Scott Kelby podchodzi do fotografii bez zadęcia i nabożności. To nie jest jeden z tych poradników, po których poczujesz, że nic nie umiesz!
Do poradników fotograficznych podchodzę z dużą rezerwą. Bardzo wiele z nich pisanych jest w sposób, który potrafiłby zniechęcić do fotografii nawet najbardziej zagorzałego jej pasjonata. Autorzy lansując się w roli wszechwiedzących guru podają częstokroć „jedyne słuszne” zasady czyli te, w które sami wierzą nie uznając, że może istnieć coś poza ich spojrzeniem na fotograficzne zagadnienia. W rezultacie poradniki takie zabijają kreatywność, a to ona przecież stoi u podstaw wszelkich wynalazków, które z czasem stają się regułą. Tym samym naprawdę dużym zaskoczeniem jest poradnik „Sekrety mistrza fotografii cyfrowej” napisany przez Scotta Kelby’ego.
Przede wszystkim kreatywności wcale nie gasi, ale wprost do niej zachęca. Kelby nie jest fotograficznym purystą i to natychmiast zjednuje mu moją sympatię. „Otóż, jeśli kupisz jeden z takich nietypowych obiektywów, to z pewnością sam zaczniesz eksperymentować z fotografowaniem nim różnych rzeczy. Także tych, których »nie powinno« się nimi fotografować. I bardzo słusznie – to przecież twoje obiektywy i warto by sprawdzić ich możliwości w różnych sytuacjach” – pisze. Uff? Jaka ulga. Po lekturze rozlicznych poradników fotograficznych należałoby przecież popaść w głęboką depresję po niekanonicznym użyciu sprzętu, a tutaj odmiana: pozwalają nam bawić się fotografią, robić po swojemu i jeszcze mówią, że to dobrze! Kelby, mówiąc krótko, nie podchodzi do fotografii jak do dziedziny wiedzy tajemnej, ale jak do radosnego hobby, które może i powinno sprawiać wiele frajdy. Warto więc zagłębić się dalej w jego rady.
Na początku „Sekrety mistrza fotografii cyfrowej” mogą sprawić dość chaotyczne wrażenie. Już we wstępie autor odwołuje się do swoich poprzednich książek, co powoduje pewien zamęt, całość skonstruowana jest bez wyraźnego klucza – to raczej zbiór różnorodnych wskazówek na wiele tematów – od zasad kompozycji po porady co spakować do teczki foto w przypadku określonego rodzaju zdjęć do wykonania. Ale i w tym szaleństwie jest metoda. Szeroki wachlarz zaleceń wprawdzie nie penetruje dokładnie określonego zagadnienia, ale uwypukla aspekty najistotniejsze, a zarazem te, które mogą najbardziej interesować początkującego miłośnika fotografii.
Zachęca do tej książki także i styl w jakim została napisana. Kelby deklaruje we wstępie, że komponuje ją tak, jakby mówił o fotografii do swojego przyjaciela i w istocie nie jest to pusta deklaracja. Tekst czyta się szybko, jest łatwy, przystępny, zupełnie pozbawiony niepotrzebnej terminologii, która tylko budzi frustrację u osób nie pragnących zostać magistrem fotografii. Do diabła, przecież nie każdy musi mieć chęć by się w tej dziedzinie doktoryzować i autor poradnika „Sekrety mistrza fotografii cyfrowej” całkowicie to rozumie.
Żartuje z żargonu profesjonalistów, śmieje się z zawodowców-szpanerów, którzy więcej o fotografii gadają niż robią zdjęć. Ma wielki dystans do reprezentowanej przez siebie dziedziny, a posiadaną wiedzę przekazuje bez pozy wspomnianego w tytule mistrza, ale w istocie tak, jakby doradzał lubianemu kumplowi. Z tych przyczyn książka ta będzie się z pewnością podobać wszystkim, którzy chcą robić lepsze zdjęcia dobrze się przy tym bawiąc. Zdecydowanie polecam. (AK)
Scott Kelby
Sekrety mistrza fotografii cyfrowej
Wydawnictwo Helion 2010