Niezwykle ciekawa i zarazem niezmiernie aktualna publikacja na temat kondycji naszej planety pióra Jane Goodall, najsłynniejszej na świecie współczesnej przyrodniczki, autorki takich bestsellerów non-ficion jak „Przez dziurkę od klucza” czy „ Mądrość i cuda świata roślin”.


Kiedy patrzymy na nagłówki gazet – pogłębiający się kryzys klimatyczny, globalna pandemia, utrata różnorodności biologicznej, polityczne zawirowania – trudno o optymistyczne nastawienie. A mimo to jeszcze nigdy nadzieja nie była nam tak bardzo potrzebna.

W tej niezwykle ważnej książce Jane Goodall oraz Douglas Abrams, współautor międzynarodowego bestsellera „Wielka księga radości”, prowadzą intymny i skłaniający do rozważań dialog na temat jednego z najbardziej pożądanych i najmniej poznanych aspektów ludzkiej natury – NADZIEI.

W „Księdze nadziei” Jane skupia się na «czterech powodach do nadziei» – wspaniałym intelekcie i wytrzymałości natury, mocy młodych osób oraz niezłomnym duchu ludzkim. Pokazuje, że pomimo wielu problemów, z jakimi zmaga się ludzkość, nadal możemy marzyć i stworzyć lepszy świat. Ta nadzieja szczególnie dziś jest nam potrzebna.

***

Jedna z najbardziej wpływowych i najważniejszych liderek na świecie – Jane Goodall na co dzień szerzy optymizm i świadomość, że trzeba chronić prawo do życia wszystkich stworzeń, dawać nadzieję przyszłym pokoleniom i zabierać głos w sprawie największego ekologicznego zagrożenia – zmian klimatycznych.
Leonardo DiCaprio

Kobieta, która wywróciła świat zoologii do góry nogami.
sir David Attenborough

Prawdziwa bohaterka
Greta Thunberg

Douglas Abrams, Jane Goodall
Księga nadziei
Podręcznik przetrwania w trudnych czasach
Przekład: Monika Popławska
Wydawnictwo Media Rodzina
Premiera: 1 czerwca 2022
 
 

Za­pro­sze­nie do na­dziei

Przy­szło nam żyć w trud­nych cza­sach.
W wie­lu re­gio­nach świa­ta trwa­ją kon­flik­ty zbroj­ne, lu­dzie do­świad­cza­ją dys­kry­mi­na­cji na tle ra­so­wym i re­li­gij­nym, do­cho­dzi do zbrod­ni z nie­na­wi­ści i ata­ków ter­ro­ry­stycz­nych, na pierw­szy plan wy­su­wa­ją się ra­dy­kal­ne pra­wi­co­we siły, wy­wo­łu­jąc de­mon­stra­cje oraz pro­te­sty, któ­re często ko­ńczą się uży­ciem prze­mo­cy. Prze­pa­ść po­mi­ędzy za­mo­żny­mi a ubo­gi­mi sta­le się po­wi­ęk­sza i pro­wa­dzi do wzro­stu nie­po­ko­jów oraz gnie­wu. De­mo­kra­cja w wie­lu kra­jach sta­ła się obiek­tem ata­ków. Na do­miar złe­go na sku­tek pan­de­mii CO­VID-19 wie­le osób ucier­pia­ło, stra­ci­ło ży­cie lub pra­cę, a na świe­cie za­pa­no­wał eko­no­micz­ny cha­os. Kry­zys kli­ma­tycz­ny chwi­lo­wo ze­pchni­ęty na dru­gi plan sta­no­wi jed­nak jesz­cze wi­ęk­sze za­gro­że­nie dla na­szej przy­szło­ści – w isto­cie, dla ca­łe­go ży­cia na Zie­mi.
Zmia­ny kli­ma­tycz­ne nie są kwe­stią cza­su – już te­raz do­świad­cza­my zmie­nia­jących się wzor­ców po­go­do­wych: top­nie­jące lo­dow­ce, pod­no­szące się po­zio­my mórz, nie­zwy­kle sil­ne hu­ra­ga­ny, tor­na­da oraz taj­fu­ny. Do tego ogrom­ne po­wo­dzie, dłu­żej trwa­jące su­sze oraz gi­gan­tycz­ne po­ża­ry, któ­re pu­sto­szą re­gio­ny na ca­łym świe­cie. Po raz pierw­szy od­no­to­wa­no rów­nież po­ża­ry na kole pod­bie­gu­no­wym.
Mo­że­cie po­my­śleć: „Jane ma pra­wie dzie­wi­ęćdzie­si­ąt lat. Sko­ro jest świa­do­ma tego, co się dzie­je na świe­cie, jak może pi­sać o na­dziei? Pew­nie prze­ma­wia przez nią my­śle­nie ży­cze­nio­we. Po­win­na ra­czej sta­wić czo­ło fak­tom”.
Ależ ja wła­śnie sta­wiam im czo­ło. Mu­szę się przy­znać, że wie­lo­krot­nie czu­ję przy­gnębie­nie, gdy wy­da­je mi się, że wy­si­łki, sta­ra­nia oraz po­świ­ęce­nie tak wie­lu osób wal­czących o spo­łecz­ną i eko­no­micz­ną spra­wie­dli­wo­ść, zma­ga­jących się z uprze­dze­nia­mi, ra­si­zmem i chci­wo­ścią, są ska­za­ne na po­ra­żkę. Mo­że­my na­iw­nie wie­rzyć, że siły sza­le­jące wo­kół nas – ta­kie jak chci­wo­ść, ko­rup­cja, nie­na­wi­ść, uprze­dze­nia – uda się prze­zwy­ci­ężyć. To zro­zu­mia­łe, że są ta­kie dni, gdy czu­je­my, że mo­że­my je­dy­nie ob­ser­wo­wać, jak ko­ńczy się świat „nie z hu­kiem, ale skom­le­niem”[1]. Przez ostat­nich osiem­dzie­si­ąt lat do­świad­czy­łam wie­lu ka­ta­stro­fal­nych wy­da­rzeń: ata­ki z 11 wrze­śnia, strze­la­ni­ny w szko­łach, bom­bo­we ata­ki sa­mo­bój­cze i tym po­dob­ne. Wiem też, jak sma­ku­je po­czu­cie bez­na­dziei wy­wo­ła­ne tak strasz­li­wy­mi zda­rze­nia­mi. Do­ra­sta­łam w cza­sie dru­giej woj­ny świa­to­wej, gdy ist­nia­ło ry­zy­ko, że świat zo­sta­nie opa­no­wa­ny przez Hi­tle­ra i na­zi­stów. Prze­ży­łam rów­nież wy­ścig zbro­jeń pod­czas zim­nej woj­ny, gdy świa­tu za­gra­żał ter­mo­nu­kle­ar­ny ho­lo­kaust, oraz wie­le prze­ra­ża­jących kon­flik­tów, któ­re ska­za­ły mi­lio­ny lu­dzi na tor­tu­ry i śmie­rć. W ci­ągu mo­je­go dłu­gie­go ży­cia by­łam świad­kiem wie­lu mrocz­nych okre­sów w na­szej hi­sto­rii i wi­dzia­łam mnó­stwo cier­pie­nia.
Za ka­żdym ra­zem jed­nak, gdy po­grąża­łam się w de­pre­sji, przy­po­mi­na­łam so­bie wspa­nia­łe opo­wie­ści o od­wa­dze, wy­trwa­ło­ści i de­ter­mi­na­cji tych, któ­rzy wal­czą z „si­ła­mi zła”. Tak, wie­rzę, że zło ist­nie­je. Jed­nak dużo bar­dziej przej­mu­jące i in­spi­ru­jące są gło­sy osób, któ­re sta­wia­ją im czo­ła. Na­wet gdy tra­cą w tej wal­ce ży­cie, ich czy­ny roz­brzmie­wa­ją na dłu­go po ich ode­jściu, da­jąc nam na­tchnie­nie i na­dzie­ję – na­dzie­ję, że tym dziw­nym, we­wnętrz­nie skon­flik­to­wa­nym stwo­rze­niem ludz­kim, któ­re sze­ść mi­lio­nów lat temu wy­ewo­lu­owa­ło od ma­łpy, kie­ru­je do­bro.
Od roku 1986, gdy roz­po­częłam pod­ró­że po świe­cie, aby uwra­żli­wiać in­nych na cier­pie­nie, ja­kie my, lu­dzie, wy­rządza­my so­bie na­wza­jem pod względem spo­łecz­nym i śro­do­wi­sko­wym, spo­tka­łam wie­le osób, któ­re stra­ci­ły na­dzie­ję na przy­szło­ść. Zwłasz­cza wśród mło­dych lu­dzi wy­czu­wal­ne są zło­ść, przy­gnębie­nie lub po pro­stu apa­tia, po­nie­waż uwa­ża­ją, że za­gra­ża­my ich przy­szło­ści. W pew­nym sen­sie mają ra­cję. Nie cho­dzi je­dy­nie o za­gro­że­nia, my po pro­stu okra­dli­śmy ich z przy­szło­ści. Nie­ustan­nie plądru­je­my ogra­ni­czo­ne za­so­by na­szej pla­ne­ty, nie zwa­ża­jąc przy tym na przy­szłe po­ko­le­nia. Wie­rzę jed­nak, że nie jest jesz­cze zbyt pó­źno na dzia­ła­nie.
Po­dej­rze­wam, że py­ta­nie, któ­re sły­szę naj­częściej, brzmi: Czy na­praw­dę wie­rzysz, że jest na­dzie­ja dla na­sze­go świa­ta? Na­dzie­ja na przy­szło­ść dla na­szych dzie­ci i wnu­ków?
Z czy­stym su­mie­niem mogę udzie­lić od­po­wie­dzi twier­dzącej. Wie­rzę, że na­dal ist­nie­je okno cza­so­we, aby za­bli­źniać rany, któ­re za­da­li­śmy na­szej pla­ne­cie. Jed­nak to okno po­ma­łu się za­my­ka. Je­że­li za­le­ży nam na przy­szło­ści na­szych dzie­ci i ich dzie­ci, je­że­li za­le­ży nam na śro­do­wi­sku na­tu­ral­nym, mu­si­my się zjed­no­czyć i pod­jąć wspól­ne dzia­ła­nia. Te­raz. Za­nim będzie za pó­źno.
Czym jest ta na­dzie­ja, w któ­rą na­dal wie­rzę, któ­ra na­pędza mnie do dzia­ła­nia i wal­ki w słusz­nej spra­wie? Co tak na­praw­dę mam na my­śli, mó­wi­ąc o na­dziei?
Na­dzie­ja jest po­jęciem często źle ro­zu­mia­nym. Lu­dzie uwa­ża­ją, że to po pro­stu bier­ne my­śle­nie ży­cze­nio­we. Mam na­dzie­ję, że coś się wy­da­rzy, ale nie za­mie­rzam nic ro­bić w tym kie­run­ku. Ta­kie po­de­jście jest prze­ci­wie­ństwem praw­dzi­wej na­dziei, któ­ra wy­ma­ga dzia­ła­nia i za­an­ga­żo­wa­nia. Wie­le osób zda­je so­bie spra­wę z tra­gicz­ne­go sta­nu na­szej pla­ne­ty, ale nie robi nic z po­wo­du po­czu­cia bez­sil­no­ści i bez­na­dziei. Dla­te­go ta ksi­ążka jest tak wa­żna. Mam na­dzie­ję (!), że po­mo­że ona lu­dziom zro­zu­mieć, że ich czy­ny – choć wy­da­wać się mogą mało istot­ne – mają ogrom­ne zna­cze­nie. Sku­mu­lo­wa­ne skut­ki ty­si­ąca etycz­nych dzia­łań mogą po­móc ura­to­wać i ule­czyć nasz świat dla przy­szłych po­ko­leń. A po co mia­łbyś po­dej­mo­wać ja­kie­kol­wiek dzia­ła­nie, je­śli nie mia­łbyś na­dziei na to, że od­nie­sie ono sku­tek?
Po­wo­dy, dla któ­rych ży­wię jesz­cze na­dzie­ję w tych mrocz­nych cza­sach, zo­sta­ną przed­sta­wio­ne w dal­szej części ksi­ążki. Na ra­zie po­wiem tyl­ko jed­no – bez na­dziei je­ste­śmy zgu­bie­ni. Jest ona istot­ną ce­chą prze­trwa­nia, któ­ra to­wa­rzy­szy­ła już na­szym przod­kom z epo­ki ka­mie­nia łu­pa­ne­go. Je­śli o mnie cho­dzi, z całą pew­no­ścią nie od­by­ła­bym tak nie­praw­do­po­dob­nej pod­ró­ży, gdy­by bra­ko­wa­ło mi na­dziei.
Na kar­tach tej nie­wiel­kiej ksi­ążki po­ru­szam te­mat na­dziei i wie­le in­nych wraz z moim wspó­łau­to­rem, Do­ugiem Abram­sem. Doug za­pro­po­no­wał, aby mia­ła ona for­mę dia­lo­gu, po­dob­nie jak Wiel­ka ksi­ęga ra­do­ści, któ­rą na­pi­sał wraz z Da­laj­la­mą oraz ar­cy­bi­sku­pem De­smon­dem Tutu. W ko­lej­nych roz­dzia­łach Doug pe­łni funk­cję nar­ra­to­ra, przed­sta­wia­jąc za­pis roz­mów, któ­re od­by­li­śmy w Afry­ce i Eu­ro­pie. Dzi­ęki jego po­mo­cy mogę się z Wami po­dzie­lić tym, cze­go się na­uczy­łam o na­dziei pod­czas mo­je­go dłu­gie­go ży­cia i ba­dań nad śro­do­wi­skiem na­tu­ral­nym.
Na­dzie­ja jest za­ra­źli­wa. Two­je dzia­ła­nia za­in­spi­ru­ją ko­lej­ne oso­by. Go­rąco pra­gnę, aby ta ksi­ążka po­mo­gła Ci od­na­le­źć po­cie­sze­nie w cza­sie cier­pie­nia, cel w cza­sie nie­pew­no­ści oraz od­wa­gę w cza­sie lęku.
Za­pra­sza­my Cię w pod­róż ku na­dziei.
 
JANE GO­ODALL
PH.D., DBE (Dama Or­de­ru Im­pe­rium Bry­tyj­skie­go),
Po­sła­niec Po­ko­ju ONZ

CZĘŚĆ PIERW­SZA. CZYM JEST NA­DZIE­JA?

Whi­sky i fa­so­lo­wy sos su­ahi­li

To się wy­da­rzy­ło w noc po­prze­dza­jącą roz­po­częcie na­szych roz­mów. De­ner­wo­wa­łem się, bo staw­ka była wy­so­ka. Świat zda­wał się po­trze­bo­wać na­dziei bar­dziej niż kie­dy­kol­wiek. Kil­ka mie­si­ęcy wcze­śniej zwró­ci­łem się do Jane z py­ta­niem, czy ze­chcia­ła­by przed­sta­wić swo­je spoj­rze­nie pe­łne na­dziei w no­wej ksi­ążce, i od tam­tej pory te­mat ten nie­ustan­nie za­przątał moje my­śli. Czym jest na­dzie­ja? Dla­cze­go ją od­czu­wa­my? Czy na­dzie­ja jest czy­mś praw­dzi­wym? Czy mo­żna ją pie­lęgno­wać? Czy na­praw­dę jest jesz­cze na­dzie­ja dla na­sze­go ga­tun­ku? Wie­dzia­łem, że mu­szę za­dać te py­ta­nia, z któ­ry­mi wszy­scy się mie­rzy­my, gdy do­świad­cza­my prze­ciw­no­ści losu lub gdy cza­sa­mi ogar­nia nas roz­pacz.
Jane jest mi­ędzy­na­ro­do­wą bo­ha­ter­ką, któ­ra od kil­ku­dzie­si­ęciu lat pod­ró­żu­je po świe­cie, gło­sząc prze­sła­nie pe­łne na­dziei. Dla­te­go też pra­gnąłem zro­zu­mieć, skąd w niej tyle wia­ry w na­szą przy­szło­ść. By­łem rów­nież cie­kaw, jak uda­ło jej się pod­trzy­mać w so­bie to uczu­cie na­dziei, pro­wa­dząc pio­nier­skie ży­cie pe­łne wy­zwań.
Gdy pe­łen obaw, ale i eks­cy­ta­cji przy­go­to­wy­wa­łem py­ta­nia, za­dzwo­nił te­le­fon.
– Czy masz ocho­tę zje­ść ko­la­cję ze mną i moją ro­dzi­ną? – za­py­ta­ła Jane.
Nie­daw­no wy­lądo­wa­łem w Dar es Sa­la­am i od­po­wie­dzia­łem, że bar­dzo chęt­nie po­znam jej ro­dzi­nę. Była to szan­sa, aby nie tyl­ko spo­tkać się z kul­to­wą po­sta­cią, ale zo­ba­czyć ją w roli mat­ki i bab­ci; aby prze­ła­mać się chle­bem i jak po­dej­rze­wa­łem, skosz­to­wać nie­co whi­sky.
Od­na­le­zie­nie domu Jane nie jest ła­twym za­da­niem, po­nie­waż uli­ca przy któ­rej stoi, nie ma na­zwy. Trze­ba prze­je­chać kil­ka po­lnych dróg i od­szu­kać dużą po­sia­dło­ść Ju­liu­sa Ny­ere­re, pierw­sze­go pre­zy­den­ta Tan­za­nii, z któ­rym sąsia­du­je dom Jane. By­łem nie­spo­koj­ny, że spó­źnię się na ko­la­cję, po­nie­waż tak­sów­karz bez po­wo­dze­nia pró­bo­wał od­na­le­źć wła­ści­wy zjazd na gęsto za­le­sio­nym te­re­nie. Na do­miar złe­go sło­ńce szyb­ko za­cho­dzi­ło za ho­ry­zont, a w oko­li­cy bra­ko­wa­ło la­ta­rń, któ­re mo­gły­by oświe­tlić nam dro­gę.
Gdy w ko­ńcu uda­ło się nam od­na­le­źć wła­ści­wy dom, Jane po­wi­ta­ła mnie w drzwiach, ob­da­rza­jąc cie­płym uśmie­chem oraz prze­szy­wa­jącym spoj­rze­niem. Jej siwe wło­sy zwi­ąza­ne były w ku­cyk. Mia­ła na so­bie zie­lo­ną ko­szu­lę oraz spodnie kha­ki, przez co wy­gląda­ła jak w mun­du­rze le­śni­ka. Na ko­szu­li wid­nia­ło logo In­sty­tu­tu Jane Go­odall (JGI – Jane Go­odall In­sti­tu­te), przed­sta­wia­jące sym­bo­le or­ga­ni­za­cji: pro­fil Jane, szym­pan­sa po­ru­sza­jące­go się na czte­rech ko­ńczy­nach, liść sym­bo­li­zu­jący śro­do­wi­sko oraz dłoń re­pre­zen­tu­jącą ludz­ko­ść, któ­ra zda­niem Jane na rów­ni z szym­pan­sa­mi po­trze­bo­wa­ła ochro­ny.
Jane ma osiem­dzie­si­ąt sze­ść lat, ale ku mo­je­mu za­sko­cze­niu, nie zmie­ni­ła się zbyt­nio od cza­su, gdy po raz pierw­szy zna­la­zła się w Gom­be i po­ja­wi­ła się na okład­ce „Na­tio­nal Geo­gra­phic”. Za­cząłem się za­sta­na­wiać, czy to na­dzie­ja i po­czu­cie celu po­ma­ga­ją jej utrzy­mać wiecz­ną mło­do­ść.
Jed­nak to, co wy­ró­żnia­ło Jane, to była jej de­ter­mi­na­cja. Wy­zie­ra z jej mig­da­ło­wych oczu ni­czym siła na­tu­ry. To wła­śnie ona skło­ni­ła Jane do wy­jaz­du na dru­gi ko­niec świa­ta, aby roz­po­cząć ba­da­nia nad zwie­rzęta­mi w Afry­ce, i to ona była mo­to­rem na­pędo­wym jej ko­lej­nych pod­ró­ży przez ostat­nie trzy­dzie­ści lat. Przed wy­bu­chem pan­de­mii po­nad trzy­sta dni w roku Jane po­świ­ęca­ła na gło­sze­nie wy­kła­dów na te­mat za­gro­żeń wy­ni­ka­jących z za­nie­czysz­cze­nia śro­do­wi­ska na­tu­ral­ne­go oraz zni­ka­jących sie­dlisk na­tu­ral­nych. W ko­ńcu świat za­czy­na wsłu­chi­wać się w jej sło­wa.
Wie­dzia­łem, że Jane lubi wie­czo­ra­mi na­pić się whi­sky, więc przy­nio­słem jej ulu­bio­ną, Gre­en La­bel John­nie Wal­ker. Przy­jęła ją z wdzi­ęcz­no­ścią, ale po­tem stwier­dzi­ła, że po­wi­nie­nem ku­pić ta­ńszą wer­sję, Red La­bel, a ró­żni­cę w ce­nie prze­zna­czyć jako da­ro­wi­znę dla jej or­ga­ni­za­cji – In­sty­tu­tu Jane Go­odall.
W kuch­ni Ma­ria, sy­no­wa Jane, przy­go­to­wa­ła tan­za­ńskie da­nie we­ge­ta­ria­ńskie. Ryż ko­ko­so­wy po­da­ny z kre­mo­wym so­sem fa­so­lo­wym su­ahi­li; so­cze­wi­ca oraz gro­szek z do­dat­kiem zmie­lo­nych orzesz­ków ziem­nych, cur­ry i ko­len­dry oraz szpi­nak sau­te. Jane przy­zna­ła, że nie przy­wi­ązu­je zbyt du­żej wagi do tego, co je, ale ja nie mogę po­wie­dzieć tego sa­me­go o so­bie, więc do ust za­częła na­pły­wać mi śli­na.
Mój mały pre­zent sta­nął obok gi­gan­tycz­nej czte­ro­ipó­łli­tro­wej bu­tel­ki whi­sky Fa­mo­us Gro­use. Do­ro­słe wnu­ki Jane ku­pi­ły ją w pre­zen­cie dla swo­jej bab­ci, wy­ja­śnia­jąc, że duża bu­tel­ka była bar­dziej eko­no­micz­na i z pew­no­ścią wy­star­czy na czas wspól­ne­go po­by­tu. Wnu­ki miesz­ka­ją w domu w Dar es Sa­la­am, gdzie Jane prze­pro­wa­dzi­ła się po ślu­bie z dru­gim mężem, choć wów­czas wi­ęk­szo­ść cza­su spędza­ła na­dal w Gom­be. Dwa razy w roku, pod­czas krót­kich wi­zyt w Tan­za­nii, za­trzy­mu­je się u nich za­le­d­wie na kil­ka dni, po­nie­waż od­wie­dza rów­nież Gom­be oraz inne tan­za­ńskie mia­sta.
Dla Jane wie­czor­na szkla­necz­ka whi­sky sta­no­wi­ła co­dzien­ny ry­tu­ał i re­laks, a gdy nada­rza­ła się oka­zja, wzno­si­ła to­ast z przy­ja­ció­łmi.
– Wszyst­ko za­częło się od tego – wy­ja­śni­ła – gdy w domu co wie­czór wraz z mamą wy­pi­ja­ły­śmy szkla­necz­kę whi­sky. Tra­dy­cję kon­ty­nu­owa­ły­śmy na­wet, gdy pod­ró­żo­wa­łam po świe­cie. O siód­mej wie­czo­rem wzno­si­ły­śmy szkla­necz­ki we wspól­nym to­a­ście.
Jane od­kry­ła rów­nież, że gdy nad­we­ręża­ła gar­dło, wy­gła­sza­jąc licz­ne wy­kła­dy i udzie­la­jąc wy­wia­dów, mały ły­czek whi­sky po­ma­gał na­pi­ąć stru­ny gło­so­we i wy­trwać do ko­ńca.
– Do­wie­dzia­łam się, że czte­ry śpie­wacz­ki ope­ro­we i jed­na po­pu­lar­na gwiaz­da roc­ka rów­nież z po­wo­dze­niem ko­rzy­sta­ją z tej me­to­dy – przy­zna­ła.
Usia­dłem obok Jane przy sto­le usta­wio­nym na we­ran­dzie i przy­słu­chi­wa­łem się, jak ona i jej ro­dzi­na opo­wia­da­ją so­bie ró­żne hi­sto­rie. Ota­cza­jąca nas gęsta bu­gen­wil­la w świe­tle świec przy­po­mi­na­ła le­śny bal­da­chim.
Mer­lin, naj­star­szy wnuk Jane, miał w cza­sie mo­jej wi­zy­ty dwa­dzie­ścia pięć lat. Kil­ka lat wcze­śniej, jako osiem­na­sto­la­tek, po sza­lo­nej nocy spędzo­nej z przy­ja­ció­łmi sko­czył do pu­ste­go ba­se­nu. Do­szło do zła­ma­nia kręgo­słu­pa. Kon­tu­zja ta zmu­si­ła go do zmia­ny sty­lu ży­cia, ze­rwał z im­pre­za­mi i po­dob­nie jak sio­stra An­gel podążył śla­da­mi bab­ci, po­świ­ęca­jąc się ochro­nie śro­do­wi­ska. Jane, pe­łni­ąca dys­kret­nie rolę gło­wy ro­dzi­ny, sie­dzia­ła u szczy­tu sto­łu i pęka­ła z dumy.
W pew­nym mo­men­cie spry­ska­ła kost­ki środ­kiem na ko­ma­ry. Za­częli­śmy żar­to­wać, że ko­ma­ry nie są we­ge­ta­ria­na­mi.
– Tyl­ko sa­mi­ce wy­sy­sa­ją krew – za­uwa­ży­ła Jane. – Sam­ce ży­wią się nek­ta­rem. – Z punk­tu wi­dze­nia przy­rod­ni­ka krwio­żer­cze ko­ma­ry były tyl­ko mat­ka­mi sta­ra­jący­mi się zdo­być po­ży­wie­nie dla swo­je­go po­tom­stwa. Nie zmie­ni­ło to jed­nak mo­jej nie­chęci do od­wiecz­nych wro­gów ludz­ko­ści.
Gdy roz­mo­wy i hi­sto­rie ro­dzin­ne przy­ci­chły, za­pra­gnąłem za­dać Jane py­ta­nie, któ­re nur­to­wa­ło mnie od mo­men­tu, gdy po raz pierw­szy zde­cy­do­wa­li­śmy się pod­jąć wspó­łpra­cę nad ksi­ążką o na­dziei.
Jako ro­do­wi­ty i nie­co scep­tycz­nie na­sta­wio­ny do ży­cia no­wo­jor­czyk mu­szę przy­znać, że nie­uf­nie pod­cho­dzi­łem do kwe­stii na­dziei. Po­le­ga­nie na niej wy­da­wa­ło mi się prze­ja­wem sła­bo­ści, pa­syw­nej ak­cep­ta­cji – „miej­my na­dzie­ję, że wszyst­ko się do­brze sko­ńczy”. Na­dzie­ja była czy­mś na kszta­łt pa­na­ceum lub prze­ja­wem fan­ta­zji. Przy­po­mi­na­ła świa­do­me wy­par­cie lub śle­py los, na któ­ry mo­żna się zdać po­mi­mo fak­tów oraz przy­gnębia­jącej rze­czy­wi­sto­ści. Oba­wia­łem się fa­łszy­wej na­dziei, ni­czym wpro­wa­dza­jące­go w błąd oszu­sta. Na­wet cy­nizm wy­da­wał się bez­piecz­niej­szym roz­wi­ąza­niem w po­rów­na­niu z ry­zy­kiem, ja­kie nio­sła ze sobą po­sta­wa pe­łna na­dziei. W moim od­czu­ciu strach i gniew były wła­ściw­szą re­ak­cją, go­to­we pod­nie­ść alarm, zwłasz­cza w tak trud­nym mo­men­cie w hi­sto­rii, w ja­kim obec­nie się zna­le­źli­śmy.
Chcia­łem rów­nież za­py­tać, jaka jest ró­żni­ca po­mi­ędzy na­dzie­ją a opty­mi­zmem, czy Jane kie­dy­kol­wiek stra­ci­ła na­dzie­ję i jak ją za­cho­wać w tak mrocz­nych cza­sach. Na od­po­wie­dzi mu­sia­łem po­cze­kać do na­stęp­ne­go ran­ka, po­nie­waż ro­bi­ło się co­raz pó­źniej i ko­la­cja do­bie­ga­ła ko­ńca.

 
Wesprzyj nas