„Ministerstwo Prawdy” to fascynujące studium poświęcone jednemu z najważniejszych dzieł literatury współczesnej. Lynskey po mistrzowsku pokazuje, jak historia może kształtować fikcję i jak fikcja może wpływać na historię.
Dzięki ostatniej powieści George Orwell stał się ikoną współczesnego świata. Spisane przez niego idee weszły do języka, a w erze nieustannej obserwacji, fake newsów i politycznych podziałów wydają się szczególnie aktualne.
Kulturowy wpływ „Roku 1984” widać w najważniejszych dziełach ostatnich siedemdziesięciu lat. Orwellem inspirowali się między innymi: Margaret Atwood w „Opowieści podręcznej”, Terry Gilliam w „Brazil”, Alan Moore i David Lloyd w „V jak Vendetta” czy David Bowie w „Diamentowych psach”. Nie wspominając o formacie reality show z Big Brotherem na czele.
Dorian Lynskey próbuje zrozumieć, co wpłynęło na Orwella podczas pisania „Roku 1984”. Przygląda się doświadczeniom pisarza z hiszpańskiej wojny domowej i bombardowanego przez nazistów Londynu. Uważnie bada jego poglądy polityczne i literackie obrazy dystopii czy utopii, z których Orwell czerpał. Wyjaśnia, co sprawiło, że książka stała się tak wielkim fenomenem w dniu premiery i analizuje, jak zmieniał się jej odbiór przez ostatnie dekady.
Jeśli choć w najmniejszym stopniu interesujesz się Orwellem bądź rozwojem naszej kultury, nie możesz przegapić tej wciągającej i pouczającej książki.
John Carey, „Sunday Times”
Książka była nominowana do:
Baillie Gifford Prize 2019 w kategorii literatura faktu
Nagrody Orwella 2020 w kategorii krytyki politycznej
Ministerstwo Prawdy
Biografia Roku 1984 Orwella
Przekład: Grzegorz Kulesza
Wydawnictwo Czarna Owca
Premiera: 15 września 2021
Wstęp
Grudzień 1948 roku na samotnej wyspie. Mężczyzna siedzi w łóżku, na kolanach ma maszynę do pisania. Walczy, by stworzyć książkę, która znaczy dla niego więcej niż jakakolwiek inna. Jest poważnie chory. Książka zostanie skończona, a jakiś rok później skończy się też jego życie.
Styczeń 2017 roku w Waszyngtonie. Inny mężczyzna staje przed tłumem, nie tak dużym, jak by sobie życzył, i zostaje zaprzysiężony na urząd czterdziestego piątego prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki. Jego sekretarz prasowy mówi później, że obecna była tam „największa publiczność, jaka kiedykolwiek oglądała zaprzysiężenie – kropka – zarówno osobiście, jak i z całego świata”3. Poproszona o uzasadnienie bezczelnego kłamstwa, doradczyni prezydenta określa tę wypowiedź mianem „faktów alternatywnych”4. W ciągu następnych czterech dni sprzedaż książki napisanej przez tego pierwszego mężczyznę w USA wzrasta o niemal dziesięć tysięcy procent i dzieło staje się numerem jeden na liście bestsellerów.
Gdy Rok 1984 George’a Orwella ukazał się w Wielkiej Brytanii 8 czerwca 1949 roku, w samym środku dwudziestego stulecia, jeden z krytyków zastanawiał się, czy tak współczesny tekst będzie w stanie przemówić do przyszłych pokoleń. Trzydzieści pięć lat później, gdy teraźniejszość dogoniła Orwellowską przyszłość, a świat nie był opisywanym przez niego koszmarem, komentatorzy znów przewidywali kres popularności książki. Od tamtej pory minęło kolejne trzydzieści pięć lat, a Rok 1984 nadal jest tym tekstem, do którego zwracamy się, kiedy prawda jest kaleczona, język – wypaczany, władza – nadużywana; i chcemy wiedzieć, jak źle jeszcze może być, bo ktoś, kto żył i umarł w innej epoce, był w stanie zauważyć to zło oraz miał dość talentu, by przedstawić je w formie powieści. Anthony Burgess, autor Mechanicznej pomarańczy, nazwał ją „apokaliptycznym rejestrem naszych najgłębszych lęków”5.
Rok 1984 nie tylko sprzedał się w milionach egzemplarzy, ale też przeniknął do świadomości niezliczonej ilości ludzi, którzy nigdy go nie przeczytali. Pojęcia i koncepcje wymyślone przez Orwella stały się nieodłącznymi elementami języka politycznego, zachowującymi moc pomimo upływu dziesięcioleci i błędnego wykorzystywania: nowomowa, Wielki Brat, Policja Myśli, pokój sto jeden, Dwie Minuty Nienawiści, dwójmyślenie, nieobywatel, luka pamięci, teleekran, dwa i dwa to pięć, Ministerstwo Prawdy. Tytuł powieści zdominował cały rok kalendarzowy, a stworzony od nazwiska autora przymiotnik „orwellowski” stał się pojemnym określeniem wszystkiego, czego on sam się bał i czego nienawidził. Książka była adaptowana na potrzeby kina, telewizji, radia, teatru, opery i baletu. Doczekała się kontynuacji (1985 Györgyiego Dalosa), postmodernistycznej rewizji (Orwell’s Revenge: The 1984 Palimpsest [Zemsta Orwella: Palimpsest Roku 1984] Petera Hubera) oraz niezliczonych replik. Nawet powstawanie książki stało się kanwą dramatu BBC The Crystal Spirit: Orwell on Jura z 1983 roku oraz powieści Dennisa Glovera The Last Man in Europe z 2017 roku. Rok 1984 stanowił inspirację do tworzenia powieści, filmów, sztuk teatralnych, programów telewizyjnych, komiksów, albumów, reklam, przemów, kampanii wyborczych i powstań. Ludzie trafiali do więzienia za samo czytanie tego utworu. Żadne dzieło beletrystyki ostatniego stulecia nawet nie zbliża się do tej kulturowej wszechobecności przy tym ciężarze gatunkowym. Oczywiście byli też tacy, którzy mieli zdania odrębne, jak Milan Kundera i Harold Bloom; twierdzili oni, że Rok 1984 jest raczej kiepską powieścią z płaskimi postaciami, nieciekawą prozą i nieprawdopodobną fabułą, nawet jednak oni nie podważali jej znaczenia. Jak zauważył wydawca Orwella Fredric Warburg, jej sukces jest niezwykły „jak na powieść, która nie ma sprawiać przyjemności ani nie jest łatwa do zrozumienia”6.
Ceną, jaką każdy artysta płaci za olbrzymią popularność, jest gwarancja, że zostanie niezrozumiany. Rok 1984 jest na ogół znany, ale nie poznany. Niniejsza książka jest próbą przywrócenia równowagi przez wyjaśnienie, czym rzeczywiście jest powieść Orwella, jak powstała oraz jak wpłynęła na świat pod nieobecność autora przez ostatnie siedemdziesiąt lat. Znaczenie dzieła sztuki nigdy nie ogranicza się do zamierzeń twórcy, jednak intencje Orwella – zbyt często wypaczane lub ignorowane – warto rozważyć ponownie, jeśli mamy rozumieć książkę jako książkę, a nie jedynie poręczny zbiór znajomych fraz i obrazów. Rok 1984 jest jednocześnie dziełem sztuki i sposobem na odczytywanie świata.
Niniejsza książka to zatem historia Roku 1984. Istnieje kilka biografii George’a Orwella oraz trochę akademickich badań nad intelektualnym kontekstem książki, nie było jednak jeszcze próby połączenia tych dwóch nurtów w jedną narrację przy jednoczesnym badaniu życia po życiu samej powieści. Biografia Orwella interesuje mnie głównie jako narzędzie do wyjaśnienia przeżyć i idei składających się na jego osobisty koszmar, w którym wszystko, co cenił, stopniowo uległo systematycznemu zniszczeniu: szczerość, przyzwoitość, sprawiedliwość, pamięć, historia, klarowność, prywatność, zdrowy rozsądek, normalność, Anglia, miłość. Musimy zacząć więc od jego decyzji o wyjeździe na front hiszpańskiej wojny domowej w 1936 roku, bo to tam po raz pierwszy stał się dobitnie świadom, jak polityczna potrzeba psuje uczciwość, język i samą prawdę. Pójdziemy za nim przez blitz7, Home Guard, BBC, londyński półświatek literacki i powojenną Europę na wyspę Jura, gdzie wreszcie stworzył swoją powieść. W ten sposób rozprawimy się z mitem, że Rok 1984 to rozpaczliwy krzyk samotnego, umierającego człowieka, niezdolnego stawić czoła przyszłości. Chcę zwrócić uwagę na to, co Orwell naprawdę myślał i dlaczego zaczął tak myśleć.
Jedną z przyczyn, dla których Orwell tak późno zaczął tworzyć Rok 1984, jest fakt, że była to synteza idei, które rozwijał przez całą karierę literacką. Jego książka była zwieńczeniem lat myślenia, czytania i pisania o utopiach, superpaństwach, dyktatorach, więźniach, propagandzie, technologii, władzy, języku, kulturze, klasie, płci, wsi, szczurach i wielu innych tematach – często do tego stopnia, że trudno przyporządkować jakąś frazę lub koncepcję do konkretnego źródła. Choć Orwell niewiele powiedział o rozwoju swojej powieści, pozostawił tropy liczące tysiące stron. Nawet gdyby żył jeszcze kilkadziesiąt lat, nie zmieniłoby to faktu, że Rok 1984 był końcem czegoś – jako twórca musiałby zaczynać od nowa.
W części pierwszej opowiem historię Orwella i świata, w którym mieszkał: napotkanych ludzi, docierających do niego wiadomości i czytanych przez niego książek. Poświęcę też po rozdziale trzem źródłom, które wywarły przemożny wpływ na Rok 1984: Herbertowi George’owi Wellsowi, powieści My Jewgienija Zamiatina oraz beletrystyce utopijnej (i antyutopijnej). Wszystkie książki, sztuki czy filmy, które tu przywołamy, były znane Orwellowi, jeśli nie zaznaczono inaczej. Część druga poświęcona została politycznemu i kulturowemu życiu Roku 1984: od śmierci Orwella po czasy współczesne. Po drodze spotkamy Aldousa Huxleya i Edwarda Morgana Forstera; Winstona Churchilla i Clementa Attlee; Ayn Rand i Josepha McCarthy’ego; Arthura Koestlera i Hannah Arendt; Lee Harveya Oswalda i Johna Edgara Hoovera; Margaret Atwood i Margaret Thatcher; CIA i BBC; Davida Bowiego i The Prisoner; Brazil i V jak Vendetta; Mechaniczną pomarańczę i Ludzkie dzieci; Edwarda Snowdena i Steve’a Jobsa; Lenina, Stalina i Hitlera. Związki ze współczesną sytuacją polityczną będą czasem podane wprost, czasem tylko implikowane. Wolę nie szturchać czytelnika po żebrach raz za razem, jednak proszę – nie zapomnijcie, kto dziś nami rządzi.
Kilka słów o terminologii. Określenie „orwellowski”8 ma dwa przeciwstawne znaczenia: pierwsze dotyczy dzieł, które odzwierciedlają styl i wartości wyznawane przez Orwella; drugie – rzeczywistych zjawisk, które tym wartościom zagrażają. Dla jasności będę go używał tylko w tym drugim znaczeniu; w pierwszym przypadku będę stosował określenie „orwellopodobny”. Pragnę też rzec, że w moim przekonaniu brytyjski tytuł powieści – Nineteen Eighty-Four – ma więcej powagi niż stosowane gdzie indziej warianty wykorzystujące liczbę 1984.
„Orwell odniósł sukces, ponieważ napisał absolutnie właściwe książki w absolutnie właściwym czasie”9 – pisał filozof Richard Rorty. Przed Folwarkiem zwierzęcym i Rokiem 1984 Orwell był obiecującym nazwiskiem w brytyjskich kręgach politycznych i literackich, jednak nie znano go powszechnie. Dziś wszystkie jego dzieła – nawet te, które sam uznawał za nieudane eksperymenty lub fuszerkę – są bezustannie w druku, można też przeczytać każde słowo, które napisał, jeśli tylko przetrwało do dziś – to zaś dzięki herkulesowej pracy profesora Petera Davisona, którego dwudziestotomowe Complete Works of George Orwell [Dzieła wszystkie George’a Orwella] liczą sobie niemal dziewięć tysięcy stron i dwa miliony słów. Czytelnicy pierwszego wydania Roku 1984 w 1949 roku znali tylko ułamek tego, co możemy zobaczyć dziś.
Wiedząc, jak ostrożnie Orwell wybierał, czym podzielić się z otoczeniem, nie mogłem przeczytać tego wszystkiego bez poczucia winy. Orwell byłby przerażony, gdyby mógł zobaczyć ponowne wydanie większości swojej publicystyki, nie wspominając już o prywatnych listach, a jednak nie ma tam niemal niczego bezwartościowego. Nawet gdy był chory, przepracowany albo gdy pisał rzeczy, które uważał za bezmyślną i upokarzającą harówkę, aktywnie podejmował wielkie problemy i chwytał się drobnych pociech, z których wiele wywarło wpływ na Rok 1984. Ponieważ za żadne skarby nie chciał przerzucić ciężaru wyrokowania o rzeczywistości na ideologię lub linię partyjną, nawet gdy się mylił – co zdarzało się dość często – mylił się przynajmniej w sposób szczery i ciekawy. Chwalił Charlesa Dickensa jako człowieka „nieskrępowanego intelektu”10, sam jednak też nim był. Może i nie uchodził za jedynego w swoim rodzaju geniusza (będę chciał również zwrócić uwagę na niektórych spośród mniej znanych jemu współczesnych), jednak żaden inny pisarz jego epoki nie robił tak wielu rzeczy tak dobrze.
Cyril Connolly, przyjaciel Orwella ze szkolnej ławy, wspominał, że „przebijało z niego coś, co kazało ci chcieć, by polubił cię nieco bardziej”11. Podobnie działają jego pisma; wielbiciele Orwella pożądają jego wyimaginowanej akceptacji. Nie mam jednak zamiaru uświęcać człowieka, który sceptycznie podchodził do świętych, utopii i ideału w ogóle. Tylko szczerze traktując jego błędy i niedociągnięcia – tak jak on to zwykle robił – mogę wytłumaczyć mechanizmy rządzące zarówno człowiekiem, jak i jego książką. Choć w swojej prozie Orwell tworzył złudzenie bycia przyzwoitym, zdroworozsądkowym facetem, mówiącym oczywiste prawdy, które gdzieś już przeczuwaliśmy, tylko nie przyznaliśmy się do tego przed sobą, potrafił być impulsywny, przesadny, sfrustrowany, zaślepiony i pokrętny. Cenimy go pomimo tych wad, ponieważ miał słuszność co do najważniejszych pytań o faszyzm, komunizm, imperializm i rasizm w czasach, kiedy nie miało jej tak wielu ludzi, którzy powinni być mądrzejsi.
Orwell uważał, że żyje w przeklętej epoce. Fantazjował o innym życiu, które mógłby spędzić na ogrodnictwie i pisaniu beletrystyki, zamiast być „zmuszony do zostania czymś w rodzaju pamflecisty”12, to jednak byłaby olbrzymia strata. Jego prawdziwym talentem były analiza i wyjaśnianie tego burzliwego okresu ludzkich dziejów, na który przypadło jego życie. Gdybyśmy spisali najważniejsze dla Orwella wartości, byłyby pewnie zbyt ogólne, by wiele dla nas znaczyły – szczerość, przyzwoitość, wolność, sprawiedliwość – nikt jednak nie zmagał się z nimi bardziej gorliwie, zarówno w życiu prywatnym, jak i publicznym, w najmroczniejszych dniach XX wieku. Zawsze próbował mówić prawdę i podziwiał każdego, kto postępował podobnie. Nic zbudowanego na kłamstwie – nieważne, jak kusząco wygodnym – nie mogło mieć żadnej wartości. W centrum jego szczerości było nieustanne rozważanie, co tak właściwie myśli i dlaczego tak myśli; nigdy nie przestał oceniać swoich opinii na nowo. Cytując Christophera Hitchensa, jednego z najbardziej elokwentnych uczniów Orwella: „Nie liczy się, co myślisz, ale jak myślisz”13.
Chciałbym, żeby czytelnik otrzymał dokładny obraz tego, jakie stanowisko zajmował Orwell wobec istotnych kwestii swoich czasów, a także kiedy i dlaczego jego zdanie w tych kwestiach się zmieniało. Nie twierdzę przy tym, że wiem, co pomyślałby na przykład o brexicie. Podobne tezy można bowiem stawiać tylko na podstawie graniczącej z oszustwem starannej selekcji cytatów. Pamiętam, jak w 1993 roku konserwatywny premier John Major przywoływał Orwellowskie „stare panny jadące do kościoła przez mgły jesiennego poranka”14, jakby te słowa nie pochodziły z Lwa i jednorożca, czyli poruszającego argumentu za socjalizmem. Gdy zauważymy, że prowadzący z programów InfoWars, strony internetowej słynącej z przedstawiania szokujących teorii spiskowych, bez przerwy cytują Orwella, to wiemy, że dwójmyślenie naprawdę działa.
Powieść, którą wzięli za swoją socjaliści, konserwatyści, anarchiści, liberałowie, katolicy i wszelkiego rodzaju libertarianie, to niewątpliwie coś więcej niż – jak insynuował Milan Kundera – jedynie „myśl polityczna przebrana za powieść”15. Z pewnością nie jest alegorią sensu stricto, jak Folwark zwierzęcy, w którym każdy element fabuły schludnie zazębia się z rzeczywistością. Tak słynna z przejrzystości proza Orwella skrywa świat o niezwykłej złożoności. Rok 1984 z reguły nazywa się antyutopią. Ale jest to też – w różnym stopniu, można się też spierać, jakim konkretnie – satyrą, proroctwem, przestrogą, tezą polityczną, dziełem fikcji naukowej, dreszczowcem szpiegowskim, horrorem psychologicznym, gotyckim koszmarem, tekstem postmodernistycznym i romansem. Większość ludzi czyta Rok 1984 w młodości i odchodzi od niego jakby zraniona – w końcu żaden inny licealny tekst nie dostarcza nam tyle cierpienia oraz tak niewiele nadziei – bez potrzeby odkrycia go na nowo w wieku dorosłym. To olbrzymia szkoda. Jest to książka o wiele bogatsza i dziwniejsza, niż zapewne pamiętacie; nalegam, żebyście przeczytali ją ponownie. Dla tych, którzy jeszcze tego nie zrobili, załączyłem streszczenie fabuły oraz spis postaci i terminologii do niniejszej książki.
Po raz pierwszy zetknąłem się z Rokiem 1984 jako nastolatek na południowych przedmieściach Londynu. Jak pisał Orwell, książki, które czytamy za młodu, zostają z nami na zawsze. Uważałem, że powieść jest szokująca i ciekawa, ale to było około 1990 roku, kiedy komunizm i apartheid odchodziły do lamusa, królował optymizm, a świat nie zdawał się zanadto orwellowski. Nawet po zamachach z 11 września znaczenie książki było widoczne tylko w pewnych dziedzinach: cytowano ją w kontekście języka polityki albo mediów, albo aparatu nadzoru, ale nie w sprawach generalnych. Demokracja sięgała coraz dalej, internet zaś uważano na ogół za coś dobrego.
Gdy jednak planowałem i pisałem Ministerstwo Prawdy, świat był już inny. Zaczęto z lękiem wspominać polityczne katastrofy lat siedemdziesiątych, albo nawet trzydziestych. Półki w księgarniach zaczęły zapełniać się tytułami w stylu Jak kończy się demokracja, Faszyzm: Ostrzeżenie, Droga do niewolności albo The Death of Truth [Śmierć prawdy]16, a w wielu z nich cytowano Orwella. Korzenie totalitaryzmu Hannah Arendt doczekały się nowego wydania, reklamowanego jako „kompan Roku 1984 w literaturze faktu”17; podobnie z powieścią Sinclaira Lewisa z 1935 roku o amerykańskim faszyzmie It Can’t Happen Here [To nie może zdarzyć się tutaj]. Telewizyjna adaptacja powieści Margaret Atwood z 1985 roku Opowieść podręcznej, wyprodukowana przez kanał Hulu, była niepokojąca niczym film dokumentalny. „Przedtem byłam w letargu” – mówi Freda, grana przez Elisabeth Moss. „Tak do tego dopuściliśmy”18. Cóż, my już się przebudziliśmy. Przypomniało mi się, co Orwell pisał o faszyzmie w 1936 roku: „Jeśli bowiem postanowimy udawać, że jest to tylko aberracja, która niebawem sama przeminie, śnimy sen, z którego ockniemy się dopiero pod ciosami gumowej pałki”19. Rok 1984 to książka, która miała budzić.
Był też pierwszą powieścią antyutopijną, która powstała w całości ze świadomością, że antyutopie istnieją naprawdę. W Niemczech i bloku radzieckim zbudowali je mężczyźni, którzy zmusili potem kobiety i innych mężczyzn do życia i umierania wśród ich żelaznych murów. Tamte reżimy już nie istnieją, jednak książka Orwella wciąż opisuje nasze koszmary mimo ich przemian i przesunięć. „Dla mnie to jest jak grecki mit, możesz z nim robić, co chcesz, i w ten sposób badasz siebie” – mówi mi Michael Radford, reżyser filmowej adaptacji z 1984 roku20. „To zwierciadło” – stwierdza jedna z postaci z wersji scenicznej, wystawionej w 2013 roku przez Roberta Icke’a i Duncana Macmillana. „Każda epoka widzi w nim swoje odbicie”21. Piosenkarz i tekściarz Billy Bragg odbiera ją inaczej: „Za każdym razem, gdy ją czytam, zdaje się mówić o czymś innym”22.
W każdym razie fakt, że powieść ta przemawia do nas tak głośno i wyraźnie w 2019 roku, jest straszliwym aktem oskarżenia pod adresem zarówno polityków, jak i obywateli. Choć wciąż jest przestrogą, stała się też przypomnieniem wszystkich bolesnych lekcji, o których świat na pozór zapomniał od czasów Orwella, zwłaszcza tych dotyczących kruchości prawdy w starciu z władzą. Nie jestem pewien, czy Rok 1984 jest dziś bardziej na czasie niż kiedykolwiek wcześniej, jednak na pewno jest bardziej na czasie, niż powinien być.
Parafrazując zastrzeżenie, którym Orwell poprzedził W hołdzie Katalonii, swoją książkę o hiszpańskiej wojnie domowej: uprzedzam o swoich sympatiach, ale próbowałem powiedzieć prawdę.
CZĘŚĆ PIERWSZA
ROZDZIAŁ 1
Historia zatrzymana
Orwell 1936–1938
Żyjemy w świecie, w którym nikt już nie jest wolny; rzadko kto czuje się bezpiecznie, i w którym prawie niemożliwe jest pozostać człowiekiem uczciwym i jednocześnie pozostać przy życiu.
George Orwell, Droga na molo w Wigan, 1937 rok23
Kilka dni przed Bożym Narodzeniem 1936 roku George Orwell wpadł do londyńskiego biura „The New English Weekly”, ubrany jak na ekspedycję. W ręku miał ciężką walizę.
– Jadę do Hiszpanii – ogłosił.
– Dlaczego? – zapytał Philip Mairet, światowy Francuz i redaktor naczelny magazynu.
– Ten faszyzm – powiedział Orwell. – Ktoś musi go powstrzymać24.
Kim był trzydziestotrzylatek w biurze Maireta? Jakie robił wrażenie? Mierzył mniej więcej metr dziewięćdziesiąt, nosił buty w rozmiarze dwanaście (w rozmiarówce europejskiej czterdzieści osiem), miał wielkie dłonie, którymi sporo wyrażał, i kończyny jak witki, z którymi na pozór nie wiedział, co począć. Jego twarz była blada, chuda, przedwcześnie zestarzała, z głębokimi zmarszczkami wokół ust; tworzyło to wrażenie szlachetnego cierpienia, kojarzące się przyjaciołom z Don Kichotem albo świętymi z obrazów El Greca. Jego bladobłękitne oczy świadczyły o przygnębionej, jednak współczującej inteligencji. Usta często skręcały mu się w wyraz ironicznego rozbawienia, niektórzy szczęśliwcy widzieli je też w stanie ryczącego śmiechu. Włosy rosły mu pionowo, jak na szczotce. Ubierał się byle jak, w stroje, które nie tyle na niego pasowały, ile z niego zwisały; jedynym ustępstwem na rzecz elegancji był cieniutki wąsik. Pachniał spalonym tytoniem, a niektórzy mówili też, że jakąś nieopisaną chorobową kwasotą. Mówił monotonnym, zgrzytliwym, suchym głosem – bardzo chciał brzmieć bezklasowo, uparcie jednak wychodziły z niego resztki Eton. Podczas pierwszego kontaktu trzymał dystans, nie angażował się, sprawiał więc wrażenie starego nudziarza. Ci, którzy go poznali, szybko odkrywali jego wielkoduszność oraz dobry humor, ale wciąż odbijali się od emocjonalnej rezerwy. Mocno wierzył w ciężką pracę i skromne przyjemności. Niedawno ożenił się z błyskotliwą i odważną absolwentką Oksfordu Eileen O’Shaughnessy. Zaangażowany politycznie, ale nie ideolog. Zwiedził kawał świata, mówił wieloma językami. Miał przed sobą przyszłość.
Równie ważne było to, kim nie był. Nie był jeszcze znaną postacią, zaangażowanym socjalistą, ekspertem od totalitaryzmu ani pisarzem o prozie przejrzystej jak tafla szkła. W ogóle ledwo co stał się George’em Orwellem. Hiszpania miała być przełomowym momentem jego życia, godziną zero. Wiele lat później powiedział swojemu przyjacielowi Arthurowi Koestlerowi: „Historia zatrzymała się w 1936 roku”25. Miał na myśli totalitaryzm i Hiszpanię. Historia się zatrzymała – a zaczął się Rok 1984.
Aż do wieku około trzydziestu lat przy wszystkich moich planach życiowych wychodziłem z założenia, że nie tylko wszelkie ważniejsze przedsięwzięcie skazane jest na przegraną, ale że i tak pozostało mi tylko kilka lat życia26
– pisał Orwell, gdy osiągnął już wiek średni.
Urodził się w Indiach 25 czerwca 1903 roku jako Eric Arthur Blair. Jego matka Ida, która sprowadziła go do Anglii rok później, była kobietą błyskotliwą, pół-Francuzką, obracającą się w towarzystwie sufrażystek i fabian27. Jego ojciec, Richard Blair, był średniej rangi urzędnikiem w Departamencie Opiumowym brytyjskiej władzy imperialnej na subkontynencie; w życiu syna pojawił się ponownie dopiero w 1912 roku, kiedy zdawał mu się „po prostu starszym panem o grubym głosie zawsze mówiącym »Nie«”28. W Roku 1984 Winston jest prześladowany przez wspomnienie tego, jak zdradził matkę i siostrę, jednak niemal nie pamięta swojego ojca.
Orwell urodził się zatem w „upper-middle class, wyższej warstwie klasy średniej, w grupie, którą można by określić jako podupadłą, niezamożną jej część”29, czyli na tym poziomie brytyjskiego systemu klasowego, który gromadził ludzi posiadających pretensje i maniery warstw zamożnych, ale nie ich kapitał, a zatem większość pieniędzy poświęcających na „robienie dobrego wrażenia”. Pisarz przyglądał się później swojej młodszej wersji z zakłopotaniem, wstydem i sporą pogardą; uważał, że był „małym, obmierzłym snobem”, właśnie takim, jakiego miały wyhodować jego klasa i wykształcenie. „[T]wój snobizm, chyba że wykorzenisz go ze szczętem, tak jak plewi się powój, trzyma się ciebie aż do grobu”30. Między ósmym a trzynastym rokiem życia uczył się w St. Cyprian’s – małej prywatnej szkole w Sussexie, której przez resztę życia nienawidził z przerażającą wręcz pasją. „Przegrana, przegrana, przegrana – przegrana za mną i przegrana przede mną, to było niewątpliwie najgłębsze przekonanie, jakie unosiłem ze sobą”31.
W krótkiej autobiografii, którą przedłożył na potrzeby antologii Twentieth Century Authors [Pisarze XX wieku] w 1940 roku, pisał: „Byłem kształcony w Eton, 1917–1921, ponieważ miałem dość szczęścia, by otrzymać stypendium, nie pracowałem tam jednak wcale i nauczyłem się bardzo niewiele; nie czuję, żeby Eton miało wielki wpływ na moje życie”32. Choć pewnie wyolbrzymiał pogardę chłopaków, których rodzice opłacali czesne, względem uczniów ze stypendium, jest prawdą, że uczniem był miernym i czuł się tam do głębi obco. Mimo że przezywano go „bolszem”, jego rzekomy socjalizm stanowił bardziej modną pozę niż głębokie przekonanie. Jeden z kolegów zapamiętał go jako „chłopaka, który ciągle musiał coś udowodnić, zawsze lubił dostrzegać krzywdy we wszystkim wokół siebie i sprawiał wrażenie, że jego zadaniem jest je naprawiać”33. Inny uważał, że „był bardziej szydercą niż buntownikiem, stał trochę na uboczu i przyglądał się – zawsze się przyglądał”34.
Po Eton Orwell zrezygnował z możliwości uczęszczania na uniwersytet i zatrudnił się w Indyjskiej Policji Imperialnej w Birmie, gdzie wychowała się jego matka: tej zdumiewającej decyzji nigdy nie próbował wyjaśnić czytelnikom ani przyjaciołom. Odstawił swoje literackie ambicje na półkę, jednak pięć lat w Birmie dało mu materiał na jedną, całkiem przyzwoitą, powieść (Birmańskie dni) i dwa bardzo dobre eseje (Wieszanie i Zabicie słonia) oraz przekonanie o wartości osobistych doświadczeń. Orwell nie lubił intelektualistów – określenie to często brał w pogardliwy cudzysłów – którzy polegali na teoriach i spekulacji; nie wierzył w nic, póki tego w jakiś sposób nie przeżył. Twierdzenie, że „[ż]eby […] wykształcić w sobie nienawiść do imperializmu, trzeba najpierw samemu być jego trybikiem”35, jest błędne, jednak w jego przypadku się sprawdziło. Kiedy Orwell pisał „ty” albo używał jakiegoś bezosobowego ogólnika, często miał na myśli „ja”.
Birma podziałała jak terapia przez warunkowanie awersji. Obserwując, jak członkowie klasy rządzącej pogrążają się w korupcji i mentalnym zaścianku, nadużywają władzy i pławią się w hipokryzji, która wszystko to okrywała, Orwell wykształcił u siebie obrzydzenie wobec wszelkiej maści ucisku; przez chwilę zbliżył się do anarchizmu, nim zdecydował, że to „sentymentalne mrzonki”36. Przyjechał z Birmy do Anglii w 1927 roku – na urlop, jednak nigdy z niego nie powrócił; jak tłumaczył: „[odczuwałem] ogromne brzemię winy, którą musiałem odkupić”37. Przyjęło ono formę masochistycznej gotowości rzucenia się w sytuacje nieprzyjemne, a nawet niebezpieczne. „Jak można pisać o biednych, jeśli samemu nie było się nigdy biednym, choćby na moment?”38 – zapytał przyjaciela. Pewien bibliotekarz, który spotkał go w tym czasie, słusznie zauważył, że widzi człowieka „w trakcie przebudowy”39.
„Skądinąd nie interesowałem się wtedy socjalizmem czy też jakąkolwiek inną teorią ekonomiczną”40 – przyznawał. Chciał zanurzyć się w półświatku ludzi ciemiężonych – tych, którzy przez brak pracy, kapitału albo jakiegokolwiek statusu wyszli poza system klasowy, czy też raczej zapadli się pod jego dno – został więc włóczęgą w Anglii i pomywaczem w Paryżu późnych lat dwudziestych. „Jest to […] rodzaj światka w świecie, w którym wszyscy są równi; mała, licha demokracja – być może jednak coś, co jest w Anglii najbardziej zbliżone do demokracji”41. Richard Rees, redaktor naczelny magazynu „The Adelphi”, uważał, że Orwell wybrał tę ścieżkę „w ramach swoistej pokuty czy też ablucji mającej oczyścić go ze skazy imperializmu”42. Ta nostalgie de la boue, zapowiadająca wyprawę Winstona Smitha do dzielnicy proli w Roku 1984, skłoniła Orwella do napisania jego pierwszej książki: pamiętnika Na dnie w Paryżu i w Londynie.
Wydana w 1933 roku książka była narodzinami „George’a Orwella”. Jednym z powodów, dla których pisarz posłużył się pseudonimem, była chęć oszczędzenia rodzinie wstydu, jeśli treść okazałaby się dla niej szokująca albo gdyby jego pisarska kariera spaliła na panewce; od zawsze jednak nie cierpiał imienia Eric i bardzo chciał stworzyć się na nowo. Nazwisko zapożyczone od rzeki Orwell w Suffolk, tak doskonale angielskie, wygrało z innymi pomysłami, które rozważał: Kenneth Miles, P.S. Burton albo H. Lewis Allways. I bardzo dobrze: „Allwaysowski” byłby fatalnym przymiotnikiem.
W 1936 roku Orwell był już autorem trzech powieści, jednego reportażu, kilku kiepskich wierszy i nabierającego rozpędu strumienia publicystyki, jednak nie składało się to jeszcze na prawdziwą karierę. Wiązał koniec z końcem tylko dzięki temu, że pracował też jako nauczyciel i bukinista. W tym właśnie roku wystawił sobie ponury, przerysowany autoportret w trzeciej powieści – Wiwat aspidistra!. Gordon Comstock to biedny uciekinier z „ubogich, ale dumnych”43 części klas średnich; ma niespełnione ambicje literackie i pracuje w księgarniach, żeby starczyło mu do pierwszego. Wiele mówi nam jego twarz: „Jeszcze nie ma trzydziestki, a już zniszczona. Bardzo blada, pobrużdżona gorzkimi, trwałymi zmarszczkami”44. Jego użalanie się nad sobą, pesymizm i mizantropia są tak klaustrofobiczne, że ostateczna kapitulacja wobec burżuazyjnego konformizmu, symbolizowana przez postawienie w mieszkaniu aspidistry w doniczce, wydaje się wręcz aktem wyzwolenia. Comstock to strach na Orwella: człowiek, którym mógłby się stać, gdyby poddał się goryczy i rozpaczy.
W styczniu 1936 roku Orwell przyjął zlecenie od swojego wydawcy, Victora Gollancza – optymistycznego, energicznego socjalisty żydowskiego pochodzenia. Miał przyjrzeć się losom klasy robotników przemysłowych w północnej Anglii. Opublikowana rok później część pierwsza Drogi na molo w Wigan to wybitny przykład reportażu podróżniczego, wzbudzającego w czytelniku empatię przez mieszanie twardych danych z żywo przywoływanymi widokami, dźwiękami, smakami i zapachami życia warstw pracujących. Obraz kobiety klękającej, by odblokować ściekową rurę, wydał się Orwellowi tak niezacieralnym symbolem niedocenianej pracy, że powrócił lata później w Roku 1984. Ujął go wyraz jej twarzy: „Biedaczka była aż nadto świadoma swojego losu”45. Orwell często pisał o tym, jak twarz potrafi odsłonić nieoczywistą prawdę o osobowości, czy to w przypadku Dickensa, czy Hitlera, czy hiszpańskiego bojówkarza, czy Wielkiego Brata. Na Pasie Startowym Jeden – Wielkiej Brytanii Roku 1984 – fizyczne ujawnienie swoich prawdziwych uczuć to „gębozbrodnia”46, a według kata O’Briena tyrania to „but depczący ludzką twarz, wiecznie!”47.
Choć w części pierwszej Drogi na molo w Wigan Orwell zdecydowanie minimalizuje przyjemności życia klasy pracującej, by podkreślić jego trudy, opisywane osoby traktuje jak ludzi, a nie jednostki statystyczne albo symbole ciemiężonych mas. Gdy zatem przyznawał pisarzowi z klasy robotniczej Jackowi Commonowi: „Obawiam się, że zrobiłem z pewnych jej części straszną sieczkę”48, miał pewnie na myśli bardziej eseistyczną część drugą, o której powiedział później, że nie warto jej przedrukowywać.
Część druga rozpoczyna się od wspomnień, w których autor śledzi rozwój swojej świadomości politycznej z bezwzględną szczerością. Gdy mówi, że od urodzenia uczono go „nienawidzić klasy robotniczej, bać się jej, a także nią pogardzać”49, sugeruje, że utwór ten jest zarówno narzędziem nauki, jak i pokuty. Reszta to jednak pozbawiona celu polemika. Orwell uważał, że skoro socjalizm jest w oczywisty sposób konieczny, to jego niepopularność musi wynikać z tego, jak wygląda w wyobrażeniu opinii publicznej, a wygląd ten „odstręcza tych właśnie ludzi, którzy powinni gremialnie go popierać”50, gdyż przesłania jego fundamentalne ideały – sprawiedliwość, wolność i ludzką godność. Orwell wskazuje tu dwie zasadnicze przeszkody. Pierwszą jest socjalistyczny kult maszyny, sugerujący niekoniecznie pociągające wizje „samolotów, traktorów oraz potężnych, połyskujących w słońcu zabudowań fabrycznych ze szkła i betonu”51. Drugą są wariaci z klasy średniej. Orwell ledwo zauważa istnienie socjalistów z klasy robotniczej albo ruch związkowy. Przesiewa swoje własne ekscentryczne uprzedzenia przez wyimaginowany umysł szarego obywatela i domaga się pręgierza dla wszystkich fetyszów i głupot, które czynią socjalizm nieatrakcyjnym w oczach mas (to znaczy w oczach Orwella), a więc dla wegetarian, abstynentów, nudystów, kwakrów, sandałów, soków owocowych, marksistowskiego żargonu, słowa towarzysz, koszul w kolorze pistacjowym, antykoncepcji, jogi, bród oraz Welwyn Garden City, miasteczka w Hertfordshire zbudowanego zgodnie z utopijnymi zasadami. Choć w samym utworze twierdzi, że gra tu tylko rolę adwokata diabła, trudno oprzeć się wrażeniu, że więcej przyjemności sprawia mu lżenie dziwacznej mniejszości socjalistów niż obrona innych form socjalizmu. Po takim popisie trudno traktować poważnie końcowy apel: „[P]owinnością wszystkich ludzi lewicy wszelkich odłamów i odcieni stało się puszczenie w niepamięć dzielących ich różnic i zgodne współdziałanie”52.
Orwell bardzo utrudnił życie Victorowi Gollanczowi, który nieco wcześniej wspólnie z laburzystowskim parlamentarzystą Johnem Strecheyem i politologiem Haroldem Laskim założył Klub Książki Lewicowej, mający promować socjalizm. Laski, najbardziej wpływowy intelektualista socjalistyczny w Wielkiej Brytanii, nazwał część pierwszą Drogi na molo w Wigan „godną podziwu propagandą dla naszych idei”53, Gollancz poczuł się jednak w obowiązku napisać dla Klubu przedmowę do części drugiej, w której dystansował tę instytucję od pojawiających się w dziele Orwella surowych osądów. Otwarcie pisze tam o paradoksalnej naturze autora: „Prawdę mówiąc, jest on zarazem ekstremalnym intelektualistą i ekstremalnym antyintelektualistą. Podobnie też wciąż (musi mi wybaczyć, że to mówię) jest okropnym snobem – oraz prawdziwym wrogiem wszelkich odmian snobizmu”54. Orwell do końca życia przyznawał, że jakieś mikroby wszystkiego, co krytykował, istniały też w nim. To właśnie ta świadomość swoich własnych wad działała jak szczepionka przeciwko utopijnym złudzeniom o możliwości udoskonalenia człowieka.
Gollancz oskarżał też Orwella, że ten nigdy nie określił, jaką woli wersję socjalizmu, ani nie wyjaśnił, jak mogłaby stać się rzeczywistością. Według kolegi Orwella z księgarni Johna Kimche’a (a później także jego redaktora) pisarz był „socjalistą instynktownym”: „bardzo porządnym, ale raczej, powiedziałbym, nieprzystosowanym do skomplikowanych sytuacji politycznych i wojskowych”55. Niezależnie jednak od tego, jak kulawa i przewrotna była jego krytyka socjalizmu, Orwell miał niewątpliwie szczere zamiary. Wierzył, że „tylko ten ustrój może nas […] uchronić przed niedolą teraźniejszości oraz koszmarem przyszłości”56, a jeśli nie uda się przekonać przeciętnych Brytyjczyków, ich nastroje z pewnością wyzyska ktoś podobny do Hitlera. Socjalizm w Wielkiej Brytanii, jak pisał Orwell, „cuchnie już tylko szajbą, kultem maszyn oraz debilnym kultem Rosji. Jeśli nie pozbawi się go tej przykrej woni – i to szybko – faszyzm może zwyciężyć”57.
Orwell planował bardziej bezpośrednią walkę z faszyzmem, jeszcze pisząc te słowa. Redaktor Adelphi Richard Rees znał go od 1930 roku, jednak dopiero gdy jego przyjaciel pojechał do Hiszpanii, „zaczął zdawać sobie sprawę, że to niezwykły człowiek”58.