Dan Jones w książce “Świt królestw. Jasna historia wieków ciemnych” udowadnia, że historia średniowiecza jest bogatsza i bardziej złożona niż popularne opowieści o zamkach i rycerzach, “ciemnocie wieków średnich” i zacofaniu umysłowym.


Dan Jones pokazuje w swojej książce złożoność i niejednoznaczność sytuacji geopolitycznej, ekonomicznej i intelektualnej, charakteryzujące okres tysiąca lat po upadku Cesarstwa Rzymskiego. To czasy gdy Wschód i Zachód były ze sobą głęboko splecione, dlatego dla ich pełnego zrozumienia nie wystarczy powierzchowna wiedza szkolna, sprowadzająca się do wojen, bitew, krucjat, rycerzy i zamków. Dan Jones zwraca uwagę, że oprócz tego trzeba zrozumieć islam i jego ekspansję, imperium Mongołów, poznać królewskie dynastie rządzące Europą i wpływ papiestwa na politykę międzynarodową. Według Jonesa nie bez znaczenia jest pojawienie się zakonów rycerskich, rozwój klasztorów i monastycyzmu, czy powstawanie uniwersytetów i wynalezienie druku.

Według Jonesa średniowieczna Europa rozwijała się równolegle z innymi regionami i religiami, a jej mieszkańcy mieli o nich znacznie większą wiedzę, niż mogłoby się wydawać. Nie można też pominąć katastrof klimatycznych, pandemii śmiertelnych chorób i masowych migracji spowodowanych wojnami, najazdami i przemieszczaniem się całych plemion w poszukiwaniu lepszych warunków do życia. Te plagi i katastrofy, ich wszechobecność i powtarzalność były w stanie niszczyć małe narody i wielkie imperia, na gruzach których mogły powstać nowe.

W książce “Świt królestw” Jones opisuje kluczowe wydarzenia i postacie, które zdefiniowały tysiąclecie rozciągające się od upadku zachodniego imperium rzymskiego do początków ery nowożytnej. Pokazuje między innymi Anglię Plantagenetów, Wojnę Dwóch Róż, losy dynastii Karolingów we Francji czy też działalność kościoła katolickiego, krucjaty i wojny z islamem. Jones przedstawia sylwetki królów, duchownych, zdobywców i artystów, tworząc żywą i wciągającą opowieść o historii średniowiecznego świata i wydarzeniach definiujących epokę, wzbogacając swoją narrację o dygresje, anegdoty i opisy ówczesnych kuriozów.

Jones skupia uwagę czytelnika na tych średniowiecznych wątkach, których echa dotrwały do naszych czasów, podkreślając ich wagę dla zrozumienia ciągu zdarzeń i ich wzajemnych powiązań. W tym ujęciu Rzym to nie tylko starożytna i imponująca potęga militarna, to także źródło prawa rzymskiego, współczesnych języków romańskich i wiary chrześcijańskiej, które zdominowały społeczeństwa europejskie. Najazdy plemion germańskich i barbarzyńskich na upadające imperium oraz związane z tym masowe migracje ukształtowały w dużym stopniu ramy polityczne Europy Zachodniej.

Muzułmański podbój świata arabskiego był nie tylko przeciwwagą dla rozprzestrzeniania się chrześcijaństwa w Europie ale także źródłem schizm i rozłamów religijnych, które po dziś dzień nękają zarówno Wschód, jak i Zachód. Z kolei przybycie Wikingów do kontynentalnej Europy to oprócz mordów, grabieży królewskich skarbców i palenia miast i klasztorów także utworzenie Normandii i ukształtowanie na całe stulecia stosunków angielsko-francuskich. Jones traktując w ten sposób ciągi zdarzeń, składa niczym z elementów układanki obraz, z którego wyłania się dobrze nam znany dzisiejszy świat.

Jones pokazuje także, dlaczego współcześni historycy wzdragają się przed używaniem określenia „wieki ciemne”. Autor dowodzi, jak niesłuszny jest pokutujący niegdyś pogląd, że wczesne średniowiecze było erą barbarzyństwa i ignorancji. Wystarczy choćby przytoczyć dowody przedstawione przez Jonesa – wyrafinowaną kulturę plemion germańskich, które stworzyły Imperium Karolingów, trwałe dziedzictwo Cesarstwa Rzymskiego w Bizancjum czy wkład uczonych muzułmańskich w całym basenie Morza Śródziemnego w rozwój nauki i zachowanie dla potomności spuścizny i dokonań społeczeństw antycznych.

“Świt królestw”, mimo swojej sporej objętości, nie obejmuje oczywiście całej i dokładnej historii średniowiecznego tysiąclecia. Jednak dobór tematów, znanych i mniej znanych, i ich autorskie ujęcie zapewnia czytelnikowi pouczającą i zabawną, zręcznie i ciekawie opowiedzianą historię istotnej ery w dziejach świata, zapewniając punkt wyjścia do zrozumienia skomplikowanego tematu.Agnieszka Kantaruk

Dan Jones, Świt królestw, Jasna historia wieków ciemnych, Przekład: Jakub Jedliński, Wydawnictwo Znak Horyzont, Premiera: 22 marca 2023
 
 

Dan Jones
Świt królestw
Jasna historia wieków ciemnych
Przekład: Jakub Jedliński
Wydawnictwo Znak Horyzont
Premiera: 22 marca 2023
 
 

Od autora
Książka obejmuje okres ponad tysiąca lat i wszystkie regiony świata z wyjątkiem Australazji i Antarktyki. Czytelnik zetknie się więc z wieloma językami, walutami i cywilizacjami. Jedne będą mu znane, inne nie. W trosce o klarowność przekazu i przyjemność z lektury nie zastosowałem jednakowego systemu monetarnego ani sztywnej konwencji zapisu. Znanym i powszechnie przyjętym formom dałem pierwszeństwo przed ścisłą poprawnością, a przede wszystkim kierowałem się zdrowym rozsądkiem. Mam nadzieję, że moja decyzja spotka się ze zrozumieniem.

Wprowadzenie

W XVI wieku angielski historyk John Foxe uważnie przeanalizował dłuższe okresy dalszej i bliższej przeszłości i doszedł do wniosku, że historię (w istocie liczyła się dla niego wyłącznie historia Kościoła) można podzielić na trzy etapy.
Zdaniem tego badacza dzieje świata zaczynały się od „czasów prymitywnych”, kiedy to chrześcijanie ukrywali się w katakumbach, by uciec przed prześladowaniami ze strony niegodziwych, bezbożnych Rzymian i uniknąć ukrzyżowania lub jeszcze gorszego losu. Kulminację stanowiły „nasze dni ostatnie” – epoka reformacji, kiedy to zakwestionowano władzę Kościoła nad Europą, a zachodnioeuropejscy żeglarze zaczęli eksplorować Nowy Świat.
Między te dwie epoki uczony wcisnął kłopotliwy okres około tysiąca lat. Foxe określił go mianem „wieków średnich”. Z definicji było to więc coś nieokreślonego, krótko mówiąc – ni pies, ni wydra.
Dziś nadal używamy terminu ukutego przez Foxe’a. Dla nas lata między upadkiem cesarstwa zachodniorzymskiego w V wieku a reformacją są „wiekami średnimi”. Wszystko, co dotyczy tego okresu, określamy „średniowiecznym” – to przymiotnik o dokładnie takim samym znaczeniu, powstały w XIX wieku1. Stosowana przez nas periodyzacja nie uległa jednak większym zmianom. Średniowiecze (jak zwykle się uważa) to okres, kiedy świat klasyczny się rozpadł, a nowożytność jeszcze się nie narodziła; ludzie wznosili zamki; mężczyźni walczyli w zbrojach i konno; ziemia była płaska, a podróże znojne i długie. I choć w XXI wieku historycy globalni podjęli próbę uaktualnienia terminologii – wprowadzili pojęcie „średnie tysiąclecie” – to termin „wieki średnie” wciąż jest powszechnie używany2.
Nazwa ta jest mocno nacechowana pejoratywnie. Wieki średnie często stają się obiektem żartów historycznych. Określenie „średniowiecze” nierzadko używane jest, szczególnie przez redaktorów gazet, jako swego rodzaju inwektywa, synonim wszelkiego rodzaju ignorancji, barbarzyństwa i niczym nieusprawiedliwionego okrucieństwa. (Innym popularnym określeniem epoki są „wieki ciemne”. Pełni ono mniej więcej tę samą funkcję – ukazuje karykaturalny obraz tego okresu jako czasu permanentnej zapaści intelektualnej). Z oczywistych względów stan też może drażnić współczesnych historyków. Przy mediewiście lepiej nie używaj określenia „średniowieczny” jako obelgi, chyba że chcesz usłyszeć wykład albo dostać po nosie.
W tej książce opisałem historię średniowiecza. Jest to pokaźny tom, bo i zadanie niemałe. Będziemy przemierzać kontynenty i stulecia, często w zawrotnym tempie. Poznamy tysiące mężczyzn i kobiet – od Attyli po Joannę d’Arc. Zagłębimy się też w co najmniej kilkanaście obszarów historiografii – od historii wojen i prawa po historię literatury i sztuki.
Postawię kilka ważnych pytań i mam nadzieję na nie odpowiedzieć. Co wydarzyło się w średniowieczu? Kto wówczas panował? Jak wyglądał ówczesny system władzy? Jakie wielkie siły formowały ludzkie losy? I w jaki sposób (jeśli w ogóle) średniowiecze wpłynęło na kształt współczesnego świata? Czasem sposób realizacji tego zamierzenia wyda się odrobinę oszałamiający.
Ale obiecuję, że będzie zabawnie.
Podzieliłem książkę na cztery części, ułożone chronologicznie. Część pierwsza została poświęcona – jak określił to jeden z błyskotliwych współczesnych historyków – „spuściźnie Rzymu”3. Zaczyna się od rozdziału opisującego upadające cesarstwo zachodniorzymskie, wstrząsane zmianami klimatycznymi, wielopokoleniowymi masowymi migracjami oraz licznymi innymi problemami. Kolejne rozdziały poświęciłem drugorzędnym mocarstwom, które wyrosły na zgliszczach Rzymu, tak zwanym królestwom barbarzyńskim stanowiącym podwalinę państw europejskich: cesarstwu wschodniorzymskiemu przekształconemu w Bizancjum oraz pierwszym państwom islamskim. Część ta obejmuje dzieje świata od V do połowy VIII wieku.
Część drugą otwiera rozdział o Frankach, którzy odnowili chrześcijańskie cesarstwo na Zachodzie, nawiązujące do imperium rzymskiego. Historia tu opisana częściowo ma charakter polityczny, ale zająłem się nie tylko prześledzeniem procesu umacniania się dynastii, które podzieliły Europę na chrześcijańskie królestwa, lecz także przedstawieniem nowych form „miękkiej” władzy kulturowej, jakie pojawiły się na przełomie pierwszego i drugiego tysiąclecia. W tym fragmencie książki snułem rozważania, w jaki sposób doszło do tego, że mnisi i rycerze zaczęli odgrywać tak ważną rolę w średniowiecznym zachodnim społeczeństwie, i dlaczego połączenie ich sposobów myślenia doprowadziło do krucjat.
Część trzecią rozpoczyna nagłe i zdumiewające pojawienie się nowego supermocarstwa. Wzrost potęgi Mongołów w XII wieku był gwałtownym i niezwykle brutalnym epizodem, podczas którego cesarstwo na Dalekim Wschodzie – jego stolicą dziś jest Pekin – zyskało, kosztem milionów ludzkich istnień, panowanie nad połową ówczesnego świata. Przyjrzałem się mocarstwom powstającym w epoce nazywanej niekiedy pełnym średniowieczem i przeanalizowałem procesy na tle tej radykalnej zmiany w geopolityce. Poznamy kupców, którzy wynaleźli wspaniałe mechanizmy finansowe, aby zapewnić bogactwo sobie i światu; uczonych, którzy wskrzesili starożytną mądrość i założyli kilka uniwersytetów do dziś uważanych za najlepsze; a także architektów i inżynierów wznoszących miasta, katedry i zamki, które mimo upływu pięciuset lat nadal stoją niczym bramy prowadzące do średniowiecznego świata.
Część czwarta opisuje schyłek średniowiecza. Zaczyna się od globalnej epidemii, która przetoczyła się ze wschodu na zachód, sprowadziła śmierć oraz przyczyniła się do transformacji gospodarki i sposobu myślenia ludzi o otaczającym ich świecie. W kolejnym rozdziale opisałem, jak odbudowywano zniszczony świat. Poznamy renesansowych geniuszy i będziemy podróżować z wielkimi żeglarzami, którzy wyruszą na poszukiwanie nowych światów – i je znajdą. Na koniec przyjrzymy się ewoluującym dogmatom religijnym w połączeniu z nowymi technikami komunikacji przyniesionymi przez reformację – wstrząsowi, który (jak uznał Foxe) doprowadził „wiek średni” do końca.
Tak wygląda zarys tej książki. Powinienem w kilku słowach wspomnieć też o jej zamyśle. Jak sugeruje tytuł, jest ona poświęcona władzy. Rozumiem przez to nie tylko władzę polityczną czy nawet ludzką. W trakcie lektury poznamy wielu wszechwładnych mężczyzn i wiele wpływowych kobiet (choć gdy mowa o średniowieczu, mężczyzn z założenia jest więcej), jednak interesowało mnie również przedstawienie ogromnych sił pozostających poza ludzką kontrolą. Zmiany klimatyczne, masowe migracje, epidemie, przełomy technologiczne i globalne sieci – choć może się wydawać, że problemy te dotyczą nowoczesności, a nawet postnowoczesności, to w równym stopniu kształtowały one świat średniowieczny. A skoro w pewnym sensie wszyscy jesteśmy dziedzicami średniowiecza, to ważne, byśmy dostrzegli, jak bardzo przypominamy ludzi z tamtej epoki, a także byli świadomi cech, którymi radykalnie się od nich różnimy.
Skupiłem się przede wszystkim na Zachodzie i postrzegam dzieje pozostałych części świata z zachodniej perspektywy. Nie będę za to przepraszał. Fascynują mnie dzieje Azji i Afryki, starałem się więc pokazać, jak bardzo średniowieczny Zachód związany był ze Wschodem i Południem. Jednakże samo pojęcie „średniowiecze” jest specyficzne dla historii Zachodu. Pisałem tę książkę na Zachodzie, gdzie mieszkałem i prowadziłem badania przez większość mojej pracy zawodowej. Pewnego dnia ktoś – choć zapewne nie będę to ja – napisze dopełniającą moją opowieść historię średniowiecza, która odwróci tę perspektywę i ukaże epokę z „zewnątrz”4. Nie nastąpi to jednak tym razem.
Taki się więc przedstawia moja książki. Jak już wspomniałem, jest ona obszerna, a jednocześnie stanowczo za krótka. Ponad tysiąc lat historii przedstawiłem na niespełna tysiącu stron. Każdemu rozdziałowi odpowiada osobna gałąź historiografii. (Przypisy odsyłające do wybranej bibliografii pomogą czytelnikom zgłębić obszary, które szczególnie ich zainteresują). Choć jest więc czemu się przyglądać, to wiele ujęć nie trafiło do ostatecznej wersji. Mogę tylko dodać, że – jak w przypadku wszystkich moich książek – moim celem było dostarczenie wiedzy i rozrywki. Jeśli udało mi się to chociaż w niewielkim stopniu, uznam, że szczęście się do mnie uśmiechnęło.
Dan Jones
Staines-upon-Thames
wiosna 2021

CZĘŚĆ PIERWSZA
Imperium
ok. 410–750

ROZDZIAŁ PIERWSZY
Rzymianie


Wszędzie […] otacza uznaniem i szacunkiem imię narodu rzymskiego.
Ammianus Marcellinus, rzymski historyk i żołnierz

Opuścili bezpieczny szlak i ruszyli przez pustkowie. Dźwigali ciężką drewnianą szkatułę, którą trzymali między sobą. Ręce z pewnością ich bolały, kiedy szli niemal pięć kilometrów po nierównym terenie – skrzynka zamknięta na srebrny zamek miała tylko metr długości, ale była wypełniona po brzegi. Jej transport na taką odległość wymagał zaangażowania co najmniej dwóch osób lub wykorzystania wózka, ponieważ z zawartością ważyła tyle, co człowiek1. Wartość znajdujących się w nim przedmiotów znacznie przewyższała jednak cenę człowieka. Niewolnik sprowadzony z Galii przez kanał La Manche (wówczas znany pod łacińską nazwą Oceanus Britannicus) i sprzedany na rynku w Londynie (łac. Londinium) mógł wówczas kosztować sześćset denarów, o ile był młody, zdrowy i pracowity lub urodziwy. Cena ta stanowiła mniej więcej dwukrotność rocznego żołdu2. Było to wprawdzie dużo, ale dla członków elity cesarstwa rzymskiego w V wieku – tyle co nic. Zawartość szkatuły, która poskrzypywała, gdy niosący wchodzili na łagodne wzgórze, wystarczyłaby na kupno całego zastępu niewolników.
W dębowej skrzynce, obok prawie sześciuset złotych monet zwanych solidami, pobrzękiwało piętnaście tysięcy srebrnych silikwi oraz kilka garści przypadkowego bilonu z brązu. Na monetach widniały wizerunki cesarzy należących do trzech dynastii.Najmłodszym z przedstawionych władców był nieszczęsny uzurpator Konstantyn III (rządził od 407/9 do 411 roku). Pomiędzy monetami znajdowały się jeszcze większe skarby: komplet pięknych złotych naszyjników, pierścienie, modne łańcuszki podkreślające krągłości gibkich dziewcząt, bransolety ozdobione geometrycznymi wzorami i realistycznymi scenami łowieckimi, zastawa stołowa obejmująca srebrne łyżki, pieprzniczki w kształcie dzikich zwierząt, antycznych bohaterów oraz cesarzy, eleganckie przybory toaletowe w kształcie długoszyich ibisów służące do czyszczenia uszu i zębów, miski, puchary i dzbany oraz malutki pyksis z kości słoniowej. Tego rodzaju bibeloty bogaci Rzymianie – tacy jak Aureliusz Ursicinus, którego imię było wygrawerowane na wielu przedmiotach ze znalezionego skarbu – z upodobaniem kupowali dla tak wyrafinowanych kobiet, jak Juliana (łac. Iuliane). Na bransolecie znajdowała miłosna dewiza, wykonana z maleńkich pasków bitego złota, głosząca: „Używaj tego szczęśliwie, szlachetna Juliano” (łac. VTERE FELIX DOMINA IVLIANE). Srebrne łyżki z wybitym symbolem Chi Rho – monogramem składającym się z dwóch pierwszych liter greckiego alfabetu w słowie „Chrystus” – świadczą o tym, że rodzina przyjęła młodą, ale coraz popularniejszą religię. Był to rozpoznawalny na pierwszy rzut oka znak chrześcijan tworzących wspólnotę wiernych zamieszkujących obszar od Brytanii i Irlandii (łac. Hibernia) po Afrykę Północną i Bliski Wschód3.
Skarb złożony z monet, ozdób i sprzętów domowych z pewnością nie stanowił całego dobytku rodziny, Aureliusz i Juliana należeli bowiem do niewielkiej, bajecznie bogatej elity chrześcijan brytyjskich otaczających się takimi samymi wygodami i luksusem jak inni członkowie elit w całej Europie i wokół basenu Morza Śródziemnego. Kosztowności były zabezpieczeniem na czarną godzinę, domownicy starannie wybrali ukryte przedmioty nie bez powodu – schowek wypełniony precjozami miał być polisą na trudne czasy. Rodzina – widząca rosnącą niestabilność polityczną na wyspie i obawiająca się upadku rządu, niepokojów społecznych lub jeszcze gwałtowniejszych wydarzeń – poleciła zakopać skarb w trudno dostępnym miejscu. Przyszłość miała przynieść odpowiedź, jaki los czeka prowincję, tymczasem podziemne kryjówki stały się najpewniejszym miejscem przechowywania bogactw zgromadzonych przez wpływowe rody.
Uczęszczany gościniec – droga była głównym szlakiem łączącym miasteczko Caistor-by-Norwich (łac. Venta Icenorum), znajdujące się na północy, z traktem biegnącym z Londynu do Colchester (łac. Camulodunum) – został w tyle, a tragarze znaleźli się poza zasięgiem wzroku ludzi. Oddalili się od miasteczka Scole o blisko pięć kilometrów i radzi postawili skrzynkę na ziemi. Zapewne chwilę zabrało im złapanie oddechu – być może rozpoczęli pracę dopiero po zmroku. Dość szybko jednak sięgnęli po szpadle i zaczęli wyrzucać na bok gliniasto-żwirową glebę, a wkrótce wykopali wąski dół4. Rów nie był głęboki, nadmierny wysiłek przysporzyłby tylko pracy w przyszłości. Kiedy więc dziura miała kilkadziesiąt centymetrów, ostrożnie spuścili do niej szkatułę i przysypali ją ziemią. W ten sposób ukryli dębową skrzynkę wypełnioną srebrną zastawą Aureliusza, misternymi ozdobami Juliany oraz licznymi monetami. Skarby znalazły się pod ziemią niczym dary grobowe: cenne przedmioty grzebane ze zmarłymi w odległej przeszłości. Kopacze oznaczyli miejsce, po czym – uwolnieni od ciężaru – lekkim krokiem ruszyli w stronę drogi. Mówili sobie w duchu, że wkrótce tu wrócą. Kiedy? Trudno było przewidzieć. Gdy tylko sytuacja polityczna się uspokoi, barbarzyńcy najeżdżający wschodnie wybrzeże w końcu zostaną odparci, a wojska lojalne wobec cesarza wreszcie wrócą z wojen w Galii, Aureliusz Ursicinus z pewnością przyśle ich tu, by wykopali cenne przedmioty.
W 409 roku nie wiedzieli – a nawet nie byli w stanie sobie tego wyobrazić – że skarb pozostanie pod ziemią przez niemal tysiąc sześćset lat*.

* Szkatuła z kosztownościami znana jest dziś pod nazwą skarbu z Hoxne. Zbiór przedmiotów został znaleziony w 1992 roku podczas poszukiwania zaginionego młotka przy użyciu wykrywacza metali. Zabytki ze skarbu pokazywane są w British Museum.

Na początku V wieku Brytania była najodleglejszą częścią cesarstwa rzymskiego – supermocarstwa o chwalebnej przeszłości sięgającej ponad tysiąc lat wstecz. Rzym narodził się w epoce żelaza jako monarchia. Przyjmuje się, że został założony w 753 roku p.n.e., ale po okresie panowania siedmiu królów (według rzymskiej tradycji – coraz bardziej despotycznych) w 509 roku p.n.e. przekształcił się w republikę. Z kolei w I wieku p.n.e. obalono republikę i Rzymem zaczęli władać cesarze. Początkowo jeden cesarz sprawował rządy z Rzymu, ale później równocześnie panowało aż czterech władców z czterech stolic, a były to m.in.: Rzym, Mediolan, Rawenna i Konstantynopol. Czwarty cesarz rzymski, Klaudiusz (rządził w latach 41–54), w 43 roku rozpoczął podbój Brytanii i wysłał przeciw rdzennej ludności wysp armię złożoną z dwudziestu tysięcy legionistów, wyposażoną w machiny wojenne oraz słonie bojowe. Pod koniec I wieku duża część południowej Brytanii została podbita – aż do zmilitaryzowanej strefy na północy, gdzie później miał stanąć Mur Hadriana. Odtąd Brytania przestała być tajemniczą ziemią na krańcach znanego świata, a stała się terytorium w znacznym stopniu spacyfikowanym i włączonym w granice śródziemnomorskiego superpaństwa. Przez trzysta pięćdziesiąt lat stanowiła część imperium rzymskiego – politycznego molocha, z którym pod względem wielkości, wyrafinowania kultury, potęgi militarnej i długowieczności mogły rywalizować jedynie Persja Partów i Sasanidów oraz Chiny pod panowaniem dynastii Han. Ammianus Marcellinus, historyk greckiego pochodzenia urodzony w IV wieku p.n.e. w Antiochii, nazwał Rzym miastem mającym „trwać tak długo, jak długo istnieć będzie rodzaj ludzki”.
Cesarstwo rzymskie tymczasem „nałożyło jarzmo na wyniosłe karki dzikich plemion, które nadało im prawo, czyli fundament i trwałą gwarancję wszelkiej wolności”5. Była to hiperbola – ale w zasadzie uzasadniona. Ammianus Marcellinus nie był jedyną osobą – jeśli spojrzeć na dzieje Rzymu i jego imperium – przepowiadającą serię triumfalnych zwycięstw ciągnących się od mroków prahistorii po nieskończoną przyszłość6. Poeci i historycy, tacy jak Wergiliusz, Horacy, Owidiusz i Liwiusz, dawali wyraz przekonaniu o wyższości rzymskich obywateli i epickim charakterze imperialnej historii miasta. Eneida, w której Wergiliusz ukazał mit o nadprzyrodzonych początkach Rzymu, mówi o „bezkresnym berle” pod panowaniem „świata mocarzy, togami strojnych Rzymian”7. Tytus Liwiusz zauważył natomiast, że „cechą Rzymianina jest i działać mężnie, i cierpieć mężnie”8. Cztery wieki później – mimo wyjątkowo gwałtownych wstrząsów, jakich doświadczyło cesarstwo wyniszczone przez wojnę domową, uzurpacje, zamachy, najazdy, polityczny rozłam, epidemię i zapaść finansową – Marcellinus nadal utrzymywał, że „[w]e wszystkich krajach i zakątkach ziemi Rzym jest uznawany za pana i króla – wszędzie czci się i poważa siwy włos senatorów oraz otacza uznaniem i szacunkiem imię narodu rzymskiego”9.
Pokolenie po Marcellinusie nadal wypisywało tego rodzaju peany, choć zachodnia część cesarstwa znajdowała się w stanie całkowitego upadku: rzymskie wojska i władze cywilne porzucały ziemie, którymi oni i ich poprzednicy władali od początku tysiąclecia. Rzymianie w latach 409–410 zrezygnowali z panowania w Brytanii i nigdy już nie odzyskali wysp. To właśnie wstrząs spowodowany nagłym wyjściem z paneuropejskiej unii skłonił takie rody jak Aureliusza Ursicinusa i Juliany do ukrywania pod ziemią skarbów w nadziei na uzyskanie materialnego zabezpieczania. Stały się one – całkiem wbrew intencjom – skrzącymi się kapsułami czasu przenoszącymi do tej schyłkowej epoki. Pod koniec V wieku cesarstwo zachodniorzymskie już nie istniało. Edward Gibbon, wielki historyk z XVIII wieku, napisał: była to „rewolucja, którą zawsze będą pamiętać i odczuwać narody ziemi”*10.
Zmierzch i upadek cesarstwa zachodniego jest zjawiskiem historycznym, które od wieków fascynuje nowożytnych badaczy, ponieważ dziedzictwo Rzymu wciąż jest obecne: oddziałuje na język, krajobraz, prawo i kulturę. A skoro w XXI wieku Rzymianie nadal do nas przemawiają, ich głos musiał rozbrzmiewać jeszcze donośniej w średniowieczu – epoce, której zgłębienie i opisanie w tej książce jest moim celem.
W kolejnym rozdziale szczegółowo przyjrzymy się kresowi cesarstwa rzymskiego. Teraz musimy jednak zwrócić myśl ku jego wzrostowi (a raczej przekształceniu się z republiki), jaki miał miejsce na przełomie tysiącleci, i naszkicować jego zasięg tuż przed nastaniem wieków średnich. Właściwe zrozumienie średniowiecznego Zachodu wymaga bowiem odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób i dlaczego Wieczny Rzym (łac. Roma aeterna) zdołał rządzić mocarstwem łączącym trzy kontynenty i niezliczoną liczbę narodów z ich różnorodnymi religiami, tradycjami oraz równie różnorodnymi językami. Było to imperium zamieszkiwane przez koczownicze plemiona, rolników i wielkomiejskie elity; imperium rozciągające się od centrów kultury antycznej po krańce znanego świata.

 
Wesprzyj nas