Steinbeck zapisał się na kartach historii jako wybitny prozaik i dziennikarz, który udzielił głosu zapomnianym obywatelom Ameryki. Dzięki tej wciągającej biografii poznamy ujmującego i nieprzejednanego pisarza, który od pierwszych stron stanie się nam niezmiernie bliski.
Biografia laureata Nagrody Nobla z 1962 roku, która ukazuje się ponad pół wieku po śmierci Johna Steinbecka. „Steinbeck. Wściekły na świat” wyjaśnia czytelnikowi, co sprawiło, że książki tego pisarza stały się klasyką literatury światowej. Zdaniem Williama Soudera odpowiedź jest prosta: umiejętność Steinbecka do współodczuwania.
Souder, finalista Pulitzera, w porywającym stylu przybliża koleje losu ukochanego pisarza Amerykanów. Walkę o uznanie w dobie wielkiego kryzysu, rosnące uznanie czytelników i krytyków po publikacji takich tekstów jak „Kasztanek”, „Myszy i ludzie” oraz „Grona gniewu”. Biograf ukazuje sylwetkę noblisty: przepełniającą go niemoc, wściekłość, niezgodę na nierówności, obsesję na punkcie prywatności, nieufność do ludzi. W chwilach wolnych od pisania, Steinbecka pochłaniały kobiety, kolejne śluby oraz alkohol. Sprawiał wrażenie obojętnego na rosnącą sławę, za sprawą której mógł sobie jednak pozwolić na zdecydowanie więcej niż szary obywatel. Mimo swego dobrobytu pisarz do ostatnich dni nie zapomniał o nagłaśnianiu nierówności ekonomicznych i zbliżającej się katastrofie ekologicznej – tematach, które dzisiaj są wiodące w debacie publicznej.
Steinbeck zapisał się na kartach historii jako wybitny prozaik i dziennikarz, który udzielił głosu zapomnianym obywatelom Ameryki. Dzięki tej wciągającej biografii poznamy ujmującego i nieprzejednanego pisarza, który od pierwszych stron stanie się nam niezmiernie bliski. Bo taki był wielokrotnie wściekły na świat John Steinbeck, pochodzący z kalifornijskiej doliny Salinas.
Skrupulatnie udokumentowana, psychologicznie zniuansowana, przejrzysta… Souder w swoim pokornym stylu przybliża głęboko ludzkiego Steinbecka we wszystkich odcieniach melancholii. Błyskotliwie skomplikowane studium psychiki.
Alexander C. Kafka, „Washington Post”
Obszerna nowa biografia amerykańskiego prozaika wielkiego kryzysu pojawia się w kluczowym dla nas momencie.
Joumana Khatib, „New York Times”
Orzeźwiające… Steinbeck do dzisiaj pozostaje poczytnym i istotnym pisarzem, tak jak zostało to żywo ukazane w tej biografii.
Henry L. Carrigan Jr., BookPage
Kiedy zapytano Steinbecka, czy zasługuje na Nagrodę Nobla, świeży jej laureat odparł: „Szczerze, to nie”. Szczerze, to jednak tak. Geniusz Steinbecka, nieco zakurzony w czasach globalnej prosperity ostatnich dekad, ożywa na nowo podczas globalnego kryzysu. Jego empatia dla człowieka pozostawionego na skraju cywilizacji jest dziś znowu tak samo ważna jak 80 lat temu. William Souder udowadnia to ponad wszelką wątpliwość.
Bartosz Węglarczyk
Jeśli raz w życiu miałabym użyć stwierdzenia, że coś „nie straciło na aktualności”, to kiedy jak nie teraz i o kim jak nie o Steinbecku?
Olga Hund, „Książki. Magazyn do czytania”
Najlepsza biografia 2021 wg „Los Angeles Times”
Najlepsza książka 2020 wg „Publishers Weekly”
William Souder jest amerykańskim pisarzem. Swoje teksty publikował na łamach m.in. „New York Timesa” i „Washington Post”. Autor książek: „A Plague of Frogs”, „Under a Wild Sky” (finalista Pulitzera) oraz „On a Farther Shore: The Life and Legacy of Rachel Carson” (The New York Times Notable Book of the Year; Top 25 Nonfiction Books of the Year by Kirkus Reviews). Mieszka w Grant w Minnesocie.
Steinbeck. Wściekły na świat
Przekład: Hanna Jankowska
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 27 października 2022
CZĘŚĆ PIERWSZA
MIĘDZY GÓRAMI A WYBRZEŻEM
CHŁOPIEC, KTÓREGO NIKT NIE ZNAŁ
Zimą w Kalifornii, gdy zajdzie słońce i zapadnie zmrok, zimne powietrze spływa po zboczach gór otaczających wielką Dolinę Kalifornijską i osiada na niżej położonych polach i mokradłach. Przy odpowiednich warunkach nocne powietrze tworzy mgłę tak gęstą, że człowiek nie widzi przez nią własnych stóp. Mgły takie mogą się utrzymywać całymi dniami, niekiedy wypełniają całe siedemset dwadzieścia pięć kilometrów doliny.
Na zachód od gór Gabilan, w hrabstwie Monterey nad oceanem, znajduje się inna, mniejsza dolina. Kiedyś była to odnoga morza2,3. Na sto pięćdziesiąt kilometrów długa, w kształcie szabli, biegnie wzdłuż rzeki Salinas, płynącej na północ od zatoki Monterey. Między pasmem Gabilan a górami Santa Lucia oddzielającymi ją od Pacyfiku jest płaska. Latem, kiedy nagrzany ląd wciąga znad oceanu warstwę chłodniejszego, wilgotnego powietrza, występuje tu mgła innego rodzaju. Nie osiada ona nieruchomo na ziemi, ale przesącza się nad pofałdowanymi zboczami wzgórz, wznosząc się i opadając wzdłuż rzeki. Kiedy spoza mgły nie widać gór, świat staje się abstrakcją i człowiek jest sam na sam ze swoimi myślami. Lecz szary welon się unosi. Światło powraca, sceneria się zmienia, mgła ustępuje. Góry codziennie zmieniają kolor z niebieskoczarnego o świcie na bladozłoty w słońcu i pod wysokim niebem. Dno doliny poliniowane jest rzędami zagonów sałaty, czasami na półtora kilometra długimi.
Zimą 1902 roku, gdy dolinę nawiedziła susza, niebo nad Salinas się rozwarło4. Dwudziestego siódmego lutego gazeta „Salinas Daily Index” donosiła, iż rzeka Salinas – która w porze suchej płynęła miejscami pod ziemią – wystąpiła z brzegów. Woda sięgała do wysokości prawie dwóch metrów pni nadrzecznych drzew. Wezbrane wody naniosły nocą masy splątanych gałęzi i różnych śmieci, a ludzie, którzy przedtem modlili się o deszcz, wznosili teraz modły, żeby przestał padać. Tego właśnie dnia w dużym domu w stylu królowej Anny położonym w zamożnej dzielnicy miasta Salinas Olive Steinbeck urodziła trzecie dziecko, jedynego chłopca5. Nadano mu imię John – takie samo nosili jego ojciec i dziadek.
Jeden świat się kończył, inny zaczynał. Nowe stulecie zapowiadało, że nic, z pozycją Ameryki w świecie włącznie, długo się nie utrzyma w takiej formie jak dotąd. Epoka wiktoriańska dopiero się zakończyła. Syn Steinbecków podążył w przyszłość, którą miał opisywać. Przed jego drugimi urodzinami Wilbur i Orville Wrightowie wzniosą się w powietrze. Kilka miesięcy po jego śmierci Neil Armstrong odbędzie spacer po Księżycu. Między jednym a drugim wydarzeniem John Steinbeck próbował ułożyć opowieść, jaką chciałby mieć na swoim koncie każdy pisarz, traktującą tylko o tym, co się działo w jednym niewielkim wycinku historii. To nie takie znów wygórowane pragnienie, ale najtrudniej na świecie tego dokonać.
Tysiące lat przed narodzinami Johna Steinbecka grupy koczowniczych Indian – najbliżej naszych czasów był to lud Ohlone – zapuszczały się w dolinę Salinas6. Żywili się mięsem zwierzyny, rybami i małżami, a także roślinami i nasionami zbieranymi w lasach i na trawiastych terenach, gdzie kontrolowane wypalanie traw nie dopuszczało do rozrośnięcia się krzewów. Ohlone uprawiali też tytoń i pozostawali w niespokojnej koegzystencji z grzechotnikami, pumami i wymarłymi już dziś kalifornijskimi niedźwiedziami grizzly.
W 1602 roku hiszpański odkrywca Sebastián Vizcaíno, płynąc w górę wybrzeża Kalifornii, dotarł do ujścia rzeki Salinas7. Urzeczony pobliską przystanią oraz panoramą gór i skalistych cypli wdzierających się w ocean u południowego i północnego końca wielkiej zatoki, nazwał to miejsce Monterey. W 1769 roku ekspedycja hiszpańska, która lądem przybyła z Baja, dotarła do południowego krańca doliny Salinas, którą uznała za mało obiecującą8. „Wzgórza – czytamy w relacji Hiszpanów – stopniowo się obniżają, a równocześnie oddalają od siebie, co sprawia, że kanion się poszerza; w tamtym miejscu, gdzie widać dwa niskie punkty, jakie tworzą wzgórza, rozciąga się na odległość ponad piętnastu kilometrów”. Jak czytamy dalej, ziemia była jałowa i „niepewnie się po niej stąpało”, bo pełno było „rozpadlin przecinających ją we wszystkich kierunkach, kolor miała białawy, a wypasać prawie nie było na czym”.
Hiszpania na ponad dwa wieki zawładnęła zatoką Monterey i resztą prowincji Alta California (Górna Kalifornia) – tak nazwano rejon na północ od Baja. Hiszpanie założyli misje religijne, pobudowali presidios, czyli forty, a osady połączyli drogą El Camino Real, która biegła z północy na południe i miała 965 km długości9. Sprowadzili do doliny Salinas bydło – smukłe krowy o zwartej budowie, dające dobre skóry i łój. W niektórych misjach próbowali zakładać systemy nawadniające, budując tamy na rzekach, kopiąc kanały i zbiorniki i wznosząc akwedukty10. Woda przemieniła tę ubogą z pozoru ziemię w zadziwiająco bujny ogród. Rosło tu prawie wszystko. Hiszpanie wygrodzili ranchos, gdzie pasły się zwierzęta, i wprowadzili nową formę korridy, zmuszając byki do walki z niedźwiedziami.
Gdy w 1821 roku Meksyk uniezależnił się od Hiszpanii, prowincją Alta California zarządzano jako terytorium meksykańskim. W 1846 roku Stany Zjednoczone wypowiedziały Meksykowi wojnę. W tym samym roku grupa amerykańskich osadników pod wodzą Jamesa Reeda i George’a Donnera utknęła odcięta przez burzę śnieżną na górskich przełęczach w pobliżu jeziora Truckee w paśmie Sierra Nevada w północnej Kalifornii. Zginęła prawie połowa uczestników wyprawy Donnera, jak ją później nazwano. Ci, którzy przeżyli, jedli ciała zmarłych krewnych i przyjaciół. Tragedia ta ukazała dobitnie, jak trudne są takie podróże, a zdarzyła się w czasie, gdy pojawiła się koncepcja Objawionego Przeznaczenia (Manifest Destiny), popieranego przez administrację prezydenta Jamesa K. Polka apelu o zajmowanie amerykańskiego kontynentu od morza do morza. Imigranci z Europy po przepłynięciu oceanu wyruszali w jeszcze dłuższą drogę przez kontynent, wydzierając ziemie rdzennym ludom, którym przynosili nieznane dotąd choroby, zagładę stad bizonów i niekończącą się wojnę. Stany Zjednoczone w sposób brutalny i niepowstrzymany parły na zachód. W lutym 1848 roku zakończyła się wojna z Meksykiem, a na mocy traktatu z Guadalupe Hidalgo Stany zakupiły za niewiele więcej niż osiemnaście milionów dolarów rozległe tereny między Teksasem a Pacyfikiem, w tym Alta California. Miesiąc wcześniej w Sutter’s Mill na wschód od Sacramento odkryto złoto. Gdy do Kalifornii masowo napłynęli poszukiwacze złota, przystąpiła jako stan do Unii, co ratyfikowano 9 września 1850 roku w Colton Hall w Monterey.
W miarę wzrostu liczby ludności rozkwitały rancza i farmy w dolinie Salinas. Ze wschodu przybyło bydło o mocniejszej budowie11. Pod dnem doliny odkryto dwie zasobne warstwy wodonośne – na głębokości pięćdziesięciu pięciu i stu dwudziestu dwóch metrów12. Pod nimi jest jeszcze więcej wody, ale nikt nie wie ile. Pod koniec lat osiemdziesiątych XIX wieku farmerzy eksperymentowali ze studniami głębinowymi, a następnie z pompami napędzanymi silnikami spalinowymi13. Na przełomie wieków nawadniano już siedem tysięcy akrów ziemi14. Uprawy suchych terenów – zboża, siano, lucerna, rośliny strączkowe, ziemniaki i gorczyca – wraz z rozwojem systemów nawadniających w dolinie ustąpiły miejsca nowym uprawom, w tym truskawkom, sałacie i burakom cukrowym15. Wołowinę, mleko i produkty rolne wywożono z doliny do San Francisco Koleją Południowego Pacyfiku, która dotarła do Salinas w 1872 roku16.
Salinas leżało pomiędzy pięcioma wielkimi ranchos, pozostałością pierwszych hiszpańskich posiadłości, a następnie o wiele liczniejszych meksykańskich nadań ziemi, które w czasach Steinbecka już w większości anulowano17. Zgodnie z jednym z postanowień traktatu z Guadalupe Hidalgo ranchos miały pozostać nienaruszone, a ich właściciele mieli pozostać na miejscu. Jednakże trzy lata później kalifornijska ustawa o ziemi (California Land Act) z 1851 roku przekreśliła w praktyce wiele tych uprawnień z dawnych czasów18. W latach sześćdziesiątych XIX wieku powodzie występujące na przemian z suszami zdziesiątkowały stada bydła, a właściciele rancz wpadli z czasem w spiralę długów i rosnących kosztów, co sprawiło, że ich rozległych posiadłości – niektóre liczyły prawie dziewięć tysięcy akrów – nie dało się utrzymać19. Ranchos upadły, ale przetrwały ich nieformalne granice, przebiegające wzdłuż charakterystycznych cech terenu, takich jak rzeki i pasma górskie. Jeśli ktoś mówił, że jest z Llano de Buena Vista, wszyscy rozumieli, że mieszka z rodziną na wsi na południe od Salinas. Wciąż stały rozpadające się zabudowania z suszonej cegły, organiczne wykwity ziemi, z której wznieśli je Hiszpanie i Meksykanie. Większość ludzi z Salinas pamiętała, kiedy i w jakich okolicznościach przybyły tutaj ich rodziny. Choć miasto było zdominowane przez rodziny założycieli, nikt z wyjątkiem rdzennych Ohlone nie mógł utrzymywać, że był tu pierwszy.
Góry otaczały rancza, a te z kolei otaczały Salinas, tak że miasto sprawiało wrażenie wyspy. Wyrosło na południowy wschód od okazałej góry o kształcie piramidy zwanej Fremont Peak. Zajmowało powierzchnię osiemdziesięciu akrów, otoczone było prawie całkowicie ostrym zakolem dławionej przez mokradła rzeki o nazwie Alisal Slough, która płynęła przez pola gorczycy osiągającej wysokość człowieka20. Na początku rzeka wiła się przez miasto, ale przecinało ją tyle kładek i ulic, że stała się zbiorem strumieni bez nazwy. Salinas powstało jako stacja dyliżansów, z hotelem i saloonem, gdzie klienci zakładali się, kiedy nadjedzie następny pojazd21. Najbardziej znanym woźnicą dyliżansu kursującego na tej linii był Charley Parkhurst22. Kiedy w 1879 roku zmarł, wszyscy przeżyli szok, gdy wyszło na jaw, że była to kobieta o nazwisku Charlotte Parkhurst.
W latach chłopięcych John Ernst Steinbeck junior nie był osamotniony, ale trzymał się przeważnie na uboczu. Choć dorastał z grupą kolegów szkolnych, którzy chętnie spędzali z nim czas, żaden nie odnosił wrażenia, że go dobrze zna. Jak się wyraził jeden ze znajomych z czasów dzieciństwa, John „nie miał wielu przyjaciół, ale potrafił być życzliwy, kiedy kogoś polubił”23. Zdystansowany i pogrążony w myślach, którymi się nie dzielił, był grubokościsty, długonogi, miał szczerą twarz i gęstą czuprynę z przedziałkiem z boku. Mówiono, że wygląda jak „zmiętoszony”, choć jego szafirowe oczy były niezwykłe, a przenikliwe spojrzenie jeszcze bardziej go wyróżniało24. Do czasu pójścia do szkoły średniej nosił pumpy25. Nikt inny się tak nie ubierał. Pod jednym wszakże istotnym względem nie był sam. Starsze siostry, Esther i Beth, uwielbiały go i rozpieszczały. Ale to Mary była tą siostrą, z którą się prawie nie rozstawał. Młodsza o trzy lata rezolutna dziewczynka z jasnymi lokami w pierścionkach była śliczna. Wszędzie podążała za Johnem. Mimo to pozostał chłopcem trzymającym się na osobności w skupionym na sobie niewielkim mieście odizolowanym od szerokiego świata. Od wczesnych lat drażnił go brak ambicji mieszkańców tego ograniczonego światka, później zaś tutejsze konwenanse, w których dostrzegł fasadę skrywającą właściwe ludziom wszechobecne mroczne popędy.
Ojciec Johna, John Ernst, przyszedł na świat na Florydzie podczas wojny secesyjnej jako jeden z sześciu synów Johanna Adolpha Großsteinbecka, imigranta z Niemiec, który po przybyciu do Stanów Zjednoczonych skrócił swoje nazwisko do Steinbeck26. Johann przywiózł rodzinę do Kalifornii, gdzie uprawiali niewielki obszar ziemi koło miasta Hollister na północ od Salinas. John Ernst studiował księgowość. Jak wielu dobrze wychowanych i porządnych ludzi był z natury nieszczęśliwy i przez większość życia żałował, że nie zajął się czymś innym, nie mając sprecyzowanego pojęcia, co by to mogło być. Bardzo jednak lubił pracę w ogrodzie i pewnego razu w chwili słabości powiedział, że chciałby zostać rolnikiem. Zamiast tego zatrudnił się w Southern Pacific Milling Company w King City na południowym krańcu doliny Salinas, a później w Paso Robles, osiemdziesiąt kilometrów dalej na południe w hrabstwie San Luis Obispo. W King City poznał i poślubił Olive Hamilton, jedno z dziewięciorga dzieci Samuela Hamiltona.
Sam Hamilton mieszkał w Salinas, w 1872 roku był jednym z sygnatariuszy aktu nadania miejscowości praw miejskich. Później osiadł na ranczu w pobliżu King City w wąwozie między „jałowymi, surowymi wzgórzami”, jak określiła to jedna ze znajomych27. Hamilton był równie uroczy i mądry, jak jego ziemia była uboga. Jego niezwykła córka Olive uczyła w szkole, ale miała większe ambicje, które się chyba zrealizowały, kiedy John Ernst został zarządcą młyna Sperry Flour w Salinas, rozwijającym się mieście, które liczyło dwa i pół tysiąca mieszkańców. Salinas było stolicą hrabstwa Monterey, rozległego regionu, który przylegał do zatoki Monterey, ciągnął się wzdłuż wybrzeża wokół Carmelu i Big Sur i obejmował dolinę Salinas oraz otaczające ją pasma gór – hrabstwo było o połowę większe od stanu Delaware.
Steinbeckowie wrośli w klasę średnią Salinas. Kupili duży dom przy Central Avenue i zbudowali letni domek na wzgórzu nad zatoką Monterey w pobliskim Pacific Grove. Jednakże w 1911 roku, po okresie kryzysu, w czasie którego pensję Johna zmniejszono o połowę, młyn firmy Sperry został zamknięty28. John znalazł się bez pracy. Powiedział Olive, że nie wie, co zrobić. Skarżył się, że czuje się „jak głupek”, stał się roztargniony29. Zwierzył się córce Esther, że jest jak „zbłąkana owca”30. Olive, która trzymała fason – stwierdziła, że John Ernst miał szczęście, że odszedł z firmy, która prawdopodobnie powinna się była zamknąć rok wcześniej – w liście do Esther przyznała, że John cierpi, często wstaje w środku nocy i nie kładzie się aż do rana, jak widmo przemierza pogrążony w ciszy dom. Jedną z trosk rodziny było utrzymanie na studiach Esther, która zapisała się na Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley. Olive zapewniała córkę, że choć ojciec stracił pracę, będzie mogła nadal studiować, przynajmniej do końca obecnego semestru31. Tymczasem Esther myślała o przeniesieniu się na Stanford. Podczas gdy rodzina była niepewna swoich dalszych losów, John i jego młodsza siostrzyczka Mary nie mieli pojęcia, jakie kłopoty przeżywa. Wydawało im się, że ojciec jest właścicielem młyna32.
Ojciec otworzył przy ulicy Głównej sklep z paszą, ale po kilku latach, kiedy samochody wyparły konie, i ten interes zbankrutował33. Zatrudnił się jako księgowy w cukrowni Spreckelsa koło Salinas. Rodzina odzyskała swoją pozycję. Claus Spreckels, urodzony w Niemczech, był potentatem cukrowym i kolejowym. Począwszy od lat siedemdziesiątych, nabywał duże połacie dawnych ranchos w północnej Kalifornii34. Płacił dzierżawcom za uprawę buraków cukrowych i ostatecznie skoncentrował swoje działania w dolinie Salinas. Z początku wysyłał buraki koleją do cukrowni na północy, ale w 1898 roku zbudował nowy zakład, największą w świecie cukrownię. Znajdowała się zaledwie sześć i pół kilometra od Salinas. Koło niej pobudował osiedle domów dla pracowników, które stało się jego miastem fabrycznym. Większość doliny Salinas, z miastem o tej samej nazwie włącznie, znajdowała się w orbicie jego wpływów. Dotyczyło to również rodziny Steinbecków.
W pierwszych latach XX wieku Salinas prosperowało. Ulica Główna była szeroka, znajdowały się przy niej sklepy, restauracje i stajnie – wkrótce miały powstać warsztaty samochodowe i salony sprzedaży aut35. Druty telefoniczne ciągnęły się po obu stronach ulicy, nad chodnikiem zwisały lampy elektryczne. W mieście była opera, a od 1911 roku w Salinas odbywało się doroczne kalifornijskie rodeo36. Popularnością cieszył się miejscowy tor wrotkarski37. Codziennie o ósmej wieczorem w remizie strażackiej bił dzwon, dając sygnał nieletnim, że mają wracać do domów38.
Zanim w 1920 roku ogłoszono prohibicję, prawie na każdym rogu znajdowały się bary i saloony39. Były otwarte do drugiej nad ranem. W jednym z nich, zwanym Stream (strumień), funkcjonowała oryginalna spluwaczka – rynna z bieżącą wodą pod oparciem dla stóp przy barze40. Bary były przeznaczone głównie dla mężczyzn, choć w kilku z nich wydzielono boczne pokoje, w których obsługiwano kobiety. W Salinas było Chinatown, dzielnica chińska, z powietrzem ciężkim od uwodzicielskich aromatów i domami gry przy ulicach, skąd do uszu przechodniów dobiegał stukot kostek domina41. Wielu prominentnych obywateli miasta patronowało dzielnicy czerwonych świateł przy California Street. John słyszał opowieści o „domach schadzek” od szkolnego kolegi, który roznosił gazety i czasem bywał zapraszany na pogawędkę przez Jenny, powszechnie lubianą burdelmamę, która paliła cygara, a dziewczętom kazała się chować, kiedy do przybytku zachodzili młodociani goście42.
Pomimo zmiennych kolei losu – praca u Spreckelsa oznaczała dla Johna Ernsta stabilizację drogi zawodowej, która różnie się układała – rodzina wiodła wygodne życie. Na początku 1923 roku John Ernst dzięki poparciu przyjaciół został mianowany skarbnikiem hrabstwa Monterey, po tym jak jego poprzednik popełnił samobójstwo43. Biura administracji znajdowały się niedaleko domu Steinbecków, a praca Johnowi Ernstowi odpowiadała. Zarabiał dwieście pięćdziesiąt dolarów miesięcznie i starał się utrzymać to stanowisko44. Zwyciężył w wyborach na całą kadencję i potem był już wybierany ponownie przez cały czas, do końca życia. Był to bezpieczny ślepy zaułek kariery, którego zawsze się obawiał i zawsze pożądał.
Dzieci Steinbecków i ich przyjaciele zbierali się w domu przy Central Avenue, żeby bawić się na niewykończonym strychu, na tyle rozległym, że można było jeździć tam na wrotkach, albo na zewnątrz, na dziedzińcu ogrodzonym białym płotem45. John zorganizował klub dla chłopców – Mary też do niego należała – którego członkowie zbierali się w piwnicy, gdzie podłogę stanowiło klepisko46. John uwielbiał psy. Miał teriera, który wabił się Jiggs i potrafił udawać martwego, a potem włochatego kundla o imieniu Omar47. U Steinbecków zawsze był jakiś pies. Z jednym z nich, Teddym, kojarzyło się zdarzenie, które John długo wspominał z przykrością48. Pewnego wieczoru rodzice, chcąc zabawić znajomych, wydostali zdjęcia malutkiego nagiego Johna w kąpieli. Chłopiec przez wiele dni przeżywał to upokorzenie. W końcu, kiedy rodziców nie było w domu, odnalazł zdjęcia i je spalił. Gdy to odkryto, ukarano go w ten sposób, że przez dwa tygodnie nie wolno mu było bawić się z Teddym ani nawet do niego odzywać. Kiedy Steinbeck już jako młody człowiek wracał pamięcią do tego zdarzenia, powiedział przyjacielowi, że było to dla niego straszne, ponieważ Teddy tak bardzo przeżywał rozłąkę.
Ignatius Cooper, z jednej z nielicznych w Salinas czarnych rodzin, pamiętał, że grał z Johnem w kulki49. Rodziców Johna wspominał jako przyjaznych, ale sam John był w jego opinii poważny i mało przystępny. Inni przyjaciele z dzieciństwa wspominali pana Steinbecka jako wysokiego, pełnego rezerwy i dobrze wychowanego. Był szczupły i miał wąsy. Przy każdym spotkaniu mówił kolegom Johna coś miłego. Olive Steinbeck też była miła. Odnosiło się wrażenie, że wszystkim kieruje, także mężem.
Olive, osoba otwarta i świadoma, jakie miejsce zajmuje jej rodzina w społeczności Salinas, miała trzydzieści pięć lat, gdy urodziła Johna. Udzielała się w stowarzyszeniach i klubach, była członkinią Zakonu Gwiazdy Wschodniej związanego z masonerią, do której należał John Ernst50. Założyła damski klub Wanderers, skupiający zaledwie trzydzieści pięć pań51. Pozowały na osoby światowe, na spotkaniach dyskutowały o kulturze innych krajów. Nową członkinię przyjmowały tylko wtedy, gdy któraś zmarła albo wyprowadziła się z miasta. Olive, należąca do najstarszych, zawsze starała się siedzieć gdzieś w tylnym rzędzie, żeby móc się zdrzemnąć, kiedy prelegentka ją nudziła. Była przekonana, że nikt tego nie zauważa, ale wszyscy o tym wiedzieli. Gdy w mieście powstał pierwszy kobiecy klub brydżowy, Olive się w nim znalazła52. Steinbeckowie, jak wiele innych zamożniejszych rodzin, uczęszczali do kościoła episkopalnego św. Pawła. John wnosił czasami krzyż podczas nabożeństwa, ale jego koledzy odnosili wrażenie, że nie lubił kościoła, a podczas kazań błądził myślami gdzie indziej53.
W salonie Steinbecków, rzadko używanym pokoju od ulicy, stał fortepian54. Rodzina i goście więcej czasu spędzali w sąsiednim living roomie, gdzie był kominek. Sypialnia Johna znajdowała się na piętrze. Rzadko ją komukolwiek pokazywał. Jeden z kolegów wspominał później, że była skromna i że przy ścianie stała tam duża komoda, na której John trzymał prawdziwą podobno ludzką czaszkę. Nie wiadomo jednak, skąd ją wziął i dlaczego Olive na coś takiego pozwalała55.
Koledzy Johna lubili do niego przychodzić, bo choć Olive była surowa, często podawała im coś dobrego do jedzenia. Potrafiła od ręki usmażyć pączki56. Według jednej z koleżanek Johna jego matka przypominała „dziewczynę Gibsona”, „z dużym biustem i wcięciem w talii”57. Inna koleżanka, zapraszana od czasu do czasu do Steinbecków na obiady, wspominała, że było uroczo – wyśmienite jedzenie i ożywiona konwersacja58. Państwo Steinbeckowie lubili opowiadać dowcipy, dzięki czemu rozmowa nie milkła. Ktoś, kto często u nich bywał, wiele razy słyszał te same kawały.
Steinbeckowie zaliczali się do tych rodzin z Salinas, które miały letnie domy w Pacific Grove. Jeździli do nich przez cały rok. Miasto, zwarta sieć wąskich uliczek i drzew powyginanych przez wiatr, przycupnęło na półwyspie na południowym krańcu zatoki Monterey. Wznosząc się spadzistymi tarasami od poziomu morza do wysoko położonego porośniętego lasem grzbietu góry, wbiło się między miasta Monterey i Carmel. Pod koniec XIX wieku było to spokojne, odludne miejsce pełne lasów i pastwisk, których większość należała do ranczera Davida Jacksa59. Jacks przybył na półwysep w 1849 roku ze Szkocji, z nienasyconym apetytem na ziemię. Ostatecznie wszedł w posiadanie ponad stu tysięcy akrów. W 1873 roku zjawił się tu metodystyczny duchowny ze Wschodu, któremu lekarze zalecili odpoczynek w klimacie umiarkowanym60. Jacks dał mu i jego żonie kawałek ziemi między sosnami na chatę, a zdrowie duchownego tak się poprawiło, że pospieszył na Wschód, by wrócić ze znajomymi, którzy też zapragnęli się tu osiedlić. W tej niewielkiej grupie zrodził się ambitny pomysł, by stworzyć tu zaciszną siedzibę dla metodystów, wzorowaną na obozie szkoleniowym dla nauczycieli szkółek niedzielnych nad jeziorem Chautauqua w stanie Nowy Jork. Jacks sprzedał im kawałek ziemi, który podzielili na maleńkie działki, ledwo mieszczące jeden namiot. Więcej ziemi sprzedał Kolei Południowego Pacyfiku. Przybywali nowi ludzie. Ostatecznie pobożni metodyści stali się mniejszością, a Pacific Grove przekształciło się z czasem w miejscowość wypoczynkową przyciągającą między innymi artystów i pisarzy, którzy polubili tutejszy klimat i wodę, a także bardziej atrakcyjne rozrywki przy ulicy Nadbrzeżnej61 w sąsiednim Monterey62. Jesienią w Pacific Grove osiadały chmary migrujących motyli, danaidów wędrownych, które tu zimowały, skierowany ku morzu snop światła z latarni morskiej Point Pinos, a co noc przez cały rok przebijał mrok, oznaczając zachodni kraniec kontynentu.
Pacific Grove było odległe od Salinas o dwadzieścia cztery kilometry, leżało u końca starej drogi, która biegła na zachód od ulicy Głównej w kierunku oceanu, okrążając góry Santa Lucia. Kwadratowy domek Steinbecków znajdował się na rogu Jedenastej Ulicy w samym centrum miasta63. John Ernst miał tam ogród, a Johnowi udzieliła się pasja ojca do hodowania różnych roślin. Tylko kilka kwartałów dzieliło domek od Lovers Point, uroczego nadmorskiego parku z piaszczystą plażą, gdzie można było pływać i urządzać pikniki. Osłonięta była od długich fal Pacyfiku, które rozbijały się o skały w dalszej części półwyspu, wzniecając burzę piany i drobnych kropli wody. Nawet w pewnej odległości od oceanu, wyżej na wzgórzu, krzyki mew i warczenie lwów morskich dawały znać o jego obecności.
John kochał dom w dolinie Salinas, dobrze mu się mieszkało w otoczeniu gór, swojskich jak rodzina. Jego zdaniem góry Gabilan były przyjazne i pociągające, miało się ochotę wspiąć na ich stoki, natomiast pasmo Santa Lucia budziło złe przeczucia i było na swój sposób obce niczym inny kraj64. Nie wiedział, dlaczego tak mu się wydawało, ale sądził, że być może dlatego, iż zza Gabilanów wchodziło słońce, ogrzewając świat i budząc go do życia, a za Santa Lucia zachodziło, pogrążając go w mroku. A John bał się ciemności.
W świetle dnia szeroka dolina olśniewała bogactwem przyrody, zwłaszcza po okresie opadów, kiedy z ziemi wytryskały trawy i polne kwiaty. Pewnego razu ojciec Johna pomagał przy wierceniu studni – mogło to być na ranczu Hamiltona – i razem oglądali zmieniające się warstwy czarnej gleby, białego piasku i grubego żwiru, które wydobywały się na powierzchnię, gdy świder coraz bardziej się zagłębiał65. W warstwie piasku z dawnej plaży były muszle, a nawet kawałki fiszbinu. Jeszcze głębiej natrafili na kawałek drewna sekwoi z lasu, który rósł tutaj, kiedy nie było jeszcze oceanu. Czasami nocą Johnowi się wydawało, że wyczuwa w trzewiach wielkiego domu echo przeszłości, jakby tylko niewidzialny czas dzielił jego ciało od pradawnych warstw geologicznych morza i lasu. Lubił też jednak Pacific Grove, przystań nad morzem tak blisko doliny, a przy tym odległą od niej o miliony mil. To było jego życie, dobre życie, między górami a brzegiem morza.
Choć John wolał na ogół własne towarzystwo, czasami wchodził w rolę przywódcy grupki swoich kolegów66. Jednym z wybrańców był Glenn Graves, sąsiad z drugiej strony Central Avenue. Posiadłość Gravesów była na tyle duża, że mogli trzymać konie i hodować kury, co dość często zdarzało się w Salinas, nazywanym czasami „farmą w mieście”67. Wiosną 1906 roku, kiedy John miał cztery lata, komin na dachu domu Gravesów zawalił się podczas tragicznego trzęsienia ziemi, które dotknęło San Francisco, a w Salinas zburzyło kilkanaście domów68. John uznał się za starszego brata Glenna, nieśmiałego chłopca, nad którym inni się znęcali. Glenn powiedział kiedyś matce, że jak dorośnie, chciałby zostać wiceprezydentem69. Na pytanie, dlaczego tylko wiceprezydentem, odparł, że prezydentem będzie John. John zwierzył się szkolnemu koledze, że bawi się z Glennem, ponieważ „ktoś musi się o niego zatroszczyć”70. W dorosłym wieku powie, że nie może znieść jednej rzeczy: kiedy ktoś silniejszy prześladuje, obraża lub wykorzystuje innego człowieka, zwłaszcza gdy wynika to z chciwości.
Kiedy John i Glenn byli starsi, dostali śrutówki i razem z Omarem wyprawiali się nad rzekę Salinas, żeby popływać i zapolować na króliki71. John świetnie pływał i niczego się nie bał. Jak wspominał Graves, było to niebezpieczne miejsce, ponieważ na brzegach rzeki znajdowały się tu i ówdzie ruchome piaski. Chłopcy widzieli kilka grzechotników, ale królika nigdy nie upolowali.
John spędzał również czas z Maxem Wagnerem. Wagner urodził się w Meksyku72. Jego rodzina uciekła stamtąd podczas rewolucji i osiadła na farmie odległej o około jedenaście kilometrów od Salinas. Ponieważ pierwszym językiem Maxa był hiszpański, większość dzieci brała go za Meksykanina. John poznał go, gdy bawili się razem w domu Gravesów. Ucieszył się, gdy się okazało, że Max, który później przez długi czas grał drobne role w hollywoodzkich filmach, umie śpiewać po hiszpańsku73. Razem z Glennem i Johnem, zwykle towarzyszyła im też Mary, eksplorowali pobliską część mokradeł, dokąd przedzierali się przez pole gorczycy74. Zbudowali tratwę, żeby pływać, kiedy poziom wody wystarczająco się podniesie. Czasami przyginali trzciny, by wytyczyć przejścia przez bagna. Rodzice najwyraźniej nie widzieli w tym nic niepokojącego, chyba że padało, a wtedy brzegi mokradła – nazywali je dobe – były tak śliskie, że można było wpaść i już się nie wydostać. Gdy wysychało, kolby trzcin pękały, rozsiewając puch, który rozwiewał wiatr.
Wagner wspominał później, że nigdy nie widział, żeby John robił coś razem z ojcem. Szanowali się nawzajem, ale zachowywali dystans75. John Ernst nie zazdrościł synowi życia, jakie sam chciałby dla siebie – życia pełnego możliwości w obiecujących czasach – ale nie lubił, kiedy mu o tym przypominano, i zamykał się w sobie. Zdaniem Maxa John Ernst zawsze sprawiał wrażenie, jakby był w biurze. Z biegiem lat dopuścił do tego, żeby praca go przytłoczyła. Stopniowo zaakceptował izolację, którą sam sobie narzucił, co przytępiło mu zmysły i sprawiło, że jego dni stały się ponure, a zarazem łatwiejsze do zniesienia. Nie ingerując w życie syna, ukształtował je, choć nie miał takiego zamiaru. John był jak cień rzucany przez ojca, czarny i posępny zarys. Jeśli coś po nim odziedziczył, to skłonność do wpadania w ponury nastrój, choć w łagodniejszym wydaniu niż u Steinbecka starszego. Tak jak u ojca toczyła się w nim nieustająca walka między zadowoleniem z życia a rozpaczą, która z wiekiem coraz wyraźniej się przejawiała. Czasami ciemność ogarniała Johna bez ostrzeżenia. Częściej bywało tak, że wypełniała jego wnętrze, podsycając graniczące niekiedy z obsesją pragnienie, by zostawiono go w spokoju.
Rodzina wymagała jednak zachowywania pozorów, i John był grzeczny, dobrze wychowany, i jeśli nie liczyć wykroczeń typowych dla wieku dziecięcego, nigdy się nie buntował76. Był opiekuńczy wobec Mary. Kiedyś podczas zabawy na podwórku Gravesów Max wpełzł do leżącej tam beczki, a dziewczynka spontanicznie poszła w jego ślady77. Spódniczka się jej zaczepiła i podwinęła do pasa. „Ej” – powiedział John, a jego niebieskie oczy gorzały od złości. „Nie dokazuj z moją siostrą”. Był to jedyny raz, kiedy pokłócił się z Maxem.
Chyba w 1906 roku John Ernst sprawił synowi niespodziankę i podarował mu kucyka, klaczkę78. Była gniada, z białą gwiazdką, i według Maxa nieco większa od normalnego kuca, ale nie tak duża jak koń. John nazwał ją Jill. Max miał parę złocistych ochraniaczy na spodnie, które czasem pożyczał Johnowi, a ten pozwalał mu się przejechać na kucyku.
Po wielu latach Wagner wspominał tamte dni jako ekscytujące i pełne niespodzianek, ponieważ John był „urodzonym opowiadaczem”79. Tę bardziej ekspansywną i pełną polotu część jego osobowości, którą przez większość czasu starał się skrywać, ożywiały wizje dalekich krajów i dawnych czasów. Jak gdyby w Johnie krył się ktoś inny, kogo przyjaciele mogli dostrzec przez chwilę tylko wtedy, gdy był w nastroju, by unieść kurtynę. John uwielbiał słuchać różnych historii i je wymyślać, a dla Maxa zawsze miał jakąś rolę do odegrania. Jak wspominał Wagner, był prowodyrem i prowadził swoją grupkę ku kolejnym przygodom80. Raz byli piratami, innym razem rycerzami w zbrojach. Zawsze jednak odgrywali opowieść, którą John na poczekaniu wymyślał. „Bystrzak był z niego – powiedział Wagner – nie wychodził z roli kapitana”81. Wagner i Glenn Graves byli wtajemniczeni w coś, o czym wiedziało niewiele innych dzieci: John i Mary mieli swój tajemny język82. Czasami rozmawiali ze sobą, używając słów, które brzmiały jak angielskie, ale nimi nie były.
John często odwiedzał sąsiadki, Belle i Jenny Williams, niezamężne siostry, które mieszkały w dużym domu z kortem tenisowym. Według Glenna Gravesa „wiedziały one wszystko, co można było wiedzieć”, o wczesnych dziejach Salinas83. Johna to fascynowało. Chłonął jak gąbka. Nigdy nie zapominał raz usłyszanej historii. Inny przyjaciel z dzieciństwa opowiedział, że John lubił rozmawiać z byłym zarządcą rancza Sylvestrem Carriagą, który mieszkał niedaleko Steinbecków, za rogiem. Wszyscy nazywali go Joe84. Carriaga opowiadał chłopcu historie o Monterey. Być może wspomniał także o Florze Woods, najbardziej znanej burdelmamie z Monterey, która prowadziła w dzielnicy portowej dom publiczny Lone Star Café.