To nowe wydanie pięknej opowieści o kocie imieniem Zorbas, który obiecał umierającej mewie, że zaopiekuje się jej pisklęciem. A ponieważ „słowo honoru dane przez jednego kota portowego jest wiążące dla wszystkich kotów portowych”, Zorbas będzie mógł liczyć na pomoc swoich przyjaciół.
Luis Sepúlveda, chilijski autor tak cudownych książek jak „Historia psa zwanego Lojal” czy „Historia białego wieloryba”, powraca do nas z piękną opowieścią o kocie imieniem Zorbas, który obiecał umierającej mewie, że zaopiekuje się jej pisklęciem.
Dzieci z pewnością zachwyci obfitująca w zabawne przygody fabuła opowiadania „Historia o mewie i kocie, który uczył ją latać”, dorosłych zaś ujmie poetycki klimat książki i jej ekologiczne przesłanie.
„Słowo honoru dane przez jednego kota portowego jest wiążące dla wszystkich kotów portowych”, dlatego Zorbas będzie mógł liczyć na pomoc przyjaciół, może nie najmądrzejszych, lecz pełnych dobrych chęci. Kocia gromadka, chroniąc pisklę przed ludzkim wzrokiem, zdecyduje się nawet na zawarcie paktu z odwiecznymi wrogami – szczurami.
Czy jednak równie dobrze sobie poradzi, gdy nadejdzie czas nauki latania?
Luis Sepúlveda znany chilijski pisarz, urodził się w Ovalle w roku 1949. W młodości, zafascynowany lekturą Moby Dicka i legendami o bohaterskich marynarzach, bardzo pragnął zostać podróżnikiem. Marzenie to udało mu się zrealizować – opłynął niemal całą kulę ziemską. Jako zapalony ekolog uczestniczył w wielu wyprawach na pokładzie statku Greenpeace. Podobnie jak jego ziomek i idol literacki, Francisco Coloane, zamiłowanie do podróży zawsze łączył z pasją pisarską. Opublikował dotąd kilkanaście książek, za które otrzymał wiele prestiżowych nagród. Międzynarodowe uznanie przyniosła mu wydana w 1990 roku powieść O starym człowieku, co czyta romanse (wyd. pol. 1997). Jego literacką renomę ugruntowały kolejne książki, m.in. Podróż do świata na końcu świata (Noir sur Blanc 2003), Przegapienia (Noir sur Blanc 2005), Express Patagonia (Noir sur Blanc 2003). Odkąd w 1993 roku Sepúlveda związał się z Tusquets Editores z siedzibą w Barcelonie, stał się jednym z najczęściej tłumaczonych pisarzy hiszpańskojęzycznych na świecie. Chętnie sięga też po inne gatunki literackie, jak reportaż czy opowiadania dla dzieci; wielkim powodzeniem, także wśród dorosłych, cieszyła się pełna uroku Historia o mewie i kocie, który uczył ją latać. Doskonale również czuje się na gruncie czarnego kryminału – czytelników zachwyciły dwie jego mikropowieści, Dziennik sentymentalnego killera i Kajman, publikowane pierwotnie w odcinkach na łamach największych hiszpańskich gazet.
Historia o mewie i kocie, który uczył ją latać
Przekład: Maria Raczkiewicz-Śledziewska
Ilustracje: Miles Hyman
Oficyna Literacka Noir sur Blanc
Wydanie drugie
Premiera w tej edycji: 13 marca 2024
1
Morze Północne
Ławica śledzi na bakburcie! – obwieściła mewa pełniąca wachtę i stado z wyspy Faro przyjęło wiadomość radosnym krzykiem.
Leciały już sześć godzin bez przerwy i mimo że mewy przewodniczki trzymały się ciepłych prądów powietrza umilających szybowanie nad oceanem, trzeba było odnowić siły, a wtedy nie ma nic lepszego niż śledziowa uczta!
Unosiły się nad ujściem rzeki Łaby do Morza Północnego. Z wysoka widziały statki płynące jeden za drugim niczym cierpliwe wodne stworzenia czekające na swoją kolej, aby wyjść na pełne morze i skierować się ku wszystkim portom naszej planety.
Kenga, mewa o srebrnych piórach, szczególnie lubiła obserwować flagi na statkach, wiedziała bowiem, że każda z nich symbolizuje inny język, który znanym rzeczom nadaje różne nazwy.
– Ludziom to jest ciężko. My, mewy, skrzeczymy tak samo na całym świecie – odezwała się pewnego razu Kenga do towarzyszki podróży.
– To prawda. Najciekawsze, że czasem nawet udaje im się porozumieć – odparła tamta.
Za linią brzegową krajobraz stawał się intensywnie zielony. Ciagnęła się tam olbrzymia łąka, na której groble i leniwe skrzydła wiatraków strzegły stad owiec.
Podążając za wskazówkami przewodniczek, stado z Faro wleciało w zimny prąd powietrza, spikowało do oceanu i spadło na ławicę śledzi. Sto dwadzieścia ptaków przeszyło wodę niczym strzały, a kiedy wypłynęły na powierzchnię, każda mewa trzymała w dziobie śledzia.
Pyszne śledzie. Pyszne i tłuste. Dokładnie takich potrzebowały, żeby uzupełnić zapasy energii przed wyruszeniem do Den Helder, gdzie czekało już na nie stado z Wysp Fryzyjskich.
Za linią brzegową ciągnęła się olbrzymia łąka, na której groble i leniwe skrzydła wiatraków strzegły stad owiec.
Plan przewidywał dalszy wspólny lot nad Cieśniną Kaletańską i kanałem La Manche. Tam miały dołączyć mewy z Zatoki Sekwany i Saint-Malo, aby kontynuować podróż aż nad Zatokę Biskajską.
Grupa licząca około tysiąca ptaków, podobna do srebrnej chmury, powiększy się jeszcze o stada z Belle Île, Oléron, z przylądków Machichaco, Ajo i Peñas. Kiedy wszystkie mewy w zgodzie z prawem morskim i prawami wiatrów dolecą nad Zatokę Biskajską, rozpocznie się wielkie zgromadzenie mew Bałtyku, Morza Północnego i Atlantyku.
To będzie piękne spotkanie. O tym właśnie myślała Kenga, pochłaniając trzeciego śledzia. Jak co roku nasłucha się ciekawych opowieści, zwłaszcza tych, które snują mewy z przylądka Peñas, niezmordowane podróżniczki, zapuszczające się czasem aż na Wyspy Kanaryjskie czy Wyspy Zielonego Przylądka.
Samice, jak ona, zajmą się wielkimi ławicami sardynek i kalmarów, podczas gdy samce umoszczą gniazda na skraju urwiska. W nich mewy złożą jaja, będą je wysiadywać pomimo licznych zagrożeń, a kiedy pisklętom wyrosną pierwsze mocne pióra, nadejdzie najpiękniejszy etap wędrówki: nauka latania pod biskajskim niebem.
Kenga zanurkowała, żeby złapać czwartego śledzia, i dlatego nie usłyszała alarmującego krzyku, który przeszył powietrze:
– Niebezpieczeństwo na sterburcie! Awaryjny odlot!
Kiedy wynurzyła głowę, była sama w bezmiarze oceanu.