“Kraina wielu bogów. Meksyk, Gwatemala, Kostaryka” to zbiór barwnych osobistych doświadczeń i rzetelnej wiedzy historycznej.


Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że książka ta jest rodzajem dziennika z podróży. W rzeczywistości autorce udaje się przedstawić bardzo głęboką kosmowizję trzech krajów, które stanowią znaczną część Ameryki Hiszpańskiej. To, co prezentuje, naznaczone jest symboliką, mitologicznym przedstawieniem, głębokimi znaczeniami kulturowymi, wzorcami życia itp. opisywanych krajów. Tytuł jest adekwatną metaforą tego, co znajdziemy w książce.

z recenzji dr. hab. Carlosa Dimeo Alvareza,
prof. ATH

Radosne Święto Zmarłych, kult Świętej Śmierci, szamani i ich rytuały, to tylko niektóre współczesne zjawiska kulturowe opisane przez autorkę. […] Kraina wielu bogów. Meksyk, Gwatemala, Kostaryka to zbiór barwnych osobistych doświadczeń i rzetelnej wiedzy historycznej. To długa podróż, niejednokrotnie przez tysiąclecia, która uzmysławia, jak trudno jest mówić o współczesnej kulturze krajów latynoamerykańskich, pomijając ich prekolumbijską przeszłość i okres konkwisty.

dr hab. Maria Korusiewicz,
kulturoznawca

Iwona Żelazowska (wcześniej: Iwona Szafrańska) – absolwentka Akademii Muzycznej we Wrocławiu, krytyk muzyczny, dziennikarka, pasjonatka podróży. Miłośniczka i propagatorka kultur latynoamerykańskich. Od kilku lat prowadzi cykliczne „Spotkania z podróżą”, w trakcie których opowiada o Meksyku, krajach Ameryki Środkowej i Południowej. Współpracowała z radiem, telewizją oraz prasą, m.in z takimi tytułami jak: „Ruch Muzyczny”, „ARKADIA”, „Res Publica Nova”, „Suplement”, „Miesięcznik Społeczno-Kulturalny ŚLĄSK”, „Kwartalnik Kulturalny OPCJE”, w którym sprawowała funkcję szefa działu muzycznego. Pomysłodawca, wydawca i redaktor naczelny pisma „DYSONANSE”, poświęconego muzyce XXI wieku oraz innym sztukom. Obecnie współpracuje z „Magazynem Historycznym MÓWIĄ WIEKI” oraz „Magazynem Popularnonaukowym ARCHEOLOGIA ŻYWA”.

Iwona Żelazowska
Kraina wielu bogów. Meksyk – Gwatemala – Kostaryka
Wydawnictwo Universitas
Premiera: 14 kwietnia 2022
 
 


W 1492 roku
rdzenni mieszkańcy odkryli, że są Indianami
Odkryli, że mieszkają w Ameryce
Odkryli, że są nadzy
Odkryli, że istnieje grzech
Odkryli, że są winni posłuszeństwo
królowi i królowej z innego świata
Oraz bogu z innego nieba
i że ten bóg wynalazł winę i odzienie
I postanowił, że powinien zostać spalony żywcem
ten, który czci Słońce i Księżyc
i Ziemię i Deszcz, który na nią spada
Eduardo Galeano, Odkrycie

Wstęp

Wszystko zaczęło się od podróży do Meksyku. W listopadzie 2011 roku wybrałam się do tego kraju w towarzystwie mojego męża, który dzieli ze mną wszystkie wyprawy zarówno te bliskie, jak i dalekie. Dziś, z perspektywy czasu, wiem, że pojechałam w te odległe rejony świata niewystarczająco przygotowana pod względem merytorycznym. Niewiele wiedziałam na temat Meksyku, a to, co wiedziałam, było bardzo powierzchowne i raczej intuicyjne. Wyprawie tej od samego początku towarzyszyły duże emocje. Przypominam sobie moje rozważania, a nawet niepokój, którego przed podróżą doświadczałam… Wtedy też na pierwszej stronie dziennika podróży odnotowałam zdania, które odzwierciedlały mój ówczesny stan wiedzy, umysłu i ducha – pełnego rozterek, napięcia i przedwyjazdowej gorączki… Dziennik podróży prowadziłam w trakcie całego pobytu w Meksyku. Krótkiego pobytu, bo dzisiaj już wiem, że każdy czas spędzony w tym kraju jest zbyt krótki.
Moja fascynacja Meksykiem rosła z dnia na dzień. Stopniowo odkrywałam ten świat, pełen prekolumbijskich symboli, kodów i znaczeń, w którym pod powłoką współczesności pulsują stare wierzenia, obrzędy i rytuały. Zachwyciła mnie odmienność owej kultury, otwarta przestrzeń duchowa, jakże inna od naszej filozofia życia i śmierci, idea śmierci i odrodzenia oparta na odwiecznych prawach i rytmach natury wyrażających się w nieustannym cyklu Życie – Śmierć – Życie. Zafascynowało mnie także podejście do czasu, który postrzegany jest jako niekończące się cykle, małe i wielkie, w których koniec jednego jest zarazem początkiem nowego. Nic się więc nie kończy. Raczej przeobraża się. Ewoluuje. Czas jest jednym wielkim workiem, do którego wrzuca się wszystko, a COŚ raz powołane do życia, istnieje już zawsze.
Jednym słowem: połknęłam haczyk. Już w trakcie podróży powrotnej do Polski snułam plany na przyszłość; dotyczyły nie tylko pogłębienia mojej wiedzy, ale także kolejnych kierunków podróży. Po powrocie do domu zaczęłam o Meksyku dużo czytać, poznawać historię tego kraju ze szczególnym naciskiem na prekolumbijską kulturę. Uzupełniałam swoją wiedzę, biorąc udział w sympozjach i odczytach oraz uczęszczając na rozmaite wykłady, m.in. organizowane przez Uniwersytet Jagielloński w Krakowie. Studiowałam Kalendarze Majów, próbując zrozumieć sposób i zasadę ich funkcjonowania.
W trakcie rozmowy z dr. hab. Stanisławem Iwaniszewskim udało mi się nie tylko wyjaśnić sporo wątpliwości, ale przede wszystkim obalić wiele przekłamań i mitów, w które tzw. Kalendarze Majów obrosły. Wywiad ten, opublikowany w magazynie historycznym „Mówią Wieki”, przytaczam na kolejnych stronach książki.
Wiele czasu poświęciłam także synkretyzmowi religijnemu, który dla mnie jest zjawiskiem niezwykle fascynującym. Wtedy też zrozumiałam, czym tak naprawdę była konkwista i jak brutalne było zderzenie tych dwóch, tak bardzo odmiennych kultur: europejskiej z prekolumbijskią, kultury ekspansywno-materialistycznej z kulturą o mentalności magiczno-religijnej. Dwóch odległych światów: świata Zachodu, który cechowała logika, rozwój, podbój, pismo, reguły, prawo, zdobycze, dominacja względem przyrody, monoteizm, życie dla Boga i linia czasu biegnąca w nieskończoność, oraz świata prekolumbijskich Indian, czyli pulsująca tożsamość, zmysłowość, życie chwilą, doraźność, ulotność, spontaniczność, akceptacja, przemiana, zależność od przyrody, kult Matki Ziemi, politeizm oraz nieskończoność, odradzająca się nieustannie w koncentrycznych cyklach. Te odmienne kody kulturowe w znacznym stopniu przetrwały i są aktualne do dziś. Być może właśnie dlatego nam, Europejczykom, tak trudno jest zrozumieć współczesny Meksyk, a pewne zjawiska, wyrwane z kontekstu historyczno-kulturowego, są dla nas kontrowersyjne i bulwersujące. Są po prostu nieczytelne. Meksyk jest dla nas piękny, ciekawy, ale i trochę przerażający. Przeraża nas jego surrealizm. Straszą trupie czaszki…
Naturalną konsekwencją rozwoju mojej pasji były oczywiście kolejne podróże. Najpierw do krajów Ameryki Środkowej, czyli Gwatemali, Kostaryki, Panamy, Hondurasu, Belize, miejsc, które mają zupełnie różną atmosferę, emanują odmienną aurą i energią. Później, na krótko, wróciłam raz jeszcze do Meksyku. Nieprzypadkowo – i każdorazowo – towarzyszyła nam ta sama pani przewodnik, Ewa. Były to podróże, które, ku mojemu zdziwieniu, uświadomiły mi nie tylko podobieństwa tych krajów, ale także zaskakujące między nimi różnice. Ich wyjątkowość i odmienność – bo mieszkańcy tych krajów różnią się od siebie, nawet wyglądem. Bez reszty zatopiłam się w Gwatemali, kolebce kultury Majów, krainie szamanów, magii i mistyki, Kostaryka natomiast odsłoniła przede mną oblicze raju: piękna, dziewicza przyroda, zakaz polowań, likwidacja armii, podatki na rzecz ekologii, niezwykły szacunek dla Natury, kult Matki Ziemi, wywodzący się z czasów przedhiszpańskich i przekazywany z pokolenia na pokolenie, który przetrwał do dziś. Te dwa kraje, obok Meksyku, który kocham bezwarunkowo, stały się dla mnie ważne i zagościły na długo w moim sercu i pamięci.
Wtedy też zrodził się pomysł napisania reportaży z podróży po tych krajach, które zawierałyby nie tylko opis zdarzeń i moje doświadczenia, ale także tłumaczyły genezę niektórych współczesnych zjawisk kulturowych tam występujących. Odwoływałyby się do historii i przedhiszpańskiej kultury i tym samym uzmysławiały, jak trudno jest mówić o współczesnym Meksyku, Gwatemali, Kostaryce oraz innych krajach latynoamerykańskich, pomijając ich historyczną przeszłość, bo to właśnie kultura prekolumbijska i okres hiszpańskiej konkwisty tworzą czy współtworzą te kraje dziś.
W 2019 roku ponownie zatęskniłam za Meksykiem i razem z moim mężem wyruszyłam w długą podróż w nieznane. Poruszając się wypożyczonym samochodem, nieraz docieraliśmy „na koniec świata”. Do miejsc, których turyści nie odwiedzają. Do wiosek indiańskich, w których byliśmy jedynymi obcokrajowcami, białymi ludźmi wzbudzającymi wśród mieszkańców mniejsze lub większe zainteresowanie i dużą ich sympatię. Zawsze spotykał nas uśmiech, serdeczność i otwartość.
Owocem tej fantastycznej podróży były oczywiście kolejne reportaże. Tak oto powstała Kraina wielu bogów, książka, której tytuł okazał się tytułem zbioru reportaży z podróży po trzech krajach latynoamerykańskich: Meksyku, Gwatemali, Kostaryce, czyli rozległym terytorium, które kiedyś, niepodzielone granicami, było ojczyzną kultur prekolumbijskich, zamieszkiwaną przez różne sąsiadujące ze sobą społeczności, plemiona i cywilizacje. To zbiór osobistych przeżyć, doświadczeń, ale i rzetelnych informacji. To długa podróż przez tysiąclecia. Prekolumbijskie legendy i mity. Historia i współczesność, które się dopełniają. Najwięcej miejsca poświęciłam Meksykowi. Być może dlatego, że jest największy, tak bardzo złożony i zróżnicowany? Być może dlatego, że byłam w nim najdłużej i po prostu najlepiej go znam? A może dlatego, że wszystko zaczęło się od podróży do Meksyku? Podróży, która otworzyła przede mną nowe przestrzenie: geograficzne, poznawcze, ale przede wszystkim duchowe. Być może.
W części dedykowanej Meksykowi przeplatają się miejsca i zdarzenia, których doświadczyłam w trakcie moich trzech pobytów w tym kraju. Nie są przedstawione chronologicznie, poza tym wybrałam tylko niektóre. Pozostałe to materiał do kolejnej książki.
…a wszystko zaczęło się od podróży do Meksyku. Ta podróż wciąż trwa…

Tożsamość latynoamerykańska jest jednocześnie narodowa, kontynentalna i uniwersalna. Łączy w sobie różnorodność z globalnością oraz przeszłość indiańską z kolonialną. Być może dlatego podróżnicy często mają wrażenie, że, zamiast jednego, istnieje wiele odmiennych od siebie Meksyków. Pod jedną maską kryją się następne, uniemożliwiając obiektywny opis kraju.
Carlos Fuentes (fragment wykładu wygłoszonego w Uniwersytecie Jagiellońskim w 2002 r.)

Część I. MEKSYK – kraina wielości


Przedwyjazdowe notatki
Nie byłam jeszcze w Meksyku, ale moja wyobraźnia i intuicja podpowiadają, że Meksyk to zmysły i intensywność. Przeczuwam, że bogactwo i różnorodność doznawanych tam wrażeń mogą być przeżyciem wręcz mistycznym. Meksyk jawi mi się poetyką obrazów filmu Don Juan DeMarco1 – kolorowe papugi, barwne motyle, metarzeczywistość, ale także odmienną estetyką Los olvidados2, arcydzieła filmowego stworzonego w 1950 roku przez Luisa Buñuela. Meksyk to dla mnie również inne dzieła sztuki: Frida Kahlo, Diego Rivera… intrygujący świat bohemy artystycznej, malowniczy Meksyk początku XX wieku, czyli piękne obrazy, mistrzowskie kadry filmu Frida3. No i oczywiście Carlos Fuentes. Niedawno skończyłam czytać Wszystkie szczęśliwe rodziny, zbiór opowiadań jego pióra, które dostałam w prezencie pod choinkę. Taką mam wizję Meksyku, stworzoną przez świat filmu i literatury, świat wyobraźni i sztuki.
Z drugiej strony docierają do mnie wiadomości o działających tam mafiach narkotykowych i wojnach toczonych pomiędzy gangami, o krwawych mafijnych porachunkach. Newsy donoszą o znalezionych w kopalni ciałach 70 mężczyzn, o strzelaninie w centrum miasta, w wyniku której zginęło kilka osób i jakby tego wszystkiego było mało, kanał TVN 24 informuje o powodzi, o osuwiskach ziemi, o huraganie zbliżającym się do Morza Karaibskiego… Jednym słowem, Meksyk to niebezpieczny kraj!
A więc jechać do tego Meksyku czy nie jechać?

Ciudad de México – Tenochtitlán. Meksyk wczoraj i dziś, czyli okres prekolumbijski, czas konkwisty i współczesność
Po wielogodzinnym locie lądujemy w stolicy Meksyku. Przyleciałam tutaj z moim mężem oraz kilkuosobową grupą turystyczną. Naszym przewodnikiem jest dziewczyna o długich czarnych włosach i iście meksykańskiej urodzie. Ma na imię Ewa. To ona będzie nam towarzyszyć w tej wielkiej przygodzie. A więc zaczynamy! Jesteśmy w Mieście Meksyk, w Mexico City, Ciudad de México lub inaczej Tenochtitlán albo po prostu México. Jedno jest pewne: to jedna z największych na świecie i zarazem najwyżej położona stolica państwa – usytuowana na Wyżynie Meksykańskiej osiągającej wysokość 2240 m n.p.m. W tym olbrzymim mieście żyje prawie tyle ludzi, ile zamieszkuje teren całej Polski: oficjalnie megalopolis Meksyk zamieszkuje ok. 25 mln4 osób. Powierzchnia Ciudad de México jest imponująca i wynosi aż 1540 km2. Trudno to sobie wyobrazić, ale chcąc przemieścić się z jednego końca miasta na drugi, musimy pokonać prawie 100 km. To przepotężny moloch, który rozrasta się nieustannie. Granice miasta ciągle się poszerzają, obrzeża nieustannie obrastają nowymi dzielnicami ubóstwa. Z okien autokaru widzę kartonowe domki… Jeden na drugim, poukładane niczym pudełka. Ciągną się kilometrami. Wspinają, oblepiają zbocza górskie coraz wyżej i wyżej, coraz ciaśniej i ciaśniej… Szaro tu i przygnębiająco. Brud i nędza przerażają. To wszystko wygląda jak olbrzymie, niekończące się wysypisko śmieci. Tak mieszka biedota. Przyjeżdżają do stolicy z odległych wiosek z nadzieją na pracę, z nadzieją na lepszą przyszłość.
Mijamy slumsy, po chwili wjeżdżamy w głąb miasta i teraz widzę nowoczesne dzielnice. Ładne, zadbane i kolorowe, szklane drapacze chmur, banki, biura, firmy, hotele, gigantyczne centra handlowe. Jedziemy wolno, często stoimy w korku, mimo iż drogi są szerokie, a nawet dwupoziomowe. Ruch jest wielki. Tak zatłoczonych ulic nigdy nie widziałam.
Oto jestem w sercu Imperium Azteków.
Aztekowie, zwani też Mexicas, przybyli na teren Doliny Meksykańskiej dopiero w XIII wieku. Przywędrowali z nieurodzajnej północy jako jedna z ostatnich fal imigrantów, koczowniczych plemion Cziczimeków, należących do grupy językowej náhuatl, najeżdżających Centralny Meksyk od XI wieku. Byli barbarzyńscy i dzicy. Odziani w zwierzęce skóry, żyli w jaskiniach i polowali z użyciem łuków i strzał. Doszło więc do zderzenia dwóch odmiennych kultur: wojowniczych łowców przybyłych z jałowej północy z rolnikami zamieszkującymi żyzne ziemie Doliny Meksykańskiej. Nieokrzesani imigranci nie byli mile widziani. Po pierwsze grupy migracyjne były bardzo duże, po drugie budzili ogólny strach swoimi przerażającymi praktykami religijnymi. Składali w ofierze ludzi, żywcem wyrywali im serca, odzierali ze skóry, poza tym byli kanibalami. Aztekowie przez 200 lat byli odrzucani, separowani, a nawet prześladowani przez społeczeństwo. Ich pozycja społeczna była niska. Najpierw służyli jako najemnicy wojenni. Później byli wasalami potężnego miasta Culhuacán, zamieszkiwanego przez arystokrację toltecką, będącą spadkobiercami potężnej Tuli. Mexicas by awansować społecznie, zawiązywali koalicje z tamtejszą społecznością, wchodzili także w związki małżeńskie…
Dzięki tym zabiegom nie tylko zasymilowali się, ale przede wszystkim stali się silniejsi. Na początku XIV wieku, w 1325 roku wybudowali Tenochtitlán, miasto-państwo, które stało się stolicą azteckiego państwa… Z terytorium Tenochtitlánu dokonywali kolejnych podbojów i z coraz większą determinacją zaczęli walczyć o władzę i dominację w regionie. Po dwóch stuleciach procesu „cywilizacji” osiągnęli tak wysoką pozycję i prestiż, że w pewnym momencie sojusz z nimi zaczął być postrzegany jako nobilitacja; gwarantował stabilność i udział w łupach. Szczególnie obfitujący w sukcesy i duże zmiany, okazał się dla Azteków XV wiek. Po pierwsze wojna, którą toczyli z Tepanekami, trwająca od 1428 do 1430 roku, zakończyła się ich zwycięstwem, po drugie około 1430 Aztekowie zawiązali federację plemienną, do której oprócz Tenochtitlánu weszły także Texcoco i Tlacopán. Powstało Państwo Trójprzymierza, które zapoczątkowało nową erę na terenie Centralnego Meksyku. Cel scentralizowania władzy w Tenochtitlánie został prawie osiągnięty. Mniej więcej w tym samym czasie, bo w 1428 roku, decyzją Itzcoatla IV, władcy Tenochtitlánu, spalono wszystkie księgi i kodeksy pochodzące z Centralnego Meksyku. Zawierały one bowiem informacje na temat historii tego regionu, w którą wpleciona była historia Azteków. Historia prawdziwa, ale niezgodna z ich oczekiwaniami. Napisali zatem historię „na nowo”. Stworzyli własną mitologię: mity kreacyjne i legendy, przedstawili bogów i własną koncepcję powstawania świata. Przede wszystkim jednak stworzyli swoją historię i legendę zbudowania Tenochitlánu. Przedstawiali siebie jako bohaterskich nomadów, dzielnych wojowników wywodzących się od cywilizowanych Tolteków, którzy uprawiali kukurydzę, posługiwali się kalendarzem i budowali piramidy świątynne, którym to Huitzilopochtli, bóg-opiekun, dodawał sił w wieloletniej wędrówce.
Obiecał też świetlaną przyszłość: sukces i władzę. Byli zatem narodem wybranym, a to legitymizowało ich podboje, dominację regionu i rosnący w miarę jedzenia apetyt. Ekspansja rozpoczęta na początku XV wieku, prawdziwego rozmachu nabrała w jego drugiej połowie. Aztekowie przejmowali nie tylko ziemie, ale także kulturę, którą przez całe tysiąclecia tworzyły i rozwijały różne ludy, plemiona i cywilizacje zamieszkujące te tereny. Mieszkańcy stawali się ich wasalami. Niestrudzone armie azteckie pod dowództwem kolejnych władców rozszerzały strefy wpływów w sposób nieprzerwany aż do roku 1519, czyli czasu przybycia Hiszpanów. W swoim zwycięskim marszu zamierzali podbić Jukatan i dotrzeć aż na tereny dzisiejszej Gwatemali.
Planowali zająć i podporządkować sobie osłabione i wyniszczone wojnami domowymi miasta Majów. Nie zdążyli… Plany pokrzyżowali im Hiszpanie. Ostatnim znaczącym władcą Azteków był Moctezuma II Xocoyotzin, który rządy sprawował u szczytu potęgi miasta-państwa Tenochtitlán. Za jego panowania w zasadzie nie podbijano już kolejnych terytoriów. Wyjątek stanowiły trzy próby podbicia Tlaxcali, zakończone niepowodzeniem. Skupiano się raczej na umacnianiu państwa i gaszeniu buntów, które około 1518 roku narastały, a ugruntowana pozycja Imperium Azteków jako hegemona stawała się coraz bardziej pozorna. W istocie dalsi i bliżsi wasale, którzy tworzyli federacyjne dominium azteckie, od Texcoco po Oaxace, czekali na okazję, by wyzwolić się spod azteckiego jarzma. Natomiast Tlaxcalanie na wschodzie, a na zachodzie Taraskowie zachowali prawie całkowitą niepodległość, zakłócając tym polityczną spójność Imperium.To właśnie za czasów panowania Moctezumy II do brzegów Zatoki Meksykańskiej przypłynęła hiszpańska flota, którą dowodził Hernán Cortés.
Nastawiłam się na ciepły, gorący Meksyk, a tymczasem temperatura poranna sięga 10 stopni. Jak się okazuje, puchowa kurtka i bluza dresowa, które przywiozłam z Polski, ratują mi życie. Ponoć w okolicach południa ociepli się nieco. Ubieram się więc „na cebulkę” i czekam na lepsze czasy. Z hotelu wyjeżdżamy skoro świt. Z okien autokaru widzę miasto, powoli budzące się do życia.
– Miasto Meksyk – mówi Ewa, wykorzystując czas, który spędzamy w autokarze – jest miastem olbrzymich kontrastów. Ktoś kiedyś powiedział, że to jedno z tych dziwnych miejsc, które się kocha i jednocześnie nienawidzi. Z jednej strony to ogromna stolica, która ekscytuje swoją różnorodnością, fascynuje historią i zabytkami z różnych epok, bogactwem i nowoczesnością, z drugiej strony przeraża ogromnym zanieczyszczeniem powietrza, tłokiem, kontrastami społecznymi, skrajną biedą i wzrastającą przestępczością. Wczoraj, wjeżdżając do Ciudad de México, z pewnością zauważyliście przygnębiające slumsy, zaraz zobaczycie piękną kolonialną część miasta wybudowaną przez Hiszpanów, a także tę nowoczesną, zabudowaną drapaczami chmur. Cały Meksyk jest taki. Piękny, ale też pełen sprzeczności. Zróżnicowany. Począwszy od klimatu i krajobrazu, poprzez olbrzymie kontrasty społeczne, a na złożonej, latynoamerykańskiej tożsamości mieszkańców skończywszy. Stworzyła ją w dużym stopniu wyjątkowa historia, w której można wyróżnić trzy okresy: prekolumbijski, kolonialny i współczesny.
Dziś można tu obcować ze współczesną kulturą i sztuką, z żywą myślą intelektualną, ale też uczestniczyć w zaskakujących szamańskich rytuałach. Z jednej strony Meksyk to przemysłowcy, biznesmeni, finansiści, naukowcy, znane całemu światu nazwiska reżyserów, aktorów, pisarzy, a z drugiej strony Indianie, żyjący prawie na skraju ubóstwa, w przysłowiowych „jaskiniach”, tych samych jaskiniach, w których przed wiekami ich pradziadowie chronili się przed konkwistą. Stare i nowe, cywilizowane i dzikie… To wszystko tutaj miesza się i przenika. Mówiąc o współczesnym Meksyku, o jego złożonej i fascynującej kulturze, nie sposób pominąć jego prekolumbijskiej przeszłości. To właśnie kultura prekolumbijska stanowi o współczesnym Meksyku, współtworzy jego kulturę dziś.
Jestem pewna, że podczas naszego wspólnego pobytu w tym kraju niejednokrotnie sami przejawy tego zjawiska zaobserwujecie. Przyjeżdżamy na starówkę. Ta część miasta to imponujący przykład architektury kolonialnej Zwiedzanie zaczynamy od Palacio de Bellas Artes (Pałac Sztuk Pięknych), którego projekt powstał z początkiem XX wieku, na zamówienie prezydenta Porfiria Díaza. Prace budowlane zostały przerwane wybuchem rewolucji i dokończone dopiero po 30 latach. Palacio de Bellas Artes to budowla okazała, masywna i ciężka, zapadająca się w grunt bardziej niż inne budynki w okolicy. Pod względem architektonicznym jest jednym z ciekawszych budynków stolicy. Na zewnątrz utrzymany w stylu neoklasycznym, z elementami zdobnej secesji, w środku jest doskonałym przykładem stylu art-déco, dzięki żelaznym drzwiom i poręczom, licznym złoceniom i marmurowej posadzce. Palacio pełni rolę Teatru Narodowego oraz Muzeum Sztuki, w którym obok zmiennych wystaw stałą ekspozycję stanowią murale słynnych artystów: Diego Rivery, Davida Alfaro Siqueirosa i José Clemente Orozca.
Później idziemy do słynnego i jakże pięknego budynku Correo Central (Poczta Główna), zbudowanego w stylu weneckim. Przy okazji widzimy najsłynniejszy pomnik El Caballito (Konik), przedstawiający hiszpańskiego króla Karola IV na koniu, który „przegalopował” przez całą stolicę w poszukiwaniu swojego stałego miejsca. Następnie zmierzamy w stronę placu Konstytucji, znajdującego się w samym sercu starówki. Mijamy kolejne zatłoczone ulice. Przedzieramy się przez uliczne kramy z pamiątkami, książkami, czasopismami, a nawet z lokalnym comida de calle, czyli ulicznym jedzeniem. Małe budki oferujące tacos, gorditas, quesadillas i słodkie churros, rozsiewają smakowite zapachy. Dookoła panuje gwar. Natężenie hałasu jest bardzo wysokie, wręcz nieznośne. Klaksony samochodów, nawoływania przydrożnych sprzedawców – zarówno tych zachęcających do zakupu pastylek do ssania, jak i tych chcących sprzedać bony loterii, mieszają się z dźwiękami różnych gatunków muzyki.

 
Wesprzyj nas