W tej wciągającej i barwnej książce, która jest pierwszym tomem większej serii, profesor Harari przedstawia się młodym czytelnikom. Ale w rzeczywistości Niepowstrzymani są lekturą dla każdego (od lat 9 do 109!), kto kiedykolwiek zadał sobie pytanie: Kim jesteśmy i skąd się tu wzięliśmy?


Spider-Man, Wonder Woman, Superman, Batman? Nie. Prawdziwym bohaterem jesteś ty i posiadasz fantastyczną supermoc! Żeby zrozumieć, jaka może być potężna i niebezpieczna, musisz przeczytać tę książkę!

Ziemią – na każdej szerokości geograficznej: od afrykańskich sawann po czapy lodowe Grenlandii – rządzą ludzie. Ale jak to się stało, że dysponujemy taką potęgą?

Yuval Noah Harari, autor bestsellera Sapiens, pokaże wam, że posiadamy wielką siłę, dzięki której wciąż tworzymy najprzeróżniejsze dziwne i tajemnicze rzeczy: od duchów i demonów po rządy i korporacje.

Jak dzięki ogniowi udało nam się zmniejszyć żołądki? Co gra w piłkę nożną mówi o byciu człowiekiem? I dlaczego spośród wszystkich bajek najwięcej osób uwierzyło w tę o pieniądzach?

Dowiecie się tego, podążając śladami pradawnych ludzi, którzy wyruszyli tysiące lat temu z Afryki. To historia ludzkości, jakiej wcześniej nie znaliście. Poznacie karły i gigantyczne węże, Wielkiego Ducha Lwa mieszkającego ponad chmurami i ujrzycie… palec sprzed kilkudziesięciu tysięcy lat (!), który ujawnia tajemnice pochodzenia człowieka.

Yuval Noah Harari
Niepowstrzymani
Część 1 – Jak przejęliśmy władzę nad światem
Ilustracje: Ricard Zaplana Ruiz
Przekład: Michał Romanek
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 28 września 2022
 
 

Spis tre­ści

 
Wpro­wa­dze­nie. O co cho­dzi z tymi lu­dźmi?

1. Lu­dzie to zwie­rzęta
Kie­dyś by­li­śmy dzi­cy
Ró­żne ro­dza­je lu­dzi
Ro­dzi­na ludz­ka
Jaki z cie­bie ro­dzaj czło­wie­ka?

2. Su­per­moc sa­pien­sów
Przy­go­dy z ba­na­na­mi
Zom­bie, wam­pi­ry i wró­żki
Opo­wie­ści, w któ­re wie­rzą do­ro­śli
Mała, ale nie­zwy­kle po­tężna bu­te­lecz­ka z ole­jem
Gang opo­wia­da­czy

3. Jak żyli nasi przod­ko­wie
Sło­dy­cze z epo­ki ka­mie­nia
Nie ma jak w domu
Sel­fie z epo­ki ka­mie­nia
Świat z ka­mie­nia?
We­spół w ze­spół
Sta­re, do­bre cza­sy
Sta­re, złe cza­sy
Roz­ma­wia­my ze zwie­rzęta­mi
Po­stępu­je­my zgod­nie z za­sa­da­mi

4. Gdzie się po­dzia­ły wszyst­kie zwie­rzęta
W nie­zna­ne
Od­kry­cie Ame­ry­ki
Wiel­kie kło­po­ty
Wy gi­ńcie i wy­gi­ńcie

WIEL­KIE MÓ­ZGI KU­CHA­RZY

Przez ko­lej­ne po­ko­le­nia lu­dzie ob­ser­wo­wa­li ogień i co­raz le­piej go po­zna­wa­li. Zro­zu­mie­li, że cho­ciaż jest gwa­łtow­ny i dzi­ki, rządzą nim pew­ne za­sa­dy. Po­tra­fi­li się z nim za­przy­ja­źnić. Wpy­cha­li dłu­gi kij w pło­nące drze­wo, a gdy jego ko­ńców­ka za­czy­na­ła się pa­lić, wy­ci­ąga­li go z po­wro­tem. I mie­li ogień na kiju. Ten ogień ich nie spa­lał, za to oni mo­gli spa­lić wszyst­ko, cze­go do­tknęli tym pło­nącym ki­jem. To było nie­zwy­kle po­ży­tecz­ne! Mo­gli prze­no­sić ogień ze sobą z miej­sca na miej­sce, żeby się ogrze­wać i od­stra­szać lwy.
Wci­ąż jed­nak lu­dzie mie­li z ogniem pe­wien po­wa­żny pro­blem: nie wie­dzie­li, jak go roz­pa­lić. Cze­ka­nie na ude­rze­nie pio­ru­na może być bar­dzo fru­stru­jące. Je­śli jest ci zim­no i mok­niesz, mo­żesz usi­ąść przy drze­wie i cze­kać cho­ćby cały rok – ale i tak pio­run wca­le nie musi w nie ude­rzyć. A je­śli goni cię lew, nie masz na­wet dwóch se­kund na cze­ka­nie. Ogień jest ci po­trzeb­ny JUŻ TE­RAZ!

W ko­ńcu lu­dzie wy­my­śli­li, jak roz­wi­ązać ten pro­blem. Je­den spo­sób na roz­pa­le­nie ognia po­le­gał na ude­rza­niu krze­mie­niem w inny ka­mień, zwa­ny pi­ry­tem. Je­śli bar­dzo moc­no ude­rzy­ło się w pi­ryt, wy­twa­rzał on iskrę, a je­śli uda­ło się tę iskrę skie­ro­wać na su­che li­ście, cza­sa­mi zaj­mo­wa­ły się one ogniem i za­czy­na­ły pło­nąć.
Inny spo­sób po­le­gał na tym, by naj­pierw zna­le­źć spo­ry ka­wa­łek su­che­go drew­na, wy­drążyć w nim za­głębie­nie i wło­żyć tam tro­chę su­chych li­ści. Po­tem trze­ba było wzi­ąć ki­jek, za­ostrzyć ko­niec i umie­ścić go w tym za­głębie­niu, po czym przez kil­ka mi­nut bar­dzo szyb­ko ob­ra­cać ki­jek mi­ędzy wy­pro­sto­wa­ny­mi dło­ńmi.

Ko­niec kij­ka sta­wał się co­raz go­ręt­szy, aż wresz­cie za­pa­lał su­che li­ście. Z otwo­ru za­czy­nał uno­sić się dym, a po­tem po­ja­wiał się pło­mień. Ogień! Te­raz, gdy nad­cho­dził lew, wy­star­czy­ło po­ma­chać pło­nącym kij­kiem, a lew ucie­kał.
Dzi­ęki temu, że lu­dzie na­uczy­li się wy­ko­rzy­sty­wać ogień, sta­li się wy­jąt­ko­wi. Siła pra­wie wszyst­kich zwie­rząt bie­rze się z ich wła­sne­go or­ga­ni­zmu: z siły mi­ęśni, wiel­ko­ści zębów czy ostro­ści pa­zu­rów. Za to lu­dzie dzi­ęki ognio­wi zy­ska­li wła­dzę nad nie­ogra­ni­czo­nym źró­dłem siły, któ­ra nie mia­ła nic wspól­ne­go z ich cia­łem. Je­den sła­by czło­wiek z pło­nącym ki­jem mógł w ci­ągu kil­ku go­dzin spa­lić cały las, nisz­cząc ty­si­ące drzew i za­bi­ja­jąc ty­si­ące zwie­rząt.
Ale naj­wspa­nial­szą rze­czą w ogniu nie było to, że od­pędzał lwy czy że da­wał lu­dziom cie­pło i świa­tło. Nie, naj­wspa­nial­sze w ogniu było to, że dzi­ęki nie­mu pra­daw­ni lu­dzie mo­gli za­cząć go­to­wać.

Gdy nie mie­li jesz­cze ognia, je­dze­nie su­ro­we­go po­ży­wie­nia wy­ma­ga­ło od nich wie­le cza­su i wy­si­łku. Mu­sie­li dzie­lić je na małe ka­wa­łki i dłu­go prze­żu­wać, a na­wet wte­dy żo­łądek bar­dzo ci­ężko pra­co­wał, żeby je stra­wić. Czło­wiek po­trze­bo­wał więc du­żych zębów, du­że­go żo­łąd­ka i dużo cier­pli­wo­ści. Gdy lu­dzie po­sie­dli ogień, je­dze­nie sta­ło się o wie­le ła­twiej­sze. Dzi­ęki go­to­wa­niu po­ży­wie­nie ro­bi­ło się mi­ęk­kie, więc lu­dzie po­trze­bo­wa­li znacz­nie mniej cza­su i wy­si­łku, żeby je zje­ść i stra­wić. W re­zul­ta­cie lu­dzie za­częli się zmie­niać: ich zęby sta­wa­ły się mniej­sze, ma­la­ły też ich żo­łąd­ki… i mie­li o wie­le wi­ęcej wol­ne­go cza­su!

Ró­żne ro­dza­je lu­dzi

Dziś lu­dzie na ca­łym świe­cie ró­żnią się nie­co wy­glądem i mó­wią ró­żny­mi języ­ka­mi, ale tak na­praw­dę wszy­scy je­ste­śmy tacy sami. Nie­za­le­żnie od tego, czy po­je­dzie­my do Chin, czy do Włoch, na Gren­lan­dię czy do Re­pu­bli­ki Po­łu­dnio­wej Afry­ki, wszędzie spo­tka­my ten sam ro­dzaj lu­dzi.
Oczy­wi­ście Chi­ńczy­cy, Wło­si, Gren­land­czy­cy i Po­łu­dnio­wo­afry­ka­ńczy­cy ró­żnią się na przy­kład ko­lo­rem wło­sów i skó­ry, ale pod skó­rą wszy­scy mamy po­dob­ne cia­ła, po­dob­ne mó­zgi i po­dob­ne zdol­no­ści. Chi­ńczy­cy mogą uczyć się wło­skie­go, Gren­land­czy­cy mogą grać w pi­łkę z Po­łu­dnio­wo­afry­ka­ńczy­ka­mi, a wszy­scy mogą ra­zem zbu­do­wać sta­tek ko­smicz­ny.

To dość dziw­ne, że na ca­łym świe­cie ist­nie­je tyl­ko je­den ro­dzaj czło­wie­ka. Prze­cież w ka­żdym kra­ju są ró­żne ro­dza­je mró­wek, węży czy nie­dźwie­dzi. W lo­do­wa­tej Gren­lan­dii żyją nie­dźwie­dzie po­lar­ne, w ka­na­dyj­skich gó­rach nie­dźwie­dzie griz­zly, w la­sach Ru­mu­nii nie­dźwie­dzie bru­nat­ne, a w bam­bu­so­wych la­sach Chin nie­dźwie­dzie zwa­ne pan­da­mi. Dla­cze­go więc w tych wszyst­kich miej­scach ist­nie­je tyl­ko je­den typ czło­wie­ka?
W rze­czy­wi­sto­ści przez bar­dzo dłu­gi czas na­sza pla­ne­ta była do­mem dla wie­lu ró­żnych ro­dza­jów lu­dzi. W roz­ma­itych częściach świa­ta lu­dzie mu­sie­li ra­dzić so­bie z ró­żny­mi zwie­rzęta­mi, ro­śli­na­mi i kli­ma­ta­mi. Nie­któ­rzy żyli w wy­so­kich gó­rach, gdzie było dużo śnie­gu, a inni na tro­pi­kal­nych wy­brze­żach, gdzie było dużo sło­ńca. Nie­któ­rzy świet­nie się czu­li na pu­sty­ni, inni na ba­gnach. Przez po­nad mi­lion lat lu­dzie przy­sto­so­wy­wa­li się do wy­jąt­ko­wych wa­run­ków pa­nu­jących na ka­żdym te­re­nie i stop­nio­wo sta­wa­li się co­raz bar­dziej ró­żni – tak jak nie­dźwie­dzie.
Dla­cze­go więc dzi­siaj wszy­scy lu­dzie na­le­żą tyl­ko do jed­ne­go ro­dza­ju? Co się sta­ło z in­ny­mi ro­dza­ja­mi? Wy­gi­nęły w wy­ni­ku strasz­nej ka­ta­stro­fy i po­zo­stał tyl­ko nasz ro­dzaj lu­dzi. Co to była za ka­ta­stro­fa? To wiel­ka ta­jem­ni­ca, o któ­rej lu­dzie nie lu­bią mó­wić. Za chwi­lę o niej po­roz­ma­wia­my, ale naj­pierw po­znaj­my kil­ka in­nych ro­dza­jów lu­dzi, któ­rzy kie­dyś żyli w ró­żnych częściach świa­ta.

Ro­dzi­na ludz­ka

Pod­czas gdy lu­dzie, któ­rzy za­sie­dli­li wy­spę Flo­res, ska­rło­wa­cie­li, w Eu­ro­pie i wie­lu częściach Azji ewo­lu­ował inny ro­dzaj czło­wie­ka. W tam­tych re­jo­nach było dość zim­no, więc lu­dzie ci sta­li się szcze­gól­nie przy­sto­so­wa­ni do chłod­ne­go kli­ma­tu. Na­ukow­cy na­zy­wa­ją ich „lu­dźmi z do­li­ny Ne­an­der­tal” albo kró­cej: „ne­an­der­tal­czy­ka­mi”, bo pierw­sze do­wo­dy ich ist­nie­nia zna­le­zio­no w ja­ski­ni po­ło­żo­nej w do­li­nie Ne­an­der­tal w Niem­czech. Ne­an­der­tal­czy­cy byli mniej wi­ęcej tego sa­me­go wzro­stu co my, ale ci­ężsi i znacz­nie sil­niej­si. Mie­li też wi­ęk­sze mó­zgi niż my.
Jak ne­an­der­tal­czy­cy wy­ko­rzy­sty­wa­li te wiel­kie mó­zgi? Nie pro­du­ko­wa­li sa­mo­cho­dów ani sa­mo­lo­tów, nie pi­sa­li ksi­ążek. Ale wy­ko­ny­wa­li na­rzędzia i bi­żu­te­rię, a praw­do­po­dob­nie ta­kże wie­le in­nych rze­czy. Może na­wet le­piej od nas roz­po­zna­wa­li śpiew pta­ków albo tro­pi­li zwie­rzęta, albo ta­ńczy­li i ma­rzy­li. Może… a może nie. Po pro­stu nie wie­my.
Jest wie­le rze­czy, któ­rych nie wie­my o prze­szło­ści, a je­śli cze­goś nie wie­my, za­wsze naj­le­piej po­wie­dzieć: „Nie wiem”. W na­uce ta­kie po­wie­dze­nie „nie wiem” jest szcze­gól­nie wa­żne. Od tego trze­ba za­cząć, bo do­pie­ro gdy przy­zna­jesz, że cze­goś nie wiesz, mo­żesz pró­bo­wać szu­kać od­po­wie­dzi. Je­śli twier­dzisz, że wiesz już wszyst­ko, to po co masz się męczyć?
W 2008 roku ar­che­olo­go­wie do­ko­na­li ko­lej­ne­go za­ska­ku­jące­go od­kry­cia. W cza­sie ba­da­nia De­ni­so­wej Ja­ski­ni na Sy­be­rii zna­le­źli ka­wa­łek ko­ści z pal­ca pra­daw­ne­go czło­wie­ka. Na­le­ża­ła do dziew­czyn­ki, któ­ra żyła mniej wi­ęcej 50 000 lat temu.
Kie­dy na­ukow­cy za­częli od­czy­ty­wać DNA ne­an­der­tal­czy­ków, od­kry­li coś nie­sa­mo­wi­te­go: oka­za­ło się, że nie­któ­rzy ży­jący dziś lu­dzie mają w swo­im DNA część in­struk­cji po­cho­dzącą od pra­daw­nych ne­an­der­tal­czy­ków! Ozna­cza to, że cho­ciaż wszy­scy ży­jący dziś lu­dzie są przed­sta­wi­cie­la­mi sa­pien­sów, to przy­naj­mniej nie­któ­rzy z nas mają pra­pra­dzia­da ne­an­der­tal­czy­ka.
Dość ła­two jest spraw­dzić, czy ma się ne­an­der­tal­skie­go przod­ka. Wy­star­czy na­pluć do pro­bów­ki i wy­słać ją do la­bo­ra­to­rium. Na­wet jed­na kro­pla śli­ny za­wie­ra mi­lio­ny ko­pii two­je­go DNA. La­bo­ra­to­rium może zba­dać śli­nę, od­czy­tać DNA i stwier­dzić, czy jego frag­men­ty po­cho­dzą od ne­an­der­tal­czy­ka, któ­ry miał dzie­ci z two­ją pra­pra­przod­ki­nią 50 000 lat temu.
Ale dla­cze­go two­ja pra­pra­przod­ki­ni chcia­ła­by mieć dzie­ci z ne­an­der­tal­czy­kiem? Tego nie wie­my na pew­no, ale być może za­ko­cha­li się w so­bie i na­wet je­śli wszy­scy jego przy­ja­cie­le go wy­śmie­wa­li, a wszy­scy jej przy­ja­cie­le ją ostrze­ga­li, żeby nie uma­wia­ła się z ne­an­der­tal­czy­kiem, ich mi­ło­ść oka­za­ła się sil­niej­sza niż te prze­szko­dy.
A może gru­pa sa­pien­sów ad­op­to­wa­ła ne­an­der­tal­skie osie­ro­co­ne dziec­ko, któ­re­go wszy­scy krew­ni po­umie­ra­li. Może pew­ne­go razu sa­pien­si schwy­ta­li ne­an­der­tal­ską dziew­czyn­kę i mimo że chcia­ła wró­cić do swo­ich, zmu­si­li ją, by po­szła z nimi. Je­śli w wy­ni­ku ta­kich zda­rzeń mło­de ne­an­der­tal­ki i mło­dzi ne­an­der­tal­czy­cy do­ra­sta­li wśród sa­pien­sów, mo­gli mieć dzie­ci z part­ne­rem sa­pien­sem czy part­ner­ką sa­pien­ską. Wy­da­je się jed­nak, że ta­kie przy­pad­ki były rzad­kie. Naj­częściej nasi przod­ko­wie prze­pędza­li wszyst­kich na­po­tka­nych ne­an­der­tal­czy­ków.

Przygody z bananami

A więc jak ci się wy­da­je? Co ta­kie­go wy­da­rzy­ło się 50 000 lat temu? Jaką su­per­moc zy­ska­li sa­pien­si, że dziś to my mo­że­my rządzić na­szą pla­ne­tą? Od­po­wie­dź nie jest oczy­wi­sta. Su­per­man, Spi­der-Man, Won­der Wo­man i wszy­scy inni ko­mik­so­wi su­per­bo­ha­te­ro­wie mają ró­żne moce: są bar­dzo sil­ni, szyb­cy i od­wa­żni. Ale sa­pien­si nie są sil­niej­si, szyb­si ani od­wa­żniej­si od ne­an­der­tal­czy­ków – ani od wie­lu in­nych zwie­rząt. W star­ciu z wil­kiem, kro­ko­dy­lem czy szym­pan­sem sa­piens mia­łby bar­dzo małe szan­se na wy­gra­ną. Na­wet sta­ra bab­cia szym­pan­si­ca mo­gła­by po­ko­nać mi­strza świa­ta w bok­sie.
Jest je­den je­dy­ny po­wód, dla któ­re­go po­tra­fi­my od­stra­szać wil­ki i za­my­kać szym­pan­sy w ogro­dach zoo­lo­gicz­nych: wspó­łpra­cu­je­my w bar­dzo du­żych gru­pach. Po­je­dyn­czy czło­wiek nie po­ko­na po­je­dyn­cze­go szym­pan­sa, ale ty­si­ąc lu­dzi może do­ko­nać rze­czy nie­wia­ry­god­nych, o któ­rych szym­pan­sy na­wet nie ma­rzą. To wła­śnie dzi­ęki na­szej se­kret­nej su­per­mo­cy po­tra­fi­my wspó­łpra­co­wać le­piej niż ja­kie­kol­wiek inne zwie­rzę. Po­tra­fi­my wspó­łpra­co­wać na­wet z zu­pe­łnie ob­cy­mi lu­dźmi.
Po­my­śl na przy­kład o ja­ki­mś zje­dzo­nym przez cie­bie ostat­nio owo­cu. Może to był ba­nan. Skąd się wzi­ął? Jako szym­pan­si­ca czy szym­pans mu­sia­ła­byś/mu­sia­łbyś sa­mo­dziel­nie pó­jść do lasu i ze­rwać tego ba­na­na. Po­nie­waż jed­nak je­steś czło­wie­kiem, zwy­kle po­le­gasz na po­mo­cy in­nych lu­dzi. Mało kto sam zry­wa ba­na­ny dla sie­bie. W wi­ęk­szo­ści przy­pad­ków jest tak: ktoś, kogo w ogó­le nie znasz i ni­g­dy nie spo­tkasz, ho­du­je ta­kie­go ba­na­na ty­si­ące ki­lo­me­trów od cie­bie. Po­tem inni obcy lu­dzie wsa­dza­ją go na ci­ęża­rów­kę, do po­ci­ągu, a może na sta­tek i trans­por­tu­ją do skle­pu w two­jej oko­li­cy. Do­pie­ro wte­dy idziesz do tego skle­pu, wy­bie­rasz so­bie ba­na­na, za­no­sisz go
po­je­dyn­cze­go ne­an­der­tal­czy­ka – z cza­sem sa­pien­si osi­ąga­li znacz­nie lep­sze re­zul­ta­ty w wy­my­śla­niu na­rzędzi i po­lo­wa­niu na zwie­rzęta. A gdy przy­cho­dzi­ło do wal­ki, 500 sa­pien­sów mo­gło z ła­two­ścią po­ko­nać 50 ne­an­der­tal­czy­ków.

Dla­cze­go mrów­ki mają kró­lo­we, ale nie mają praw­ni­ków

Poza nami tyl­ko je­den ro­dzaj zwie­rząt po­tra­fi wspó­łpra­co­wać w bar­dzo du­żych gru­pach: owa­dy spo­łecz­ne, ta­kie jak mrów­ki, psz­czo­ły i ter­mi­ty. Po­dob­nie jak my ży­je­my w wio­skach i mia­stach, mrów­ki i psz­czo­ły żyją w mro­wi­skach i gniaz­dach, któ­re cza­sa­mi li­czą wie­le ty­si­ęcy osob­ni­ków. Ty­si­ące mró­wek wspó­łpra­cu­ją ze sobą, żeby zdo­by­wać po­ży­wie­nie, opie­ko­wać się mło­dy­mi, bu­do­wać mo­sty, a na­wet to­czyć woj­ny.
Ale jest jed­na za­sad­ni­cza ró­żni­ca mi­ędzy lu­dźmi a mrów­ka­mi. W prze­ci­wie­ństwie do lu­dzi mrów­ki po­tra­fią or­ga­ni­zo­wać się tyl­ko w je­den spo­sób. Ist­nie­je na przy­kład pe­wien ro­dzaj mró­wek, któ­re na­zy­wa­ją się mrów­ka­mi żni­wiar­ka­mi. Ob­ser­wu­jąc mro­wi­ska żni­wia­rek w do­wol­nym miej­scu na świe­cie, mo­żesz za­uwa­żyć, że ka­żde jest zor­ga­ni­zo­wa­ne w do­kład­nie taki sam spo­sób. W ka­żdym z nich mrów­ki dzie­lą się na pięć grup: zbie­racz­ki, bu­dow­ni­cze, żo­łnier­ki, pia­stun­ki i kró­lo­we.
Zbie­racz­ki szu­ka­ją na­sion i po­lu­ją na małe owa­dy, któ­re zno­szą do mro­wi­ska jako po­ży­wie­nie. Bu­dow­ni­cze ko­pią tu­ne­le i bu­du­ją mro­wi­sko. Żo­łnier­ki chro­nią mro­wi­sko i wal­czą z in­ny­mi ar­mia­mi mró­wek. Pia­stun­ki opie­ku­ją się mło­dy­mi mrów­ka­mi. Kró­lo­we rządzą mro­wi­skiem i skła­da­ją jaja, z któ­rych po­wsta­ją ko­lej­ne mło­de mrów­ki.
Te mrów­ki po­tra­fią się or­ga­ni­zo­wać tyl­ko w taki spo­sób. Ni­g­dy nie bun­tu­ją się prze­ciw­ko kró­lo­wej, ni­g­dy nie or­ga­ni­zu­ją wy­bo­rów mrów­cze­go pre­zy­den­ta. Bu­dow­ni­cze i zbie­racz­ki ni­g­dy nie straj­ku­ją, by do­ma­gać się wy­ższych płac. Żo­łnier­ki ni­g­dy nie de­cy­du­ją się na za­war­cie trak­ta­tu po­ko­jo­we­go z sąsied­ni­mi mro­wi­ska­mi. Pia­stun­ki ni­g­dy nie po­rzu­ca­ją pra­cy, by zo­stać praw­nicz­ka­mi, rze­źbiar­ka­mi albo śpie­wacz­ka­mi ope­ro­wy­mi. Ni­g­dy nie wy­my­śla­ją no­wych po­traw, no­wej bro­ni ani no­wych gier, ta­kich jak te­nis. Mrów­ki żni­wiar­ki żyją dziś do­kład­nie tak samo jak przed ty­si­ąca­mi lat.
W prze­ci­wie­ństwie do mró­wek my, lu­dzie, nie­ustan­nie zmie­nia­my spo­sób, w jaki ze sobą wspó­łpra­cu­je­my. Wy­my­śla­my nowe gry, pro­jek­tu­je­my nowe ubra­nia, two­rzy­my nowe za­wo­dy i prze­pro­wa­dza­my mnó­stwo re­wo­lu­cji. 300 lat temu lu­dzie w za­ba­wie łu­ka­mi i strza­ła­mi ce­lo­wa­li do tar­czy, a dziś gra­my w gry kom­pu­te­ro­we i pró­bu­je­my osi­ągnąć w nich jak naj­lep­szy wy­nik. 300 lat temu wi­ęk­szo­ść lu­dzi była rol­ni­ka­mi. Dziś pra­cu­je­my jako kie­row­cy au­to­bu­sów, fry­zje­rzy psów, pro­gra­mi­ści kom­pu­te­ro­wi i tre­ne­rzy per­so­nal­ni. 300 lat temu wi­ęk­szo­ścią kra­jów rządzi­li kró­lo­wie i kró­lo­we. Dziś w wi­ęk­szo­ści kra­jów rządy spra­wu­ją par­la­men­ty i pre­zy­den­ci.
A więc my, sa­pien­si, pod­bi­li­śmy świat, bo po­tra­fi­my wspó­łpra­co­wać w bar­dzo du­żych gru­pach, jak mrów­ki, oraz po­tra­fi­my sta­le zmie­niać spo­sób wspó­łpra­cy, co po­ma­ga nam wy­my­ślać nowe rze­czy. Czy to jest na­sza su­per­moc? Nie do ko­ńca. Żeby zro­zu­mieć na­szą wy­jąt­ko­wą su­per­moc, któ­rą cie­szy­my się jako sa­pien­si, mu­si­my za­dać so­bie ostat­nie py­ta­nie: jak nasi przod­ko­wie na­uczy­li się wspó­łpra­co­wać w du­żych gru­pach? I jak to się sta­ło, że po­tra­fi­my nie­ustan­nie zmie­niać swo­je za­cho­wa­nie? Na­szą praw­dzi­wą su­per­moc ujaw­ni od­po­wie­dź na to po­dwój­ne py­ta­nie. Jak my­ślisz, jak ona brzmi?

Gang opowiadaczy

Tak wła­śnie nasi przod­ko­wie pod­bi­li świat: za po­mo­cą opo­wie­ści. Żad­ne inne zwie­rzę nie wie­rzy w opo­wie­ści. One wie­rzą tyl­ko w rze­czy, któ­re rze­czy­wi­ście mogą zo­ba­czyć, usły­szeć, po­wąchać, któ­rych mogą do­tknąć albo po­sma­ko­wać. Szym­pans wie­rzy, że jest w nie­bez­pie­cze­ństwie, kie­dy wi­dzi zbli­ża­jące­go się węża: le­piej wte­dy ucie­kać! Wie­rzy, że nad­cho­dzi bu­rza, kie­dy sły­szy grzmot: czas na prysz­nic! Wie­rzy, że w po­bli­żu są lwy, kie­dy czu­je za­pach ich kupy: fuuu! Wie­rzy, że ogień jest go­rący, kie­dy do­ty­ka pło­nącej ga­łęzi: aua! I wie­rzy, że ba­na­ny są smacz­ne, kie­dy je zja­da: mmm, py­cha!
My, sa­pien­si, oczy­wi­ście też to wszyst­ko po­tra­fi­my, ale po­nie­waż wie­rzy­my w opo­wie­ści, po­tra­fi­my o wie­le wi­ęcej. Na przy­kład kie­dy nasi przod­ko­wie roz­prze­strze­nia­li się po świe­cie, za ka­żdym ra­zem, gdy na­po­ty­ka­li ne­an­der­tal­czy­ków, ka­rły z Flo­res albo ja­kieś bar­dzo gro­źne zwie­rzę, wiel­ki wódz mógł opo­wia­dać im ró­żne hi­sto­rie, żeby do­dać im otu­chy. „Wiel­ki Duch Lwa chce, że­by­śmy po­zby­li się ne­an­der­tal­czy­ków – mógł mó­wić wódz. – Ne­an­der­tal­czy­cy są bar­dzo sil­ni, ale nie mar­tw­cie się. Na­wet je­śli ne­an­der­tal­czyk cię za­bi­je, to i tak do­brze, bo tra­fisz do kra­iny du­chów po­nad chmu­ra­mi, a tam przyj­mie cię z ra­do­ścią Wiel­ki Duch Lwa i da ci do je­dze­nia mnó­stwo ja­gód i ste­ków ze sło­nia”.
I lu­dzie wie­rzy­li w tę opo­wie­ść, więc wspó­łpra­co­wa­li, żeby po­zbyć się ne­an­der­tal­czy­ków. Tak, ne­an­der­tal­czy­cy byli bar­dzo sil­ni, ale 50 ne­an­der­tal­czy­ków nie mo­gło się rów­nać z 500 wspó­łpra­cu­jący­mi ze sobą sa­pien­sa­mi.
Ta wia­ra w opo­wie­ści dała na­szym pra­pra­dzia­dom tak wiel­ką wła­dzę, że roz­prze­strze­ni­li się po ca­łym świe­cie i pod­bi­li ka­żdy skra­wek Zie­mi, ka­żdą do­li­nę i ka­żdą wy­spę na na­szej pla­ne­cie.
Ale co ro­bi­li po­tem, kie­dy już pod­bi­li ka­żde z tych no­wych miejsc i się w nich osie­dli­li? Jak wy­gląda­ło ich ży­cie ty­si­ące lat temu? Oprócz ne­an­der­tal­czy­ków mie­li jesz­cze wie­le in­nych pro­ble­mów. Co ro­bi­li, kie­dy bu­dzi­li się rano? Co je­dli na śnia­da­nie? Co na obiad? Ja­kie mie­li hob­by? Może lu­bi­li ma­lo­wać? W ja­kich ubra­niach cho­dzi­li, w ja­kich do­mach miesz­ka­li? Czy star­si bra­cia do­ku­cza­li młod­szym sio­strom? Czy się za­ko­chi­wa­li? I czy ich ży­cie było lep­sze czy gor­sze od na­sze­go?
W na­stęp­nym roz­dzia­le po­sta­ra­my się od­po­wie­dzieć na te py­ta­nia i na wie­le in­nych. Wy­ja­śni­my, jak żyli nasi przod­ko­wie ty­si­ące lat temu i jak to, co oni ro­bi­li wte­dy, wpły­wa na to, co my ko­cha­my, cze­go się bo­imy i w co wie­rzy­my dzi­siaj.

Słodycze z epoki kamienia

Tysi­ące lat temu nasi pra­pra­dzia­do­wie żyli zu­pe­łnie ina­czej niż my. Ale spo­sób, w jaki żyli, ukszta­łto­wał na­sze dzi­siej­sze za­cho­wa­nie. Kie­dy w nocy bo­isz się po­two­rów, jest to pa­mi­ęć prze­ka­za­na ci przez przod­ków. Po­dob­nie kie­dy wsta­jesz rano, jesz śnia­da­nie i ba­wisz się z przy­ja­ció­łmi, często na­śla­du­jesz na­wy­ki, któ­re ukszta­łto­wa­li nasi przod­ko­wie na afry­ka­ńskich sa­wan­nach w epo­ce ka­mie­nia.
Za­sta­na­wiasz się może cza­sem, dla­cze­go mamy ocho­tę ob­ja­dać się aku­rat tym, co szko­dzi zdro­wiu, na przy­kład lo­da­mi i tor­tem cze­ko­la­do­wym? Dla­cze­go wszyst­ko, co złe, sma­ku­je tak do­brze?
A oto od­po­wie­dź: na­sze­mu or­ga­ni­zmo­wi wy­da­je się, że na­dal żyje w epo­ce ka­mie­nia – wte­dy ob­ja­da­nie się słod­ki­mi i tłu­sty­mi po­tra­wa­mi mia­ło sens. Nasi przod­ko­wie nie mie­li su­per­mar­ke­tów i lo­dó­wek. Kie­dy byli głod­ni, cho­dzi­li po la­sach i wzdłuż rzek w po­szu­ki­wa­niu cze­goś do je­dze­nia. I ra­czej nie mie­li szans na­tknąć się na lody ro­snące na drze­wach ani na rze­kę, w któ­rej pły­nęła cola! Je­dy­nym do­stęp­nym wów­czas słod­kim po­ży­wie­niem były doj­rza­łe owo­ce albo miód. Kie­dy znaj­do­wa­li słod­kie owo­ce, sta­ra­li się zje­ść ich jak naj­wi­ęcej – i to jak naj­szyb­ciej.
Bo za­łó­żmy, że gru­pa na­szych przod­ków z epo­ki ka­mie­nia wy­szła szu­kać po­ży­wie­nia i na­tra­fi­ła na drze­wo ugi­na­jące się od słod­kich, doj­rza­łych fig. Nie­któ­rzy zbie­ra­cze zje­dli tyl­ko po kil­ka, po czym po­wie­dzie­li so­bie: „Tyle nam wy­star­czy. Dba­my o li­nię”. Inni nic nie mó­wi­li, bo mie­li usta wy­pcha­ne fi­ga­mi. Je­dli i je­dli, mało nie pękli. Na­stęp­ne­go dnia wszy­scy wró­ci­li pod drze­wo, ale oka­za­ło się, że owo­ców już nie ma, bo przy­szła gru­pa pa­wia­nów i wszyst­kie zja­dła.

 
Wesprzyj nas