Książka „Masoni. Architekci nowoczesnego świata” miłośników teorii spiskowych na pewno rozczaruje. Jej autor John Dickie, profesor University College London, opisując dzieje tytułowego bractwa, skoncentrował się na faktach, wskazując te działania masonów, które w rzeczywisty, a nie wyimaginowany sposób, wpłynęły na przebieg dziejów.
„Masoni. Architekci nowoczesnego świata” to reportaż historyczny napisany z intencją rozprawienia się z mitami, legendami i najzwyklejszymi, lecz ponadprzeciętnie skutecznie rozpowszechnionymi, plotkami na temat masonerii – bractwa założonego w Londynie 24 czerwca 1717 roku w oberży „Gęś i Ruszt”. Tamtego dnia przy wspólnym stole spotkali się członkowie lóż zrzeszających rzemieślników budowlanych, a celem tego spotkania było powołanie jednego wspólnego bractwa. John Dickie stara się wyjaśnić czytelnikom, jak to się stało, że coś tak prozaicznego, co dziś nazwalibyśmy po prostu branżowym stowarzyszeniem budowlańców, obrosło najdziwniejszymi spekulacjami i stało się przyczynkiem do licznych teorii spiskowych, w tym opowieści o przejmowaniu władzy nad światem.
„Masoni. Architekci nowoczesnego świata” to globalna historia najsłynniejszego tajnego stowarzyszenia na świecie, na przestrzeni trzech wieków mająca w swoich szeregach królów i prezydentów, pisarzy i prawodawców, kompozytorów i artystów, generałów i przedsiębiorców. Pierwsze samodzielne loże, które sto lat później weszły w skład stowarzyszenia, powstały pod koniec XVI wieku w Edynburgu, w czasach politycznego i społecznego chaosu szkockiej reformacji, gdy królowie, książęta i papieże byli pozbawiani tronów a zwykli ludzie poszukiwali jakiejkolwiek stałości. Tworzone wówczas loże, ze stałymi zasadami, sugerującymi związki ze starożytną mądrością i znane tylko wtajemniczonym, szybko przyciągnęły różnorodną grupę członków, od handlarzy, kupców, aktorów, prawników, po książęta i arystokratów.
Autor zagłębia się w historię masonów i robi to w sposób wciągający i pouczający, osadzając ruch masoński w kontekście historycznym, kulturowym, teologicznym i politycznym. Dickie prezentuje przy tym historyczne spojrzenie na transfer ideologii i wpływów między krajami i na przestrzeni wieków, wgłębiając się w początki ruchu masońskiego, jego symbolikę i ikonografię, rytuały i tradycje, rodzaje uścisków dłoni – wszystko to, co dla wtajemniczonych kryje w sobie tajemne znaczenie, pilnie strzeżone przed postronnymi.
„Masoni” to interesujące spojrzenie na historię organizacji, której członkowie niewątpliwie wywarli znaczący wpływ na życie społeczne, polityczne i gospodarcze ostatnich trzystu lat
Dickie opowiada o dziejach masonerii i jej podstawowych ideach posiłkując się historiami ludzi, tych zwykłych i przeważnie nieznanych szerzej osób związanych z masonami, ale także sławnych (i niesławnych) ludzi, którzy są rozpoznawalni w wielu krajach – prezydentów, mężów stanu, wpływowych biznesmenów, rewolucjonistów, żołnierzy, abolicjonistów. Są tu opowieści o rewolucjonistach, jak Giuseppe Garibaldi, Simón Bolívar, Motilal Nehru, George Washington, królach i książętach angielskich, kilkunastu prezydentach USA, luminarzach kultury i biznesu – jak Arthur Conan Doyle, Goethe, Mozart, Harry Houdini, Henry Ford, Buzz Aldrin czy Walt Disney. John Dickie stara się uchylić rąbka masońskich tajemnic i pokazuje, dlaczego historia stowarzyszenia jest ważna dla nas wszystkich, z powodu roli jaką masoneria odegrała w kształtowaniu świata jaki obecnie znamy.
Autor nie pomija przy tym tematów niewygodnych, składających się na złożoną i nie zawsze jednoznaczną historię masonerii. Opisuje stosunek ruchu jako całości oraz indywidualne podejście jego członków między innymi do antysemityzmu, seksizmu, mizoginii, nazizmu, powstania faszyzmu we Włoszech i rasizmu masonów na amerykańskim Południu.
„Masoni. Architekci nowoczesnego świata” to interesujące spojrzenie na historię organizacji, której członkowie niewątpliwie wywarli znaczący wpływ na życie społeczne, polityczne i gospodarcze ostatnich trzystu lat, na kierunki, w jakich poszedł rozwój naszej cywilizacji i kultury. Zaskakujące jest to, że książka może stać się świetną lekturą nawet dla czytelnika, który początkowo ma niewielką wiedzę i wcześniej niezbyt interesował się tematem. A to dzięki temu, że Dickie ma zmysł do opowiadania historii, potrafi przyciągnąć uwagę i wzbudzić zainteresowanie dalszą lekturą. ■Nikodem Maraszkiewicz
Masoni. Architekci nowoczesnego świata
Przekład: Aleksandra Ożarowska
Wydawnictwo Czarna Owca
Premiera: 24 listopada 2021
3
Edynburg. Sztuka pamięci
Skromna grupa o wielkich ambicjach
Najważniejsze symbole wykorzystywane przez masonów w ich rytuałach, czyli fartuchy, kolumny, węgielnice i kielnie, związane są z pracą kamieniarzy. Według wolnomularzy przedmioty te nie tylko niosą przesłanie moralne, lecz także opowiadają historię o masonerii, której początków upatrywać można w gildiach średniowiecznych rzemieślników. Takie informacje znajdują się również w niezliczonych książkach poświęconych masonerii. Do wolnomularzy bardzo przemawia idea, zgodnie z którą są oni potomkami średniowiecznych kamieniarzy: łączy ich to bowiem z budowniczymi tak wspaniałych katedr jak te w Salisbury, Lincoln czy Yorku. To z kolei przywodzi na myśl wizję idyllicznej Anglii sprzed rewolucji przemysłowej.
A jednak kiedy przychodzi moment, w którym trzeba wyjaśnić, w jaki sposób gildie przekształciły się w loże masońskie, historycy stoją przed ogromnym problemem, ponieważ średniowieczni kamieniarze wyjątkowo nieudolnie radzili sobie z formowaniem gildii. W XIV i XV wieku właściwie każdy szanujący się fach we wszystkich angielskich miastach miał własną gildię. Garncarze, grabarze, gręplarze, grzebieniarze, gwoździarze – wszyscy mieli ugruntowane gildie. Wszyscy oprócz kamieniarzy.
Powodem była niewystarczająca ilość pracy – budulcem większości budynków w średniowiecznej Anglii był nie kamień, ale niekoniecznie szlachetna mieszanka wikliny z gliną, w której nie brakowało także gałęzi, słomy czy zwierzęcych odchodów. Na usługi kamieniarskie nie było zatem takiego popytu jak, przykładowo, na pracę cieśli czy strzecharzy. W rezultacie w większości miast nie można było zebrać wystarczającej liczby kamieniarzy, nawet żeby porządnie zagrać w kości, a co dopiero stworzyć gildię. Jeżeli natomiast kamieniarze należeli już do gildii, zazwyczaj znajdowali się tam razem z innymi przedstawicielami przemysłu budowlanego – głównie różnego rodzaju robotnikami.
Kamieniarze prowadzili wędrowne życie, łapiąc się różnych okazji i z rzadka grupując się w danym miejscu, aby zbudować kamienny most lub dom. W wielu przypadkach różnica między kamieniarzem a zwykłym robotnikiem była bardzo subtelna. Kiedy natomiast realizowane były duże projekty – budowa zamku, opactwa czy katedry – zatrudniano wielu kamieniarzy, i to z dalekich stron; często taka rekrutacja była przymusowa, ponieważ otrzymywano nakaz od mistrza kamieniarstwa, który zawierał umowę z królem lub biskupem. Tacy elitarni mistrzowie również nie mieli stałego zatrudnienia, ale indywidualnie byli bardzo wpływowi. Dlatego też tradycyjne gildie nie mogły reprezentować zarówno ich, jak i masowych, zwykłych pracowników.
Co ciekawe, spośród tak wielu rzemieślników okresu angielskiego średniowiecza kamieniarze mieli najmniejsze szanse na to, że zrzeszająca ich organizacja przetrwa wieki i przekształci się w takie bractwo jak wolnomularstwo. Już od wielu pokoleń masońscy historycy bezskutecznie próbują odkryć ogniwo pomiędzy, jak sami mówią, operatywnymi kamieniarzami – czyli osobami uzbrojonymi w dłuta, piony, a także mięśnie i odciski – oraz dzisiejszymi spekulatywnymi wolnomularzami – ludźmi, których narzędzia mają wymiar filozoficzny, a nie praktyczny.
Jeśli zatem to nie średniowieczne gildie są brakującym ogniwem między dawnymi kamieniarzami a dzisiejszymi wolnomularzami, to co nim jest? Do prawdy możemy zbliżyć się, choć bardzo powoli, badając nie rzeczywistość pracy średniowiecznych kamieniarzy, lecz ich kulturę i historię, czyli elementy, które stały się później częścią wolnomularstwa.
Wspólne życie każdego średniowiecznego fachu wypełnione było regulacjami, rytuałami oraz mitami. Nie brakowało tam także rytuałów inicjacyjnych czy uroczystych i przerażających przysiąg, które miały na celu ochronę tajemnic danego rzemiosła i wzmacnianie solidarności wśród rzemieślników. Trzeba było zapamiętać różne prawa i hasła, często po to, aby demaskować oszustów, którzy pojawiali się u bram miasta w poszukiwaniu pracy. Wyprawiano także huczne uczty z okazji świąt i opowiadano sobie legendy: szewcy, którzy zajmowali się wyrabianiem wytwornych butów, wierzyli, że po tym, jak ich patron, Święty Hugo, zmarł męczeńską śmiercią, jego kości zamieniły się w szewskie narzędzia.
Brytyjscy kamieniarze nadrabiali braki w organizacji swojej gildii, tworząc wyjątkowo duży zestaw zasad, symboli i mitów. Kamieniarski kodeks znany jako Stare obowiązki (Old Charges) był przekazywany ustnie, ale ponieważ pamięć ustna jest zawodna, jego treść często się zmieniała – pojedyncze fragmenty były dodawane, ujmowane, przeinaczane czy zapominane. Co jakiś czas różne wersje Starych obowiązków były spisywane, a pierwszy tekst, który przetrwał ten zawiły proces, napisany jest wierszem, dzięki czemu łatwiej było zapamiętać jego 826 wersów; obecnie znany jest on masonom na całym świecie jako poemat Regius. Jego pochodzenie nie zostało precyzyjnie ustalone, ale przypuszcza się, że powstał w hrabstwie Shropshire w 1430 roku.
Przepisy wyszczególnione w Starych obowiązkach to standardowe reguły dla średniowiecznych rzemieślników. Można tam znaleźć zarówno ogólne wskazówki dotyczące dobrych manier (nie przeklinaj w kościele, nie wydmuchuj nosa w serwetkę), jak i regulacje bezpośrednio dotyczące pracy kamieniarskiej, czyli, przykładowo, mistrz musi sprawiedliwie płacić swoim pracownikom i nadzorować jakość ich pracy. Jednak to, co wyróżnia Stare obowiązki i co naprowadza nas na szlak powstania wolnomularstwa, to mitologia kamieniarzy – historia opowiadająca o tym, jak rzemiosło kamieniarskie narodziło się u zarania dziejów i jak wielcy kamieniarze przekazywali sobie przez wieki jego tradycje.
Dramatis personae tych opowieści to nie byle kto z nie byle jakim pochodzeniem: greccy myśliciele spotykają się tam z wielkimi szychami z Księgi Wyjścia i Księgi Królewskiej. Jest też kilka postaci, które są naprawdę istotne, ponieważ stały się później częścią masońskich legend. Jedna z nich to Hermes Trismegistos, uczony, który po potopie z udziałem Noego odkrył geometryczne zasady kamieniarstwa wyryte przez zapobiegliwych kamieniarzy sprzed czasów potopu na dwóch kamiennych filarach. Następnym w kolejce wielkim kamieniarzem był Euklides, grecki matematyk, który przekazał starożytnym Egipcjanom całą wiedzę z zakresu kamieniarstwa: dzięki temu powstały piramidy. Jest tam również Salomon, który zatrudnił czterdzieści tysięcy kamieniarzy do budowy swojej świątyni, stanowiącej obraz kamieniarskiego kunsztu. Główny kamieniarz pochodził z Tyru i w późniejszych wersjach opowieści nazywano go Hiramem Abiffem – to ten sam, który odgrywa najważniejszą rolę w masońskich rytuałach trzeciego stopnia.
Kamieniarskiej mitologii nie sposób odmówić braku wzniosłości: bezładna grupa rzemieślników przypisywała sobie pochodzenie tak dawne i okazałe, że nie powstydziłaby się go żadna dynastia królewska. Mieli oni także bardzo poważne ambicje intelektualne: Stare obowiązki utożsamiały rzemiosło kamieniarskie z geometrią i to właśnie dlatego Euklides, znany jako ojciec geometrii, miał dla kamieniarzy tak duże znaczenie. Geometria była przecież zaliczana do podstawy programowej średniowiecznych uniwersytetów wraz z gramatyką, logiką, retoryką, arytmetyką, muzyką i astronomią. Stare obowiązki głosiły zresztą, że kamieniarska geometria jest najbardziej szacowną dziedziną ludzkiej wiedzy, i masoni nadal traktują geometrię jako metaforę fundamentalnego porządku wszechświata. Wielka litera G, która często figuruje obok węgielnicy i cyrkla jako insygniów masońskich, odnosi się właśnie do geometrii i do Boga2.
Nadal jednak daleko nam do znalezienia rzeczywistego historycznego związku pomiędzy Starymi obowiązkami a wolnomularstwem. (A do tego właśnie miejsca dotarli masońscy historycy pracujący nad tym zagadnieniem).
Po stuleciach mistyfikacji (w których, jak się przekonamy, osiemnastowieczni masoni odegrali niemałą rolę) przekonująca wersja początków wolnomularstwa ukazała się dopiero niedawno, kiedy to w 1988 roku opublikowano przełomowe wyniki badań. Początki masonerii wcale nie sięgają średniowiecza – należy ich raczej upatrywać w okresie, kiedy średniowieczny świat rozpadał się już na kawałki i rodziła się nowoczesność. Ponadto iskra masonerii została wzniecona nie pośród średniowiecznych gildii i gotyckich katedr Anglii, lecz na renesansowym dworze stolicy Szkocji, czyli Edynburga.
Szkocki Salomon
Reformacja podzieliła Europę na wskroś. Aż do 1517 roku Kościół rzymskokatolicki stanowił jedyną drogę do Boga i jedyny gwarant władzy królewskiej. Rzym zajmował pewne miejsce w centrum świata chrześcijańskiego, a w całej Europie potężne gotyckie katedry ze swoją strzelistą niezmiennością świadczyły o porządku spraw ludzkich, który pochodził wprost z nieba.
Potem jednak przyszedł czas na atak Lutra, w wyniku którego narodził się protestantyzm, a chrześcijaństwo zostało nieodwracalnie podzielone. Rozpoczęła się epoka wojen religijnych i po całym kontynencie rozprzestrzenił się głód nowych idei – najlepiej w formie drukowanej. W rezultacie dotychczas niekwestionowane aspekty wiary takie jak doktryna czyśćca oraz czczenie relikwii i ikon zaczęły być traktowane jako znaki działania Antychrysta.
Reformacja pojawiła się w Szkocji późno, ale z impetem. Począwszy od 1560 roku ofiarą tego entuzjazmu zaczęły być budynki religijne. Szkoccy protestanci byli znani z wściekłości, z którą niszczyli bałwochwalcze pomniki, witraże oraz kamienne ornamenty. Katedra Świętego Andrzeja, największy kościół w kraju oraz niezwykły owoc stupięćdziesięcioletniej pracy, została zdewastowana i opuszczona. W Edynburgu ograbiono i zniszczono opactwo Holyrood – miejsce spoczynku królów. Wyznawcy nowego, protestanckiego Kościoła w Szkocji byli przekonani, że Bóg chce, aby miejsca modlitw były brutalnie surowe – wystarczy prostokątny budynek o ścianach z kamienia polnego. Nie budowano już katedr, klasztorów czy wyrafinowanych kościołów, więc szkoccy kamieniarze nie bez powodu obawiali się reformacji. Strata takiego klienta jak Kościół była dla nich katastrofą.
Ponadto, jak wiadomo, nieszczęścia chodzą parami – upadek władzy królewskiej oznaczał wstrzymanie głównych projektów budowlanych monarchii. Król Szkocji Jakub VI niezaprzeczalnie był dzieckiem reformacji, którego dzieciństwo było burzliwe nawet jak na ówczesne standardy. Jego matką była Maria Stuart, królowa Szkotów i katoliczka skazana na wygnanie po tym, jak poślubiła mężczyznę, który prawdopodobnie był odpowiedzialny za spisek prochowy uwieńczony śmiercią ojca Jakuba. W rezultacie wybuchła sześcioletnia wojna domowa, a trzynastomiesięczny Jakub został porwany i pospiesznie koronowany w kościele parafialnym w Stirling. Młody król został wychowany na protestanta przez despotycznych opiekunów, którzy wmawiali mu, że jego matka była czarownicą, a w tym samym czasie zachłanne dworskie frakcje toczyły ze sobą walki. Zwaśnieni i rozjuszeni szkoccy arystokraci zachowywali się jak wysoko urodzeni bandyci.
Jakub miał zaledwie dziewiętnaście lat, kiedy w 1585 roku postanowił podziękować swoim współwładającym i sam przejął kontrolę nad rządem. Przez kolejne piętnaście lat cierpliwie i mądrze hamował religijnych ekstremistów i przejawiał nawet pewien stopień tolerancji, a oprócz tego zdobył poparcie arystokracji, więc przemoc z jej strony również zmalała. Bardzo rozsądnie wystosował także jedynie formalny protest, kiedy Elżbieta I ścięła jego matkę w 1587 roku. Z każdym rokiem wydawało się coraz bardziej pewne, że to Jakub obejmie tron po bezdzietnej Elżbiecie I i złączy Anglię i Szkocję.
Jakub był nie tylko dobrym politykiem, lecz także intelektualistą – poetą, teologiem oraz autorem prac poświęconych teorii i praktyce królowania. Ponadto Daemonologie [Demonologia], książka poświęcona czarnej magii, napisana przez Jakuba w 1597 roku, była głównym źródłem, z którego korzystał Szekspir, kreując wiedźmy w Makbecie (1606). Ten król naukowiec tchnął nowe życie w szkocki dwór i jeszcze bardziej otworzył go na wpływy europejskiego renesansu. Arystokracja zaczęła podróżować do Francji i Włoch, skąd wracała zafascynowana całym wachlarzem międzynarodowych intelektualnych trendów sięgających od teorii poezji, medycyny i techniki wojskowej aż po alchemię, astrologię i magię.
Jakub zbudował lojalną mu administrację spośród szeregów arystokracji i intelektualistów. Jednym z jej nowych członków był William Schaw, wykształcony i obyty w świecie drobny arystokrata, który został mianowany na królewskiego przełożonego robót. Osoba piastująca to stanowisko była odpowiedzialna za budowę, naprawę i utrzymanie wszystkich budynków króla Szkocji oraz za organizację królewskich ceremonii.
Tak jak inni północnoeuropejscy intelektualiści, Schaw był zachwycony renesansem, który w poszukiwaniu inspiracji powracał do klasycznych wzorców. Kluczowym źródłem był dla Schawa tekst O architekturze ksiąg dziesięć, napisany w I wieku p.n.e. przez Witruwiusza – inżyniera i konstruktora, który pracował dla Juliusza Cezara. Witruwiusz uważał, że ludzie projektujący budynki muszą być intelektualistami, a nie tylko zwykłymi budowniczymi. Pod jego wpływem prestiż dawnych mistrzów budownictwa zmalał, a na horyzoncie renesansowej Europy pojawił się nowy bohater: architekt. William Schaw był pierwszym w historii Szkotem, którego nazwano architektem.
W lutym 1594 roku dwór świętował narodzenie królewskiego potomka w zamku w Stirling. Królowi Jakubowi bardzo zależało, aby chrzest jego syna był spektaklem wyrafinowania oraz pobożności, i w tym celu zlecił ekspresową budowę nowej kaplicy zamkowej. Za projekt odpowiadał Schaw i do jego realizacji zatrudniono najlepszych kamieniarzy z całego kraju. Kaplica królewska w Stirling jest najwcześniejszym tego typu budynkiem okresu renesansu w Wielkiej Brytanii, a jej charakterystyczną cechą są zakończone łukami okna w stylu florentyńskim i, podobnie jak w przypadku kaplicy Sykstyńskiej, wzniesionej w latach siedemdziesiątych XV wieku, wymiary i wzór kaplicy królewskiej wzorowane są na świątyni Salomona, opisanej w Księdze królewskiej. Pewien angielski wysłannik na szkockim dworze opisał ją nawet jako „wspaniałą świątynię Salomona”. Król Salomon był starotestamentowym uosobieniem królewskiej mądrości, stanowił więc idealne alter ego dla króla naukowca takiego jak Jakub i nadworni poeci w Szkocji nie omieszkali takich porównań wygłaszać. Niektórzy twierdzili nawet, że Jakub jest do Salomona podobny.
Cztery lata później Schaw zasiadł w pałacu Holyrood w Edynburgu, aby rozpocząć tajne negocjacje w imieniu swojego Salomona. Naprzeciwko niego przy stole znajdowała się grupa mistrzów kamieniarstwa, z których niektórzy brali udział w budowie królewskiej kaplicy w Stirling. Spotkanie to zaszczepiło jedne z najbardziej interesujących idei renesansowej kultury dworskiej Jakuba VI w średniowiecznych metodach pracy kamieniarzy opisanych w Starych obowiązkach. Owocem tych przemian była masoneria.
Podobnie jak w Anglii kamieniarze w Szkocji nie byli odpowiednio zorganizowani: gildie w obu miejscach zostały dodatkowo osłabione przez reformację i w ich skład wchodzili zwykli robotnicy. Jednak kiedy król Jakub VI miał już pełną władzę, zaczęło pojawiać się coraz więcej projektów prestiżowych budynków – w takich warunkach kamieniarze mogli już spokojnie odetchnąć. Gdzieniegdzie, jeszcze przed spotkaniem z Schawem, zaczęli się formować w lokalne grupy, które nie miały nic wspólnego z gildiami, a wręcz były im nieznane. Grupy takie nazywano lożami, a nazwa ta związana jest z tymczasowymi chałupami stawianymi na placach budowy – po raz pierwszy wówczas słowo „loża” zaczęło odnosić się nie do miejsca, ale do organizacji3.
Spotkanie w 1598 roku z królewskim przełożonym robót miało bardzo ambitny program. Schaw uznał, że rodzące się organizacje kamieniarzy są szansą na zgromadzenie przy dworze kluczowych stronników króla, i chciał mianować się ogólnokrajowym patronem, a dokładnie „głównym dozorcą” kamieniarzy. Loże stałyby się wówczas częścią państwowej struktury, odbywałaby regularne spotkania i spisywały rejestry. Taki system funkcjonowałby niezależnie od miejskich gildii w ujęciu lokalnym i, w przeciwieństwie do nich, byłby przeznaczony wyłącznie dla kamieniarzy oraz bezpośrednio wiązałby się z dworem królewskim.
Loże Schawa były tajemnicą skrywaną przed gildiami czy władzami lokalnymi. Ze spotkań lóż spisywano co prawda protokoły, ale nie pokazywano ich osobom z zewnątrz – zresztą w protokołach i tak widniały jedynie praktyczne informacje związane z przemysłem budowlanym. Działalność lóż jednak nie kończyła się na omawianiu suchych faktów. Jak widnieje na dokumencie jednej z siedemnastowiecznych szkockich lóż, „istniały sekrety, których nie wolno było spisywać”. Można jednak dotrzeć do wskazówek prowadzących ku tym niepisanym sekretom – pierwsza z nich znajduje się w umowie sporządzonej pomiędzy Schawem a kamieniarzami.
Jako stały bywalec dworu Schaw znał wartość pochlebstwa – aby zatem zyskać zbiorową przychylność kamieniarzy, zwołał zebranie 27 grudnia, czyli w dniu Świętego Jana Ewangelisty, który kamieniarze z nieznanego powodu uznali za swoje święto. (Masoni nadal zresztą celebrują ten dzień, tak samo jak dzień Świętego Jana Chrzciciela w czerwcu). Schaw nie omieszkał również włączyć do umowy obszernych cytatów ze Starych obowiązków i obiecał, że nowy system lóż pozwoli im nadal przestrzegać ich tradycyjnych zasad. Ponadto przekonał kamieniarzy, że król, który uważa się za szkockiego Salomona, z pewnością będzie przychylny ich potrzebom.
Była to dobra decyzja ze strony Schawa, lecz poszedł on także o krok dalej i odwołując się do kultury renesansu, znalazł wartości, które przypadłyby do gustu kamieniarzom. Oświadczył, że wszyscy masoni i ich praktykanci będą poddani „testowi sztuki i nauki pamięci”. To właśnie był najbardziej innowacyjny ruch Schawa. Kamieniarze zdecydowanie musieli zapamiętywać wiele informacji – nie tylko Stare obowiązki – a Schaw powiedział im, że to, co robią, nie jest po prostu zapamiętywaniem, lecz uprawianiem sztuki i nauki zapamiętywania.
Aby zrozumieć, jak wielką skalę miało pochlebstwo Schawa, należy nieco przyjrzeć się peryferiom myśli renesansowej. Sztuka pamięci była jednym z ulubionych zapożyczeń europejskiej kultury ze starożytności. Najbardziej znanym jej przedstawicielem był rzymski mówca Cyceron, który korzystał z niej w każdym swoim przemówieniu, a król Jakub VI podobno również uczył się jej od jednego z nadwornych poetów. Przede wszystkim należy wyobrazić sobie, że idzie się przez duży budynek: każde pomieszczenie to jeden z akapitów wypowiedzi, a każdy element w danym pomieszczeniu (kolumna, ołtarz, wzór kafelków na posadzce) to jeden z punktów, o którym chce się wspomnieć. Osoby doświadczone w sztuce pamięci mogą przechowywać i przypominać sobie co do słowa nawet długie przemowy.
W czasach renesansu niektórzy filozofowie zaczęli utożsamiać sztukę zapamiętywania z poszukiwaniem mądrości. Opierało się to na idei, zgodnie z którą sam Bóg praktykował sztukę zapamiętywania, szyfrując największe sekrety uniwersum w stworzonym przez siebie świecie.
Ta niewielka grupka wykształconej elity praktykującej sztukę zapamiętywania była niczym ówcześni teoretycy fizyki. Otworzone przez nich perspektywy były nie tylko fascynujące, lecz także potencjalnie niebezpieczne. Czy gatunek ludzki mógł poradzić sobie z tym, co w każdej chwili mogło zostać odkryte? Co jeżeli ujawniono by jakąś prawdę sprzeciwiającą się Biblii? Z takich właśnie powodów niektórzy renesansowi intelektualiści prowadzili badania na uniwersytetach lub w stowarzyszeniach w tajemnicy. Ukrywali wyniki swoich prac przed niepowołanymi osobami za pomocą coraz to nowych kodów i symboli. W poszukiwaniu wiedzy okultystycznej członkowie takich grup szczególnie chętnie korzystali z pism na wpół mitycznego Hermesa Trismegistosa – dzięki niemu nazywano ich nawet hermetykami. Główny hermetyk Brytanii, enigmatyczny Alexander Dicsone, często gościł na szkockim dworze w ostatniej dekadzie XVI wieku, ponieważ niejednokrotnie służył królowi Jakubowi VI jako emisariusz i propagandysta.
Schaw przekonywał więc szkockich kamieniarzy, że oni również byli hermetykami, i mimo że nie zdawali sobie z tego sprawy, brali właśnie udział w największym filozoficznym przedsięwzięciu ludzkości. Zgodnie z poleceniami Witruwiusza zawartymi w dziele O architekturze ksiąg dziesięć byli oni zarówno intelektualistami, jak i budowniczymi. Hermetyzm doskonale wpisywał się w folklorystyczne elementy, które już były zawarte w Starych obowiązkach kamieniarzy. Geometria. Tajemna wiedza przekazywana sobie od zarania dziejów. Hermes Trismegistos: ten sam mędrzec, który, jak podają Stare obowiązki, po potopie odkrył sekrety kamieniarzy wyryte na kolumnie. Sekretne stowarzyszenia poświęcone poszukiwaniu okultystycznej prawdy. Wielkie budynki jako składy świętej wiedzy. Sztuka zapamiętywania. A oprócz tego, rzecz jasna, jak okiem sięgnąć symbole. Energia wyzwolona poprzez taki mariaż ustnej, rzemieślniczej kultury średniowiecznych kamieniarzy z naukowym, hermetycznym elementem renesansowej kultury dworskiej była elektryzująca i otworzyła nieskończone możliwości. Jedną z konsekwencji tych przemian była zmiana charakteru loży, która nie stanowiła już organizacji, lecz zarówno wyimaginowane, jak i realne miejsce, w którym kamieniarze mogli wspólnie praktykować sztukę zapamiętywania. Prawdy zawarte w alegorycznym wystroju lóż – kolumny, podłoga w szachownicę i tak dalej – pomogły przekształcić rzemieślnicze rytuały w coś niezwykle doniosłego, niemalże magicznego. Dzisiejsze loże masońskie są teatrami, gdzie wystawiana jest sztuka zapamiętywania.
Korzystając z terminów masońskich historyków, można więc stwierdzić, że dzięki Schawowi w lożach nadal zasiadali operatywni kamieniarze, lecz mieli oni jednocześnie charakter spekulatywny, ponieważ w celach filozoficznych odprawiali rytuały.
Negocjacje Schawa z kamieniarzami nigdy jednak nie przyniosły satysfakcjonujących rezultatów – rozpisał on co prawda regulamin lóż, ale w 1602 roku zmarł i ustanowione przez niego stanowisko głównego dozorcy nie przetrwało próby czasu. Wkrótce zmiany polityczne położyły kres umowom między kamieniarzami a władzami w Edynburgu: w 1603 roku zmarła Elżbieta I, Jakub VI, król Szkocji, został Jakubem I, królem Anglii, i oba kraje złączono.
Niemniej zaprojektowana przez Schawa sieć lokalnych lóż przetrwała i wciąż się rozrastała: do 1710 roku w całej Szkocji było już ich około trzydziestu. Ponadto 80 procent szkockich lóż znanych nam z czasów Schawa istnieje do dziś. Najstarsze masońskie loże świata, które liczą już ponad czterysta lat, znajdują się w Kilwinning, Edynburgu oraz Stirling i szkoccy masoni są bardzo dumni z tych rekordów.
Z perspektywy czasu widzimy, że za pośrednictwem Schawa renesansowa kultura dworska w okresie panowania Jakuba VI wywołała pośród kamieniarskich lóż reakcję łańcuchową i w ciągu następnych dziesięcioleci prestiż nadany im przez Schawa zaczął przyciągać wysoko urodzonych mężczyzn.
Pieniądze były istotnym powodem, dla którego takich osób w lożach przybywało. Jeśli nowi członkowie byli dobrze sytuowanymi mężczyznami, a nie pracownikami fizycznymi, to chętnie przyjmowano ich szczodry wkład do wspólnej uczty lub funduszu pogrzebowego. Od czasu do czasu mogli oni też zaoferować jakieś zlecenie budowlane.
Gwałtowne napięcia o charakterze religijnym i politycznym wywołane reformacją również odegrały niemałą rolę w przyciąganiu do lóż kolejnych osób. Szkockich kamieniarzy łączył wspólny zawód, a nie wspólna wiara – byli wśród nich zarówno protestanci, jak i katolicy, i takie priorytety wpoiła im reformacja. Sam Schaw był katolikiem, który nauczył się dyskrecji i uległości potrzebnych do przetrwania i prosperowania na protestanckim dworze. Loże były wówczas, tak jak i dziś, bezpieczną przystanią: jeżeli masoneria pomogła ukształtować dzisiejszy świat, stało się to częściowo dzięki temu, że oferowała schronienie przed panującym poza jej murami chaosem.
Spotkanie Williama Schawa z kamieniarzami w 1598 roku zaowocowało założeniem systemu lóż, z których każda obejmowała konkretny obszar. W lożach dokonywano tajemnych rytuałów opartych na sztuce zapamiętywania oraz podtrzymywano średniowieczne rzemieślnicze tradycje w połączeniu z elementami renesansowych nauk. Ważną rolę odgrywały wzajemna pomoc, braterstwo oraz bezwyznaniowa bogobojność. Jednak członkowie tych lóż nie byli jeszcze wolnomularzami w takim sensie, jak rozumiemy to dzisiaj: po pierwsze, nie stosowano jeszcze określenia „wolnomularz”, które było wówczas w Szkocji praktycznie nieznane; po drugie, ich organizacja nie była scentralizowana; po trzecie, loże nadal były ściśle powiązane z potrzebami pracujących kamieniarzy.
Przekształcenie szkockiego modelu lóż Schawa we współczesną masonerię zaczęło się wraz z ich rozprzestrzenianiem się na południe do Anglii, gdzie znano ich już pod wspólną nazwą wolnomularstwa uznanego.
Wolni i uznani masoni
Wolnomularze często oficjalnie mówią o sobie „wolni i uznani masoni”, jednak niewielu z nich rozumie, do czego tak naprawdę odnosi się słowo „uznany”. Co ciekawe, z przymiotników „wolny” i „uznany” to ten drugi okazuje się dużo bardziej pomocny w odkrywaniu angielskich etapów wczesnego rozwoju masonerii.
Oryginalnie angielskie słowo „freemason” („wolnomularz”) odnosiło się do kamieniarza, który obrabiał „free stone” („kamień ciosowy”), czyli drobnoziarnisty piaskowiec lub wapień. W przeciwieństwie do mniej wykwalifikowanych „ustawiaczy”, którzy jedynie kładli ociosane kamienie w odpowiednie miejsce ściany, zadaniem tych rzemieślników było nadawanie kamieniom odpowiedniego kształtu. Wraz z upływem czasu słowo „freemason” zaczęło odnosić się do każdego wyższego rangą rzemieślnika obrabiającego kamień i ludzie nadal używali go w taki sam sposób nawet wówczas, kiedy powstała znana nam dzisiaj masoneria – to terminologiczna nieścisłość, która sprawia historykom wiele trudności.
Bezpośrednich poprzedników współczesnych wolnomularzy można szukać w Anglii dopiero od momentu, w którym w historycznych dokumentach zaczęły pojawiać się wzmianki o „uznanych masonach” lub tajemnej organizacji znanej jako Uznanie. Wynika to ze znacznych podobieństw pomiędzy ich rytuałami a rytuałami praktykowanymi przez członków lóż Schawa oraz współczesnych wolnomularzy. Wraz z rozprzestrzenianiem się Uznania wyciekało także coraz więcej informacji o „sekretach, które nigdy nie mogą zostać spisane” – dotyczyły one uznanych angielskich masonów, którzy wkrótce sami zapracowali na miano wolnomularzy.
Wstrząsające wydarzenia, do jakich doszło podczas rządów Karola I, syna króla Jakuba, odegrały ogromną rolę w rozprzestrzenianiu się lóż Schawa w Anglii. Po tym, jak w 1638 roku doszło do sporu dotyczącego modlitewnika, w Szkocji wybuchły wojny trzech królestw, które na dobre zakończyły się dopiero w 1651 roku i sprawiły, że całe Wyspy Brytyjskie zamieniły się w piekło. Z 7,5 miliona mieszkańców zabito około 800 tysięcy, a w Irlandii prawdopodobnie zginęło 40 procent przedwojennej populacji. Wszystko to sprawia, że kamieniarska wersja hermetycznego poszukiwania oświecenia za pośrednictwem symboli jeszcze wyraźniej jawi się jako duchowy azyl.
Pochodzący z położonego w regionie West Midlands hrabstwa Staffordshire Elias Ashmole został uznanym masonem w październiku 1646 roku – relacja przedstawiająca jego inicjację jest jednym z najstarszych opisów takich ceremonii w Anglii. Istotne jest nie tylko miejsce tego wydarzenia, lecz także to, co Ashmole musiał wówczas zrobić: jego inicjacja odbyła się w Warrington w hrabstwie Lancashire, niedaleko miejsca, w którym mieszkał wówczas z teściami i dochodził do siebie po trudach służby w pokonanym wojsku rojalistów. Przez większość wojen trzech królestw Lancashire było zajęte przez szkocką armię, którą uważa się za jednego z głównych propagatorów poglądów i praktyk szkockich lóż. (Rejestry edynburskiej loży Schawa wskazują, że w maju 1641 roku masoni służący w szkockiej armii w północnej Anglii przeprowadzali inicjacje oficerów walczących w wojnie domowej).
Dzięki swojemu stanowisku oficera artylerii Ashmole był wyjątkowo dobrym kandydatem na masona. Członkowie loży świetnie znali dzieje Witruwiusza i pamiętali, że w legionach Juliusza Cezara był specjalistą od broni ciężkiej i konstruował oraz obsługiwał wszystkie typy machin miotających. Dzięki swojej wiedzy o trajektoriach i innych aspektach tak bardzo poważanej geometrii byli tak naprawdę honorowymi kamieniarzami.
Ashmole stał się człowiekiem o szerokich i (jak się obecnie wydaje) wyjątkowo osobliwych zainteresowaniach. Był antykwariuszem badającym, katalogującym i zbierającym wszystko, od starożytnych monet aż po niezwykłe okazy zoologiczne; dziś najbardziej znany jest z tego, że jego własność stała się podstawą kolekcji oksfordzkiego Ashmolean Museum. Ashmole z wielkim oddaniem poświęcał się zgłębianiu heraldyki, a jego obserwacje astrologiczne docenił nawet król Karol II. Ponadto badał on magiczne symbole, alchemię i był przekonany, że jego intelektualne zdolności są wynikiem ruchów Merkurego.
Takie właśnie ezoteryczne hobby przyciągały do lóż wysoko urodzonych ludzi. Przykładowo Ashmole interesował się również różokrzyżem, co było modne w przypadku sekretnych stowarzyszeń i osób zgłębiających wiedzę okultystyczną. W połowie drugiej dekady XVII wieku kulturę europejską zelektryzowały informacje z Niemiec, zgodnie z którymi odkryto tajemne i święte braterstwo powstałe wiele wieków wcześniej. Organizacja ta znana była jako Zakon Braci Oświeconych Róży i Krzyża i zawdzięczała nazwę swojemu założycielowi, mistykowi i lekarzowi Christianowi Rosenkreuzowi, który podczas swoich podróży do Orientu posiadł wielkie tajemnice. Różokrzyżowe pisma zawierały nowe spojrzenie na hermetyzm i chrześcijaństwo oraz ogłaszały nadejście nowej epoki duchowej.
Niestety, zakon różokrzyża nigdy nie istniał – tak samo jak i jego założyciel. Wszystko to było alegorią, a być może nawet zwykłą mistyfikacją. Nie powstrzymało to jednak ludzi, którzy albo nadal chcieli do tego zrzeszenia dołączyć, albo nadal interesowali się jego założeniami. Być może niektórzy mężczyźni zasilający szeregi szkockich i angielskich lóż byli przekonani, że dołączają do zakonu różokrzyża lub podobnej organizacji, a nawet jeżeli tak nie było, to mit różokrzyżowców przydał masonerii jeszcze więcej symboliki. Przykładowo uważa się, że rytuał śmierci i wskrzeszenia Hirama Abiffa ma swoje źródło w różokrzyżowej nekromancji.
Ashmole całe życie pozostał już uznanym masonem. W 1682 roku wziął udział w spotkaniu uznanych masonów w Londynie. Opisał je w dzienniku takimi słowami: „Miałem status starszego członka (przyjęto mnie już trzydzieści pięć lat temu)” oraz „Wszyscy razem zjedliśmy obiad w tawernie Pod Półksiężycem przy ulicy Cheapeside, a ten zacny posiłek został opłacony ze składek nowo przyjętych masonów”.