Książka „Masoni. Architekci nowoczesnego świata” miłośników teorii spiskowych na pewno rozczaruje. Jej autor John Dickie, profesor University College London, opisując dzieje tytułowego bractwa, skoncentrował się na faktach, wskazując te działania masonów, które w rzeczywisty, a nie wyimaginowany sposób, wpłynęły na przebieg dziejów.


„Masoni. Architekci nowoczesnego świata” to reportaż historyczny napisany z intencją rozprawienia się z mitami, legendami i najzwyklejszymi, lecz ponadprzeciętnie skutecznie rozpowszechnionymi, plotkami na temat masonerii – bractwa założonego w Londynie 24 czerwca 1717 roku w oberży „Gęś i Ruszt”. Tamtego dnia przy wspólnym stole spotkali się członkowie lóż zrzeszających rzemieślników budowlanych, a celem tego spotkania było powołanie jednego wspólnego bractwa. John Dickie stara się wyjaśnić czytelnikom, jak to się stało, że coś tak prozaicznego, co dziś nazwalibyśmy po prostu branżowym stowarzyszeniem budowlańców, obrosło najdziwniejszymi spekulacjami i stało się przyczynkiem do licznych teorii spiskowych, w tym opowieści o przejmowaniu władzy nad światem.

„Masoni. Architekci nowoczesnego świata” to globalna historia najsłynniejszego tajnego stowarzyszenia na świecie, na przestrzeni trzech wieków mająca w swoich szeregach królów i prezydentów, pisarzy i prawodawców, kompozytorów i artystów, generałów i przedsiębiorców. Pierwsze samodzielne loże, które sto lat później weszły w skład stowarzyszenia, powstały pod koniec XVI wieku w Edynburgu, w czasach politycznego i społecznego chaosu szkockiej reformacji, gdy królowie, książęta i papieże byli pozbawiani tronów a zwykli ludzie poszukiwali jakiejkolwiek stałości. Tworzone wówczas loże, ze stałymi zasadami, sugerującymi związki ze starożytną mądrością i znane tylko wtajemniczonym, szybko przyciągnęły różnorodną grupę członków, od handlarzy, kupców, aktorów, prawników, po książęta i arystokratów.

Autor zagłębia się w historię masonów i robi to w sposób wciągający i pouczający, osadzając ruch masoński w kontekście historycznym, kulturowym, teologicznym i politycznym. Dickie prezentuje przy tym historyczne spojrzenie na transfer ideologii i wpływów między krajami i na przestrzeni wieków, wgłębiając się w początki ruchu masońskiego, jego symbolikę i ikonografię, rytuały i tradycje, rodzaje uścisków dłoni – wszystko to, co dla wtajemniczonych kryje w sobie tajemne znaczenie, pilnie strzeżone przed postronnymi.

„Masoni” to interesujące spojrzenie na historię organizacji, której członkowie niewątpliwie wywarli znaczący wpływ na życie społeczne, polityczne i gospodarcze ostatnich trzystu lat

Dickie opowiada o dziejach masonerii i jej podstawowych ideach posiłkując się historiami ludzi, tych zwykłych i przeważnie nieznanych szerzej osób związanych z masonami, ale także sławnych (i niesławnych) ludzi, którzy są rozpoznawalni w wielu krajach – prezydentów, mężów stanu, wpływowych biznesmenów, rewolucjonistów, żołnierzy, abolicjonistów. Są tu opowieści o rewolucjonistach, jak Giuseppe Garibaldi, Simón Bolívar, Motilal Nehru, George Washington, królach i książętach angielskich, kilkunastu prezydentach USA, luminarzach kultury i biznesu – jak Arthur Conan Doyle, Goethe, Mozart, Harry Houdini, Henry Ford, Buzz Aldrin czy Walt Disney. John Dickie stara się uchylić rąbka masońskich tajemnic i pokazuje, dlaczego historia stowarzyszenia jest ważna dla nas wszystkich, z powodu roli jaką masoneria odegrała w kształtowaniu świata jaki obecnie znamy.

Autor nie pomija przy tym tematów niewygodnych, składających się na złożoną i nie zawsze jednoznaczną historię masonerii. Opisuje stosunek ruchu jako całości oraz indywidualne podejście jego członków między innymi do antysemityzmu, seksizmu, mizoginii, nazizmu, powstania faszyzmu we Włoszech i rasizmu masonów na amerykańskim Południu.

„Masoni. Architekci nowoczesnego świata” to interesujące spojrzenie na historię organizacji, której członkowie niewątpliwie wywarli znaczący wpływ na życie społeczne, polityczne i gospodarcze ostatnich trzystu lat, na kierunki, w jakich poszedł rozwój naszej cywilizacji i kultury. Zaskakujące jest to, że książka może stać się świetną lekturą nawet dla czytelnika, który początkowo ma niewielką wiedzę i wcześniej niezbyt interesował się tematem. A to dzięki temu, że Dickie ma zmysł do opowiadania historii, potrafi przyciągnąć uwagę i wzbudzić zainteresowanie dalszą lekturą. Nikodem Maraszkiewicz

John Dickie, Masoni. Architekci nowoczesnego świata, Przekład: Aleksandra Ożarowska, Wydawnictwo Czarna Owca, Premiera: 24 listopada 2021
 
 

John Dickie
Masoni. Architekci nowoczesnego świata
Przekład: Aleksandra Ożarowska
Wydawnictwo Czarna Owca
Premiera: 24 listopada 2021
 
 

3

Edyn­burg. Sztuka pamięci
Skromna grupa o wiel­kich ambi­cjach

Naj­waż­niej­sze sym­bole wyko­rzy­sty­wane przez maso­nów w ich rytu­ałach, czyli far­tu­chy, kolumny, węgiel­nice i kiel­nie, zwią­zane są z pracą kamie­nia­rzy. Według wol­no­mu­la­rzy przed­mioty te nie tylko niosą prze­sła­nie moralne, lecz także opo­wia­dają histo­rię o maso­ne­rii, któ­rej począt­ków upa­try­wać można w gil­diach śre­dnio­wiecz­nych rze­mieśl­ni­ków. Takie infor­ma­cje znaj­dują się rów­nież w nie­zli­czo­nych książ­kach poświę­co­nych maso­ne­rii. Do wol­no­mu­la­rzy bar­dzo prze­ma­wia idea, zgod­nie z którą są oni potom­kami śre­dnio­wiecz­nych kamie­nia­rzy: łączy ich to bowiem z budow­ni­czymi tak wspa­nia­łych katedr jak te w Salis­bury, Lin­coln czy Yorku. To z kolei przy­wo­dzi na myśl wizję idyl­licz­nej Anglii sprzed rewo­lu­cji prze­my­sło­wej.
A jed­nak kiedy przy­cho­dzi moment, w któ­rym trzeba wyja­śnić, w jaki spo­sób gil­die prze­kształ­ciły się w loże masoń­skie, histo­rycy stoją przed ogrom­nym pro­ble­mem, ponie­waż śre­dnio­wieczni kamie­nia­rze wyjąt­kowo nie­udol­nie radzili sobie z for­mo­wa­niem gil­dii. W XIV i XV wieku wła­ści­wie każdy sza­nu­jący się fach we wszyst­kich angiel­skich mia­stach miał wła­sną gil­dię. Garn­ca­rze, gra­ba­rze, grę­pla­rze, grze­bie­nia­rze, gwoź­dzia­rze – wszy­scy mieli ugrun­to­wane gil­die. Wszy­scy oprócz kamie­nia­rzy.
Powo­dem była nie­wy­star­cza­jąca ilość pracy – budul­cem więk­szo­ści budyn­ków w śre­dnio­wiecz­nej Anglii był nie kamień, ale nie­ko­niecz­nie szla­chetna mie­szanka wikliny z gliną, w któ­rej nie bra­ko­wało także gałęzi, słomy czy zwie­rzę­cych odcho­dów. Na usługi kamie­niar­skie nie było zatem takiego popytu jak, przy­kła­dowo, na pracę cie­śli czy strze­cha­rzy. W rezul­ta­cie w więk­szo­ści miast nie można było zebrać wystar­cza­ją­cej liczby kamie­nia­rzy, nawet żeby porząd­nie zagrać w kości, a co dopiero stwo­rzyć gil­dię. Jeżeli nato­miast kamie­nia­rze nale­żeli już do gil­dii, zazwy­czaj znaj­do­wali się tam razem z innymi przed­sta­wi­cie­lami prze­my­słu budow­la­nego – głów­nie róż­nego rodzaju robot­ni­kami.
Kamie­nia­rze pro­wa­dzili wędrowne życie, łapiąc się róż­nych oka­zji i z rzadka gru­pu­jąc się w danym miej­scu, aby zbu­do­wać kamienny most lub dom. W wielu przy­pad­kach róż­nica mię­dzy kamie­nia­rzem a zwy­kłym robot­ni­kiem była bar­dzo sub­telna. Kiedy nato­miast reali­zo­wane były duże pro­jekty – budowa zamku, opac­twa czy kate­dry – zatrud­niano wielu kamie­nia­rzy, i to z dale­kich stron; czę­sto taka rekru­ta­cja była przy­mu­sowa, ponie­waż otrzy­my­wano nakaz od mistrza kamie­niar­stwa, który zawie­rał umowę z kró­lem lub bisku­pem. Tacy eli­tarni mistrzo­wie rów­nież nie mieli sta­łego zatrud­nie­nia, ale indy­wi­du­al­nie byli bar­dzo wpły­wowi. Dla­tego też tra­dy­cyjne gil­die nie mogły repre­zen­to­wać zarówno ich, jak i maso­wych, zwy­kłych pra­cow­ni­ków.
Co cie­kawe, spo­śród tak wielu rze­mieśl­ni­ków okresu angiel­skiego śre­dnio­wie­cza kamie­nia­rze mieli naj­mniej­sze szanse na to, że zrze­sza­jąca ich orga­ni­za­cja prze­trwa wieki i prze­kształci się w takie brac­two jak wol­no­mu­lar­stwo. Już od wielu poko­leń masoń­scy histo­rycy bez­sku­tecz­nie pró­bują odkryć ogniwo pomię­dzy, jak sami mówią, ope­ra­tyw­nymi kamie­nia­rzami – czyli oso­bami uzbro­jo­nymi w dłuta, piony, a także mię­śnie i odci­ski – oraz dzi­siej­szymi spe­ku­la­tyw­nymi wol­no­mu­la­rzami – ludźmi, któ­rych narzę­dzia mają wymiar filo­zo­ficzny, a nie prak­tyczny.
Jeśli zatem to nie śre­dnio­wieczne gil­die są bra­ku­ją­cym ogni­wem mię­dzy daw­nymi kamie­nia­rzami a dzi­siej­szymi wol­no­mu­la­rzami, to co nim jest? Do prawdy możemy zbli­żyć się, choć bar­dzo powoli, bada­jąc nie rze­czy­wi­stość pracy śre­dnio­wiecz­nych kamie­nia­rzy, lecz ich kul­turę i histo­rię, czyli ele­menty, które stały się póź­niej czę­ścią wol­no­mu­lar­stwa.
Wspólne życie każ­dego śre­dnio­wiecz­nego fachu wypeł­nione było regu­la­cjami, rytu­ałami oraz mitami. Nie bra­ko­wało tam także rytu­ałów ini­cja­cyj­nych czy uro­czy­stych i prze­ra­ża­ją­cych przy­siąg, które miały na celu ochronę tajem­nic danego rze­mio­sła i wzmac­nia­nie soli­dar­no­ści wśród rze­mieśl­ni­ków. Trzeba było zapa­mię­tać różne prawa i hasła, czę­sto po to, aby dema­sko­wać oszu­stów, któ­rzy poja­wiali się u bram mia­sta w poszu­ki­wa­niu pracy. Wypra­wiano także huczne uczty z oka­zji świąt i opo­wia­dano sobie legendy: szewcy, któ­rzy zaj­mo­wali się wyra­bia­niem wytwor­nych butów, wie­rzyli, że po tym, jak ich patron, Święty Hugo, zmarł męczeń­ską śmier­cią, jego kości zamie­niły się w szew­skie narzę­dzia.
Bry­tyj­scy kamie­nia­rze nad­ra­biali braki w orga­ni­za­cji swo­jej gil­dii, two­rząc wyjąt­kowo duży zestaw zasad, sym­boli i mitów. Kamie­niar­ski kodeks znany jako Stare obo­wiązki (Old Char­ges) był prze­ka­zy­wany ust­nie, ale ponie­waż pamięć ustna jest zawodna, jego treść czę­sto się zmie­niała – poje­dyn­cze frag­menty były doda­wane, ujmo­wane, prze­ina­czane czy zapo­mi­nane. Co jakiś czas różne wer­sje Sta­rych obo­wiąz­ków były spi­sy­wane, a pierw­szy tekst, który prze­trwał ten zawiły pro­ces, napi­sany jest wier­szem, dzięki czemu łatwiej było zapa­mię­tać jego 826 wer­sów; obec­nie znany jest on maso­nom na całym świe­cie jako poemat Regius. Jego pocho­dze­nie nie zostało pre­cy­zyj­nie usta­lone, ale przy­pusz­cza się, że powstał w hrab­stwie Shrop­shire w 1430 roku.
Prze­pisy wyszcze­gól­nione w Sta­rych obo­wiąz­kach to stan­dar­dowe reguły dla śre­dnio­wiecz­nych rze­mieśl­ni­ków. Można tam zna­leźć zarówno ogólne wska­zówki doty­czące dobrych manier (nie prze­kli­naj w kościele, nie wydmu­chuj nosa w ser­wetkę), jak i regu­la­cje bez­po­śred­nio doty­czące pracy kamie­niar­skiej, czyli, przy­kła­dowo, mistrz musi spra­wie­dli­wie pła­cić swoim pra­cow­ni­kom i nad­zo­ro­wać jakość ich pracy. Jed­nak to, co wyróż­nia Stare obo­wiązki i co napro­wa­dza nas na szlak powsta­nia wol­no­mu­lar­stwa, to mito­lo­gia kamie­nia­rzy – histo­ria opo­wia­da­jąca o tym, jak rze­mio­sło kamie­niar­skie naro­dziło się u zara­nia dzie­jów i jak wielcy kamie­nia­rze prze­ka­zy­wali sobie przez wieki jego tra­dy­cje.
Dra­ma­tis per­so­nae tych opo­wie­ści to nie byle kto z nie byle jakim pocho­dze­niem: greccy myśli­ciele spo­ty­kają się tam z wiel­kimi szy­chami z Księgi Wyj­ścia i Księgi Kró­lew­skiej. Jest też kilka postaci, które są naprawdę istotne, ponie­waż stały się póź­niej czę­ścią masoń­skich legend. Jedna z nich to Her­mes Tri­sme­gi­stos, uczony, który po poto­pie z udzia­łem Noego odkrył geo­me­tryczne zasady kamie­niar­stwa wyryte przez zapo­bie­gli­wych kamie­nia­rzy sprzed cza­sów potopu na dwóch kamien­nych fila­rach. Następ­nym w kolejce wiel­kim kamie­nia­rzem był Eukli­des, grecki mate­ma­tyk, który prze­ka­zał sta­ro­żyt­nym Egip­cja­nom całą wie­dzę z zakresu kamie­niar­stwa: dzięki temu powstały pira­midy. Jest tam rów­nież Salo­mon, który zatrud­nił czter­dzie­ści tysięcy kamie­nia­rzy do budowy swo­jej świą­tyni, sta­no­wią­cej obraz kamie­niar­skiego kunsztu. Główny kamie­niarz pocho­dził z Tyru i w póź­niejszych wer­sjach opo­wie­ści nazy­wano go Hira­mem Abif­fem – to ten sam, który odgrywa naj­waż­niej­szą rolę w masoń­skich rytu­ałach trze­ciego stop­nia.
Kamie­niar­skiej mito­lo­gii nie spo­sób odmó­wić braku wznio­sło­ści: bez­ładna grupa rze­mieśl­ni­ków przy­pi­sy­wała sobie pocho­dze­nie tak dawne i oka­załe, że nie powsty­dzi­łaby się go żadna dyna­stia kró­lew­ska. Mieli oni także bar­dzo poważne ambi­cje inte­lek­tu­alne: Stare obo­wiązki utoż­sa­miały rze­mio­sło kamie­niar­skie z geo­me­trią i to wła­śnie dla­tego Eukli­des, znany jako ojciec geo­me­trii, miał dla kamie­nia­rzy tak duże zna­cze­nie. Geo­me­tria była prze­cież zali­czana do pod­stawy pro­gra­mo­wej śre­dnio­wiecz­nych uni­wer­sy­te­tów wraz z gra­ma­tyką, logiką, reto­ryką, aryt­me­tyką, muzyką i astro­no­mią. Stare obo­wiązki gło­siły zresztą, że kamie­niar­ska geo­me­tria jest naj­bar­dziej sza­cowną dzie­dziną ludz­kiej wie­dzy, i masoni na­dal trak­tują geo­me­trię jako meta­forę fun­da­men­tal­nego porządku wszech­świata. Wielka litera G, która czę­sto figu­ruje obok węgiel­nicy i cyr­kla jako insy­gniów masoń­skich, odnosi się wła­śnie do geo­me­trii i do Boga2.
Na­dal jed­nak daleko nam do zna­le­zie­nia rze­czy­wi­stego histo­rycz­nego związku pomię­dzy Sta­rymi obo­wiąz­kami a wol­no­mu­lar­stwem. (A do tego wła­śnie miej­sca dotarli masoń­scy histo­rycy pra­cu­jący nad tym zagad­nie­niem).
Po stu­le­ciach misty­fi­ka­cji (w któ­rych, jak się prze­ko­namy, osiem­na­sto­wieczni masoni ode­grali nie­małą rolę) prze­ko­nu­jąca wer­sja począt­ków wol­no­mu­lar­stwa uka­zała się dopiero nie­dawno, kiedy to w 1988 roku opu­bli­ko­wano prze­ło­mowe wyniki badań. Początki maso­ne­rii wcale nie się­gają śre­dnio­wie­cza – należy ich raczej upa­try­wać w okre­sie, kiedy śre­dnio­wieczny świat roz­pa­dał się już na kawałki i rodziła się nowo­cze­sność. Ponadto iskra maso­ne­rii została wznie­cona nie pośród śre­dnio­wiecznych gil­dii i gotyc­kich katedr Anglii, lecz na rene­san­so­wym dwo­rze sto­licy Szko­cji, czyli Edyn­burga.

Szkocki Salo­mon
Refor­ma­cja podzie­liła Europę na wskroś. Aż do 1517 roku Kościół rzym­sko­ka­to­licki sta­no­wił jedyną drogę do Boga i jedyny gwa­rant wła­dzy kró­lew­skiej. Rzym zaj­mo­wał pewne miej­sce w cen­trum świata chrze­ści­jań­skiego, a w całej Euro­pie potężne gotyc­kie kate­dry ze swoją strze­li­stą nie­zmien­no­ścią świad­czyły o porządku spraw ludz­kich, który pocho­dził wprost z nieba.
Potem jed­nak przy­szedł czas na atak Lutra, w wyniku któ­rego naro­dził się pro­te­stan­tyzm, a chrze­ści­jań­stwo zostało nie­od­wra­cal­nie podzie­lone. Roz­po­częła się epoka wojen reli­gij­nych i po całym kon­ty­nen­cie roz­prze­strze­nił się głód nowych idei – naj­le­piej w for­mie dru­ko­wa­nej. W rezul­ta­cie dotych­czas nie­kwe­stio­no­wane aspekty wiary takie jak dok­tryna czyśćca oraz czcze­nie reli­kwii i ikon zaczęły być trak­to­wane jako znaki dzia­ła­nia Anty­chry­sta.
Refor­ma­cja poja­wiła się w Szko­cji późno, ale z impe­tem. Począw­szy od 1560 roku ofiarą tego entu­zja­zmu zaczęły być budynki reli­gijne. Szkoccy pro­te­stanci byli znani z wście­kło­ści, z którą nisz­czyli bał­wo­chwal­cze pomniki, witraże oraz kamienne orna­menty. Kate­dra Świę­tego Andrzeja, naj­więk­szy kościół w kraju oraz nie­zwy­kły owoc stu­pięć­dzie­się­cio­let­niej pracy, została zde­wa­sto­wana i opusz­czona. W Edyn­burgu ogra­biono i znisz­czono opac­two Holy­rood – miej­sce spo­czynku kró­lów. Wyznawcy nowego, pro­te­stanc­kiego Kościoła w Szko­cji byli prze­ko­nani, że Bóg chce, aby miej­sca modlitw były bru­tal­nie surowe – wystar­czy pro­sto­kątny budy­nek o ścia­nach z kamie­nia polnego. Nie budo­wano już katedr, klasz­to­rów czy wyra­fi­no­wa­nych kościo­łów, więc szkoccy kamie­niarze nie bez powodu oba­wiali się refor­ma­cji. Strata takiego klienta jak Kościół była dla nich kata­strofą.
Ponadto, jak wia­domo, nie­szczę­ścia cho­dzą parami – upa­dek wła­dzy kró­lew­skiej ozna­czał wstrzy­ma­nie głów­nych pro­jek­tów budow­la­nych monar­chii. Król Szko­cji Jakub VI nie­za­prze­czal­nie był dziec­kiem refor­ma­cji, któ­rego dzie­ciń­stwo było burz­liwe nawet jak na ówcze­sne stan­dardy. Jego matką była Maria Stu­art, kró­lowa Szko­tów i kato­liczka ska­zana na wygna­nie po tym, jak poślu­biła męż­czy­znę, który praw­do­po­dob­nie był odpo­wie­dzialny za spi­sek pro­chowy uwień­czony śmier­cią ojca Jakuba. W rezul­ta­cie wybu­chła sze­ścio­let­nia wojna domowa, a trzy­na­sto­mie­sięczny Jakub został porwany i pospiesz­nie koro­no­wany w kościele para­fial­nym w Stir­ling. Młody król został wycho­wany na pro­te­stanta przez despo­tycz­nych opie­ku­nów, któ­rzy wma­wiali mu, że jego matka była cza­row­nicą, a w tym samym cza­sie zachłanne dwor­skie frak­cje toczyły ze sobą walki. Zwa­śnieni i roz­ju­szeni szkoccy ary­sto­kraci zacho­wy­wali się jak wysoko uro­dzeni ban­dyci.
Jakub miał zale­d­wie dzie­więt­na­ście lat, kiedy w 1585 roku posta­no­wił podzię­ko­wać swoim współ­wła­da­ją­cym i sam prze­jął kon­trolę nad rzą­dem. Przez kolejne pięt­na­ście lat cier­pli­wie i mądrze hamo­wał reli­gij­nych eks­tre­mi­stów i prze­ja­wiał nawet pewien sto­pień tole­ran­cji, a oprócz tego zdo­był popar­cie ary­sto­kra­cji, więc prze­moc z jej strony rów­nież zma­lała. Bar­dzo roz­sąd­nie wysto­so­wał także jedy­nie for­malny pro­test, kiedy Elż­bieta I ścięła jego matkę w 1587 roku. Z każ­dym rokiem wyda­wało się coraz bar­dziej pewne, że to Jakub obej­mie tron po bez­dziet­nej Elż­bie­cie I i złą­czy Anglię i Szko­cję.
Jakub był nie tylko dobrym poli­ty­kiem, lecz także inte­lek­tu­ali­stą – poetą, teo­lo­giem oraz auto­rem prac poświę­co­nych teo­rii i prak­tyce kró­lo­wa­nia. Ponadto Daemo­no­lo­gie [Demo­no­lo­gia], książka poświę­cona czar­nej magii, napi­sana przez Jakuba w 1597 roku, była głów­nym źró­dłem, z któ­rego korzy­stał Szek­spir, kreu­jąc wiedźmy w Mak­be­cie (1606). Ten król nauko­wiec tchnął nowe życie w szkocki dwór i jesz­cze bar­dziej otwo­rzył go na wpływy euro­pej­skiego rene­sansu. Ary­sto­kra­cja zaczęła podró­żo­wać do Fran­cji i Włoch, skąd wra­cała zafa­scy­no­wana całym wachla­rzem mię­dzy­na­ro­do­wych inte­lek­tu­al­nych tren­dów się­ga­ją­cych od teo­rii poezji, medy­cyny i tech­niki woj­sko­wej aż po alche­mię, astro­lo­gię i magię.
Jakub zbu­do­wał lojalną mu admi­ni­stra­cję spo­śród sze­re­gów ary­sto­kra­cji i inte­lek­tu­ali­stów. Jed­nym z jej nowych człon­ków był Wil­liam Schaw, wykształ­cony i obyty w świe­cie drobny ary­sto­krata, który został mia­no­wany na kró­lew­skiego prze­ło­żo­nego robót. Osoba pia­stu­jąca to sta­no­wi­sko była odpo­wie­dzialna za budowę, naprawę i utrzy­ma­nie wszyst­kich budyn­ków króla Szko­cji oraz za orga­ni­za­cję kró­lew­skich cere­mo­nii.
Tak jak inni pół­noc­no­eu­ro­pej­scy inte­lek­tu­ali­ści, Schaw był zachwy­cony rene­san­sem, który w poszu­ki­wa­niu inspi­ra­cji powra­cał do kla­sycz­nych wzor­ców. Klu­czo­wym źró­dłem był dla Schawa tekst O archi­tek­tu­rze ksiąg dzie­sięć, napi­sany w I wieku p.n.e. przez Witru­wiu­sza – inży­niera i kon­struk­tora, który pra­co­wał dla Juliu­sza Cezara. Witru­wiusz uwa­żał, że ludzie pro­jek­tu­jący budynki muszą być inte­lek­tu­ali­stami, a nie tylko zwy­kłymi budow­ni­czymi. Pod jego wpły­wem pre­stiż daw­nych mistrzów budow­nic­twa zma­lał, a na hory­zon­cie rene­san­so­wej Europy poja­wił się nowy boha­ter: archi­tekt. Wil­liam Schaw był pierw­szym w histo­rii Szko­tem, któ­rego nazwano archi­tektem.
W lutym 1594 roku dwór świę­to­wał naro­dze­nie kró­lew­skiego potomka w zamku w Stir­ling. Kró­lowi Jaku­bowi bar­dzo zale­żało, aby chrzest jego syna był spek­ta­klem wyra­fi­no­wa­nia oraz poboż­no­ści, i w tym celu zle­cił eks­pre­sową budowę nowej kaplicy zam­ko­wej. Za pro­jekt odpo­wia­dał Schaw i do jego reali­za­cji zatrud­niono naj­lep­szych kamie­nia­rzy z całego kraju. Kaplica kró­lew­ska w Stir­ling jest naj­wcze­śniej­szym tego typu budyn­kiem okresu rene­sansu w Wiel­kiej Bry­ta­nii, a jej cha­rak­te­ry­styczną cechą są zakoń­czone łukami okna w stylu flo­ren­tyń­skim i, podob­nie jak w przy­padku kaplicy Syk­styń­skiej, wznie­sio­nej w latach sie­dem­dzie­sią­tych XV wieku, wymiary i wzór kaplicy kró­lew­skiej wzo­ro­wane są na świą­tyni Salo­mona, opi­sa­nej w Księ­dze kró­lew­skiej. Pewien angiel­ski wysłan­nik na szkoc­kim dwo­rze opi­sał ją nawet jako „wspa­niałą świą­tynię Salo­mona”. Król Salo­mon był sta­ro­te­sta­men­to­wym uoso­bie­niem kró­lew­skiej mądro­ści, sta­no­wił więc ide­alne alter ego dla króla naukowca takiego jak Jakub i nadworni poeci w Szko­cji nie omiesz­kali takich porów­nań wygła­szać. Nie­któ­rzy twier­dzili nawet, że Jakub jest do Salo­mona podobny.
Cztery lata póź­niej Schaw zasiadł w pałacu Holy­rood w Edyn­burgu, aby roz­po­cząć tajne nego­cja­cje w imie­niu swo­jego Salo­mona. Naprze­ciwko niego przy stole znaj­do­wała się grupa mistrzów kamie­niar­stwa, z któ­rych nie­któ­rzy brali udział w budo­wie kró­lew­skiej kaplicy w Stir­ling. Spo­tka­nie to zaszcze­piło jedne z naj­bar­dziej inte­re­su­ją­cych idei rene­san­so­wej kul­tury dwor­skiej Jakuba VI w śre­dnio­wiecz­nych meto­dach pracy kamie­nia­rzy opi­sa­nych w Sta­rych obo­wiąz­kach. Owo­cem tych prze­mian była maso­ne­ria.
Podob­nie jak w Anglii kamie­nia­rze w Szko­cji nie byli odpo­wied­nio zor­ga­ni­zo­wani: gil­die w obu miej­scach zostały dodat­kowo osła­bione przez refor­ma­cję i w ich skład wcho­dzili zwy­kli robot­nicy. Jed­nak kiedy król Jakub VI miał już pełną wła­dzę, zaczęło poja­wiać się coraz wię­cej pro­jek­tów pre­sti­żo­wych budyn­ków – w takich warun­kach kamie­nia­rze mogli już spo­koj­nie ode­tchnąć. Gdzie­nie­gdzie, jesz­cze przed spo­tka­niem z Scha­wem, zaczęli się for­mo­wać w lokalne grupy, które nie miały nic wspól­nego z gil­diami, a wręcz były im nie­znane. Grupy takie nazy­wano lożami, a nazwa ta zwią­zana jest z tym­cza­so­wymi cha­łu­pami sta­wia­nymi na pla­cach budowy – po raz pierw­szy wów­czas słowo „loża” zaczęło odno­sić się nie do miej­sca, ale do orga­ni­za­cji3.
Spo­tka­nie w 1598 roku z kró­lew­skim prze­ło­żo­nym robót miało bar­dzo ambitny pro­gram. Schaw uznał, że rodzące się orga­ni­za­cje kamie­nia­rzy są szansą na zgro­ma­dze­nie przy dwo­rze klu­czo­wych stron­ni­ków króla, i chciał mia­no­wać się ogól­no­kra­jo­wym patro­nem, a dokład­nie „głów­nym dozorcą” kamie­nia­rzy. Loże sta­łyby się wów­czas czę­ścią pań­stwo­wej struk­tury, odby­wa­łaby regu­larne spo­tka­nia i spi­sy­wały reje­stry. Taki sys­tem funk­cjo­no­wałby nie­za­leż­nie od miej­skich gil­dii w uję­ciu lokal­nym i, w prze­ci­wień­stwie do nich, byłby prze­zna­czony wyłącz­nie dla kamie­nia­rzy oraz bez­po­śred­nio wią­załby się z dwo­rem kró­lew­skim.
Loże Schawa były tajem­nicą skry­waną przed gil­diami czy wła­dzami lokal­nymi. Ze spo­tkań lóż spi­sy­wano co prawda pro­to­koły, ale nie poka­zy­wano ich oso­bom z zewnątrz – zresztą w pro­to­ko­łach i tak wid­niały jedy­nie prak­tyczne infor­ma­cje zwią­zane z prze­my­słem budow­la­nym. Dzia­łal­ność lóż jed­nak nie koń­czyła się na oma­wia­niu suchych fak­tów. Jak wid­nieje na doku­men­cie jed­nej z sie­dem­na­sto­wiecz­nych szkoc­kich lóż, „ist­niały sekrety, któ­rych nie wolno było spi­sy­wać”. Można jed­nak dotrzeć do wska­zó­wek pro­wa­dzą­cych ku tym nie­pi­sa­nym sekre­tom – pierw­sza z nich znaj­duje się w umo­wie spo­rzą­dzo­nej pomię­dzy Scha­wem a kamie­nia­rzami.
Jako stały bywa­lec dworu Schaw znał war­tość pochleb­stwa – aby zatem zyskać zbio­rową przy­chyl­ność kamie­nia­rzy, zwo­łał zebra­nie 27 grud­nia, czyli w dniu Świę­tego Jana Ewan­ge­li­sty, który kamie­nia­rze z nie­zna­nego powodu uznali za swoje święto. (Masoni na­dal zresztą cele­brują ten dzień, tak samo jak dzień Świę­tego Jana Chrzci­ciela w czerwcu). Schaw nie omiesz­kał rów­nież włą­czyć do umowy obszer­nych cyta­tów ze Sta­rych obo­wiąz­ków i obie­cał, że nowy sys­tem lóż pozwoli im na­dal prze­strze­gać ich tra­dy­cyj­nych zasad. Ponadto prze­ko­nał kamie­nia­rzy, że król, który uważa się za szkoc­kiego Salo­mona, z pew­no­ścią będzie przy­chylny ich potrze­bom.
Była to dobra decy­zja ze strony Schawa, lecz poszedł on także o krok dalej i odwo­łu­jąc się do kul­tury rene­sansu, zna­lazł war­to­ści, które przy­pa­dłyby do gustu kamie­nia­rzom. Oświad­czył, że wszy­scy masoni i ich prak­ty­kanci będą pod­dani „testowi sztuki i nauki pamięci”. To wła­śnie był naj­bar­dziej inno­wa­cyjny ruch Schawa. Kamie­nia­rze zde­cy­do­wa­nie musieli zapa­mię­ty­wać wiele infor­ma­cji – nie tylko Stare obo­wiązki – a Schaw powie­dział im, że to, co robią, nie jest po pro­stu zapa­mię­ty­wa­niem, lecz upra­wia­niem sztuki i nauki zapa­mię­ty­wa­nia.
Aby zro­zu­mieć, jak wielką skalę miało pochleb­stwo Schawa, należy nieco przyj­rzeć się pery­fe­riom myśli rene­san­so­wej. Sztuka pamięci była jed­nym z ulu­bio­nych zapo­ży­czeń euro­pej­skiej kul­tury ze sta­ro­żyt­no­ści. Naj­bar­dziej zna­nym jej przed­sta­wi­cie­lem był rzym­ski mówca Cyce­ron, który korzy­stał z niej w każ­dym swoim prze­mó­wie­niu, a król Jakub VI podobno rów­nież uczył się jej od jed­nego z nadwor­nych poetów. Przede wszyst­kim należy wyobra­zić sobie, że idzie się przez duży budy­nek: każde pomiesz­cze­nie to jeden z aka­pi­tów wypo­wie­dzi, a każdy ele­ment w danym pomiesz­cze­niu (kolumna, ołtarz, wzór kafel­ków na posadzce) to jeden z punk­tów, o któ­rym chce się wspo­mnieć. Osoby doświad­czone w sztuce pamięci mogą prze­cho­wy­wać i przy­po­mi­nać sobie co do słowa nawet dłu­gie prze­mowy.
W cza­sach rene­sansu nie­któ­rzy filo­zo­fo­wie zaczęli utoż­sa­miać sztukę zapa­mię­ty­wa­nia z poszu­ki­wa­niem mądro­ści. Opie­rało się to na idei, zgod­nie z którą sam Bóg prak­ty­ko­wał sztukę zapa­mię­ty­wa­nia, szy­fru­jąc naj­więk­sze sekrety uni­wer­sum w stwo­rzo­nym przez sie­bie świe­cie.
Ta nie­wielka grupka wykształ­co­nej elity prak­ty­ku­ją­cej sztukę zapa­mię­ty­wa­nia była niczym ówcze­śni teo­re­tycy fizyki. Otwo­rzone przez nich per­spek­tywy były nie tylko fascy­nu­jące, lecz także poten­cjal­nie nie­bez­pieczne. Czy gatu­nek ludzki mógł pora­dzić sobie z tym, co w każ­dej chwili mogło zostać odkryte? Co jeżeli ujaw­niono by jakąś prawdę sprze­ci­wia­jącą się Biblii? Z takich wła­śnie powo­dów nie­któ­rzy rene­san­sowi inte­lek­tu­ali­ści pro­wa­dzili bada­nia na uni­wer­sy­te­tach lub w sto­wa­rzy­sze­niach w tajem­nicy. Ukry­wali wyniki swo­ich prac przed nie­po­wo­ła­nymi oso­bami za pomocą coraz to nowych kodów i sym­boli. W poszu­ki­wa­niu wie­dzy okul­ty­stycz­nej człon­ko­wie takich grup szcze­gól­nie chęt­nie korzy­stali z pism na wpół mitycz­nego Her­mesa Tri­sme­gi­stosa – dzięki niemu nazy­wano ich nawet her­me­ty­kami. Główny her­me­tyk Bry­ta­nii, enig­ma­tyczny Ale­xan­der Dic­sone, czę­sto gościł na szkoc­kim dwo­rze w ostat­niej deka­dzie XVI wieku, ponie­waż nie­jed­no­krot­nie słu­żył kró­lowi Jaku­bowi VI jako emi­sa­riusz i pro­pa­gan­dy­sta.
Schaw prze­ko­ny­wał więc szkoc­kich kamie­nia­rzy, że oni rów­nież byli her­me­ty­kami, i mimo że nie zda­wali sobie z tego sprawy, brali wła­śnie udział w naj­więk­szym filo­zo­ficz­nym przed­się­wzię­ciu ludz­ko­ści. Zgod­nie z pole­ce­niami Witru­wiu­sza zawar­tymi w dziele O archi­tek­tu­rze ksiąg dzie­sięć byli oni zarówno inte­lek­tu­ali­stami, jak i budow­ni­czymi. Her­me­tyzm dosko­nale wpi­sy­wał się w folk­lo­ry­styczne ele­menty, które już były zawarte w Sta­rych obo­wiąz­kach kamie­nia­rzy. Geo­me­tria. Tajemna wie­dza prze­ka­zy­wana sobie od zara­nia dzie­jów. Her­mes Tri­sme­gi­stos: ten sam mędrzec, który, jak podają Stare obo­wiązki, po poto­pie odkrył sekrety kamie­nia­rzy wyryte na kolum­nie. Sekretne sto­wa­rzy­sze­nia poświę­cone poszu­ki­wa­niu okul­ty­stycz­nej prawdy. Wiel­kie budynki jako składy świę­tej wie­dzy. Sztuka zapa­mię­ty­wa­nia. A oprócz tego, rzecz jasna, jak okiem się­gnąć sym­bole. Ener­gia wyzwo­lona poprzez taki mariaż ust­nej, rze­mieśl­ni­czej kul­tury śre­dnio­wiecz­nych kamie­nia­rzy z nauko­wym, her­me­tycz­nym ele­men­tem rene­san­so­wej kul­tury dwor­skiej była elek­try­zu­jąca i otwo­rzyła nie­skoń­czone moż­li­wo­ści. Jedną z kon­se­kwen­cji tych prze­mian była zmiana cha­rak­teru loży, która nie sta­no­wiła już orga­ni­za­cji, lecz zarówno wyima­gi­no­wane, jak i realne miej­sce, w któ­rym kamie­nia­rze mogli wspól­nie prak­ty­ko­wać sztukę zapa­mię­ty­wa­nia. Prawdy zawarte w ale­go­rycz­nym wystroju lóż – kolumny, pod­łoga w sza­chow­nicę i tak dalej – pomo­gły prze­kształ­cić rze­mieśl­ni­cze rytu­ały w coś nie­zwy­kle donio­słego, nie­malże magicz­nego. Dzi­siej­sze loże masoń­skie są teatrami, gdzie wysta­wiana jest sztuka zapa­mię­ty­wa­nia.
Korzy­sta­jąc z ter­mi­nów masoń­skich histo­ry­ków, można więc stwier­dzić, że dzięki Scha­wowi w lożach na­dal zasia­dali ope­ra­tywni kamie­nia­rze, lecz mieli oni jed­no­cze­śnie cha­rak­ter spe­ku­la­tywny, ponie­waż w celach filo­zo­ficz­nych odpra­wiali rytu­ały.
Nego­cja­cje Schawa z kamie­nia­rzami ni­gdy jed­nak nie przy­nio­sły satys­fak­cjo­nu­ją­cych rezul­ta­tów – roz­pi­sał on co prawda regu­la­min lóż, ale w 1602 roku zmarł i usta­no­wione przez niego sta­no­wi­sko głów­nego dozorcy nie prze­trwało próby czasu. Wkrótce zmiany poli­tyczne poło­żyły kres umo­wom mię­dzy kamie­nia­rzami a wła­dzami w Edyn­burgu: w 1603 roku zmarła Elż­bieta I, Jakub VI, król Szko­cji, został Jaku­bem I, kró­lem Anglii, i oba kraje złą­czono.
Nie­mniej zapro­jek­to­wana przez Schawa sieć lokal­nych lóż prze­trwała i wciąż się roz­ra­stała: do 1710 roku w całej Szko­cji było już ich około trzy­dzie­stu. Ponadto 80 pro­cent szkoc­kich lóż zna­nych nam z cza­sów Schawa ist­nieje do dziś. Naj­star­sze masoń­skie loże świata, które liczą już ponad czte­ry­sta lat, znaj­dują się w Kil­win­ning, Edyn­burgu oraz Stir­ling i szkoccy masoni są bar­dzo dumni z tych rekor­dów.
Z per­spek­tywy czasu widzimy, że za pośred­nic­twem Schawa rene­san­sowa kul­tura dwor­ska w okre­sie pano­wa­nia Jakuba VI wywo­łała pośród kamie­niar­skich lóż reak­cję łań­cu­chową i w ciągu następ­nych dzie­się­cio­leci pre­stiż nadany im przez Schawa zaczął przy­cią­gać wysoko uro­dzo­nych męż­czyzn.
Pie­nią­dze były istot­nym powo­dem, dla któ­rego takich osób w lożach przy­by­wało. Jeśli nowi człon­ko­wie byli dobrze sytu­owa­nymi męż­czy­znami, a nie pra­cow­ni­kami fizycz­nymi, to chęt­nie przyj­mo­wano ich szczo­dry wkład do wspól­nej uczty lub fun­du­szu pogrze­bo­wego. Od czasu do czasu mogli oni też zaofe­ro­wać jakieś zle­ce­nie budow­lane.
Gwał­towne napię­cia o cha­rak­te­rze reli­gij­nym i poli­tycz­nym wywo­łane refor­ma­cją rów­nież ode­grały nie­małą rolę w przy­cią­ga­niu do lóż kolej­nych osób. Szkoc­kich kamie­nia­rzy łączył wspólny zawód, a nie wspólna wiara – byli wśród nich zarówno pro­te­stanci, jak i kato­licy, i takie prio­ry­tety wpo­iła im refor­ma­cja. Sam Schaw był kato­li­kiem, który nauczył się dys­kre­cji i ule­gło­ści potrzeb­nych do prze­trwa­nia i pro­spe­ro­wa­nia na pro­te­stanc­kim dwo­rze. Loże były wów­czas, tak jak i dziś, bez­pieczną przy­sta­nią: jeżeli maso­ne­ria pomo­gła ukształ­to­wać dzi­siej­szy świat, stało się to czę­ściowo dzięki temu, że ofe­ro­wała schro­nie­nie przed panu­ją­cym poza jej murami cha­osem.
Spo­tka­nie Wil­liama Schawa z kamie­nia­rzami w 1598 roku zaowo­co­wało zało­że­niem sys­temu lóż, z któ­rych każda obej­mo­wała kon­kretny obszar. W lożach doko­ny­wano tajem­nych rytu­ałów opar­tych na sztuce zapa­mię­ty­wa­nia oraz pod­trzy­my­wano śre­dnio­wieczne rze­mieśl­ni­cze tra­dy­cje w połą­cze­niu z ele­men­tami rene­san­so­wych nauk. Ważną rolę odgry­wały wza­jemna pomoc, bra­ter­stwo oraz bez­wy­zna­niowa bogo­boj­ność. Jed­nak człon­ko­wie tych lóż nie byli jesz­cze wol­no­mu­la­rzami w takim sen­sie, jak rozu­miemy to dzi­siaj: po pierw­sze, nie sto­so­wano jesz­cze okre­śle­nia „wol­no­mu­larz”, które było wów­czas w Szko­cji prak­tycz­nie nie­znane; po dru­gie, ich orga­ni­za­cja nie była scen­tra­li­zo­wana; po trze­cie, loże na­dal były ści­śle powią­zane z potrze­bami pra­cu­ją­cych kamie­nia­rzy.
Prze­kształ­ce­nie szkoc­kiego modelu lóż Schawa we współ­cze­sną maso­ne­rię zaczęło się wraz z ich roz­prze­strze­nia­niem się na połu­dnie do Anglii, gdzie znano ich już pod wspólną nazwą wol­no­mu­lar­stwa uzna­nego.

Wolni i uznani masoni
Wol­no­mu­la­rze czę­sto ofi­cjal­nie mówią o sobie „wolni i uznani masoni”, jed­nak nie­wielu z nich rozu­mie, do czego tak naprawdę odnosi się słowo „uznany”. Co cie­kawe, z przy­miot­ni­ków „wolny” i „uznany” to ten drugi oka­zuje się dużo bar­dziej pomocny w odkry­wa­niu angiel­skich eta­pów wcze­snego roz­woju maso­ne­rii.
Ory­gi­nal­nie angiel­skie słowo „fre­ema­son” („wol­no­mu­larz”) odno­siło się do kamie­nia­rza, który obra­biał „free stone” („kamień cio­sowy”), czyli drob­no­ziar­ni­sty pia­sko­wiec lub wapień. W prze­ci­wień­stwie do mniej wykwa­li­fi­ko­wa­nych „usta­wia­czy”, któ­rzy jedy­nie kła­dli ocio­sane kamie­nie w odpo­wied­nie miej­sce ściany, zada­niem tych rze­mieśl­ni­ków było nada­wa­nie kamie­niom odpo­wied­niego kształtu. Wraz z upły­wem czasu słowo „fre­ema­son” zaczęło odno­sić się do każ­dego wyż­szego rangą rze­mieśl­nika obra­bia­ją­cego kamień i ludzie na­dal uży­wali go w taki sam spo­sób nawet wów­czas, kiedy powstała znana nam dzi­siaj maso­ne­ria – to ter­mi­no­lo­giczna nie­ści­słość, która spra­wia histo­ry­kom wiele trud­no­ści.
Bez­po­śred­nich poprzed­ni­ków współ­cze­snych wol­no­mu­la­rzy można szu­kać w Anglii dopiero od momentu, w któ­rym w histo­rycz­nych doku­men­tach zaczęły poja­wiać się wzmianki o „uzna­nych maso­nach” lub tajem­nej orga­ni­za­cji zna­nej jako Uzna­nie. Wynika to ze znacz­nych podo­bieństw pomię­dzy ich rytu­ałami a rytu­ałami prak­ty­ko­wa­nymi przez człon­ków lóż Schawa oraz współ­cze­snych wol­no­mu­la­rzy. Wraz z roz­prze­strze­nia­niem się Uzna­nia wycie­kało także coraz wię­cej infor­ma­cji o „sekre­tach, które ni­gdy nie mogą zostać spi­sane” – doty­czyły one uzna­nych angiel­skich maso­nów, któ­rzy wkrótce sami zapra­co­wali na miano wol­no­mu­la­rzy.
Wstrzą­sa­jące wyda­rze­nia, do jakich doszło pod­czas rzą­dów Karola I, syna króla Jakuba, ode­grały ogromną rolę w roz­prze­strze­nia­niu się lóż Schawa w Anglii. Po tym, jak w 1638 roku doszło do sporu doty­czą­cego modli­tew­nika, w Szko­cji wybu­chły wojny trzech kró­lestw, które na dobre zakoń­czyły się dopiero w 1651 roku i spra­wiły, że całe Wyspy Bry­tyj­skie zamie­niły się w pie­kło. Z 7,5 miliona miesz­kań­ców zabito około 800 tysięcy, a w Irlan­dii praw­do­po­dob­nie zgi­nęło 40 pro­cent przed­wo­jen­nej popu­la­cji. Wszystko to spra­wia, że kamie­niar­ska wer­sja her­me­tycz­nego poszu­ki­wa­nia oświe­ce­nia za pośred­nic­twem sym­boli jesz­cze wyraź­niej jawi się jako duchowy azyl.
Pocho­dzący z poło­żo­nego w regio­nie West Midlands hrab­stwa Staf­ford­shire Elias Ash­mole został uzna­nym maso­nem w paź­dzier­niku 1646 roku – rela­cja przed­sta­wia­jąca jego ini­cja­cję jest jed­nym z naj­star­szych opi­sów takich cere­mo­nii w Anglii. Istotne jest nie tylko miej­sce tego wyda­rze­nia, lecz także to, co Ash­mole musiał wów­czas zro­bić: jego ini­cja­cja odbyła się w War­ring­ton w hrab­stwie Lan­ca­shire, nie­da­leko miej­sca, w któ­rym miesz­kał wów­czas z teściami i docho­dził do sie­bie po tru­dach służby w poko­na­nym woj­sku roja­li­stów. Przez więk­szość wojen trzech kró­lestw Lan­ca­shire było zajęte przez szkocką armię, którą uważa się za jed­nego z głów­nych pro­pa­ga­to­rów poglą­dów i prak­tyk szkoc­kich lóż. (Reje­stry edyn­bur­skiej loży Schawa wska­zują, że w maju 1641 roku masoni słu­żący w szkoc­kiej armii w pół­noc­nej Anglii prze­pro­wa­dzali ini­cja­cje ofi­ce­rów wal­czą­cych w woj­nie domo­wej).
Dzięki swo­jemu sta­no­wi­sku ofi­cera arty­le­rii Ash­mole był wyjąt­kowo dobrym kan­dy­da­tem na masona. Człon­ko­wie loży świet­nie znali dzieje Witru­wiu­sza i pamię­tali, że w legio­nach Juliu­sza Cezara był spe­cja­li­stą od broni cięż­kiej i kon­stru­ował oraz obsłu­gi­wał wszyst­kie typy machin mio­ta­ją­cych. Dzięki swo­jej wie­dzy o tra­jek­to­riach i innych aspek­tach tak bar­dzo powa­ża­nej geo­me­trii byli tak naprawdę hono­ro­wymi kamie­nia­rzami.
Ash­mole stał się czło­wie­kiem o sze­ro­kich i (jak się obec­nie wydaje) wyjąt­kowo oso­bli­wych zain­te­re­so­wa­niach. Był anty­kwa­riu­szem bada­ją­cym, kata­lo­gu­ją­cym i zbie­ra­ją­cym wszystko, od sta­ro­żyt­nych monet aż po nie­zwy­kłe okazy zoo­lo­giczne; dziś naj­bar­dziej znany jest z tego, że jego wła­sność stała się pod­stawą kolek­cji oks­fordz­kiego Ash­molean Museum. Ash­mole z wiel­kim odda­niem poświę­cał się zgłę­bia­niu heral­dyki, a jego obser­wa­cje astro­lo­giczne doce­nił nawet król Karol II. Ponadto badał on magiczne sym­bole, alche­mię i był prze­ko­nany, że jego inte­lek­tu­alne zdol­no­ści są wyni­kiem ruchów Mer­ku­rego.
Takie wła­śnie ezo­te­ryczne hobby przy­cią­gały do lóż wysoko uro­dzo­nych ludzi. Przy­kła­dowo Ash­mole inte­re­so­wał się rów­nież różo­krzy­żem, co było modne w przy­padku sekret­nych sto­wa­rzy­szeń i osób zgłę­bia­ją­cych wie­dzę okul­ty­styczną. W poło­wie dru­giej dekady XVII wieku kul­turę euro­pej­ską zelek­try­zo­wały infor­ma­cje z Nie­miec, zgod­nie z któ­rymi odkryto tajemne i święte bra­ter­stwo powstałe wiele wie­ków wcze­śniej. Orga­ni­za­cja ta znana była jako Zakon Braci Oświe­co­nych Róży i Krzyża i zawdzię­czała nazwę swo­jemu zało­ży­cie­lowi, misty­kowi i leka­rzowi Chri­stia­nowi Rosen­kreu­zowi, który pod­czas swo­ich podróży do Orientu posiadł wiel­kie tajem­nice. Różo­krzy­żowe pisma zawie­rały nowe spoj­rze­nie na her­me­tyzm i chrze­ści­jań­stwo oraz ogła­szały nadej­ście nowej epoki ducho­wej.
Nie­stety, zakon różo­krzyża ni­gdy nie ist­niał – tak samo jak i jego zało­ży­ciel. Wszystko to było ale­go­rią, a być może nawet zwy­kłą misty­fi­ka­cją. Nie powstrzy­mało to jed­nak ludzi, któ­rzy albo na­dal chcieli do tego zrze­sze­nia dołą­czyć, albo na­dal inte­re­so­wali się jego zało­że­niami. Być może niektó­rzy męż­czyźni zasi­la­jący sze­regi szkoc­kich i angiel­skich lóż byli prze­ko­nani, że dołą­czają do zakonu różo­krzyża lub podob­nej orga­ni­za­cji, a nawet jeżeli tak nie było, to mit różo­krzy­żow­ców przy­dał maso­ne­rii jesz­cze wię­cej sym­bo­liki. Przy­kła­dowo uważa się, że rytuał śmierci i wskrze­sze­nia Hirama Abiffa ma swoje źró­dło w różo­krzy­żo­wej nekro­man­cji.
Ash­mole całe życie pozo­stał już uzna­nym maso­nem. W 1682 roku wziął udział w spo­tka­niu uzna­nych maso­nów w Lon­dy­nie. Opi­sał je w dzien­niku takimi sło­wami: „Mia­łem sta­tus star­szego członka (przy­jęto mnie już trzy­dzie­ści pięć lat temu)” oraz „Wszy­scy razem zje­dli­śmy obiad w tawer­nie Pod Pół­księ­ży­cem przy ulicy Che­ape­side, a ten zacny posi­łek został opła­cony ze skła­dek nowo przy­ję­tych maso­nów”.

 
Wesprzyj nas