Czy życie zwierzęcia jest mniej ważne niż życie człowieka?


Okrucieństwo człowieka wobec zwierząt sprawia, że pisarka Elizabeth Costello nie jest już w stanie spokojnie patrzeć bliźnim w oczy.

Wykorzystuje okazję, gościnny wykład na uniwersytecie Apppleton, by – w obecności swojej rodziny – przeanalizować „zbrodnię o szokujących rozmiarach”, którą nie tylko jej bliscy i uniwersyteccy koledzy popełniają rutynowo i z samozadowoleniem: krzywdzenie zwierząt.

Niezwykły wywód skłania do głębokiej refleksji nie tylko nad jednym z najważniejszych współczesnych dylematów, ale przede wszystkim nad pytaniem: „Co tak naprawdę czyni nas ludźmi?”.

Tekst wzbogacony został wstępem filozofki Amy Gutmann oraz esejami literaturoznawczyni Marjorie Garber, filozofa Petera Singera, religioznawczyni Wendy Doniger, antropolożki i biolożki Barbary Smuts. Tworzą one pogłębione humanistyczne tło dla toczącej się współcześnie dyskusji.

J.M. Coetzee, laureat Nagrody Nobla w 2003 roku, jest autorem powieści i opowiadań, tomów krytycznoliterackich, wspomnień i przekładów, m.in.: Hańba, Czekając na barbarzyńców, Wiek żelaza. Prócz Nobla otrzymał też dwukrotnie Nagrodę Bookera, Prix Femina i Nagrodę Jerozolimską. Jest profesorem literatury powszechnej Uniwersytetu Kapsztadzkiego. Postać Elizabeth Costello pojawia się w jego późniejszych powieściach, przez krytyków uważana jest za alter ego pisarza.

John Maxwell Coetzee
Żywoty zwierząt
Przekład: Jacek Dehnel
Wydawnictwo Znak
Premiera w tej edycji: 28 września 2022
 
 

Wstęp

Amy Gutmann

„Dla pewnego rodzaju artystów powaga jest imperatywem jednoczącym to, co estetyczne, z tym, co etyczne”[1] – napisał John Coetzee w Obrazie. Esejach o cenzurze. W Żywotach zwierząt, Wykładach Tannerowskich[2] wygłoszonych w latach 1997–1998 na Uniwersytecie Princeton, John Coetzee prezentuje ten właśnie rodzaj powagi, który potrafi łączyć estetykę z etyką. Jak zwykle w przypadku Wykładów Tannerowskich, wykłady Coetzeego koncentrują się na doniosłej kwestii etycznej – tym, jak istoty ludzkie traktują zwierzęta, jednak ich forma odbiega od zwykłych Wykładów Tannerowskich, będących zasadniczo esejami filozoficznymi. Wykłady Coetzeego mają formę prozatorską: to dwa wykłady wewnątrz dwóch wykładów, które zawierają krytykę dość typowego podejścia filozofii do tematu praw zwierząt. Dzięki Coetzeemu możemy sobie wyobrazić wydarzenie akademickie (niepokojąco podobne do Wykładów Tannerowskich), w ramach którego postać literacka, Elizabeth Costello, powieściopisarka, ma na zaproszenie władz Appleton College wygłosić dwa uroczyste wykłady na dowolnie wybrany przez siebie temat. Costello zaskakuje gospodarzy, nie mówi bowiem o literaturze ani krytyce literackiej, które zdają się zasadniczym polem jej naukowej specjalizacji. Zamiast tego wykorzystuje okazję, by szczegółowo omówić to, co widzi jako „zbrodnię o szokujących rozmiarach”, którą jej uniwersyteccy koledzy oraz inni bliźni popełniają rutynowo i z samozadowoleniem: krzywdzenie zwierząt.
Coetzee udramatycznia coraz trudniejsze relacje pomiędzy starzejącą się pisarką, Elizabeth Costello, a jej rodziną oraz środowiskiem akademickim. Ona stopniowo coraz bardziej widzi swoich bliźnich jako przestępców, oni z kolei sądzą, że postanowiła wymagać od nich czegoś – radykalnej zmiany w traktowaniu zwierząt – czego wymagać nie ma prawa, a czego oni nie mają obowiązku ani ochoty zrobić. W tej prozatorskiej ramie Coetzeeowskiej opowieści o wizycie Elizabeth Costello w Appleton College zamykają się empiryczne i filozoficzne argumenty dotyczące etycznej kwestii traktowania zwierząt przez istoty ludzkie. W przeciwieństwie do niektórych zwierząt istoty ludzkie nie muszą jeść mięsa. Moglibyśmy – gdybyśmy tylko chcieli – traktować zwierzęta z właściwym współczuciem dla ich „poczucia bycia”. Pierwszy wykład Costello (stanowiący większą część pierwszego wykładu Coetzeego) kończy się słowami, że nie ma usprawiedliwienia dla braku współczucia istot ludzkich wobec pozostałych zwierząt, ponieważ „stopień, w jakim możemy wejść myślami w bycie innym, nie ma granic. Współodczuwająca wyobraźnia nie ma żadnych ograniczeń”. Tymczasem większość istot ludzkich nie rozciąga granic swojej wyobraźni, tak by objąć nią zwierzęta, ponieważ im „możemy zrobić wszystko, a i tak nam się upiecze”.
Zamknęliśmy nasze serca na zwierzęta – kończy Costello – a nasze umysły idą w ślad za naszymi sercami (czy, mówiąc konkretnie, za współczuciem). Filozofia, jak dowodzi, nie jest raczej w stanie nas poprowadzić, a w każdym razie poprowadzić nas we właściwym kierunku, osłabia bowiem współczucie. Ono zaś kładzie nacisk na coś innego niż nasze umiejętności umysłowe, do których zazwyczaj odwołuje się filozofia. Costello dowodzi, że nasza współczująca wyobraźnia, do której – bardziej niż filozofia – odwołują się poezja i proza, powinna rozciągać się również na pozostałe zwierzęta. W rękach Coetzeego prozatorska forma zdaje się mieć cel etyczny: rozszerzenie na zwierzęta naszego współczucia. Jeśli nie dokona tego proza, to nie zrobi tego i filozofia. Jeśli zaś tego dokona, to filozofia pójdzie w jej ślady.
W swych wykładach, pomieszczonych w wykładach Coetzeego, Costello apeluje zatem do publiczności, by „otworzyła serce i wsłuchała się w to, co ono mówi”. Czy zwierzęta mają prawa? Czy bez względu na to, czy je mają, czy nie, istoty ludzkie mają wobec nich obowiązki? Jaką duszę mają zwierzęta? Jaką my mamy? Costello w swoich wykładach nie udziela odpowiedzi na te pytania, są one bowiem zbyt filozoficzne, by zrobić to od ręki. Zakładają, że umysł może przewodzić sercu. Elizabeth Costello, próbująca przez całe życie przekonać innych do swojego sposobu widzenia zwierząt, po wieloletnich doświadczeniach założenie to odrzuciła. Tak czy inaczej, swojej publiczności w Appleton mówi: „Gdyby jednak chcieli państwo, żeby ktoś poczynił tu rozróżnienia pomiędzy duszami śmiertelnymi a nieśmiertelnymi czy pomiędzy prawami a obowiązkami, to zaprosiliby państwo filozofa, a nie osobę, która przykuła waszą uwagę jedynie tym, że napisała historyjki o zmyślonych ludziach”.
Coetzee rozbudza naszą wyobraźnię, konfrontując nas z elokwentną, inteligentną, starzejącą się i coraz silniej wyobcowaną pisarką, która jest coraz bardziej oburzona na swoich bliźnich, w tym wielu wykładowców, bo są oni nie tylko niepotrzebnie okrutni wobec zwierząt, ale też, jak się zdaje (choć sami się do tego nie przyznają), pochłonięci tym okrucieństwem. Cała opowieść każe nam przemyśleć na nowo nasze oddanie rozumowi jako wartości uniwersalnej. Czy wszechświat jest oparty na rozumie? Czy Bóg to Bóg rozumu? Jeśli tak, to „człowiek jest podobny Bogu, a zwierzęta podobne rzeczom”. Jednak Elizabeth Costello gwałtownie odrzuca tę antropocentryczną perspektywę: „rozum nie jest ani owym byciem wszechświatem, ani byciem Bogiem. Przeciwnie, rozum podejrzanie wygląda mi na bycie ludzką myślą, gorzej nawet, na bycie pewną tendencją ludzkiej myśli”.
Czy Costello przesadza ze swoim protestem? Jakkolwiek twierdzi, że filozofia całkowicie zawiodła na polu uetycznienia naszego stosunku do zwierząt, to przecież świadomie posługuje się nią w swoich wykładach, często by zademonstrować słabość tych filozoficznych argumentów, które uważają życie istot nierozumujących za mniej cenne ze względu na to właśnie, że mniej rozumują. „Cóż jest tak szczególnego w rozpoznawanej przez nas formie świadomości, że zabicie tego, kto ją posiada, jest zbrodnią – pyta – a zabicie zwierzęcia nie podlega karze?” Poeci, w przeciwieństwie do filozofów, zaczynają od „wczucia się” w zwierzęce doświadczenie. A to prowadzi ich do dostrzeżenia zbrodni w zabiciu jakiegokolwiek zwierzęcia, które jest w stanie doświadczyć poczucia bycia żywym w świecie. Costello przekonuje nas, abyśmy uznali, że takie współodczuwanie pełni zwierzęcego bytu jest nam dostępne. Pyta: „Skoro jesteśmy zdolni do myślenia o własnej śmierci, czemu nie mielibyśmy być zdolni do tego, żeby wejść myślami w życie nietoperza?”.
Jakaż jest zatem motywacja, by wejść myślami w żywoty zwierząt, jeśli nie moralność? Jednak z tego, co mówi sama Costello, ją motywują nie przekonania moralne, ale raczej „pragnienie ocalenia własnej duszy”. Nie jest na tyle zadufana, żeby sądzić, że już jej się udało duszę ocalić, choć swoich krytyków traktuje tak, jakby swoje dusze stracili z pola widzenia. Nie przyjmuje komplementów rektora Appleton College mówiącego (chyba po to, by rozładować rosnące napięcie), że podziwia ścieżkę, którą obrała. W odpowiedzi Costello zauważa, że ma skórzane buty i skórzaną torebkę. „Z pewnością da się nakreślić różnicę pomiędzy jedzeniem mięsa a noszeniem rzeczy ze skóry” – podsuwa rektor. Bezkompromisowa replika Costello to: „Różne stopnie ohydy”. Rektorowi udało się tylko spotęgować napięcie. Costello nie przyjmuje w odpowiedzi podziwu. Może i w swojej wrażliwości i działaniach góruje nad bliźnimi, ale pozostają one nadal źródłem wewnętrznego cierpienia.
Costello jest samoświadoma. Uprzedza najbardziej nieprzyjaznego ze swoich krytyków, przyznając, że „tego rodzaju wykłady polaryzują ludzi, a tanie chwyty jeszcze rzecz pogarszają”. Odnosi się tymi słowami do czynionej raz po raz analogii pomiędzy tym, jak jej bliźni traktują zwierzęta, a tym, jak Trzecia Rzesza traktowała Żydów. „Przez traktowanie bliźnich, istot stworzonych na obraz i podobieństwo Boga, jak zwierząt, sami stali się zwierzętami” – mówi o nazistach. I dalej: „jesteśmy otoczeni przedsięwzięciem opartym na upokorzeniu, okrucieństwie i uśmiercaniu, które mogłoby rywalizować ze wszystkim, do czego była zdolna Trzecia Rzesza”…
Porównanie z Holokaustem nie może pozostać bez odpowiedzi. Odpowiedzi tej udziela Costello nie filozof, ale równy jej akademik, podstarzały poeta, Abraham Stern. Stern odmawia wzięcia udziału w kolacji wydanej na cześć Costello nie z braku szacunku dla niej, ale dlatego, że jest głęboko urażony pierwszym z jej wykładów. Posyła list, w którym wyjaśnia Costello, czemu nie może się z nią przełamać chlebem:
Posłużyła się Pani na swoje potrzeby dobrze znanym porównaniem mordowanych europejskich Żydów do rzeźnego bydła. Żydzi ginęli jak bydło, więc bydło, powiada Pani, ginie jak Żydzi. To sztuczka słowna, której nie mogę zaakceptować. Błędnie rozumie Pani naturę podobieństwa, powiedziałbym nawet, że rozumie ją Pani w ten sposób celowo, ba, bluźnierczo nawet. Człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga, ale Bóg nie jest podobny do człowieka. To, że Żydzi byli traktowani jak bydło, nie oznacza, że bydło jest traktowane jak Żydzi. To odwrócenie obraża pamięć zmarłych. A także tanio sprzedaje grozę obozów.
Tak jak Stern jest zbyt urażony wrażliwością moralną Costello, by zwrócić się do niej we własnej osobie, tak i ona nie odpowiada na krytykę Sterna. Każde z nich jest urażone wrażliwością drugiego i nie mają w sobie dość woli, możliwości, czy pozostałego im czasu, by przerzucić most przez dzielące ich różnice etyczne i estetyczne.
Żywoty zwierząt dobrze pokazują, jak trudno ludziom poważnie traktującym moralność sympatyzować wzajemnie ze swoimi stanowiskami, czy nawet owe stanowiska pojąć. Dystans dzielący dwoje starzejących się pisarzy, Costello i Sterna, nie zmniejsza się w wyniku tego, że traktują się poważnie. Wprost przeciwnie, pod koniec wizyty w Appleton (a zarazem pod koniec opowieści) Costello ponownie przywołuje holokaustową analogię. Rozmawiając z synem o tym, jak głęboko zagubiona czuje się w tym świecie, opowiada, jak sobie wyobraża, że wchodzi do łazienki w mieszkaniu znajomych i widzi tam mydło z etykietką „Treblinka. Stuprocentowy tłuszcz ludzki”. Wyobraźmy sobie, jak to jest odczuwać coś takiego wobec bliźnich, którzy zjadają zwierzęta, a równocześnie widzieć w oczach tych osób ludzką dobroć. „Takie jest życie. Każdy może się z tym pogodzić – napomina Costello samą siebie – to czemu nie ty? Czemu nie ty?”.
Czy Elizabeth Costello powinna pogodzić się z tym, jak jej rodzina i bliscy traktują zwierzęta, czy też powinna była ich przekabacić – czy powinna przekabacić tych z nas, którzy nie wychodzą z pozycji, z których ona wychodzi – do swoich poglądów? Coetzee nie wyręcza nas w odpowiadaniu na te pytania. Cała historia pozostawia nas z wyraźnym poczuciem konfliktu pomiędzy poważnie traktującymi moralność ludźmi w kwestii krzywdzenia zwierząt oraz najwyraźniej związanego z tym drugiego konfliktu, tym razem dotyczącego łączenia tegoż złego traktowania z najbardziej obrzydliwymi zbrodniami, jakie ludzie popełnili na innych ludziach. Dla pytań, z którymi pozostawia nas Coetzee, kluczowe jest zagadnienie, czy jest jakiś sposób – filozoficzny, poetycki czy psychologiczny – by rozwiązać te konflikty etyczne lub pogodzić rywalizujące ze sobą wrażliwości.
Czworo znamienitych komentatorów – teoretyczka literatury Marjorie Garber, filozof Peter Singer, religioznawczyni Wendy Doniger i prymatolożka Barbara Smuts – dyskutuje o formie i treści wykładów Coetzeego. Podobnie jak w poprzednich tomach serii wydawniczej University Center for Human Values, Żywoty zwierząt korzystają z perspektywy rozmaitych dyscyplin, ale wspólnie ich komentarze tworzą pełniejsze rozumienie tego, jak istoty ludzkie powinny odnosić się do zwierząt.
Marjorie Garber porównuje Żywoty zwierząt do powieści kampusowej i zarazem podkreśla ich gatunkową odrębność. W przeciwieństwie do typowo komediowej powieści kampusowej ten tekst jest „nasycony patosem”. Zawarte w nim analogie stawiają „jedne z najdonioślejszych etycznych i politycznych pytań” naszych czasów. Garber przygląda się sposobowi, w jaki poważna analogia – jak porównanie „mordowanych europejskich Żydów do rzeźnego bydła” – funkcjonuje w prozie i krytyce literackiej. Zauważa, że jakkolwiek stosowność holokaustowej analogii jest gorąco dyskutowana, to jest ona używana regularnie, zarówno oględnie, jak i niezbyt oględnie, jak choćby w popularnym (i raczej niebudzącym kontrowersji) filmie dla dzieci Babe, świnka z klasą. Garber bada wady i zalety wszechobecnego stosowania w literaturze podobnych argumentów z analogii. Proza ma znacznie więcej do zaoferowania w „sztuce języka” niż filozofia, i ta właśnie sztuka jest mistrzowsko używana przez Coetzeego w jego próbach nakłonienia nas do śledzenia tej kwestii etycznej, która w innym razie nie przykułaby uwagi – czy wyobraźni – niektórych ludzi. Żywoty zwierząt dotyczą zatem, jak zauważa Garber, w znacznie większym stopniu wartości literatury niż żywotów zwierząt.
Z kolei w komentarzu, spisanym w formie prozatorskiego dialogu pomiędzy filozofem praw zwierząt a jego córką, Peter Singer, najwybitniejszy wśród filozofów obrońca praw zwierząt, wyobraża sobie samego siebie w osobliwej sytuacji skonfrontowania się z kimś takim jak Elizabeth Costello, kto w kwestii zwierząt ma poglądy jeszcze bardziej niekonwencjonalne niż on. „Ludzko-zwierzęcy egalitaryzm w jej wykładzie jest aż tak radykalny, że nie jestem gotów go bronić” – mówi filozof do córki. A kiedy ona w tym sporze bierze stronę Costello, on odpowiada: „Czuję, ale również myślę o tym, co czuję”. Fakt, że istoty ludzkie myślą – myślą o swoim cierpieniu, przyszłości, śmierci – według filozofa dodaje wartości ich życiu. „Wartość tego, co przepada, gdy opróżniamy naczynie, zależy od tego, czym było ono napełnione, a w ludzkiej egzystencji zawiera się coś więcej niż w egzystencji nietoperza”. Wartość, która zostaje utracona przez zabicie człowieka, jest zatem większa niż wartość utracona przez zabicie nietoperza. Dla Singerowskiego filozofa wynika z tego również, że skoro zwierzęta są w pewnym zakresie „samoświadome” i mają „myśli o czymś w przyszłości”, to istnieje „powód, by sądzić, że zabijanie ich jest samo w sobie złem, może nie absolutnym złem, ale złem dość poważnym”.
Singerowski filozof broni filozofii przed atakami Costello. „Nie możemy uznać naszych uczuć za pewniki moralne, odporne na racjonalną krytykę” – mówi, odpowiadając córce przerażonej sugestią, że życie ich psa Maksa może nie być samo w sobie cenne. Bezbolesne zabijanie tych zwierząt, które nie mogą przewidzieć własnej śmierci, nie byłoby jako takie moralnie złe, a przynajmniej nie byłoby zbrodnią tak odrażającą, jak bezbolesne zabicie zwierzęcia, które ma samoświadomość życia i śmierci. Jeśli filozof Singera się nie myli, to wegetariańska moralność w sytuacji, gdy zjadane zwierzęta byłyby zabijane bezboleśnie, mogłaby zostać oddzielona od moralności traktowania zwierząt ze współczuciem.
Wendy Doniger w swym komentarzu zajmuje się rozróżnieniem pomiędzy praktykowaniem wegetarianizmu a współczuciem dla zwierząt, rozróżnieniem domyślnym – jak twierdzi – w wielu tradycjach religijnych. Rozmaite religie myślały o traktowaniu zwierząt w pozornie sprzeczny wewnętrznie sposób. „Na Zachodzie argument, że ludzie (ale nie zwierzęta) są stworzeni na obraz i podobieństwo boga, jest często używany do usprawiedliwiania okrucieństwa wobec zwierząt – zauważa Doniger – ale mitologie zakładają, że obrazem boga są raczej zwierzęta, a nie ludzie – i że może być to powód, by je właśnie zjadać”. Podczas gdy w niektórych religiach wegetarianizm łączy się ze współczuciem dla zwierząt, w innych jest mocniej związany z samoidentyfikacją i poszukiwaniem ludzkiego zbawienia, czyli podobnie, jak się zdaje, jak w przypadku Elizabeth Costello.
Barbara Smuts, która większość zawodowego życia spędziła na pracy i życiu wśród pawianów i innych zwierząt, zauważa „uderzającą lukę” w tekście Coetzeego. Elizabeth Costello niewiele mówi o „wziętych z życia relacjach [ludzi] ze zwierzętami”. Jako prymatolożka Smuts wie, co to znaczy żyć ze zwierzętami, ale w swoim komentarzu wypowiada się mniej jako naukowczyni, a raczej jako zwykła istota ludzka, która po prostu żyć ze zwierzętami lubi. „Wkraczając teraz na terytorium, na które Costello (a może nawet Coetzee) bali się zapuścić – pisze Smuts – spróbuję tę lukę zapełnić, jednak nie poprzez formalny dyskurs naukowy, ale raczej, jak chce tego Elizabeth Costello, mówiąc prosto z serca”. Po czym w jej komentarzu następuje świadectwo indywidualności zwierząt, które zaprzyjaźniają się z ludźmi i z którymi zaprzyjaźniają się ludzie. Smuts zdaje żywą relację, argument na rzecz uznawania nieczłowieczych istot za osoby oraz wiary w przyjaźń pomiędzy istotami ludzkimi a zwierzętami. Rewiduje oraz wzmacnia jeszcze twierdzenie Elizabeth Costello, że „stopień, w jakim możemy wejść myślami w bycie innym, nie ma granic”.
Na stronach tej książki filozofowie i poeci, pisarze i naukowcy, rektorzy i dziekani, rodzice, dzieci i przyjaciele borykają się z tym, jak istoty ludzkie powinny traktować zwierzęta i siebie nawzajem w samym środku głębokiego sporu, który niewątpliwie długo jeszcze będzie kipiał. Historia Coetzeego kończy się ambiwalentnymi słowami pocieszenia, które syn Costello wypowiada do swojej starzejącej się matki: „Już, już. Zaraz będzie po wszystkim”. Te kwestie moralne będą natomiast trwały jeszcze długo. I stają się coraz bardziej niewygodne, również za sprawą słów padających z ust bohaterów Coetzeego.

[1] J.M. Coetzee, Obraza. Eseje o cenzurze, przeł. Marek Król, Wydawnictwo Znak, Kraków 2011, s. 118 (przyp. tłum.).

[2] Tanner Lectures on Human Values zostały zapoczątkowane w 1978 roku w Cambridge przez amerykańskiego naukowca i filantropa Oberta C. Tannera – cykl prowadzony jest na dziewięciu uczelniach w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych (Oksford, Cambridge, Berkeley, Harvard, Princeton, Stanford, Yale, Michigan i Utah) (przyp. tłum.).

 
Wesprzyj nas