Ta fascynująca książka bada relacje sióstr na przestrzeni lat: od idylli wczesnego, odizolowanego od świata życia, poprzez trudne lata wojny, aż po rozejście się ich dróg po śmierci ojca i wstąpieniu Elżbiety na tron.
W dzieciństwie i młodości były najbliższymi sobie osobami i najlepszymi przyjaciółkami. Kiedy jednak zrządzeniem losu ich wuj Edward VIII postanowił abdykować, relacje między Elżbietą a Małgorzatą uległy drastycznej zmianie.
Małgorzata już zawsze musiała dygać przed siostrą, którą nazywała dotąd „Lillibet”, i spełniać jej życzenia.
Elżbieta patrzyła na wybryki młodszej siostry ze stoickim rozbawieniem, ale walka Małgorzaty o znalezienie sobie miejsca i pozycji w królewskim systemie – a także to, że niekiedy nie umiała sprostać jego oczekiwaniom – często były źródłem spięć i nieprzyjemności.
Ta fascynująca książka bada relacje sióstr na przestrzeni lat: od idylli wczesnego, odizolowanego od świata życia, poprzez trudne lata wojny, aż po rozejście się ich dróg po śmierci ojca i wstąpieniu Elżbiety na tron. Andrew Morton dzięki swojej wyjątkowej pozycji na dworze królewskim zapewnia wgląd w życie tych dwóch jakże różnych sióstr – jednej pełnej obowiązku i odpowiedzialności, drugiej pełnej buntu i niezgody – oraz opisuje trwały wpływ, jaki wywarły na Koronę, rodzinę królewską i sposoby jej dostosowania się do zmieniających się obyczajów XX wieku.
Andrew Morton jest jednym z najbardziej znanych biografów na świecie, zajmującym się życiorysami współczesnych celebrytów i rodzin królewskich. Jego przełomowa biografia Diany, księżnej Walii – napisana przy jej pełnej, choć wówczas tajnej współpracy – zmieniła sposób, w jaki świat postrzegał brytyjską rodzinę królewską. Od tego czasu napisał bestsellerowe książki o Monice Lewinsky, Madonnie, Davidzie i Victorii Beckhamach, Tomie Cruisie, Angelinie Jolie oraz księciu i księżnej Cambridge. Nakładem Wydawnictwa Marginesy ukazała się jego książka Elżbieta i Małgorzata. Prywatny świat sióstr Windsor (2022), a wkrótce premierę będzie miała biografia Elżbiety II Królowa. Morton jest laureatem wielu nagród, dzieli swój czas między Londyn i Los Angeles.
Elżbieta i Małgorzata. Prywatny świat sióstr Windsor
Przekład: Emilia Skowrońska
Wydawnictwo Marginesy
Premiera: 9 listopada 2022
Wstęp
SIOSTRA, PRZYJACIÓŁKA, SĘDZIA
Sprawy miały się teraz inaczej. Koniec z „Lilibet to, Lilibet tamto”, ze swobodnymi stosunkami dwóch sióstr zjednoczonych przeciwko światu. Pojawił się między nimi dystans, nieznaczny i ledwo zauważalny, ale jednak dystans. Zmniejszał się, gdy były tylko we dwie. Z kolei w otoczeniu służby i innych osób wyczuwało się formalność. Kiedy inni mówili: „Twoja siostra”, księżniczka Małgorzata odpowiadała wyniośle: „Masz na myśli królową”. Dawniej miały wspólną sypialnię, teraz dzielił ich zastęp stróżów od papierkowej roboty, którzy od chwili niedawnego wyniesienia księżniczki Elżbiety na tron odmierzali każdą minutę jej napiętego harmonogramu. Nie było już mowy o niezapowiedzianych odwiedzinach – Louis Mountbatten, bohater wojenny, doradca, intrygant i ogólnie człowiek wścibski, z trudem pozbył się tego nawyku.
Małgorzata dołożyła starań, by wybrać odpowiednią chwilę. W ten zimowy grudniowy dzień 1952 roku nowa królowa, która za chwilę miała udać się do Sandringham na Boże Narodzenie, świętowane co roku w rodzinnym gronie, zapoznawała się właśnie ze szczegółami ceremonii koronacyjnej. Księżniczkę poprowadził obok dzieł Canaletta i obrazu Diana i Akteon Gainsborough ubrany w czerwoną liberię służący i odpowiednio ją zapowiedział przed wejściem do okazałego Belgian Suite w pałacu Buckingham. Przywitała się z siostrą słowami „Wasza Królewska Mość”, po czym nieśmiało się ukłoniła i pocałowała Lilibet w oba policzki. Potem, za namową królowej, usiadła na obitym złotym jedwabiem szezlongu w salonie. Już na pierwszy rzut oka było widać, że są siostrami – każda miała na sobie skromną dzienną sukienkę, sznur pereł i odpowiednio dopasowaną broszkę. W dzieciństwie ubierano je identycznie. Potem też czasem wyglądały tak samo.
Małgorzata musiała przyznać się do czegoś siostrze. Powiedziała jej, że zakochała się w oficerze Peterze Townsendzie, byłym koniuszym ich ojca, obecnie cieszącym się szlachetnym tytułem kontrolera dworu królowej matki, a więc drugim w kolejności zarządcą codziennych spraw administracyjnych niedawno owdowiałej monarchini. Wysoki, szczupły, z przeszywającymi szaroniebieskimi oczami i niewzruszonym spojrzeniem, w każdym calu był bożyszczem kobiet – a do tego prawdziwym bohaterem wojennym. Należał do tak zwanych Nielicznych, pilotów bitwy o Anglię, którzy ocalili naród przed nazistowskim podbojem, a jego niebieski mundur RAF-u zdobiły medale świadczące o niezwykłej odwadze.
Od lutego tego roku, kiedy przedwcześnie zmarł król Jerzy VI, Małgorzata coraz częściej przyjmowała pomoc ze strony Townsenda i w ten sposób próbowała poradzić sobie z otaczającym ją mrokiem. Whisky, tabletki, leki uspokajające i papierosy niedostatecznie łagodziły ból. Wydawało się, że tylko Peter – kojący, spokojny, łagodny – potrafi poprawić jej nastrój.
Wpadli sobie w oko na długo przed śmiercią króla, która jeszcze ich do siebie zbliżyła. W tym pierwszym beztroskim okresie Małgorzata rozśmieszała Petera, on zaś dawał jej poczucie bezpieczeństwa i pewności. Zwierzali się sobie i wzajemnie się pocieszali, aż w końcu ich przyjaźń zamieniła się w coś więcej – znacznie, znacznie więcej.
Małgorzata spotkała się z siostrą bynajmniej nie dlatego, że Peter był od niej o szesnaście lat starszy i miał dwóch synów w wieku szkolnym. Nie, siedziała tu teraz ze złożonymi rękami, skromna, bez śladu swej zwyczajnej teatralności, bo chciała omówić następstwa jego zbliżającego się rozwodu z żoną Rosemary.
Odkąd w listopadzie poprzedniego roku złożył pozew o rozwód, po cichu, nieoficjalnie i bardzo nieśmiało rozmawiali o swoim związku w jakiejś odległej przyszłości. Choć Peter Townsend nie ponosił winy za rozpad małżeństwa, miał zostać nieuchronnie uznany za rozwodnika. Słowo na „R” zawisło między siostrami jak odbezpieczony granat i obie zdały sobie sprawę z jego strasznego znaczenia. Na ironię zakrawał fakt, że sprawa ta została po raz pierwszy poruszona właśnie w Belgian Suite, w którym mieszkał ich stryj Dawid, Edward VIII, podczas swego krótkiego panowania, zanim abdykował z miłości do dwukrotnie rozwiedzionej Amerykanki, Wallis Warfield Simpson.
Zgodnie z Ustawą o małżeństwach królewskich z 1772 roku księżniczka Małgorzata, trzecia w kolejce do tronu za księciem Karolem i księżniczką Anną, na ślub z jakimkolwiek mężczyzną, nie mówiąc już o rozwodniku, musiała uzyskać zgodę królowej. Obie wiedziały, że ich Kościół potępia rozwody. Jako obrończyni wiary królowa miała zasady, od których nie mogła odstąpić. W istocie, gdyby chora wówczas królowa Maria została wtajemniczona w sprawę, jej werdykt byłby jednoznaczny. Wręcz słyszały teraz jej głos.
Ale czasy się zmieniały. Czy Lilibet pozwoli swojej młodszej siostrze na ślub z rozwodnikiem? Szczęście i życie Małgorzaty znajdowało się w jej miękkich różowych dłoniach. Starsza siostra przez całe życie osądzała Małgorzatę. A teraz, gdy została królową, stała się też władczynią jej życia. Ta niezmiernie ważna decyzja miała na zawsze określić i ukształtować życie i reputację obu kobiet.
Małgorzata przyglądała się uważnie siostrze, zdziwiona, że nie dostrzegła na jej twarzy wyrazu zaskoczenia. Myślała, że jej i Peterowi udało się utrzymać dyskrecję, ale najwyraźniej nie zachowali ostrożności i ludzie zaczęli plotkować. Skoro nawet siostra wiedziała, co się święci, inni tym bardziej opowiadali sobie różne barwne szczegóły.
Królowa nie zdradzała co prawda swoich emocji, ale było oczywiste, że tego rodzaju wiadomości są niemile widziane przed planowaną na czerwiec koronacją. Absolutnie nic nie mogło odwrócić uwagi od tej chwili, postrzeganej przez wielu jako kluczowy moment rządów monarchy. Znała i lubiła Petera Townsenda i doceniała jego spokojne podejście do kłótliwego ojca. Niekiedy, w przypływie uczuć, król mówił o nim jak o synu, którego nigdy nie miał.
Królowa była rozdarta. W mrocznym okresie jej własnego życia, kiedy ojciec poprosił ją, by towarzyszyła mu w podróży do Południowej Afryki i zostawiła swojego ukochanego, księcia Filipa, właśnie Margo okazywała jej niezachwianą lojalność, zawsze stawała po jej stronie i chwaliła Filipa przed rodzicami. Ponadto przypadek Townsenda to przecież zupełnie inna sytuacja niż ze znienawidzoną przez rodzinę królewską Wallis Simpson; Peter był popularny w pałacu, podziwiano go i szanowano za wojenne osiągnięcia, spokojne usposobienie oraz zdolności organizacyjne.
Elżbieta miała się więc nad czym zastanawiać. Teraz nie była już tylko starszą siostrą Małgorzaty. Została królową, na której spoczywają konstytucyjne obowiązki i powinności. Margo nie prosiła o formalną zgodę na małżeństwo. Na razie. Miała nadzieję, że Townsend będzie częściej uczestniczył w spotkaniach rodzinnych, aby w ten sposób pozostali członkowie dworu przekonali się, że ona i Peter do siebie pasują. Oboje liczyli się z tym, że na wszystko potrzeba więcej czasu. Małgorzata dała siostrze do zrozumienia, że tymczasem zadowoli się tymi niewielkimi przywilejami, a nie całkowitym poparciem małżeństwa.
Elżbieta wyjrzała przez okno na pałacowy ogród. Małgorzata uśmiechnęła się w duchu, bo wiedziała, że siostra zwykle tak robi, zanim podejmie jakąkolwiek decyzję. Pozłacany zegar kominkowy głośno tykał. Nagle królowa powiedziała, że wpadła na pewien pomysł.
1
WSCHÓD SŁOŃCA I KSIĘŻYCA
Być może jedyną rzeczą, którą obydwaj, Dawid i Bertie, się pasjonowali, było żywe zainteresowanie modą. Jeden był krzykliwym elegantem, preferującym wzorzyste swetry, dwukolorowe buty i podwinięte spodnie. Drugi ubierał się bardziej konserwatywnie i pieczołowicie dopasowywał garderobę, spędzając wiele godzin w pracowniach mody i u krawców na szkicowaniu projektów, wypróbowując nowe pomysły strojów, które można by nosić na dworze i podczas uroczystości państwowych, a nawet pomysły kostiumów pantomimicznych[1].
Różnili się z kolei charakterem i temperamentem; jeden został wychowany dla światła słonecznego, drugi dla cienia. Jeden zachowywał się bardziej młodzieńczo i beztrosko, miał gładką skórę i rzadko się golił, był drobnej budowy, ale odznaczał się żwawym chodem i niespożytą energią. Drugi był wątły, nerwowy, skłonny do irracjonalnych wybuchów i cierpiał na wiele wyniszczających chorób, począwszy od problemów żołądkowych, przez poważne jąkanie się, aż po ciągłe mruganie i tiki, które powodowały opadanie ust. Jeden imprezował do białego rana, uwodził samotne, zamężne kobiety i nienawidził ojca. Drugi się przed ojcem ugiął, zdecydował na małżeństwo z rozsądku i „bardziej stateczny styl królewski”. Ojciec zawsze ubolewał, że o ile jeden utrwala właściwy obraz monarchii, „ideał bajkowej atmosfery zacisza domowego”, o tyle drugi „podąża złymi ścieżkami”[2]. Nawet Wallis Warfield Simpson, amerykańska kochanka księcia Walii, zauważyła odmienne temperamenty obu braci: jej kochanek był „pełen entuzjazmu i elokwentny… a książę Yorku cichy, nieśmiały”[3].
Wybory dokonane przez tych dwóch braci – Dawida, najstarszego syna i dziedzica dynastii Windsorów, oraz Bertiego, jego młodszego o zaledwie osiemnaście miesięcy brata – miały znacząco ukształtować przyszłość rodu, a przy okazji całkowicie odmienić los córek Bertiego: Elżbiety – Lilibet, jak ją nazywano w rodzinie – i Małgorzaty. Ich dziadek, król Jerzy V, miał złe przeczucia co do przyszłości swej rodziny, nawet gdy w 1935 roku świętował swój srebrny jubileusz. Kiedy jego najstarszy syn i następca, książę Walii, miał już czterdzieści lat, a mimo to jeszcze się nie ożenił i tym samym nie zabezpieczył przyszłości dynastii, król stwierdził ze smutkiem: „Po mojej śmierci ten chłopak [przyszły Edward VIII] zniszczy sam siebie w ciągu dwunastu miesięcy. Modlę się do Boga, żeby mój najstarszy syn nigdy się nie ożenił i nie miał dzieci, i żeby nic nie stanęło Bertiemu i Lilibet na drodze do tronu”[4].
Modlitwy króla zostały wysłuchane. To właśnie abdykacja Edwarda VIII, który zapragnął poślubić Wallis Warfield Simpson, miała przeobrazić życie brata i jego córek i już na zawsze odmienić relacje rodzinne. Za sprawą decyzji stryja siostry znalazły się dożywotnio w objęciach monarchii, co jeszcze silniej ukształtowało to, kim były i kim się stały.
W powszechnej wyobraźni każdy członek rodu Windsorów jest prześladowany przez cień – podobnie było w przypadku Dawida i Bertiego. Dobry kontra zły członek rodziny królewskiej. Buntowniczy ekstrawertyk kontra rozsądny introwertyk. William – uczciwy i godny zaufania, Harry – nieposłuszny. Diana była skromna, a Fergie ciągle szukała kłopotów. Słońce i księżyc. Takie stereotypy często równie wiele maskują, co odsłaniają. Mimo to każde z pary królewskiego rodzeństwa – jak to zresztą się dzieje w przypadku wszystkich rodzeństw – żywi się tą asymetrią i zajmuje psychiczną przestrzeń pozostawioną przez siostrę lub brata.
Jak powiedziała księżniczka Małgorzata swojemu przyjacielowi, pisarzowi Gore’owi Vidalowi: „Kiedy jedna z dwóch sióstr jest królową, która musi być źródłem cnót i wszystkiego, co dobre, drugiej nie pozostaje nic innego, jak stać się ogniskiem najbardziej twórczej złośliwości, złą siostrą”[5]. Bez wątpienia dzięki zachowaniu Małgorzaty jej siostra czasem błyszczała, ale i tak ta pierwsza bez trudu zajęła w rodzinie pozycję czarnej owcy. Nic sobie z tego jednak nie robiła. Jak sama kiedyś zauważyła: „Moją radością jest nieposłuszeństwo”[6].
Małgorzata była wystarczająco samoświadoma, by dostrzec subtelną różnicę między kreowanym przez media obrazem osoby zazdrosnej o pozycję królowej a bardziej złożonym konfliktem wewnętrznym młodej kobiety, która nieustannie pozostaje w cieniu starszej siostry: „Nigdy nie cierpiałam z tego powodu, że jestem drugim dzieckiem. Przeszkadzał mi jednak fakt, że zawsze obsadzano mnie w roli młodszej siostry”[7]. Jak przenikliwie zauważył jeden z jej przyjaciół: „Postrzega siebie raczej jako córkę króla niż siostrę królowej”[8]. Wynikałoby stąd, że po koronacji Elżbiety Małgorzata uznawała się za główną część rodziny królewskiej, a nie za osobę o podrzędnym statusie. Nigdy nie dawała do zrozumienia, że chciałaby zamienić się z siostrą. Każdemu powtarzała, że jej życiowa rola polega na wspieraniu królowej, która z racji pełnionej funkcji dźwiga na swoich barkach ogromny ciężar. Kiedyś zauważyła: „Czy to nie szczęście, że Lilibet jest starsza?”[9]. Podczas gdy Małgorzatę irytowały ograniczenia królewskiego życia, Elżbieta posłusznie je zaakceptowała.
Siostry różniły się w poglądach i kłóciły się w sprawach błahych i ważnych, ale też się kochały. Owo napięcie między uczuciem a dystansem, głęboką miłością a zazdrością, zdefiniowało w całości prywatny świat Elżbiety i Małgorzaty.
I Elżbieta, i Małgorzata przyszły wprawdzie na świat dwudziestego pierwszego dnia miesiąca, ale ich narodzin nic więcej nie łączyło.
Pierwsza urodziła się 21 kwietnia 1926 roku w Mayfair w Londynie jako córka Alberta, ówczesnego księcia Yorku, i Elżbiety Bowes-Lyon. Rok ten okazał się trudny dla Wielkiej Brytanii dotkniętej chaosem w przemyśle i strajkiem generalnym, który miał przejść do historii. Wokół planowanych narodzin Elżbiety zdążyło narosnąć duże zainteresowanie opinii publicznej, ponieważ jej przyjście na świat stanowiło odwrócenie uwagi od narodowego kryzysu. Gdy o 2.40 nad ranem poród przez cesarskie cięcie się zakończył, przed Bruton Street 17 kłębił się tłum. Zgodnie ze starą tradycją przy całym zdarzeniu obecny był minister spraw wewnętrznych sir William Joynson-Hicks, który miał dopilnować, by nie zamieniono dzieci[10]. Wkrótce niebieskookie niemowlę stało się potężnym symbolem rodziny, ciągłości i patriotyzmu.
Mniej więcej miesiąc później, 19 maja, podczas poprowadzonej przez Cosmę Gordona Langa, arcybiskupa Yorku, ceremonii w prywatnej kaplicy w pałacu Buckingham, Elżbieta Aleksandra Maria została ochrzczona. Zainteresowanie małą księżniczką było tak duże, że aby zobaczyć słynne niemowlę, podekscytowani gapie przedarli się przez kordon policji ustawiony przed pałacem. Jej wyjątkowe imię sugerowało, że kiedyś wstąpi na tron – mimo iż zgodnie z Ustawą o następstwie tronu z 1701 roku po przyjściu w przyszłości na świat potomka stryja Dawida wydawało się to mało prawdopodobne. Bądź co bądź wszyscy zachowywali się tak, jakby Elżbieta stanowiła wielką obietnicę dla kraju, a jedna z gazet zauważyła nawet: „Możliwość, że w tej małej nieznajomej z Bruton Street może kryć się przyszła królowa Wielkiej Brytanii (a może nawet druga królowa Elżbieta), jest dostatecznie intrygująca”[11].
Za sprawą narodzin córki jej rodzice, wiodący dotąd względnie spokojne królewskie życie, trafili na pierwsze strony gazet i czasopism. Kilka tygodni po pojawieniu się Elżbiety na chodniku przed londyńską rezydencją księcia i księżnej Yorku nadal stało tak wielu fanów, że wózek na codzienny spacer wyprowadzano niekiedy tylnym wyjściem. Z czasem jej matka zaczęła niepokoić się tym wzmożonym zainteresowaniem. Później napisała do swojej teściowej, królowej Marii: „Przeraża mnie fakt, że ludzie tak bardzo ją kochają. Przypuszczam, że to coś dobrego, i mam nadzieję, że będzie tego godna, moja biedna mała dziewczynka”[12].
Nie tylko zwykli ludzie poświęcali Elżbiecie wiele uwagi. Od samego początku ogromną sympatią darzył dziewczynkę jej wybuchowy dziadek, król Jerzy V. Wkrótce zaczęły krążyć opowieści o tym, jak to mały aniołek zaskarbił sobie przychylność nieugiętego władcy. Król, o czym dobrze wiedziano, wzbudzał strach u własnych dzieci i starszych pracowników. Elżbieta była jednak wyjątkiem. Arcybiskup Canterbury opowiadał, jak pewnego razu monarcha, który bawił się z wnuczką w konia, pozwolił jej ciągnąć za swoją siwą brodę i szurał kolanami po podłodze. „Lubił własnych dwóch wnuków, synów księżniczki Marii – wspominała hrabina Airlie – ale największe uczucie żywił zawsze do Lilibet. Bawił się z nią – nigdy nie widziałam, by robił to z własnymi dziećmi – i uwielbiał mieć ją przy sobie”[13]. Śledził każdy jej najmniejszy postęp – syna i synową, którzy znajdowali się na pokładzie płynącego do Australii statku Renown, zawiadamiał na przykład, że wnuczce wyrżnął się pierwszy ząb. Był nią zachwycony. Mając trzy lata, podczas Bożego Narodzenia spędzanego w Sandringham, Elżbieta słuchała kolędy While Shepherds Watched Their Flocks by Night i zwróciła uwagę na słowa: „Do was i całej ludzkości”. Niewinnie oznajmiła: „Znam tego starszego życzliwego pana[*]. To ty, dziadku. Jesteś stary i bardzo, bardzo miły”[14].
Mała Elżbieta zawsze uważnie słuchała „dziadka Anglii”, gdy ten z namaszczeniem rozprawiał o przyzwoitości, powinnościach i ciężkiej pracy, cnotach wzmacnianych dodatkowo przez surowy reżim w domu i oddany zespół pracownic pokoju dla dzieci: piastunkę Clarę Knight znaną jako Alah, miedzianowłosą Szkotkę Margaret „Bobo” MacDonald, a później także jej siostrę Ruby. Na stanowcze życzenie królowej Marii Elżbieta od samego początku była szkolona na wzorową księżniczkę. „Nauczcie to dziecko, żeby się nie wierciło!” – żądała ciągle babka. Alah niestrudzenie uczyła trzyletnią Elżbietę, że musi stać absolutnie nieruchomo jak marmurowy posąg. Kieszenie we wszystkich jej sukienkach były zaszyte, żeby nie trzymała w nich rąk, nie wolno jej było też się garbić i poruszać dłońmi. Nauczyła się odpowiadać na salutowanie, machać ręką w białej rękawiczce z balkonu lub otwartego okna samochodu, uprzejmie pozować fotografom i przez wiele godzin panować nad pęcherzem. Później dowiedziała się, jak należy się zwracać do arcybiskupa Canterbury i premiera. Jeśli spełniała wymagania Alah, w nagrodę dostawała ciastko[15]. Za złe zachowanie bito ją po nodze. Nawet jak na ówczesne standardy dzieciństwo małej księżniczki było stłamszone i pozbawione uczuć, a dorośli zachęcali ją do uległości i posłuszeństwa.
Już jako małe dziecko Elżbieta nauczyła się, że musi zachowywać się z gracją, kłaniać się i dygać przed dorosłymi, nigdy nie tracić nad sobą panowania i z nikim się zbytnio nie spoufalać. Wszystko w jej sztywno kontrolowanym życiu działało jak w zegarku – od śniadania o 7.30 do pójścia spać o 19.15[16]. Krótko mówiąc, pierwsze lata życia spędziła jako chronione, uprzywilejowane dziecko z wpojoną potrzebą samodyscypliny, świadome powinności wynikających z zajmowanej pozycji.
Choć jej surowe i poddane wielu rygorom dzieciństwo cechowało się wieloma oczywistymi ograniczeniami, Elżbieta cieszyła się też pewnymi przywilejami, widocznymi jednak czasem głównie z perspektywy dorosłego. Przemieszczała się limuzynami między różnymi królewskimi zamkami, pałacami i domami, a podczas tych podróży towarzyszyła jej mała armia lokajów, służących, pokojówek i szoferów. Na Boże Narodzenie i w dniu urodzin była zasypywana prezentami, często wysyłanymi jej przez zwykłych, skromnie żyjących ludzi. Gdy miała cztery lata, otrzymała od dziadka swojego pierwszego kuca szetlandzkiego, Peggy, i wkrótce potem rozpoczęła lekcje jazdy konnej. Ilekroć pojawiała się publicznie, tłumy ludzi zatrzymywały się, uśmiechały, wiwatowały, a nawet wymachiwały flagami na jej cześć. Dzieciństwo upływało jej więc w napięciu między wielką uwagą a równie wielką izolacją. Wychowywano ją raczej jak małą dorosłą niż jak dziecko. Potem, również jako zaledwie czterolatka, utraciła dominującą pozycję w pokoju dziecięcym.
Podczas gdy Elżbieta przyszła na świat w centrum modnego Mayfair, w wygodnym domu przy Bruton Street 17, jej siostra urodziła się 21 sierpnia 1930 roku w trakcie gwałtownej burzy, w „nawiedzonym” domu przodków, legendarnym szkockim zamku Glamis z ciemnymi, krętymi korytarzami, stromymi kamiennymi schodami, sypialniami pełnymi przeciągów i własnym „potworem”, którym miał być oszpecony stwór ukrywający się w tajemniczym pokoju. Owszem, Elżbieta była „upragnionym” pierwszym dzieckiem, ale książę i księżna mieli nadzieję, że tym razem urodzi się chłopiec[17]. Nie zastanawiali się nawet nad żeńskim imieniem. Choć rodzicom podobało się brzmienie zestawu imion Anna Małgorzata, na prośbę królowej Marii, która chciała, by pierwsze imię wnuczki pochodziło od imienia jednej z królowych Szkocji, zdecydowali się nazwać córkę Małgorzatą Różą.
Rano po narodzinach Małgorzaty Alah powiedziała Elżbiecie, że w pokoju matki czeka na nią wielka niespodzianka. Po dotknięciu rączki swojej nowo narodzonej siostry Lilibet tak się ucieszyła, że zaprowadziła do pokoju lekarza Davida Mylesa i powiedziała: „Zobacz moje dziecko, moje bardzo własne dziecko!”[18]. Była tak podekscytowana, że znaleziono ją później koło szafki z zabawkami, przed którą rozłożyła niebieską aksamitną żabę, wełnianego królika, parę drogocennych tańczących lalek, a także kilka książeczek z obrazkami. Księżniczka radośnie obwieściła, że przygotowuje zabawki dla niemowlęcia.
Oddanie Elżbiety nie ograniczyło się do samych narodzin Małgorzaty. Podczas chrztu, który odbył się 30 października, niemowlę miało na sobie tę samą koronkową szatę, w którą cztery lata wcześniej ubrano siostrę. Wpatrując się w Małgorzatę z uwielbieniem, Elżbieta szepnęła: „Nazwę ją Pąkiem. Bo różą przecież jeszcze nie jest”[19]. Słowa te miały zyskać większe znaczenie, niżby to wynikało z intencji Elżbiety: Małgorzata Róża na zawsze pozostała pąkiem reprezentującym niespełniony potencjał, kimś skrępowanym przez konwenanse i pragnącym rozkwitu. Mimo że Małgorzata, Elżbieta i ich matka były nazywane „Trzema Białymi Różami Yorku”[20], tak naprawdę tylko Elżbieta urodziła się królewską „różą”, ponieważ to właśnie ją los miał uczynić królową.
Wraz z narodzinami drugiej córki księcia Yorku świat zaczął poświęcać jeszcze więcej uwagi Elżbiecie jako prawdopodobnej następczyni tronu. W Muzeum Madame Tussaud zaprezentowano jej woskową figurę na kucyku. Imię Elżbiety widniało na pudełkach czekoladek, ściereczkach do naczyń i budynkach szpitali. Jej podobiznę umieszczono na nowofundlandzkim znaczku pocztowym za sześć centów. Skomponowany przez Edwarda Elgara popularny utwór zatytułowany Nursery Suite miał uczcić zarówno Elżbietę, jak i jej siostrę oraz matkę. Jeden z regionów Antarktydy rząd australijski nazwał Ziemią Księżniczki Elżbiety. Zaślepiony miłością ojciec zaczął porównywać dziewczynkę do wspaniałej królowej Wiktorii. „Od pierwszej chwili rozmowy – powiedział pisarzowi Osbertowi Sitwellowi – wykazywała tyle charakteru, że nie sposób było nie zastanawiać się, czy historia się nie powtórzy”[21]. Dla małej Małgorzaty, wciąż zbyt małej, by mogła poprawnie wymówić pełne imię siostry, była ona po prostu „Lilibet”.
Po kilku latach, w 1933 roku, Lilibet z pełnym przekonaniem poinformowała swoją młodszą siostrę: „Ja mam trzy, a ty cztery”. Zdumiona Małgorzata odpowiedziała: „Nie, nieprawda. Ja mam trzy lata, a ty siedem”. Nie miała pojęcia, że Elżbiecie chodzi o ich pozycje na liście sukcesji. Już w wieku siedmiu lat Lilibet myślała więc o tronie – w przeciwieństwie do swojego stryja, a nawet ojca. Uroczyście zapowiedziała szkockiej guwernantce Marion „Crawfie” Crawford: „Jeśli kiedykolwiek będę królową, wydam prawo zabraniające jeździć konno w niedzielę. Konie też powinny sobie odpocząć”[22].
Elżbieta była zajęta planowaniem przyszłych dekretów, a tymczasem krążyły plotki, że skoro ludzie nie mogą zobaczyć Małgorzaty, to jest ona najwyraźniej głucha i niema. Tak bardzo zdenerwowało to króla Jerzego, że kiedy po którymś ślubie Windsorowie stali na balkonie pałacu Buckingham, schylił się, wziął dziewczynkę na ręce i postawił na balustradzie. Po wielu latach Małgorzata powiedziała swojemu powiernikowi Christopherowi Warwickowi, że miała lęk wysokości i całe to doświadczenie było dla niej „przerażające”. Plotki jednak ustały.
W rodzinie królewskiej powszechnie uważano, że Małgorzata jest pięknością o intrygującej i nieustępliwej osobowości. Matka z dumą opowiadała Cosmie Langowi: „Ma duże niebieskie oczy i żelazną wolę, czyli wszystko, czego potrzebuje dama! I dopóki będzie umiała ukrywać swoją wolę i używać tylko oczu, dopóty wszystko będzie dobrze”[23].
Od razu stało się jasne, że Małgorzata jest córeczką tatusia, mimo że nie zachowuje się tak dobrze jak jej starsza siostra. Po obiedzie często zakradała się na dół, „jej mała pulchna buzia zaglądała” przez drzwi do jadalni, a następnie dziewczynka wspinała się na kolana ojca po łyk napoju gazowanego lub łyżeczkę cukru[24]. Crawfie, guwernantka obu sióstr, wspominała: „Była jak zabaweczka. Ciepła i wylewna, stworzona do tulenia i zabawy”[25]. Szybko okazało się, że Małgorzata umie nastawiać jednego rodzica przeciwko drugiemu. Kiedy miała cztery lata, podeszła do matki, spojrzała na nią czule, dała jej buziaka i powiedziała: „Mamusiu kochana, naprawdę mi się wydaje, że kocham tatusia bardziej niż ciebie”[26].
Elżbieta natychmiast zaczęła pilnować swojej żywiołowej młodszej siostry, ponieważ za swój obowiązek uważała chronienie jej przed światem zewnętrznym. Pewnego razu, gdy do Elżbiety przyszedł kapelan o wystających zębach i zapytał ją, czy może zobaczyć się z Małgorzatą, odpowiedziała: „Nie, bo przestraszy się pańskich zębów”[27].
We wczesnym dzieciństwie obie siostry wiodły beztroskie życie, odizolowane w kamiennym czterokondygnacyjnym domu przy Piccadilly 145, o którym mówi się powszechnie, że to „pałac z numerem i bez nazwy”[28]. Książę Albert chciał, by dzieci wychowywały się w spokojnym, pełnym miłości środowisku, odmiennym od reżimu, który narzucił mu jego własny ojciec formalista. Ponieważ Bertie miał koślawe kolana, musiał w dzieciństwie nosić szyny na nogach, przez co bardzo cierpiał, a gdy pisał lewą zamiast prawą ręką, bito go, mimo że od urodzenia był mańkutem. W wieku ośmiu lat – prawdopodobnie z powodu tego bezmyślnego maltretowania – zaczął się jąkać, co przysporzyło mu kolejnych kłopotów. Teraz, gdy wreszcie znalazł ciepło i pocieszenie u boku Elżbiety Bowes-Lyon, córki hrabiego Strathmore i Kinghorne, pragnął stworzyć swoim córkom pełne ciepła życie domowe i wychować je tak, by nie odczuwały żadnej presji. Opinia publiczna zauważyła, że książę i księżna Yorku stanowili obraz idealnej rodziny: „[…] porządny, pracowity, cichy mąż, kochająca matka o pięknym uśmiechu i dwie dobrze wychowane małe dziewczynki w podkolanówkach… wyglądali jak postacie z reklamy Ovaltine”[29].
Żona Bertiego, powszechnie podziwiana za swój wdzięk i kobiecość Elżbieta, okazała się idealną partnerką w tym przedsięwzięciu. Zobaczywszy ją w królewskiej loży w teatrze, powieściopisarka Virginia Woolf napisała, że to „prosta, gadatliwa, urocza kobieta o okrągłej twarzy, ubrana w róż. Na jej nadgarstkach błyszczały diamenty, suknia na ramionach również była wysadzana diamentami”[30]. Pod tą nieskazitelną powierzchnią skrywała się jednak silna i nieugięta natura księżnej. Elżbieta zaciekle chroniła swoją rodzinę i żyła w zgodzie z bezkompromisowym kodeksem moralności chrześcijańskiej. Domownicy wiedzieli, że jej decyzje są ostateczne i że można być pewnym jej lojalności. Mimo to potrafiła wykazać się godną podziwu cierpliwością i nigdy nie traciła zimnej krwi w obliczu częstych wahań nastroju męża i nieprzewidywalnych wybuchów gniewu zwanych zgrzytami. Niektórzy uważali jego zachowanie za rodzaj epilepsji.
Co zaskakujące, budynek przy Piccadilly 145, mimo że mieszkała w nim słynna rodzina królewska, nie miał żadnej specjalnej ochrony. Ciekawskie osoby mogły po prostu wejść na brukowaną ścieżkę i wcisnąć jeden z dwóch dzwonków oznaczonych jako „Goście” i „Dom”. Po wejściu do środka kamerdyner zaprowadziłby je po miękkim brązowym dywanie do przestronnego i przewiewnego salonu używanego przed południem, z oknami wychodzącymi na pełen bujnej zieleni rodzinny ogród, po którym księżniczka Elżbieta jeździła na trójkołowym rowerku. W odległości krótkiego spaceru znajdował się Hyde Park, gdzie tresowano biszkoptowe książęce labradory[31].
Lekcje sióstr odbywały się w pokoju księżnej obok salonu głównego. W pomieszczeniu leżał perski dywan, stały obite perkalem sofy, regały z książkami, a także wisiały ogromne mapy. Edukacją dziewczynek zarządzała władcza babcia, żądająca od Crawfie przedłożenia programu nauczania i domagająca się wprowadzenia do niego zmian bez wiedzy synowej. Nalegała, by kłaść większy nacisk na historię niż na arytmetykę, ponieważ księżniczki „prawdopodobnie nigdy nie będą musiały prowadzić własnych rachunków domowych”, a przyszłej królowej wiedza o przeszłości szczególnie się przyda[32]. W każdy poniedziałkowy poranek siostry przez pół godziny uczyły się religii, co szczególne wrażenie wywierało na młodszej z nich. Modliły się z samego rana i tuż przed snem.
Żelazna kontrola królowej Marii nad edukacją dziewcząt wynikała z jej ogólnej dezaprobaty dla sposobu ich wychowania. Babka wychodziła z założenia, że najważniejsze jest zachowanie pozorów, i denerwował ją widok bawiących się dzieci: „Czy nie powinny grać w coś bardziej wymagającego umysłowo niż Racing Demon? Niepokoi mnie, że chodzą spać późno i o różnych porach”[33]. Szczególną uwagę zwracała na Małgorzatę, którą nazywała espiègle, czyli „figlarnym urwisem”: „Charakter księżniczki Małgorzaty jest bardziej skomplikowany i trudniejszy [niż Elżbiety]”. Młodsza siostra odwzajemniała tę niechęć: dorastała onieśmielona przez sztywną i wymuszającą posłuszeństwo babcię, która często bezceremonialnie pytała: „Kiedy ty w końcu dorośniesz?”[34]. Po wielu latach Małgorzata wspominała, że za każdym razem, gdy musiała odwiedzić królową Marię, „miała uczucie pustki w dole brzucha”[35].
Elżbieta natomiast była zauroczona babką i uważała ją za strażniczkę królewskiego płomienia. To właśnie królowa Maria wpoiła starszej z sióstr, że obowiązek zawsze liczy się bardziej niż względy osobiste, a publiczne występy są ważniejsze od indywidualnych potrzeb. Jej szkolenie w zakresie niuansów rangi, precedensów, tytułu i pozycji rozpoczęło się już w młodym wieku. Przy pewnej okazji lokaj zwrócił się do księżniczki Elżbiety per „damo”. Odpowiedziała: „Nie jestem damą, jestem księżniczką”. Babka wstawiła się za nią i stwierdziła: „Bardzo słusznie, urodziłaś się księżniczką i minie jeszcze wiele lat, zanim nauczysz się być damą”[36].
Choć decyzje edukacyjne były podejmowane z myślą o Elżbiecie, to Małgorzata okazała się lepiej rozwiniętą i bardziej uzdolnioną uczennicą. Ciągle próbowała niwelować różnicę wieku między sobą a siostrą i udowodnić, że jest równie mądra i zasługuje na tyle samo uwagi. Kiedy Elżbieta rozpoczęła lekcje francuskiego u madame Marie-Antoinette de Bellaigue, Małgorzata podsłuchiwała pod drzwiami, a ponieważ umiała wszystko świetnie naśladować, nabrała o wiele lepszego akcentu niż siostra. Już za młodu przejawiała też talent aktorski i świetnie wcielała się w postać Shirley Temple. Podczas lekcji gry na fortepianie u panny Mabel Lander również wykazywała większą ciekawość i zdolności artystyczne niż jej powściągliwa siostra. Elżbieta potrafiła śpiewać, ale to Małgorzata miała lepszy głos, z kolei jej świetny słuch przekładał się na idealną wysokość dźwięku. Według jednej z relacji, mając zaledwie dziewięć miesięcy, nauczyła się nucić walca z Wesołej wdówki.
Choć Crawfie starała się, jak mogła, by dostosować edukację dziewczynek do wieku, było to praktycznie niemożliwe, ponieważ wszystkie zajęcia odbywały się w tym samym pomieszczeniu. Ponadto Małgorzata była bardzo utalentowana i tak ambitna, że nie pozwalała, by ktoś kazał jej uczyć się jakiegoś przedmiotu lub wykonywać jakieś zadanie inaczej niż siostra. Ciągle porównywała swoje zadania z zadaniami Elżbiety, przekonana, że trafiła na jakąś nudniejszą wersję. Crawfie nie pozostało więc nic innego, jak tylko przystać na to, by młodsza księżniczka zdobywała wiedzę przeznaczoną dla starszych dzieci. Lilibet otrzymała zatem przyzwoite wykształcenie, które zaspokajało również palącą ciekawość i naturalny intelekt Małgorzaty. Jeden z przyjaciół rodziny stwierdził, że po części to właśnie z powodu tej wspólnej nauki Elżbieta okazała się „stosunkowo młoda [jak na swój wiek]”, podczas gdy Małgorzata rozwinęła bystry i wrażliwy umysł[37]. Również pod względem temperamentu była ona o wiele bardziej dociekliwa niż siostra. „Bardzo rzeczowa i nieciekawa świata” – tak opisywała Elżbietę ich przyjaciółka i przyszła koleżanka z klasy, Alathea Fitzalan Howard[38]. Kobieta często porównywała siostry. W późniejszym wpisie do dziennika zauważyła: „Chciałabym, żeby [Lilibet] mogła wyzwolić się z roli małej dziewczynki, którą Małgorzata nieuchronnie jej narzuca. Uwielbiam Małgorzatę, ale taka szkoda, że ciągnie siostrę w dół, co sprawia, że pod wieloma względami [Lilibet] jest młodsza od mnóstwa prawie szesnastoletnich dziewczyn”.
Choć w większości przypadków siostry urodzone w odstępie czterech lat wychowywano z uwzględnieniem różnicy wieku, Elżbietę i Małgorzatę traktowano bardziej jak bliźniaczki. Ubierały się dokładnie tak samo, dzieliły ten sam pokój, miały te same zajęcia i – ogólnie rzecz biorąc – otrzymywały taką samą naukę. Ich ojciec był ostatecznym arbitrem w kwestii stroju i dbał o córki w dość zaborczy sposób. Kiedy były druhnami na ślubie księcia i księżnej Gloucester, książę Yorku zażądał, aby skrócono im spódnice: „Chcę widzieć ich śliczne kolanka”[39]. Ta niezwykła bliskość sprawiała, że Małgorzacie trudno było uporać się ze sporadycznymi sytuacjami, w których to Elżbieta cieszyła się pewnymi przywilejami, takimi jak jazda konna sam na sam z ojcem lub instruktorem czy przesunięcie o pół godziny pory spoczynku – choć w praktyce ta godzina policyjna niewiele znaczyła[40].
Królowa Maria starała się kontrolować lekcje dziewczynek, ale rodzice kładli na naukę niezbyt duży nacisk, bo nie chcieli, by ich córki były uważane za „przeintelektualizowane”. Jak wspominała Crawfie, książę i księżna „najbardziej pragnęli dla [swoich córek] naprawdę szczęśliwego dzieciństwa, z mnóstwem miłych wspomnień, do których będą wracać w przyszłości”[41]. W tym bezpiecznym i kochającym domu dziewczynki cieszyły się dużą ilością czasu na zabawę, choć poza okazjonalnymi wizytami kuzynów nie miały zbyt wiele towarzystwa.
Większość dnia spędzały ze sobą i z guwernantkami, które często prowadziły je tylnym wyjściem do Hamilton Gardens. Wykorzystując jedną z rzadkich okazji towarzyskich, Elżbieta zaprzyjaźniła się z Sonią Graham-Hodgson, córką królewskiego lekarza Harolda Grahama-Hodgsona. „Sonia była jedyną przyjaciółką, którą królowa dla siebie wybrała” – wspominała Crawfie. Grały we francuską odmianę krykieta i w klasy, skakały na skakance, a nawet chodziły na lekcje tańca. Czasami książę Yorku dołączał do nich podczas zabawy w chowanego, zwanej sardynkami. Sonia wspominała Elżbietę jako „troskliwe i wrażliwe dziecko z dobrym wychowaniem we krwi. Nigdy nie wydawała się świadoma własnej pozycji i nie zwracała uwagi na tych, którzy stali przy barierkach, by obserwować jej zabawę”[42]. Ich przyjaźń była tak wyjątkowa, że ośmioletnia Elżbieta zadedykowała Graham-Hodgson niedokończoną powieść pod tytułem Szczęśliwa farma: „Soni, mojej drogiej małej przyjaciółce i miłośniczce koni”[43]. Przez długi czas to z nią przyszła królowa przyjaźniła się najbliżej.