W spektakularnej szóstej części bestsellerowej serii Sophie musi odkryć prawdę o niechlubnej przeszłości Zaginionych Miast, nim historia się powtórzy i zmieni rzeczywistość.
Sophie Foster nadal walczy. Rozpacza. Szamocze się. Ale jednego jest pewna: nie da się pokonać.
Niewidziani odnieśli sporo zwycięstw, lecz walka ciągle trwa. Pora zmienić taktykę. Dokonać poświęceń. Na nowo wszystko przeanalizować.
Może nadszedł nawet czas na to, aby Sophie zaufała swoim wrogom…
Wszystkie drogi prowadzą do Ciemnonocy – złowieszczych drzwi do jeszcze bardziej złowieszczego miejsca – i aby się tam dostać, Sophie i jej przyjaciele dobijają niebezpiecznego targu. Nic jednak nie jest ich w stanie przygotować na to, co odkryją.
Źródło napotkanych problemów kryje się w historii ich świata. A jako że czas ucieka, błąd zaś goni błąd, Sophie i jej sojusznicy muszą połączyć siły tak, jak jeszcze nigdy dotąd.
Ciemnonoc
Przekład: Monika Nowak
Seria: Zaginione Miasta tom 6
Wydawnictwo IUVI
Premiera: 15 marca 2023
Magazyn Dobre Książki objął publikację patronatem medialnym
WSTĘP
Sophie wpatrywała się w połyskujący szlak, który schodził w dół. I w dół. I w dół.
Aż w końcu znikał w mglistej ciemności hen, daleko.
Ta ścieżka z pradawnych złotych i srebrnych kamieni nie powinna istnieć – a mimo to była tu od zawsze.
Ukryta na widoku.
Zakopana pod kłamstwami.
Wytarta z pamięci.
Ale nigdy nie zniknęła.
Zerknęła na przyjaciół, którzy szykowali się na czekającą ich niebezpieczną podróż, i po ich minach zorientowała się, że czują to samo, co ona.
Niechęć. Zdenerwowanie. Ale także gotowość.
To, co na nich czekało w tej mrocznej głębi, było czymś o wiele więcej niż tajemnicą.
Było odpowiedzią.
Prawdą.
I nadszedł czas, aby ją odkryć.
Pora przestać wierzyć w historyjki, którymi karmiono ich całe życie.
Pora ujrzeć ich świat takim, jakim jest naprawdę.
Pora coś odebrać.
Dlatego wzięli się za ręce i zaczęli schodzić w dół.
Ku przeszłości.
Prosto w mrok.
1
‒ Pamiętasz mnie?
To pytanie wyślizgnęło się z ust Sophie, nim zdążyła się ugryźć w język, a waga tych słów sprawiła, że z głuchym odgłosem wylądowały na podłodze.
Stojąca przed nią trzęsąca się dziewczynka z szeroko otwartymi oczami powoli kiwnęła głową, a Sophie serce podeszło do gardła.
Młodsza siostra nie powinna jej pamiętać.
Formalnie rzecz biorąc, nie były nawet siostrami, a przynajmniej nie w sensie genetycznym. Jasne, wychowały się razem w tym samym domu w San Diego w Kalifornii, wierząc, że mają tych samych rodziców – mimo że jasne włosy Sophie i jej brązowe oczy nie pasowały do rodziny jasnookich brunetów.
Ale to było przed.
Teraz było po.
Znajdowali się w świecie, w którym elfy naprawdę istnieją – i w niczym nie przypominają stworzeń z tych niemądrych historyjek, jakie ludzie wymyślili na ich temat. Są piękne. Potężne. Niemal nieśmiertelne. Mieszkają po drugiej stronie globu w ukrytych, skrzących się miastach. Rządzą ziemią z ukrycia.
I Sophie była jednym z nich.
Przyszła na świat wśród ludzi – ale nie jako człowiek – w ramach sekretnego genetycznego eksperymentu grupy buntowników, nazwanego projektem Księżycowy Słowik. Jej DNA zostało zmienione. Zdolności ulepszone i zmanipulowane. Wszystko po to, aby uczynić z niej kogoś wyjątkowego.
Kogoś potężnego.
Kogoś, kogo nadal do końca nie pojmowała.
Po latach wyalienowania – nawet w rodzinie, którą kochała – elfy w końcu przedstawiły Sophie prawdę o jej życiu i zabrały ją do Zaginionych Miast. Planowały upozorować jej śmierć, ona jednak, pragnąc oszczędzić rodzicom bólu związanego z utratą dziecka, ubłagała elfy, aby zamiast tego ją wymazały. Tak więc umysły członków jej rodziny zostały „wygumkowane” przez odpowiednio wyszkolonych telepatów, tak by jej krewni zapomnieli o tym, że Sophie w ogóle istniała. Zostali także przeniesieni do innego miasta i otrzymali nowe imiona, nazwisko, nowe posady, a nawet dom w stylu Tudorów ze staroświeckimi oknami i boazerią, w którym Sophie się teraz znajdowała.
Ale wymazane wspomnienia tak naprawdę wcale nie znikały. Wystarczył odpowiedni bodziec i…
‒ Nie rozumiem – szepnęła jej siostra i potarła oczy, jakby to miało zmienić obraz, który widzi. – Ty… nie powinnaś tu być.
Niedomówienie roku.
Sophie nie miała znać nowych imion i nazwiska swojej rodziny ani ich miejsca zamieszkania – a już na pewno nie wolno jej było ich odwiedzać. A mimo to wznosiła teraz mentalną tarczę, aby zablokować chaotyczne myśli swojej siostry, które dudniły w świadomości Sophie niczym galopujące mastodonty. Ludzkie umysły są bardziej otwarte od elfich, no i przekazują wszystko jak radio rozkręcone na pełen regulator.
‒ Posłuchaj, Amy…
‒ Wcale nie mam tak na imię!
Sophie zganiła się w myślach za to przejęzyczenie.
‒ No tak, to znaczy…
‒ Zaczekaj. – Jej siostra kilka razy wypowiedziała bezgłośnie to imię, jakby jej usta przypominały je sobie. – Mam, prawda? Jestem… Amy Foster?
Sophie kiwnęła głową.
‒ W takim razie kim jest Natalie Freeman?
‒ To… także ty.
Amy/Natalie jęknęła i przycisnęła sobie palce do skroni.
‒ Wiem, jakie to musi być dezorientujące – rzekła do niej Sophie. Uwolnione wspomnienia lubiły wracać fragmentami, pozostawiając mnóstwo luk. – Obiecuję, że wszystko ci wytłumaczę, tyle że…
‒ Nie teraz – dokończył za nią zwięźle głos z silnym akcentem.
Sophie się wzdrygnęła. Niemal zapomniała, że Najbardziej Stresujące Spotkanie Rodzinne w Historii Spotkań Rodzinnych ma widownię.
‒ Kim jesteście? – zapytała jej siostra, cofając się przed osobami stojącymi zaraz za Sophie.
‒ To jest Fitz – wyjaśniła Sophie, wskazując ciemnowłosego chłopaka, którego turkusowe oczy błysnęły, kiedy zaprezentował uśmiech mogący zawstydzić niejedną gwiazdę filmową. – A to Keefe.
Keefe obdarzył jej siostrę swoim słynnym uśmieszkiem, po czym dotknął swoich fachowo potarganych jasnych włosów.
‒ Nic się nie martw, wszyscy należymy do Fanklubu Foster.
‒ To moi przyjaciele – doprecyzowała Sophie, kiedy jej siostra zrobiła kolejny krok w tył. – Możesz im ufać.
‒ Nie wiem nawet, czy mogę ufać tobie.
Zmrużywszy oczy, zlustrowała strój Sophie: dopasowaną fioletową tunikę i czarne legginsy, kozaczki i zakrywające nadgarstki czarne rękawiczki. Fitz i Keefe także mieli na sobie tuniki i spodnie i choć żaden z tych strojów nie był szczególnie „elfi”, zdecydowanie różniły się od dżinsów i T-shirta, jakie nosiła siostra Sophie.
‒ Zaufałaś nam na tyle, by przestać się ukrywać, no nie? – zapytał Keefe, wskazując otwarte drzwi garderoby.
Siostra Sophie odwróciła się w stronę pomieszczenia, z którego się wyłoniła. W garderobie większość ubrań leżała na podłodze.
‒ Wyszłam tylko dlatego, że usłyszałam, jak mówicie, że odnajdziecie moich rodziców.
Ano właśnie. Oto powód, dla którego Sophie złamała wszystkie zasady i przybyła do Zakazanych Miast, aby sprawdzić, czy jej rodzinie nic się nie stało. Przez kilka ostatnich miesięcy chroniła swoich elfich rodziców adopcyjnych, żywiąc przekonanie, że to ich dotyczyło ostrzeżenie Keefe’a. Oboje jednak zapomnieli, że ma jeszcze jedną rodzinę – rodzinę bez potężnych zdolności i bez dbających o jej bezpieczeństwo ochroniarzy.
‒ Naprawdę odnajdziecie mamę i tatę? – szepnęła jej siostra, dając tym samym Sophie sygnał do zapewnienia: „Oczywiście, że tak! Wszystko będzie dobrze!”.
Sophie bardzo chciała to powiedzieć. Ale… za porwaniem jej ludzkich rodziców stali Niewidziani.
Ci sami złoczyńcy, którzy wcześniej porwali Sophie, torturowali ją i zabili tych, których szczerze kochała. I bez względu na to, ile wysiłku wkładała w ich powstrzymanie, zawsze wyglądało to tak, jakby wyprzedzali ją o dziesięć kroków.
Keefe ujął drżącą dłoń Sophie.
‒ Sprowadzimy ich z powrotem, całych i zdrowych. Obiecuję.
W jego głosie słychać było czystą determinację. Ale Sophie dostrzegła, że w lodowato niebieskich oczach pojawił się jakiś cień.
Poczucie winy.
Kilka miesięcy temu Keefe uciekł i dołączył do Niewidzianych. Zaplanował sobie, że zostanie podwójnym agentem i zniszczy tę nikczemną organizację od środka – lecz oni od początku się nim bawili, skłaniając do tego, by naprowadzał Sophie i jej przyjaciół na fałszywe ścieżki.
Sophie z jednej strony miała ochotę odepchnąć Keefe’a, pozwolić, aby poczuł się winny każdej straszliwej rzeczy, która się wydarzyła. Ale w głębi duszy wiedziała, że nie tylko on przegapił sygnały ostrzegawcze. Poza tym każdego dnia ciężko pracował, aby odkupić swoje błędy. No i niebezpiecznie było pozwolić mu odczuwać wyrzuty sumienia. Sumienie elfów jest zbyt delikatne na tego rodzaju obciążenie.
Dlatego uścisnęła mu dłoń, a kiedy ich palce się splotły, spojrzała ponownie na siostrę.
‒ Powiedz nam wszystko, co pamiętasz o tych osobach, które uprowadziły mamę i tatę.
Jej siostra objęła się w talii, która była szczuplejsza, niż to zapamiętała Sophie. Dziewczyna wydawała się także wyższa. A kręcone brązowe włosy miała krótsze. Właściwie to nie było w niej nic z tamtej dziewięciolatki, a nie minęły nawet dwa lata, odkąd Sophie odeszła.
‒ Niewiele pamiętam – mruknęła teraz jej siostra. – Tata pomagał mi w lekcjach, kiedy usłyszeliśmy na dole dziwne głosy. Kazał mi być cicho, a sam zszedł sprawdzić, co się dzieje. Ale ja wymknęłam się na korytarz i… – Przełknęła ślinę. – Zobaczyłam w salonie cztery osoby w długich czarnych pelerynach z tymi przyprawiającymi o gęsią skórkę białymi oczami na rękawach. Jeden z nich miał przerzuconą przez ramię nieprzytomną mamę, a inny przyciskał do ust taty jakąś szmatę. Chciałam zbiec i pomóc, ale było ich tak wielu. A tata parę sekund później przestał się ruszać. Próbowałam doczołgać się do telefonu, aby wezwać policję, lecz wtedy usłyszałam, jak mówią coś o przeszukaniu reszty domu, więc wbiegłam do garderoby i zakopałam się w ubraniach.
Wyobrażając to sobie, Sophie zadrżała i nos zapiekł ją na wspomnienie mdlącosłodkich środków usypiających używanych przez Niewidzianych podczas porwań.
‒ Widziałaś ich twarze?
‒ Cały czas mieli założone kaptury. Ale jeden z nich…
‒ Jeden z nich co? – naciskała Sophie.
‒ Nie uwierzycie mi.
‒ Śmiało – odezwał się Keefe. – Zdziwiłabyś się, w co jesteśmy w stanie uwierzyć po przebywaniu w towarzystwie tej tutaj.
Lekko szturchnął Sophie łokciem w żebra, a ona wiedziała, że próbuje w ten sposób rozładować napięcie. Humor to ulubiony mechanizm obronny Keefe’a.
Ona jednak nie miała energii na żarty. Zwłaszcza kiedy jej siostra szepnęła:
‒ Jeden z nich ciągle znikał. Jakoś. Tak jakby bladł i znowu się pojawiał.
Fitz mruknął coś pod nosem.
‒ To był Alvar.
‒ Znasz go?
‒ Dopuścił się wielu paskudnych rzeczy – wtrąciła szybko Sophie, posyłając Fitzowi spojrzenie pod tytułem „Błagam, nie mów, że to twój brat”. Wątpiła, aby takie wyznanie przekonało jej siostrę do tego, aby im zaufała.
‒ Jak on mógł tak znikać? – szepnęła jej siostra. – Wyglądało to niemal jak…
‒ Czary? – domyśliła się Sophie i smutno się uśmiechnęła. – Pamiętam, że też tak pomyślałam, kiedy zobaczyłam to po raz pierwszy. Ale on jest kimś, kogo nazywamy znikającym. On po prostu manipuluje światłem.
‒ A co z odczytywaniem umysłu? – zapytała jej siostra. – Jeden z nich powiedział, że obszuka dom, nasłuchując myśli, dlatego na wszelki wypadek myślałam o ciemności i milczeniu.
‒ Sprytnie – pochwaliła ją Sophie, zaskoczona, że coś takiego w ogóle się udało.
Jej siostra wzruszyła ramionami.
‒ Oglądam dużo filmów. Ale… czy on naprawdę mógłby to zrobić?
‒ Jeśli był telepatą, to tak – odparł Fitz. – Co oznacza, że to był przypuszczalnie Gethen.
To imię sprawiło, że Sophie trafiła natychmiast do koszmaru z walącymi się ścianami zamku i stertami gruzu. W jej uszach rozbrzmiały krzyki, gdy świat stał się czerwony – częściowo na skutek jej wściekłości, ale przede wszystkim pod wpływem wspomnienia o ranie zbyt głębokiej, aby przestała krwawić.
Powolny oddech pomógł jej oczyścić głowę i Sophie skoncentrowała się na kłębiących się emocjach, wyobrażając sobie gniew, strach i smutek jako grube nici, które następnie związała w węzeł pod żebrami. Nauczyła się tej techniki od swojego mentora emocjowania – był to sposób na przechowywanie energii jako rezerwy. Przyjmowanie mroku po to, aby później pozwolić, by ją napędził.
‒ Dobrze się czujesz? – zapytał Keefe, mocniej ściskając jej dłoń.
Dopiero po chwili do Sophie dotarło, że zadaje to pytanie także jej siostrze, która tak pobladła, że jej skóra nabrała zielonkawego odcienia.
‒ To nie powinno być prawdziwe – szepnęła jej siostra. – To wszystko, o czym mi mówicie. Te dziwne nazwy. Porwanie mamy i taty. A potem, ni stąd, ni zowąd, pojawiasz się ty i mam wrażenie… jakbyś powinna tu być przez cały czas. I teraz moje imię wydaje się niewłaściwe. I ten dom. Wszystko się takie wydaje.
Sophie zawahała się, po czym podeszła do siostry i objęła ją ramieniem. Dawniej, kiedy jeszcze mieszkały razem, nie okazywały sobie jakoś szczególnie siostrzanych uczuć. Jeśli już, to ciągle się ze sobą sprzeczały.
Ale po chwili siostra także ją uścisnęła.
‒ Gdzie się podziewałaś, Sophie? I skąd znasz tych strasznych ludzi?
Sophie westchnęła.
‒ Mam ci do opowiedzenia naprawdę długą i naprawdę skomplikowaną historię. Ale teraz musimy się skupić na odnalezieniu mamy i taty, okej? Usłyszałaś coś jeszcze, co może się przydać?
‒ Tylko to, co już wam powiedziałam, o tym, że zabierają ich do Ciemnonocy. Wiecie, co to oznacza?
Sophie zerknęła na swoich towarzyszy.
Widzieli to słowo tylko raz, w jednym z odzyskanych niedawno wspomnień Keefe’a – inskrypcja wyryta w elfich runach na tajemniczych srebrnych drzwiach osadzonych w zboczu góry: Gwiazda wschodzi tylko w Ciemnonocy.
Nie wiedzieli, co oznaczają te słowa ani dokąd prowadzą drzwi czy nawet gdzie konkretnie się znajdują. Wiedzieli za to, że otwiera je krew Keefe’a i że jego mama – która przed trafieniem do ogrzego więzienia była jednym z przywódców Niewidzianych – ogłosiła to jego „dziedzictwem”.
Jeśli te drzwi prowadzą do Ciemnonocy – przekazała Sophie do Keefe’a, wysyłając swoje myśli bezpośrednio do jego umysłu – to czy do ich otworzenia Niewidziani nie potrzebowaliby zabrać ciebie?
Keefe wbił wzrok w podłogę.
Owszem, gdyby nie byli już w posiadaniu mojej krwi.
CO TAKIEGO?
No… tak wyszło. Wymieniłem ją na część tajemnicy potrzebnej mi do kradzieży pamięci.
ŻARTUJESZ SOBIE?
Pamięciami nazywano urządzenia wielkości szklanych kulek, używane przez radnych do przechowywania Zapomnianych Tajemnic – informacji uważanych za zbyt niebezpieczne, aby pozostawały w czyimkolwiek umyśle. Po śmierci radnego Kenrica Sophie otrzymała jego pamięć – a Keefe ją ukradł, aby dzięki niej Niewidziani przyjęli go w swoje szeregi. Ale odzyskał ją, nim od nich uciekł, przy okazji zabrał też pamięć należącą do Fintana, przywódcy Niewidzianych. Dex wykorzystywał teraz swoją zdolność technopaty i próbował włamać się do obydwu urządzeń. Ale nawet gdyby dowiedzieli się czegoś ważnego, Sophie w życiu nie kazałaby Keefe’owi wymienić swojej krwi na te pamięci.
Wiem – przekazał Keefe. – To nie był mój najgenialniejszy pomysł. Ale sądziłem, że jestem tak blisko pokonania Niewidzianych, że to nie ma znaczenia. Kiedy więc Fintan poprosił mnie o krew, odparłem, że potrzebuję wiedzieć, czy mogę mu zaufać, więc ma udzielić mi odpowiedzi na jedno pytanie. A kiedy tak zrobił, musiałem dotrzymać słowa.
Ale wydawało mi się, że zamierzasz wymienić tę informację na kryształ skokowy Tama – przypomniała mu Sophie. – Nie dlatego pozostawiłeś mnie w jednej z kryjówek Niewidzianych?
Keefe się wzdrygnął.
Ze wszystkich błędów, jakie popełnił w czasie, który spędził z Niewidzianymi, ten akurat Sophie najtrudniej było wybaczyć.
Taki miałem plan – przyznał Keefe. – Ale po powrocie Fintan wziął mnie w krzyżowy ogień pytań i musiałem wykorzystać ten kryształ do przekonania go, aby nie oparzył mi ręki.
W żyłach Sophie zadrżał lód.
O tym mi nie mówiłeś.
Wiem.
Zastanawiała się, jakie jeszcze potworności zafundowali mu Niewidziani. Ale to akurat musiała odłożyć na inny raz. W tej chwili mieli o wiele bardziej skomplikowane problemy.
Naprawdę myślisz, że Fintan pomógłby ci ukraść te pamięci, gdyby rzeczywiście były ważne?
Tak, Foster. Ponieważ nie miał pojęcia, że kilka tygodni wcześniej, kiedy wypił za dużo wina z musujących jagód, podał mi drugą część hasła. Wymienienie się na moją krew to była kiepska decyzja. Ale PRZYSIĘGAM, że te pamięci nadal się liczą. I powinienem był ci powiedzieć – taki miałem plan, a potem wydarzyło się to wszystko w Lumenarii i zapomniałem.
Sophie zamknęła oczy, żałując, że nie potrafi powstrzymać swojego umysłu przed atakowaniem jej obrazami walących się ścian. Ale te wspomnienia nie chciały się dać zignorować.
W jeden wieczór Niewidziani zniszczyli wspaniały, skrzący się zamek elfów. Odbywał się w nim wtedy szczyt pokojowy z udziałem Sophie, Rady i przywódców wszystkich inteligentnych gatunków. Większość przywódców wyszła z tego z niegroźnymi obrażeniami, a Lumenarię już odbudowywano. Ale nic nie było w stanie wymazać wiadomości, jaką tamtego dnia przesłali Niewidziani, ani sprowadzić z powrotem więźnia, który uciekł wtedy z lochu, ani ukradzionych przez nich żyć.
Naprawię to, okej? – zapewnił Keefe. – Wszystko naprawię.
Chcesz powiedzieć, że „my” – poprawiła go Sophie. – MY to naprawimy.
Jeśli czegoś ich nauczyły te wszystkie katastrofy z ostatnich miesięcy, to tego, że żadne z nich nie powinno działać w pojedynkę.
Czy to znaczy, że mnie nie nienawidzisz? – zapytał Keefe. Jego mentalny ton brzmiał łagodniej, niemal nieśmiało.
Już ci mówiłam: nigdy cię nie znienawidzę, Keefe.
Ale ja cały czas dostarczam ci powodów do tego, abyś zmieniła zdanie.
No, i naprawdę musisz z tym skończyć. – Posłała mu półuśmiech, a on zrobił to samo, kiedy dodała: – Ale siedzimy w tym razem.
Team Foster-Keefe JEST ekstra.
A Team Vacker-Foster-Keefe jest jeszcze lepszy – przekazał Fitz, a Sophie zaczęła się zastanawiać, jak długo ich podsłuchiwał.
Fitz był jednym z dwóch telepatów, którzy potrafili ominąć nieprzeniknioną blokadę umysłową Sophie. Właściwie to jedynym, bo przecież pan Forkle…
Sophie odsunęła od siebie tę druzgocącą myśl, niegotowa na otwieranie nadal zbyt świeżej rany.
Nie martw się – rzekła do Fitza. – Będzie nam potrzebna każda możliwa pomoc.
No ale potrzebujemy nazwy, która będzie o wiele bardziej cool – wtrącił Keefe. – Co powiecie na Team Foster-Keefe i Cudowny Chłopiec?
Fitz przewrócił oczami.
‒ Dlaczego tak na siebie patrzycie? – zapytała siostra Sophie, przypominając im, że ktoś się przygląda tej ich dość długiej wymianie myśli.
‒ Próbujemy jedynie ustalić, gdzie może się znajdować Ciemnonoc – odparła Sophie.
W końcu będzie musiała ujawnić swoją telepatię – podobnie jak inne zdolności specjalne – chciała jednak dać siostrze więcej czasu na przystosowanie się, nim jej oznajmi: „Potrafię czytać umysły i teleportować się, i zadawać ból, i mówić we wszystkich językach, i wzmacniać zdolności innych osób”. – Przychodzi ci do głowy coś jeszcze, co mogłoby się okazać ważne?
‒ Nie bardzo. Po tym, gdy powiedzieli o tej Ciemnonocy, w domu zrobiło się supercicho. Odczekałam kilka minut, aby się upewnić, że jest bezpiecznie, a potem pobiegłam po telefon mamy i zadzwoniłam pod sto dwanaście. Bałam się, że policja mnie zabierze, jeśli się dowie, że jestem tu sama, dlatego powiedziałam, że przechodziłam obok domu i zobaczyłam, jak jacyś mężczyźni wynoszą dwoje ludzi. Kiedy przyjechała policja, ukryłam się za drzewami, ale może to nie był dobry pomysł. Usłyszałam, jak mówią, że według nich mój telefon to psikus, bo nie ma śladów włamania. Jeden z nich wspomniał o przyjściu raz jeszcze za kilka dni, ale na razie nikt się nie zjawił.
‒ Kiedy to było? – zapytał Fitz.
Broda jej zadrżała.
‒ Pięć dni temu.
Keefe miał taką minę, jakby z całych sił powstrzymywał się, by nie zakląć. Z Sophie było podobnie.
‒ Myślicie, że to za późno, prawda? – szepnęła jej siostra. – Myślicie, że oni…?
‒ Nie. – Sophie pozwoliła, aby to słowo rozlegało się echem w jej umyśle tak długo, aż w nie uwierzyła. – Niewidziani potrzebują ich żywych.
‒ Kim są ci Niewidziani? – zapytała jej siostra. – Czego chcą od mamy i taty?
‒ Chciałabym to wiedzieć – przyznała Sophie. – Ale ich nie zabiją.
A przynajmniej nie od razu.
Niewidziani próbowali uzyskać kontrolę nad Sophie od dnia, w którym się dowiedzieli o jej istnieniu, dlatego miała pewność, że wykorzystają rodziców do najpaskudniejszego typu szantażu. Ale musiało w tym chodzić o coś jeszcze. W przeciwnym razie od razu po schwytaniu Fosterów powiadomiliby ją o tym.
Przynajmniej Niewidziani nie wiedzieli, że jej siostra usłyszała, jak mówią o Ciemnonocy. Teraz ich grupa musiała znaleźć te drzwi, a Sophie miała w zasadzie pewność, że wie, jak to zrobić.
Żałowała jedynie, że to wymaga zaufania jednemu z ich wrogów.
‒ Wiem, co sobie myślisz – rzekł do niej Keefe. – I wchodzę w to. Całym sobą.
‒ Nie wybiegajmy za daleko w przyszłość – powiedział Fitz i wskazał na okna, za którymi zaczynało zmierzchać. – Najpierw musimy się stąd wydostać. Przypuszczalnie jeden z nich ma to miejsce pod obserwacją i czeka, aż się pojawimy.
Sophie kiwnęła głową do siostry.
‒ Idź i jak najszybciej się spakuj. Idziesz ze mną.
‒ To zdecydowanie zbyt niebezpieczne – rzucił ostrzegawczo Fitz. – Gdyby Rada się dowiedziała…
‒ Nie dowie się – przerwała mu Sophie. – Od razu po powrocie przywołam Kolektyw.
Czarny Łabędź – buntownicza organizacja, która stworzyła Sophie – miała rozległą sieć sekretnych kryjówek. I zawsze się zjawiali, kiedy Sophie potrzebowała ich pomocy.
Z drugiej strony tak było, zanim pan Forkle został…
Tym razem nie udało jej się powstrzymać swojego mózgu przed dokończeniem tego zdania słowem „zamordowany”.
Przycisnęła dłoń do piersi i wyczuła pod tuniką nowy medalion, w którym skrywało się ostatnie zadanie, jakie powierzył jej pan Forkle, zanim po raz ostatni zaczerpnął powietrza.
Kiedy elf umiera, nawija swoje DNA na nasionko drzewa, które następnie sadzi się w specjalnym lesie. Ale pan Forkle poprosił Sophie, aby zachowała jego nasionko. Twierdził, że ona będzie wiedziała, kiedy i gdzie je zasadzić. Poprosił także, aby jego ciało wyniesiono z gruzów, zanim ktokolwiek je zobaczy, co oznaczało, że tylko garstka osób miała świadomość jego śmierci. Niedługo jednak dowie się o tym reszta ich świata. W świetle tragedii, jaka dotknęła Lumenarię, Rada wydłużyła ferie w Foxfire, ale za niecałe dwa tygodnie szkoła ponownie otworzy swoje podwoje. A jednym z sekretnych alter ego pana Forkle był dyrektor tej akademii.
Keefe przysunął się do Sophie i szepnął:
‒ Zaopiekuję się twoją siostrą, Sophie. Miejsce, w którym się ukrywam, jest małe i cuchnie jak oddech wielkiej stopy wymieszany ze smrodem gnijących paznokci u stóp. Ale gwarantuję, że nikt nas tam nie znajdzie.
Od czasu, kiedy uciekł od Niewidzianych, Keefe się ukrywał. Jego propozycja była całkiem rozsądna, lecz Sophie nie zamierzała spuszczać siostry z oczu.
‒ Zabieram ją ze sobą do Havenfield. Nad resztą będziemy myśleć, kiedy już się tam znajdziemy.
‒ Nigdzie się nie wybieram z nieznajomymi – poinformowała ich jej siostra.
To ostatnie słowo zakłuło bardziej, niż Sophie skłonna była przyznać.
‒ Naprawdę myślisz, że jesteś tutaj bezpieczna? Nawet jeśli Niewidziani nie wrócą, może to zrobić policja. Chcesz trafić do rodziny zastępczej?
Jej siostra przygryzła wargę.
‒ Co z Martym i Watsonem? Kto ich będzie karmił?
Sophie zapiekło pod powiekami.
‒ Nadal macie Marty’ego?
Ten puchaty, bury kot sypiał kiedyś co noc na jej poduszce i świadomość, że musi go porzucić, złamała jej serce. Ale uznała, że rodzina będzie go potrzebować. A Watson to z pewnością ten pies, którego szczekanie słychać było, kiedy się tutaj zjawili. Sophie poprosiła elfy o przeniesienie jej rodziny w miejsce z podwórkiem na tyle dużym, aby mogli w końcu mieć psa, o którym zawsze marzyła jej siostra.
‒ Zabierzemy ich z nami – zdecydowała Sophie. – Weź Watsona na smycz, a Marty’ego schowaj do transportera.
‒ Okej, serio, nie możemy tego zrobić – odezwał się Fitz i ujął Sophie za ręce, aby ją zmusić do wysłuchania go. – Nie rozumiesz, jak bardzo jest to niebezpieczne.
‒ Będzie dobrze – upierała się Sophie. – Czarny Łabędź pomoże ją ukryć.
‒ Czarny Łabędź – szepnęła jej siostra. – Chwileczkę. Chyba… Chyba coś o tym mówili. Wszystko działo się tak szybko, że trudno pamiętać każdy szczegół. Ale wydaje mi się, że jeden z nich powiedział: „Dowiedzmy się, dlaczego Czarny Łabędź ich wybrał”.
Sophie wymieniła spojrzenia z przyjaciółmi.
‒ Rozumiem, że wiecie, co to oznacza? – zapytała jej siostra.
‒ Możliwe… możliwe, że chodzi o mnie – odparła Sophie. – To część tej długiej historii, którą muszę ci opowiedzieć. Ale najpierw powinniśmy stąd zniknąć.
Próbowała sięgnąć do swojego kryształu domowego, lecz Fitz nie puszczał jej dłoni.