Słowiański zielnik, jakiego do tej pory nie było! Poznaj magiczną moc ziół i ich patronek. Którą Boginią jesteś? Na początku były Trzy. Trzy Boginie. Ta, która stwarza. Ta, która nagradza. I ta, która niszczy. Biała, czerwona i czarna…


“Słowiańskie Boginie Ziół” to nie tylko historia trzech Bogiń: Dziewanny – Bogini wiosny i życia, Mokosz – Bogini Matki i Matki Ziemi oraz Marzanny – Bogini zimy i śmierci.

To przede wszystkim słowiański zielnik. Każdej z Bogiń były poświęcone szczególne zioła z wyjątkowymi właściwościami.

Dlaczego nasięźrzał był zwany miłośnicą, dziewanna – dziwoszką, a bylica zielem zapomnienia?

Co dziurawiec miał wspólnego z boginkami, a jarzębina z rusałkami?

Każda ze słowiańskich bogiń została w wyjątkowy sposób sportretowana przez Martę Jamróg – artystkę z Jasielskiej Pracowni Ikon.

Joanna Laprus
Słowiańskie boginie ziół
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 24 listopada 2021
 
 

Wstęp

Chcia­ła­bym opo­wie­dzieć o dzie­ciń­stwie spę­dzo­nym u babci na wsi, wśród pól zie­lo­nych, mleku pitym pro­sto od krowy i poczci­wym Burku, który kury ganiał. Jed­nak wycho­wa­łam się w mie­ście, na podwórku tak wybe­to­no­wa­nym, że z roślin widzia­łam tam tylko babkę lan­ce­to­watą i żółte kwiaty mniszka z tru­dem prze­ci­ska­jące się mię­dzy kra­węż­ni­kiem a płytą chod­ni­kową.
Na szczę­ście w moim świę­to­krzy­skim mia­steczku były wtedy roz­le­głe tereny pełne łąk, któ­rych jesz­cze nie wyku­pił dewe­lo­per, a na spa­cery na te łąki zabie­rał mnie dzia­dek. Dzia­dek był abso­lut­nie magiczny, czy­tał mi baśnie, a tę o Żar-ptaku codzien­nie, znał mnó­stwo roślin, kochał wszyst­kie zwie­rzęta i potra­fił roz­ma­wiać z końmi. A któ­re­goś dnia zła­pał nawet dla mnie papugę na drze­wie. Pocho­dził z miej­sco­wo­ści, któ­rej nazwy nie umia­łam zapa­mię­tać. Wie­dzia­łam tylko, że uro­dził się na Pod­la­siu i że jest to bar­dzo daleko od miej­sca, w któ­rym miesz­kamy.
Na łąkach zbie­ra­li­śmy bukiety dla babci. Macie­rzankę, szał­wię, fio­łek, rutę – bo bab­cia miała pro­blemy z ner­kami i hyzop – bo miała niskie ciśnie­nie. Sto­krotkę – bo „czy­ści krew” i dziu­ra­wiec – bo „wszystko leczy”. I uko­chane przez dziadka nie­za­po­mi­najki, nad któ­rymi zawsze wzdy­chał, że jakieś malut­kie, bo u niego to rosły wysoko, hen, aż na wyso­kość kolan albo i do pasa.
Po dro­dze, nad sta­wem słu­cha­li­śmy żab, dzia­dek scy­zo­ry­kiem wydłu­by­wał kłą­cza tata­raku, a dla mnie ści­nał pałki, któ­rych nie wolno mi było wnieść do domu, ponie­waż zda­niem babci „przy­no­siły nie­szczę­ście”. Dzia­dek zda­nie miał odmienne i utrzy­my­wał, że nie tylko nie szko­dzą, a wręcz chro­nią, szcze­gól­nie przed duchami, które mogłyby się przy­pad­kiem zaplą­tać w domu.
W związku z roz­bież­no­ścią prze­ko­nań trzy­ma­li­śmy z dziad­kiem te pałki za szafą w kuchni, żeby bab­cia nie widziała, bo wia­domo, że czego oczy nie widzą, to lepiej dla nich, ale żeby jed­nak sko­rzy­stać z ich magicz­nej mocy. Więc korzy­sta­li­śmy. Z tej po cichu, a z wian­ków ple­cio­nych z sied­miu ziół na Matkę Boską Zielną ofi­cjal­nie. Dzia­dek zbie­rał rumia­nek, miętę, melisę, bazy­lię, roz­ma­ryn, lub­czyk i nastur­cję, bab­cia chciała szał­wię i wro­tycz. Wianki trzy­mała za świę­tym obra­zem i uży­wała według potrzeb. Gdy ktoś cho­ro­wał – zapa­rzała z nich her­batkę lub gdy zbli­żała się burza – spa­lała tro­chę ziół pod pie­cem, wszak chro­niły też przed pio­ru­nami.
Wraz z dziad­kiem ode­szły też zioła. Na moim wybe­to­no­wa­nym podwórku tata zro­bił mały ogró­dek, a z zasa­dzo­nego przez niego lub­czyku wyro­sło drzewo, które stało się miej­scem scha­dzek wszyst­kich kotów z oko­licy.
Wyje­cha­łam z mojego mia­steczka do więk­szego, które poko­cha­łam, a póź­niej do jesz­cze więk­szego, które lubię. Tęsk­nota za łąkami pozo­stała. Uśmie­rza­łam ją hodowlą ziół na bal­ko­nie oraz magicz­nymi warsz­ta­tami zie­lar­skimi. Czy­ta­łam stare i nowe ziel­niki, opra­co­wa­nia, książki i arty­kuły. W końcu poje­cha­łam tam, gdzie powin­nam już dawno poje­chać.
Pra­tu­lin. Nazwa brzmi jak z baśni. Pocho­dzi od łaciń­skiego pra­tum, czyli… łąka! I wygląda jak z bajek, które opo­wia­dał dzia­dek. To malutka miej­sco­wość nie­mal na gra­nicy z Bia­ło­ru­sią, tuż nad Bugiem. Dzika rzeka i łąki aż po hory­zont. Łąki pełne kwit­ną­cych bzów oraz nie­koń­czące się żółte pola rze­paku, bo była wła­śnie pora jego kwit­nie­nia. I nie­za­po­mi­najki, naprawę się­ga­jące aż do pasa! Oraz zie­leń zie­leńsza niż gdzie­kol­wiek indziej. Jeżeli po przod­kach dzie­dzi­czymy kolor oczu, wzrost, cechy cha­rak­teru, a także pewne skłon­no­ści, to ja odzie­dzi­czy­łam łąkę. A wraz z nią wiarę w magiczną moc Bogiń Ziół.


NA POCZĄTKU BYŁY TRZY. TRZY BOGI­NIE.
TA, KTÓRA STWA­RZA. TA, KTÓRA NAGRA­DZA.
I TA, KTÓRA PRZE­MIE­NIA. BIAŁA, CZER­WONA I CZARNA.
BIAŁA (DZIEW­CZYNA) PRZY­NOSI ŚWIA­TŁO.
JEST POCZĄT­KIEM I NOWYM ŻYCIEM.
CZER­WONA (MATKA) TO KRE­ACJA I PEŁ­NIA.
I CZARNA (STA­RU­CHA), KTÓRA SPY­CHA NAS W MROK,
BYŚMY MOGŁY SIĘ ODRO­DZIĆ.
NA POCZĄTKU BYŁY TRZY. A TAK NAPRAWDĘ JEDNA.
TRÓJ­BO­GINI WPI­SANA W KOŁO ŻYCIA.

Dzie­wanna

ta, która stwa­rza

Nikt nie spo­tkał Bogini Dzie­wanny, ale każdy wie­dział, kiedy przy­cho­dziła. Poja­wiała się w deli­kat­nych głów­kach prze­bi­śnie­gów i hia­cyn­to­wym zapa­chu waw­rzynka wil­cze­go­łyka, od któ­rego aż krę­ciło się w gło­wie. To ona roz­dmu­chi­wała żółty pyłek lesz­czyny i doda­wała mięk­ko­ści pro­mie­niom słońca. Była Bogi­nią wio­sny i po trud­nych zimo­wych nocach przy­no­siła dłuż­sze dni oraz nadzieję na nowe. Podobno ukry­wała się w gałę­ziach wiecz­nie zie­lo­nego świerku lub sosny.
Nikt nie widział Bogini Dzie­wanny, ale każdy wie­dział, po co wra­cała. Mówią, że zanim poja­wiła się Matka Boża Grom­niczna, to wła­śnie Dzie­wanna cho­dziła w lutym po polach, doglą­da­jąc ozi­min, aby nie zamar­zły. Towa­rzy­szyły jej wilki, a u stóp miała gniazdo zwia­stu­ją­cych wio­snę skow­ron­ków. W ręku trzy­mała zapa­loną grom­nicę, która chro­niła ludzi przed wio­sen­nymi pio­ru­nami, wil­kami, gdy w lutym zaczy­nały pod­cho­dzić pod domo­stwa w poszu­ki­wa­niu jedze­nia, złymi duchami, które mogły zaszko­dzić bez względu na porę roku i wszyst­kimi nie­szczę­ściami, jakie tylko spa­dłyby na ludz­kość.

Dzie­wanna uwa­żana była za opie­kunkę cho­rych, do niej modlono się, aby wypro­sić uzdro­wie­nie dla bli­skich. Nic więc dziw­nego, że grom­nica mocno wro­sła w kra­jo­braz ludowy, a z cza­sem zaczęła peł­nić funk­cję mistyczną i lecz­ni­czą wła­śnie.
Grom­niczne pamię­tam dzie­wanny – pisał w 1911 roku Jan Kaspro­wicz1. Zasto­so­wań grom­nicy było mnó­stwo. W cza­sie burzy sta­wiano zapa­loną świecę w oknie lub obcho­dzono z nią chatę i całemu domo­stwu zapew­niano w ten spo­sób ochronę przed ude­rze­niem pio­runa (gromu). Na Grom­niczną zapa­lano tyle świec, ile osób liczyła rodzina. Uwa­żano, że czyja świeczka zga­śnie pierw­sza, ten wkrótce umrze2. Zapa­lona grom­nica towa­rzy­szyła zresztą umie­ra­ją­cym w ich ostat­niej dro­dze.
Na Pod­la­siu pło­mie­niem grom­nicy opa­lano dzie­ciom końce wło­sów, aby ustrzec je przed zapa­le­niem uszu. Na ziemi rze­szow­skiej z kolei okrę­cano grom­nicę pasem­kiem lnia­nej kądzieli. Poświę­cone pasemko lnu palono póź­niej nad cier­pią­cymi na różne cho­roby skóry. Po zga­sze­niu grom­nicy pro­fi­lak­tycz­nie poły­kano jej dym, wie­rząc, że ustrzeże to przed bólem zębów3. Grom­nica była lana z wosku psz­cze­lego, nato­miast za knot słu­żyły usu­szone łodygi dzie­wanny (Ver­ba­scum thap­sus)4 – ziela noszą­cego imię Bogini.
Bez wąt­pie­nia zioła wywo­dzą swoje nazwy od tego, że zostały prze­ka­zane kie­dyś śmier­tel­ni­kom przez bogów. U Gre­ków głów­nie wyka­zy­wały się tą czyn­no­ścią Atena i Arte­mida, u nas wydaje mi się, ze wszyst­kich bogiń Frigg i Freya, albo inne, które prze­jęły tę rolę póź­niej, głów­nie Maria. Arte­mi­zja (bylica – przyp. autorki) została praw­do­po­dob­nie wyna­le­ziona lub wska­zana przez Arte­midę5
– pisał w 1835 roku w trak­ta­cie o mito­lo­gii ger­mań­skiej Jacob Grimm.
Żółta, miodna dzie­wanna jako ziele Bogini nio­są­cej świa­tło, które roz­ja­śnia zimowy mrok, od wie­ków była wyko­rzy­sty­wana jako pochod­nia. Ale nie tylko. Jej silna magiczna moc, wzmoc­niona bło­go­sła­wień­stwem Bogini, dawała ochronę przed nie­bez­pieczną pogodą, dzi­kimi zwie­rzę­tami, a przede wszyst­kim ciem­nymi mocami. Grom­nicę przy­stra­jano gałąz­kami świerku.
Świerk, który od wie­ków był uzna­wany za sym­bol życia, dłu­go­wiecz­no­ści i początku nowego cyklu wege­ta­tyw­nego – nie bez powodu został ulu­bio­nym drze­wem Bogini. Zwłasz­cza że był powią­zany z ideą żeń­sko­ści i dzie­wic­twa – świerk lub sosnę kła­dziono kie­dyś na gro­bach mło­dych ludzi, któ­rzy zmarli przed ślu­bem. Świerk miał cha­rak­ter obrzę­dowy i peł­nił funk­cje ochronne. Podobne zna­cze­nie przy­pi­sy­wano sośnie – drzewu dłu­go­wiecz­no­ści i wiecz­nego życia. Jej żywicę wyko­rzy­sty­wano do obrony przed wro­gami. Sosna w pie­śniach poja­wiała się nawet jako drzewo życia. Pogań­scy Sło­wia­nie sadzili ją w świę­tych gajach6. Świerk i sosna miały cha­rak­ter drzew magicz­nych sym­bo­li­zu­ją­cych zdro­wie, połą­cze­nie z zaświa­tami, ochronę i związki z duchem lasu. Powia­dali nawet, że na gałę­ziach świerku i sosny miały wisieć koły­ski dzieci leśnych duchów7. Wszyst­kie te cudowne wła­ści­wo­ści spo­wo­do­wały, że to wła­śnie świerk i sosna stały się świę­tymi drze­wami Dzie­wanny, bez­po­śred­nio z nią zwią­za­nymi i jej poświę­co­nymi.

Jako Bogini wio­sny i nowego cyklu, powią­za­nego z odra­dza­niem się przy­rody po trud­nych zimo­wych mie­sią­cach, Dzie­wanna koja­rzyła się z wital­no­ścią i obfi­to­ścią natury. Z jej bogac­twem i potęgą, a także ze świa­tłem, które pobu­dzało uśpioną zie­mię do życia. I z żywio­łem ognia, bla­skiem, jasno­ścią. Świad­czy o tym samo imię – któ­rego ety­mo­lo­gię nie­któ­rzy bada­cze wywo­dzą od indo­eu­ro­pej­skiego di – świe­cić, jaśnieć. Nie­któ­rzy wywo­dzą Dzie­wannę od pra­sło­wiań­skiego słowa divbjb – dziki, pra­sło­wiań­skiego divota – podziw, dzi­kość i od sło­wiań­skiego dziewy okre­śla­ją­cego dzie­wicę. Sło­wiań­skie dzie­wica ozna­czało pier­wot­nie: „miłą i młodą dziewkę, dziew­czynę”, „córkę”, następ­nie „kobietę nie­za­mężną”, a dopiero póź­niej „kobietę nie­winną, sek­su­al­nie nie­tkniętą”. Ozna­czało peł­nię zdro­wia, sił, wigor i roz­kwit8. Była więc Dzie­wanna Bogi­nią mło­do­ści, Bogi­nią jasną, białą. Bogi­nią, która roz­ja­śniała mrok i stwa­rzała nowe życie. Zachwy­ca­jąca, dzika i nie­po­skro­miona jak przy­roda, którą wła­dała, Dzie­wanna to uoso­bie­nie kobie­cej nie­za­leż­no­ści i powrotu do natury.
Biel – od wie­ków postrze­gana jako sym­bol dosko­na­ło­ści, ducho­wo­ści, nie­win­no­ści, Księ­życa – jako taka jest kolo­rem bogiń dzie­wi­czych, bogiń lunar­nych, ale też uosa­bia mądrość, intu­icję i radość ist­nie­nia9. Dzie­wanna z pasją oddaje się swo­jemu zada­niu, z tym samym zachwy­tem co roku powo­łuje do życia uśpioną przy­rodę. Jest szybka i nie­uchwytna, ale też kapry­śna. Jej dzie­wi­czość wynika ze zdol­no­ści życia bez męż­czy­zny, a nie z życia w celi­ba­cie. Bio­rąc pod uwagę jej tem­pe­ra­ment i krewki cha­rak­ter, a także funk­cję Bogini, która przy­no­siła miłość, jak rów­nież uwo­dzący cha­rak­ter rusa­łek – jej towa­rzy­szek – trudno uwie­rzyć, że ni­gdy nie poja­wił się nikt, kto poru­szyłby jej serce. Ten ktoś praw­do­po­dob­nie prze­grał z jej codzienną pracą lub z jakie­goś powodu (Dzie­wanna była prze­cież pamię­tliwa) został przez nią ustrze­lony.
Skoro Dzie­wanna była Bogi­nią przy­no­szącą zmianę pór roku, jej święto musiało wypaść pod­czas rów­no­nocy wio­sen­nej zwa­nej Jarymi Godami. Był to kil­ku­dniowy cykl obrzę­dów zwią­za­nych z poże­gna­niem zimy (Marzanny) i powi­ta­niem wio­sny (Dzie­wanny). Wyko­ny­wało się wtedy poświę­cony jej gaik (zwany też maikiem, nowym lat­kiem lub turzycą). Gaik Zie­lony skła­dał się z gałęzi sosno­wej lub świer­ko­wej (a jakże!), którą przy­stra­jano wstąż­kami, papie­ro­wymi ozdo­bami, świe­ci­deł­kami, wydmusz­kami, kwia­tami. Do wierz­chołka gaika czę­sto przy­mo­co­wy­wano lalkę zwaną „majem”, „narze­czoną”, „kró­lewną” albo po pro­stu „dzie­wanną”. Dziew­częta obno­siły ją od chaty do chaty jako sym­bol triumfu nad zimą. Otrzy­my­wały za to od gospo­dyń obwa­rzanki, kawałki cia­sta, jajka, drobne pie­nią­dze. Rytuał opro­wa­dza­nia gaika uwal­niał sym­bolicznie Dzie­wannę, a wraz z nią spro­wa­dzał świa­tło i wio­snę, aby roz­po­cząć nowy cykl życia10.
Ku czci Bogini i wio­sny sta­wiano rów­nież słupy majowe, zwane drzew­kami majo­wym lub wiu­chami11. Były to zwy­kle wyso­kie, pro­ste słupy drew­niane, wyrzeź­bione naj­czę­ściej z sosny. Na ich wierz­choł­kach wie­szano bukiety z polnych kwia­tów, zie­lo­nych gałą­zek i kolo­ro­wych wstą­żek. Drzewka sta­wiano na wiej­skim placu, z fan­tem12 do zdo­by­cia na wierz­chołku, po który wspi­nali się kawa­le­ro­wie.
Z drzew­kiem majo­wym wią­zała się kon­cep­cja axis mundi, czyli osi świata, gdzie nastę­puje zatrzy­ma­nie czasu, przez co moż­liwy jest kon­takt zarówno z prze­szło­ścią, jak i przy­szło­ścią. Osią świata może być wła­śnie ogromne drzewo. Wokół drzewka miej­scowi wyko­ny­wali spe­cjalny taniec, któ­rym cele­bro­wano życio­dajne siły natury13.

Ale drzewka majowe poświę­cone Dzie­wan­nie miały jesz­cze jedno zasto­so­wa­nie. Zalot­nicy usta­wiali je w nocy przed oknami upa­trzo­nych przez sie­bie dziew­cząt. W ten spo­sób sygna­li­zo­wali zain­te­re­so­wa­nie wybraną panną, jed­no­cze­śnie zysku­jąc przy­chyl­ność Bogini, ponie­waż Dzie­wanna była rów­nież patronką praw­dzi­wej miło­ści i od niej zale­żało, czy uczu­cie się pojawi. Do niej modlono się o dobrego męża lub żonę. Czu­wała rów­nież nad wier­no­ścią przy­sięgi mał­żeń­skiej. Dziew­częta skła­dały na ołta­rzach Dzie­wanny pukle wło­sów kawa­le­rów, pro­sząc, aby roz­pa­liła w nich szczere uczu­cie.
Jak na Bogi­nię miło­ści przy­stało, Dzie­wanna leczyła rów­nież zła­mane serca – dla­tego nazy­wana była Łaskawą. A także Krasą, Panią Kra­sną czy Panią Czer­woną. Jej atry­bu­tami podobno były: złota obrączka i pąk dzi­kiej róży – zwa­nej szyp­szyną. Na jej pier­siach lub ramio­nach sie­działy dwa Motyle Pazie Kró­lo­wej – Czarny i Nie­bie­ski – pierw­szy jest posłań­cem miło­ści pło­chej (chwi­lo­wej, nie­szczę­śli­wej), drugi miło­ści dozgon­nej (peł­nej i szczę­śli­wej)14.
Dzie­wanna zwią­zana z obfi­to­ścią nowego życia jako Bogini księ­życa sym­bo­li­zo­wała płod­ność we wszyst­kich jej aspek­tach: od płod­no­ści ziemi wyda­ją­cej plony do płod­no­ści kobiety. To o jej wspar­cie pro­siły kobiety pra­gnące dziecka. Do niej modliły się rodzące, aby zesłała im łatwy, krótki i szczę­śliwy poród. Do powszech­nych wie­rzeń nale­żało też mówie­nie o tym, że Bogini bło­go­sławi każ­demu nowo naro­dzo­nemu dziecku15. Być może był to spo­sób na zyska­nie przy­chyl­no­ści Bogini, która potra­fiła być rów­nież wynio­sła i miała swoje inne, surowe obli­cze (ach, te nie do końca jasne rela­cje z Marzanną, którą nie­któ­rzy brali za jej sio­strę lub matkę, a inni po pro­stu za jej inne mroczne wcie­le­nie). Jed­nak w swym jasnym aspek­cie Dzie­wanna wspie­rała ludzi, zwie­rzęta i całą przy­rodę. Pamię­tały o tym szcze­gól­nie nie­za­mężne kobiety i młode mężatki, skła­da­jąc w ofie­rze wieńce i wianki z poświę­co­nych jej ziół takich jak: dzie­wanna, dziu­ra­wiec, bylica i pio­łun.
Wianki wite z ziół miały spe­cjalne zna­cze­nie obrzę­dowe, magiczne i lecz­ni­cze, szcze­gól­nie wzmoc­nione przez koli­stość wianka. Koło w wielu kul­tu­rach, nie tylko sło­wiań­skiej, postrze­gane jest jako figura magiczna, peł­niąca funk­cję ochronną, a także nada­jąca cechy sacrum temu, co znaj­duje się w jego wnę­trzu16. Koło było sym­bo­lem bóstwa, wie­czy­stego prawa, nie­skoń­czo­no­ści, wiecz­no­ści, abso­lutu, dosko­na­ło­ści, rów­no­wagi, wewnętrz­nej jed­no­ści i har­mo­nii mate­rii, jed­no­ści, czasu, regu­lar­no­ści, cią­gło­ści, ide­al­nego, wiecz­nego ruchu, egzy­sten­cji cyklicz­nych oraz Nieba (w prze­ci­wień­stwie do Ziemi)17.
Obok swo­jego wio­senno-mło­dzień­czego wcie­le­nia Dzie­wanna miała jesz­cze inne aspekty: była Bogi­nią lasów i dzi­kiej przy­rody, jed­no­cze­śnie opie­kunką zwie­rząt, ale i patronką łowów. To wła­śnie Dzie­wannę pro­sili o przy­chyl­ność wyru­sza­jący na polo­wa­nia myśliwi. Ale wspie­rała tylko tych, któ­rzy polo­wali, by wyży­wić swoje rodziny i trak­to­wali zwie­rzęta z należ­nym sza­cun­kiem. W ofie­rze przy­no­szono jej część zdo­by­czy upo­lo­wa­nej w cza­sie łowów. Świą­ty­nie ku jej czci budo­wane były w lesie. Brzmi zna­jomo, prawda? Na podo­bień­stwo Dzie­wanny do rzym­skiej Diany wska­zy­wał Jan Dłu­gosz (1415–1480) w swo­ich Rocz­ni­kach:
Jako że pań­stwu Lechi­tów wyda­rzyło się powstać na obsza­rze zawie­ra­ją­cym roz­le­głe lasy i gaje, o któ­rych sta­ro­żytni wie­rzyli, iż zamiesz­kuje je Diana i że Diana rości sobie władz­two nad nimi, Cerera zaś uwa­żana była za matkę i bogi­nię uro­dza­jów, któ­rych dostat­ków kraj potrze­bo­wał, (przeto) te dwie bogi­nie: Diana w ich języku Dzie­wanną (Dze­wana) zwana i Cerera zwana Marzanną (Marzy­ana) cie­szyły się szcze­gól­nym kul­tem i nabo­żeń­stwem18.
Jako Bogi­nię łowów Dzie­wannę wyobra­żano sobie zwy­kle jako piękną kobietę, z dłu­gimi jasnymi wło­sami, prze­miesz­cza­jącą się na jele­niu z łukiem i strzałą, w towa­rzy­stwie wil­ków (lub psów) i sza­rego zająca. Na Rusi Dzie­wanna przed­sta­wiana była w futrze z kuny, pokry­tym wie­wiór­czymi skór­kami. Na wierzch, zamiast opoń­czy, miała narzu­cone futro z niedź­wie­dzia, któ­rego głowa słu­żyła jako szy­szak. Oprócz łuku i strzały Dzie­wanna uży­wała roha­tyny (włóczni z hakiem przy gro­cie) oraz noża19. Jako wytrawna łow­czyni polo­wała zarówno w połu­dnie, jak i przy świe­tle księ­życa20.

Leśne pocho­dze­nie Dzie­wanny potwier­dził nie­miecki ksiądz i histo­ryk, Chri­stian Knau­the (1706–1784):
Dzie­wanna, Dzie­vo­nia była bogi­nią całej dzi­kiej ziemi i lasów, a zatem to Dzika i Leśna Bogini…21.
Co cie­kawe, w wie­rze­niach Łuży­czan Dzie­wanna (czyli Dživica) wyobra­żona z łukiem i strza­łami peł­niła jesz­cze jedną, ważną funk­cję: na świę­tym dla Łuży­czan jele­niu odpro­wa­dzała dusze w zaświaty22.
Dzie­wanna, jak jej rzym­ska odpo­wied­niczka Diana, była rów­nież Bogi­nią cza­rów oraz patronką wszel­kich wiedźm i cza­row­nic, czym nie zyskała póź­niej popu­lar­no­ści wśród chrze­ści­jań­skich misjo­na­rzy. Kościół uwa­żał Dianę za głów­nego wroga i nazy­wał ją „kró­lową wiedźm”23, stąd na Dzie­wannę, która dzie­liła ten aspekt z rzym­ską bogi­nią, spadł taki sam gniew i nie­na­wiść kleru, pod­sy­cane opo­wie­ściami o wszech­obec­nych cza­row­ni­cach, szko­dzą­cych pro­stemu i reli­gij­nemu ludowi.
Tym­cza­sem nale­ża­łoby roz­róż­nić wiedźmy od cza­row­nic. Jak uważa Elż­bieta Szot-Radzi­szew­ska24: wiedźmy, czyli kobiety, które wie­dzą, widzą przy­szłość, rodzą się z takim darem, cza­row­nice nato­miast cza­rów się musiały wyuczyć. Wszyst­kie te wta­jem­ni­czone w czary i poma­ga­jące ludziom kobiety to cza­ro­dziejki, takie jak: zna­chorki, zie­larki, zie­li­chy, a upra­wia­jące czarną magię, spro­wa­dza­jące cho­roby, rzu­ca­jące uroki i krad­nące mleko – to cza­row­nice. W cza­sach chrze­ści­jań­skich poma­ga­jące ludziom cza­ro­dziejki i wiedźmy zde­mo­ni­zo­wano i wrzu­cono do jed­nego kotła z cza­row­ni­cami.
Bogini chro­niła przed złymi mocami i trzy­mała ich szko­dliwe dzia­ła­nia na wodzy, pod warun­kiem że ktoś jej nie znie­wa­żył. Gdy tak się stało, z wio­sen­nej i łagod­nej zamie­niała się w Bogi­nię zemsty. Sta­wała się mściwa i okrutna. I tu ujaw­niało się dru­gie obli­cze Dzie­wanny: z Bogini życia prze­ista­czała się w Bogi­nię śmierci. Poja­wiała się wtedy na roz­sta­jach dróg lub przy gro­bach oto­czona sforą wście­kłych duchów psów lub wil­ków. Wyj­mo­wała swój łuk i cel­nie tra­fiała w deli­kwenta, który czymś jej się nara­ził. Zatem, jeśli dopa­dła kogoś nagła i nie­spo­dzie­wana śmierć, ani chybi było to za przy­czyną roz­sier­dzo­nej Dzie­wanny25.
Dzie­wanna jako Bogini cza­rów musiała na swoją sie­dzibę wybrać miej­sce wyjąt­kowe. Sie­dli­skiem Bogini została Łysa Góra, zwana Łyś­cem, która jest dru­gim co do wyso­ko­ści szczy­tem Gór Świę­to­krzy­skich (594 m n.p.m.). Sło­wia­nie mieli szcze­gólne rela­cje ze swo­imi bogami, stąd czcili ich w miej­scach wyjąt­ko­wych, czę­sto trudno dostęp­nych. Takich, które budziły zarówno lęk, jak i podziw. Były to zwy­kle święte gaje oraz góry, aby można było zbli­żyć się do bóstw, duchów przy­rody czy przod­ków.

Na Łysej Górze czczono trzy bóstwa: Ładę, Bodę i Leli. Na szczy­cie usy­pano cha­rak­te­ry­styczny dla tego typu miejsc wał kul­towy. Każ­dego roku, w nocy z 30 kwiet­nia na 1 maja na Łysej Górze odda­wano cześć duchom przod­ków. Gaszono święte ognie i witano powra­ca­jące z zaświa­tów dusze, a o świ­cie roz­pa­lano nowy pło­mień, sym­bo­li­zu­jący odro­dze­nie się czasu na nowy rok26.
Łysa Góra była miej­scem mistycz­nym. Nic dziw­nego, że Dzie­wanna wybrała ją sobie na miej­sce zamiesz­ka­nia. Legenda z tym zwią­zana mówi, że w cza­sach, kiedy jesz­cze potężna pusz­cza ota­czała zbo­cza Gór Świę­to­krzy­skich, na wyso­kiej skale stał wspa­niały zamek warowny. Wznie­śli go Cyklopi i Giganci, syno­wie Ziemi. Błysz­czał z daleka tak mocno, że ludziom miesz­ka­ją­cym w oko­licz­nych wio­skach zda­wał się być zbu­do­wany ze szkła. Stąd Łysą Górę nazy­wano wtedy Szklaną Górą (motyw Szkla­nej Góry poja­wia się w wielu baśniach i legen­dach). W tym zamku, mie­nią­cym się za dnia w pro­mie­niach słońca i nocą w bla­sku księ­życa, miesz­kała Dzie­wanna. Piękna Bogini o jasnych wło­sach miała nie­zwy­kłą moc pano­wa­nia nad zamiesz­ku­ją­cymi pusz­czę dzi­kimi zwie­rzę­tami, które były jej posłuszne. Czę­sto prze­cha­dzała się po lesie w towa­rzy­stwie wil­ków i niedź­wie­dzi. Oko­liczna lud­ność nazy­wała ją Panią Dzi­kich Zwie­rząt. Miała też inny przy­do­mek – Dumna Pani. Mimo to lud kochał ją i sza­no­wał, ponie­waż była dobra i spra­wie­dliwa. Ale spo­kój u stóp Gór Świę­to­krzy­skich zbu­rzyła ogromna armia Alek­san­dra Wiel­kiego. Do obrony Szkla­nej Góry sta­nęli wszy­scy pod­dani, także Cyklopi i Giganci oraz dzi­kie zwie­rzęta. Po trzech dniach zacię­tej walki armia Alek­san­dra Wiel­kiego została poko­nana. Jeden z oca­la­łych rzym­skich żoł­nie­rzy opo­wie­dział Dzie­wan­nie, że w jego kraju żyje rów­nie piękna i potężna Diana, która też jest bogi­nią łowów, roślin, lasów i dzi­kich zwie­rząt, a jej pałac uwa­żany jest za świą­ty­nię. Dzie­wanna, która poczuła ukłu­cie zazdro­ści, że gdzieś jest ktoś rów­nie potężny jak ona – ogło­siła się Bogi­nią Dianą. Od tej pory wszy­scy mieli ją tak nazy­wać. Pycha Bogini nie spodo­bała się Bogu, który cisnął w Szklaną Górą pio­ru­nem. Zamek runął, grze­biąc pod swo­imi gru­zami Dumną Panią. Szczątki zamku można oglą­dać do dziś jako goło­bo­rze na sto­kach Łysej Góry27.
Tyle mówi legenda, w któ­rej dumna wład­czyni została uka­rana. Ale czy kara nie była zbyt sroga wobec prze­winy? I czy naprawdę cho­dziło o pychę? Czym zawi­niła Bogini, że aż trzeba było ją uni­ce­stwić? I przede wszyst­kim komu? Prze­cież mito­lo­gie i legendy pełne są prze­ka­zów o dużo więk­szych winach i mniej­szych karach. Marek Der­wich i Marek Cetwiń­ski w swo­jej książce Herby, legendy, dawne mity inter­pre­tują tę opo­wieść jed­no­znacz­nie:
Bóg pio­ru­nem obra­ca­jący w gruzy zamek Diany łyso­gór­skiej rów­nie dobrze może być Bogiem chrze­ści­jan, jak i Bogiem Burzy likwi­du­ją­cym pano­wa­nie matriar­chal­nej Wiel­kiej Bogini, Swa­ro­giem czy Prze­my­słem Ora­czem wpro­wa­dza­ją­cym patriar­chalną mono­ga­mię28.
Wygląda na to, że naj­więk­szym grze­chem Bogini Dzie­wanny ze świę­to­krzy­skiej legendy była wła­śnie jej moc, siła i nie­za­leż­ność. Bogini-Dzie­wica, jako kobieta speł­niona, ale bez męż­czy­zny, nie mogła prze­trwać w zmie­nia­ją­cej się rze­czy­wi­sto­ści.
Mimo to kult Dzie­wanny na Łysej Górze trwał dość długo. Odda­wano jej tam cześć do XI wieku, a nawet póź­niej. Powią­za­nie Dzie­wanny z cza­rami i cza­row­ni­cami ewo­lu­owało póź­niej w mocno roz­po­wszech­niany przez Kościół mit o orgia­stycz­nych saba­tach cza­row­nic na Łysej Górze. W końcu w 1478 roku Kazi­mierz Jagiel­loń­czyk pod wpły­wem bene­dyk­ty­nów świę­to­krzy­skich wydał zakaz roz­pa­la­nia ogni na Łysej Górze29.
Dzie­wanna, będąc kró­lową wszel­kiej roślin­no­ści i sło­wiań­skich lasów, miała także swoją leśną świtę. Ogromny wpływ kościoła na tere­nach dzi­siej­szej Pol­ski, spro­wa­dził dzie­wan­nowe nimfy takie jak dzi­wo­żony, boginki i rusałki do roli uwo­dzą­cych, szko­dzą­cych lub kary­ka­tu­ral­nych demo­nów.
I tak pomoc­ni­cami Dzie­wanny były na przy­kład dzi­wo­żony, zamiesz­ku­jące gór­skie jaski­nie, brzyd­kie boginki o kary­ka­tu­ral­nie dużych pier­siach, które pod­mie­niały dzieci. Nato­miast na tere­nie połu­dnio­wej sło­wiańsz­czy­zny (dzi­siej­sza Buł­ga­ria) Dzie­wan­nie towa­rzy­szyły samo­divy. Te z kolei były pięk­nymi, jasno­wło­symi bogin­kami, tak jak ich pani uzbro­jone w łuk i strzały, dosia­da­jące dzi­kich zwie­rząt. Miały szaty z piór, które umoż­li­wiały im lata­nie. Żyły zwy­kle w dzi­kich miej­scach pośród gór i lasów. Wycho­dziły ze swych kry­jó­wek tylko na spe­cjalne wezwa­nie Bogini30.
Jed­nak przede wszyst­kim orszak Bogini skła­dał się z rusa­łek. Rusałki zamiesz­ki­wały leśne łąki, bory, lasy, knieje, wszę­dzie tam, gdzie były zbior­niki wodne, stru­mie­nie i źró­dła. Demony wodne, a do nich zali­czały się rusałki, peł­niły ważną funk­cję w pro­ce­sie wege­ta­cji aż do Zie­lo­nych Świą­tek31. Roz­po­czy­nały swoją dzia­łal­ność wraz z nasta­niem wio­sny i pierw­szym ude­rze­niem pio­runa32. Rusałki można było spo­tkać pod­czas nowiu księ­życa (kiedy magia miała naj­więk­szą moc)33, gdy tań­czyły nago na pola­nie lub nad brze­gami jezior czy rzek. Rusałki miały postać pięk­nych mło­dych dziew­cząt. Ich ciała wydzie­lały odu­rza­jącą różaną woń. Dla­tego nie­któ­rzy uwa­żają, że ich nazwa pocho­dzi od łaciń­skiego słowa rosa­lia, które ozna­cza święto róż i koja­rzone było z wio­sną, peł­nią, kwia­tami, rodzącą się do życia przy­rodą i ener­gią34.

 
Wesprzyj nas