Erotyczny świat Orientu pokazany otwarcie, ale z wrażliwością i uważnością. To osobista, a jednocześnie politycznie zaangażowana opowieść o społeczeństwie zatruwanym kulturą kłamstwa i przemocy, która niewiele ma wspólnego z opowieściami o Szeherezadzie.


W Maroku kobiety w minispódniczkach sądzi się za obrazę moralności.

Homoseksualistów linczuje się na środku ulicy.

Zakochanym, którzy trzymają się za ręce, grozi więzienie.

Zgwałconą trzynastolatkę przymusza się do małżeństwa z oprawcą.

I wszyscy udają, że nikomu nie dzieje się krzywda.

Leila Slimani, wybitna francuska pisarka i dziennikarka marokańskiego pochodzenia, podczas trasy promującej w Maroku jedną z jej prowokacyjnych powieści, wywołuje takie poruszenie, że dziesiątki kobiet decydują się powierzyć jej swoje najintymniejsze historie.

Opowiadają o swoich relacjach z mężczyznami, o ograniczeniach, jakie nakłada na nie islam, o tym jak próbują się odnaleźć w kraju, który jest zakładnikiem religii i patriarchatu. Ich przełamujące tabu historie wstrząsają, poruszają i złoszczą.

To osobista, a jednocześnie politycznie zaangażowana opowieść o społeczeństwie zatruwanym kulturą kłamstwa i przemocy, która niewiele ma wspólnego z opowieściami o Szeherezadzie. W świecie, w którym seks jest towarem i narzędziem władzy, kobiety odzyskują prawo do opowieści o swoim losie i wreszcie stają się podmiotami swoich historii. Zabierając głos, posługują się najpotężniejszą bronią przeciwko nienawiści i powszechnej hipokryzji. Słowami.

***

Jeśli chodzi o erotykę, Maroko to kraj schizofrenicznych sprzeczności. Z jednej strony pornografia na potęgę, a z drugiej obsesja na punkcie błony dziewiczej. Małżeństwa nastolatek, powszechne oburzenie z powodu koncertu Jennifer Lopez, legendarne prostytutki z Marrakeszu i fatwa za czułe zdjęcia na Facebooku.
Znalazło się tu też miejsce między innymi na historie biograficzne: głos prostytutki, nieśmiałej studentki szukającej miłości i lesbijki z liberalnej rodziny.
Leila Slimani zgrabnie i z wyczuciem meandruje między tymi paradoksami. Z eseistyczną brawurą tłumaczy mechanizmy kulturowe, ale oddaje też głos kobietom i ich historiom. Dzięki niej zaglądamy do świata erotyki Orientu, obwarowanego licznymi tabu, które Slimani pokazuje z wrażliwością i uważnością. Przeczytajcie tę książkę, żeby lepiej zrozumieć skomplikowany i fascynujący świat marokańskiej seksualności.
Agata Romaniuk, reporterka, autorka m.in. „Z miłości? To współczuję. Opowieści z Omanu”

Leila Slimani zebrała zwierzenia Marokanek w każdym wieku i ze wszystkich warstw społecznych. Ich łamiące tabu historie szokują – i zostają w nas jeszcze długo po lekturze tej poruszającej książki.
„ELLE France”

Wyrazy uznania dla Leili Slimani za tę ważną, uczciwą i odważną książkę! Jako pisarka o tureckim pochodzeniu jestem poruszona tym, czego dotyczy. Kobiety, z którymi rozmawia autorka, równie dobrze mogły być Libankami, Syryjkami, Jordankami, Palestynkami, Irankami, Turczynkami.
Elif Shafak, „New Statesman”

Autorka odkrywa najgłębsze i najbardziej intymne sekrety grupy kobiet wychowanych w kulturze, w której seksualność jest surowo karana.
„Newsweek”

Żywe, momentami trudne do udźwignięcia świadectwa. W akcie pokory i hojności Slimani oferuje kobietom, z którymi rozmawia, to, czego zostały pozbawione: przestrzeń do opowiedzenia swoich historii, przestrzeń do istnienia.
„San Francisco Chronicle”

Wywołujące wściekłość i rozdzierające serce historie o sposobach, w jakie pragnienia, szczęście i autonomia [kobiet] zostały zahamowane przez system, który zaprzecza ich ważności lub samemu istnieniu.
„New York Review of Books”

Trzymający w napięciu portret społeczeństwa targanego wewnętrznym konfliktem i owładniętego przez pożądanie.
„Sydney Morning Herald”

To, co uderza najbardziej w wypowiedziach Marokanek, z którymi rozmawiała Slimani, to podwójne standardy w kwestii wolności seksualnej mężczyzn i kobiet, a także niepokój i lęk, które nieodłącznie towarzyszą kobiecemu pożądaniu.
„Al Fanar”

Leila Slimani (ur. 1981 w Maroku) – marokańsko-francuska pisarka, autorka m.in. W ogrodzie pożądania i Kołysanki za którą w 2016 otrzymała nagrodę Goncourtów. W 2023 roku przewodniczyła jury Międzynarodowej Nagrody Bookera oraz zajęła drugie miejsce na liście najbardziej wpływowych Francuzów według „Vanity Fair”. Seks i kłamstwa to jej reporterski debiut.

Slimani Leila
Seks i kłamstwa. Intymne życie kobiet w kraju arabskim
Przekład: Łukasz Müller
Wydawnictwo Znak
Premiera: 24 kwietnia 2024
 
 


Kiedy latem 2014 roku opublikowałam swoją pierwszą powieść W ogrodzie pożądania, niektórzy francuscy dziennikarze dziwili się, że Marokanka może napisać taką książkę. Rozumieli przez to „książkę frywolną i pełną seksu”, prowokującą i pikantną, opowiadającą o kobiecie cierpiącej na uzależnienie od seksu. Jakbym, ze względu na swój krąg kulturowy, powinna być wstydliwsza, bardziej powściągliwa. Jakbym powinna była się zadowolić napisaniem książki erotycznej z orientalnymi akcentami, niczym godna następczyni Szeherezady.
Wydaje mi się jednak, że mieszkańcy Maghrebu mają wszelkie podstawy, by poruszać tematy związane z cierpieniem na tle seksualnym, frustracją albo wyobcowaniem. Ponieważ żyjemy lub dorastaliśmy w społeczeństwach, w których wolność seksualna nie istnieje, seks jest przedmiotem nieustannej obsesji. Seksualność stanowi zresztą problematykę zdecydowanie obecną we współczesnej literaturze arabskiej. Odnajdujemy ją u Mohammeda Szukriego, Tahara Ben Jellouna, Mohammeda Leftaha, Abdellaha Taïa. Literatura erotyczna, a nawet pikantna jest wciąż odkrywana na nowo, szczególnie przez kobiety takie jak Libanka Joumana Haddad, tajemnicza Nedjma czy Syryjka Salwa an-Nu’ajmi, której książka Smak miodu była bestsellerem.
A zatem moja pierwsza powieść bynajmniej nie jest wyjątkiem. Myślę, że mogę nawet powiedzieć, iż nie przez przypadek stworzyłam taką postać jak Adèle: sfrustrowana kobieta, która kłamie, która prowadzi podwójne życie. Kobieta dręczona przez wyrzuty sumienia i własną hipokryzję. Kobieta, która obchodzi zakazy i nie doznaje rozkoszy. Adèle jest w pewnym sensie nieco skrajną metaforą seksualności młodych Marokanek.
Zależało mi, żeby z okazji publikacji mojej powieści wyruszyć w podróż po Maroku i zaprezentować książkę w różnych miastach królestwa. Udałam się do księgarń, bibliotek i na uczelnie. Byłam zapraszana przez rozmaite stowarzyszenia i grupy wsparcia. Te dwa tygodnie jeżdżenia po kraju były prawdziwym objawieniem. Zupełnie się nie spodziewałam pragnienia dyskusji wśród osób, z którymi miałam się spotkać. Podczas wszystkich prelekcji mogłam się przekonać, jak bardzo rozmowa o seksualności fascynuje publiczność, zwłaszcza młodzież. Po zakończeniu spotkań podchodziło do mnie bardzo wiele kobiet, które chciały porozmawiać, opowiedzieć mi swoje historie. Magia powieści polega na tym, że ustanawia ona bardzo intymną relację między pisarzem a czytelnikiem i przełamuje bariery wstydu lub nieufności. Spędziłam z tymi kobietami niezwykłe godziny. Chciałam odtworzyć ich słowa, ponieważ­ składają się one na świadectwo epoki, w której przyszło im żyć, i cierpień, których doświadczały.
Moim celem tutaj nie jest napisanie studium socjologicznego ani przedstawienie eseju na temat seksual­ności w Maroku. Wybitni socjologowie i znakomici dziennikarze już wykonują tę jakże trudną pracę. Chciałam natomiast przekazać surowe, żarliwe, mocne słowa, które usłyszałam, przywołać historie, które mną wstrząsnęły, wzruszyły mnie i rozzłościły, a czasem wzburzyły. Poczułam, że muszę zaprezentować owe często bolesne aspekty życia w społeczeństwie, w którym wielu mężczyzn i wiele kobiet woli odwracać wzrok. Opowiadając mi o swoim losie, zgadzając się na złamanie tabu, wszystkie te kobiety dały mi w każdym razie do zrozumienia jedno: ich życie ma znaczenie. Liczą się i muszą się liczyć. Dzięki tym zwierzeniom chciały choć na kilka godzin wydostać się z izolacji i skłonić inne kobiety, by uświadomiły sobie, że nie są same. Właśnie dlatego ich słowa są polityczne, zaangażowane i emancypacyjne. Podczas spotkań autorskich często myślałam o poniższych zdaniach Fatimy Mernissi (Dzieciń­stwo w haremie. Sny o wolności) dotyczących postaci Szeherezady – postaci wspaniałej, która jednak czasami bywa dla muzułmańskich kobiet ciężarem: „[Miała pewność, że] uzdrowi znękaną duszę króla, opowiadając mu o rzeczach, które przytrafiły się innym ludziom. […] Pomoże mu zrozumieć, co go więzi, ujrzeć swą obsesyjną nienawiść do kobiet”. Jeśli zdaniem marokańskiej socjolożki Szeherezada jest osobą tak niezwykłą, to nie dlatego, że ucieleśnia uwodzicielską i lubieżną kobietę Orientu, ale wręcz przeciwnie – ponieważ odzyskuje prawo do opowieści, jest już nie tylko przedmiotem, lecz także podmiotem historii. Kobiety muszą odnaleźć sposób wpływania na kulturę, która jest zakładnikiem duchownych i patriarchatu. Zabierając głos i opowiadając o sobie, posługują się najpotężniejszą bronią przeciwko nienawiści i powszechnej hipokryzji. Słowami.
Trzeba mieć świadomość, jak bardzo odważne są kobiety, które wypowiadają się w tej książce, i jak trudno jest w kraju takim jak Maroko wyjść poza schemat, przyjąć postawę uważaną za skrajną. Całe marokańskie społeczeństwo opiera się na idei zależności od grupy, a grupa jest postrzegana przez jednostkę jako zarówno nieuchronność, której nie sposób się wyrzec, jak i szansa, ponieważ zawsze można polegać na pewnej formie stadnej solidarności. Relacje w grupie są zatem głęboko niejednoznaczne. Kolejnym filarem marokańskiego społeczeństwa jest pojęcie h’szuma, co można przetłumaczyć jako „wstyd” lub „skrępowanie”, które wpaja się każdemu od wczesnego dzieciństwa. Być dobrze wychowanym, być posłusznym dzieckiem, być dobrym obywatelem to także się wstydzić, okazywać skromność i powściągliwość. „Harmonia istnieje, gdy każda grupa respektuje granice dzielące ją od drugiej; przekraczanie ich prowadzi tylko do smutku i zgryzoty”, napisała Fatima Mernissi w książce Dzieciństwo w haremie. Cena za naruszenie tych granic jest bardzo wysoka, a każdy winny przekroczenia hudud, „świętych granic”, jest w konsekwencji karany i bezwzględnie odrzucany. Moje rozmówczynie doświadczają tego, czego doświadcza większość Marokańczyków: bardzo trudnej, przeraźliwej walki wewnętrznej między pragnieniem uwolnienia się od tyranii grupy a strachem, że ta wolność doprowadzi do upadku tradycyjnych struktur, na których zbudowany jest ich świat. Wszystkie te kobiety, jak zobaczycie, zachowują się niekiedy dwuznacznie, zaprzeczają samym sobie, emancypują się, a potem spuszczają głowę. Próbują przetrwać.
Słuchając tych kobiet, miałam ochotę przybliżyć panujące w Maroku realia, które są znacznie bardziej złożone i znacznie bardziej bolesne, niż daje nam się do zrozumienia, bo jeśli ograniczyć się do prawa w istniejącej postaci i moralności w takiej wersji, w jakiej jest przekazywana, należałoby uznać, że wszystkie niezamężne kobiety w tym kraju są dziewicami. Że wszyscy młodzi mężczyźni i młode kobiety, którzy stanowią ponad połowę jego mieszkańców, nigdy nie uprawiali seksu, a zatem wszyscy ludzie tacy jak konkubiny, geje i lesbijki, prostytutki obojga płci nie istnieją. Jeśli słucha się najbardziej konserwatywnych osób troszczących się o zachowanie marokańskiej tożsamości, mającej więcej wspólnego z mitem niż z rzeczywistością, to Maroko wydaje się przyzwoitym i cnotliwym krajem, który musi się bronić przed zachodnią dekadencją i liberalizmem swoich elit. W Maroku zakaz ziny, czyli cudzołóstwa, nie jest tylko nakazem moralnym. Artykuł 490 kodeksu karnego przewiduje „karę pozbawienia wolności od miesiąca do roku dla wszystkich osób różnej płci, które nie będąc połączone więzami małżeńskimi, utrzymują stosunki seksualne”. Zgodnie z artykułem 489 każde „nieobyczajne lub sprzeczne z naturą zachowanie między dwiema osobami tej samej płci podlega karze pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do trzech lat”. W kraju, w którym aborcja jest nielegalna, z wyjątkiem przypadków gwałtu, poważnych wad rozwojowych lub kazirodztwa, i gdzie „każda osoba pozostająca w związku małżeńskim uznana winną cudzołóstwa” naraża się na karę więzienia od roku do dwóch lat (artykuł 491 kodeksu karnego), codziennie dochodzi do dramatycznych sytuacji. Nie widzi się ich ani nie słyszy, a jednak osobiste tragedie dotykają obywateli, z których część ma wrażenie, że żyje w obłudnym społeczeństwie, które ich osądza i odrzuca.
Naturalnie w rzeczywistości nikt nie wątpi, że prawa, którym podlegamy, są lekceważone każdego dnia, o każdej porze, w każdym środowisku. Wszyscy o tym wiedzą, ale nikt nie chce tego dostrzec ani się z tym zmierzyć. Prawo penalizujące pozamałżeńskie stosunki seksualne nie jest przestrzegane, lecz władze absolutnie nie chcą tego publicznie przyznać. Wiedzą, że codziennie przeprowadza się setki potajemnych aborcji, ale prawo przewidujące kary za przerywanie ciąży zostało tylko nieznacznie zmodyfikowane. Nie mogą nie wiedzieć, że homoseksualiści żyją w strachu i upokorzeniu, ale zachowują się tak, jakby nie wiedziały. Wszyscy, którzy mają władzę – rządzący, rodzice, nauczyciele – głoszą to samo: „Róbcie, co chcecie, ale róbcie to po kryjomu”.
W społeczeństwie takim jak nasze na pierwszym miejscu jest honor. Ocenia się nie tyle życie seksualne ludzi, ile rozgłos, jaki ośmielają się mu nadawać. Ów nakaz milczenia nie wystarcza już jednak, żeby utrzymać spokój społeczny i pozwolić każdemu na rozwój osobisty. Nasze społeczeństwo jest zatruwane przez hipokryzję i zinstytucjonalizowaną kulturę kłamstwa. Wszystko to prowadzi do przemocy i dezorientacji, samowoli i nietolerancji. Zarówno liberałowie, jak i konserwatyści opowiadają się za status quo, bo – jak się zdaje – podzielają błędny pogląd, że marokańskie społeczeństwo nie jest gotowe do przeobrażeń w tym zakresie.
Kiedy jednak kobiety w minispódniczkach są sądzone za obrazę moralności, a homoseksualiści publicznie linczowani, uważam, że należy się pilnie zastanowić nad projektem społecznym, który nas zjednoczy i pozwoli uniknąć tego rodzaju wynaturzeń. Maroko, podobnie jak pozostałe kraje muzułmańskie naszego regionu, nie będzie się mogło obejść bez takiej refleksji. Mam świadomość, że w czasach, gdy islamski terroryzm staje się coraz bardziej brutalny, a marokańskie społeczeństwo, tak samo jak inne społeczeństwa muzułmańskie, jest głęboko podzielone w kwestiach obyczajowych, nie możemy tych kwestii lekceważyć. Nie możemy już sobie pozwolić na ignorowanie rzeczywistości pod pretekstem, że nie jest zgodna z religią, z prawem lub po prostu z wizerunkiem, jaki chcielibyśmy sobie sami przypisać. Musimy przestać ulegać pokusie wycofywania się, lenistwu prowadzącemu do definiowania naszej kultury i naszej tożsamości jako skostniałych, ahistorycznych danych. Nie jesteśmy tożsami z naszą kulturą, ale nasza kultura jest tym, czym ją uczynimy. Przestańmy przeciwstawiać islam uniwersalnym wartościom oświeceniowym, równości płci, cielesnej przyjemności, bo religia muzułmańska może być przede wszystkim postrzegana jako etyka wyzwolenia i otwartości na innych, jako etyka osobista, a nie tylko jako manichejska moralność.
Bardziej niż kiedykolwiek mam przekonanie, że konieczna jest gruntowna zmiana praw osobistych i seksualnych, jeśli chcemy promować rozwój młodych ludzi i właściwe społeczne zaangażowanie kobiet. Musimy przynajmniej doprowadzić do zbiorowej refleksji, bez gwałtownej krytyki i bez nienawiści. Jakie miejsce chcemy przyznać jednostce w naszym społeczeństwie? Jak chronić kobiety i mniejszości? Jak doprowadzić do akceptowania nietypowych zachowań w społeczeństwie, które nadmiernie ceni normy religijne i nadzór społeczny? Co z prawem do życia prywatnego i intymności, które nie byłoby narażone na ingerencję ze strony państwa ani duchowieństwa?
Wiem, że dla niektórych osób prawa seksualne lub wolność seksualna są czymś marginalnym. W kraju takim jak Maroko można by uznać, że jest wiele innych bitew do stoczenia, że edukacja, zdrowie i walka z ubóstwem są ważniejsze niż swobody obywatelskie, ale prawa seksualne stanowią część praw człowieka; to nie są prawa uzupełniające, drobne dodatki, bez których można by się łatwo obejść. Korzystanie ze swoich seksualnych praw obywatelskich, dysponowanie własnym ciałem zgodnie ze swoją wolą, prowadzenie życia seksualnego bez narażania się na niebezpieczeństwo, będącego źródłem przyjemności oraz wolnego od wszelkich form przymusu to fundamentalne potrzeby i prawa, które powinny być niezbywalne i zagwarantowane każdemu.
Nie chodzi tylko o to, że prawa seksualne są częścią praw człowieka, bo można również uznać, że w wielu cywilizacjach to właśnie za pośrednictwem seksualności ustanowiona została męska dominacja. Obrona praw seksualnych wiąże się bezpośrednio z obroną praw kobiet. Pośrednio – poprzez prawo do dysponowania własnym ciałem, do wyzwolenia się z kręgu rodzinnego, żeby prowadzić satysfakcjonujące życia seksualne – stawką są tutaj prawa polityczne. Jeśli ustanowi się prawa w tych dziedzinach, zapewni się kobietom środki do obrony przed męską przemocą i naciskami rodziny. Dzisiejsza sytuacja, a mianowicie sytuacja powszechnego ubóstwa seksualnego, jest już nie do utrzymania, zwłaszcza w wypadku kobiet, których potrzeby seksualne inne niż reprodukcyjne są po prostu ignorowane; kobiet, które są poddawane imperatywowi dziewictwa przed ślubem i bierności po ślubie. Kobieta, której ciało podlega takiej kontroli społecznej, nie może w pełni odgrywać swojej roli obywatelki. Ponieważ jest tak bardzo „seksualizowana”, nakłaniana do milczenia lub pokuty, nie dostrzega się w niej osoby.
Michel Foucault napisał w Historii seksualności, że jest ona „szczególnie intensywnym miejscem zbieżności relacji władzy: między mężczyznami a kobietami, młodymi a starymi, rodzicami a potomstwem, wychowawcami a uczniami, duchownymi a świeckimi, administracją a ludnością”. Można uznać, że w Maroku, podobnie jak w innych krajach muzułmańskich, sytuacja ubóstwa seksualnego jest przeszkodą w rozwoju jednostki i obywatela. Przytłoczony nieznośnym brzemieniem mężczyzna odtwarza w swojej rodzinie i w kręgu najbliższych model autorytarny. Wychowuje się w ten sposób jednostkę przystosowaną do systemu przymusu. Jak zauważył politolog Omar Saghi w artykule opublikowanym w styczniu 2013 roku w czasopiśmie „Jeune Afrique”, tajność seksualna i tajność polityczna idą w parze. „Ci, którzy w wieku szesnastu lat musieli błagać jakiegoś glinę, żeby nie zabierał ich na posterunek, dlatego że trzymali kogoś za rękę, a rodzina była w tych sprawach zapewne równie represyjna, równie brutalna jak państwo policyjne, wyrosną na ludzi przystosowanych do życia w społeczeństwie okaleczonym przez dyktatury”1.

 
Wesprzyj nas