O tym, że są książki czekające na wyjątkowego czytelnika, w bibliotece można znaleźć ukojenie, a w historii miasta niejedną nierozwiązaną zagadkę opowiada powieść „Tajemnica Lost Lake” autorstwa Jacqueline West.
„Tajemnica Lost Lake” jest książką przeznaczoną dla młodszych nastolatków lecz sprawi przyjemność każdemu, kto jeszcze raz chciałby się poczuć tak, jak wtedy, gdy mając dziesięć lat czytał z wypiekami na twarzy opowieści wypożyczone z biblioteki. Pasja z jaką została napisana przez Jacqueline West pozwala czytelnikowi natychmiast utożsamić się z główną bohaterką, a jest nią jedenastoletnia Fiona, dziewczynka zmuszona do niechcianej przeprowadzki z powodu treningów łyżwiarskich starszej siostry.
We Fionie odnajdzie swoje doświadczenia każdy, kto musiał iść w życiu na wymuszone okolicznościami kompromisy, kto czuł się najmniej ważny z całej rodziny, pomijany i lekceważony. Z tego powodu postać tej dziewczynki przemówi tym bardziej do dorosłego czytelnika, który może mieć na swoim koncie już niejedno takie doświadczenie. Dzieci z pewnością odczytają tę postać inaczej niż starsi odbiorcy, a jedni i drudzy znajdą w niej coś intrygującego, a może i inspirującego. Fiona, choć nie ma nic do powiedzenia, mimo wszystko znajduje sposób na to, by odnaleźć się w miasteczku, do którego tak bardzo nie chciała się przeprowadzić. A ratunek znajduje się za drzwiami lokalnej biblioteki, przechowującej w swych wnętrzach prócz książek także tajemnice sprzed lat.
Jacqueline West opowiedziała w swojej książce między innymi o unikalnych doznaniach, jakie każdemu z osobna przynosi lektura książek. Ważną rolę odgrywa tutaj pewna książka czekająca na wyjątkowego czytelnika i przekonanie, że historie trwają tak długo, jak ich strażnicy – umierają dopiero wtedy, gdy odejdzie ostatnia osoba, która daną historię pamięta. „Tajemnica Lost Lake” to także bezsprzecznie hołd złożony bibliotekom i ich misji.
W sposób porywający pisarka ujęła jak wiele mogą one znaczyć dla każdego z nas, jeśli tylko zechcemy z ich dobrodziejstw skorzystać. Nie jest bowiem ważne, czy w bibliotece czai się jakaś tajemnicza historia czy też wcale jej tam nie ma, ale liczy się to, że pomiędzy regałami zawsze istnieje możliwość nawiązania przyjaźni z kimś, kto myśli tak samo jak my, a prócz tego szansa na poznawanie niezliczonych światów ukrytych między okładkami.
To istotne przesłanie autorka wplotła w misterną, szkatułkową opowieść o siostrach – współczesnych i sprzed stulecia. Fiona czyta o żyjących przed laty dziewczynkach Hazel i Pearl, a czym dalej zagłębia się w ich historię, tym bardziej jest przekonana, że nie ma do czynienia z fikcją literacką, jako że akcja tej opowieści rozgrywa się właśnie w miasteczku Lost Lake. Dziewczynka, marząca o tym, aby w przyszłości zostać archeolożką lub historyczką, dociekliwa i skrupulatna, postanawia na własną rękę odkryć, co tak naprawdę spotkało nastolatki.
A jest to zagadka wciągająca, spowita oniryczną atmosferą niczym z „Pikniku pod wiszącą skałą”, gdzie jawa przeplata się ze snem, do samego końca trzymając czytelnika w niepewności, co do tego, czy zagadkę uda się rozwikłać. Będzie to oczywiście wymagało licznych odwiedzin w bibliotece i to nie tylko w pomieszczeniach udostępnionych dla czytelników. Ta konkretna biblioteka kryje bowiem w swoich zakamarkach nie tylko liczne pytania, ale i odpowiedzi związane z sekretem sprzed wieku. ■Wanda Pawlik
Tajemnica Lost Lake
Przekład: Maria Jaszczurowska
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 25 stycznia 2023
1.
Najwcześniejsze wspomnienie Fiony Crane to wielogodzinne oczekiwanie na mrozie. A wszystko przez siostrę.
Kiedy Fiona wracała pamięcią do tego wydarzenia, widziała siebie, jak siedzi, otulona kocem, na szarej metalowej barierce przed dużym metalowym budynkiem. Na ławce obok niej leżały kolorowanka i pudełko kredek, ale zziębnięte palce w wełnianych rękawiczkach nijak nie mogły skorzystać z tych dobrodziejstw. Dziewczynka patrzyła z góry na białe owalne lodowisko, na którym jeździła na łyżwach jej starsza siostra Arden.
Łatwo było dostrzec Arden wśród innych łyżwiarzy figurowych. Wszystkie dzieci z grupy początkującej sunęły po lodzie na jednej nodze, z ramionami na boki. Arden rozpościerała ramiona najszerzej i najwyżej ze wszystkich unosiła nogę. Fiona w tym czasie marzła na ławce: nie czuła zziębniętych pośladków, leciało jej z nosa i nużyło ją bezczynne siedzenie z mamą i oczekiwanie, aż zajęcia siostry się zakończą.
Ale już wtedy, choć miała zaledwie trzy lata, zdążyła się zorientować, że tak właśnie będzie wyglądało życie z Arden Crane. Wieczne czekanie i przyglądanie się z boku. Szukanie resztek wolnej przestrzeni, by wcisnąć w nie własne życie.
Teraz Fiona Crane miała jedenaście lat i właśnie odkrywała, że bycie siostrą Arden może mieć znacznie gorsze konsekwencje. Może na przykład oznaczać, że trzeba będzie się spakować i wyjechać na drugi koniec stanu Massachusetts, do miasteczka zwanego Lost Lake, z dala od wszystkiego, co znane i lubiane.
Fiona westchnęła ciężko i wyjęła kolejne pudło z dusznej, zapchanej bagażówki.
Dom, który kupili państwo Crane, nazywano kolonialnym – nie dlatego, że miał okiennice i rozległą fasadę z tarasem na całej długości, ale dlatego, że wybudowano go w czasach kolonialnych. Deski parkietu skrzypiały, okna były podzielone na małe kwadraty, a drzwi zdążyły się wypaczyć i powykrzywiać tak, że nie pasowały do framug.
– Tak zachowuje się stare drewno przy zmiennych temperaturach – wyjaśniali rodzice, kiedy drzwi otwierały się samoczynnie ze złowieszczym skrzypnięciem albo w ogóle nie chciały się zamknąć. Rodzice Fiony zawsze umieli znaleźć racjonalne, naukowe wytłumaczenie nawet najdziwniejszych zjawisk.
Fiona lubiła racjonalne, naukowe wyjaśnienia. Podobały jej się też dziwne, stare rzeczy – im starsze i dziwniejsze, tym lepiej. W przyszłości zamierzała zostać historyczką albo archeolożką, z tym że nie wiedziała jeszcze, który zawód będzie ciekawszy.
Przeszkadzało jej nie to, że dom jest stary, ale raczej to, że bardzo różni się od budynku, w którym mieszkali w Pittsfield. Tamto miejsce mogła rzeczywiście nazwać d o m e m. Tutaj w powietrzu unosiło się coś ciężkiego – zresztą nie tylko w domu, ale w ogóle w całym miasteczku. Zupełnie jakby Lost Lake miało swoje własne wspomnienia, w których nie było miejsca dla Fiony i jej rodziny.
Dziewczynka wniosła pudło po skrzypiących schodach do swojego nowego pokoju.
Drzwi zdążyły się zamknąć, zanim do nich dotarła, więc otworzyła je kopniakiem. Kiedy weszła do środka, cisnęła pudło na stos innych kartonów, po czym odwróciła się do wyjścia. Drzwi znów się zamykały.
Gdy Fiona ciężko człapała na dół, przemknął obok niej czarno-fioletowy kształt.
– Mamo? – zawołała Arden, wymijając Fionę tak lekkim krokiem, że schody nawet nie skrzypnęły.
– Jestem w kuchni! – odpowiedziała mama.
Arden śmignęła w tamtą stronę. Fiona skierowała się za nią jak mniejszy i powolniejszy cień.
Na pierwszy rzut oka Fiona i Arden były do siebie podobne. Obie odziedziczyły po tacie piwne oczy, długie rzęsy i ciemne włosy, choć Arden udawało się utrzymać gładką fryzurę, a Fiona borykała się z kędzierzawą, rozwichrzoną czupryną. Arden miała wyraźnie zarysowaną brodę jak mama, a Fiona kwadratową szczękę jak tata, przez co sprawiała wrażenie jeszcze bardziej upartej niż w rzeczywistości. Arden była też o dwanaście centymetrów wyższa i poruszała się z prędkością i wdziękiem kolibra, podczas gdy Fiona przypominała jakieś ostrożne stworzenie na krótkich nogach – na przykład świnkę morską.
– Mamo – odezwała się Arden, wpadając do kuchni – co robisz?
Mama spojrzała na nią znad sterty pudeł. Na czole miała smugę farby drukarskiej. W prawej ręce trzymała dwa kubki, a w lewej pogniecioną gazetę.
– Żartujesz? – Arden pokręciła głową, uderzając Fionę w policzek końcówką kucyka. – Jest wpół do czwartej!
– Co takiego? – Mama spojrzała na zegar na kuchence, jeszcze nie zaprogramowany. Odłożyła kubeczki i odgarnęła z czoła kręcone rude włosy, zostawiając na twarzy kolejną smugę. – Już?
– Mamo, proszę cię – powiedziała Arden. – Nie mogę się spóźnić!
– No dobra. – Mama westchnęła. – Weź rzeczy, będę czekała na ciebie w samochodzie.
Fiona obejrzała się za siostrą, która w ułamku sekundy zniknęła jej z oczu.
– Arden musi trenować nawet w dniu przeprowadzki?
– Wiem, niefortunnie się złożyło. – Mama opłukała ręce nad zlewem i sięgnęła po ściereczkę, wiszącą zwykle na drzwiach lodówki. Jako że ściereczki tam nie było, wytarła ręce w dżinsy. – Będziesz musiała pomóc tacie wypakować resztę pudeł, robaczku. Jeśli nie zwrócimy busa do piątej, policzą nam za kolejny dzień. – To powiedziawszy, pocałowała Fionę w czoło i wyszła z kuchni. – Dzięki, że można na ciebie liczyć!
Chwilę później rozległ się warkot silnika, i wkrótce ucichł w oddali.
– To jak, Fifi, gotowa na wyścig z czasem? – zawołał tata, stając w drzwiach wejściowych.
Dzień był gorący jak na połowę czerwca i w furgonetce nie dało się oddychać. Spocona jak mysz, Fiona biegała tam i z powrotem po rampie, czując, że z każdą chwilą słabną jej mięśnie. Dokuczliwy upał wdzierał się nawet pod skórę.
To niesprawiedliwe, że musieli sami z tatą wypakowywać wszystkie pudła. W końcu przeprowadzili się tu ze względu na Arden, żeby miała bliżej do klubu łyżwiarskiego na przedmieściach Bostonu. Rodzice mówili, że przeprowadzka dobrze zrobi całej rodzinie, bo nie trzeba będzie tracić czterech godzin cztery razy w tygodniu na wożenie Arden na treningi, więc teraz będą mieli więcej czasu dla siebie.
Ale gdyby nie Arden, w ogóle nie musieliby tracić czasu.
– Za piętnaście piąta! – krzyknął tata, kiedy wnosili do domu ostatnie pudła. – Zostało akurat tyle czasu, żeby odstawić samochód do wypożyczalni. Podniósł rękę i Fiona przybiła mu piątkę spoconą dłonią. – Wsiadamy, Fifi!
– Tato? – zawołała dziewczynka, zanim ojciec oddalił się biegiem. – Jak wrócimy do domu z wypożyczalni?
Dwadzieścia pięć minut później wyjechali na rowerach z wypożyczalni samochodów dostawczych na nieznane ulice Lost Lake. Fiona jechała za tatą, po drodze mijając stary ceglany budynek poczty, ratusz ozdobiony białymi kolumnami oraz dwa kościoły ze spiczastymi wieżyczkami. Ogromne dęby i klony rzucały cień na uliczki miasta. Choć było dopiero wpół do szóstej, większość sklepów w centrum była już nieczynna, a na drzwiach wisiały tabliczki z napisem ZAMKNIĘTE. W powietrzu unosiła się ciężka cisza.
– Hej! – zawołał tata, kiedy jechali główną ulicą. – Tu jest lodziarnia, musimy ją kiedyś odwiedzić!
Lodziarnia? Zaskoczona dziewczynka uniosła głowę. Trzy czwarte rodziny Crane’ów – profesor anatomii, pielęgniarka i przyszła mistrzyni olimpijska – było zwolennikami zdrowej żywności. Jeśli tata proponował lody, widocznie chciał poprawić humor pozostałej jednej czwartej rodziny, czyli przyszłej historyczce lub archeolożce, która jadła to, co chciała.
Fiona spojrzała na lodziarnię, którą wskazywał tata. Podobnie jak wszystkie inne sklepy i kawiarnie w centrum Lost Lake również ten lokal był zamknięty. Druciane krzesła i stoliki na chodniku wyglądały na twarde i niewygodne – przypominały raczej barykadę niż meble. Nad wejściem smętnie łopotała niebieska markiza.
Fiona poczuła, że ten pusty sklep pasuje do pustki, która zagościła w jej sercu – a dokładniej mówiąc: w miejscu do tej pory zajmowanym przez przyjaciół, stary dom i dawne życie – i nagle zrobiło jej się jeszcze smutniej.
– Tato? – zawołała. – Przeprowadzimy się kiedyś z powrotem do Pittsfield?
Tata obrócił się przez ramię.
– Jak to: z powrotem do Pittsfield?
– No, za parę lat, jak Arden zrobi prawo jazdy i będzie mogła sama jeździć na treningi. Moglibyśmy wtedy wrócić.
Tata zerknął na znak drogowy i zasygnalizował chęć skrętu w lewo.
– No, to niby możliwe, ale mało prawdopodobne.
Fiona poczuła, że na piersi zaciska jej się niewidzialna lina.
– Dlaczego?
– Widzisz, mama może pracować właściwie wszędzie. Tam, gdzie są dzieci, potrzebne są pielęgniarki pediatryczne. Trudniej jest z posadą dla naukowca czy wykładowcy. Gdyby wcześniej zaproponowano mi stanowisko w pobliżu Bostonu, być może przeprowadzilibyśmy się na wschód już parę lat temu.
Lina wokół piersi Fiony zacisnęła się jeszcze mocniej. P a r ę l a t t e m u?
Przez chwilę Fiona wyobrażała sobie, że życie, jakie znała, stopniowo blednie, podobnie jak ścieżka, która doprowadziła ją do tego momentu i łączyła z przeszłością. Przyszłość zaś wydawała się znikać, pożerana przez cienie wielkich drzew w Lost Lake.
Kiedy dotarli do domu przy Lane’s End Road, Fiona czuła przejmującą pustkę w środku, a do tego była spocona i daleko jej było do uczucia świeżości. Poczłapała na górę, żeby wziąć prysznic, ale gdy weszła do kabiny, przypomniała sobie, że szampon i odżywka wciąż leżą w którymś z pudeł. A kiedy wyszła spod prysznica, żeby ich poszukać, okazało się, że ręczników też jeszcze nie zdążyli wypakować.
Kiedy w końcu się umyła i przebrała, zeszła do kuchni, gdzie czekał na nią tata z dwoma pudełkami pizzy. Lody i p i z z a tego samego dnia? Tata najwyraźniej wychodził z siebie, żeby poprawić Fionie nastrój.
– Pizzeria u Daniela. – Dziewczynka odczytała na głos napis na pudełku. – Dlaczego nie zamówiłeś w Pizza Hut albo Domino’s?
– Bo ich tu nie ma. – Tata otworzył jedno z pudełek. – Ale jestem pewien, że ta pizza wcale nie jest gorsza.
A jednak była.
Przede wszystkim nie pokrojono jej na tradycyjne trójkąty, tylko na małe kwadraty, a to zdaniem Fiony nie wróżyło nic dobrego. Sos okazał się mdły, a brzeżek miękki i oklapnięty jak mokra ścierka.
– Mmm – mruknął tata, kiedy przez chwilę jedli w ciszy. – Cóż, do nowego trzeba się przyzwyczaić.
Niebo za oknem zaczynało powoli szarzeć. Fiona zrezygnowała z ostatniego kawałka pizzy i poszła na górę do swojego pokoju. Kopniakiem otworzyła drzwi, padła na łóżko i wyjęła z plecaka laptop, który dostała po siostrze.
W skrzynce mailowej czekała na nią wiadomość od Cynka – zupełnie jakby wiedział, że Fiona właśnie tego teraz potrzebuje.
Hej!
Jak ci się podoba w Lost Lake? Do moich urodzin został jeszcze tydzień! Mama już załatwiła wejściówki, więc możemy zobaczyć wystawę Cuda Egiptu, zanim przejdziemy do głównej części centrum nauki. Włóż koszulkę z hieroglifami. Nick, Bina i ja też wkładamy swoje.
Lecę na trening piłki nożnej. Otwórz załącznik!
Cynek
W załączniku znajdowała się wiadomość zapisana hieroglifami. Jesienią Fiona i jej paczka nauczyli się egipskiego pisma. Zamówili sobie koszulki z nadrukiem własnych imion wypisanych alfabetem obrazkowym, a w czasie lekcji przekazywali sobie zaszyfrowane wiadomości, których nikt inny nie umiał odczytać. Fiona rzuciła okiem na symbole w załączniku. Przepiórka, trzcina, sowa…
Tęsknimy za tobą.
Fiona poczuła dziwną mieszankę żalu i radości.
Upłynęło bardzo dużo czasu, zanim znalazła prawdziwych przyjaciół. Przez pół podstawówki czuła się jak przybysz z innego świata. Dopiero po jakimś czasie poznała Cynka, Nicka i Binę, którzy najwyraźniej przybyli z tej samej planety co ona.
A teraz ich straciła.
Wyłączyła laptopa. W pokoju nagle zrobiło się pusto, jakby przed chwilą ktoś tu był i właśnie wyszedł. Chcąc zająć czymś myśli, dziewczynka wzięła się do rozpakowywania książek. Na pierwszy ogień poszła seria autorstwa Macaulaya. Składały się na nią trzy tomy: Piramida, Zamek i Katedra. Potem wyjęła z pudła książki historyczne i mitologię. Gdy porządkowała półkę z fantastyką i science fiction, za jej plecami rozległo się skrzypnięcie.
Fiona natychmiast się odwróciła, ale nikogo za nią nie było. Na pewno nie w jej pokoju i nie na korytarzu. A jednak drzwi uchyliły się nieco szerzej i stare zawiasy znów zaskrzypiały.
Ciśnienie powietrza, przypomniała sobie Fiona. Stare drewno puchnie, kurczy się i wypacza.
Patrzyła na drzwi przez dłuższą chwilę, a potem dla pewności wyjrzała na korytarz. Przeszła po skrzypiących deskach parkietu na przód domu.
Zajrzała do nowej sypialni rodziców. Zauważyła, że część rzeczy zdążyli już wypakować: słoik z muszelkami z Cape Cod i wieszaczek z kolorowymi wisiorkami mamy, a w otwartej szafce stały już w równym rządku tenisówki taty. Znajome rzeczy źle wyglądały w tym obcym wnętrzu, jak gdyby nawet one wiedziały, że tu nie pasują.
Fiona przeszła na palcach do pokoju Arden. Drzwi były zamknięte, ale nie na zasuwę, więc przez wąską szczelinę mogła zajrzeć do środka. Kiedy dziewczynki były małe, zawsze zostawiały otwarte drzwi do swoich pokoi, żeby móc bez ograniczeń wymieniać książki i zabawki, a także odwiedzać się w każdej chwili. Teraz drzwi zwykle były zamknięte.
Fiona popchnęła je stopą, chcąc zajrzeć do środka. Rozejrzała się po nowym pokoju Arden. Na uchwytach szafek wisiały liczne medale zdobyte na turniejach łyżwiarskich, a na półkach stały puchary i leżały zasuszone bukiety kwiatów. Na ścianach wisiały zdjęcia Arden: Arden podczas skoku, Arden w fazie wyskoku, Arden macha do widowni. Wszędzie Arden.
Fiona podeszła do szafki i wzięła do ręki jeden z medali zawieszonych na klamce. Był złoty, ciężki, z ozdobnym metalowym brzegiem i niebieską wstążką. To przez ten głupi kawałek metalu wszyscy znaleźli się w tym domu i w tym mieście. Po to, żeby Arden mogła poświęcić więcej czasu na treningi i zdobywać kolejne głupie kawałki metalu.
Fiona przez dłuższą chwilę patrzyła na medal, a potem przeszła na drugą stronę pokoju, kucnęła i wsunęła go pod łóżko Arden. Panowały tam egipskie ciemności. Materac zwisał nisko nad ziemią, a ponieważ był przykryty narzutą z falbanką sięgającą aż do podłogi, była szansa, że medal długo się nie znajdzie. Fiona poczuła coś na kształt radosnego podniecenia. Nie planowała tego, ale miała wrażenie, że dobrze to wymyśliła.
Arden w końcu i tak znajdzie ten medal. Będzie się zastanawiała, skąd się tam wziął i kto go tam położył. Może przemknie jej przez głowę, że dom jest nawiedzony. Może da jej to do myślenia i się zastanowi, czy to był dobry pomysł, żeby ciągnąć całą rodzinę do tego dziwnego miasteczka.
Tak byłoby w porządku.
Fiona na palcach wróciła na korytarz, a potem do swojego pokoju. Drzwi znów zaskrzypiały, zamykając się za nią. Dziewczynka nie zwróciła na to uwagi. Sięgnęła do pudełka i wyjęła kolejny ciężki stos książek.
2.
Chłopak posłał Fionie przeciągłe spojrzenie, po czym zbiegł na dół po schodach.
Fiona zakołysała się na piętach. Jej rozmówca raczej nie należał do uprzejmych. Powiedział jej coś, co jego zdaniem powinna wiedzieć. A skoro nie wiedziała, to oznaczało, że nie jest stąd.
Odwróciła się z powrotem do obrazu. U dołu ramy widniała mała złota plakietka z napisem: ŁĄCZĄ NAS NASZE HISTORIE – M.C. Fiona jeszcze raz spojrzała w oczy kobiety z portretu, a potem rozejrzała się na boki. Z tego miejsca korytarz ciągnął się w dwie strony. Widać stąd było główną czytelnię. Po namyśle Fiona postanowiła iść w prawo.
Minęła pomieszczenia oznaczone jako POEZJA, DRAMAT i ROMANSE, aż w końcu dotarła do ostatnich drzwi, na których widniała tabliczka z napisem: KRYMINAŁY.
Bez namysłu otworzyła te drzwi i po chwili znalazła się w pomieszczeniu wyłożonym drewnianą boazerią, dwa razy większym niż jej sypialnia. Podłogę zakrywały stare tureckie dywany, a wzdłuż sufitu biegły ciężkie belki stropowe, z których zwisały stare szklane lampy. Trudno byłoby wyobrazić sobie lepsze miejsce do czytania kryminalnych zagadek. A najwspanialsze w tym wszystkim było to, że Fiona miała cały ten pokój dla siebie.
Przeszła wzdłuż regałów z książkami, przesuwając palcami po ich grzbietach. Większość była obłożona pogniecionymi obwolutami z przezroczystego plastiku. Nagle jednak ręka Fiony spoczęła na jakiejś miękkiej powierzchni – mogła to być satyna albo bardzo zimna skóra.
Dziewczynka zamarła. Książka, na którą natrafiła, była oprawiona w ciemnozieloną skórę. Na grzbiecie nie widniał żaden napis – nie było na nim nawet bibliotecznego oznaczenia. Fiona zdjęła książkę z półki. Wolumin wyglądał na stary – tak stary, że pasowałby do antykwariatu albo do wiekowej skrzyni od lat schowanej na strychu. Na okładce nad szkicem przedstawiającym mroczny las wytłoczono tytuł: Zaginiony. Kiedy Fiona przyjrzała się okładce z bliska, dostrzegła, że na rysunku między poskręcanymi gałęziami drzew widać też inne kształty: zgarbione postaci, stwory ze skrzydłami albo istoty ze świecącymi oczami.
Dziewczynka usiadła na ziemi między regałami, oparła się plecami o drewnianą boazerię i otworzyła książkę.
Pewnego razu były sobie dwie siostry, które wszystko robiły wspólnie. Ale tylko jedna z nich zniknęła.
Fiona poczuła dreszczyk emocji. Przysunęła książkę pod nos i czytała dalej.
3.
Pewnego razu były sobie dwie siostry, które wszystko robiły wspólnie.
Ale tylko jedna z nich zniknęła.
Wszystko wydarzyło się latem w małym miasteczku w Nowej Anglii. Czerwcowy wiatr roznosił wokół zapach bzu, a nad brzegiem rzeki, gdzie siostry lubiły się bawić, fruwały ważki. Ale dziewczęta chodziły nie tylko nad wodę – Hazel i Pearl były razem dosłownie wszędzie. W promieniu kilku mil nie było trawnika ani zagajnika, którego by nie odwiedziły, płotu, przez który by nie przeskoczyły, drzewa, z którego nie kradłyby owoców, zwierzęcia, którego nie ośmieliłyby się dotknąć, ani jaskini, do której by się nie zapuściły.
Razem były nieustraszone.
Dziewczęta należały do najzamożniejszej rodziny w mieście i wszyscy o tym wiedzieli. Dzięki rodzinnemu bogactwu miały pewność, że wykaraskają się z każdej opresji. Ich rodzice często wyjeżdżali w interesach i zdarzało się, że przez kilka tygodni nie było ich w domu, a ponieważ szkoła w żaden sposób nie krępowała wolności sióstr, dziewczynki przy każdej okazji wymykały się surowej gospodyni i robiły, co im się żywnie podobało.
Ich nadęci, poważni sąsiedzi patrzyli na harce dziewczynek i kręcili głowami, a w rozmowach między sobą powtarzali, że obie siostry prawdopodobnie źle skończą. Nie przypuszczali nawet, jak trafne okażą się te przewidywania.
Powiew wiatru szarpnął koroną drzewa za oknem czytelni kryminałów. Cienie zatańczyły na kartach otwartej książki. Fiona przesunęła się kawałek, by usiąść w słońcu.
Próbowała sobie wyobrazić, że ona i Arden też robią wspólnie to, czego im zabraniano – przechodzą przez płot na posesję sąsiadów albo buszują po jaskiniach. Ale Arden nawet w najśmielszych marzeniach Fiony nie chciała współpracować – zawsze się bała, że skręci sobie kostkę i nie będzie mogła jeździć na łyżwach.
Fiona wróciła do lektury.
Pewnego dnia siostry wybrały się do lasu na drugim brzegu rzeki. Hazel akurat zeszła z czubka wysokiej sosny – razem z Pearl odkryły ten szmaragdowy zagajnik porośnięty paprociami i nazwały go Zaklętym Lasem. Przez całą wiosnę ozdabiały drzewa wstążkami i srebrnymi dzwoneczkami, które Hazel ukradkiem zabrała z garderoby matki, a Pearl, lubiąca pisać i ilustrować opowieści, zapełniła cały notes historiami, których akcja rozgrywała się w tym magicznym miejscu.
Kudłaty terier o imieniu Pixie radośnie skakał wokół Hazel, kiedy dziewczynka zeszła z drzewa na ziemię. Piesek nie lubił, kiedy jego pani wchodziła tam, gdzie nie mógł pójść za nią. Wysokie drzewa, rzecz jasna, znajdowały się na pierwszym miejscu listy miejsc zakazanych dla zwierzaka.
– Już dobrze, Pixie – uspokoiła psiaka dziewczynka i podrapała go za uszkiem. – Dobry pies.
Kiedy otrzepywała ze spódnicy kawałki lepkiej kory, z góry dobiegł krzyk.
Serce podeszło Hazel do gardła, bo rozpoznała głos siostry.
– Pearl! – zawołała, ale nie doczekała się odpowiedzi. Od razu pomyślała o Poszukiwaczu.
Poszukiwacz był mroczną istotą, która grasowała w lasach i czyhała na samotnych wędrowców. Miejscowa legenda głosiła, że jeśli jakiś pechowiec wpadł w ręce Poszukiwacza, już nigdy potem go nie widziano.
Hazel jednak wiedziała, że to tylko bajki. Przecież była za mądra, by w nie wierzyć. Poza tym krzyk dobiegł z góry. Hazel zadarła głowę i zmrużyła oczy, wpatrując się w porośnięte zielonym igliwiem gałęzie.
– Pearl! – zawołała jeszcze raz.
Tym razem usłyszała odpowiedź.
– Tu jestem! – odparła Pearl przenikliwym, piskliwym głosem. – Utknęłam! Zaraz się ześlizgnę!
Hazel ruszyła wraz z Pixiem w kierunku, z którego rozległo się wołanie. Między gałęziami pobliskiej sosny widać było fragment spódniczki z koronkową falbanką, a nieco wyżej zatroskaną buzię Pearl.
Hazel oparła dłonie na biodrach.
– Jakim cudem utknęłaś, a jednocześnie się ześlizgujesz? To niemożliwe.
– Nie gadaj, tylko mi p o m ó ż!
Gałąź zatrzęsła się gwałtownie.
Hazel westchnęła i wspięła się na najniższy konar drzewa. Ze wszystkich stron otoczyły ją zielone igiełki, wymierzone w nią niczym setki oskarżycielskich palców. Choć Hazel miała dopiero trzynaście lat, czasami czuła się jak dorosła – odpowiadała nie tylko za siebie, ale również za młodszą o dwa lata Pearl. Częściej jednak miała wrażenie, że nigdy tak do końca nie dorośnie. Wspięła się na następną gałąź, a potem jeszcze wyżej. Osamotniony Pixie skomlał żałośnie, siedząc pod sosną.
– Pospiesz się! – ponagliła siostrę Pearl.
Hazel konsekwentnie zmierzała w górę po chropowatych gałęziach, a kiedy znalazła się ponad siedem metrów nad ziemią, w końcu dostrzegła znajomą sylwetkę.
Pearl zwisała z drzewa, uczepiona rękami gałęzi nad głową. Sztywne podeszwy jej butów opierały się na gałęzi poniżej. Gęsta brązowa czupryna zaplątała się w górną gałąź sosny i tworzyła na głowie dziewczynki coś na kształt pionowo sterczącego knota.
Na ten pocieszny widok Hazel wybuchnęła śmiechem.
– Hazel – wysapała Pearl, gdy starsza siostra dotarła do gałęzi tuż pod nią. – Nie wytrzymam!
Hazel zmierzyła ją wzrokiem. Jeśli Pearl puści gałąź nad głową, by chwycić się tej grubszej poniżej, powyrywa sobie włosy. A jeśli rzeczywiście nie wytrzyma i osłabi chwyt, spadnie prosto na ziemię.
– Coś ty robiła, że ci się tak włosy zaplątały? – zainteresowała się Hazel. Podciągnęła się na gałąź, na której wspierała się siostra.
Konar się zakołysał i Pearl kurczowo zacisnęła palce.
– Nic nie robiłam! – W głosie Pearl pobrzmiewał strach, ale Hazel widziała, że dziewczynka aż wydyma nozdrza ze złości. – Same się zaplątały!
– To trzeba było uważać – odparła Hazel, jak na rozsądną starszą siostrę przystało. Ten ton zawsze doprowadzał Pearl do szału. – Nie ruszaj się.
Starsza siostra otoczyła ramieniem lepki pień sosny, a kiedy usadowiła się między drzewem a Pearl, drugą ręką sięgnęła do kieszeni.
– Co ty robisz? – szepnęła Pearl, kiedy Hazel wyjęła scyzoryk z rękojeścią z macicy perłowej.
„To nie jest odpowiednia zabawka dla dziewczynki”, powiedziała gospodyni, pani Rawlins, kiedy Hazel kupiła sobie scyzoryk za pieniądze, które dostała na urodziny. Ale matka Hazel skwitowała to pobłażliwym uśmiechem, a ojciec roześmiał się i powiedział: „A niech się bawi, czym chce”. I tak to Hazel zatrzymała scyzoryk. Mało tego – wszędzie go ze sobą zabierała: nad jezioro, do lasu, a nawet do kościoła, dyskretnie chowając go do torebki niczym prawdziwa dama.
Poza tym to wcale nie była zabawka.
– Teraz się nie ruszaj – powtórzyła Hazel i chwyciła splątane włosy siostry. Oparła się o pień drzewa i ostrym scyzorykiem odcięła włosy od gałęzi.
Uwolniona Pearl krzyknęła, wypuściła z rąk konar zwisający nad jej głową i uczepiła się pnia sosny.
– No i po wszystkim – oznajmiła Hazel, chowając scyzoryk z powrotem do kieszeni. – Ja zejdę pierwsza.
Schodziła, skacząc z gałęzi na gałąź, a kiedy wylądowała na ziemi, Pixie po raz kolejny wykonał wokół niej radosny pląs.
Pearl zeszła nieco wolniej i mniej energicznie, ale w końcu i ona zeskoczyła na pokryte igliwiem leśne runo. Obrzuciła szybkim spojrzeniem podrapane dłonie, po czym dotknęła czubka głowy. Nad czołem miała nierówną, poszarpaną szczecinę, która na tle długich włosów wyglądała niezbyt twarzowo – jak polanka w środku lasu. Kępka krótkich włosów w połączeniu z przerażeniem, które odmalowało się na twarzy Pearl, sprawiły, że Hazel wybuchła niekontrolowanym śmiechem.
Siostra wpatrywała się w nią pochmurnym wzrokiem. Nastroszone włosy drgały, szarpane wiatrem.
– Przecież to tylko włosy – odezwała się Hazel, kiedy w końcu się opanowała. – Odrosną.
– Ale dopiero za parę miesięcy – odparła Pearl. – Poza tym nie przejmuję się głupimi włosami.
– A czym?
– Wszyscy się dowiedzą! – Zrozpaczona Pearl wytrzeszczyła oczy. – Dowiedzą się, że znów chodziłam po drzewach. Zostanę ukarana i nawet nie będę mogła udawać, że tego nie zrobiłam, bo dowód mam na głowie!
– Przecież ja też chodziłam po drzewach – przypomniała jej Hazel.
– Ale ty możesz powiedzieć, że musiałaś, bo pomagałaś mi zejść. I wyjdziesz na bohaterkę, a ja na łobuza, jak zawsze.
– Nieprawda – zaprotestowała Hazel, choć wiedziała, że w słowach siostry kryje się ziarno prawdy. Hazel była sprytniejsza, bardziej opanowana i znacznie lepiej potrafiła udawać dobrze wychowaną dziewczynkę ze znamienitej rodziny. Spóźniała się i rwała pończochy tak samo często jak młodsza siostra, ale znacznie lepiej ukrywała swoje przewinienia i potrafiła wymyślać wiarygodne kłamstwa na poparcie swojej wersji wydarzeń.
– Przecież wiesz, że mama i tata nic ci nie zrobią – uspokajała siostrę Hazel.
– Ale pani Rawlins zrobi – denerwowała się Pearl. – Już i tak napytałam sobie biedy, kiedy kradłam jagody z ogródka Ephraimów. Ostrzegła mnie wtedy, że jeśli nie będę się przyzwoicie zachowywać przez resztę lata, to zabierze nam Pixiego i komuś go odda.
Kiedy piesek usłyszał swoje imię, trącił noskiem dłoń Pearl. Dziewczynka pogłaskała go z roztargnieniem.
Hazel chwyciła siostrę za ramię.
– Nie może nam zabrać Pixiego, głuptasie. On jest nasz. Dostałyśmy go od taty. Jeśli Rawlisica go komuś odda, ojciec ją wyrzuci.
Ale rodzina nie dałaby sobie rady bez pani Rawlins i dziewczynki dobrze o tym wiedziały. Gdyby nie gospodyni, dom szybko popadłby w ruinę. Ojciec dziewczynek często powtarzał, że bez pani Rawlins już dawno pomarliby z głodu, zimna albo brudu.
Pearl nie odrywała wzroku od ziemi. Miała tak smutną buzię, że Hazel zrobiło się jej żal. W końcu westchnęła, wyjęła scyzoryk z kieszeni, chwyciła kosmyk własnych włosów i ucięła go.
– Może być?
Pearl spojrzała na siostrę i otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć. Kąciki jej ust uniosły się delikatnie.
– A jeżeli ktoś zapyta, co się stało – powiedziała Hazel – to powiemy, że spacerowałyśmy po lesie, ale przez nieuwagę zaplątałyśmy włosy w nisko zwisającą gałąź, lepką od żywicy. No i nie było innego wyjścia, musiałyśmy się jakoś uwolnić.
To powiedziawszy, dziewczynka rzuciła na ziemię ucięte pasmo. Pixie powąchał je, a potem głośno kichnął. Brązowe włosy i rdzawe igliwie uniosły się w powietrzu dookoła niego.
Hazel schowała scyzoryk.
– Albo obie będziemy miały kłopoty, albo żadna z nas.
Pearl uśmiechnęła się nieco szerzej. Hazel wiedziała już, że jej propozycja spotkała się z uznaniem. Podzielą się kłamstwem po połowie. Tym sposobem będą miały kolejną tajemnicę, która je połączy.
– Idziemy – zakomenderowała Hazel. – I tak spóźnimy się na kolację.
– Dobra – zgodziła się Pearl. – Ale nie idę na skróty.
Skrót prowadził przez kłodę porośniętą mchem, która łączyła dwa brzegi rzeki w jednym z węższych miejsc. Jeśli ktoś miał dobre poczucie równowagi i się nie bał, to mógł w ten sposób przeprawić się przez wodę i zeskoczyć na ostre skały, a stamtąd przejść na drugi brzeg.
Hazel zdenerwowała się na siostrę.
– Przecież tamtędy będzie szybciej!
– Ale poziom wody jest za wysoki – narzekała Pearl. – A poza tym Pixie się boi.
Piesek zaskomlał cichutko.
– Niech wam będzie. – Hazel westchnęła. – Pójdziemy przez most Pastora. Ale radzę szybko przebierać nogami.
Dziewczęta pobiegły przez las do mostu Pastora, który znajdował się niedaleko granicy miasteczka. Kudłaty psiak pędził przed siostrami, a za nimi kładł się cień o wiele większego, mrocznego bytu, który tylko czekał, by schwytać nic niepodejrzewające ofiary.
Koniec rozdziału. Fiona przesunęła palcami w dół strony. Wyobraziła sobie, jak Pearl i Hazel biegną po starym drewnianym moście, a ich nierówno wystrzyżone włosy kołyszą się na wietrze. Arden za nic nie obcięłaby sobie pasma włosów, żeby ratować Fionę. Nie mogłaby sobie pozwolić na to, by źle prezentować się na lodowisku, nawet jeśli dzięki temu ocaliłaby siostrę przed surową karą.
Nagle jedna z desek parkietu w czytelni skrzypnęła.
Fiona podniosła głowę.
Nikogo nie dostrzegła, ale między regałami łatwo się było schować. Zaczęła więc nasłuchiwać. Po chwili znów dało się słyszeć czyjś krok, a potem cichutkie znużone westchnienie.
Fiona przycisnęła do piersi plecak i szybko schowała się za półką z książkami. Nie miała ochoty na ponowne spotkanie z kimś nieznajomym. Przywarła do regału i zamarła w bezruchu.
Ale zapadła cisza.
Dziewczynka otworzyła książkę, by zacząć następny rozdział. Jeśli nawet w pomieszczeniu rozległo się kolejne skrzypnięcie lub westchnienie albo jeśli z drugiego kąta obserwowały ją czyjeś oczy, Fiona i tak nie zwróciła na to uwagi, bo lektura pochłonęła ją bez reszty.