Dwie nowele norweskiego mistrza krótkiej formy w nowym przekładzie Marii Gołębiewskiej-Bijak. Na zbiór „Ostatnie zapiski Thomasa F. dla ogółu” składają się utwory „Carl Lange” i nowela tytułowa.
Ta pierwsza, której głównym bohaterem jest starszy, samotny mężczyzna podejrzany o zgwałcenie młodej dziewczyny, nawiązuje do arcydzieł Kafki i Dostojewskiego, w drugiej zaś ironiczny Tomasz F., mistrz paradoksów i czarnego humoru, przygląda się światu z perspektywy starości i nieuchronnego końca.
W zbiorze „Ostatnie zapiski Thomasa F. dla ogółu” Kjell Askildsen, pisarz, który wierzył, że nowela może być dziełem sztuki, osiąga prawdziwe mistrzostwo. Zbiór ten to także dowód na prawdziwość jego własnych słów: „Piszę tylko to, co konieczne”.
Właśnie tu norweski prozaik odchodzi ostatecznie od społecznego zaangażowania na rzecz bliskiego Carverowi realizmu, w którym pobrzmiewają echa Becketta i Kafki.
Kjell Askildsen (1929–2021) – norweski prozaik uznawany za jednego z najwybitniejszych skandynawskich nowelistów. Debiutował w 1953 roku zbiorem Heretter følger jeg deg helthjem, dwa lata później ukazała się jego pierwsza powieść, Herr Leonard Leonard. Na język norweski przekładał m.in. Hermanna Brocha i Bertolta Brechta. Przez lata angażował się politycznie, wspierając Komunistyczną Partię Robotników i działając na rzecz twórców w środowisku literackim. Ostatnie zapiski Thomasa F. dla ogółu (1983) uważa się za jedno z jego szczytowych osiągnięć. Dzieła Askildsena były wielokrotnie nagradzane i zostały przełożone na ponad 30 języków.
Ostatnie zapiski Thomasa F. dla ogółu
Przekład: Maria Gołębiewska-Bijak
Wydawnictwo ArtRage
Premiera: 22 kwietnia 2024
Carl Lange
Stał przy oknie, kiedy trzy piętra niżej na chodniku po przeciwnej stronie ulicy zaparkował radiowóz. Wyszło z niego dwóch policjantów. Mężczyzna sądził, że wie, dokąd idą; przedtem policja bywała tam często.
Został przy oknie, żeby zobaczyć, czy zabiorą tego człowieka ze sobą. Wtedy rozległ się dzwonek u drzwi. To byli oni.
– Carl Lange? – odezwał się niższy. Obaj byli wysocy.
– Słucham.
– Możemy wejść?
– Proszę.
Nie wskazał im, by usiedli. Sam też nie usiadł. Czuł się nieco przytłoczony, bo byli tacy wysocy.
– Pozwoli pan, że zadamy kilka pytań?
– A o co chodzi?
– Czy robił pan zakupy w Irmie mniej więcej trzy godziny temu?
Carl Lange spojrzał na zegarek.
– Tak…?
– Może pan określić, co miał na sobie?
– To samo, co teraz. I szary płaszcz trzy czwarte. Dlaczego pan pyta?
– Dojdę do tego. Wolno panu odmówić odpowiedzi na pytania… w tej chwili.
– W tej chwili?
– Właśnie. Jaki jest pański zawód?
– Tłumacz. Jestem o coś oskarżony?
– Nie. Ile pan ma lat?
– Czterdzieści osiem.
– Zechciałby pan odpowiedzieć na pytanie, czym się zajmował wczoraj?
– Nie wiem.
– Nie wie pan?
– Chcę wiedzieć, dlaczego pan pyta.
– Rozumiem. Ale pańska odpowiedź będzie dla nas ważniejsza, jeśli pan nie będzie tego wiedział.
– Byłem w domu. Pracowałem.
– Cały dzień?
– Zszedłem do sklepu na rogu po zakupy.
– Kiedy to było?
– Koło dziesiątej.
– I przez resztę dnia pracował pan w domu? Jak długo?
– Cały dzień. Póki nie poszedłem spać.
– No pewnie.
– Co takiego?
– Dojdę do tego. Co pan powie na to, że był pan widziany w pobliżu basenów na Tøyen wczoraj wieczorem około wpół do jedenastej?
– To nieprawda.
Carl Lange wodził wzrokiem od jednego wysokiego mężczyzny do drugiego. Ich spojrzenia były spokojne, badawcze. Wyższy, ten, który się jeszcze nie odezwał, założył ręce na plecy. Ich milczenie działało jak groźba. Carl Lange poczuł, że jego zachowanie wzmacnia ich podejrzenia, dlatego powiedział:
– A gdyby tak było? A co, jeśli bym tam był?
Popatrzyli na niego, nie odpowiedzieli.
– To chyba całkiem legalne, żeby przebywać koło basenów na Tøyen o wpół do jedenastej wieczorem?
– Oczywiście. Był pan tam?
– Nie!
– Więc chyba nie ma powodu, żeby się gorączkować. Jeśli pana tam nie było, to cóż, pana tam nie było. Są jacyś świadkowie tego, że siedział pan w domu?
– Powiedział pan przed chwilą, że nie jestem o nic oskarżony.
– Słusznie. Nie odpowiedział pan na pytanie.
– Nie zamierzam odpowiadać na więcej pytań.
– I głupio pan robi.
– Grozi mi pan?
– Wczoraj około wpół do jedenastej wieczorem w pobliżu basenów na Tøyen zgwałcono małoletnią.
Carl Lange się nie odezwał. Chciał powiedzieć wiele rzeczy naraz, ale odjęło mu mowę, podczas gdy panika mieszała się w nim z gniewem.
Niższy mężczyzna powiedział:
– Dziewczynka podała dokładny rysopis, który zawiera kilka charakterystycznych szczegółów.
Carl Lange wciąż się nie odzywał.
– Mężczyzna miał około czterdziestu pięciu lat, kozią bródkę i gęste, siwe włosy przykrywające uszy. Był ubrany w spodnie z jasnego sztruksu, brązowy golf i szary płaszcz trzy czwarte z rodzaju takich, jakich wcześniej nie widziała.
Carl Lange milczał. Czuł, że wygląda na winnego.
– Gdzie jest pański płaszcz?
Carl Lange wskazał głową w kierunku przedpokoju. Wyższy mężczyzna opuścił ręce i poszedł po płaszcz. Wróciwszy, po raz pierwszy otworzył usta, by zapytać:
– Ten?
– Tak.
– Chcielibyśmy go zabrać – powiedział ten drugi. – I spodnie, które pan ma na sobie. Można?
– Nie.
– Więc pan utrudnia. Wobec tego musimy zabrać pana.
– Pan powiedział, że nie jestem oskarżony.
– Na razie tylko podejrzany. Jeśli nie ma pan niczego do ukrycia, powinien pan być zainteresowany osłabieniem podejrzeń. Jesteśmy tutaj, żeby wyjaśnić przestępstwo. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy pana ze sobą zabrali. Po prostu dajemy panu wybór.
Do tej pory Carl Lange patrzył policjantowi w oczy. Teraz spuścił wzrok i na chwilę wbił spojrzenie w podłogę, po czym zaczął powoli ściągać spodnie. W duszy czuł ogromny sprzeciw, niemniej pozbawiony siły, bliski wręcz rezygnacji, toteż zamiast pójść do sypialni i tam zmienić spodnie, rozebrał się na oczach policjantów. Stał teraz w zielonych majtkach, trzymając w ręku spodnie z jasnego sztruksu. Policjant wziął je bez słowa. Carl Lange wszedł do sypialni i zamknął za sobą drzwi. Nie spieszył się. Nie był w stanie myśleć. Z pokoju dobiegały go ciche głosy. Włożył spodnie prawie identyczne jak te, które oddał. Zadzwonił telefon. Carl Lange wszedł do pokoju i odebrał.
– Słucham?
– Tu Robert. Nie przeszkadzam?
– Ja… Dzwonisz z domu?
– Tak.
– Wobec tego niedługo oddzwonię.
Szybko się rozłączył, spojrzał na policjantów i zapytał:
– Coś jeszcze?
– Na razie nie. Tu jest pokwitowanie za płaszcz i spodnie. Odezwiemy się. Nie planuje pan nigdzie wyjechać?
– Nie.
– Niech pan się postara nie traktować tego osobiście.
– Co pan powie? A przy okazji… Nie dosłyszałem pańskiego nazwiska.
– Hans Osmundsen.
– Hans Osmundsen.
Carl Lange podszedł do stołu, zapisał nazwisko na odwrocie jakiejś koperty, następnie obrócił się i powiedział:
– Cóż, to chyba wszystko.
Poszli. Carl Lange widział przez okno, jak samochód rusza i odjeżdża.
Przeszedł do kuchni i obejrzał się w lustrze. Pamiętał, że ma zadzwonić, ale odsunął tę myśl. Wyjął niebieską, plastikową miskę do zmywania i napełnił ją ciepłą wodą, potem przyniósł z sypialni maszynkę do golenia i nożyczki. Kilka minut później broda znikła. Carl Lange przyjrzał się sobie i pomyślał: Dlaczego on zapytał, czy robiłem zakupy w Irmie?
Kiedy spłukał miskę i odstawił ją z powrotem do szafki, zadzwonił.
– Tu Carl. Odwiedziła mnie, rozumiesz, matka i akurat miała wychodzić.
– Jasne, wyczułem, że coś jest na rzeczy. Dzwoniłem, bo przyjechał z wizytą kolega z Niemiec, zachodnich Niemiec, w porządku facet, z pewnością znajdziecie wspólny język. Mówi po angielsku, ale wziął ze sobą żonę, no i ona zna tylko niemiecki, a ten nie jest akurat moją mocną stroną. Tak więc gdybyś mógł wpaść dziś wieczorem… Możesz?
– Muszę pomyśleć. Dziś wieczór? Wiesz, mam akurat pilną robotę.
– Mówisz? Szkoda. Ale, Carl, bardzo proszę, spróbuj!
– W porządku, spróbuję, chociaż niczego nie mogę obiecać.
– Dobra, Carl, dzięki.
Rozłączył się, stanął bez ruchu i pomyślał: Jeżeli rysopis nie był blefem, to dlaczego mnie nie aresztowali? To musiał być blef. A może wydłużyli mi smycz, żeby zobaczyć, co zrobię?
Carl Lange zaczął chodzić tam i z powrotem po niezbyt dużym pokoju; przebiegł w myślach rozmowę z policjantem, starał się wyciągnąć zasadniczą treść z tego, co tamten mówił. Nie doszedł do żadnego innego wniosku poza oczywistym: był podejrzany o zgwałcenie nieletniej.
Kilka godzin później opuścił mieszkanie. Na klatce schodowej nie spotkał nikogo; w przeciwnym razie ten ktoś mógłby stwierdzić, że Carl Lange zmienił wygląd. Nie tylko zgolił brodę; włosy miał znacznie krótsze, a na głowie szarą czapkę z daszkiem, której od wielu lat nie nosił. Ubrał się w ciemne spodnie i nieco znoszoną granatową kurtkę marynarską. Żadnej ze znajomych osób rozpoznanie go nie sprawiłoby trudności, chociaż wyglądał inaczej. Rysopis już się nie zgadzał.
Były dwa powody, dla których Carl Lange wyszedł z domu. Chciał sprawdzić, czy policja go obserwuje – gdyby tak było, zgubiłby ogon. To jeden powód. Drugim była narastająca desperacja, która czyniła mieszkanie zbyt ciasnym: został wytypowany (w Irmie? – przez kogo?) jako sprawca przestępstwa przeciwko obyczajności, a dwóch policjantów, obejrzawszy go i rozmówiwszy się z nim, podtrzymało podejrzenie. Widzieli go, rozmawiali z nim, a jemu nie udało się ich przekonać, że nie jest tym sprawcą!
Co do pierwszego powodu wyjścia z domu upewnił się dość szybko. Nikt za nim nie szedł. Kiedy zaś zyskał całkowitą pewność, zrobił się mądry po szkodzie: oczywiście, że nie; chyba nawet policja nie potrafiłaby wymyślić, że on od razu wyjdzie i dopuści się kolejnego gwałtu.
Natomiast z drugiego powodu gnał dalej po ulicach, lecz ani trochę nie udawało mu się uciec od poczucia poniżenia. Kiedyś weźmie kurs na komendę policji, odwiedzi tego Osmundsena i powie mu, kim jest. Zatrzymała go paraliżująca refleksja: Kim jestem?
Nie poszedł do Roberta, wydawało mu się to niemożliwe również dlatego, że zmienił wygląd. Wyciągnął wtyczkę telefonu. Próbował pracować, ale się poddał. Męczyło go jedno wspomnienie, które się pojawiło, gdy gnał po ulicach. Wspomnienie stare, przeszło dwudziestoletnie, dzieci były wtedy małe. Miały ośmioletnią przyjaciółkę, która lubiła się nimi zajmować. Pewnego popołudnia on odpoczywał w sypialni przykryty tylko lekkim kocem. Dziewczynka weszła do niego, zapewne chciała go o coś spytać. Nie pamiętał nic z tego, co zostało powiedziane, jednak kiedy rozmawiali, ona zaczęła bawić się guzikiem jego koszuli. To go podnieciło, dostał erekcji. Chciał, żeby dziewczynka nadal tam stała i bawiła się właśnie nim, a nie tylko guzikiem u koszuli. To całkowicie niepoprawne, ale to fakt. Właśnie takie wspomnienie go męczyło.
Chociaż wziął dwie tabletki na sen, długo nie mógł zasnąć.
Następnego rana to siedział, to chodził, czekając, aż zadzwoni telefon. Nie miał pojęcia, ile czasu potrzebują policjanci, żeby przebadać ubrania, które ze sobą wzięli, jednak twardo postanowił, że nie będzie czekał w nieskończoność na oczyszczenie. Najlepiej pokazać, że jest się gotowym na wszystko, pomyślał przygnębiony.
Telefon milczał, więc Carl Lange poszedł na komendę. Czuł mieszaninę agresji i strachu. Poprosił o rozmowę z Hansem Osmundsenem. Musiał zaczekać. Już nie pamiętał, co ma powiedzieć. Wszystko, o czym przedtem myślał, zapomniał albo uznał za pozbawione sensu.
Osmundsen odchylał się na krześle – ani przyjazny, ani nieprzyjazny.
– Proszę siadać – powiedział i więcej już nic.
– Czekałem, że pan się odezwie – zaczął Carl Lange.
– O? Dlaczego?
– Chcę, żeby ta sprawa się zakończyła.
– Znaczy, dla pana?
– Tak. To żadna przyjemność być obciążonym takim podejrzeniem.
– Badanie pańskiej odzieży jeszcze się nie zakończyło. Nie musi być wóz albo przewóz. Pan to z pewnością rozumie.
– Pańskim zdaniem może mnie ono obciążyć, ale nie może uniewinnić?
– Właśnie. Widzę, że pan zgolił brodę. I obciął włosy?
Carl Lange nie odpowiedział.
Osmundsen ciągnął:
– Wczoraj nie dał pan odpowiedzi na pytanie, czy ma pan świadków tego, że był przedwczoraj wieczorem w domu.
– Nie.
– Co nie?
– Nie mam na to świadków. Z reguły nie ma się świadków swojej niewinności. Nigdy nie potrzebowałem świadków.
– Nie?
– Nie.
– Niech pan się zastanowi. Niech pan się cofnie w myślach o osiem lat.
Carl Lange nie zrozumiał i dlatego się zdziwił.
– Nie wiem, co pan ma na myśli – powiedział.
– Nie? Ulica Świętego Olafa coś panu mówi? Zatrzymano pana.
– Ach to. Tak, teraz pamiętam.
– Zapomniał pan?
– Tak.
– A teraz pan pamięta?
– Przecież właśnie to powiedziałem.
– Z detalami?
– Tak. Ale co to ma wspólnego z tą sprawą?
– Może całkiem sporo. Może nic. Za wcześnie wyrokować.
– No nie, słuchaj pan!