To pouczająca książka która pokazuje, w jaki sposób filozofia wabi sabi może zrewolucjonizować nasze życie we wszystkich jego aspektach, a także uwrażliwić nas na piękno i pobudzić naszą kreatywność. Krótko mówiąc, sprawić, byśmy byli szczęśliwsi.


Mądrość w niedoskonałości

Nasza zdominowana przez stres codzienność sprawia, że czujemy się coraz bardziej nieszczęśliwi, ponieważ taki styl życia oddala nas od jego prawdziwej istoty. Wielowiekowa filozofia wabi sabi, co po japońsku oznacza „tkwiące w niedoskonałości piękno”, jest szczerym, indywidualnym i powiązanym z naturą sposobem na zadbanie o samego siebie i o rozwój osobisty, a także o odzyskanie wewnętrznej równowagi. Tak jak nieregularna, a nawet wyszczerbiona czarka jest uważana w Japonii za piękniejszą i cenniejszą od tej pozbawionej wad, tak filozofia wabi sabi odwołuje się do trzech właściwości przyrody:

·Nic nie jest doskonałe (i takie jest lepsze)

·Nic nie jest skończone (ciągle się rozwijamy)

·Nic nie trwa wiecznie (to właśnie ulotna natura rzeczy i ludzi nadaje im wartość).

Ta oparta na powyższych zasadach, pouczająca książka pokazuje, w jaki sposób filozofia wabi sabi może zrewolucjonizować nasze życie we wszystkich jego aspektach, a także uwrażliwić nas na piękno i pobudzić naszą kreatywność. Krótko mówiąc, sprawić, byśmy byli szczęśliwsi.

Nobuo Suzuki, pisarz i filozof. Zanim poświęcił się pisaniu o kreatywności i rozwoju osobistym, studiował sztukę i literaturę w Europie. Uwielbia grać na fortepianie, podróżować po świecie i spędzać czas ze swoimi kotami. Jego pierwsza książka, Wabi sabi w życiu codziennym, traktuje o tkwiącym w niedoskonałości pięknie oraz o tym, jak zrozumienie tego pojęcia może dogłębnie zmienić nasze życie.

Nobuo Suzuki
Wabi Sabi w życiu codziennym
Przekład: Katarzyna Kozioł-Galvis
Wydawnictwo Czarna Owca
Premiera: 24 kwietnia 2024
 
 

PRO­LOG

Héctor García

Pamię­tam bar­dzo dobrze, kiedy po raz pierw­szy usły­sza­łem okre­śle­nie wabi sabi. Było to pięt­na­ście lat temu pod­czas występu na żywo w japoń­skim pro­gra­mie tele­wi­zyj­nym. Na początku wywiadu bar­dzo się dener­wo­wa­łem, ale szybko zorien­to­wa­łem się, że z moim racz­ku­ją­cym japoń­skim uda­wało mi się rozu­mieć pyta­nia i na nie odpo­wia­dać. Do momentu, gdy pre­zen­ter rzu­cił: „Co sądzisz o wabi sabi?”.
Nie mia­łem poję­cia, co to takiego, a prze­cież pro­gram leciał na żywo! Nie mogłem wycią­gnąć tele­fonu i wyszu­kać, o co mu cho­dziło. Po krót­kiej i nie­zręcz­nej ciszy dałem wymi­ja­jącą odpo­wiedź. Było oczy­wi­ste, że nie zrozumia­łem pyta­nia.
Wstyd, jaki mi wtedy towa­rzy­szył, spra­wił, że zaczą­łem szu­kać infor­ma­cji o wabi sabi i ogól­nie o sztuce japoń­skiej, co zresztą prak­ty­kuję do dziś. Wabi sabi to bez wąt­pie­nia jedna z naj­lep­szych rze­czy, jakich nauczy­łem się od Japoń­czy­ków. Wywarła ona ogromny wpływ na to, kim dzi­siaj jestem, oraz na spo­sób, w jaki postrze­gam świat.
Po tam­tej kom­pro­mi­ta­cji pyta­łem wszyst­kich moich japoń­skich przy­ja­ciół, współ­pra­cow­ni­ków, a także moją dziew­czynę: „Czym jest dla cie­bie wabi sabi?”, „Co sądzisz o wabi sabi?”. Po jakimś cza­sie zda­łem sobie sprawę, że nie usły­sza­łem dwóch takich samych odpo­wie­dzi, choć wszyst­kie miały wspólny mia­now­nik: zarówno życie, jak i świat cechują się nie­do­sko­na­ło­ścią i nie­trwa­ło­ścią wszyst­kich rze­czy.
Wtedy uświa­do­mi­łem sobie, że wabi sabi wykra­cza daleko poza este­tykę. Ma zwią­zek z życiem, z czło­wie­kiem, a nawet z wszech­świa­tem. Cho­dzi w nim o to, by zaak­cep­to­wać ulotną naturę wszyst­kich rze­czy. Wabi sabi jest nie­wi­dzialną tkanką łączącą japoń­ską sztukę, styl życia, archi­tek­turę, histo­rię, filo­zo­fię, wła­ściwe temu kra­jowi reli­gie, zacho­wa­nia spo­łeczne i men­tal­ność.
Zachodni styl myśle­nia, szcze­gól­nie w dzi­siej­szych cza­sach, każe nam dążyć do dosko­na­ło­ści we wszyst­kich aspek­tach z nadzieją, że przy­nie­sie nam ona suk­ces i szczę­ście. Nobuo Suzuki w swo­jej książce pomaga nam prze­my­śleć dogłęb­nie to opaczne poj­mo­wa­nie sztuki życia. Jego słowa pozwo­liły mi odkryć, że – przede wszyst­kim – coś takiego jak dosko­na­łość w ogóle nie ist­nieje; to tylko ułuda ludz­kiej wyobraźni (i być może jesz­cze mate­ma­tyki).
A skoro dosko­na­łość nie ist­nieje, to wabi sabi sta­nowi esen­cję rze­czy­wi­sto­ści.
Wypo­sa­żony w tę mądrość, mogłem spoj­rzeć na Japo­nię w zupeł­nie inny spo­sób. Japoń­skie czarki, na które wcze­śniej patrzy­łem z obo­jęt­no­ścią, zaczęły mnie zachwy­cać. Ogrody, haiku, tra­dy­cyjna cera­mika, ike­bana i archi­tek­tura budziły we mnie dużo więk­szy podziw i fascy­na­cję.
Ta zmiana w spo­so­bie myśle­nia i postrze­ga­nia nie ogra­ni­czyła się wyłącz­nie do Japo­nii i jej kul­tury. Gdy wró­ci­łem do Hisz­pa­nii, poczu­łem, że odro­dziło się we mnie zain­te­re­so­wa­nie wszel­kimi rodza­jami sztuki, ludźmi, róż­nymi spo­so­bami na życie, moją rodziną i przy­ja­ciółmi, wraz z ich wszyst­kimi cudow­nymi nie­do­sko­na­ło­ściami.
Nagle wszystko nabrało dla mnie nowego zna­cze­nia.
Patrząc z per­spek­tywy czasu, jest w tym coś zabaw­nego: wstyd, jaki poczu­łem w tele­wi­zyj­nym stu­diu, nie miał żad­nego sensu, bo wabi sabi po pro­stu nie da się wyja­śnić. Dla­tego jakiej­kol­wiek odpo­wie­dzi bym udzie­lił, naj­praw­do­po­dob­niej byłaby „wła­ściwa”.
Teraz już wiem, że można być nie­do­sko­na­łym i cze­goś nie wie­dzieć (nawet gdy pytają cię o to tele­wi­zyj­nym pro­gra­mie na żywo).
Wabi sabi w życiu codzien­nym to cudowna wędrówka obej­mu­jąca zarówno pod­sta­wowe zało­że­nia tej filo­zo­fii, jak i jej naj­głęb­sze zna­cze­nie we wszyst­kich aspek­tach życia. W tej książce nie znaj­dziesz osta­tecz­nego wyja­śnie­nia, czym jest wabi sabi, ponie­waż kłó­ci­łoby się to z jego istotą, sprawi ona jed­nak, że zapra­gniesz zanu­rzyć się w tej filo­zo­fii i tym samym na zawsze zmie­nić spo­sób myśle­nia, a także postrze­ga­nia świata i samego sie­bie.
Po lek­tu­rze tej książki sta­łem się bar­dziej świa­dom piękna tkwią­cego w towa­rzy­szą­cej mi nie­ustan­nie nie­do­sko­na­ło­ści: gdy pra­cuję i spo­ty­kam się z innymi, gdy spa­ce­ruję wśród ota­cza­ją­cej mnie natury lub po jakimś mie­ście, a nawet wtedy, gdy nie robię nic kon­kret­nego.
Mam też więk­szą świa­do­mość cier­pie­nia, jakie towa­rzy­szy nam, gdy odda­lamy się od istoty wabi sabi, sta­ra­jąc się coraz bar­dziej udo­sko­na­lać nasze życie, wspiąć się „wyżej”, zna­leźć „lep­szą” pracę, kupić „lep­szy” dom, wypra­co­wać „lep­sze” przy­zwy­cza­je­nia. Wszystko ma być „lep­sze”.
W dzi­siej­szym świe­cie zatru­wamy się takimi myślami jak: „Stra­ci­łem/stra­ci­łam szansę, by osią­gnąć to czy tamto”, „Nie jestem wystar­cza­jąco kom­pe­tentny/kom­pe­tentna”, „Ni­gdy nie będę tak dobry/dobra, jak…” i popa­damy w roz­go­ry­cze­nie, prze­ko­nani, że się do cze­goś nie nada­jemy lub nie jeste­śmy tego godni.
To wszystko nie­prawda. Jeste­śmy wspa­nia­łymi isto­tami, któ­rych cele i ocze­ki­wa­nia zostały znie­kształ­cone przez absur­dalne aspi­ra­cje. Po co dążyć do dosko­na­ło­ści, skoro ta w ogóle nie ist­nieje?
Wabi sabi uczy nas, jak czuć się dobrze z tym, kim jeste­śmy i co w danym momen­cie posia­damy. To jed­nak nie zwal­nia nas od odpo­wie­dzial­no­ści za to, by sta­wać się lep­szymi, peł­niej żyją­cymi oso­bami. Zresztą, gdy już pogo­dzimy się z tkwią­cym w nie­do­sko­na­ło­ści pięk­nem, to z dnia na dzień, krok po kroku będziemy sta­wać się coraz lepsi i odkry­wać naszą praw­dziwą istotę w zgo­dzie z naszym iki­gai1.
Jedną z wielu rze­czy, jakich nauczysz się dzięki tej książce, będzie wyzwo­le­nie się od mało reali­stycz­nych ocze­ki­wań, a to pozwoli ci żyć lepiej i się roz­wi­jać.
Teraz wiem o wabi sabi zde­cy­do­wa­nie wię­cej niż pięt­na­ście lat temu, gdy po raz pierw­szy usły­sza­łem to okre­śle­nie. Mogę jed­nak przy­znać, że im bar­dziej poznaję tę filo­zo­fię, tym więk­szy wywiera na mnie wpływ i zachęca do bycia bar­dziej szcze­rym i auten­tycz­nym.
Na mojej dro­dze odkry­wa­nia sensu tego jakże poucza­ją­cego poję­cia niniej­sza książka zapro­wa­dziła mnie w cał­kiem nowe rejony. Przed­sta­wiona w niej per­spek­tywa roz­bu­dziła mój zapał do życia w świe­cie takim, jaki jest, i w przy­zwo­le­niu na bycie sobą. Poka­zała mi też jasno, że filo­zo­fia wabi sabi sta­nowi prze­wod­nik po tym, jak iść przez życie z więk­szą łatwo­ścią i natu­ral­no­ścią.
Dzięki tej książce nauczy­łem się kochać moje nie­ide­alne „ja” i nasz nie­ide­alny świat, doce­nia­jąc jego piękno tak, by był on jesz­cze wspa­nial­szy. Książka Nobuo Suzu­kiego w bły­sko­tliwy spo­sób wpro­wa­dzi cię na tę drogę.
Mam nadzieję, że będziesz czer­pać z jej lek­tury taką samą przy­jem­ność jak ja.

Héctor García
Tokio, czer­wiec 2020 roku

Magia niedoskonałości

Legenda głosi, że w pew­nym japoń­skim klasz­to­rze zen zaj­mu­jący się ogro­dem mnich miał dość oso­bliwy zwy­czaj. Kiedy zamia­tał kamienną drogę z jesien­nych liści, tuż przed wej­ściem do domu pozwa­lał, by jeden z nich opadł na zie­mię.
Dla­czego to robił?
Z jed­nej strony dla­tego, że nie­długo potem drzewa znów zapeł­ni­łyby drogę zło­tymi liśćmi. Z dru­giej zaś dla­tego, że japoń­ski ideał piękna nie dąży do dosko­na­ło­ści, jed­no­rod­no­ści i dokład­nej syme­trii, lecz do natu­ral­no­ści, czego wyra­zem jest samotny liść leżący w pustym ogro­dzie przy klasz­to­rze zen.
Za jedną z cha­rak­te­ry­stycz­nych cech kul­tury japoń­skiej uważa się jej oso­bliwe poję­cie piękna. Dla osób wycho­wa­nych w kul­tu­rze zachod­niej, a nawet dla Chiń­czy­ków, piękna fili­żanka to taka, która jest dosko­nale wymo­de­lo­wana, z ide­al­nie okrą­głymi kra­wę­dziami oraz gładką i nie­ska­zi­telną powierzch­nią, a jeśli jest zdo­biona, to orna­menty są nanie­sione rów­no­mier­nie i z pre­cy­zją.
Gdy prze­nie­siemy się do Japo­nii, to naj­bar­dziej ceniona (i naj­droż­sza) będzie taka, na któ­rej będą widoczne nie­do­cią­gnię­cia, gdyż wła­śnie to czyni ją wyjąt­kową. Może być wyszczer­biona, z przy­kle­jo­nymi do niej ziarn­kami pia­sku, a nawet pęk­nięta lub odtwo­rzona tech­niką kint­sugi, o któ­rej będzie mowa w jed­nym z roz­dzia­łów tej książki.
Oprócz tego, że jest jedyna w swoim rodzaju i opo­wiada jakąś histo­rię, ta jakże wyjąt­kowa fili­żanka oddaje japoń­skiego ducha wabi sabi, wedle któ­rego to, co piękne, upo­dab­nia się do natury. Wyraża się to w trzech regu­łach:

Nic nie jest dosko­nałe.
Nic nie jest skoń­czone.
Nic nie trwa wiecz­nie.

W odnie­sie­niu do ludzi świa­do­mość naszej nie­do­sko­na­ło­ści dodaje nam pokory, a zaak­cep­to­wa­nie tego faktu uwal­nia nas od cho­ro­bli­wego sta­wia­nia sobie wyma­gań i obse­syj­nego dąże­nia do per­fek­cji, która prze­cież nie ist­nieje w natu­rze, a co za tym idzie – także wśród ludzi.
Akcep­ta­cja wła­snej nie­do­sko­na­ło­ści i wyjąt­ko­wego cha­rak­teru każ­dego z nas nie ma nic wspól­nego z kon­for­mi­zmem. Wręcz prze­ciw­nie, wska­zuje nam drogę, jaką możemy przejść, by roz­wi­jać się jako osoby.
Ten, kto jest prze­ko­nany, że osią­gnął dosko­na­łość, nie tylko pozo­staje w błę­dzie – wszak zawsze znaj­dzie się prze­strzeń do poprawy – ale także pozba­wiony jest jakiej­kol­wiek pla­stycz­no­ści. Oko­pany w swo­jej abso­lut­nej i subiek­tyw­nej praw­dzie, nie daje sobie miej­sca na roz­wój. Jest sztyw­nym, ska­mie­nia­łym bytem, nie­podą­ża­ją­cym za wyzna­cza­nym przez życie ryt­mem.
Druga reguła wabi sabi przy­po­mina nam prze­cież, że nic nie jest skoń­czone. Tak jak natura roz­wija się nie­ustan­nie, odra­dza­jąc się i obumie­ra­jąc, tak ludzie rów­nież pod­le­gają dyna­mice.
Sam Budda powie­dział kie­dyś: „Zawsze roz­po­czy­nam od nowa”.
Podej­ście do życia w duchu wabi sabi zakłada uzna­nie wła­snej nie­do­sko­na­ło­ści i goto­wość do nie­ustan­nej nauki przy zało­że­niu, że jest jesz­cze tyle do zro­bie­nia, a tym samym – jest jesz­cze tyle do prze­ży­cia.
Trze­cia reguła wabi sabi polega na zro­zu­mie­niu ulot­nej natury wszel­kiego ist­nie­nia, czyli kon­cep­cji, która odwo­łuje się do zen. Budda zauwa­żył, że jed­nym z powo­dów cier­pie­nia jest fakt, iż ludzie pra­gną trwa­ło­ści tego, co z natury jest prze­mi­ja­jące.
Mło­dość mija szybko, ustę­pu­jąc miej­sca doj­rza­ło­ści, a następ­nie sta­ro­ści.
Wspa­niały, dopiero co kupiony tele­wi­zor nisz­czy się lub zostaje wyparty przez now­sze, bar­dziej zaawan­so­wane modele.
Osoba, która wyda­wała się nam tak cza­ru­jąca i zabawna, prze­staje nas zadzi­wiać albo po pro­stu odda­lamy się od niej, gdyż wzra­stamy w zupeł­nie innych kie­run­kach, jak dwie gałę­zie tego samego drzewa.
Zro­zu­mie­nie, że nic nie jest na zawsze, zamiast nas smu­cić, spra­wia, iż zaczy­namy doce­niać tkwiące w danej chwili piękno, czyli jedyną dającą się uchwy­cić tu i teraz rzecz. To zapro­sze­nie do tego, by dawać z sie­bie wszystko w każ­dym moż­li­wym momen­cie.
Może to być ostatni spa­cer w parku: jeśli prze­ży­wamy go jak ktoś, kto wła­śnie żegna się z życiem, może on być wart wię­cej niż wszyst­kie inne spa­cery na świe­cie.
Według japoń­skiej kon­cep­cji piękna naj­cen­niej­sza fili­żanka to wła­śnie ta nie­do­sko­nała i utłu­czona. Na tej samej zasa­dzie led­wie trzy­ma­jący się ogo­ło­co­nej gałęzi prze­su­szony liść budzi wię­cej emo­cji niż buj­nie ukwie­cona łąka.
Praw­dziwa magia wabi sabi tkwi w tym, że inspi­ruje nas w codzien­nym życiu, odkry­wa­jąc przed nami nowe hory­zonty wraż­li­wo­ści, roz­woju i speł­nie­nia.

KRO­PLA MEDY­TA­CJI

Kra­ka­nie kru­ków,
pokryte śnie­giem tōrō, niczym boku­shi w kape­lu­szu,
ugi­na­jące się pod cię­ża­rem śniegu gałę­zie drzew.
Woda ze źró­dła pły­nie poprzez śnieg,
który wygłu­sza odgłos moich kro­ków.
Czy to ja jestem maleńką czę­ścią tego nie­do­sko­na­łego ogrodu?
Czy może to ogród jest czę­ścią mnie, mojego świata?

tōrō: kamienna latar­nia
boku­shi: mnich

Trzy wymiary wabi sabi

Dźwięk dzwonu z gór­skiego klasz­toru
wybrzmiewa z waha­niem
i zanika we mgle.

Yosa Buson

Od jakie­goś czasu miesz­kam w wio­sce, w któ­rej wszy­scy się znają. Każdy dzień roz­po­czy­nam od spa­ceru, prze­mie­rza­jąc ją z pół­nocy na połu­dnie. Witam się z idą­cymi do szkoły dziećmi, z sąsia­dami, któ­rych znam od dzie­się­cio­leci, z wypro­wa­dza­ją­cymi psy sta­rusz­kami.
Każdy z nich zmie­rza tam, dokąd woła go iki­gai, jego powód do życia. Nie­któ­rzy witają się gestem dłoni, inni ski­nie­niem lub uśmie­chem.
Po dotar­ciu do połu­dnio­wej czę­ści wio­ski prze­cho­dzę przez kar­mi­nowy most, napa­wa­jąc się biją­cym od rzeki chło­dem. Wtedy czuję, że świeże gór­skie powie­trze oczysz­cza nie tylko moje płuca, lecz także myśli. Szum ude­rza­ją­cej o kamie­nie wody przy­jem­nie mie­sza się z pta­sim świer­go­tem. Obra­cam głowę, aby objąć wzro­kiem prze­różne odcie­nie zie­leni i poma­rań­czu – kolo­rów jesieni malu­ją­cych się na wciąż zmie­nia­ją­cym się płót­nie, które two­rzą korony pokry­wa­ją­cych gór­skie zbo­cza drzew.
Prze­cho­dzę przez drew­nianą bramę świą­tyni i witam się z mni­chami, któ­rzy zamia­tają opa­da­jące w koń­cówce jesieni liście klonu. Następ­nie zawra­cam i udaję się do domu, aby roz­po­cząć pisa­nie w towa­rzy­stwie mojego kota, Tamy.
Cały spa­cer trwa zale­d­wie czter­dzie­ści pięć minut, ale to klu­czowy czas dla mojego szczę­ścia.
Wczo­raj odwie­dził mnie przy­ja­ciel, Yūji, który jest wydawcą pisma lite­rac­kiego w Tokio. Zapro­si­łem go na wspólny spa­cer, po któ­rym wypi­li­śmy her­batę w salo­nie mojego domu, skąd mogli­śmy podzi­wiać góry.
– Zapach tatami3 w połą­cze­niu z aro­ma­tem zie­lo­nej her­baty przy­wo­łuje u mnie wspo­mnie­nia z dzie­ciń­stwa – powie­dział mój przy­ja­ciel.
– Dla mnie to zapach codzien­no­ści – odpar­łem.
Na kilka minut zapa­dła cisza, w trak­cie któ­rej roz­ko­szo­wa­li­śmy się her­batą z Ure­shino. Nagle Yūji powie­dział z oży­wie­niem:
– Powi­nie­neś wró­cić do Tokio, Nobuo. Tacy ludzie jak ty odno­szą w mie­ście suk­ces.
– Suk­ces… czemu miałby słu­żyć?
– Był­byś sławny w krę­gach lite­rac­kich i codzien­nie zapra­szano by cię na jakieś wyda­rze­nie. Poznał­byś prze­piękne kobiety, wpły­wo­wych ludzi z branży i zaro­bił­byś dużo pie­nię­dzy. Miał­byś dzie­sięć razy wię­cej moż­li­wo­ści zawo­do­wych niż tutaj, zaszyty pośród gór.
– Taaak… ale stre­su­jące życie w mie­ście dawa­łoby mi dzie­sięć razy mniej inspi­ra­cji. I był­bym dzie­sięć razy mniej szczę­śliwy.
– Och, pro­szę, Nobuo – żach­nął się mój przy­ja­ciel. – Nie bądź takim pesy­mi­stą.
– Ale po co miał­bym prze­pro­wa­dzać się do mia­sta? Żeby kupić sobie wię­cej rze­czy, któ­rych nie potrze­buję?
– Jesteś tak bar­dzo zen… Ni­gdy się nie zmie­nisz.
– Po co gro­ma­dzić wię­cej rze­czy, niż to potrzebne? Chcę żyć w zgo­dzie z moją naturą i podą­żać za wabi sabi.
– Wabi sabi to poję­cie czy­sto este­tyczne – odparł Yūji – możesz je wyko­rzy­stać w two­jej twór­czo­ści, ale poza tym na nie­wiele się przyda.
– Dla mnie wabi sabi wycho­dzi daleko poza sztukę – zaopo­no­wa­łem. – To filo­zo­fia i styl życia. Powie­dział­bym nawet, że to spo­sób rozu­mie­nia świata.
– W porządku, ale… nie boisz się, że nie masz racji i w przy­szło­ści poża­łu­jesz, że nie robi­łeś nic poza pisa­niem, gra­niem na pia­ni­nie i spa­ce­ro­wa­niem po górach?
Sły­sząc to pyta­nie, nie mogłem powstrzy­mać śmie­chu i rzu­ci­łem:
– Prze­cież dokład­nie o to cho­dzi, w życiu według zasad wabi sabi nie ist­nieje coś takiego jak pomyłka. Życie jest nie­do­sko­nałe z defi­ni­cji, dla­tego jeśli popeł­nię jakiś błąd, to nic się nie sta­nie!

Kiedy mój przy­ja­ciel już wyszedł, a ja podzi­wia­łem zachód słońca, trzy­ma­jąc na kola­nach kota, pomy­śla­łem, że dla mnie wabi sabi oddzia­łuje na trzy ogromne obszary.
Zanim je wyszcze­gól­nię, chciał­bym zazna­czyć, że wabi sabi towa­rzy­szy mi od prze­bu­dze­nia aż do momentu, w któ­rym idę spać. Znaj­duję je w sztuce, którą two­rzę i którą podzi­wiam, towa­rzy­szy mi w domu, ogro­dzie, a także w rela­cjach z rodziną i przy­ja­ciółmi. Nawet z moim kotem, Tamą.
Wabi sabi to moja recepta na prze­ży­wa­nie samego sie­bie i poro­zu­mie­wa­nie się ze świa­tem w ele­gancki, har­mo­nijny oraz łagodny spo­sób.

 
Wesprzyj nas