W swojej książce dr Heather Moday wyjaśnia, że dla większości z nas najważniejsza jest równowaga układu odpornościowego. Lekarka tłumaczy, że układ odpornościowy jest elastyczny, a na jego działanie w dużym stopniu wpływają nasze zachowania, dieta, nawyki i otoczenie.
Dla większości z nas układ odpornościowy stanowi zagadkę – to niewidzialna, skomplikowana sieć komórek, receptorów i przekaźników, której prawidłowości działania nie sposób skontrolować według ustalonych norm. Mimo to rzutuje ona na każdy aspekt naszego zdrowia, wpływając na przebieg prawie wszystkich znanych ludzkości chorób, a niekiedy także je wywołując. Wiele powiedziano na temat „wzmacniania” odporności, tylko co to dokładnie oznacza i co zrobić, jeśli twój układ odpornościowy nie potrzebuje akurat wzmocnienia?
W swojej książce dr Heather Moday wyjaśnia, że dla większości z nas najważniejsza jest równowaga układu odpornościowego. Opierając się na wielu nowatorskich badaniach i fascynujących studiach przypadków, lekarka tłumaczy, że układ odpornościowy jest elastyczny, a na jego działanie w dużym stopniu wpływają nasze zachowania, dieta, nawyki i otoczenie.
Wyróżniła ona cztery podstawowe immunotypy – tlący się, słaby, hiperaktywny i zbłąkany – których działanie stanowi podstawę braku równowagi immunologicznej, często prowadzącej do chorób, przewlekłych stanów zapalnych, infekcji, alergii i autoimmunizacji. Określając swój immunotyp, możesz podjąć odpowiednie działania i dokonać indywidualnych zmian w stylu życia, które pomogą twojemu układowi odpornościowemu w optymalnym funkcjonowaniu.
Ta książka stanowi rewolucyjne podejście do tworzenia indywidualnego stylu życia i diety, sprzyjających większej odporności i witalności oraz długowieczności.
Dr Heather Moday jest dyplomowanym alergologiem i immunologiem, a także lekarzem medycyny integracyjnej i funkcjonalnej. Należy do wyselekcjonowanej grupy najlepszych ekspertów w dziedzinie wellness. Założycielka The Moday Center, gdzie pomaga ludziom w odzyskaniu zdrowia poprzez kompleksowe programy zmiany stylu życia, które koncentrują się na odwracaniu chorób przewlekłych i tworzeniu optymalnego samopoczucia. W swojej pracy łączy naukę z holistycznym podejściem do ciała i ducha. Wierzy, że wszyscy mamy wrodzoną zdolność uzdrawiania, gdy otrzymujemy odpowiednie narzędzia, wsparcie i pożywienie.
Układ odpornościowy bez tajemnic
Immunotypy pod lupą
Przekład: Piotr Cieślak
Wydawnictwo Czarna owca
Premiera: 28 lutego 2024
WSTĘP
Tajemnica układu immunologicznego, najważniejszego mechanizmu obronnego naszego ciała
Roku 2020 nie zapomnimy z wielu powodów. Dla mnie, immunolożki i ekspertki w obszarze medycyny integracyjnej i funkcjonalnej, będzie on zawsze tym, w którym zaczęły się toczyć gremialne dyskusje o układzie odpornościowym. Terminy takie jak „cytokiny”, „antygeny” czy „odporność stadna” na dobre weszły do języka rozmów prowadzonych przez osoby dotąd zupełnie nieznające tej tematyki.
Przed pandemią COVID-19 większość z nas zapewne nie zastanawiała się nad własnym układem odpornościowym – inaczej immunologicznym – jeśli nie liczyć faktu, że pomaga on nam przezwyciężyć zwykłe przeziębienie i trochę szybciej wrócić do pracy. Nagle zaczęliśmy postrzegać go jako koło ratunkowe organizmu – kwestię życia lub śmierci. Niestety dla wielu ludzi, podczas pandemii COVID-19 to od sprawności układu odpornościowego zależało, co weźmie górę.
Nikomu nie życzyłabym tego, co wydarzyło się w roku 2020. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że miał on ten pozytywny skutek, iż wszyscy zaczęli szanować układ odpornościowy i zwracać uwagę na jego rolę w naszym życiu. Jest to wszak najpotężniejszy mechanizm obronny organizmu. Bezsprzecznie to on każdego dnia utrzymuje ciebie i mnie przy życiu. Niestety, układ odpornościowy od dawna jest uważany za coś oczywistego, a wręcz lekceważony i wyzyskiwany.
Wystarczy sobie uświadomić, że właściwie co roku poddajemy się testom przesiewowym pod kątem różnych schorzeń. Robimy sobie kolonoskopie i mammogramy, by wykluczyć raka; kontrolujemy poziomy cholesterolu i ciśnienia krwi, aby zbadać kondycję układu sercowo-naczyniowego; niektórzy poddają się nawet testom na niedobór składników odżywczych i robią badania krwi, by sprawdzić, jak się mają ich wątroba i nerki. Ale nikt nie idzie do lekarza po to, by zbadać sprawność układu odpornościowego. Słysząc taką prośbę, doktor zapewne zrobiłby dziwną minę i podrapał się po głowie.
Dlaczego tak się dzieje? Układ odpornościowy jest przecież bardzo ważny – czemu więc nie dbamy o jego sprawność i go nie pielęgnujemy?
Po części wynika to z faktu, że układ immunologiczny człowieka wciąż stanowi zagadkę dla większej części środowiska medycznego, z wyjątkiem specjalistów i naukowców z tej dziedziny. Jeśli mam być szczera, domyślam się przyczyn. Jest to niezwykle złożony system, składający się z niezliczonych komórek, receptorów i przekaźników chemicznych, a każdy z jego elementów ma budzące obawy nazwy, złożone z zagadkowych ciągów liczb, liter i symboli.
Nie wspomnę nawet o tym, że większość lekarzy nie zdobywa na studiach wielu informacji na ten temat. Ja sama wzięłam udział tylko w jednym kursie poświęconym immunologii – było to na drugim roku medycyny – i zapamiętałam jedynie tyle, by zdać egzaminy. Gdybym później sama nie zdecydowała się na specjalizację w dziedzinie immunologii, większość tej wiedzy trafiłaby do osnutych pajęczynami zakamarków mojego mózgu, tuż obok szczegółowych informacji o sekwencji rozwoju serca płodu oraz złożonych reakcjach chemii organicznej, które wkułam na blachę i szybko wyrzuciłam ze świadomej pamięci.
Kolejną przeszkodą w zrozumieniu układu odpornościowego jest ogromna liczba badań na ten temat, jakie pojawiły się w ciągu kilku ostatnich dekad. Dziedzina immunologii rozwija się w zawrotnym tempie, nieustannie przesuwając granice naszej wiedzy. W tej stosunkowo młodej nauce – za jej początki można uznać prowadzone od 1883 roku badania rosyjskiego naukowca Ilji Miecznikowa – większość lekarzy zniechęca sam ogrom nowych informacji, które należy przyswoić.
Uwarunkowania te przejawiały się w sposobie, w jaki społeczeństwa – czy raczej populacje na całym globie – próbowały pojąć działanie wirusa SARS-CoV-2 i uzbroić układ odpornościowy tak, by nas przed nim ochronił. Wszyscy zastanawialiśmy się, jakie kroki należy podjąć, by uniknąć infekcji. Zakładaliśmy maseczki, litrami kupowaliśmy środki do dezynfekcji dłoni i zdystansowaliśmy się społecznie do tego stopnia, że zamykaliśmy firmy, odwoływaliśmy wakacje i przez ponad rok pracowaliśmy zdalnie. Szukaliśmy w internecie informacji o suplementach i lekach (wątpliwej skuteczności), które mogłyby nas ochronić, a także pilnie śledziliśmy wiadomości o ogólnoświatowym wyścigu po szczepionkę. Dowiadywaliśmy się, że pewne choroby współistniejące stanowią czynnik ryzyka, i martwiliśmy, czy to właśnie my jesteśmy w gronie osób narażonych na powikłania. Chcieliśmy „wzmocnić” nasz układ odpornościowy, lecz okazało się, że u większości osób umierających na COVID-19 dochodzi do zbyt silnej odpowiedzi immunologicznej organizmu, zwanej burzą cytokinową. Prawda, że to skomplikowane? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. To wystarczyło, żebyśmy poczuli się przytłoczeni i wystraszeni całkowitym nieprzygotowaniem dzisiejszego świata do radzenia sobie z niewidocznym mikrobem, który rozprzestrzenia się lotem błyskawicy.
Faktem jest, że wspieranie układu odpornościowego we właściwy sposób i w odpowiednim czasie wymaga szczypty finezji. W szczególności dotyczy to nowych zagrożeń, takich jak wirus SARS-CoV-2. Nie ma bowiem jednego wiarygodnego badania przesiewowego, które pozwalałoby ocenić kondycję skomplikowanego i tajemniczego układu strzegącego naszej odporności. Z tej książki dowiesz się, że elementy układu odpornościowego znajdują się w każdym zakamarku naszego ciała. W pewnym sensie jest on nieuchwytny – nie ma rzeczywistych granic ani określonych narządów, w których można byłoby go odizolować i zbadać. Nie da się zobrazować tego układu na prześwietleniu rentgenowskim, wykonać biopsji ani określić jego sprawności bądź jej braku przy użyciu jednego testu.
I choć udało się szybko opracować skuteczne szczepionki przeciwko SARS-CoV-2, nasz układ odpornościowy przez całe życie będzie nadal zmagać się z różnorodnymi wyzwaniami, takimi jak pojawiające się nowe wirusy! Na tym nie kończą się zagrożenia dla układu odpornościowego – w żadnym razie. Bo choć powszechnie kojarzymy go ze zwalczaniem bakterii i wirusów, prawda jest taka, że jego rola jest znacznie ważniejsza. Działanie tego układu – dobre lub złe – wpływa na przebieg prawie każdej znanej ludzkości choroby lub ją powoduje. Owszem, układ immunologiczny na skomplikowane sposoby odpowiada na choroby wywołane przez drobnoustroje, takie jak przeziębienie czy grypa, ale odgrywa też bardzo ważną rolę w chorobach serca i płuc, cukrzycy, chorobie Alzheimera oraz nowotworach, będących głównymi przyczynami zgonów na całym świecie.
Żaden inny system organizmu nie jest tak rozbudowany i wszechstronny. Integralność układu odpornościowego jest zasadniczo Świętym Graalem jakości życia. W ostatecznym rozrachunku to właśnie jego sprawność decyduje o tym, czy zachorujemy i umrzemy z powodu danej choroby, czy będziemy się cieszyć długowiecznością. Gdy zaczynałam swoją karierę jako prowadząca prywatną praktykę alergolożka i immunolożka, sumiennie starałam się ujarzmiać układ odpornościowy pacjentów, najlepiej jak umiałam. Tego mnie nauczono. Codziennością było dla mnie leczenie egzemy, pokrzywki, astmy, zapalenia zatok, a niekiedy powikłanych zaburzeń czy spadku odporności. Prowadziłam standardową terapię – przepisywałam zastrzyki przeciwalergiczne i sterydowe, kremy, leki na alergię, inhalatory na astmę i antybiotyki. Metody te na ogół przez jakiś czas okazywały się skuteczne. Ale pacjenci, którzy wychodzili ode mnie ze stosem recept, po trzech czy czterech miesiącach prawie zawsze wracali. Z upływem lat zauważyłam, że stawiano im nowe diagnozy; że chorowali ciężej i ostatecznie przyjmowali zbyt wiele leków, przepisywanych głównie w celu złagodzenia skutków ubocznych innych farmaceutyków. Wielu, już w dorosłym wieku, skarżyło się na nowe alergie pokarmowe, choroby autoimmunologiczne, objawy zespołu jelita drażliwego, wysypki, przewlekłe zapalenie zatok i bóle stawów. Zaczęłam otrzymywać skierowania od lekarzy specjalistów – gastroenterologów, reumatologów i dermatologów – którzy nie wiedzieli, jak dalej postępować z pacjentami. (Do alergologa często trafiają te skomplikowane przypadki, z którymi nikt inny nie wie, co zrobić). Problem polegał na tym, że pomimo wielu lat tradycyjnego kształcenia w zakresie chorób wewnętrznych, alergii i immunologii byłam zbita z tropu. Miałam jednak przeczucie, że wszystkie te nowe problemy zdrowotne są w jakiś sposób powiązane.
Zaczęłam więc po prostu zadawać pytania. Pytałam moich pacjentów o sposób odżywiania się, poziom stresu, codzienne zajęcia, emocje, nawyki i sen. Wielu z nich nie sypiało najlepiej – cierpiało na bezsenność albo pracowało na nocną zmianę. Niektórzy żywili się ubogimi w składniki odżywcze posiłkami w fast foodach, a w ciągu minionego roku przyjmowali antybiotyki i inne leki na receptę. Inni byli przygnębieni i zestresowani albo mieli poczucie kryzysu w związkach osobistych bądź niespełnienia w pracy zawodowej.
W owym czasie nie czułam się jeszcze ekspertką w obszarze immunologii integracyjnej, którą definiuję jako połączenie twardej, laboratoryjnej wiedzy dotyczącej odporności ze zrozumieniem czynników wpływających na zdrowie, takich jak odżywianie, stres, relacja umysł–ciało, bodźce środowiskowe oraz duchowość, by wymienić tylko niektóre. Wyraźnie widziałam, że układ odpornościowy moich pacjentów szwankuje z powodu ich stylu życia oraz zachowań. Cierpieli oni też na jakże powszechne schorzenia, na przykład nadciśnienie tętnicze, choroby serca i cukrzycę, które zgodnie z moją wiedzą miały znaczące podłoże immunologiczne. Nie miałam pojęcia, co mogę dla nich zrobić, poza wypisywaniem coraz większej liczby recept. Potrzebowałam lepszego zestawu narzędzi.
Przez kilka następnych lat tworzyłam własny zbiór takich narzędzi. Postanowiłam ukończyć kurs medycyny integracyjnej w ramach programu Dr Weil Integrative Medicine w Tucson, aby zapoznać się z korzyściami płynącymi z różnorodnych interwencji, takich jak ziołolecznictwo, dieta i troska o połączenie między umysłem a ciałem. Brałam udział w konferencjach dotyczących medycyny funkcjonalnej, na których nauczono mnie, by nie skupiać się na nazywaniu chorób i maskowaniu ich objawów przy użyciu leków, lecz by szukać pierwotnej przyczyny schorzenia dzięki wnikliwym testom i analizom, a także wskazywać pacjentom zmiany w stylu życia sprzyjające uzdrowieniu. Poświęciłam wiele weekendów i urlopów na udział w sympozjach na terenie całych Stanów Zjednoczonych, szukając odpowiedzi na to, co tak naprawdę decyduje o zdrowiu lub chorobie, a ostatecznie otrzymałam dyplom z medycyny funkcjonalnej. W końcu zdałam sobie sprawę, że nie mogę połączyć świeżo zdobytej wiedzy z wykonywaną pracą zawodową, dlatego zrezygnowałam z niej i zaczęłam działać na własną rękę – założyłam Moday Center, gabinet medycyny funkcjonalnej w Filadelfii.
Od tamtej pory pracowałam z tysiącami pacjentów, starając się odwrócić bieg ich procesów chorobowych, obejmujących objawy chorób autoimmunologicznych, alergii, infekcji i stanów przewlekłych. Stosując wypróbowane metody, znane mi z doświadczenia, pomogłam im odstawić leki i poczuć się lepiej dzięki korzystnym zmianom w otoczeniu, odżywianiu, kondycji mikrobiomu, wzorcach snu i poziomach stresu. Wspierałam pacjentów w łagodzeniu schorzeń i zwiększaniu odporności na wirusy w trakcie pandemii. Stworzyłam własny, jedyny w swoim rodzaju zestaw narzędzi, którymi nauczyłam się sprawnie posługiwać.
Zestaw ten został opisany w tej książce w takiej formie, by mógł z niego korzystać każdy i wszędzie. Na następnych stronach znajdziesz sporą porcję wiedzy, którą gromadziłam przez lata, wyłożonej w postaci, w jakiej moim zdaniem najbardziej ci się przyda. Skupiłam się na tym, co rzeczywiście musisz wiedzieć o skomplikowanym układzie odpornościowym oraz o metodach postępowania, które pomogą ci odzyskać zdrowie i dobre samopoczucie. Bo – jak zapewne się ze mną zgodzisz – właśnie to zawsze mamy na celu.
Przez kilka ostatnich lat przeczytałam chyba wszystkie porady dotyczące zwiększania skuteczności układu odpornościowego, jakich udzielają pracownicy służby zdrowia – na konferencjach, w mediach społecznościowych i na stronach internetowych poświęconych zagadnieniom medycznym – i zdałam sobie sprawę, że wszyscy idą tą samą, utartą ścieżką. Jako ktoś, kto od dziesięcioleci bada układ odpornościowy, mogę z całą pewnością stwierdzić, że to podejście nie jest właściwe. Układ odpornościowy nie jest prostą strukturą liniową, a chorobę może wywołać wiele czynników – rzecz nie sprowadza się do „wzmacniania” odporności. Mogą się u ciebie pojawić przewlekłe stany zapalne, choroby autoimmunologiczne czy alergie, wywołane i tak już nadgorliwą ochroną immunologiczną, której nie pomoże dalsze „wzmacnianie”.
Na czym więc polega właściwe podejście? Pomagając setkom pacjentów, przekonałam się, że o zaburzeniach układu odpornościowego i doświadczanych objawach decyduje brak równowagi biochemicznej na poziomie komórkowym. W ciągu wielu lat badań zauważyłam u moich pacjentów kilka powtarzających się schematów – stały się one wzorcami dla tego, co nazywam czterema immunotypami: tlącym się, zbłąkanym, hiperaktywnym i słabym. Aby doprowadzić do porządku niezrównoważony układ odpornościowy, musisz poznać swój immunotyp, a następnie wprowadzić konkretne zmiany w stylu życia i terapie, które pozwolą ci wrócić na właściwe tory.
Z tego względu większa część tej książki skupia się na czterech immunotypach. Zacznę od omówienia kryzysu, jaki dotknął w dzisiejszych czasach układ odpornościowy, oraz od wprowadzenia do niektórych mechanizmów decydujących o dobrej kondycji tego układu. Następnie przejdę do podstaw immunologii. Jeśli chcesz zrozumieć swój immunotyp, powinieneś poznać kilka mądrych słów. Nie martw się! To nic trudnego; przy najbliższym obiedzie z przyjaciółmi będziesz mógł im zaimponować wiedzą. Gdy już zapoznasz się z fundamentami, przekonasz się, że reszta tej książki sprowadza się do kwestii czterech immunotypów. Opracowałam quiz ułatwiający określenie własnego immunotypu (albo kilku, możesz bowiem pasować do więcej niż jednego wzorca!) i przedstawiłam studia przypadków z życia wziętych, które pomogą ci zrozumieć, co dzieje się w naszych organizmach. Wyjaśniłam, jak czynniki takie jak sen, stres, zdrowie jelit, kontakt z toksynami oraz sposób odżywiania się wpływają na zdrowie układu odpornościowego i jak mogą one prowadzić do zaburzeń jego równowagi. Dzięki tym informacjom oraz znajomości własnego immunotypu będziesz mógł stworzyć indywidualny plan odbudowy odporności, wpisujący się nie tylko w twój immunotyp, ale też we własne preferencje i styl życia. Plan odbudowy odporności jest tą częścią książki, w której możesz opuścić salę lekcyjną, zakasać rękawy i podjąć działania na rzecz przywracania immunologicznej harmonii.
Realizując plan odbudowy odporności, złagodzisz niepożądane stany zapalne i przekierujesz wysiłki układu odpornościowego z walki przeciwko własnym komórkom i nieszkodliwym alergenom na bitwę z prawdziwymi wrogami. Wykształcisz odporność na nowe wirusy i bakterie oraz zyskasz potężną moc w zmaganiach z komórkami nowotworowymi. Właściwym celem tej książki jest osiągnięcie przez ciebie dobrego samopoczucia i zaufania do własnego ciała. Bo gdy układ odpornościowy działa harmonijnie, czujesz się fantastycznie! Rzadko chorujesz, a jeśli już ci się to przydarzy, szybko wracasz do zdrowia. Jesteś wolny od uciążliwych alergii i nie cierpisz na schorzenia autoimmunologiczne. Nie walczysz z cukrzycą, otyłością ani chorobami serca; nie zmagasz się z przewlekłymi stanami zapalnymi. Twój układ odpornościowy jest mocny, a co za tym idzie – ty też taki jesteś.
Niezależnie więc od tego, czy chcesz zwalczyć przewlekłe choroby, skuteczniej kontrolować objawy schorzeń autoimmunologicznych, czy też uwolnić się od irytujących sezonowych alergii, ciągłych przeziębień albo infekcji zatok, w książce tej znajdziesz zestaw narzędzi, które ci w tym pomogą.
Wielokrotnie miałam okazję obserwować skutki niezwykłych zdolności ludzkiego organizmu do uzdrawiania się. Wiem też, że ty także możesz tego doświadczyć. Twój układ odpornościowy chce cię chronić, ale jak dowiesz się z dalszej części tej książki, może to robić tylko dzięki twojej pomocy.
Co o tym wszystkim sądzisz? Jesteś gotowy zostać ekspertem w dziedzinie własnego układu odpornościowego? Przewróć kartkę – zaczynamy.
CZĘŚĆ I
Epoka dysfunkcji układu odpornościowego
ROZDZIAŁ 1
Kryzys zaburzeń immunologicznych
Latem 1906 roku w ekskluzywnej enklawie Oyster Bay w stanie Nowy Jork pewien bankier i jego rodzina spędzali wakacje na plaży, pływali, opalali się i urządzali pikniki. Ale w połowie lata dopadła ich straszliwa choroba. Sielankowe wczasy zakłóciły gorączka i biegunka, a 6 spośród 11 mieszkańców domu zachorowało na zakaźne zapalenie przewodu pokarmowego. Sprawcę zidentyfikowano nieco później – była to bakteria Salmonella typhi, odpowiedzialna za dur brzuszny (tyfus).
Lokalne epidemie tyfusu, choć początkowo dotykały tylko tych mieszczan, którzy mieli kontakt ze skażoną wodą i bytowali w złych warunkach sanitarnych, w ciągu kilku kolejnych lat zaczęły nawiedzać również zamożne gospodarstwa domowe. Po przeprowadzeniu wielu badań ustalono, że źródłem choroby jest jedna osoba – najemna kucharka, niejaka Mary Mallon, której nadano niechlubne miano Tyfusowej Mary1. Okazało się, że Mary była bezobjawowym nosicielem choroby i rok po roku skutecznie rozprzestrzeniała tę śmiertelną w niektórych przypadkach infekcję pośród niczego niepodejrzewającej klienteli w różnych domach.
W Ameryce była to epoka przed nadejściem antybiotyków, szczepionek i dbałości o warunki sanitarne, przed publicznym uzdatnianiem wody i higienicznym obchodzeniem się z żywnością oraz właściwym odprowadzaniem ścieków. Prawda jest taka, że wcale nie działo się to dawno temu! Na przełomie XIX i XX wieku najczęstszymi przyczynami zgonów były choroby zakaźne, takie jak zapalenie płuc i grypa, gruźlica oraz wirusowe zakażenie przewodu pokarmowego. Co więcej, w 1900 roku oczekiwana długość życia w Stanach Zjednoczonych wynosiła tylko 47 lat2. Zastanówmy się nad tym przez chwilę. Zaledwie nieco ponad sto lat temu nie mieliśmy bezpiecznych i niezawodnych szczepionek, Alexander Fleming nie wynalazł jeszcze penicyliny i nie dysponowaliśmy rzetelną wiedzą o faktycznym mechanizmie infekcji. Mało tego, mycie rąk weszło do chirurgicznej rutyny postępowania dopiero pod koniec XIX wieku, a zakładanie masek i rękawiczek podczas operacji upowszechniło się dopiero na początku następnego stulecia.
W wyniku tego wiele infekcji, którym dziś zapobiegamy przy użyciu szczepionek lub które leczymy serią antybiotyków, kończyło się śmiercią, zwłaszcza w przypadku dzieci. Obecnie za pewnik przyjmujemy niesamowite postępy medycyny, których owoce mamy na wyciągnięcie ręki, ale dawniej jedyną ochroną w walce z potencjalnie śmiertelną infekcją był silny układ odpornościowy.
Choroby zakaźne ustąpiły przewlekłym
W ciągu ostatnich stu lat dokonaliśmy zwrotu o 180 stopni. Miałeś przyjaciela lub członka rodziny, który zmarł na wirusowe zakażenie żołądka, kiłę albo gruźlicę? Nie oznacza to, że choroby zakaźne należą do przeszłości – daleko im do tego, jeśli wziąć pod uwagę epidemię AIDS w latach 80., niedawną globalną pandemię COVID-19 czy pojawianie się opornych na antybiotyki „superbakterii” – ale współczesne społeczeństwo, przemysł spożywczy, technologie medyczne i ludzkie zachowania radykalnie wpłynęły na przyczyny chorób i śmierci. Jeśli nie liczyć majaczącego w nieokreślonej przyszłości widma nowych wirusów, zagrożenie związane z chorobami zakaźnymi po prostu zupełnie zmieniło swoje oblicze.
W dużej mierze jest to zasługa szczepień. Jeszcze w 1960 roku w USA nie było ogólnokrajowego programu szczepień, a dzieci dostawały tylko pięć szczepionek: przeciwko błonicy, tężcowi, krztuścowi, polio i ospie. Od tamtej pory doszło do ogromnego rozwoju w obszarze szczepień i dziś w ciągu 18 lat życia młodemu człowiekowi rutynowo podaje się 16 szczepionek w formie 56 zastrzyków. Bez względu na twoje zapatrywania w kwestii szczepień przełom ten znacząco zmniejszył śmiertelność dzieci z powodu infekcji, co niewątpliwie warto uszanować, teraz jednak, jak się wydaje, stoimy w obliczu innego kryzysu – gwałtownego wzrostu występowania chorób przewlekłych. Żyjemy znacznie dłużej niż kiedyś, ale jesteśmy bardziej przewlekle chorzy niż kiedykolwiek wcześniej. Można powiedzieć, że przyczyniliśmy się do kryzysu dysfunkcji układu odpornościowego.
Realia przedstawiają się tak, że u dzieci stwierdza się astmę, alergie pokarmowe, cukrzycę, nadciśnienie tętnicze, autyzm i ADHD w stopniu nieporównywalnym do historycznych poziomów. W Stanach Zjednoczonych i na całym świecie choroby serca, płuc, cukrzyca, choroba Alzheimera i nowotwory plasują się na samym początku listy przyczyn zgonów.
Statystyki nie kłamią. Oto garść aktualnych danych:
Choroby sercowo-naczyniowe – obejmujące chorobę wieńcową, zastoinową niewydolność serca, udar, arytmię, nadciśnienie tętnicze i chorobę tętnic obwodowych – dotykają 48 procent populacji Stanów Zjednoczonych i są główną przyczyną zgonów na całym świecie3.
U mniej więcej 34,5 miliona Amerykanów stwierdzono cukrzycę typu II – chorobę, która może prowadzić do ślepoty, niewydolności nerek, udaru mózgu, chorób serca i amputacji kończyn4. Co gorsza, jeśli dodać do tego osoby ze stanem przedcukrzycowym lub nierozpoznaną cukrzycą, może być mowa nawet o 100 milionach Amerykanów5. Oznacza to, że co trzecia osoba ma problem z poziomem cukru we krwi.
Choroba Alzheimera dotyka prawie 6 milionów mieszkańców Stanów Zjednoczonych, a zgodnie z przewidywaniami liczba ta w 2050 roku wzrośnie do ponad 15 milionów6. Innymi słowy, chorych na alzheimera będzie więcej niż mieszkańców Nowego Jorku, Chicago i Los Angeles razem wziętych.
Odsetek otyłych dorosłych Amerykanów w 2018 roku wynosił 42,4 procent, czyli w przybliżeniu dwukrotnie więcej niż wtedy, gdy trzydzieści lat temu zaczynałam studia. Sama otyłość zwiększa ryzyko chorób serca, cukrzycy, demencji i zapalenia stawów7.
Drastycznie rośnie też liczba cierpiących na zaburzenia lękowe i depresję. Problemy te jeszcze przed pandemią COVID-19 dotykały aż 18,5 procent dorosłych. Obecnie odsetek ten prawie na pewno jest wyższy8.
Według danych przekazanych przez Narodowe Instytuty Zdrowia (NIH) na choroby autoimmunologiczne cierpi 23,5 miliona Amerykanów (czyli ponad 7 procent populacji), a Amerykańskie Stowarzyszenie Chorób Autoimmunologicznych (AARDA) szacuje, że liczba ta jest w rzeczywistości bliższa 50 milionom9.
Z najnowszych statystyk Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) wynika, że 47 procent Amerykanów cierpi na co najmniej jeden rodzaj choroby przewlekłej, co łącznie kosztuje kraj 3,7 biliona dolarów rocznie.
Odnoszę wrażenie, że znieczuliliśmy się na tego rodzaju informacje. Nie szokują już nas, bo stały się normą. Uwierz mi jednak, że są dalekie od normalności.
Choroby przewlekłe są o tyle podstępne, że w odróżnieniu od tych zakaźnych, które przykuwają nas na wiele dni do łóżka z gorączką, dreszczami czy biegunką, często znacznie trudniej je wykryć. Pomyśl o bliskich ci ludziach: ilu cierpi na chroniczne schorzenia, takie jak łuszczyca, nadciśnienie, zespół jelita drażliwego czy endometrioza? Być może nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy, bo nie zostałeś o nich poinformowany. Zaskakuje mnie, jak często podczas rozmowy z przyjacielem czy członkiem rodziny słyszę, że ma reumatoidalne zapalenie stawów, astmę czy wrzodziejące zapalenie jelita grubego. O, naiwności, wciąż myślę wtedy: „Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz?”.
Odpowiedź jest prosta: dzisiejsze choroby wyglądają inaczej. Te przewlekłe nie zawsze da się wykryć na pierwszy rzut oka, zwłaszcza biorąc pod uwagę mnogość farmaceutyków, za pomocą których czasami można je „kontrolować”. Nie zawsze oznacza to jednak, że czujemy się dobrze czy zdrowo żyjemy. Tak naprawdę zasadniczy kierunek starań w walce z chorobami przewlekłymi nie polega na eliminowaniu ich pierwotnych przyczyn, lecz na topieniu miliardów dolarów w opracowywanie coraz silniejszych leków.
Statystyki dotyczące farmaceutyków przepisywanych na receptę też nie kłamią:
W ciągu ostatnich 30 dni 45,8 procent populacji USA zażywało leki wydawane z przepisu lekarza, przy czym 24 procent Amerykanów brało ich trzy lub więcej, a 12,6 procent – pięć lub więcej11.
W ciągu ostatniego miesiąca 18 procent dzieci w wieku od 0 do 11 lat przyjmowało lek na receptę.
Według CDC 73,9 procent wizyt u lekarza kończy się przepisaniem leków12.
W ciągu ostatnich 30 dni mniej więcej 13,2 procent Amerykanów powyżej
roku życia przyjmowało leki przeciwdepresyjne.
Częstotliwość stosowania NLPZ (niesteroidowych leków przeciwzapalnych, czyli dostępnych w większości bez recepty leków przeciwbólowych) u pacjentów powyżej 65. roku życia w niektórych przypadkach sięga nawet 96 procent14.
W 2018 roku wypisano ponad 16 milionów recept na opioidy, a 21–29 procent pacjentów ich nadużywa; u 12 procent rozwija się uzależnienie15.
W ogólnym ujęciu stosowanie statyn przeciwko podwyższonemu poziomowi cholesterolu wśród dorosłych Amerykanów w wieku 40 lat i starszych wzrosło o 79,8 procent – z 21,8 miliona osób w latach 2002–2003 do 39,2 miliona w latach 2012–2013 (to 221 milionów recept)16.
Ponad 15 milionom Amerykanów są przepisywane inhibitory pompy protonowej – leki powszechnie stosowane w celu obniżenia poziomu wydzielania kwasu żołądkowego i mające łagodzić zgagę (jeszcze bardziej zdumiewa fakt, że według badań aż 10,5 miliona osób zażywa je, nawet jeśli nie są potrzebne)17,18.
Według CDC aż 16 milionów dorosłych przyjmuje leki przeciwalergiczne, a liczba Amerykanów kupujących tego rodzaju medykamenty rośnie każdego roku19.
Farmaceutyki przepisywane przez lekarza i te bez recepty nie są z natury złe – w rzeczywistości mogą być bardzo pomocne – lecz prawda jest taka, że jeśli chodzi o rozwiązanie problemu chorób przewlekłych, ich skuteczność jest ledwie marginalna. Choć wiele z tych leków ratuje życie i może łagodzić objawy, niektóre mają też szkodliwe skutki uboczne oraz właściwości uzależniające i zwykle nie rozwiązują pierwotnego problemu ze zdrowiem, co oznacza, że po pewnym czasie nieuchronnie wrócisz do lekarza, potrzebując większej dawki albo innego leku. Mnóstwo osób egzystuje w stanie permanentnej choroby, bólu, niepełnosprawności i niskiej jakości życia.
Być może zastanawiasz się, dlaczego piszę o tych chorobach i lekach. Przecież wszystkie one nie mogą mieć związku z układem odpornościowym! A jednak. Posunęłabym się nawet do stwierdzenia, że większość chorób przewlekłych jest wołaniem o pomoc ze strony naszego układu immunologicznego. Wołaniem, które przybiera postać chronicznego zapalenia ogólnoustrojowego.
Obosieczny miecz stanu zapalnego
Niedawno do mojego gabinetu zawitała pacjentka, która stwierdziła: „Nie wiem, co mi jest. Po prostu czuję się jakaś rozbita”. Choć nie miała postawionej konkretnej diagnozy, wiedziała, że coś jej dolega. Jak już wspomniałam, wszystkie schorzenia – od depresji przez choroby serca, chorobę Alzheimera aż po zespół jelita drażliwego – są wywoływane przez problem dotyczący układu odpornościowego, a problemem tym prawie zawsze jest zapalenie. Przypuszczam, że będziesz mieć dość tego słowa, bo w dalszej części książki padnie ono jeszcze wielokrotnie, lecz nie bez powodu – stan zapalny jest podstawowym środkiem działania układu odpornościowego. Ilekroć się skaleczymy albo złapiemy infekcję, układ odpornościowy zaczyna kontratak od wywołania kaskady zapalnej.
Stan zapalny cieszy się złą sławą, zwłaszcza w świecie wellness, lecz jest nieco źle rozumiany. W rzeczywistości nie ma w nim nic złego! Gdybyśmy nie mieli stanów zapalnych, umieralibyśmy z powodu nawet łagodnych infekcji, takich jak zwykłe przeziębienie czy grypa, a także wskutek odniesienia niewielkich ran, bo organizm nie byłby w stanie chronić się i naprawiać.
Wyjaśnię, do czego zmierzam: gdy się zranimy albo zakazimy, układ odpornościowy wyzwala reakcję zapalną, by wysłać do danego obszaru ciała armię komórek odpornościowych i przekaźników chemicznych, które mają za zadanie ochronić ów obszar i go wyleczyć (o komórkach tych i przekaźnikach szerzej napisałam w rozdziale 2). Gdy zrobimy sobie krzywdę, to właśnie zapalenie wywoła obrzęk, zaczerwienienie skóry i podwyższoną temperaturę; to ono jest też powodem nadprodukcji śluzu, gdy jesteśmy przeziębieni. Wszystkie te objawy denerwują i pogarszają samopoczucie, lecz w istocie ich zadaniem jest wyleczenie nas i usunięcie zarazków z organizmu. Opuchnięta, bolesna kostka powstrzymuje nas od chodzenia i pogłębienia urazu; śluz wytwarzany i odkasływany w czasie przeziębienia ma na celu przechwycenie i wydalenie drobnoustrojów, które wywołały chorobę.
W idealnym świecie stan zapalny spowodowany urazem albo chorobą byłby krótkotrwały oraz adekwatny do skali zagrożenia, z jakim się zmagamy, i skutecznie zainicjowałby obronę i leczenie, a potem wygasł, by przywrócić zwykłe funkcjonowanie organizmu. Niestety, nie zawsze tak się dzieje. Czasami reakcja zapalna jest zbyt silna, wtedy zaś może okazać się groźniejsza niż pierwotna choroba czy uraz – tak się dzieje na przykład w przypadku burzy cytokin wyzwalanej przez infekcję wirusem SARS-CoV-2. Kiedy indziej z kolei zapalenie nie ustępuje prawidłowo po minięciu zagrożenia. To zła wiadomość dla organizmu, może to bowiem doprowadzić do – tak, zgadłeś! – przewlekłego stanu zapalnego, a ten do chronicznej choroby. Przytłaczająca większość dzisiejszych chorób wynika z nieustannego podsycania stosunkowo łagodnych stanów zapalnych, a mamy ich mnóstwo.
Oto kilka przykładów:
Gromadzenie się blaszek miażdżycowych, prowadzące do zwapnienia serca i naczyń krwionośnych, jest wynikiem prób wywołania przez układ odpornościowy stanu zapalnego w celu naprawy uszkodzeń tych naczyń. Blaszki powstają wskutek palenia tytoniu, infekcji, wysokiego ciśnienia krwi, kontaktu z toksycznymi chemikaliami oraz obecności uszkodzonego cholesterolu.
Depresja została powiązana z podwyższonym poziomem stanu zapalnego rzutującego na funkcjonowanie neuroprzekaźników w mózgu20.
W cukrzycy stan zapalny wymyka się spod kontroli, gdy nadmiar glukozy „przykleja się” do komórek krwi i naczyń krwionośnych, uszkadzając narządy, które organizm gorączkowo próbuje naprawić.
Jeśli chodzi o chorobę Alzheimera, ryzyko zapadnięcia na nią rośnie wskutek wstrząśnień mózgu, wysokiego poziomu glukozy we krwi, braku snu oraz kontaktu z toksynami środowiskowymi. Wszystko to jest paliwem – znowu zgadłeś! – dla zapaleń, których skutkiem jest nadgorliwe naprawianie mózgu, prowadzące do jego uszkodzenia.
Astma jest stanem zapalnym górnych dróg oddechowych, egzema – komórek skóry, artretyzm powstaje wskutek zapalenia stawów, a choroba Leśniowskiego–Crohna to stan zapalny przewodu pokarmowego. Tę listę można wydłużać.
Reakcja zapalna, która wymknęła się spod kontroli, jest najwyraźniej przyczyną wielu powszechnie występujących chorób. Dotyczy to w szczególności grupy stanów zwanych chorobami autoimmunologicznymi.
Tolerancja immunologiczna i choroba autoimmunologiczna
Jak już pisałam, choroby autoimmunologiczne stanowią rodzinę przewlekłych, wyniszczających, a niekiedy zagrażających życiu schorzeń. Ich wspólnym mianownikiem jest szaleństwo układu odpornościowego. Prowadzi ono nie tylko do wielu przewlekłych stanów zapalnych, ale także do zaburzenia inteligencji tego układu, który zaczyna atakować tkanki własnego organizmu, tak jakby były niebezpiecznymi intruzami z zewnątrz. W immunologii nazywamy to zjawisko utratą tolerancji – jest to jedno z najważniejszych pojęć z tego obszaru. Tolerancję można opisać jako zdolność komórek odpornościowych do rozpoznawania własnych tkanek i nieatakowania ich w żadnym przypadku. Utrata immunotolerancji sprawia, że komórki odpornościowe zaczynają atakować organizm gospodarza. Jest ona jednym z czynników rozwoju choroby autoimmunologicznej (autoimmunizacji) oraz tego, co nazwałam immunotypem zbłąkanym, o którym przeczytasz później.
Autoimmunizacja może wystąpić wszędzie, ale najczęstszymi lokalizacjami są naczynia krwionośne, tkanka łączna, gruczoły dokrewne takie jak tarczyca lub trzustka, stawy, mięśnie, czerwone krwinki oraz skóra. Niektóre z najczęstszych chorób autoimmunologicznych to:
choroba Addisona,
celiakia (enteropatia glutenozależna),
zapalenie skórno-mięśniowe,
choroba Gravesa–Basedowa,
choroba Hashimoto,
stwardnienie rozsiane,
miastenia,
anemia złośliwa,
reaktywne zapalenie stawów,
reumatoidalne zapalenie stawów,
zespół Sjögrena,
toczeń rumieniowaty układowy,
cukrzyca typu I.
Zapewne znasz kogoś cierpiącego na którąś z wymienionych chorób i być może nigdy nie przyszło ci do głowy, że jest to choroba autoimmunologiczna. Przyjrzyjmy się na przykład reumatoidalnemu zapaleniu stawów (RZS). Może się wydawać, że chodzi tylko o ból i sztywność stawów, lecz problem jest znacznie poważniejszy. RZS pojawia się, gdy komórki odpornościowe błędnie atakują zdrowe stawy organizmu, powodując ból, deformację i obrzęk. Zapalenie jest zarówno podstawową przyczyną, jak i skutkiem ubocznym autoimmunizacji, co przyczynia się do powstania błędnego koła: zapalenie – autoimmunizacja – silniejsze zapalenie, które może szybko zawładnąć naszym życiem. O autoimmunizacji opowiem później, przy okazji omawiania kwestii immunotypu zbłąkanego, tymczasem zaś warto zapamiętać, że bardzo ważnym aspektem planu odbudowy odporności będzie stłumienie przewlekłego stanu zapalnego. Dlaczego? Ponieważ przewlekłe zapalenie może być wywoływane przez wiele aspektów naszego środowiska wewnętrznego i zewnętrznego – zwłaszcza te zbyt błahe, abyśmy byli w stanie je dostrzec. W następnej części tego rozdziału przejdę do mikroskali, aby opowiedzieć o tym, jak drobnoustroje nadal rządzą naszym życiem i zdrowiem, choć epokę tyfusu zostawiliśmy daleko za sobą.
Omówienie hipotezy „starych przyjaciół”
Pamiętasz to, co napisałam o dokonaniu zwrotu o 180 stopni, polegającego na zamianie dominacji chorób zakaźnych na epidemię chorób przewlekłych? Cóż, wiele osób uważa, że nasza obsesja na punkcie zabójczych zarazków poszła o wiele za daleko i doprowadziła do niewiarygodnego wzrostu występowania chronicznych schorzeń. W opublikowanym w 1989 roku niepozornym artykule naukowym autorstwa epidemiologa D.P. Strachana pojawiło się ważne stwierdzenie. Naukowiec powiązał katar sienny i egzemę u dzieci z mniejszą liczebnością rodziny oraz mniejszą liczbą infekcji w dzieciństwie. Zasadniczo teoria Strachana przedstawiała się następująco: im mniej infekcji miałeś jako dziecko, tym więcej alergii nabywasz później. Koncepcja ta zyskała ogromną popularność zarówno wśród naukowców, jak i w mediach – i szybko została nazwana hipotezą higieniczną21. Hipoteza higieniczna, oprócz tego, że jej nazwa łatwo wpada w ucho, skupia się na idei, iż nasze środowisko – coraz bardziej antyseptyczne dzięki środkom dezynfekującym, antybiotykom, płynom antybakteryjnym do rąk oraz inwestycjom w czystą wodę i urządzenia sanitarne, a także popularyzacji higieny osobistej – naraża nas na większe ryzyko alergii oraz powstanie immunotypu, który nazwałam hiperaktywnym, cechującego się przesadną reakcją alergiczną.
W hipotezie higienicznej jest ziarno prawdy – do tego stopnia skupiliśmy się na zapobieganiu chorobom zakaźnym wywoływanym przez patogenne drobnoustroje oraz na leczeniu ich, że zaszliśmy trochę za daleko i przyniosło to odwrotne skutki. Zgodnie z hipotezą higieniczną brak ekspozycji na drobnoustroje ułatwia sprawę układowi odpornościowemu, który do tego stopnia przyzwyczaja się do nadmiernie wysterylizowanego środowiska, że atakuje wszystko, co stanie na jego drodze – nawet czynniki nieszkodliwe, takie jak pyłki roślin czy kurz. Istnieją dowody na poparcie tej teorii, takie jak fakt, że w ciągu ostatnich 30 lat nastąpił ogromny wzrost liczby zachorowań na astmę i alergie. Prawdą jest też, że do wzrostu tego doszło niemal wyłącznie w krajach zachodnich, bogatszych i bardziej zaawansowanych technologicznie, które zarazem stały się „higieniczniejsze”. Pozwolę sobie jednak wyrazić własną opinię: hipoteza higieniczna nie jest stuprocentowo trafna. Dlaczego? Ponieważ, jak widzieliśmy w przypadku pandemii COVID-19, nie powinniśmy w najbliższym czasie wyzbywać się mydła i chusteczek dezynfekujących. To po prostu nie jest takie oczywiste. Bardziej miarodajnym i wyczerpującym wyjaśnieniem obecności alergii jest hipoteza „starych przyjaciół”, wysunięta przez lekarza i mikrobiologa dr. Grahama Rooka22.
Zgodnie z tą pokrewną hipotezie higienicznej teorią nasz układ odpornościowy rozwijają nie tyle niebezpieczne drobnoustroje, ile mikroorganizmy komensalne – w tym pożyteczne bakterie, grzyby, pierwotniaki i wirusy – które współistnieją w naszych organizmach od tysiącleci. Te korzystne drobnoustroje wpływają na nasze zdrowie na trudną do wyobrażenia liczbę sposobów. Przypuszczalnie wiesz o tym, że w przewodzie pokarmowym bytują bakterie, które często określa się mianem mikrobiomu jelitowego lub mikroflory, prawda jest jednak taka, że wiele innych pożytecznych mikrobów zasiedla także naszą skórę, usta, zatoki, płuca i inne części ciała. Są ich biliony; dość powiedzieć, że liczba genów bakterii tworzących mikrobiom jest 200 razy większa od liczby genów samego człowieka.
Skąd więc biorą się wszyscy ci „starzy przyjaciele”? Zanim przyjdziemy na świat, funkcjonujemy w sterylnym środowisku organizmu matki, lecz gdy tylko wydostaniemy się z macicy (czy to przez kanał rodny, czy dzięki cesarskiemu cięciu), gromadzimy owych mikroskopijnych przyjaciół i nasz mikrobiom zaczyna się rozwijać. Wkrótce potem otrzymujemy pożyteczne mikroby z mlekiem matki, a także dzięki przytulaniu rodziców, potem zaś dzięki leżeniu na trawie, posiadaniu psa czy kota, zabawom w błocie, a nawet dzięki rodzeństwu (więcej ludzi to więcej bakterii!). Jeśli kiedykolwiek zastanawiałeś się, dlaczego lekarze zalecają poród pochwowy i karmienie piersią, spieszę z wyjaśnieniem – chodzi im o to, by jak najszybciej wystawić dziecko na działanie pożytecznych drobnoustrojów, sprzyjających zdrowemu rozwojowi mikrobiomu.
Korzystne drobnoustroje pomagają w prawidłowym kształtowaniu układu immunologicznego i pobudzają komórki odpornościowe nazwane limfocytami T regulatorowymi. O działaniu tych komórek napiszę szerzej w następnym rozdziale, tymczasem zaś powiem tylko tyle, że przyjazne mikroorganizmy uczą limfocyty T regulatorowe większej tolerancji dla naszego środowiska, co pomaga nam uniknąć alergii, autoimmunizacji oraz przewlekłych stanów zapalnych. Wiedząc o tym, łatwiej zrozumieć, dlaczego wielu naukowców obawia się, iż zbyt sterylne poród i dzieciństwo – pozbawione czasu na zabawę w błocie i kontakty ze zwierzętami, a przy tym pełne środków do dezynfekcji rąk oraz powierzchni mytych płynami bakteriobójczymi – mogą sabotować rozwój immunotolerancji. Na szczęście, o czym będziesz mógł przeczytać w rozdziale 7, nie musimy spędzać dzieciństwa w totalnym brudzie, przez cały czas chorować ani nigdy więcej nie myć rąk, by wspierać pożyteczne mikroby. Możemy skupić się na ochronie przed groźnymi zarazkami poprzez rozsądne praktyki sanitarne – zwłaszcza w sytuacjach takich jak pandemia COVID-19, kiedy to zmierzyliśmy się z nowym wirusem, na który nie jesteśmy uodpornieni – jednocześnie dbając o to, by mieć dużą styczność z korzystnymi drobnoustrojami.
Jednym z największych wyzwań związanych z przywracaniem równowagi układu immunologicznego – bez względu na to, czy masz immunotyp tlący się, zbłąkany, hiperaktywny czy słaby – jest nawiązanie zdrowej relacji z 38 bilionami obecnych w organizmie bakterii. Jako ludzie powinniśmy zacząć okazywać tym drobnoustrojom szacunek i pozwalać im na wykonywanie swoich zadań, bo w przeciwnym razie nasz układ odpornościowy nie ma szans! Mam dobrą wiadomość: w dalszej części tej książki zawarłam osobny rozdział o tym, jak żyć w lepszej symbiozie z mikroorganizmami zamieszkującymi nasze ciała.
Aksjomat wzmacniania odporności
Jak już wiesz, przyjęcie zbyt uproszczonego podejścia do drobnoustrojów – polegającego po prostu na próbie zabicia wszystkich zarazków – obróciło się przeciwko nam. Niestety często padamy ofiarą podobnego sposobu myślenia w kwestii optymalizowania zdrowia układu odpornościowego. Gdybym dostawała dolara za każdym razem, gdy zapoznam się z artykułem czy wpisem na blogu o produkcie mającym wzmacniać układ odpornościowy albo reklamą takiego środka, w przyszłym roku mogłabym przejść na emeryturę i przeprowadzić się na luksusową tropikalną wyspę. Powiem wprost: w pewnych sytuacjach wzmocnienie odpowiedzi immunologicznej może być korzystne – na przykład w przypadku immunotypu słabego – lecz powinieneś wiedzieć, które części układu wzmacniasz, w jakim stopniu i w jaki sposób. Samo skupienie się na pobudzaniu układu immunologicznego do większej aktywności nie zawsze jest pożądane. Jeśli na przykład masz alergię lub astmę, twoje objawy są skutkiem nadpobudliwego układu odpornościowego, a ostatnią rzeczą, jakiej w tej sytuacji potrzebujesz, jest jego wzmocnienie. U niektórych z nas układ odpornościowy reaguje tak gwałtownie, że atakuje tkanki gospodarza, wtedy zaś większe korzyści mogłoby przynieść zahamowanie aktywności immunologicznej, a nie jej nasilenie. Zmierzam do tego, że nie ma jednego uniwersalnego podejścia do optymalizowania układu odpornościowego – byłoby to poważną zniewagą dla spektakularnej wręcz złożoności funkcjonowania tego aspektu ludzkiego organizmu. Oznaczałoby ono również zbagatelizowanie indywidualnych i charakterystycznych dla każdego człowieka zaburzeń. Aby móc ruszyć we właściwym kierunku, trzeba najpierw wiedzieć, gdzie się jest.
Potrzeba indywidualnego podejścia i podejmowania bardziej świadomych decyzji przyświeca większej części tej książki. Moim celem jest pomóc ci się dowiedzieć, gdzie na spektrum dysfunkcji autoimmunologicznych się znajdujesz, czyli innymi słowy – określić swój immunotyp. Dopiero po zidentyfikowaniu immunotypu zyskasz lepszą orientację co do tego, czy powinieneś wzmocnić, wyciszyć, czy przekierować reakcje układu odpornościowego. Na tym etapie sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej: twój układ odpornościowy nie zawsze ulega tym samym zaburzeniom. Gdy w dalszej części książki wykonasz quiz czterech immunotypów, może się okazać, że cechujesz się więcej niż jednym immunotypem. Jest to nie tylko normalne, ale i powszechne. Dysfunkcja układu odpornościowego jest podobna do efektu domina – utrata równowagi w jednym obszarze często rzutuje na inne.
Dobra wiadomość – pielęgnacja jest ważniejsza niż natura
Do tej pory w tym rozdziale przedstawiłam wiele budzących grozę statystyk, trudnych realiów oraz – bądźmy szczerzy – złych wieści. Bez wątpienia żyjemy w epoce kryzysu dysfunkcji układu odpornościowego.
Ale nie wszystkie wieści są złe. Dlaczego? Ponieważ – podobnie jak w przypadku większości układów ciała – nasz układ odpornościowy nieustannie się zmienia. W każdej sekundzie powstają, umierają i przekształcają się miliardy komórek odpornościowych, to zaś oznacza, że codziennie (nawet co godzinę!) mamy możliwość korzystnego wpływania na spójność i hart naszego zdrowia immunologicznego. Robimy to, dokonując zmian w stylu życia, jadłospisie, nawykach i otoczeniu. Wielu moich pacjentów podchodzi do tych słów ze sceptycyzmem. Rozumiem to! Jeśli odkąd pamiętasz cierpisz na alergię, masz chorobę autoimmunologiczną lub inny przewlekły stan chorobowy, możesz odnosić wrażenie, że nie jesteś w stanie nic zrobić. Po dotychczasowej lekturze tego rozdziału mogłeś też dojść do wniosku, że typowe dla naszego społeczeństwa nadmierne odkażanie, nadużywanie leków i wzmacnianie odporności oznacza, że musimy oduczyć się wielu rzeczy i równie wiele nadrobić. Zapewniam cię jednak, że nawet jeśli już przyszedłeś na świat z jakimś upośledzeniem układu immunologicznego; nawet jeśli cierpisz na chorobę, która nie pozwala ci żyć pełną piersią; nawet jeśli dotychczas postępowałeś względem tego układu wyłącznie źle – nadal możesz ponownie ukształtować i zrewidować swoje zachowania immunologiczne.
Skąd ta pewność? Bo nie tylko obserwowałam setki pacjentów, którzy przywracali równowagę działania układu odpornościowego dzięki zmianom diety i stylu życia, lecz zapoznałam się też z wieloma badaniami, w których powiązano wszystkie rodzaje problemów dotyczących tego układu z czynnikami pozostającymi w dużej mierze pod naszą kontrolą. Jeśli dotychczas obracałeś się głównie w świecie medycyny konwencjonalnej, być może dowiadujesz się o tym po raz pierwszy – i rozumiem twój ewentualny sceptycyzm. Wielu lekarzy, nawet specjalistów, wciąż jest żałośnie niedoinformowanych na temat znaczenia zmian w stylu życia. Program dotyczący żywienia przewidziany na cztery lata studiów medycznych w USA mieści się w zaledwie 25 godzinach zajęć, a wymóg ukończenia kursu żywieniowego funkcjonuje w niecałych 20 procentach akademii medycznych23. Jako osoba, która ukończyła medycynę i w praktyce nie była w stanie wspierać swoich pacjentów w tym obszarze, zdaję sobie z tego sprawę lepiej niż ktokolwiek inny.
Jeden z zasadniczych problemów polega na tym, że odżywianie się, ćwiczenia fizyczne oraz interwencje dotyczące powiązania umysł–ciało zostały zdegradowane do rangi szamanizmu medycznego i zarezerwowane dla praktyków tak zwanej medycyny alternatywnej. Uwielbiamy nabijać się z joginów, zwolenników zielonych soków i miłośników magicznych kryształów, lecz wierz mi, że w prawdziwej medycynie dotyczącej stylu życia nie ma nic, co zakrawałoby na szamanizm, absurd czy nieuzasadnione teorie.
Badania nie kłamią: w jednym z przełomowych eksperymentów stwierdzono, że zaledwie cztery aspekty zdrowego stylu życia – niepalenie papierosów, utrzymywanie prawidłowej wagi ciała, regularne ćwiczenia i przestrzeganie zdrowej diety – mogą łącznie ograniczać ryzyko rozwoju najczęstszych i śmiertelnych chorób przewlekłych o 80 procent. Przeczytaj to raz jeszcze: tak, osiemdziesiąt procent.
Poza tym:
Spożywanie 10 porcji owoców i warzyw dziennie mogłoby rocznie zapobiec mniej więcej 7,8 miliona przedwczesnych zgonów na całym świecie24.
Podłożem nawet 75–90 procent ludzkich chorób jest stres25.
Substancje chemiczne występujące w naszym otoczeniu mogą przyczyniać się do nowotworów jajników, prostaty i piersi, przedwczesnego początku menopauzy, spadku jakości nasienia, problemów z płodnością oraz chorób serca, otyłości i cukrzycy (i nie jest to pełna lista)26.
Osoby czerpiące 17–21 procent kalorii z cukru dodawanego do posiłków są o 38 procent bardziej narażone na ryzyko śmierci z powodu chorób układu krążenia niż te, które z cukru czerpią 8 procent energii kalorycznej27. W badaniach powiązano też większe spożycie cukru – zwłaszcza ze słodkich napojów – z wyższym ryzykiem rozwoju chorób autoimmunologicznych, takich jak reumatoidalne zapalenie stawów28.
Zaledwie kwadrans aktywności fizycznej dziennie może przedłużyć życie o trzy lata; w badaniach dowiedziono też, że trening może złagodzić alergiczne stany zapalne29.
To tylko kilka przykładów ogromnego wpływu stylu życia i otoczenia na codzienny dobrostan. Czynniki te mogą w istocie być nawet ważniejsze niż predyspozycje genetyczne. W ostatnich latach rozwinęła się popularna obecnie dziedzina – epigenetyka – która bada, jak środowisko i zachowanie mogą włączać i wyłączać różne geny. Epigenetyka (której nazwę można w przybliżeniu rozumieć jako czynniki wykraczające ponad kwestie genetyczne) pokazuje, że dzięki zmianie stylu życia da się oddziaływać na ekspresję DNA. Modyfikacje te mogą wpływać na sposób dzielenia się komórek i powstawanie białek, a nawet na rodzaj materiału genetycznego przekazywanego potomstwu. (Owszem, skutki niezdrowego stylu życia mogą się przenosić na dzieci!) Wszyscy rodzimy się z niezmiennym DNA, lecz z badań epigenetycznych dowiadujemy się, że czynniki związane ze stylem życia mają realny wpływ na rozwój ewentualnych chorób przewlekłych. To doskonała wiadomość. Oznacza ona, że nawet jeśli masz predyspozycje genetyczne do określonego schorzenia – na przykład otyłości, raka piersi czy choroby Alzheimera – możesz w dużej mierze sam decydować o tym, czy na nie zapadniesz. Modyfikacje wprowadzane w środowisku mogą dosłownie zmienić sposób ekspresji genów i przywrócić prawidłowe działanie układu odpornościowego.
Bezpośrednie podejście do kryzysu zaburzeń immunologicznych
Niewątpliwie istnieje wiele książek, z których można się dowiedzieć, jak zapobiegać chorobom przewlekłym i jak je leczyć. Pod pewnym względem książki te jednak nie zdają egzaminu: ich autorzy zapominają, że przyczyny choroby są różne u różnych ludzi, a same choroby prawie zawsze mają związek z układem odpornościowym. W wielu poradnikach zaleca się tylko jedną zmianę stylu życia (na przykład trening jogi, medytację albo czasowe głodówki) czy jedną dietę (niskotłuszczową, ketogeniczną, paleo, bezzbożową czy śródziemnomorską) jako panaceum i najlepszy sposób na zdrowe życie dla każdego. A choć każde z tych rozwiązań ma poparte badaniami atuty, żadne nie musi być tym uniwersalnie dobrym czy złym. Ze względu na istnienie różnych immunotypów dany styl życia czy jadłospis, który znakomicie sprawdza się u jednych, u innych może mieć negatywne następstwa.
W tej książce przyjęłam ulepszone, bardziej zindywidualizowane podejście. W trakcie dalszej lektury dowiesz się, jak wprowadzać określone zmiany w nawykach, otoczeniu i diecie, a także jak stosować ukierunkowane, naturalne terapie, aby przywrócić równowagę układu odpornościowego. Ułatwi ci to osiągnięcie zdrowego poziomu stanów zapalnych oraz nawiązanie lepszych relacji z patogenami środowiskowymi, nadto zaś pozwoli zyskać pewność, że otoczenie sprzyja optymalnej ekspresji twoich genów.
Dążenie do zdrowia układu odpornościowego jest niezwykle ważne, bo jeśli działa on prawidłowo, może ratować życie, lecz w przeciwnym razie staje się szalenie nieskuteczny i destrukcyjny. W skład układu immunologicznego człowieka wchodzą komórki o działaniu silniejszym niż jakiekolwiek farmaceutyki. Niektóre z nich mogą na przykład niszczyć bakterie przez wstrzykiwanie im określonych chemikaliów; inne identyfikują pasożyty i pochłaniają je w całości. W pewnych sytuacjach te same komórki mogą jednak doprowadzić do odrzucenia przeszczepionych narządów, niszczyć czerwone krwinki gospodarza lub wywołać wstrząs anafilaktyczny. Imponujące, jak na grupę komórek, których nie widać gołym okiem… Nasz układ odpornościowy ma mnóstwo pracy. Każdego dnia bada wszystko, z czym stykamy się skórą, co wdychamy przez nos i połykamy. Codziennie mamy kontakt z mniej więcej 100 milionami wirusów i bakterii, którym nie możemy pozwolić na wywołanie zakażenia organizmu, dlatego układ odpornościowy uzbraja się, wywołuje stan zapalny, zabija to, co musi zabić, a potem się wyłącza – wszystko to dzieje się zupełnie dla nas niepostrzeżenie.
Kryzys zaburzeń immunologicznych stał się tak poważny głównie dlatego, że dogłębne zrozumienie działania układu odpornościowego wymaga wielu lat badań. Podobnie jak w przypadku hormonów czy mózgu, musimy się o nim jeszcze wiele dowiedzieć. Na przestrzeni kilku ostatnich dekad poznaliśmy już bardzo wiele ruchomych elementów układanki, jaką jest nasz układ immunologiczny, ich wzajemne dopasowanie oraz wpływ na zdrowie. Warunkiem przywrócenia równowagi jest zdobycie podstawowej wiedzy na jego temat, w następnym rozdziale zapraszam więc na instruktaż.