Święte miejsce trzech wielkich religii. Pole bitwy ścierających się cywilizacji. Zarzewie krwawego fanatyzmu i kolebka idei pojednania. Od ponad trzech tysięcy lat fascynuje i przyciąga jak magnes. Jerozolima – Al-Quds – Jeruszalaim. Poznaj miasto, w którym zawiera się historia świata.


“Jerozolima. Biografia” to epicka historia trzech tysięcy lat wiary, fanatyzmu, rozlewu krwi i współistnienia, od króla Dawida do XXI wieku, od narodzin judaizmu, chrześcijaństwa i islamu po konflikt izraelsko-palestyński.

W jaki sposób to małe, odległe miasteczko stało się Świętym Miastem, „centrum świata”, a teraz kluczem do pokoju na Bliskim Wschodzie? W porywającej narracji Simon Sebag Montefiore ukazuje to nieustannie zmieniające się miasto w jego wielu wcieleniach, ożywiając każdą epokę i każdą postać.

Biografia Jerozolimy jest opowiedziana poprzez wojny, romanse i objawienia mężczyzn i kobiet, którzy stworzyli, zniszczyli, opisali Jerozolimę i uwierzyli w Jerozolimę. Oprócz wielu zwykłych mieszkańców Jerozolimy, którzy odcisnęli swoje piętno na mieście, to także królowie, cesarze i politycy – od Salomona, Saladyna i Sulejmana Wspaniałego po Kleopatrę, Kaligulę i Churchilla; od Abrahama do Jezusa i Mahometa; od starożytnego świata Izebel, Nabuchodonozora, Heroda i Nerona do współczesnych czasów Kaisera, Disraeli, Marka Twaina, Lincolna, Rasputina, Lawrence’a z Arabii i Moshe Dayana.

W tej mistrzowskiej narracji Simon Sebag Montefiore ożywia święte miasto i opierając się na najnowszych badaniach naukowych pokazuje, że historia Jerozolimy jest naprawdę historią świata.

Simon Sebag Montefiore (ur. 27 czerwca 1965 w Londynie) – brytyjski historyk i dziennikarz. Absolwent Gonville and Caius College na Uniwersytecie Cambridge[1]. W latach dziewięćdziesiątych podróżował po byłym ZSRR (odwiedził Kaukaz, Ukrainę i Azję Środkową). Autor wielu artykułów na temat Rosji dla takich pism, jak: „Sunday Times”, „New York Times” i „Spectator”. Jest także prezenterem telewizyjnych filmów dokumentalnych i członkiem Royal Society of Literature. Mieszka w Londynie z żoną, powieściopisarką Santą Montefiore i dwojgiem dzieci. Jego książki były opublikowane w ponad 35 językach.

Simon Sebag Montefiore
Jerozolima. Biografia
Przekład: Maciej Antosiewicz, Władysław Jeżewski
Wydawnictwo Znak Horyzont
Premiera: 25 stycznia 2023
 
 


Widok Jerozolimy jest historią świata; jest czymś więcej, jest historią nieba i ziemi.
Benjamin Disraeli, Tancred

Miasto rozrastało się, rozbudowywało, burzono je i wznoszono na nowo. Jerozolima jest podstarzałą nimfomanką, która wyciska ostatnie soki ze swych kolejnych kochanków, zanim zrzuci ich z siebie, ziewając szeroko; samicą pająka, co pożera spółkujące z nią samce, gdy te jeszcze tkwią w jej odwłoku.
Amos Oz, Opowieść o miłości i mroku (przeł. Leszek Kwiatkowski)

Ziemia Izraela jest środkiem świata; Jerozolima jest środkiem Ziemi; Świątynia jest środkiem Jerozolimy; Święte Świętych jest środkiem Świątyni; Arka Przymierza jest środkiem Świętego Świętych, a Kamień Węgielny, z którego powstał świat, jest przed Arką Przymierza.
Midrasz Tanchuma, Kedoszim 10

Sanktuarium ziemi jest Syria; sanktuarium Syrii jest Palestyna; sanktuarium Palestyny jest Jerozolima; sanktuarium Jerozolimy jest Góra; sanktuarium Góry jest miejsce kultu; sanktuarium miejsca kultu jest Kopuła na Skale.
Thaur ibn Yazid, Fadail

Jerozolima jest najwspanialszym z miast, ale ma też swoje złe strony. Dlatego mówi się, że „Jerozolima jest złotą czarą pełną skorpionów”.
Muqaddasi, Description of Syria including Palestine

PRZEDMOWA

Historia Jerozolimy jest historią świata, ale również kroniką ubogiego, często prowincjonalnego miasta leżącego wśród judejskich wzgórz. Jerozolima była niegdyś uważana za środek świata, a dzisiaj jest to bardziej prawdziwe niż kiedykolwiek: miasto jest widownią walk pomiędzy religiami abrahamowymi, świątynią zyskującego coraz większe wpływy chrześcijańskiego, żydowskiego i islamskiego fundamentalizmu, strategicznym polem bitwy ścierających się cywilizacji, linią frontu pomiędzy ateizmem a wiarą, ośrodkiem wiecznej fascynacji, przedmiotem nieprawdopodobnych teorii spiskowych i internetowego mitotwórstwa oraz jasno oświetloną sceną dla kamer filmowych z całego świata w epoce dwudziestoczterogodzinnych serwisów informacyjnych. Zainteresowania religijne, polityczne i medialne podsycają się nawzajem, co sprawia, że Jerozolima jest dzisiaj uważniej obserwowana niż kiedykolwiek przedtem.
Jerozolima jest świętym miastem, a mimo to zawsze była siedliskiem przesądów, szarlatanerii i fanatyzmu; przedmiotem pożądania i dumy imperiów, choć nie przedstawia żadnej wartości strategicznej; kosmopolitycznym domem wielu sekt, a mimo to każda z nich wierzy, iż miasto należy tylko do niej; miastem wielu nazw, chociaż każda z tradycji jest tak sekciarska, że wyklucza wszystkie pozostałe. Jest to miejsce o takiej delikatności, że w tradycji żydowskiej opisywano je zawsze jako zmysłową, żywą kobietę, zawsze jako piękność, ale raz jako bezwstydną nierządnicę, a innym razem jako zranioną księżniczkę, którą porzucili ukochani. Jerozolima jest domem jednego Boga, stolicą dwóch narodów, świątynią trzech religii i jedynym miastem, które ma istnieć dwa razy – w niebie i na ziemi: niezrównany powab ziemskiego nie umywa się do wspaniałości niebiańskiego. Sam fakt, że Jerozolima jest zarówno ziemska, jak i niebiańska, oznacza, że miasto może istnieć wszędzie: nowe Jerozolimy zakładano na całym świecie i wszyscy mieli własne wyobrażenie o Jerozolimie. Prorocy i patriarchowie, Abraham, Dawid, Jezus i Mahomet stąpali podobno po jej kamieniach. Tutaj zrodziły się religie abrahamowe i świat również skończy się tutaj w dniu Sądu Ostatecznego. Jerozolima, święte miasto ludów Księgi, jest miastem Księgi: Biblia stanowi, pod wieloma względami, kronikę Jerozolimy, a jej czytelnicy, od Żydów i pierwszych chrześcijan poprzez muzułmańskich zdobywców i krzyżowców po dzisiejszych amerykańskich ewangelistów, ustawicznie zmieniali jej historię, aby spełnić biblijne proroctwo.
Kiedy Biblia została przetłumaczona na grekę, a później na łacinę i angielski, stała się księgą uniwersalną, a Jerozolima miastem uniwersalnym. Wszyscy wielcy królowie wywodzili się od Dawida, wszystkie szczególne narody były nowymi Izraelitami, a każda wzniosła cywilizacja była nową Jerozolimą, miastem, które nie należy do nikogo i istnieje dla wszystkich w ich wyobrażeniach. I na tym polega tragedia miasta, a także jego urok: wszyscy, którzy marzyli o Jerozolimie, wszyscy goście we wszystkich epokach, od apostołów Jezusa po żołnierzy Saladyna, od wiktoriańskich pielgrzymów po dzisiejszych turystów i dziennikarzy, przybywają z własną wizją autentycznej Jerozolimy i są gorzko rozczarowani tym, co znajdują, zmieniającym się nieustannie miastem, które rozkwitało i podupadało, było odbudowywane i niszczone wiele razy. Ale ponieważ jest to Jerozolima, własność wszystkich, tylko ich wyobrażenie jest prawdziwe; skażona syntetyczna rzeczywistość musi być zmieniona; wszyscy mają prawo zastąpić Jerozolimę swoją „Jerozolimą” – i ogniem i mieczem, często to czynili.
Ibn Chaldun, czternastowieczny historyk, który jest zarówno uczestnikiem, jak i źródłem dla części wydarzeń opisanych w tej książce, zauważył, że historia „jest bardzo poszukiwana. Ludzie na ulicy pretendują do jej znajomości. Królowie i przywódcy rywalizują o nią”. Odnosi się to zwłaszcza do Jerozolimy. Nie można napisać historii tego miasta, jeśli się nie zrozumie, że Jerozolima jest tematem, punktem oparcia, a nawet kośćcem historii świata. W czasach, kiedy potęga internetowej mitologii oznacza, że komputerowa mysz i zakrzywiony miecz mogą być orężem w tym samym fundamentalistycznym arsenale, poszukiwanie faktów historycznych jest znacznie ważniejsze, niż było dla Ibn Chalduna.
Historia Jerozolimy musi być studium natury świętości. Zwrotu „Święte Miasto” używa się nieustannie, aby opisać cześć dla jej świątyń, ale naprawdę oznacza to, że Jerozolima stała się najważniejszym na ziemi miejscem do komunikacji pomiędzy Bogiem a człowiekiem.
Musimy również odpowiedzieć sobie na pytanie: spośród wszystkich miejsc na świecie, dlaczego właśnie Jerozolima? Miasto było oddalone od szlaków handlowych na wybrzeżu Morza Śródziemnego; pozbawione dostępu do wody, spieczone letnim słońcem, chłostane zimowymi wiatrami, jego skały ostre i niegościnne. Ale wybór Jerozolimy jako miasta Świątyni był po części arbitralny i osobisty, po części organiczny i ewolucyjny. Świętość stała się jeszcze pełniejsza, ponieważ Jerozolima od dawna była święta. Świętość wymaga nie tylko uduchowienia i wiary, lecz także uzasadnienia i tradycji. Każdy radykalny prorok prezentujący nową wizję musi wyjaśnić stulecia, które minęły, i przedstawić swoje objawienie w uznanym języku i geografii świętości – przepowiedni wcześniejszych objawień i miejsc od dawna otoczonych czcią. Nic nie przydaje miejscu większej świętości niż konkurencja innej religii.
Wielu ateistycznych gości odstręcza ta świętość, postrzegana jako zaraźliwy przesąd w mieście dotkniętym pandemią cnotliwego fanatyzmu. Ale takie podejście jest zaprzeczeniem głęboko ludzkiej potrzeby religii, bez której nie da się zrozumieć Jerozolimy. Religie muszą tłumaczyć ulotne radości i wieczne niepokoje, które mamią i przerażają ludzkość: pragniemy poczuć obecność siły większej od nas. Żywimy szacunek dla śmierci i od dawna usiłujemy znaleźć w niej sens. Jako miejsce spotkania Boga i człowieka Jerozolima jest punktem, gdzie te kwestie zostaną rozstrzygnięte w dniu Apokalipsy – pod koniec czasu, kiedy dojdzie do bitwy pomiędzy Chrystusem i Antychrystem, kiedy Kaaba przybędzie z Mekki do Jerozolimy, kiedy nastąpi Sąd Ostateczny, zmartwychwstanie umarłych i nastanie Królestwo Niebieskie, Nowa Jerozolima. Wszystkie trzy religie abrahamowe wierzą w Apokalipsę, ale szczegóły różnią się w zależności od wyznania i sekty. Sekularyści mogą uważać to wszystko za archaiczną bujdę, ale w rzeczywistości jest dokładnie przeciwnie, takie idee są aż nazbyt aktualne. W dzisiejszej epoce żydowskiego, chrześcijańskiego i muzułmańskiego fundamentalizmu Apokalipsa jest dynamiczną siłą w gorączkowej polityce świata.
Śmierć jest naszym nieodłącznym towarzyszem: pielgrzymi przybywali do Jerozolimy, aby umrzeć i spoczywać po śmierci wokół Świętej Skały i aby zmartwychwstać w dniu Sądu Ostatecznego, i nadal to robią. Miasto jest otoczone cmentarzami i zbudowane na cmentarzach, zasuszonym szczątkom starożytnych świętych oddaje się cześć – zmurszała poczerniała prawa ręka Marii Magdaleny nadal jest wystawiana na widok publiczny w bazylice Grobu Świętego; wiele świątyń, a nawet wiele prywatnych domów zostało wybudowanych wokół grobowców. Ciemność tego miasta umarłych bierze się nie tylko ze swoistej nekrofilii, lecz także z nekromancji: umarli są tutaj prawie żywi, nawet gdy czekają na zmartwychwstanie. Niekończąca się walka o Jerozolimę – rzezie, zamieszki, wojny, terroryzm, oblężenia i katastrofy – zamieniły to miasto w pole bitwy, mówiąc słowami Aldousa Huxleya, w „rzeźnię religii”, według Flauberta w „kostnicę”. Melville nazwał to miasto „czaszką” oblężoną przez „armie umarłych”, natomiast Edward Said wspominał, że jego ojciec nienawidził Jerozolimy, ponieważ „przypominała mu o śmierci”.
To sanktuarium nieba i ziemi nie zawsze rozwijało się z udziałem opatrzności. Religie zaczynają się od iskry objawionej jednemu charyzmatycznemu prorokowi – Mojżeszowi, Jezusowi, Mahometowi. Imperia są zakładane, miasta zdobywane dzięki energii i szczęściu jednego wodza. Decyzje jednostek, poczynając od króla Dawida, uczyniły z Jerozolimy – Jerozolimę.
Z pewnością trudno się było spodziewać, że niewielka cytadela Dawida, stolica małego królestwa, stanie się środkiem świata. Jak na ironię, to zburzenie Jerozolimy przez Nabuchodonozora stworzyło podstawę dla świętości, ponieważ w wyniku tej katastrofy Żydzi zaczęli uwieczniać i opiewać chwałę Syjonu. Takie kataklizmy zwykle prowadzą do zniknięcia całych narodów. A jednak spektakularne przetrwanie Żydów, ich uparte oddanie swojemu Bogu, a przede wszystkim ich wersja historii zapisana w Biblii, położyły fundament pod sławę i świętość Jerozolimy. Biblia zajęła miejsce żydowskiego państwa i Świątyni i stała się, jak ujął to Heinrich Heine, „przenośną ojczyzną Żydów, przenośną Jerozolimą”. Żadne inne miasto nie ma własnej księgi i żadna inna księga nie kierowała w taki sposób przeznaczeniem miasta.
Świętość miasta wyrastała z wyjątkowości Żydów jako narodu wybranego. Jerozolima stała się miastem wybranym, Palestyna ziemią wybraną, a tę wyjątkowość odziedziczyli i przejęli chrześcijanie i muzułmanie. Najwyższa świętość Jerozolimy i ziemi Izraela znalazła odzwierciedlenie w narastającej religijnej obsesji na tle powrotu Żydów do Izraela i zachodnim entuzjazmie dla syjonizmu, jej świeckiego odpowiednika, od szesnastowiecznej reformacji w Europie po lata siedemdziesiąte dwudziestego wieku. Od tamtej pory tragiczna, wyjątkowa historia Palestyńczyków, z Jerozolimą jako ich Świętym Miastem, zmieniła sposób patrzenia na Izrael. Zachodnia fiksacja, poczucie uniwersalnego prawa własności może więc działać w obie strony. Dzisiaj znajduje odzwierciedlenie w bacznej obserwacji Jerozolimy i konfliktu izraelsko-palestyńskiego, bardziej zaciętego i emocjonalnego niż jakikolwiek konflikt na świecie.
Nic jednak nie jest takie proste, jak się wydaje. Historia często przejawia się w cyklach gwałtownych zmian i raptownych zwrotów, ale chcę pokazać, że Jerozolima była często miastem ciągłości i współistnienia, niejednorodną metropolią niejednorodnych budowli i niejednorodnego narodu, który wymyka się wąskim klasyfikacjom, należącym do odrębnych legend religijnych i nacjonalistycznych koncepcji z czasów późniejszych. Dlatego właśnie, w miarę możliwości, odtwarzam historię poprzez dramaty rodów – potomków Dawida, Machabeuszy, Herodian, Umajjadów oraz następców Baldwina i Saladyna, aż do Husajnich, Chalidich, Spaffordów, Rothschildów i Montefiore – które ukazują organiczny wzór życia, wymykający się raptownym przypadkom i sekciarskim interpretacjom konwencjonalnej historii. Nie ma po prostu dwóch stron Jerozolimy, lecz wiele powiązanych ze sobą, przenikających się nawzajem kultur i nawarstwiających się tożsamości – wielopłaszczyznowy, zmieniający się kalejdoskop arabskich ortodoksów, arabskich muzułmanów, Żydów sefardyjskich, Żydów aszkenazyjskich, Żydów haredim niezliczonych odłamów, Żydów świeckich, grekokatolickich Ormian, Gruzinów, Serbów, Rosjan, Koptów, protestantów, Etiopczyków, łacinników i tak dalej. Jeden człowiek często miał kilka różnych tożsamości, co stanowiło ludzki odpowiednik jerozolimskich warstw kamienia i kurzu.
Znaczenie miasta rosło i spadało, wiecznie w ruchu, zawsze w stanie transformacji, jak roślina, która zmienia kształt, rozmiary, a nawet kolor, lecz zawsze pozostaje zakorzeniona w tym samym miejscu. Ostatnie wcielenie Jerozolimy – jako medialnego „Świętego Miasta trzech religii” i dwudziestoczterogodzinnego spektaklu telewizyjnego – jest stosunkowo niedawne. Były stulecia, kiedy wydawało się, że Jerozolima traci swoje znaczenie religijne i polityczne. W wielu przypadkach to polityczna konieczność, a nie boskie objawienie, stymulowała i rozniecała zapał religijny.
Ilekroć Jerozolima wydawała się najbardziej zapomniana i nieistotna, bibliolatria – gorliwe poszukiwanie biblijnej prawdy przez ludzi w odległych krajach, czy to w Mekce, w Moskwie, czy w Massachusetts – często na powrót przenosiła wiarę do Jerozolimy. Wszystkie miasta są oknami na cudzoziemski sposób myślenia, ale to miasto jest również dwukierunkowym zwierciadłem, ukazującym jego życie wewnętrzne i odbijającym świat zewnętrzny. Czy była to epoka totalnej wiary, cnotliwego budowania imperium, ewangelicznego objawienia, czy świeckiego nacjonalizmu, Jerozolima stawała się jej symbolem i jej nagrodą. Ale podobnie jak w gabinecie luster, odbicia zawsze były zniekształcone, często dziwaczne.
Jerozolima zawsze potrafiła rozczarowywać i dręczyć zarówno zdobywców, jak i przyjezdnych. Kontrast pomiędzy miastem rzeczywistym a niebiańskim jest tak rozdzierający, że do miejskiego szpitala psychiatrycznego przyjmuje się co roku stu pacjentów cierpiących na jerozolimski syndrom, szaleństwo oczekiwania, rozczarowania i ułudy. Ale syndrom ten ma również aspekt polityczny: Jerozolima opiera się zdrowemu rozsądkowi, pragmatycznej polityce i strategii, istniejąc w królestwie niezwyciężonych emocji, nieprzeniknionych dla rozumu.
Każde zwycięstwo w tej walce o dominację i prawdę tylko potęguje jeszcze świętość miasta dla innych. Im bardziej chciwy zdobywca, im bardziej zawzięta rywalizacja, tym gwałtowniejsza reakcja. Króluje tutaj prawo niezamierzonych konsekwencji.
Żadne inne miejsce nie budzi takiej żądzy posiadania na wyłączność. Ale ten zawistny zapał jest śmieszny, ponieważ większość jerozolimskich świątyń i podań, które się z nimi wiążą, została zapożyczona lub skradziona, albowiem należały wcześniej do innej religii. Przeszłość miasta jest często wyimaginowana. Dosłownie każdy kamień tkwił niegdyś w dawno zapomnianej świątyni innej wiary, łuku triumfalnym innego imperium. Większości, choć nie wszystkim podbojom, towarzyszył impuls, aby wymazać piętno innych religii, przywłaszczając sobie ich tradycje, podania, zabytki. Było wiele zniszczeń, częściej jednak zdobywcy nie niszczyli tego, co zastali, lecz przejmowali i przebudowywali. Najważniejsze miejsca, takie jak Wzgórze Świątynne, Cytadela, Miasto Dawida, góra Syjon i bazylika Grobu Świętego, nie stanowią odrębnych warstw historycznych, lecz są jak palimpsesty, hafty, w których jedwabne nici są tak posplatane, że obecnie nie da się ich rozdzielić.
Dążenie do zawładnięcia zaraźliwą świętością innych sprawiło, że niektóre miejsca stały się święte dla wszystkich trzech religii po kolei, a później jednocześnie; królowie wydawali dekrety, ludzie umierali dla nich – a mimo to są dzisiaj niemal zapomniane. Góra Syjon była obiektem żarliwego kultu dla Żydów, muzułmanów i chrześcijan, lecz dzisiaj niewielu jest muzułmańskich lub żydowskich pielgrzymów i znowu stała się głównie chrześcijańska.
W Jerozolimie prawda jest często znacznie mniej ważna niż mit. „W Jerozolimie nie pytajcie mnie o fakty historyczne – powiedział wybitny palestyński historyk, doktor Nazmi al-Dżube. – Bez zmyśleń nic nie pozostanie”. Historia jest tutaj tak dojmująco potężna, że ustawicznie się ją zniekształca: archeologia sama w sobie jest siłą historyczną i czasami archeolodzy dysponowali taką samą potęgą jak żołnierze, werbowani po to, aby dostosowywać przeszłość do teraźniejszości. Dyscyplina, która chce być obiektywna i naukowa, nie może być wykorzystywana do racjonalizowania religijno-etnicznych uprzedzeń i uzasadniania imperialnych ambicji. Izraelczycy, Palestyńczycy i protestanccy imperialiści XIX stulecia opisywali te same wydarzenia, nadając im sprzeczne znaczenia i przytaczając różne fakty na ich poparcie. Zatem historia Jerozolimy musi być zarówno historią prawdy, jak i legendy. Ale fakty istnieją i ta książka zamierza o nich opowiedzieć, choćby były najbardziej nieprzyjemne dla jednej albo drugiej strony.
 

Moim celem jest napisanie historii Jerozolimy w jej najszerszym sensie dla różnych odbiorców, czy będą to ateiści, czy ludzie wierzący, chrześcijanie, muzułmanie czy Żydzi, bez politycznego angażowania się w dzisiejszy konflikt.
Opowiadam tę historię chronologicznie, poprzez dzieje mężczyzn i kobiet – żołnierzy i proroków, poetów i królów, chłopów i muzyków – oraz rodów, które stworzyły Jerozolimę. Myślę, że jest to najlepszy sposób, aby przywrócić miasto do życia i pokazać, w jakim stopniu jego złożone i nieoczekiwane prawdy są rezultatem tej historii. Tylko dzięki ujęciu chronologicznemu można uniknąć pokusy patrzenia na przeszłość poprzez obsesje teraźniejszości. Starałem się unikać teleologii – pisania historii tak, jakby wszystkie konsekwencje były nieuniknione. Ponieważ każda zmiana jest reakcją na tę, która ją poprzedzała, chronologia to najlepszy sposób, aby nadać sens tej ewolucji, odpowiedzieć na pytanie – dlaczego Jerozolima? – i pokazać, dlaczego ludzie postępowali tak, jak postępowali. Mam nadzieję, że będzie to również sposób najbardziej zajmujący. Dlaczego mam psuć opowieść, która – by użyć hollywoodzkiej sztampy, w tym przypadku usprawiedliwionej – jest najwspanialszą historią, jaką kiedykolwiek opowiedziano? Wśród tysięcy książek o Jerozolimie jest niewiele opracowań historycznych. Cztery epoki – Dawida, Jezusa, krzyżowców i konfliktu arabsko-izraelskiego – są znane dzięki Biblii, filmom, powieściom i serwisom informacyjnym, ale często nadal są niewłaściwie rozumiane. A co do reszty, to bardzo chcę przywrócić zapomnianą w znacznym stopniu historię nowym czytelnikom.
Jest to historia Jerozolimy jako centrum dziejów świata, ale nie jest pomyślana jako encyklopedyczna historia wszystkich aspektów Jerozolimy ani przewodnik po każdej niszy, kapitelu i łuku w każdej budowli. Nie jest to szczegółowa historia prawosławnych, łacinników czy Ormian, hanafickiej lub szafiickiej szkoły prawa, chasydów czy karaimów, nie została też opowiedziana z jakiegoś szczególnego punktu widzenia. O życiu muzułmańskiego miasta od Mameluków do mandatu brytyjskiego pisano bardzo mało. Genealogie muzułmańskich rodów jerozolimskich były badane przez historyków dziejów palestyńskich, lecz pomijane przez popularnych autorów. Ich losy były i są niezwykle ważne, zadbałem więc o to, aby źródła niedostępne jak dotąd w języku angielskim zostały przetłumaczone z arabskiego, i przeprowadziłem rozmowy z przedstawicielami tych rodów, aby poznać ich historię. Ale stanowią one tylko część mozaiki. Nie jest to historia judaizmu, chrześcijaństwa czy islamu, ani studium o naturze Boga w Jerozolimie: wszystko to zrobili już z wielką znajomością rzeczy inni – ostatnio Karen Armstrong w znakomitej książce Jerusalem: One City, Three Faiths (Jerozolima: Jedno miasto, trzy religie). Nie ma to również być szczegółowa historia konfliktu arabsko-palestyńskiego: żaden temat nie jest dzisiaj dokładniej analizowany. Ale moim śmiałym zamiarem było uwzględnić wszystkie te kwestie, we właściwych, mam nadzieję, proporcjach.
Moim zadaniem jest przedstawienie faktów, a nie zgłębianie tajemnic różnych religii. Z pewnością nie roszczę sobie prawa do orzekania, czy boskie cuda i święte teksty trzech wielkich religii są „prawdziwe”. Każdy, kto studiuje Biblię lub historię Jerozolimy, musi zrozumieć, że jest wiele stopni prawdy. Wierzenia innych religii i innych epok wydają się nam dziwne, natomiast znane zwyczaje naszych czasów i miejsc zawsze wydają się doskonale racjonalne. Nawet XXI stulecie, które wielu zdaje się uważać za apogeum świeckiego racjonalizmu i zdrowego rozsądku, ma własne obiegowe mądrości i quasi-religijne ortodoksje, które nasze prawnuki uznają za niedorzeczne. Ale wpływ religii i ich cudów na historię Jerozolimy jest bez wątpienia prawdziwy i nie można poznać Jerozolimy bez ostrożnego choćby szacunku dla religii.
Są w historii Jerozolimy stulecia, o których niewiele wiadomo. Chodzi o Jerozolimę, więc spory akademickie i archeologiczne są często zajadłe, czasem gwałtowne, a zdarzało się, że prowadziły do zamieszek i walk. Wydarzenia ostatniego półwiecza budzą takie kontrowersje, że istnieje wiele ich wersji.
We wczesnym okresie historycy, archeolodzy i dziwacy naginali, urabiali i przeinaczali nieliczne dostępne źródła w taki sposób, aby pasowały do wszelkich możliwych teorii, których następnie bronili z całym przekonaniem o ich absolutnej pewności. We wszystkich przypadkach weryfikowałem oryginalne źródła oraz wiele teorii i wyciągałem wnioski. Gdybym w każdym przypadku chciał się wszechstronnie asekurować, najczęstszymi słowami w tej książce byłyby „zapewne”, „prawdopodobnie” i „być może”. Dlatego nie używałem ich przy każdej okazji, ale proszę czytelnika, aby zrozumiał, że za każdym twierdzeniem kryje się ogromna literatura, z której starałem się wybrać właściwą interpretację opartą na najnowszych badaniach. Poszczególne części zostały sprawdzone i przeczytane przez specjalistów. Miałem to szczęście, że pomagało mi w tym wielu najwybitniejszych profesorów.
Najpoważniejsza kontrowersja dotyczy króla Dawida, ponieważ jej polityczne implikacje są niezwykle doniosłe i bardzo aktualne. Nawet na płaszczyźnie naukowej ten spór był prowadzony bardziej dramatycznie i z większą zaciętością, niż na jakikolwiek inny temat, z wyjątkiem może natury Chrystusa czy Mahometa. Źródłem do dziejów Dawida jest Biblia. Jego historyczne istnienie od dawna uznawano za pewnik. W XIX wieku imperialistyczno-chrześcijańskie zainteresowanie Ziemią Świętą zainspirowało archeologiczne poszukiwania Jerozolimy Dawida. Utworzenie państwa Izrael w 1948 roku zmieniło chrześcijański charakter tych poszukiwań, nadając mu emocjonalny religijno-polityczny kontekst ze względu na status Dawida jako założyciela żydowskiej Jerozolimy. Z braku świadectw na temat Jerozolimy pochodzących z X wieku rewizjonistyczni historycy izraelscy pomniejszali znaczenie miasta Dawida. Niektórzy wyrażali nawet wątpliwości, czy był on postacią historyczną, ku wielkiemu oburzeniu żydowskich tradycjonalistów i ku uciesze polityków palestyńskich, ponieważ podważało to żydowskie roszczenia do Jerozolimy. Ale odkrycie steli z Tel Dan w 1994 roku dowiodło, że król Dawid istniał naprawdę. Biblia, chociaż nie była w swoim zamyśle pisana jako historia, jest mimo to źródłem historycznym, którym się posłużyłem do uzupełnienia opowieści. Zasięg terytorialny miasta Dawida i wiarygodność Biblii zostały omówione w tekście, a o dzisiejszym konflikcie wokół miasta Dawida jest mowa w epilogu.
Na wszystko, co można napisać dzisiaj o XIX stuleciu, pada cień książki Edwarda Saida Orientalizm. Said, palestyński chrześcijanin urodzony w Jerozolimie, był wykładowcą literatury na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku i reprezentantem oryginalnych poglądów politycznych w świecie palestyńskiego nacjonalizmu. Dowodził, że „ledwo uchwytne i uporczywe europocentryczne uprzedzenia do ludów arabsko-islamskich oraz ich kultury”, zwłaszcza wśród dziewiętnastowiecznych podróżników, takich jak Chateaubriand, Melville i Twain, przyczyniły się do pomniejszenia kultury arabskiej i uzasadnienia anglo-francuskiego i amerykańskiego imperializmu. Niektórzy z akolitów Saida, zainspirowani jego pracą, próbowali nawet wymazać owych zachodnich intruzów z historii: to absurd. Bez Robinsonów, Romanowów, Rothschildów i Rasputinów analiza Saida traci swoje znaczenie. Jest jednak prawdą, że ci przybysze nie zobaczyli i nie zrozumieli wiele z prawdziwego życia arabskiej i żydowskiej Jerozolimy, a ja, o czym wspomniałem wyżej, musiałem się ciężko napracować, żeby pokazać prawdziwe życie miejscowej ludności. Ale moja książka nie jest polemiką, a historyk Jerozolimy musi ukazać dominujący wpływ, jaki wywarła na miasto zachodnia romantyczno-imperialna kultura, ponieważ wyjaśnia to, dlaczego Bliski Wschód tyle znaczył dla wielkich mocarstw.
Przedstawiłem szczegółowo również ewolucję brytyjskiego prosyjonizmu, świeckiego i protestanckiego, od Palmerstona i Shaftesbury’ego po Lloyda George’a, Balfoura, Churchilla i ich przyjaciela Weizmanna, z tej prostej przyczyny, że zaważył on w sposób decydujący na losach Jerozolimy i Palestyny w XIX i XX wieku.
Skończyłem właściwą opowieść na roku 1967, ponieważ wojna sześciodniowa zasadniczo stworzyła sytuację dzisiejszą i stanowi decydującą cezurę. Epilog w zarysie doprowadza historię polityczną do czasów obecnych i kończy się szczegółowym opisem typowego poranka w trzech miejscach świętych. Ale sytuacja ciągle się zmienia. Gdybym ciągnął opowieść do dnia dzisiejszego, książka nie miałaby wyraźnego zakończenia i trzeba by ją uzupełniać niemal co godzinę. Zamiast tego spróbowałem pokazać, dlaczego Jerozolima dzisiaj jest zarówno podstawą, jak i przeszkodą dla jakiegokolwiek układu pokojowego.
Niniejsza praca jest syntezą opartą na szerokiej lekturze podstawowych źródeł, starożytnych i współczesnych, na naradach ze specjalistami, naukowcami, archeologami, rodzinami i mężami stanu oraz na niezliczonych wizytach w Jerozolimie, świątyniach i wykopaliskach archeologicznych. Udało mi się odkryć kilka nowych lub rzadko wykorzystywanych źródeł. Moje badania sprawiły mi potrójną przyjemność: spędziłem dużo czasu w Jerozolimie, przeczytałem wspaniałe dzieła autorów od Usamy ibn Munkiza, Ibn Chalduna, Ewlii Czelebiego i Wasifa Dżauharijego po Wilhelma z Tyru, Józefa Flawiusza i T.E. Lawrence’a, i zaprzyjaźniłem się z jerozolimczykami wszelkich odłamów – Palestyńczykami, Izraelczykami, Ormianami, muzułmanami, Żydami i chrześcijanami – którzy, wśród gwałtownych kryzysów politycznych, tak ufnie i chętnie mi pomagali.
Mam wrażenie, że do napisania tej książki przygotowywałem się przez całe życie. Od dzieciństwa wędrowałem po Jerozolimie. Z powodu powiązań rodzinnych, omówionych w tej książce, „Jerozolima” jest moją rodzinną dewizą. Niezależnie od więzi osobistych, starałem się opowiedzieć o tym, co się wydarzyło i w co ludzie wierzyli. Wracając do punktu wyjścia: zawsze były dwie Jerozolimy, doczesna i niebiańska, obie rządzone bardziej wiarą i emocjami niż rozsądkiem i faktami. A Jerozolima pozostaje środkiem świata.
Nie wszystkim spodoba się moje podejście – w końcu chodzi o Jerozolimę. Ale pisząc tę książkę, zawsze pamiętałem o przestrodze, jakiej Lloyd George udzielił gubernatorowi Jerozolimy Storrsowi, krytykowanemu zajadle zarówno przez Żydów, jak i przez Arabów: „Jeśli jedni lub drudzy przestaną się skarżyć, zostanie pan odwołany”.

PROLOG

Ósmego dnia żydowskiego miesiąca aw, pod koniec lipca 70 roku n.e. Tytus, syn cesarza rzymskiego Wespazjana, dowodzący czteromiesięcznym oblężeniem Jerozolimy, rozkazał całej swojej armii przygotować się do szturmu na Świątynię o świcie. Nazajutrz wypadał ten sam dzień, w którym pięćset lat wcześniej Babilończycy zniszczyli Jerozolimę. Tytus dowodził armią składającą się z czterech legionów – łącznie 60 tysiącami rzymskich legionistów i żołnierzy miejscowych oddziałów posiłkowych, którzy aż się rwali, żeby zadać decydujący cios krnąbrnemu, lecz złamanemu miastu. W obrębie jego murów żyło w strasznych warunkach około pół miliona głodujących Żydów. Niektórzy z nich byli fanatycznymi zelotami, niektórzy zwyczajnymi rozbójnikami, lecz większość stanowili niewinni ludzie, którzy nie zdołali uciec ze śmiertelnej pułapki. Wielu Żydów mieszkało poza Judeą – można ich było spotkać na całym obszarze śródziemnomorskim i Bliskim Wschodzie – a ta ostatnia rozpaczliwa walka miała zadecydować nie tylko o losie miasta i jego mieszkańców, lecz także o przyszłości judaizmu i niewielkiego żydowskiego kultu chrześcijańskiego – a nawet, patrząc sześć stuleci wprzód, o kształcie islamu.
Rzymianie wybudowali wały przy murach Świątyni. Ale szturm z wałów na warownię spełzł na niczym. Wcześniej tego dnia Tytus powiedział swoim dowódcom, że jego starania, aby zachować tę „obcą świątynię”, kosztowały go zbyt wielu żołnierzy, i rozkazał podpalić bramy Przybytku. Srebro bram stopiło się, ogień przerzucił się na drewniane odrzwia i okna, a stamtąd na drewno w samej Świątyni. Tytus rozkazał ugasić ogień. Rzymianie, oświadczył, nie powinni „mścić się na martwych przedmiotach miast ludzi”. Potem udał się na spoczynek do swojej kwatery w na wpół zrujnowanej Wieży Antoniusza, górującej nad imponującym kompleksem świątynnym.
Wokół murów rozgrywały się straszliwe sceny, które musiały przypominać piekło na ziemi. Tysiące zwłok rozkładały się na słońcu. Zaduch był nie do zniesienia. Sfory psów i szakali pasły się ludzkim mięsem. W poprzednich miesiącach Tytus rozkazał krzyżować wszystkich jeńców i zbiegów. Codziennie krzyżowano pięciuset Żydów. Góra Oliwna i skaliste wzgórza wokół miasta były tak zatłoczone krzyżami, że brakowało miejsca do stawiania nowych i drewna do ich robienia1. Żołnierze Tytusa zabawiali się, przybijając swoje ofiary do krzyży w różnych absurdalnych pozycjach. Wielu mieszkańców tak rozpaczliwie pragnęło wydostać się z miasta, że przed ucieczką połykali złote monety, aby ukryć przed rabusiami swój majątek, który mieli nadzieję odzyskać, kiedy będą już bezpieczni. Przychodzili „obrzękli z głodu, jakby cierpiący na puchlinę wodną”, a kiedy zaczynali jeść, „pękały im wnętrzności”. Kiedy rozerwały im się żołądki, żołnierze odkryli połknięte wcześniej kosztowności, zaczęli więc patroszyć wszystkich jeńców, rozpruwać im brzuchy i grzebać we wnętrznościach, choć tamci jeszcze żyli. Ale Tytus był tym oburzony i próbował położyć kres anatomicznym grabieżom. Na próżno, syryjscy sprzymierzeńcy Tytusa, którzy nienawidzili Żydów i byli przez nich znienawidzeni, lubowali się w tych makabrycznych zabawach2. Okrucieństwa popełniane przez Rzymian i powstańców w obrębie murów można porównać z najgorszymi zbrodniami XX wieku.
Wojna zaczęła się w momencie, kiedy nieudolność i chciwość rzymskich namiestników skłoniła nawet judejską arystokrację, żydowskich sprzymierzeńców Rzymu, do udzielenia poparcia ludowej rewolcie religijnej. Powstańcy stanowili mieszaninę religijnych Żydów i pospolitych bandytów, którzy wykorzystali kres rządów szalonego imperatora, Nerona, i chaos, jaki zapanował po jego samobójstwie, aby wygnać Rzymian i odtworzyć niezależne państwo żydowskie zbudowane wokół Świątyni. Ale żydowska rewolta natychmiast zaczęła pożerać samą siebie w krwawych czystkach i walkach wewnętrznych.
Po Neronie nastąpili w szybkiej i chaotycznej sukcesji trzej rzymscy cesarze. Zanim Wespazjan wyłonił się jako imperator i wysłał Tytusa, aby zajął Jerozolimę, miasto było podzielone pomiędzy trzech wodzów walczących ze sobą nawzajem. Żydowscy wodzowie najpierw toczyli zacięte walki na dziedzińcach Świątyni, które spłynęły krwią, a później splądrowali miasto. Ich wojownicy wdzierali się do bogatszych dzielnic, ograbiając domy, zabijając mężczyzn i hańbiąc kobiety – „to była dla nich zwyczajna igraszka”. Upojeni władzą i „nienasyconą żądzą łupów”, prawdopodobnie odurzeni zrabowanym winem, „bez skrupułów z samego przesytu naśladowali zwyczaje kobiece, trefiąc sobie włosy, przywdziewając szaty niewieście, nakraplając się wonnościami i podmalowując oczy dla upiększenia”. Ci prowincjonalni zbóje, paradując w pięknie barwionych chlamidach, zabijali każdego, „kto się nawinął”. W swojej rozwiązłej pomysłowości „wymyślali nawet zakazane miłostki”. Jerozolima, cała „skalana nieczystymi czynami”, stała się „domem nierządu” i izbą tortur – a mimo to pozostała świętym miejscem3.
W jakiś sposób Świątynia nadal funkcjonowała. Jeszcze w kwietniu, tuż przed zamknięciem miasta przez Rzymian, przybyli na Pesach pielgrzymi. Liczba ludności wynosiła zwykle kilkadziesiąt tysięcy, ale teraz Rzymianie odcięli drogę pielgrzymom i licznym uchodźcom przed działaniami wojennymi, w mieście znalazły się więc setki tysięcy ludzi. Dopiero kiedy Tytus otoczył miasto, wodzowie rebeliantów zaprzestali bratobójczych walk, aby zjednoczyć przeciwko Rzymianom łącznie 21 tysięcy swoich wojowników.
Miasto, które Tytus ujrzał po raz pierwszy z góry Skopus, nazwanej od greckiego słowa skopeo oznaczającego „patrzeć na”, było, mówiąc słowami Pliniusza, „najsławniejszym miastem Wschodu”, gwarną, kwitnącą metropolią wybudowaną wokół jednej z najwspanialszych świątyń starożytnego świata, niezwykłego dzieła sztuki na ogromną skalę. Jerozolima istniała już tysiące lat, ale to miasto wielu murów i licznych wież, wznoszące się na dwóch górach wśród jałowych skał Judei, nigdy nie było tak gęsto zaludnione ani tak majestatyczne jak w pierwszym stuleciu n.e.: w istocie Jerozolima nigdy nie była tak potężna aż do XX stulecia. Ta Jerozolima była dziełem Heroda Wielkiego, błyskotliwego, psychotycznego króla judejskiego, którego pałace i fortece zostały wybudowane na skalę tak monumentalną i odznaczały się takim przepychem, że ich opisanie „przekraczało zdolności” żydowskiego historyka Józefa Flawiusza.
Sama Świątynia przyćmiewała wszystko inne swoim wzniosłym splendorem. Gdy tylko „wschód zajaśniał blaskiem”, jej połyskujące krużganki i złocone bramy odbijały „tak oślepiające światło, że jeśli ktoś chciał koniecznie na nie spojrzeć, odwracał oczy jak od promieni słońca”. Kiedy obcy przybysze – tacy jak Tytus i jego legioniści – widzieli Świątynię po raz pierwszy, wydawała im się podobna do „góry zasypanej śniegiem”. Pobożni Żydzi wiedzieli, że pośrodku krużganków tego miasta w mieście na szczycie góry Moria jest maleńki pokoik najwyższej świętości, który nie zawiera dosłownie nic. Ta przestrzeń była ośrodkiem żydowskiego kultu: Miejscem Najświętszym, Świętym Świętych, mieszkaniem samego Boga.
Świątynia Heroda była budowlą sakralną, lecz również niezdobytą fortecą w obrębie otoczonego murami miasta. Żydzi, ośmieleni rzymską słabością w roku czterech cesarzy, i ufni w przewagę, jaką zapewniało im wysokie położenie Jerozolimy, jej fortyfikacje i labirynt Świątyni, stawili czoło Tytusowi z niezmierną pewnością siebie. Bądź co bądź opierali się Rzymowi przez niemal pięć lat. Tytus jednak miał władzę, ambicję, środki i zdolności niezbędne do tego zadania. Postanowił złamać Jerozolimę skutecznością działań i przewagą liczebną. W tunelach nieopodal zachodniego muru Świątyni znaleziono kamienie, którymi oblegający ostrzeliwali miasto z balist – świadectwo intensywności rzymskiego ostrzału. Żydzi walczyli o każdą piędź ziemi z samobójczą wręcz desperacją. Ale Tytus, dysponujący całym arsenałem machin oblężniczych, katapult i pomysłowością rzymskiej inżynierii, sforsował pierwszy mur w ciągu piętnastu dni. Poprowadził tysiące legionistów w labirynt placów targowych Jerozolimy i przypuścił szturm na drugi mur. Żydzi jednak urządzili wypad i odbili mur, który trzeba było zdobywać jeszcze raz. Następnie Tytus spróbował zastraszyć miasto demonstracją potęgi swojej armii – pancerzy, hełmów, połyskujących ostrzy, powiewających sztandarów, lśniących orłów, „koni wspaniale zdobionych”. Tysiące jerozolimczyków zgromadziły się na blankach, by oglądać ten spektakl, podziwiając „wspaniałą zbroję i karne szeregi mężów”. Ale Żydzi byli niezłomni albo zbyt obawiali się swoich wodzów, aby sprzeciwić się ich rozkazom: żadnej kapitulacji.
W końcu Tytus postanowił okrążyć i zamknąć miasto, budując wokół niego wał. Pod koniec czerwca Rzymianie uderzyli na potężną twierdzę Antonię i zburzyli ją, z wyjątkiem jednej wieży, w której Tytus założył swoje stanowisko dowodzenia.
W połowie lata, kiedy urwiste i poszarpane wzgórza porosły lasem czarnych od much, ukrzyżowanych trupów, otoczone miasto nękało widmo nadchodzącej zagłady, zajadły fanatyzm, wymyślny sadyzm i przeraźliwy głód. Zbrojne bandy grasowały po mieście w poszukiwaniu żywności. Dzieci wyrywały resztki pożywienia ojcom, matki zabierały ostatnie kęsy niemowlętom. Zamknięte drzwi nasuwały podejrzenia o ukrytych zapasach, więc wojownicy wyłamywali je, wbijając „ostre kołki w tylne części ciała” ofiar, aby zmusić je do ujawnienia zapasów zboża. Jeśli nic nie znaleźli, „o wiele srożej się z nimi obchodzili, jakby mścili się za wyrządzone im krzywdy”. Nawet jeśli wojownicy sami mieli żywność, zabijali i torturowali z nawyku, „szaleństwo swoje tak traktowali, jakby uprawiali zwykłe ćwiczenia gimnastyczne”. Jerozolimę ogarnęło polowanie na czarownice, ponieważ ludzie denuncjowali się nawzajem jako defetyści i zdrajcy. Żadne inne miasto, napisał świadek naoczny Józef Flawiusz, „nie przeszło przez piekło takiego cierpienia ani jak świat światem nie było bardziej zbrodniczego pokolenia”4.
Młodzi chłopcy, „opuchnięci z głodu”, snuli się „jak widma po placach i padali, gdzie kogo śmierć zastała”. Głód pochłaniał całe rodziny. Jerozolimczycy patrzyli, jak ich najbliżsi umierają „z suchymi oczyma i z wykrzywionymi z bólu ustami”. „Miasto zaległo głębokie milczenie, w nocy królowała śmierć” – a mimo to konający kierowali „wzrok swój na Przybytek”. Ludzie próbowali grzebać swoich bliskich zmarłych. Obcych grzebano bez sprawdzania, czy jeszcze żyją. Ulice były usłane trupami. Niebawem w tej ogromnej kostnicy, wbrew żydowskiemu prawu, nikt już nie grzebał umarłych. Być może Jezus Chrystus przewidział to, kiedy przepowiadał nadchodzącą Apokalipsę, mówiąc: „Niechaj umarli grzebią swych umarłych”. Czasami powstańcy po prostu strącali ciała z murów. Rzymianie pozostawiali je tam, by gniły na cuchnących stertach. A mimo to powstańcy nadal walczyli.
Tytus, przywykły do widoku śmierci rzymski żołnierz, który w swojej pierwszej potyczce zabił z kuszy dwunastu Żydów, był zdumiony i przerażony: mógł tylko westchnąć do bogów, że to nie jego dzieło. Ten dowódca, „umiłowanie i słodycz rodzaju ludzkiego”, słynął z hojności. „Przyjaciele, straciłem dzień” – mawiał, kiedy nie znalazł czasu, żeby dać prezenty swoim towarzyszom. Śmiały i stanowczy, z dołkiem w podbródku, wydatnymi ustami i okrągłą twarzą, okazał się utalentowanym wodzem i zyskał powszechną sympatię jako syn nowego cesarza Wespazjana: niepewny los ich dynastii zależał od zwycięstwa Tytusa nad żydowskimi buntownikami.
W otoczeniu Tytusa było wielu żydowskich renegatów, w tym trzech jerozolimczyków – historyk, król i (jak się zdaje) podwójna królowa, która dzieliła łoże z cezarem. Historykiem był doradca Tytusa, Józef Flawiusz, powstańczy dowódca żydowski, który przeszedł na stronę Rzymian i jest podstawowym źródłem dla tej relacji. Królem był Herod Agryppa II, zromanizowany Żyd, wychowany na dworze cesarza Klaudiusza; sprawował nadzór nad żydowską Świątynią, wybudowaną przez jego pradziadka Heroda Wielkiego i często rezydował w swoim jerozolimskim pałacu, chociaż rządził różnymi terytoriami na obszarze dzisiejszego północnego Izraela, Syrii i Libanu.
Królowi niemal na pewno towarzyszyła jego siostra Berenika, córka żydowskiego monarchy i dwukrotna królowa poprzez małżeństwo, która niedawno została kochanką Tytusa. Jej rzymscy wrogowie nazwali ją później „żydowską Kleopatrą”. Miała około czterdziestu lat, ale była „w swoich najlepszych latach i w pełni swojej urody”, jak zanotował Józef Flawiusz. Na początku rebelii ona i jej brat, żyjący razem (w związku kazirodczym, jak utrzymywali ich wrogowie), próbowali zwrócić się do buntowników z ostatnim wezwaniem do opamiętania. Teraz ta trójka Żydów przyglądała się bezradnie „śmiertelnej agonii sławnego miasta” – Berenika z łoża jego niszczyciela.
Jeńcy i zbiegowie przynosili z miasta wieści, które szczególnie niepokoiły Józefa, ponieważ wewnątrz byli uwięzieni jego rodzice. Nawet wojownikom zaczęło brakować żywności, obszukiwali więc i bezcześcili konających i martwych, szukając złota, okruchów pożywienia, pojedynczych ziaren, „z rozdziawionymi z głodu ustami jak u wściekłych psów błąkali się jak pijani i dobijali do drzwi”. Jedli krowie łajno, garbowaną skórę, popręgi, buty i stare siano. Pewna bogata kobieta imieniem Maria, straciwszy wszystkie pieniądze i całą żywność, popadła w obłęd, zabiła własnego syna i upiekła go, zjadając połowę i przechowując resztę na później. Apetyczny zapach rozszedł się po mieście. Powstańcy poczuli go, odkryli jego źródło i wdarli się do domu, ale na widok na wpół zjedzonego ciała dziecka nawet tych szalonych oprawców „przeszedł dreszcz zgrozy”5.
Szpiegomania i paranoja opanowały świętą Jerozolimę – jak nazywano ją na żydowskich monetach. Majaczący szarlatani i moralizujący hierofanci wylegli na ulice, obiecując odkupienie i zbawienie. Jerozolima, zauważył Józef, była „jak oszalała dzika bestia, która z głodu, pada, pożerając własne ciało”.
 

Nocą 8 aw, kiedy Tytus udał się na spoczynek, jego legioniści próbowali gasić ogień rozniecany przez stopione srebro, tak jak rozkazał. Ale buntownicy zaatakowali walczących z ogniem legionistów. Rzymianie stawili opór i zepchnęli Żydów do samej Świątyni. Jeden z legionistów, ogarnięty „nieziemską podnietą”, chwycił kawałek płonącego bierwiona i podsadzony przez innego żołnierza, podpalił zasłony i framugę „złotych drzwiczek”, prowadzących do pomieszczeń otaczających Świątynię. Do rana ogień rozprzestrzenił się i dotarł do samego serca Przybytku. Żydzi, widząc płomienie liżące Święte Świętych i grożące jego zniszczeniem, „podnieśli krzyk godny takiego nieszczęścia i rzucili się na ratunek”. Ale było już za późno. Zabarykadowali się na Dziedzińcu Wewnętrznym i przyglądali się z niemą zgrozą.
Zaledwie kilka metrów dalej, wśród ruin twierdzy Antonii, obudzono Tytusa; zerwał się i pobiegł, „w takim stanie, w jakim się znajdował, do Przybytku, aby powstrzymać pożar”. Za nim pospieszyło jego otoczenie, w tym Józef, prawdopodobnie król Agryppa i Berenika, a za nimi pobiegły tysiące rzymskich żołnierzy – wszyscy „porwani szałem”. Wywiązała się zażarta walka. Józef twierdzi, że Tytus znowu rozkazał ugasić ogień, ale ten rzymski sprzymierzeniec miał wszelkie powody, aby usprawiedliwiać swojego patrona. Tak czy inaczej, wszyscy krzyczeli, ogień się rozprzestrzeniał, a rzymscy żołnierze mieli świadomość, że zgodnie z prawami wojny miasto, które tak uparcie stawiało opór, powinno zostać wydane na ich łup.
Udawali, że nie słyszą Tytusa, i nawet krzyczeli do swoich towarzyszy, aby wrzucali do Świątyni więcej płonących głowni. Legioniści byli tak zapalczywi, że wielu zostało stratowanych lub zginęło w płomieniach, zaślepionych żądzą krwi i złota, którego zrabowali tyle, że jego cena spadła niebawem na całym Wschodzie. Tytus, nie mogąc powstrzymać pożaru i z pewnością uradowany perspektywą ostatecznego zwycięstwa, wkroczył do płonącej Świątyni, aż dotarł do Świętego Świętych. Nawet arcykapłan mógł tam wchodzić tylko raz w roku. Żaden cudzoziemiec nie splamił jego czystości od czasu rzymskiego wodza i męża stanu Pompejusza w 63 roku p.n.e. Ale Tytus zajrzał do środka i „oglądał święte miejsce Przybytku i to, co się w nim znajdowało, a wszystko o wiele przechodziło rozgłos, jaki miało między obcymi”, napisał Józef Flawiusz, „i nie ustępowało tej wspaniałości, jaką chełpili się tubylcy”. Następnie rozkazał centurionom okładać kijami żołnierzy podkładających ogień, lecz ich „wściekłość i nienawiść” były zbyt silne. Kiedy ogień ogarnął Święte Świętych, Tytus wycofał się wraz ze swoimi oficerami – „i nikt już nie czynił przeszkód żołnierzom po zewnętrznej stronie w rozniecaniu pożaru”.
Wśród płomieni toczyła się walka: oszołomieni, wygłodzeni jerozolimczycy wchodzili, porażeni i zrozpaczeni, przez płonące bramy. Tysiące mieszkańców i powstańców zebrały się na stopniach ołtarza, aby walczyć do ostatka albo po prostu zginąć. Rozjuszeni Rzymianie poderżnęli im wszystkim gardła, aż „wokół ołtarza zgromadziły się stosy trupów”, a krew spływała po stopniach. W płonącej Świątyni zginęło dziesięć tysięcy Żydów.
Łoskot ogromnych kamieni i drewnianych belek brzmiał jak grzmot. Józef obserwował zagładę Świątyni:

Trzask ognia rozprzestrzeniającego się daleko i szeroko mieszał się z jękami tych, którzy padali. Wskutek wysokości wzgórza i rozmiarów płonącej budowli wydawało się, że pożar ogarnął całe miasto, a od panującej wrzawy trudno byłoby wyobrazić sobie coś bardziej ogłuszającego i przerażającego. Z jednej strony bowiem wznosiły okrzyki bojowe atakujące legiony rzymskie, z drugiej rozlegał się wrzask powstańców otoczonych zewsząd ogniem i żelazem. Lud odcięty powyżej w przerażeniu rzucał się do ucieczki, wpadając wprost na nieprzyjaciół i dodając do tej tragicznej sceny jeszcze jęki. Krzykowi ludzi na wzgórzu wtórował nadto tłum w mieście i nawet wielu z tych, którzy omdlewali z głodu i nie byli zdolni wydać z siebie głosu, jeszcze znajdowało w sobie tyle siły, żeby podnieść lament i głośno wołać, patrząc, jak płonie Przybytek. Echo odbijało się od Perei i okolicznych gór, czyniąc wrzask jeszcze potężniejszym. Lecz straszniejsze od tego tumultu były cierpienia. Można by myśleć, że całe wzgórze, na którym stała Świątynia, od samego podnóża stanowi jedną wrzącą masę płomieni…
 

Góra Moria, jedna z dwóch gór Jerozolimy, gdzie król Dawid umieścił Arkę Przymierza i gdzie jego syn Salomon wybudował pierwszą Świątynię, była ze wszystkich stron otoczona ogniem, a podłogi Świątyni zasłane trupami. Triumfujący żołnierze wspinali się na stosy ciał. Kapłani stawiali opór, a niektórzy rzucali się w płomienie. Owładnięci szałem Rzymianie, widząc, że wewnątrz Świątynia została zniszczona, pochwycili złoto i kosztowne sprzęty, a zanim uszli z łupem, podpalili resztę zabudowań świątynnych6.
Kiedy wewnętrzny dziedziniec spłonął i wstał świt następnego dnia, pozostali przy życiu powstańcy przebili się przez rzymskie linie do labiryntu dziedzińców zewnętrznych, a część z nich uciekła z miasta. Rzymianie kontratakowali konnicą, odpierając powstańców, następnie podpalając skarbiec świątynny, wypełniony bogactwami z całego żydowskiego świata, od Aleksandrii do Babilonu. Znaleźli tam około sześciu tysięcy kobiet i dzieci, które ukryły się, ponieważ „fałszywy prorok” obwieścił im, że w Świątyni mogą oczekiwać „znaków ocalenia”. Legioniści po prostu podłożyli ogień pod krużganek, paląc wszystkich tych ludzi żywcem.
Rzymianie wnieśli swoje orły na Świętą Górę, złożyli ofiary swoim bogom i obwołali Tytusa imperatorem – najwyższym wodzem. Kapłani wciąż ukrywali się wokół Świętego Świętych. Dwaj skoczyli w płomienie, a jednemu udało się wynieść ze świątyni część skarbów – szaty arcykapłana, dwa złote świeczniki oraz cynamon i kasję, przyprawy palone codziennie w Przybytku. Kiedy reszta się poddała, Tytus rozkazał ich stracić, mówiąc, że „godzi się, aby kapłani ginęli razem z Przybytkiem”.
 

Jerozolima była – i nadal jest – miastem tuneli. Teraz powstańcy zniknęli pod ziemią, zachowując kontrolę nad Cytadelą i Górnym Miastem na zachodzie. Zdobycie reszty Jerozolimy zajęło Tytusowi następny miesiąc. Kiedy padła, Rzymianie oraz ich syryjscy i greccy sprzymierzeńcy „rozbiegli się po wąskich uliczkach z dobytymi mieczami i zabijali bez różnicy każdego, kogo napotkali, a domy, w których chroniono się, podpalali razem z ludźmi”. Nocą, kiedy skończyło się zabijanie, „szalał pożar” i świt następnego dnia „zastał Jerozolimę pogrążoną w ogniu”.
Tytus pertraktował z dwoma żydowskimi wodzami na moście, który łączył Świątynię z miastem, oferując im życie w zamian za kapitulację. Ale oni odmówili. Rozkazał więc podpalić i splądrować Dolne Miasto, gdzie niemal wszystkie domy były wypełnione ciałami zmarłych z głodu. Kiedy jerozolimscy wodzowie wycofali się do pałacu Heroda i Cytadeli, Tytus zbudował wały, aby złamać ich opór, i 7 dnia miesiąca elul, w połowie sierpnia, Rzymianie przypuścili szturm na fortyfikacje. Powstańcy walczyli w tunelach dopóty, dopóki jeden z ich wodzów, Jan z Giskali, nie poddał się (został oszczędzony, chociaż miał spędzić resztę życia w więzieniu). Drugi wódz, Szymon ben Gioras, wyszedł w białej szacie z tunelu pod Świątynią i wyznaczono mu pierwszoplanową rolę w triumfie Tytusa, urządzonym w Rzymie na cześć jego zwycięstwa.
W następstwie rzezi i metodycznego niszczenia, które nastąpiło później, zniknął świat i pozostało tylko kilka zastygłych w czasie momentów. Rzymianie mordowali starców i chorych: ręka kobiety znaleziona w drzwiach jej spalonego domu świadczy o panice i przerażeniu; popioły budynków w dzielnicy żydowskiej mówią o piekle. W sklepie przy ulicy, która biegnie pod monumentalnymi schodami do Świątyni, znaleziono dwieście brązowych monet, ukrytych prawdopodobnie w ostatnich godzinach upadku miasta. Wkrótce nawet Rzymianie zmęczyli się zabijaniem. Jerozolimczyków zapędzono na Dziedziniec Kobiecy Świątyni, gdzie odbyła się selekcja: wojowników zabito, zdrowych i silnych wysłano do pracy w egipskich kopalniach, młodych i przystojnych sprzedano jako niewolników przeznaczonych na śmierć na arenie lub do udziału w triumfie.
Józef odwiedził nieszczęsnych więźniów na dziedzińcach Świątyni, odnajdując swojego brata i pięćdziesięciu przyjaciół, których Tytus pozwolił mu uwolnić. Jego rodzice prawdopodobnie zginęli. Ale zauważył trzech swoich przyjaciół wśród ukrzyżowanych. „Ścisnęło mi się serce i powiedziałem o tym Tytusowi”, który rozkazał ich zdjąć i oddać pod opiekę lekarzy. Tylko jeden przeżył.
Tytus, podobnie jak Nabuchodonozor, postanowił zetrzeć Jerozolimę z powierzchni ziemi, a Józef obwinił o tę decyzję buntowników: „Wojna domowa pokonała miasto, a Rzymianie wojnę”. Zburzenie najwspanialszego dzieła Heroda Wielkiego, Świątyni, musiało być prawdziwym wyzwaniem inżynieryjnym. Ogromne ciosane kamienie Królewskiego Portyku roztrzaskały się na nowych chodnikach w dole i tam znaleziono je niemal dwa tysiące lat później, na kolosalnej stercie, tak jak upadły, ukryte pod nagromadzonymi przez stulecia szczątkami. Gruz zwalano do doliny obok Świątyni, gdzie zaczął wypełniać parów, dzisiaj prawie niewidoczny, pomiędzy Wzgórzem Świątynnym a Górnym Miastem. Ale mury opasujące Wzgórze Świątynne, w tym dzisiejszy Mur Zachodni, ocalały. Spolia, zwalone kamienie ze Świątyni Heroda i innych budowli są w całej Jerozolimie, wykorzystywane przez zdobywców i budowniczych, od Rzymian do Arabów, od krzyżowców do Osmanów, przez następnych tysiąc z górą lat.
Nikt nie wie, ilu ludzi zginęło w Jerozolimie, a starożytni historycy zwykle są mało rzetelni, jeśli chodzi o liczby. Tacyt twierdzi, że w oblężonym mieście było 600 tysięcy ludzi, natomiast Józef Flawiusz podaje, że ponad milion. Niezależnie od rzeczywistej liczby, była ona ogromna, a wszyscy ci ludzie zmarli z głodu, zostali zabici lub sprzedani w niewolę.
Tytus wybrał się w makabryczny zwycięski objazd. Jego kochanka Berenika i jej brat król ugościli go w Cezarei Filipowej na dzisiejszych wzgórzach Golan. Tam patrzył, jak tysiące żydowskich jeńców walczą między sobą – albo z dzikimi zwierzętami – na śmierć i życie. Kilka dni później zobaczył kolejne 2500 zabitych w cyrku w Cezarei Nadmorskiej, a zanim wrócił do Rzymu, aby odbyć swój triumf, jeszcze więcej zabito dla zabawy w Bejrucie.
Legioniści „całkowicie zburzyli resztę miasta i mury zrównali z ziemią”. Tytus pozostawił jedynie Cytadelę Heroda, aby była „dla upamiętnienia towarzyszącego mu szczęścia”. Tam Legion X urządził sobie kwatery. „Taki los Jerozolimie – napisał Józef Flawiusz – wspaniałemu i na całym świecie sławą cieszącemu się miastu, zgotowało szaleństwo powstańców”.
 

Pięć stuleci wcześniej Jerozolima została całkowicie zniszczona przez Nabuchodonozora, króla Babilonu. W ciągu pięćdziesięciu lat od pierwszego zniszczenia odbudowano Świątynię, a Żydzi powrócili. Ale tym razem, w roku 70 n.e., Świątynia nie została odbudowana, a Żydzi nie rządzili Jerozolimą przez prawie dwa tysiące lat. Jednak w popiołach tej katastrofy leżą nasiona nie tylko współczesnego judaizmu, lecz także świętości Jerozolimy dla chrześcijaństwa i islamu.
Według znacznie późniejszej legendy rabinicznej, na początku oblężenia Jochanan ben Zakaj, szanowany mędrzec, rozkazał swoim uczniom, aby wynieśli go ze skazanego na zagładę miasta w trumnie, co miało być metaforą ustanowienia nowego judaizmu, nieopartego już na kulcie ofiarnym w Świątyni7.
Żydzi, którzy nadal mieszkali w wioskach Judei i Galilei, jak również w wielkich wspólnotach na obszarze imperium rzymskiego i perskiego, opłakiwali utratę Jerozolimy i nigdy nie przestali czcić tego miasta. Świątynię zastąpiła tradycja biblijna i ustna, ale mówiono, że Opatrzność przez trzy i pół roku czekała na Górze Oliwnej, żeby się przekonać, czy Świątynia zostanie odbudowana – zanim wzniosła się do nieba. Zniszczenie miasta było też decydującym momentem dla chrześcijan.
Niewielka chrześcijańska społeczność Jerozolimy pod przywództwem Szymona, kuzyna Jezusa, uciekła z miasta przed przybyciem Rzymian. Chociaż w świecie rzymskim było wielu nieżydowskich chrześcijan, ci jerozolimczycy pozostali żydowską sektą modlącą się w Świątyni. Ale teraz, kiedy Świątynia została zniszczona, chrześcijanie wierzyli, że Żydzi utracili łaskę swojego Boga: zwolennicy Jezusa oddzielili się na zawsze od religii macierzystej, utrzymując, że są prawowitymi spadkobiercami żydowskiego dziedzictwa. Chrześcijanie przepowiadali nową, niebiańską Jerozolimę, a nie zniszczone żydowskie miasto. Najwcześniejsze Ewangelie, spisane prawdopodobnie niedługo po zniszczeniu, przypominały, że Jezus przepowiedział oblężenie miasta – „Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd” – i zniszczenie Świątyni: „Nie zostanie kamień na kamieniu”. Zrujnowany Przybytek i upadek Żydów były dowodem nowego objawienia. W latach dwudziestych VII wieku, kiedy Mahomet założył swoją nową religię, najpierw przyjął tradycję żydowską, modląc się w stronę Jerozolimy i oddając cześć żydowskim prorokom, ponieważ dla niego też zniszczenie Świątyni stanowiło dowód, że Bóg odebrał swoje błogosławieństwo Żydom i obdarzył nim islam.
Jak na ironię, decyzja Tytusa o zniszczeniu Jerozolimy pomogła uczynić z miasta symbol świętości dla dwóch pozostałych ludów Księgi. Od samego początku świętość Jerozolimy nie rozwijała się tak po prostu, lecz za sprawą decyzji garstki ludzi. Około 1000 roku p.n.e., tysiąc lat przed Tytusem, zdobył Jerozolimę pierwszy z nich: król Dawid.

 
Wesprzyj nas