W trzeciej części swojej kapitalnej serii Richard Osman potwierdza status współczesnego króla kryminału. „Kula, która chybiła” to triumf pod każdym względem: wciągająca zagadka, pierwszorzędna rozrywka i mądra opowieść o przyjaźni.
Chciwość. To go zgubiło. Ta fatalna wada…
No i jeszcze czwórka wścibskich seniorów!
W Coopers Chase wielkie poruszenie – ekipa TV pod wodzą uroczego Mike’a Waghorna, gwiazdora lokalnych wiadomości, nakręci tu za chwilę materiał!
Ale telewizyjny wywiad to tak naprawdę podstęp, wymyślony przez członków Czwartkowego Klubu Zbrodni, którzy zwęszyli nową sprawę: niewyjaśnione dotąd morderstwo młodej dziennikarki i zarazem partnerki Mike’a.
Czwórka ekscentrycznych emerytów z Coopers Chase rozpoczyna śledztwo, które z upudrowanego świata telewizji doprowadzi ich tym razem do skomplikowanej sieci kłamstw, brudnych interesów i oszustw na grube miliony.
A jakby tego było mało, to przecież dawni wrogowie nie śpią. Narkotykowa caryca Fairhaven poprzysięgła Czwartkowemu Klubowi zemstę i zamierza wywiązać się z obietnicy. Na horyzoncie zaś pojawia się nowy gracz: tajemniczy Wiking, który ma dla jednej z członkiń Klubu propozycję nie do odrzucenia…
Richard Osman – najbardziej charyzmatyczny pisarz wśród znanych osobowości telewizyjnych. To właśnie on wyznaczył światowy trend na cosy crime. Pod płaszczykiem brytyjskiego humoru ukrył doskonałą kryminalną łamigówkę, czym porwał do lektury miliony czytelniczek i czytelników.
Kula, która chybiła
Przekład: Olga Mysłowska
Seria „Czwartkowy Klub Zbrodni”, tom 3
Wydawnictwo Agora
Premiera: 6 września 2023
Bethany Waites zdaje sobie sprawę, że już nie ma odwrotu. Teraz musi zdobyć się na odwagę. Musi zobaczyć, co się stanie.
Waży kulę w dłoni.
W życiu trzeba dostrzegać nowe możliwości. Trzeba rozumieć, jak rzadko się pojawiają, a gdy już się pojawią, trzeba stanąć na wysokości zadania.
„Spotkajmy się. Chcę tylko porozmawiać”. W e-mailu było jedynie to. Odkąd dostała wiadomość, nie może przestać o niej myśleć. Czy powinna to zrobić?
Zanim podejmie ostateczną decyzję, napisze jeszcze do Mike’a.
Mike kojarzy sprawę, nad którą Bethany teraz pracuje. Nie zna szczegółów (reporterka musi mieć swoje tajemnice), ale wie, że to ryzykowny temat. Bethany może liczyć na jego pomoc, jednak niektóre rzeczy trzeba robić samemu.
Cokolwiek się wydarzy dziś wieczorem, Bethany zostawi Mike’a Waghorna za sobą, ale nie bez żalu. To dobry przyjaciel. Przyzwoity człowiek z poczuciem humoru. Dlatego widzowie go uwielbiają.
Bethany jednak mierzy wyżej i być może to właśnie jest ta szansa, na którą czekała. Niebezpieczna, ale szansa.
Kończy pisanie i naciska przycisk „wyślij”. Dziś nie dostanie odpowiedzi, jest już późno. Zresztą tak chyba będzie najlepiej. Bethany słyszy w wyobraźni jego głos: „Kto pisze SMS-y o dziesiątej wieczorem? Millenialsi i zboczeńcy, tyle ci powiem”.
No to się zaczyna. Czas, by Bethany zakręciła kołem fortuny. Czy przeżyje?
Nalewa sobie drinka i po raz ostatni spogląda na kulę. W rzeczywistości nie ma wyboru.
Za szanse!
Część pierwsza. Znajome twarze na każdym kroku
1
Wcale nie potrzebuję makijażu – upiera się Ron. Siedzi na krześle z prostym oparciem, bo Ibrahim powiedział mu, że w telewizji nie wolno się garbić.
– Naprawdę? – odpowiada makijażystka, Pauline Jenkins, wyjmując z torby pędzle i palety. Na stole w Pokoju Łamigłówek ustawiła sobie lustro obramowane żarówkami, których blask tańczy na jej kolczykach w kształcie czereśni, kołyszących się tam i z powrotem.
Ron czuje przypływ adrenaliny. To jest to. Pokazać się w telewizji. Tylko gdzie są pozostali? Powiedział im, że mogą do niego dołączyć, „jeśli mają ochotę, ale to nic takiego”. Jeżeli jednak nie przyjdą, będzie zdruzgotany.
– Niech widzą, jaki jestem naprawdę – ciągnie Ron. – Zasłużyłem sobie na tę twarz. Można z niej wyczytać całą moją historię.
– Ta historia to jakiś horror, jeśli wolno spytać? – mówi Pauline, spoglądając to na swoją paletę, to na twarz Rona. Wysyła mu pocałunek.
– Nie każdy musi być piękny – kwituje Ron. Jego przyjaciele wiedzą, że wywiad zaczyna się o czwartej. Chyba zaraz powinni tu być, prawda?
– Tu się zgadzamy, skarbie – mówi Pauline. – Nie ma cudów. Ale pamiętam cię z dawnych czasów. Był z ciebie niezły przystojniak, co? Jeśli ktoś lubi ten typ.
Ron odchrząkuje.
– Bo na przykład ja lubię ten typ, jeśli mam być szczera, to dokładnie moja bajka. Zawsze walczyłeś o ludzi pracy, zawsze mówiłeś, jak jest, prawda? – Pauline otwiera puder. – Nadal w to wszystko wierzysz? W masy pracujące?
Ron lekko cofa barki, jak byk, który za chwilę wejdzie na arenę.
– Czy nadal w to wierzę? Czy wierzę w równość? W siłę ludzi pracy? Jak ty masz na imię?
– Pauline – mówi Pauline.
– Czy nadal wierzę w godną pracę za godną płacę, Pauline? Tak, i to jeszcze mocniej.
Pauline kiwa głową.
– I bardzo dobrze. Wobec tego zamknij gębę na pięć minut i pozwól mi wykonać pracę, za którą dostaję pieniądze, żebym mogła przypomnieć widzom South East Tonight, jakie z ciebie ciacho.
Ron otwiera usta, jednak, co do niego niepodobne, nie znajduje słów. Pauline od razu zabiera się do nakładania podkładu.
– Godność srodność. Ale jakie ty masz ładne oczy! Jak Che Guevara, gdyby pracował u nas w dokach.
Ron widzi w lustrze, jak otwierają się drzwi do Pokoju Łamigłówek i wchodzi Joyce. Był pewien, że Joyce go nie zawiedzie. I to nie tylko dlatego, że będzie tam Mike Waghorn. Cała ta sprawa to był jej pomysł. To ona wybierała akta.
Ron zauważa, że Joyce ma na sobie nowy sweterek. Nie mogła się powstrzymać.
– A podobno miałeś być bez makijażu, Ron – mówi Joyce.
– Zmusili mnie – odpowiada Ron. – To jest Pauline.
– Dzień dobry, Pauline – mówi Joyce. – Przed tobą dużo pracy.
– Już nie takie rzeczy widziałam. Pracowałam na planie Na sygnale.
Drzwi znów się otwierają i wchodzi operator, za nim dźwiękowiec, a następnie widać błysk siwej grzywy, słychać cichy szmer drogiego garnituru i czuć perfekcyjny męski, lecz subtelny zapach Mike’a Waghorna. Ron widzi, że Joyce się rumieni. Przewróciłby oczami, gdyby nie to, że Pauline właśnie nakłada mu pod nimi korektor.
– No, to wszyscy jesteśmy na miejscu – mówi Mike z uśmiechem równie białym co jego włosy. – Moje nazwisko Waghorn. Mike. Jedyny, niepowtarzalny, niezastąpiony.
– Ron Ritchie – mówi Ron.
– We własnej osobie – mówi Mike, ściskając Ronowi rękę. – Ani trochę się pan nie zmienił, wie pan? Jakbym pojechał na safari i stanął oko w oko z lwem, panie Ritchie. Istny człowiek lew, co, Pauline?
– No, może coś w tym jest – zgadza się Pauline, pudrując Ronowi policzki.
Ron widzi, jak Mike powoli obraca głowę w stronę Joyce, wzrokiem zdejmując z niej nowy sweterek.
– A kim pani jest, jeśli można spytać?
– Joyce Meadowcroft. – Joyce prawie dyga.
– Och, jak rozkosznie – mówi Mike. – Dobrze rozumiem, że jesteście parą ze wspaniałym panem Ritchiem?
– Mój Boże, nie, jak to, co za pomysł, ależ skąd, Matko Boska. Nie – odpowiada Joyce. – Jesteśmy przyjaciółmi. Nie obraź się, Ron.
– Przyjaciółmi, powiada pani – kwituje Mike. – Szczęściarz z tego Rona.
– Przestań flirtować, Mike – mówi Pauline. – Bo nikt nie jest zainteresowany.
– O, Joyce na pewno jest zainteresowana – oponuje Ron.
– Jestem – mówi Joyce. Do siebie, jednak na tyle głośno, żeby było słychać.
Drzwi otwierają się po raz kolejny i ukazuje się w nich głowa Ibrahima. Dobry kolega! Teraz brakuje już tylko Elizabeth.
– Spóźniłem się?
– Jesteś idealnie na czas – mówi Joyce.
Dźwiękowiec przypina mikrofon do klapy marynarki, którą Ron narzucił na koszulkę West Hamu, bo Joyce bardzo nalegała. Zupełnie niepotrzebnie, jego zdaniem. To wręcz świętokradztwo. Ibrahim zajmuje miejsce obok Joyce i spogląda na Mike’a Waghorna.
– Jest pan bardzo przystojny, panie Waghorn. Klasycznie przystojny.
– Dziękuję – mówi Mike, kiwając głową na znak, że zgadza się z tym stwierdzeniem. – Gram w squasha i używam kremów nawilżających, a resztę pozostawiam już naturze.
– I makijażowi za tysiaka tygodniowo – dodaje Pauline, wykonując ostatnie makijażowe poprawki na twarzy Rona.
– Ja też jestem przystojny. Często słyszę uwagi na ten temat – mówi Ibrahim. – Podejrzewam, że gdyby moje życie potoczyło się inaczej, to być może też mógłbym zostać prezenterem.
– Ja nie jestem prezenterem – mówi Mike. – Jestem dziennikarzem, który tak się składa, że czyta wiadomości.
Ibrahim kiwa głową.
– Wybitny umysł. I nos do tematów.
– Właśnie dlatego tu jestem – mówi Mike. – Jak tylko przeczytałem waszego e-maila, poczułem, że to może być dobry temat. Nowy sposób na życie, osiedla dla seniorów, a do tego znana twarz Rona Ritchiego. Pomyślałem sobie: „No, widzowie uwielbiają takie rzeczy”.
Ostatnie tygodnie były spokojne i teraz Ron się cieszy, że ich czwórka znów wraca do akcji. Ten wywiad to tak naprawdę podstęp, wymyślony przez Joyce, żeby zwabić Mike’a Waghorna do Coopers Chase. I zobaczyć, czy będzie mógł im pomóc w śledztwie. Joyce napisała e-maila do jego producentów. Tak czy inaczej, to oznacza, że Ron znów będzie w telewizji. Jest zachwycony.
– Czy zje pan z nami potem kolację, panie Waghorn? – pyta Joyce. – Mamy zarezerwowany stolik na wpół do szóstej. Jak już nie będzie takiego ruchu.
– Proszę, mów mi Mike – zachęca Mike. – I obawiam się, że niestety nie. Staram się nie wychodzić do ludzi. Wiecie, prywatność, zarazki i tak dalej. Na pewno mnie rozumiecie.
– Aha – mówi Joyce. Ron widzi, jaka jest rozczarowana. Jeśli gdzieś w Kent albo Sussex znalazłaby się większa wielbicielka Mike’a Waghorna, to Ron chciałby ją poznać. Chociaż, jak się teraz nad tym zastanawia, to jednak ani trochę nie chciałby jej poznać.
– Zawsze mamy bardzo dużo alkoholu – zwraca uwagę Ibrahim. – I podejrzewam, że na miejscu będzie wielu pańskich wielbicieli.
Mike dostaje chwilę na zastanowienie.
– I będziemy mogli opowiedzieć ci o Czwartkowym Klubie Zbrodni – dodaje Joyce.
– Czwartkowym Klubie Zbrodni? – powtarza Mike. – To brzmi jak coś zmyślonego.
– Jeśli się dobrze zastanowić, to wszystko jest zmyślone – stwierdza Ibrahim. – Swoją drogą, mamy dofinansowanie na ten alkohol. Próbowali nam je obciąć, ale odbyliśmy posiedzenie, na którym doszło do wymiany zdań, i poszli po rozum do głowy. A poza tym na pewno wyjdzie pan przed wpół do ósmej.
Mike zerka na zegarek, a potem na Pauline.
– Chyba moglibyśmy zjeść szybką kolację?
Pauline spogląda na Rona.
– Ty też tam będziesz?
Ron spogląda na Joyce, która energicznie kiwa głową.
– No, wygląda na to, że będę.
– Wobec tego zostaniemy – mówi Pauline.
– Dobrze, dobrze – mówi Ibrahim. – Jest coś, o czym chcielibyśmy z tobą porozmawiać, Mike.
– A co to takiego? – pyta Mike.
– Wszystko w swoim czasie – odpowiada Ibrahim. – Nie chcę teraz odciągać twojej uwagi od Rona.
Mike siada w fotelu naprzeciwko Rona i zaczyna liczyć do dziesięciu. Ibrahim nachyla się do Joyce.
– Sprawdza mikrofon.
– Domyśliłam się – mówi Joyce, a Ibrahim kiwa głową. – Dziękuję, że go namówiłeś, żeby został na kolację. Bo nigdy nie wiadomo, prawda?
– Nigdy nie wiadomo, Joyce, to prawda. Być może jeszcze w tym roku weźmiecie ślub. Ale nawet jeśli do tego nie dojdzie, bo na taką możliwość też musimy być przygotowani, jestem pewien, że będzie miał dużo informacji na temat Bethany Waites.
Drzwi otwierają się jeszcze raz i do pokoju wchodzi Elizabeth. Cała drużyna w komplecie. Ron udaje, że wcale się nie wzruszył. Ostatnim razem, kiedy miał taką grupę przyjaciół, to wszyscy wylądowali w szpitalu po spotkaniu z policyjnymi tarczami podczas strajku drukarzy w Wapping. To były czasy.
– Nie zwracajcie na mnie uwagi – mówi Elizabeth. – Wyglądasz jakoś inaczej, Ron, co się stało? Wyglądasz… zdrowo.
Ron wydaje z siebie burknięcie, ale widzi też, że Pauline się uśmiecha. Ma naprawdę świetny ten uśmiech, trzeba jej to przyznać. Czy Pauline jest w jego zasięgu? Przed siedemdziesiątką, czyli chyba trochę za młoda? A kto teraz jest w jego zasięgu? Już dawno nie sprawdzał. Tak czy inaczej – co za uśmiech.
2
Gangiem narkotykowym, który obraca milionami funtów, trudno rządzić z więziennej celi. Jednak nie jest to – jak Connie Johnson właśnie się przekonuje – niemożliwe.
Większość pracowników więzienia nie wchodzi jej w drogę, bo czemu mieliby wchodzić? Connie hojnie im za to płaci. Nadal jednak zostało jeszcze paru strażników, którzy nie chcą się dostosować, więc Connie musiała w tym tygodniu połknąć już dwie nielegalne karty SIM.
Diamenty, morderstwa, torba z kokainą. Została bardzo zręcznie wrobiona, a datę jej rozprawy wyznaczono na za dwa miesiące i Connie zależy na tym, żeby do tej pory firma wciąż działała.
Może zostanie uznana za winną, a może nie zostanie – Connie woli podchodzić do życia optymistycznie. „Planuj tak, jakbyś była pewna sukcesu”, jak mawiała jej mama. Chociaż wkrótce potem zmarła, przejechana przez nieubezpieczoną furgonetkę.
Przede wszystkim dobrze jest mieć zajęcie. W więzieniu ważna jest systematyczność. Oprócz tego warto mieć coś, na co się czeka, a Connie nie może się doczekać, aż zabije Bogdana. To przez niego tu wylądowała, więc Bogdan – nawet jeśli ma oczy błękitne niczym górskie jeziora – będzie musiał umrzeć.
I jeszcze tamten starszy facet. Ten, co pomógł Bogdanowi ją wrobić. Popytała kogo trzeba i dowiedziała się, że facet nazywa się Ron Ritchie. On też musi zginąć. Connie zostawi ich sobie na czas po procesie (bo przysięgli nie lubią, jak im się morduje świadków), ale gdy już będzie po wszystkim, zabije obu.
Connie zerka na telefon i zauważa, że jeden z pracowników administracyjnych więzienia jest na Tinderze. Na zdjęciu widać, że łysieje i na domiar złego stoi obok samochodu, który wygląda na volvo, ale Connie i tak przesuwa w prawo, bo nigdy nie wiadomo, kiedy taki człowiek może się przydać. Od razu dostaje powiadomienie, że mają matcha. Quelle surprise!
Connie poszukała informacji o Ronie Ritchiem. Okazało się, że był znany w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Przygląda się jego zdjęciu w telefonie: twarz boksera nieudacznika, w ręku megafon. Widać, że to człowiek, który lubi być w centrum uwagi.
„Masz szczęście, Ron – myśli Connie. – Jak z tobą skończę, znów będziesz sławny”.
Jedno jest pewne – Connie zrobi wszystko, żeby spędzić w więzieniu jak najmniej czasu. Za to jak już wyjdzie, rozpęta się piekło.
Czasem w życiu trzeba być cierpliwym. Connie spogląda przez kraty w oknie na spacerniak i na wzgórza na horyzoncie. Włącza maszynę Nespresso.
3
Mike i Pauline dołączyli do nich na kolację.
Ibrahim uwielbia, kiedy ich czwórka jest razem. I kiedy mają zadanie do wykonania. Joyce bardzo zależało, żeby zajęli się sprawą Bethany Waites. Ibrahim od razu jej przyklasnął. Między innymi dlatego, że to interesująca sprawa. Nierozwiązana. Jednak przede wszystkim dlatego, że Ibrahim zakochał się w nowym psie Joyce, Alanie, i martwi się, że jeśli zdenerwuje Joyce, ta ograniczy ich kontakty.
– Nalać ci wina, Mike? – pyta Ron, trzymając uniesioną butelkę.
– A jakie to jest? – pyta Mike.
– Jak to?
– Jakie to wino?
Ron wzrusza ramionami.
– Czerwone. Nie wiem, jak się nazywa.
– OK, raz na jakiś czas można odrobinę zaryzykować – mówi Mike i pozwala Ronowi nalać.
Już od dawna chcieli porozmawiać z Mikiem Waghornem o morderstwie Bethany Waites. Zakładają, że będzie wiedział rzeczy, które nie znalazły się w oficjalnych aktach policyjnych. Mike oczywiście jeszcze niczego się nie spodziewa. Pije sobie po prostu darmowe wino z czwórką nieszkodliwych emerytów.
Ibrahim cierpliwie poczeka z wypytywaniem Mike’a o morderstwo, bo wie, że Joyce bardzo się cieszyła, że go pozna i będzie mogła mu najpierw zadać masę innych pytań. Zapisała je sobie w notesie, który trzyma w torebce, na wypadek gdyby któreś wyleciało jej z głowy.
Teraz, gdy Mike ma już przed sobą kieliszek niezidentyfikowanego czerwonego wina, Joyce czuje, że może zaczynać.
– Jak czytasz wiadomości, to wszystko masz zapisane czy możesz mówić własnymi słowami?
– Znakomite pytanie – mówi Mike. – Przenikliwe, prosto w sedno. Wszystko jest zapisane, ale nie zawsze trzymam się scenariusza.
– Zasłużyłeś sobie na to przez te wszystkie lata – kwituje Joyce, a Mike się z nią zgadza.
– Ale czasem mam przez to kłopoty – dodaje Mike. – Wysłali mnie nawet na kurs bezstronności, na półwysep Thanet.
– I bardzo dobrze – mówi Elizabeth.
Ibrahim widzi, że Joyce ukradkiem zagląda do schowanego w torebce notesu.
– Czy zakładasz jakieś szczególne ubrania, gdy czytasz wiadomości? – pyta dalej Joyce. – Szczęśliwe skarpetki czy coś w tym rodzaju?
– Nie – odpowiada Mike. Joyce kiwa głową, trochę rozczarowana, a następnie znów zerka do notesu.
– A co by było, gdybyś podczas programu potrzebował iść do ubikacji?
– Na litość boską, Joyce – mówi Elizabeth.
– Idę, zanim program się zacznie – odpowiada Mike.
Wprawdzie jest bardzo miło, ale Ibrahim zastanawia się, czy nie nadszedł już czas, żeby sam poruszył najważniejszy temat wieczoru.
– Wiesz, Mike, mamy do ciebie…
Joyce kładzie dłoń na jego ramieniu.
– Ibrahim, przepraszam cię, ale mam jeszcze parę pytań. Jaka jest Amber?
– Kto to jest Amber? – pyta Ron.
– Współprowadząca – mówi Joyce. – Naprawdę, Ron, nie kompromituj się.
– Taki już jestem – stwierdza Ron. Mówi to bezpośrednio do Pauline, która zdaniem Ibrahima specjalnie usiadła obok Rona. Na ogół to Ibrahim siedzi obok Rona. Nieważne.
– Dołączyła do was tylko trzy lata temu, ale już zaczynam ją lubić – mówi Joyce.
– Jest świetna – potwierdza Mike. – Dużo chodzi na siłownię, ale jest świetna.
– I ma śliczne włosy – dodaje Joyce.
– Joyce, osoby pracujące w telewizji trzeba oceniać na podstawie ich talentów dziennikarskich – mówi Mike. – A nie wyglądu. Zwłaszcza prezenterki wiadomości mają z tym często do czynienia.
Joyce kiwa głową i jednym haustem wypija pół kieliszka wina.
– Rozumiem, o co ci chodzi, Mike. Po prostu uważam, że taka osoba może być i bardzo zdolna, i mieć śliczne włosy. Może jestem płytka, ale obie te rzeczy są dla mnie ważne. Claudia Winkleman to dobry przykład. Ty też masz świetne włosy.
– Poproszę stek – mówi Mike do kelnera, który przyszedł zebrać zamówienia. – Krwisto-średnio krwisty, bardziej w stronę krwistego. Ale jeśli wam wyjdzie bardziej w stronę średniokrwistego, to jakoś to przeżyję.
– Gdzieś czytałem, że jesteś buddystą, Mike. – Ibrahim spędził cały poranek, zbierając informacje o ich gościu.
– Bo jestem – potwierdza Mike. – Od ponad trzydziestu lat.
– Aha – mówi Ibrahim. – Wydawało mi się, że buddyści nie jedzą mięsa. Wręcz byłem pewien.
– Należę też do Kościoła anglikańskiego – dodaje Mike. – Więc mogę sobie wybierać, co mi pasuje. Na tym polega buddyzm.
– Teraz będę już wiedział – mówi Ibrahim.
Mike napoczął drugi kieliszek wina i ewidentnie ma ochotę brylować. Doskonale.
– No, to opowiedzcie mi o tym waszym Czwartkowym Klubie Zbrodni – prosi.
– Wolimy o tym nie rozpowiadać – zaczyna Ibrahim – ale raz w tygodniu spotykamy się we czwórkę i przeglądamy akta dawnych policyjnych śledztw. Żeby zobaczyć, czy damy radę rozwiązać sprawy, z którymi policjanci sobie nie poradzili.
– Brzmi jak ciekawe hobby – mówi Mike. – Sprawdzanie dawnych morderstw. Pewnie dzięki temu macie jakieś zajęcie, co? Żeby rozruszać szare komórki? Ron, weźmiemy jeszcze jedną butelkę takiego samego wina?
– Ostatnio zajmowaliśmy się głównie nowymi morderstwami – mówi Elizabeth, odciągając przynętę odrobinę dalej.
Mike wybucha śmiechem. Ewidentnie nie pomyślał, że Elizabeth mówi poważnie. Tak chyba będzie lepiej. Nie chcą go spłoszyć.
– Brzmi, jakbyście lubili czasem pakować się w kłopoty – kwituje Mike.
– Ja zawsze przyciągałem kłopoty jak magnes – mówi Ron.
Pauline dolewa mu wina.
– Uważaj, Ron, bo kłopoty to moja specjalność.
Ibrahim zauważa, że Joyce, słysząc to, ukradkiem się uśmiecha. Ibrahim postanawia, że zanim pomału pokierują rozmową tam, gdzie zamierzali, w stronę Bethany Waites, zada inne pytanie. Zwraca się do Pauline:
– Czy jesteś mężatką, Pauline?
– Wdową – odpowiada Pauline.
– Och, nie! – mówi Joyce. Ibrahim dochodzi do wniosku, że dzisiejsze połączenie wina i obcowania z celebrytą sprawiają, że Joyce zaczyna brykać jak kózka.
– Od jak dawna jesteś sama? – pyta Elizabeth.
– Od pół roku – mówi Pauline.
– Pół roku? To tyle co nic – stwierdza Joyce, kładąc rękę na dłoni Pauline. – Ja po pół roku nadal wkładałam dodatkową kromkę chleba do tostera.
„Czy już czas? Raz kozie śmierć”, myśli Ibrahim. Czas na drobne, subtelne zmiany w kierunku rozmowy, które doprowadzą ich do tematu Bethany Waites. Na wyrafinowany taniec w choreografii Ibrahima. Już zaplanował otwarcie.
– Wiesz, Mike, zastanawiałem się, czy…
– Tak tylko wam powiem – odzywa się Mike, ignorując Ibrahima i gestykulując ręką, w której trzyma kieliszek. – Jeśli chcecie morderstwo, to mam dla was nazwisko.
– Mów dalej – zachęca Joyce.
– Bethany Waites – mówi Mike.
Mają Mike’a. Czwartkowy Klub Zbrodni zawsze łapie, kogo chce. Ibrahim zauważa, zresztą nie pierwszy raz, że ludzie najczęściej chętnie wchodzą w zastawiane na nich pułapki.
Mike opowiada im historię, którą dobrze znają z policyjnych akt. Oni kiwają głowami, udając, że to dla nich coś zupełnie nowego. Młoda, zdolna reporterka, Bethany Waites. Duży temat, nad którym pracowała – wielki przekręt na podatku VAT. Jej niewyjaśniona śmierć. Samochód, który prowadziła, spadł z Shakespeare Cliff w środku nocy. Mike nie mówi jednak nic, o czym by nie wiedzieli. W tej chwili pokazuje im ostatniego SMS-a, którego dostał od Bethany, wysłanego w przeddzień jej śmierci. „Nie mówię Ci tego tak często, jak powinnam: dziękuję”. Niewątpliwie jest to wzruszające. Jednak o SMS-ie też już wiedzą. Niewykluczone, że największą rewelacją tego wieczora będzie informacja, że Mike Waghorn idzie do ubikacji przed wejściem na antenę. Ibrahim postanawia zaryzykować.
– A pisała coś w ciągu poprzednich tygodni? Coś nietypowego? Coś, czego nie pokazywałeś policjantom?
Mike przegląda stare wiadomości, co ciekawsze czytając na głos.
– Czy chcę iść na piwo? Czy oglądałem Wydział wewnętrzny? Jest jeden o temacie, nad którym pracowała, ale to było jeszcze parę tygodni wcześniej. Zainteresowani?
– Nigdy nie wiadomo, co może pomóc – mówi Elizabeth, nalewając Mike’owi kolejny kieliszek wina.
Mike czyta z telefonu:
– „Wodzu”… tak mnie nazywała.
– Między innymi – wtrąca Pauline.
– „Mam nowe info. Nie mogę powiedzieć, ale to będzie absolutny dynamit. Zbliżam się do sedna sprawy”.
Elizabeth kiwa głową.
– Czy kiedykolwiek powiedziała ci, co to były za informacje?
– Nie – mówi Mike. – Wiecie co, to wino jest całkiem przyzwoite.
4
Posterunkowa Donna De Freitas czuje się, jakby ktoś wybił pięścią dziurę w chmurach.
Zalewa ją fala gorąca i ciepła, ożywia poczucie rozkoszy zarówno dobrze znanej, jak zupełnie nowej. Chce jej się płakać ze szczęścia, chce jej się śmiać na myśl o tym, jak prosta jest radość życia. Jeśli nawet kiedyś czuła się równie szczęśliwa, to nie potrafi sobie tego przypomnieć. Gdyby w tej chwili aniołowie mieli ją zabrać do nieba – a sądząc po jej pulsie, nie jest to niemożliwe – pozwoliłaby im unieść się do góry i dziękowałaby za to, że dane jej było przeżyć takie dobre życie.
– Jak było? – pyta Bogdan, głaszcząc jej włosy.
– Było OK – mówi Donna. – Jak na pierwszy raz.
Bogdan kiwa głową.
– Myślę, że mogę być lepszy.
Donna chowa głowę na klatce piersiowej Bogdana.
– Czy ty płaczesz? – pyta mężczyzna. Donna potrząsa głową, nie podnosząc jej. Gdzie jest kruczek? A może to było tylko na jedną noc? Może Bogdan tak ma? W końcu jest samotnikiem, prawda? A co, jeśli jest emocjonalnie niedostępny? A co, jeśli jutro w jego łóżku będzie już inna dziewczyna? Biała, dwudziestodwuletnia blondynka?
O czym on myśli? Wiedziała, że tego jednego pytania nie zadaje się mężczyznom. Oni w zasadzie zawsze myślą o niczym, więc to pytanie ich niepokoi i czują się zmuszeni, żeby coś zmyślić. Mimo to Donna chciałaby wiedzieć. Co się dzieje za tymi niebieskimi oczami? Te oczy mogłyby człowieka przygwoździć do ściany. Najczystszy błękit, jak… moment, czy on płacze?
Donna podnosi się, zmartwiona.
– Płaczesz?
Bogdan kiwa głową.
– Dlaczego? Co się dzieje?
Bogdan spogląda na nią przez łzy.
– Jestem taki szczęśliwy, że tu jesteś.
Donna scałowuje łzę z jego policzka.
– Czy ktokolwiek kiedyś widział, jak płaczesz?
– Raz, dentysta – mówi Bogdan. – I moja matka. Czy możemy pójść na jeszcze jedną randkę?
– No, tak myślę, a ty? – mówi Donna.
– Też tak myślę – zgadza się Bogdan.
Donna znów opiera głowę na jego klatce piersiowej, układając się wygodnie na tatuażu przedstawiającym nóż owinięty drutem kolczastym.
– Ale może następnym razem wybierzmy się gdzie indziej niż do Nando’s i na laserowy paintball?
– Zgoda – mówi Bogdan. – To może następnym razem ja wybiorę?
– Tak, tak chyba będzie najlepiej. To nie jest moja mocna strona. Ale chyba dobrze się bawiłeś?
– Jasne, lubię laserowy paintball.
– Też mi się tak wydawało – mówi Donna. – Tamte dzieci z urodzinowej grupy nawet nie wiedziały, co je dopadło.
– Przynajmniej czegoś się nauczyły – stwierdza Bogdan. – Walka polega głównie na ukrywaniu się. Dobrze jest się o tym dowiedzieć tak wcześnie.
Donna spogląda na nocny stolik Bogdana: przyrząd do ćwiczenia dłoni, puszka napoju energetycznego i plastikowy złoty medal, który wygrał na laserowym paintballu. Kogo ona tu ma? Towarzysza podróży?
– Czujesz się czasem inny od reszty świata, Bogdan? Jakbyś stał na zewnątrz i tylko się przyglądał?
– No, angielski to mój drugi język – mówi Bogdan. – I nie rozumiem zasad krykieta. A ty czujesz się inna?
– Tak. Ludzie sprawiają, że tak się czuję.
– Ale chyba czasem to dla ciebie przyjemne? Czasem tak jest dobrze?
– Jasne, czasem. Wolałabym wybierać sobie te momenty. Bo najczęściej chcę po prostu wtopić się w tłum, ale w Fairhaven to raczej niemożliwe.
– Wszyscy chcą się czuć wyjątkowi, ale nikt nie chce czuć się inny – kwituje Bogdan.
Spójrzcie tylko na te ramiona. Dwa pytania jednocześnie przychodzą Donnie na myśl: „czy polskie wesela są takie same jak angielskie? I czy to będzie OK, jeśli teraz przewrócę się na drugi bok i zasnę?”
– Mogę cię o coś spytać, Donna? – głos Bogdana brzmi zaskakująco poważnie.
O-o.
– Jasne – mówi Donna. – O co tylko chcesz. To znaczy, w granicach rozsądku.
– Gdybyś musiała kogoś zamordować, jak byś to zrobiła?
– Hipotetycznie? – pyta Donna.
– Nie, tak naprawdę – mówi Bogdan. – Nie jesteśmy dziećmi. Jesteś policjantką. Jak byś to zrobiła? Żeby cię nie złapali.
Hmm. Czy to jest ta ciemna strona Bogdana? Jest seryjnym mordercą? Trudno by było przymknąć na to oko. Chociaż, biorąc pod uwagę te ramiona, nie byłoby to niemożliwe.
– O co ci chodzi? Dlaczego mnie o to pytasz?
– To praca domowa dla Elizabeth. Pytała, co myślę na ten temat.
OK, to ma sens. Co za ulga. To nie Bogdan jest psychopatycznym zabójcą, tylko Elizabeth.
– Chyba użyłabym trucizny – mówi Donna. – Czegoś, co nie zostawia śladów.
– Tak żeby to wyglądało naturalnie – zgadza się Bogdan – a nie jak morderstwo.
– Albo przejechałabym tego kogoś samochodem w środku nocy – ciągnie Donna. – Żeby nie musieć dotykać ciała, bo wtedy technicy mnie nie dorwą. Albo broń palna, lekko, łatwo i przyjemnie, jeden strzał, bang, i szybko uciec, a wszystko z daleka od kamer. Oczywiście zaplanowałabym drogę odwrotu, to też jest bardzo ważne. Bez śladów, bez świadków, bez zakopywania ciała. Tak bym to zrobiła. Wyłączyłabym telefon, albo zostawiłabym w taksówce, żeby był wiele kilometrów od miejsca zbrodni. Można by przekupić jakąś pielęgniarkę, zdobyć probówkę z krwią kogoś obcego i wylać ją na ciało. Albo…
Bogdan przygląda się jej. Czy powiedziała za dużo? Może powinna zmienić temat.
– Co Elizabeth kombinuje?
– Mówi, że ktoś został zamordowany.
– No pewnie – kwituje Donna.
– Ale w samochodzie. A potem zepchnięty w przepaść. Jeśli ja miałbym kogoś zabić, to nie w ten sposób.
– Samochód zepchnięty w przepaść? OK, wyobrażam to sobie. A dlaczego Elizabeth się tym zajmuje?
Bogdan wzrusza ramionami.
– Bo Joyce chciała poznać kogoś z telewizji, chyba. Nie do końca zrozumiałem.
Donna kiwa głową. Wcale jej to nie dziwi.
– Czy były jakieś ślady na ciele? Czy ta osoba została zabita, zanim samochód spadł w przepaść?
– Ciała w ogóle nie było. Zostały tylko ubrania i trochę krwi. Ktoś wyrzucił ciało z samochodu.
– To wygodne dla zabójcy. – Donna nie była przyzwyczajona do takich rozmów po seksie. Na ogół musiała wysłuchiwać opowieści o motorze albo o byłej dziewczynie, co do której dany facet właśnie się zorientował, że w sumie nadal ją kocha. Albo trzeba było ich pocieszać. – Ale też spektakularne. Jeśli morderca chciał przez to dać coś komuś do zrozumienia. Coś takiego trudno zignorować.
– Myślę, że to zbyt skomplikowane – mówi Bogdan. – Jak na morderstwo. Samochód, przepaść, bez przesady.
– Odkąd to jesteś specjalistą od morderstw?
– Bardzo dużo czytam – odpiera Bogdan.
– Jaka jest twoja ulubiona książka?
– Aksamitny królik. Albo autobiografia Andre Agassiego.
Może Bogdan mógłby zabić Carla, jej byłego? Kilka razy już fantazjowała o zamordowaniu go. Może Bogdan mógłby zepchnąć w przepaść tę głupią mazdę Carla? Jednak mimo że Donna myśli o tym, przeciągając się jak kot szukający słońca, to ostatecznie dochodzi do wniosku, że Carl już jej nie obchodzi. „Bądź wspaniałomyślna, niech Carl sobie żyje”.
– Przecież mogła poprosić mnie albo Chrisa o pomoc – mówi Donna. – Moglibyśmy się temu przyjrzeć. Pamiętasz nazwisko ofiary?
Bogdan wzrusza ramionami.
– Bethany jakaś tam. Oni lubią wszystko robić sami.
– Co ty nie powiesz – zgadza się Donna i obejmuje ramieniem bezkresną klatę Bogdana. Rzadko czuje się tak ekscytująco maleńka.
– Lubię rozmawiać z tobą o morderstwach, Bogdan.
– Ja z tobą też. Ale nie uważam, że to było morderstwo. To by było zbyt wygodne.
Donna znów podnosi wzrok, by spojrzeć w te niesamowite oczy.
– Bogdan, obiecujesz, że to nie był ostatni raz, kiedy uprawialiśmy seks? Bo teraz bardzo mi się chcę spać, a jak się obudzę, to chcę to zrobić jeszcze raz.
– Obiecuję – mówi Bogdan, głaszcząc jej włosy.
„Właśnie tak powinno się zasypiać”, myśli Donna. Jak to możliwe, że wcześniej o tym nie wiedziała? Czuje się bezpieczna, szczęśliwa i zaspokojona. I jeszcze te morderstwa, i Elizabeth, i to, że są inni, ale tacy sami, i samochody, przepaści i ubrania, i jutro to samo, i potem też, i potem też.
5
Joyce
Przyznam się, że morderstwo Bethany Waites to był mój pomysł.
Przeglądaliśmy akta, szukając nowej sprawy dla Czwartkowego Klubu Zbrodni. Na przykład była jedna samotna, starsza pani, która umarła w latach osiemdziesiątych, a w jej piwnicy znaleziono trzy szkielety i pięćdziesiąt tysięcy funtów. To był typ Elizabeth i zgadzam się, że świetnie byśmy się przy tym bawili, jednak gdy tylko zobaczyłam nazwisko Bethany Waites w aktach innej sprawy, podjęłam decyzję. Rzadko się zdarza, że się przy czymś upieram, ale jak już się zdarzy, to nie ma dyskusji. Elizabeth trochę się na mnie boczyła, ale pozostali wiedzieli, że nie ma sensu się kłócić. Ja tam nie przychodzę tylko na kawę i ciasteczka.
Oczywiście pamiętałam, co się stało z Bethany Waites i czytałam artykuł o jej morderstwie, który Mike Waghorn napisał do gazety „Kent Messenger”, więc pomyślałam sobie, no, Joyce, to wygląda podejrzanie, a poza tym może nawet poznasz Mike’a.
Co w tym złego?
Oglądałam Mike’a Waghorna w lokalnych wiadomościach, odkąd pamiętam. Jeśli na południowym wschodzie Anglii ktokolwiek zostanie zamordowany albo zacznie się jakiś festyn, na miejscu zaraz stawi się Mike z szerokim uśmiechem na ustach. To znaczy, do morderstw się nie uśmiecha. Wtedy robi poważną minę, która też wychodzi mu doskonale. Nawet wolę tę poważną minę, więc jeśli akurat było jakieś morderstwo, to przynajmniej mam jakieś szczęście w nieszczęściu. Mike Waghorn jest wtedy trochę podobny do Michaela Bublé, gdyby ten był bardziej w moim wieku.
Mike pracuje w lokalnych wiadomościach już od trzydziestu pięciu lat, ale co pięć lat wymieniają mu współprowadzącą. I właśnie stąd wzięła się Bethany Waites.
Była blondynką, pochodziła z północy i zginęła w samochodzie, który spadł z Shakespeare Cliff w okolicach Dover. (Tuż przy zjeździe z A20 – sprawdziłam, bo podejrzewam, że kiedyś się tam wybierzemy). Minęło już chyba prawie dziesięć lat. Można by pomyśleć, że to po prostu było samobójstwo, przez te przepaście, samochody i tak dalej, ale rozmaite szczegóły wskazywały co innego. Tuż przed śmiercią widziano kogoś z nią w samochodzie, na jej telefonie były niepokojące wiadomości, cała sprawa wydawała się bardzo podejrzana. Dlatego policja uznała, że doszło do morderstwa, a my po przejrzeniu akt byliśmy skłonni zgodzić się z tym werdyktem.
W tamtym czasie to była wielka sensacja. W Kent rzadko kiedy coś się dzieje, więc możecie sobie wyobrazić, jak to wyglądało. W telewizji puścili program specjalny poświęcony Bethany i pamiętam, że Mike się rozpłakał i Fiona Clemence objęła go ramieniem, a to wszystko na wizji. Fiona już wtedy była jego nową współprowadzącą.
Fiona Clemence jest teraz taka sławna, że ludzie nie pamiętają, że zaczynała w naszych lokalnych wiadomościach. Spytałam Mike’a, czy ogląda jej teleturniej Zatrzymaj zegar, ale powiedział, że nie. To by oznaczało, że jest wyjątkiem w skali kraju. Pauline – tamta makijażystka, zresztą zaraz do niej dojdziemy – stwierdziła, że jest po prostu zazdrosny, ale on jej powiedział, że w ogóle nie ogląda telewizji.
Będę z wami szczera. Miałam nadzieję, że dziś wieczorem uda mi się poflirtować z Mikiem, on mi powie, że mam ładny naszyjnik, ja się zarumienię i roześmieję, a Elizabeth będzie przewracać oczami.
Ale obawiam się, że nic z tego nie wyszło.
„Mały pies, co dużo szczeka, ale nic poza tym” – tak powiedział Ron. Mike tylko pocałował mnie w policzek, a w pewnym momencie otarł się o moją dłoń i coś zaiskrzyło, ale podejrzewam, że to przez połączenie dywanu przed restauracją oraz mojego nowego sweterka.
Dziś po południu kręcili wywiad z Ronem do materiału o sytuacji mieszkaniowej seniorów, który puszczą w wiadomościach. To był pomysł Elizabeth – kazała mi napisać maila do redakcji. Gdybyście chcieli kogoś gdzieś zwabić, idźcie z tym do Elizabeth.
Muszę przyznać, że Ron całkiem nieźle wypadł. Jak chce, to potrafi. Mówił o samotności, przyjaźni i poczuciu bezpieczeństwa. Byłam z niego bardzo dumna, że tak się otworzył. Widać wpływ Ibrahima. Był moment, że się rozkojarzył i zaczął opowiadać o West Hamie, ale Mike przekierował go z powrotem na dobre tory.
Jednak prawdziwym celem naszego planu było zdobycie informacji o Bethany Waites, a Mike okazał się bardzo rozmowny. Był już porządnie zawiany i powiedział nam mnóstwo rzeczy, o których już wiedzieliśmy z akt, ale był bardzo zaangażowany.
Podstawowe fakty są takie: Bethany badała sprawę wielomilionowych oszustw podatkowych przy imporcie i eksporcie telefonów komórkowych.
Za wszystkim stała kobieta nazwiskiem Heather Garbutt, która z kolei pracowała dla niejakiego Jacka Masona, miejscowego gangstera, i wszyscy byli zgodni, że ona tylko zarządzała całą operacją w jego imieniu. Heather ostatecznie wylądowała w więzieniu za oszustwo, za to Jack Mason nie. Taki z niego szczęściarz.
Pewnego marcowego wieczora Bethany wysłała Mike’owi SMS-a, a Mike spodziewał się, że nazajutrz rano zobaczy ją całą i zdrową. Jednak Bethany nie dożyła poranka.
Tamtej nocy widziano ją, jak wychodziła ze swojego bloku – kiedyś się mówiło, że z kamienicy, prawda? – około dziesiątej wieczorem, a potem zaginęła w akcji na kilka godzin i nikt nie wiedział, dokąd poszła. Pojawiła się znowu o trzeciej w nocy, na nagraniu z kamery przemysłowej w pobliżu Shakespeare Cliff. Razem z nią w samochodzie jechał niezidentyfikowany pasażer.
Potem widzimy już tylko wrak samochodu u stóp klifu, a w środku znajdują się jej ubrania i krew – ale nie ciało. Co budzi moją podejrzliwość, jednak podobno tak się często zdarza, bo w tamtym miejscu są bardzo gwałtowne przypływy. Gdy po roku Bethany wciąż nie dawała znaku życia, a jej konta bankowe pozostawały nienaruszone, oficjalnie uznano ją za zmarłą. Rzecz jasna, nie jest to niespotykane, ale trudno nie zastanawiać się, gdzie jest ciało. Nie powiedziałam tego głośno przy Mike’u, bo łatwo się było zorientować, że Bethany Waites wiele dla niego znaczyła.
Powiedział nam jedną nową rzecz. O SMS-ie, którego dostał od Bethany. Dotarła do jakichś nowych dowodów i to było coś ważnego. Mike jednak nigdy nie dowiedział się co.
Główną podejrzaną stała się oczywiście Heather Garbutt, biorąc pod uwagę wszystkie obciążające ją materiały, które zbierała Bethany, ale policji nie udało się znaleźć żadnego powiązania z zabójstwem. I choćby nie wiem, jak się starali, Jacka Masona też nie mogli z nim powiązać. Wkrótce Heather poszła do więzienia za oszustwo i wszyscy zajęli się innymi sprawami.
Ale Mike nigdy o niej nie zapomniał. Jego zdaniem najważniejsze pytania są następujące:
Jakie były te nowe dowody, o których napisała mu Bethany? Nie znalazły się w aktach sądowych, ale czy dziennikarka gdzieś je przechowywała? Czy były to dowody obciążające Jacka Masona? Bo ten cały czas znajduje się na wolności. I do tego jest bardzo bogaty.
Dlaczego Bethany wyszła tamtego wieczora z domu o dziesiątej? Czy miała się z kimś spotkać? A może skonfrontować? I dlaczego dotarcie na Shakespeare Cliff zajęło jej aż cztery godziny? Po drodze musiała się gdzieś zatrzymać, tylko gdzie? Czy była z kimś umówiona?
I wreszcie, ma się rozumieć, kim był pasażer w jej samochodzie?
To nam wystarczyło, żeby zająć się tą sprawą. Widziałam, że nawet Elizabeth pod koniec nabrała zainteresowania.
Potem wypiliśmy jeszcze kilka drinków. Pauline i Ron wzięli deser na spółkę, co może się wam wydawać zupełnie normalne, jednak ja nigdy nie widziałam, żeby Ron z własnej woli dzielił się z kimś jedzeniem, a już na pewno nie tartą bananowo-karmelową. Tak że trzeba mieć tę sytuację na oku.
Ani się obejrzeliśmy, a zrobiła się już prawie ósma wieczorem! Kiedy weszłam do domu, Alan był wściekły. Mówię „wściekły”, co wyglądało tak, że leżał zwinięty w kłębek na kanapie i spojrzał na mnie z uniesioną brwią, jakby chciał powiedzieć: „Co to za pora na moją kolację, ty wycieruchu?”. Wiecie, jakie są psy. Ale przyniosłam mu kawałek steku, więc szybko zmienił zdanie. Pochłonął go, nawet się na mnie nie oglądając. O Alanie można powiedzieć wiele rzeczy, ale na pewno nie to, że jest buddystą.
Googluję Heather Garbutt i słucham wiadomości. Trudno się ją googluje, bo istnieje też australijska hokeistka o tym samym nazwisku i większość wyników dotyczy właśnie jej. Ostatecznie ta hokeistka mnie zaciekawiła i nawet zaobserwowałam ją na Instagramie. Ma trójkę rozkosznych dzieciaków.
Heather Garbutt cały czas siedzi w więzieniu (nie ta hokeistka, ale to już wiecie). Okazuje się, że jest w Darwell, co może się okazać bardzo dogodne dla wszystkich zainteresowanych. Bo my oczywiście znamy kogoś w Darwell. Napisałam do Ibrahima z pomysłem, który bardzo mu się spodoba.
W wiadomościach mówią teraz o kryptowalutach, więc przy okazji sprawdzę sobie, co to takiego. Ta najważniejsza nazywa się Bitcoin. To wszystko brzmi bardzo ciekawie i w tym programie mówią, że kryptowaluty są teraz bardzo modne, ale też ryzykowne. Przed chwilą rozmawiali z kimś, kto zarobił na nich milion, jeszcze zanim skończył szesnaście lat, i on bardzo je wszystkim polecał.
Kupiliśmy kiedyś z Gerrym obligacje i to by było na tyle, jeśli chodzi o eksperymenty z pieniędzmi. Może powinnam trochę zaszaleć? Zrobić coś nowego? Stać się kimś innym? Tylko innym niż kto? Kim ja jestem?
Kim jestem? Jestem Joyce Meadowcroft i to powinno mi wystarczyć.
Noc jest od tego, żeby zadawać pytania, na które nie ma odpowiedzi, ale ja nie mam na to czasu. Takie rzeczy zostawmy Ibrahimowi. Ja lubię pytania, na które da się odpowiedzieć.
Kto zabił Bethany Waites? To jest porządne pytanie.