Dzięki nowym, szeroko zakrojonym badaniom Sonia Purnell w „Kobiecie bez znaczenia” po raz pierwszy odkrywa zdumiewające i pełne tajemnic życie Virginii Hall. Jest to historia o tym, jak zaciekły upór jednej kobiety pomógł wygrać wojnę.


Kobieta bez znaczeniaVirginia Hall – brytyjska agentka – cicha bohaterka francuskiego ruchu oporu. Mimo śmiertelnego niebezpieczeństwa, z powodzeniem organizowała dywersję. Sonia Purnell odkrywa tajemnice jednej z najgroźniejszych agentek II wojny światowej – „kobiety bez znaczenia”.

„Ona jest najniebezpieczniejszym ze wszystkich alianckich szpiegów. Musimy ją znaleźć i zniszczyć” – komunikat Gestapo z 1942 roku.

W Baltimore Virginia Hall jest gwiazdą towarzyskiej elity. Zamiast małżeństwa wybiera jednak służbę w amerykańskiej dyplomacji i podróże po świecie. Ponadprzeciętnie utalentowana i oddana pracy przez lata nie otrzymuje należnego awansu. Dopiero wybuch II wojny światowej stawia przed nią szansę zrealizowania swoich ambicji w niezwykły sposób.

Virginia, mimo drewnianej protezy nogi, zostaje najlepszą agentką brytyjskiego wywiadu. Jako jedna z pierwszych alianckich szpiegów zostaje wysłana do okupowanej Francji. Wśród grupy agentów jest jedyną kobietą, nie tylko z powodzeniem rywalizuje z mężczyznami, lecz także wielokrotnie ratuje ich z opresji.

Mimo listów gończych Gestapo Hall odrzuca kolejne rozkazy ewakuacji. Po zdemaskowaniu ucieka do Hiszpanii, wraca jednak, by nadal ratować ludzi, a w końcu poprowadzić zwycięską kampanię partyzancką, wyzwalając z rąk nazistów całe połacie Francji po D-Day.

***

Prawie nikt nie słyszał o Virginii Hall […]. Ta nieludzko odważna, inteligentna i piękna Amerykanka przez całą wojnę organizowała we Francji ruch oporu, walczyła z bronią w ręku, zdobywała informacje, które otworzyły aliantom drogę do Paryża i zwycięstwa nad faszyzmem. Nie ma dość pięknych i mocnych słów, którymi można by opisać historię tej wspaniałej kobiety. Poznajcie zatem Virginię Hall…
Vincent V. Severski

– Bestseller „New York Times’a”;
– Nagroda Plutarcha dla najlepszej biografii, przyznawana przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Biografów;
– Książka Roku według NPR, Nowojorskiej Biblioteki Publicznej, Amazona, „Seattle Times”, „Washington Independent Review of Book”, „Spectator”, „Times of London”.

Sonia Purnell jest brytyjską dziennikarką, publikowała w większości liczących się tytułów w Wielkiej Brytanii, a także m.in. w amerykańskim „Wall Street Journal”. Zdobyła międzynarodowe uznanie jako autorka bestsellerowych i nagradzanych biografii Borisa Johnsona i Clementine Churchill.
Purnell jest doceniana przez czytelników i krytyków przede wszystkim za skrupulatne badania i barwny styl. Napisała również scenariusz filmowy na podstawie swojej najnowszej książki „Kobieta bez znaczenia”, którego produkcją zajmie się jeden z czołowych producentów i reżyserów Hollywood, J.J. Abrams (m.in. „Armageddon”, „Star Trek”, „Mission: Impossible III”, „Gwiezdne wojny”, „Zagubieni”).

Sonia Purnell
Kobieta bez znaczenia
Historia Virginii Hall, najgroźniejszej agentki II wojny
Przekład: Dobromiła Jankowska
Wydawnictwo Agora
Premiera: 1 września 2021
 
 

Prolog

Francja kapitulowała. Spalone wraki samochodów, wiozących na dachach najważniejsze dla ludzi rzeczy, leżały krzywo w rowach. Wokół ulubione lalki, zegary, lustra, roztrzaskane na kilometrach nieprzyjaznej drogi. Ich właściciele, młodzi i starzy, leżąc w gorącym pyle, jeszcze jęczeli albo zdążyli już zamilknąć. Mimo to płynęły obok nich chmary kolejnych, niekończące się szeregi głodnych i wyczerpanych, zbyt przestraszonych, by się zatrzymać, idących wciąż dalej.
Dziesięć milionów kobiet, dzieci i starców uciekało przed czołgami Hitlera przelewającymi się przez granice ze wschodu i z północy. Całe miasta wyludniły się w próżnej próbie ewakuacji przed nazistowskim blitzkriegiem, który miał ich pochłonąć. Podobno niemieccy żołnierze rozebrani do pasa świętowali łatwość, z jaką dokonywali podboju. W powietrzu unosiły się gęsty dym i smród trupów. Dla dzieci nie było mleka, starcy padali tam, gdzie stali. Spocone konie ciągnące przeładowane stare wozy uginały się pod ich ciężarem i słaniały się bliskie agonii. Działo się to w maju 1940 roku, w trakcie wielkiej fali upałów we Francji, która była też świadkiem największej fali uchodźców w historii[1].
Dzień po dniu przez ten tłum przedzierał się samotny pojazd z nieziemsko piękną kobietą za kierownicą. Szeregowa Virginia Hall często nie miała paliwa albo leków, ale i tak parła naprzód, w stronę postępującego wroga, we francuskiej wojskowej karetce. Nie ustępowała, nawet kiedy niemieckie stuki z rykiem zrzucały na konwoje wszędzie dokoła pięćdziesięciokilogramowe bomby, które paliły samochody i dziurawiły drogi. Nawet kiedy myśliwce przemykały nad czubkami drzew i z broni maszynowej ostrzeliwały rowy, w których kobiety i dzieci próbowały ukryć się przed rzezią. Nawet kiedy francuscy żołnierze dezerterowali z oddziałów, porzucali broń i uciekali, niektórzy czołgami. Nawet kiedy lewe biodro Virginii przeszywał potworny ból od nieustannego naciskania sprzęgła protezą nogi.
Virginia miała trzydzieści cztery lata i po latach okrutnego odrzucania wypełniała swoją misję – znalazła się właśnie w jej punkcie zwrotnym. Dla dobra nie tylko własnego, ale też ofiar, które zbierała z pól bitew i woziła do szpitala, nie mogła zawieść. Istniało wiele powodów, dla których dobrowolnie kładła na szali własne życie, daleko od domu, pomagając obcemu krajowi, choć miliony innych się poddawały. A być może najbardziej liczyło się to, że od dawna nie czuła się tak pełna życia. Brzydziło ją tchórzostwo dezerterów i nie rozumiała, dlaczego nie walczą dalej. Ale ona miała niewiele do stracenia. Francuzi wciąż pamiętali, że w trakcie pierwszej wojny życie oddała jedna trzecia młodych mężczyzn, więc naród wdów i sierot nie miał ochoty na kolejny rozlew krwi. Virginia zamierzała jednak dotrwać do końca, nieważne, dokąd poniesie ją walka. Była gotowa na każde ryzyko, na stawienie czoła każdemu niebezpieczeństwu. Wojna totalna przeciwko Trzeciej Rzeszy, o ironio, dała jej jeszcze jedną, ostatnią nadzieję na wewnętrzny spokój.
Wszystko to jednak nie miało znaczenia w porównaniu z następnymi wydarzeniami w życiu będącym homerycką wręcz opowieścią o przygodzie, działaniu i niewyobrażalnej odwadze. Służba Virginii Hall we Francji latem 1940 roku była ledwie wprawką przed samobójczą misją przeciwko nazistowskiej tyranii i francuskim marionetkom. To Virginia Hall odegrała pionierską i brawurową rolę szpiegini, sabotażystki i dywersantki za linią wroga w epoce, w której o kobietach bohaterkach mówiono rzadko, a ich zadanie w walce ograniczało się do wspierania mężczyzn i opieki nad nimi. Oczekiwano, że panie będą ładnie wyglądać, będą posłuszne i pozwolą brzydkiej płci ponosić ciężar wojny. A na dodatek niepełnosprawne kobiety i niepełnosprawni mężczyźni zamknięci w domach często prowadzili zupełnie niesatysfakcjonujące, pozbawione rozmachu życie. Niesamowite, że dziewczyna, która w tragicznych okolicznościach straciła nogę, pokonała największe ograniczenia, uprzedzenia, wrogość i pomogła aliantom wygrać drugą wojnę światową. Zadziwiające, że kobieta – dowódczyni partyzantów, odgrywająca tak wielką rolę – do dziś pozostaje stosunkowo mało znana.
Ale może tego właśnie chciałaby Virginia. Działała w cieniu i w cieniu była najszczęśliwsza. Nawet jej najbliżsi współpracownicy we Francji myśleli czasem, że Hall nie ma domu, rodziny ani własnego oddziału, jedynie pali ją pragnienie, by pokonać nazistów. Nie znali jej prawdziwego nazwiska ani narodowości, nie wiedzieli, skąd się wśród nich wzięła. Nieustannie zmieniała wygląd i zachowanie, niespodziewanie pojawiała się w różnych, odległych od siebie częściach Francji, równie nagle znikała, pozostając zagadką przez całą wojnę i pod pewnymi względami również po niej. Nawet obecnie odtworzenie ścieżek jej życia zajęło mi trzy długie lata detektywistycznej pracy, prowadzącej od National Archives w Londynie, akt ruchu oporu w Lyonie do stref zrzutu spadochroniarzy w departamencie Górna Loara, dokumentów sądowych w Paryżu, a nawet białych marmurowych korytarzy w kwaterze głównej CIA w Langley. Moje poszukiwania obejmowały dziewięć poziomów tajności i wymagały dotarcia do serca współczesnego amerykańskiego szpiegostwa. Rozmawiałam o ryzyku działania na terytorium wroga z byłym członkiem brytyjskich sił specjalnych i byłymi oficerami wywiadu po obu stronach Atlantyku. Szukałam zaginionych akt i przy okazji odkryłam, że inne w tajemniczy sposób zniknęły. Wiele dni spędziłam, rysując diagramy łączące dziesiątki kryptonimów z wynikami misji Virginii, miesiącami polowałam na fragmenty owych „zagubionych” akt; latami odkopywałam zapomniane dokumenty i wspomnienia. Oczywiście najlepsi przywódcy ruchu oporu nie zamierzali uszczęśliwiać przyszłych historyków, prowadząc o piątej nad ranem regularne zapiski o nocnej misji, a te istniejące często są niepełne lub ze sobą sprzeczne. Tam, gdzie to możliwe, trzymałam się wersji wydarzeń, którą poznałam od osób w nich uczestniczących. Jednak czasami miałam wrażenie, że Virginia bawi się ze mną w kotka i myszkę; choć leży w grobie, to wciąż, jak mawiała, „nie zamierza gadać” o tym, co robiła.
W jej sekretnym świecie, w czasie, kiedy właściwie cała Europa ­– od Morza Północnego do radzieckiej granicy – znajdowała się pod niemieckim jarzmem, zaufanie stało się luksusem, na który sobie nie pozwalano. Aura tajemniczości była równie niezbędna co łatwy do ukrycia pistolet. Mimo że świat ponownie skłania się ku podziałom i ekstremizmowi, ten przykład nieznającego granic braterstwa i podążania za najwyższymi ideałami wyróżnia się bardziej niż kiedykolwiek.
Rządy również nie ułatwiały mi wypełnienia luk. Wiele istotnych dokumentów pozostało utajnionych na kolejne pokolenie, choć i tak udało mi się zdobyć i wykorzystać sporą część z nich dzięki nieocenionej pomocy dwóch byłych oficerów wywiadu. Kolejne akta w latach 70. XX wieku spłonęły w ogromnym pożarze francuskich Archives Nationales i pozostawiły w oficjalnych zapiskach niemożliwą do odtworzenia lukę. Całe teczki dokumentów w National Archives and Records Administration (NARA) w Waszyngtonie zostały z premedytacją przeniesione lub źle skatalogowane, a część całkiem pominięto w trakcie przeprowadzki do innego budynku. Zachowało się zaledwie piętnaście procent oryginalnych dokumentów Special Operations Executive (Kierownictwa Operacji Specjalnych), brytyjskiej tajnej agencji rządowej, dla której Virginia pracowała od 1941 do 1944 roku. Jednak mimo tych wszystkich wyzwań, trudności oraz skręcania w ciemne i ukryte zaułki historia Virginii ani przez moment nie rozczarowała, przeciwnie – raz po raz okazywała się coraz bardziej niezwykła, jej bohaterowie – wciąż żywi, a znaczenie – większe, niż kiedykolwiek mogłam sobie wyobrazić. Virginia pomogła na zawsze zmienić postrzeganie szpiegostwa i roli kobiet w czasie wojny oraz, oczywiście, walkach we Francji.
Wrogowie Virginii byli groźniejsi, a jej działania odważniejsze, niż można by zobaczyć w jakimkolwiek hollywoodzkim filmowym przeboju. Ale ta awanturnicza opowieść jest prawdziwa. Virginia zaś to bohaterka, która nie zatrzymała się nawet wtedy, kiedy wszystko wydawało się stracone. Bezlitosny świat oszustw i intryg, w którym funkcjonowała, mógłby zainspirować Iana Fleminga do stworzenia postaci Jamesa Bonda, jednak to Virginia bliższa jest portretowi genialnego szpiega. Okazała się równie bezlitosna i przebiegła co fikcyjny komandor Bond, ale rozumiała również konieczność niewyróżniania się czy trzymania na dystans i wrogów, i przyjaciół. I podczas gdy Bond przedstawiał się z nazwiska każdemu międzynarodowemu złoczyńcy, Virginia niezauważona przemykała między kolejnymi nieprzyjaciółmi. Bond jeździł modnym astonem martinem, ona zaś podróżowała pociągiem, tramwajem albo – mimo niepełnosprawności – pieszo. Bohater Fleminga bez trudu osiągnął szczyt, Virginia zaś musiała walczyć o każdą odrobinę uznania i autorytetu. Walka uczyniła z niej kogoś, kto nie tylko przetrwał, ale nawet kwitł w sekretnym życiu, jakiego nie wytrzymało wielu z pozoru lepiej nadających się do tej roboty. Nic dziwnego, że obecny szef brytyjskiej agencji wywiadowczej MI6 przyznał otwarcie, że szuka rekrutów, którzy nie krzyczą i się nie popisują, ale którzy musieli „walczyć, by coś osiągnąć”[2].
Virginia była zwykłym człowiekiem, miała takie same wady, obawy i kompleksy jak my wszyscy (może nawet większe), ale to one pomogły jej zrozumieć wroga. Tylko raz zawiódł ją instynkt i przyniosło to katastrofalne skutki. Jednak zwykle udawało się jej pokonywać wewnętrzne demony, dzięki czemu zdobyła zaufanie, podziw, a w końcu wdzięczność tysięcy ludzi. Spotkania z Virginią nie dawało się zapomnieć. Aż do chwili, gdy w latach 60. XX wieku po długim okresie pracy w CIA odeszła ze służby, była kobietą wyprzedzającą swoje czasy i nawet dziś możemy się od niej wiele nauczyć.
Kobiety walczące u boku mężczyzn na pierwszej linii frontu wciąż budzą kontrowersje, a Virginia już niemal osiemdziesiąt lat temu dowodziła mężczyznami głęboko na terytorium wroga. Przetrwała sześć lat drugiej wojny światowej w sposób naprawdę niezwykły. Raz po raz ryzykowała życie, kierował nią jednak nie płomienny patriotyzm, ale miłość i szacunek dla wolności innego człowieka. Wysadzała mosty, tunele, ryzykowała, handlowała i tak jak agent 007 miała licencję na zabijanie. Prowadziła bardzo współczesny rodzaj wojny opartej na propagandzie, podstępie i niszczeniu wroga od środka – technikach, które dziś są nam coraz lepiej znane. Jednak cele miała szlachetne: chciała chronić, a nie niszczyć, odbudować wolność, a nie ją zabierać. Nie szukała sławy i chwały ani też ich nie zaznała.
Książka ta nie jest fachowym opisem bitwy o Francję, analizą najważniejszych postaci ówczesnego szpiegowskiego świata czy rosnącej roli sił specjalnych, choć oczywiście stanowią one bogate i dramatyczne tło opowieści o Virginii. To bardziej próba opowiedzenia o tym, jak jedna kobieta pomogła odwrócić bieg historii. Jak przeciwności, odrzucenie i cierpienie w ostatecznym rozrachunku budują naszą determinację, co w końcu prowadzi do zwycięstwa, nawet w trakcie potwornej wojny, która rzuca długi cień na nasze życie również obecnie. O tym, że kobiety potrafią wyjść poza ramy konwencji i zaprzeczyć stereotypom, o ile tylko da się im szansę. I o tym, jak graniczne sytuacje wojny paradoksalnie otwierają możliwości, na które zwykłe życie nie pozwala.
Oczywiście Virginia, służąc w brytyjskich i amerykańskich tajnych służbach, nie działała sama. Równie często zapominano o pomagających jej lekarzach, prostytutkach, żonach rolników, nauczycielach, księgarzach i policjantach, którzy nierzadko płacili ogromną cenę za swoją odwagę. Choć to, co robili dla sprawy, po części inspirowane było romantycznymi ideałami, byli oni również świadomi, że porażka lub aresztowanie oznaczają samotną i okrutną śmierć. Najgroźniejsze i najbardziej skorumpowane postacie Trzeciej Rzeszy miały obsesję na punkcie Virginii i jej siatki, niestrudzenie próbowano wyeliminować kobietę i ruch, który pomogła stworzyć. Jednak kiedy w 1944 roku nadeszła pora wyzwolenia Francji, tajne wojsko, które Virginia wyposażyła, wyszkoliła i którym czasami dowodziła, a na które nikt nie stawiał, pomogło aliantom osiągnąć pełne i ostateczne zwycięstwo. Virginii jednak nawet to nie wystarczyło.

ROZDZIAŁ PIERWSZY
Marzenie


Barbara Hall wszystko starannie zaplanowała. Virginię, swoją jedyną córkę i najmłodsze dziecko, urodzoną 6 kwietnia 1906 roku, wychowała, by w przyszłości dobrze wyszła za mąż. Barbara, niegdyś młoda, ambitna sekretarka, w poprzednim stuleciu wygrała los na loterii, poślubiając swojego ówczesnego szefa Edwina Lee Halla (Neda), majętnego bankiera oraz właściciela kin w Baltimore, i nie chciała już nigdy patrzeć wstecz. Ten szybki społeczny awans do eleganckich kręgów Wschodniego Wybrzeża, przynajmniej zdaniem jej rodziny, sprawił, że zadzierała nosa. Nie bezzasadnie. Przecież ojciec Neda, John W. Hall, choć uciekł jako dziewięciolatek na morze na jednym z rodzinnych żaglowców, to potem poślubił dziedziczkę fortuny i został prezesem First National Bank. Brat Johna, stryjeczny dziadek Virginii Robert, był najważniejszą postacią ekskluzywnego Maryland Jockey Club. Barbara obserwowała, jak starsi panowie Hall prowadzą eleganckie życie (podobno wjazd do ich wystawnej kamienicy w Baltimore był tak szeroki, by powóz konny mógł zawracać), i zapragnęła tego samego. Jednak ku oczywistej frustracji żony Ned nie tylko nie potrafił utrzymać rodzinnej fortuny, ale tym bardziej jej powiększyć, więc mieszkali w raczej skromnym domostwie. Wiejska posiadłość Neda i Barbary, Boxhorn Farm w Marylandzie, była elegancka, ale nie miała centralnego ogrzewania, a wodę pompowano ze strumienia. Apartament w centrum Baltimore, choć również gustowny, tylko wynajmowali. Virginia miała więc pomóc bliskim w powrocie na dawne społeczne wyżyny i wżenić się w większą niż rodzinna fortunę.
Barbara z matczyną satysfakcją obserwowała, jak za córką uganiają się majętni młodzi kawalerowie. Zanim Virginia straciła nogę, miała tyle uroku, że przyjaciele ze snobistycznego prywatnego liceum Roland Park Country nazywali ją „Donną Juanitą”. Wysoka, smukła, z lśniącymi brązowymi oczami i uroczym uśmiechem (o ile postanowiła go pokazać), niezwykle energiczna stanowiła nie lada wyzwanie dla młodych mężczyzn marzących o jej poskromieniu. Jednak Virginia pogardzała oznakami męskiego zapału, a swoją niezależność okazywała noszeniem chłopięcych spodni i kraciastych koszul, kiedy tylko mogła. „Muszę być wolna”, pisała jako osiemnastolatka w kronice szkolnej w 1924 roku, „i mieć tyle swobody, ile mi się podoba”. Niewiele w jej życiu zgadzało się z tym, co zaplanowała matka.
Virginia czerpała przyjemność z łamania konwenansów. Polowała ze strzelbą, skórowała króliki, jeździła konno na oklep, a raz przyszła do szkoły w bransoletce z żywych węży. Było oczywiste, że odważna młoda Dindy, jak nazywali ją bliscy, pragnie przygód, podobnie jak jej dziadek, który uciekł na morze. Nawet jeśli oznaczało to znoszenie niewygód. Fakt, że szkoła Roland Park Country po dickensowsku nawet w mroźne dni zabraniała zamykać okien – więc uczennice uczestniczyły w lekcjach ubrane w płaszcze, rękawiczki i kapelusze – Virginii chyba w ogóle nie przeszkadzał.
Dindy mówiła o sobie, że jest „kłótliwa i kapryśna”[3] – opinię tę podzielały koleżanki z klasy, jednocześnie podziwiając jej talent organizacyjny i inicjatywę. Uznały ją za swoją naturalną przywódczynię i głosowały na nią w wyborach na przewodniczącą, redaktorkę naczelną, kapitankę drużyny, a nawet „klasową prorokinię”. Starszy brat Virginii John studiował chemię na University of Iowa, po studiach zaś posłusznie zaczął pracować z ojcem, jak zaplanowano mu od kołyski. Virginia przeciwnie – lubiła odkrywać nowe dziedziny życia i rówieśniczki wiedziały, że mogą z jej strony oczekiwać wyłącznie nieoczekiwanego. Uważały Dindy za najbardziej „oryginalną” – co w wyraźny sposób ją cieszyło – ona zaś przyznawała, że „zawsze próbowała do tej opinii dorosnąć”[4]. I choć Ned pobłażliwie traktował takie ekstrawaganckie podejście do życia, Barbara odbierała je inaczej. Pani Hall upierała się, by córka porzuciła zamiłowanie do przygód dla większego dobra – bogatego męża i pięknego domu. Jako dziewiętnastolatka Virginia posłusznie się zaręczyła i wydawało się, że podobnie jak wiele innych dziewcząt z socjety dorastających w latach 20. XX wieku spędzi życie jako pani domu.
Jednak choć majętny narzeczony w oczach matki był idealnym kandydatem, Virginia nie godziła się na jego zdrady i męskie przywileje. Owszem, od młodych „dam” zawsze oczekiwano, że podporządkują się mężom, ale w amerykańskim powietrzu pojawił się już zapach buntu, w pierwszej kolejności w Baltimore, u kochających niezależność podlotków. To było nowe pokolenie młodych kobiet łamiących prohibicyjne zasady w kwestii picia alkoholu i oburzających starszych ludzi krótkimi fryzurami, paleniem tytoniu i tańcami do jazzowej muzyki. Dziewczęta odrzucały jednostronność i ograniczenia tradycyjnego małżeństwa, biorąc na siebie bardziej aktywne role w polityce, również dzięki temu, że w 1920 roku (po wieku protestów) amerykańskie kobiety w końcu otrzymały prawo głosu. Virginia rozglądała się wokół: domowe życie odbierało tlen, a świat zewnętrzny oferował fascynujące nowe swobody. I tak – ku nieskrywanemu oburzeniu narzeczonego – porzuciła go. (Okazało się, że postąpiła właściwie, bo później mężczyzna trzykrotnie nieszczęśliwie się żenił i zdradzał kolejne żony).
Virginia, podobnie jak matka, nie ukrywała swoich ambicji, ale wolała wykorzystywać je do robienia kariery zawodowej i odkrywania świata, nie zaś zdobywania męża nieudacznika, nieważne jak bogatego. W młodości Barbara nie miała zbyt wielkiego wyboru zawodu – pozostawała posada sekretarki. Pod koniec XIX wieku młodej samotnej kobiecie z niewielkim majątkiem życie stwarzało ograniczone możliwości. Zdumiewało ją marzenie córki, by pracować z dala od domu, zamiast wieść przyjemne małżeńskie życie, ale regularne rodzinne podróże w dzieciństwie i niemiecka niania w wykrochmalonym fartuchu obudziły w Virginii głód samodzielnych podróży. W szkole najlepsze oceny miała z języków obcych i marzyła, by mówić nimi w trakcie spotkań z „interesującymi” ludźmi – najlepiej, gdy będzie już ambasadorką. Zupełnie nie zrażało jej to, że tak wysokie stanowiska były dotąd zarezerwowane dla panów. Dindy zamierzała udowodnić, że jest równa mężczyznom, w czym pomógł ojciec (z którym była bardzo blisko), pozwalając córce spędzić następnych siedem lat na studiach na pięciu prestiżowych uczelniach.
Rozpoczęła naukę w 1924 roku w Cambridge w stanie Massachusetts, na Radcliffe (obecnie części Harvardu), ale intelektualna atmosfera ją nudziła, więc rok później przeniosła się do bardziej miejskiego Barnard College na Manhattanie, gdzie mogła się cieszyć rozrywkami Broadwayu. Miała jednak świadomość, że po odprawieniu jednego kandydata na męża powinna się dostosować i szybko złapać kolejnego. Nie udało się. Nie zrobiła też wrażenia na swoich wykładowcach, którzy oceniali ją jako „przeciętną studentkę”, nieuczestniczącą w życiu studenckim i w zajęciach wychowania fizycznego. Ulubionymi przedmiotami Virginii były francuski i matematyka (nie znosiła łaciny i teologii), ale choć odchodziła z „dobrą reputacją”, to zdobywała średnie oceny i nie zrobiła dyplomu. Wiedziała, że powinna skończyć studia, jednak bardziej pragnęła zacząć życie w prawdziwym świecie. Barnard być może za bardzo przypominał dom, by Virginia mogła rozkwitnąć.
Za to Paryż oferował szerokie horyzonty i Virginii udało się przekonać rodziców, że lepiej pójdzie jej studiowanie za granicą. Jak wiele majętnych Amerykanek ze Wschodniego Wybrzeża przed nią i po niej Virginia uważała stolicę Francji za elegancką bramę do wyzwolenia. Co tydzień setki młodych dziewcząt wchodziły na pokład płynących do Europy liniowców Cunarda, a potem pisały o tym, że modne kobiety w Paryżu – tak zwane garçonnes – mają prawo być niezależne, wysportowane i wyglądać androginicznie, a także kochać i pracować, jak im się podoba. I tak w 1926 roku dwudziestoletnia Virginia również przeprowadziła się na drugą stronę Atlantyku, z dala od męczącego matczynego rozczarowania, i zapisała się do L’École libre des sciences politiques na lewym brzegu Sekwany. U szczytu tak zwanych Années Folles, szalonych lat, zamiast doświadczania amerykańskiej prohibicji i segregacji rasowej Virginia odkrywała fascynującą scenę artystyczną, literacką i muzyczną, na której pojawiali się pisarze tacy jak Francis Scott Fitzgerald, Gertrude Stein i Ernest Hemingway oraz legendarna czarnoskóra tancerka Josephine Baker (znana ze swoich występów i charlestona w Folies Bergère oraz późniejszej współpracy z ruchem oporu). W kafejkach dzielnicy Saint-Germain i jazz clubach Montmartre’u Virginia poznawała aktorki, kierowców wyścigowych, intelektualistów i początkujących polityków. Żądna przygód młoda kobieta z Baltimore paliła, piła i tańczyła z nimi wszystkimi, zdecydowanie bardziej zafascynowana tym, czego uczyła się od szalonych nowych przyjaciół niż od nauczycieli. Tutaj w końcu mogła być sobą.
Nie porzuciła swobodnego stylu życia, kiedy jesienią 1927 roku przeprowadziła się do wiedeńskiej Konsular-Akademie, by zgłębiać języki obce, ekonomię i dziennikarstwo. Zupełnie inaczej niż w trakcie nowojorskich wykładów, tutaj była doskonałą studentką, przy minimalnym wysiłku osiągała świetne wyniki i miała dużo czasu, by cieszyć się szalonym życiem towarzyskim. Wysoka, szczupła i elegancko ubrana według najnowszych europejskich trendów Virginia zwróciła na siebie uwagę wielu mężczyzn, w szczególności Emila, przystojnego oficera polskiego wojska, z którym chodziła na romantyczne spacery brzegiem Dunaju. Emil uwielbiał wolnego ducha Virginii, czym jak nikt przedtem zdobył jej serce. Jednak pan Hall (najpewniej inspirowany przez żonę) nie akceptował niejasnej przeszłości kawalera i nie pogodził się z myślą, że Virginia na dobre może się osiedlić w Europie, zabronił więc młodym się spotykać. Nieszczęśliwa i zwykle niepokorna Virginia tym razem postąpiła zgodnie z wolą ukochanego Neda (jak nazywała ojca) i zerwała nieoficjalne zaręczyny. Na jakiś czas zachowała jeszcze fotografię Emila, ale na więcej nie starczyło jej niezależności. Nigdy już nie spotkała się z ukochanym, potem dowiedziała się, że prawdopodobnie zginął wiosną 1940 roku jako jeden z tysięcy polskich oficerów rozstrzelanych z zimną krwią przez radzieckie KGB podczas drugiej wojny światowej i pochowanych w masowych grobach w Katyniu.
Kiedy już przebolała rozstanie, Virginia wyjechała z Europy i wróciła do domu jako kobieta zupełnie inna od tej, która wyruszała w podróż w 1926 roku. Przywiozła ze sobą nie tylko dyplom (w końcu), ale również silną wiarę w emancypację kobiet. Trzy beztroskie lata umocniły w niej wielką miłość do Francji i swobód, które dali jej Francuzi. Miłość ta przetrwała okrucieństwa, które zdarzyły się później, i skłoniła Virginię do zaryzykowania życia w obronie – jak sama mówiła – swojej „drugiej ojczyzny”. Przywiozła też lepszą znajomość pięciu języków obcych: najpotrzebniejszych francuskiego i niemieckiego, ale również hiszpańskiego, włoskiego i rosyjskiego, choć nigdy się nie pozbyła amerykańskiego akcentu. Była także doskonale zorientowana w europejskiej kulturze, geografii, a przede wszystkim polityce. Gdy mieszkała w Wiedniu, widziała faszystów triumfujących podczas krwawych politycznych niepokojów. W trakcie wyjazdów do Niemiec była świadkiem szybkiego wzrostu popularności Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników obiecującego Wielkie Niemcy Adolfa Hitlera, wieców norymberskich, masowych pokazów siły paramilitarnej władzy nazistowskiej. W niedalekich Włoszech dyktator Benito Mussolini już w 1925 roku wydał wojnę demokracji i od tamtej pory budował państwo policyjne. Virginia obserwowała więc, jak na horyzoncie gromadzą się ciemne chmury nacjonalizmu. Pokój w Europie i ukochane belle vie de Paris Virginii znalazły się w niebezpieczeństwie.

 
Wesprzyj nas