Polski czytelnik otrzymuje książki Carlosa Ruiza Zafona w kierunku odwrotnym do czasu ich powstawania. W jakiej kolejności najlepiej je czytać, by nie popsuć sobie przyjemności z lektury?

Carlos Ruiz Zafon znany jest na całym świecie jako autor bestsellerowego „Cienia wiatru”. Napisana po nim powieść „Gra anioła” (drugi tom z zapowiadanej tetralogii) powtórzyła sukces pierwszej z książek. Polscy czytelnicy poznali te prace, pochodzącego z Barcelony pisarza, w pierwszej kolejności, chociaż Zafon tworząc je nie był debiutantem. W podobnej sytuacji znaleźli się też sympatycy Hiszpana z innych krajów. Jego dokonania literackie do czasu oszałamiającego sukcesu „Cienia wiatru” nie interesowały jednak wydawców poza rodzinnym krajem. Nie zasługiwały na szersze zainteresowanie czy też zabrakło im odpowiednio intensywnej promocji?

„Cień wiatru” i „Gra anioła” opublikowane w Polsce odpowiednio w 2005 i 2008 roku zyskały liczne grono entuzjastów, tak jak stało się to w pozostałych 44 krajach gdzie zostały wydane. Upłynęło sporo czasu zanim na półki księgarskie trafiły w naszym kraju inne powieści Zafona: „Marina”, „Książę mgły” i „Pałac północy” wydane kolejno w latach 2009, 2010 i 2011, przez autora stworzone w latach 1999 („Marina”), 1993 („Książę mgły”) i 1994 („Pałac Północy”). Po co nam ta zawiła chronologia? Otóż przyda się bez wątpienia, jeśli mowa o ocenie dokonań pisarza. Nie trudno zauważyć, że polski czytelnik otrzymuje książki Zafona w kierunku odwrotnym do czasu ich powstawania, co może prowadzić do pewnych rozczarowań. „Cień wiatru”, powieść przygodowa z wartką, wielowątkową akcją wywindowała oczekiwania wobec prozy Zafona wysoko. „Gra anioła” tym oczekiwaniom sprostała, ale już chociażby „Pałac Północy” zbiera mniej przychylne oceny czytelników. W porównaniu rzeczywiście wypada skromniej, ale porównywanie, bez zapoznania się z czasem powstania książek nie ma wielkiego sensu i prowadzić może do błędnych wniosków.

O książce „Książę mgły” Zafon wypowiada się obecnie w sposób ciepły i pełen sentymentu. Rozpoczął jej pisanie w roku 1992, od niej zaczynając karierę pisarza. Jego zamierzeniem było stworzenie opowieści dla młodzieży, do której czytelnik z sentymentem wracałby już jako dorosły. Dla osiągnięcia tego celu pisarz sięgnął po nutkę niepokoju, odrobinę mistycyzmu, tajemnicy z zaświatów i krztę młodzieńczej świeżości. Udało się – „Książę mgły” to udana lektura, a zważywszy, ze w czasie jej powstania była dziełem debiutanta, tym bardziej zasługuje na ciepłe słowa. Moglibyśmy życzyć sobie większej ilości takich debiutów, wszak dobre książki to nie tylko te, które podejmują ciężkie tematy i pozostawiają w głowie dręczące pytania. Rozrywka też ma prawo być dobra.

„Pałac północy” napisany przez hiszpańskiego pisarza w przeciągu roku od wydania „Księcia mgły” jest w swym duchu zbliżony do debiutanckiej książki. Znów mamy do czynienia z tajemnicą przenikającą światy żywych i umarłych, z którą bohatersko zmagają się młodzi bohaterowie. Niewątpliwego uroku dodaje opowieści osadzenie jej akcji w Kalkucie. Mistyczne Indie pod panowaniem brytyjskim od razu budzą zaciekawienie, miejsce zdarzeń staje się jednym z bohaterów. Rozdzielone w niemowlęctwie rodzeństwo spotyka się w tym mieście u progu dorosłości w okolicznościach, które trudno nazwać sprzyjającymi. Czeka na nich zagrożenie, którego źródło będą musieli odnaleźć i zrozumieć, by spróbować się z nim zmierzyć. W nierównej walce wspomaga brata i siostrę sztab wiernych przyjaciół – wszyscy oni liczą szesnaście wiosen, a zatem mniej więcej tyle, ile docelowy czytelnik tej książki. Dorosłemu fabuła może wydać się dość przewidywalna, ale młodszym nastolatkom powieść ta przyniesie wiele emocji.

Po lekturze tych dwóch książek czytelnikowi pozostanie do dyspozycji jeszcze „Marina”. Tym razem główny nurt akcji toczy się w latach osiemdziesiątych XX wieku, ale szybko do gry zostaje wprowadzona XIX wieczna tajemnica, a powolne odkrywanie jej kart doprowadzi, jak to u Zafona, do kontaktu z upiorami nie z tej ziemi. Napisałem „jak to u Zafona”, ponieważ od tej książki zaczyna być dla czytelnika jasne, że pisarz darzy szczególnym upodobaniem określone metody straszenia czytelnika, jak również sięga po raz kolejny po zbliżone sposoby budowania nastroju czy też wreszcie nadaje swym bohaterom podobne cechy.

Akcja „Mariny” rozgrywa się w Barcelonie – powieści poprzednie Zafon osadził w miejscach, o których opowiedziała mu wyobraźnia. Jak wyznał w jednym z wywiadów, nie był w Kalkucie opisując jej ulice na potrzeby „Pałacu północy”, zaś nadmorską osadą, do której wprowadzają się bohaterowie „Księcia mgły” może być każda wioseczka nad Atlantykiem. Dopiero wprowadzenie na karty książek Barcelony, miasta, które pisarz zna jak własną kieszeń, sprawiło, że stały się one znacznie bardziej zajmujące niż poprzednie. Zafonowi udało się bowiem bezsprzecznie ukazać czar XIX wiecznej hiszpańskiej stolicy, którego sam jest admiratorem. Z jego deklaracji wynika, że pociąga go nie tylko Secesja jako okres w historii i architekturze, ale też dzieła literackie tego czasu, na podobieństwo których stara się tworzyć własne teksty. Klasyczna powieść we współczesnym wydaniu? Właściwie czemu nie!

Czytelnik, który najpierw zapoznał się z „Cieniem wiatru” i „Grą anioła”, a dopiero później z wcześniej napisanymi powieściami Zafona może uznać te drugie za słabsze lub paradoksalnie: za wtórne. Jednak mam nieodparte wrażenie, że czytanie wszystkich powieści pisarza w pierwotnej kolejności mogłoby doprowadzić do rozczarowania „Cieniem wiatru” i „Grą anioła”, w których skumulowały się wcześniej podejmowane przez Hiszpana motywy. Zarówno „Pałac Północy” jak i „Marina” przygotowują czytelnika na to, co zdarzyć się może w „Cieniu wiatru”, choć ten ostatni charakteryzuje się znacznie obfitszą ilością wątków i większą złożonością.

Niekiedy można odnieść wrażenie, że pisarz tworząc swoje poprzednie książki po prostu ćwiczył podobne zwroty akcji, pracował ze zbliżonymi bohaterami i nękającymi ich upiorami, by wreszcie zebrać je w jedno i stworzyć swą flagową książkę. Mimo wszystko każda z jego prac stanowi dobry sposób na rozrywkę, zabierając czytelnika w świat zaczarowanych historii, po trosze baśniowych, po trosze sentymentalnych. Marzenie pisarza by tworzyć opowieści, które z przyjemnością przeczytają zarówno młodzi, dorośli jak i najstarsi czytelnicy z pewnością się spełniło.

Tomasz Orwid
fot. Andrzej Sierosławski

 
Wesprzyj nas