Bestseller „New York Timesa”. Drugi tom mistrzowskiej biografii ludzkości. ŚWIAT pulsuje setkami ludzkich historii. Żeby zrozumieć ludzkość, trzeba poznać jej bohaterów i bohaterki.
Kontynuacja najnowszej książki wielokrotnie nagradzanego historyka Simona Sebaga Montefiorego to szalona podróż przez XIX i XX wiek, opisująca upadające dynastie i krwawe intrygi, walkę o władzę i pieniądze, tragiczne romanse oraz czułą miłość rodzica do dziecka.
900 tysięcy lat temu pięcioosobowa rodzina spaceruje plażą na wybrzeżu wschodniej Anglii. Ślady, które pozostawi, staną się inspiracją do napisania najbardziej epickiej historii świata – prawdziwie globalnej, obejmującej wszystkie epoki i kontynenty, jak również najintymniejszej, bo skupiającej się na podstawowej komórce każdego społeczeństwa: rodzinie.
„Świat. Historia rodzinna” – kolejna znakomita książka wielokrotnie nagradzanego historyka Simona Sebaga Montefiore – to szalona podróż przez tysiąclecia, opisująca wielkie dynastie i krwawe intrygi, walkę o władzę i sukcesję, tragiczne romanse oraz czułą miłość rodzica do dziecka.
Od pojawienia się Homo erectus w Afryce Wschodniej po Stany Zjednoczone Trumpów i Chiny Xi Jinpinga.
Świat. Historia rodzinna. Tom 2
Przekład: Maciej Antosiewicz
Wydawnictwo Znak
Premiera: 19 czerwca 2024
NOTA WYDAWCY
Trzymają Państwo w rękach drugi tom książki Świat. Historia rodzinna Simona Sebaga Montefiorego. Jest to kontynuacja podróży przez epoki i kontynenty, której celem jest stworzenie jednej, mistrzowskiej biografii ludzkości.
Nowe wydania książek Jerozolima. Biografia oraz Stalin. Dwór czerwonego cara opublikowane nakładem Społecznego Instytutu Wydawniczego Znak w 2023 roku złożyły się na publikację wyjątkowej autorskiej serii dzieł tego brytyjskiego historyka na polskim rynku.
Zarówno oprawa graficzna serii w postaci specjalnie zaprojektowanych wkładek zdjęciowych, obwolut oraz oklein okładek, jak i dobrane parametry techniczne pozwoliły na przekazanie Państwu książek najlepszej jakości. Z tego powodu postanowiliśmy podzielić oryginalne jednotomowe wydanie Świata na dwie części. Przed Państwem ta poświęcona dziejom najnowszym, które rozpoczynają się pod koniec XIX wieku.
W imieniu całego zespołu i Tłumaczy życzymy Państwu miłej lektury!
AKT TRZYNASTY
990 MILIONÓW
ARKWRIGHTOWIE I KRUPPOWIE, HABSBURGOWIE, BURBONOWIE I SANSONOWIE
ŻELAZNY TYTAN, KSIĄŻĘ KANAŁÓW, DANDYS BEAU, STARA DREWNIANA NOGA I MOLL HACKABOUT
W 1786 roku Jerzy III nadał szlachectwo porywczemu, zrzędliwemu przedsiębiorcy z Lancashire, który zaczynał jako fryzjer i wymyślił wodoodporne peruki – pięćdziesięcioczteroletniemu Richardowi Arkwrightowi. Piętnaście lat wcześniej Arkwright, krzepki syn krawca, wybudował małą przędzalnię bawełny, gdzie zastosował nowy wynalazek, mechaniczną przędzarkę. Później założył w Cromford zakład włókienniczy, do napędu maszyn przędzalniczych wykorzystywał koło wodne i w ten sposób stworzył nowy typ miejsca pracy: fabrykę, ściągnął więcej robotników, w tym siedmioletnie dzieci, i wprowadził trzynastogodzinne zmiany, rozpoczynające się na dźwięk dzwonka, co wymuszało punktualność: spóźnialscy nie otrzymywali zapłaty.
„Pucołowaty, brzuchaty” Arkwright zgromadził pół miliona funtów, dzięki czemu mógł kupić zamek na wsi, i agresywnie zakładał coraz więcej fabryk, które zrewolucjonizowały brytyjski przemysł tekstylny. Przez długi czas produkcja odbywała się w małych wiejskich warsztatach, gdzie mogły pracować kobiety, które przy tym opiekowały się nadal rosnącą liczbą dzieci – przyszłą siłą roboczą. Przetwarzanie wełny – w Anglii, Flandrii, Florencji – przyczyniło się do powstania europejskiej warstwy kupieckiej, nadal jednak dominowały tekstylia indyjskie. Przez tysiąclecia podstawowe potrzeby życiowe niewiele się zmieniały; przez stulecia praca wyglądała zasadniczo tak samo. Ale doniosłe zmiany wymagają dynamicznego splotu czynników: rewolucje i wojny łączyły się z nowymi technologiami i ideologiami. Zastosowanie technologii przez Arkwrighta było posunięciem równie radykalnym jak utworzenie systemu fabrycznego, który zmienił sposób ludzkiej pracy. Od tej pory wszystko miało się zmieniać – i to szybko.
Maszyn parowych użyto po raz pierwszy do osuszania kopalń węgla z napływającej wody; teraz zastosowano je w przędzalniach bawełny, co pozwoliło zwiększyć produkcję dwustukrotnie. Tak jak komputery w latach 90. XX stulecia, generowały one zmiany w samym sposobie myślenia tamtego pokolenia. Maszyna parowa, podobnie jak wytwarzane przez nią tekstylia, stała się jądrem technologii tak uniwersalnej, że uzyskała niewidzialną wszechobecność. Takie technologie, napisał Mark Weiser, „wplatają się w tkankę codziennego życia, aż staną się nieodłączne”. Ale wynalazki nie mogłyby działać bez łatwo dostępnego paliwa kopalnego. Zasadniczego znaczenia nabrały bogate zasoby węgla Wielkiej Brytanii. Teraz węgiel należało przetransportować do fabryk.
Przedsiębiorca, który stworzył środki transportu węgla, tak bardzo różnił się od byłego wytwórcy peruk, jak tylko można sobie wyobrazić: Francis Egerton, książę Bridgewater, należał do tych szczęśliwych właścicieli ziemskich, którzy odkryli węgiel w swoich majątkach. Musiał jednak dostarczyć węgiel do fabryk. W 1776 roku, w wieku czterdziestu lat, ukończył swój pierwszy kanał, rozpoczęty w 1771 roku, łączący Worsley z Manchesterem, a jednocześnie budował kolejny, pomiędzy Liverpoolem a Manchesterem. Był poważnym i nieszczęśliwym, dosyć pulchnym chłopcem, który odziedziczył swoje tytuły w wieku dwunastu lat. Zaręczył się z towarzyską znakomitością, Elizabeth, księżną Hamilton, jedną z irlandzkich sióstr Gunning1, It-girls tamtych czasów, słynących z amatorskich występów na scenie. Ale zaręczyny zostały unieważnione, ona poślubiła innego magnata, a Bridgewater zamknął swoją londyńską rezydencję, nigdy się nie ożenił i zaczął kolekcjonować dzieła sztuki i projektować kanały, które przyniosły mu 2 miliony funtów – stał się najbogatszym brytyjskim arystokratą.
W 1781 roku energię uzyskiwaną z węgla zastosował zapalony inżynier, John Wilkinson, syn znanego wynalazcy, nazywany Żelaznym Tytanem, wykorzystując silniki parowe do uruchamiania wielkich pieców do wytopu stali, z której produkował armaty, i finansując żelazny most Coalbrookdale – pierwszy na świecie – odlany przez Abrahama Darby’ego III, potomka innej rodziny hutniczej. W tym czasie Wilkinson produkował jedną ósmą całego brytyjskiego żelaza, a jego „żelazne szaleństwo” znalazło kulminację w tym, że odlał dla siebie żelazną trumnę i żelazny obelisk na swój grób.
Zasady nowych technologii były znane od stuleci. Technologia pary nie była niczym nowym; mechaniczna przędzarka Arkwrighta stanowiła po prostu udoskonalenie prac długiej linii wynalazców, od Jamesa Watta i Matthew Boultona do Thomasa Newcomena w 1712 roku, czerpiącego inspirację od Francuza Denisa Papina, który ogłosił swoje pomysły w 1687 roku. Grecy mieli pompę parową w I stuleciu, Chińczycy z okresu dynastii Han znali żelazo dymarkowe. Ich rozwój zawdzięczał mniej „geniuszowi” wynalazców niż stuleciom gromadzenia wiedzy, drobnym modyfikacjom, przypadkowym odkryciom i przyspieszonej wymianie myśli, która pozwalała wykształconym umysłom i połączonym sieciom eksperymentować, wprowadzać innowacje i stosować nowe technologie – a później współzawodniczyć. Wielu tych brytyjskich wynalazców było członkami Towarzystwa Księżycowego, którzy spotykali się w prowincjonalnym Birmingham, aby rozprawiać o „pierwszych oznakach odkryć, najnowszych spostrzeżeniach i wzajemnym zderzaniu się idei”. To właśnie owo „zderzanie się idei” – korespondowali oni z Benjaminem Franklinem w Ameryce i filozofami w Paryżu – stało się motorem innowacji i powodem, dla którego tak często tych samych wynalazków dokonywano jednocześnie w różnych miejscach.
Ale wiedza nigdy się nie rozwijała bez zapotrzebowania rynku, który za nią płacił, systemu politycznego dostatecznie płynnego, aby ją wspierać, i społeczeństwa dostatecznie prężnego, aby ją nagradzać: wszystkie te trzy czynniki połączyły się w jednej osobie – synu króla Jerzego, księciu Walii, najstarszemu ze skandalicznego królewskiego miotu zdeprawowanych, amoralnych hultajów.
W 1783 roku dwudziestojednoletni książę otrzymał własną rezydencję w Carlton House. Chciwy, rozpustny, cierpiący na urojenia, bezwstydny i przybierający na wadze, choć wyrafinowany i uzdolniony artystycznie, był naznaczony pokoleniową niechęcią i lekceważeniem, wbudowanymi w rodzinę hanowerską. Król, powiedział, „nienawidzi mnie; zawsze nienawidził, od siódmego roku życia”. Sprzymierzony z opozycją przeciwko królowi i Pittowi, miał wiele pięknych kochanek. Kiedy musiał wyrzec się jednej z nich, miotał się spazmatycznie na dywanie, krzycząc: „Jak ja ją kocham! Oszaleję! Głowa mi pęknie!”. Wreszcie ożenił się z nieładną księżniczką brunszwicką Karoliną, częściowo po to, aby uzyskać dostęp do parlamentarnych pieniędzy i spłacić swoje gigantyczne długi w wysokości 630 tysięcy funtów. Kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, mruknął: „Niedobrze mi; proszę, dajcie mi kieliszek brandy”, ale po pijanemu zdołał skonsumować swoje małżeństwo tydzień po nocy poślubnej i spłodzić dziedziczkę, księżniczkę Charlottę.
Nikt jednak tak nie promował i nie uosabiał nowego konsumpcyjnego społeczeństwa jak „Prinny” i jego znacznie młodszy przyjaciel George „Beau” Brummell, przystojny, zarozumiały wnuk służącego, syn sekretarza premiera lorda Northa. Jako wychowanek Eton College, a później oficer gwardii, Brummell urzekł księcia Walii swoim poczuciem stylu, zastępując obszerne płaszcze, bryczesy do kolan i jedwabne pończochy białym fularem, wyprasowanymi koszulami, szytymi na miarę surdutami i spodniami, dogadzając sobie wymyślną toaletą, myjąc się mydłem i szczotkując zęby – wszystko to kosztowało fortunę. „No cóż, przy znośnych oszczędnościach da się to zrobić za 800 funtów” – powiedział Brummell w czasie, kiedy dżentelmen mógł dobrze żyć za 200 funtów rocznie – a robotnik za 12 funtów.
Prinny i Brummel byli dyktatorami trendów modnej elity, znanej jako le ton, która spędzała czas, składając sobie nawzajem wizyty, kłócąc się, flirtując z cudzymi żonami, cudzołożąc z kurtyzanami, grając w faraona, zamawiając dzieła sztuki, planując nowe domy i ogrody, jeżdżąc do Włoch na Grand Tour (aby wrócić jako „Macaronis”) i przechadzając się po Londynie, który teraz, dzięki nowym sposobom produkcji, stał się stolicą świata.
Elitarne kluby – zarówno wyłącznie męskie, jak i wyłącznie kobiece – istniały po to, aby wykluczać, ale kusiły aspirującą do wyższej pozycji klasę średnią. Decydujące o trendach kobiety, z księżniczkami i hrabinami na czele, pyszniły się strojami i romansami i wpływały na politykę za pośrednictwem swoich salonów: pięć patronek kobiecego klubu Almack folgowało zachciankom i brało sobie kochanków. Ich kreacje były opisywane w gazetach i pismach ilustrowanych, a następnie naśladowane przez klasę średnią, która kupowała draperie, kapelusze, rękawiczki, suknie w nowych sklepach, sprzedających wyroby produkowane w fabrykach Manchesteru, często przez kobiety i dzieci zarabiające połowę tego co mężczyźni. Klasa średnia mogła sobie teraz pozwolić na służące, zwykle biedne kobiety ze wsi. Ten kontrast umacniał kult kobiet z klasy średniej, które nie tylko nie pracowały, utrzymywane przez swoich przedsiębiorczych mężów, lecz uosabiały kruchą, wyidealizowaną cnotę.
W Londynie tacy ludzie mogli sobie pozwolić na jadanie w restauracjach; w spożywaniu publicznie posiłków nie chodziło tylko o zaspokojenie głodu, lecz i o rozrywkę, ostentację i towarzyską gratyfikację. Przyjemności publiczne były równie smakowite jak te prywatne. W Vauxhall Garden, na południowym brzegu Tamizy, pewien przedsiębiorca założył park rozrywki, gdzie każdego wieczoru dwa tysiące, a czasem nawet dwanaście tysięcy klientów, wysoko i nisko urodzonych, zbierało się, aby jeść, spacerować, flirtować i spotykać partnerów seksualnych. Miasta miały swoją ciemną stronę. Slumsy – znane jako podejrzane dzielnice – były brudnymi, cuchnącymi dżinem kloakami. Kwitła prostytucja – w Londynie było podobno 80 tysięcy pracujących dorywczo prostytutek, takich jak znana z rysunków Williama Hogartha prowincjonalna dziewczyna Moll Hackabout, nie wspominając już o słynnych kurtyzanach.
Nikt nie rozumiał tego nowego rynku tak dobrze jak jednonogi wytwórca ceramiki ze Staffordshire Josiah Wedgwood, urodzony w nonkonformistycznej rodzinie garncarzy, który zachęcał tych pierwszych opiniotwórców – nazywał ich „prawodawcami smaku” – aby kupowali jego ceramikę.
W młodości chorował na ospę, co pozwoliło mu rozwinąć nowe techniki garncarskie, ale spowodowało niedowład jednej nogi, uniemożliwiając pracę na kole garncarskim (od tamtej pory chodził o kuli), i przekształciło go w projektanta. Dwadzieścia pięć lat później musiał się poddać amputacji nogi bez znieczulenia, a jego robotnicy zaczęli go nazywać Starą Drewnianą Nogą.
Wedgwood rozumiał, że to przede wszystkim kobiety kupują artykuły luksusowe: „Moda nieskończenie góruje nad użytecznością – stwierdził. – Należy tylko wybrać odpowiednich patronów”. W 1765 roku, kiedy małżonka Jerzego III królowa Charlotta zamówiła u niego serwis, nazwał się „Garncarzem Jej Królewskiej Mości” i reklamował swój wyrób jako „zastawę królowej”, produkując tańsze wersje dla klasy średniej i wprowadzając katalogi, gwarancję zwrotu pieniędzy i oferty specjalne – innymi słowy, był pionierem marketingu. W 1767 roku wybudował nowoczesną wytwórnię ceramiki, Etrurię w Stoke, obok trasy planowanego kanału Trent i Mersey, w który zainwestował i którym transportował później swoje wyroby2. Kiedy jego ceramika podbiła świat – nawet Katarzyna Wielka zamawiała u niego serwisy – Wedgwood otworzył w Mayfair salon wystawowy, gdzie wystawiał „różne serwisy stołowe i deserowe […] na dwóch rodzajach stołów […], aby wytwarzać to, co jest potrzebne damom, w najschludniejszy, najładniejszy i najlepszy sposób”. Był to początek nowego komercjalizmu, który dwa stulecia później miał się rozwinąć w ogromne domy towarowe oraz dzisiejsze sklepy internetowe i influencerów.
Niewielu arystokratów było tak przedsiębiorczych jak Bridgewater. Utytułowani magnaci mogli zdominować wyłaniający się nowy świat, ale tego nie zrobili. Choć mieli kolosalne dochody, trwonili swoje bogactwa na wiejskie rezydencje, nałogowy hazard i kosztowne kurtyzany, podczas gdy przedsiębiorcy z klasy średniej inwestowali w nowe technologie. Wiele tekstyliów dla sklepikarzy z klasy średniej wytwarzał Robert Peel, pracowity, surowy syn drobnych właścicieli ziemskich z Lancashire, którzy od pokoleń „produkowali” płótno dla drobnych wiejskich tkaczy. Dwudziestokilkuletni Peel wykorzystał pompy Arkwrighta, aby założyć przędzalnię, a później, w wieku trzydziestu lat, zbudował pierwszy kompleks fabryczny w Radcliffe, gdzie zakwaterował swoich robotników w barakach i wykorzystywał dzieci do pracy po dziesięć godzin dziennie.
Ten intensywny system komercyjny oferował rodzinom niewyobrażalne możliwości i kary. Zamożni stali się bardziej powściągliwi pod wpływem mieszczańskiego konwenansu i potrzeby zarabiania pieniędzy: mężczyźni musieli pracować przez długie godziny w biurze i słuchać nowego pana nazywanego „szefem” – boss, od holenderskiego baas; cnotliwe kobiety z klasy średniej wykonywały niepłatną pracę w domu; a poddani reżimowi biedni, w tym kobiety i dzieci, trudzili się w fabrykach, często nadzorowani przez brutalnych przełożonych.
Peel, siódmy najbogatszy człowiek w Wielkiej Brytanii, a niebawem baronet i poseł do parlamentu, był dostatecznie przyzwoity, aby rozumieć, że pracownicy fabryk są traktowani okrutnie, i wprowadził pierwsze przepisy poprawiające warunki pracy. Zdecydowany zrobić ze swojego najstarszego syna Roberta dżentelmena, nie przygotowywał go do handlu, lecz aby wstąpił do brytyjskiej elity rządzącej, każąc mu powtarzać kazania po nabożeństwie i posyłając go do szkoły w Harrow. Chłopiec miał być pierwszym przedstawicielem nowej klasy średniej, który rządził Brytanią.
Północno-zachodnie Niemcy nie pozostawały daleko w tyle za Wielką Brytanią. To właśnie wtedy kobieta zapoczątkowała dynastię, która miała napędzać rozwój niemieckiego przemysłu. W 1782 roku pięćdziesięcioletnia Helene Amalie Krupp, której mąż zmarł trzydzieści lat wcześniej, kupiła zbankrutowaną kuźnię, położoną na północ od Essen, w Zagłębiu Ruhry, i zainwestowała w kopalnie węgla, aby uruchomić swój wielki piec, a syna zatrudniła jako księgowego. Kruppowie byli starą kupiecką rodziną z Zagłębia Ruhry – jeden z nich, Anton, produkował armaty podczas wojny trzydziestoletniej – i służyli czasami jako burmistrzowie Essen. Ale, tak jak Merseyside w Brytanii, Zagłębie Ruhry miało niezbędne zaplecze w postaci nauki, innowacji i handlu w połączeniu z węglem, wodą i siecią komunikacyjną. Już niebawem wielki piec wdowy Krupp wytwarzał naczynia kuchenne i kule armatnie, które sprzedawała niemieckim księstwom łącznie z Prusami. Po przedwczesnej śmierci syna wytrwale szkoliła swojego wnuka Friedricha Kruppa. Kiedy wdowa Krupp zmarła w wieku siedemdziesięciu ośmiu lat, pozostawiła mu fortunę, którą zdołał roztrwonić. Wydawało się, że Kruppowie ponieśli porażkę, lecz niebawem mieli się podźwignąć.
Ta przemysłowa „rewolucja” potrzebowała ponad stulecia, żeby zmodernizować życie ludzkie w rozpoznawalny dla nas sposób. „Anglik z 1750 roku – napisał David Landes – był w sprawach materialnych bliższy legionistom Cezara niż własnym prawnukom”. Było to stulecie, które zmieniło życie ludzkie bardziej niż wszystkie poprzednie i w którym ludzie, od dawna najpotężniejsze zwierzęta na ziemi, uzyskali taką dominację, że zaczęli zmieniać samą ziemię, a nawet jej klimat – epoka antropocenu.
W 1700 roku obcy przybysz mógłby być pewien, że Chiny i Indie nadal będą dominowały nad światem. Ale przybysz bardzo by się mylił. Nie wystarczyło, aby Europa odniosła sukces; giganty wschodu musiały upaść. Mogołowie już chylili się ku upadkowi, a chociaż nikt jeszcze o tym nie wiedział, Chiny miały niebawem pójść w ich ślady.
Było coś, co kwalifikowało Europę do tego, co nastąpiło później. Żaden hegemon nie podporządkował sobie Europy, konglomeratu pięciuset królestw, miast-państw i republik uwikłanych w zaciekłą rywalizację, która stymulowała niezależność i pomysłowość, podsycane przez konkurencyjne ośrodki władzy politycznej i potęgi gospodarczej, kult aspiracji, kulturę oświecenia i dwupokoleniowe rodziny, które, tak jak Wedgwoodowie i Kruppowie, wiązały się przez małżeństwa, dzieląc się wartościami i przekazując majątek. Idea protestanckiego etosu pracy została wyolbrzymiona – katolicka Francja też była wyrafinowana – ale te północne kraje rozwinęły ducha przedsiębiorczej motywacji, tworząc szczególną europejską psychologię, która faworyzowała indywidualizm, samodoskonalenie i wspólnotę zaufania. „Tam, gdzie obyczaje są łagodne, rozwija się handel – zauważył w 1749 roku philosophe baron de Montesquieu – a tam, gdzie rozwija się handel, obyczaje są łagodne”. Nie tylko obyczaje, lecz także standardy. „Tam, gdzie upowszechnia się handel – napisał w 1766 roku szkocki philosophe Adam Smith – zawsze towarzyszą mu uczciwość i sumienność – podstawowe cnoty narodu handlowego”.
To kapitalizm finansowy w najszerszym sensie tego pojęcia sponsorował rewolucję. Międzynarodowy duch Brytanii, Holandii, Francji i nowej republiki Stanów Zjednoczonych stymulował wytwórczość i handel. Życie gospodarcze świata było przesiąknięte niewolnictwem z powodu cukru, tytoniu i bawełny. Zyski z niewolnictwa były wbudowane w potęgę tych państw, gotowych inwestować w nowe dziedziny wytwórczości; niewolnictwo dotykało wszystkiego. Istniało jednak bogactwo, które nie było związane z niewolnictwem, od węgla i kanałów Bridgewatera po żelazo Wilkinsona i porcelanę Wedgwooda – i byli też niemieccy Kruppowie i inni przedsiębiorcy z niemieckich królestw, które nie posiadały imperiów i niewolników. Niewolnictwo było znaczącym źródłem kapitału, ale z pewnością nie jedynym.
Nagły wzrost brytyjskiej populacji – spowodowany wzrostem produkcji żywności, która podwoiła się pomiędzy 1600 a 1800 rokiem – zapewnił rynek robotników i konsumentów. Ludzie napływali do miast: pomiędzy 1790 a 1850 rokiem liczba mieszkańców miast wzrosła ponad dwukrotnie z 9,7 procent do 22,6 procent. W 1800 roku było milion londyńczyków. W ciągu trzydziestu lat liczba ta się podwoiła, a do 1870 roku podwoiła się znowu. O przyroście decydowało lepsze wyżywienie i warunki, ale z pewnością nie postępy medycyny. Głośny przypadek miał zademonstrować, iż lekarze pozostali jatrogenicznym zagrożeniem – nawet dla najbardziej uprzywilejowanych.
16 października 1788 roku pięćdziesięcioletni król Jerzy III oszalał – przynajmniej częściowo zatruty przez własnych lekarzy.
„O Boże, chciałbym umrzeć – zawołał Jerzy – ponieważ wariuję!” Cierpiąc na bóle żołądka i gorączkę, zaczął nieustannie paplać, a jego stan stale się pogarszał, aż w końcu król popadł w obłęd i psychozę. Czasem bywał gwałtowny, często uciekał przed swoimi dworzanami i musiano go gonić. Przerażeni lekarze przepisywali mu masę śmiertelnych leków i szkodliwych kuracji, w tym skaryfikację (nacinanie skóry), przypalanie (tworzenie pęcherzy na skórze), stawianie baniek, otwieranie żył (puszczanie krwi), pijawki i duże dawki laudanum, lewatywy i winian antymonylu potasu, środek przeczyszczający, który doprawiano arszenikiem.
Szaleństwo króla zostało później zdiagnozowane jako dziedziczna porfiria, ale współcześni lekarze uważają, że cierpiał na chorobę dwubiegunową, prawdopodobnie wywołaną albo zaostrzoną chemicznym zatruciem3. W 1788 roku lekarze nie rozumieli charakteru choroby umysłowej i nie znali właściwości własnych leków. Wreszcie zjawił się w Windsorze „doktor od głowy” Francis Willis, sześćdziesięcioletni wikary i lekarz, który leczył „pomyleńców” nie tylko tradycyjnym przymusem, lecz również „zdrowiem i radością” ćwiczeń na świeżym powietrzu. Ale chociaż ograniczył trującą miksturę, połączył swoją zwykłą łagodność ze stosowaniem knebli i kaftanów bezpieczeństwa, co tylko potęgowało stres u pacjenta.
Pitt był zmuszony wydać ustawę o regencji, która pozwalała księciu Walii zostać księciem regentem. Prinny napawał się myślą o objęciu władzy – zdymisjonowaniu Pitta i promowaniu swoich wigowskich sojuszników – i większych wydatkach. Ale Jerzy wyzdrowiał, co pozwoliło Pittowi uniknąć dymisji. Jego autorytet jako premiera jeszcze się zwiększył, po części dzięki szaleństwu króla, po części z powodu Ameryki, gdzie nową republiką, pogrążoną w chaosie i zadłużoną, rządziła zbieranina komitetów i zgromadzeń stanowych. Kiedy Washington próbował ratować swoje podupadające majątki i chwytać zbiegłych niewolników, Rochambeau i Fersen wrócili triumfalnie do Paryża, gdzie Antonina gorąco przyjęła Szweda: zaczęła się najbardziej intensywna faza ich związku. W ślad za nimi podążył niebawem nowy amerykański ambasador – Jefferson.
Była to ucieczka od tragedii. Radość z amerykańskiej niepodległości miała dla Jeffersona gorzko-słodki smak. Tuż po Yorktown, w maju 1782 roku, jego żona Martha urodziła córkę (która zmarła młodo na koklusz), ale po sześciu ciążach zapadła na zdrowiu. Pielęgnowała ją Betty Hemings i chora przebywała w otoczeniu dzieci Hemingsów, swojego zniewolonego przyrodniego rodzeństwa, swoich dwóch córek z mężami i zrozpaczonego Jeffersona. Ujmując rękę Marthy, Jefferson „przyrzekł jej uroczyście, że nigdy więcej się nie ożeni”. Kiedy umarła 6 września, wręczył jej jedenastoletniej przyrodniej siostrze Sally Hemings ręczny dzwonek Marthy, wątpliwą pamiątkę, która była zarówno oznaką zażyłości, jak i narzędziem do przywoływania służby. Po dziesięciu latach „niezmąconego szczęścia” Jefferson się załamał.
Relacje Ameryki z jej głównym sojusznikiem Francją miały ogromne znaczenie: Kongres Kontynentalny poprosił Jeffersona, aby został ambasadorem w Paryżu. Pojechał, zabierając ze sobą córkę Patsy i Jamesa Hemingsa, który miał się uczyć na francuskiego kucharza.
Jefferson rozkoszował się życiem w oświeconym Paryżu, gdzie w wynajętym Hôtel de Langeac przebywał w liberalnym towarzystwie, wdał się w namiętny romans z młodą mężatką Marią Cosway i flirtował z Angelicą Church (później szwagierką i bliską przyjaciółką innego amerykańskiego luminarza Alexandra Hamiltona), prowadząc życie, o jakim każdy oświecony Amerykanin mógłby tylko marzyć.
Trzy dni po brytyjskiej kapitulacji pod Yorktown Antonina urodziła delfina Ludwika Franciszka, a później jeszcze jednego syna. Szczęśliwe życie rodzinne zbliżyło do siebie króla i królową, dając Antoninie więcej wpływów. Delfin był chorowity, ale urodzenie syna umocniło jej władzę; amerykańskie zwycięstwo ożywiło również Ludwika. Prawdopodobnie właśnie wtedy, po urodzeniu syna, Antonina, być może za zgodą Ludwika, wzięła sobie Fersena jako kochanka.
Szwed był otoczony rojem kochanek, ale kochał Antoninę. „Nie chcę więzów małżeństwa, które są przeciwko naturze – napisał Fersen do swojej siostry. – Nie mogę poślubić jedynej osoby, którą chciałbym poślubić, jedynej, która naprawdę mnie kocha, więc mogę być niczyj”. Rachunek za usługę świadczy o tym, że Antonina zapłaciła ślusarzowi, aby skonstruował system krążków linowych, które pozwalały jej otwierać i zamykać drzwi sypialni w jej sekretnych wersalskich apartamentach. Fersen opisał w dzienniku ich „plan, aby zamieszkać na górze”. Ilekroć Ludwik zobaczył Fersena, wycofywał się „z ogromnym taktem […] nie musiała się zatem obawiać, że zostanie przyłapana”. W swoich listach do niej Fersen nazywał ją „Józefiną” – jej pełnym imieniem było Marie Antoinette Josèphe. Fersen był zawsze z nią. „Żegnaj – napisał do siostry. – Muszę iść do królowej”. Jest możliwe, że jej drugi syn, ulubiony, którego nazywała Chou d’Amour – Kochanym Pączuszkiem – był dzieckiem Fersena. „Moda na opiekowanie się własnymi dziećmi – napisał arystokratyczny biskup i przyszły premier Talleyrand, który jako kulawe dziecko został odrzucony przez rodziców i pominięty w dziedziczeniu – jeszcze nie nadeszła. Dzieje się coś wręcz przeciwnego”. Ale Antonina – być może pod wpływem Emila Rousseau – spędzała dużo czasu ze swoimi dziećmi, które przysparzały jej wielu zmartwień. Najstarsza córka przejawiała habsbursko-burbońską arogancję; słodki, delikatny delfin cierpiał na gruźlicę kręgosłupa; natomiast „Kochany Pączuszek jest czarujący i kocham go do szaleństwa…”.
Ale zwycięstwo nad Wielką Brytanią przyszło o trzy lata za późno, kosztowało 1,5 miliarda franków i zrujnowało królestwo, pozostawiając je obciążone długami, niedoborami żywności, które prowadziły do głodu, i rosnącym oburzeniem na izolowany dwór, gdzie bierny król był przytłoczony wybujałą frywolnością swojej austriackiej królowej, która właśnie zmusiła swojego męża, aby kupił jej kolejny pałac w Saint-Cloud.
Błahostki nie podkopują silnych państw, lecz skandal może zniszczyć słaby reżim równie szybko jak proch strzelniczy. Zaczęło się od paryskich jubilerów, którzy wykonali ogromny brylantowy naszyjnik, aby sprzedać go Ludwikowi XV dla jego metresy du Barry. Kiedy Ludwik umarł, chcieli sprzedać naszyjnik za wszelką cenę. W 1775 roku Antonina wydała pół miliona liwrów na brylanty, ale teraz dojrzała królowa nie okazała zainteresowania, kiedy mąż zaoferował jej naszyjnik, tylko powiedziała, że lepiej będzie przeznaczyć pieniądze na okręty wojenne.
Tymczasem jubilera omotała naciągaczka Jeanne de la Motte, kobieta zamężna i kochanka wielu arystokratów i hochsztaplerów, wśród których znalazł się też kardynał de Rohan, wielki jałmużnik na dworze królewskim, nielubiany przez Antoninę za donoszenie o jej szaleństwach matce. Motte zaoferowała naszyjnik Rohanowi, który miał nadzieję wkupić się dzięki niemu w łaski Antoniny. Motte posłużyła się sfałszowanymi listami, aby uwierzył, że Antonina jest zainteresowana, i wynajęła prostytutkę przebraną za królową, żeby go przekonać. Jubiler dał naszyjnik Rohanowi, który przekazał go Motte jako prezent dla królowej. Tymczasem Motte natychmiast sprzedała kamienie w Londynie, narażając kardynała na niebezpieczną kompromitację.
W maju 1786 roku Ludwik dowiedział się o kradzieży i rozkazał aresztować Rohana, Motte i szarlatana Cagliostra4. „Sire, zostałem oszukany” – powiedział Rohan królowi. Sprawą zajęła się dyskretnie komisja rady królewskiej. Ale „plebs uważa, że dostałam naszyjnik za darmo”, powiedziała Antonina, domagając się publicznego uniewinnienia w paryskim parlamencie. Motte została wychłostana nago i napiętnowana – chociaż ugryzła kata. W parlamencie zasiadali jednak wrogowie królowej, którzy 31 maja 1786 roku oczyścili Rohana z zarzutu znieważenia pary królewskiej. Dla monarchów, oczernionych, a następnie upokorzonych, była to podwójna porażka.
Młody porucznik artylerii, trzeci syn (z ośmiorga dzieci) wziętego korsykańskiego prawnika i jego żony, zubożałych szlachciców, których bezgraniczna miłość dała mu niezłomne poczucie pewności siebie, bacznie śledził skandal, postrzegając go później jako poważny krok w kierunku katastrofy. „Śmierć królowej należy datować od afery z brylantowym naszyjnikiem”, stwierdził Napoleon Bonaparte, który uważał, że „o wielkich wydarzeniach zawsze decydują rzeczy drobne”.
Po rocznym pobycie w Paryżu Jefferson wezwał swoją młodszą córkę, dziewięcioletnią Polly, której w transatlantyckiej podróży miała towarzyszyć jej czternastoletnia zniewolona kuzynka Sally Hemings. Dziewczęta jechały przez Londyn, gdzie kołtuński amerykański ambasador John Adams i jego żona Abigail byli wstrząśnięci, że piękna Sally dołącza do Jeffersona. „Stara niania, która powinna jej towarzyszyć – napisała Abigail do Jeffersona – była chora i nie mogła przyjechać; jest z nią dziewczyna około 15 lub 16 lat”. Adamsowie doradzali odesłanie Sally z powrotem do Wirginii. Jefferson nie posłuchał.
W Paryżu Sally dołączyła do domowników Jeffersona. Była „bardzo ładna” i „prawie zupełnie biała”, wspominał inny niewolnik, Isaac Jefferson, z „prostymi włosami opadającymi na plecy”. Co niezwykłe, Jefferson wypłacał pensje Jamesowi i Sally Hemingsom, co świadczy zarówno o innych realiach paryskiego życia, jak i o specjalnej pozycji Hemingsów, rodzeństwa jego ukochanej żony. Kiedy zakończył się jego romans z Marią, Jefferson zapłacił słynnemu lekarzowi królów Danielowi Suttonowi za kosztowne zaszczepienie nie tylko własnej rodziny, lecz także Hemingsów. Jefferson opłacił też lekcje francuskiego dla Sally i kupił jej ubrania.
Czterdziestoczteroletni Jefferson, który napisał, że wymieszanie ras prowadzi do „udoskonalenia na ciele i umyśle”, zaczął romans z Sally, zaledwie piętnastoletnią. „W tym czasie – jak to ujął ich syn Madison – moja matka została nałożnicą pana Jeffersona”.
Wiosną 1789 roku Jefferson, jego córki i z pewnością Hemingsowie wzięli udział w koncercie znakomitego skrzypka rasy mieszanej, jedenastoletniego George’a Bridgetowera, nazywanego Afrykańskim Księciem. W Paryżu, tak jak i w Londynie, mieszkało wielu Afrykanów i ludzi rasy mieszanej. Podobnie jak prawa brytyjskie, dwuznaczne wobec niewolnictwa, prawa francuskie też były pogmatwane co do tego, czy niewolnictwo może istnieć w samej Francji. Niewolnicy mogli zgłaszać się do sądu Admiralicji i ubiegać o wolność.
Urodzony w Polsce George był wybitnie uzdolnionym synem barbadoskiego służącego książąt Esterházy, patronów Haydna. Jefferson i jego domownicy śledzili również karierę najsłynniejszego człowieka rasy mieszanej w Paryżu, któremu nieobce były zarówno intrygi polityczne, jak i nowy francuski ruch abolicjonistyczny: Josepha Bologne, kawalera de Saint-Georges, znakomitego szermierza, skrzypka i kompozytora. Saint-Georges został zatrudniony przez potężną rodzinę książąt Orleanu, kuzynów króla, aby pokierował ich masońską orkiestrą Concert de la Loge Olympique, która grała w ich Palais Royal. Jego opera L’Amant anonyme odniosła sukces, a premiera nowej odbyła się tuż przed przyjazdem Sally. Saint-Georges zaprzyjaźnił się z młodym, liberalnym, bogatym Filipem, księciem Orleanu, pierwszym księciem krwi, który nie tylko spiskował przeciwko królowi, lecz był też orędownikiem radykalnej sprawy – zniesienia niewolnictwa.
Książę Orleanu, jego sekretarz Laclos, doradca philosophe Jacques-Pierre Brissot oraz muzykalny przyjaciel i homme de couleur Saint-Georges regularnie odwiedzali Londyn z powodów politycznych i dla przyjemności5. Książę Orleanu, zawsze żonglujący kilkoma kochankami, przyjaźnił się z Prinnym, księciem Walii, z którym dzielił się szkocką kurtyzaną Grace Elliott. Po urodzeniu królewskiego bękarta Grace towarzyszyła księciu w podróży powrotnej do Paryża. Laclos oparł libertynizm swojej powieści Niebezpieczne związki na skomplikowanym życiu miłosnym księcia Orleanu. Książę podziwiał brytyjską monarchię parlamentarną i miał nadzieję, że jako regent, jeśli nie król, wprowadzi podobny system we Francji. Ale wszyscy oni byli zajadłymi przeciwnikami niewolnictwa, sięgającego właśnie swojego diabolicznego zenitu, zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i Francji.
W 1778 roku Francja dostarczała na Karaiby 13 tysięcy Afrykanów rocznie; Wielka Brytania znacznie ją wyprzedzała, dostarczając 80 tysięcy. W obu krajach coraz większa część elity była oburzona niewolnictwem, chociaż lobby właścicieli niewolników, znane jako Interest, pozostawało niezwykle potężne. We Francji ruch abolicjonistyczny wspierał pierwszy książę krwi, w Londynie – sam premier.
12 maja 1787 roku w Holwood House, podmiejskim domu Pitta w Bromley, dwudziestosiedmioletni premier siedział pod drzewem, rozmawiając z dwoma posłami do parlamentu, swoim kuzynem Williamem Grenville’em i Williamem Wilberforce’em, niechlujnym synem kupca z Yorkshire. Wilberforce był przyjacielem Pitta w Cambridge i razem wyjechali na Grand Tour po Europie. O szczupłości oligarchii kupców i właścicieli ziemskich, która rządziła industrializującym się krajem, świadczy to, że zarówno Pitt, jak i Grenville byli synami premierów i obaj stali na czele rządu. „Pamiętam rozmowę z panem Pittem – wspominał Wilberforce – przy korzeniu starego drzewa”.
– Wilberforce – powiedział Pitt – dlaczego nie wypowiesz się na temat wniosku o handlu niewolnikami?
Do kampanii abolicyjnej zwerbował Wilberforce’a kolega z Cambridge, diakon Thomas Clarkson, który odwiedzał go co tydzień.
Kampania nabierała rozpędu od 1765 roku, kiedy niewolnik Jonathan Strong, sprowadzony do Londynu z Barbadosu i pobity przez swojego właściciela, prawnika Davida Lisle’a, został uratowany przez znanego lekarza Granville’a Sharpa, urzędnika państwowego i członka utalentowanej rodziny wybitnych lekarzy i amatorskich muzyków. Sharp zagroził, że oskarży właściciela niewolnika o napaść, jeśli będzie próbował upomnieć się o Stronga. Sharp uzyskał wolność dla Stronga, chociaż Barbadosyjczyk zmarł w wieku dwudziestu pięciu lat, prawdopodobnie na skutek doznanych obrażeń. Sharp rozpoczął kampanię przeciwko „niesprawiedliwości i niebezpiecznej tendencji tolerowania niewolnictwa”. Ale lord najwyższy sędzia William Murray, hrabia Mansfield, starał się unikać wszelkich zmian, które kwestionowałyby prawo własności, dopóki w 1772 roku nie wydał wreszcie orzeczenia, że Interest nie może dłużej narzucać niewolnictwa w Wielkiej Brytanii6.
Później, w 1781 roku, nastroje przeciw niewolnictwu spotęgował wstrząsający przypadek. Liverpoolski statek niewolniczy „Zong”, należący do Williama Gregsona, burmistrza Liverpoolu i niewolniczego potentata, wypłynął z zamku Cape Coast, placówki RAC (Ghana), ze stłoczonymi w ładowni 442 niewolnikami, co było liczbą dwukrotnie wyższą od tej, dla której został zaprojektowany. Sześćdziesięciu dwóch Afrykanów zmarło na morzu. Kiedy wyczerpały się zapasy żywności i wody i wybuchła epidemia, kapitan, świadom, że za niewolników, którzy umierają na brzegu, nie można domagać się odszkodowania, zamordował 142 mężczyzn i kobiet, wrzucając ich do morza. Kolejnych dziesięciu odebrało sobie życie. Morderstwa pozwoliły Gregsonowi utrzymywać, że „niewolnicy przepadli tak, jak przepada ładunek towarów”, i domagać się odszkodowania w wysokości 30 funtów za każdego utopionego niewolnika. Prawdopodobnie takie morderstwa i wypłaty odszkodowań były na porządku dziennym, ale tym razem sprawą zainteresował się wyzwolony niewolnik Olaudah Equiano, działacz na rzecz abolicji, którego autobiografia zatytułowana Interesting Narrative opisywała jego uprowadzenie z Beninu i niewolę w Ameryce, na Karaibach, w Europie i Azji, u trzech właścicieli, dopóki w latach 80. XVIII wieku nie pojawił się jako wolny człowiek w Londynie.
Poczynając od 1783 roku, Equiano i Sharp nagłaśniali ten incydent. Pierwszy proces zakończył się orzeczeniem na korzyść właścicieli niewolników, ale kiedy ubezpieczyciele to zakwestionowali, Mansfield wydał dwuznaczny wyrok, uznając prawa własności, ale stwierdzając, że w tym wypadku ze względów formalnych ubezpieczyciele nie ponoszą odpowiedzialności.
Dziesięć dni po swojej rozmowie z Pittem, 22 maja 1787 roku, Wilberforce dołączył do Clarksona, wraz z Sharpem i Equiano, na pierwszym posiedzeniu Towarzystwa na rzecz Zniesienia Handlu Niewolnikami, założonego przez projektanta Josiaha Wedgwooda razem z innymi radykalnymi przedsiębiorcami, często dysydentami7. Wilberforce poprowadził kampanię w parlamencie, przedkładając pierwszą ustawę w 1791 roku. Jego strategia polegała na tym, aby najpierw znieść handel, unikając kwestii konfiskaty własności8. Abolicjonistom sprzeciwiał się zajadle Interest pod przywództwem George’a Hibberta, posła do parlamentu, jamajskiego handlarza niewolników i budowniczego Doków Zachodnioindyjskich w Londynie, lecz również botanika, antykwariusza i założyciela Królewskiego Narodowego Instytutu Łodzi Ratunkowych. Hibbert nazwał handel niewolnikami „nieodzownym”, tłumacząc, że „kolonie nie istniałyby bez handlu afrykańskiego. Manufaktury Manchesteru i Sheffield natychmiast popadłyby w ruinę, a ich robotnicy by głodowali”.
W Londynie, w listopadzie 1787 roku, philosophe Brissot został zaproszony na posiedzenie Towarzystwa Abolicjonistycznego Sharpa. Wspierała go wolnomyślicielska młoda dramatopisarka Olympe de Gouges, która należała też do koterii księcia Orleanu. De Gouges rozpoczęła już kampanię przeciwko niewolnictwu swoją sztuką L’Esclavage des noirs, a później wydała Réflexions sur les hommes nègres. Zachęcano Brissota, aby założył francuskie Société des Amis de Noirs, do którego wstąpili niebawem de Gouges i markiz de Lafayette9. Brissot podziwiał Jeffersona, którego dobrze znał, i zaprosił go, żeby wstąpił do Amis de Noirs. „Jestem bardzo czuły na punkcie honoru – odpowiedział 11 lutego 1788 roku zawsze giętki Jefferson. – Wiesz, że nikt nie pragnie bardziej żarliwie ode mnie zniesienia nie tylko handlu, ale stanu niewolnictwa: i z pewnością nikt nie będzie bardziej gotów do ponoszenia wszelkich ofiar dla tego celu”. Jednak odmówił, ponieważ „mógłbym przez to stać się mniej zdolny, aby służyć [sprawie] za wodą”. Książę Orleanu wysłał Saint-Georges’a do Londynu, aby porozmawiał z Prinnym i abolicjonistami10, ale niebawem pochłonęła go kwestia, jak wykorzystać pogłębiający się kryzys, przed którym stanęli Ludwik i Antonina. Za fasadą olśniewającego dworu Ludwik był bankrutem i zamierzał właśnie poczynić swój najbardziej ryzykowny krok.
Przypisy
1 Druga siostra, Maria, hrabina Coventry, zmarła w wieku dwudziestu siedmiu lat na skutek zatrucia kosmetykami, po przedawkowaniu blanszu weneckiego, który nadawał skórze modny alabastrowy odcień, ale zawierał ołów i rtęć. Kiedy na skórze Marii pojawiły się wypryski, przykrywała je większą warstwą blanszu, co wkrótce ją zabiło – śmierć od kosmetyków.
2 Najbliższym przyjacielem Wedgwooda był rozwiązły lekarz Erasmus Darwin – obaj należeli do Towarzystwa Księżycowego – który też zainwestował w kanał Trent i Mersey i poradził mu, aby zastosował w Etrurii silniki parowe. Darwin był błyskotliwym, tłustym, rozpustnym lekarzem, wynalazcą i naukowcem, założycielem Towarzystwa Księżycowego, który spłodził wiele dzieci, w tym ze swoimi służącymi. Jego syn Robert, wysoki i potężnie zbudowany – poślubił córkę Josiaha, Suzannah Wedgwood. Ich syn Karol Darwin, urodzony w 1809 roku, zaczął studiować medycynę, po czym, za pieniądze Wedgwooda, przerzucił się na taksydermię i nauki przyrodnicze.
3 W czasie, kiedy lekarze przepisali zarówno Pittowi, jak i jego ojcu porto, zamieniając obu w alkoholików, ogromne dawki winianu antymonylu potasu, które przyjmował Jerzy, zawierały co najmniej 5 procent arszeniku: kiedy niedawno zbadano włosy Jerzego, ilość arszeniku siedemnastokrotnie przekraczała stężenie, przy którym mówi się o zatruciu arszenikiem, dosyć, aby zaostrzyć bóle żołądka, delirium i psychozę.
4 Obsada tej obleśnej farsy byłaby niekompletna bez „hrabiego Cagliostra”, szarlatana, który utrzymując, że ma kilka tysięcy lat (urodził się rzekomo w starożytnym Egipcie) i znał Jezusa osobiście, rozkwitał w tej epoce autokreacji, mobilności społecznej i mistycznej łatwowierności. Urodzony w Palermo jako Józef Balsamo, ten szalbierz naciągnął bogatego złotnika, a później, przyjmując egzotyczny tytuł, podróżował po Europie ze smukłą nastoletnią żoną Serafiną, którą wypożyczał swoim patronom. Rohan był jednym z nich, ale nie można oszukać oszusta: kardynał pokazał mu kontrakt podrobiony przez Motte. „Fałszerstwo!” – orzekł Cagliostro.
5 Saint-Georges wzbudził sensację dwadzieścia lat wcześniej, wygrywając pojedynek ze szkolnym kolegą o poglądach rasistowskich. Uzyskał miejsce w królewskiej gwardii honorowej, ale zdobył sławę jako muzyk, kierując paryską orkiestrą Concert des Amateurs. Miał zostać dyrektorem muzycznym opery, lecz śpiewacy poskarżyli się królowej Antoninie, „zapewniając Jej Wysokość, że honor i delikatne sumienie nigdy nie pozwolą im podporządkować się zarządzeniom Mulata”. Antonina jednak faworyzowała Saint-Georges’a, wzywano go do Wersalu, gdzie „poproszono, aby zagrał z królową” – ona lubiła grać na fortepianie, on niewątpliwie grał na skrzypcach. Saint-Georges zaczął pisać operę z uzdolnionym literacko oficerem artylerii Pierre’em Choderlosem de Laclosem, ale ich Ernestyna, którą obejrzała królowa, nie odniosła sukcesu. Ten „Mulat”, napisał Amerykanin John Adams, kiedy odwiedził Paryż w 1779 roku, „jest najbardziej uzdolnionym człowiekiem w Europie w jeździectwie, strzelaniu, szermierce, tańcu i muzyce”.
6 Mansfield miał w tej dziedzinie więcej doświadczenia, niż dawał po sobie poznać, ponieważ adoptował Dido Belle, córkę swojego siostrzeńca marynarza i niewolnicy, i wychowywał ją razem z własnymi dziećmi (David Martin namalował ją razem z lady Elizabeth Murray), a w testamencie pozostawił jej dożywotnią rentę. Później poślubiła Francuza i miała dwóch synów – obaj pracowali dla EIC – umarła w 1805 roku.
7 Wedgwood zaprojektował antyniewolniczy medalion, który przedstawiał klęczącego czarnego mężczyznę, z rękami wzniesionymi ku niebu, podpisany: „Czy nie jestem człowiekiem i bratem?”.
8 Nawet jednak Wilberforce nie wierzył, że niewolnicy są gotowi do wyzwolenia, toteż w 1805 roku w parlamencie powiedział, że zanim „będą przygotowani do uzyskania wolności, szaleństwem byłoby próbować im ją przyznać”. Na jego obiadach dla Towarzystwa Afrykańskiego i Azjatyckiego czarni aktywiści jedli za parawanem. Przeciwnicy niewolnictwa w Ameryce i Wielkiej Brytanii zakładali w zachodniej Afryce nowe osady dla wyzwolonych czarnych niewolników. W 1787 roku Sharp i inni członkowie Komitetu na rzecz Czarnej Biedoty poparli plan osiedlenia kilkuset czarnych londyńczyków w Prowincji Wolności w Sierra Leone, niedaleko niewolniczych zamków na wybrzeżu. Mimo poparcia Pitta, wówczas kanclerza, większość osadników zmarła. W 1792 roku flotylla czarnych lojalistów z Nowej Szkocji, wśród których znalazł się Harry Washington, zbiegły niewolnik prezydenta Stanów Zjednoczonych, założyła Freetown.
9 Francja, podobnie jak Wielka Brytania, oscylowała pomiędzy ideałem, że w opartej na prawie ojczyźnie niewolnictwo nie powinno istnieć, a rzeczywistością zysków właścicieli niewolników. Kiedy w 1691 roku Ludwik XIV wyzwolił dwóch zbiegłych niewolników, w 1716 roku właściciele niewolników uzyskali edykt, który pozwalał sprowadzać niewolników do Francji; został on uchylony w 1738 roku i przyznawanie niewolnikom wolności stało się rutyną aż do 1777–1778 roku, kiedy prokurator Admiralicji Guillaume Poncet de La Grave ostrzegł przed zanieczyszczeniem rasy w związku z rosnącą liczbą wolnych kolorowych, przekonując Ludwika XVI, aby wprowadził Polices des Noirs, która uniemożliwiałaby im wjazd do Francji i zawieranie małżeństw z białymi. Niewolnicy nadal jednak mogli ubiegać się o wolność przed sądem Admiralicji.
10 W Londynie Saint-Georges znosił kaprysy księcia Walii, który upierał się, aby urządzić turniej szermierczy pomiędzy mieszanym rasowo kompozytorem a francuskim transwestytą kawalerem d’Éon.