki. Metody te na ogół przez jakiś czas oka­zy­wały się sku­teczne. Ale pacjenci, któ­rzy wycho­dzili ode mnie ze sto­sem recept, po trzech czy czte­rech mie­sią­cach pra­wie zawsze wra­cali. Z upły­wem lat zauwa­ży­łam, że sta­wiano im nowe dia­gnozy; że cho­ro­wali cię­żej i osta­tecz­nie przyj­mo­wali zbyt wiele leków, prze­pi­sy­wa­nych głów­nie w celu zła­go­dze­nia skut­ków ubocz­nych innych far­ma­ceu­ty­ków. Wielu, już w doro­słym wieku, skar­żyło się na nowe aler­gie pokar­mowe, cho­roby auto­im­mu­no­lo­giczne, objawy zespołu jelita draż­li­wego, wysypki, prze­wle­kłe zapa­le­nie zatok i bóle sta­wów. Zaczę­łam otrzy­my­wać skie­ro­wa­nia od leka­rzy spe­cja­li­stów – gastro­en­te­ro­lo­gów, reu­ma­to­lo­gów i der­ma­to­lo­gów – któ­rzy nie wie­dzieli, jak dalej postę­po­wać z pacjen­tami. (Do aler­go­loga czę­sto tra­fiają te skom­pli­ko­wane przy­padki, z któ­rymi nikt inny nie wie, co zro­bić). Pro­blem pole­gał na tym, że pomimo wielu lat tra­dy­cyj­nego kształ­ce­nia w zakre­sie cho­rób wewnętrz­nych, aler­gii i immu­no­lo­gii byłam zbita z tropu. Mia­łam jed­nak prze­czu­cie, że wszyst­kie te nowe pro­blemy zdro­wotne są w jakiś spo­sób powią­zane.
Zaczę­łam więc po pro­stu zada­wać pyta­nia. Pyta­łam moich pacjen­tów o spo­sób odży­wia­nia się, poziom stresu, codzienne zaję­cia, emo­cje, nawyki i sen. Wielu z nich nie sypiało naj­le­piej – cier­piało na bez­sen­ność albo pra­co­wało na nocną zmianę. Nie­któ­rzy żywili się ubo­gimi w skład­niki odżyw­cze posił­kami w fast foodach, a w ciągu minio­nego roku przyj­mo­wali anty­bio­tyki i inne leki na receptę. Inni byli przy­gnę­bieni i zestre­so­wani albo mieli poczu­cie kry­zysu w związ­kach oso­bi­stych bądź nie­speł­nie­nia w pracy zawo­do­wej.
W owym cza­sie nie czu­łam się jesz­cze eks­pertką w obsza­rze immu­no­lo­gii inte­gra­cyj­nej, którą defi­niuję jako połą­cze­nie twar­dej, labo­ra­to­ryj­nej wie­dzy doty­czą­cej odpor­no­ści ze zro­zu­mie­niem czyn­ni­ków wpły­wa­ją­cych na zdro­wie, takich jak odży­wia­nie, stres, rela­cja umysł–ciało, bodźce śro­do­wi­skowe oraz ducho­wość, by wymie­nić tylko nie­które. Wyraź­nie widzia­łam, że układ odpor­no­ściowy moich pacjen­tów szwan­kuje z powodu ich stylu życia oraz zacho­wań. Cier­pieli oni też na jakże powszechne scho­rze­nia, na przy­kład nad­ci­śnie­nie tęt­ni­cze, cho­roby serca i cukrzycę, które zgod­nie z moją wie­dzą miały zna­czące pod­łoże immu­no­lo­giczne. Nie mia­łam poję­cia, co mogę dla nich zro­bić, poza wypi­sy­wa­niem coraz więk­szej liczby recept. Potrze­bo­wa­łam lep­szego zestawu narzę­dzi.
Przez kilka następ­nych lat two­rzy­łam wła­sny zbiór takich narzę­dzi. Posta­no­wi­łam ukoń­czyć kurs medy­cyny inte­gra­cyj­nej w ramach pro­gramu Dr Weil Inte­gra­tive Medi­cine w Tuc­son, aby zapo­znać się z korzy­ściami pły­ną­cymi z róż­no­rod­nych inter­wen­cji, takich jak zio­ło­lecz­nic­two, dieta i tro­ska o połą­cze­nie mię­dzy umy­słem a cia­łem. Bra­łam udział w kon­fe­ren­cjach doty­czą­cych medy­cyny funk­cjo­nal­nej, na któ­rych nauczono mnie, by nie sku­piać się na nazy­wa­niu cho­rób i masko­wa­niu ich obja­wów przy uży­ciu leków, lecz by szu­kać pier­wot­nej przy­czyny scho­rze­nia dzięki wni­kli­wym testom i ana­li­zom, a także wska­zy­wać pacjen­tom zmiany w stylu życia sprzy­ja­jące uzdro­wie­niu. Poświę­ci­łam wiele week­en­dów i urlo­pów na udział w sym­po­zjach na tere­nie całych Sta­nów Zjed­no­czo­nych, szu­ka­jąc odpo­wie­dzi na to, co tak naprawdę decy­duje o zdro­wiu lub cho­ro­bie, a osta­tecz­nie otrzy­ma­łam dyplom z medy­cyny funk­cjo­nal­nej. W końcu zda­łam sobie sprawę, że nie mogę połą­czyć świeżo zdo­by­tej wie­dzy z wyko­ny­waną pracą zawo­dową, dla­tego zre­zy­gno­wa­łam z niej i zaczę­łam dzia­łać na wła­sną rękę – zało­ży­łam Moday Cen­ter, gabi­net medy­cyny funk­cjo­nal­nej w Fila­del­fii.
Od tam­tej pory pra­co­wa­łam z tysią­cami pacjen­tów, sta­ra­jąc się odwró­cić bieg ich pro­ce­sów cho­ro­bo­wych, obej­mu­ją­cych objawy cho­rób auto­im­mu­no­lo­gicz­nych, aler­gii, infek­cji i sta­nów prze­wle­kłych. Sto­su­jąc wypró­bo­wane metody, znane mi z doświad­cze­nia, pomo­głam im odsta­wić leki i poczuć się lepiej dzięki korzyst­nym zmia­nom w oto­cze­niu, odży­wia­niu, kon­dy­cji mikro­biomu, wzor­cach snu i pozio­mach stresu. Wspie­ra­łam pacjen­tów w łago­dze­niu scho­rzeń i zwięk­sza­niu odpor­no­ści na wirusy w trak­cie pan­de­mii. Stwo­rzy­łam wła­sny, jedyny w swoim rodzaju zestaw narzę­dzi, któ­rymi nauczy­łam się spraw­nie posłu­gi­wać.
Zestaw ten został opi­sany w tej książce w takiej for­mie, by mógł z niego korzy­stać każdy i wszę­dzie. Na następ­nych stro­nach znaj­dziesz sporą por­cję wie­dzy, którą gro­ma­dzi­łam przez lata, wyło­żo­nej w postaci, w jakiej moim zda­niem naj­bar­dziej ci się przyda. Sku­pi­łam się na tym, co rze­czy­wi­ście musisz wie­dzieć o skom­pli­ko­wa­nym ukła­dzie odpor­no­ścio­wym oraz o meto­dach postę­po­wa­nia, które pomogą ci odzy­skać zdro­wie i dobre samo­po­czu­cie. Bo – jak zapewne się ze mną zgo­dzisz – wła­śnie to zawsze mamy na celu.
Przez kilka ostat­nich lat prze­czy­ta­łam chyba wszyst­kie porady doty­czące zwięk­sza­nia sku­tecz­no­ści układu odpor­no­ścio­wego, jakich udzie­lają pra­cow­nicy służby zdro­wia – na kon­fe­ren­cjach, w mediach spo­łecz­no­ścio­wych i na stro­nach inter­ne­to­wych poświę­co­nych zagad­nie­niom medycz­nym – i zda­łam sobie sprawę, że wszy­scy idą tą samą, utartą ścieżką. Jako ktoś, kto od dzie­się­cio­leci bada układ odpor­no­ściowy, mogę z całą pew­no­ścią stwier­dzić, że to podej­ście nie jest wła­ściwe. Układ odpor­no­ściowy nie jest pro­stą struk­turą liniową, a cho­robę może wywo­łać wiele czyn­ni­ków – rzecz nie spro­wa­dza się do „wzmac­nia­nia” odpor­no­ści. Mogą się u cie­bie poja­wić prze­wle­kłe stany zapalne, cho­roby auto­im­mu­no­lo­giczne czy aler­gie, wywo­łane i tak już nad­gor­liwą ochroną immu­no­lo­giczną, któ­rej nie pomoże dal­sze „wzmac­nia­nie”.
Na czym więc polega wła­ściwe podej­ście? Poma­ga­jąc set­kom pacjen­tów, prze­ko­na­łam się, że o zabu­rze­niach układu odpor­no­ścio­wego i doświad­cza­nych obja­wach decy­duje brak rów­no­wagi bio­che­micz­nej na pozio­mie komór­ko­wym. W ciągu wielu lat badań zauwa­ży­łam u moich pacjen­tów kilka powta­rza­ją­cych się sche­ma­tów – stały się one wzor­cami dla tego, co nazy­wam czte­rema immu­no­ty­pami: tlą­cym się, zbłą­ka­nym, hiper­ak­tyw­nym i sła­bym. Aby dopro­wa­dzić do porządku nie­zrów­no­wa­żony układ odpor­no­ściowy, musisz poznać swój immu­no­typ, a następ­nie wpro­wa­dzić kon­kretne zmiany w stylu życia i tera­pie, które pozwolą ci wró­cić na wła­ściwe tory.
Z tego względu więk­sza część tej książki sku­pia się na czte­rech immu­no­ty­pach. Zacznę od omó­wie­nia kry­zysu, jaki dotknął w dzi­siej­szych cza­sach układ odpor­no­ściowy, oraz od wpro­wa­dze­nia do nie­któ­rych mecha­ni­zmów decy­du­ją­cych o dobrej kon­dy­cji tego układu. Następ­nie przejdę do pod­staw immu­no­lo­gii. Jeśli chcesz zro­zu­mieć swój immu­no­typ, powi­nie­neś poznać kilka mądrych słów. Nie martw się! To nic trud­nego; przy naj­bliż­szym obie­dzie z przy­ja­ciółmi będziesz mógł im zaim­po­no­wać wie­dzą. Gdy już zapo­znasz się z fun­da­men­tami, prze­ko­nasz się, że reszta tej książki spro­wa­dza się do kwe­stii czte­rech immu­no­typów. Opra­co­wa­łam quiz uła­twia­jący okre­śle­nie wła­snego immu­no­typu (albo kilku, możesz bowiem paso­wać do wię­cej niż jed­nego wzorca!) i przed­sta­wi­łam stu­dia przy­pad­ków z życia wzię­tych, które pomogą ci zro­zu­mieć, co dzieje się w naszych orga­ni­zmach. Wyja­śni­łam, jak czyn­niki takie jak sen, stres, zdro­wie jelit, kon­takt z tok­sy­nami oraz spo­sób odży­wia­nia się wpły­wają na zdro­wie układu odpor­no­ścio­wego i jak mogą one pro­wa­dzić do zabu­rzeń jego rów­no­wagi. Dzięki tym infor­ma­cjom oraz zna­jo­mo­ści wła­snego immu­no­typu będziesz mógł stwo­rzyć indy­wi­du­alny plan odbu­dowy odpor­no­ści, wpi­su­jący się nie tylko w twój immu­no­typ, ale też we wła­sne pre­fe­ren­cje i styl życia. Plan odbu­dowy odpor­no­ści jest tą czę­ścią książki, w któ­rej możesz opu­ścić salę lek­cyjną, zaka­sać rękawy i pod­jąć dzia­ła­nia na rzecz przy­wra­ca­nia immu­no­lo­gicz­nej har­mo­nii.
Reali­zu­jąc plan odbu­dowy odpor­no­ści, zła­go­dzisz nie­po­żą­dane stany zapalne i prze­kie­ru­jesz wysiłki układu odpor­no­ściowego z walki prze­ciwko wła­snym komór­kom i nie­szko­dli­wym aler­ge­nom na bitwę z praw­dzi­wymi wro­gami. Wykształ­cisz odpor­ność na nowe wirusy i bak­te­rie oraz zyskasz potężną moc w zma­ga­niach z komór­kami nowo­two­ro­wymi. Wła­ści­wym celem tej książki jest osią­gnię­cie przez cie­bie dobrego samo­po­czu­cia i zaufa­nia do wła­snego ciała. Bo gdy układ odpor­no­ściowy działa har­mo­nij­nie, czu­jesz się fan­ta­stycz­nie! Rzadko cho­ru­jesz, a jeśli już ci się to przy­da­rzy, szybko wra­casz do zdro­wia. Jesteś wolny od uciąż­li­wych aler­gii i nie cier­pisz na scho­rze­nia auto­im­mu­no­lo­giczne. Nie wal­czysz z cukrzycą, oty­ło­ścią ani cho­ro­bami serca; nie zma­gasz się z prze­wle­kłymi sta­nami zapal­nymi. Twój układ odpor­no­ściowy jest mocny, a co za tym idzie – ty też taki jesteś.
Nie­za­leż­nie więc od tego, czy chcesz zwal­czyć prze­wle­kłe cho­roby, sku­tecz­niej kon­tro­lo­wać objawy scho­rzeń auto­im­mu­no­lo­gicz­nych, czy też uwol­nić się od iry­tu­ją­cych sezo­no­wych aler­gii, cią­głych prze­zię­bień albo infek­cji zatok, w książce tej znaj­dziesz zestaw narzę­dzi, które ci w tym pomogą.
Wie­lo­krot­nie mia­łam oka­zję obser­wo­wać skutki nie­zwy­kłych zdol­no­ści ludz­kiego orga­ni­zmu do uzdra­wia­nia się. Wiem też, że ty także możesz tego doświad­czyć. Twój układ odpor­no­ściowy chce cię chro­nić, ale jak dowiesz się z dal­szej czę­ści tej książki, może to robić tylko dzięki two­jej pomocy.
Co o tym wszyst­kim sądzisz? Jesteś gotowy zostać eks­per­tem w dzie­dzi­nie wła­snego układu odpor­no­ścio­wego? Prze­wróć kartkę – zaczy­namy.

CZĘŚĆ I
Epoka dysfunkcji układu odpornościowego

ROZ­DZIAŁ 1

Kryzys zaburzeń immunologicznych

Latem 1906 roku w eks­klu­zyw­nej enkla­wie Oyster Bay w sta­nie Nowy Jork pewien ban­kier i jego rodzina spę­dzali waka­cje na plaży, pły­wali, opa­lali się i urzą­dzali pik­niki. Ale w poło­wie lata dopa­dła ich strasz­liwa cho­roba. Sie­lan­kowe wczasy zakłó­ciły gorączka i bie­gunka, a 6 spo­śród 11 miesz­kań­ców domu zacho­ro­wało na zakaźne zapa­le­nie prze­wodu pokar­mo­wego. Sprawcę ziden­ty­fi­ko­wano nieco póź­niej – była to bak­te­ria Sal­mo­nella typhi, odpo­wie­dzialna za dur brzuszny (tyfus).
Lokalne epi­de­mie tyfusu, choć począt­kowo doty­kały tylko tych miesz­czan, któ­rzy mieli kon­takt ze ska­żoną wodą i byto­wali w złych warun­kach sani­tar­nych, w ciągu kilku kolej­nych lat zaczęły nawie­dzać rów­nież zamożne gospo­dar­stwa domowe. Po prze­pro­wa­dze­niu wielu badań usta­lono, że źró­dłem cho­roby jest jedna osoba – najemna kucharka, nie­jaka Mary Mal­lon, któ­rej nadano nie­chlubne miano Tyfu­so­wej Mary1. Oka­zało się, że Mary była bez­ob­ja­wo­wym nosi­cie­lem cho­roby i rok po roku sku­tecz­nie roz­prze­strze­niała tę śmier­telną w nie­któ­rych przy­pad­kach infek­cję pośród niczego nie­podej­rze­wa­ją­cej klien­teli w róż­nych domach.
W Ame­ryce była to epoka przed nadej­ściem anty­bio­ty­ków, szcze­pio­nek i dba­ło­ści o warunki sani­tarne, przed publicz­nym uzdat­nia­niem wody i higie­nicz­nym obcho­dze­niem się z żyw­no­ścią oraz wła­ści­wym odpro­wa­dza­niem ście­ków. Prawda jest taka, że wcale nie działo się to dawno temu! Na prze­ło­mie XIX i XX wieku naj­częst­szymi przy­czy­nami zgo­nów były cho­roby zakaźne, takie jak zapa­le­nie płuc i grypa, gruź­lica oraz wiru­sowe zaka­że­nie prze­wodu pokar­mo­wego. Co wię­cej, w 1900 roku ocze­ki­wana dłu­gość życia w Sta­nach Zjed­no­czo­nych wyno­siła tylko 47 lat2. Zasta­nówmy się nad tym przez chwilę. Zale­d­wie nieco ponad sto lat temu nie mie­li­śmy bez­piecz­nych i nie­za­wod­nych szcze­pio­nek, Ale­xan­der Fle­ming nie wyna­lazł jesz­cze peni­cy­liny i nie dys­po­no­wa­li­śmy rze­telną wie­dzą o fak­tycz­nym mecha­ni­zmie infek­cji. Mało tego, mycie rąk weszło do chi­rur­gicz­nej rutyny postę­po­wa­nia dopiero pod koniec XIX wieku, a zakła­da­nie masek i ręka­wi­czek pod­czas ope­ra­cji upo­wszech­niło się dopiero na początku następ­nego stu­le­cia.
W wyniku tego wiele infek­cji, któ­rym dziś zapo­bie­gamy przy uży­ciu szcze­pio­nek lub które leczymy serią anty­bio­ty­ków, koń­czyło się śmier­cią, zwłasz­cza w przy­padku dzieci. Obec­nie za pew­nik przyj­mu­jemy nie­sa­mo­wite postępy medy­cyny, któ­rych owoce mamy na wycią­gnię­cie ręki, ale daw­niej jedyną ochroną w walce z poten­cjal­nie śmier­telną infek­cją był silny układ odpor­no­ściowy.

Choroby zakaźne ustąpiły przewlekłym

W ciągu ostat­nich stu lat doko­na­li­śmy zwrotu o 180 stopni. Mia­łeś przy­ja­ciela lub członka rodziny, który zmarł na wiru­sowe zaka­że­nie żołądka, kiłę albo gruź­licę? Nie ozna­cza to, że cho­roby zakaźne należą do prze­szło­ści – daleko im do tego, jeśli wziąć pod uwagę epi­de­mię AIDS w latach 80., nie­dawną glo­balną pan­de­mię COVID-19 czy poja­wia­nie się opor­nych na anty­bio­tyki „super­bak­te­rii” – ale współ­cze­sne spo­łe­czeń­stwo, prze­mysł spo­żyw­czy, tech­no­lo­gie medyczne i ludz­kie zacho­wa­nia rady­kal­nie wpły­nęły na przy­czyny cho­rób i śmierci. Jeśli nie liczyć maja­czą­cego w nie­okre­ślo­nej przy­szło­ści widma nowych wiru­sów, zagro­że­nie zwią­zane z cho­ro­bami zakaź­nymi po pro­stu zupeł­nie zmie­niło swoje obli­cze.
W dużej mie­rze jest to zasługa szcze­pień. Jesz­cze w 1960 roku w USA nie było ogól­no­kra­jo­wego pro­gramu szcze­pień, a dzieci dosta­wały tylko pięć szcze­pio­nek: prze­ciwko bło­nicy, tęż­cowi, krztu­ś­cowi, polio i ospie. Od tam­tej pory doszło do ogrom­nego roz­woju w obsza­rze szcze­pień i dziś w ciągu 18 lat życia mło­demu czło­wie­kowi ruty­nowo podaje się 16 szcze­pio­nek w for­mie 56 zastrzy­ków. Bez względu na twoje zapa­try­wa­nia w kwe­stii szcze­pień prze­łom ten zna­cząco zmniej­szył śmier­tel­ność dzieci z powodu infek­cji, co nie­wąt­pli­wie warto usza­no­wać, teraz jed­nak, jak się wydaje, sto­imy w obli­czu innego kry­zysu – gwał­tow­nego wzro­stu wystę­po­wa­nia cho­rób prze­wle­kłych. Żyjemy znacz­nie dłu­żej niż kie­dyś, ale jeste­śmy bar­dziej prze­wle­kle cho­rzy niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej. Można powie­dzieć, że przy­czy­ni­li­śmy się do kry­zysu dys­funk­cji układu odpor­no­ścio­wego.
Realia przed­sta­wiają się tak, że u dzieci stwier­dza się astmę, aler­gie pokar­mowe, cukrzycę, nad­ci­śnie­nie tęt­ni­cze, autyzm i ADHD w stop­niu nie­po­rów­ny­wal­nym do histo­rycz­nych pozio­mów. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych i na całym świe­cie cho­roby serca, płuc, cukrzyca, cho­roba Alzhe­imera i nowo­twory pla­sują się na samym początku listy przy­czyn zgo­nów.
Sta­ty­styki nie kła­mią. Oto garść aktu­al­nych danych:
Cho­roby ser­cowo-naczy­niowe – obej­mu­jące cho­robę wień­cową, zasto­inową nie­wy­dol­ność serca, udar, aryt­mię, nad­ci­śnie­nie tęt­ni­cze i cho­robę tęt­nic obwo­do­wych – doty­kają 48 pro­cent popu­la­cji Sta­nów Zjed­no­czo­nych i są główną przy­czyną zgo­nów na całym świe­cie3.
U mniej wię­cej 34,5 miliona Ame­ry­ka­nów stwier­dzono cukrzycę typu II – cho­robę, która może pro­wa­dzić do śle­poty, nie­wy­dol­no­ści nerek, udaru mózgu, cho­rób serca i ampu­ta­cji koń­czyn4. Co gor­sza, jeśli dodać do tego osoby ze sta­nem przed­cu­krzy­co­wym lub nie­roz­po­znaną cukrzycą, może być mowa nawet o 100 milio­nach Ame­ry­ka­nów5. Ozna­cza to, że co trze­cia osoba ma pro­blem z pozio­mem cukru we krwi.
Cho­roba Alzhe­imera dotyka pra­wie 6 milio­nów miesz­kań­ców Sta­nów Zjed­no­czo­nych, a zgod­nie z prze­wi­dy­wa­niami liczba ta w 2050 roku wzro­śnie do ponad 15 milio­nów6. Innymi słowy, cho­rych na alzhe­imera będzie wię­cej niż miesz­kań­ców Nowego Jorku, Chi­cago i Los Ange­les razem wzię­tych.
Odse­tek oty­łych doro­słych Ame­ry­ka­nów w 2018 roku wyno­sił 42,4 pro­cent, czyli w przy­bli­że­niu dwu­krot­nie wię­cej niż wtedy, gdy trzy­dzie­ści lat temu zaczy­na­łam stu­dia. Sama oty­łość zwięk­sza ryzyko cho­rób serca, cukrzycy, demen­cji i zapa­le­nia sta­wów7.
Dra­stycz­nie rośnie też liczba cier­pią­cych na zabu­rze­nia lękowe i depre­sję. Pro­blemy te jesz­cze przed pan­de­mią COVID-19 doty­kały aż 18,5 pro­cent doro­słych. Obec­nie odse­tek ten pra­wie na pewno jest wyż­szy8.
Według danych prze­ka­za­nych przez Naro­dowe Insty­tuty Zdro­wia (NIH) na cho­roby auto­im­mu­no­lo­giczne cierpi 23,5 miliona Ame­ry­ka­nów (czyli ponad 7 pro­cent popu­la­cji), a Ame­ry­kań­skie Sto­wa­rzy­sze­nie Cho­rób Auto­im­mu­no­lo­gicz­nych (AARDA) sza­cuje, że liczba ta jest w rze­czy­wi­sto­ści bliż­sza 50 milio­nom9.
Z naj­now­szych sta­ty­styk Cen­trum Kon­troli i Pre­wen­cji Cho­rób (CDC) wynika, że 47 pro­cent Ame­ry­ka­nów cierpi na co naj­mniej jeden rodzaj cho­roby prze­wle­kłej, co łącz­nie kosz­tuje kraj 3,7 biliona dola­rów rocz­nie.
Odno­szę wra­że­nie, że znie­czu­li­li­śmy się na tego rodzaju infor­ma­cje. Nie szo­kują już nas, bo stały się normą. Uwierz mi jed­nak, że są dale­kie od nor­mal­no­ści.
Cho­roby prze­wle­kłe są o tyle pod­stępne, że w odróż­nie­niu od tych zakaź­nych, które przy­ku­wają nas na wiele dni do łóżka z gorączką, dresz­czami czy bie­gunką, czę­sto znacz­nie trud­niej je wykryć. Pomyśl o bli­skich ci ludziach: ilu cierpi na chro­niczne scho­rze­nia, takie jak łusz­czyca, nad­ci­śnie­nie, zespół jelita draż­li­wego czy endo­me­trioza? Być może nawet nie zda­jesz sobie z tego sprawy, bo nie zosta­łeś o nich poin­for­mo­wany. Zaska­kuje mnie, jak czę­sto pod­czas roz­mowy z przy­ja­cie­lem czy człon­kiem rodziny sły­szę, że ma reu­ma­to­idalne zapa­le­nie sta­wów, astmę czy wrzo­dzie­jące zapa­le­nie jelita gru­bego. O, naiw­no­ści, wciąż myślę wtedy: „Dla­czego dowia­duję się o tym dopiero teraz?”.
Odpo­wiedź jest pro­sta: dzi­siej­sze cho­roby wyglą­dają ina­czej. Te prze­wle­kłe nie zawsze da się wykryć na pierw­szy rzut oka, zwłasz­cza bio­rąc pod uwagę mno­gość far­ma­ceu­ty­ków, za pomocą któ­rych cza­sami można je „kon­tro­lo­wać”. Nie zawsze ozna­cza to jed­nak, że czu­jemy się dobrze czy zdrowo żyjemy. Tak naprawdę zasad­ni­czy kie­ru­nek sta­rań w walce z cho­ro­bami prze­wle­kłymi nie polega na eli­mi­no­wa­niu ich pier­wot­nych przy­czyn, lecz na topie­niu miliar­dów dola­rów w opra­co­wy­wa­nie coraz sil­niej­szych leków.
Sta­ty­styki doty­czące far­ma­ceu­ty­ków prze­pi­sy­wa­nych na receptę też nie kła­mią:
W ciągu ostat­nich 30 dni 45,8 pro­cent popu­la­cji USA zaży­wało leki wyda­wane z prze­pisu leka­rza, przy czym 24 pro­cent Ame­ry­ka­nów brało ich trzy lub wię­cej, a 12,6 pro­cent – pięć lub wię­cej11.
W ciągu ostat­niego mie­siąca 18 pro­cent dzieci w wieku od 0 do 11 lat przyj­mo­wało lek na receptę.
Według CDC 73,9 pro­cent wizyt u leka­rza koń­czy się prze­pi­sa­niem leków12.
W ciągu ostat­nich 30 dni mniej wię­cej 13,2 pro­cent Ame­ry­ka­nów powy­żej
roku życia przyj­mo­wało leki prze­ciw­de­pre­syjne.
Czę­sto­tli­wość sto­so­wa­nia NLPZ (nie­ste­ro­ido­wych leków prze­ciw­za­pal­nych, czyli dostęp­nych w więk­szo­ści bez recepty leków prze­ciw­bó­lo­wych) u pacjen­tów powy­żej 65. roku życia w nie­któ­rych przy­pad­kach sięga nawet 96 pro­cent14.
W 2018 roku wypi­sano ponad 16 milio­nów recept na opio­idy, a 21–29 pro­cent pacjen­tów ich nad­używa; u 12 pro­cent roz­wija się uza­leż­nie­nie15.
W ogól­nym uję­ciu sto­so­wa­nie sta­tyn prze­ciwko pod­wyż­szo­nemu pozio­mowi cho­le­ste­rolu wśród doro­słych Ame­ry­ka­nów w wieku 40 lat i star­szych wzro­sło o 79,8 pro­cent – z 21,8 miliona osób w latach 2002–2003 do 39,2 miliona w latach 2012–2013 (to 221 milio­nów recept)16.
Ponad 15 milio­nom Ame­ry­ka­nów są prze­pi­sy­wane inhi­bi­tory pompy pro­to­no­wej – leki powszech­nie sto­so­wane w celu obni­że­nia poziomu wydzie­la­nia kwasu żołąd­ko­wego i mające łago­dzić zgagę (jesz­cze bar­dziej zdu­miewa fakt, że według badań aż 10,5 miliona osób zażywa je, nawet jeśli nie są potrzebne)17,18.
Według CDC aż 16 milio­nów doro­słych przyj­muje leki prze­ciw­aler­giczne, a liczba Ame­ry­ka­nów kupu­ją­cych tego rodzaju medy­ka­menty rośnie każ­dego roku19.
Far­ma­ceu­tyki prze­pi­sy­wane przez leka­rza i te bez recepty nie są z natury złe – w rze­czy­wi­sto­ści mogą być bar­dzo pomocne – lecz prawda jest taka, że jeśli cho­dzi o roz­wią­za­nie pro­blemu cho­rób prze­wle­kłych, ich sku­tecz­ność jest led­wie mar­gi­nalna. Choć wiele z tych leków ratuje życie i może łago­dzić objawy, nie­które mają też szko­dliwe skutki uboczne oraz wła­ści­wo­ści uza­leż­nia­jące i zwy­kle nie roz­wią­zują pier­wot­nego pro­blemu ze zdro­wiem, co ozna­cza, że po pew­nym cza­sie nie­uchron­nie wró­cisz do leka­rza, potrze­bu­jąc więk­szej dawki albo innego leku. Mnó­stwo osób egzy­stuje w sta­nie per­ma­nent­nej cho­roby, bólu, nie­peł­no­spraw­no­ści i niskiej jako­ści życia.
Być może zasta­na­wiasz się, dla­czego piszę o tych cho­ro­bach i lekach. Prze­cież wszyst­kie one nie mogą mieć związku z ukła­dem odpor­no­ścio­wym! A jed­nak. Posu­nę­ła­bym się nawet do stwier­dze­nia, że więk­szość cho­rób prze­wle­kłych jest woła­niem o pomoc ze strony naszego układu immu­no­lo­gicz­nego. Woła­niem, które przy­biera postać chro­nicz­nego zapa­le­nia ogól­no­ustro­jo­wego.

Obosieczny miecz stanu zapalnego

Nie­dawno do mojego gabi­netu zawi­tała pacjentka, która stwier­dziła: „Nie wiem, co mi jest. Po pro­stu czuję się jakaś roz­bita”. Choć nie miała posta­wio­nej kon­kret­nej dia­gnozy, wie­działa, że coś jej dolega. Jak już wspo­mnia­łam, wszyst­kie scho­rze­nia – od depre­sji przez cho­roby serca, cho­robę Alzhe­imera aż po zespół jelita draż­li­wego – są wywo­ły­wane przez pro­blem doty­czący układu odpor­no­ścio­wego, a pro­blemem tym pra­wie zawsze jest zapa­le­nie. Przy­pusz­czam, że będziesz mieć dość tego słowa, bo w dal­szej czę­ści książki pad­nie ono jesz­cze wie­lo­krot­nie, lecz nie bez powodu – stan zapalny jest pod­sta­wo­wym środ­kiem dzia­ła­nia układu odpor­no­ścio­wego. Ile­kroć się ska­le­czymy albo zła­piemy infek­cję, układ odpor­no­ściowy zaczyna kontr­atak od wywo­ła­nia kaskady zapal­nej.
Stan zapalny cie­szy się złą sławą, zwłasz­cza w świe­cie wel­l­ness, lecz jest nieco źle rozu­miany. W rze­czy­wi­sto­ści nie ma w nim nic złego! Gdy­by­śmy nie mieli sta­nów zapal­nych, umie­ra­li­by­śmy z powodu nawet łagod­nych infek­cji, takich jak zwy­kłe prze­zię­bie­nie czy grypa, a także wsku­tek odnie­sie­nia nie­wiel­kich ran, bo orga­nizm nie byłby w sta­nie chro­nić się i napra­wiać.
Wyja­śnię, do czego zmie­rzam: gdy się zra­nimy albo zaka­zimy, układ odpor­no­ściowy wyzwala reak­cję zapalną, by wysłać do danego obszaru ciała armię komó­rek odpor­no­ściowych i prze­kaź­ni­ków che­micz­nych, które mają za zada­nie ochro­nić ów obszar i go wyle­czyć (o komór­kach tych i prze­kaź­ni­kach sze­rzej napi­sa­łam w roz­dziale 2). Gdy zro­bimy sobie krzywdę, to wła­śnie zapa­le­nie wywoła obrzęk, zaczer­wie­nie­nie skóry i pod­wyż­szoną tem­pe­ra­turę; to ono jest też powo­dem nad­pro­duk­cji śluzu, gdy jeste­śmy prze­zię­bieni. Wszyst­kie te objawy dener­wują i pogar­szają samo­po­czu­cie, lecz w isto­cie ich zada­niem jest wyle­cze­nie nas i usu­nię­cie zaraz­ków z orga­ni­zmu. Opuch­nięta, bole­sna kostka powstrzy­muje nas od cho­dze­nia i pogłę­bie­nia urazu; śluz wytwa­rzany i odka­sły­wany w cza­sie prze­zię­bienia ma na celu prze­chwy­ce­nie i wyda­le­nie drob­no­ustro­jów, które wywo­łały cho­robę.
W ide­al­nym świe­cie stan zapalny spo­wo­do­wany ura­zem albo cho­robą byłby krót­ko­trwały oraz ade­kwatny do skali zagro­że­nia, z jakim się zma­gamy, i sku­tecz­nie zaini­cjo­wałby obronę i lecze­nie, a potem wygasł, by przy­wró­cić zwy­kłe funk­cjo­no­wa­nie orga­ni­zmu. Nie­stety, nie zawsze tak się dzieje. Cza­sami reak­cja zapalna jest zbyt silna, wtedy zaś może oka­zać się groź­niej­sza niż pier­wotna cho­roba czy uraz – tak się dzieje na przy­kład w przy­padku burzy cyto­kin wyzwa­la­nej przez infek­cję wiru­sem SARS-CoV-2. Kiedy indziej z kolei zapa­le­nie nie ustę­puje pra­wi­dłowo po minię­ciu zagro­że­nia. To zła wia­do­mość dla orga­ni­zmu, może to bowiem dopro­wa­dzić do – tak, zga­dłeś! – prze­wle­kłego stanu zapal­nego, a ten do chro­nicz­nej cho­roby. Przy­tła­cza­jąca więk­szość dzi­siej­szych cho­rób wynika z nie­ustan­nego pod­sy­ca­nia sto­sun­kowo łagod­nych sta­nów zapal­nych, a mamy ich mnó­stwo.
Oto kilka przy­kła­dów:
Gro­ma­dze­nie się bla­szek miaż­dży­co­wych, pro­wa­dzące do zwap­nie­nia serca i naczyń krwio­no­śnych, jest wyni­kiem prób wywo­ła­nia przez układ odpor­no­ściowy stanu zapal­nego w celu naprawy uszko­dzeń tych naczyń. Blaszki powstają wsku­tek pale­nia tyto­niu, infek­cji, wyso­kiego ciśnie­nia krwi, kon­taktu z tok­sycz­nymi che­mi­ka­liami oraz obec­no­ści uszko­dzo­nego cho­le­ste­rolu.
Depre­sja została powią­zana z pod­wyż­szo­nym pozio­mem stanu zapal­nego rzu­tu­ją­cego na funk­cjo­no­wa­nie neu­ro­prze­kaź­ni­ków w mózgu20.
W cukrzycy stan zapalny wymyka się spod kon­troli, gdy nad­miar glu­kozy „przy­kleja się” do komó­rek krwi i naczyń krwio­no­śnych, uszka­dza­jąc narządy, które orga­nizm gorącz­kowo pró­buje napra­wić.
Jeśli cho­dzi o cho­robę Alzhe­imera, ryzyko zapad­nię­cia na nią rośnie wsku­tek wstrzą­śnień mózgu, wyso­kiego poziomu glu­kozy we krwi, braku snu oraz kon­taktu z tok­sy­nami śro­do­wi­sko­wymi. Wszystko to jest pali­wem – znowu zga­dłeś! – dla zapa­leń, któ­rych skut­kiem jest nad­gor­liwe napra­wia­nie mózgu, pro­wa­dzące do jego uszko­dze­nia.
Astma jest sta­nem zapal­nym gór­nych dróg odde­cho­wych, egzema – komó­rek skóry, artre­tyzm powstaje wsku­tek zapa­le­nia sta­wów, a cho­roba Leśniow­skiego–Crohna to stan zapalny prze­wodu pokar­mo­wego. Tę listę można wydłu­żać.
Reak­cja zapalna, która wymknęła się spod kon­troli, jest naj­wy­raź­niej przy­czyną wielu powszech­nie wystę­pu­ją­cych cho­rób. Doty­czy to w szcze­gól­no­ści grupy sta­nów zwa­nych cho­ro­bami auto­im­mu­no­lo­gicz­nymi.

Tolerancja immunologiczna i choroba autoimmunologiczna

Jak już pisa­łam, cho­roby auto­im­mu­no­lo­giczne sta­no­wią rodzinę prze­wle­kłych, wynisz­cza­ją­cych, a nie­kiedy zagra­ża­ją­cych życiu scho­rzeń. Ich wspól­nym mia­now­ni­kiem jest sza­leń­stwo układu odpor­no­ścio­wego. Pro­wa­dzi ono nie tylko do wielu prze­wle­kłych sta­nów zapal­nych, ale także do zabu­rze­nia inte­li­gen­cji tego układu, który zaczyna ata­ko­wać tkanki wła­snego orga­ni­zmu, tak jakby były nie­bez­piecz­nymi intru­zami z zewnątrz. W immu­no­lo­gii nazy­wamy to zja­wi­sko utratą tole­ran­cji – jest to jedno z naj­waż­niej­szych pojęć z tego obszaru. Tole­ran­cję można opi­sać jako zdol­ność komó­rek odpor­no­ścio­wych do roz­po­zna­wa­nia wła­snych tka­nek i nie­ata­ko­wa­nia ich w żad­nym przy­padku. Utrata immunotole­ran­cji spra­wia, że komórki odpor­no­ściowe zaczy­nają ata­ko­wać orga­nizm gospo­da­rza. Jest ona jed­nym z czyn­ni­ków roz­woju cho­roby auto­im­mu­no­lo­gicznej (auto­im­mu­ni­za­cji) oraz tego, co nazwa­łam immu­no­ty­pem zbłą­ka­nym, o któ­rym prze­czy­tasz póź­niej.
Auto­im­mu­ni­za­cja może wystą­pić wszę­dzie, ale naj­częst­szymi loka­li­za­cjami są naczy­nia krwio­no­śne, tkanka łączna, gru­czoły dokrewne takie jak tar­czyca lub trzustka, stawy, mię­śnie, czer­wone krwinki oraz skóra. Nie­które z naj­częst­szych cho­rób auto­im­mu­no­lo­gicz­nych to:

cho­roba Addi­sona,
celia­kia (ente­ro­pa­tia glu­te­no­za­leżna),
zapa­le­nie skórno-mię­śniowe,
cho­roba Gra­vesa–Base­dowa,
cho­roba Hashi­moto,
stward­nie­nie roz­siane,
mia­ste­nia,
ane­mia zło­śliwa,
reak­tywne zapa­le­nie sta­wów,
reu­ma­to­idalne zapa­le­nie sta­wów,
zespół Sjögrena,
toczeń rumie­nio­waty ukła­dowy,
cukrzyca typu I.

Zapewne znasz kogoś cier­pią­cego na któ­rąś z wymie­nio­nych cho­rób i być może ni­gdy nie przy­szło ci do głowy, że jest to cho­roba auto­im­mu­no­lo­giczna. Przyj­rzyjmy się na przy­kład reu­ma­to­idal­nemu zapa­le­niu sta­wów (RZS). Może się wyda­wać, że cho­dzi tylko o ból i sztyw­ność sta­wów, lecz pro­blem jest znacz­nie poważ­niej­szy. RZS poja­wia się, gdy komórki odpor­no­ściowe błęd­nie ata­kują zdrowe stawy orga­ni­zmu, powo­du­jąc ból, defor­ma­cję i obrzęk. Zapa­le­nie jest zarówno pod­sta­wową przy­czyną, jak i skut­kiem ubocz­nym auto­im­mu­ni­za­cji, co przy­czy­nia się do powsta­nia błęd­nego koła: zapa­le­nie – auto­im­mu­ni­za­cja – sil­niej­sze zapa­le­nie, które może szybko zawład­nąć naszym życiem. O auto­im­mu­ni­za­cji opo­wiem póź­niej, przy oka­zji oma­wia­nia kwe­stii immu­no­typu zbłą­ka­nego, tym­cza­sem zaś warto zapa­mię­tać, że bar­dzo waż­nym aspek­tem planu odbu­dowy odpor­no­ści będzie stłu­mie­nie prze­wle­kłego stanu zapal­nego. Dla­czego? Ponie­waż prze­wle­kłe zapa­le­nie może być wywo­ły­wane przez wiele aspek­tów naszego śro­do­wi­ska wewnętrz­nego i zewnętrz­nego – zwłasz­cza te zbyt błahe, aby­śmy byli w sta­nie je dostrzec. W następ­nej czę­ści tego roz­działu przejdę do mikro­skali, aby opo­wie­dzieć o tym, jak drob­no­ustroje na­dal rzą­dzą naszym życiem i zdro­wiem, choć epokę tyfusu zosta­wi­li­śmy daleko za sobą.

Omówienie hipotezy „starych przyjaciół”

Pamię­tasz to, co napi­sa­łam o doko­na­niu zwrotu o 180 stopni, pole­ga­ją­cego na zamia­nie domi­na­cji cho­rób zakaź­nych na epi­de­mię cho­rób prze­wle­kłych? Cóż, wiele osób uważa, że nasza obse­sja na punk­cie zabój­czych zaraz­ków poszła o wiele za daleko i dopro­wa­dziła do nie­wia­ry­god­nego wzro­stu wystę­po­wa­nia chro­nicz­nych scho­rzeń. W opu­bli­ko­wa­nym w 1989 roku nie­po­zor­nym arty­kule nauko­wym autor­stwa epi­de­mio­loga D.P. Stra­chana poja­wiło się ważne stwier­dze­nie. Nauko­wiec powią­zał katar sienny i egzemę u dzieci z mniej­szą liczeb­no­ścią rodziny oraz mniej­szą liczbą infek­cji w dzie­ciń­stwie. Zasad­ni­czo teo­ria Stra­chana przed­sta­wiała się nastę­pu­jąco: im mniej infek­cji mia­łeś jako dziecko, tym wię­cej aler­gii naby­wasz póź­niej. Kon­cep­cja ta zyskała ogromną popu­lar­ność zarówno wśród naukow­ców, jak i w mediach – i szybko została nazwana hipo­tezą higie­niczną21. Hipo­teza higie­niczna, oprócz tego, że jej nazwa łatwo wpada w ucho, sku­pia się na idei, iż nasze śro­do­wi­sko – coraz bar­dziej anty­sep­tyczne dzięki środ­kom dezyn­fe­ku­ją­cym, anty­bio­ty­kom, pły­nom anty­bak­te­ryj­nym do rąk oraz inwe­sty­cjom w czy­stą wodę i urzą­dze­nia sani­tarne, a także popu­la­ry­za­cji higieny oso­bi­stej – naraża nas na więk­sze ryzyko aler­gii oraz powsta­nie immu­no­typu, który nazwa­łam hiper­ak­tyw­nym, cechu­ją­cego się prze­sadną reak­cją aler­giczną.
W hipo­te­zie higie­nicz­nej jest ziarno prawdy – do tego stop­nia sku­pi­li­śmy się na zapo­bie­ga­niu cho­ro­bom zakaź­nym wywo­ły­wa­nym przez pato­genne drob­no­ustroje oraz na lecze­niu ich, że zaszli­śmy tro­chę za daleko i przy­nio­sło to odwrotne skutki. Zgod­nie z hipo­tezą higie­niczną brak eks­po­zy­cji na drob­no­ustroje uła­twia sprawę ukła­dowi odpor­no­ścio­wemu, który do tego stop­nia przy­zwy­czaja się do nad­mier­nie wyste­ry­li­zo­wa­nego śro­do­wi­ska, że ata­kuje wszystko, co sta­nie na jego dro­dze – nawet czyn­niki nie­szko­dliwe, takie jak pyłki roślin czy kurz. Ist­nieją dowody na popar­cie tej teo­rii, takie jak fakt, że w ciągu ostat­nich 30 lat nastą­pił ogromny wzrost liczby zacho­ro­wań na astmę i aler­gie. Prawdą jest też, że do wzro­stu tego doszło nie­mal wyłącz­nie w kra­jach zachod­nich, bogat­szych i bar­dziej zaawan­so­wa­nych tech­no­lo­gicz­nie, które zara­zem stały się „higie­nicz­niej­sze”. Pozwolę sobie jed­nak wyra­zić wła­sną opi­nię: hipo­teza higie­niczna nie jest stu­pro­cen­towo trafna. Dla­czego? Ponie­waż, jak widzie­li­śmy w przy­padku pan­de­mii COVID-19, nie powin­ni­śmy w naj­bliż­szym cza­sie wyzby­wać się mydła i chu­s­te­czek dezyn­fe­ku­ją­cych. To po pro­stu nie jest takie oczy­wi­ste. Bar­dziej mia­ro­daj­nym i wyczer­pu­ją­cym wyja­śnie­niem obec­no­ści aler­gii jest hipo­teza „sta­rych przy­ja­ciół”, wysu­nięta przez leka­rza i mikro­bio­loga dr. Gra­hama Rooka22.
Zgod­nie z tą pokrewną hipo­te­zie higie­nicz­nej teo­rią nasz układ odpor­no­ściowy roz­wi­jają nie tyle nie­bez­pieczne drob­no­ustroje, ile mikro­or­ga­ni­zmy komen­salne – w tym poży­teczne bak­te­rie, grzyby, pier­wot­niaki i wirusy – które współ­ist­nieją w naszych orga­ni­zmach od tysiąc­leci. Te korzystne drob­no­ustroje wpły­wają na nasze zdro­wie na trudną do wyobra­że­nia liczbę spo­so­bów. Przy­pusz­czal­nie wiesz o tym, że w prze­wo­dzie pokar­mo­wym bytują bak­te­rie, które czę­sto okre­śla się mia­nem mikro­biomu jeli­to­wego lub mikro­flory, prawda jest jed­nak taka, że wiele innych poży­tecz­nych mikro­bów zasie­dla także naszą skórę, usta, zatoki, płuca i inne czę­ści ciała. Są ich biliony; dość powie­dzieć, że liczba genów bak­te­rii two­rzą­cych mikro­biom jest 200 razy więk­sza od liczby genów samego czło­wieka.
Skąd więc biorą się wszy­scy ci „sta­rzy przy­ja­ciele”? Zanim przyj­dziemy na świat, funk­cjo­nu­jemy w ste­ryl­nym śro­do­wi­sku orga­ni­zmu matki, lecz gdy tylko wydo­sta­niemy się z macicy (czy to przez kanał rodny, czy dzięki cesar­skiemu cię­ciu), gro­ma­dzimy owych mikro­sko­pij­nych przy­ja­ciół i nasz mikro­biom zaczyna się roz­wi­jać. Wkrótce potem otrzy­mu­jemy poży­teczne mikroby z mle­kiem matki, a także dzięki przy­tu­la­niu rodzi­ców, potem zaś dzięki leże­niu na tra­wie, posia­da­niu psa czy kota, zaba­wom w bło­cie, a nawet dzięki rodzeń­stwu (wię­cej ludzi to wię­cej bak­te­rii!). Jeśli kie­dy­kol­wiek zasta­na­wia­łeś się, dla­czego leka­rze zale­cają poród pochwowy i kar­mie­nie pier­sią, spie­szę z wyja­śnie­niem – cho­dzi im o to, by jak naj­szyb­ciej wysta­wić dziecko na dzia­ła­nie poży­tecz­nych drob­no­ustro­jów, sprzy­ja­ją­cych zdro­wemu roz­wo­jowi mikro­biomu.
Korzystne drob­no­ustroje poma­gają w pra­wi­dło­wym kształ­to­wa­niu układu immu­no­lo­gicz­nego i pobu­dzają komórki odpor­no­ściowe nazwane lim­fo­cy­tami T regu­la­to­ro­wymi. O dzia­ła­niu tych komó­rek napi­szę sze­rzej w następ­nym roz­dziale, tym­cza­sem zaś powiem tylko tyle, że przy­ja­zne mikro­or­ga­ni­zmy uczą lim­fo­cyty T regu­la­to­rowe więk­szej tole­ran­cji dla naszego śro­do­wi­ska, co pomaga nam unik­nąć aler­gii, auto­im­mu­ni­za­cji oraz prze­wle­kłych sta­nów zapal­nych. Wie­dząc o tym, łatwiej zro­zu­mieć, dla­czego wielu naukow­ców oba­wia się, iż zbyt ste­rylne poród i dzie­ciń­stwo – pozba­wione czasu na zabawę w bło­cie i kon­takty ze zwie­rzę­tami, a przy tym pełne środ­ków do dezyn­fek­cji rąk oraz powierzchni mytych pły­nami bak­te­rio­bój­czymi – mogą sabo­to­wać roz­wój immunotole­ran­cji. Na szczę­ście, o czym będziesz mógł prze­czy­tać w roz­dziale 7, nie musimy spę­dzać dzie­ciń­stwa w total­nym bru­dzie, przez cały czas cho­ro­wać ani ni­gdy wię­cej nie myć rąk, by wspie­rać poży­teczne mikroby. Możemy sku­pić się na ochro­nie przed groź­nymi zaraz­kami poprzez roz­sądne prak­tyki sani­tarne – zwłasz­cza w sytu­acjach takich jak pan­de­mia COVID-19, kiedy to zmie­rzy­li­śmy się z nowym wiru­sem, na który nie jeste­śmy uod­por­nieni – jed­no­cze­śnie dba­jąc o to, by mieć dużą stycz­ność z korzyst­nymi drob­no­ustro­jami.
Jed­nym z naj­więk­szych wyzwań zwią­za­nych z przy­wra­ca­niem rów­no­wagi układu immu­no­lo­gicz­nego – bez względu na to, czy masz immu­no­typ tlący się, zbłą­kany, hiper­ak­tywny czy słaby – jest nawią­za­nie zdro­wej rela­cji z 38 bilio­nami obec­nych w orga­ni­zmie bak­te­rii. Jako ludzie powin­ni­śmy zacząć oka­zy­wać tym drob­no­ustro­jom sza­cu­nek i pozwa­lać im na wyko­ny­wa­nie swo­ich zadań, bo w prze­ciw­nym razie nasz układ odpor­no­ściowy nie ma szans! Mam dobrą wia­do­mość: w dal­szej czę­ści tej książki zawar­łam osobny roz­dział o tym, jak żyć w lep­szej sym­bio­zie z mikro­or­ga­ni­zmami zamiesz­ku­ją­cymi nasze ciała.

Aksjomat wzmacniania odporności

Jak już wiesz, przy­ję­cie zbyt uprosz­czo­nego podej­ścia do drob­no­ustro­jów – pole­ga­ją­cego po pro­stu na pró­bie zabi­cia wszyst­kich zaraz­ków – obró­ciło się prze­ciwko nam. Nie­stety czę­sto padamy ofiarą podob­nego spo­sobu myśle­nia w kwe­stii opty­ma­li­zo­wa­nia zdro­wia układu odpor­no­ścio­wego. Gdy­bym dosta­wała dolara za każ­dym razem, gdy zapo­znam się z arty­ku­łem czy wpi­sem na blogu o pro­duk­cie mają­cym wzmac­niać układ odpor­no­ściowy albo reklamą takiego środka, w przy­szłym roku mogła­bym przejść na eme­ry­turę i prze­pro­wa­dzić się na luk­su­sową tro­pi­kalną wyspę. Powiem wprost: w pew­nych sytu­acjach wzmoc­nie­nie odpo­wie­dzi immu­no­lo­gicz­nej może być korzystne – na przy­kład w przy­padku immu­no­typu sła­bego – lecz powi­nie­neś wie­dzieć, które czę­ści układu wzmac­niasz, w jakim stop­niu i w jaki spo­sób. Samo sku­pie­nie się na pobu­dza­niu układu immu­no­lo­gicz­nego do więk­szej aktyw­no­ści nie zawsze jest pożą­dane. Jeśli na przy­kład masz aler­gię lub astmę, twoje objawy są skut­kiem nad­po­bu­dli­wego układu odpor­no­ścio­wego, a ostat­nią rze­czą, jakiej w tej sytu­acji potrze­bu­jesz, jest jego wzmoc­nie­nie. U nie­któ­rych z nas układ odpor­no­ściowy reaguje tak gwał­tow­nie, że ata­kuje tkanki gospo­da­rza, wtedy zaś więk­sze korzy­ści mogłoby przy­nieść zaha­mo­wa­nie aktyw­no­ści immu­no­lo­gicz­nej, a nie jej nasi­le­nie. Zmie­rzam do tego, że nie ma jed­nego uni­wer­sal­nego podej­ścia do opty­ma­li­zo­wa­nia układu odpor­no­ścio­wego – byłoby to poważną znie­wagą dla spek­ta­ku­lar­nej wręcz zło­żo­no­ści funk­cjo­no­wa­nia tego aspektu ludz­kiego orga­ni­zmu. Ozna­cza­łoby ono rów­nież zba­ga­te­li­zo­wa­nie indy­wi­du­al­nych i cha­rak­te­ry­stycz­nych dla każ­dego czło­wieka zabu­rzeń. Aby móc ruszyć we wła­ści­wym kie­runku, trzeba naj­pierw wie­dzieć, gdzie się jest.
Potrzeba indy­wi­du­al­nego podej­ścia i podej­mo­wa­nia bar­dziej świa­do­mych decy­zji przy­świeca więk­szej czę­ści tej książki. Moim celem jest pomóc ci się dowie­dzieć, gdzie na spek­trum dys­funk­cji auto­im­mu­no­lo­gicz­nych się znaj­du­jesz, czyli innymi słowy – okre­ślić swój immu­no­typ. Dopiero po ziden­ty­fi­ko­wa­niu immu­no­typu zyskasz lep­szą orien­ta­cję co do tego, czy powi­nie­neś wzmoc­nić, wyci­szyć, czy prze­kie­ro­wać reak­cje układu odpor­no­ścio­wego. Na tym eta­pie sytu­acja kom­pli­kuje się jesz­cze bar­dziej: twój układ odpor­no­ściowy nie zawsze ulega tym samym zabu­rze­niom. Gdy w dal­szej czę­ści książki wyko­nasz quiz czte­rech immu­no­typów, może się oka­zać, że cechu­jesz się wię­cej niż jed­nym immu­no­typem. Jest to nie tylko nor­malne, ale i powszechne. Dys­funk­cja układu odpor­no­ścio­wego jest podobna do efektu domina – utrata rów­no­wagi w jed­nym obsza­rze czę­sto rzu­tuje na inne.

Dobra wiadomość – pielęgnacja jest ważniejsza niż natura

Do tej pory w tym roz­dziale przed­sta­wi­łam wiele budzą­cych grozę sta­ty­styk, trud­nych realiów oraz – bądźmy szcze­rzy – złych wie­ści. Bez wąt­pie­nia żyjemy w epoce kry­zysu dys­funk­cji układu odpor­no­ścio­wego.
Ale nie wszyst­kie wie­ści są złe. Dla­czego? Ponie­waż – podob­nie jak w przy­padku więk­szo­ści ukła­dów ciała – nasz układ odpor­no­ściowy nie­ustan­nie się zmie­nia. W każ­dej sekun­dzie powstają, umie­rają i prze­kształ­cają się miliardy komó­rek odpor­no­ściowych, to zaś ozna­cza, że codzien­nie (nawet co godzinę!) mamy moż­li­wość korzyst­nego wpły­wa­nia na spój­ność i hart naszego zdro­wia immu­no­lo­gicz­nego. Robimy to, doko­nu­jąc zmian w stylu życia, jadło­spi­sie, nawy­kach i oto­cze­niu. Wielu moich pacjen­tów pod­cho­dzi do tych słów ze scep­ty­cy­zmem. Rozu­miem to! Jeśli odkąd pamię­tasz cier­pisz na aler­gię, masz cho­robę auto­im­mu­no­lo­giczną lub inny prze­wle­kły stan cho­ro­bowy, możesz odno­sić wra­że­nie, że nie jesteś w sta­nie nic zro­bić. Po dotych­cza­so­wej lek­tu­rze tego roz­działu mogłeś też dojść do wnio­sku, że typowe dla naszego spo­łe­czeń­stwa nad­mierne odka­ża­nie, nad­uży­wa­nie leków i wzmac­nia­nie odpor­no­ści ozna­cza, że musimy oduczyć się wielu rze­czy i rów­nie wiele nad­ro­bić. Zapew­niam cię jed­nak, że nawet jeśli już przy­sze­dłeś na świat z jakimś upo­śle­dze­niem układu immu­no­lo­gicz­nego; nawet jeśli cier­pisz na cho­robę, która nie pozwala ci żyć pełną pier­sią; nawet jeśli dotych­czas postę­po­wa­łeś wzglę­dem tego układu wyłącz­nie źle – na­dal możesz ponow­nie ukształ­to­wać i zre­wi­do­wać swoje zacho­wa­nia immu­no­lo­giczne.
Skąd ta pew­ność? Bo nie tylko obser­wo­wa­łam setki pacjen­tów, któ­rzy przy­wra­cali rów­no­wagę dzia­ła­nia układu odpor­no­ścio­wego dzięki zmia­nom diety i stylu życia, lecz zapo­zna­łam się też z wie­loma bada­niami, w któ­rych powią­zano wszyst­kie rodzaje pro­ble­mów doty­czą­cych tego układu z czyn­ni­kami pozo­sta­ją­cymi w dużej mie­rze pod naszą kon­trolą. Jeśli dotych­czas obra­ca­łeś się głów­nie w świe­cie medy­cyny kon­wen­cjo­nal­nej, być może dowia­du­jesz się o tym po raz pierw­szy – i rozu­miem twój ewen­tu­alny scep­ty­cyzm. Wielu leka­rzy, nawet spe­cja­li­stów, wciąż jest żało­śnie nie­do­in­for­mo­wa­nych na temat zna­cze­nia zmian w stylu życia. Pro­gram doty­czący żywie­nia prze­wi­dziany na cztery lata stu­diów medycz­nych w USA mie­ści się w zale­d­wie 25 godzi­nach zajęć, a wymóg ukoń­cze­nia kursu żywie­nio­wego funk­cjo­nuje w nie­ca­łych 20 pro­cen­tach aka­de­mii medycz­nych23. Jako osoba, która ukoń­czyła medy­cynę i w prak­tyce nie była w sta­nie wspie­rać swo­ich pacjen­tów w tym obsza­rze, zdaję sobie z tego sprawę lepiej niż kto­kol­wiek inny.
Jeden z zasad­ni­czych pro­ble­mów polega na tym, że odży­wia­nie się, ćwi­cze­nia fizyczne oraz inter­wen­cje doty­czące powią­za­nia umysł–ciało zostały zde­gra­do­wane do rangi sza­ma­ni­zmu medycz­nego i zare­zer­wo­wane dla prak­ty­ków tak zwa­nej medy­cyny alter­na­tyw­nej. Uwiel­biamy nabi­jać się z jogi­nów, zwo­len­ni­ków zie­lo­nych soków i miło­śni­ków magicz­nych krysz­ta­łów, lecz wierz mi, że w praw­dzi­wej medy­cy­nie doty­czącej stylu życia nie ma nic, co zakra­wa­łoby na sza­ma­nizm, absurd czy nie­uza­sad­nione teo­rie.
Bada­nia nie kła­mią: w jed­nym z prze­ło­mo­wych eks­pe­ry­men­tów stwier­dzono, że zale­d­wie cztery aspekty zdro­wego stylu życia – nie­pa­le­nie papie­ro­sów, utrzy­my­wa­nie pra­wi­dło­wej wagi ciała, regu­larne ćwi­cze­nia i prze­strze­ga­nie zdro­wej diety – mogą łącz­nie ogra­ni­czać ryzyko roz­woju naj­częst­szych i śmier­tel­nych cho­rób prze­wle­kłych o 80 pro­cent. Prze­czy­taj to raz jesz­cze: tak, osiem­dzie­siąt pro­cent.
Poza tym:
Spo­ży­wa­nie 10 por­cji owo­ców i warzyw dzien­nie mogłoby rocz­nie zapo­biec mniej wię­cej 7,8 miliona przed­wcze­snych zgo­nów na całym świe­cie24.
Pod­ło­żem nawet 75–90 pro­cent ludz­kich cho­rób jest stres25.
Sub­stan­cje che­miczne wystę­pu­jące w naszym oto­cze­niu mogą przy­czy­niać się do nowo­two­rów jaj­ni­ków, pro­staty i piersi, przed­wcze­snego początku meno­pauzy, spadku jako­ści nasie­nia, pro­ble­mów z płod­no­ścią oraz cho­rób serca, oty­ło­ści i cukrzycy (i nie jest to pełna lista)26.
Osoby czer­piące 17–21 pro­cent kalo­rii z cukru doda­wa­nego do posił­ków są o 38 pro­cent bar­dziej nara­żone na ryzyko śmierci z powodu cho­rób układu krą­że­nia niż te, które z cukru czer­pią 8 pro­cent ener­gii kalo­rycz­nej27. W bada­niach powią­zano też więk­sze spo­ży­cie cukru – zwłasz­cza ze słod­kich napo­jów – z wyż­szym ryzy­kiem roz­woju cho­rób auto­im­mu­no­lo­gicz­nych, takich jak reu­ma­to­idalne zapa­le­nie sta­wów28.
Zale­d­wie kwa­drans aktyw­no­ści fizycz­nej dzien­nie może prze­dłu­żyć życie o trzy lata; w bada­niach dowie­dziono też, że tre­ning może zła­go­dzić aler­giczne stany zapalne29.
To tylko kilka przy­kła­dów ogrom­nego wpływu stylu życia i oto­cze­nia na codzienny dobro­stan. Czyn­niki te mogą w isto­cie być nawet waż­niej­sze niż pre­dys­po­zy­cje gene­tyczne. W ostat­nich latach roz­wi­nęła się popu­larna obec­nie dzie­dzina – epi­ge­ne­tyka – która bada, jak śro­do­wi­sko i zacho­wa­nie mogą włą­czać i wyłą­czać różne geny. Epi­ge­ne­tyka (któ­rej nazwę można w przy­bli­że­niu rozu­mieć jako czyn­niki wykra­cza­jące ponad kwe­stie gene­tyczne) poka­zuje, że dzięki zmia­nie stylu życia da się oddzia­ły­wać na eks­pre­sję DNA. Mody­fi­ka­cje te mogą wpły­wać na spo­sób dzie­le­nia się komó­rek i powsta­wa­nie bia­łek, a nawet na rodzaj mate­riału gene­tycznego prze­ka­zy­wa­nego potom­stwu. (Ow­szem, skutki nie­zdro­wego stylu życia mogą się prze­no­sić na dzieci!) Wszy­scy rodzimy się z nie­zmien­nym DNA, lecz z badań epi­ge­ne­tycz­nych dowia­du­jemy się, że czyn­niki zwią­zane ze sty­lem życia mają realny wpływ na roz­wój ewen­tu­al­nych cho­rób prze­wle­kłych. To dosko­nała wia­do­mość. Ozna­cza ona, że nawet jeśli masz pre­dys­po­zy­cje gene­tyczne do okre­ślo­nego scho­rze­nia – na przy­kład oty­ło­ści, raka piersi czy cho­roby Alzhe­imera – możesz w dużej mie­rze sam decy­do­wać o tym, czy na nie zapad­niesz. Mody­fi­ka­cje wpro­wa­dzane w śro­do­wi­sku mogą dosłow­nie zmie­nić spo­sób eks­pre­sji genów i przy­wró­cić pra­wi­dłowe dzia­ła­nie układu odpor­no­ścio­wego.

Bezpośrednie podejście do kryzysu zaburzeń immunologicznych

Nie­wąt­pli­wie ist­nieje wiele ksią­żek, z któ­rych można się dowie­dzieć, jak zapo­bie­gać cho­ro­bom prze­wle­kłym i jak je leczyć. Pod pew­nym wzglę­dem książki te jed­nak nie zdają egza­minu: ich auto­rzy zapo­mi­nają, że przy­czyny cho­roby są różne u róż­nych ludzi, a same cho­roby pra­wie zawsze mają zwią­zek z ukła­dem odpor­no­ścio­wym. W wielu porad­ni­kach zaleca się tylko jedną zmianę stylu życia (na przy­kład tre­ning jogi, medy­ta­cję albo cza­sowe gło­dówki) czy jedną dietę (nisko­tłusz­czową, keto­ge­niczną, paleo, bez­zbo­żową czy śród­ziem­no­mor­ską) jako pana­ceum i naj­lep­szy spo­sób na zdrowe życie dla każ­dego. A choć każde z tych roz­wią­zań ma poparte bada­niami atuty, żadne nie musi być tym uni­wer­sal­nie dobrym czy złym. Ze względu na ist­nie­nie róż­nych immu­no­ty­pów dany styl życia czy jadło­spis, który zna­ko­mi­cie spraw­dza się u jed­nych, u innych może mieć nega­tywne następ­stwa.
W tej książce przy­ję­łam ulep­szone, bar­dziej zin­dy­wi­du­ali­zo­wane podej­ście. W trak­cie dal­szej lek­tury dowiesz się, jak wpro­wa­dzać okre­ślone zmiany w nawy­kach, oto­cze­niu i die­cie, a także jak sto­so­wać ukie­run­ko­wane, natu­ralne tera­pie, aby przy­wró­cić rów­no­wagę układu odpor­no­ścio­wego. Uła­twi ci to osią­gnię­cie zdro­wego poziomu sta­nów zapal­nych oraz nawią­za­nie lep­szych rela­cji z pato­ge­nami śro­do­wi­sko­wymi, nadto zaś pozwoli zyskać pew­ność, że oto­cze­nie sprzyja opty­mal­nej eks­pre­sji two­ich genów.
Dąże­nie do zdro­wia układu odpor­no­ścio­wego jest nie­zwy­kle ważne, bo jeśli działa on pra­wi­dłowo, może rato­wać życie, lecz w prze­ciw­nym razie staje się sza­le­nie nie­sku­teczny i destruk­cyjny. W skład układu immu­no­lo­gicz­nego czło­wieka wcho­dzą komórki o dzia­ła­niu sil­niej­szym niż jakie­kol­wiek far­ma­ceu­tyki. Nie­które z nich mogą na przy­kład nisz­czyć bak­te­rie przez wstrzy­ki­wa­nie im okre­ślo­nych che­mi­ka­liów; inne iden­ty­fi­kują paso­żyty i pochła­niają je w cało­ści. W pew­nych sytu­acjach te same komórki mogą jed­nak dopro­wa­dzić do odrzu­ce­nia prze­szcze­pio­nych narzą­dów, nisz­czyć czer­wone krwinki gospo­da­rza lub wywo­łać wstrząs ana­fi­lak­tyczny. Impo­nu­jące, jak na grupę komó­rek, któ­rych nie widać gołym okiem… Nasz układ odpor­no­ściowy ma mnó­stwo pracy. Każ­dego dnia bada wszystko, z czym sty­kamy się skórą, co wdy­chamy przez nos i poły­kamy. Codzien­nie mamy kon­takt z mniej wię­cej 100 milio­nami wiru­sów i bak­te­rii, któ­rym nie możemy pozwo­lić na wywo­ła­nie zaka­że­nia orga­ni­zmu, dla­tego układ odpor­no­ściowy uzbraja się, wywo­łuje stan zapalny, zabija to, co musi zabić, a potem się wyłą­cza – wszystko to dzieje się zupeł­nie dla nas nie­po­strze­że­nie.
Kry­zys zabu­rzeń immu­no­lo­gicz­nych stał się tak poważny głów­nie dla­tego, że dogłębne zro­zu­mie­nie dzia­ła­nia układu odpor­no­ścio­wego wymaga wielu lat badań. Podob­nie jak w przy­padku hor­mo­nów czy mózgu, musimy się o nim jesz­cze wiele dowie­dzieć. Na prze­strzeni kilku ostat­nich dekad pozna­li­śmy już bar­dzo wiele rucho­mych ele­men­tów ukła­danki, jaką jest nasz układ immu­no­lo­giczny, ich wza­jemne dopa­so­wa­nie oraz wpływ na zdro­wie. Warun­kiem przy­wró­ce­nia rów­no­wagi jest zdo­by­cie pod­sta­wo­wej wie­dzy na jego temat, w następ­nym roz­dziale zapra­szam więc na instruk­taż.

 
Wesprzyj nas