Katedra Notre-Dame, świadek kilku wieków europejskiej historii i skarbnica kulturowych symboli mogła zniknąć z powierzchni ziemi. Niewiele brakowało. Dziennikarka Agnès Poirier w swojej książce “Notre Dame. Serce Paryża, dusza Francji” z wirtuozerią opisała znaczenie tej budowli dla naszej cywilizacji poczynając od nocy pożaru wiosną 2019.


Bywają takie momenty w dziejach, kiedy cały świat na chwilę się zatrzymuje. Takie, o których po latach pamiętamy, gdzie byliśmy i co robiliśmy, kiedy to coś się wydarzyło. Kiedy oczy całego świata zwrócone są w jedno miejsce. Ostatnio taka chwila niedowierzania i trwogi zdarzyła się 15 kwietnia 2019, kiedy w mediach wszystkich krajów pojawiły się obrazy płonącej katedry Notre-Dame. Można zadać sobie pytanie: dlaczego? Wszak taki pożar nie zmieni biegu dziejów, nie wpłynie w żaden sposób na życie większości osób, które zatrzymały się w osłupieniu, zobaczywszy płonącą budowlę na ekranie telewizora czy smartfona.

A jednak oszałamia i nawet wiadomo dlaczego: zatrzymujemy się wtedy, kiedy dzieje się coś, co nawet jeśli tylko podświadomie, postrzegaliśmy za nienaruszalną stałą. Paryska katedra, wraz z całym wachlarzem znaczeń wpisanych w globalną kulturę, była właśnie taką stałą, istniejącą w świadomości milionów ludzi, także tych, którzy nigdy nie mieli okazji jej odwiedzić. I nagle stało się jasne, że w przeciągu kilkudziesięciu minut może jej po prostu nie być. Może zamienić się w sczerniałe zgliszcza, stos średniowiecznych kamieni, a zgromadzone w jej skarbcach obiekty przepadną na zawsze. Ta wizja rzuciła zlaicyzowanych Francuzów na kolana – dosłownie: gdy strażacy walczyli z ogniem, dookoła katedry ludzie klęczeli, płakali i modlili się o jej ocalenie.

Opis nocy, gdy zapłonęła katedra Notre-Dame, dający początek reporterskiej książce “Notre Dame. Serce Paryża, dusza Francji” jest prawdziwym, literackim trzęsieniem ziemi. Dziennikarka Agnès Poirier oddała w nim wszystkie emocje, które towarzyszyły temu zdarzeniu i one zdecydowanie udzielają się czytelnikowi. W krótkich, prostych zdaniach zawarła olbrzymie napięcie tamtych chwil i sportretowała starania rzeszy ludzi zmierzające do uratowania budowli. Najbardziej znaczące jest jednak to, w jaki sposób ukazała między wierszami powody wielkiego znaczenia tej akcji, nie tylko dla paryżan przywiązanych do swego słynnego zabytku, ale dla wszystkich ludzi rozumiejących znaczenie europejskiego dziedzictwa kulturowego.

 

 

Ta pamiętna noc staje się w książce punktem wyjścia dla dalszych rozdziałów opisujących historię katedry, począwszy od jej niebywale kosztownej budowy, przez najistotniejsze dziejowe burze – klęski i triumfy, jakie przetrwała, przemiennie tracąc i zyskując na znaczeniu. W tekście nie zabrakło miejsca dla nakreślenia sylwetek ludzi najbardziej dla katedry zasłużonych, bohaterów przeszłych wieków oddanych jej na różne sposoby. Jedną z nich jest Victor Hugo, który czyniąc z niej pełnoprawnego bohatera powieści „Katedra Marii Panny w Paryżu”, znanej też pod tytułem „Dzwonnik z Notre-Dame”, przyczynił się nie tylko do podjęcia renowacji niszczejącego wówczas obiektu, ale też ukierunkował sposób myślenia o zabytkach minionych wieków, jako o wielkiej wartości, wymagającej odpowiedniej opieki w każdym kolejnym pokoleniu stającym się ich dysponentami. „Budynek ma dwa aspekty – swą użyteczność i swoje piękno. Użyteczność należy do jego właściciela, piękno należy do wszystkich – do ciebie, mnie, do każdego z nas” – tłumaczył słynny pisarz, apelując z pozytywnym skutkiem o utworzenie odpowiednich instytucji publicznych, których zadaniem byłoby dbanie o tę materialną spuściznę dziejów.

Budynek ma dwa aspekty – swą użyteczność i swoje piękno. Użyteczność należy do jego właściciela, piękno należy do wszystkich

Ze względu na rozdział kościoła od państwa instytucje te do tej pory sprawują pieczę nad zabytkami sakralnymi we Francji. Kościół, będąc jedynie dzierżawcą, według Agnès Poirier, obchodzi się z obiektami po macoszemu i nie brak osób wytykających duchownym ten jawny brak dojrzałości. Pomimo laicyzacji społeczeństwa francuskiego, w którym religijność jest traktowana jako sprawa osobista, pożar katedry uruchomił we Francuzach niebywałe pokłady współczucia i hojności w kwestii środków na odbudowę. „Tragedia ta ukazała, że nieprzejednanie świecki kraj jest głęboko zakorzeniony w historii, a ta historia, to historia chrześcijaństwa” – czytamy. Poszanowanie dla wspólnych korzeni okazało się w tym przypadku silniejsze niż bieżące przekonania, dzięki czemu fundusze na natychmiastowe rozpoczęcie odbudowy znalazły się błyskawicznie.Agnieszka Kantaruk

***

Prócz niniejszej książki o pożarze katedry opowie też nowy film Jean-Jacquesa Annaud, twórcy filmów takich jak “Imię róży” czy “Walka o ogień”. Reżyser skupił się w nim na walce strażaków o ocalenie bezcennych relikwii chrześcijaństwa i dzieł sztuki przechowywanych w katedrze, które mogły zostać bezpowrotnie utracone w płomieniach. Dzięki determinacji strażaków tak się nie stało. Premiera tego filmu w Polsce przewidziana jest na 19 sierpnia 2022.

 
Zobacz trailer

 
Agnès Poirier, Notre Dame. Serce Paryża, dusza Francji, Przekład: Aleksandra Czwojdrak, Seria: Mundus, Wydawnictwo Bo.Wiem, Premiera: 20 czerwca 2022
 
Magazyn Dobre Książki objął publikację patronatem medialnym
 

Agnès Poirier
Notre Dame. Serce Paryża, dusza Francji
Przekład: Aleksandra Czwojdrak
Seria: Mundus
Wydawnictwo Bo.Wiem
Premiera: 20 czerwca 2022
 
Magazyn Dobre Książki objął publikację patronatem medialnym
 
 

Prolog

Z nocy pożaru pamiętam kalejdoskop obrazów, natłok emocji, pędzących szybko jedna za drugą. Jasnożółte słupy dymu wijącego się w niebo, które spostrzegłam przez okno w kuchni, potem bieg w dół po schodach na quai de la Tournelle, potem jak stoję akurat naprzeciwko południowej rozety Notre-Dame, a czerwono-pomarańczowe języki ognia strzelają ponad dach. Ogłuszające milczenie tłumu, osłupienie w ludzkich oczach, przerażające piękno tamtej chwili, łzy jak perły spływające policzkach, usta układające się w bezgłośną modlitwę. Precyzyjne, pełne skupienia działanie strażaków, jakby nagle ktoś przeobraził ich w chirurgów polowych, węże pożarnicze na każdym rogu jak ogromne gady, iglica tuż przed zawaleniem się, płonąca jak pochodnia, różowe średniowieczne kamienie na tle ciemnego błękitu nieba, potem czarny dym wzbijający się z północnej wieży i ta nieznośna świadomość, przerażająca myśl: Maria Panna może zniknąć.
Potrzebujemy jakichś niezmienności, tworzą ramy naszego istnienia, przydrożne znaki, bez których nie umiemy odnaleźć się w życiu, cóż dopiero mówić o przetrwaniu w próbach i przeciwnościach. Przez 850 lat Notre-Dame była właśnie czymś takim. Jeśli nawet ktoś z nas o tym zapomniał, to owej nocy 15 kwietnia 2019 roku doznał szoku odświeżenia pamięci. Skoro Notre-Dame może na naszych oczach zmienić się w gruzy, podobny los może spotkać inne rzeczy, które uważamy za pewnik – demokrację, pokój, poczucie międzyludzkiej więzi. Dyrektorzy paryskich szkół podstawowych, którzy nazajutrz rano wezwali na pomoc psychologów, doskonale to rozumieli. Wiele dzieci przyniosło z sobą plastikowe woreczki z kawałkami nadpalonego drewna, pozbieranymi z balkonów i trotuarów. Rodzice powiedzieli im, że te kawałki pamiętają czasy wypraw krzyżowych i że trzeba pokrzepiać się myślą, iż nie stało się nic takiego, czego by nie można naprawić. Pocieszanie dzieci okazało się łatwiejszym zadaniem niż pocieszanie samego siebie.
Tamtego wieczoru, gdy pierwsze obrazy tragedii zaczęły zalewać media społecznościowe i ekrany telewizorów, z każdego zakątka świata wezbrana fala ludzkich emocji w mgnieniu oka ruszyła ku paryskiej wysepce Île de la Cité, kolebce Francji. Jako paryżanie czuliśmy się – nie po raz pierwszy – jedno z całym światem, złączeni w harmonii bólu.
Dlaczego wszyscy przeżywaliśmy taką traumę?
Notre-Dame zawsze była czymś dużo więcej niż tylko katedrą, miejscem kultu religijnego katolików i pięknym dziełem sztuki, którego witraże pamiętają XIII wiek. To również jedno z najwspanialszych osiągnięć architektonicznych ludzkości, oblicze cywilizacji i dusza narodu. Święta i świecka zarazem, gotycka i rewolucyjna, średniowieczna i romantyczna, zawsze oferowała miejsce wspólnoty i schronienie każdemu, niezależnie od tego, czy wierzył, czy nie, chrześcijaninowi i niechrześcijaninowi.
Victor Hugo i jego garbus przeistoczyli Notre-Dame w słynną na cały świat heroinę i ocalili ją przed ponurym zapomnieniem, w jakie popadła przed dwustu laty. Podniosła się znów w swej neogotyckiej świetności w latach sześćdziesiątych XIX wieku dzięki architektowi Eugène’owi Viollet-le-Ducowi, znawcy sztuki średniowiecznej. To on na nowo wymyślił Notre-Dame i obdarzył ją iglicą, wyglądającą tak, jakby była tam od samego początku.
Dzięki nowym formom sztuki – fotografii i filmowi – Notre-Dame stała się uniwersalną ikoną, postacią z krwi i kości w świadomości zbiorowej świata, wraz z Quasimodem, Esmeraldą i gargulcami zdobiącymi jej fasadę, odrażającymi, lecz rozbrajającymi zarazem. I tak oto miłość do Notre-Dame, tej żywej istoty będącej gotycką katedrą, przechodziła z pokolenia na pokolenie.
Jej hipnotyzujące piękno sprawiło zarazem, że myśl o tym, iż mogłaby nie istnieć, nie mieściła się w głowie. Urok Notre-Dame, budowanej i przebudowywanej na przestrzeni dziesięciu stuleci w nieustającym postępie dążenia do doskonałości, jest zarówno jedyny w swoim rodzaju jak i wielowymiarowy. Każdy ma swój ulubiony widok na tę katedrę. Dla niektórych to perspektywa z pont de l’Archevêché, gdy idziemy z Lewego Brzegu1 w kierunku ogrodu tonącego w cieniach jej szybujących łuków oporowych, lub kawałeczek dalej w kierunku wschodnim, pośrodku pont de la Tournelle, kiedy katedra piętrzy się majestatycznie niczym dziób okrętu o nazwie France. Dla innych będzie to widok z quai d’Orléans na bliźniaczej paryskiej wysepce Île Saint-Ludwik, kiedy to nieoczekiwanie Notre-Dame wyłania się zza krzywizny tonącego w zieleni brzegu, a może bezpośredni widok z dziedzińca przed kościołem2, kwadratowego placu rozciągającego się przed głównym wejściem do katedry, kiedy zachodnia rozeta i bliźniacze wieże prezentują się w całej swojej chwale. Jeszcze dla kogo innego może to być widok z quai Montebello, sprzed księgarni Shakespeare & Company.
Pablo Picasso lubił widok z ogrodu na tyłach katedry. 15 maja 1945 roku ten amator walk byków spytał fotografa Brassaïa: „Czy fotografował pan kiedy Notre-Dame od tyłu? […] Ja też byłem tą iglicą zaskoczony. Ale nie uważam jej za coś niestosownego. Odwrotnie. To jakby banderilla wbita w morillo katedry…”3.
Mój ulubiony widok roztacza się z narożnika rue de la Bûcherie i rue de l’Hôtel Colbert, poniżej quai de Montebello, u stóp trzech średniowiecznych stopni, tuż obok budynku, gdzie w październiku 1948 roku Simone de Beauvoir wynajęła pokoik na poddaszu z widokiem na iglicę. Z poziomu ulicy ta wąska perspektywa na Notre-Dame trzyma nas w niepewności i rodzi pragnienie ujrzenia więcej, nieodparcie pociągając nas ku niej.
Piękno Notre-Dame jest tego rodzaju, że nie można uznać go za coś oczywistego, jest jak wciąż na nowo czyniony cud, który oszałamia, ilekroć spotykamy się z nią wzrokiem. Sekret jej urody tkwi w imponującym połączeniu wrażenia zażyłości z arystokratycznością, tego, co bliskie, z tym, co wzniosłe. Jak to możliwe, aby jakiś gmach mógł zdawać się tak swojski i oszałamiający zarazem?
Zagłębić się w przeszłość Notre-Dame to zanurzyć się w duszę Francji, dzieje pełne chwały, męki i sprzeczności. W ciągu minionych 850 lat Notre-Dame oglądała to, co we Francji najlepsze, i to, co w niej najgorsze. 15 kwietnia 2019 roku nieomal dokonała żywota wskutek ludzkiej nieuwagi, a w obliczu śmierci ocalała jedynie dzięki odwadze tych, którzy byli gotowi poświęcić dla niej życie.

*

Książka Notre-Dame – dusza Francji składa hołd Maurycemu de Sully, chłopskiemu synowi, który został biskupem Paryża i u schyłku XII wieku nadzorował pierwszy etap budowy katedry, przedstawia też postać Henryka IV, który uświadomiwszy sobie, że nie może królować wbrew Paryżowi, przeszedł na katolicyzm, uznał rangę Notre-Dame i pogodził kraj, głęboko rozdarty trzydziestoletnią wojną między protestantami a katolikami. Jego syn Ludwik XIII powierzył swoją koronę i losy Francji Najświętszej Pannie Marii z Notre-Dame, a jego z kolei potomek Ludwik XIV – Król Słońce – wypełnił ojcowski ślub.
W roku 1789 i przez cały okres terroru Robespierre’a tutejszy organista, nie w ciemię bity, zamiast hymnów religijnych grywał pieśni rewolucyjne i Marsyliankę, a pewien równie zuchwały kanonik postanowił ocalić posągi Króla Słońce i jego ojca, pozostawiając Najświętszą Panienkę na łasce bezwzględnych ateistów i nieugiętych republikanów. Słusznie postąpił – poważyli się jedynie na zdjęcie jej złotej korony. Dwudziestu ośmiu monarchów w górnej galerii fasady nie miało tyle szczęścia – każdy stracił głowę. Napoleon odrestaurował Notre-Dame, którą w dobie rewolucji zdążono już przemianować na świątynię rozumu, i przywrócił ją pierwotnej wierze. Dzięki decyzji, że w 1804 roku właśnie tam odbędzie się jego koronacja, ustawił katedrę w centrum francuskiego życia publicznego i politycznego, torując drogę Victorowi Hugo i jego garbusowi.
Powieść Hugo, napisana w trakcie burzliwych dni rewolucji lipcowej 1830 roku, idealnie oddaje poczucie wspólnoty łączące zbuntowany lud Paryża, kalekiego dzwonnika Quasimoda i piękną Cygankę Esmeraldę, pod czujnym okiem archidiakona Frolla. Sukces powieści, której wydanie wzbogacono silnie działającymi na wyobraźnię ilustracjami, był tak ogromny, że nagle cały kraj znów docenił średniowieczne dziedzictwo Notre-Dame i poczuł potrzebę zaopiekowania się jej marniejącymi zabytkami.
Wkrótce po publikacji powieści stworzono we Francji komisję ochrony zabytków, a po pewnym czasie państwo zwerbowało nowe pokolenie architektów – zarówno artystów jak i uczonych – którzy mieli tchnąć nowe życie w dawną świetność prastarych kamieni.
Viollet-le-Duc przez dwadzieścia dwa lata pieczołowicie przywracał Notre-Dame jej neogotycką chwałę. Kilka lat po ukończeniu budowy iglicy baron Haussmann dokonał szeroko zakrojonej przebudowy Paryża i Île de la Cité. Wyburzając średniowieczne domostwa i okoliczne wąskie zaułki przydał katedrze majestatu. Dziś wznosi się ona samotnie na samym skraju wyspy, widoczna z odległości wielu kilometrów.
W noc pożaru wielu paryżan przypomniało sobie o 26 sierpnia 1944 roku, kiedy to po przemarszu przez Pola Elizejskie przy wiwatach dwóch milionów rodaków generał de Gaulle zatrzymał się przed Notre-Dame, by uczestniczyć w Te Deum, specjalnie odprawionym nabożeństwie ze wspaniałą muzyką, dziękczynieniu złożonym po czasach zagrożenia. Gdy wszedł do zatłoczonej katedry, na górnej galerii rozległy się strzały. Snajperzy celowali we francuskiego przywódcę, lecz de Gaulle szedł dalej, z podniesioną głową, wzdłuż nawy w stronę prezbiterium. Tłum rzucił się na posadzkę, lecz widząc generała tak spokojnego i ewidentnie niewzruszonego, wszyscy powoli powrócili na swoje miejsca w ławkach. Magnificat skrócono, de Gaulle zaś wyszedł, tak samo jak wszedł – prosty jak struna.
Jak podszedłby de Gaulle do batalii o odbudowę Notre-Dame? Zgliszcza jeszcze się tliły, gdy francuska opinia publiczna zdawała się już podzielona na dwie grupy – tych, którzy życzyli sobie widzieć ją taką, jaka była wcześniej, i tych, którzy chcieliby tchnąć w nią szczyptę geniuszu XXI wieku. Czy będzie to bitwa między zachowawczymi a zuchwałymi, czy raczej między roztropnymi a nierozsądnymi? Nawet francuski premier Édouard Philippe już w dwa dni po pożarze nie potrafił oprzeć się rozpisaniu międzynarodowego konkursu na projekt odbudowy iglicy. Sam prezydent Macron zapowiedział odbudowę katedry „jeszcze piękniejszej, niż była”, w ciągu zaledwie pięciu lat. Ich słowa dały impuls dla nieprawdopodobnej wprost fali pomysłów w mediach społecznościowych, a wśród nich znalazły się: kryształowa iglica, ogród na dachu, gigantyczna złota pochodnia, basen na dachu oraz szklana kopuła. Architekci, desperacko zabiegając o popularność, z entuzjazmem przyjęli ogłoszenie międzynarodowego konkursu i zaczęli nagłaśniać swoje fantastyczne wizje dla Notre-Dame. Otwarła się puszka Pandory.
Co takiego tkwi w tym francuskim dążeniu do radykalizmu, przebudowywania, reformowania i oszałamiania świata? Czy naprawdę wierzymy w to, że geniusz naszego XXI wieku może się równać z geniuszem średniowiecznych budowniczych Notre-Dame? Dlaczego choć raz na odmianę nie zachować Notre-Dame w jej dawnym kształcie i nie przywrócić jej do tego stanu, w jakim pozostawił ją Viollet-le-Duc w 1865 roku? Będziemy przecież jeszcze mieć możliwość przekształcenia jej najbliższego otoczenia i obmyślania sposobów dotarcia do niej dla tych czternastu milionów gości rocznie. Jak dotąd były one w najlepszym razie chaotyczne. Może się nawet pojawić szansa na stworzenie od dawna upragnionego i bardzo potrzebnego muzeum na placu przed katedrą, w Hôtel-Dieu, średniowiecznym szpitalu, dziś częściowo opustoszałym.
Batalia o odbudowę Notre-Dame właśnie się zaczęła i zanosi się na to, że będzie zaciekła. Trzy najbogatsze rody Francji – Pinaultowie, Arnaultowie oraz Bettencourtowie – które w chwili, gdy ogień trawił dach, zapowiedziały przekazanie 500 milionów euro na odbudowę katedry, musiały się tłumaczyć ze swoich zamiarów. Czy nie interesowały ich raczej ulgi podatkowe, jakie zwykle wiążą się z takimi darowiznami, a nie los samej Notre-Dame? – pytały gilets jaunes (żółte kamizelki). Czy nie lepiej wydać te pieniądze na potrzebujących niż na jakieś stare kamienie? Czy naprawdę nie ma ważniejszych spraw niż wielka sterta poczerniałych od ognia gruzów?
Pisząc Notre-Dame – duszę Francji, przebyłam niezwykłą drogę – od uczucia pustki do spokojnego optymizmu. Od 16 kwietnia 2019 roku, kiedy to brzask roztoczył nad Sekwaną odcienie różu, a Notre-Dame znów ukazała się moim oczom, nadal na swoim miejscu, zraniona, lecz wspaniała, nie przestaję żywić nieśmiałej nadziei. Kilka godzin wcześniej, z lornetką w dłoniach, machałam pięścią w geście zwycięstwa, widząc, że jej witraże ocalały.
Spotkania z ludźmi, którzy uratowali Notre-Dame, rozmowy z tymi, którzy przez kolejne tygodnie i miesiące troszczyli się o nią jak najczulsze pielęgniarki przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, wzmacniając jej konstrukcję, pieczołowicie zbierając i zachowując każdy nadpalony czy potłuczony element, którego można by ponownie użyć, wywiady z tymi, którzy mają doradzać w sprawie jej odbudowy i którzy ją sfinansują, wizyty na placu budowy, dotykanie kamieni, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, a nawet badanie krwi na okoliczność zatrucia ołowiem – wszystko to dobitnie uświadomiło mi stojące przed nami wyzwania, a także niewyczerpane i bezinteresowne pokłady dobrej woli i poświęcenia. Płynące z pragnienia, by ujrzeć, jak podnosi się z ruin.

1
15 kwietnia 2019
Noc ognia

Tamtej nocy umarłem.
Philippe Villeneuve

Kwiecień w Paryżu.
Ostatnie dni były takie radosne: nieskazitelny błękit nieba, kasztany i wiśnie pokryte kwieciem, eksplozja barw, jaskrawożółte i różowe fale spływające strumykami ze wzgórz Montmartre’u na tonące w zieleni bulwary Montparnasse, z ogrodów Tuilerie na końcu Pół Elizejskich do niewielkiego parku przy katedrze Notre-Dame, gdzie okoliczne dzieci uwielbiają się bawić po lekcjach. Jest poniedziałek 15 kwietnia 2019 roku, początek Wielkiego Tygodnia, mali paryżanie nie mogą się doczekać dwutygodniowych ferii, które rozpoczną się w najbliższy piątek. Ferii – i polowania na jajka1.
Rano festiwal filmowy w Cannes zaprezentował plakat na swój siedemdziesiąty drugi sezon, który rozpocznie się za miesiąc. Wydarzenie, jak za każdym razem. W tym roku na festiwalu będzie prezentowana wczesna twórczość Agnès Varda, francuskiej reżyserki, która nie tak dawno zmarła w wieku dziewięćdziesięciu lat.
Usadowiona na barkach jakiegoś pracownika technicznego dwudziestosześcioletnia chłopczyca przybliża oko do kamery zatkniętej wysoko na słowo honoru na drewnianym podwyższeniu, w tle zaś połyskuje w słońcu Morze Śródziemne. Oryginalne czarno-białe zdjęcie z 1955 roku „koloryzowano” w odcieniach jaskrawego oranżu. To wspaniała oda do kina i do tej cudownej reżyserki.
Paryż jest również podekscytowany wyczekiwaniem o zabarwieniu politycznym. Dziś o ósmej wieczór prezydent Emmanuel Macron zwróci się do narodu i być może wreszcie położy kres długim tygodniom niepokojów wywołanych przez niezborne radykalne protesty żółtych kamizelek. Już od dwudziestu dwóch tygodni w każdą sobotę przez Francję przetaczają się demonstracje, siejąc zamęt i spustoszenie w centrach niektórych miast, w tym w Paryżu, i nawet jeśli ruch ten zdążył się już sam zdyskredytować przez swą ślepą przemoc i niezdolność do wyartykułowania jakiegoś spójnego przesłania, to Francuzi i tak oczekują od prezydenta i rządu propozycji, które dadzą narodowi poczucie zamknięcia pewnego etapu.
Francuscy komentatorzy polityczni i korespondenci zagraniczni usiłują odgadnąć, jakież to „wielkie” kroki zamierza oznajmić Emmanuel Macron, zwłaszcza że spełnił już większość pierwotnych żądań gilets jaunes, takich jak choćby odstąpienie od zamiaru podwyższenia podatku paliwowego. Wśród dziennikarzy zajmujących się polityką krąży pogłoska – być może prezydent zdecyduje się na zamknięcie ENA (École Nationale d’Administration), słynnej elitarnej uczelni utworzonej w 1945 roku przez Charles’a de Gaulle’a, aby szkolić urzędników najwyższego szczebla administracji. Byłaby to zaiste wieść niebywała. ENA, dzięki swym rygorystycznym egzaminom postrzegana jako demokratyczny system rekrutacji do służby cywilnej, od dawna była utożsamiana z francuską merytokracją. Na przykład jej studenci nigdy nie korzystają z pomocy rodziny w finansowaniu swojej edukacji, lecz to państwo wypłaca im pensje przez cały okres studiów. Na przestrzeni lat krytykowano jednak tę uczelnię za to Uczelnia była jednak krytykowana za kształtowanie pensée unique (jednotorowego myślenia), wpajanie w przyszłą elitę rygorystycznego sposobu postrzegania roli państwa i świata.
Na Île de la Cité, jednej z dwóch wysepek w samym sercu francuskiej stolicy, w „głowie, sercu i szpiku kostnym Paryża”2 – jak zwano ją już w XII wieku – katedralne dzwony zaraz zaczną bić na nieszpory. Jest 17.45. Rodzice gromadzą się przed bramą pobliskiej szkoły podstawowej, czekając, aż dzieci wyjdą z lekcji, spocone i potargane. Na place Maubert, niewielkim skwerze, który umiejscowił się przy boulevard Saint-Germain równolegle do południowej rozety Notre-Dame, piekarnia Chez Isabelle, która w poprzednim roku zgarnęła nagrody za „najlepszy croissant” i „najlepszą tartę jabłkową” w Paryżu, jest już gotowa na rychły najazd małych smakoszy i ich rodziców. Szczęściarze zdążą jeszcze skosztować późną goûter w postaci pain au chocolat 3, podczas gdy ich rodzice kupią przez ten czas wieczorną bagietkę, najlepiej z ostatniej partii wypieków, jeszcze ciepłą, prosto z pieca. W sąsiednim lokalu Laurent Dubois, mistrz fromager (serowar), też jest już gotowy. Gorączka zakupów przed późnym obiadem jest znaną cechą paryskiego życia. „Kupiłeś chleb?” i następujące zaraz po nim: „Czy mamy jeszcze jakiś ser?” to zdania prawdopodobnie najczęściej wypowiadane w Paryżu codziennie między szóstą a ósmą wieczorem.
Stało się to już codziennym rytuałem: kilkunastu amerykańskich turystów z przewodnikiem, specjalizującym się z gastronomicznych wycieczkach po francuskiej stolicy, otoczyło okrągłe szklane kopuły Laurenta Dubois, w których prezentuje on swoje najnowsze serowarskie dzieła, a wśród nich roquefort z pigwą, camembert z calvadosem, brie z orzechami włoskimi.
Grupa słucha króciutkiego wykładu na temat sera, po czym zaproszona wchodzi do sklepu, na degustację i zakupy. Paryżanie przywykli do życia wśród nieustannie rosnącej rzeszy takich gości. Masowa turystyka przeobraziła wiele miejsc w Paryżu podobnie jak to – place Maubert, Lewy Brzeg i okolice Notre-Dame – w coś, co kojarzy się nieraz z ulem pełnym pszczół. Ma to oczywiście swoje minusy, lecz paryżan i turystów łączy przynajmniej to jedno – miłość do Paryża. Duchowa łączność.
Wewnątrz katedry Notre-Dame panuje podobnie przyjazna koegzystencja. W to poniedziałkowe popołudnie, gdy kanonik Jean-Pierre Caveau, z pomocą sopranistki Emmanuelle Campana i organisty Johanna Vexo, przewodniczy w nawie głównej nieszporom, setki turystów przemierzają cichutko nawy boczne i ambit. Notre-Dame, którą w 2018 roku odwiedziło czternaście milionów gości, jest jednym z najbardziej znanych zabytków świata. Otwarta codziennie przez okrągły rok, niepobierająca opłat za wstęp, jest miejscem, gdzie każdego roku odbywa się dwa tysiące mszy i uroczystości4. Rozpoczęło się odliczanie do Wielkanocy. Ksiądz odczytuje Psalm 27:

Pan światłem i zbawieniem moim:
kogóż mam się lękać?
Pan obroną mojego życia:
przed kim mam się trwożyć?
Gdy na mnie nastają złośliwi,
by zjeść moje ciało,
wtenczas oni, wrogowie moi i nieprzyjaciele,
chwieją się i padają.
Chociażby stanął naprzeciw mnie obóz,
moje serce bać się nie będzie;
choćby wybuchła przeciw mnie wojna,
nawet wtedy będę pełen ufności5.

O 18.18 wieczorem rozlega się alarm przeciwpożarowy, a na monitorze pracownika ochrony katedry wyświetla się wiadomość: Zone nef sacristie (strefa nawa główna zakrystia), tyle że w zakrystii, niewielkiej przybudówce przy południowej ścianie katedry, nie ma żadnego ognia. Pracownik ochrony, który pracuje tu dopiero od kilku dni i nie poinstruowano go jeszcze, że system powiadomień alarmu przeciwpożarowego jest wyjątkowo skomplikowany, a strefy nie są precyzyjnie określone, dochodzi do oczywistego wniosku, że to fałszywy alarm. Było takich ostatnio kilka, zwłaszcza od czasu rozpoczęcia ważnych prac renowacyjnych przy iglicy, pokrytej teraz gigantyczną metalową koronką rusztowań. O 18.42 alarm przeciwpożarowy rozlega się po raz drugi.
Kilka minut później monsignor Benoist de Sinety, energiczny, o młodzieńczym wyglądzie pięćdziesięcioletni wikariusz generalny archidiecezji paryskiej, opuszcza swą rezydencję przy rue des Ursins, średniowiecznej uliczce niedaleko katedry, noszącej ongiś nazwę rue d’Enfer (ulica Piekielna) i wskakuje na skuter. Jadąc w stronę kościoła Notre-Dame-des-Champs przy bulwarze Montparnasse na wieczorne modły, monsignor de Sinety śmiga przez wąskie uliczki wyspy, objeżdżając katedrę, potem na rue Chanoinesse, następnie rue du Cloître-Notre-Dame i właśnie ma przejechać na drugi brzeg Sekwany po pont de l’Archevêché, gdy rzuca okiem na lusterko. Wciska hamulce i obraca głowę ku Notre-Dame. Spod dachu kościoła strzelają płomienie6.

*

Pierwszy telefon do straży pożarnej zostaje zarejestrowany o 18.48, cztery minuty po tym, gdy pracownikowi ochrony powiedziano, że komunikat o pożarze wskazuje, iż chodzi o poddasze nad nawą główną, a nie o zakrystię, i dwie minuty po tym, gdy pokonał trzysta wąskich stopni, otworzył drzwi i ujrzał rozszalałe piekło. „Las” – kratownicę więźby dachowej Notre-Dame, złożoną z 1300 belek dębowych, z których większość pamięta jeszcze XIII wiek – żywcem trawią płomienie.
W Pałacu Elizejskim prezydent kończy właśnie nagrywanie przemówienia do narodu, a kanały telewizji francuskiej szykują gorączkowo wydania specjalne, by skomentować jego zapowiedzi. Lecz nie trwa to długo. Media społecznościowe zalewa fala zdjęć i filmików przypadkowych przechodniów, wpierw widać czarny dym wydobywający się z iglicy, potem pomarańczowo-czerwone płomienie liżące niebo.
Dokładnie dziewiętnaście kilometrów stamtąd Marie-Hélène Didier, kurator dziedzictwa narodowego, odpowiedzialna za zabytki sztuki religijnej we Francji, i Laurent Prades, zarządca generalny Notre-Dame, właśnie przyjechali do Wersalu, uczestniczą w ponownym otwarciu królewskiego apartamentu Madame de Maintenon. Franck Riester, francuski minister kultury, też tam jest. Po trzech latach mozolnej pracy konserwatorskiej cztery piękne komnaty, w których w latach 1680–1715 mieszkała potajemna żona Ludwika XIV, zostaną właśnie udostępnione zwiedzającym. Nie podano jeszcze szampana, gdy w kieszeniach gości zaczynają wibrować telefony komórkowe. Madame de Maintenon i Wersal będą musiały poczekać7.
Szperając jedną ręką w torebce w poszukiwaniu kluczyków do samochodu, drugą ręką Marie-Hélène Didier od razu dzwoni do Philippe’a Villeneuve’a, głównego architekta w Departamencie Zabytków, jednej z trzydziestu dziewięciu osób odpowiedzialnych za architektoniczne dziedzictwo Francji, każda z nich ma w swojej pieczy określone portfolio ważnych budowli. W roku 1893 Departament Zabytków zaczął rekrutację najzdolniejszych historyków sztuki i architektów tamtego pokolenia, organizując serię gruntownych i rygorystycznych sprawdzianów8. „Utrzymywanie zabytku przy życiu w naszych czasach wymaga erudycji, talentu, szacunku, dyskrecji i przymiotów moralnych”9. To elitarny francuski korpus architektoniczny.
Notre-Dame podlega Philippe’owi Villeneuve’owi. A raczej Philippe Villeneuve podlega Notre-Dame. Mały chłopiec zafascynowany muzyką organową ostatecznie odnalazł swe powołanie w architekturze, przesiadując w drewnianych ławkach katedry i godzinami słuchając Pierre’a Cochereau, legendarnego organisty Notre-Dame10, improwizującego na jednym z największych takich instrumentów na świecie – 5 manuałów, 111 rejestrów, 7374 piszczałek11.
Philippe Villeneuve, przebywający akurat w regionie Charentes w południowo-zachodniej części kraju, jedzie już samochodem z prędkością 180 km/godz. na najbliższą stację kolejową w La Rochelle12. Marie-Hélène Didier, też już w swoim aucie, podjęła ewidentnie błędną decyzję. Zaraz utkwi w korku na Prawym Brzegu, między Luwrem a Hôtel de Ville (ratuszem), i będzie mogła co najwyżej wyłączyć radio i Twitter, by patrzeć kompletnie bezradnie. Dokładnie na wprost niej Notre-Dame stoi w płomieniach.
Na szczęście Laurent Prades zdecydował się na transport publiczny i wskoczył do pociągu miejskiego RER, linii łączącej Wersal z Paryżem. Najszybszy pociąg pokonuje tę trasę w ciągu 58 minut. Jednak stację Saint-Michel-Notre-Dame dopiero co zamknięto, musi więc wysiąść przy Musée d’Orsay. Będzie musiał resztę drogi przebyć na rowerze – na szczęście ma kartę pozwalającą korzystać z publicznego systemu wynajmu rowerów Vélib’, dzięki czemu będzie mógł skorzystać z dowolnego dostępnego roweru w którejś z automatycznych wypożyczalni, jakie w Paryżu znajdują nieomal na każdym kroku. Następnie będzie musiał się jak najszybciej przedrzeć przez kordony policji. Jako zarządca generalny katedry jest nie tylko zwierzchnikiem swoich sześćdziesięciu podwładnych, ale też wie, gdzie znajdują się klucze – wszystkie sto. Zna też każdy szyfr, również te do skarbca Notre-Dame oraz do pewnego dyskretnego sejfu umiejscowionego w kaplicy zwanej Notre-Dame des Sept Douleurs (Mater Dolorosa) na drugim końcu katedry, tuż za absydą. Tam, w schowku o podwójnych ścianach z kuloodpornego szkła, spoczywa korona cierniowa. Jadąc rowerem w stronę katedry w deszczu popiołów i rozżarzonych drobin drewna, czterdziestodwuletni Laurent Prades myśli tylko o jednym – ocalić przed zniszczeniem najcenniejszy zabytek religijny świata katolickiego.

 
Wesprzyj nas