Słynny znawca ewolucji, autor takich bestsellerów jak „Potęga mózgu” czy „Ilu przyjaciół potrzebuje człowiek?”, tym razem bada pochodzenie religii, jej funkcje w społeczeństwach oraz wpływ na nasze ciało i działanie mózgu.


Robin Dunbar w książce „Religijni” oferuje nam wnikliwą i zarazem fascynującą analizę typowo ludzkiej potrzeby wiary i związanych z nią praktyk i rytuałów.

Nie ma żadnej kultury, która nie posiadałaby jakiejś formy religii. Religie różnią się pod względem formy, stylu czy rozmiarów, od małych, liczących kilkaset osób kultów, skupionych wokół charyzmatycznego przywódcy, aż po światowe organizacje liczące dziesiątki, a nawet setki milionów wyznawców, mających swoich przedstawicieli w każdym kraju.

Również i w świeckich społeczeństwach istnieją ludzie, którzy uważają się za religijnych i praktykują przeróżne rytuały.

• Dlaczego?
• Skąd wzięła się w nas potrzeba religijności?
• Jak z praktyk szamańskich wyewoluowały współczesne religie?

Słynny znawca ewolucji, Robin Dunbar, bada pochodzenie religii, jej funkcje w społeczeństwach oraz wpływ na nasze ciało i działanie mózgu.

Każdy człowiek jest religijny, podkreśla Dunbar. Bez względu na to, w co i jak wierzy.

Robin Dunbar
Religijni
Jak ewolucja wierzeń wpływa na historię i kulturę człowieka?
Przekład: Kasper Kalinowski
Wydawnictwo Copernicus Center Press
Premiera: 26 kwietnia 2023
 
 

Spis tre­ści

 
Wstęp
1. Jak ba­dać re­li­gię?
2. Po­stawa mi­styczna
3. Dla­czego wiara może być dla cie­bie do­bra
4. Wspól­noty i zgro­ma­dze­nia
5. Mózg spo­łeczny, umysł re­li­gijny
6. Ry­tuał i syn­chro­ni­za­cja
7. Re­li­gia w pre­hi­sto­rii
8. Kry­zys w neo­li­cie
9. Kulty, sekty i cha­ry­zma­tycy
10. Schi­zmy i po­działy
 
Pro­po­zy­cje dal­szych lek­tur
Spis ilu­stra­cji
Przy­pisy

Wstęp

Od­kąd ist­nieje hi­sto­ria pi­sana, re­li­gia jest ce­chą cha­rak­te­ry­styczną ludz­kiego ży­cia. Nie znamy żad­nej kul­tury, w przy­padku któ­rej dys­po­no­wa­li­by­śmy et­no­gra­ficz­nymi czy ar­che­olo­gicz­nymi za­pi­sami świad­czą­cymi o tym, że ta nie po­sia­dała ja­kiejś formy re­li­gii. Na­wet w spo­łe­czeń­stwach świec­kich, które stały się bar­dziej po­wszechne w ciągu ostat­nich kilku wie­ków, ist­nieją lu­dzie uwa­ża­jący się za re­li­gij­nych i dą­żący do prak­ty­ko­wa­nia ry­tu­ałów wy­zna­wa­nej przez sie­bie re­li­gii. Re­li­gie róż­nią się pod wzglę­dem formy, stylu czy roz­mia­rów, od ma­łych, li­czą­cych kil­ka­set osób kul­tów, sku­pio­nych wo­kół cha­ry­zma­tycz­nego przy­wódcy, aż po ogól­no­świa­towe or­ga­ni­za­cje li­czące dzie­siątki, a na­wet setki mi­lio­nów wy­znaw­ców, ma­jące swoje przed­sta­wi­ciel­stwa w każ­dym kraju. Nie­które – jak bud­dyzm – ce­chuje po­stawa in­dy­wi­du­ali­styczna (zba­wie­nie znaj­duje się cał­ko­wi­cie w two­ich rę­kach), po­zo­stałe – jak star­sze re­li­gie abra­ha­mowe[1] – po­strze­gają zba­wie­nie jako bar­dziej zbio­rowe dzia­ła­nie do­ko­nu­jące się po­przez wy­ko­ny­wa­nie od­po­wied­nich ry­tu­ałów, a kilka (za­li­czany jest do nich ju­da­izm) nie po­siada for­mal­nej kon­cep­cji ży­cia po­za­gro­bo­wego. Nie­które – jak chrze­ści­jań­stwo i is­lam – wie­rzą w jed­nego, wszech­moc­nego Boga[2], po­zo­stałe – jak hin­du­izm czy shintō – dys­po­nują ist­nym pan­te­onem więk­szych i mniej­szych bo­gów. Kilka nie wie­rzy w żad­nego boga, jak to ma miej­sce, przy­naj­mniej for­mal­nie, w przy­padku bud­dy­zmu (nie­za­leż­nie od faktu, że więk­szość szkół bud­dyj­skich idzie na ustęp­stwa wo­bec sła­bo­ści zwy­kłych śmier­tel­ni­ków, po­zwa­la­jąc im wie­rzyć w pół­bo­skich bo­dhi­sat­twów[3]).
W cza­sie gdy wielu lu­dzi wie­rzy w pro­wa­dze­nie mo­ral­nego i peł­nego za­an­ga­żo­wa­nia ży­cia wspól­nie ze współ­o­by­wa­te­lami, po­zo­stali wie­rzą, że zba­wie­nie można osią­gnąć je­dy­nie przez po­rzu­ce­nie udo­god­nień co­dzien­nego ży­cia, włą­cza­jąc w to no­sze­nie ubrań – jak ma to miej­sce w przy­padku nie­któ­rych hin­du­skich i dżi­nij­skich asce­tów. W tra­dy­cji chrze­ści­jań­skiej sekta ada­mi­tów w póź­nym Egip­cie okresu rzym­skiego na­le­gała na cał­ko­witą na­gość w trak­cie na­bo­żeństw[4]. Po­zo­stali, jak ro­syj­ska sekta skop­ców[5] (do­słow­nie „ka­stra­tów”), po­su­nęła się jesz­cze da­lej, za­le­ca­jąc oka­le­cza­nie piersi i ge­ni­ta­liów u ko­biet oraz usu­wa­nie pe­nisa i ją­der u męż­czyzn (wszystko to za po­mocą roz­grza­nego że­laza), po to, aby przy­wró­cić ich ciała do pier­wot­nego stanu sprzed upadku Adama i Ewy w ogro­dzie Eden.
Róż­no­rod­ność jest osza­ła­mia­jąca i po­zor­nie nie­spójna, ogra­ni­czona je­dy­nie przez ludzką wy­obraź­nię. Ze­wnętrz­nemu ob­ser­wa­to­rowi może się wy­da­wać, że ist­nieje nie­wiele wspól­nych wąt­ków dla róż­nych re­li­gii.
Re­li­gia nie jest oczy­wi­ście zja­wi­skiem współ­cze­snym. Się­ga­jąc głę­biej w prze­szłość, na­tra­fimy na wy­raźne wska­zówki świad­czące o tym, że nasi przod­ko­wie wie­rzyli w ja­kąś formę ży­cia po­za­gro­bo­wego. Po­chówki, któ­rym to­wa­rzy­szyły przed­mioty wkła­dane do grobu, wy­raź­nie prze­zna­czone do użytku po śmierci, stają się co­raz bar­dziej po­wszechne od okresu około 40 000 lat temu. Zde­cy­do­wa­nie naj­bar­dziej spek­ta­ku­larne z nich po­zo­staje zna­le­zi­sko w Sun­gir w gór­nym biegu Wołgi, tuż na wschód od Mo­skwy. Da­tuje się je na około 34 000 lat temu. Garstka gro­bów jest sku­piona w po­bliżu nie­wiel­kiego fortu po­ło­żo­nego na brzegu rzeki. Dwa z nich skry­wają ciała dzieci w wieku około dzie­się­ciu i dwu­na­stu lat, po­cho­wane głowa w głowę w po­dwój­nym gro­bie. Jak w przy­padku wielu po­chów­ków z tego okresu, za­równo w Eu­ro­pie, jak i Afryce, są one nie­zwy­kle bo­gate i wy­szu­kane – co ma sens wy­łącz­nie wtedy, gdy ci, któ­rzy ich do­ko­ny­wali, wie­rzyli, że będą na­dal żyć w in­nym świe­cie.
Po­dob­nie jak w przy­padku licz­nych po­chów­ków z tam­tego okresu, ko­ści dzieci zo­stały in­ten­syw­nie za­bar­wione czer­woną ochrą, która zo­stała umiesz­czona na ich cia­łach. Ochrę pra­co­wi­cie zmie­lono z he­ma­ty­tów – jest to za­da­nie na tyle żmudne, że nikt nie za­wra­całby so­bie nim głowy, gdyby nie uwa­żał, że może ode­grać ja­kąś istotną rolę w tym, co dzieje się z cia­łem po śmierci. Po­nadto, każde z ciał zdo­biło około 5000 prze­ku­tych ko­ra­li­ków z ko­ści ma­muta, któ­rych ufor­mo­wa­nie i wy­ku­cie wy­maga wielu ty­sięcy go­dzin wy­kwa­li­fi­ko­wa­nej pracy, nie wspo­mi­na­jąc już o przy­szy­ciu ich do ubra­nia, w któ­rym dzieci zo­stały po­cho­wane. Czoło każ­dego z nich zdo­bił dia­dem zło­żony z około czter­dzie­stu zę­bów li­sów ark­tycz­nych, mo­gący sta­no­wić część opa­ski na głowę, jak rów­nież opa­ski na ra­mię wy­ko­na­nej z ko­ści sło­nio­wej i szpila, która praw­do­po­dob­nie słu­żyła do mo­co­wa­nia płasz­cza. Star­sze z nich (uwa­żane za chłopca) zdo­biło 250 prze­kłu­tych li­sich zę­bów two­rzą­cych pas wo­kół jego ta­lii. Obok nich znaj­do­wało się szes­na­ście rzeź­bio­nych włóczni z ko­ści sło­nio­wej, róż­nią­cych się dłu­go­ścią – od 45 cen­ty­me­trów do nie­mal 2,5 me­tra – ludzka kość udowa, któ­rej trzon zo­stał wy­pa­lony ochrą, kilka po­roży je­leni, na któ­rych koń­cach wy­wier­cono otwory, parę rzeź­bio­nych dys­ków z ko­ści sło­nio­wej, rzeź­biony wi­sio­rek z po­sta­cią zwie­rzę­cia i po­do­bi­zna ma­muta. W skró­cie: dzieci za­pewne były tak in­ten­syw­nie opła­ki­wane, że po­cho­wano je w wy­staw­nych ubra­niach i wraz z bo­ga­tym ze­sta­wem wy­ro­bów, któ­rych wy­ko­na­nie za­jęło ty­siące go­dzin. Taka hoj­ność wy­daje się ab­sur­dalna w przy­padku lu­dzi, któ­rzy po­sia­dali nie­wiele. Chyba że wie­rzyli, że przed­mioty będą wy­ko­rzy­stane przez zmar­łych w ży­ciu po­za­gro­bo­wym.
Cho­ciaż trudno so­bie wy­obra­zić, że taki po­chó­wek mógłby od­zwier­cie­dlać co­kol­wiek in­nego niż wiarę w ży­cie po­za­gro­bowe, do­wody mają oczy­wi­ście cha­rak­ter po­średni. Nie mó­wią nam rów­nież nic o prak­ty­kach re­li­gij­nych tej spo­łecz­no­ści. Czy ci lu­dzie wie­rzyli w bo­gów, czy na­wet we wszech­moc­nego boga rzą­dzą­cego za­równo świa­tem du­chów, jak i Zie­mią? Czy od­pra­wiali na­bo­żeń­stwa z ka­pła­nami, któ­rzy in­to­no­wali mo­dli­twy i mo­dlili się przed oł­ta­rzami? Mo­żemy tylko spe­ku­lo­wać, jak wy­glą­dały ich ry­tu­ały re­li­gijne, po­nie­waż za­cho­wa­nie czło­wieka nie prze­cho­wuje się w za­pi­sie ko­pal­nym.
Te sta­ro­żytne po­chówki ro­dzą istotne py­ta­nia o to, jak roz­po­znać re­li­gie, gdy na­tra­fiamy na ich ślady. Jed­nym z pro­ble­mów jest to, że na­sze spoj­rze­nie na re­li­gie znaj­duje się pod sil­nym wpły­wem kilku lub wię­cej re­li­gii dok­try­nal­nych lub opar­tych na ob­ja­wie­niu, ta­kich jak bud­dyzm, chrze­ści­jań­stwo, is­lam, hin­du­izm itd., które w ciągu ostat­nich kilku ty­sięcy lat zdo­mi­no­wały świat. Ce­chują je wy­ra­fi­no­wane dok­tryny z wie­rze­niami do­ty­czą­cymi ży­cia po­za­gro­bo­wego, skom­pli­ko­wane ry­tu­ały, obej­mu­jące mo­dli­twę, a cza­sami skła­da­nie ofiar oraz ce­re­mo­nie, któ­rych ramy wy­zna­czają bar­dzo spe­cy­ficzne tra­dy­cje kul­tu­rowe. Re­li­gie te na świa­tową scenę wkra­czają spóź­nione. Mimo że obec­nie do­mi­nują, li­czą naj­wy­żej kilka ty­sięcy lat. Ze wszyst­kich współ­cze­snych re­li­gii za­ra­tusz­tria­nizm (re­li­gia współ­cze­snych par­sów) jest uzna­wany za naj­star­szą. Zo­stał za­ło­żony przez per­skiego pro­roka Za­ra­tusz­trę (Zo­ro­astra) w pierw­szym (a praw­do­po­dob­nie dru­gim) ty­siąc­le­ciu przed na­szą erą. Jest rów­nież naj­bar­dziej wpły­wową re­li­gią, po­nie­waż w ten czy inny spo­sób wnio­sła ona wkład w wiele po­zo­sta­łych. Pro­blem z tymi re­li­giami po­lega na tym, że nie są one re­pre­zen­ta­tywne dla sze­ro­kiej gamy wie­rzeń, które nasz ga­tu­nek prak­ty­ko­wał, a w nie­któ­rych przy­pad­kach wciąż prak­ty­kuje.
De­fi­ni­cja re­li­gii na­leży praw­do­po­dob­nie do naj­za­cie­klej dys­ku­to­wa­nych te­ma­tów w re­li­gio­znaw­stwie. Rze­czy­wi­ście nie­któ­rzy uczeni po­su­nęli się na­wet do twier­dze­nia, że samo po­ję­cie re­li­gii jest wy­two­rem szcze­gól­nego ro­dzaju my­śle­nia, ce­chu­ją­cego Eu­ropę Za­chod­nią od cza­sów Oświe­ce­nia. Twier­dzą, że Oświe­ce­nie zo­stało zdo­mi­no­wane przez chrze­ści­jań­ski, du­ali­styczny po­gląd, od­dzie­la­jący ciało od du­szy i two­rzący wy­raźny roz­dział mię­dzy ziem­skim miej­scem by­to­wa­nia, w któ­rym prze­by­wamy, a sferą du­chową, w któ­rej prze­bywa Bóg[6]. W wielu ma­łych spo­łecz­no­ściach rdzen­nych (lub ple­mien­nych) du­chowy świat sta­nowi część na­szego, a nie od­rębne miej­sce: du­chy prze­ni­kają każdy aspekt śro­do­wi­ska. To one dzielą nasz świat i po­zo­stają rów­nie cie­le­sne jak my, nie­za­leż­nie od ich zdol­no­ści do prze­cho­dze­nia przez ściany czy wpły­wa­nia na to, co się z nami dzieje. Zgod­nie z taką ar­gu­men­ta­cją mo­żemy ba­dać wie­rze­nia czy prak­tyki ry­tu­alne da­nej kul­tury, jed­nak są one od nas na tyle od­le­głe, że nie mo­żemy stwier­dzić tego, jak re­li­gia jed­nej kul­tury od­nosi się do in­nej, po­nie­waż każda z kul­tur po­strzega świat od­mien­nie. Zo­sta­jemy zre­du­ko­wani do roli kul­tu­ro­wych tu­ry­stów, któ­rzy mogą ob­ser­wo­wać i ko­men­to­wać, a być może na­wet po­dzi­wiać, ale ni­gdy nie wyjdą poza two­rze­nie po­bież­nych za­pi­sków z po­dróży.
Wy­daje mi się, że to nie­po­trzeb­nie pe­sy­mi­styczny po­gląd, który uda­rem­nia wszelką moż­li­wość ba­da­nia zja­wi­ska, za­nim za­czniemy to ro­bić. To rów­nież po­gląd, który nie­ubła­ga­nie pro­wa­dzi do bez­pro­duk­tyw­nego so­lip­sy­zmu[7]. W prze­ci­wień­stwie do niego na­uka na­ka­zuje nam przyj­mo­wać świat bez po­da­wa­nia w wąt­pli­wość jego ist­nie­nia. Je­śli po­peł­nimy błędy w in­ter­pre­ta­cji, zo­staną one osta­tecz­nie sko­ry­go­wane po­przez gro­ma­dze­nie dal­szej wie­dzy – wie­dzy, którą można zdo­być je­dy­nie po­przez ob­ser­wa­cję i ze­sta­wia­nie na­szych teo­rii i prze­ko­nań z da­nymi em­pi­rycz­nymi. W skró­cie, jedną rze­czą jest twier­dze­nie, że liczni uczeni pod­cho­dzili do te­matu z per­spek­tywy bli­skich im re­li­gii abra­ha­mo­wych i dla­tego prze­oczyli wiele z bo­gac­twa ludz­kiego do­świad­cze­nia re­li­gij­nego, a zu­peł­nie inną twier­dze­nie, że nie­moż­liwe jest samo roz­po­czę­cie dys­ku­sji o na­tu­rze do­świad­cze­nia re­li­gij­nego.
W rze­czy­wi­sto­ści, po­dob­nie jak w przy­padku wielu zja­wisk ze świata rze­czy­wi­stego, gra­nice re­li­gii są po pro­stu dość płynne. Fi­lo­zo­fo­wie okre­ślają tego ro­dzaju nie­pre­cy­zyjne de­fi­ni­cje jako „osobno i wspól­nie praw­dziwe”. In­nymi słowy, nie­które ze skła­do­wych de­fi­ni­cji mają za­sto­so­wa­nie we wszyst­kich przy­pad­kach, ale nie­ko­niecz­nie są to te same czę­ści w każ­dym przy­padku. To do­bry mo­del, bo dzięki niemu nie wpa­damy w pu­łapkę dłu­gich, za­wi­łych ar­gu­men­tów na te­mat naj­drob­niej­szych szcze­gó­łów de­fi­ni­cji. Na­leży rów­nież pa­mię­tać, że pró­bu­jemy zro­zu­mieć zja­wi­sko z praw­dzi­wego świata, a nie de­fi­ni­cję (coś, co ist­nieje wy­łącz­nie w na­szych umy­słach). Przyj­mijmy więc ogólną, sze­roką per­spek­tywę na to, co sta­nowi re­li­gię, i zo­baczmy, jak da­leko nas to za­pro­wa­dzi.
Praw­do­po­dob­nie można po­wie­dzieć, że ist­nieją dwa ogólne po­glądy do­ty­czące tego, jak de­fi­nio­wać re­li­gię. Je­den, wy­wo­dzący się od Émile’a Dur­khe­ima, wiel­kiego dzie­więt­na­sto­wiecz­nego ojca za­ło­ży­ciela so­cjo­lo­gii, utrzy­muje, że re­li­gia to zu­ni­fi­ko­wany sys­tem prak­tyk ak­cep­to­wany przez wspól­notę mo­ralną – grupę lu­dzi, która po­dziela ze­staw prze­ko­nań na te­mat świata. Przyj­muje per­spek­tywę an­tro­po­lo­giczną i pod­kre­śla ważną prak­tyczną rolę, jaką od­gry­wają ry­tu­ały oraz po­zo­stałe prak­tyki w więk­szo­ści re­li­gii: re­li­gia jako coś, co lu­dzie ro­bią. Drugi po­gląd przyj­muje bar­dziej fi­lo­zo­ficzne lub psy­cho­lo­giczne po­dej­ście: re­li­gia sta­nowi kom­plek­sowy świa­to­po­gląd, ze­staw prze­ko­nań, który jest ak­cep­to­wany przez spo­łecz­ność jako praw­dziwy bez po­trzeby jego do­wo­dze­nia – re­li­gia jako coś, w co wie­rzy grupa lu­dzi.
Mimo że oba po­dej­ścia wy­dają się cał­ko­wi­cie prze­ciw­stawne, bar­dziej prag­ma­tyczne jest przy­ję­cie, że oba są słuszne, a wie­rze­nia i ry­tu­ały sta­no­wią od­rębne wy­miary re­li­gii. Sto­pień po­dzie­la­nia re­li­gii in­dy­wi­du­al­nej może być wy­soki na obu wy­mia­rach, wy­soki na jed­nym, ale ni­ski na dru­gim lub ni­ski w obu przy­pad­kach. Nie jest to kwe­stia tego, że jedna de­fi­ni­cja jest słuszna, a druga nie. Cho­dzi po pro­stu o to, że te dwie de­fi­ni­cje kon­cen­trują się na róż­nych aspek­tach wie­lo­wy­mia­ro­wego zja­wi­ska.
Pod pew­nymi wzglę­dami obie de­fi­ni­cje od­zwier­cie­dlają roz­róż­nie­nie do­ko­nane przez hi­sto­ry­ków re­li­gii po­mię­dzy tym, co daw­niej okre­ślano jako re­li­gie ani­mi­styczne (naj­wcze­śniej­sze, uni­wer­salne formy re­li­gii, któ­rych po­czątki nikną w mgle dzie­jów), oraz tym, co na­zywa się re­li­giami dok­try­nal­nymi lub świa­to­wymi, które po­ja­wiły się w ciągu ostat­nich kilku ty­sięcy lat. W kon­se­kwen­cji jest to roz­róż­nie­nie mię­dzy ry­tu­ałem a wiarą – po­mię­dzy dzia­ła­niem a my­ślą. Wil­liam Ja­mes, wielki dzie­więt­na­sto­wieczny ame­ry­kań­ski psy­cho­log, okre­ślił je jako re­li­gię oso­bi­stą i re­li­gię in­sty­tu­cjo­nalną. Tym, co łą­czy oba po­glądy, jest fakt, że więk­szość re­li­gii, je­śli nie wszyst­kie, po­siada ja­kąś kon­cep­cję nie­wi­dzial­nej siły ży­cio­wej, która wpływa na świat, w któ­rym ży­jemy, i robi to w spo­sób, który może wpły­nąć na na­sze ży­cie.
W świe­tle tego mi­ni­ma­li­styczna de­fi­ni­cja re­li­gii może ją opi­sy­wać jako wiarę w ja­kiś ro­dzaj trans­cen­dent­nego świata (który może, ale nie musi po­kry­wać się z ob­ser­wo­wal­nym świa­tem fi­zycz­nym) za­miesz­ki­wa­nym przez istoty lub siły du­chowe (które mogą, ale nie mu­szą in­te­re­so­wać się lo­sami i wpły­wać na świat fi­zyczny, w któ­rym ży­jemy). Ta de­fi­ni­cja jest wy­star­cza­jąco po­jemna, aby ob­jąć wszyst­kie re­li­gie świata, łącz­nie z ta­kimi jak bud­dyzm, któ­rego wy­znawcy for­mal­nie nie wie­rzą w bo­gów. Rów­nie do­brze pa­suje do pseu­do­re­li­gii, ta­kich jak ruch New Age, które wie­rzą w ja­kąś ta­jem­ni­czą siłę miesz­czącą się w nie­wi­docz­nym cen­trum wszech­świata i wpły­wa­jącą na na­sze ży­cie. Je­śli obej­muje to kilka trud­nych do skla­sy­fi­ko­wa­nia ru­chów, które mo­żemy póź­niej uznać za nie­re­li­gijne, nie ma to w tym mo­men­cie więk­szego zna­cze­nia. Do­wiemy się tego, gdy już upo­ramy się z istotą za­gad­nie­nia.
 
 
Jak­kol­wiek by nie było, re­li­gia po­zo­staje za­gadką. I to ro­dzi dwa pod­sta­wowe py­ta­nia, na któ­rych kon­cen­truje się ta książka.
W świe­tle tego mi­ni­ma­li­styczna de­fi­ni­cja re­li­gii może ją opi­sy­wać jako wiarę w ja­kiś ro­dzaj trans­cen­dent­nego świata albo jako po­czu­cie trans­cen­den­cji. Ży­jemy w co­raz bar­dziej zla­icy­zo­wa­nym świe­cie, a jed­nak wiara w re­li­gię się utrzy­muje. I to po­mimo wielu prób jej uni­ce­stwie­nia. Fran­cu­scy, po­zy­ty­wi­styczni fi­lo­zo­fo­wie XIX wieku (pod kie­run­kiem po­li­ma­tów, Pierre’a Si­mona La­place’a i fi­lo­zofa Au­gu­ste’a Comte’a) twier­dzili, że re­li­gia to w du­żej mie­rze prze­sąd i re­zul­tat braku edu­ka­cji. Opo­wia­dali się więc za po­wszechną edu­ka­cją, zwłasz­cza w za­kre­sie nauk ści­słych, w ocze­ki­wa­niu, że re­li­gia w końcu za­nik­nie. Bar­dziej ra­dy­kalne próby stłu­mie­nia re­li­gii i za­stą­pie­nia jej pań­stwo­wym ate­izmem pod­jęto w po­re­wo­lu­cyj­nej Ro­sji. Wła­sność ko­ścielna była kon­fi­sko­wana, wierni prze­śla­do­wani, a re­li­gia wy­śmie­wana. Póź­niej, w ko­mu­ni­stycz­nych Chi­nach, re­li­gia zo­stała zde­le­ga­li­zo­wana, a po­sia­da­nie re­li­gij­nych tek­stów było ka­rane, me­czety i hi­sto­ryczne bud­dyj­skie klasz­tory zo­stały zbu­rzone, mniej­szo­ści re­li­gijne były prze­śla­do­wane lub umiesz­czane w ośrod­kach „re­edu­ka­cji”, a du­chowni wię­zieni.
Jed­nak po­mimo tych za­cie­kłych ata­ków wiara i in­sty­tu­cje re­li­gijne prze­trwały, czę­sto w pod­zie­miu. Gdy tylko znie­siono ogra­ni­cze­nia, re­li­gia od­bi­jała się od dna. Dla­czego lu­dzi ce­chują ta­kie pre­dys­po­zy­cje do by­cia re­li­gij­nymi?
Druga za­gadka do­ty­cząca re­li­gii od­nosi się do faktu, że jest ich tak wiele, kiedy mo­gli­by­śmy ocze­ki­wać wy­ło­nie­nia się wy­łącz­nie jed­nej. Ta ten­den­cja do po­dzia­łów re­li­gii w cza­sie jest szcze­gól­nie wi­doczna w po­wsta­niu współ­cze­snych no­wych ru­chów re­li­gij­nych, ale wszyst­kie uznane re­li­gie świata sta­wały i na­dal stają w ob­li­czu tego sa­mego pro­cesu po­dzia­łów. Cza­sami za­po­cząt­ko­wane przez nie sekty roz­wi­jają wła­sny po­ten­cjał i stają się sza­no­wa­nymi re­li­giami rzą­dzą­cymi się wła­snymi pra­wami. Chrze­ści­jań­stwo i is­lam jako od­ro­dze­nie ju­da­izmu to dwa oczy­wi­ste przy­kłady, ale si­khizm (który roz­wi­nął się z pięt­na­sto­wiecz­nego zbioru re­li­gii w pół­noc­nych In­diach) i ba­ha­izm (który roz­wi­nął się z dzie­więt­na­sto­wiecz­nego is­lamu szy­ic­kiego) sta­no­wią dwa ko­lejne. Fak­tem, który zdu­miewa, po­zo­staje to, że nikt ni­gdy nie za­daje py­ta­nia, dla­czego re­li­gie tak ła­two ule­gają po­dzia­łom. Po pro­stu od­no­to­wuje się, że tak jest i przyj­muje to za pew­nik. Jed­nak je­śli praw­dziwa re­li­gia zo­stała nam ob­ja­wiona, jak utrzy­muje wiele ze świa­to­wych re­li­gii, dla­czego lu­dzie wciąż nie zga­dzają się od­no­śnie do tego, co zo­stało ob­ja­wione – i to nie zga­dzają się w stop­niu tak fun­da­men­tal­nym, że nie­po­ro­zu­mie­nia w końcu dają po­czą­tek od­ręb­nym re­li­giom?
To dwa główne py­ta­nia, na które po­sta­ram się od­po­wie­dzieć w tej książce. Choć może się wy­da­wać, że są to cał­ko­wi­cie od­mienne py­ta­nia – jedno do­ty­czy prze­ko­nań, a dru­gie hi­sto­rii – będę utrzy­my­wał, że po do­kład­niej­szej ana­li­zie oka­zują się one ze sobą ści­śle po­wią­zane. Oba od­no­szą się do roli, czy też funk­cji, jaką re­li­gia peł­niła w spo­łe­czeń­stwach pre­hi­sto­rycz­nych i na wiele spo­so­bów wciąż pełni we współ­cze­snych. Po­zwól­cie więc, że po­krótce przed­sta­wię to, jak będę pod­cho­dził do tych dwóch wiel­kich py­tań. Dla uła­twie­nia źró­dła po­szcze­gól­nych ba­dań lub twier­dzeń po­daję w bi­blio­gra­fii wraz z su­ge­stią dal­szej lek­tury. Po­nadto, poza po­zy­cjami, które od­no­szą się do kon­kret­nych za­gad­nień, su­ge­stie dal­szych lek­tur za­wie­rają pewne źró­dła o cha­rak­te­rze ogól­nym.
Pierw­szy roz­dział przed­sta­wia spoj­rze­nie na re­li­gię o bar­dziej hi­sto­rycz­nym cha­rak­te­rze, za­równo w od­nie­sie­niu do jej sze­roko poj­mo­wa­nego roz­woju hi­sto­rycz­nego, jak i po­dejść, które są sto­so­wane do ba­da­nia re­li­gii. Na­stępne dwa roz­działy opi­sują to, co uwa­żam za za­sad­ni­cze pod­stawy: dla­czego lu­dzie wy­dają się pre­dys­po­no­wani do wie­rzeń re­li­gij­nych i dla­czego, w ka­te­go­riach bar­dzo prak­tycz­nych, ta­kie wie­rze­nia mogą fak­tycz­nie być ko­rzystne. Przyj­muję nieco nie­orto­dok­syjne sta­no­wi­sko w obu kwe­stiach. Po pierw­sze przed­sta­wię ar­gu­menty za tym, co okre­ślam „po­stawą mi­styczną” – tym aspek­tem ludz­kiej psy­cho­lo­gii, który pre­dys­po­nuje nas do wiary w świat trans­cen­dentny. Moje twier­dze­nie za­kłada, że w tym tkwi źró­dło re­li­gii, jaką znamy. Po dru­gie, w prze­ci­wień­stwie do więk­szo­ści ewo­lu­cyj­nie zo­rien­to­wa­nych ba­da­czy, będę utrzy­my­wał, że wiara re­li­gijna wiąże się z ko­rzyst­nymi kon­se­kwen­cjami dla jed­nostki. Twier­dzę jed­nak, że cho­ciaż re­li­gia może i za­pew­nia bez­po­śred­nie ko­rzy­ści zdro­wotne jed­no­stce, to na­prawdę istotna ko­rzyść mie­ści się na po­zio­mie spo­łecz­nym w sen­sie zdol­no­ści do spa­ja­nia spo­łecz­no­ści w spo­sób, który spra­wia, że funk­cjo­nuje ona bar­dziej efek­tyw­nie z ko­rzy­ścią dla jej po­szcze­gól­nych człon­ków.
Za­pro­wa­dzi nas to do bar­dziej szcze­gó­ło­wej ana­lizy w roz­dziale czwar­tym, do­ty­czą­cej na­tury ludz­kich spo­łecz­no­ści i tego, że w rze­czy­wi­sto­ści ce­chuje je bar­dzo nie­wielka skala. Ist­nieje na­tu­ralny li­mit roz­mia­rów grup spo­łecz­nych, które mo­żemy utrzy­mać, i te ogra­ni­cze­nia wiążą się z wiel­ko­ścią kon­gre­ga­cji i wspól­not re­li­gij­nych. Roz­dział piąty do­star­cza psy­cho­lo­gicz­nego wy­ja­śnie­nie tego faktu i przed­sta­wia neu­ro­bio­lo­giczne me­cha­ni­zmy le­żące u pod­staw two­rze­nia więzi spo­łecz­nych. Roz­dział szó­sty ana­li­zuje, jak te neu­rop­sy­cho­lo­giczne me­cha­ni­zmy leżą u pod­staw roli, jaką ry­tu­ały re­li­gijne od­gry­wają w pro­ce­sach two­rze­nia więzi spo­łecz­nych.
W ten spo­sób utwo­rzono ramy umoż­li­wia­jące zro­zu­mie­nie pre­dys­po­zy­cji do re­li­gii oraz jej funk­cje. Roz­dział siódmy spro­wa­dza nas z po­wro­tem do bar­dziej hi­sto­rycz­nego py­ta­nia o to, kiedy pre­dys­po­zy­cja re­li­gijna roz­wi­nęła się w toku na­szej hi­sto­rii ewo­lu­cyj­nej. Bio­rąc pod uwagę to, co od­kry­li­śmy na te­mat neu­rop­sy­cho­lo­gii po­stawy mi­stycz­nej, su­ge­ruję, że mo­żemy obec­nie być o wiele bar­dziej pre­cy­zyjni, niż było to wcze­śniej moż­liwe. Pod­czas gdy za­sad­ni­czo re­li­gie sza­ma­ni­styczne ist­niały przez wiele se­tek ty­sięcy lat, roz­dział ósmy do­wo­dzi, że re­wo­lu­cja neo­li­tyczna, jaka miała miej­sce około 10 000 lat temu, przy­czy­niła się do se­rii wstrzą­sów de­mo­gra­ficz­nych, które do­pro­wa­dziły do roz­woju re­li­gii dok­try­nal­nych. Będę utrzy­my­wał, że te formy re­li­gii były nie­zbędne do tego, aby lu­dzie mo­gli żyć wspól­nie w du­żych, skon­cen­tro­wa­nych na ja­kimś ob­sza­rze spo­łecz­no­ściach. Roz­dział dzie­wiąty ana­li­zuje bar­dziej ogólne zja­wi­sko kul­tów oraz rolę, jaką cha­ry­zma­tyczni przy­wódcy ode­grali w hi­sto­rii re­li­gii i two­rze­niu sekt. Wresz­cie w roz­dziale dzie­sią­tym po­wraca py­ta­nie, dla­czego ist­nieje tak wiele re­li­gii. Od­po­wiedź, jak będę utrzy­my­wał, leży w tym, czego do­wie­dzie­li­śmy się ze wcze­śniej­szych roz­dzia­łów na te­mat roli re­li­gii w two­rze­niu więzi spo­łecz­nych i na­tury cha­ry­zma­tycz­nych przy­wód­ców.
Po­dej­ście, które tu przyj­muję, bę­dzie się dia­me­tral­nie róż­nić od tra­dy­cyj­nego po­dej­ścia do te­matu re­li­gii na wiele istot­nych spo­so­bów. Tra­dy­cyjne po­dej­ścia za­zwy­czaj przyj­mo­wały per­spek­tywę teo­lo­giczną (w co wie­rzą wy­znawcy da­nej re­li­gii?) lub hi­sto­ryczną (jak po­wstała dana re­li­gia i ja­kie wcze­sne re­li­gie wpły­nęły na jej po­glądy?). Jed­nak w ostat­nim cza­sie wzro­sło za­in­te­re­so­wa­nie ko­gni­ty­wi­styką i neu­rop­sy­cho­lo­gią za­cho­wań re­li­gij­nych. Od czasu do czasu będę się za­głę­biać w te re­jony, ale nie będą one głów­nym przed­mio­tem mo­jego za­in­te­re­so­wa­nia. Je­stem świa­domy, że igno­ruję przez to całe dzie­dziny, które mogą być uznane za klu­czowe w przy­padku każ­dej dys­ku­sji o re­li­gii.
Moją główną in­ten­cją jest zba­da­nie kwe­stii w du­żej mie­rze po­mi­nię­tych w ba­da­niach nad re­li­gią. Chcę wska­zać, że nie­które z tych wy­mia­rów mogą sta­no­wić pod­stawę dla skon­stru­owa­nia nad­rzęd­nej teo­rii do­ty­czą­cej tego, dla­czego i w jaki spo­sób lu­dzie są re­li­gijni, aby po­móc w ujed­no­li­ce­niu nie­zli­czo­nych wąt­ków obec­nych w dzie­dzi­nie ba­dań nad re­li­gią.

 
Wesprzyj nas