Rozpoczęła się kolejna wielka wędrówka gatunków. Strefy klimatyczne zaczęły się przesuwać z równika w kierunku obu biegunów. Zwierzęta i rośliny wyruszają więc w drogę w poszukiwaniu lepszych warunków do życia. Nadchodzi całkiem nowy świat. A co będzie z nami?
Benjamin von Brackel nie bez przyczyny zaczyna swoją opowieść od trzepotu skrzydeł niewielkiego górskiego motyla. Ten dźwięk odbija się zwielokrotnionym echem i wraca w postaci wielkich pytań o przyszłość naszego świata.
My, ludzie, mamy większe możliwości adaptacji niż pozostałe gatunki. Możemy wycofać się do klimatyzowanych domów, uprawiać rośliny odporne na wysokie temperatury i opracowywać zaawansowane systemy nawadniania szklarni.
Potrafimy przemieszczać się na duże odległości w krótkim czasie. Wiemy też dokładnie, dokąd się udać, aby znaleźć chłodniejsze obszary na wyższych szerokościach geograficznych, gdzie będziemy mogli rozpocząć nowe życie.
Jaka jednak będzie przyszłość całego naszego świata?
Benjamin von Brackel jest znanym dziennikarzem ekologicznym. Jego artykuły o zmianach klimatu pojawiły się w Süddeutsche Zeitung, Die Zeit i Natur. Jest współzałożycielem Klimareporter°, czasopisma internetowego, nagrodzonego Environmental Media Award, zajmującego się kryzysem klimatycznym. W 2016 roku otrzymał prestiżową nagrodę dziennikarską „Umweltmedienpreis”. Mieszka w Berlinie.
Świat, który nadchodzi
Jak wielka wędrówka przyrody wpływa na nasze życie
Przekład: Katarzyna Łakomik
Wydawnictwo Copernicus Center Press
Premiera: 28 lutego 2024
Spis treści
Przedmowa. Wyprawa bardzo sentymentalna
Prolog. Wymarsz
Nietypowe zachowanie
Sygnał
Afront
I. ARKTYKA – MYŚLIWI BEZ ŁUPÓW
1. Myśliwi
2. Ścigani
3. Zmiana reżimu w oceanie
4. Gdzie się podziały wieloryby?
II. ROTACJE WŚRÓD MIESZKAŃCÓW STREFY UMIARKOWANEJ
5. Exodus najchętniej jadanych ryb
6. Ucieczka przed upałem
7. Las wyrusza w drogę
8. Owady w natarciu
9. Paradoks trzmiela
10. Zagrożone dobro kultury: Japonia i jej wodorosty
III. TROPIKI: EXODUS
11. Mroczna tajemnica
12. Exodus koralowców
13. Nagłe zmiany reżimu
14. Lasy wyżynne pną się ku szczytom
15. Ruchome schody do zagłady
16. Z lasów deszczowych na sawannę
IV. ROZWIĄZANIA
17. Nowy początek
Epilog. Koniec złudzeń
W poniższym tekście zdecydowaliśmy się użyć gramatycznego rodzaju męskiego. Niemniej jednak, o ile wyraźnie nie zaznaczono inaczej, wszystkie grupy osób i nazwy obejmują kobiety, mężczyzn, osoby niebinarne i płynne.
Jeśli niniejsza publikacja zawiera linki do stron internetowych osób trzecich, nie ponosimy żadnej odpowiedzialności za ich treść, ponieważ nie przyjmujemy ich jako własnych, a jedynie odnosimy się do ich treści w momencie pierwszej publikacji.
PRZEDMOWA
Wyprawa bardzo sentymentalna
O klimacie niemal codziennie informują nas media, powstają na jego temat solidne rozprawy naukowe, jak i popularne książki. Znaczenie dynamiki klimatu, a zwłaszcza problemy jego ochrony zyskują na popularności. Klimat trafił do polityki, kultury, codziennych rozmów przy kawie. Zachodzę czasami w głowę, jak to się stało – tak dynamicznie, niczym huragan, z kompletną zmianą optyki dotyczącej naszej sprawczości w kwestii zatrzymania ocieplenia. I to wszystko zaledwie w ciągu ostatniego ćwierćwiecza. Naprawdę radykalna zmiana. Naukowcy, którzy zaczęli badać zmiany klimatu, powinni czuć się dumni. Miałem wielkie szczęście zajmować się tymi zagadnieniami, a nawet pracować jako ekspert Intergovernmental Panel on Climate Change, i to w czasie, gdy IPPC został wyróżniony Pokojową Nagrodą Nobla (2007). Ponoć sztuką albo wielkim szczęściem jest zacząć zajmować się jakimś zagadnieniem, nim stanie się ono modne. Pionier, prekursor, odkrywca – czyż to nie brzmi dumnie? W teorii zdecydowanie tak, lecz w praktyce to trudna sprawa, bo nowe tematy w nauce bywają niebezpieczne jak gorący kartofel. Trudności uwidaczniają się szczególnie wtedy, gdy wyniki analiz przychodzi zakomunikować innym. Naukowcy są jak listonosze z wieściami, które choć później stają się oczywistością, początkowo wcale nie mają lekkiego życia. W fazie inicjalnej nie chce wierzyć im nikt, wyzywa się ich od pesymistów i niepotrzebnie jątrzących. Później zaś, ze swoimi, poddanymi już próbie czasu, przemyśleniami, oskarżani bywają o prace na jałowym, a nawet wstecznym biegu. Za dużo widzieli, obliczali, nabierali dystansu i ostrożności w formułowaniu sądów.
Takie myśli kołatały mi się po głowie wraz z przewracaniem kolejnych kartek rozważań Benjamina von Brackela. Nie odnosiły się wyłącznie do niego – autora książki, którą trzymają Państwo w rękach – ale też do moich koleżanek i kolegów, jak i wreszcie do mnie samego. Wpływem klimatu na organizmy żywe – ich liczebność, rozmieszczenie, zmiany w czasie i przestrzeni – zajmowałem się na dobre, nim stało się to modne. Pamiętam tamte lata. Szkoda, że nie prowadziłem zapisków. Nie tylko dotyczących ludzkiej psychiki, rozmów czy sporów, ale i przyrody obserwowanej z okna. Całościowo, kompleksowo, może nawet nieco sentymentalnie. Bardzo tego zazdroszczę von Brackelowi. Autor pokazuje jasno, że podróże kształcą, ale najbardziej – co za banał – wykształconych. Tych, którzy wiedzą, gdzie pojechać, na co patrzeć, jak interpretować obserwacje, kogo i o co pytać. Wyprawa von Brackela jest nostalgiczna, troszkę poszarpana, przypominająca klatki filmu wyświetlanego na popularnym w mojej młodości diaskopie Ania. Akcja może niezbyt wartka, ale jak się ma nieco wyobraźni, to łatwo posklejać kolejne obrazy. Miejsce za miejscem, przygoda za przygodą. Jeśli zaś komuś będzie mało albo będzie poszukiwał dodatkowych wyjaśnień, to voilà – wystarczy tylko zerknąć do sugerowanych prac naukowych i innych bardzo szczegółowych opracowań, pełnych liczb, statystyk i narracji pokazujących nie tylko argumenty wspierające autorów, ale i pewne trudności oraz niuanse metodologiczne, a nawet zupełnie inne możliwości interpretacyjne. Bo klimat ma tę cechę, że oddziałuje na wiele składowych bioróżnorodności, ale sam także podlega wpływom. Aktywności Słońca, wulkanów i Homo sapiens. W skali lokalnej i globalnej, w krótkich i znacznie dłuższych okresach, często w przeplatających się fazach, liczących od zaledwie kilku do ponad kilkuset lat. Jak nad tym wszystkim zapanować? Jak to intelektualnie ogarnąć i opisać? Nie wiem, ale von Brackel znalazł ciekawą formułę – opisywać z bliska, rozmawiać z ludźmi, nieco może upraszczać i okraszać dużą dawką indywidualnych przemyśleń. To na pewno niejedyna możliwość, a czy warta refleksji, to już pozostawiam Państwa ocenie, choć podpowiem: w moim przekonaniu – tak!
Wspomniałem już, że klimat stał się zagadnieniem niezwykle modnym, a jak modnym, to i niebezpiecznym. Zahacza bowiem już nie tylko o fizykę, ale i politykę. Atmosfera Ziemi ma z klimatem związek taki, jak atmosfera dyskusji – a czasami już wręcz pyskówek – akademickich. Klimat kształtuje model debaty publicznej, w której jednak czasami bardzo daleko do sporu na racjonalne argumenty. Niebezpiecznie często wygrywają emocje, panika, a nie chłodne wyrażanie opinii. Rozumiem stojące za tym przesłanki, aczkolwiek uważam, że w dłuższej perspektywie czasowej panika, jak i pesymizm wcale nie prowadzą do sensownych rozwiązań. Współczesna, dotąd niespotykana w tak krótkim czasie dynamika klimatu powoduje, że na świecie mamy wielu przegranych – ekosystemy, gatunki, populacje i osobniki. Wszystko przez to, że adaptacje są zbyt wolne w zderzeniu z tak szybko zmieniającym się środowiskiem. Przynajmniej tak te procesy widzimy. Von Brackel podaje przykłady z gór i nizin, północy i południa, wschodu i zachodu, zagląda w sielski wiejski krajobraz i w centra metropolii, na pustynie i w głębie oceanów. Wszędzie zmiany, zmiany, zmiany…
Zdecydowanie żyjemy w ciekawych czasach. Jednakże to nie pierwszy raz w historii ludzkości kombinacja czynników klimatycznych i środowisk może na zagładę skazać nawet całe cywilizacje. Może dotknąć, a w zasadzie przecież już dotyka, współczesną cywilizację techniczną. Cóż z tego, że dominację Homo sapiens nazwiemy antropocenem, z wielkim przekształceniem warstw geologicznych ukazujących nasze możliwości techniczne, skoro owa dominacja może stanowić przysłowiowy gwóźdź do trumny? Może, ale nie musi. Czas ucieka, ale jeszcze możemy zadziałać. W postawieniu diagnozy pomaga nam Benjamin von Brackel, posiłkujący się wynikami setek badań, zebranymi na kartach tej książki. Co z tym uczynimy, zależy wyłącznie od nas.
Patrzę na własne pokryte szronem skronie, ale także znacznie ode mnie starszych możnych tego świata, i do głowy przychodzi mi piękna łacińska sentencja: Adulescentia est tempus discendi, sed nulla aetas sera est ad discendum, oznaczająca mniej więcej tyle, że młodość jest czasem uczenia się, lecz w żadnym wieku nie jest na to za późno. Warto z tej wskazówki skorzystać, nawet jak już trochę się pochodziło po Ziemi, widziało to i owo, a nawet dostrzegło czasy wielkich dynamicznych przemian. To Ziemia – przepraszam za górnolotne słowa – jest naszym domem i wbrew różnym zaklęciom nie ma dla nas Planety B.
Prof. dr hab. Piotr Tryjanowski
Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu
Politechnika Monachijska
Poznań–Monachium, listopad 2023
PROLOG
Wymarsz
Południowa Kalifornia, koniec drugiego tysiąclecia
Początek nie mógł nastąpić w bardziej banalny sposób. W górach San Ysidro, nieopodal granicy z Meksykiem, przeplatka rozpościera swoje skrzydła, demonstrując wzór z czerwonych i czarnych kształtów. Zaraz potem wzbija się w powietrze i zostaje porwana przez podmuch wiatru, który niesie ją setki metrów ku szczytowi góry.
Po dotarciu do celu los motyla zdaje się przesądzony. Przez tysiące lat niezliczone osobniki z jego gatunku niesione wiatrem na najwyższe wysokości doświadczyły tego samego: wszystkie ginęły, nie pozostawiwszy po sobie potomków. Ewolucja zadbała o to, by przeplatka editha (Euphydryas editha) mogła przetrwać wyłącznie w wąskim zakresie temperatur. Jeśli przedstawiciele tego gatunku spróbują się oddalić zbyt daleko od klimatu, do którego przywykły, nie będą w stanie przeżyć.
Ale z naszą przeplatką – nawiasem mówiąc, samicą – dzieje się coś niezwykłego: pozostaje przy życiu. Korzystając z węchu i czułków, wyczuwa w obcym miejscu polne kwiaty i składa na spodniej stronie ich listków dziesiątki jaj, które nosiła ze sobą przez wiele tygodni. Następnie dochodzi do kolejnych etapów przemiany: z jajeczek wychodzą gąsienice, które znajdują tam dla siebie pożywienie, następnie się przepoczwarzają i zmieniają w kolejne motyle.
Tak powstaje nowa kolonia.
Dlaczego jednak wszyscy przodkowie przeplatki editha nie poradzili sobie z kolonizacją wyżej położonych terenów, podczas gdy naszemu okazowi się to udało? Przecież wcale nie był ani bardziej wyrafinowany, ani silniejszy, ani nie miał większych zdolności adaptacyjnych niż pozostali.
Jeśli sam się zasadniczo nie zmienił, aby przetrwać w nowym środowisku, to znaczy, że musiało dojść do fundamentalnej zmiany środowiska.
I tak też właśnie było.