Enid Blyton, brytyjska pisarka, autorka uwielbianych na świecie książek dla dzieci, do tej pory była w Polsce prawie nieznana. W tym roku jest szansa na zmianę tego stanu rzeczy – wydawnictwo Znak Emotikon podjęło się bowiem wydania w naszym kraju jednej z jej najbardziej popularnych serii powieści – trylogii o Zaklętym Lesie.



Niesamowita wyobraźnia autorki, pomysłowość, poczucie humoru i fascynujące postacie zapełniające karty powieści powodują, że współczesny czytelnik bez problemu zagłębi się w lekturę, mimo że “Zaklęty Las” powstał ponad osiemdziesiąt lat temu – pierwszy tom ukazał się w 1939 roku. To jedno z tych dzieł, dla których upływ czasu nie ma znaczenia a poruszane przez autorkę problemy, jak się okazuje, są ponadczasowe.

Tu nie ma miejsca na nudę, każdy krok w leśne ostępy może przynieść zaskoczenie i nową zagadkę do rozwiązania, kolejną przygodę i intrygujące postaci. Rzeczywistość przeplata się z magią i fantastycznymi światami, które stają się scenerią niesamowitych zdarzeń. Uważny odbiorca znajdzie tu czytelne odniesienia do twórczości brytyjskich klasyków literatury dziecięcej – Pameli Lyndon Travers i jej serii książek o Mary Poppins czy “Opowieści z Narnii” C.S. Lewisa.

Bohaterowie „Zaklętego lasu” to trójka rodzeństwa – Joe, Beth i Frannie, która przeprowadza się z rodzicami na głęboką angielską prowincję i zamieszkuje w domu nieopodal wielkiego lasu. Jak się wkrótce okaże nie jest to zwykły las, jego mieszkańcy to dość interesujące postacie a najciekawszym miejscem w leśnej głuszy okazuje się Niebosiężne Drzewo – zamieszkałe przez baśniowe postaci i dziwne zwierzęta a dodatkowo będące łącznikiem z innymi fantastycznymi światami. Dzieci jak to dzieci, postanawiają zgłębić tajemnice Drzewa, co prowadzi do serii niesamowitych przygód i stawia je przed dość karkołomnymi wyzwaniami, z którymi muszą sobie poradzić bez pomocy dorosłych. Ale od czego są nowo poznani przyjaciele i wspólne działanie?

Każda wyprawa do lasu i odkrywanie nowych światów na szczycie Drzewa to dla naszych bohaterów okazja do poszerzenia wiedzy o sobie i o świecie, w którym nie zawsze mają zastosowanie logika i rozwaga. Czasem trzeba zaszaleć lub pomyśleć na opak, by dojść do rozwiązania kolejnego problemu, na jaki co rusz napotykają Joe, Beth i Frannie oraz mieszkańcy Niebosiężnego Drzewa: Pan Księżyc, Madame Piorę, Wróżka Puszka czy Pan Rondello.

Blyton stawia na dynamiczną przygodę i to jej podporządkowuje konstrukcję światów, przeżycia bohaterów i zachowania postaci zamieszkujących magiczny las i okolice. Jeśli dodać do tego lekkość stylu i konsekwencję w sposobie narracji – prostej, czytelnej i bez niepotrzebnych ozdobników, to wszystko sprawia, że czytelnik otrzymuje wciągającą lekturę bez nachalnej dydaktyki, zbędnych opisów i dygresji, jednym słowem kwintesencję powieści przygodowej, interesującej dla młodego czytelnika.

Znakomitym pomysłem autorki jest koncepcja wędrujących krain, do których można dotrzeć ze szczytu Drzewa. Ten zabieg pozwala na uzyskanie nieustannej zmienności wątków, postaci je zamieszkujących i właściwości uniwersum. A ponieważ krainy pojawiają się w przypadkowej kolejności, próba ich zbadania jest w dużym stopniu loterią, nigdy nie wiadomo, na co trafią przybysze i co ich może spotkać – złego lub dobrego. Jednym słowem – każdy dzień w Zaklętym Lesie to niespodzianka i nowe wydarzenia, zupełnie niepodobne do poprzednich.

Choć przygoda jest w “Zaklętym Lesie” zdecydowanie na pierwszym miejscu, nie brak w powieści refleksji nad tym, co jest w życiu ważne, jaką wartość mają przyjaźń, empatia i dobre serce. Piękno scenerii światów, które odwiedza rodzeństwo, zabawne anegdoty, odważne czyny bohaterów, szczypta magii i fantastycznie dziwne istoty – wszystko to sprawia, że proza Enid Blyton to urocza lektura i miła ucieczka od rzeczywistości zarówno dla starszego dziecka, nastolatka, jak i dla ich rodziców.

Dobrze się stało, że po latach powieści Enid Blyton trafiają do polskiego czytelnika, wypełniając białą plamę na mapie klasycznej literatury dziecięcej. To proza warta uwagi i – mimo upływu lat od jej napisania, ciągle aktualna i znakomicie korespondująca z niezmienną od wieków dziecięcą żądzą przygód i odkrywania świata. Dajcie się zaprosić na zwiedzanie wędrujących krain razem z Joem, Beth i Frannie – nie będziecie się nudzić!
Wanda Pawlik

Enid Blyton, Zaklęty Las, Przekład: Maria Makuch, seria Zaklęty las tom 1, Dla dzieci w wieku 6+, Wydawnictwo Znak Emotikon, Premiera: 26 stycznia 2022
 
Enid Blyton, Niebosiężne Drzewo, Przekład: Maria Makuch, seria Zaklęty las tom 2, Dla dzieci w wieku 6+, Wydawnictwo Znak Emotikon, Premiera: 9 lutego 2022
 
 

Enid Blyton
Zaklęty Las
Przekład: Maria Makuch
seria Zaklęty las tom 1
Dla dzieci w wieku 6+
Wydawnictwo Znak Emotikon
Premiera: 26 stycznia 2022
 
 

1. Jak Joe, Beth i Frannie trafili do Zaklętego Lasu

Było sobie kiedyś troje dzieci – Joe, Beth i Frannie. Zawsze mieszkały w mieście, lecz ich ojciec dostał pracę na wsi, więc bardzo szybko musiały się tam przeprowadzić.
– Ale fajnie, że zamieszkamy na wsi! – wykrzyknął Joe. – Będę wszystko wiedział o zwierzętach i ptakach!
– A ja nazrywam mnóstwo kwiatków, tyle, ile mi się podoba – powiedziała Beth.
– A ja będę miała własny ogródek – dodała Frannie.
W dniu przeprowadzki dzieci były bardzo przejęte. Pod dom podjechała niewielka furgonetka, do której dwaj mężczyźni pomogli mamie i tacie załadować wszystkie rzeczy. Wypełniony po brzegi samochód odjechał, dzieci włożyły płaszcze i czapki, gotowe, by udać się z mamą na dworzec i wsiąść do pociągu.
– Zaraz ruszamy! – krzyknął Joe.
– Na wieś, na wieś, na wieś! – nuciła Beth.
– Może spotkamy tam wróżki! – powiedziała Frannie.
Pociąg z gwizdem potoczył się po szynach, wypuszczając kłęby pary. Z nosami przyklejonymi do szyby patrzyli na znikające brudne domy i dymiące kominy. Jak oni nie cierpieli miasta! I jak cudownie będzie na wsi – czyste powietrze, wszędzie kwiatki i świergot ptaków w żywopłotach!
– Pewnie będziemy mieć jakieś przygody – powiedział Joe. – Zobaczymy strumienie i pagórki, ogromne pola i gęste lasy. Och, będzie wspaniale!
– Na wsi raczej nie będziecie mieć więcej przygód niż w mieście – powiedział tato. – Przypuszczam, że nawet możecie się nieźle nudzić.
Jednak całkowicie nie miał racji. Ojej! Zobaczycie, co spotkało tę trójkę dzieci!

W końcu zajechali na maleńką stacyjkę i wysiedli z pociągu. Zaspany bagażowy załadował dwie walizki na wózek i obiecał, że dostarczy je później. Rodzina ruszyła krętą wiejską drogą, z przejęciem rozmawiając.
– Ciekawe, czy będzie tam ogród – powiedziała Frannie.
Zbliżając się do nowego domu, byli już bardzo zmęczeni i odeszła im ochota na rozmowy. Ojca nie było stać na jakikolwiek środek lokomocji, musieli zatem pokonać pieszo osiem kilometrów – mieli za sobą naprawdę długą drogę. Żaden autobus tam nie dojeżdżał, więc zmęczone dzieci powłóczyły nogami i marzyły o szklance ciepłego mleka i przytulnym łóżku.
W końcu dotarli na miejsce i – ojej – warto było tak długo wędrować, bo domek był naprawdę uroczy. Po ścianach pięły się różowe, białe i czerwone róże, a przy drzwiach frontowych rosło mnóstwo krzewów kapryfolium.
Jednym słowem domek był śliczny!
Furgonetka stała na podjeździe, a dwaj mężczyźni wnosili meble do środka. Ojciec im pomagał, podczas gdy mama rozpalała ogień w piecu kuchennym, by wszystkim przygotować coś gorącego do picia. Byli tak zmęczeni, że tylko przełknęli trochę ciepłego mleka, zjedli po toście i dosłownie padli jak kłody na naprędce przygotowane łóżka. Joe wyjrzał jeszcze przez okno, ale był zbyt śpiący, by cokolwiek dostrzec. Dziewczynki natychmiast zasnęły w swoim małym pokoiku, Joe w jeszcze mniejszym także zapadł w głęboki sen.
Z jaką radością obudzili się, gdy poranne słońce wpadało do środka przez bardzo dziwne okna! Joe, Beth i Frannie błyskawicznie się ubrali. Szybko znaleźli się w malutkim ogrodzie, biegali po bujnej, nieskoszonej trawie, wdychając zapach rosnących wszędzie róż.
Mama przygotowała im na śniadanie jajka, które z apetytem pochłonęli.
– Wieś jest fantastyczna! – powiedział Joe, patrząc przez okno na odległe pagórki.
– Będziemy mieć warzywa w ogrodzie – stwierdziła Beth.
– I chodzić na wspaniałe spacery – dodała Frannie.
Tego dnia wszyscy pomagali zaprowadzić w domku ład i porządek. Ojciec nazajutrz musiał być w pracy. Mama miała nadzieję, że będzie mogła zarabiać praniem i dzięki temu kupi kilka kur. To dopiero będzie radość!
– Będę zbierała jajka co rano i wieczór – obiecała Frannie z uśmiechem.
– Chodźmy zobaczyć naszą wieś – powiedział Joe. – Możesz nas zwolnić na godzinkę, mamo?
– Tak, już was nie ma – odpowiedziała mama.
I już ich nie było, zniknęli za bialutkimi drzwiami i pobiegli krętą drogą.
Rozglądali się bacznie wokoło. Pędzili przez pole z różową koniczyną i całym rojem pszczół. Brodzili w małym ciemnym strumieniu, który gadał do siebie, przepływając pod skąpanymi w słońcu wierzbami.
I nagle wyrósł przed nimi las. Nie był tak bardzo oddalony od domu, prawie że na jego tyłach. Wyglądał jak zwyczajny las, tylko zieleń drzew była o wiele ciemniejsza. Od zarośniętej ścieżki oddzielał go wąski rów.
– Las! – krzyknęła z zachwytem Beth. – Świetne miejsce na piknik!
– Ten las jest tajemniczy – w zamyśleniu powiedział Joe. – Nie sądzisz, Beth?
– Hm, drzewa są potężne, ale w innych lasach też takie bywają – odparła Beth.
– Wcale nie – stwierdziła Frannie. – Liście szumią tu całkiem inaczej. Posłuchajcie!
Zatem słuchali – i Frannie miała rację. W tym lesie drzewa nie szumiały jak te w pobliżu ich domu.
– Jakby ze sobą rozmawiały – powiedziała Beth. – Przekazywały sobie szeptem tajemnice, których nie rozumiemy.
Ten las jest magiczny! – wypaliła nagle Frannie.
Wszyscy przystanęli i w milczeniu słuchali.
– Słyszysz wieszsz… – mówiły drzewa i przyjaźnie skłaniały się do siebie.
– Tam mogą mieszkać wróżki – powiedziała Beth. – Może przeskoczymy przez rów i wejdziemy?
– Nie – odparł Joe. – Moglibyśmy się zgubić. Najpierw poznajmy drogi wokół domu, a potem przyjdzie kolej na las.
Nagle usłyszeli głos mamy dobiegający z domu:
– Joe! Beth! Frannie! Czas na lunch!
Dzieci natychmiast poczuły głód. Na chwilę zapomniały o dziwnym lesie i pobiegły do nowego domu. Mama przygotowała im chleb z dżemem truskawkowym, a one pochłonęły cały bochenek.
Gdy rodzeństwo kończyło posiłek, nadszedł ojciec. Robił zakupy w wiosce oddalonej o prawie pięć kilometrów, więc wrócił głodny i zmęczony.
– Tato, dzisiaj chodziliśmy po całej okolicy! – powiedziała Beth, nalewając mu dużą filiżankę herbaty.
– Odkryliśmy piękny las – dodał Joe. – Zdawało nam się, że tamtejsze drzewa ze sobą rozmawiają.
– Zapewne to ten las, o którym dzisiaj słyszałem – odparł ojciec. – Dziwnie się on nazywa, moje dzieci.
– A jak? – spytał Joe.
– Podobno to jest Zaklęty Las. Ludzie tam nie wchodzą, jeśli nie muszą. To zabawne, że w dzisiejszych czasach ktoś opowiada takie historie, nie sądzę, by w tym lesie działo się coś naprawdę niezwykłego. Jednak nie zapuszczajcie się tam zbyt daleko, bo możecie się zgubić.
Dzieci z przejęciem spojrzały po sobie. Zaklęty Las! Co za niesamowita nazwa!
W tym momencie każde z dzieci pomyślało to samo:
„Jak najszybciej muszę pójść do Zaklętego Lasu!”.
Gdy już wszystko zjedli, ojciec wyznaczył im prace w zarośniętym ogrodzie. Joe wyrywał wielkie osty, zaś dwie dziewczynki plewiły zachwaszczone grządki. Rozmawiali przejętymi głosami.
– Zaklęty Las! Od razu było wiadomo, że jest w nim coś magicznego!
– A ja wiedziałam, że muszą tam być wróżki! – powiedziała Frannie.
– Sprawdźmy to jak najszybciej! – wykrzyknęła Beth. – Odkryjemy, o czym szepczą drzewa! Poznamy wszystkie tajemnice lasu i zrobimy to bardzo szybko!
Wieczorem przed pójściem spać wszyscy troje stanęli przy oknie, wpatrując się w ciemność – tam za domem był tajemniczy, szepczący las. Co ich spotka w Zaklętym Lesie?

2. Pierwsza wyprawa do Zaklętego Lasu

Dopiero w następnym tygodniu trójka dzieci mogła wybrać się do Zaklętego Lasu – najpierw należało pomóc mamie i tacie. Trzeba było doprowadzić do porządku ogród, rozpakować ubrania, poukładać sprzęty kuchenne, a także uporać się z wielkim sprzątaniem. Czasem Joe miał przerwę w pracy i mógł sam pójść do lasu. Innym razem dziewczynki szły na spacer, a Joe był zajęty. Bardzo chcieli zrobić to razem, więc musieli poczekać. Aż w końcu nadeszła ta chwila.
– Dziś możecie zjeść lunch poza domem – powiedziała mama. – Wszyscy ciężko pracowaliście i zasłużyliście na piknik. Zrobię wam kanapki, do popicia możecie wziąć świeże mleko.
– Pójdziemy do lasu – szepnęła Beth do rodzeństwa.
Z biciem serc i przejęciem na twarzach pomagali mamie pakować prowiant do dużego koszyka.
Wyruszyli. Na końcu ogrodu znajdowała się niewielka furtka wychodząca na zarośniętą ścieżkę prowadzącą do lasu. Otworzyli ją i stanęli po drugiej stronie ogrodzenia.
Stąd widzieli już drzewa i mogli słyszeć ich dziwną mowę: „słyszyszwieszsz”.
– Czuję w powietrzu przygody – powiedział Joe. – Chodźcie! Hop przez rów i jesteśmy w Zaklętym Lesie!
Dzieci jedno po drugim pokonały dzielącą je od lasu przeszkodę. Stanęły w cieniu drzew i wpatrywały się przed siebie. Las był tak gęsty, że tylko tu i ówdzie na ściółce tańczyły nikłe plamki słońca. Zewsząd otaczała je ciemna zieloność, ciszę przerywał powtarzający się śpiew jakiegoś małego ptaszka.
– Ten las jest magiczny! – rzekła nagle Frannie. – Czuję, że wokół gdzieś są czary. Czujesz to, Beth? A ty, Joe?
– Tak – odpowiedzieli równocześnie z przejęciem w oczach. – Chodźmy!
Poszli więc maleńką wąską ścieżynką jakby przeznaczoną tylko dla królików.
– Nie zagłębiajmy się zbyt daleko – powiedział Joe. – Zanim ruszymy w głąb lasu, sprawdźmy, dokąd prowadzą te ścieżki. Dziewczynki, poszukajcie miejsca, gdzie zjemy kanapki.
– Ojej, poziomki! – wykrzyknęła Beth. Przyklęknęła, odgarnęła małe listki i oczom dzieci ukazały się ciemnoczerwone owoce.
– Może zbierzemy trochę na nasz piknik – zaproponowała Frannie.
I tak też zrobili, wkrótce mieli ich już całkiem sporo.
– Usiądźmy pod tym starym dębem – powiedział Joe. – Rośnie pod nim miękki mech jak wielka zielona aksamitna poduszka.
Siedli więc na mchu i wyjęli kanapki. Zjadali je ze smakiem, a ciemnozielone liście wciąż szumiały, powtarzając swoje „słyszysz wieszsz”.
I nagle zauważyli coś bardzo dziwnego. Pierwsza dostrzegła to Frannie.
Nieopodal miejsca, gdzie siedzieli, rosła gęsta trawa. Frannie ze zdziwieniem zobaczyła, że gdzieniegdzie trawa się unosi, tworząc małe kopczyki, które rosły w oczach. Po chwili ziemia na ich czubku zaczęła się rozstępować.
– Spójrzcie – szepnęła Frannie, wskazując na trawę. – Co tam się dzieje?
Wszyscy troje patrzyli z zapartym tchem. A potem je zobaczyli. Sześć muchomorów! Spod ziemi powoli wyłaniały się ich kapelusze, były coraz okazalsze!
– Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem! – ze zdziwieniem wykrzyknął Joe.
– Cii – powiedziała Beth. – Nie hałasuj. Słyszę czyjeś kroki.
Zamienili się w słuch. Wkrótce usłyszeli lekki tupot i jakieś cienkie głosiki.
– Schowajmy się w krzakach, szybko – poleciła rodzeństwu Beth. – Ktoś, kto się tu zjawi, na pewno spłoszyłby się na nasz widok. Tu się dzieją czary, a my chcemy je zobaczyć.
Wstali i cichutko ukryli się w gęstych zaroślach, zabierając ze sobą piknikowy koszyk. Zrobili to w samą porę, bo gdy tylko Beth rozchyliła liście, by zobaczyć, co się dzieje, pojawiła się drużyna człowieczków z brodami sięgającymi niemal do samej ziemi!
– Elfy – wyszeptał Joe.
Elfy podeszły do muchomorów i usiadły na ich kapeluszach. Rozpoczęły coś w rodzaju zebrania. Jeden z nich miał ze sobą torbę, którą położył pod grzybem. Dzieci nie słyszały, o czym elfy mówią, ale dochodziły do nich głosy i poszczególne słowa.
Nagle Joe lekko szturchnął Beth i Frannie. Dostrzegł coś jeszcze. Dziewczynki też to zobaczyły. Tuż za muchomorami skradał się szpetny gnom. Elfy nie widziały go ani nie słyszały.
– On chce zabrać torbę – wyszeptał Joe.
I tak było naprawdę! Stwór wyciągnął długą rękę. Kościste palce zacisnęły się na zdobyczy. Zaczął ją ciągnąć w stronę krzaków.
Joe skoczył na równe nogi. Nie miał zamiaru patrzeć obojętnie, gdy na jego oczach ktoś kradnie! Krzyknął więc na cały głos:
– Łapać złodzieja! Hej, uważajcie na tego gnoma za wami!
Przerażone elfy aż podskoczyły. Gnom poderwał się i uciekł z torbą w ręku. Elfy patrzyły za nim w osłupieniu, lecz żaden z nich nie ruszył w pogoń. Złodziej czmychnął w stronę zarośli, gdzie ukryły się dzieci. Nie miał pojęcia, że one tam są.
Joe błyskawicznie wysunął nogę, gnom potknął się i z impetem runął na ziemię. Łup! Leżał teraz jak długi. Torba wyleciała mu z ręki, Beth złapała ją i odrzuciła w stronę zaskoczonych elfów, które nadal siedziały na muchomorach. Joe próbował schwytać gnoma – ale on szybko się podniósł i tyle było go widać.
Dzieci rzuciły się za nim. Biegły, lawirując między drzewami, aż zobaczyły, że gnom wskoczył na dolne gałęzie potężnego dębu i kryje się w jego listowiu. Rodzeństwo niemal bez tchu przypadło do wielkiego pnia.
– Mamy go! – wykrzyknął Joe. – Gdy zejdzie, to już nam się nie wymknie.
– Patrzcie, elfy nadchodzą – powiedziała Beth, ocierając spocone czoło. Mali brodacze podbiegli i złożyli im ukłon.
– Okazaliście nam wielką dobroć – rzekł najwyższy z nich. – Dzięki za uratowanie torby. Przechowujemy w niej bezcenne dokumenty.
– Gnoma też złapaliśmy – powiedział Joe, wskazując na drzewo. – Wspiął się po gałęziach. Jeśli okrążycie pień i poczekacie, złapiecie go, gdy wróci na dół.
Jednak elfy nie chciały zbliżać się do drzewa. Sprawiały wrażenie, że się czegoś boją.
– On zejdzie, dopiero gdy będzie chciał – wyjaśnił największy elf. – To drzewo jest najstarsze na świecie i ma potężną moc magiczną. To jest Niebosiężne Drzewo.
– Niebosiężne Drzewo! – w zamyśleniu powtórzyła Beth. – Jak dziwnie się nazywa! Dlaczego akurat tak?
– To bardzo osobliwe drzewo – rzekł drugi elf. – Jego korona sięga niedostępnych miejsc w sposób, którego nie pojmujemy. Czasem górne gałęzie przebywają w Krainie Czarnoksiężników, kiedy indziej w różnych cudownych krajach, a czasem w odległych miejscach, o których nikt jeszcze nie słyszał. Nigdy się na nie nie wspinamy, nigdy bowiem nie wiemy, co nas czeka na czubku!
– To fantastyczne! – wykrzyknęły dzieci.
– Gnom przebywa tam, gdzie go przywiodła korona drzewa – dodał najwyższy elf. – On może tam zostać nawet przez parę miesięcy i już nigdy się tu nie pojawić. Czekanie na niego byłoby bezcelowe, tak jak wszelka pogoń. On się nazywa Szpieg, bo zawsze wszędzie łazi i szpieguje.
Dzieci spojrzały na rozłożyste konary i gęste listowie. Były ogromnie przejęte. Niebosiężne Drzewo w Zaklętym Lesie! Ach, już w samych nazwach tkwiła niesamowita magia.
– Gdybyśmy tak mogli się na nie wspiąć! – powiedział Joe z tęsknotą w głosie.
– Tego nigdy nie wolno wam zrobić – wykrzyknęły chórem elfy. – To jest bardzo niebezpieczne. Teraz musimy już iść, ale bardzo wam dziękujemy za pomoc. Gdybyście wy znaleźli się kiedyś w opałach, przybądźcie do Zaklętego Lasu i pod dębem opodal naszych muchomorów zagwiżdżcie siedem razy.
– Dziękujemy – odparły dzieci, patrząc, jak sześć maleńkich elfów znika pomiędzy drzewami.
Joe uznał, że trzeba wracać, więc wszyscy troje poszli ich śladem wąską zieloną ścieżynką, aż dotarli do tej części lasu, którą już poznali. Zabrali koszyk i udali się do domu. Po drodze wszyscy myśleli tylko o jednym: „Musimy wejść na Niebosiężne Drzewo i sprawdzić, co jest na czubku!”.

Enid Blyton
Niebosiężne Drzewo
Przekład: Maria Makuch
seria Zaklęty las tom 2
Dla dzieci w wieku 6+
Wydawnictwo Znak Emotikon
Premiera: 9 lutego 2022
 
 

1. Przyjeżdża Rick

Było sobie troje dzieci – Joe, Beth i Frannie. Mieszkały z mamą i tatą w małym domku na wsi. Rodzice mieli taki ogrom pracy, że dzieci stale musiały im pomagać w domu i w ogrodzie.
Pewnego dnia do mamy przyszedł list. Nieczęsto się tak działo, więc dzieci były ciekawe, co w nim jest.
– Słuchajcie! – powiedziała mama. – Na pewno ucieszycie się tą wiadomością. Wasz kuzyn Rick przyjeżdża do nas i jakiś czas tu zostanie.
– Ojej! – z radością wykrzyknęły dzieci.
Rick był w tym samym wieku co Joe. Był pogodnym chłopcem, czasem troszkę niesfornym, ale dzieci bardzo go lubiły i już teraz cieszyły się na wspólne zabawy.
– Rick może spać w moim pokoju – powiedział Joe. – Och, mamo, ale świetnie! Kiedy przyjeżdża?
– Jutro – odparła mama. – Możesz wstawić dla niego łóżko i zrobić miejsce w komodzie na jego rzeczy. Pomieszka z nami dłużej, ponieważ jego mama jest chora i nie daje rady się nim zajmować.
Dzieci pobiegły na górę, by przygotować dla gościa pokój Joego.
– Ciekawe, co Rick powie na Zaklęty Las i Niebosiężne Drzewo! – wykrzyknął Joe.
– I jak mu się spodobają nasi przyjaciele, Puszka, pan Księżyc, stary kochany Rondello i reszta – zastanawiała się Beth.
– Raczej się zdziwi! – dodała Frannie.
Przygotowali wszystko na przyjazd kuzyna. Wstawili łóżko polowe i przynieśli koce. Zrobili miejsce w komodzie Joego i w szafce obok łóżka. Potem wyjrzeli przez okno. Wychodziło na ciemny, gęsty las i widać było, jak tuż za ogrodem drzewa majestatycznie kołyszą się na wietrze.
– Zaklęty Las – rzekła cicho Beth. – Jakie cudowne przygody tam przeżyliśmy. Może Rick też będzie miał takie szczęście.
Rick pojawił się następnego dnia. Przyjechał dostawczą furgonetką należącą do właściciela wiejskiego sklepiku. Wyskoczył z niewielką torbą w ręce i na przywitanie uściskał mamę rodzeństwa.
– Witaj, ciociu Polly! – wykrzyknął. – To miło z twojej strony, że mogę pobyć u ciebie. Cześć, Joe! Ojej, Beth i Frannie, wy chyba urosłyście! Świetnie, że znów z wami pobędę.
Dzieci zaprowadziły go do pokoju na górze. Pomogły mu się rozpakować i ułożyć rzeczy w komodzie i szafce koło łóżka. Pokazały mu, na którym łóżku będzie spał.
– Zdaje się, że w porównaniu z miastem tu jest okropnie nudno – stwierdził Rick, kładąc swoje przybory toaletowe na szafce przy łóżku. – Jest tak cicho. Będzie mi brakować hałasu samochodów i autobusów.
– Na pewno się tutaj nie zanudzisz! – zapewnił Joe. – Słowo, Rick, mieszkając w mieście, nigdy nie mieliśmy tylu przygód co tutaj.
– A mianowicie jakich? – ze zdziwieniem spytał Rick. – Tu jest taki spokój, że chyba nie można liczyć na żadne przygody.
Dzieci zaprowadziły Ricka do okna.
– Popatrz, Rick – powiedział Joe. – Widzisz ten gęsty, ciemny las, który niemal graniczy z naszym ogrodem?
– Tak – odparł Rick. – Jest całkiem zwyczajny, no może liście drzew są trochę ciemniejsze.
– No to posłuchaj, Rick: przed sobą widzisz Zaklęty Las! – rzekła Beth.
Rick ze zdumienia otworzył szeroko oczy. Wpatrywał się w gęstwinę drzew.
– Nabieracie mnie! – powiedział w końcu.
– Wcale nie – odparła Frannie. – Mówimy prawdę. Tak się nazywa: Zaklęty Las, i naprawdę jest zaklęty. A w samym jego środku rośnie najcudowniejsze drzewo na świecie.
– A jakie? – spytał Rick, czując coraz większą ciekawość.
– To jest naprawdę ogromne drzewo – wtrącił Joe. – Jego czubek sięga aż do chmur i wiesz, Rick, nad Niebosiężnym Drzewem zawsze zatrzymuje się jakaś niesamowita kraina. Można się tam dostać, wspinając się po najwyższym konarze. Potem trzeba wejść po niewielkiej drabinie prowadzącej przez korytarz w chmurze wiszącej nad koroną drzewa, a stamtąd hop! i już jesteś w dziwnej nieznanej krainie.
– Nie wierzę w to – powiedział Rick. – Wszystko zmyślasz.
– Rick! Zabierzemy cię tam i na własne oczy się przekonasz, o czym mówimy – obiecała Beth. – To jest czysta prawda. Mieliśmy niesamowite przygody nad Niebosiężnym Drzewem. Byliśmy w Wirującej Krainie i w Urodzinowej Krainie.
– I jeszcze w Krainie Proszę Bardzo i Krainie Lodu i Śniegu – dodała Frannie. – Nie masz pojęcia, jakie to wszystko jest fantastyczne.
– A poza tym, Rick, w domkach w pniu Niebosiężnego Drzewa mieszkają niezwykłe istoty – powiedział Joe. – Mamy tam wielu przyjaciół. Któregoś dnia cię do nich zabierzemy. Wśród nich jest kochana mała wróżka o niezwykle puszystych złotych włosach i dlatego nazywa się Puszka.
– A także śmieszny starszy pan Jakiśtam – dodała Frannie.
– Jak on naprawdę się nazywa? – spytał Rick.
– Nikt tego nie wie, nawet on sam – odparł Joe. – Więc każdy mówi o nim pan Jakiśtam. I jeszcze jest nasz kochany Rondello, cały obwiązany imbrykami i rondlami. Ma słaby słuch i często niedosłyszy, o czym mówimy.
Rickowi aż się oczy zaświeciły.
– Zabierzcie mnie tam – poprosił. – Jak najszybciej. Nie mogę się doczekać, by ich wszystkich poznać.
– Nie możemy nigdzie iść, póki mama nas tutaj potrzebuje – powiedziała Beth. – Ale na pewno cię tam zaprowadzimy, obiecujemy.
– I wiesz, Rick, w pniu drzewa jest zjeżdżalnia, z samego niemal czubka aż na dół – dorzuciła Frannie. – Ona należy do pana Księżyca i od niego dostaje się poduszki, żeby na nich zjeżdżać.
– Och, jak bardzo chciałbym zjechać tą zjeżdżalnią – z niecierpliwością powiedział Rick. – Po co mi o tym wszystkim opowiadacie, jeśli nie możecie mi tego pokazać? Dzisiaj wieczorem na pewno nie zasnę. Ojej! Już czuję zawrót głowy na myśl o Niebosiężnym Drzewie, panu Księżycu, Puszce i zjeżdżalni.
– Rick, pójdziemy tam, gdy tylko będziemy mogli – obiecał Joe. – Nie ma pośpiechu. Niebosiężne Drzewo zawsze tam jest. A my nigdy, ale to nigdy, przenigdy nie wiemy, jaka kraina się nad nim pojawi. Musimy być bardzo ostrożni, bo czasem jest to niebezpieczne miejsce, z którego nie można się wydostać.
Z dołu usłyszeli głos:
– Dzieci! Czy macie zamiar siedzieć tam cały dzień? Nie chcecie w ogóle jeść? Wielka szkoda, bo właśnie upiekłam chleb i przyniosłam pyszny miód.
Dzieci natychmiast pobiegły na dół. Świeży chleb z miodem! To ich nie może ominąć. Kochana mama – zawsze ma dla nich coś dobrego.
– Joe, tato prosił, żebyś potem wykopał trochę ziemniaków – rzekła mama. – Rick ci pomoże. Beth i Frannie, was też potrzebuję, ponieważ muszę zanieść naprawione ubrania pani Harris, a ona dość daleko mieszka.
Dzieci miały nadzieję, że zabiorą Ricka do Zaklętego Lasu. Poczuły się rozczarowane. Lecz nie powiedziały ani słowa, ponieważ wiedziały, że w rodzinie każdy musi pomagać, gdy jest taka potrzeba. Mama uśmiechnęła się na widok ich zawiedzionych min.
– Przypuszczam, że chcecie pokazać Rickowi waszych dziwnych przyjaciół – powiedziała. – Więc posłuchajcie: jeśli dzisiaj się spiszecie i zrobicie wszystko, o co proszę, dam wam jutro cały wolny dzień. Możecie wtedy wziąć ze sobą jedzenie i odwiedzić, kogo tylko chcecie. Co wy na to?
– Och, mamo, dziękujemy! – wykrzyknęły dzieci z zachwytem.
– Cały dzień! – powtórzyła Beth. – W takim razie, Rick, zdążymy ci wszystko pokazać.
– I może zajrzymy jeszcze do krainy, która właśnie zatrzymała się nad Niebosiężnym Drzewem – szepnęła Frannie. – Ale będzie zabawa!
Przez całe popołudnie pracowali więc sumiennie i nie mogli się doczekać następnego dnia. Rick z całej siły pomagał w kopaniu, więc Joe był z niego bardzo zadowolony. Wyglądało na to, że kuzyn będzie świetnym towarzyszem zabawy i pomocnikiem w pracach domowych.
Kiedy położyli się już do łóżek, zostawili drzwi pokoi otwarte, by móc jeszcze rozmawiać.
– Śpij dobrze, Rick – zawołała Beth. – Mam nadzieję, że jutro będzie wspaniały dzień. Będziemy mieć świetną zabawę!
– Dobranoc, Beth! – odparł Rick. – Nie masz pojęcia, jak chciałbym, żeby już było jutro. Wiem, że tej nocy nie będę spał!
Lecz spał dobrze i reszta też. Kiedy mama zajrzała do nich o dziesiątej rano, nikt jeszcze się nie obudził.
Joe wstał pierwszy. Podszedł do okna i wyjrzał na ogród. Słońce już mocno świeciło, było ciepło i jasno. Serce chłopca biło mocno z radości. Joe podszedł do łóżka Ricka i potrząsnął go za ramię.
– Obudź się – powiedział. – Już jest jutro i zabieramy cię do Zaklętego Lasu.

2. Kierunek Zaklęty Las

Dzieci szybko zjadły śniadanie. Mama pozwoliła im zrobić kanapki i wziąć z kredensu kawałek ciasta czekoladowego.
– Możecie też zabrać kilka pączków – powiedziała – i parę jabłek, które tam leżą. Gdy wrócicie, upiekę wam ziemniaki i zjecie je sobie z masłem i serem.
– Och, mamo, na pewno będziemy okropnie głodni! – wykrzyknął Joe. – A teraz zróbmy kanapki. Trzeba jak najszybciej wyjść z domu.
– Postarajcie się wrócić około szóstej wieczorem, inaczej będę się niepokoić – rzekła mama. – Opiekuj się kuzynem, Joe.
– Oczywiście – obiecał Joe.
W końcu wszystko było gotowe. Joe zapakował jedzenie do skórzanej torby i przewiesił ją przez ramię. A potem czwórka dzieci wyruszyła do Zaklętego Lasu. Szybko znaleźli się u celu. Wąski rów oddzielał łąkę od lasu.
– Musicie przeskoczyć przez ten rów – powiedział Joe.
Wszyscy go posłuchali. Rick znalazł się w lesie i na chwilę zamarł z wrażenia.
– Te drzewa dziwnie szumią – szepnął. – Jakby między sobą rozmawiały, szeptały sobie jakieś tajemnice.
– Słyszyszsz-wieszsz-słyszyszsz-wieszsz… – mówiły drzewa.
– Bo one naprawdę wyjawiają pewne tajemnice – wyjaśniła Beth. – Wiesz, Rick, jeśli drzewa chcą nam coś przekazać, możemy tego wysłuchać, przykładając lewe ucho do pnia! Wtedy naprawdę słyszymy, co mówią.
– Słyszyszsz-wieszsz-słyszyszsz-wieszsz.
– Chodźmy – z niecierpliwością powiedział Joe. – Trzeba dojść do Niebosiężnego Drzewa.
Poszli więc dalej i wkrótce dotarli do tajemniczego drzewa. Rick wpatrywał się w nie z wielkim zdziwieniem.
– Ojej, ono jest po prostu OGROMNE! – wykrzyknął. – W życiu nie widziałem tak potężnego drzewa. Nie widać jego czubka. Na litość! Co to za gatunek? Ma liście jak dąb, ale raczej nie przypomina dębu.
– To jest bardzo niezwykłe drzewo – powiedziała Beth. – Potrafi mieć żołędzie i dębowe liście, a zaraz obok rosną śliwki. Innego dnia będą tam dojrzewać jabłka lub gruszki. Nigdy nie wiadomo, co się na nim pojawi. Ale przez to jest takie niesamowite.
– Jak na nie wchodzicie? – spytał Rick. – Zwyczajnie się wspinacie?
– Dzisiaj tak zrobimy – odparł Joe – bo chcemy, abyś poznał naszych przyjaciół, którzy mieszkają we wnętrzu drzewa. Czasem z góry zwisa sznur i wtedy szybciej jesteśmy na czubku. Albo pan Księżyc spuszcza nam na sznurze poduszkę i po kolei wciąga nas na swój konar.
Pierwszy ruszył w górę, reszta podążyła za nim. Po jakimś czasie usłyszeli okrzyk Ricka:
– Ojej! To niezwykłe! Teraz na drzewie rosną orzechy! Patrzcie!
I rzeczywiście – były to orzechy laskowe. Rick zerwał kilka i je rozbił, były słodkie i dojrzałe. Wszystkim bardzo smakowały.
Kiedy doszli już naprawdę bardzo wysoko, Rick ze zdziwieniem zauważył małe okienko w pniu Niebosiężnego Drzewa.
– Och, czy to możliwe, aby ktoś tam mieszkał? – zawołał. – Zajrzę do środka.
– Lepiej tego nie rób! – ostrzegł go Joe. – Tam mieszka Wściekły Skrzat i on nie znosi, gdy ktoś zagląda do jego domku.
Lecz Rick poczuł taką ciekawość, że musiał tam zajrzeć.
Wściekły Skrzat był w domu. Właśnie nalewał wodę do imbryka, kiedy uniósł wzrok i w oknie zobaczył zdziwioną twarz Ricka.
Nic tak nie denerwowało Skrzata, jak gapiący się na niego ludzie. Natychmiast rzucił się do okna i otworzył je na oścież.
– Znowu ktoś mnie podgląda! – wrzasnął. – Dzień i noc łażą i mnie szpiegują. Masz za swoje!
Biedny Rick dostał się pod strumień wody z imbryka.
Następnie Skrzat zatrzasnął okno i zasunął firanki. Joe, Beth i Frannie nie mogli powstrzymać się od śmiechu.
– Mówiłem ci, żebyś nie zaglądał do Wściekłego Skrzata – powiedział Joe, wycierając Ricka swoją chusteczką.
– On niemal zawsze jest w złym humorze. Aha, przy okazji, Rick, muszę cię ostrzec przed czymś jeszcze. Wyżej na drzewie mieszka starsza pani, która zawsze robi pranie. Potem wylewa brudną wodę, która gwałtownie spływa na dół. Musisz na to uważać, bo inaczej znów będziesz cały mokry.
Rick spojrzał w górę, jakby się spodziewał, że w tym momencie spadnie na niego cała balia wody.
– Chodźmy – ponagliła Beth. – Zaraz miniemy domek Sowy. Ona przyjaźni się z Puszką i czasem przynosi nam od niej listy.
Sowa mocno spała. Budziła się dopiero wieczorem. Rick zajrzał przez okienko i zobaczył ją śpiącą w swoim łóżku. Tak go to rozbawiło, że wybuchnął śmiechem.
– Wszystko mi się tu bardzo podoba – zwrócił się do Frannie. – To jest prawdziwa przygoda.
Dzieci wspięły się wyżej i doszły do szerokiego konara.
– Och, widzę śliczne żółte drzwiczki z kołatką i dzwonkiem! – krzyknął Rick na widok małych drzwi równo wyciętych w potężnym pniu. – Kto tam mieszka?
– Nasza przyjaciółka Puszka – odparł Joe. – Zadzwoń, a na pewno ci otworzy.
Rick nacisnął malutki dzwonek i ze środka usłyszał delikatne dzyń, dzyń, a potem leciutkie kroki zmierzające do drzwi, które zaraz się otworzyły. Stała w nich śliczna mała wróżka. Puszyste włosy okalały jej twarz jak złocista mgiełka.
– Cześć, Puszko! – wykrzyknął Joe. – Przyszliśmy cię odwiedzić i przyprowadziliśmy naszego kuzyna Ricka, który teraz u nas mieszka. Ogromnie mu się podoba nasza wędrówka w górę Niebosiężnego Drzewa.
– Jak się masz, Rick? – powiedziała Puszka, wyciągając małą dłoń.
Rick nieśmiało ją uścisnął. Pomyślał, że Puszka jest najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek widział.
– Pójdę z wami, jeśli macie zamiar odwiedzić pana Księżyca – oznajmiła wróżka. – Chciałam pożyczyć od niego trochę miodu. Wezmę parę Wybuchowych Ciasteczek.
– Wybuchowe Ciasteczka? A co to takiego? – ze zdziwieniem spytał Rick.
– Poczekaj, to zobaczysz – z uśmiechem odparł Joe.
Wszyscy ruszyli w górę. Po chwili usłyszeli dziwny odgłos.
– To pan Jakiśtam sobie chrapie – wyjaśnił Joe. – Patrz, to on we własnej osobie.
I rzeczywiście – pan Jakiśtam siedział na krześle z rękami splecionymi na pokaźnym brzuchu i szeroko otwartymi ustami.
– Aż się prosi, żeby mu coś wrzucić do ust – powiedział Rick.
– Niemal każdy ma taką pokusę – odparł Joe. – Kiedyś pan Księżyc z Puszką wsadzili mu kilka żołędzi, tak, Puszko? Pan Jakiśtam wpadł w straszny gniew. Wyrzucił pana Księżyca przez korytarz w chmurze prosto do bardzo dziwnej krainy, która akurat zatrzymała się nad drzewem.
– A gdzie jest Rondello? – spytała Beth. – Zazwyczaj siedzi razem z panem Jakiśtamem.
– Myślę, że poszedł odwiedzić pana Księżyca – odparła Puszka. – Zaraz tam będziemy.
Gdy się wspinali dalej, Puszka nagle się zatrzymała.
– Posłuchajcie – powiedziała.
Wszyscy wytężyli słuch. Usłyszeli dziwny hałas – chlust- chlup, chlust-chlup – który był coraz wyraźniejszy.
– To brudna woda z balii Madame Piorę! – wrzasnął Joe. – Wszyscy za konar!
Rick nie był tak szybki. Reszta schowała się za grubymi konarami, tylko biedny Rick nie zdążył umknąć przed strumieniem wody. W mgnieniu oka kaskada brudnych mydlin rozprysnęła się na jego głowie i spływała mu teraz po karku. Rick nie był zadowolony. Dzieciom było przykro, ale równocześnie uważały, że to bardzo śmieszne.
– Następnym razem będę tu wchodził w kąpielówkach – stwierdził Rick, usiłując się osuszyć. – Myślę, że ktoś powinien coś zrobić, żeby Madame Piorę nie chlustała na ludzi brudną wodą. To obrzydliwe!
– Och, wkrótce się do tego przyzwyczaisz i będziesz umiał w porę się schować – zapewnił kuzyna Joe.
Wspinali się coraz wyżej, aż doszli niemal na sam czubek. Zobaczyli wycięte w pniu drzewa drzwi, zza których dobiegały odgłosy rozmowy.

 
Wesprzyj nas