Obsesyjne zainteresowanie obcą osobą, konsekwencje zakazanych zachowań, samotność wśród ludzi – to tematy, które podjęła Natsuko Imamura w powieści „Kobieta w Fioletowej Spódnicy”. To kolejne spotkanie z azjatycką prozą, jakie umożliwia polskim czytelnikom „Seria z Żurawiem” publikowana przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.


Kobieta w Fioletowej SpódnicyZwykłe osiedle, dwie kobiety. Jedna z nich, zwana Kobietą w Fioletowej Spódnicy, przyciąga uwagę wszystkich. Zainteresowane spojrzenia rzucają jej dorośli, lubią ją osiedlowe dzieci, które asystują jej i zaczepiają ją, gdy tylko pojawia się na ławce w parku. Druga z kobiet nie znajduje się w centrum niczyjej uwagi, nawet swojej własnej. Nie mając własnego życia, skupia się szaleńczo na cudzym. Obserwuje tę pierwszą z ukrycia, patrzy cały czas, skłonna jest zaniedbywać obowiązki, byleby tylko nie przegapić niczego, co dotyczy obiektu jej obserwacji, dzień w dzień zapisując w notesie co interesująca ją kobieta robiła, dokąd poszła, jak wyglądała.

Nadchodzi dzień, gdy obie spotykają się w tym samym miejscu pracy – lokalnym hotelu, gdzie Kobieta w Fioletowej Spódnicy zdobywa zatrudnienie, a jej obserwatorka pracuje od dawna. Od tej chwili obserwująca z coraz większą natarczywością stara się zbliżyć do obserwowanej, skupiona na pragnieniu zostania jej przyjaciółką. Tylko czy jakakolwiek przyjaźń może mieć za podstawę obsesję?

Powieść „Kobieta w Fioletowej Spódnicy”, prócz fabuły, w której napięcie narasta z każdą stroną, oferuje polskiemu czytelnikowi spojrzenie na thriller jako gatunek w wersji japońskiej. A to oznacza, że nie mamy tutaj łatwych rozstrzygnięć ani uproszczonych schematów, tak dobrze znanych z popularnej literatury europejskiej i amerykańskiej. Interpretacja zdarzeń w tej powieści w dużym stopniu zależy od wrażliwości czytającego. Natsuko Imamura pisząc o swoich bohaterach nie wartościuje ich zachowań, pozostawiając to zadanie odbiorcom.

Rezultatem jest inteligentna powieść, gdzie rozrywka wynikająca ze śledzenia rozwoju akcji i ewoluujących, coraz bardziej napiętych stosunków między postaciami, współgra z głębszą refleksją na podstawie obserwacji ich zachowań. To powieść bliższa życiu, niż fikcji. Natsuko Imamura zwraca w niej uwagę na fakt, że zawikłane sytuacje rzadko kiedy są wynikiem działania tylko jednej osoby, a raczej zbiorowym wysiłkiem. Kobieta w Fioletowej Spódnicy – główna i zarazem tytułowa bohaterka, określana przez obserwującą ją kobietę, będącą narratorką powieści, tym właśnie mianem, jest tajemnicza i zamknięta w sobie, nieskora do wykazywania inicjatywy, wobec czego to otoczenie sytuuje ją w pewnych rolach, pisząc za nią scenariusz jej życia. To otoczenie: współpracownicy, koleżanki i koledzy z pracy, a nawet dzieci z parku, popychają ją do pewnych zachowań, by później udawać, że nic takiego nie miało miejsca i zostawić ją samą ze wszelkimi konsekwencjami, osądzając, głównie na podstawie plotek i domysłów, jako jedyną winną.

inteligentna powieść, gdzie rozrywka wynikająca ze śledzenia rozwoju akcji i ewoluujących, coraz bardziej napiętych stosunków między postaciami, współgra z głębszą refleksją

Ów książkowy portret współczesności przesyconej samotnością w tłumie, widzianej przez autorkę w wielu wariantach, zyskał uznanie krytyków literackich. Natsuko Imamura w rodzinnej Japonii została obsypana nagrodami literackimi, w tym prestiżową The Akutagawa Prize, którą odebrała w 2019 roku. Uznanie krytyków i publiczności otworzyło jej drogę do międzynarodowej kariery, dzięki czemu jej twórczość trafiła między innymi do Polski. Zanim jednak stała się ona cenioną pisarką, podejmowała się różnych prac, w tym pracy hotelowej pokojówki. To na doświadczeniach z niej wyniesionych oparła fabułę „Kobiety w Fioletowej Spódnicy”, czyniąc tę powieść tak bardzo realistyczną, wiarygodną i nieoczywistą, dzięki czemu pozostaje ona z czytelnikiem na długo.Wanda Pawlik

Natsuko Imamura, Kobieta w Fioletowej Spódnicy, Przekład: Wiktor Marczyk, Seria: Seria z Żurawiem, Wydawnictwo Bo.wiem, Premiera: 5 października 2021
 
 

Natsuko Imamura
Kobieta w Fioletowej Spódnicy
Przekład: Wiktor Marczyk
Seria: Seria z Żurawiem
Wydawnictwo Bo.wiem
Premiera: 5 października 2021
 
 

W mojej okolicy mieszka osoba zwana „Kobietą w Fioletowej Spódnicy”. Nazywają ją tak, ponieważ zawsze nosi fioletową spódnicę.
Z początku myślałam, że Kobieta w Fioletowej Spódnicy jest młodą dziewczyną. Może to przez jej drobną budowę ciała i sięgające ramion rozpuszczone czarne włosy. Z daleka można by ją wziąć za gimnazjalistkę, jednak z bliska widać, że nie jest zbyt młoda. Tu i ówdzie na policzkach pojawiły się już przebarwienia skóry, a opadające na ramiona włosy są pozbawione blasku i wyglądają na przesuszone.
Kobieta w Fioletowej Spódnicy mniej więcej raz w tygodniu idzie do piekarni w pasażu handlowym, aby kupić drożdżówkę z kremem. Zawsze ją obserwuję, udając, że wybieram pieczywo. Za każdym razem, kiedy to robię, myślę sobie, że kogoś mi przypomina. Nie wiem tylko, kogo.
W pobliskim parku znajduje się nawet ławka z plakietką „Miejsce do wyłącznego użytku Kobiety w Fioletowej Spódnicy”. To ostatnia ławka spośród trzech ustawionych w południowej części ogrodu.
Pewnego dnia Kobieta w Fioletowej Spódnicy kupiła w piekarni jedną drożdżówkę z kremem, wyszła z pasażu handlowego i ruszyła do parku. Było chwilę po trzeciej. Liście rosnącego w parku dębu zapewniały cień „Miejscu do wyłącznego użytku Kobiety w Fioletowej Spódnicy”. Kobieta w Fioletowej Spódnicy usiadła na samym środku ławki i zaczęła jeść kupioną przed chwilą drożdżówkę. Jadła, trzymając lewą rękę jak talerzyk, żeby nie ubrudzić się wypływającym kremem. Zanim włożyła do ust część ozdobioną migdałami, przyglądała się jej przez chwilę, a ostatni kawałek przeżuwała szczególnie długo, jakby nie chciała się z nim rozstać.
Patrząc, jak je, wreszcie zrozumiałam. Kobieta w Fioletowej Spódnicy wygląda jak moja starsza siostra. Oczywiście rozumiem, że to zupełnie inna osoba.
Ma kompletnie inną twarz.
Moja starsza siostra, tak jak Kobieta w Fioletowej Spódnicy, zawsze była kimś, kto poświęca dużo czasu na ostatni kęs. Była bardzo cichą osobą, która przegrywała w kłótniach nawet ze mną, ale w kwestii jedzenia miała pewną obsesję i stawała się niesamowicie stanowcza.
Jej ulubioną przekąską był pudding w kubeczku.
Zawsze wybierała łyżeczką resztki karmelu, który został na dnie, i przyglądała mu się bez znużenia przez dziesięć czy dwadzieścia minut. Pewnego dnia powiedziałam: „Jeśli nie jesz, to daj”, i szybkim chapsnięciem pochłonęłam to, co jeszcze zostało z puddingu. Wywiązała się z tego kłótnia, która prawie wywróciła nasz dom do góry nogami. Do dzisiaj mam bliznę po jej paznokciach na ramieniu. Na kciuku prawej ręki mojej siostry pewnie też wciąż znajduje się ślad zębów po moim ugryzieniu.
Minęło dwadzieścia lat, odkąd nasza rodzina rozpadła się po rozwodzie rodziców. Ciekawe, gdzie teraz jest i co robi moja siostra. Cały czas myślę, że jej ulubionym jedzeniem jest pudding, ale może to też już się zmieniło?
Jeśli Kobieta w Fioletowej Spódnicy jest podobna do starszej siostry, to powinna chyba też być podobna do młodszej, czyli do mnie. A może nie? Jakieś punkty wspólne by się znalazły. Jeśli ona jest „Kobietą w Fioletowej Spódnicy”, to mnie można nazwać „Kobietą w Żółtym Kardiganie”. Niestety „Kobieta w Żółtym Kardiganie” nie jest taka jak „Kobieta w Fioletowej Spódnicy” i nikt nie wie o jej istnieniu.
Kiedy „Kobieta w Żółtym Kardiganie” spaceruje po pasażu handlowym, nikt nie zwraca na nią uwagi, ale kiedy to samo robi „Kobieta w Fioletowej Spódnicy”, sprawa wygląda zupełnie inaczej. Ludzi, którzy widzą Kobietę w Fioletowej Spódnicy zbliżającą się do arkad pasażu, oraz ich reakcje można łatwo podzielić na cztery grupy. Pierwsza – osoby, które udają, że jej nie widzą. Druga – osoby, które szybko schodzą jej z drogi. Trzecia – osoby, które przybierają zwycięską pozę na myśl o zbliżającym się szczęściu. Czwarta – osoby, które, wręcz przeciwnie, przeklinają swój los (istnieje przesąd, że spotkanie Kobiety w Fioletowej Spódnicy dwa razy w ciągu jednego dnia przynosi szczęście, a spotkanie trzy razy – pecha).
Niesamowite w Kobiecie w Fioletowej Spódnicy jest to, że cokolwiek robiliby ludzie wokół niej, nigdy nie zmienia tempa swojego marszu. Zawsze gładko sunie wśród tłumu, utrzymując stałą prędkość. Co dziwne, nawet kiedy w weekendy w pasażu robi się tłoczno, nigdy na nikogo i na nic nie wpada. Sądzę, że musi być nadludzko wysportowana albo, być może, ma na czole dodatkowe oko. Jestem pewna, że ukrywa to trzecie oko przed wzrokiem ludzi pod grzywką i osiąga dzięki niemu trzysta sześćdziesiąt stopni pola widzenia.
Jest to sztuka, której Kobieta w Żółtym Kardiganie, czegokolwiek by nie robiła, nie potrafi naśladować. Chyba zdawała sobie sprawę, że jej niewiarygodna zdolność unikania kolizji sprowokowała pojawienie się kilku dziwaków, którzy próbowali specjalnie ją potrącić. Prawdę mówiąc, sama byłam jednym z tych dziwaków. Wszyscy jednak ponieśli porażkę, a ja razem z nimi. To było jakoś na początku tej wiosny – starałam się sprawiać wrażenie, że zwyczajnie sobie spaceruję, a kiedy dzieliło nas już tylko kilka metrów, nagle przyspieszyłam i rzuciłam się do przodu, celując w Kobietę w Fioletowej Spódnicy.
Teraz myślę, że to było strasznie głupie. Kobieta w Fioletowej Spódnicy zwinnie uniknęła zderzenia, a ja całym ciałem z impetem wpadłam w szklaną witrynę sklepu mięsnego. Na szczęście obyło się bez obrażeń, ale otrzymałam ze sklepu wezwanie do zapłacenia dużej kwoty za naprawę szkód. Od tego momentu upłynęło ponad pół roku i dopiero niedawno udało mi się w końcu spłacić dług. A wcale nie było to łatwe. Raz w miesiącu szukałam rzeczy, które mogłabym sprzedać, i w sekrecie wędrowałam na bazar organizowany na terenie szkoły podstawowej. Robiłam, co mogłam, żeby zarobić kilka groszy. W takich chwilach zawsze pytałam sama siebie, co ja w ogóle wyprawiam. Więcej nie będę się zachowywać tak głupio. Mówi się, że nie było ani jednej osoby, której udałoby się potrącić Kobietę w Fioletowej Spódnicy. Nawet jeśli przyjmiemy, że nie ma trzeciego oka na czole, to z pewnością musi być nieprzeciętnie wysportowana. Ale Kobieta w Fioletowej Spódnicy i słowo „sport” jakoś do siebie nie pasują. Jednak gdyby tak na to spojrzeć, to kiedy z taką lekkością płynie przez tłum, może uchodzić za zwinnie sunącą po lodzie łyżwiarkę figurową.
W sumie ma podobną aurę do dziewczyny, która dwa lata wcześniej zdobyła brązowy medal na zimowych igrzyskach olimpijskich. Tamta dziewczyna nosiła niebieski strój i wysławiała się trochę po babcinemu. Po zakończeniu kariery została prezenterką telewizyjną i w zeszłym roku wybrano ją do prowadzenia programu dla dzieci. Ostatnio zdobyła nawet pierwsze miejsce w Rankingu Ulubionych Celebrytów Dzieci. Gdy porównać je ze sobą, to Kobieta w Fioletowej Spódnicy jest zdecydowanie starsza, ale w kwestii sławy (przynajmniej w naszej okolicy) – są na podobnie wysokim poziomie.
Tak, tak, postać Kobiety w Fioletowej Spódnicy jest znana nie tylko dorosłym, ale także wśród dzieci.
Czasami w naszym pasażu handlowym pojawia się ekipa telewizyjna zbierająca materiały do jakiegoś programu. Zawsze przeprowadzają wywiady z gospodyniami domowymi, zadając pytania w stylu: „Co dziś pani szykuje na kolację?”, albo: „Warzywa ostatnio zdrożały, prawda?”, ale ja bym chciała, żeby czasami spytali staruszków albo dzieci:
– Czy znacie Kobietę w Fioletowej Spódnicy?
– Znamy! – odpowiedzieliby z pewnością prawie wszyscy.
Jest taka jedna zabawa ostatnio popularna wśród dzieci. Polega na tym, że grają w papier-kamień-nożyce, a osoba, która przegra, musi dotknąć Kobiety w Fioletowej Spódnicy. Zasady są proste, ale gra wzbudza mnóstwo emocji. Miejscem zabawy jest pobliski park. Dziecko, które przegra, podkrada się cicho do Kobiety w Fioletowej Spódnicy siedzącej na miejscu do jej wyłącznego użytku i pac! klepie ją w ramię. I to tyle. Kiedy już ktoś ją klepnie, dzieci uciekają, śmiejąc się. A potem powtarzają to jeszcze wiele razy.
Pierwotnie w tej zabawie nie chodziło o to, żeby dotknąć Kobiety w Fioletowej Spódnicy, tylko żeby się do niej odezwać. Osoba, która przegrała w papier-kamień-nożyce, podbiegała drobnymi kroczkami tup-tup do siedzącej na swoim specjalnym miejscu Kobiety w Fioletowej Spódnicy i rzucała proste „Dzień dobry” albo „Miłego dnia”. Dzieci niezwykle to ekscytowało. Gdy tylko udało im się do niej przemówić, błyskawicznie uciekały, chichocząc.
Zasady zmieniły się całkiem niedawno. Powód tej zmiany był prosty – dzieciom znudziło się mówienie do niej, spowszedniały im też jej reakcje. Ciągle tylko „Co słychać?”, albo „Ładna dziś pogoda” – rodzaje zaczepek w ogóle nie ewoluowały. Jeśli już dzieciom udało się coś wykombinować, to tylko nudziarstwa w stylu: How are you? Kiedy dopiero zaczynały zabawiać się tą grą, Kobieta w Fioletowej Spódnicy nie reagowała nawet najdrobniejszym gestem i tylko bez przerwy spoglądała w dół. Jednak z czasem zaczęła wykonywać różne zbędne ruchy – ziewać, dotykać swoich paznokci albo leniwie skubać zmechacony sweter. Kiedy patrzyło się na to z boku, można było odnieść wrażenie, że prowokuje w ten sposób te nużące dzieciaki.
Żeby przełamać rutynę, zwołano naradę. Wszyscy stanęli w kółku, stykając się czołami, i wymyślili nową zasadę, która od tego czasu stała się już standardowym rozwiązaniem. Póki co nikt jeszcze nie zgłosił, że i ta zabawa stała się nudna. W samą grę papier-kamień-nożyce dzieci też wkładają dużo energii. Osoba, która wygra, wyskakuje w powietrze z radości, a przegrany wydaje jęk rozpaczy. Kiedy dzieci grają, Kobieta w Fioletowej Spódnicy cierpliwie siedzi na swoim miejscu do wyłącznego użytku. Jej dłonie spoczywają na kolanach, a wzrok skierowany jest w dół. Chyba jeszcze nie przywykła do nowych zasad gry. Ciekawa jestem, co czuje w chwili, kiedy ktoś tak pac! klepie ją w ramię.

Myślałam, że Kobieta w Fioletowej Spódnicy jest podobna do mojej starszej siostry, ale to jednak nie to. Byłej łyżwiarki figurowej, która została celebrytką, też nie przypomina. Kobieta w Fioletowej Spódnicy jest podobna do mojej koleżanki z czasów szkoły podstawowej, Mei-chan, która długie czarne włosy splatała w warkocz i wiązała czerwoną gumką. Ojciec Mei-chan był Chińczykiem. Pewnego dnia, tuż przed ukończeniem szkoły, cała rodzina wróciła do Szanghaju, z którego jej ojciec pochodził. Siedząca bez ruchu na ławce Kobieta w Fioletowej Spódnicy przypomina Mei-chan, która zachowywała się w taki sam sposób podczas szkolnych zajęć na basenie. Mei-chan, która w ogóle nie patrzyła, jak pływamy, tylko siedziała przygarbiona i bawiła się paznokciami. A może Kobieta w Fioletowej Spódnicy to właśnie Mei-chan? Straciłyśmy kontakt, kiedy wyjechała do Chin, ale może wróciła do Japonii? Specjalnie po to, żeby się ze mną spotkać?
To oczywiście nie była prawda. Mei-chan była moją koleżanką, ale tak naprawdę nieszczególnie bliską. Raz czy dwa bawiłyśmy się razem, to wszystko. Ale Mei-chan zawsze była taka uprzejma. Kiedyś pochwaliła mój rysunek psa.
– Ładny ogon – powiedziała, a ja jako dziecko byłam jej za to bardzo wdzięczna. Szczególnie że Mei-chan ślicznie rysowała. Mówiła, że w przyszłości chciałaby zostać malarką. I nią została. Huang Chunmei, wychowana w Japonii chińska malarka. Trzy lata temu przyleciała do Japonii otworzyć swoją indywidualną wystawę. Przeczytałam o tym w artykule w gazecie. Nie była już tą samą dziewczynką z warkoczem, ale kobietą, która stała uśmiechnięta przed swoim obrazem, z pewnością była Mei-chan. Tak, tak, od zawsze miała wyraźnie zarysowaną podwójną powiekę i pieprzyk w rowku pod nosem.
Powieki Kobiety w Fioletowej Spódnicy są pojedyncze. Ma przebarwienia na skórze, ale żadnych pieprzyków. Gdyby tak spojrzeć tylko na te powieki, to można by znaleźć podobieństwo do mojej koleżanki z klasy z gimnazjum, Arishimy. Charaktery mają chyba kompletnie inne, ale te powieki – to była Arishima. Arishima wzbudzała strach. Blond włosy, drobne kradzieże, zastraszanie, przemoc. Zawsze chodziła z nożem, który wyglądał jak katana. Była najgroźniejszą osobą, jaką spotkałam w swoim życiu. Rodzice, nauczyciele, a nawet policja sobie z nią nie radzili. Jest dla mnie tajemnicą, czemu dziewczyna taka jak ona podzieliła się kiedyś ze mną gumą do żucia o smaku kwaśnej śliwki. Ktoś szturchnął mnie w plecy od tyłu i wyciągając do mnie listek gumy, zapytał: „Chcesz?”, więc wzięłam. Wtedy po raz pierwszy wyraźnie widziałam oczy Arishimy. Opadające brwi, pojedyncza powieka. W pierwszej chwili nie wiedziałam, że to ona.
Powinnam była jej podziękować, ale tego nie zrobiłam.
Myślałam, że guma jest zatruta, więc wracając ze szkoły, wyrzuciłam ją do kosza na śmieci przed jakimś barem.

 
Wesprzyj nas