Ta fascynująca książka bada relacje sióstr na przestrzeni lat: od idylli wczesnego, odizolowanego od świata życia, poprzez trudne lata wojny, aż po rozejście się ich dróg po śmierci ojca i wstąpieniu Elżbiety na tron.


W dzieciństwie i młodości były najbliższymi sobie osobami i najlepszymi przyjaciółkami. Kiedy jednak zrządzeniem losu ich wuj Edward VIII postanowił abdykować, relacje między Elżbietą a Małgorzatą uległy drastycznej zmianie.

Małgorzata już zawsze musiała dygać przed siostrą, którą nazywała dotąd „Lillibet”, i spełniać jej życzenia.

Elżbieta patrzyła na wybryki młodszej siostry ze stoickim rozbawieniem, ale walka Małgorzaty o znalezienie sobie miejsca i pozycji w królewskim systemie – a także to, że niekiedy nie umiała sprostać jego oczekiwaniom – często były źródłem spięć i nieprzyjemności.

Ta fascynująca książka bada relacje sióstr na przestrzeni lat: od idylli wczesnego, odizolowanego od świata życia, poprzez trudne lata wojny, aż po rozejście się ich dróg po śmierci ojca i wstąpieniu Elżbiety na tron. Andrew Morton dzięki swojej wyjątkowej pozycji na dworze królewskim zapewnia wgląd w życie tych dwóch jakże różnych sióstr – jednej pełnej obowiązku i odpowiedzialności, drugiej pełnej buntu i niezgody – oraz opisuje trwały wpływ, jaki wywarły na Koronę, rodzinę królewską i sposoby jej dostosowania się do zmieniających się obyczajów XX wieku.

Andrew Morton jest jednym z najbardziej znanych biografów na świecie, zajmującym się życiorysami współczesnych celebrytów i rodzin królewskich. Jego przełomowa biografia Diany, księżnej Walii – napisana przy jej pełnej, choć wówczas tajnej współpracy – zmieniła sposób, w jaki świat postrzegał brytyjską rodzinę królewską. Od tego czasu napisał bestsellerowe książki o Monice Lewinsky, Madonnie, Davidzie i Victorii Beckhamach, Tomie Cruisie, Angelinie Jolie oraz księciu i księżnej Cambridge. Nakładem Wydawnictwa Marginesy ukazała się jego książka Elżbieta i Małgorzata. Prywatny świat sióstr Windsor (2022), a wkrótce premierę będzie miała biografia Elżbiety II Królowa. Morton jest laureatem wielu nagród, dzieli swój czas między Londyn i Los Angeles.

Andrew Morton
Elżbieta i Małgorzata. Prywatny świat sióstr Windsor
Przekład: Emilia Skowrońska
Wydawnictwo Marginesy
Premiera: 9 listopada 2022
 
 

Wstęp
SIO­STRA, PRZY­JA­CIÓ­ŁKA, SĘDZIA

Spra­wy mia­ły się te­raz ina­czej. Ko­niec z „Li­li­bet to, Li­li­bet tam­to”, ze swo­bod­ny­mi sto­sun­ka­mi dwóch sióstr zjed­no­czo­nych prze­ciw­ko świa­tu. Po­ja­wił się mi­ędzy nimi dy­stans, nie­znacz­ny i le­d­wo za­uwa­żal­ny, ale jed­nak dy­stans. Zmniej­szał się, gdy były tyl­ko we dwie. Z ko­lei w oto­cze­niu słu­żby i in­nych osób wy­czu­wa­ło się for­mal­no­ść. Kie­dy inni mó­wi­li: „Two­ja sio­stra”, ksi­ężnicz­ka Ma­łgo­rza­ta od­po­wia­da­ła wy­nio­śle: „Masz na my­śli kró­lo­wą”. Daw­niej mia­ły wspól­ną sy­pial­nię, te­raz dzie­lił ich za­stęp stró­żów od pa­pier­ko­wej ro­bo­ty, któ­rzy od chwi­li nie­daw­ne­go wy­nie­sie­nia ksi­ężnicz­ki Elżbie­ty na tron od­mie­rza­li ka­żdą mi­nu­tę jej na­pi­ęte­go har­mo­no­gra­mu. Nie było już mowy o nie­za­po­wie­dzia­nych od­wie­dzi­nach – Lo­uis Mo­unt­bat­ten, bo­ha­ter wo­jen­ny, do­rad­ca, in­try­gant i ogól­nie czło­wiek wścib­ski, z tru­dem po­zbył się tego na­wy­ku.
Ma­łgo­rza­ta do­ło­ży­ła sta­rań, by wy­brać od­po­wied­nią chwi­lę. W ten zi­mo­wy gru­dnio­wy dzień 1952 roku nowa kró­lo­wa, któ­ra za chwi­lę mia­ła udać się do San­drin­gham na Boże Na­ro­dze­nie, świ­ęto­wa­ne co roku w ro­dzin­nym gro­nie, za­po­zna­wa­ła się wła­śnie ze szcze­gó­ła­mi ce­re­mo­nii ko­ro­na­cyj­nej. Ksi­ężnicz­kę po­pro­wa­dził obok dzieł Ca­na­let­ta i ob­ra­zu Dia­na i Ak­te­on Ga­ins­bo­ro­ugh ubra­ny w czer­wo­ną li­be­rię słu­żący i od­po­wied­nio ją za­po­wie­dział przed we­jściem do oka­za­łe­go Bel­gian Su­ite w pa­ła­cu Buc­kin­gham. Przy­wi­ta­ła się z sio­strą sło­wa­mi „Wa­sza Kró­lew­ska Mość”, po czym nie­śmia­ło się ukło­ni­ła i po­ca­ło­wa­ła Li­li­bet w oba po­licz­ki. Po­tem, za na­mo­wą kró­lo­wej, usia­dła na obi­tym zło­tym je­dwa­biem szez­lon­gu w sa­lo­nie. Już na pierw­szy rzut oka było wi­dać, że są sio­stra­mi – ka­żda mia­ła na so­bie skrom­ną dzien­ną su­kien­kę, sznur pe­reł i od­po­wied­nio do­pa­so­wa­ną brosz­kę. W dzie­ci­ństwie ubie­ra­no je iden­tycz­nie. Po­tem też cza­sem wy­gląda­ły tak samo.
Ma­łgo­rza­ta mu­sia­ła przy­znać się do cze­goś sio­strze. Po­wie­dzia­ła jej, że za­ko­cha­ła się w ofi­ce­rze Pe­te­rze Town­sen­dzie, by­łym ko­niu­szym ich ojca, obec­nie cie­szącym się szla­chet­nym ty­tu­łem kon­tro­le­ra dwo­ru kró­lo­wej mat­ki, a więc dru­gim w ko­lej­no­ści za­rząd­cą co­dzien­nych spraw ad­mi­ni­stra­cyj­nych nie­daw­no owdo­wia­łej mo­nar­chi­ni. Wy­so­ki, szczu­pły, z prze­szy­wa­jący­mi sza­ro­nie­bie­ski­mi ocza­mi i nie­wzru­szo­nym spoj­rze­niem, w ka­żdym calu był bo­żysz­czem ko­biet – a do tego praw­dzi­wym bo­ha­te­rem wo­jen­nym. Na­le­żał do tak zwa­nych Nie­licz­nych, pi­lo­tów bi­twy o An­glię, któ­rzy oca­li­li na­ród przed na­zi­stow­skim pod­bo­jem, a jego nie­bie­ski mun­dur RAF-u zdo­bi­ły me­da­le świad­czące o nie­zwy­kłej od­wa­dze.
Od lu­te­go tego roku, kie­dy przed­wcze­śnie zma­rł król Je­rzy VI, Ma­łgo­rza­ta co­raz częściej przyj­mo­wa­ła po­moc ze stro­ny Town­sen­da i w ten spo­sób pró­bo­wa­ła po­ra­dzić so­bie z ota­cza­jącym ją mro­kiem. Whi­sky, ta­blet­ki, leki uspo­ka­ja­jące i pa­pie­ro­sy nie­do­sta­tecz­nie ła­go­dzi­ły ból. Wy­da­wa­ło się, że tyl­ko Pe­ter – ko­jący, spo­koj­ny, ła­god­ny – po­tra­fi po­pra­wić jej na­strój.
Wpa­dli so­bie w oko na dłu­go przed śmier­cią kró­la, któ­ra jesz­cze ich do sie­bie zbli­ży­ła. W tym pierw­szym bez­tro­skim okre­sie Ma­łgo­rza­ta roz­śmie­sza­ła Pe­te­ra, on zaś da­wał jej po­czu­cie bez­pie­cze­ństwa i pew­no­ści. Zwie­rza­li się so­bie i wza­jem­nie się po­cie­sza­li, aż w ko­ńcu ich przy­ja­źń za­mie­ni­ła się w coś wi­ęcej – znacz­nie, znacz­nie wi­ęcej.
Ma­łgo­rza­ta spo­tka­ła się z sio­strą by­naj­mniej nie dla­te­go, że Pe­ter był od niej o szes­na­ście lat star­szy i miał dwóch sy­nów w wie­ku szkol­nym. Nie, sie­dzia­ła tu te­raz ze zło­żo­ny­mi ręka­mi, skrom­na, bez śla­du swej zwy­czaj­nej te­atral­no­ści, bo chcia­ła omó­wić na­stęp­stwa jego zbli­ża­jące­go się roz­wo­du z żoną Ro­se­ma­ry.
Od­kąd w li­sto­pa­dzie po­przed­nie­go roku zło­żył po­zew o roz­wód, po ci­chu, nie­ofi­cjal­nie i bar­dzo nie­śmia­ło roz­ma­wia­li o swo­im zwi­ąz­ku w ja­kie­jś od­le­głej przy­szło­ści. Choć Pe­ter Town­send nie po­no­sił winy za roz­pad ma­łże­ństwa, miał zo­stać nie­uchron­nie uzna­ny za roz­wod­ni­ka. Sło­wo na „R” za­wi­sło mi­ędzy sio­stra­mi jak od­bez­pie­czo­ny gra­nat i obie zda­ły so­bie spra­wę z jego strasz­ne­go zna­cze­nia. Na iro­nię za­kra­wał fakt, że spra­wa ta zo­sta­ła po raz pierw­szy po­ru­szo­na wła­śnie w Bel­gian Su­ite, w któ­rym miesz­kał ich stryj Da­wid, Edward VIII, pod­czas swe­go krót­kie­go pa­no­wa­nia, za­nim ab­dy­ko­wał z mi­ło­ści do dwu­krot­nie roz­wie­dzio­nej Ame­ry­kan­ki, Wal­lis War­field Simp­son.
Zgod­nie z Usta­wą o ma­łże­ństwach kró­lew­skich z 1772 roku ksi­ężnicz­ka Ma­łgo­rza­ta, trze­cia w ko­lej­ce do tro­nu za ksi­ęciem Ka­ro­lem i ksi­ężnicz­ką Anną, na ślub z ja­kim­kol­wiek mężczy­zną, nie mó­wi­ąc już o roz­wod­ni­ku, mu­sia­ła uzy­skać zgo­dę kró­lo­wej. Obie wie­dzia­ły, że ich Ko­ściół po­tępia roz­wo­dy. Jako ob­ro­ńczy­ni wia­ry kró­lo­wa mia­ła za­sa­dy, od któ­rych nie mo­gła od­stąpić. W isto­cie, gdy­by cho­ra wów­czas kró­lo­wa Ma­ria zo­sta­ła wta­jem­ni­czo­na w spra­wę, jej wer­dykt by­łby jed­no­znacz­ny. Wręcz sły­sza­ły te­raz jej głos.
Ale cza­sy się zmie­nia­ły. Czy Li­li­bet po­zwo­li swo­jej młod­szej sio­strze na ślub z roz­wod­ni­kiem? Szczęście i ży­cie Ma­łgo­rza­ty znaj­do­wa­ło się w jej mi­ęk­kich ró­żo­wych dło­niach. Star­sza sio­stra przez całe ży­cie osądza­ła Ma­łgo­rza­tę. A te­raz, gdy zo­sta­ła kró­lo­wą, sta­ła się też wład­czy­nią jej ży­cia. Ta nie­zmier­nie wa­żna de­cy­zja mia­ła na za­wsze okre­ślić i ukszta­łto­wać ży­cie i re­pu­ta­cję obu ko­biet.

***

Ma­łgo­rza­ta przy­gląda­ła się uwa­żnie sio­strze, zdzi­wio­na, że nie do­strze­gła na jej twa­rzy wy­ra­zu za­sko­cze­nia. My­śla­ła, że jej i Pe­te­ro­wi uda­ło się utrzy­mać dys­kre­cję, ale naj­wy­ra­źniej nie za­cho­wa­li ostro­żno­ści i lu­dzie za­częli plot­ko­wać. Sko­ro na­wet sio­stra wie­dzia­ła, co się świ­ęci, inni tym bar­dziej opo­wia­da­li so­bie ró­żne barw­ne szcze­gó­ły.

***

Kró­lo­wa nie zdra­dza­ła co praw­da swo­ich emo­cji, ale było oczy­wi­ste, że tego ro­dza­ju wia­do­mo­ści są nie­mi­le wi­dzia­ne przed pla­no­wa­ną na czer­wiec ko­ro­na­cją. Ab­so­lut­nie nic nie mo­gło od­wró­cić uwa­gi od tej chwi­li, po­strze­ga­nej przez wie­lu jako klu­czo­wy mo­ment rządów mo­nar­chy. Zna­ła i lu­bi­ła Pe­te­ra Town­sen­da i do­ce­nia­ła jego spo­koj­ne po­de­jście do kłó­tli­we­go ojca. Nie­kie­dy, w przy­pły­wie uczuć, król mó­wił o nim jak o synu, któ­re­go ni­g­dy nie miał.
Kró­lo­wa była roz­dar­ta. W mrocz­nym okre­sie jej wła­sne­go ży­cia, kie­dy oj­ciec po­pro­sił ją, by to­wa­rzy­szy­ła mu w pod­ró­ży do Po­łu­dnio­wej Afry­ki i zo­sta­wi­ła swo­je­go uko­cha­ne­go, ksi­ęcia Fi­li­pa, wła­śnie Mar­go oka­zy­wa­ła jej nie­za­chwia­ną lo­jal­no­ść, za­wsze sta­wa­ła po jej stro­nie i chwa­li­ła Fi­li­pa przed ro­dzi­ca­mi. Po­nad­to przy­pa­dek Town­sen­da to prze­cież zu­pe­łnie inna sy­tu­acja niż ze znie­na­wi­dzo­ną przez ro­dzi­nę kró­lew­ską Wal­lis Simp­son; Pe­ter był po­pu­lar­ny w pa­ła­cu, po­dzi­wia­no go i sza­no­wa­no za wo­jen­ne osi­ągni­ęcia, spo­koj­ne uspo­so­bie­nie oraz zdol­no­ści or­ga­ni­za­cyj­ne.
Elżbie­ta mia­ła się więc nad czym za­sta­na­wiać. Te­raz nie była już tyl­ko star­szą sio­strą Ma­łgo­rza­ty. Zo­sta­ła kró­lo­wą, na któ­rej spo­czy­wa­ją kon­sty­tu­cyj­ne obo­wi­ąz­ki i po­win­no­ści. Mar­go nie pro­si­ła o for­mal­ną zgo­dę na ma­łże­ństwo. Na ra­zie. Mia­ła na­dzie­ję, że Town­send będzie częściej uczest­ni­czył w spo­tka­niach ro­dzin­nych, aby w ten spo­sób po­zo­sta­li człon­ko­wie dwo­ru prze­ko­na­li się, że ona i Pe­ter do sie­bie pa­su­ją. Obo­je li­czy­li się z tym, że na wszyst­ko po­trze­ba wi­ęcej cza­su. Ma­łgo­rza­ta dała sio­strze do zro­zu­mie­nia, że tym­cza­sem za­do­wo­li się tymi nie­wiel­ki­mi przy­wi­le­ja­mi, a nie ca­łko­wi­tym po­par­ciem ma­łże­ństwa.
Elżbie­ta wyj­rza­ła przez okno na pa­ła­co­wy ogród. Ma­łgo­rza­ta uśmiech­nęła się w du­chu, bo wie­dzia­ła, że sio­stra zwy­kle tak robi, za­nim po­dej­mie ja­kąkol­wiek de­cy­zję. Po­zła­ca­ny ze­gar ko­min­ko­wy gło­śno ty­kał. Na­gle kró­lo­wa po­wie­dzia­ła, że wpa­dła na pe­wien po­my­sł.

1
WSCHÓD SŁO­ŃCA I KSI­ĘŻY­CA

Być może je­dy­ną rze­czą, któ­rą oby­dwaj, Da­wid i Ber­tie, się pa­sjo­no­wa­li, było żywe za­in­te­re­so­wa­nie modą. Je­den był krzy­kli­wym ele­gan­tem, pre­fe­ru­jącym wzo­rzy­ste swe­try, dwu­ko­lo­ro­we buty i pod­wi­ni­ęte spodnie. Dru­gi ubie­rał się bar­dziej kon­ser­wa­tyw­nie i pie­czo­ło­wi­cie do­pa­so­wy­wał gar­de­ro­bę, spędza­jąc wie­le go­dzin w pra­cow­niach mody i u kraw­ców na szki­co­wa­niu pro­jek­tów, wy­pró­bo­wu­jąc nowe po­my­sły stro­jów, któ­re mo­żna by no­sić na dwo­rze i pod­czas uro­czy­sto­ści pa­ństwo­wych, a na­wet po­my­sły ko­stiu­mów pan­to­mi­micz­nych[1].
Ró­żni­li się z ko­lei cha­rak­te­rem i tem­pe­ra­men­tem; je­den zo­stał wy­cho­wa­ny dla świa­tła sło­necz­ne­go, dru­gi dla cie­nia. Je­den za­cho­wy­wał się bar­dziej mło­dzie­ńczo i bez­tro­sko, miał gład­ką skó­rę i rzad­ko się go­lił, był drob­nej bu­do­wy, ale od­zna­czał się żwa­wym cho­dem i nie­spo­ży­tą ener­gią. Dru­gi był wątły, ner­wo­wy, skłon­ny do ir­ra­cjo­nal­nych wy­bu­chów i cier­piał na wie­le wy­nisz­cza­jących cho­rób, po­cząw­szy od pro­ble­mów żo­łąd­ko­wych, przez po­wa­żne jąka­nie się, aż po ci­ągłe mru­ga­nie i tiki, któ­re po­wo­do­wa­ły opa­da­nie ust. Je­den im­pre­zo­wał do bia­łe­go rana, uwo­dził sa­mot­ne, za­mężne ko­bie­ty i nie­na­wi­dził ojca. Dru­gi się przed oj­cem ugi­ął, zde­cy­do­wał na ma­łże­ństwo z roz­sąd­ku i „bar­dziej sta­tecz­ny styl kró­lew­ski”. Oj­ciec za­wsze ubo­le­wał, że o ile je­den utrwa­la wła­ści­wy ob­raz mo­nar­chii, „ide­ał baj­ko­wej at­mos­fe­ry za­ci­sza do­mo­we­go”, o tyle dru­gi „podąża zły­mi ście­żka­mi”[2]. Na­wet Wal­lis War­field Simp­son, ame­ry­ka­ńska ko­chan­ka ksi­ęcia Wa­lii, za­uwa­ży­ła od­mien­ne tem­pe­ra­men­ty obu bra­ci: jej ko­cha­nek był „pe­łen en­tu­zja­zmu i elo­kwent­ny… a ksi­ążę Yor­ku ci­chy, nie­śmia­ły”[3].
Wy­bo­ry do­ko­na­ne przez tych dwóch bra­ci – Da­wi­da, naj­star­sze­go syna i dzie­dzi­ca dy­na­stii Wind­so­rów, oraz Ber­tie­go, jego młod­sze­go o za­le­d­wie osiem­na­ście mie­si­ęcy bra­ta – mia­ły zna­cząco ukszta­łto­wać przy­szło­ść rodu, a przy oka­zji ca­łko­wi­cie od­mie­nić los có­rek Ber­tie­go: Elżbie­ty – Li­li­bet, jak ją na­zy­wa­no w ro­dzi­nie – i Ma­łgo­rza­ty. Ich dzia­dek, król Je­rzy V, miał złe prze­czu­cia co do przy­szło­ści swej ro­dzi­ny, na­wet gdy w 1935 roku świ­ęto­wał swój srebr­ny ju­bi­le­usz. Kie­dy jego naj­star­szy syn i na­stęp­ca, ksi­ążę Wa­lii, miał już czter­dzie­ści lat, a mimo to jesz­cze się nie oże­nił i tym sa­mym nie za­bez­pie­czył przy­szło­ści dy­na­stii, król stwier­dził ze smut­kiem: „Po mo­jej śmier­ci ten chło­pak [przy­szły Edward VIII] znisz­czy sam sie­bie w ci­ągu dwu­na­stu mie­si­ęcy. Mo­dlę się do Boga, żeby mój naj­star­szy syn ni­g­dy się nie oże­nił i nie miał dzie­ci, i żeby nic nie sta­nęło Ber­tie­mu i Li­li­bet na dro­dze do tro­nu”[4].

***

Mo­dli­twy kró­la zo­sta­ły wy­słu­cha­ne. To wła­śnie ab­dy­ka­cja Edwar­da VIII, któ­ry za­pra­gnął po­ślu­bić Wal­lis War­field Simp­son, mia­ła prze­obra­zić ży­cie bra­ta i jego có­rek i już na za­wsze od­mie­nić re­la­cje ro­dzin­ne. Za spra­wą de­cy­zji stry­ja sio­stry zna­la­zły się do­ży­wot­nio w ob­jęciach mo­nar­chii, co jesz­cze sil­niej ukszta­łto­wa­ło to, kim były i kim się sta­ły.
W po­wszech­nej wy­obra­źni ka­żdy czło­nek rodu Wind­so­rów jest prze­śla­do­wa­ny przez cień – po­dob­nie było w przy­pad­ku Da­wi­da i Ber­tie­go. Do­bry kon­tra zły czło­nek ro­dzi­ny kró­lew­skiej. Bun­tow­ni­czy eks­tra­wer­tyk kon­tra roz­sąd­ny in­tro­wer­tyk. Wil­liam – uczci­wy i god­ny za­ufa­nia, Har­ry – nie­po­słusz­ny. Dia­na była skrom­na, a Fer­gie ci­ągle szu­ka­ła kło­po­tów. Sło­ńce i ksi­ężyc. Ta­kie ste­reo­ty­py często rów­nie wie­le ma­sku­ją, co od­sła­nia­ją. Mimo to ka­żde z pary kró­lew­skie­go ro­dze­ństwa – jak to zresz­tą się dzie­je w przy­pad­ku wszyst­kich ro­dze­ństw – żywi się tą asy­me­trią i zaj­mu­je psy­chicz­ną prze­strzeń po­zo­sta­wio­ną przez sio­strę lub bra­ta.
Jak po­wie­dzia­ła ksi­ężnicz­ka Ma­łgo­rza­ta swo­je­mu przy­ja­cie­lo­wi, pi­sa­rzo­wi Gore’owi Vi­da­lo­wi: „Kie­dy jed­na z dwóch sióstr jest kró­lo­wą, któ­ra musi być źró­dłem cnót i wszyst­kie­go, co do­bre, dru­giej nie po­zo­sta­je nic in­ne­go, jak stać się ogni­skiem naj­bar­dziej twór­czej zło­śli­wo­ści, złą sio­strą”[5]. Bez wąt­pie­nia dzi­ęki za­cho­wa­niu Ma­łgo­rza­ty jej sio­stra cza­sem błysz­cza­ła, ale i tak ta pierw­sza bez tru­du za­jęła w ro­dzi­nie po­zy­cję czar­nej owcy. Nic so­bie z tego jed­nak nie ro­bi­ła. Jak sama kie­dyś za­uwa­ży­ła: „Moją ra­do­ścią jest nie­po­słu­sze­ństwo”[6].
Ma­łgo­rza­ta była wy­star­cza­jąco sa­mo­świa­do­ma, by do­strzec sub­tel­ną ró­żni­cę mi­ędzy kre­owa­nym przez me­dia ob­ra­zem oso­by za­zdro­snej o po­zy­cję kró­lo­wej a bar­dziej zło­żo­nym kon­flik­tem we­wnętrz­nym mło­dej ko­bie­ty, któ­ra nie­ustan­nie po­zo­sta­je w cie­niu star­szej sio­stry: „Ni­g­dy nie cier­pia­łam z tego po­wo­du, że je­stem dru­gim dziec­kiem. Prze­szka­dzał mi jed­nak fakt, że za­wsze ob­sa­dza­no mnie w roli młod­szej sio­stry”[7]. Jak prze­ni­kli­wie za­uwa­żył je­den z jej przy­ja­ciół: „Po­strze­ga sie­bie ra­czej jako cór­kę kró­la niż sio­strę kró­lo­wej”[8]. Wy­ni­ka­ło­by stąd, że po ko­ro­na­cji Elżbie­ty Ma­łgo­rza­ta uzna­wa­ła się za głów­ną część ro­dzi­ny kró­lew­skiej, a nie za oso­bę o pod­rzęd­nym sta­tu­sie. Ni­g­dy nie da­wa­ła do zro­zu­mie­nia, że chcia­ła­by za­mie­nić się z sio­strą. Ka­żde­mu po­wta­rza­ła, że jej ży­cio­wa rola po­le­ga na wspie­ra­niu kró­lo­wej, któ­ra z ra­cji pe­łnio­nej funk­cji dźwi­ga na swo­ich bar­kach ogrom­ny ci­ężar. Kie­dyś za­uwa­ży­ła: „Czy to nie szczęście, że Li­li­bet jest star­sza?”[9]. Pod­czas gdy Ma­łgo­rza­tę iry­to­wa­ły ogra­ni­cze­nia kró­lew­skie­go ży­cia, Elżbie­ta po­słusz­nie je za­ak­cep­to­wa­ła.
Sio­stry ró­żni­ły się w po­glądach i kłó­ci­ły się w spra­wach bła­hych i wa­żnych, ale też się ko­cha­ły. Owo na­pi­ęcie mi­ędzy uczu­ciem a dy­stan­sem, głębo­ką mi­ło­ścią a za­zdro­ścią, zde­fi­nio­wa­ło w ca­ło­ści pry­wat­ny świat Elżbie­ty i Ma­łgo­rza­ty.

***

I Elżbie­ta, i Ma­łgo­rza­ta przy­szły wpraw­dzie na świat dwu­dzie­ste­go pierw­sze­go dnia mie­si­ąca, ale ich na­ro­dzin nic wi­ęcej nie łączy­ło.
Pierw­sza uro­dzi­ła się 21 kwiet­nia 1926 roku w May­fa­ir w Lon­dy­nie jako cór­ka Al­ber­ta, ów­cze­sne­go ksi­ęcia Yor­ku, i Elżbie­ty Bo­wes-Lyon. Rok ten oka­zał się trud­ny dla Wiel­kiej Bry­ta­nii do­tkni­ętej cha­osem w prze­my­śle i straj­kiem ge­ne­ral­nym, któ­ry miał prze­jść do hi­sto­rii. Wo­kół pla­no­wa­nych na­ro­dzin Elżbie­ty zdąży­ło na­ro­snąć duże za­in­te­re­so­wa­nie opi­nii pu­blicz­nej, po­nie­waż jej przy­jście na świat sta­no­wi­ło od­wró­ce­nie uwa­gi od na­ro­do­we­go kry­zy­su. Gdy o 2.40 nad ra­nem po­ród przez ce­sar­skie ci­ęcie się za­ko­ńczył, przed Bru­ton Stre­et 17 kłębił się tłum. Zgod­nie ze sta­rą tra­dy­cją przy ca­łym zda­rze­niu obec­ny był mi­ni­ster spraw we­wnętrz­nych sir Wil­liam Joyn­son-Hicks, któ­ry miał do­pil­no­wać, by nie za­mie­nio­no dzie­ci[10]. Wkrót­ce nie­bie­sko­okie nie­mow­lę sta­ło się po­tężnym sym­bo­lem ro­dzi­ny, ci­ągło­ści i pa­trio­ty­zmu.
Mniej wi­ęcej mie­si­ąc pó­źniej, 19 maja, pod­czas po­pro­wa­dzo­nej przez Co­smę Gor­do­na Lan­ga, ar­cy­bi­sku­pa Yor­ku, ce­re­mo­nii w pry­wat­nej ka­pli­cy w pa­ła­cu Buc­kin­gham, Elżbie­ta Alek­san­dra Ma­ria zo­sta­ła ochrzczo­na. Za­in­te­re­so­wa­nie małą ksi­ężnicz­ką było tak duże, że aby zo­ba­czyć słyn­ne nie­mow­lę, pod­eks­cy­to­wa­ni ga­pie przedar­li się przez kor­don po­li­cji usta­wio­ny przed pa­ła­cem. Jej wy­jąt­ko­we imię su­ge­ro­wa­ło, że kie­dyś wstąpi na tron – mimo iż zgod­nie z Usta­wą o na­stęp­stwie tro­nu z 1701 roku po przy­jściu w przy­szło­ści na świat po­tom­ka stry­ja Da­wi­da wy­da­wa­ło się to mało praw­do­po­dob­ne. Bądź co bądź wszy­scy za­cho­wy­wa­li się tak, jak­by Elżbie­ta sta­no­wi­ła wiel­ką obiet­ni­cę dla kra­ju, a jed­na z ga­zet za­uwa­ży­ła na­wet: „Mo­żli­wo­ść, że w tej ma­łej nie­zna­jo­mej z Bru­ton Stre­et może kryć się przy­szła kró­lo­wa Wiel­kiej Bry­ta­nii (a może na­wet dru­ga kró­lo­wa Elżbie­ta), jest do­sta­tecz­nie in­try­gu­jąca”[11].
Za spra­wą na­ro­dzin cór­ki jej ro­dzi­ce, wio­dący do­tąd względ­nie spo­koj­ne kró­lew­skie ży­cie, tra­fi­li na pierw­sze stro­ny ga­zet i cza­so­pism. Kil­ka ty­go­dni po po­ja­wie­niu się Elżbie­ty na chod­ni­ku przed lon­dy­ńską re­zy­den­cją ksi­ęcia i ksi­ężnej Yor­ku na­dal sta­ło tak wie­lu fa­nów, że wó­zek na co­dzien­ny spa­cer wy­pro­wa­dza­no nie­kie­dy tyl­nym wy­jściem. Z cza­sem jej mat­ka za­częła nie­po­ko­ić się tym wzmo­żo­nym za­in­te­re­so­wa­niem. Pó­źniej na­pi­sa­ła do swo­jej te­ścio­wej, kró­lo­wej Ma­rii: „Prze­ra­ża mnie fakt, że lu­dzie tak bar­dzo ją ko­cha­ją. Przy­pusz­czam, że to coś do­bre­go, i mam na­dzie­ję, że będzie tego god­na, moja bied­na mała dziew­czyn­ka”[12].
Nie tyl­ko zwy­kli lu­dzie po­świ­ęca­li Elżbie­cie wie­le uwa­gi. Od sa­me­go po­cząt­ku ogrom­ną sym­pa­tią da­rzył dziew­czyn­kę jej wy­bu­cho­wy dzia­dek, król Je­rzy V. Wkrót­ce za­częły krążyć opo­wie­ści o tym, jak to mały anio­łek za­skar­bił so­bie przy­chyl­no­ść nie­ugi­ęte­go wład­cy. Król, o czym do­brze wie­dzia­no, wzbu­dzał strach u wła­snych dzie­ci i star­szych pra­cow­ni­ków. Elżbie­ta była jed­nak wy­jąt­kiem. Ar­cy­bi­skup Can­ter­bu­ry opo­wia­dał, jak pew­ne­go razu mo­nar­cha, któ­ry ba­wił się z wnucz­ką w ko­nia, po­zwo­lił jej ci­ągnąć za swo­ją siwą bro­dę i szu­rał ko­la­na­mi po podło­dze. „Lu­bił wła­snych dwóch wnu­ków, sy­nów ksi­ężnicz­ki Ma­rii – wspo­mi­na­ła hra­bi­na Air­lie – ale naj­wi­ęk­sze uczu­cie ży­wił za­wsze do Li­li­bet. Ba­wił się z nią – ni­g­dy nie wi­dzia­łam, by ro­bił to z wła­sny­mi dzie­ćmi – i uwiel­biał mieć ją przy so­bie”[13]. Śle­dził ka­żdy jej naj­mniej­szy po­stęp – syna i sy­no­wą, któ­rzy znaj­do­wa­li się na po­kła­dzie pły­nące­go do Au­stra­lii stat­ku Re­nown, za­wia­da­miał na przy­kład, że wnucz­ce wy­rżnął się pierw­szy ząb. Był nią za­chwy­co­ny. Ma­jąc trzy lata, pod­czas Bo­że­go Na­ro­dze­nia spędza­ne­go w San­drin­gham, Elżbie­ta słu­cha­ła ko­lędy Whi­le She­pherds Wat­ched The­ir Flocks by Ni­ght i zwró­ci­ła uwa­gę na sło­wa: „Do was i ca­łej ludz­ko­ści”. Nie­win­nie oznaj­mi­ła: „Znam tego star­sze­go życz­li­we­go pana[*]. To ty, dziad­ku. Je­steś sta­ry i bar­dzo, bar­dzo miły”[14].

***

Mała Elżbie­ta za­wsze uwa­żnie słu­cha­ła „dziad­ka An­glii”, gdy ten z na­masz­cze­niem roz­pra­wiał o przy­zwo­ito­ści, po­win­no­ściach i ci­ężkiej pra­cy, cno­tach wzmac­nia­nych do­dat­ko­wo przez su­ro­wy re­żim w domu i od­da­ny ze­spół pra­cow­nic po­ko­ju dla dzie­ci: pia­stun­kę Cla­rę Kni­ght zna­ną jako Alah, mie­dzia­no­wło­są Szkot­kę Mar­ga­ret „Bobo” Mac­Do­nald, a pó­źniej ta­kże jej sio­strę Ruby. Na sta­now­cze ży­cze­nie kró­lo­wej Ma­rii Elżbie­ta od sa­me­go po­cząt­ku była szko­lo­na na wzo­ro­wą ksi­ężnicz­kę. „Na­ucz­cie to dziec­ko, żeby się nie wier­ci­ło!” – żąda­ła ci­ągle bab­ka. Alah nie­stru­dze­nie uczy­ła trzy­let­nią Elżbie­tę, że musi stać ab­so­lut­nie nie­ru­cho­mo jak mar­mu­ro­wy po­sąg. Kie­sze­nie we wszyst­kich jej su­kien­kach były za­szy­te, żeby nie trzy­ma­ła w nich rąk, nie wol­no jej było też się gar­bić i po­ru­szać dło­ńmi. Na­uczy­ła się od­po­wia­dać na sa­lu­to­wa­nie, ma­chać ręką w bia­łej ręka­wicz­ce z bal­ko­nu lub otwar­te­go okna sa­mo­cho­du, uprzej­mie po­zo­wać fo­to­gra­fom i przez wie­le go­dzin pa­no­wać nad pęche­rzem. Pó­źniej do­wie­dzia­ła się, jak na­le­ży się zwra­cać do ar­cy­bi­sku­pa Can­ter­bu­ry i pre­mie­ra. Je­śli spe­łnia­ła wy­ma­ga­nia Alah, w na­gro­dę do­sta­wa­ła ciast­ko[15]. Za złe za­cho­wa­nie bito ją po no­dze. Na­wet jak na ów­cze­sne stan­dar­dy dzie­ci­ństwo ma­łej ksi­ężnicz­ki było stłam­szo­ne i po­zba­wio­ne uczuć, a do­ro­śli za­chęca­li ją do ule­gło­ści i po­słu­sze­ństwa.
Już jako małe dziec­ko Elżbie­ta na­uczy­ła się, że musi za­cho­wy­wać się z gra­cją, kła­niać się i dy­gać przed do­ro­sły­mi, ni­g­dy nie tra­cić nad sobą pa­no­wa­nia i z ni­kim się zbyt­nio nie spo­ufa­lać. Wszyst­ko w jej sztyw­no kon­tro­lo­wa­nym ży­ciu dzia­ła­ło jak w ze­gar­ku – od śnia­da­nia o 7.30 do pó­jścia spać o 19.15[16]. Krót­ko mó­wi­ąc, pierw­sze lata ży­cia spędzi­ła jako chro­nio­ne, uprzy­wi­le­jo­wa­ne dziec­ko z wpo­jo­ną po­trze­bą sa­mo­dy­scy­pli­ny, świa­do­me po­win­no­ści wy­ni­ka­jących z zaj­mo­wa­nej po­zy­cji.
Choć jej su­ro­we i pod­da­ne wie­lu ry­go­rom dzie­ci­ństwo ce­cho­wa­ło się wie­lo­ma oczy­wi­sty­mi ogra­ni­cze­nia­mi, Elżbie­ta cie­szy­ła się też pew­ny­mi przy­wi­le­ja­mi, wi­docz­ny­mi jed­nak cza­sem głów­nie z per­spek­ty­wy do­ro­słe­go. Prze­miesz­cza­ła się li­mu­zy­na­mi mi­ędzy ró­żny­mi kró­lew­ski­mi zam­ka­mi, pa­ła­ca­mi i do­ma­mi, a pod­czas tych pod­ró­ży to­wa­rzy­szy­ła jej mała ar­mia lo­ka­jów, słu­żących, po­ko­jó­wek i szo­fe­rów. Na Boże Na­ro­dze­nie i w dniu uro­dzin była za­sy­py­wa­na pre­zen­ta­mi, często wy­sy­ła­ny­mi jej przez zwy­kłych, skrom­nie ży­jących lu­dzi. Gdy mia­ła czte­ry lata, otrzy­ma­ła od dziad­ka swo­je­go pierw­sze­go kuca sze­tlandz­kie­go, Peg­gy, i wkrót­ce po­tem roz­po­częła lek­cje jaz­dy kon­nej. Ile­kroć po­ja­wia­ła się pu­blicz­nie, tłu­my lu­dzi za­trzy­my­wa­ły się, uśmie­cha­ły, wi­wa­to­wa­ły, a na­wet wy­ma­chi­wa­ły fla­ga­mi na jej cze­ść. Dzie­ci­ństwo upły­wa­ło jej więc w na­pi­ęciu mi­ędzy wiel­ką uwa­gą a rów­nie wiel­ką izo­la­cją. Wy­cho­wy­wa­no ją ra­czej jak małą do­ro­słą niż jak dziec­ko. Po­tem, rów­nież jako za­le­d­wie czte­ro­lat­ka, utra­ci­ła do­mi­nu­jącą po­zy­cję w po­ko­ju dzie­ci­ęcym.

***

Pod­czas gdy Elżbie­ta przy­szła na świat w cen­trum mod­ne­go May­fa­ir, w wy­god­nym domu przy Bru­ton Stre­et 17, jej sio­stra uro­dzi­ła się 21 sierp­nia 1930 roku w trak­cie gwa­łtow­nej bu­rzy, w „na­wie­dzo­nym” domu przod­ków, le­gen­dar­nym szkoc­kim zam­ku Gla­mis z ciem­ny­mi, kręty­mi ko­ry­ta­rza­mi, stro­my­mi ka­mien­ny­mi scho­da­mi, sy­pial­nia­mi pe­łny­mi prze­ci­ągów i wła­snym „po­two­rem”, któ­rym miał być oszpe­co­ny stwór ukry­wa­jący się w ta­jem­ni­czym po­ko­ju. Ow­szem, Elżbie­ta była „upra­gnio­nym” pierw­szym dziec­kiem, ale ksi­ążę i ksi­ężna mie­li na­dzie­ję, że tym ra­zem uro­dzi się chło­piec[17]. Nie za­sta­na­wia­li się na­wet nad że­ńskim imie­niem. Choć ro­dzi­com po­do­ba­ło się brzmie­nie ze­sta­wu imion Anna Ma­łgo­rza­ta, na pro­śbę kró­lo­wej Ma­rii, któ­ra chcia­ła, by pierw­sze imię wnucz­ki po­cho­dzi­ło od imie­nia jed­nej z kró­lo­wych Szko­cji, zde­cy­do­wa­li się na­zwać cór­kę Ma­łgo­rza­tą Różą.
Rano po na­ro­dzi­nach Ma­łgo­rza­ty Alah po­wie­dzia­ła Elżbie­cie, że w po­ko­ju mat­ki cze­ka na nią wiel­ka nie­spo­dzian­ka. Po do­tkni­ęciu rącz­ki swo­jej nowo na­ro­dzo­nej sio­stry Li­li­bet tak się ucie­szy­ła, że za­pro­wa­dzi­ła do po­ko­ju le­ka­rza Da­vi­da My­le­sa i po­wie­dzia­ła: „Zo­bacz moje dziec­ko, moje bar­dzo wła­sne dziec­ko!”[18]. Była tak pod­eks­cy­to­wa­na, że zna­le­zio­no ją pó­źniej koło szaf­ki z za­baw­ka­mi, przed któ­rą roz­ło­ży­ła nie­bie­ską ak­sa­mit­ną żabę, we­łnia­ne­go kró­li­ka, parę dro­go­cen­nych ta­ńczących la­lek, a ta­kże kil­ka ksi­ąże­czek z ob­raz­ka­mi. Ksi­ężnicz­ka ra­do­śnie ob­wie­ści­ła, że przy­go­to­wu­je za­baw­ki dla nie­mow­lęcia.
Od­da­nie Elżbie­ty nie ogra­ni­czy­ło się do sa­mych na­ro­dzin Ma­łgo­rza­ty. Pod­czas chrztu, któ­ry od­był się 30 pa­ździer­ni­ka, nie­mow­lę mia­ło na so­bie tę samą ko­ron­ko­wą sza­tę, w któ­rą czte­ry lata wcze­śniej ubra­no sio­strę. Wpa­tru­jąc się w Ma­łgo­rza­tę z uwiel­bie­niem, Elżbie­ta szep­nęła: „Na­zwę ją Pąkiem. Bo różą prze­cież jesz­cze nie jest”[19]. Sło­wa te mia­ły zy­skać wi­ęk­sze zna­cze­nie, ni­żby to wy­ni­ka­ło z in­ten­cji Elżbie­ty: Ma­łgo­rza­ta Róża na za­wsze po­zo­sta­ła pąkiem re­pre­zen­tu­jącym nie­spe­łnio­ny po­ten­cjał, kimś skrępo­wa­nym przez kon­we­nan­se i pra­gnącym roz­kwi­tu. Mimo że Ma­łgo­rza­ta, Elżbie­ta i ich mat­ka były na­zy­wa­ne „Trze­ma Bia­ły­mi Ró­ża­mi Yor­ku”[20], tak na­praw­dę tyl­ko Elżbie­ta uro­dzi­ła się kró­lew­ską „różą”, po­nie­waż to wła­śnie ją los miał uczy­nić kró­lo­wą.
Wraz z na­ro­dzi­na­mi dru­giej cór­ki ksi­ęcia Yor­ku świat za­czął po­świ­ęcać jesz­cze wi­ęcej uwa­gi Elżbie­cie jako praw­do­po­dob­nej na­stęp­czy­ni tro­nu. W Mu­zeum Ma­da­me Tus­saud za­pre­zen­to­wa­no jej wo­sko­wą fi­gu­rę na ku­cy­ku. Imię Elżbie­ty wid­nia­ło na pu­de­łkach cze­ko­la­dek, ście­recz­kach do na­czyń i bu­dyn­kach szpi­ta­li. Jej po­do­bi­znę umiesz­czo­no na no­wo­fun­dlandz­kim znacz­ku pocz­to­wym za sze­ść cen­tów. Skom­po­no­wa­ny przez Edwar­da El­ga­ra po­pu­lar­ny utwór za­ty­tu­ło­wa­ny Nur­se­ry Su­ite miał uczcić za­rów­no Elżbie­tę, jak i jej sio­strę oraz mat­kę. Je­den z re­gio­nów An­tark­ty­dy rząd au­stra­lij­ski na­zwał Zie­mią Ksi­ężnicz­ki Elżbie­ty. Za­śle­pio­ny mi­ło­ścią oj­ciec za­czął po­rów­ny­wać dziew­czyn­kę do wspa­nia­łej kró­lo­wej Wik­to­rii. „Od pierw­szej chwi­li roz­mo­wy – po­wie­dział pi­sa­rzo­wi Osber­to­wi Si­twel­lo­wi – wy­ka­zy­wa­ła tyle cha­rak­te­ru, że nie spo­sób było nie za­sta­na­wiać się, czy hi­sto­ria się nie po­wtó­rzy”[21]. Dla ma­łej Ma­łgo­rza­ty, wci­ąż zbyt ma­łej, by mo­gła po­praw­nie wy­mó­wić pe­łne imię sio­stry, była ona po pro­stu „Li­li­bet”.
Po kil­ku la­tach, w 1933 roku, Li­li­bet z pe­łnym prze­ko­na­niem po­in­for­mo­wa­ła swo­ją młod­szą sio­strę: „Ja mam trzy, a ty czte­ry”. Zdu­mio­na Ma­łgo­rza­ta od­po­wie­dzia­ła: „Nie, nie­praw­da. Ja mam trzy lata, a ty sie­dem”. Nie mia­ła po­jęcia, że Elżbie­cie cho­dzi o ich po­zy­cje na li­ście suk­ce­sji. Już w wie­ku sied­miu lat Li­li­bet my­śla­ła więc o tro­nie – w prze­ci­wie­ństwie do swo­je­go stry­ja, a na­wet ojca. Uro­czy­ście za­po­wie­dzia­ła szkoc­kiej gu­wer­nant­ce Ma­rion „Craw­fie” Craw­ford: „Je­śli kie­dy­kol­wiek będę kró­lo­wą, wy­dam pra­wo za­bra­nia­jące je­ździć kon­no w nie­dzie­lę. Ko­nie też po­win­ny so­bie od­po­cząć”[22].

***

Elżbie­ta była za­jęta pla­no­wa­niem przy­szłych de­kre­tów, a tym­cza­sem krąży­ły plot­ki, że sko­ro lu­dzie nie mogą zo­ba­czyć Ma­łgo­rza­ty, to jest ona naj­wy­ra­źniej głu­cha i nie­ma. Tak bar­dzo zde­ner­wo­wa­ło to kró­la Je­rze­go, że kie­dy po któ­ry­mś ślu­bie Wind­so­ro­wie sta­li na bal­ko­nie pa­ła­cu Buc­kin­gham, schy­lił się, wzi­ął dziew­czyn­kę na ręce i po­sta­wił na ba­lu­stra­dzie. Po wie­lu la­tach Ma­łgo­rza­ta po­wie­dzia­ła swo­je­mu po­wier­ni­ko­wi Chri­sto­phe­ro­wi War­wic­ko­wi, że mia­ła lęk wy­so­ko­ści i całe to do­świad­cze­nie było dla niej „prze­ra­ża­jące”. Plot­ki jed­nak usta­ły.
W ro­dzi­nie kró­lew­skiej po­wszech­nie uwa­ża­no, że Ma­łgo­rza­ta jest pi­ęk­no­ścią o in­try­gu­jącej i nie­ustępli­wej oso­bo­wo­ści. Mat­ka z dumą opo­wia­da­ła Co­smie Lan­go­wi: „Ma duże nie­bie­skie oczy i że­la­zną wolę, czy­li wszyst­ko, cze­go po­trze­bu­je dama! I do­pó­ki będzie umia­ła ukry­wać swo­ją wolę i uży­wać tyl­ko oczu, do­pó­ty wszyst­ko będzie do­brze”[23].
Od razu sta­ło się ja­sne, że Ma­łgo­rza­ta jest có­recz­ką ta­tu­sia, mimo że nie za­cho­wu­je się tak do­brze jak jej star­sza sio­stra. Po obie­dzie często za­kra­da­ła się na dół, „jej mała pulch­na bu­zia za­gląda­ła” przez drzwi do ja­dal­ni, a na­stęp­nie dziew­czyn­ka wspi­na­ła się na ko­la­na ojca po łyk na­po­ju ga­zo­wa­ne­go lub ły­żecz­kę cu­kru[24]. Craw­fie, gu­wer­nant­ka obu sióstr, wspo­mi­na­ła: „Była jak za­ba­wecz­ka. Cie­pła i wy­lew­na, stwo­rzo­na do tu­le­nia i za­ba­wy”[25]. Szyb­ko oka­za­ło się, że Ma­łgo­rza­ta umie na­sta­wiać jed­ne­go ro­dzi­ca prze­ciw­ko dru­gie­mu. Kie­dy mia­ła czte­ry lata, po­de­szła do mat­ki, spoj­rza­ła na nią czu­le, dała jej bu­zia­ka i po­wie­dzia­ła: „Ma­mu­siu ko­cha­na, na­praw­dę mi się wy­da­je, że ko­cham ta­tu­sia bar­dziej niż cie­bie”[26].
Elżbie­ta na­tych­miast za­częła pil­no­wać swo­jej ży­wio­ło­wej młod­szej sio­stry, po­nie­waż za swój obo­wi­ązek uwa­ża­ła chro­nie­nie jej przed świa­tem ze­wnętrz­nym. Pew­ne­go razu, gdy do Elżbie­ty przy­sze­dł ka­pe­lan o wy­sta­jących zębach i za­py­tał ją, czy może zo­ba­czyć się z Ma­łgo­rza­tą, od­po­wie­dzia­ła: „Nie, bo prze­stra­szy się pa­ńskich zębów”[27].

***

We wcze­snym dzie­ci­ństwie obie sio­stry wio­dły bez­tro­skie ży­cie, od­izo­lo­wa­ne w ka­mien­nym czte­ro­kon­dy­gna­cyj­nym domu przy Pic­ca­dil­ly 145, o któ­rym mówi się po­wszech­nie, że to „pa­łac z nu­me­rem i bez na­zwy”[28]. Ksi­ążę Al­bert chciał, by dzie­ci wy­cho­wy­wa­ły się w spo­koj­nym, pe­łnym mi­ło­ści śro­do­wi­sku, od­mien­nym od re­żi­mu, któ­ry na­rzu­cił mu jego wła­sny oj­ciec for­ma­li­sta. Po­nie­waż Ber­tie miał ko­śla­we ko­la­na, mu­siał w dzie­ci­ństwie no­sić szy­ny na no­gach, przez co bar­dzo cier­piał, a gdy pi­sał lewą za­miast pra­wą ręką, bito go, mimo że od uro­dze­nia był ma­ńku­tem. W wie­ku ośmiu lat – praw­do­po­dob­nie z po­wo­du tego bez­my­śl­ne­go mal­tre­to­wa­nia – za­czął się jąkać, co przy­spo­rzy­ło mu ko­lej­nych kło­po­tów. Te­raz, gdy wresz­cie zna­la­zł cie­pło i po­cie­sze­nie u boku Elżbie­ty Bo­wes-Lyon, cór­ki hra­bie­go Stra­th­mo­re i Kin­ghor­ne, pra­gnął stwo­rzyć swo­im cór­kom pe­łne cie­pła ży­cie do­mo­we i wy­cho­wać je tak, by nie od­czu­wa­ły żad­nej pre­sji. Opi­nia pu­blicz­na za­uwa­ży­ła, że ksi­ążę i ksi­ężna Yor­ku sta­no­wi­li ob­raz ide­al­nej ro­dzi­ny: „[…] po­rząd­ny, pra­co­wi­ty, ci­chy mąż, ko­cha­jąca mat­ka o pi­ęk­nym uśmie­chu i dwie do­brze wy­cho­wa­ne małe dziew­czyn­ki w pod­ko­la­nów­kach… wy­gląda­li jak po­sta­cie z re­kla­my Oval­ti­ne”[29].
Żona Ber­tie­go, po­wszech­nie po­dzi­wia­na za swój wdzi­ęk i ko­bie­co­ść Elżbie­ta, oka­za­ła się ide­al­ną part­ner­ką w tym przed­si­ęw­zi­ęciu. Zo­ba­czyw­szy ją w kró­lew­skiej loży w te­atrze, po­wie­ścio­pi­sar­ka Vir­gi­nia Wo­olf na­pi­sa­ła, że to „pro­sta, ga­da­tli­wa, uro­cza ko­bie­ta o okrągłej twa­rzy, ubra­na w róż. Na jej nad­garst­kach błysz­cza­ły dia­men­ty, suk­nia na ra­mio­nach rów­nież była wy­sa­dza­na dia­men­ta­mi”[30]. Pod tą nie­ska­zi­tel­ną po­wierzch­nią skry­wa­ła się jed­nak sil­na i nie­ugi­ęta na­tu­ra ksi­ężnej. Elżbie­ta za­cie­kle chro­ni­ła swo­ją ro­dzi­nę i żyła w zgo­dzie z bez­kom­pro­mi­so­wym ko­dek­sem mo­ral­no­ści chrze­ści­ja­ńskiej. Do­mow­ni­cy wie­dzie­li, że jej de­cy­zje są osta­tecz­ne i że mo­żna być pew­nym jej lo­jal­no­ści. Mimo to po­tra­fi­ła wy­ka­zać się god­ną po­dzi­wu cier­pli­wo­ścią i ni­g­dy nie tra­ci­ła zim­nej krwi w ob­li­czu częstych wa­hań na­stro­ju męża i nie­prze­wi­dy­wal­nych wy­bu­chów gnie­wu zwa­nych zgrzy­ta­mi. Nie­któ­rzy uwa­ża­li jego za­cho­wa­nie za ro­dzaj epi­lep­sji.
Co za­ska­ku­jące, bu­dy­nek przy Pic­ca­dil­ly 145, mimo że miesz­ka­ła w nim słyn­na ro­dzi­na kró­lew­ska, nie miał żad­nej spe­cjal­nej ochro­ny. Cie­kaw­skie oso­by mo­gły po pro­stu we­jść na bru­ko­wa­ną ście­żkę i wci­snąć je­den z dwóch dzwon­ków ozna­czo­nych jako „Go­ście” i „Dom”. Po we­jściu do środ­ka ka­mer­dy­ner za­pro­wa­dzi­łby je po mi­ęk­kim brązo­wym dy­wa­nie do prze­stron­ne­go i prze­wiew­ne­go sa­lo­nu uży­wa­ne­go przed po­łud­niem, z okna­mi wy­cho­dzący­mi na pe­łen buj­nej zie­le­ni ro­dzin­ny ogród, po któ­rym ksi­ężnicz­ka Elżbie­ta je­ździ­ła na trój­ko­ło­wym ro­wer­ku. W od­le­gło­ści krót­kie­go spa­ce­ru znaj­do­wał się Hyde Park, gdzie tre­so­wa­no bisz­kop­to­we ksi­ążęce la­bra­do­ry[31].
Lek­cje sióstr od­by­wa­ły się w po­ko­ju ksi­ężnej obok sa­lo­nu głów­ne­go. W po­miesz­cze­niu le­żał per­ski dy­wan, sta­ły obi­te per­ka­lem sofy, re­ga­ły z ksi­ążka­mi, a ta­kże wi­sia­ły ogrom­ne mapy. Edu­ka­cją dziew­czy­nek za­rządza­ła wład­cza bab­cia, żąda­jąca od Craw­fie przedło­że­nia pro­gra­mu na­ucza­nia i do­ma­ga­jąca się wpro­wa­dze­nia do nie­go zmian bez wie­dzy sy­no­wej. Na­le­ga­ła, by kła­ść wi­ęk­szy na­cisk na hi­sto­rię niż na aryt­me­ty­kę, po­nie­waż ksi­ężnicz­ki „praw­do­po­dob­nie ni­g­dy nie będą mu­sia­ły pro­wa­dzić wła­snych ra­chun­ków do­mo­wych”, a przy­szłej kró­lo­wej wie­dza o prze­szło­ści szcze­gól­nie się przy­da[32]. W ka­żdy po­nie­dzia­łko­wy po­ra­nek sio­stry przez pół go­dzi­ny uczy­ły się re­li­gii, co szcze­gól­ne wra­że­nie wy­wie­ra­ło na młod­szej z nich. Mo­dli­ły się z sa­me­go rana i tuż przed snem.
Że­la­zna kon­tro­la kró­lo­wej Ma­rii nad edu­ka­cją dziew­cząt wy­ni­ka­ła z jej ogól­nej dez­apro­ba­ty dla spo­so­bu ich wy­cho­wa­nia. Bab­ka wy­cho­dzi­ła z za­ło­że­nia, że naj­wa­żniej­sze jest za­cho­wa­nie po­zo­rów, i de­ner­wo­wał ją wi­dok ba­wi­ących się dzie­ci: „Czy nie po­win­ny grać w coś bar­dziej wy­ma­ga­jące­go umy­sło­wo niż Ra­cing De­mon? Nie­po­koi mnie, że cho­dzą spać pó­źno i o ró­żnych po­rach”[33]. Szcze­gól­ną uwa­gę zwra­ca­ła na Ma­łgo­rza­tę, któ­rą na­zy­wa­ła espi­ègle, czy­li „fi­glar­nym urwi­sem”: „Cha­rak­ter ksi­ężnicz­ki Ma­łgo­rza­ty jest bar­dziej skom­pli­ko­wa­ny i trud­niej­szy [niż Elżbie­ty]”. Młod­sza sio­stra od­wza­jem­nia­ła tę nie­chęć: do­ra­sta­ła onie­śmie­lo­na przez sztyw­ną i wy­mu­sza­jącą po­słu­sze­ństwo bab­cię, któ­ra często bez­ce­re­mo­nial­nie py­ta­ła: „Kie­dy ty w ko­ńcu do­ro­śniesz?”[34]. Po wie­lu la­tach Ma­łgo­rza­ta wspo­mi­na­ła, że za ka­żdym ra­zem, gdy mu­sia­ła od­wie­dzić kró­lo­wą Ma­rię, „mia­ła uczu­cie pust­ki w dole brzu­cha”[35].
Elżbie­ta na­to­miast była za­uro­czo­na bab­ką i uwa­ża­ła ją za stra­żnicz­kę kró­lew­skie­go pło­mie­nia. To wła­śnie kró­lo­wa Ma­ria wpo­iła star­szej z sióstr, że obo­wi­ązek za­wsze li­czy się bar­dziej niż względy oso­bi­ste, a pu­blicz­ne wy­stępy są wa­żniej­sze od in­dy­wi­du­al­nych po­trzeb. Jej szko­le­nie w za­kre­sie niu­an­sów ran­gi, pre­ce­den­sów, ty­tu­łu i po­zy­cji roz­po­częło się już w mło­dym wie­ku. Przy pew­nej oka­zji lo­kaj zwró­cił się do ksi­ężnicz­ki Elżbie­ty per „damo”. Od­po­wie­dzia­ła: „Nie je­stem damą, je­stem ksi­ężnicz­ką”. Bab­ka wsta­wi­ła się za nią i stwier­dzi­ła: „Bar­dzo słusz­nie, uro­dzi­łaś się ksi­ężnicz­ką i mi­nie jesz­cze wie­le lat, za­nim na­uczysz się być damą”[36].
Choć de­cy­zje edu­ka­cyj­ne były po­dej­mo­wa­ne z my­ślą o Elżbie­cie, to Ma­łgo­rza­ta oka­za­ła się le­piej roz­wi­ni­ętą i bar­dziej uzdol­nio­ną uczen­ni­cą. Ci­ągle pró­bo­wa­ła ni­we­lo­wać ró­żni­cę wie­ku mi­ędzy sobą a sio­strą i udo­wod­nić, że jest rów­nie mądra i za­słu­gu­je na tyle samo uwa­gi. Kie­dy Elżbie­ta roz­po­częła lek­cje fran­cu­skie­go u ma­da­me Ma­rie-An­to­inet­te de Bel­la­igue, Ma­łgo­rza­ta pod­słu­chi­wa­ła pod drzwia­mi, a po­nie­waż umia­ła wszyst­ko świet­nie na­śla­do­wać, na­bra­ła o wie­le lep­sze­go ak­cen­tu niż sio­stra. Już za mło­du prze­ja­wia­ła też ta­lent ak­tor­ski i świet­nie wcie­la­ła się w po­stać Shir­ley Tem­ple. Pod­czas lek­cji gry na for­te­pia­nie u pan­ny Ma­bel Lan­der rów­nież wy­ka­zy­wa­ła wi­ęk­szą cie­ka­wo­ść i zdol­no­ści ar­ty­stycz­ne niż jej po­wści­ągli­wa sio­stra. Elżbie­ta po­tra­fi­ła śpie­wać, ale to Ma­łgo­rza­ta mia­ła lep­szy głos, z ko­lei jej świet­ny słuch prze­kła­dał się na ide­al­ną wy­so­ko­ść dźwi­ęku. We­dług jed­nej z re­la­cji, ma­jąc za­le­d­wie dzie­wi­ęć mie­si­ęcy, na­uczy­ła się nu­cić wal­ca z We­so­łej wdów­ki.
Choć Craw­fie sta­ra­ła się, jak mo­gła, by do­sto­so­wać edu­ka­cję dziew­czy­nek do wie­ku, było to prak­tycz­nie nie­mo­żli­we, po­nie­waż wszyst­kie za­jęcia od­by­wa­ły się w tym sa­mym po­miesz­cze­niu. Po­nad­to Ma­łgo­rza­ta była bar­dzo uta­len­to­wa­na i tak am­bit­na, że nie po­zwa­la­ła, by ktoś ka­zał jej uczyć się ja­kie­goś przed­mio­tu lub wy­ko­ny­wać ja­kieś za­da­nie ina­czej niż sio­stra. Ci­ągle po­rów­ny­wa­ła swo­je za­da­nia z za­da­nia­mi Elżbie­ty, prze­ko­na­na, że tra­fi­ła na ja­kąś nud­niej­szą wer­sję. Craw­fie nie po­zo­sta­ło więc nic in­ne­go, jak tyl­ko przy­stać na to, by młod­sza ksi­ężnicz­ka zdo­by­wa­ła wie­dzę prze­zna­czo­ną dla star­szych dzie­ci. Li­li­bet otrzy­ma­ła za­tem przy­zwo­ite wy­kszta­łce­nie, któ­re za­spo­ka­ja­ło rów­nież pa­lącą cie­ka­wo­ść i na­tu­ral­ny in­te­lekt Ma­łgo­rza­ty. Je­den z przy­ja­ciół ro­dzi­ny stwier­dził, że po części to wła­śnie z po­wo­du tej wspól­nej na­uki Elżbie­ta oka­za­ła się „sto­sun­ko­wo mło­da [jak na swój wiek]”, pod­czas gdy Ma­łgo­rza­ta roz­wi­nęła by­stry i wra­żli­wy umy­sł[37]. Rów­nież pod względem tem­pe­ra­men­tu była ona o wie­le bar­dziej do­cie­kli­wa niż sio­stra. „Bar­dzo rze­czo­wa i nie­cie­ka­wa świa­ta” – tak opi­sy­wa­ła Elżbie­tę ich przy­ja­ció­łka i przy­szła ko­le­żan­ka z kla­sy, Ala­thea Fit­za­lan Ho­ward[38]. Ko­bie­ta często po­rów­ny­wa­ła sio­stry. W pó­źniej­szym wpi­sie do dzien­ni­ka za­uwa­ży­ła: „Chcia­ła­bym, żeby [Li­li­bet] mo­gła wy­zwo­lić się z roli ma­łej dziew­czyn­ki, któ­rą Ma­łgo­rza­ta nie­uchron­nie jej na­rzu­ca. Uwiel­biam Ma­łgo­rza­tę, ale taka szko­da, że ci­ągnie sio­strę w dół, co spra­wia, że pod wie­lo­ma względa­mi [Li­li­bet] jest młod­sza od mnó­stwa pra­wie szes­na­sto­let­nich dziew­czyn”.
Choć w wi­ęk­szo­ści przy­pad­ków sio­stry uro­dzo­ne w od­stępie czte­rech lat wy­cho­wy­wa­no z uwzględ­nie­niem ró­żni­cy wie­ku, Elżbie­tę i Ma­łgo­rza­tę trak­to­wa­no bar­dziej jak bli­źniacz­ki. Ubie­ra­ły się do­kład­nie tak samo, dzie­li­ły ten sam po­kój, mia­ły te same za­jęcia i – ogól­nie rzecz bio­rąc – otrzy­my­wa­ły taką samą na­ukę. Ich oj­ciec był osta­tecz­nym ar­bi­trem w kwe­stii stro­ju i dbał o cór­ki w dość za­bor­czy spo­sób. Kie­dy były druh­na­mi na ślu­bie ksi­ęcia i ksi­ężnej Glo­uce­ster, ksi­ążę Yor­ku za­żądał, aby skró­co­no im spód­ni­ce: „Chcę wi­dzieć ich ślicz­ne ko­lan­ka”[39]. Ta nie­zwy­kła bli­sko­ść spra­wia­ła, że Ma­łgo­rza­cie trud­no było upo­rać się ze spo­ra­dycz­ny­mi sy­tu­acja­mi, w któ­rych to Elżbie­ta cie­szy­ła się pew­ny­mi przy­wi­le­ja­mi, ta­ki­mi jak jaz­da kon­na sam na sam z oj­cem lub in­struk­to­rem czy prze­su­ni­ęcie o pół go­dzi­ny pory spo­czyn­ku – choć w prak­ty­ce ta go­dzi­na po­li­cyj­na nie­wie­le zna­czy­ła[40].
Kró­lo­wa Ma­ria sta­ra­ła się kon­tro­lo­wać lek­cje dziew­czy­nek, ale ro­dzi­ce kła­dli na na­ukę nie­zbyt duży na­cisk, bo nie chcie­li, by ich cór­ki były uwa­ża­ne za „prze­in­te­lek­tu­ali­zo­wa­ne”. Jak wspo­mi­na­ła Craw­fie, ksi­ążę i ksi­ężna „naj­bar­dziej pra­gnęli dla [swo­ich có­rek] na­praw­dę szczęśli­we­go dzie­ci­ństwa, z mnó­stwem mi­łych wspo­mnień, do któ­rych będą wra­cać w przy­szło­ści”[41]. W tym bez­piecz­nym i ko­cha­jącym domu dziew­czyn­ki cie­szy­ły się dużą ilo­ścią cza­su na za­ba­wę, choć poza oka­zjo­nal­ny­mi wi­zy­ta­mi ku­zy­nów nie mia­ły zbyt wie­le to­wa­rzy­stwa.
Wi­ęk­szo­ść dnia spędza­ły ze sobą i z gu­wer­nant­ka­mi, któ­re często pro­wa­dzi­ły je tyl­nym wy­jściem do Ha­mil­ton Gar­dens. Wy­ko­rzy­stu­jąc jed­ną z rzad­kich oka­zji to­wa­rzy­skich, Elżbie­ta za­przy­ja­źni­ła się z So­nią Gra­ham-Hodg­son, cór­ką kró­lew­skie­go le­ka­rza Ha­rol­da Gra­ha­ma-Hodg­so­na. „So­nia była je­dy­ną przy­ja­ció­łką, któ­rą kró­lo­wa dla sie­bie wy­bra­ła” – wspo­mi­na­ła Craw­fie. Gra­ły we fran­cu­ską od­mia­nę kry­kie­ta i w kla­sy, ska­ka­ły na ska­kan­ce, a na­wet cho­dzi­ły na lek­cje ta­ńca. Cza­sa­mi ksi­ążę Yor­ku do­łączał do nich pod­czas za­ba­wy w cho­wa­ne­go, zwa­nej sar­dyn­ka­mi. So­nia wspo­mi­na­ła Elżbie­tę jako „tro­skli­we i wra­żli­we dziec­ko z do­brym wy­cho­wa­niem we krwi. Ni­g­dy nie wy­da­wa­ła się świa­do­ma wła­snej po­zy­cji i nie zwra­ca­ła uwa­gi na tych, któ­rzy sta­li przy ba­rier­kach, by ob­ser­wo­wać jej za­ba­wę”[42]. Ich przy­ja­źń była tak wy­jąt­ko­wa, że ośmio­let­nia Elżbie­ta za­de­dy­ko­wa­ła Gra­ham-Hodg­son nie­do­ko­ńczo­ną po­wie­ść pod ty­tu­łem Szczęśli­wa far­ma: „Soni, mo­jej dro­giej ma­łej przy­ja­ció­łce i mi­ło­śnicz­ce koni”[43]. Przez dłu­gi czas to z nią przy­szła kró­lo­wa przy­ja­źni­ła się naj­bli­żej.

 
Wesprzyj nas