Książka „Jak opowiadać historie dzieciom” skłania do namysłu nad tym, czym w ogóle są historie, jakie znaczenie mają dla ludzkości. Kształtują świat w jakim żyjemy, popychają bieg rzeczy do przodu, ale mogą też zmienić na lepsze naszą małą codzienność. Jak? To właśnie zdradzają czytelnikom Silke Rose West i Joseph Sarosy.


O znaczeniu czasu spędzanego z dzieckiem na snuciu opowieści mówi książka „Jak opowiadać historie dzieciom”. Jej autorzy, odwołując się do swojego doświadczenia nauczycielskiego, przekazują odbiorcom solidną porcję wskazówek i inspiracji, które mogą sprawić, że dzięki opowiadaniu najróżniejszych historii, relacje z dziećmi rozkwitną, a one same będą rozwijać się w harmonijny sposób. To podstawowe zadanie niniejszej publikacji nie jest jednak jedynym; zawiera ona sporo błyskotliwych spostrzeżeń, dających do myślenia każdemu, nie tylko rodzicom. W końcu każdy z nas potrzebuje pokrzepienia, inspiracji, refleksji – a słuchanie opowieści właśnie to nam daje. To, i nie tylko to.

„Wasze opowieści mogą poprawić dziecku humor, stać się dla niego cennymi życiowymi lekcjami, a wam pomóc zdobyć jego zaufanie; bywa też, że dzięki nim całej rodzinie będzie łatwiej poradzić sobie ze stratą, kiedy umiera jeden z jej członków” – stwierdzają autorzy, by przejść do bardziej precyzyjnych przemyśleń, w jaki sposób rodzi się i umacnia więź między tym kto opowiada i tym kto słucha. Tego rodzaju doświadczenie jest od zarania dziejów jednym z fundamentów bycia człowiekiem, było znane na długo przed tym, zanim wynaleziono pismo. Historie przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie niosły istotną wiedzę, przekazywały doświadczenie przodków, wyjaśniały jak stawiać czoła wyzwaniom przynoszonym przez los, jak radzić sobie z emocjami, osiągnąć zamierzone rezultaty, przetrwać złe chwile.

Minęły tysiąclecia, a ich rola się nie zmieniła. Nowe pokolenia muszą nauczyć się, jak żyć i czynią to dzięki słuchaniu tego, co mogą przekazać im starsi. Nietrudno więc zauważyć, że stajemy się tym, co przynoszą nam opowieści. W tym punkcie na dłuższą chwilę zatrzyma się każdy, do kogo dotrze, jakie narracje otaczają nas na co dzień. „Dzieci zachowują się i mówią jak bohaterowie historii, które ostatnio słyszały, czytały albo oglądały, czy będzie to Harry Potter, czy postać z produkcji Disneya. Dorośli tak samo powtarzają najlepsze kwestie ze swoich ulubionych filmów, a nawet przejmują sposób wyrażania się ich bohaterów” – piszą Silke Rose West i Joseph Sarosy. A zatem powiało grozą – bo czy współczesna kinematografia, literatura, a w szczególności nadużywany i przeładowany wszelkimi historiami internet dostarczają nam i naszym dzieciom wystarczająco dobrych wzorców do naśladowania? Dyskusyjna kwestia.

Nowe pokolenia muszą nauczyć się, jak żyć i czynią to dzięki słuchaniu tego, co mogą przekazać im starsi. Nietrudno więc zauważyć, że stajemy się tym, co przynoszą nam opowieści.

Co jednak, gdy nie mamy talentu do samodzielnego snucia opowieści i cudze narracje wydają nam się jedyną opcją? Silke Rose West i Joseph Sarosy przedstawiają czytelnikom garść porad, jak temu zaradzić, skąd czerpać natchnienie, znaleźć w sobie dość kreatywności, aby z codziennych sytuacji i przedmiotów dookoła nas wysnuwać tematy historyjek dla najmłodszych. Zamieniać w wyobraźni kolory, struktury i kształty w bohaterów i ich emocje. Niejeden rodzic powie: a jak znaleźć na to czas? Autorzy książki w bardzo racjonalny sposób przekonują, że umiejętność opowiadania dziecku akurat czas pozwoli zaoszczędzić.

„Opowiadanie historii służy stwarzaniu bliskości (a co za tym idzie – harmonii), dzięki czemu nie tracimy czasu na targowanie się z dzieckiem czy próby egzekwowania od niego odpowiednich zachowań”. Dziecko, które czuje się dostrzegane przez rodzica, czuje się też bezpiecznie, a wówczas znika chęć prowokowania i irytujących zachowań mających zwrócić uwagę dorosłych. Opowieść jest więc czymś, co buduje mosty pomiędzy rodzicami i dziećmi, rozwijając jednocześnie wyobraźnię dziecka, umiejętność zapamiętywania i kojarzenia faktów.

„Jeśli zrozumiemy, że celem opowiadania historii jest nawiązywanie i wzmocnienie więzi, możemy odwoływać się do tego w niemal wszystkich okolicznościach” – podsumowują autorzy, zaznaczając, że nie chodzi wyłącznie o relacje rodziców z ich pociechami, a każdą sytuację w której chcemy, by pojawiła się zażyłość i wzajemne zaufanie. Tyle zalet! Wygląda na to, że naprawdę warto czasami wcielić się w rolę gawędziarza. Agnieszka Kantaruk

Joseph sarosy, Silke Rose West, Jak opowiadać historie dzieciom, Przekład: Magdalena Słysz, Wydawnictwo Czarna Owca, Premiera: 15 czerwca 2022
 
 

Joseph sarosy, Silke Rose West
Jak opowiadać historie dzieciom
Przekład: Magdalena Słysz
Wydawnictwo Czarna Owca
Premiera: 15 czerwca 2022
 
 

Wstęp

Dzieci budzą w nas gawędziarzy. Dzieje się to jeszcze przed ich narodzinami, kiedy zaczynasz mówić do tej nieznanej istoty, którą pragniesz zobaczyć i której pragniesz dotknąć. Powoli wprowadzasz swoje maleństwo w świat, kierując do niego czułe słowa i zapoznając je z językiem. Twój głos staje się dla niego przewodnikiem, sprawia, że czuje się bezpieczne. To pierwsze opowieści, których słucha dziecko. Wkrótce niemowlę eksploruje już każdy kąt w domu, a dzięki twoim objaśnieniom, tym króciutkim historyjkom, wszystko wydaje mu się znajome, a jedynie ukazane w nowym świetle.
Z czasem się uczymy, że gdy dziecko mówi: „Opowiedz mi jakąś historię”, wcale nie chce bajki. Domaga się naszej uwagi. Zaufanie dziecka jest cenne i jeżeli zrozumiemy, co próbuje ono wyrazić – pragnie się porozumieć, szuka kontaktu… ze mną! – zwykle jesteśmy gotowi otworzyć przed nim serca. Dostrzegamy w tym okazję. Opowieści, które rodzą się w takich chwilach, są proste, ale tak głębokie i autentyczne, że długo żyją w pamięci.
Czasami jednak jesteśmy poirytowani. Mamy za sobą ciężki dzień w pracy, wyczerpującą rozmowę ze współmałżonkiem, na lunch musieliśmy wypić kawę i zjeść baton wysokokaloryczny, dlatego myśl, że czeka nas jeszcze opowiadanie historyjki, budzi w nas jedynie zniechęcenie. Jeszcze jedno zadanie, jeszcze jedna próba dla naszych małych już zasobów energii i inwencji.
Łatwo się przestraszyć i zniechęcić, kiedy przychodzi do opowiedzenia jakiejś historii. Bywa, że czujemy się nie tylko zmęczeni, lecz także onieśmieleni przez gigantów w tej dziedzinie, takich jak Disney, Marvel czy J.K. Rowling. Czy możemy się z nimi mierzyć? Czy w ogóle powinniśmy? Może lepiej zdać się na specjalistów.
Taki sposób myślenia byłby uzasadniony, gdyby chodziło o samą opowieść, ale jak wykazują badania naukowe (i wkrótce sami się o tym przekonacie), opowiadanie historii ma na celu nawiązanie relacji między opowiadającym a słuchaczem, czyli między wami a waszym dzieckiem. Jeśli tak do tego podejdziemy, staje się to łatwiejsze i przyjemniejsze, ponieważ pozwala wyrazić miłość do dziecka i zbliżyć się do niego.
Gdy dziecko mówi: „Opowiedz mi jakąś historię”, nie chce wcale bajki. Domaga się naszej uwagi.
Czy przypominacie sobie tamten czas, kiedy rodzic – a może któryś z kochających dziadków, opiekun albo nauczyciel – opowiadał wam historię? Jeśli odczuwacie podobnie jak większość ludzi, wspominacie te chwile z rozrzewnieniem. Może nawet potraficie przywołać z pamięci same opowieści, ich treść; na pewno jednak pamiętacie, jak się czuliście, słuchając ich. Czuliście się kochani. Czuliście, że zasłużyliście na uwagę ukochanego rodzica.
O to właśnie chodzi w tej książce – nie o to, żeby opowiadać niesamowite historie, które zostaną sfilmowane i staną się kinowymi przebojami. Tylko o to, żeby snuć opowieści, proste opowieści, które umocnią wasze relacje z dzieckiem i zapadną mu w pamięć na całe życie.
W tej książce podzielimy się z wami wiedzą, jak należy opowiadać, i przedstawimy prostą metodę opowiadania, którą stosujemy z powodzeniem od ponad trzydziestu lat. To nie my ją wymyśliliśmy – istnieje bodaj od sześćdziesięciu tysięcy lat – my tylko ujmiemy ją w proste, zrozumiałe słowa. Przyswoicie ją sobie dzięki praktycznym ćwiczeniom i prostym przykładom, a po przeczytaniu tej książki na pewno poczujecie się pewniej. Dlaczego? Bo opowiadanie historii to coś, co już umiecie, tylko nie zdajecie sobie z tego sprawy.
Każdy, kto opowiada dziecku historie, wie jedno: później nie rozchodzicie się tylko z ciekawą opowieścią w pamięci – oboje czujecie się sobie bliscy. Lekarze i inni specjaliści nazywają to „więzią”, co jest obecnie modnym konceptem wśród rodziców. Jednak więź jest czymś dziwnym i niełatwym do zadzierzgnięcia. Według „Psychology Today” czterdzieści procent dzieci w Ameryce nie ma zdrowych więzi z rodzicami. Ich brak, kiedy osiągną dorosłość, może skutkować problemami zdrowotnymi1.
Podstawowym założeniem teorii więzi jest to, że zdrowa relacja dziecka z co najmniej jednym z rodziców albo opiekunów we wczesnych latach sprzyja zdrowym relacjom w jego późniejszym życiu. A te, ponieważ jesteśmy istotami społecznymi, niosą wyłącznie pozytywne skutki: sukcesy w nauce i pracy zawodowej, zdrowie psychiczne czy poczucie własnej wartości.
Ludzie, którzy nie mają z rodzicami czy opiekunami zdrowych relacji w dzieciństwie, jako dorośli nie radzą sobie w tej sferze życia. Zmagają się z problemami w nauce oraz w pracy, przejawiają zaburzenia psychiczne, od lęków i gniewu po ucieczkę.
Nie należy jednak utożsamiać więzi z miłością. Zdarza się, nawet często, że rodzice, którzy kochają swoje dzieci, nie potrafią nawiązać z nimi zdrowych więzi. Winę za to ponosi obecny styl życia: czas spędzany przed ekranami urządzeń elektronicznych, przepełniony terminarz. Cierpią na tym wszyscy. Rozumiemy to. Sami mamy mnóstwo zajęć. Dlatego właśnie chcemy pomóc rodzicom nawiązywać właściwe relacje z dziećmi.
Starą, sprawdzoną metodą na to jest opowiadanie historii i współcześni naukowcy w interesujący sposób tłumaczą, dlaczego działa tak skutecznie. Co ją wyróżnia spośród innych – to, że jest całkiem darmowa. Naturalna, dostępna i sprawdza się w każdej rodzinie, niezależnie od wyznawanych przez jej członków wartości, czy to religijnych, społecznych, czy kulturowych. I nikt nie musi wam mówić, jak to się robi, tak jak nie musi mówić, jak się chodzi. Zaczynacie i już. To od zarania dziejów głęboko zakorzeniona ludzka umiejętność.
Antropolodzy badają jej rolę od dziesięcioleci i odkryli, że najlepsi gawędziarze często zajmują w swoich społecznościach wysokie pozycje2. Jeśli przyjrzymy się współczesnemu światu, zauważymy analogię. Obecnie opowiadanie historii – poprzez filmy, książki, muzykę i gry wideo – stanowi dochodowy biznes. Aktorzy i pisarze są dla nas największymi bohaterami i znakomitościami.
Jednak najlepiej opowiada się w rodzinie. Snucie opowieści nie tylko buduje więź – można je porównać do szwajcarskiego scyzoryka, wielofunkcyjnego narzędzia, które pomaga rodzicom uczyć dzieci, wpajać im nowe umiejętności, wyrabiać w nich empatię; dzięki niemu one same mogą wyładowywać trudne emocje, czerpać naukę z ciężkich doświadczeń życiowych. Jak się przekonacie, jest ogromna różnica między opowiadaniem historii wymyślonej przez kogoś innego a własnej, stworzonej przez samego siebie.
Opowiadanie historii to coś, co już umiecie, tylko nie zdajecie sobie z tego sprawy.
To tak jakby porównać przecier z pomidorów w puszce z sosem pomidorowym domowej roboty. Wprawny gawędziarz czerpie w swojej inwencji z bezpośredniego otoczenia dziecka: na przykład wplata takie czynności jak zrywanie pomidorów czy zbieranie ziół z ogrodu do historyjki, która jest nie tylko zabawna (i pobudzająca apetyt), lecz także stworzona na użytek konkretnego słuchacza.
Omawiamy w tej książce najważniejsze elementy intuicyjnego snucia opowieści, żebyście zaczęli improwizować, osadzając swoje historyjki w świecie, w którym żyjecie wy i wasze dzieci. Jesteśmy rodzicami i nauczycielami, mającymi za sobą setki, a nawet tysiące godzin opowiadania historii, ale nie chcemy uczyć was, jak opowiadać nasze – bo macie opowiadać własne.
Ponieważ celem tego jest wzmocnienie relacji. Wasze opowieści mogą poprawić dziecku humor, stać się dla niego cennymi życiowymi lekcjami, a wam pomóc zdobyć jego zaufanie; bywa też, że dzięki nim całej rodzinie będzie łatwiej poradzić sobie ze stratą, kiedy umiera jeden z jej członków. Jeśli uważalibyśmy, że dzieje się tak za sprawą samych historii, opublikowalibyśmy je. Według nas ich zasługą jest jednak to, że wyrastają, jak wszystkie dobre opowieści, z pełnej miłości przestrzeni między opowiadającym a słuchaczem. I niemal niezauważalnie docierają do zainteresowanych odbiorców. Dlatego właśnie nie ma lepszego gawędziarza niż wy, kiedy opowiadacie swojemu dziecku.

* * *

Silke jest nauczycielką z nurtu pedagogiki waldorfskiej i od przeszło trzydziestu lat uczy dzieci w wieku przedszkolnym. W 1995 roku z kilkoma innymi osobami założyła Taos Waldorf School, a obecnie prowadzi niezależne leśne przedszkole Taos Earth Children, słynie w nim ze swoich przedstawień marionetkowych i opowiadania historii. Jest także doradczynią nauczycieli i szkół w całym kraju. Ja, Joe, pracowałem z nią w Taos Earth Children przez dwa lata i w 2018 roku założyłem niezależny ośrodek kształcenia na poziomie klas pierwszej i drugiej, który ściśle współdziała z przedszkolem Silke. Pisuję także jako wolny strzelec do „Fatherly” i zainicjowałem kampanię #GreatDad, która ma zwracać uwagę na wspaniałych ojców w Stanach Zjednoczonych.
Oboje poświęcamy na opowiadanie historii główną część dnia. Tak nauczamy. I tak się bawimy. Większość czasu spędzamy na dworze, w lasach i kanionach północnego Nowego Meksyku, więc nasze opowieści często mówią o zwierzętach oraz roślinach, które tam spotykamy, o nadchodzących świętach albo o tym, co właśnie robiliśmy z podopiecznymi. Nasi bohaterowie niejednokrotnie znajdują się w sytuacjach, z którymi dzieci niedawno się zetknęły, związanych na przykład z lepkimi przedmiotami w klasie albo przejawami złego zachowania. Bywa, że na koniec takiej opowieści dzieci wykrzykują: „To najlepsza historia ze wszystkich!”.
To, co trzymacie w rękach, nie jest zbiorem opowiadań. To poradnik, jak wymyślać je samemu.
To prawda, że umiemy opowiadać, ale najważniejszą rolę odgrywa tu emocjonalna więź i wspólne przeżywanie, a także to, że nasze historie są inspirowane wydarzeniami i rzeczami, które dzieci dobrze znają. Z takiej perspektywy celem snucia opowieści jest wymyślenie wcale nie najbardziej wciągającej fabuły, ale zwykłej historii z dnia codziennego, do której dziecko może się odnieść i która służy budowaniu bliskości i zaufania między nim a rodzicem (albo nauczycielem).
Mamy dziś dostęp do setek książeczek z historyjkami, również takich, które zawierają porady, jak opowiadać. Bywają wśród nich naprawdę świetne, ale generalnie zalecają one opowiadanie historii wymyślonych przez kogoś innego. Nie taka jest nasza intencja. To, co trzymacie w rękach, nie jest zbiorem opowiadań. To poradnik, jak wymyślać je samemu.
Technika jest prosta, stosujemy ją codziennie bardzo swobodnie i w wielu wariacjach. W dużym stopniu opiera się na wynikach badań naukowych i konsultacjach. Wymaga jedynie emocjonalnego kontaktu z małymi słuchaczami, który doskonale potraficie nawiązać.
Zestawmy to z przesłaniem gawędziarki Marie Shedlock, pochodzącym ze wstępu do jej klasycznego dzieła The Art of the Storyteller: „Należy mieć nadzieję, że pewnego dnia historie będą opowiadać uczniom tylko specjaliści, którzy poświęcili czas i trud, by opanować tę sztukę”. Shedlock ma na pewno dobre intencje, ale jej podejście stanowi zupełne przeciwieństwo naszej koncepcji. Każdy może być dobrym gawędziarzem, a żaden specjalista nie zastąpi troskliwego i kochającego rodzica czy opiekuna, który czerpie inspirację z otoczenia dziecka i stwarza atmosferę zażyłości. Dlaczego? Ponieważ w opowiadaniu historii chodzi o więź, nie o fabułę.
Intuicyjna metoda, którą przedstawiamy w tej książce, jest łatwa, a sama opowieść ma prostą strukturę i bierze początek od przedmiotów i czynności, z którymi dziecko bezpośrednio styka się na co dzień. Może odtwarzać konflikt między dziećmi pod postacią kłótni wiewiórek, ale przeważnie wychodzi od czegoś całkiem zwyczajnego jak bose stopy dziecka i mówi o tym, jak sznurówka wybrała się na spacer nad potok. Takie historyjki bawią małych słuchaczy i pobudzają ich do myślenia. Przemawiają do nich, bo postacie z opowieści i to, co ich spotyka, nie są im obce. Czują się zauważani.
W opowiadaniu historii nie musicie dążyć do perfekcji.
To jednak nie wszystko. Ponieważ historyjki biorą się z życia dziecka, często są okazją do zabawy. Stwarzają wspaniałą opowieściową pętlę, o czym powiemy więcej w rozdziale pierwszym. Nietrudno wyobrazić sobie na przykład, co takie bose dziecko, które właśnie usłyszało historyjkę o swojej sznurówce, zrobi, kiedy ją znajdzie.
Kolejne rozdziały tej książki są poświęcone poszczególnym zagadnieniom jednej metody opowiadania, ale każdy z nich stanowi samodzielną całość, do której możecie się swobodnie odwoływać, kiedy tylko zaistnieje taka potrzeba. Każdy da się przeczytać w niecałe dziesięć minut i zawiera na końcu przykładową historyjkę, ilustrującą przedstawione w nim zalecenie. Książka może być lekturą na całe popołudnie czy wieczór, ale doskonale sprawdzi się również wtedy, gdy zapoznacie się z jednym rozdziałem i wypróbujecie go w kontakcie z dzieckiem, a następnego dnia zajrzycie do kolejnego. W każdym z nich zamieszczamy praktyczne ćwiczenia, które pomogą wam zacząć. Wbrew temu, co twierdzi Marie Sheldock, w opowiadaniu historii nie musicie dążyć do perfekcji. Tu praktyka czyni mistrza. I nie trzeba się spieszyć.
Wierzymy w tę metodę, bo korzystamy z niej niemal codziennie. Obserwowaliśmy przez całe lata, że jest skuteczna w różnych okolicznościach. Daje swobodę i łatwo ją opanować. Warto poznać jej zasady, zwłaszcza gdy się zaczyna, ale nie ma dwóch takich samych historii ani dwóch takich samych gawędziarzy. Dobre opowieści, tak jak dobrzy ludzie, różnią się od siebie jak szczyty łańcucha górskiego z oddzielającymi je dolinami i strumieniami. Znajdźcie swoje miejsce. Znajdźcie swój ton. Wasze opowieści przyniosą owoce, kiedy przestaniecie słuchać rad i po prostu dacie się ponieść biegowi historii, którą nosicie w sobie.
Mamy nadzieję, że po lekturze tej książki zrozumiecie jedno: już jesteście świetnymi gawędziarzami. Ta umiejętność czyni was ludźmi w dosłownym znaczeniu tego słowa. Otrzymujecie ją w pakiecie razem z włosami i przeciwstawnymi kciukami. Więc pamiętajcie, jeśli chcecie zjeść dobry sos pomidorowy, zróbcie go sami. Wypróbujcie różne przepisy. Potem nie tkniecie więcej przecieru w puszkach. A kiedy już odnajdziecie właściwy smak, porzućcie książkę kucharską. Kierujcie się intuicją, a ona zawiedzie was i wasze dzieci dalej, niż śmielibyście marzyć.

Podstawy naukowe
Naukowcy od lat gromadzą fakty dotyczące opowiadania historii. Opowiadanie pomaga zapamiętywać informacje, skupiać uwagę, rozwijać empatię i pokonywać trudności życiowe. Jednak dopiero niedawno kilku z nich zaczęło pytać: jak to się dzieje?
W opowiadaniu historii chodzi o więź, nie o fabułę.
„Dlaczego w świecie obowiązków spędzamy z własnej woli tyle czasu, śledząc historie, o których wszystkim wiadomo, że nigdy się nie zdarzyły i nie zdarzą?”3 To wciąż otwarte pytanie postawił Brian Boyd w On the Origin of Stories. Podobne można znaleźć na stronach Darwin’s Cathedral Davida Sloana Wilsona. Wilson, wybitny wykładowca biologii i antropologii na Uniwersytecie Binghamton, otrzymał wiele nagród za swoje dokonania, a ostatnio przyznano mu także fundusze z National Science Foundation na przekształcenie jego programu badań nad ewolucją w konsorcjum państwowe. Czy to możliwe – zastanawia się – że opowieści wywodzące się z danej kultury (w jego przypadku zwłaszcza religijnej) pomagają jednoczyć słuchaczy w grupę dla konkretnych korzyści ewolucyjnych?4
Te zagadnienia wykraczają daleko poza tematykę naszej książki (jesteśmy tylko nauczycielami przedszkolnymi!). Niemniej dyskusja prowadzona przez specjalistów z zakresu kognitywistyki, neurobiologów i naukowców zajmujących się teorią ewolucji rzuca nowe światło na znaczenie opowiadania historii i warto poświęcić jej uwagę.
Innymi słowy: jesteśmy gatunkiem społecznym, czasami mówi się nawet, że superspołecznym. Sukces, który osiągnęliśmy – jako gatunek, a więc także jako jednostki – zawdzięczamy w dużej mierze naszej zdolności do współpracy… i współzawodnictwa. Ta współpraca w ramach rodziny, klanu i sąsiedztwa, czasami przekształcająca się we współzawodnictwo, umożliwiła rozwój niezwykłych narzędzi, które pozwalały dzielić się informacjami, zatrzymywać je, odczytywać zamiary innych oraz wyrażać albo ukrywać własne.
Jedynym z tych narzędzi jest opowiadanie historii. To za jego pośrednictwem przekazujemy, co się zdarzyło, co chcielibyśmy, aby się stało, co pragniemy zrobić. Jennifer Aaker, wykładowczyni marketingu w Stanford Graduate School of Business, twierdzi, że ludzie zapamiętują informacje włączone do narracji „aż o 22 razy częściej niż gołe fakty”5. Opowiadanie historii to także najlepszy sposób, żeby wprowadzać innych w błąd – albo próbować to robić. Większość czterolatków automatycznie zmyśla, aby nie przyznać się do czegoś, do czego nie chce się przyznać6. Dorośli nie są od nich lepsi. Plotki stanowią prawie 65 procent wiadomości, które publicznie sobie przekazujemy7.
Jednak opowieści to coś więcej, znacznie więcej niż tylko metoda ukrywania prawdy czy też zwodzenia. Jak wiemy z przynoszących milionowe zyski filmów, bestsellerów książkowych i liczących trzydzieści tysięcy lat malowideł naskalnych, opowiadanie historii to jedna z najbardziej pochłaniających człowieka aktywności na całym świecie. Jesteśmy gotowi płacić za dobrą historię, mimo że jak podkreśla Brian Boyd, „zarówno ten, kto ją opowiada, jak i ten, kto jej słucha, wiedzą, że nigdy się nie zdarzyła ani nie zdarzy”. Dlaczego tak się dzieje?
Ludzie wykorzystują opowieści nie tylko po to, żeby przekazywać sobie informacje albo wzajemnie się oszukiwać, lecz także aby przyciągać uwagę, udawać (również emocje) i symulować oraz zdobywać zaufanie. Opowiadanie historii to nasz najstarszy sposób przekazywania sobie wartości w ramach grupy społecznej czy z pokolenia na pokolenie. „Opowieści – głosi artykuł w »The Atlantic« – mogą dawać ludziom poczucie kontroli nad światem. Pozwalają im dostrzegać porządek tam, gdzie panuje chaos… Służą rozwiązywaniu problemów egzystencjalnych”8.
Może już więc rozumiemy, dlaczego David Sloan Wilson uważa, że opowieści wywodzące się z danej kultury czy religii dają ewolucyjną przewagę ich słuchaczom. Współpraca między członkami społeczności – dowodzi – zawsze była warunkiem przetrwania człowieka. „Miłość do doskonałego bóstwa i chęć służenia mu motywuje znacznie silniej niż miłość do niedoskonałego sąsiada i chęć służenia mu”. Mówiąc inaczej, „oparty na fikcji system wierzeń, który jest przyjazny i skłania do korzystnych dla adaptacji zachowań, przewyższa ten realistyczny, którego zrozumienie wymaga pewnego wykształcenia”. Wilson – trzeba zaznaczyć – twierdzi, że to nieważne, czy wiara opiera się na prawdzie, czy na fikcji; ważne, że niesie ze sobą opowieści, które kształtują zachowania.
Opowiadanie historii powoduje, że między ludźmi buduje się zaufanie.
Większość rodziców zauważa to na co dzień. Dzieci zachowują się i mówią jak bohaterowie historii, które ostatnio słyszały, czytały albo oglądały, czy będzie to Harry Potter, czy postać z produkcji Disneya. Dorośli tak samo powtarzają najlepsze kwestie ze swoich ulubionych filmów, a nawet przejmują sposób wyrażania się ich bohaterów.
Opowiadanie historii to jeden z najstarszych sposobów przekazywania wzorców (i treści) kulturowych z ojca na syna i między sobą nawzajem. A także zachowań. Póz. Tonu. Stwarzania pozorów. Historii rodzinnej. „Kiedy słuchasz opowieści, twoje fale mózgowe synchronizują się z falami mózgowymi opowiadającego” – pisze Elena Renken na npr.org9. Parafrazuje słowa Uriego Hassona, wykładowcy psychologii i neurobiologii na Princeton University, którego pogadanek o opowiadaniu historii i komunikacji międzyludzkiej na TED Talku warto posłuchać.
Opowiadanie historii jest jak dotyk – zbliża ludzi i powoduje, że buduje się między nimi zaufanie. Ci, którzy często snują opowieści, mają przeważnie niezwykłe i silne relacje z innymi. Dlatego właśnie „Psychology Today” zaleca wszystkim rodzicom, którzy pragną wychować szczęśliwe dziecko, żeby czytali na głos swoim pociechom10. Nieważne co. Pragniemy emocjonalnej bliskości, a jak się okazuje, opowiadanie i słuchanie historii stwarza ją skuteczniej niż prawie wszystko inne.
W ważnej książce The Storytelling Animal Jonathan Gottschall pisze, że opowieści „rozwijają empatię i pomagają przezwyciężać trudności życiowe”11. Są niczym próba generalna przed wkroczeniem w prawdziwe życie – twierdzi. Powołuje się na Marca Iacoboniego, wytyczającego nowe drogi neurobiologa z Uniwersytetu Kalifornijskiego, który zajmuje się badaniem neuronów lustrzanych: „Bohaterowie opowieści budzą w nas empatię… ponieważ doświadczamy tych samych uczuć co oni”. Opowiadanie historii to nie ślepa uliczka ewolucyjna. Gottschall konkluduje: „Snucie opowieści… nam służy”.
Mamy nadzieję, że ta książka was zainspiruje i będziecie kontynuować tradycję, jaką jest opowiadanie historii. Macie to w sobie, a całe nasze akademickie gadanie nie jest wam potrzebne. W gruncie rzeczy już snujecie opowieści przez większość dnia, czy to na własny użytek, w pracy, czy w kręgu przyjaciół. Gottschall dobrze to ujął: „Opowieść jest dla człowieka tym, czym woda dla ryby”. Dysponujecie narzędziami. Macie gotową historię. Wchodząc świadomie w rolę gawędziarza wobec dziecka, odtwarzacie podróż, jaką odbyły miliony rodziców i opiekunów przed wami. Kiedy nabędziecie wprawy, może nawet stwierdzicie, że jesteście doskonałymi gawędziarzami. Jedno jest pewne: więź emocjonalna, którą buduje opowiadanie historii, będzie wspaniałym prezentem dla was i waszych dzieci.

 
Wesprzyj nas