Powieść, której sednem jest seks i jego dziki impuls. Karine Tuil w powieści „Oskarżony” kwestionuje porządek, na którym oparty jest współczesny świat…


Farelowie tworzą silną rodzinę. Jean jest popularnym francuskim dziennikarzem politycznym; jego żona, Claire, eseistką znaną ze swoich feministycznych zobowiązań. Ich syn Alexandre studiuje na prestiżowej amerykańskiej uczelni.

Wydaje się, że ich życie to pasmo sukcesów, jednak oskarżenie o gwałt zachwieje tą misterną konstrukcją społeczną.

Seks i pokusa destrukcji, seks i jego dziki impuls są sercem tej potężnej powieści, w której Karine Tuil kwestionuje współczesny świat, rozkłada na czynniki pierwsze bezlitosną machinę prawną i konfrontuje nas z naszymi własnymi lękami.

Bo czy jest ktoś, kto z pewnością może się uchronić przed wpadnięciem w tę spiralę?

Karine Tuil – francuska pisarka, mieszka i pracuje w Paryżu. Ukończyła prawo na Université Panthéon Assas. Autorka dwunastu powieści, które zostały przetłumaczone na kilkanaście języków. Oskarżony to jej jedenasta książka. Powieść w 2019 roku została uhonorowana nagrodą Interallié oraz zwyciężyła w konkursie Goncourt des lycéens, a w 2021 roku do kin trafiła ekranizacja w reżyserii Yvana Attala, z Charlotte Gainsbourg w jednej z głównych ról, film otrzymał Cezara za najlepszy scenariusz adaptowany.

Karine Tuil
Oskarżony
Przekład: Marta Turnau
Wydawnictwo Sonia Draga
Premiera: 18 stycznia 2023
 
 


Czego szukasz? Półautomatu? Pump action? To jest beretta 92. Prosta w użytkowaniu. Możesz też wziąć glocka 17 czwartej generacji, 9 mm, z ergonomiczną kolbą, dobrze leży w ręce, trzeba porządnie uchwycić, kciuk tutaj, naciskamy spust opuszką palca wskazującego, uwaga, broń musi cały czas być w jednej linii z ramieniem, strzelamy z wyciągniętą ręką, trzeba zapanować nad odrzutem w chwili wystrzału, pozostaje jeszcze tylko załadować magazynek, kiedy to zrobisz, wybierasz obiekt, a gdy masz go już wyraźnie na celowniku, wciskasz i strzał pada natychmiast. Masz, chcesz spróbować? Widzisz tego kundla tam? Dalej, załatw go.

DYFRAKCJA

Ten, kto szuka prawdy w człowieku,
musi stać się panem swojego bólu.

Georges Bernanos, Radość
(przeł. Zofia Milewska)

1

Seks był ekstremalną deflagracją, definitywnym spaleniem, niczym innym – koniec mistyfikacji. Claire Farel zrozumiała to, gdy w wieku dziewięciu lat stała się świadkiem rozpadu swojej rodziny, spowodowanego niepohamowanym pociągiem matki do profesora medycyny poznanego podczas jednego z kongresów. Zrozumiała to, gdy w trakcie swojej kariery widywała osoby publiczne tracące w ciągu kilku sekund wszystko, czego zbudowanie zajęło im całe życie: stanowisko, reputację, rodzinę – konstrukcje społeczne, których stabilność zdobywana była za cenę niezliczonych lat pracy, ustępstw – kłamstw – obietnic, trójcy umożliwiającej przetrwanie związku; widziała, jak najbardziej błyskotliwi przedstawiciele klasy politycznej pogrążali się, czasami wręcz definitywnie, dla krótkiej przygody, dla spełnienia fantazji – nieodpartych potrzeb pożądania seksualnego: wszystko, natychmiast. Mało brakowało, by sama znalazła się w sercu jednego z największych skandali w historii Stanów Zjednoczonych. Miała wówczas dwadzieścia trzy lata i odbywała staż w Białym Domu w tym samym czasie co Monica Lewinsky – zapamiętana jako ta, która zachwiała karierą prezydenta Billa Clintona – i nie ona trafiła na miejsce namiętnej brunetki nazywanej czule przez prezydenta „smarkulą” wyłącznie dlatego, że nie wpisywała się w kanony estetyczne obowiązujące w tamtym okresie w Gabinecie Owalnym: blondynka z włosami splecionymi w warkocz, średniego wzrostu, dość wiotka, zawsze w garsonce ze spodniami o męskim kroju – nie w jego typie.

Często zadawała sobie pytanie, co by się stało, gdyby prezydent wybrał ją – pół Francuzkę, pół Amerykankę, impulsywnego mózgowca lubiącego eksplorować świat wyłącznie za pośrednictwem książek – zamiast Moniki, brunetki o obfitych kształtach i drapieżnym uśmiechu, żydowskiej księżniczki dorastającej w bogatych dzielnicach Brentwood i Beverly Hills. Uległaby sile przyciągania władzy; zakochałaby się jak debiutantka i to ją przesłuchiwałby senator Kenneth Starr, zmuszając do powtarzania w kółko tej samej historii będącej pożywką dla kolacyjnych rozmów w restauracjach na całym świecie i wypełniającej czterysta siedemdziesiąt pięć stron raportu, który przyprawi o drżenie zwolenników amerykańskiej władzy, pobudzającej neurotyczne instynkty biernego ludu wzywającego z oburzeniem do powszechnego umoralniania. Nie zostałaby zapewne nigdy szanowaną intelektualistką, która dziesięć lat później spotka tego samego Billa Clintona podczas kolacji wydanej z okazji ukazania się jego pamiętników i zada mu wprost pytanie: „Panie Clinton, dlaczego poddał się pan publicznie temu upokarzającemu ćwiczeniu ze skruchy, dlaczego chronił pan żonę i córkę, nie wyraziwszy choćby słowa współczucia w stosunku do Moniki Lewinsky, której życie intymne zostało zdewastowane?”. On zmiótł pytanie wierzchem dłoni, odpowiadając fałszywie obojętnym tonem: „Kimże pani jest?”. Nie pamiętał jej, co wydawało się w gruncie rzeczy normalne, ich spotkanie miało miejsce blisko dwadzieścia lat wcześniej, a jeśli w ogóle kiedykolwiek minął ją na jednym z korytarzy Białego Domu, łatwo rozpoznawalną dzięki nadającym jej prerafaelicki wygląd włosom w kolorze weneckiego blondu, to nigdy nie odezwał się do niej ani słowem – prezydent nie ma żadnego powodu, by zwracać się do stażystki, chyba że ma ochotę ją przelecieć.

Dwadzieścia jeden lat wcześniej, w 1995 roku, we trzy przekroczyły drzwi Białego Domu dzięki wzorowym wynikom w college’u i licznym rekomendacjom. Pierwsza z nich, Monica Lewinsky, będzie tylko meteorytem wystrzelonym w wieku dwudziestu pięciu lat w międzynarodową galaktykę medialną, mając na koncie jedynie dwa bohaterskie czyny – fellatio i grę erotyczną z użyciem cygara. Druga, młodsza, Huma Abedin, której rodzina o indyjsko-pakistańskich korzeniach założyła Instytut do spraw Mniejszości Muzułmańskiej (Institute of Muslim Minority Affairs), została przydzielona do biura Hillary Clinton i w ciągu mniej więcej dziesięciu lat stała się jej najbliższą współpracownicą. Na ślubie swej podopiecznej z przedstawicielem demokratów Anthonym Weinerem pierwsza dama wygłosiła nawet owe sławne słowa świadczące o silnym ładunku emocjonalnym: „Gdybym miała drugą córkę, byłaby nią Huma”. Wspierała ją, gdy rok później młody małżonek upublicznił przypadkiem na Twitterze swoje zdjęcia w sugestywnych pozach – z nagim torsem i nabrzmiałym członkiem wciśniętym w obcisłą bieliznę. Była przy niej, kiedy niefrasobliwy mąż powtórzył swój wybryk, utrzymując tym razem erotyczną korespondencję SMS-ową z nieletnią, w czasie gdy ubiegał się o stanowisko burmistrza Nowego Jorku. Był wówczas jednym z dwóch najbardziej obiecujących młodych polityków! Mimo ostrzeżeń osób, które domagały się odsunięcia Humy Abedin, zarzucając jej polityczną toksyczność, Hillary Clinton zatrzymała ją przy sobie. Witaj w Klubie Kobiet Zdradzonych, Lecz Dumnych, wielkich kapłanek amerykańskiego poker face – uśmiech, proszę, kamera w ruchu.

Z tria ambitnych stażystek jedyną, która uniknęła wówczas skandalu, była ona, Claire Davis-Farel, córka profesora prawa na Harvardzie, Dana Davisa, i francuskiej tłumaczki z języka angielskiego, Marie Coulier. Rodzinna legenda głosi, że jej rodzice spotkali się przed budynkiem Sorbony, a po kilku miesiącach związku na odległość pobrali się w Stanach Zjednoczonych, na przedmieściach Waszyngtonu, gdzie wiedli następnie spokojną i monotonną egzystencję. Marie zrezygnowała ze wszystkich swoich emancypacyjnych marzeń, by zająć się córką i stać się tym, czego zawsze się obawiała: gospodynią domową, której jedyną obsesją było nie zapomnieć o pigułce. Rodzicielstwo przeżywała jako formę alienacji, nie była do niego stworzona, nie rozbudził się w niej instynkt macierzyński, wpadła wręcz w głęboką depresję poporodową i gdyby mąż nie załatwił jej kilku zleceń na tłumaczenia, skończyłaby na antydepresantach, obnosiłaby sztuczny uśmiech i twierdziła publicznie, że wiedzie fantastyczne życie, jest spełnioną żoną i matką, aż do dnia, w którym powiesiłaby się w piwnicy ich małego domku we Friendship Heights. Zamiast tego stopniowo wróciła do pracy i dziewięć lat po narodzinach córki zapałała uczuciem do angielskiego lekarza, któremu służyła za tłumaczkę w trakcie kongresu w Paryżu. Porzuciła męża i córkę niemal z dnia na dzień w swego rodzaju miłosnym amoku, by przenieść się do Londynu z owym nieznajomym. Osiem miesięcy później, w trakcie których nie widziała się z córką więcej niż dwa razy, mężczyzna ten wyrzucił ją za drzwi, twierdząc, że jest „histeryczką nie do życia” – koniec historii. Kolejne trzydzieści lat spędziła, usprawiedliwiając to, co nazywała „zabłąkaniem”; mówiła, że wpadła w łapy „narcystycznego zboczeńca”. Rzeczywistość była jednak bardziej prozaiczna i mniej malownicza: przeżyła krótką fascynację seksualną, która nie przetrwała próby czasu.

Claire mieszkała w Cambridge w Stanach Zjednoczonych z ojcem, dopóki nie zmarł w wyniku gwałtownie rozwijającego się nowotworu – miała wówczas trzynaście lat. Wyjechała więc do Francji do matki, która osiedliła się w górskim miasteczku w okolicach Grenoble. Marie pracowała dla francuskich wydawnictw na pół etatu i mając nadzieję na „nadrobienie straconego czasu i naprawienie błędu”, z podejrzanym oddaniem poświęciła się edukacji córki. Nauczyła ją wielu języków obcych, wpajała jej wiedzę z dziedziny literatury i filozofii. Gdyby nie ona, kto wie, czy Claire zostałaby uznaną eseistką, autorką sześciu książek, z których trzecia, Moc kobiet, napisana w wieku trzydziestu czterech lat, zapewniła jej uznanie w oczach krytyków. Po studiach w prestiżowej paryskiej École Normale Supérieure Claire rozpoczęła naukę na wydziale filozofii Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku. Tam nawiązała kontakty z dawnymi znajomymi ojca, którzy pomogli jej w otrzymaniu stażu w Białym Domu. Właśnie w Waszyngtonie w tamtym okresie spotkała przy okazji jednej z kolacji wydanej przez wspólnych znajomych tego, który miał zostać jej mężem, słynnego francuskiego dziennikarza politycznego Jeana Farela. Ów starszy od niej o dwadzieścia siedem lat gwiazdor publicznej stacji telewizyjnej właśnie się rozwiódł i był u szczytu swojej medialnej kariery. Oprócz znanego programu politycznego, którego był prezenterem i producentem, między godziną ósmą a ósmą dwadzieścia rano prowadził wywiady radiowe dla sześciu milionów słuchaczy. Kilka miesięcy później Claire zrezygnowała z kariery w administracji amerykańskiej, wróciła do Francji i wyszła za niego za mąż. Farel, mężczyzna o charyzmie nieodpartej dla młodej ambitnej kobiety, jaką wówczas była, obdarzony był na dodatek zmysłem ciętej riposty, o którym jego goście polityczni mówili: „Kiedy wywiad przeprowadza Farel, jesteś niczym ptaszyna w szponach drapieżcy”. Wprowadził ją w środowisko społeczne i intelektualne, do którego nie zdołałaby się dostać w tak młodym wieku i bez własnej sieci wpływów. Był jej mężem, mentorem, najwierniejszym wsparciem. Ta forma opiekuńczego autorytetu wzmocniona przez różnicę wieku na długo osadziła ją na pozycji podległej, lecz obecnie, w wieku czterdziestu trzech lat, była zdeterminowana, by podążać przez życie zgodnie z własnymi zasadami. Przez dwadzieścia lat zdołali skupiać uwagę na ognisku domowym zbudowanym niczym szaniec odgradzający ich od przeciwności losu, powtarzając sobie, że są najlepszymi przyjaciółmi świata, co było uprzejmym sposobem na ukrywanie, że nie łączył ich już seks. Godzinami rozprawiali o filozofii i polityce, we dwoje lub w trakcie kolacji, które często wydawali w przestronnym mieszkaniu przy avenue Georges-Mandel. Najtrwalej jednak łączył ich syn Alexandre. Dwudziestojednolatek po studiach na politechnice w nowym roku akademickim wstąpił na kalifornijski Uniwersytet Stanforda. To w trakcie jego nieobecności, na początku października 2015 roku, Claire brutalnie porzuciła męża: poznałam kogoś.

Claire, jak wiele innych osób, uległa popędowi seksualnemu i pokusie spustoszenia, seksowi i jego dzikiemu, tyrańskiemu, niepowstrzymanemu impulsowi, burząc pod wpływem chwili, w nieopanowanym pędzie, wszystko, co cierpliwie budowała – rodzinę, stabilność emocjonalną, trwałe zakotwiczenie – dla mężczyzny w swoim wieku, Adama Wizmana, nauczyciela języka francuskiego w żydowskiej szkole z departamentu 93, mieszkającego od trzech lat z żoną i dwiema córkami, trzynastoletnią Noą i osiemnastoletnią Milą, w Pavillons-sous-Bois, spokojnej gminie w Seine-Saint-Denis. Zaprosił Claire na spotkanie ze swoimi uczniami klasy maturalnej, a po dyskusji, która odbyła się w jednej z sal konferencyjnych liceum, udali się razem na kawę do miasta. Ich rozmowa wpisywała się jeszcze wówczas w ową przyjacielską sztuczną uprzejmość, która ma na celu zamaskowanie pożądania, lecz odsłania wszystko; każde trwało na swoim miejscu, co było społecznie poprawne, a jednak gdy usiedli przy stoliku w pustym bistro, wiedzieli: jeszcze się spotkają, będą się kochać i wpadną w pułapkę. Odwiózł ją do domu swoim starym golfem w kolorze almond green, bo zamówiona taksówka się nie pojawiła, i powiedział, że chciałby się znów z nią zobaczyć. Tym sposobem w ciągu kilku miesięcy związku na odległość (spotykali się zaledwie raz lub dwa razy na miesiąc, były to spotkania o takiej intensywności, że utwierdzały ją tylko w szalonym przekonaniu, że się „odnaleźli”) nieco sztywna intelektualistka, wygłaszająca wykłady z filozofii w École Normale Supérieure na tematy tak różnorodne jak podłoże ontologiczne indywidualizmu politycznego lub bezpostaciowe emocje fikcji, zmieniła się w namiętną kochankę, której głównym zajęciem było pisanie erotycznych liścików, roztrząsanie w kółko tej samej fantasmagorii i szukanie odpowiedzi na jedyne interesujące ją obecnie pytanie egzystencjalne: Czy można zbudować nowe życie po czterdziestce? Przemawiała sobie do rozsądku: pracuj i odłóż na bok życie prywatne. Masz dwudziestojednoletniego syna, eksponowane stanowisko, satysfakcjonujące życie. Pełne życie. Poślubiłaś mężczyznę, który oferuje ci całkowitą wolność i z którym zawarłaś niemy pakt, taki sam, jaki łączył Jeana-Paula Sartre’a i Simone de Beauvoir: miłość konieczna i miłości przygodne, czyli małżonek, ów stały punkt, oraz przygody seksualne karmiące ich wiedzę o świecie. Ty jednak nigdy do tej pory nie korzystałaś z tej wolności – nie dlatego, że chciałaś być wierna, nie, moralna surowość nie była ci bliska, lecz z naturalnej skłonności do spokoju. Ułożyłaś sobie życie, wykazując się doskonałym wyczuciem porządku i dyplomacji. Miałaś więcej trudności niż mężczyzna ze znalezieniem swojego miejsca, ale w końcu ci się to udało i czujesz, że ci się ono należy. Postanowiłaś raz na zawsze, że będziesz się spełniać i że nie będziesz ofiarą. Twojego męża często nie ma, a kiedy jest, widzisz krążące wokół niego coraz to młodsze kobiety, chociaż wiesz, że to do ciebie jest przywiązany. Jako kobieta wyrażająca swoją niezależność w każdym wystąpieniu medialnym prywatnie poddawałaś się licznym społecznym nakazom: Zadowalaj się tym, co masz. Nie ulegaj korumpującemu uzależnieniu, pożądaniu, miłosnym mirażom, wszystkiemu, co ostatecznie cię wykluczy i osłabi. Co będzie przyczyną twojej zguby. Zrezygnuj.

Długo wahała się przed wszczęciem procedury prowadzącej do separacji, przytłoczona poczuciem winy, że opuszcza człowieka, który osiąga kres swojego życia, ściśniętego gorsetem ich wspólnych przyzwyczajeń i poczuciem bezpieczeństwa, które generowały. Powstrzymywały ją niewidzialne nici: lęk przed nieznanym, własna moralność, swego rodzaju konformizm. Wraz z mężem tworzyła jedną z owych silnych par, które społeczeństwo medialne czciło, lecz w tej nieustannej próbie sił, w jaką ewoluowało ich małżeństwo, nietrudno było stwierdzić, kto nad kim dominuje. W przypadku rozwodu przyjaciele i koledzy z pracy wybiorą ostatecznie bardziej wpływowego Jeana. Ona zostanie odizolowana, wykluczona; recenzje jej książek w prasie staną się rzadsze, mniej pochlebne. Jean będzie wywierał na to pośredni wpływ, nie będzie nawet musiał wykonywać żadnego telefonu – jego sieć kontaktów działała naturalnie. Miała świadomość pokusy, jaką stanowi potęga mediów, niebezpieczeństwa wszechwładzy, którą stwarzało lizusostwo, i w przypadku części ludzi – niekoniecznie tych najwrażliwszych – niemożności oparcia się temu. I właśnie to się wydarzyło. Tak, ale pięć lat wcześniej Claire doświadczyła choroby, zdiagnozowano bowiem u niej raka piersi. Kiedy się dowiedziała, że jest znów zdrowa, postanowiła żyć z intensywnością, jaką umożliwia jedynie przejmująca świadomość własnej śmiertelności. Transformacja poprzez doświadczenie – klasyczna, wyczekiwana, lecz prawdziwa. Poddać się? Nie od razu.

„Kobieta w twoim wieku i w twojej sytuacji” (należało usłyszeć: kobieta, którą osłabiła choroba) nie powinna wystawiać się na niebezpieczeństwo. To mniej więcej powtarzała jej matka, społeczeństwo głosiło z ponurym autorytaryzmem, a literatura potwierdzała, podsuwając przykłady klasycznych bohaterek, kobiet w nieudanych małżeństwach, zniszczonych i skonsumowanych przez miłosne uniesienia, czasami doprowadzonych wręcz do samobójstwa. Wszystko w przestrzeni społecznej brutalnie jej o tym przypominało. Lecz kobieta taka jak ona, wykształcona na zróżnicowanych lekturach, czyniąca z autonomii i wolności zobowiązanie rzutujące na całą egzystencję, istotę wręcz swojej pracy, kobieta, która została skonfrontowana ze śmiercią, potrafiła szybko się przekonać, że nie może być większej tragedii niż rezygnacja z życia i kochania, dlatego pewnego ranka spakowała walizki i wyszła, zostawiając na stole w salonie przedstawiającą górski krajobraz pocztówkę z nabazgranymi na odwrocie słowami, których banalność świadczyła o pośpiechu i konieczności odejścia, o pragnieniu szybkiego zakończenia – była ciosem sztyletu, złożeniem ofiary bez jej usypiania, szybkim i nieodwołalnym, bo tak się zabija: „To koniec”.

 
Wesprzyj nas