Niezwykłe świadectwo odwagi i patriotyzmu. Doskonały portret kobiety silnej i imponującej swą bezkompromisową postawą wobec zła.


Karolina Lanckorońska (1898–2002) o swoich dramatycznych i heroicznych losach z okresu II wojny światowej opowiedziała we Wspomnieniach wojennych.

Zaczynają się one z chwilą zajęcia Lwowa przez wojska radzieckie w 1939 roku, a kończą zwolnieniem z obozu koncentracyjnego w Ravensbrück w kwietniu 1945.

Pokazują niezwykłą osobowość autorki, jej temperament, zaradność, lwią odwagę i umiejętność działania w ekstremalnych sytuacjach.

Autorka była ostatnią przedstawicielką znakomitego rodu Lanckorońskich z Brzezia. Jako jedyna dziedziczka gromadzonej w XIX i XX wieku kolekcji w 1994 roku przekazała rodakom niezwykły dar – dzieła sztuki, których wartość artystyczna i historyczna nie ma sobie równej w Polsce.

Karolina Lanckorońska z Brzezia herbu Zadora (ur. 11 sierpnia 1898 w Buchberg am Kamp, Dolna Austria, zm. 25 sierpnia 2002 w Rzymie) – polska historyk i historyk sztuki, nauczycielka akademicka Uniwersytetu Jana Kazimierza, żołnierz Armii Krajowej, więzień obozu koncentracyjnego Ravensbrück, oficer prasowa 2 Korpusu Polskiego Polskich Sił Zbrojnych, po 1945 roku najszerzej rozpoznawalna działaczka Polonii we Włoszech, inicjatorka i współzałożycielka Polskiego Instytutu Historycznego w Rzymie, pisarka, członek założyciel Polskiego Towarzystwa Naukowego na Obczyźnie i członkini Polskiej Akademii Umiejętności.

Karolina Lanckorońska
Wspomnienia wojenne
wydanie IV
Wydawnictwo Znak
Premiera w tej edycji: 8 sierpnia 2022
 
 

Przedmowa

Profesor Karolina hrabianka Lanckorońska – wielka badaczka historii sztuki, działaczka polonijna, patriotka. Postać o niezwykłej osobowości. Taka niewątpliwie była. Dla mnie pozostanie jednak przede wszystkim Ciocią Karlą. Karlę, bo tak nazywali ją przyjaciele i rodzina, zapamiętałem jako ciepłą, szlachetną i wrażliwą osobę. O Jej dokonaniach i niezłomności charakteru powiedziano i napisano już bardzo dużo, chociaż należy do tych postaci w dziejach Polski, które wciąż wspomina się krzywdząco rzadko. Postaci wielkich duchem, najbardziej wpływowych, ale działających bez rozgłosu, codzienną, konsekwentną pracą, prawością charakteru budujących lepszy świat dla potomnych. Miałem wielkie szczęście nie tylko znać Karolinę Lanckorońską, ale jako członek najbliżej spokrewnionego z nią rodu zostałem przez Nią wyznaczony na spadkobiercę tradycji i nazwiska hrabiów Lanckorońskich, których ostatnią przedstawicielką była Ciocia Karla.
Karolina Lanckorońska urodziła się w 1898 roku w Buchberg w cesarstwie austro-węgierskim, jako córka hrabiego Karola Lanc­korońskiego i jego trzeciej żony Małgorzaty von Lichnowsky. Początkowo uczyła się w Wiedniu, gdzie po zdaniu matury rozpoczęła studia w zakresie historii sztuki. Jej zainteresowania badawcze skupiały się wokół sztuki renesansu, baroku i twórczości Michała Anioła, której to pasji pozostała wierna do końca życia. Po uzyskaniu dyplomu doktora habilitowała się na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Wykładała historię sztuki, a w gronie jej uczniów znalazło się wielu wybitnych badaczy. Do śmierci pozostała niedoścignionym wzorem i autorytetem naukowym, a ogromowi jej wiedzy na temat dzieł Michała Anioła nie dorównał dotąd chyba nikt.
W 1933 roku odziedziczyła spadek po ojcu, w tym posiadłość rodzinną Komarno we wschodniej Małopolsce. Zdecydowała się wówczas na przeprowadzkę do Lwowa, choć do wybuchu II wojny światowej często podróżowała, wyjeżdżając naukowo do Anglii, Holandii czy Włoch. We Lwowie zaangażowała się w siatkę konspiracyjną, która na skutek działań konfidentów i wynikających z nich licznych aresztowań, stanęła w obliczu dezorganizacji. Ze Lwowa uratowali ją moi dziadkowie Stefan i Krystyna Lubomirscy, a w obawie przed aresztowaniem przez NKWD Ciocia udała się na teren Generalnego Gubernatorstwa. Tam, w Krakowie mieszkała z moimi dziadkami. W naszym domu niedaleko krakowskiego rynku moja rodzina zorganizowała składnicę leków dla AK za co zresztą mój dziadek i babcia zostali aresztowani przez gestapo.
Ciocia Karla w Krakowie włączyła się w działania ZWZ-AK oraz Rady Głównej Opiekuńczej. Za pracę w podziemiu została w 1942 roku aresztowana i osadzona w więzieniu w Stanisławowie. Choć los Karli wydawał się już przesądzony, uratowały ją nasze koligacje rodzinne. Dzięki wstawiennictwu członków spokrewnionej z nami włoskiej rodziny królewskiej u samego Heinricha Himmlera uniknęła śmierci i została przeniesiona do więzienia we Lwowie. Stamtąd przewieziono ją do Berlina, a następnie, w styczniu 1943, do obozu w Ravensbrück. Po zakończeniu wojny osiadła na stałe we Włoszech, w Rzymie, gdzie zmarła w 2002 roku.
Przejścia wojenne i emigracja nie odciągnęły Cioci Karli od największej pasji, która kierowała całym jej życiem – nauki. Mimo oddalenia od Polski – do której już nigdy na stałe nie powróciła – cel życia Cioci pozostał niezmieniony: służba Ojczyźnie poprzez wspieranie jej życia kulturowego. Kontynuując tradycje swoich przodków, hrabiów Lanckorońskich, wspierała naukę, sztukę i wszelkiego rodzaju inicjatywy mające na celu ochronę i rozwój polskiego dziedzictwa narodowego. Zawsze, nawet u kresu życia, chętnie angażowała się w pomoc słabszym, ubogim, potrzebującym. Wsparcie, jakiego udzielała polskim instytucjom badawczym w trudnych latach PRL-u, pomogło przetrwać wielu z nich. Zbierała fundusze, dbała o uzupełnianie księgozbiorów, a nawet przesyłała z Włoch lekarstwa dla wybitnych, wiekowych już polskich naukowców. W 1954 roku została współzałożycielką Polskiego Instytutu Historycznego, którego celem była publikacja źródeł dotyczących dziejów Polski, znajdujących się w archiwach poza granicami kraju. Ogromnie wspierała także Polską Akademię Nauk i Instytut Polski oraz Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie. Staraniem Karoliny Lanckorońskiej, jej siostry Adelajdy oraz brata Antoniego w 1967 roku została powołana Fundacja Lanckorońskich wspierająca uzdolnionych badaczy nauk humanistycznych z Polski, umożliwiająca im wyjazdy naukowe i studia zagranicą. Fundacja, podobnie jak Polski Instytut Historyczny, działa do chwili obecnej i jest jedną z najważniejszych instytucji wspierających młodych polskich naukowców.
Kolejnym elementem dziedzictwa, które zawdzięczamy Cioci, jest wielka kolekcja dzieł sztuki odziedziczona po ojcu Karolu Lanckorońskim, a w 1994 roku przekazana Zamkowi Królewskiemu na Wawelu. Mój Ojciec Stanisław Lubomirski oraz hrabia Jan Badeni aktywnie pomagali Karli w przekazywaniu dzieł sztuki polskim instytucjom. Niemal 100 obrazów i miniatur, głównie artystów włoskiego gotyku i renesansu, zdobi dziś ściany krakowskiej rezydencji królewskiej oraz Zamku w Pieskowej Skale. Fakt, że Zamek Królewski w Warszawie może się dziś pochwalić posiadaniem części kolekcji króla Stanisława Augusta Poniatowskiego czy portretami Rembrandta, to także zasługa Karoliny Lanckorońskiej. Jeszcze inne bezcenne zabytki, ryciny i rysunki zostały przekazane do różnych instytucji naukowych w Polsce – archiwów i bibliotek.
Hrabianka Lanckorońska była osobą wielkiego i silnego charakteru. Szlachetnie urodzona, lecz skromna. Niezachwiana w wyznawanych przez siebie wartościach, bezkompromisowa, pełna dumy i zdecydowania. Wymagała dużo od innych, ale przede wszystkim od siebie. „Im więcej ci dano, tym więcej jesteś winien Ojczyźnie i bliźnim”, powiedziała kiedyś. Dzięki wychowaniu wyniesionemu z rodzinnego domu, doświadczeniom trudnego, lecz bogatego i satysfakcjonującego życia do śmierci pozostała istnym wulkanem energii, kobietą zasadniczą, pewną siebie, ale ciepłą, wrażliwą, oddaną bliskim. Ciocia Karla była naszym rodzinnym nestorem i największym autorytetem. Nazwałbym Ją wręcz człowiekiem instytucją. Jej pomoc, rady, nadzieja, którymi dzieliła się z nami, szczególnie w trudnych czasach komunistycznych, były bezcenne i nie do zastąpienia. Pamiętam, że także Jej rodzeństwo – Antoni i Adelajda Lanckorońscy – było w stałym kontakcie z naszą rodziną. Antoni bardzo pomagał mojemu stryjowi Janowi, gdy ten stawiał pierwsze kroki na emigracji w Szwajcarii.
Choć nigdy nie wyszła za mąż i nie miała dzieci, Ciotka Karla przez całe życie pozostawała w żywym kontakcie z członkami rodziny i przyjaciółmi. Była bardzo zżyta ze swoim ojcem Karolem, z którym łączyła ją nie tylko przyjaźń, prawdziwe braterstwo dusz, ale wielka pasja do nauki i sztuki. Utrzymywała stały kontakt z moim Ojcem a swoim kuzynem. Wielką przyjaźnią darzyła siostrę mojego dziadka Leonię Lubomirską – ciocię Lilisię, jak ją nazywaliśmy. Mimo oddzielającego je dystansu wielu kilometrów – Lilisia mieszkała w Krakowie, a Karla w Rzymie – często wymieniały się korespondencją, rozprawiając o historii sztuki, ich wspólnej pasji.
Chociaż Ciocia była prawdziwą damą, osobą bardzo poważną i nobliwą, jej upór i bezkompromisowość prowadziły czasem do zabawnych sytuacji. Pod koniec życia, kiedy niedomagała i zawodził ją słuch, potrafiła, na przykład w trakcie kolacji z papieżem Janem Pawłem II, z którym się przyjaźniła, wygłosić długi monolog, a następnie wstać od stołu i wyjść ze spotkania. Zapytana, dlaczego tak robi, wytłumaczyła, że mimo wieku może jeszcze coś ciekawego opowiedzieć, ale ponieważ nie słyszy dobrze, nie jest w stanie odpowiadać na pytania.
Ponieważ ani Ona, ani żadne z Jej rodzeństwa nie pozostawiło dziedzica, pod koniec życia zdecydowała się powierzyć spuściznę rodu mojemu Ojcu i mnie. Moim zadaniem jest więc nie tylko kontynuacja tradycji własnej rodziny, ale także rodu hrabiów Lanckorońskich. Poza nazwiskiem przekazała mi wiele pamiątek rodzinnych oraz prawa do najstarszego majątku rodziny – Brzezia-Wodzisławia, który według tradycji należał do Lanckorońskich od czasów Kazimierza Wielkiego. Pragnęła bowiem, by dziedzictwo rodu trwało nie tylko w działalności instytucji naukowych, które stworzyła i wspierała, ale także dzięki konkretnemu spadkobiercy Jej nazwiska i idei.
Tradycje i spuściznę rodu Lanckorońskich oraz mojego własnego kontynuuje Fundacja Książąt Lubomirskich, na czele której stoję. Powstała ona jako wyraz i rozwinięcie działalności dobroczynnej, prowadzonej od wielu wieków przez moją rodzinę. Fundacja zajmuje się działalnością edukacyjną, społeczną i naukową, wspierając instytucje i osoby prywatne oraz tworząc własne placówki. Nasze działania programowe realizowane są poprzez dofinansowanie projektów naukowo-badawczych, stypendialnych, kulturalnych i integrację środowiska najbardziej zasłużonych dla Polski rodzin. Działalność Cioci Karli i pamięć o Niej są dla mnie punktem odniesienia i wzorem do naśladowania. Spuścizna pozostawiona przez Ciocię i zadanie kontynuowania Jej dzieła to wielki zaszczyt, a zarazem olbrzymia odpowiedzialność.
Jan Lubomirski-Lanckoroński
prezes Fundacji Książąt Lubomirskich

Wstęp

Czy oddanie wszystkich swych sił temu, co się
najbardziej kocha, jest zasługą? Myślę, że nie.

Karolina Lanckorońska

Ostatnia przedstawicielka rodu Lanckorońskich z Brzezia uważa, że historia jej rodziny, wywodzącej swoją genealogię od XIV wieku, nakłada na nią raczej zobowiązania niż przywileje. W czasach Rzeczypospolitej szlacheckiej Lanckorońscy aktywnie uczestniczyli w życiu politycznym. Byli wybierani na posłów i senatorów na sejmy; w galerii różnych godności i funkcji, obok biskupa, wojewodów, kasztelanów i starostów, nie zabrakło generała i hetmana polnego koronnego2. Karolina Lanckorońska urodziła się w XIX wieku (1898 r.), przeżyła cały wiek XX, będąc nie tylko świadkiem, ale i uczestnikiem wielu historycznych wydarzeń, czyniąc służbę dla Polski i nauki polskiej główną treścią swojego życia.
W XIX wieku stolica Habsburgów stała się główną przystanią rodziny Lanckorońskich. Kiedy Antoni (1760–1830), poseł na Sejm Czteroletni i zwolennik Konstytucji 3 maja, po trzecim rozbiorze Rzeczypospolitej przeniósł się do Wiednia, otrzymał tam godność szambelana austriackiego i został wybrany na marszałka Sejmu stanowego. Jego syn Kazimierz (1802–1874), zasiadał w Izbie Panów, a wnuk Karol – ojciec Karli – wyróżniony Orderem Złotego Runa, otrzymał nominację na wielkiego ochmistrza dworu Franciszka Józefa I. W XIX wieku Lanckorońscy powoli zaczęli wtapiać się w organizm państwowy wielonarodowej monarchii.
Życie ostatniego z nich, Karola Lanckorońskiego (1848–1933), znakomitego kolekcjonera i zamiłowanego historyka sztuki, przypadło na okres rozkwitu i upadku monarchii austro-węgierskiej. Otaczany szacunkiem właściciel rozległych dóbr w Galicji, Królestwie Polskim i Styrii, ceniony był za naukowe zainteresowania i kolekcjonerskie pasje, mające najzupełniej renesansowy rozmach. Jego zbiór obrazów w Palais Lanckoroński stanowił jedną z najbogatszych w Wiedniu prywatnych galerii sztuki3. Poprzez małżeństwa, dwukrotnie z Austriaczkami, a po raz trzeci z Prusaczką, Małgorzatą Lichnowsky (siostrą Karla Maxa Lichnowskiego, ambasadora niemieckiego w Londynie w latach 1912–1914), Lanckoroński „zżył się na pozór całkowicie ze światem dworu i bardzo ekskluzywnej arystokracji austriackiej”4. Pod berłem Habsburgów i w trójnarodowej federacji widział miejsce Polski, ale wraz ze śmiercią cesarza, a później upadkiem austro-węgierskiej monarchii odszedł świat jego politycznych iluzji. Związany tak bardzo z kulturą austriacką i niemiecką, dla kultury i nauki polskiej uczynił niezmiernie wiele. Za tę działalność został odznaczony przez rząd niepodległej Polski Wielką Wstęgą Orderu Polonia Restituta. Kiedy po jego śmierci ukochana córka Karla sprzątała stojący nieopodal łóżka stolik, zobaczyła na nim otwartą książkę. Był to Pan Tadeusz Adama Mickiewicza.
Lanckoroński unikał wywierania nacisku na skłonności i wybory polityczno-narodowe swoich dzieci. Antoni, Karla i Adelajda, wychowywani i edukowani w Wiedniu, odczuwali najbliższy związek z kulturą i dziejami Polski dawnej i tej, która wybijała się na niepodległość. W czasie pierwszej wojny światowej, gdy wielki ochmistrz dworu habsburskiego przeżywał śmierć cesarza, jego ­18-letnia córka z młodzieńczą pasją zbierała legionowe fotografie, broszury i orzełki, ­sympatyzując z postacią „brygadiera” ­Piłsudskiego. Przez pewien czas opiekowała się chorymi i rannymi żołnierzami polskimi w zakładzie rekonwalescencyjnym (Faniteum), wznie­sionym przez jej ojca. Z przejęciem czytała Echa leśne, Wierną rzekę Stefana Żeromskiego. To wtedy najbliższa jej sercu stała się poezja Juliusza Słowackiego, której duże fragmenty znała na pamięć.
Po zakończeniu wojny ujawniły się naukowe pasje wówczas gimnazjalistki, która już wtedy jako wolna słuchaczka zaczęła uczęszczać na wykłady uniwersyteckie znanego w Wiedniu historyka sztuki Maxa Dvořáka. Po uzyskaniu świadectwa dojrzałości (1920) w prywatnym gimnazjum „Zu den Schotten” zapisała się na uniwersytecie wiedeńskim na historię sztuki. Wybór kierunku studiów był tak oczywisty, jak naturalny był od dzieciństwa jej kontakt ze sztuką. Rodzinna kolekcja obrazów w wiedeńskim pałacu oraz liczne podróże po muzeach europejskich nie pozostały bez wpływu na jej żywą wyobraźnię. Również w letniej rezydencji galicyjskiej w Rozdole, dokąd przyjeżdżała z rodziną na okres wakacji, mogła oglądać, obok portretów przodków, malarstwo polskie. Wszak ściany rozdolskiego pałacu zdobiły obrazy m.in. Jana Matejki, Artura Grottgera, Józefa Chełmońskiego i Jacka Malczewskiego, niemal „nadwornego” malarza Lanckorońskich. W neobarokowym dużym pałacu wiedeńskim nie czuła się najlepiej, po latach wspominała: „Przez mniej więcej siedem miesięcy w roku czekaliśmy na upragnione pobyty w Rozdole. Przyjeżdżaliśmy w czerwcu, a wyjeżdżaliśmy do Wiednia zwykle w połowie listopada. Ważny dzień św. Karola, wspólne imieniny ojca i moje (także dzień urodzin ojca), obchodziliśmy zawsze w Rozdole. W jadalni, jak nakazywała rodzinna tradycja, krzesła solenizantów były tego dnia ubrane kwiatami”5. Najpiękniejsze chwile dzieciństwa przeżyła właśnie tam, wdrapując się na drzewa i w ich cieniu składając młodzieńcze przysięgi… W okresie studenckim, widząc zaniedbania w opiece zdrowotnej, „biegała po chorych”. Po powrocie do Wiednia słuchała wykładów z historii sztuki i studiowała twórczość ukochanego artysty – Michała Anioła. Czasami ojciec wyrażał niezadowolenie ze studenc­kiego trybu życia córki, argumentując, że „kobiety renesansu były […] wykształcone, a nie biegały o ósmej rano do tramwaju, z teczką pod pachą”. Jeszcze przed uzyskaniem doktoratu myślała o swojej przyszłości. Chęć poświęcenia się dla innych, pociąg do pielęgniarstwa i zainteresowanie dla spraw medycznych sprawiły, że pojechała do Warszawy, aby zobaczyć szkołę pielęgniarek.
Ostatecznie za radą życzliwego jej, „bardziej dobrego i bardziej mądrego od innych” Tadeusza Rawskiego, lekarza z Rozdołu, wybrała pracę naukową. Na podstawie rozprawy Studien zu Michel­angelos Jüngstem Gericht und seiner künstlerischen Deszendenz, którą przygotowywała u M. Dvořáka, a po jego śmierci ukończyła pod kierunkiem Juliusa von Schlossera, uzyskała 21 maja 1926 roku na uniwersytecie wiedeńskim dyplom doktora z zakresu historii sztuki.
Jeszcze w roku 1926 dr Lanckorońska wyjechała na dłużej do Rzymu, gdzie poświęciła się badaniom nad sztuką włoską okresu renesansu i baroku. Zgromadzone wówczas materiały zaowocowały w jej późniejszych pracach naukowych. Przy Stacji Rzymskiej PAU była bibliotekarką i przez kilka lat kierowała działem historii sztuki, porządkując m.in. zbiory biblioteczne i fotograficzne, pochodzące częściowo z darowizny jej ojca. Karol Lanckoroński zmarł w 1933 roku, odziedziczone po nim majątki w Galicji jeszcze bardziej zbliżyły rodzeństwo Lanckorońskich do Polski. Karla została dziedziczką Komarna i na stałe zamieszkała we Lwowie. Niemałą rolę w podjęciu tej decyzji odegrały względy naukowe – możliwość kariery uniwersyteckiej. W 1934 roku została członkiem Towarzystwa Naukowego Lwowskiego, a w październiku komisja na Uniwersytecie Jana Kazimierza przychylnie rozpatrzyła jej podanie o dopuszczenie do habilitacji z historii sztuki nowożytnej, wyrażając „jednomyślne przekonanie, że pozyskanie drki Lanckorońskiej do współpracy na UJK w charakterze docenta historii sztuki jest rzeczą pożądaną”. Jeszcze w tym samym roku – jako prywatny docent – rozpoczęła wykłady i ćwiczenia. Jej habilitacja na podstawie rozprawy Dekoracja kościoła Il Gesù na tle rozwoju baroku w Rzymie została przyjęta 13 grudnia 1935 jednomyślną uchwałą Rady Wydziału Humanistycznego, a 13 stycznia 1936 – Senatu Uniwersytetu Jana Kazimierza6. W ten sposób została pierwszą w Polsce kobietą, która uzyskała habilitację z zakresu historii sztuki. Mogła teraz poświęcić się całym sercem temu, czego pragnęła najbardziej – pracy dydaktycznej i naukowej na uniwersytecie, ale, jak zwykła była mówić, to szczęście nie dane jej było na długo.

* * *

Swoje Wspomnienia wojenne rozpoczyna od momentu wybuchu wojny i wkroczenia do Lwowa we wrześniu 1939 roku wojsk sowieckich. Mając do wyboru emigrację, wybrała los „późnego wnuka” swoich walecznych przodków. Okupowanej przez obce wojska Polski opuścić nie chciała. Na przełomie 1939 i 1940 roku prowadziła jeszcze na uniwersytecie zajęcia z historii sztuki, ale dość szybko włączyła się w działalność konspiracyjną. W styczniu 1940 roku złożyła przysięgę we lwowskim Związku Walki Zbrojnej. Przejmujące, tragiczne wydarzenia z owego czasu – wywózki w głąb ZSRR, porwania i bezprawie, klimat ludzkiej rozpaczy i bezsilności starała się utrwalić we Wspomnieniach… najwierniej. Liczne aresztowania w konspiracji lwowskiej spowodowane doniesieniami konfidentów przyspieszyły jej ucieczkę ze Lwowa w maju 1940 roku. Po przybyciu do Krakowa odtworzyła konspiracyjne kontakty. Z rozkazu płk. Tadeusza Komorowskiego, komendanta Okręgu Krakowskiego ZWZ, wykonywała różne zlecenia, m.in. tłumaczyła na język niemiecki odezwy o treści demoralizującej armię niemiecką, które następnie rozklejane były na afiszach i murach miasta. Głównie jednak zaangażowała się w działalność Polskiego Czerwonego Krzyża, gdzie jako pielęgniarka wolontariuszka niosła samarytańską pomoc rannym i chorym jeńcom wojennym uwolnionym ze stalagów i oflagów. Odtąd była świadkiem „wielu śmierci i wielu pogrzebów”. W drugiej połowie 1941 roku Rada Główna Opiekuńcza (RGO) powierzyła Karli Lanckorońskiej opiekę nad więźniami w całej Generalnej Guberni. Pracy tej poświęciła się całkowicie. Świetna znajomość języka niemieckiego, arystokratyczne pochodzenie oraz stanowczość i odważna postawa wobec Niemców sprzyjały skutecznej działalności. Zorganizowana przez nią akcja zbiorowego dożywiania w więzieniach, dostarczania paczek i innej pomocy dla ok. 27 tysięcy więźniów przyczyniła się do uratowania życia wielu aresztowanym.
W styczniu 1942 roku jako urzędniczka RGO wyjechała do Stanisławowa. Dowiedziawszy się o masowych mordach dokonywanych przez tamtejsze gestapo, przesłała niezwłocznie meldunek gen. Komorowskiemu. Pomimo otrzymania w marcu nominacji na zarządcę komisarycznego RGO w województwie stanisławowskim, przy akceptacji władz niemieckich, napotykała trudności, wzbudzając swoją działalnością coraz większe podejrzenia, zwłaszcza szefa gestapo Hauptsturmführera SS Hansa Krügera. 12 maja 1942 została aresztowana w trakcie zebrania RGO w Kołomyi, a następnie przewieziona do więzienia w Stanisławowie. W czasie przesłuchania jej prześladowca Krüger, zdenerwowany nieugiętą postawą aresztowanej, manifestowaniem polskości i przekonany o czekającym ją bliskim wyroku śmierci, przyznał się do zamordowania 25 profesorów wyższych uczelni Lwowa. W ten sposób stała się pierwszym świadkiem w sprawie tajemniczej do tej pory zbrodni. Nieoczekiwanie dla Krügera interwencja włoskiej rodziny królewskiej u H. Himmlera uchyliła wykonanie wyroku śmierci. W kilka dni później, 8 lipca 1942, znalazła się w więzieniu we Lwowie. Tam, przesłuchiwana przez komisarza SS Waltera Kutschmanna, opowiedziała o przebiegu śledztwa w Stanisławowie i na jego polecenie napisała 14-stronicowy raport, w którym m.in. ujawniła przyznanie się Krügera do zamordowania profesorów we Lwowie. Tekst ten dotarł do H. Himmlera i on zapewne był odpowiedzialny za umieszczenie „szowinistycznej” polskiej hrabiny w obozie koncentracyjnym dla kobiet w Ravensbrück. 27 listopada 1942 pod eskortą esesmanów opuściła Lwów i Polskę na zawsze.
Po pobycie w więzieniu na Alexanderplatz w Berlinie 9 stycznia 1943 r. została przywieziona do miejsca przeznaczenia w Ravens­brück. W obozie otrzymała nr 16076; w wyniku wielokrotnych interwencji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża umieszczono ją w izolatce (Sonderhaft). „Wyróżnienie” to uznała za upokarzające i na własną prośbę wróciła do obozu jako zwykła więźniarka. „Są rzeczy, których ludzie niezdolni są słuchać, rzeczy, których umysł ludzki ogarnąć nie potrafi” – pisała po opuszczeniu Ravensbrück. We Wspomnieniach… spotykamy przejmujące, dokumentalne opisy scen życia obozowego więźniarek, ich przerażenie i lęk przed chorobą, torturą, śmiercią; wyczuwalna jest atmosfera nieustannego napięcia. Na tym tle wyróżniały się więźniarki o charakterach niezłomnych, potrafiące w skrajnych warunkach obozowych ratować ludzką godność. Organizowane przez nie spotkania, wykłady i rozmowy na tematy z innej, normalnej rzeczywistości udowadniały, że „ta cała brutalność bez nazwy, że te wszystkie okrucieństwa nie zdołały w niezliczonych wypadkach zniszczyć ani złamać, ani nawet uszczerbić sił ducha”. Im właśnie K. Lanckorońska poświęciła kreślone jakby mimochodem krótkie charakterystyki, portrety z pamięci. Sama prowadziła zajęcia z historii sztuki dla „królików”, tj. kobiet, na których przeprowadzano niebezpieczne eksperymenty medyczne.
Na miesiąc przed zakończeniem wojny, 5 kwietnia 1945 r., jako pierwsza Polka, z grupą 299 Francuzek została zwolniona z obozu. Był to efekt interwencji prezesa Międzynarodowego Czerwonego Krzyża prof. Carla Burckhardta. W pamięci czytelników Wspomnień… zapadnie z pewnością, obok wielu, ostatnia scena z Ravensbrück, pożegnania Karli Lanckorońskiej z więźniarkami, gdy przy przekraczaniu bramy, zgodnie z obozowym przesądem, odwraca się twarzą do obozu.

* * *

W Szwajcarii Karla Lanckorońska złożyła na ręce prof. Burck­hardta raport o sytuacji więźniarek w Ravensbrück. Swoje ­niedawne przeżycia opublikowała na łamach szwajcarskich czasopism naukowych po francusku: Souvenir de Ravensbrück („Revue ­Universitaire Suisse” 1945, vol. 2) i po niemiecku: Erlebnisse aus Ravensbrück („Schweizerischer Hochschulzeitung” Jg 19: 1945/46 Heft 2). W tym też czasie zaczęła pisać swoje Wspomnienia…7. Wyjazd do Włoch i spotkanie z żołnierzami 2. Korpusu, którzy nie chcieli wracać do komunistycznej Polski, postawiły przed nią nowe, niezwykłe zadanie. Na życzenie gen. Władysława Andersa, w randze public relations officer 2. Korpusu (później porucznika AK), podjęła się zorganizowa­nia studiów dla ok. 1300 byłych żołnierzy 2. Korpusu. Jej znajomości i przedwojenne kontakty naukowe umożliwiły przyjęcie polskich studentów na uczelnie włoskie w Rzymie, Bolonii i Turynie. Później wspierała podobną działalność w Wielkiej Brytanii ­i ­w Szkocji.
W listopadzie 1945 roku podpisała z ks. prałatem Walerianem Meysztowiczem i uczonymi polskimi działającymi na emigracji akt fundacyjny Polskiego Instytutu Historycznego w Rzymie. Związana z tym „małym ośrodkiem Wolnej Nauki Polskiej”, poświęciła się całkowicie pracy wydawniczej i organizacyjnej dla nauki polskiej. O swojej determinacji i ówczesnych wyborach mówiła wiele lat później: „Losy Kraju tak mną pokierowały, nakłoniły do wyrzeczenia się ukochanych badań nad historią sztuki […]. Wydawało mi się wtedy – i myślę, że miałam rację, była to jedyna w moim życiu bolesna ofiara – że służba kulturze polskiej obecnie ode mnie wymaga nie badań nad Michałem Aniołem, lecz pracy zupełnie innej. Jasnym dla mnie było, że teraz trzeba poświęcić wszystkie siły badaniu i wydawaniu źródeł do historii Polski z archiwów Zachodu”8. W ramach Polskiego Instytutu Historycznego przyczyniła się do wydania roczników poświęconych dziejom Polski „Antemurale” (28 tomów), pomnikowej serii źródeł: „Elementa ad Fontium Editiones” (76 tomów) oraz „Acta Nunciaturae Polonae”. Trudna do ocenienia jest działalność założonej w 1967 roku Fundacji Lanckorońskich z Brzezia, wspierającej naukę polską.
Karlę Lanckorońską, która przez całe życie służyła polskiej nauce i kulturze, wyróżnia niegdysiejszy, obywatelski patriotyzm. Odziedziczoną po ojcu unikatową kolekcję obrazów, jako ostatnia z rodu, podarowała w 1994 roku – „w hołdzie Rzeczypospolitej Wolnej i Niepodległej” – na zamki królewskie w Krakowie i w Warszawie. Kiedy miesięcznik „Znak” rozesłał do wybitnych postaci polskiej kultury ankietę z pytaniem „Czym jest polskość?”, K. Lanc­korońska odpowiedziała najkrócej: „Polskością jest dla mnie świadomość przynależności do narodu polskiego. Uważam, że należy dać możliwie konkretne dowody tej świadomości, natomiast nie rozumiem potrzeby jej analizy”. Fundamentalna działalność Karli Lanckorońskiej polegała, i nadal polega, na wspieraniu życia naukowego, nieustannym czuwaniu, by nauka i kultura polska pozostawały w orbicie kultury europejskiej i światowej.
Lech Kalinowski i Elżbieta Orman

PS Karolina Lanckorońska zmarła w rok po ukazaniu się Wspomnień wojennych, 25 sierpnia 2002 roku, w Rzymie i została pochowana na tamtejszym cmentarzu Campo Verano.

Przedmowa

Pamiętnik ten, przeznaczony do ewentualnego wydania po mojej śmierci, pisałam w latach 1945–1946, po moim zwolnieniu z niewoli niemieckiej9. Tekst początkowo był napisany z myślą o wydaniu w języku angielskim. Kazałam przetłumaczyć kilka ustępów i przedstawiłam je dwóm wydawcom. Obaj z miejsca odrzucili z uzasadnieniem, że „tekst jest zbyt antyrosyjski”. Po kilku latach znów przedstawiłam go dwóm innym angielskim wydawcom, którzy także odmówili, tym razem z uzasadnieniem, że „tekst jest zbyt antyniemiecki”.
Pamiętnik ten ma być sprawozdaniem i tylko sprawozdaniem z tego, czego byłam świadkiem w czasie drugiej wojny światowej. Wiem, że inni przeżyli o wiele więcej – nie byłam ani w Oświęcimiu, ani w Kazachstanie – ale też wiem, że każda sumienna relacja wnosi szczegóły nowe do obrazu owych lat.
Zmian prawie nie wprowadziłam, choć niejeden ustęp mówi o rzeczach dziś powszechnie znanych i gdzie indziej lepiej opisanych. Problem ewentualnych skrótów pozostawiam ocenie moich wydawców, bo książki pisanej przed przeszło pięćdziesięciu laty samemu ani ocenić, ani przerobić nie sposób. Zastrzegam przy tym tylko, że opuszczenia mogą odnosić się jedynie do szczegółów, a nie do ogólnej atmosfery, w której pamiętnik ten powstał. Powierzam go w pierwszym rzędzie profesorowi Lechowi Kalinowskiemu i pani Eli Orman. Być może, że zechcą innych Przyjaciół wciągnąć do narady w sprawie skrótów.
K.L.
Rzym, dn. 20.02.1998

 
Wesprzyj nas