“Druga siostra” to trzymający w napięciu thriller duetu szwedzkich autorów, druga po “Ostatnim życiu” powieść o byłym agencie FBI Johnie Adderleyu, który pod nowym nazwiskiem pracuje jako oficer policji w Szwecji.


Siostry Alicia i Stella Bjelke wspólnie prowadzą internetowy portal randkowy, w którym Stella stoi na czele firmy a Alicia jest menedżerem ds. technologii, utalentowaną programistką, autorką innowacyjnych rozwiązań, dzięki którym siostry planują podbić rynek.

Na ich ambitne zamierzenia ma jednak pewien wpływ sytuacja osobista Alicji, której twarz jest poważnie uszkodzona po wypadku w dzieciństwie. Czyni to z tej młodej kobiety osobę wycofaną i pozbawioną życia towarzyskiego.

Kiedy Stella zostaje znaleziona brutalnie zamordowana po randce z nieznajomym, poznanym we własnym portalu, Alicia staje się główną podejrzaną, a oficer John Adderley, nie wierząc w winę kobiety, angażuje się w śledztwo, przy okazji rozpoczynając własną grę z nasłanymi przez narkotykowego bossa zabójcami, coraz bardziej zacieśniającymi wokół niego sieć. Rozpoczyna się ekscytujące polowanie, w którym stawka jest wysoka a myśliwy jest jednocześnie potencjalną ofiarą.

Akcja “Drugiej siostry” zaczyna się tam, gdzie skończyła się poprzednia powieść z serii. Nic nie stoi na przeszkodzie, by podjąć lekturę od “Drugiej siostry” ale zdecydowanie korzystniej, dla uzyskania pełnego obrazu losów agenta FBI, jest zapoznać się wcześniej z “Ostatnim życiem”.

Postać Johna Adderlya posłużyła autorom do opisania szwedzkiego społeczeństwa widzianego oczami człowieka z zewnątrz, wychowanego w zupełnie innej kulturze i przyzwyczajonego do policyjnego działania na sposób amerykański. Ten dysonans pozwala na urozmaicenie fabuły, wprowadzenie wielu elementów obyczajowych i obserwacji społecznych. Nyströmowi i Mohlinowi udało się także w ciekawy i nowatorski sposób wpleść wcześniejsze losy Johna, jego pochodzenie i powody, dla których przybył do Karlstad we wciągającą historię kryminalną. Angażując się w kolejne śledztwo, John po raz drugi musi podjąć ryzykowną grę o niezwykle wysoką stawkę – własne życie.

autorzy bardzo sprawnie budują napięcie, nie brak tu akcji i zaskakujących momentów

W powieści Nyströma i Mohlina, śledząc pełne napięcia zmagania Adderleya z kolejnymi przeszkodami na drodze do rozwiązania zagadki, a przy okazji uratowania samego siebie, czytelnik odkrywa, jak bardzo złożoną postacią jest były agent, jak daleko jest w stanie posunąć się w swoich, nie zawsze prawomyślnych, działaniach i czy skłonny jest przedłożyć własny interes nad cudzy.

Ta seria szwedzkich autorów to dobry wybór dla czytelników poszukujących czegoś świeżego pośród utartych schematów powieści kryminalnych. Autorzy bardzo sprawnie budują napięcie, nie brak tu akcji i zaskakujących momentów, bohaterowie przykuwają uwagę a fabuła jest wystarczająco skomplikowana, by nie znudzić czytelnika w trakcie lektury. Robert Wiśniewski

Peter Nyström, Peter Mohlin, Druga siostra, Przekład: Maciej Muszalski, Wydawnictwo Czarna Owca, Premiera: 26 stycznia 2022
 
 

Peter Nyström, Peter Mohlin
Druga siostra
Przekład: Maciej Muszalski
Wydawnictwo Czarna Owca
Premiera: 26 stycznia 2022
 
 

CZĘŚĆ PIERWSZA

ŚRODA

1.
Dziewczynki w końcu złapały jednakowe tempo. Roześmiane trzymały się za ręce, a huśtawka w metalowym rusztowaniu wychylała się coraz wyżej. Wpatrzoną w telefon mamę całe przedstawienie omijało, ale siedząca na ławce mniej więcej dwadzieścia metrów dalej Alicia widziała radość na zasmarkanych twarzach dziewczynek. Dwie siostry, zsynchronizowane ze sobą, i świat w idealnym ruchu wahadłowym. Jakby stanowiły jedno ciało.
Na dworze było kilka stopni poniżej zera. Nogi już prawie całkiem jej zdrętwiały, a jednak, ku własnemu zaskoczeniu, nie ruszała się z miejsca. Obserwowanie bawiących się w parku dzieci naprawdę nie było w jej stylu.
Alicia zwykle wracała z pracy do domu taksówką – pozwalała sobie na ten luksus, żeby uniknąć spojrzeń w autobusie. Tego dnia jednak pokonała piechotą trzy kilometry dzielące biuro Raw w centrum Karlstad od domu na Norrstrand. Popołudniowe słońce przygrzewało tak przyjemnie, że przecznicę wcześniej zatrzymała się i usiadła na ławce. I tak siedziała, kreśląc stopami figury w śniegu i myśląc, że ten dzień mimo wszystko jest całkiem w porządku. A skoro tak, to następny też może taki być. I kolejny.
Uśmiechnęła się do siebie i pokręciła głową. Nigdy by nie podejrzewała, że ona, Alicia Bjelke, będzie siedzieć w tym miejscu i snuć rozważania jakby żywcem wyjęte z poradnika autoterapii.
– Siku mi się chce.
Mama, którą do tej pory bez reszty absorbował telefon, zareagowała na dźwięk głosu młodszej z dziewczynek. Alicia nie miała dzieci, ale wyobrażała sobie, że zdjęcie kombinezonu z beaver nylonu trochę trwa. Żeby uniknąć nieszczęścia, kobieta pociągnęła dziecko do białego drewnianego domku sąsiadującego z placem zabaw. Starsza siostra została pouczona, że ma nigdzie się nie ruszać. Zrobiła nowy zamach nogami, ale się nie odepchnęła. Huśtanie się w pojedynkę nie było już takie fajne. Alicia wróciła myślami do własnej siostry i rozmowy, którą odbyła z nią ponad miesiąc wcześniej. Było to w niedzielę, w trzeci dzień adwentu, jeszcze przed pierwszym śniegiem. Wykładając karty na stół, wyjaśniła Stelli, dlaczego promocję Raw w Niemczech trzeba odłożyć na później.
Usługa randkowa założona przez siostry nie była już biznesem prowadzonym hobbystycznie w akademiku. Jako dyrektor techniczna Alicia musiała mieć przestrzeń do wykonywania swoich obowiązków, a tymczasem powoli nie wytrzymywała. Pracowała czternaście godzin na dobę, a w nocy śniły jej się strumienie kodu. Stella objęła ją i słuchała. Była w tym dobra – zawsze wiedziała, kiedy mówić, a kiedy milczeć. Obiecała, że przesunie termin o sześć miesięcy. Zdrowie musi stać na pierwszym miejscu.
Alicia pamiętała ulgę, którą poczuła, kiedy było po wszystkim. Po raz pierwszy od długiego czasu przespała całą noc. Boże Narodzenie nadeszło i minęło, a ona, schowana pod kołdrą w łóżku, nawet tego nie zauważyła.
Patrzyła na samotną dziewczynkę na huśtawce. Prędkość była już większa. Gumowa opona, na której siedziała jedna z sióstr, wychylała się coraz mocniej po skosie, a na końcu uderzyła o metalowe rusztowanie. Drobne ciało poszybowało w powietrze i wylądowało w śniegu. Alicia pobiegła do dziewczynki i przykucnęła. Ostrożnie pomogła jej wstać.
– Jak to się stało? – zapytała.
Zaróżowiona twarz wykrzywiła się, ale mała się nie rozpłakała.
W tej samej chwili Alicia usłyszała za plecami kroki. Kiedy się odwróciła, stała tam matka dziewczynki – najwyraźniej zobaczyła z domku, co się stało, i przybiegła z powrotem. Spotkały się wzrokiem i Alicia spostrzegła, że kobieta drgnęła.
– Chodź, idziemy – powiedziała do córki.
– Lot był nie byle jaki, ale miękko wylądowała. Chyba skończyło się na strachu – oznajmiła Alicia, wstając.
Kobieta nie odpowiedziała. Za to nie przestawała się gapić.
– Pójdziemy już – odezwała się w końcu.
– Chciałam tylko jej pomóc.
– Dziękuję, ale same sobie poradzimy.
Matka nie odrywała od niej wzroku. Alicia rozpoznawała tę reakcję. Mieszankę fascynacji i obrzydzenia. Zazwyczaj potrafiła to znieść. W końcu nie po raz pierwszy ktoś gapił się na jej twarz. Ale ten babsztyl przesadził. Pocieszała jej córkę, a została potraktowana jak wyrzutek społeczeństwa.
– Jeśli masz zamiar dalej się gapić na dziwoląga, będziesz musiała za to zapłacić – powiedziała i wyciągnęła rękę.

2.
Płomień świecy zadrżał w podmuchu wywołanym szybkim krokiem kelnerki. John patrzył, jak idzie między stolikami do grupki na końcu restauracji – trzech mężczyzn i kobiety, ubranych jak do biura. Uznał, że to tylko zwykli ludzie po dniu pracy, ale zupełnie pewny być nie mógł. W tym właśnie tkwił problem. W ogóle niczego nie mógł być pewny.
Z głośników płynęła łatwo przyswajalna salsa. Z tej samej playlisty co zawsze. Muzyka w restauracji Armator była równie przewidywalna jak menu: hiszpańskie dania tapas i wina z regionu Rioja. John zwykle czuł się jak u siebie pośród żyrandoli i swojskich stolików zbitych z desek. Restauracja mieściła się rzut beretem od jego mieszkania i odwiedzał ją kilka razy w tygodniu. Jednak tego wieczoru nie nastawiał się na relaks. Sceneria w każdej chwili mogła się zmienić, a wtedy musiał być przygotowany.
– Boże, jak tu ciepło. Myślałem, że to Finowie lubią przebywać w saunie.
Śmiech z drugiej strony stolika zagłuszył muzykę. Donośny gulgot był najbardziej charakterystyczną cechą Trevora. John potrafiłby go wskazać z zawiązanymi oczami w tłumie rechoczących ludzi.
Przyjaciel rozsunął zamek kurtki. Kiedy jego dłoń zniknęła pod nieprzepuszczalnym materiałem, John mocniej ścisnął pistolet, który ukrywał pod stołem. Powoli położył palec wskazujący na spuście. Gdyby oddał strzał, pocisk trafiłby w dolne partie brzucha.
– Ale co ja tam wiem, może sauna jest też popularna w Szwecji – ciągnął Trevor.
Zdjął kurtkę i powiesił na oparciu krzesła. Obie ręce były znów widoczne i John mógł ponownie odetchnąć. Jeszcze poprzedniego wieczoru był przekonany, że przyjaciel nie żyje. To, że siedział teraz naprzeciwko niego w Armatorze, wydawało się nierealne.
John mruknął coś w odpowiedzi i dalej szukał w sali nieznanych wrogów. Właściciel restauracji wiedział, że jest z policji, i bez zbędnych pytań pozwolił mu zajrzeć do księgi rezerwacji jeszcze przed otwarciem lokalu. Para przy oknie i rodzina z dzieckiem w wózku zarezerwowały miejsca z dużym wyprzedzeniem, więc ich mógł wykluczyć. Za to barczystego mężczyznę, który siedział przy stoliku po lewej od drzwi, należało mieć na oku. Złożył rezerwację tego samego dnia, tak samo jak ekipa biurowa, właśnie obsługiwana przez kelnerkę.
John spojrzał w kierunku baru. Siedziało tam dwóch stałych bywalców, z którymi zwykle się witał, ale była też jedna nieznana twarz. A raczej kark. Mężczyzna o srebrnych włosach związanych w kok siedział zwrócony do niego plecami i pił piwo prosto z butelki.
– Kurde, świetnie cię znowu widzieć. Nie zdajesz sobie sprawy, ile to dla mnie znaczy – oznajmił Trevor. Wydawał się autentycznie wdzięczny.
John zmusił się do uśmiechu i próbował rozstrzygnąć, czy jego przyjaciel stracił na wadze. Marynarka wydawała się luźniejsza w ramionach, a koszula nie opinała jak dawniej klatki piersiowej. Trevor schudł albo specjalnie nosił o numer za duże ubrania, żeby wywołać takie wrażenie.
Przyjaciel otarł pot z czoła serwetką i tym samym ruchem zdjął czapkę z włóczki. John wzdrygnął się na widok łysego ciemienia. Podczas ich ostatniego spotkania cztery miesiące wcześniej głowę przyjaciela porastały gęste, kręcone włosy.
– Nie rób takiej zdziwionej miny – rzekł Trevor. – Czego się spodziewałeś?
John spuścił wzrok i patrzył w stół.
– Właściwie to nie wiem – wymamrotał.
Zachowanie przyjaciela było zarazem znajome i obce. Rozpoznawał basowy głos, śmiech i szerokie gesty. Jednocześnie w Trevorze była jakaś sztuczność. Sposób, w jaki zdjął czapkę, był teatralny. Jakby zależało mu na zrobieniu jak największego wrażenia swoją łysą łepetyną.
John przypomniał sobie w duchu, że do sfingowania ubocznych skutków leczenia raka wystarczy trochę pianki i maszynka do golenia. Musiał nadal zachowywać się tak, jakby Trevor był przynętą, a ich ponowne spotkanie pułapką. Jeśli w lokalu przebywali ścigający go ludzie, miał przynajmniej przewagę, bo był u siebie. Obrotowe drzwi do kuchni znajdowały się zaledwie kilka kroków dalej, a królestwo kucharza można było opuścić przez drzwi wychodzące na ulicę po drugiej stronie budynku. Stał tam zaparkowany samochód, ze wszystkim, czego John potrzebował, by wieść życie uciekiniera.
– Jak się czujesz? – spytał Trevor. Uśmiechał się nad płomieniem świecy. Kiedy John nie odpowiadał, dodał: – No dalej, mów, co nie gra. A jeśli tym czymś, co trzymasz pod stołem, jest pistolet, to możesz go odłożyć.

3.
Alicia chciała zamówić jeszcze coś do picia. Rozejrzała się po pizzerii. To do niej, do Palermo, uciekła po swoim wybuchu w parku. Lubiła to miejsce, bo leżało blisko mieszkania i w bezpiecznej odległości od biura Raw mającego przekombinowany wystrój. Tutaj wystrój był brzydki naprawdę, bez kiczowatej ironii. Na pomalowanych na biało ceglanych ścianach wisiały plakaty filmowe z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Czarne lakierowane stoły miały przykręcone do blatów szklane tafle, pod które włożono menu.
Ratko jak zwykle stał za barem i ugniatał porcje ciasta. Kiedy podniósł wzrok znad blatu, Alicia uniosła pustą szklankę i ją pokazała. Ratko skinął głową na potwierdzenie złożonego zamówienia.
Właściciel Palermo pasował do restauracji równie kiepsko jak ona. Posiadał najpopularniejszy klub nocny w mieście – Szafir – i kilka modnych kawiarni, w których goście pili frappuccino i latte na mleku sojowym, a nie przepaloną kawę parzoną jak tutaj. Palermo było jednak jego pierwszą knajpą i Ratko upierał się przy wypieku pizzy i obsługiwaniu gości kilka wieczorów w tygodniu, choć lokal nie dokładał zbyt wielu koron do jego rosnącego imperium.
– Nadal nie chcesz powiedzieć, dlaczego jesteś taka zła? – zapytał i postawił piwo na stole.
Czwarte z rzędu.
Alicia znów pomyślała o kobiecie w parku. Wyobraziła ją sobie siedzącą właśnie przed telewizorem z kieliszkiem czerwonego wina i opowiadającą mężowi o nieprzyjemnym incydencie. Czyli nie o tym, że starsza córka spadła z huśtawki, tylko że jakiś potwór podniósł ją ze śniegu i śmiertelnie przeraził.
– Przestań marudzić – odparła Alicia. – Chyba widzisz, jaka jestem teraz spokojna. Istny mnich buddyjski.
Zamknęła oczy i udawała, że medytuje. Tak naprawdę miała ochotę na shota wódki, ale dała sobie spokój z zamawianiem. Nie zniosłaby zaniepokojonej miny Ratka napełniającego jej kieliszek. Kilka lat wcześniej mieli przelotny romans i stanowili najbardziej nieprawdopodobną parę w Karlstad. On należał do drugiego pokolenia imigrantów z ogarniętej wojną Jugosławii. Zawsze nosił najdroższe koszule i najmodniejsze dżinsy. Tak bardzo dbał o to, by pasować do reszty, być akceptowanym przez tych, którzy coś znaczą. Ona była outsiderką, dziwolągiem ze względu na twarz. Dziewczyną, która znała się na komputerach, nosiła czarne dżinsy i równie ciemną bluzę z kapturem.
Ratko oczywiście bardzo się starał trzymać całą sprawę w tajemnicy. Publiczne pokazanie się z nią zepchnęłoby go o kilka stopni z drabiny społecznej, po której tak zapamiętale się wspinał. Nawet stali bywalcy Palermo nie wiedzieli, że tych dwoje ze sobą sypiało.
Alicia już miała unieść piwo do ust, gdy po drugiej stronie restauracji rozległ się rechot. Futbolowe nerdy jak zwykle okupowały długi stół przed dużym ekranem. W Palermo stanowili podgrupę i rzadko zadawali się z innymi stałymi gośćmi, których właściwie i tak było niewielu. Tylko kilka zagubionych dusz jak ona i uzależnione od gier zombi, które przesiadywały przy maszynach Jack Vegas w głębi lokalu.
– Czy oni nigdy nie przestają się wydzierać? Przecież mecz już się skończył – powiedziała.
– Tak, ale jest środa. Noc Quizów.
Alicia klepnęła się w czoło.
– Starcie tytanów intelektu, zapomniałam.
– Spróbuj być choć trochę miła. To dobre dla biznesu, jeśli na chwilę zostaną – powiedział Ratko i wrócił za bar. W tym samym czasie jeden z mężczyzn podniósł głos.
– W jakich latach Fredrik Reinfeldt był premierem Szwecji?
Przy długim stole zapadła cisza, zawodnicy szeptali w swoich drużynach.
– Od dwa tysiące szóstego do dwa tysiące czternastego! – krzyknęła Alicia i wypiła duży łyk piwa.
Nerdy odwróciły głowy i patrzyły na nią poirytowane. Nie po raz pierwszy nieproszona wcięła się z odpowiedzią. Mężczyzna, który zadał pytanie, wstał i podszedł do jej stolika. Był wątłej budowy, miał chude ręce i wąskie ramiona, ale pod czerwoną sportową koszulką rysował mu się wystający kałdun. Alicia słyszała, że pozostali nazywają go „Profesorem”. Kiedy zapytała Ratka, czy rzeczywiście nim jest, ten zaczął się śmiać, aż oczy zaszły mu łzami. Okazało się, że facet jest nauczycielem przedmiotów społecznych w ogólniaku, i najwyraźniej tyle wystarczyło, by zasłużył na swoją ksywkę.
– Wiem, że znasz odpowiedzi na wszystkie pytania, które przygotowałem na dzisiejszy wieczór – powiedział i pomachał w powietrzu kartką – ale to naprawdę psuje zabawę chłopakom.
Mówił przyjaznym tonem i Alicia straciła chęć, by się z nim drażnić.
– Możesz kupić moje milczenie za sześćdziesiątkę smirnoffa – oznajmiła.
Zarechotał i wyciągnął rękę.
– Umowa stoi.
W drodze powrotnej do stołu mężczyzna minął bar, zapłacił za wódkę i skinął Alicii głową. Tak jak się spodziewała, Ratko nie był z tego zadowolony. Ale jakie miał prawo komentować jej zwyczaje alkoholowe? Nie uprawiali już seksu i nigdy nie spotykali się poza Palermo.
Wzięła do ręki komórkę i zaczęła przeglądać odebrane maile, żadnego z nich nie otwierając. Czytanie maili i odpowiadanie na nie po alkoholu było kiepskim pomysłem, zdążyła już się tego nauczyć. Odłożyła telefon na stół i zaczęła myśleć o Stelli. Telewizyjny wywiad w Sztokholmie powinien już być nagrany. Program nosił tytuł Do głębi, a emisja była zaplanowana na kolejny dzień.
Alicii chciało się śmiać z pompatycznego podtytułu: Spotkania z ludźmi, którzy odcisnęli piętno na naszych czasach. Jednocześnie musiała przyznać, że opis się zgadza. Usługa randkowa, którą ona i Stella stworzyły, była pod wieloma względami przełomowa i zmieniała sposób zawierania znajomości w internecie. Siostra, na ile ją znała, po wywiadzie pewnie została w stolicy i dawała się wyrywać w barach na Stureplan. W przeciwieństwie do niej nie musiała żebrać o drinka. Ratko nic nie powiedział. Postawił tylko kieliszek wódki na stole i wrócił za bar.
– Daj spokój, to przecież tylko shot! – krzyknęła w kierunku jego pleców.
Ratko odwrócił się, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnował, bo drzwi do Palermo otworzyło dwóch mężczyzn w czarnych skórzanych kurtkach. Alicia uświadomiła sobie, że rozpoznaje jednego z nich. Miał siwą brodę i tatuaże – zarówno na twarzy, jak i na ogolonej głowie. Ze swoim wzrostem i szerokością ramion wyglądał jak olbrzym w porównaniu z człowiekiem, który wszedł za nim. Znaczek z wyhaftowanym napisem „Prezes” na kurtce był już zbyteczny. Wszyscy i tak wiedzieli, kto komu wydaje polecenia.
Choć Ratko zazwyczaj patrzył na świat z pewnością siebie, tym razem uciekł wzrokiem. Obracał w palcach złoty łańcuszek, widoczny na jego szyi tam, gdzie biała koszula była rozpięta. Prezes powiedział kilka słów do swojego pomagiera, ten zaś usiadł przy stoliku w rogu najbliżej automatów do gry. Następnie wysoki mężczyzna zniknął w kuchni w towarzystwie Ratka. Alicia nie wiedziała, dlaczego wybuchnęła śmiechem, ale gdy już zaczęła się śmiać, nie mogła przestać. To była pewnie wina alkoholu. I tego babsztyla z parku, który obudził w niej awanturniczkę. Nie to, żeby awanturniczka kiedykolwiek spała szczególnie mocnym snem, ale mimo wszystko. Poważnie… naprawdę wciąż tak to wyglądało? Gangi motocyklowe powodowały, że restauratorzy w rodzaju Ratka srali ze strachu po nogach i zaczynali głęboko grzebać w kasie z utargiem?
Alicia opróżniła kieliszek i poszła do baru, żeby zaserwować sobie kolejny. Nauczyciel z liceum czekał z zadaniem pytania, gdy wyciągnęła rękę nad ladą i chwyciła butelkę. Pomagier w rogu wlepiał w nią wzrok, ale nie ruszył się z miejsca, kiedy napełniła kieliszek i uniosła go w toaście.
Była już przy trzecim shocie, kiedy Ratko i Prezes wrócili z kuchni. Kręciło jej się w głowie i musiała złapać za bar, żeby nie spaść z wysokiego krzesła, na którym przysiadła.
– Ile on płaci? – zapytała.
Mężczyzna w skórzanej kurtce popatrzył na nią zdziwiony.
– Co takiego?
– Ile trzeba zapłacić, żeby uniknąć zdemolowania swojego eleganckiego lokalu?
– Proszę, zostaw nas w spokoju – rzekł Ratko i chwycił ją za ramię.
Alicia oswobodziła się i jednocześnie rozlała małą resztkę z kieliszka na lakierowany blat z ciemnego drewna.
– Okej, okej, inaczej sformułuję pytanie – oznajmiła. – Ratko płaci gotówką, prawda?
– A kim ty, do cholery, jesteś? – zapytał Prezes.
– Potraktuj mnie jak niezależną doradczynię finansową. I w zasadzie nie musisz odpowiadać, bo jestem raczej pewna, że będzie płacił gotówką. Co jest idiotyczne. Zaoszczędzilibyście sobie mnóstwo pracy, gdybyście dali sobie z tym spokój.
Alicia zauważyła, że plącze jej się język. Mężczyzna zmrużył błękitne oczy i próbował nadążyć.
– Jak to?
– A tak, że gotówka to cholernie przestarzała waluta w kręgach przestępczych – wyjaśniła, starając się wyraźnie wymawiać słowa.
– Alicia, do kurwy nędzy, daj już spokój. To nie jest…
Ratko gwałtownie umilkł, bo człowiek w skórzanej kurtce uniósł rękę i polecił jej mówić dalej.
– Ile godzin każdego miesiąca poświęcacie na pranie brudnych pieniędzy? – zapytała. – Moim zdaniem to w cholerę niepotrzebne. Musicie iść z duchem postępu i zacząć pracować cyfrowo.
– Jak to cyfrowo? – zapytał Prezes.
– Chodzi mi oczywiście o kryptowaluty. Są stworzone po to, by nie dało się ich śledzić. Ale może to dla was zbyt zaawansowane?
Alicia zauważyła, że poniżony Ratko aż zadrżał. Patrzył na nią niespokojnie, jakby chciał spojrzeniem kazać jej się zmyć.
– Chodzi ci o bitcoiny? – Prezes lekko się uśmiechnął.
Alicia odpowiedziała śmiechem.
– Nie. Powtórzę: musicie być o krok do przodu. Poważni gangsterzy nie zajmują się już bitcoinami. Proponowałabym monero, ethereum albo może zcash.
– Okej. I co to takiego?
– Inne, sprytniejsze kryptowaluty. Uważam, że monero byłoby dla was najlepsze. Jeśli zaszyfruje się adres odbiorcy w łańcuchu bloków i poda nadawcy fałszywy adres, wpłaty praktycznie nie da się namierzyć.
Prezes popatrzył szeroko otwartymi oczami na nią, a potem na Ratka.
– Kim, do cholery, jest ta kobieta?
– Przepraszam – powiedział Ratko.
– Nie, nie, jest zajebista.
Okrążył bar i usiadł na krześle obok Alicii.
– Daj nam dwa jägermeistery – polecił i postawił przewrócony kieliszek.
– Ja piję smirnoffa.
– Okej, no to dwa smirki.
Prezes wyciągnął w stronę Alicii paczkę marlboro.
– Palisz?
Pokręciła głową.
– Myślałam, że w restauracjach już nie wolno.
– Bo nie wolno – odparł i zapalił papierosa. – Co ci się stało w twarz? Wygląda chujowo.
Chcąc rozluźnić atmosferę, Alicia odpowiedziała swoim zwyczajowym żartem: że przypomina pizzę vesuvio, więc czasami robi się głodna od samego patrzenia w lustro. Prezes roześmiał się i powiedział jej pierwszy komplement za wygląd, który usłyszała jako dorosła kobieta, a miała przecież dwadzieścia dziewięć lat.
– W każdym razie masz wystrzałowe cycki. To silikony, nie?
– Nope. Taką stworzyła mnie natura.
Ratko napełnił kieliszki i usilnie się starał, żeby nie było widać, że słucha rozmowy. Alicia wiedziała jednak, że rejestruje każde słowo.
Palermo powoli obudziło się z powrotem do życia. Futbolowe nerdy wróciły do quizu, a nałogowi gracze chwiejnym krokiem ruszyli do baru rozmienić kasę. Prezes podniósł rękę i wzniósł toast z Alicią. Ta skinęła głową siedzącemu przy stoliku w rogu pomagierowi.
– Nie sądzisz, że twój osobisty asystent też by się napił?
Facet w skórzanej kurtce znów zarechotał.
– Nie martw się, dostaje hajs za siedzenie tam.
– Z monero ten wydatek też by cię ominął – oznajmiła Alicia. – Nawet nie będziesz musiał tu przychodzić. To znaczy, dopóki Ratko będzie płacił swoje.
– Co ty powiesz – skwitował mężczyzna i mlasnął.
Alicia poczuła dłoń na udzie i lekkie mrowienie w podbrzuszu wywołane tym dotykiem. Siedziała w zupełnym bezruchu, a on delikatnie całował ją po szyi.
– Zaraz wracam – oznajmił i wstał z krzesła.
Kiedy tylko zniknął w toalecie, Ratko był przy niej.
– Co ty wyprawiasz, do cholery?
– Niby co?
– Wiesz, kim jest ten facet?
Alicia musiała zamknąć oczy. Gwałtowny ruch głową przy odwracaniu się do Ratka sprawił, że cały bar zaczął wirować.
– Jest kurewsko przystojny. Nic więcej nie muszę teraz wiedzieć.
– Posłuchaj mnie: to szef klubu motocyklowego, który próbuje dołączyć do Bandidos.
– Ekscytujące – stwierdziła. – Nigdy jeszcze nie spałam z Prezesem. Jutro, jeśli chcesz, możesz mówić na mnie Prezesowa.
Ratko przeczesał dłonią wypomadowane włosy.
– Jesteś nawalona. Nie chcę, żebyś się wpakowała w jakiś pasztet.
– Pasztet to widzisz przed sobą.
– Daj już z tym spokój.
– No co, przecież tak jest. A tamten facet przynajmniej się mnie nie wstydzi.
Wskazała Prezesa. Akurat skończył korzystać z toalety i szedł do baru.
– Ostatniego drania wypijemy w jakimś spokojniejszym miejscu – powiedział i objął ją ramieniem.
Alicia wstała z wysokiego krzesła, a on pomógł jej włożyć kurtkę. W drodze do drzwi zachwiała się na nogach i zahaczyła o stolik, na którym były sztućce, serwetnik i szklanka – wszystko spadło na podłogę. Prezes przeniósł rękę na jej talię. Zdecydowany chwyt był dla niej przyjemny.
Ratko stał za barem i obserwował, jak opuszcza lokal w stylu dalekim od imponującego. Za żadne skarby nie zamierzała jednak spotkać się z nim wzrokiem. Przecież, do jasnej cholery, miała prawo robić, co chciała. Jego zadaniem było nalewanie drinków i trzymanie gęby na kłódkę.
Wentylator pod sufitem pracował na najwyższych obrotach. Szum sprawił, że Alicia podniosła wzrok. Pokój wirował, jakby była we wnętrzu kalejdoskopu. W tym samym czasie siedzący przy długim stole nauczyciel domagał się podania nazwy stolicy Kolumbii.
Alicia złożyła dłoń w łódeczkę przy ustach i na całą salę krzyknęła:
– Bogota!
I wyszła z pizzerii Palermo na zimowy chłód.

 
Wesprzyj nas