Helen Scales zabiera nas w podwodną podróż, podczas której odkrywa przed nami tajemnice ryb. Ta książka sprawi, że odkryjesz magię i piękno ryb, które wzbudzą w Tobie zachwyt.


Ryby mają głosW tętniących życiem oceanach i słodkich wodach niepodzielnie panują ryby, a oszałamiająca różnorodność tych stworzeń może przyprawić o zawrót głowy. Są wśród nich długowieczne giganty i maleństwa wielkości kciuka, żyjące zaledwie kilka tygodni. Niektóre są płaskie, inne mają kształt kuli, jedne mogą mieć krzykliwe kolory, drugie są całkowicie bezbarwne. Potrafią oszukiwać, tańczyć, pamiętać, przepraszać. A jednak ich fascynujące życie jest ciągle mało znane, ponieważ żyją pod linią wody, w środowisku, do którego mamy utrudniony dostęp.

Helen Scales zabiera nas w podwodną podróż, podczas której odkrywa przed nami tajemnice ryb. Przyglądamy się, jak zbierają pokarm, śpiewają i jak ze sobą rozmawiają, w jaki sposób wykorzystują światło i kolor, by wysyłać komunikaty i się ukrywać. Zaczynamy rozumieć, jak wspaniały, ogromny i kruchy jest świat tych wyjątkowych istot.

Czy wiesz, że:
– ryby czyściciele z gatunku wargaczowatych całymi dniami wyskubują martwą tkankę oraz łuski z ciał innych ryb, czyszczą im zęby i wyciągają pasożyty z ich skóry?
– nieruchawe antenariusy, wyglądem przypominające gąbkę, jeśli już muszą się gdzieś udać, spacerują ociężale, używając płetw piersiowych jako nóg?
– ryby pływające w ławicy czerpią dodatkową energię z wirów, które wytwarzają ogony ich sąsiadek?

***

Ryby mają głos to książka pełna cudów. Skrzące się kolory, niesamowite talenty, przykuwające uwagę dramaty zapełniają każdą stronę, gdy Helen Scales po mistrzowsku prowadzi nas w głąb świata ryb – stworzeń, które są równocześnie fascynująco nieznane i zaskakująco wszechobecne.
Sy Montgomery, autorka Ptakologii

Autentyczne uznanie oraz podziw, jakie Scales żywi dla ryb, są zaraźliwe. Ustawicznie nakłania czytelnika do dalszej lektury, w każdym rozdziale omawiając inne ekscytujące cechy tych stworzeń.
„Science”

To zachwycająca książka, która zaprasza do zanurzenia się w niezwykłym świecie ryb.
„New Scientist”

Szeroko zakrojona, ambitna podwodna podróż, pełna fascynujących ciekawostek.
„New York Times”

Dr Helen Scales wykłada biologię morską na Uniwersytecie w Cambridge i jest doradczynią naukową organizacji charytatywnej Sea Changers zajmującej się ochroną środowiska morskiego. Zainteresowania naukowe oraz badania Scales koncentrują się na ochronie mórz i wzajemnych relacjach między ludźmi a oceanami, szczególnie w kontekście ochrony siedlisk i międzynarodowego handlu dziką fauną i florą. Jako dobrze znana ekspertka działająca na rzecz ochrony oceanów regularnie pisuje dla czasopism popularnonaukowych, takich jak „BBC Focus” czy „BBC Wildlife”. Występuje w dokumentalnych programach radiowych i telewizyjnych. Dzieli swój czas między angielskim Cambridge i francuskim wybrzeżem Finistère.
Poprzednia książka Helen Scales, Spirals in Time, została wybrana książką roku przez „The Economist”, „Nature”, „The Times” oraz „The Guardian”.

Helen Scales
Ryby mają głos
Przewodnik obserwatora światów podwodnych
Przekład: Magdalena Rabsztyn-Anioł
Seria: #nauka
Wydawnictwo Bo.wiem
Premiera: 11 kwietnia 2022
 
Magazyn Dobre Książki objął publikację patronatem medialnym
 


P r o l o g
WĘDROWNA ICHTIOLOŻKA

Zapada zmierzch i ławica ryb szykuje się do snu w spokojnej zatoczce amazońskiego lasu deszczowego. Ryby są malutkie, nie dłuższe niż pół kciuka. Mają rozwidlony ogon, złote paski na ciele i czerwoną smugę nad każdym okiem. To zwinniki złocistopręgie (Hemigrammus analis)*. Ławica kryje się pod zanurzonymi, gnijącymi liśćmi, które opadły z koron wysokich drzew, i cała dała się zwieść pewnemu subtelnemu przekazowi: to nie jest ryba. Jeden z liści dryfuje w jej kierunku. Tak jak pozostałe jest brązowy i pokryty plamami – po jednej stronie ma nawet ogonek, którym najwyraźniej był przyrośnięty do drzewa. I nagle, w ułamku sekundy, gwałtownie rozwierają się szczęki, a olbrzymi pysk pochłania i przełyka jedną z niczego nieświadomych rybek. Pół sekundy później brodaczyk (Monocirrhus polyacanthus) znowu przypomina liść.
Gdzie indziej w Amazonii samiec smuklenia pryskacza (Copella arnoldi), pokryty dużymi perłowymi łuskami, z płetwami o czerwonych czubkach, unosi się cierpliwie pod obiecująco wyglądającym, zwieszonym nad wodą pierzastym liściem, czekając, aż pojawi się jakaś samica i przy odrobinie szczęścia wybierze go sobie na partnera. Gdy tak się stanie, para wyskoczy z wody i przylgnie do liścia, trzymając się go dzięki przyssawkom na płetwach. Samica złoży ikrę, naraz około tuzina jajeczek, a samiec zapłodni je wytryśniętym mleczem. Następnie oboje wpadną z powrotem do wody. Smuklenie pryskacze nie przestaną wyskakiwać, dopóki nie złożą i nie zapłodnią co najmniej dwustu gęsto rozmieszczonych jajeczek. Wówczas zmęczona samica odpłynie, zostawiając potomstwo przyklejone do liścia, poza zasięgiem większości wodnych stworzeń żywiących się ikrą, a pod czujnym okiem ich ojca. To on bowiem musi zadbać, żeby rozwijające się jajeczka nie wyschły, więc spryskuje je wodą, chlastając ogonem co minutę. Światło załamuje się, gdy przekracza granicę między powietrzem a wodą, a ten mimowolny fizyk tak kieruje strumień cieczy, celując nim w miejsce tuż obok obserwowanej ikry, aż woda trafi w potomstwo. Po dwóch dniach z jajeczek wykluwa się narybek, spada do wody i odpływa. Jeżeli świeżo wyklute rybki będą miały pecha, dostrzeże je głodny czworook (Anableps anableps). W rzeczywistości drapieżniki te mają tylko dwoje oczu, umieszczonych wysoko na głowie, jak u żaby, lecz każde oko podzielone jest poziomo i ma po dwie osobne rogówki oraz po dwie źrenice. Górna część soczewki jest spłaszczona, tak samo jak w ludzkim oku, a dolna zakrzywiona, tak jak u większości ryb.
Czworook, ryba o bladym, wydłużonym ciele, leniwie pływa tuż pod powierzchnią wody, obserwując oba światy. Dolna połowa każdego oka patrzy w dół, wypatrując drapieżników, natomiast wystające górne połówki lustrują powietrze i powierzchnię wody w poszukiwaniu owadów lub młodych pryskaczy, które mogą spaść i stać się posiłkiem czworooka.
Te amazońskie osobliwości to nie jedyne niezwykłe ryby wybrane z poza tym monotonnego towarzystwa. Wody całego świata – słodkie i słone, płytkie i głębokie – obfitują w nadzwyczajne gatunki. W Afryce Wschodniej, w jeziorze Tanganika, samice ryb pielęgnicowatych wykorzystują własne pyski jako inkubatory. Gdy para ryb spotyka się na rozród, samica składa ikrę, samiec dostarcza mlecz (plemniki), a następnie samica zasysa cały lęg do pyska, gdzie z zapłodnionych jaj wyklują się młode i będą się rozwijały, dopóki nie nadejdzie czas, by wypłynęły na świat. O ile oczywiście w pobliżu nie pojawi się giętkoząb cętkowany (Synodontis multipunctatus), w języku angielskim zwany „sumem kukułką” [Cuckoo Catfish]. Te wąsate białe ryby pokryte czarnymi plamkami są równie podstępne, co ich ptasie imienniczki. Nadpływają prędko z góry w chwili, gdy pielęgnice składają ikrę, i dorzucają własne jajeczka. W pysku oszukanej samicy wylęgają się giętkozęby i robią sobie więcej miejsca, zjadając cały narybek pielęgnic.
Z dala od brzegów kontynentalnej Afryki, na Madagaskarze, w głębokich, podziemnych jaskiniach żyją ryby babkowate należące do rodzaju Typhleotris, które mierzą niecały centymetr długości, mają bladoróżowe ciała i są pozbawione oczu. Podobne bezbarwne i bezokie gatunki z rodzaju Milyeringa żyją siedem tysięcy kilometrów dalej, po drugiej stronie Oceanu Indyjskiego, pod ziemią na pustyni w Australii Zachodniej. Niedawno przeprowadzone badania genetyczne wykazały bliskie pokrewieństwo tych dwóch rodzajów – są one ewolucyjnymi grupami siostrzanymi. W ich przypadku rozprzestrzenienie się na dużym obszarze naprawdę nie jest możliwe. Te ryby nie są w stanie opuścić jaskiń i ryzykować wyjścia na światło dzienne – nie mają oczu, które pozwoliłyby im wypatrzeć drapieżniki, ani pigmentów w skórze, co ochroniłoby je przed promieniowaniem ultrafioletowym. Jedynym prawdopodobnym wytłumaczeniem takiej geografii ich występowania jest ruch kontynentów. Wspólny przodek tych dwóch rodzajów zamieszkiwał pradawny południowy superkontynent. W którymś momencie doszło do pęknięcia między Australią oraz Madagaskarem i od jakichś stu milionów lat te dwa systemy jaskiń wraz z zamieszkującymi je rybami z wolna oddalają się od siebie.
Natomiast w półmroku strefy mezopelagialnej oceanu, na głębokości tysiąca metrów, gdzie zanika światło słoneczne, nie dość że żyją nie tylko jedne z najdziwniejszych ryb, ale też nigdzie nie występują w takiej obfitości. Pływają tam niewielkie rekiny kolczaki czarne (Etmopterus spinax) z jarzącymi się kolcami na grzbiecie, którymi prawdopodobnie ostrzegają intruzów, aby nie próbowały ich zjeść; inne – miękkołuski Parina (Mollisquama parini) – mają po obu stronach łba kieszenie, w których mieści się świecący śluz (i nikt tak naprawdę nie wie, czemu on służy). To także terytorium gonostów i świetlików, wyposażonych w ostre zęby stworzeń, które bez trudu zmieściłyby się w ludzkiej dłoni. Podświetlają brzuchy niebieskawym światłem, maskując swoje sylwetki przed przepływającymi niżej drapieżnikami, a niektóre nawet komunikują się błyskami niczym robaczki świętojańskie. Badania głębinowe dowodzą, że te dwie grupy ryb zdominowały strefę mezopelagialną. Uważa się, że łącznie żyją dziś setki bilionów, a być może nawet tysiące bilionów, ryb gonostowatych i świetlikowatych – znacznie więcej niż jakichkolwiek innych kręgowców (zaraz za nimi są dwadzieścia cztery miliardy kur domowych). Między zmierzchem a świtem wielkie ławice ryb z obu tych rodzin opuszczają strefę mezopelagialną i pokonują setki metrów ku powierzchni, podążając za pokarmem, kłębiącymi się masami planktonu. To największa zwierzęca migracja na całej planecie, a odbywa się każdego dnia, jak w zegarku, w górę i w dół, we wszystkich oceanach.

Ryby to jeden z największych sukcesów życia na Ziemi. Zdominowały oceany i wody słodkie, pokrywające ponad siedem dziesiątych powierzchni kuli ziemskiej. Jeśli wziąć pod uwagę głębokość oceanów, która średnio wynosi prawie cztery kilometry, daje to coś pomiędzy 90 a 99 procent całej dostępnej przestrzeni życiowej – i jest to tętniąca życiem, różnorodna biosfera. Ryby rządzą tym olbrzymim królestwem wodnym od setek milionów lat. Układ sił zmieniał się pomiędzy różnymi grupami, jednak ryby zawsze były w nich obecne.
Co dokładnie definiuje ryby i odróżnia je od innych zwierząt, bynajmniej nie jest, jak przekonamy się w pierwszym rozdziale, sprawą prostą. Ujmując rzecz najogólniej, ryby to zwierzęta wodne, które za pomocą skrzeli oddychają tlenem rozpuszczonym w wodzie i mają kręgosłup, lecz istnieją rozmaite i godne uwagi wyjątki. Odkładamy tę kwestię na później, ale nie ulega wątpliwości, że wśród kręgowców to ryby są zdecydowanie najliczniejszymi i najbardziej zróżnicowanymi zwierzętami. Połowa wszystkich gatunków kręgowców to jakiegoś rodzaju ryby. Istnieje mniej więcej trzydzieści tysięcy gatunków ryb i drugie tyle razem wziętych ptaków, płazów, gadów i ssaków. Najdłuższa ryba, rekin wielorybi (Rhincodon typus), osiąga dwadzieścia metrów długości, najkrótsza rybka mierzy zaledwie osiem milimetrów*. Zwierzęta te mają przeróżne kształty – przypominają wijące się sznury lub krągłe balony, pociski lub torpedy, są płaskie jak naleśniki lub wyglądają jak kostki. Wiele ryb ma kolor srebra lub piaskowego beżu, ale niektóre są jaskrawe i barwne niczym kalejdoskop, a jeszcze inne przezroczyste; niektóre ryby są szybkie, inne nie poruszają się wcale; życie jednych liczy się tygodniami, innych wiekami; niektóre zamieszkują w jaskiniach i nie potrzebują już oczu, a inne dryfują, udając liście. W porównaniu z pozostałymi, bardziej konserwatywnymi zwierzętami, ryby mają niezwykłe zdolności przystosowawcze i na drodze ewolucji wykształciły niepowtarzalne adaptacje, umożliwiające im zamieszkiwanie tego płynnego świata. Nie ma jednego sposobu na to, jak być rybą.
A jednak świetność tych zwierząt pozostaje niezauważona i nieznana. Żyją ukryte pod falami, za horyzontem. Nieustannie zmieniająca się, obmywana falami granica na brzegach mórz i rzek tworzy linię pomiędzy suchym a mokrym, pomiędzy ich a naszym światem. Od czasu starożytności tę linię dobrowolnie przekraczają jedynie śmiałkowie lub nieuleczalnie ciekawscy. Od tysięcy lat ludzie wyciągają ryby z wody i wprowadzają je do swojego świata na dwa główne sposoby. Przede wszystkim zwierzęta te stanowią pożywienie. Łowienie ryb do jedzenia jest tak głęboko zakorzenione, że w języku angielskim to samo słowo określa zarówno rybę, jak i łowienie [we fish for fish], a nie można tak powiedzieć o polowaniu na jelenie czy dziki (chociaż niektórzy Anglicy „królikują”, polując na króliki). Łapanie dziko żyjących ryb to pradawna praktyka. W jaskini znajdującej się na japońskiej wyspie Okinawie archeologowie odnaleźli haczyki wędkarskie zrobione z muszli co najmniej trzydzieści tysięcy lat temu. Chemiczna analiza liczącego czterdzieści tysięcy lat ludzkiego szkieletu odkrytego niedaleko Pekinu dowiodła, że ten wczesny człowiek jadł dużo ryb pochodzących z rzek i jezior.
Dzisiaj światowe łowiska dostarczają w przybliżeniu od jednego do trzech bilionów ryb rocznie. Poławiana ilość stanowi główne źródło białka dla około jeden trzeciej ludności świata. Wśród rybaków, szczególnie tych pracujących na niewielkich łowiskach, nadal istnieje silna więź z życiem ryb. Jednak u większości konsumentów, zwłaszcza w krajach o wysokich dochodach, pogłębia się brak związku między pokarmem a jego pochodzeniem. W Wielkiej Brytanii niemal co piąte małe dziecko uważa, że paluszki rybne robione są z kurczaka. Zanim większość osób zetknie się z rybą, ta już od dawna jest martwa, pozbawiona łba, płetw, narządów wewnętrznych i kości, a to, co z niej pozostało, jest starannie zapakowane w plastik lub zamknięte w puszce. Tak jak stek nie przywołuje na myśl muczącej, przeżuwającej krowy, tak samo i tych złożonych z płatków kawałków białego czy różowego mięsa nieomal nie sposób powiązać z dziko żyjącym zwierzęciem. Jednak w przypadku ryb ten dystans jest jeszcze większy. Wszyscy wiemy, jak wygląda krowa, ale sylwetki wielu ryb są nam nieznane. W Wielkiej Brytanii co roku zjada się siedemdziesiąt tysięcy ton dorsza atlantyckiego (Gadus morhua) – około kilograma na osobę – ale tylko jeden na trzech konsumentów morskich produktów potrafi wskazać tę rybę z lśniącymi brązowymi cętkami i białą kozią bródką, mierzącą dwa metry, a więc znacznie dłuższą niż wynosi rozpiętość ramion człowieka. Mniej niż jeden na pięć brytyjskich konsumentów rozpoznaje rybę o spłaszczonym i pokrytym plamami ciele, zwróconych ku górze oczach po tej samej stronie tułowia i wykrzywionym pysku (sola) lub srebrną, podobną do pocisku rybę z wielkim, szerokim pyskiem (sardela). A przecież to jedne z częściej pojawiających się na talerzach Brytyjczyków ryb.
Jakie więc szanse na rozpoznanie mają mniej znane gatunki, które czasem pojawiają się w jadłospisie? Na przykład piotrosz (Zeus faber) z przypominającymi fryzurę Mohikanina kolcami, marmurkową miedzianą skórą i parą dużych plam o złotych obwódkach albo kurek napłon (Chelidonichthys cuculus) o szkarłatnym ciele i trzech „palcach” z każdej ze stron ciała, służących do wymacywania jedzenia na dnie morskim.
Prócz ryb, które zjadamy, istnieją te, które wpłynęły do ludzkiego świata przez mity i folklor. Opowieści o rybach obecne w kulturach całego świata mówią o głęboko zakorzenionych i często sprzecznych uczuciach, jakie ludzie żywią do tych mieszkańców głębin. Mityczne ryby mogą przynieść swoim ludzkim towarzyszom szczęście, dobrobyt, odnowę i wiedzę. Lecz mogą także być kapryśne i niebezpieczne, jako zmiennokształtne demony, które wywołują powodzie, sztormy i trzęsienia ziemi. Bogowie, boginie oraz ich świta przyjmują rybią postać lub zamieniają nogi na ogon, czasem z własnej woli, czasem za karę. Pierwotne wersje opowieści o syrenach są w wielu krajach nieprzyjemne i mroczne: oto odrzucone ze społeczności kobiety uciekają pod wodę i przemieniają się w syreny, po czym wabiąc ludzi na śmierć, dręczą i przeklinają świat, który je wygnał. Mała Syrenka Hansa Christiana Andersena tak rozpaczliwie pragnęła przestać być półrybą, że zgodziła się na odcięcie języka, a każdy krok sprawiał jej taki ból, jakby chodziła po tłuczonym szkle.
Wiele z tych historii odzwierciedla psychologiczne bariery, jakie utrudniają poznanie ryb czy ich polubienie, a z pewnością ich rozumienie. Rybom wydaje się brakować jakichkolwiek emocji, które możemy interpretować i pojmować, na ich pyszczkach nie maluje się uśmiech – widać tylko nieruchomy naburmuszony grymas. Jeżeli położysz dłoń na żywej rybie, to prawdopodobnie będzie zimna, jakby leżała martwa na sklepowej ladzie, a przecież tak nie powinno być w przypadku czegoś, co nadal może się poderwać i uciec (chociaż, jak się przekonamy, nie wszystkie ryby są w pełni zimnokrwiste, czyli ektotermiczne). Znam kilka osób, które uparcie nie chcą pływać w morzu, obawiając się muśnięcia zimnej, oślizgłej ryby. Najlepszym sposobem na pokonanie takiego lęku jest nie pozwolić na to, żeby te wyobrażone ryby przepłynęły niezauważone, tylko włożyć głowę pod wodę i je obserwować.
Niniejsza książka to podwodna podróż przez życie ryb. To eksploracja, czym są te zwierzęta i co robią w swoim tajemniczym świecie. Wyłuskam je z tajemniczych opowieści – a niektóre z tych baśni opowiem – oraz uwolnię od reputacji nieczułych, niedających się poznać potworów i pokażę takimi, jakie naprawdę są, czyli najbardziej urzekającymi zwierzętami, jakie można odkryć, poznać i podziwiać w każdym zakątku świata.
Gdy rozstrzygniemy, czy istnieją takie stworzenia, jak ryby (w rozdziale pierwszym), i zapoznamy się z ich spektakularną różnorodnością (rozdział drugi), każdy kolejny rozdział przeanalizuje konkretną cechę, która sprawia, że te zwierzęta są tak skuteczne i tak liczne. Przyjrzymy się, jak ryby się poruszają, jak zdobywają pokarm i co robią, aby same nie zostały czyimś posiłkiem; usłyszymy, jak śpiewają i ze sobą rozmawiają, oraz zobaczymy, na jakie sposoby wykorzystują światło i kolor, chcąc wysyłać komunikaty i się ukrywać. Wiele z tych cech i zachowań występuje wyłącznie u ryb, a przez ich łączenie stają się one władczyniami wodnego świata.
To idealny moment, by zastanowić się jeszcze raz nad rybami i lepiej je poznać. Przede wszystkim cała nasza wiedza o tej grupie zwierząt nigdy nie była tak obszerna, jak obecnie. Naukowcy, uzbrojeni w nowe narzędzia i nowe możliwości badawcze, dokonują nadzwyczajnych odkryć – wysyłają zdalnie sterowane roboty, żeby obserwować mieszkańców największych głębin, używają narzędzi molekularnych, by odszyfrować łączące je pokrewieństwa i ustalić powiązania pomiędzy nimi, oraz wykorzystują miniaturowe urządzenia lokacyjne, aby śledzić ryby przemierzające całe oceany. Jednak zwierzęta te, również jak jeszcze nigdy dotąd, cierpią z powodu coraz większego wpływu działalności człowieka. The Sea around Us, projekt realizowany przez Uniwersytet Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie, niedawno oszacował, że w 1996 roku świat minął punkt „rybnego szczytu”. Do tego czasu przedsiębiorstwa połowowe na całym świecie rok w rok łowiły coraz więcej ryb dziko żyjących – coraz więcej rybaków na coraz większych łodziach, mając do dyspozycji nowy sprzęt i technologie, wyprawiało się na oceany, jeziora, morza oraz rzeki i wyławiało coraz więcej ton ryb. Jednakże od 1997 roku całkowity połów zaczął systematycznie i znacząco spadać o około dwa procent rocznie. I to nie dlatego, że ludzie łowią mniej ryb, lecz dlatego, że ryb jest coraz mniej. Rybacy złapali zbyt wiele ryb w skali całego świata. Dziko żyjące populacje już tego nie wytrzymują – ich liczebność nie wraca do normalnego poziomu tak jak kiedyś.
Trudną sytuację ryb dodatkowo pogarszają kwestie związane ze zmianami klimatu, w miarę wzrostu temperatury wód morskich oraz poziomu ich zakwaszenia, jak również problemy wynikające z zanieczyszczeń chemicznych i plastikiem. To niezwykle istotne, żebyśmy jak najszybciej działali i nie pozwolili na to, by całe populacje i gatunki zniknęły niezauważone i niepoznane. Chociaż ta książka nie zgłębia problemu nadmiernych połowów czy kwestii zmian klimatycznych ani nie rości sobie prawa do przedstawienia szczegółowych rozwiązań, to mam nadzieję, że do jej końca zdołam przekonać czytelników, iż ryby mają znaczenie i zasługują na naszą uwagę i szacunek. Wydaje mi się, że warto zacząć w tym miejscu.
W bardziej optymistycznym tonie: niewykluczone, że oglądanie ryb jest korzystne dla ludzi. W 2015 roku ekipa badaczy obserwowała gości w Narodowym Akwarium Morskim w Wielkiej Brytanii, którzy wpatrywali się w ogromne akrylowe okno. Właśnie na nowo napełniano zbiornik o pojemności pół miliona litrów ozdobiony rafą strefy umiarkowanej i udekorowany sztucznymi listownicami i gorgoniami. Badacze zbadali gości, gdy akwarium było puste, gdy zostało w połowie zapełnione i jeszcze raz, gdy znalazły się w nim ryby. Wyniki badań przeprowadzonych wśród setki losowo wybranych osób dowiodły, że im więcej ryb obserwowały, tym bardziej spadało im tętno i ciśnienie krwi. Badanie delikatnie zasugerowało, że przyglądanie się rybom, nawet w sztucznym środowisku, działa relaksująco i może koić nerwy.

 
Wesprzyj nas